Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zdaniem Jerzego Bukowskiego (rok 2009)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 43, 44, 45  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Lut 09, 2009 9:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kontrola dymu z kominów
Kilka dni temy pisałem w Polonusie w artykule pt. "Górski smog" o wielokrotnie przekraczającym dopuszczalne normy zanieczyszczeniu atmosfery w wielu wypoczynkowych miejscowościach Małopolski, m.in. w Zakopanem, Krynicy, Szczawnicy. Jest ono tam znacznie większe niż w Krakowie, co wcale nie oznacza jednak, że w podwawelskim grodzie oddychamy już krystalicznym powietrzem.
Po przeczytaniu mojego tekstu kilku znajomych krakowian zwróciło mi uwagę, że w naszym mieście wcale nie jest tak dobrze, jak często czytamy w nader optymistycznych raportach, zazwyczaj sporządzanych na zlecenie lokalnej władzy, której zależy na budowaniu jak najbardziej korzystnego - także pod tym względem - wizerunku duchowej stolicy Polski i przyciągnięciu do niej turystów z całego świata. Widać to po pyle osiadającym na samochodach, na oknach, na szybko brudzących się elewacjach domów. Jest już dużo lepiej niż za czasów PRL, ale do ideału jeszcze daleko.
Rozumiejąc potrzebę poprawy sytuacji w tej materii władze samorządowe Krakowa zadecydowały o wysłaniu w teren patroli, których zadaniem będzie kontrola substancji, wydobywających się z kominów. Jak poinformowało "Echo Miasta", złożone ze strażnika miejskiego, inspektora ochrony środowiska i kominiarza zespoły będą już wkrótce pobierać popiół i sadze z tych kominów, z których dym budzi największe podejrzenia, iż powstaje w wyniku spalania wyjątkowo szkodliwych przedmiotów.
Od dawna już wiadomo, że palenie węglem nie jest zbyt korzystne dla zdrowia wdychających dym osób, ale okazuje się, iż krakowianie (podobnie jest zapewne w wielu innych miastach, w tym w górskich kurortach) wrzucają do pieców także znacznie bardziej toksyczne fragmenty starych mebli z politurą i farbą, szmaty, plastikowe butelki. Pozbywając się śmieci nie wiedzą (lub nie chcą przyjąć do wiadomości), że emitują w ten sposób do atmosfery spore ilości dwutlenku siarki, tlenku azotu, pyłu zawieszonego PM10, ołowiu, ozonu i innych trucizn.
"Ludzie nie zdają sobie sprawy, że paląc np. tworzywa sztuczne, wyzwalają 10 tysięcy razy więcej rakotwórczych substancji, jak dioksyny czy benzoapiren, niż z tradycyjnego węgla" - powiedział "EM" profesor Andrzej Grochowalski, kierownik Laboratorium Analiz Śladowych na Politechnice Krakowskiej. A mistrz kominiarski Tadeusz Kurpiel dodał, że "na dodatek dochodzi wtedy do szybszego osadzania się tzw. sadzy twardej, trudnej do usunięcia", co wymaga czasami skuwania kominów.
Kontrolerzy będą działać na mocy upoważnienia prezydenta miasta, któremu podstawę do jego wydania daje artykuł 379 Ustawy o Inspekcji Ochrony Środowiska. Za emitowanie szkodliwych substancji nakładane będą wysokie grzywny: dla osób prywatnych do 5, a dla firm nawet do 200 tysięcy złotych.
"Nie chcemy tylko karać, ale przede wszystkim zwiększyć świadomość ekologiczną mieszkańców" - podkreślił w wypowiedzi dla "Ech Miasta" wiceprezydent Krakowa Wiesław Starowicz.
Takie kontrole przydałyby się także w miejscowościach, do których Polacy wyjeżdżają na zimowe wakacje w złudnym przekonaniu, że odetchną tam świeżym powietrzem.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lut 10, 2009 8:30 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Egzotyczny sojusz
Czy anarchiści i policjanci mogą demonstrować ramię w ramię, chociaż w obronie różnych spraw i interesów?
Okazuje się, że w Polsce jest to możliwe. Policyjni związkowcy zapowiadają bowiem publiczny protest przeciwko cięciom w budżecie podczas szczytu NATO, który odbędzie się 19 lutego w Krakowie. Przeciw spotkaniu przywódców państw członkowskich Paktu Północnoatlantyckiego będą maniefestować także anarchiści z całego kraju, co nie jest niczym dziwnym, jako że od wielu lat wyznaczają sobie oni swoje - często bardzo ostre w formie - meetingi właśnie podczas takich szczytów.
Policjanci również zdecydowali się wykorzystać zainteresowanie nie tylko polskich mediów rozmowami ważnych polityków i wojskowych. Nie ma wprawdzie jeszcze oficjalnego zgłoszenia organizowanego przez nich zgromadzenia publicznego, jest już jednak jego zapowiedź. Policyjne związki zawodowe szacują, że pod Wawelem może pojawić się ponad tysiąc ich członków. Manifestacja ma mieć pokojowy przebieg.
Władze Krakowa liczą na odpowiedzialność obu grup (zwłaszcza stróżow prawa) i na to, że nie dojdzie do żadnych starć pomiędzy nimi. Policjanci zapowiadają, że zrobią wszystko, aby goście i mieszkańcy czuli się w czasie szczytu bezpiecznie. Podkreślają natomiast, że muszą wreszcie w spektakularny sposób zareagować na ciągłe cięcia w budżecie ich resortu.
A jak zachowają się w tym samym dniu anarchiści? Czy poprą podczas swojej manifestacji postulaty stróżów prawa, których spełnienie będzie oznaczać usprawnienie ich działalności, a więc także tłumienia ulicznych zamieszek, wywoływanych przez anarchistów?
Przekonamy się o tym już 19 lutego.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lut 10, 2009 5:54 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Ekg w tramwaju
Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Krakowie postanowiło wyposażyć dwa najnowocześniejsze tramwaje typu bombardier w aparaty ekg.
- Nie ma chyba dnia, żeby nie było w naszym pojeździe przypadku omdlenia czy ataku padaczki, ale właściwie prawie nigdy nie wiadomo, czy jest to coś zagrażającego życiu. Dlatego chcemy wyposażyć, na próbę, dwa tramwaje w aparaty ekg - powiedział "Dziennikowi Polskiemu" Julian Pilszczek, prezez MPK.
Kiedy dochodzi do takiego wypadku, tramwaj lub autobus są zatrzymywane, a motorniczy wzywa pogotowie ratunkowe, na którego przyjazd trzeba jednak nieraz dosyć długo czekać. Dobrze, jeżeli wśród pasażerów znajduje się mogący udzielić pierwszej pomocy lekarz.
Na decyzję o zakupie apteczek do każdego pojazdu oraz aparatów ekg do dwóch bombardierów wpłynął m.in. przykład z Lipska, opisany na łamach "DP" przez doktora Jana Starzyka z Centrum Monitoringu Kardiologicznego Kliniki Choroby Wieńcowej przy Szpitalu im. Jana Pawła II:
- Ktoś rzucił kamieniem w szybę tramwaju i ranił w głowę jednego z pasażerów. Motorniczy zatrzymał pojazd, ubrał rękawiczki, po czym założył rannemu czepiec opatrunkowy. Skoro tam można, to myślę, że także u nas osoby, które pracują w miejscach publicznych, np. w komunikacji, powinny być przeszkolone m.in. w udzielaniu pierwszej pomocy.
Obsługa aparatów ekg jest znacznie prostsza niż zakładanie opatrunku. Sygnał z nich byłby przekazywany do Centrum Monitoringu Kardiologicznego drogą radiową. Gdyby lekarz uznał, że jest to tylko niegroźne dla zdrowia omdlenie, poinstruowałby motorniczego, jak ma postępować. W trudniejszych przypadkach jadący do nich lekarze pogotowia ratunkowego wiedzieliby już, jaka jest wstępna diagnoza.
Prezes krakowskiego MPK obiecuje szybkie przeszkolenie motorniczych, którzy będą obsługiwać aparaty ekg. Zapłaci za nie - podobnie jak za apteczki - gmina miasta Krakowa.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lut 11, 2009 12:45 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Nowy konflikt wawelski
Starsi rodacy zapewne pamiętają wielką aferę z lata 1937 roku, spowodowaną nie uzgodnionym z władzami państwowymi przeniesieniem przez metropolitę krakowskiego, księcia arcybiskupa Adama Sapiehę, trumny marszałka Józefa Piłsudskiego z wawelskiej krypty Świętego Leonarda pod wieżę Srebrnych Dzwonów. Do dymisji ostentacyjnie podał się wówczas premier rządu RP generał Felicjan Sławoj-Składkowski, specjalną naradę zwołał prezydent Ignacy Mościcki, a w wielu miastach zwolennicy Piłsudskiego organizowali demonstracje, na których pojawiały się wrogie metropolicie hasła typu: "Sapieha do Berezy".
Konflikt został na szczęście dosyć szybko zażegnany, ale nie przysłużył się on rozwojowi dobrych stosunków między państwem a Kościołem. Od tamtej pory obie strony starały się unikać takich niezręcznych sytuacji, nawet w okresie PRL. Wawelskie wzgórze jest bowiem specyficznym miejscem, w którym stykają się ze sobą państwowe i kościelne interesy.
Niestety, od pewnego czasu znowu iskrzy pomiędzy proboszczem tamtejszej parafii a dyrektorem Zamku Królewskiego, sprawującym nadzór konserwatorski nad wszystkimi zabytkami wzgórza. Nie mogąc dojść do porozumienia z księdzem prałatem Zdzisławem Sochackim, profesor Jan Ostrowski zrezygnował z opieki nad katedrą, nie mogąc pogodzić się z samowolą proboszcza. Jego kompetencje w tym zakresie przejmie od 1 marca małopolski konserwator zabytków Jan Janczykowski.
"Dziennik Polski" informuje o podłożu nowego konfliktu wawelskiego:
"Wśród spornych spraw między dyrektorem zamku a proboszczem katedry najpoważniejszą było samowolne wykucie otworów drzwiowych i okiennych w ścianach XVI-wiecznej Wikarówki. Doszło do tego ponad rok temu. Proboszcz na te prace nie uzyskał zezwoleń konserwatorskich i budowlanych. Tłumaczył, że chciał stworzyć refektarz, w którym przyjmowani byliby goście. Budynek, jak wszystkie inne na wawelskim wzgórzu, jest jednak wpisany do rejestru zabytków i podlega ochronie konserwatorskiej. Dyrektor Jan Ostrowski zgłosił sprawę do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, który nakazał przywrócenie stanu pierwotnego.(...)
Oprócz tego miało dojść do kilku mniejszych samowoli, m.in zamontowania gzymsów na kaplicy Wazów, zamontowania na dachach płotków przeciwśniegowych, instalacji kaloryfera na klatce schodowej, która prowadzi na wieżę z dzwonem Zygmunta. Nawet takie prace powinny być wcześniej zgłoszone i zatwierdzone przez odpowiednie władze konserwatorskie."
Prof. Ostrowski nie był też zachwycony ustawieniem w ubiegłym roku przed wejściem do katedry pomnika Jana Pawła II, na co władze kościelne nie posiadały stosownych zezwoleń i dlatego posłużyły się fortelem w postaci prowizorycznego zamontowania go, o czym szczegółowo informowałem użytkowników portalu poland.us 18 października w artykule pt. "Mobilny papież na Wawelu". Tajemnicą poliszynela jest w Krakowie, że właśnie ta sprawa bardzo ubodła ambicje dyrektora Zamku Królewskiego i przesądziła o jego radykalnej. Uznał bowiem, że nie może realnie wykonywać swoich uprawnień.
Trzeba mieć nadzieję, że ten nowy konflikt wawelski zostanie szybko zażegnany (w pewnym sensie już tak się stało, skoro nadzór konserwatorski obejmie inny, kompetentny urzędnik) i nie przyniesie aż takiego zaognienia stosunków na linii państwo-Kościół, jak spór o przeniesienie trumny Piłsudskiego.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lut 11, 2009 7:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Spór o Urszulę Kochanowską
Kim powinien być patron szkoły: powszechnie znanym bohaterem narodowym, wielkim autorytetem moralnym, osobą związaną z daną miejscowością bądź rejonem, wybitnym twórcą, fikcyjną postacią literacką?
Odpowiedzi na to pytanie postanowili ostatnio poszukać uczniowie, rodzice i nauczyciele obchodzącego właśnie jubileusz 100. rocznicy powstania Gimnazjum nr 2 imienia Urszuli Kochanowskiej w Nowym Sączu. Uznali mianowicie, że przedwcześnie zmarła córka wielkiego poety nie jest odpowiednią patronką, ponieważ - jak powiedziała dyrektor szkoły Jolanta Wituszyńska - nie zasłużyła się niczym szczególnym ani dla Polski, ani dla ziemi sądeckiej i nie bardzo wiadomo, czy w ogóle istniała. Dlatego ogłoszony został plebiscyt na nowe imię gimnazjum, w którym wygrał ksiądz Jan Twardowski.
Dotychczasowej patronki broni prezes Sądeckiego O ddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego profesor Leszek Zakrzewski. W podpisanym przez niego w imieniu zarządu liście do społeczności Gimnazjum nr 2, prezydenta i Rady Miasta czytamy:
Uważamy, że postać patronki szkoły, w powiązaniu z osobą Jana Kochanowskiego, może stanowić cenny przykład dojrzałej miłości rodzicielskiej i ukazywać współczesnemu społeczeństwu szacunek rodziców względem własnych dzieci, który, jak na tym przykładzie widać, był zapisany w tradycji polskiej już przed kilkuset laty, a nie jest jak to się obecnie podaje, wymysłem XX-wiecznych "kart praw dziecka" czy też administracyjnie powoływanych "rzeczników praw dziecka".
Uczniowie szkoły podzielili się w swych opiniach. Jedni uważają, iż stuletnia tradycja zobowiązuje i nie warto dokonywać zmiany patronki, zwłaszcza że nie wyszły na jaw żadne kompromitujące ją nowe fakty. Drudzy twierdzą, iż bycie córką wielkiego poety, której poświęcił on słynne "Treny", nie stanowi wystarczającej kwalifikacji do bycia patronką gimnazjum.
Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie Rada Miasta Nowego Sącza.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lut 12, 2009 11:17 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kompromitacja Rokity
Być może stewardessa w samolocie Lufthansy, którym mieli lecieć z Monachium do Krakowa Nelly i Jan Rokitowie była zbyt stanowcza, kapitan nadmiernie przewrażliwiony, a niemiecka policja za bardzo brutalna.
Nic nie usprawiedliwia jednak pasażera, który samowolnie decyduje o przełożeniu swego oraz żony płaszcza i kapelusza z klasy ekonomicznej do biznesowej, zachowuje się arogancko w stosunku do personelu pokładowego, a na koniec urządza żenujące przedstawienie, wrzeszcząc: "ratunku, niech mi ktoś pomoże, Niemcy mnie biją" i kurczowo trzymając się oparcia fotel podczas wyprowadzania go z samolotu przez stróżów prawa.
Gdyby ten incydent nie został nagrany przez jednego z pasażerów telefonem komórkowym i odtworzony przez kilka stacji telewizyjnych oraz portali internetowych, trudno byłoby mi uwierzyć, że poważny człowiek, były polityk i kandydat na premiera, a obecnie publicysta opiniotwórczej gazety potrafi publicznie zrobić z siebie durnia z błahej przyczyny. Oklaski, jakimi większość obecnych na pokładzie samolotu osób nagrodziła sprawną akcję niemieckiej policji są najlepszym komentarzem do owej sytuacji z Janem Rokitą w niechlubnej roli głównej.
Bufon i arogant - te określenia najczęściej padają w stosunku do niego z ust ludzi, którzy mieli okazję zetknąć się z nim nie tylko na publicznej, ale także na prywatnej niwie. Przekonany o swojej wyższości intelektualnej i moralnej nad większością ludzi, nigdy nie krył swego lekceważenia dla innych, szczególnie tych, którzy byli od niego w jakiś sposób zależni lub arbitralnie uznał ich za głupszych i gorszych od siebie. Wywoływanie awantur pod hasłem: "wy nie wiecie, kim ja jestem" stanowiło jego specjalność od momentu, kiedy wszedł na polityczną scenę.
Nie mam więc ani krzty współczucia dla Rokity, bo dostał w Monachium dokładnie to, na co sobie zasłużył. I nawet jeżeli - jak zaznaczyłem w pierwszym akapicie - załoga niemieckiego samolotu oraz tamtejsza policja potraktowali go trochę zbyt surowo, wina leży po jego stronie, bo to on z wielkopańską manierą wszczął awanturę. Zamiast grzecznie poprosić stewardessę o znalezienie takiego miejsca na jego i żony cenną garderobę, w którym nie uległaby ona pomięciu (zapewne spotkałby się ze zrozumieniem), postanowił poszukać go tam, gdzie nie miał prawa wejść. No i poniósł należną konsekwencję.
Szkoda tylko, że chcący uchodzić za arbitra elegancji Jan Rokita wystawił przy okazji na pośmiewisko swoich rodaków i polską klasę polityczną, do której nadal należy przecież jego małżonka-posłanka, a i on sam zapewne nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tej sferze życia publicznego.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Lut 13, 2009 10:18 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Bezużyteczne defibrylatory
W Polsce często tak się zdarza, że ktoś rzuca znakomity pomysł, udaje się go nawet w miarę szybko wdrożyć, ale z jego realizacją bywa już różnie. Oto najnowszy przykład.
W Krakowie zainstalowano niedawno w kilku miejscach publicznych defybrilatory. Zostały one umieszczone m.in. na dworcach PKP i PKS, w budynkach magistratu, w sądzie, w Bazylice Mariackiej, w urzędzie skarbowym, w porcie lotniczym Balice, w pawilonie "Wyspiański 2000".
Ratujące życie urządzenia są bardzo łatwe w obsłudze: komunikator głosowy podaje polecenia, a po przyklejeniu elektrod do ciała urządzenie samo diagnozuje, czy potrzebne jest użycie impulsu elektrycznego, czy też należy podjąć inne czynności. Cóż z tego, jeśli na ich wydanie trzeba czekać dobrych kilka minut, mogących zadecydować o szansach przeżycia chorego na serce.
Reporterzy Telewizji Kraków postanowili sprawdzić, jak można skorzystać z defybrilatorów. Weszli więc z ukrytą kamerą na dworzec PKP, alarmując że na ulicy leży potrzebujący pomocy człowiek. Pracownicy tej instytucji nie chcieli im jednak wydać urządzenia, ponieważ - jak tłumaczyli - może je obsługiwać wyłącznie uprawniona osoba. Zanim ją znaleziono, minęło prawie 6 minut.
- Jeżeli dojdzie do zatrzymania krążenia, co minutę bez defibrylacji o 10 procent spada szansa na przeżycie. Łatwo policzyć, że po 10 minutach taka osoba właściwie nie ma szans na przeżycie - powiedział ekipie telewizyjnej doktor Bartosz Frączek z Polskiej Rady Resuscytacji.
Reporterzy odwiedzili następnie urząd skarbowy. Tam także usłyszeli, że defibrylatora nie można wydać przypadkowym osobom. Podobnie było w Urzędzie Miasta Krakowa, hotelu Ester i Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Wszędzie poszukiwanie "osoby uprawnionej" trwało kilka minut. Jedynym miejscem, gdzie urządzenie wydano natychmiast i bez zbędnych pytań, był kościół.
Tak wygląda w praktyce urzeczywistnienie bardzo mądrego i potrzebnego pomysłu, który - właściwie realizowany - mógłby uratować życie wielu mieszkańcom Krakowa i turystom, tłumnie odwiedzającym dawną stolicę Polski.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Lut 15, 2009 9:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Polska wspiera skargę katyńską
Rząd Rzeczypospolitej Polskiej złożył formalny wniosek do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu o przyłączenie go do postępowania przeciw Federacji Rosyjskiej w sprawie tak zwanej skargi katyńskiej, złożonej przez Antoniego Trybowskiego i Jerzego Janowca - krewnych oficerów zamordowanych w 1940 roku przez NKWD. Obaj skarżący mają też już od dawna poparcie Rosyjskiego Stowarzyszenie Memoriał (pozarządowej organizacji, dokumentującej zbrodnie komunistyczne).
Kilkakrotnie pisałem w portalu poland.us o zmaganiach, jakie toczyli przed rosyjskimi sądami bliscy ofiar sowieckiego ludobójstwa, dokonanego na naszych rodakach. Z podziwu godną cierpliwością i stanowczością - ale, niestety, bezskutecznie - domagali się oni ich rehabilitacji. Dopiero po wyczerpaniu wszystkich możliwości w obrębie rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości zdecydowali się wystąpić do Strasburga.
Dobrze się stało, że polski rząd postanowił wesprzeć ich przed Trybunałem, stając się trzecią stroną postępowania, czyli otrzymując możliwość przedstawiania swoich stanowisk i opinii prawnych. Z czysto formalnego punktu widzenia nie ma to większego znaczenia, niż gdyby skargę poparła osoba prywatna, ale niewątliwie podniesie rangę wniosku.
Światowa opinia publiczna dostała też wyraźny sygnał, że próba wymuszenia na stronie rosyjskiej wypowiedzenia wreszcie pełnej prawdy o zbrodni katyńskiej przez rodziny jej ofiar jest wspierana przez najwyższe władze Rzeczypospolitej.
Nasz rząd będzie reprezentował pełnomocnik ministra spraw zagranicznych do spraw postępowań przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka - ambasador Jakub Wołąsiewicz. W jego opinii, proces powinien dotyczyć jedynie ewentualnego sposobu, w jaki rodziny pomordowanych mogłyby dochodzić ich rehabilitacji, a nie samego faktu zbrodni, do której władze Rosji przyznały się już kilkanaście lat temu, ujawniając stronie polskiej protokoły z posiedzenia sowieckiej wierchuszki z początku 1940 roku, kiedy to zapadła decyzja o tragicznym losie polskich oficerów.
Zarówno mocodawcy, jak i wykonawcy zbrodni sprzed niemal 69 lat już nie żyją. Nie ma więc możliwości postawienia ich przed żadnym sądem czy trybunałem karnym. Chodzi wyłącznie o powiedzenie prawdy do końca, czyli o zrehabilitowanie zamordowanych jako ofiar represji stalinowskich, czego wciąż nie chce zrobić rosyjski wymiar sprawiedliwości, dając posłuch cynicznym i obrażającym pamięć polskich oficerów tezom wojskowych prokuratorów, o których pisałem w poland.us 31 stycznia w artykule pt. "Kuriozalna decyja rosyjskiego sądu".
Wniosek mógł trafić do Strasburga dopiero po ostatecznym odrzuceniu przez Kolegium Najwyższego Sądu Wojskowego Rosji skargi Janowca i Trybowskiego na uchylenie postanowienia Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej o umorzeniu śledztwa katyńskiego i zgody na odtajnienie tego dokumentu oraz dostępu do akt rosyjskiego postępowania. Na rozpatrzenie czeka także ciągle wniosek dziesięciu innych krewnych oficerów, zamordowanych w Katyniu.
Należy się spodziewać, że oficjalne stanowisko w tej sprawie wkrótce przedstawi także Rosja, a odpowiedzi na nie będzie musiał jej udzielić rząd RP.
Skargę rodzin ofiar sowieckiego ludobójstwa zamierza poprzeć również Fundacja "Ius et Lex", której były prezesem jest obecny Rzecznik Praw Obywatelskich doktor Janusz Kochanowski. On sam - będąc organem państwa - nie może dołaczyć się do wniosku, ale pozarządowe stowarzyszenia zajmujące się obroną praw człowieka (jak wspomniany na wstępie artykułu rosyjski Memoriał, czy właśnie "Ius et Lex") nie podlegają takim ograniczeniom. Ich reprezentanci mogą przedstawiać przed strasburskim Trybunałem swoje opinie i ekspertyzy, wolno im również uczestniczyć w rozprawach.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Lut 15, 2009 9:35 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Ukradzione czołgi
Pomysłowość Polaków nie zna granic, zwłaszcza jeżeli może im przynieść niezły zysk. W pogoni za wielkimi pieniędzmi nasi rodacy potrafią naprawdę nieźle "zakombinować".
Czy można sobie wyobrazić cenniejszy przedmiot, oddany do skupu złomu, niż kilkudziesięciotonowy czołg? Chyba raczej nie. A właśnie cztery takie pojazdy ukradziono z poligonu Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.
Można zażartować, że jest to swoisty znak naszego czasu. Zamiast wzniosłego romantyzmu mamy do czynienia z realistycznym dążeniem do wzbogacenia się za każdą cenę. Dawniej z poligonu wynosiło się wyłącznie chabry (jak w peerelowskiej piosence), dzisiaj kradnie się czołgi.
Oto jak opisał to niebywałe zdarzenie "Nasz Dziennik":
"Pod osłoną nocy na teren wojskowy bez przeszkód wjechało szereg jednostek ciężkiego sprzętu, takich jak spychacze i dźwigi, które przetransportowały i umieściły na podstawionych lawetach ważące po blisko 20 ton niesprawne czołgi, służące jako cele w czasie ćwiczeń lotniczych. Złodzieje nie musieli się specjalnie kryć, gdyż kilkudziesięciohektarowego poligonu po godz. 16.00 pilnuje tylko jeden wartownik.
- Do kradzieży zostały zaangażowane legalnie działające firmy, które - jak wynika ze wstępnych ustaleń - nie wiedziały, że uczestniczą w przestępstwie - powiedziała nam sierżant Anna Smarzak z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Policja ustaliła, że zamawiający ciężki sprzęt i usługi transportowe mężczyźni tłumaczyli, iż czołgi należy wywieźć nocą, gdyż za dnia na poligonie trwają ćwiczenia i jest niebezpiecznie."
Kiedy na poligonie zorientowano się, że doszło do tak zuchwałej kradzieży, wszczęto alarm. Wszystkie jednostki policji na Lubelszczyźnie rozpoczęły poszukiwania, zwieńczone sukcesem, jako że czołg nie jest przecież igłą w stoku siana.
"Nasz Dziennik" opisał efekty działań policji:
"Pierwszą maszynę namierzono przed południem w Radzyniu Podlaskim, była wieziona na lawecie przez środek miasta. Kilka minut później w miejscowości Biała przy stacji paliw funkcjonariusze zatrzymali ciągnik siodłowy volvo wiozący czołg. Kierowca się tłumaczył, że dostał zlecenie przetransportowania go do huty Stalowa Wola.
Trzy kolejne czołgi dotarły bez kłopotów do punktu skupu złomu w pobliżu dworca kolejowego przy ul. Krochmalnej w Lublinie.
- W środę rano na skup przyjechały trzy lawety z czołgami i 60-tonowy dźwig - opowiada Paweł Polak, kierownik punktu skupu. - Po rozładowaniu jednego czołgu poprosiłem o pokazanie faktury z Agencji Mienia Wojskowego. Dwaj mężczyźni, którzy kierowali tym przedsięwzięciem, powiedzieli, że fakturę zostawili w domu. Pojechali po kwity i tyle ich widziałem - dodaje.
Mężczyźni oferujący na skupie złomu czołgi zostali przez policję zatrzymani. Są to dwaj mieszkańcy Lublina w wieku 25 i 35 lat, którzy już trafili do policyjnego aresztu w Łukowie. Obecnie policja wspólnie z Żandarmerią Wojskową prowadzą czynności wyjaśniające, jak to było możliwe, że ze strzeżonego terenu wojskowego ukradziono ważące dziesiątki ton czołgi oraz czy zatrzymani mężczyzny mieli wspólników."
No cóż, na usta ciśnie się dumne hasło z epoki towarzysza Edwarda Gierka: "Polak potrafi". A że nie zawsze uda mu się zrealizować do końca to, co sobie zamierzył? Nikt nie jest przecież doskonały, by zacytować puentę filmu "Pół żartem, pół serio".
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Lut 16, 2009 8:48 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Pitera "spiesza" policję
Według odpowiedzialnej za walkę z korupcją minister Julii Pitery, policja wcale nie potrzebuje samochodów, aby skutecznie kontrolować ulice polskich miast! Jej zdaniem o wiele lepsze efekty daje piesze patrolowanie powierzonych funkcjonariuszom rewirów.
Taką bulwersujacą opinię wyraziła w Radiu Zet, odnosząc się do skarg komendantów wojewódzkich Policji Państwowej na ograniczenie im wydatków na benzynę. Na ujawnionej wcześniej przez "Fakty" TVN styczniowej telekonferencji z nimi zastępca Komendanta Głównego nadinspektor Henryk Tusiński mówił o 360 milionach złotych policyjnego długu, radząc swym podwładnym, by "trochę sami mieszali w budżecie, nie czekając na zgodę ministra".
Pitera nie ukrywała zdziwienia, że "policja, gdzieś się burzy". Przeprowadzającej z nią wywiad Monice Olejnik powiedziała:
- Prawdę powiedziawszy, od lat się mówi o tym, że policja patrolująca ulice nie powinna do tego używać samochodów, ponieważ bardzo trudno patrolować miasto z samochodów. Jednym z sukcesów Williama Brattona w Nowym Jorku było to, że zabrał policji patrolującej ulice samochody. Jaki ma sens patrol, zwłaszcza w małych, ciasno zabudowanych ulicach, jaki ma sens patrol samochodowy, gdzie są podwórza i gdzie trzeba czasami zajrzeć? Patrole piesze są jedyną skuteczną metodą kontrolowania miasta.
No cóż, wytrawny polityk ekipy rządzącej powinien umiejętnie wybrnąć z każdej sytuacji, zwłaszcza niekorzystnej dla siebie tudzież swojego ugrupowania. Miarą jego mądrości i odpowiedzialności jest jednak niewzbudzanie negatywnych nastrojów u żadnej grupy społecznej czy zawodowej, a także niedawanie opozycji okazji do łatwego zaatakowania rządu.
Wątpię, aby zaprezentowana przez minister Julię Piterę koncepcja "spieszenia" polskiej policji spotkała się z uznaniem jej funkcjonariuszy. Już skrytykowały ją natomiast Prawo i Sprawiedliwość oraz Sojusz Lewicy Demokratycznej, nieśmiałe głosy niezadowolenia słychać także z szeregów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Nie sądzę, aby z jej wypowiedzi zadowolony był wicepremier Grzegorz Schetyna, który tego samego dnia przekonywał na konferencji prasowej, że "nie ma zagrożeń dla płac policjantów, nie ma też zagrożeń dla benzyny do radiowozów, ani dla części zamiennych, bo to jest gwarancją naszego bezpieczeństwa". Przyznał natomiast, iż "nie można wstydzić się oszczędności, a każdy, kto jest dobrym gospodarzem, musi pilnować wydawanych pieniędzy".
To zupełnie inne w tonie i wydźwięku podejście do tego samego tematu.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Lut 16, 2009 8:49 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wygłodniały smok
Jedni mówią, że to z powodu wstrzymania dostaw gazu przez Rosję, drudzy obwiniają srogą zimę, jaka wreszcie zawitała do Krakowa, jeszcze inni twierdzą, iż zabrakło dziewic.
Nie wiadomo, kto ma rację w tym sporze, ale faktem jest, że Smok Wawelski poważnie ostatnio zaniemógł, czyli przestał ziać ogniem. Nie tylko nie reaguje na uruchamiające go od kilku lat esemesy, ale odmówił nawet nakazanego przez gazownię regularnego spełniania swego obowiązku co parę minut.
Krakowianie są zasmuceni, a turyści (zwłaszcza najmłodsi) rozczarowani. Zamiast budzącego zrozumiałą grozę potwora, strzelającego przed siebie ogniem, widzą bowiem biedne stworzenie, najwyraźniej zmarznięte, głodne i schorowane, a więc nie mające ochoty na straszenie publiczności.
Na ratunek smokowi pośpieszyli już specjaliści z Gliwic (jego twórcy) i obiecują, że lada dzień wszystko wróci do normy, czyli będzie można znowu bać się krakowskiej legendy.
Na razie dziewice mogą zaś bez najmniejszych obaw spacerować pod Wawelem, a nawet śmiać się swemu prześladowcy prosto w upiorny pysk. Chociaż ze smokami nigdy nic nie wiadomo...
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Lut 16, 2009 10:55 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Prezydent dla zesłańców
Polska Agencja Prasowa dotarła do projektu ustawy, przygotowanego przez Kancelarię Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, na mocy której Polacy zesłani w latach 1939-1956 do obozów lub w głąb Związku Sowieckiego i uwięzieni przez NKWD mieliby dostać z budżetu państwa odszkodowania w wysokości do 30 tysięcy złotych.
Takich osób jest około 35 tysięcy, koszty ustawy można więc oszacować na 966 milionów złotych.
"Choć strona rosyjska wielokrotnie deklarowała chęć pozytywnego rozwiązania tego problemu, przedstawiane przez nią konkretne propozycje były niestety dalece niesatysfakcjonujące. Można spodziewać się, że kwestia odszkodowań prawdopodobnie również w najbliższym czasie nie znajdzie pozytywnego rozwiązania" - napisano w uzasadnieniu projektu, do którego dotarła PAP.
Zachodzi obawa, "iż wszelkie rozmowy na ten temat staną się bezprzedmiotowe, gdyż nie będą już żyły osoby, które owe odszkodowania miałyby otrzymać". Właśnie tą okolicznością prezydent Kaczyński tłumaczy potrzebę wypłacenia z budżetu naszego państwa ofiarom sowieckich represji tzw. świadczenia substytucyjnego, którego wypłata byłaby aktem "solidaryzmu społecznego".
Represją w rozumieniu ustawy byłby pobyt w latach 1939-1956 z przyczyn politycznych, religijnych lub narodowościowych w obozach internowanych, w obozach MWD i NKWD, w więzieniach i poprawczych obozach pracy podległych Głównemu Zarządowi Obozów (Gułag) oraz na przymusowym zesłaniu lub deportacji w ZSRR.
Jak ustaliła PAP, świadczenie ma przysługiwać w kwocie 400 złotych za każdy miesiąc trwania represji, łącznie nie więcej jednak niż 30 tysięcy zł. Mieliby do niego prawo ci, którzy w okresie represji byli obywatelami polskimi i mają obywatelstwo polskie w chwili złożenia wniosku o świadczenie.
Nie przysługiwałoby ono natomiast osobom, które kolaborowały z hitlerowcami, służąc w armii niemieckiej lub deklarując odstępstwo od polskości, kolaborowały z sowieckimi władzami okupacyjnymi w latach 1939-1941, służyły w NKWD albo w innych organach represji ZSRS, były zatrudnione w UB, SB, Informacji Wojskowej, w prokuraturze, w sądownictwie lub w służbie więziennej (chyba, że przedłożą dowody, iż zostały tam skierowane przez organizacje niepodległościowe), były funkcjonariuszem struktur Polskiej Partii Robotniczej lub Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, do których właściwości należał nadzór nad organami represji, donosiły władzom komunistycznym, zwalczały działania na rzecz suwerenności Polski podczas służby wojskowej w latach 1944-1956, dopuściły się zbrodni komunistycznej, określonej w ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej.
Zwolnione od podatku dochodowego świadczenie z budżetu państwa przyznawałby kierownik Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych na wniosek osoby zainteresowanej, zarówno na podstawie dowodów przedstawionych przez nią, jak również zebranych przez Urząd.
W uzasadnieniu projektu podkreślono, że ofiary nazizmu uzyskały już pewne świadczenia od Republiki Federalnej Niemiec w 1991 roku (chodzi o wypłaty Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie), dotychczas nie rozwiązano zaś kwestii odszkodowań dla naszych rodaków, represjonowanych w ZSRś. Ustawa służyłaby zatem "długo oczekiwanemu zaspokojeniu społecznego poczucia sprawiedliwości".
Odszkodowanie nie przysługiwałoby jedynie osobom, które z tytułu represji w Związku Sowieckim uzyskały je już na podstawie przepisów ustawy z 1991 roku o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego.
PAP przypomina, że od 1998 roku wszyscy Polacy represjonowani przez sowieckie organy ścigania mogli bezterminowo ubiegać się o odszkodowania przed sądami RP. Weszła wtedy w życie znowelizowana ustawa o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa.
Prawo do takich świadczeń dostali ci, którzy od stycznia 1944 (drugie wkroczenie na tereny II RP Armii Czerwonej) do końca 1956 roku działali na rzecz niepodległości, za co ich represjonowano. Dotyczy to zarówno obecnego terytorium Polski, jak również obszarów II RP, które po 1944 roku weszły w skład ZSRS.
W 1997 roku w obronie praw Polaków represjonowanych po wschodniej stronie tzw. linii Curzona wystąpił ówczesny rzecznik praw obywatelskich profesor Adam Zieliński. Zwrócił się do marszałka Sejmu o podjęcie inicjatywy ustawodawczej w ich sprawie, ale nie zakończyło się to powodzeniem.
Trudno przewidzieć, z jakim przyjęciem spotka się prezydencki projekt ustawy w Sejmie, ale trzeba powitać go z pełnym uznaniem jako kolejny etap konsekwentnie prowadzonej przez Lecha Kaczyńskiego polityki historycznej, przywracającej elementarną sprawiedliwość ludziom poszkodowanym przez Sowietów w latach 1939-1956.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lut 18, 2009 10:13 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Skandaliczne fantazje profesora Marka
Czy ktokolwiek rozsądnie myślący może jeszcze wątpić w to, że student polonistyki i filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, współpracownik Komitetu Obrony Robotników Stanisław Pyjas zginął w nocy z 6 na 7 maja 1977 roku w wyniku śmiertelnego pobicia przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa PRL lub wynajętych przez nich zbirów, a jego ciało zostało następnie podrzucone na klatce schodowej kamienicy przy ulicy Szewskiej 7 w Krakowie?
Zupełnie inną koncepcję na temat przyczyn jego śmierci przedstawił jednak w książce pt. „Głośne zdarzenia w świetle medycyny sądowej” emerytowany profesor Zdzisław Marek. O jego zdumiewającej opinii poinformowała "Rzeczpospolita":
"Profesor stawia hipotezę, że pijany student dobijał się do koleżanki mieszkającej na II piętrze kamienicy i został uderzony gwałtownie otwieranymi przez kogoś drzwiami. Zrezygnował z wizyty, zszedł na dół, a tam, siedząc u stóp schodów, zachłysnął się krwią z wargi zranionej przy uderzeniu drzwiami. Zaczął się dusić i upadł na posadzkę, doznając kolejnych urazów."
Warto przypomnieć, że to właśnie prof. Marek był biegłym sądowym, który przeprowadzał ekspertyzę w sprawie obrażeń na ciele Pyjasa. Na podstawie jego opinii prokuratura poinformowała wówczas, że pijany student potknął się na schodach, spadł i zadławił własną krwią.
W kolejnych śledztwach, prowadzonych w latach 90., ponad wszelką wątpliwość ustalono, że Pyjas został pobity, a jego zwłoki podrzucone na klatkę schodową kamienicy przy ul. Szewskiej 7.
Prof. Marek najwidoczniej zapomniał, że kilkanaście lat temu powiedział dziennikarce Radia Kraków (nie wiedząc, że ma ona włączony magnetofon); "ktoś Pyjasowi dał po mordzie... ale ja nie wiem kto". W 1991 roku rektor Akademii Medycznej w Krakowie uznał go za persona non grata, a po stwierdzeniu przez specjalnie w tym celu powołaną komisję, że naruszył on normy etyczne pracownika nauki, został pozbawiony funkcji kierownika Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej.
Dzisiaj dawny biegły nieoczekiwanie powraca do swojej wersji z 1977 roku, a w dodatku oskarża o współodpowiedzialność za śmierć studenta UJ... Bronisława Wildsteina.
"Wielce ciekawe i niecodzienne było zachowanie w tym przypadku Bronisława W. – najbliższego przyjaciela (jak wielokrotnie twierdził) Staszka, a także towarzysza w ostatnim dniu życia. Zostawił nietrzeźwego przyjaciela w mieście, potem wyjechał na wiele lat za granicę. Wrócił, gdy sprawa <niegodnego postępowania biegłego> już się przedawniła. (...) Może jednak <przedawnienie> dotyczyło innej sprawy, na przykład nieumyślnego zadania obrażeń? Musi to jednak pozostać w sferze domysłów, chyba że ci, którzy znają prawdę, zdecydują się mówić" – napisał prof. Marek w swojej najnowszej publikacji.
Na tak bezczelne dictum ostro zareagowali na łamach "Rzeczypospolitej" historyk, doradca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, doktor habilitowany Antoni Dudek oraz dawni współpracownicy KOR i członkowie Studenckiego Komitetu Solidarności z Krakowa:
" - Na tym przykładzie widać najlepiej, że prof. Marek jest kłamcą, i to dość nieudolnym. Gdyby SB miała choć cień możliwości, by obarczyć Wildsteina winą za śmierć Pyjasa, skwapliwie by z tego skorzystała - uważa Antoni Dudek.
- Chorobliwa nienawiść zaślepiła prof. Marka. Przecież dokładnie wiadomo, co w dniu śmierci Staszka robił Bronek i że nie spotykał się wtedy z przyjacielem. A potem uparcie walczył o prawdę w sprawie Pyjasa - tłumaczy Bogusław Sonik, dawny opozycjonista, a dziś eurodeputowany. Wraz z Wildsteinem był współzałożycielem Studenckiego Komitetu Solidarności, który domagał się wyjaśnienia okoliczności śmierci Pyjasa.
Inny działacz opozycji prof. Ryszard Terlecki przypomina, że Wildstein wyjechał za granicę dopiero cztery lata po śmierci studenta i musiał tam zostać po ogłoszeniu stanu wojennego.
Sam Wildstein słowa prof. Marka kwituje krótko: – Kanalia, po prostu kanalia. Za to, że opisałem jego rolę w sprawie Pyjasa, wytoczył mi proces i wygrał, co wiele mówi o naszym wymiarze sprawiedliwości.
Zdzisław Marek nie pominął tego zresztą w swojej książce. Przypomina, jak z jego oskarżenia sąd prawomocnie skazał Bronisława Wildsteina na karę grzywny i nawiązki oraz opublikowanie wyroku w gazecie za to, że w 1991 roku publicznie obwiniał medyka o tuszowanie sprawy zabójstwa Pyjasa i nazwał go m.in. <najbardziej cynicznym wspólnikiem zbrodni>, który tylko dzięki przedawnieniu uniknął odpowiedzialności."
Po nagłośnieniu przez "Rzeczpospolitą" bulwersujących fragmentów książki prof. Marka, prowadzący w latach 90. śledztwo w sprawie przyczyn śmierci Pyjasa prokurator Krzysztof Urbaniak ponownie potwierdził na konferencji prasowej swoje ówczesne ustalenia. Znalazły się one w wydanej w 2001 roku razem z IPN książce pt. "Sprawa Stanisława Pyjasa", w której przedstawiono wszystkie dotychczasowe dokumenty w tej materii.
Obecne twierdzenia prof. Marka Urbaniak określił mianem „fantazyjnych wersji, dalekich od rzeczywistych ustaleń, zmierzających być może do wybielenia własnej osoby". Wyraził zdziwienie z tego powodu, "bo autor tej publikacji zna naszą książkę, w której podano ustalenia dotyczące przyczyny śmierci i mechanizm powstałych obrażeń", a nawet powołuje się na nią w swojej. Mimo to "snuje własne fantazje".
Twierdzeń emerytowanego profesora nie chciał natomiast w ogóle skomentować naczelnik pionu śledczego Krakowskiego Oddziału IPN prokurator Piotr Piątek. Powiedział on tylko dziennikarzom, że realizuje własny plan śledztwa, w którego toku przesłuchuje kolejnych świadków. Jednym z nich jest Lesław Maleszka, który zeznawał już w poprzednich dochodzeniach, jeszcze przed ujawnieniem jego roli jako tajnego współpracownika SB, donoszącego m.in. na Pyjasa.
Od maja 2008 roku śledztwo przejął IPN. Do tej pory zarzuty utrudniania dochodzenia w latach 70. przedstawiono sześciu osobom. Trzech zmarło w toku postępowania, dwóch zostało prawomocnie skazanych, zaś proces przeciw byłemu wiceministrowi spraw wewnętrznych generałowi Bogusławowi Stachurze został zawieszony z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego.
Prof. Marek podjął w swojej książce (zaopatrzonej prze wydawcę adnotacją: "interpretacje opisanych zdarzeń są wyrazem poglądów i wiedzy Autora") jeszcze jeden wątek, w którym zniesławia pamięć znanego krakowskiego adwokata doktora Andrzeja Rozmarynowicza (zmarłego w 1999 roku).
Powtarza mianowicie wersje peerelowskiej prokuratury i SB, dotyczące dwukrotnego pobicia w 1985 roku przez "nieznanych sprawców" księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Sugerowano wówczas, że związany z opozycją kapłan upozorował je sam lub przy czyjejś pomocy.
"Rzeczpospolita" przypomina:
"Mecenas był m.in. pełnomocnikiem ks. Zaleskiego i rodziny Pyjasa. Wielokrotnie krytykował opinie wydawane w tych sprawach przez Zakład Medycyny Sądowej."
Prof. Marek twierdzi, że powód niechęci Rozmarynowicza do niego był bardzo prozaiczny:
"Przed laty zaproponował mi jako kierownikowi katedry obopólną <korzystną"> współpracę. Sugerował, aby jego klientom wydawać przychylne opinie w zamian za udział w zyskach. Ku swemu zaskoczeniu, odszedł z niczym, ale zniewagi nie zapomniał i później nie zaniedbał żadnej okazji szkalowania nas".
Swoją drogą ciekawe, kogo ma na myśli emerytowany biegły, pisząc "nas".
Tymi słowami oburzony jest były minister sprawiedliwości-prokurator generalny RP profesor Zbigniew Ćwiąkalski, mówiąc "Rzeczypospolitej":
" - To jest obrzydliwe! Adwokat już nie żyje i nie może sam się bronić. Jako jeden z nielicznych miał odwagę występować przeciwko władzom PRL."
Podobną dezaprobatę wyraził również ksiądz biskup Tadeusz Pieronek, który znał mecenasa Rozmarynowicza jako prawnika często reprezentującego krakowską Kurię Metropolitalną.
A Krzysztof Urbaniak pyta na łamach "Rzeczypospolitej":
" - Czemu po rzekomej rozmowie z adwokatem prof. Marek nie zgłosił tego prokuraturze, choć było to jego obowiązkiem?"
"Głośne wydarzenia w świetle medycyny sądowej" opublikowało w nakładzie 2 tysięcy egzemplarzy krakowskie Wydawnictwo Medyczne. Można je kupić w księgarniach medycznych i w internecie. Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita", prowadzący śledztwo w sprawie śmierci Pyjasa prokuratorzy IPN zamierzają zapoznać się z książką profesora Zdzisława Marka i być może przesłuchać go na okoliczność zawartych w niej hipotez oraz opinii.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lut 19, 2009 8:51 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kraków w CNN
23 lutego CNN rozpocznie pierwszą międzynarodową kampanię reklamową Krakowa.
Przez najbliższe 4 tygodnie jedna z najpopularniejszych stacji telewizyjnych na świecie wyemituje 139 spotów, reklamujących atmosferę i zabytki podwawelskiego grodu. 30-sekundowa reklama będzie nadawana w najlepszym czasie antenowym i trafi do około 150 milionów rodzin w Europie, na Bliskim Wschodzie oraz w Afryce.
- Kraków to szybko rozwijające się miasto i jesteśmy bardzo zadowoleni, że CNN zostało wybrane do tego, aby wyemitować jego pierwszą międzynarodową kampanię reklamową - powiedział na konferencji prasowej w Warszawie wiceprezes CNN International Rani R. Raad.
W spotach pojawią się najważniejsze zabytki Krakowa: Zamek Królewski na Wawelu, bazylika Najświętszej Marii Panny, Rynek Główny oraz takie wydarzenia kulturalne, jak np. Festiwale Kultury Żydowskiej i Sacrum Profanum. Widzowie zobaczą również krakowskie dorożki, gołębie i bawiące się dzieci. Założeniem reklamy jest pokazanie Krakowa jako miasta dynamicznego i otwartego.
- Ta kampania kosztowała 200 tysięcy dolarów, ale proszę wziąć pod uwagę, że w ubiegłym roku turyści, którzy odwiedzili Kraków, wydali w hotelach, restauracjach, kawiarniach, taksówkach 2,8 miliarda złotych - powiedziała w trakcie konferencji dyrektor biura marketingu turystycznego Krakowa Katarzyna Gądek.
Zdaniem przedstawiciela CNN w Polsce Piotra Czarnowskiego, wybór tej stacji telewizyjnej jest wyjątkowo trafny, ponieważ jej widzami są głównie ludzie, którzy mają naturę ekspansywną, poszukiwawczą.
Według badań urzędu miasta Krakowa, w 2008 roku odwiedziło go 6 milionów turystów, którzy spędzili w nim co najmniej jedną dobę, a średnio 3,5 dnia. Nic więc dziwnego, że podwawelski gród zainteresował specjalistów CNN od reklamy.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Lut 20, 2009 2:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Koszulki z Przemykiem i Pyjasem
Dwóch internautów, regularnie pisujących w Salonie 24 jako toyah i Consolamentum, wystąpiło z bardzo ciekawą inicjatywą, która - gdyby powiodła się jej realizacja - mogłaby znakomicie posłużyć budowaniu świadomości historycznej młodych pokoleń Polaków.
Zaproponowali mianowicie, aby wyprodukować koszulki z wizerunkami Grzegorza Przemyka i Stanisława Pyjasa. W dyskusjach, jakie wywiązały się na obu blogach, jedni ich uczestnicy mocno popierali ten pomysł, uważając go za na wskroś nowoczesny i łatwy do urzeczywistnienia niewielkim kosztem, inni twierdzili natomiast, że nie ma on większego sensu, bo na pewno nie przyjmie się wśród polskiej młodzieży.
Uważam, że taka forma przypominania o ważnych postaciach z naszej najnowszej historii zasługuje na poparcie, chociaż wcale nie mam pewności, czy koszulki z Przemykiem i Pyjasem (ewentualnie z innymi symbolicznymi osobami) zawojowałyby rynek.
Nic nie zaszkodzi jednak spróbować. Bo jak słusznie napisał Consolamentum, "jeśli chcemy mieć własną pamięć, musimy na nią zasłużyć", nie ograniczając się wyłącznie do czczego gadulstwa i podręcznikowego (czyli z założenia raczej nudnego) przypominania ludzi, którzy stawiali czoła komunistycznemu reżimowi.
Dlatego w pełni popieram ten interesujący pomysł na budzenie i utrwalanie świadomości historycznej Polaków na adekwatną do początku XXI wieku modłę.
Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 43, 44, 45  Następny
Strona 3 z 45
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum