Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

30 lat temu - Sierpień 1980

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Sie 30, 2010 8:46 am    Temat postu: 30 lat temu - Sierpień 1980 Odpowiedz z cytatem

Ze strony - http://www.plezantropia.fora.pl/b-joanna-wojciechowicz-b,211/listy-o-prawdzie-joanna-wojciechowicz,3717.html


Jerzy Sychut:

Cytat:

(...) Opowiem swój szczeciński sierpień. Od przyspawania pociągu do torów kolejowych w Lublinie wisiało coś w powietrzu. Spodziewaliśmy się że społeczeństwo dłużej nie wytrzyma. Nikt nie wiedział tylko kiedy. W Szczecinie czekali na jakieś wydarzenie.

Stało się. W Gdańsku zaczęli strajkować. Później docierały sprzeczne wiadomości. Zerwana łączność telefoniczna z Trójmiastem nie zatrzymała zdarzeń. Jeszcze w Szczecinie jeździły tramwaje gdy komitety strajkowe zaczęły zbierać się w Stoczni Warskiego.

Rano zadzwoniła żona ze Stoczni Warskiego. Pracowała w biurze konstrukcyjnym. Przedyktowała dotychczas zebrane postulaty. Nie było wśród nich żądań politycznych oprócz utworzenia wolnych związków zawodowych. Komitet Strajkowy wyznaczył krótki termin zbierania postulatów. Do wieczora każdy mógł żądać co zechciał. Oczywiście dotyczyło to tylko pracowników stoczni. Wkrótce ograniczono dostęp pracującym poza ogrodzeniem, także i żonie. Z obawy przed prowokacją nie wpuszczano nikogo z zewnątrz.

W SB również spodziewano się wydarzeń. Jeszcze przed strajkami późną nocą widywaliśmy oświetlone okna ich siedziby przy ulicy Małopolskiej. Kilka dni przed strajkiem zauważyłem że sporadyczne obserwacje mojej osoby zmieniły się stały nadzór. Po tablicach rejestracyjnych samochodów "ochrony" widać było że przybyły posiłki z innych miast. Dziwiłem się, bo nie byłem nikim ważnym. Zresztą wówczas jeszcze nie było przywódców. Liczyło się jednak, to co można było zrobić sprawnie i szybko. Nikt nie miał pomysłów co robić i nie zabiegał o popularność. SB tylko czuwała.

Zebrałem kilku kolegów w swoim mieszkaniu: Marek Lachowicz, Tadeusz Lichota, Ryszard Nowak, Radzimierz Nowakowski i Tadeusz którego nazwiska nie zapamiętałem. Zdecydowaliśmy że trzeba uzupełnić postulaty. Z pamięci odtworzyliśmy listę ułożoną przez PPN, z artykułu którego autorem był Zdzisław Najder. Kilka godzin później Tadeusz Lichota zaniósł listę do Stoczni, lecz go nie wpuszczono mimo że był zwolnionym dyscyplinarnie z pracy przywódcą strajku w 1976 roku i wiedziano, iż od 1970 roku jest współpracownikiem Edmunda Bałuki. W ostatniej chwili Zdzisław Kasprzyk przekazał postulaty do Komitetu Strajkowego wraz z workiem do połowy wypełnionym bibułą, którą pospiesznie zebrałem od znajomych i z opróżnionych na tę okoliczność magazynków druków przeznaczonych do kolportażu.

Na wniosek Komitety Strajkowego worek z bibułą nie dostał się w ręce robotników lecz zawartość została zniszczona kilka godzin po dostarczeniu. Nie chcę przypominać nazwisk autorów tej decyzji i wykonawców, bo rozumiem że zrobili to z obawy przez nieznanym, przed czymś czego wówczas jeszcze nie wiedzieli.

Dni strajku mijały. Tramwaje nie zgrzytały. Na ulicach było cicho, aczkolwiek nie wszyscy strajkowali żeby życie mogło funkcjonować. Czekaliśmy końca negocjacji i aby życie wróciło. Tylko już inne. Wierzyliśmy że tym razem będzie inaczej. Nawiązaliśmy łączność z Trójmiastem i cieszyliśmy się że treść negocjowanych postulatów jest podobna. W dniu podpisywania porozumień zauważyłem naprzeciw mojego domu źdźbło trawy wyrosłe po środku czerwonawej od rdzy szyny tramwajowej. Tego dnia mogłem chodzić ulicami Szczecina bez czujnych opiekunów z SB. Już zbyt wielu było do rozpracowania.

Pierwszym klientem stoczniowej Solidarności okazała się żona, zwolniona z pracy w Stoczni zaraz po strajku. Z powodu kompresji etatów lub jakoś podobnie napisali w uzasadnieniu. Związkowcy nie wiedzieli jak bronić żony przed fikcyjnym argumentem i zgodzili się na zwolnienie (któryś powiedział "nie potrzebujemy nikogo z koru"). Nie wiem czy ktokolwiek protestował gdy kilka miesięcy później zostałem aresztowany wraz z przywódcami KPN. Nie byłem nikim ważnym. W szczecińskiej Solidarności przyszli przywódcy już zabiegali o wpływy. Ujmowanie się za więźniami politycznym przysparzało tylko kłopotów, z którymi nie potrafili sobie poradzić, bo jeszcze ich nie rozumieli. Gdy pół roku później uchylono mój areszt niektórzy już rozumieli przydatność opozycyjnych doświadczeń i zaproponowali pracę w Zarządzie Regionu Solidarności. Jednak nawet wówczas zabroniono mi wstępu do drukarni mimo że formalnie kierowałem jej pracą...

Jerzy Sychut


http://www.plezantropia.fora.pl/b-joanna-wojciechowicz-b,211/listy-o-prawdzie-joanna-wojciechowicz,3717.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Wrz 06, 2010 10:41 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Moczulski: wtedy zadano ostateczny cios systemowi

PAP
Strajki w lipcu i sierpniu 1980 r. zadały ostateczny cios systemowi komunistycznemu i doprowadziły do jego agonii. Tak wydarzenia sprzed 30 lat ocenił w rozmowie z PAP Leszek Moczulski, twórca Konfederacji Polski Niepodległej.

Zdaniem Moczulskiego zgoda władz na powstanie wolnych związków zawodowych doprowadziła do powstania pierwszej, nie tylko w PRL, ale także w całym ówczesnym obozie socjalistycznym, legalnej opozycji. Teraz mogła ona obezwładnić władzę, nie przez walkę zbrojną, która i tak była skazana na przegraną, ale poprzez samoorganizację społeczeństwa przeciw systemowi.

Moczulski przyznał, że z punktu widzenia strategii KPN, wolne i samorządne organizacje pracownicze były narzędziami walki politycznej. "Nie postrzegaliśmy związków, jako organizacji zabiegających o prawa pracownicze. Dla nas ważne było, że mogą skutecznie przeciwstawić się władzy" - podkreślił były przewodniczący Konfederacji.

Według niego system totalitarny nie może istnieć bez poparcia mas. "Nieważne, czy aplauz ten jest prawdziwy, czy wymuszony. Jeżeli masy kierują się przeciw totalitaryzmowi, to zadają mu śmiertelny cios" - oznajmił.

Zwrócił uwagę, że ruch, który się narodził w Polsce i nabierał wielkiego znaczenia w pozostałych krajach obozu socjalistycznego, zmienił całą sytuację geopolityczną. Ujawnił słabość Związku Radzieckiego. "Nagle się okazało - wskazał Moczulski - że w samym centrum bloku sowieckiego narodził się ruch, z którym komunizm nie może sobie poradzić. To przekonało Amerykanów, że krucjata przeciw sowietom nie jest fantasmagorią".

Mówiąc o 31 sierpnia 1980 r. Moczulski przypomniał, że spędził go w warszawskim więzieniu przy ul. Rakowieckiej. Siedział wówczas w jednej celi z Adamem Michnikiem. "Bardzo się wtedy kłóciliśmy, ale przez te kłótnie się zaprzyjaźniliśmy. Całą noc z 31 sierpnia na 1 września sprzeczaliśmy się o to, co się stało w Gdańsku" - wyznał.

"Siedzieliśmy w narożnej celi. Z oddali, z domów poza murami więzienia, słychać było telewizję. I choć nie można było zrozumieć słów, wiedzieliśmy, że zaczyna się Dziennik Telewizyjny. Na początku Dziennika usłyszeliśmy nieskładnie śpiewany hymn. Wiedzieliśmy wówczas, że w Gdańsku zawarto porozumienie" - opowiadał PAP przewodniczący KPN.

Wówczas obaj więźniowie zastanawiali się, które postulaty i w jakim kształcie zostały zaakceptowane przez władze. "Ja mówiłem, że została przyjęta zasada wolnych związków zawodowych, a Adam twierdził, że jest to niemożliwe. Argumentował, że władza, godząc się na wolne związki zawodowe, wydaje na siebie wyrok" - relacjonował Moczulski. "No i następnego dnia wypuścili mnie z więzienia" - zakończył.


http://wiadomosci.onet.pl/2214487,11,item.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Wrz 07, 2010 2:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Jaką rolę w Sierpniu 1980 r. odegrali Lech Kaczyński i Henryka Krzywonos? Jakie cele stawiali sobie doradcy Solidarności? Specjalnie dla "Super Expressu" Jerzy Borowczak - współinicjator strajku w Stoczni Gdańskiej w Sierpniu 1980 r.

Jerzy Borowczak: - Pojawił się w jednym z ostatnich dni trwania strajku na godzinę, może półtorej. Nie przystąpił do grupy ekspertów, mimo że, jeżeli dobrze pamiętam, Bogdan Borusewicz i Bogdan Lis nalegali, aby został z nami.

- Czemu tego nie uczynił?

- Nie wiem. To był sierpień, może był na urlopie? Nigdy tego nie roztrząsaliśmy. Dopiero teraz, po trzydziestu latach. Kiedy się pojawił, było już pozamiatane. Zespół był utworzony i działał: Mazowiecki, Geremek, Staniszkis, Kowalik, Wielowieyski... Może to spowodowało, że Lech Kaczyński nie został doradcą międzyzakładowego komitetu strajkowego?

Przeczytaj koniecznie: Mariusz Błaszczak: Migalski przypomina mi Henrykę Krzywonos

- Był postacią bez znaczenia?

- Jeżeli mówimy o Sierpniu, to tak. Natomiast odgrywał istotną rolę przed strajkiem, kiedy jako działacz Wolnych Związków Zawodowych był naszym konsultantem odnośnie do prawa pracy. Często byliśmy zwalniani, upominani naganami. I wtedy Lech Kaczyński pisał nam odwołania. Krzepiące było dla nas, że mamy po swojej stronie prawnika specjalizującego się w prawie pracy, który doktoryzuje się w tej dziedzinie. Prowadził dla nas wykłady, np. w domu Anny Walentynowicz, które dla mnie były bezcenne. Mimo tego, że się sprzeczaliśmy - bo mówił o prawie, którego my nie chcieliśmy przestrzegać. Byliśmy młodzi i agresywni. A on mówił, że nasz bunt przeciwko niesprawiedliwości powinniśmy wyrażać nie w sposób rewolucyjny, lecz dyplomatyczny. Zapoznawał nas z regułami tego prawa - za co grozi jaki paragraf. To była jego wielka zasługa, że potrafił nas przeszkolić, jak mamy się bronić w sądzie pracy, jak zachować, gdy kierownik chce nas niesłusznie ukarać.

- A jak pan ocenia postawę doradców Solidarności? Niektórzy twierdzą, że chcieli iść na ustępstwa...

- Uważam, że w maju 1988 r. czy w 1989 r. byli o 100 proc. bardziej miękcy niż wtedy. Czyli mówili: "Zakończcie strajk, Kiszczak chce rozmawiać". Natomiast w sierpniu 1980 r. nie byli z nami spoufaleni. Jeżeli chcieli iść na ustępstwa, to nie powiedzieli nam o tym. Nie widziałem z ich strony próby wpłynięcia na nas, żebyśmy z czegoś zrezygnowali. Absolutnie! Oczywiście to dzięki ich radzie związek nie nazywał się "wolnym" tylko "niezależnym, samorządnym", bo przekonali nas, że taką nazwę władza łatwiej przełknie. Ale zawsze mówili, że ostateczne decyzje należą do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.

- A rola Henryki Krzywonos?

- Przyjechała do stoczni, kiedy komitet strajkowy chciał kończyć strajk. Zaczęła krzyczeć: - "Wyduszą nas jak pluskwy! Musimy być razem! My was popieraliśmy!". Przebudziła nas.

Patrz też: Krzysztof Wyszkowski: Nie warto fałszować historii

- Pojawiają się sugestie, że podczas strajku piła, a tramwaj zatrzymała, bo zabrakło prądu w sieci trakcyjnej...

- Ja słyszałem z ust Krzysztofa Wyszkowskiego czy śp. Anny Walentynowicz, że mnie w Sierpniu nie było w stoczni... Gdyby Krzywonos, choćby powąchała alkohol - wyleciałaby ze stoczni. Baliśmy się prowokacji. Alkohol był wyłapywany na bramie i od razu wylewany.


http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/jerzy-borowczak-lech-kaczynski-w-sierpniu-80-byl-p_152496.html

====================

Fragment wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego 30 sierpnia 2010 roku:

Cytat:
"Solidarność", broniąc wolności, broniąc praw pracowniczych, zawsze odwoływała się do narodu, do patriotyzmu. Ale to była specyficzna wersja patriotyzmu. To był patriotyzm nadziei, ale przede wszystkim odwagi: stworzyć tego rodzaju organizację w środku komunistycznego imperium, zawrzeć porozumienie, którego istotą była zmiana ustroju. To wymagało wielkiej odwagi. I ta sprawa, już wtedy, 30 lat temu, stała się, także w Stoczni, przedmiotem sporu. Przybyła tam grupa ludzi o znanych nazwiskach, z autorytetem, ludzi - w żadnym razie tego nie kwestionuję - najlepszej woli. Ale mieli oni inny plan, mieli plan kompromisu, który w istocie, gdyby go realizować, okazał się pozorem, który szybko by się rozwiał.

Mój śp. brat miał wtedy zadanie, które było wielkim zaszczytem - reprezentował robotniczą polską odwagę wobec tych ludzi, rozmawiał z nimi, choć przecież sam robotnikiem nie był, ale rozmawiał w imię tych robotniczych, odważnych racji.


http://blogmedia24.pl/node/35846
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Wrz 07, 2010 7:55 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Doradcy '80: między entuzjazmem a sceptycyzmem
Antoni Dudek 07-09-2010,

Spór o rolę doradców podczas strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r., który rozgorzał po przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego w trakcie obchodów 30. rocznicy narodzin "Solidarności", nie jest nowy. Towarzyszył on wielu wcześniejszym debatom na temat historii narodzin "Solidarności" i zwykle miał nie tyle historyczny, ile bieżący, polityczny charakter. Nie inaczej było i tym razem. Słowa Kaczyńskiego o tym, że doradcy z Warszawy mieli "plan kompromisu, który gdyby go realizować, okazałby się być pozorem", powszechnie odczytano jako sugestię ich kapitulanckiej postawy, a w prezesa PiS uderzyła fala krytyki.

Oczami historyków

Po raz kolejny okazało się, że polscy politycy z braku pomysłu na rozwiązanie aktualnych problemów postanowili wyręczyć historyków i przedstawić jedynie słuszną wersję wydarzeń: w zależności od przynależności partyjnej wspierającą opinię Kaczyńskiego bądź też ją ostro negującą. Jak zaś cała sprawa wygląda oczami historyków? Także i wśród nich nie ma i nie będzie jednomyślności co do wielu różnych szczegółów wydarzeń z sierpnia 1980 r. Jednak w świetle zachowanych relacji i dokumentów, które ma dziś do dyspozycji badacz sierpniowego strajku, jedno zdaje się nie ulegać wątpliwości: sprawa nie jest tak prosta, jak to się politykom wydaje.

22 sierpnia 1980 r., gdy strajk w Stoczni Gdańskiej trwał już od ośmiu dni, a fala strajkowa rozlewała się po całym Pomorzu, Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek wyruszyli samochodem do Gdańska. Wieźli ze sobą Apel 64 intelektualistów do władz i strajkujących z 20 sierpnia, w którym wzywano komisję rządową do wszczęcia rozmów z działającym w Stoczni Gdańskiej Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym.

W apelu była mowa o konieczności "uznania prawa załóg do wyłonienia autentycznych reprezentacji związkowych w drodze wyborów", co mogło być rozmaicie interpretowane. Zarówno jako poparcie dla sformułowanego 16 sierpnia przez stoczniowców postulatu nr 1 (utworzenie niezależnych od PZPR Wolnych Związków Zawodowych), jak i wsparcie dla pomysłu odnowienia fasadowej Centralnej Rady Związków Zawodowych. W apelu znalazło się też zdanie głoszące, że "wyjście z kryzysu wymaga również umiaru w słusznej walce społeczeństwa o swoje prawa".

Mediatorzy?

Tadeusz Mazowiecki wspomina, że do Gdańska udało się im dojechać z apelem tylko dlatego, że wybrali okrężną trasę. W przeciwnym razie zostaliby zatrzymani przez SB. W tym miejscu pojawia się znak zapytania. Czy z punktu widzenia władz pojawienie się w stoczni intelektualistów nawołujących do umiaru rzeczywiście było niekorzystne? Zwłaszcza że w przeddzień ich przyjazdu ekipa Gierka zmieniła taktykę wobec strajkujących: miejsce wicepremiera Tadeusza Pyki, który próbował ignorować MKS i rozmawiać z komitetami strajkowymi w poszczególnych zakładach wyłącznie na tematy ekonomiczne, zajął wicepremier Mieczysław Jagielski. 23 sierpnia Jagielski zjawił się w Stoczni Gdańskiej i rozpoczął rozmowy z MKS. Tego samego dnia Prezydium MKS powołało do życia Komisję Ekspertów, której szefem został Mazowiecki.

Warto w tym miejscu dodać, że taka rola przybyszów z Warszawy nie była początkowo oczywista. Lech Wałęsa twierdził wręcz, że Bogdan Borusewicz miał powiedzieć: "Wygonić ich, wziąć pismo z poparciem i wygonić", czemu Borusewicz zaprzecza, utrzymując z kolei, że Lech chciał włączyć Mazowieckiego i Geremka do MKS, a on jedynie uznał, że "trzeba ich zaprosić do doradzania". Co ciekawe, ta ostatnia rola nie była oczywista i dla drugiej strony – jak relacjonował bowiem Mazowiecki – "wyjeżdżając z Warszawy, (…) myśleliśmy, że jeżeli odegramy jakąś rolę, to między tymi stronami".

Dlatego wraz z Geremkiem udali się też z Apelem 64 do Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku i zostawili go z prośbą o przekazanie wicepremierowi Jagielskiemu z informacją, że gdyby "chciał porozmawiać czy znać bliżej nasze stanowisko, to jesteśmy do dyspozycji". Trudno to odebrać inaczej niż jako deklarację wystąpienia w roli mediatora. Na mediatorów nie było jednak w Gdańsku zapotrzebowania, natomiast strajkujący z oczywistych względów potrzebowali doradców.

Geremek i Mazowiecki podjęli się tej roli, a Andrzej Gwiazda, który został pełnomocnikiem Prezydium MKS ds. kontaktów z ekspertami, w wywiadzie udzielonym w 1986 r. Janinie Jankowskiej, na pytanie, czy traktował późniejszego premiera z zaufaniem, odparł: "Pełnym. I chyba do końca się nie zawiodłem. Oczywiście w różnych sprawach mieliśmy odmienny punkt widzenia, inne poglądy, ale w sumie lojalnie się zachowywał".

Pacyfikatorzy?

Relacje złożone po latach przez Mazowieckiego i Gwiazdę różnią się w wielu szczegółach, jednak konfrontując je z innymi źródłami, można odtworzyć przynajmniej część późniejszych wydarzeń. W imieniu MKS Lech Bądkowski zwrócił się do wojewody gdańskiego Jerzego Kołodziejskiego z prośbą o umożliwienie przyjazdu do stoczni kolejnych ekspertów, wskazanych przez Geremka i Mazowieckiego.

Władze wyraziły na to zgodę, co potwierdza, że uważały ich obecność za pożądaną ze swojego punktu widzenia. Gdyby było inaczej, postąpiłyby tak jak z łącznością telefoniczną Gdańska z resztą kraju, która w tym czasie była zablokowana. Dzięki tym ustaleniom do stoczni trafili: Bohdan Cywiński, Tadeusz Kowalik, Waldemar Kuczyński, Andrzej Wielowieyski. Niezależnie od nich – już bez zaproszenia ze strony Mazowieckiego – rolę ekspertów MKS pełnili też Jadwiga Staniszkis, Jacek Taylor i Lech Kaczyński.

"Oby lot państwa był w interesie tego kraju. Ten konflikt trzeba rozładować, koniecznie rozładować" – usłyszał od anonimowego pułkownika SB Waldemar Kuczyński, gdy na lotnisku Okęcie oczekiwał na wylot do Gdańska. Z kolei Tadeusz Kowalik zapamiętał, że pułkownik życzył mu "pożytecznej pracy dla socjalistycznego państwa". Intencja władz była zatem nader klarowna – eksperci mieli nakłonić strajkujących do kompromisu. Jednak pytanie o ostateczny kształt tego kompromisu, zwłaszcza w kontekście kluczowego postulatu nr 1, pozostawało w chwili ich wyjazdu sprawą otwartą.

Nie oznacza to jednak, że przybywający do Gdańska zamierzali odgrywać rolę pacyfikatorów. Dobrze ilustruje to przykład prawnika Leszka Kubickiego (po latach ministra sprawiedliwości w rządzie Cimoszewicza), który przybył do stoczni w tej samej grupie ekspertów, ale gdy tylko się zorientował, że ma być nie tyle mediatorem, ile doradcą komitetu strajkowego, który w dodatku ani myśli rezygnować z któregokolwiek z 21 żądań, natychmiast wrócił do Warszawy.

Koncepcja zapasowa

Najobszerniejszą relację na temat działalności doradców MKS przedstawił w swoich wspomnieniach Waldemar Kuczyński. Jej najistotniejszy fragment brzmi następująco:

"Powiedziałem, że uważam pierwszy postulat za nieosiągalny. Po twarzy Mazowieckiego przebiegł jakby cień zawodu, ale i w nim tliła się wątpliwość, bo zdecydowany walczyć o nowe związki zgodził się, by sformułować dwa warianty punktu pierwszego, nazwane przez nas "A" i "B". Wariant "A" to była koncepcja nowych związków, wariant "B" to wpasowanie się do istniejących struktur przy pewnej ich zmianie".

Z kolei według Mazowieckiego wariant B powstał "na wyraźne żądanie MKS-u (…) bo oni uznali, że koncepcję zapasową trzeba mieć również". Nie wspomina o tym jednak żaden z członków Prezydium MKS ani nawet Kuczyński. Ten ostatni opisuje natomiast zdecydowaną krytykę, jakiej poddano wariant B, stanowiący w praktyce rezygnację z postulatu nr 1, na Prezydium MKS i tu jego relacja jest zgodna z tym, co mówił na ten temat Gwiazda czy Wałęsa.

Różnica polega na tym, że zdaniem Kuczyńskiego "wariantu "B" Prezydium co prawda formalnie nie przyjęło, ale go też nie odrzuciło", podczas gdy w świetle innych świadectw (m.in. Tadeusza Kowalika) został on jednoznacznie przekreślony. Tak opisał to w "Drodze nadziei" Lech Wałęsa, uzasadniając przyczyny odrzucenia pomysłu reformowania CRZZ: "Doświadczenia Grudnia 1970 roku okazały się decydujące. Już raz nas wyrolowano! Wszyscy byli zgodni: w te beczki nowego wina się nie naleje, bo ono się zepsuje – tak właśnie powiedzieliśmy, my to już znamy. A jeśli tak, to zostaje nam tylko jedna droga – nowe wolne związki".

Elementy rozsądku

Tajny współpracownik SB "Rybak", który miał bezpośredni dostęp do przywódców strajku, oceniał 25 sierpnia, że doradcy "wprowadzają elementy rozsądku w całą tę aferę", a do ich osiągnięć zaliczył nakłonienie MKS do "zaniechania żądań rozwiązania CRZZ". Dodawał też, że "komisja ekspertów będzie jeszcze musiała przetłumaczyć parę spraw przywódcom strajkowym", "bez "przeszkolenia" bowiem przez komisję ekspertów będą stale kierowali się i odwoływali do nastrojów tłumów".

Czy jednak można na tej podstawie wnioskować, że doradcy starali się nakłonić strajkujących do kapitulacji? Wydaje się raczej, że myśleli w sposób, który najlepiej zrelacjonował po latach Lech Kaczyński: "Eksperci rozumieli, że wolne związki to coś bardzo trudnego do przełknięcia dla władz. Nie chciało im się wierzyć, że do czegoś takiego w ogóle dojdzie. We mnie też walczył entuzjazm z "mędrca szkiełkiem i okiem". Musiałem pokazać, że nie pękam, odbierano mnie tam w końcu jako przedstawiciela KOR, Borusewicza. A zarazem do końca w powodzenie planu maksymalnego nie wierzyłem".

Okazało się ostatecznie, że radykalizm młodych robotników był silniejszy niż sceptycyzm i ostrożność Mazowieckiego i jego współpracowników. Także wtedy, gdy w ostatniej fazie rokowań wymusili – wbrew doradcom – zwolnienie więźniów politycznych, podczas gdy Mazowiecki uważał, że "jeśli władza (…) wyraża zgodę na utworzenie nowych związków zawodowych, to zwolnienie osób aresztowanych następuje już – że tak powiem – automatem".

Jak bardzo się mylił, najlepiej ilustruje przypadek Leszka Moczulskiego. Gdyby nie upór członków Prezydium MKS – w tym bodaj po raz ostatni działających zgodnie Wałęsy i Gwiazdy – lider KPN aresztowany pod koniec sierpnia siedziałby w więzieniu przez cały okres legalnego istnienia "Solidarności". A tak rodzący się związek podarował mu trzy tygodnie wolności – na więcej nie pozwolił "samoograniczający się" charakter solidarnościowej rewolucji.

Autor jest politologiem i historykiem, wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim


http://www.rp.pl/artykul/9157,532631.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Wrz 12, 2010 9:12 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mocny tekst.

Cytat:
Płatek: Nie zaproszę władz "S" na rocznicę "Wujka"

(...)
Stanisław Płatek - przewodniczący Komitetu Strajkowego kopalni "Wujek" w grudniu 1981 r., ranny podczas pacyfikacji, a obecnie członek Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 grudnia 1981 r. - ma do władz "S" żal, że nikt z uczestników strajku w tej katowickiej kopalni nie został zaproszony na zjazd z okazji 30. rocznicy powstania związku.

"Dla obecnych władz krajowych NSZZ Solidarność bardziej wartościowymi gośćmi byli ci, którzy o Solidarność otarli się dopiero w 1989r., a dzisiaj reprezentują Klub Parlamentarny PiS. My również nie będziemy pamiętać o Was organizując obchody 30. rocznicy Pacyfikacji KWK Wujek, która przypada za rok 16 grudnia 2011r." - napisał Płatek w liście skierowanym do przewodniczącego Komisji Krajowej Janusza Śniadka.

Jak powiedział Stanisław Płatek, transmisję zjazdu oglądał w telewizji. - To bardziej przypominało jakąś konwencję, czy zjazd PiS. Skandowanie, jak za czasów Gierka. A przecież w statucie mamy "niezależny" samorządny związek zawodowy - mówił.

- Nie chodzi o mnie, nikt z "Wujka" nie był godny, aby się tam znaleźć, a było tam przecież dużo ludzi. Czym takim zasłużyli się dla Solidarności? Dlatego nie zaproszę władz Komisji Krajowej na obchody rocznicy pacyfikacji - dodał.

W liście Płatek dziękuje za "wspaniały koncert multimedialny" podczas zjazdu w Gdyni, w którym znalazło się również wspomnienie ofiar stanu wojennego, w tym 9 górników, zabitych w kopalni "Wujek". Jednocześnie wyraził żal, że nikt z grona członków Solidarności, którzy - jak pisze "jako pierwsi w Polsce przystąpili do strajku - już o godz. 1.00 w nocy 12 grudnia 1981 r." - nie został na zjazd zaproszony.

"Stawali na barykadach, przelewali krew, oddawali własne życie w obronie robotniczej godności, w obronie Solidarności" - podkreśla. Zaznaczył, że zaproszenia nie dostał też nikt z grona osób utrwalających pamięć o tych najtragiczniejszych wydarzeniach stanu wojennego.


(...)
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP


http://fakty.interia.pl/polska/news/nie-zaprosza-wladz-s-na-rocznice-wujka,1530721
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum