Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawdy i mity nt. rządu Jana Olszewskiego
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 16, 2008 8:06 pm    Temat postu: Prawdy i mity nt. rządu Jana Olszewskiego Odpowiedz z cytatem

Jako poseł I kadencji (1991 - 1993) w wielu wydarzeniach brałem udział osobiście i pamiętam je z pierwszej ręki.

W dyskusji będę prezentował stanowisko subiektywne, ukazujące nasz (KPNowski) punkt widzenia, co pozwoli zrozumieć nasz krytyczny stosunek do tego rządu. Równoczesnie zrównowazy to punkt widzenia prezentowane przez innych dyskutantów, którzy nie ukrywają swego całkowicie pozytywnego stosunku do tego rządu i jego dokonań.

Zacznijmy od wyniku pierwszych wolnych wyborów parlamentarnych w Polsce po II wojnie światowej, które odbyły sie 27 października 1991 roku (frekwencja - 43%). "Grubą siódemkę" tworzyły nastepujace ugrupowania:
Unia Demokratyczna (UD) - 62 mandaty (13,5%)
Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD) - 60 mandatów (13%)
KPN - 51 mandatów (11,1%)
PSL - 50 mandatów (10,9%)
Wyborcza Akcja Katolicka (WAK), gł. ZChN - 50 mandatów (10,9%)
Porozumienie Obywatelskie Centrum (PC) - 44 mandaty (9,6%)
Kongres Liberalno-Demokratyczny (KLD) - 37 mandatów (8%)

Sejm był bardzo rozdrobniony, gdyż łącznie w Sejmie było 29 ugrupowań.
Wg opinii Antoniego Dudka - historyka z IPN ("Pierwsze lata III RP" ARCANA 2004; str. 224 i 225) najwiekszym wygranym w wyborach była KPN, zaś wynik wyborów rozwiał "sny o potedze" Jarosława Kaczyńskiego. Wojciech Roszkowski - historyk, europaralamentarzysta PiS ("Najnowsza historia Polski 1980 - 2002" Świat Książki 2003; str. 147) mówi nawet o względnej porażce PC.


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sro Lut 11, 2009 12:54 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 16, 2008 8:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Parę słów o programach wyborczych KPN i POC (podaję za Dudkiem - strony: 209 i 215).
Były one zbieżne w wielu punktach, np. krytyka "grubej kreski", "rozkradania majątku narodowego" czy "planu Baclerowicza".
W kampanii wyborczej POC kładł wiekszy nacisk na dekomunizację, KPN - na sprawy gospodarcze. Charakterystyczne są następujące postulaty KPN, które przytacza Dudek:
- przezwyciężenie recesji przez zmniejszenie podatków, tanie kredyty na rozwój produkcji i odmrożenie płac,
- ostre cięcia w wydatkach aparatu państwowego, przez zmniejszenie liczby instytucji państwowych, ograniczenie liczby etatów i zredukowanie budżetu administracji
- walka z podziemiem gospodarczym m.in. przez utworzenie specjalnych jednostek policji złożonych z ludzi nie pracujących wczesniej w MO i SB,
- zastapienie wojska z poboru kilkudziesięciotysięczna armią zawodową,
- w sferze polityki zagranicznej realizacja koncepcji Międzymorza, zakładająca budowe sojuszu (politycznego i gospodarczego) państw Europy Srodkowo - Wschodniej, który z jednej strony zabezpieczy ten region przez rosyjskim imperializmem, z drugiej zaś zapobiegnie przekształceniu tego obszaru w jeden wielki rynek zbytu dla towarów zachodnich.

Omawiam to tak obszernie, gdyż Dudek uznaje te postulaty za "skrajnie populistyczne".
Myślę, że dzisiaj już by tak nie napisał, gdyż większość tych postulatów jest dziś uznawana za "oczywista oczywistość" (inna rzecz, że - może poza armią zawodową - pozostają one do dzisiaj niezrealizowane).
Krytyczna ocena Dudka jest znamienna, gdyż wiele działań KPN podejmowanych w tym czasie było uznawanych za nierealne i populistyczne, a dziś widzimy, że zaniechanie tych działań wpędziło Polskę w poważne problemy. Można powiedzieć, że polscy politycy walczą dziś heroicznie z problemami, których by nie było, gdyby dopuścili do władzy "populistów z KPN" na poczatku lat 1990tych.
-----------------------------------------------------------


Acha, mało osób to pamięta (a warto przypomnieć za Dudkiem: str. 216) - w kampanii wyborczej 1991 roku PC wykorzystywało poparcie Wałęsy (mimo narastającego już konfliktu miedzy bracmi Kaczyńskimi a Wałęsą) - materiał filmowy emitowany przez PC w bloku wyborczym przedstawiał spotkanie Wałęsy z przywódcami Porozumienia Centrum. Widocznie w tym czasie "Bolek" nie kompromitował jeszcze Wałesy w oczach braci Kaczyńskich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 16, 2008 8:08 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W trakcie rozmów dotyczących utworzenia nowego rządu z udziałem UD, KLD i PC doszło, jak pisze Dudek, do ostatecznego zerwania między braćmi Kaczyńskimi i Lechem Wałęsą.
12 listopada 1991 roku Wałęsa miał krzyczeć do Kaczyńskich:
"Przecież to wy doprowadziliście do tego, że leciałem z siekierą na swoich najbliższych przyjaciół! Rozpocząłem wojne na górze, a nie miałem racji! To ty obiecywałeś dekomunizację! Ty obiecywałeś przyspieszenie! Ja głupi uwierzyłem w to wszystko! Naopowiadałem ludziom i co? Mam się tereaz powiesić, bo nie dotrzymałem?"
Kaczyński przerwał mu - wspominał Kuroń - coś krzyczał, ale nie zrozumiałem co.
Również krzycząc, prezydent odpowiedział:
"Zajmie sie tobą prokurator".
Kaczyński wstał, podszedł do drzwi i otwierając je, rzucił za siebie:
"Jeszcze zobaczymy, kim się zajmie!".


Sądze, że ta wymiana zdań świadczy o tym, że konflikt Wałęsa - Kaczyńscy miał silne podłoże personalne i że był bardzo gorący zanim jeszcze pojawiła się sprawa teczki "Bolka".
---------------------------------------------------------------------

14 listopada 1991 roku tzw. Piątka (czyli pięć największych partii w Sejmie, pomijając SLD, UD i PSL; były to - w kolejności liczebności klubów - KPN, ZChN, PC, KLD i PL - Porozumienie Ludowe; największą aktywnością w Piątce odznaczał się - jak podaje Dudek - Jarosław Kaczyński) wysunęła oficjalnie kandydaturę Jana Olszewskiego na premiera. Siła tej koalicji była tak wielka, że - mimo wewnętrznych oporów - Wałęsa desygnował w końcu Olszewskiego na premiera.

6 grudnia 1991 roku kandydatura Olszewskiego zyskała w Sejmie 250 głosów przede wszystkim z tych pięciu partii (w tym KPN). Przeciwko było SLD, wstrzymała się UD i PSL.

12 grudnia 1991 roku z Piątki wyszedł KLD (dużą rolę odegrała prawdopodobnie inspiracja Wałęsy), a 14 grudnia 1991 roku - KPN (Moczulski żądał dla siebie teki MON, czemu - z inspiracji Wałęsy - sprzeciwiał sie Kołodziejczyk i czemu nie był przychylny Olszewski).

18 grudnia 1991 roku Olszewski złożył w Sejmie dymisję.

Pismo Olszewskiego dot. rezygnacji wskazywało przyczyne niepowodzenia - był nia konflikt z Wałęsą:

Cytat:
˝Wielce Szanowny Panie Marszałku!

Zgłaszam rezygnację z powierzonej mi przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej misji tworzenia rządu. Dla skutecznego i zgodnego z zasadami demokracji funkcjonowania najwyższych organów władzy państwowej niezbędna jest ich wzajemna lojalność. Wielokrotnie stwierdzałem, że moja osoba nie może stać się przyczyną utrudniającą współdziałanie prezydenta, rządu i Sejmu.

Podczas wczorajszej rozmowy ze mną pan prezydent oświadczył, że nie będzie współpracował z rządem, którego skład i program mu przedstawiłem.

W tych warunkach, mimo udzielonego mi przez Sejm poparcia, nie widzę możliwości spełnienia powierzonej mi misji.

Jan Olszewski


W debacie nad dymisją rządu (18 grudnia 1991 r) Moczulski wjasniał przyczyny załamania się rozmów koalicyjnych:

Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

Szanowni Państwo! Wszyscy wiemy, że Rzeczpospolita znajduje się w niebezpieczeństwie, ale zapewne nie wszyscy wiemy, w jak wielkim niebezpieczeństwie. Trwa kolejny tydzień kryzysu politycznego i Polska nierządem stoi. I to nie tak jak kiedyś w XVIII wieku, kiedy ta Polska chociaż na szczeblu lokalnym działała, a tylko w centrali rządu zabrakło. Dzisiaj coraz bardziej pogrążamy się w stanie, gdy na szczeblach centralnych, pośrednich i tych najniższych coraz wyraźniej zaczyna objawiać się kryzys prowadzący aż do rozpadu władzy.

Nie czarujmy się, nie ma rządu. Wystarczy zresztą spojrzeć, żeby zobaczyć, że nie ma rządu. Mamy premiera, który powiedział, że rezygnuje ze swojej misji i mamy niedobitki Rady Ministrów (Wesołość na sali), które się tutaj przysłuchują naszym obradom.

Proszę państwa, kiedy będzie w Polsce rząd? W tej chwili grozi nam, że jak dobrze pójdzie, to rząd będziemy mieli w połowie stycznia, no, może w pierwszej połowie stycznia. Grozi, że my wszyscy pojedziemy na dobrze nie zasłużony wypoczynek świąteczny, na zabawy sylwestrowe, albo, jak posłowie Konfederacji Polski Niepodległej, na spotkania z wyborcami (Wesołość na sali i oklaski) i że będziemy czekać, aż zbierzemy się w styczniu i zatwierdzimy albo nie zatwierdzimy nowego rządu.

Pierwszą rzeczą, pierwszą, jeszcze przed tworzeniem gabinetu, jest stworzenie warunków, żeby ten rząd powstał szybko. A tych warunków nie stworzy się, jeżeli ta Izba znowu będzie pusta.

Do tej pory, jak panie i panowie doskonale wiecie, ten Sejm głównie pracuje odraczając posiedzenia, a nie obradując. I jeśli nie zmienimy tej metody, to po prostu nie ma sposobu, żeby rząd powstał szybko.

Podjęta została próba, moim zdaniem próba rozsądna i poważna, żeby stworzyć rząd koalicji centroprawicowej. Mniej więcej dwa tygodnie temu mogliśmy przekonać się, że ta próba ma poparcie większej części Izby, wyraźnie większej części Izby, gdzieś rzędu 250 posłów. Ta koalicja w tej chwili rozpada się czy też rozpadła się. Rozpadła się w sposób, który dla mnie, bardzo uważnego uczestnika formowania i funkcjonowania tej koalicji, jest nadal niejasny. I ciągle mam wrażenie, że ja i może niektórzy inni uczestnicy naszych wspólnych dyskusji znali tylko zewnętrzny kształt, zewnętrzny obraz tego, co się działo. Natomiast nie udało nam się, mimo licznych wysiłków wyjaśnienia sytuacji, dotrzeć do jakiegoś prądu podskórnego. I obawiam się, że to ten podskórny prąd stał się głównym powodem tego niepowodzenia, przecież niepowodzenia nas wszystkich, od prawej strony do lewej.

Nas wszystkich, którzy w tej sali zasiadamy.

Mówi się publicznie, że główną przyczyną niepowodzenia misji pana Olszewskiego, niepowodzenia misji koalicji ˝pięciu˝, ˝czterech˝, ˝trzech˝, ˝dwóch˝, ˝półtora˝, nie wiem ilu, jest spór między Sejmem a prezydentem. Otóż, proszę państwa, być może to wisi w powietrzu, ale do sporu między Sejmem a prezydentem jeszcze nie doszło. I mam nadzieję, że nie dojdzie. Mówi się też, że u źródeł tej porażki leży spór między koalicją a prezydentem. Być może istnieje ten spór między rozmaitymi osobami, natomiast między całą koalicją a prezydentem takiego sporu naprawdę nie ma. Mówi się, że ostatecznie nie może dojść do utworzenia rządu, bo inne ma zdanie premier, inne prezydent.

Jeśli mamy porażkę tej koncepcji, to przyczyna tej porażki tkwi w koalicji; i to nie nieporozumienia między parlamentem czy rządem a Belwederem, a nieporozumienia wewnątrz koalicji przekreśliły czy też przekreślają tę szansę. (Oklaski)

Gdzieś 2 tygodnie temu doskonała współpraca koalicji zaczęła się załamywać. Powiem wyraźnie, że stwierdziłem wtedy, że zaczyna się wewnątrz koalicji rysować kryzys zaufania. I powiedziałem, że na kryzysie zaufania nic nie można zbudować. Jeśli będzie się w tej Izbie, czy w jakimkolwiek innym układzie politycznym, próbować coś opierać na kryzysie zaufania, nic z tego nie wyjdzie. Otóż z tego malutkiego kryzysu zaufania, który zarysował się 2 tygodnie temu, wyrosła klęska przecież nie koalicji, tylko klęska próby stworzenia w Polsce rządu. Jeśli nie będzie zaufania, nie będzie rządu. Bo nawet jeżeli wybierzemy ministrów, spiszemy ich na karteczce i ustalimy, jak który ma naprawdę na imię, to z tego jeszcze nie będzie rządu. Rząd musi być oparty przede wszystkim na wspólnym zaufaniu. I jeżeli tego sobie tu do końca nie powiemy i do końca tego nie zrozumiemy, to Polska nierządem będzie stała.
(Poruszenie na sali)

Czy rząd Jana Olszewskiego nie ma szansy? Sądzę, że jest szansa, sądzę, że ma szansę. Może jeszcze przez 2 godziny, ale ma szansę. I myślę, że wszystko w tej chwili jest w ręku pana premiera i wszystko w tej chwili zależy od ugrupowań parlamentarnych: trzech, czterech, pięciu, sześciu, siedmiu, ośmiu ugrupowań parlamentarnych, nie wiem ilu. Wszystko w ich rękach.

Nie pozwólmy, żeby ta szansa została zmarnowana; a jeżeli zostanie dziś zmarnowana, to nie odkładajmy tej sprawy do połowy stycznia. (Oklaski)


W debacie sejmowej nie wypowiedział się Kaczyński.

Olszewski zabrał głos dopiero na końcu i mało zrozumiale:

Cytat:
Prezes Rady Ministrów Jan Olszewski:

Panie Marszałku! Panie Posłanki i Panowie Posłowie! Przed dwoma tygodniami otrzymałem od pana prezydenta Rzeczypospolitej rekomendację na stanowisko premiera. Nie prosiłem o tę rekomendację. Prawdę mówiąc, nawet nie miałem okazji o nią prosić.

Ta Izba udzieliła mi mandatu. Starałem się z tego mandatu wywiązać najlepiej jak tylko potrafiłem i jak najszybciej, bo zdawałem sobie sprawę, jaka jest sytuacja kraju i jak bardzo ten kraj w tej chwili potrzebuje jak najszybciej stabilnego, sprawnego rządu.

Staję dzisiaj przed wami w poczuciu nie wykonanego obowiązku, chociaż starałem się, jak mówię, zrobić wszystko, aby go wykonać.

Myślę, że przyjęta jako punkt wyjścia moich starań koncepcja była chyba jednak słuszna. Była to koncepcja rządu, który musi mieć wyraźne oparcie polityczne, określone oparcie w tej Izbie, ale który równocześnie nie wyraża tylko partyjnych, partykularnych ambicji, który jest w pewnym sensie rządem ponadpartyjnym, byłby rządem społecznego zaufania.

Starałem się, tak jak to było możliwe, jak potrafiłem, taki rząd stworzyć. Napotkałem na tej drodze, nie ukrywam, przeszkody, których się nie spodziewałem. Było tak, że ludzie, na których udziale bardzo mi zależało, wycofywali swoje kandydatury pod wpływem perswazji, rozmów, by nie użyć może słów, określeń innego rodzaju, stawiając mnie często w bardzo trudnej sytuacji. Ale nie mówię tego po to, by się tu żalić albo usprawiedliwiać długotrwałość moich działań.

Ostatecznie, sądzę, że w zakreślonym mi przez Prezydium Sejmu terminie zdołałem ustalić listę kandydatów przyszłego rządu i przygotować także moje programowe wystąpienie. Byłem gotów ten obowiązek wykonać. Na przeszkodzie, nie ukrywam, stanęły pewne nieporozumienia, wierzę, że nieporozumienia, które kazały mi w pewnym momencie powziąć wątpliwości, czy przyjęte przeze mnie podstawowe założenie, że ten rząd musi być rządem cieszącym się zaufaniem przede wszystkim tej Izby, da się utrzymać, przeprowadzić.

Nie ukrywam, że jakkolwiek mówiłem o rządzie ponadpartyjnym, jakkolwiek było moim założeniem, aby był to rząd w pewnym sensie ­ może to za ambitne słowo ­ autorski, żeby to był rząd osobistości, to równocześnie stałem na tym stanowisku, i stoję dzisiaj, że stabilny, potrzebny, sprawny rząd w tym kraju musi być obdarzony zaufaniem Izby, tej Izby, i musi do tego zaufania stale i w każdych okolicznościach się odwoływać.

Wysoka Izbo! Dzisiaj będziecie państwo głosować nad złożoną przeze mnie rezygnacją. Rezygnację złożyłem w sytuacji, w której wydawało mi się, że mam określoną, zdecydowaną opinię pana prezydenta na temat moich wysiłków i ich wyników. Wczorajsze oświadczenie pana prezydenta wprowadza tutaj jakby pewne zmiany, wątpliwości. W tym stanie rzeczy muszę w waszych rękach zostawić decyzję. Przyjmę każde rozwiązanie, które ta Izba podejmie. (Oklaski)

Muszę jednak stwierdzić, że dwie sprawy muszą być jasne.

Po pierwsze, ten rząd, który zostanie utworzony, ktokolwiek by go nie tworzył, wyłoniony przez tę Izbę, podkreślam, musi znaleźć aprobatę prezydenta Rzeczypospolitej, ponieważ konflikt na tej osi, konflikt o rząd między dwoma najwyższymi w tym kraju organami władzy, legitymującymi się w równym stopniu powszechnym wyborczym mandatem, byłby klęską dla kraju.

Druga sprawa, podstawa polityczna, o którą opierałem się w momencie podejmowania moich wysiłków tworzenia rządu, ta podstawa polityczna okazała się niedostateczna i niewystarczająca. I to chciałbym wyraźnie powiedzieć. Musi być dla tego przyszłego rządu, ktokolwiek by go nie tworzył, przyjęta nowa formuła. Myślę, że w tworzeniu tej nowej formuły udział powinny mieć wszystkie w tym Sejmie reprezentowane, nie tylko demokratyczne, ale poważne siły polityczne. Jeżeli te dwie przesłanki uda się spełnić, to wówczas może powstać rząd, którego ten kraj oczekuje.

Panie i panowie posłowie ocenicie, czy moja osoba mogłaby jeszcze do tworzenia takiego rządu posłużyć. (Oklaski)


Olszewski jednak przetrwał. Jego dymisja została odrzucona przez Sejm. KLD głosowało za dymisją, KPN (i m.in. UPR) się wstrzymała, a Olszewskiego uratowało PSL (Kaczyński powiedział do Pawlaka - "Wszystko panu zapewniam, tylko niech PSL poprze Olszewskiego").

Wyniki głosowania były nastepujące:
132 za dymisją - 73 wstrzymujących się - 214 pko.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 16, 2008 8:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W czasie tych kłótni i sporów (swoja drogą - czy nie przypominają one okoliczności powstawania rządu Marcinkiewicza, a potem - rządu Jarosława Kaczyńskiego oraz okoliczności rekonstrukcji tego drugiego rządu? O czym świadczą te podobieństwa? Z resztą bedzie ich wiecej) minęła 10 rocznica wprowadzenia stanu wojennego (13 grudnia 1981 - 13 grudnia 1991). Było to o tyle istotne, że zgodnie z ustawą o Trybunale Stanu, osoby z najwyższego kierownictwa PRL mogły odpowiadać za wprowadzenie stanu wojennego przed TS, ale tylko wtedy, gdy tzw. wstępny wniosek zostałby wniesiony przed upływem 10-letniego terminu przedawnienia.

I rzeczywiście taki wstępny wniosek ostatniego dnia terminu (czyli 12 grudnia 1991) został złożony! Proszę szanownych Forumowiczów, aby spróbowali zgadnąć, kto go złożył.
Dla ułatwienia dodam, że sam ten wniosek napisałem w ciagu dwóch dni, a do jego złożenia wg ówczesnego prawa wystarczało 49 podpisów (klub KPN liczył wtedy 51 "szabel").

Mimo histerycznego ataku ze strony SLD, UD i "Gazety Wyborczej" postepowanie przeciwko twórcom stanu wojennego zostało wszczęte. Nie zostało ukończone w I kadencji Sejmu z uwagi na przedterminowe wybory. W drugiej kadencji, w której dominowały ugrupowania postPRLowskie (SLD i PSL) Sejm postepowanie to umorzył...

Dzisiaj media informują, że sąd podejmie decyzję, czy Jaruzelski i inni staną przed sądem za wprowadzenie stanu wojennego (akt oskarżenia wniósł IPN).
http://wyborcza.pl/1,76842,5052351.html

Od 1991 roku, gdy KPN doprowadziła do wszczęcia postepowania przed Trybunałem Stanu w sprawie Jaruzelskiego minęło 17 lat!
Pytam - kto ponosi odpowiedzialność za to, że Sejm I kadencji, w którym ugrupowania centroprawicowe miały zdecydowaną przewagę, nie rozliczył Jaruzelskiego i reszty tzw. WRON? Jaruzelski mógł już siedzieć od kilkunastu lat i właśnie, po 15 latach odsiadki - mógłby się teraz ubiegać o przedterminowe zwolnienie.

Znacie Państwo bajkę o orzeszku? O żesz k...a!

Polityka nie polega na ciągłym wywoływaniu jałowych konfliktów. Polityka nie polega na zwoływaniu konferencji prasowych i opowiadaniu, jacy to inni są źli, gdyż utrudniają nam zbawianie Polski.
Polityka polega na skutecznym osiąganiu założonych celów.

Bracia Kaczyńscy w ciągu ostatnich 19 lat należeli do najbardziej wpływowych polityków w Polsce: brali udział w rozmowach okrągłego stołu i w Magdalence, byli wpływowymi politykami OKP, początkowo blisko współpracowali z Lechem Wałęsą i rządzili w jego kancelarii w pierwszym okresie prezydentury, mieli swojego premiera w 1. połowie 1992 roku, mieli NIK w latach 1992 - 1995, mieli rząd w latach 2005 - 2007, mają prezydenturę w latach 2005 - 2010. Za każdym razem, gdy sprawowali władzę wywoływali jałowe konflikty. Wiele mówili o dekomunizacji, o rozliczeniach, o lustracji, ale nigdy nie potrafili wprowadzić choćby ułamka swych krzykliwych zapowiedzi w życie.
SBecy jak pobierali wysokie emerytury, tak je dalej pobierają, Jaruzelski i inni chodzą bezkarnie po ulicy a ludzie z dawnej opozycji głodują.
Są natomiast bracia Kaczyńscy mistrzami w wywoływaniu jałowych konfliktów wewnątrz własnego obozu i w eliminowaniu prawicowych konkurentów. A także w zwalaniu winy za własne, zawinione przez siebie niepowodzenia, na innych. Tak było w latach 1991 - 1992, tak jest i teraz!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 16, 2008 8:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ostatecznie rząd Jana Olszewskiego został powołany przez Sejm 23 grudnia 1991 roku (ponad 2 miesiące po wyborach).

Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Polsce potrzebny jest rząd, Polsce potrzebny jest program, by nareszcie zacząć wyprowadzać ten kraj z kryzysu. Groźne dla Polski byłoby, gdyby rząd i program zostały zastąpione makietami; one bowiem gwarantują tylko jedno, że ten ślizg po równi pochyłej będzie jeszcze bardziej gwałtowny.

Konfederacja Polski Niepodległej w ciągu wielotygodniowych rozmów toczonych w tym gmachu przedstawiała dezyderaty, które można ująć w sześciu punktach.

Domagaliśmy się takiego skonstruowania programu gospodarczego, żeby przestał on być nastawiony na osiąganie pewnych wartości doktrynalnych i żeby został skierowany na człowieka, na szarego człowieka; żeby za cel nie teoretyczny, ale za praktyczny cel gospodarowania rząd uznał dążenie do zaspokajania potrzeb społecznych, a nie dążenie do tego, żeby kosztem społeczeństwa poprawiać wskaźniki ekonomiczne.

Domagaliśmy się, żeby ta nasza spuścizna po minionym półwieczu ­ kiedy przecież trudem milionów ludzi kraj został odbudowany ze zniszczeń wojennych i stworzono pewien majątek narodowy, liczący się majątek narodowy, stanowiący własność państwową ­ żeby oczywista konieczność prywatyzacji tego majątku nie była połączona z trwonieniem, a w pojedynczych wypadkach nawet z rozkradaniem tego majątku, żeby to był taki program prywatyzacji, który będzie służył i gospodarce, i przede wszystkim społeczeństwu. (Oklaski)

Domagaliśmy się przywrócenia naprawdę rządów prawa, które panują tylko wówczas, kiedy niewinni są uszanowani, obronieni, a przestępcy są pociągani do odpowiedzialności, niezależnie od tego, czy są to przestępcy sprzed lat czy sprzed paru dni. (Oklaski)

Domagaliśmy się nowej polityki zagranicznej i nowej polityki obronnej, zapewniającej, że przede wszystkim interes Polski będzie respektowany. Taki program wymaga rządu, który powstanie na rzeczywistej bazie politycznej, nie na porozumieniach towarzyskich, nie na osobistych przyjaźniach, nie na zobowiązaniach, które wynikają z układów między ludźmi, ale na solidnej, jasno i klarownie zbudowanej bazie politycznej.

Domagaliśmy się też, aby na tej bazie politycznej powstał rząd złożony z silnych osobowości, które będą i pojedynczo, i wspólnie jakąś gwarancją, że proces odbudowy państwa rozpocznie się szybko, będzie zdecydowany i konsekwentny. Boję się, że żaden z tych elementów nie został osiągnięty. Boję się, że zaproponowano nam rząd wewnętrznie bardzo niespójny, rząd, którego Wysoka Izba w poważnej mierze nie zna, ponieważ przynajmniej kilku szefów resortów nie spotkało się z przesłuchującymi kandydatów komisjami, rząd, w którym chyba wszystkie propozycje dotyczące resortów gospodarczych zostały, w mniejszym czy większym stopniu, zakwestionowane. Mówi się, że to nie jest najważniejsze. W kuluarach można usłyszeć, że jeśli minister finansów rzeczywiście nie jest najlepszy, to przecież można będzie go zmienić. Rząd, który rozpoczyna swoją karierę od tego, że z góry zakłada, że trzeba zmieniać ministrów, nie jest chyba rządem gwarantującym skuteczność działania, a nie wiem, czy jest też rządem poważnym pod każdym względem. Co gorsza, z tygodnia na tydzień, a może nawet i częściej, program tego rządu ulega zmianom, ulega zmianom bardzo zastanawiającym. Na początku był to program przełomu, program zasadniczego odejścia od czegoś, co się nazywało ˝planem Balcerowicza˝, odejścia od pewnego sposobu gospodarowania i od pewnego sposobu traktowania społeczeństwa. Z dnia na dzień ten program nie tylko ulegał erozji, ale zastępowano go czymś przeciwnym, tak jak to zdanie, które na początku brzmiało, że należy ostrożnie zwiększać dopływ pieniędzy do społeczeństwa, a zmieniło się na to cytowane dzisiaj w prasie ­ ja się na ten cytat powołuję ­ że trzeba twardo go powstrzymywać. Boję się, że to jest taki sam zabieg, do którego już doszło przed rokiem, kiedy co innego mówiło się w kampanii wyborczej (Oklaski), kiedy co innego się obiecywało (Oklaski) i potem nagle okazywało się, że albo to były obietnice na wyrost, albo też okazywało się, że ci, którzy obiecywali, nie byli w stanie udźwignąć własnych obietnic.
Wiemy przecież wszyscy, jak trudna była dotychczasowa praca nad formowaniem rządu, jak straszliwie ciężka jest to misja i nie chciałbym w niczym bagatelizować tych niespotykanych trudności, na które napotyka rząd. Nie chciałbym w niczym bagatelizować ani wysiłku premiera i jego najbliższych współpracowników, ani wysiłków posłów, wszystkich posłów na tej sali. Staraliśmy się ­ a przede wszystkim ci, którzy ten rząd formują ­ staraliśmy się na pewno zrobić to jak najlepiej, co do tego nie mam wątpliwości. Natomiast obserwując te prace od przeszło miesiąca ­ a przez większość czasu w nich uczestniczyłem ­ ze smutkiem i z poczuciem zawodu mogę powiedzieć tylko jedno: znowuż misja okazała się za wielka, znowuż misja okazała się za ciężka, znowuż nie udźwignięto ciężaru tej misji. I niezależnie od tego, jaki będzie wynik głosowania, niezależnie od tego, czy ten rząd powstanie, czy też nie, to jedno już wiemy: ciężar tej wielkiej misji nie został udźwignięty, a więc naprawdę misja już spotkała się z niepowodzeniem. Czy to znaczy, że nie ma wyjścia, czy to znaczy, że ciągle ­ jak nam wmawiają ­ jesteśmy skazani na jedną alternatywę? Obawiam się, że ten mit jednej alternatywy wpychał nas i wpycha w kanał, z którego niesłychanie trudno wyjść. Jak z samego pojęcia wynika, alternatywa to różne rozwiązania. Sądzę, że wadą tego Sejmu, ciężko przecież pracującego w pierwszych tygodniach swojego istnienia, jest to, że ciągle widzi jedną możliwość, ale taką, która może być niekonsekwentna, która może być meandryczna, wijąca się. Natomiast nie tworzy się od samego początku dwu rozwiązań do wyboru, tak żeby upadek jednego nie stwarzał wrażenia, że wpadamy w przeszłość.

Proszę państwa, jutro Wigilia, pojutrze święta. Te nasze świąteczne życzenia sejmowe wydają się być niedobre ­ to niedobra wiadomość dla społeczeństwa ­ ale życząc Polakom, żeby nie były to smutne święta, choć dla wielu rodzin, dla milionów rodzin będą one smutne, chciałbym rozniecić iskrę nadziei: będzie lepiej, musi być lepiej, znajdziemy taki program. (Oklaski)



Cytat:
Prezes Rady Ministrów Jan Olszewski:

Panie Marszałku! Panie Prezydencie! Panie i Panowie Posłowie! Przed rokiem, kiedy pan prezydent Rzeczypospolitej zwrócił się do mnie, wtedy jeszcze nieoficjalnie, o podjęcie próby sformowania rządu, wówczas wymarzyłem sobie, żeby mógł być to rząd przełomu. Do sformowania tego rządu nie doszło. Dzisiaj sam nie potrafię na pewno powiedzieć, czy to moje ówczesne zamierzenie było realne.

Wiem, że dzisiaj rządu przełomu w takim sensie tego hasła, w jakim wówczas je formułowałem, sformować nie można. Chciałbym, żeby to było jasne. Dzisiaj możemy tylko mówić o przełomie w sensie stylu sprawowania władzy, w sensie formy dialogu, stałego dialogu, który prowadzi rząd ze społeczeństwem. Natomiast nie może być przełomu w gospodarce, która znajduje się w takim stanie, w jakim się znajduje. Dlatego jeżeli dzisiaj padały tutaj zarzuty, że z mojego programu, który przedstawiłem przedwczoraj Wysokiej Izbie, przełom, zwłaszcza przełom w sprawach gospodarczych, nie wynika, to są to zarzuty chybione. Ja tego rządu nie rekomenduję tutaj Wysokiej Izbie jako rządu przełomu, pragnę, żeby to był dla tego społeczeństwa rząd nadziei. Nadziei nie na szybką, błyskawicz

ną, lecz stopniową, ale wyraźną poprawę sytuacji ekonomicznej, bo tu jasno trzeba sobie powiedzieć: nie ma na to w obecnych warunkach szans. Nadziei, tej nadziei, o której mówię, trzeba szukać przede wszystkim w programie nacelowanym na przyszłość, na sformułowanie realnych, konkretnych dróg wyjścia z obecnej depresji gospodarczej. Depresji także społecznej, powiedziałbym, depresji cywilizacyjnej.

Oczywiście można podnieść przeciwko temu programowi, zaprezentowanemu przeze mnie przedwczoraj w bardzo ogólnych kategoriach, zarzut, że on konkretnie tej perspektywy nie wskazuje.

Rozumiem niedosyt, jaki odczuwa wielu z państwa w sferze postulatów gospodarczych, programu gospodarczego tego rządu, ale przy obecnym powikłanym i niejasnym stanie wiedzy o tym, jak naprawdę wygląda już nie tylko nasza gospodarka, bo to z grubsza wiemy, ale przede wszystkim jak wyglądają finanse państwowe, nikt odpowiedzialny, w moim przekonaniu, nie może sformułować bardziej konkretnych, opartych na tej wiedzy założeń. Dlatego jedyne zobowiązanie, jakie mogę tu podjąć w moim imieniu i w imieniu moich kolegów, to obietnica, że w ciągu dwu miesięcy po rozpoznaniu i po analizie tego, co rzeczywiście przejmujemy, co otrzymujemy w remanencie po naszych poprzednikach, przedstawimy program o wymiarze dwu-, może trzyletniego pułapu czasowego. Innych zobowiązań w tym zakresie podjąć w tej chwili nie można. A i ten dwuletni program na pewno nie będzie programem, który mógłby spełnić oczekiwania pana posła Korwina-Mikke. W ciągu tych dwu lat, panie pośle, mój rząd, z przykrością to mówię, nie rozwiąże tych wszystkich zagadnień, które podobno rozwiązał w Chile gen. Pinochet. Może dlatego że ja nie mam kwalifikacji generalskich. (Oklaski) Może dlatego że tam reformowano wczesny kapitalizm, a my musimy reformować, czy raczej wychodzić z późnego komunizmu, a to jest jednak istotna różnica. A może przede wszystkim dlatego, że ten naród nie lubi wprowadzania za pomocą przymusu żadnej doktryny ani lewicowej, ani prawicowej (Oklaski) i potrafi się tego rodzaju zamiarom skutecznie przeciwstawić.

Wysoka Izbo! Wiem, że sytuacja kraju jest w tej chwili bardzo napięta. I to był czynnik, dla którego tak bardzo musiałem się spieszyć ze sformowaniem mojego gabinetu. Wiem, że być może należało przeprowadzić więcej konsultacji, więcej pertraktacji, więcej spotkań, więcej rozmów, ale w sytuacji, w jakiej się znajdujemy, naprawdę nie było na to czasu. I jeżeli coś można w tym zakresie zrobić, zmienić, poprawić, to na pewno i ja, i koledzy, którzy zgłosili akces do tej ekipy, którą Wysokiemu Sejmowi rekomenduję, są na to otwarci.

Wysoka Izbo! Stoi przed nami w tej chwili szereg nabolałych, dramatycznych problemów. Wyczerpuje się cierpliwość naszego społeczeństwa. Rozszerza się w całym kraju głos protestu. Rozszerza się lista społecznych, najczęściej ­ muszę przyznać ­ uzasadnionych żądań. Ale rząd, każdy rząd, który dzisiaj podejmie się kierowania sprawami tego kraju, nie będzie w stanie pozytywnie załatwić, praktycznie biorąc, prawie żadnych postulatów, które związane są ze zwiększeniem wydatków państwowych. Sytuacja jest taka, że aby załatwić nawet sprawy najpilniejsze, będą potrzebne dodatkowe ofiary ze strony społeczeństwa. A jeżeli jeszcze chcielibyśmy komuś dać ponad to minimum, to za każdym razem musimy sobie postawić jasne pytanie: skąd to wziąć? I nie ma w tej chwili żadnych istotnych rezerw czy źródeł, poza może dwoma, ale one są nieosiągalne w krótkim czasie. Pierwsze, to jest ogromne marnotrawstwo występujące w dalszym ciągu w działalności naszego aparatu administracyjnego, gospodarczego, samorządowego, ale aby temu zapobiec, aby ten stan zmienić, ten aparat musi być zreformowany. I jesteśmy zdecydowani tę reformę podjąć, i podjąć ją przede wszystkim na szczeblu centralnym.

Tutaj padały pytania i padały zastrzeżenia, czy to dobrze, czy to w ogóle jest możliwe, żeby reformować ten aparat wtedy, kiedy on jest tak obciążony wykonywaniem bieżących zadań, kiedy stoją przed nim i będą stawały dalsze tak ciężkie problemy.

Wysoka Izbo! Zdaję sobie sprawę z tego dylematu, ale jeżeli my raz nie przetniemy tego błędnego koła, to nigdy w istocie nie powstaną warunki do zreformowania, do zmiany, powiedziałbym, do rozbicia i przekształcenia w prawidłowym, racjonalnym kierunku dotychczasowych strupieszałych struktur aparatu, który odziedziczyliśmy po komunizmie. I dlatego uważam, że to musi być zrobione także w imię uzyskania w przyszłości, może nieodległej przyszłości, ewidentnych możliwości gospodarczych.

Jest i drugie źródło, które wywołuje najwięcej społecznego sprzeciwu. To działalność szarej, czy może raczej czarnej strefy naszej gospodarki. Działalność, której wymiarów finansowych, wymiarów mierzonych stratami skarbu państwa określić praktycznie nie sposób, ale o której wiemy, że przynosi ogromne straty. W tym zakresie rząd podejmie zdecydowane kroki, aby przeciwdziałać brakowi kontroli i bezkarności tego typu działań, które w wielu dziedzinach naszego życia gospodarczego, i nie tylko gospodarczego, jaskrawo występują.

Chciałbym powiedzieć ­ ponieważ były tu takie wezwania, że trzeba rozliczać za każdy czas ­ że te sprawy, sprawy związane z rabunkiem grosza publicznego, którego dziś brakuje na szkoły, szpitale, sierocińce, że te sprawy dla mnie nie mają żadnej barwy politycznej, ani czerwonej, ani czarnej. (Oklaski) I chciałbym zapewnić wszystkich, a tych których trzeba, ostrzec, że w tych sprawach jestem daltonistą. (Oklaski)

Wysoka Izbo! Sygnalizowano tutaj w dyskusji nad moim exposé wiele nabolałych problemów. Wielokrotnie powtarzał się problem emerytów, bardzo bolesny, bardzo ciężki problem. I muszę powiedzieć szczerze i otwarcie, że nie mam żadnego ­ w tym momencie ­ projektu natychmiastowego rozwiązania tej sprawy. Śmiem twierdzić, że takiego projektu być po prostu nie może. Będziemy oczywiście mieli tę sprawę na uwadze.

Będziemy się starali uregulować to zagadnienie w pewnej realnej perspektywie czasowej. Ale nie chciałbym przejść do historii tych pierwszych lat nowej Polski jako ten premier, który był przez kilka czy kilkanaście miesięcy dobrodziejem emerytów tylko po to, żeby następnie spowodować załamanie się całości budżetu państwowego. (Oklaski)

Mówiono tu o niespełnianiu czy zawiedzeniu programów, postulatów wyborczych. Jeżeli to miałoby się odnosić do tego, o czym ja mówiłem w kampanii wyborczej, to prosiłbym, aby wskazano na takie moje wystąpienie, na takie moje oświadczenie, w którym nie uprzedzałem moich wyborców, że te najbliższe miesiące, a może lata nie będą latami sukcesów, tylko będą latami wyrzeczeń, że przez te wyrzeczenia, przez ofiary musimy otworzyć sobie drogę do lepszej przyszłości i mam nadzieję, że ten próg zdołamy osiągnąć w ciągu miesięcy, a nie w ciągu lat. Jeżeli tutaj na tej sali mówi się o hasłach wyborczych i odwraca się to przeciwko programowi rządu, który tutaj w tej Izbie reprezentuję, to ja bym jednak wzywał tych, którzy takie hasła formułują, aby wskazali rządowi receptę na to, jak można zapewnić każdemu emerytowi w Polsce 7 mln złotych miesięcznie. (Oklaski) Taką receptę mój rząd przyjmie z entuzjazmem. (Oklaski)

Wysoka Izbo! W czasie przesłuchań w komisjach sejmowych pewna część kandydatów zgłoszonych przeze mnie do składu przyszłego rządu nie uzyskała aprobaty posłów. To jest fakt, z którym oczywiście ja także muszę się liczyć, ale równocześnie mam świadomość, że głosowania, przynajmniej dla części uczestników, dla części posłów biorących udział w tych posiedzeniach komisji, niestety, nie były wynikiem oceny, którą można sobie wyrobić, czy powinno się sobie wyrobić, na podstawie bezpośrednich kontaktów z kandydatem, ponieważ wiem, że były w tej sprawie wydawane dyrektywy dotyczące dyscypliny partyjnej. Dlatego nie mogę, niestety, w takim stopniu, w jakim bym mógł, a może powinien nawet, brać tego pod uwagę, nie mogę w takim stopniu do tego się odnieść.

Wysoka Izbo! Przed rokiem, kiedy podejmowałem się tej trudnej misji w znacznie lepszych warunkach, musiałem ją uwarunkować zgodą na odpowiedni skład tej ekipy, z którą miałbym przedstawiony, przygotowany wówczas program realizować. Uważam, że każdy szef rządu, na którego spadają tak niewyobrażalnie trudne zadania, jakie spadną na ten rząd, musi mieć przekonanie, że ekipa, z którą te zadania będzie wykonywał, jest w pełni lojalna i daje możliwość współdziałania i współpracy. Dlatego w obecnie istniejących warunkach, wobec tych zadań, przed którymi ­ jeżeli Wysoka Izba udzieli nam swego zaufania ­ staniemy, podtrzymuję w całej rozciągłości listę moich personalnych propozycji, zdając sobie sprawę, że być może wielu z panów posłów stawia to w trudnej sytuacji.

Sądzę jednak, że tutaj na tej sali powinniśmy być między sobą tak całkowicie szczerzy, jak szczery powinien być dialog rządu ze społeczeństwem. Wysoko sobie cenię zaufanie tej Izby, bez tego zaufania zresztą ten rząd po prostu nie może powstać. Zależy mi na tym, żeby ono było możliwie najszersze, bo to jest przecież warunek powodzenia mojej misji. Ale zdaję sobie także sprawę, że poza tą salą jest społeczeństwo, którego prawie dwie trzecie nie skorzystało ze swoich praw wyborczych, a jego zdanie też się liczy i do niego również ten rząd musi dotrzeć. Dlatego muszę mówić rzeczy może niepopularne. Dlatego chciałbym, żebyśmy mieli jasno zarysowaną płaszczyznę wzajemnego porozumienia, która będzie tak potrzebna na wypadek, gdyby ten rząd miał zacząć działać i współpracować z Wysoką Izbą.

Otóż uważam, że rzeczą najgorszą, która mogłaby się stać, byłoby po prostu udzielenie temu rządowi przyzwolenia z litości, jak tu ktoś powiedział. Ten rząd, mimo dramatycznych okoliczności, mimo że czas rzeczywiście goni, powinien mieć albo rzeczywiste wsparcie tej Izby, albo nie powinno go być wcale. (Oklaski)

I dlatego apeluję do was, panie posłanki i panowie posłowie, aby każdy z was rozważył, zgodnie z własnym sumieniem, interes Rzeczypospolitej, który wyraża się w tym, że rząd powinien powstać szybko, ale także i w tym, że powinien to być rząd, który będzie mógł wykonywać te niewiarygodnie trudne zadania, które przed nim staną; żebyście rozważyli ten problem i głosowali według tego, co wam wasze sumienie podpowie, niezależnie od dyrektyw partyjnych. (Oklaski)


Rząd uzyskał ostatecznie 235 głosów, tj. nieznacznie powyżej 231 głosów. Ten sukces rządu był możliwy dzięki głosom PSL (którego przedstawiciele nie weszli jednak do rządu i które nie było członkiem koalicji).
KPN się wstrzymała od głosu
Pko głosowali m.in. SLD i UPR.

W jaki sposób rzad Olszewskiego miał stac sie rządem przełomu, przeprowadzającym zasadnicze zmiany w Państwie, skoro opierał sie na tak kruchej podstawie i w istocie w chwili swego powstania był rządem mniejszościowym?

ABy rząd Olszewskiego mógł realizować twardy, dekomunizacyjny program musiał poszerzyć się o KPN.

Jeżeli zaś chciał kontynuować dotychczasowa politykę rządów Mazowieckiego i Bieleckiego - musiał poszerzyć sie o PSL lub UD.

Natomiast bez poszerzenia koalicji rząd Olszewskiego, jako rzad mniejszościowy, skazany był na upadek. Dlatego, jak pisze Dudek (str. 236) "negocjacje w sprawie poszerzenia bazy politycznej rządu miały wypełnić prawie cały, niespełna sześciomiesięczny okres istnienia gabinetu Olszewskiego"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 16, 2008 8:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Skład rządu Jana Olszewskiego:

Cytat:
Jan Olszewski (PC) - prezes Rady Ministrów
Artur Balazs (PL) - minister-członek Rady Ministrów
Andrzej Diakonow (PC) - kierownik Ministerstwa Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa
Zbigniew Dyka (ZChN) - minister sprawiedliwości
Jerzy Eysymontt (PC) - minister-kierownik Centrowanego Urzędu Planowania
Adam Glapiński (PC) - minister współpracy gospodarczej z zagranicą
Tomasz Gruszecki - kierownik Ministerstwa Przekształceń Własnościowych
Gabriel Janowski (PL) - minister rolnictwa i gospodarki żywnościowej
Stefan Kozłowski - minister ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa
Jerzy Kropiwnicki (ZChN) - minister pracy i polityki socjalnej
Andrzej Lipko - kierownik Ministerstwa Przemysłu i Handlu
Karol Lutkowski - minister finansów
Antoni Macierewicz (ZChN) - minister spraw wewnętrznych
Marian Miśkiewicz - minister zdrowia i opieki społecznej
Jan Parys - minister obrony narodowej
Marek Rusin - kierownik Ministerstwa Łączności
Andrzej Siciński - minister kultury i sztuki
Krzysztof Skubiszewski - minister spraw zagranicznych
Andrzej Stelmachowski - minister edukacji narodowej
Ewaryst Waligórski - minister transportu i gospodarki morskiej
Wojciech Włodarczyk (PC) - minister-szef Urzędu Rady Ministrów
Witold Karczewski - przewodniczący Komitetu Badań Naukowych
rzecznik prasowy - Marcin Gugulski



Zmiany w rządzie:

Cytat:
28 lutego 1992
Odwołanie:
ministra finansów Karola Lutkowskiego.
Powołanie:
Andrzej Olechowski na stanowisko ministra finansów.

9 maja 1992
Odwołanie:
ministra-członka Rady Ministrów Artura Balazsa.

23 maja 1992
Odwołanie:
ministra obrony narodowej Jana Parysa. Tymczasowym kierownikiem ministerstwa został wiceminister Romuald Szeremietiew.

5 czerwca 1992
Pół godziny przed wnioskiem o dymisję całego rządu Sejm odwołał ministra finansów Andrzeja Olechowskiego.


------------------------------------------------------------------------

Skład rządu był rozczarowaniem. Oprócz osób wybitnych było tam wiele osób przeciętnych. Najgorsze jest jednak to, że kluczowe resorty (sprawiedliwość, polityka zagraniczna, finanse) sprawowali ludzie, którzy gwarantowali kontynuacje dotychczasowej polityki ("gruba kreska", niekonsekwentna polityka zagraniczna, "Plan Balcerowicza").
My - posłowie KPN jeszcze tego wtedy nie wiedzieliśmy - ale wiedział to premier oraz bracia Kaczyńscy (z okresu, gdy pracowali w kancelarii prezydenta Wałęsy): dwóch ministrów tego rządu oraz szef doradców premiera byli - wg papierów SB - tajnymi wspólpracownikami służb PRL.


Tak pisze o składzie tego rzadu Antoni Dudek (236 - 237):

Cytat:
Gabinet, jak wspominał szef doradców premiera Zdzisław Najder (jak się później okazało - TW "Zapalniczka" ML), "był wewnętrznie niespójny i funkcjonalnie słaby". Olszewski osiągnął wprawdzie jeden ze swoich głównych celów, jakim było usunięcie Balcerowicza, ale nie potrafił znaleźć na jego miejsce żadnego odpowiedniego kandydata. Prof. Karol Lutkowski zgodził sie objąć kluczowe stanowisko ministra finansów na zaledwie półtorej godziny przed sejmowym wystąpieniem Jana Olszewskiego i bardzo szybko okazał się takim samym monetarystą, jak jego poprzednik. Już 28 utego został zastąpiony przez zasugerowanego w Belwederze Andrzeja Olechowskiego (kolejny TW - ML), który również - chociazby jako uczestnik "okrągłego stołu" ze strony rządowej - nie bardzo pasował do antykomunistycznego oblicza rządu Olszewskiego. Także i on nie dotrwał do końca (...) Trudności z obsadzeniem stanowiska ministra finansów w pełni ujawniły rzeczywistą niezdolność premiera do dokonania postulowanego przez siebie przełomu w poityce gospodarczej. W istocie rzeczy ani premier, ani siły tworzace zaplecze polityczne jego rządu nie potrafiły stworzyć alternatywnego programu ekonomicznego. "Nikt w rządzie nie panuje nad całością gospodarki" - żałił się w marcu 1992 roku Olszewski szefowi swoich doradców.
Nieco inaczej rzecz miała sie z obsadą MSZ, w przypadku którego na drodze do zmiany stanął ostry sprzeciw Wałęsy. Jednak mimo utrzymania Skubiszewskiego (kolejny TW - ML), polityka zagraniczna rządu Olszewskiego została wzbogacona o nowe, istotne akcenty, chociaż szef polskiej dyplomacji z podziwu godną gorliwością w dalszym ciagu lansował utopijny idee wzmacniania KBWE ...
Niezależnie od nacisków i ograniczeń, jakim bez watpienia podlegał Olszewski, trudno uznać, aby przy tworzeniu rządu wykazał się konsekwencją. (...) Trudno pojąć miekkość, jaka wykazał wobec kandydatury Artura Balazsa, którego - jak sam wspomina - wszyscy ludowcy zgodnie "uważali za postac spod ciemnej gwiazdy."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 16, 2008 8:11 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wg opinii Antoniego Dudka (s. 245):

Cytat:
Dla działań dekomunizacyjnych mozna było pozyskać wielu posłów z tych ugrupowań postsolidarnościowych, które prorządowi politycy nieustannie oskarżali o wspierani układów nomenklaturowych. Oczywiście rozbicia potężnej gospodarczo i politycznie formacji postkomunistów nie dało sie przeprowadzić dzieki takiej czy innej decyzji Sejmu, niemniej istniały wówczas sznse na przyjęcie ustawy, która - na wzór czechosłowackiej ustawy weryfikacyjnej z 10 października 1991 roku - zakazałaby byłym wyższym funkcjonariuszom PZPR i aparatu przymusu z czasów PRL zajmowania stanowisk publicznych. Z dzisiejszej perspektywy widac wyraźnie, że uchroniłaby ona Polskę od wielu późniejszych konfliktó, na czele ze sprawą Józefa Oleksego, któa na długo sparaliżowała polskie słuzby specjalne. Rząd Olszewskiego nie przedstawił jednak nawet projektu takiej ustawy, podobnie zresztą jak nie zdobył się na bardziej zdecydowane działanie w sprawie rewindykacji przejetego bezprawnie przez SdRP majątku byłej PZPR. "Wśród urągań odrzucono - zauważa Piotr Zaremba - jako prawniczo kaleki, KPNowski projekt ustawy o restytucji niepodległości. W zamian nie wymyslono jednak niczego, co docięłoby Polskę od dziedzictwa epoki komunizmu. Premier Olszewski i ci członkowie jego ekipy, którzy do objęcia funkcji szykowali się przez cały 1991 rok, nie mieli niczego w zanadrzu. Zachowywali się tak, jakby sam fakt objecia przez nich władzy był równoznaczny z odrzuceniem dziedzictwa komunistycznej przeszłości.".

---------------------------------------------------------------------------------
No właśnie - projekt ustawy o restytucji niepodległości był w Sejmie I kadencji już drugą (po wniosku o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej i karnej członków Rady Państwa, która uchwaliła dekret o stanie wojennym i członków WRON) próbą, podjetą przez KPN i mająca na celu odcięcie III RP od dziedzictwa PRL oraz rozliczenie PRL.

Jest 31 stycznia 1991 roku (decyzją wiekszości sejmowej debata parlamentarna odbywa sie późną nocą, gdy nie ma transmisji telewizyjnej ani radiowej - społeczeństwo nie powinno widzieć i słyszeć tego, o czym bedzie mowa na tej sali):

Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Niepodległość rzeczywiście nie musi czekać. Szkoda, że czekaliśmy na nią tak długo. To nie jest akurat uwaga pod adresem pana posła Niesiołowskiego, który 20 lat temu idąc do więzienia pokazał, że zależy mu na szybkiej niepodległości. Są jednak ludzie, którzy zamykali do więzień, żeby tej niepodległości nie było, także pana posła Niesiołowskiego, i są dzisiaj ludzie, którzy chcieliby takiej wygodnej niepodległości, kiedy nie ma różnicy na przykład między Prywiślańskim Krajem, Wielkim Sojuzem, Wspólnotą Suwerennych Narodów i Rzecząpospolitą Polską.

Przechodzę do rzeczy. Proszę Wysokiej Izby, złożony przez nas projekt ustawy jest projektem bardzo kontrowersyjnym. Jest projektem wzbudzającym daleko posunięte emocje. Jest też projektem wzbudzającym najwyraźniej daleko posunięte obawy, nieraz obawy tak dalece posunięte, że ktoś obawia się, że tego rodzaju ustawa mogłaby zagrozić trwałości jego związku małżeńskiego. Bo również takie obawy niektóre osoby w środkach masowego przekazu ujawniały.

Jest to ustawa kontrowersyjna przede wszystkim dlatego, że jest to projekt bardzo nietypowy. Coś, co może zdarzyć się w niektórych tylko krajach i coś, co zdarza się niesłychanie rzadko. Gdybyśmy zastanawiali się, kiedy poprzedni raz Sejm Polski rozważał podobną ustawę, to możemy powołać się tylko na jeden precedens, a mianowicie na decyzję Sejmu Królestwa Polskiego ze stycznia 1831 r. o detronizacji Romanowych. To wówczas doszło do takiej sytuacji, kiedy jakby nie zmieniając rzeczywistości państwowej, nie zmieniając instytucji, nie zmieniając nie tylko urzędów, ale nawet i urzędników ­ całkowicie radykalnie zmieniono państwo. I my dzisiaj jesteśmy w podobnej sytuacji, ja w każdym razie pracując nad projektem tej ustawy założyłem, że znajdziemy się w podobnej sytuacji. Mieliśmy wprawdzie nadzieję, że zgodnie z tym spóźnionym apelem posła Niesiołowskiego, ta ustawa zostanie rozpatrzona na samym początku pracy Sejmu, a nie po dwóch miesiącach jego funkcjonowania, że Sejm będzie się bardziej spieszył, ale planując tak ­ zakładaliśmy, że będzie to taka ustawa, która z dnia na dzień nie burząc niczego, nie burząc niczego, pozwoli nam przejść do zupełnie innej jakości politycznej, prawnej i moralnej, tak jak decyzja sejmowa o detronizacji Romanowych dziś tę nową jakość stworzyła.

III Rzeczpospolita rodzi się przecież, może jeszcze długo będzie się rodzić, w zupełnie innych warunkach niż II Rzeczpospolita. II Rzeczpospolita powstała w następstwie gwałtownego przewrotu. Gdy w listopadzie 1918 r. zapadła podstawowa decyzja o zwołaniu Sejmu, wtedy jeszcze mówiono: Państwa Polskiego, nazwa Rzeczypospolitej pojawia się trochę później, gdy zapadała ta decyzja ­ nikt się przecież nie powoływał na wcześniej obowiązujące na ziemiach polskich ustalenia prawne, ani na Statut Organiczny, ani na Akt Wielkiego Księstwa Poznańskiego nadany po Kongresie Wiedeńskim, ani na decyzje dotyczące Galicji. Była to zmiana o charakterze rewolucyjnym. Wprawdzie w ówczesnej listopadowej decyzji przyjmowano także pewną zastaną rzeczywistość, tak na przykład z góry założono, że część posłów przyszłego Sejmu ­ a mianowicie tych posłów, którzy mieli reprezentować wschodnią Galicję ­ to będą posłowie wybrani do zaborczego przecież parlamentu austriackiego, a więc jakby sięgano też do rozstrzygnięć wcześniejszych, ale równocześnie tworzono, rewolucyjnie tworzono, zupełnie nowy stan.

Proszę państwa, my też mogliśmy robić naszą rewolucję przez krew i zniszczenia.

Zamiast tego robiliśmy ­ że nieskromnie zacytuję sam siebie i tytuł mojej broszureczki sprzed lat kilkunastu ­ ˝rewolucję bez rewolucji˝, kiedy w sposób płynny z jednej rzeczywistości prawnej i politycznej przejdziemy do drugiej rzeczywistości ­ nie burząc i nie niszcząc. Czy inne tego rodzaju rozwiązania są znane, chociażby w XX wieku?

Są znane. Przypomnijmy ustawę francuskiej Izby Deputowanych, bo formalnie obowiązywała jeszcze Konstytucja III Republiki, ustawę francuskiej Izby Deputowanych, która się odniosła do całej spuścizny Vichy, do całej spuścizny l'État Francais, satelickiego państwa francuskiego funkcjonującego w ramach niemieckiego, hitlerowskiego systemu. Francuzi podeszli do tego w sposób poważny, stwierdzając m.in., że w tych kilku latach 1940­-1944 trwało przecież życie społeczne, przekształcał się system prawny i trzeba się do tego ustosunkować.

Można było ustosunkować się do potępionej przeszłości tak, jak kiedyś to robił Konwent, ale można było ustosunkować się tak, jak później zrobiła to Izba Deputowanych po wyzwoleniu Francji w końcowym okresie II wojny światowej.

Otóż naszym pragnieniem jest doprowadzenie do ustawowego stwierdzenia, że przechodzimy od jednej rzeczywistości politycznej, prawnej i moralnej do innej rzeczywistości. Czy jest taka potrzeba? Oczywiście można negować taką potrzebę, na lewicy czy na prawicy, można negować taką potrzebę, ale ­ jak myślę ­ nie wszyscy chyba na prawicy i na lewicy ją negują. Bardzo przecież niedawno jeden z posłów tej Izby, na pewno nie mający nic wspólnego z Konfederacją Polski Niepodległej, spytał, i słusznie, na jakiej zasadzie w jego legitymacji wpisane zostało stwierdzenie, że jest posłem pierwszej kadencji? Od czego ta numeracja zależy? Gdy Sejm działa na mocy tego samego, co poprzedni, aktu prawnego? W ramach tego samego systemu prawnego? Dlaczego mówimy, dlaczego uzurpujemy sobie stwierdzenie, że jesteśmy sądem pierwszej kadencji (Głos z sali: Sejmem) ­ przepraszam bardzo, to wieloletnie przyzwyczajenie sądowe ze strony oskarżonego, a nie sędziego ­ że jesteśmy Sejmem pierwszej kadencji? To jakaś jakby uzurpacja. Oczywiście nie jest to uzurpacja, ponieważ jest to parlament po raz pierwszy od 1938 roku wybrany w wolnych wyborach. Jesteśmy Sejmem pierwszej kadencji, ponieważ taka jest wola suwerennego narodu, rozumianego oczywiście jako ogół równoprawnych obywateli. Taka jest wola narodu i my z woli narodu jesteśmy Sejmem pierwszej kadencji, ale powinno znaleźć to wyraz formalny.

Tutaj od razu pojawiają się dwa pytania. Pierwsze pytanie jest takie: to może wystarczy deklaracja? To może wystarczy stwierdzenie, że oto mamy niepodległą III Rzeczpospolitą, bo jesteśmy rzeczywistymi reprezentantami narodu, bo ten Sejm pochodzi z wyborów wolnych i nieskrępowanych, takich na jakie Polska czekała lat kilkadziesiąt. Może taka deklaracja wystarczy?

Sejm działa od 25 listopada, a nikt nie palił się do takiej deklaracji. Szkoda, ale nikt się nie palił, może dlatego, że od 25 listopada projekt naszej ustawy już był złożony, może państwo uważaliście, że to sprawę załatwia? Jeżeli tak, to myślicie podobnie, jak my, w Klubie Parlamentarnym Konfederacji Polski Niepodległej.

Ale powiedzmy sobie szczerze: czy taka deklaracja wystarcza? Czy mamy uważać, że same deklaracje mają tworzyć życie, mają budować rzeczywistość? Były już deklaracje, i to deklaracje praktycznie bez pokrycia. Nazwę Rzeczpospolita Polska przywrócono przecież chyba od 1 stycznia 1990. Po raz drugi po 1945 r. w sposób uzurpatorski posłużono się nazwą, która może być tylko nazwą niepodległego państwa polskiego ­ takiego państwa polskiego, które jest rezultatem woli Polaków, a nie na przykład następstwem stalinowskiej konstytucji z 1952 roku.

Już raz mieliśmy taką uzurpację, kiedy Rzeczpospolitą, rzekomą Rzeczpospolitą Polską instalowały tutaj sowieckie bagnety. To jest taka sama uzurpacja, jak ta uzurpacja, gdy car Mikołaj I jako król polski sierżantom rosyjskim walczącym na Kaukazie garściami rozdawał Virtuti Militari. Możemy oczywiście zrobić kolejną deklarację, ale czy deklaracja zmienia rzeczywistość? I czy po prostu chcemy budować przyszłą Polskę na deklarowanych słowach? Otóż wydaje się, że sama deklaracja nie wystarcza, ale przecież, proszę państwa, jeżeli tutaj nastąpić ma zmiana rzeczywistości prawnej, politycznej i moralnej, musi to pozostawać w jakimś stosunku do zastanych realiów.

W preambule do proponowanej przez nas ustawy stwierdzamy, że mamy do czynienia obecnie z dwoma jakby odrębnymi stanami czy bytami państwowymi. Jednym z tych stanów jest Rzeczpospolita Polska, pewien byt prawny, polityczny i moralny, ten byt, który przecież nie przestał istnieć ani 1 września 1939 r., ani 17 września 1939 r., ani 22 lipca 1944 r., ani pod żadną inną datą. Ten byt prawny istniał przez lat kilkadziesiąt, a jego spuściznę prawną reprezentanci II Rzeczypospolitej tu w Warszawie, na Zamku Królewskim, 22 grudnia 1990 roku przekazali prezydentowi III Rzeczypospolitej, wybranemu w powszechnych i nieskrępowanych wyborach. Można by było powiedzieć niesłychanie prosto, tak jak nam może niektórzy chcieliby wmówić, że skoro II Rzeczpospolita do końca była legalna, a więc kontynuujmy ją po prostu ­ i udawajmy, że w Polsce między rokiem 1939 a 22 grudnia 1990 r. nic nie nastąpiło.

Otóż w Polsce przez te kilkadziesiąt lat coś nastąpiło. Działało, żyło tutaj, pracowało, budowało, tworzyło jakieś struktury polityczne parędziesiąt milionów Polaków. I nie możemy się od tej części naszej historii i od tej części naszego narodowego wysiłku odciąć.

Możemy stwierdzić, że geneza PRL jest nieprawna, że było to państwo, które nawet nie zadbało o to, żeby się zalegalizować. Państwa legalizują się tylko w jeden sposób, przez wolę obywateli. Począwszy od roku 1944 tamto państwo ani razu nie skorzystało, aby zalegalizować się w sposób wyraźny i nie budzący wątpliwości, nie manipulacyjny. Do końca nie chciało być legalne. (Oklaski)

Ale istniało. I nie będąc legalne, będąc wyrazem obcych interesów, narzędziem zniewolenia obywateli ­ równocześnie było państwem, które miało polski charakter. Zeznając, składając wyjaśnienia przed PRL-owskim sądem, lat temu wiele, odwołałem się do orła tam wiszącego i powiedziałem: to jest nasze godło. Panowie ­ powiedziałem ­ zabraliście mu symbol suwerenności ­ koronę, ale to jest nasze godło. I w PRL, czy nie w PRL, my tego naszego godła hańbić nie pozwolimy. Bez względu na to, czy nam się podobała geneza PRL, bez względu na to, czy nam się podobała praktyka PRL, bez względu na to, czy widzieliśmy w tym tylko jakiś uporządkowany system na ziemiach polskich, czy cokolwiek innego, to to było na pewno państwo polskie. Tak samo jak państwem polskim było Królestwo Polskie, tzw. Kongresowe, przed tą styczniową decyzją 1831 r. Tak samo jak państwem polskim było Księstwo Warszawskie, któremu 22 lipca 1807 r. obcy monarcha podyktował konstytucję. Były to państwa polskie, jakkolwiek nie były to państwa suwerenne. A możemy zastanawiać się, czy z naszego polskiego punktu widzenia były to państwa legalne.

Otóż jeśli stwierdzamy, że chociaż naszym zdaniem Polska Rzeczpospolita Ludowa nie była legalnym państwem polskim, to stworzyła tutaj pewien stan rzeczywisty. I my dzisiaj musimy pamiętać, że jesteśmy dziedzicami zarówno tego bytu, zwanego II Rzecząpospolitą, który był bytem legalnym, jak też tego bytu, zwanego PRL, który wprawdzie bytem legalnym nie był, ale był bytem rzeczywistym.

Jeżeli sięgamy do takiej podwójnej genezy naszej rzeczywistości, to wynika z tego, że może powstać cały szereg sprzeczności. I te sprzeczności muszą zostać rozwiązane. Zwłaszcza sprzeczności wynikające z połączenia dwu różnych bytów prawnych.


Cytat:
Wicemarszałek Andrzej Kern (PC):

Panie pośle, bardzo przepraszam, proszę zbliżać się do konkluzji, już dawno minęło 20 minut.


Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

Zbliżam się. Ale jeżeli pan marszałek pozwoli ­ aby móc to mówić przed Wysoką Izbą, czekałem parę dziesiątków lat ­ może jeszcze parę minut. (Oklaski)


Cytat:
Wicemarszałek Andrzej Kern (PC):

Wszyscy na tej sali mamy różną przeszłość i regulamin nas wszystkich obowiązuje.


Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

Jeśli można prosić o dodatkowy czas w takim przeliczniku ­ minuta za rok więzienia.


Cytat:
Wicemarszałek Andrzej Kern (PC):

Proszę bardzo. (Poruszenie na sali)


Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

Otóż nasz projekt przewiduje system, przewiduje pewną metodę. Metodę, przy pomocy której można będzie odnieść się do spuścizny prawnej PRL. Wiem, jak bardzo jest to niedoskonała spuścizna, ale nie można jej przecież przekreślić, jeśli nie z innych względów, to chociażby ze zwykłych względów pragmatycznych. Wiem doskonale, że na te 9 czy 10 tys. ustaw obowiązujących w naszym kraju jest ok. 2 tys. ustaw, które są niepotrzebne, a może szkodliwe, a może nawet hańbiące, jak ta ustawa z 1954 r. stwierdzająca, że gdyby się spotkał sztandar polski i radziecki, to sztandar polski musi oddać tamtemu pokłon i w pochodzie iść na drugim miejscu. Ta ustawa do dzisiaj obowiązuje.

Otóż jest około 2 tys. takich ustaw. Podczas X kadencji Sejmu PRL ok. 200 z tych ustaw zmieniono bądź pozbawiono ważności. Mamy jeszcze 2 tys. Proponujemy zastosowanie tutaj pewnej szczególnej, uproszczonej procedury. Ale oczywiście decyzja będzie należała do Sejmu. To jest pierwsza kwestia.

Druga kwestia jest taka, że w warunkach państwa nielegalnego, w warunkach instrumentalnego naginania prawa, w warunkach wykorzystywania i państwa, i prawa przeciwko interesowi Polski i przeciwko interesowi Polaków, doszło do całego szeregu zaszłości, które należy rozwiązać. I tutaj też wskazujemy na taką konieczność.

Wreszcie przypominamy, że na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat dokonywane były przestępstwa, przestępstwa przeciwko Polsce i przeciwko Polakom, zaś sprawcy tych przestępstw zapewniali sobie bezkarność. Dzisiaj lata, w których rządzili, lata, w których łamali prawo, chcą zaliczyć do biegu przedawnienia. I tutaj proponujemy pewną ogólną zasadę, która następnie musi oczywiście znaleźć ustawowe rozwiązanie prawne.

I ostatnia z tych najważniejszych kwestii. Jeśli mówimy o konieczności rozliczeń przeszłości, a coraz więcej ugrupowań w tej sali o tym mówi, jeśli prawdą jest to, co piszą gazety, to nawet przedstawiciele klubu lewicy demokratycznej po rozmowach u pana premiera Bieleckiego zgodzili się, że jakiś taki proces musi być dokonany ­ jeśli prawdę piszą gazety, panie pośle Kwaśniewski, ja się zastrzegam ­ otóż w tych warunkach my po prostu uważamy, że jeśli dojdzie do tych rozliczeń, to trzeba z góry zapewnić, przyjąć pewne zasadnicze, fundamentalne ustalenia. Przede wszystkim takie ustalenia, że nikt nie może być ścigany za przekonania, że nikt nie może być ścigany za przynależność, że nikt nie może być ścigany w ramach odpowiedzialności zbiorowej i że każdemu ­ jeśli zasługuje na postawienie w stan oskarżenia ­ należy się sprawiedliwy sąd. A jeżeli są to przestępstwa największe, to należy mu się taki sąd, jaki już ustawodawstwo II Rzeczypospolitej przewidziało w obliczu wojny, a mianowicie Naczelny Trybunał Narodowy.

Wbrew sugestiom proponowany przez nas akt prawny nie jest aktem, który decyduje o szczegółach; decyduje o procedurach, decyduje o konkretnych decyzjach. Nasz akt stwierdza tylko, że w oparciu o przedstawione w nim zasady ­ inne, szczegółowe ustawy powinny rozstrzygnąć konkretne problemy. A więc ten akt jest jakby ustawowym zobowiązaniem Sejmu, że nareszcie ujrzy światło dzienne ta szykowana od nie wiem jak dawna ustawa dotycząca przedawnienia, ustawowym zobowiązaniem, że przeszłość zostanie rozliczona, ustawowym zobowiązaniem, że spuścizna prawna zostanie zweryfikowana, i ustawowym zobowiązaniem, że zarówno państwo rzeczywiste, jak państwo legalne traktujemy jako fundament tego, co chcemy zbudować jutro.

Nie jest to dokument, który ma dzielić. Nie jest to dokument, który ma wyłączać kogokolwiek. Jest to ustawa, która chce zbudować nową Polskę, mimo różnych naszych, ale przecież wspólnych, przeszłości. Bo wspólnie byliśmy na tej ziemi. I nie jest to dokument wymierzony przeciwko komukolwiek.

Konfederacja Polski Niepodległej proponowała, gdy ten dokument składaliśmy, żeby rozpatrzyć go w jednym czytaniu i żeby go rozpatrzyć z aktem, który będzie dotyczył organizacji władz najwyższych, czyli ˝małą konstytucją˝. Wszyscy wiemy, że został zgłoszony inny projekt ˝małej konstytucji˝. W związku z tym już nie zgłosiliśmy własnego, przygotowanego projektu. Wszyscy wiemy, jakie były późniejsze koleje tego zgłoszonego dokumentu, ale to też spowodowało pewną zmianę sytuacji. Dzisiaj ten akt, który przewiduje, że razem z nim powinien być rozpatrywany właśnie akt dalszy, czyli ˝mała konstytucja˝, staje się jakby niekompletny. Stał się nie dlatego niekompletny, że nie mamy drugiej części. Po prostu przyjęliśmy, że to co złożył prezydent, stanowić będzie drugą część. To oczywiście nie wpływa na meritum, ale wpływa na formę, w jakiej ten akt może zostać rozpatrywany.

Ja proponuję, żeby ten akt i inne akty o charakterze konstytucyjnym potraktować łącznie. Mam na myśli zwłaszcza projekt ustawy złożony przez Klub Parlamentarny Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, projekt ustawy, który formalnie dotyczy powołania Komisji Konstytucyjnej, ale de facto jest czymś w rodzaju ˝małej konstytucji˝, ponieważ likwiduje konstytucję 1952 roku i na jej miejsce wprowadza tymczasowe przepisy konstytucyjne. Otóż ja proponuję, żeby ten akt i tamten akt, i może jeszcze jakieś inne, może ten akt, który, jak premier zapowiedział, zostanie niedługo przesłany do Sejmu, a dotyczący właśnie ˝małej konstytucji˝, aby one wszystkie razem zostały w tej samej komisji rozpatrzone.

Będzie wtedy czas na wyjaśnienie szczegółów i zbadanie niejasności prawnych, będzie wtedy może czas na to, żebyśmy zaczęli mówić tym samym językiem, także prawniczym. Być może jest to sposób, żeby z czegoś, co dziś jeszcze jest własnością tylko Konfederacji Polski Niepodległej, co jest efektem naszej kilkunastoletniej pracy, kilkunastoletniej walki, aby ten dzisiaj nasz, Konfederacji Polski Niepodległej, projekt jutro mógł być wspólnym aktem. Abyśmy później mogli głosować nie nad prawniczymi niuansami, ale nad tym, co się tak długo opóźniało, żebyśmy wreszcie w tej sali dowiedzieli się, kto jest przeciwko niepodległości z otwartą przyłbicą, a kto jest przeciwko niepodległości w taki sposób, żeby jego tchórzostwu stało się zadość. (Długotrwałe oklaski)


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lut 13, 2010 9:04 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 16, 2008 8:11 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

I czytanie projektu ustawy o restytucji niepodległości - debata parlamentarna:

Cytat:
Poseł Kazimierz Michał Ujazdowski [w tym czasie - UD, do niedawna minister w rzadzie PiS]:
(...)
Przyjęcie tego projektu będzie skutkowało również naruszeniem stałości, stabilności własności majątkowej i stosunków majątkowych. W art. 3 § 6 projektu przedstawionego przez Konfederację Polski Niepodległej wyraźnie stwierdza się, że nietykalność majątku nie dotyczy tych przypadków, w których majątek uzyskany był na podstawie przepisów wykonawczych niezgodnych z postanowieniami prawa albo wydanych na podstawie aktów prawnych uznanych za nieważne w trybie przewidzianym niniejszym projektem ustawy.
(...)
Projekt Konfederacji Polski Niepodległej mówi o przestępstwach związanych z funkcjonowaniem systemu komunistycznego. W tym przypadku, jak i w przypadku wszystkich innych przestępstw, Unia Demokratyczna opowiada się za tym, aby sprawcy tych przestępstw podlegali indywidualnej odpowiedzialności na zasadach przewidzianych w Kodeksie karnym. Natomiast jesteśmy zdecydowanie przeciwni tym wszystkim zabiegom dokonywanym na przepisach prawnokarnych, zabiegom przeczącym standardom prawnokarnym i wymogom prawa międzynarodowego, które oznaczają przesunięcie terminu przedawnienia w stosunku do paru przestępstw, rozszerzenie kategorii przestępstw, których nie obejmują mechanizmy instytucji przedawnienia. Jesteśmy również przeciwni powoływaniu specjalnych trybunałów. Te wszystkie sprawy można rozstrzygnąć na gruncie obecnie obowiązującego prawa karnego.

Projekt Konfederacji Polski Niepodległej proponuje zasadę powszechnej weryfikacji. Owa powszechna weryfikacja ma się odnosić nie tylko do osób zatrudnionych w organach bezpieczeństwa, ale także do sędziów, prokuratorów, a nawet adwokatów, którzy pełnili te funkcje w okresie między 1939 rokiem a 10 września roku 1989. KPN proponuje zatem zasadę powszechnej weryfikacji. Nie wiadomo jednak, czy owa powszechna weryfikacja jest kwestią związaną z odpowiedzialnością za system miniony czy też środkiem reformy państwa. W obydwu przypadkach Unia Demokratyczna nie zgadza się z tą zasadą, jeśli chodzi o instytucje podległe Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Reforma tego resortu jest zadaniem ministra spraw wewnętrznych i może się odbywać w granicach obecnie obowiązującego prawa, przy jasno określonych regułach. Nie ma racjonalnych przyczyn ­ i projekt KPN w tej sprawie milczy ­ dla których miałaby obowiązywać specjalna zasada weryfikacyjna.

Nie wiadomo też, dlaczego projekt KPN zmierza do przeprowadzania weryfikacji sędziów. Sądownictwo polskie w ciągu ostatnich 2 lat uległo zasadniczym zmianom. Znam bardzo wielu sędziów w moim wieku, sędziów młodych, którzy nie mogą w żaden sposób ponosić odpowiedzialności za system komunistyczny. Zresztą złem nie była i nie jest przynależność do korporacji sędziowskiej. Problemem sądownictwa jest obecność w nim dosłownie kilkudziesięciu sędziów, którzy sprzeniewierzyli się zasadzie niezawisłości. Problemu tego nie można jednak rozstrzygać na zasadzie niezgodnej z rządami prawa, na zasadzie decyzji politycznej, decyzji weryfikacyjnej. Problem ten można rozwiązać na gruncie nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych.
(...)


Cytat:
Poseł Mirosław Lewandowski (KPN):
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Chciałbym powiedzieć, że, po pierwsze, nie jestem profesorem historii starożytnej, lecz prawnikiem; po drugie, nie podzielam wesołości części posłów na tej sali. Również my, posłowie Konfederacji, nie podzielamy tej wesołości, mówimy o sprawach poważnych. Po trzecie, mam prośbę w imieniu klubu do wszystkich osób, które zabierają i będą jeszcze zabierać głos: panowie, niechaj wasza mowa będzie tak­tak, nie­nie. (Oklaski)

My, posłowie z Konfederacji Polski Niepodległej, widzimy co najmniej trzy grupy argumentów przemawiających za uchwaleniem ustawy o restytucji niepodległości.

Po pierwsze, istnieje konieczność rozwiązania problemów konstytucyjno-prawnych związanych z powstaniem III Rzeczypospolitej. Kilka tygodni temu uznaliśmy, że stanowimy Sejm nie XI, ale I kadencji. (Poruszenie na sali) Dotychczasowy regulamin Sejmu przyjęliśmy jako regulamin tymczasowy, obowiązujący na mocy uchwały naszej Izby. Te rozstrzygnięcia rodzą konieczność określenia stosunku III Rzeczypospolitej do PRL oraz konieczność rozstrzygnięcia zagadnień ciągłości prawnej państwa polskiego. Związane z tym wątpliwości mają charakter nie tylko teoretyczny, ale także praktyczny. Przykładem tych ostatnich mogą być wypowiedzi niektórych posłów wygłoszone na posiedzeniu sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, które kwestionowały zasadność oceny prawnej postępowania władz państwowych w grudniu 1981 r. na podstawie prawa, które wówczas obowiązywało, dlatego że było to prawo PRL. Podobne wątpliwości mogą się pojawić w innych sprawach. Przedłożony przez nas projekt ustawy o restytucji niepodległości rozstrzyga je następująco w art. 2 § 1: ˝Przywrócenie niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej oznacza kontynuację zarówno legalnej państwowości polskiej, uosabianej przez prezydenta i rząd na uchodźstwie, jak faktycznego stanu rzeczy, stworzonego w kraju˝. Art. 3 § 1 potwierdza, iż zachowują moc wszystkie ustawy oraz ratyfikowane umowy międzynarodowe i oparte o nie akty prawne powstałe przed dniem uchwalenia obecnej ustawy.

Drugi argument przemawiający za uchwaleniem omawianego aktu prawnego polega na konieczności jasnego określenia programu naszego Sejmu. Oprócz zadań zwykłych, właściwych każdemu parlamentowi, stoją przed nami zadania nadzwyczajne. Sejm powinien przede wszystkim uchwalić Konstytucję III Rzeczypospolitej, a zanim do tego dojdzie, przyjąć prowizorium konstytucyjne. Mówi o tym art. 1 a przede wszystkim art. 2 omawianego projektu.

Następnie Sejm powinien uporządkować obowiązujące prawo. Obowiązuje obecnie kilka tysięcy ustaw. Są one ze sobą w wielu miejscach sprzeczne, zawierają szereg luk. W pewnych zakresach akty te są niesprawiedliwe czy nawet hańbiące dla narodu polskiego. Trzeba dokonać przeglądu obowiązującego ustawodawstwa w celu uchylenia złych praw. Trzeba także zająć się ustawami, które już nie obowiązują, ale które w przeszłości były podstawą różnych krzywdzących i niesprawiedliwych zdarzeń prawnych. Chodzi tutaj w głównej mierze o akty prawne z lat czterdziestych i pięćdziesiątych.

Projekt proponuje, ażeby dokonać uporządkowania prawa w okresie 77 tygodni, a więc około 1,5 roku. Winna powstać nadzwyczajna komisja sejmowa w celu dokonania przeglądu wszystkich ustaw i dekretów wydanych przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy oraz w celu wystąpienia do Sejmu z wnioskiem o uznanie ich za nieważne bądź potwierdzenie ich ważności.

Kolejnym zadaniem naszego Sejmu powinno być, w świetle omawianego projektu, odejście od polityki określanej mianem ˝grubej kreski˝ i przeprowadzenie procesu zwanego nieraz dekomunizacją. Obejmuje to:

- przede wszystkim ukaranie zbrodniarzy i przestępców politycznych, którzy byli bezkarni w warunkach prawa Polski Ludowej ­ chodzi tutaj głównie o osoby działające w UB oraz w wymiarze sprawiedliwości w latach czterdziestych i pięćdziesiątych;

- odebranie niesłusznie zabranego mienia państwowego lub prywatnego ­ idzie tu zarówno o akty z okresu początku Polski Ludowej, jak i o tzw. spółki nomenklaturowe powstałe całkiem niedawno;

- przeprowadzenie weryfikacji pracowników wymiaru sprawiedliwości.

Panie pośle Ujazdowski, byłem obecny na przesłuchaniu obecnego ministra sprawiedliwości w komisji sejmowej. Otóż powiedział on, że nie jest w stanie usunąć z wymiaru sprawiedliwości ludzi skompromitowanych, ludzi, którzy wydawali wyroki np. w roku 1976 w Radomiu, dlatego że stoi temu na przeszkodzie obowiązujące prawo. (Oklaski)

Omawiany projekt ustawy kładzie duży nacisk na to, ażeby proces dekomunizacji nie naruszył podstawowych zasad porządku prawnego oraz praw obywatelskich. Podnoszone tutaj zarzuty są jakby nieporozumieniem. Wysoka Izba raczy zwrócić uwagę na art. 3 § 4, art. 5 § 3 i § 4 oraz art. 7 § 1 przedłożonego projektu, które stanowią: ˝Pozostają w mocy akty nadania ziemi z reformy rolnej oraz nadania ziemi osobom osiedlającym się na terenach, które przed 1 września 1939 r. nie były częścią terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz ukształtowany na podstawie tych nadań stan prawny.˝ ˝Przedmiotem postępowania karnego nie może być przynależność do partii lub organizacji politycznej, społecznej, zawodowej albo środowiskowej, wyrażane poglądy polityczne i ideowe. Niedopuszczalne jest stosowanie odpowiedzialności zbiorowej.˝
(...)
˝Za przestępstwo w sensie niniejszego artykułu uważa się czyn zabroniony ustawą karną obowiązującą w chwili jego popełnienia˝.

Na koniec pragnę podać trzeci powód, który, naszym zdaniem, przemawia za uchwaleniem omawianego aktu prawnego. Preambuła projektu ustawy zaczyna się następująco: ˝Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, pochodzący z wolnych i nieskrępowanych wyborów, pierwszych od 1938 roku, będąc najwyższą władzą w państwie i wyrażając wolę ogółu obywateli, proklamuje uroczyście restytucję niepodległości Rzeczypospolitej˝.

Są Polacy, także w naszym parlamencie, dla których wartości takie jak niepodległość, wolność, suwerenność państwowa nie są najważniejsze. Wyznają oni raczej zasady internacjonalizmu, kosmopolityzmu, kładą szczególny nacisk na wartości ponadnarodowe (Oklaski), ogólnoeuropejskie. Uznajemy takie stanowisko, choć go nie podzielamy. My, ludzie z Konfederacji, mamy inną wrażliwość. Nawiązujemy do tradycji niepodległościowej, piłsudczykowskiej.

Mamy świadomość, że odzyskana niepodległość jest gorzka, często smutna. Wiemy, że trudne warunki gospodarcze, w jakich żyjemy, są dla wielu naszych rodaków prawdziwą udręką. Widzimy, jak wiele jest wokół cierpienia, nędzy i łez, jak wiele niewiary i poczucia beznadziejności. Ale właśnie teraz, szczególnie teraz, czujemy potrzebę wyrażenia naszej radości i satysfakcji z faktu odzyskania niepodległości; niepodległości, do której świadomie dążyła Konfederacja Polski Niepodległej, ale o którą walczyło przecież całe społeczeństwo, bo nie tylko za chleb, ale i za wolność oraz za Polskę Janek Wiśniewski padł. (Długotrwałe oklaski)


Cytat:
Poseł Lech Kaczyński (PC):
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Porozumienie Centrum podziela przekonanie, które według nas stanowiło jedną z podstaw projektu Konfederacji Polski Niepodległej, iż procesowi odzyskiwania niepodległości Polski oraz procesowi budowy demokracji w naszym kraju nie towarzyszył moment, który można by określić jako moment inauguracji, moment zamknięcia starego i otwarcia nowego. Ma to niewątpliwie niejeden negatywny skutek, szczególnie w zakresie psychologii społecznej. Powstaje jednak pytanie: czy fakt historyczny, jakim jest to, że niepodległość oraz demokracja w naszym kraju nie nastąpiła w wyniku jednorazowego aktu, przewrotu ­ jak to był łaskaw ocenić pan przewodniczący Moczulski ­ da się zmienić w drodze ustawy? Mamy co do tego bardzo głębokie wątpliwości.

Projekt Konfederacji Polski Niepodległej stawia też sprawy związane z tym, co w przekonaniu Porozumienia Centrum jest też istotnym problemem. Mianowicie chodzi tutaj o funkcjonowanie jeszcze bardzo poważnych elementów starego komunistycznego systemu prawnego w obecnej rzeczywistości. Jest to o tyle groźniejsze, że temu funkcjonowaniu przypisuje się pewną, skądinąd słuszną co do zasady i sprawdzoną historycznie, ideologię prawniczą, ideologię państwa prawnego, co z kolei stanowi swoistą ochronę dla układów społecznych, dla petryfikacji swoistych struktur, które w ramach przebudowy społecznej, budowy społeczeństwa obywatelskiego powinny ulec likwidacji. To wszystko prawda, ale nie oznacza to,Wysoka Izbo, iż proces rozprawy z elementami komunistycznego systemu prawnego może być zrealizowany za pomocą jednego aktu prawnego.

Konfederacja Polski Niepodległej twierdzi, że w projekcie ustawy o restytucji niepodległości znalazła metodę na rozprawę ze złem, którego istnienia w zasadzie nie kwestionujemy. Naszym zdaniem ta metoda prowadzić musi do anarchizacji życia prawnego. Podzielamy tutaj opinie wyrażone w szczególności przez przedstawicieli: Klubu Parlamentarnego Unia Demokratyczna i Klubu Parlamentarnego Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Przebudowa systemu prawnego jest procesem, który powinien być zrealizowany jak najszybciej. Realizowany powinien być przede wszystkim przez obecny parlament, ale w żadnym wypadku, ze względu na stopień skomplikowania tego procesu, tego zadania, nie może być on zrealizowany za pomocą jednej ustawy. Jest rzeczą oczywistą, że wymaga to działań, których w żadnym razie nie można dokonać w ciągu 77 tygodni.

Wysoki Sejmie! Analiza prawna projektu ustawy o restytucji niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej została dokonana w wystąpieniu przedstawiciela Unii Demokratycznej oraz w sposób bardzo szczegółowy w wystąpieniu przedstawiciela Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Podzielamy prawie wszystkie oceny zawarte w tych wystąpieniach. Chciałbym zwrócić tylko uwagę na kilka drobnych szczegółów. Przede wszystkim ustawa proponowana przez Konfederację Polski Niepodległej zawiera, jak słusznie zauważył mój przedmówca, elementy konstytucyjne. Jest więc ustawą konstytucyjną. Zgodnie z ustaleniami naszej doktryny prawnej tego rodzaju ustawa powinna zawierać w nazwie sformułowanie: ustawa konstytucyjna. To rzecz pierwsza.

Rzecz druga. Ustawa ta zakłada co do zasady ­ zasady, od której istnieje wyjątek zbyt wielki, w postaci tego okresu 77 tygodni i działalności komisji nadzwyczajnej ­ utrzymanie w mocy dotychczasowych ustaw. Jeżeli tak, to w takim razie utrzymane są też w mocy zasady derogacji tych ustaw, ustawy wcześniejszej przez ustawę późniejszą. W takim razie zupełnie nie rozumiem, dlaczego Naczelny Trybunał Narodowy, instytucja skądinąd budząca nasze zasadnicze wątpliwości, miałby jednocześnie rozstrzygać przestępstwa przewidziane przez Kodeks karny z roku 1932 i 1969, kiedy jest rzeczą powszechnie wiadomą, że ta druga ustawa karna uchyliła tę pierwszą.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Parlamentarny Klub Porozumienia Centrum przychyla się do wniosku Klubu Parlamentarnego Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego o odrzucenie ustawy. (Oklaski)


Cytat:
Poseł Jan Kulas (NSZZ "Solidarność"):
Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Inicjatywa Konfederacji Polski Niepodległej, tzn. ustawa o restytucji niepodległości, zasługuje na szczególną uwagę i uznanie. W tej sprawie ­ sprawie niepodegłości ­ stanowisko ˝Solidarności˝ było zawsze jasne, jednoznaczne i stąd to oświadczenie będzie stosunkowo krótkie.

W ostatnich kilku dziesięcioleciach marzeniem dwóch co najmniej pokoleń było spełnienie pragnienia: Polski demokratycznej, niepodległej. Tak się szczęśliwie i dobrze złożyło, że jesteśmy pierwszym pokoleniem w wolnym, demokratycznie wybranym Sejmie, które może o tym rzeczywiście zaświadczyć, zaświadczyć wobec wszystkich Polaków, zaświadczyć wobec Europy. I ta świadomość powinna towarzyszyć wszystkim naszym obradom, bo w kwestiach szczegółowych, w konkretnych problemach mamy prawo się różnić, mieć różne poglądy, zgłaszać różne postulaty, czasem nawet w ostrych, szczerych dyskusjach, ale są pewne wartości nadrzędne i w imię tych wartości powinniśmy dążyć do wspólnego stanowiska. Tymi wartościami są: demokracja i niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej.

Chciałbym zwrócić uwagę, szanowni państwo, na art. 1. Są w nim proste sformułowania, które powinny być odbierane w sposób szczególny, zwłaszcza na tej trybunie, w tym Sejmie.

§ 1: ˝Rzeczpospolita Polska jest państwem niepodległym i demokratycznym˝. Za tymi słowami kryje się wiele trudu, krwi, cierpienia, więzień, ofiar. I nie może być to nam nigdy obojętne.

§ 2: ˝Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do narodu ­ wspólnoty politycznej obejmującej ogół obywateli˝.

Przyjdzie nam te treści wprowadzać w życie, przyjdzie nam zdać egzamin z demokracji wobec naszych wyborców, wobec całego społeczeństwa. W tej chwili, po dwóch, trzech miesiącach, zdajemy ten egzamin w stopniu zaledwie dostatecznym. Takie są pierwsze reakcje. I tę gorzką prawdę, że pokolenie tego Sejmu będzie musiało w sposób praktyczny wprowadzić w życie idee demokracji, wolności i tolerancji światopoglądowej, też trzeba przyjąć do wiadomości.

Wysoki Sejmie! Nie sposób nie wspomnieć tutaj o roli ˝Solidarności˝, uznajmy pewne historyczne fakty. Pamiętamy o tym, że Konfederacja Polski Niepodległej była tą pierwszą partią, która w 1979 r. jawnie i otwarcie rzuciła wyzwanie komunizmowi. Jest to fakt bezsporny. (Oklaski) Nie pomijamy wysiłku całego ruchu opozycji demokratycznej. Znane jest tutaj stanowisko Kościoła katolickiego, który nigdy nie uznał systemu komunistycznego, nigdy się nie zgodził z brakiem poszanowania wartości narodowych, tradycji Polski. To była zawsze ostoja Polaków.

Rok 1980 ­ ten rok trzeba w tym momencie przywołać, bo społeczeństwo polskie po raz pierwszy mogło w wyraźny sposób wyartykułować swoje dążenia. Umowy sierpniowe z Gdańska, Szczecina, Jastrzębia były pierwszym dużym krokiem w kierunku niepodległości. I tutaj historyczna rola ˝Solidarności˝ jest oczywista i myślę, że nie należy tego specjalnie w tym momencie precyzować. (Oklaski) ˝Solidarność˝ była ruchem fenomenalnym, zjawiskiem wspaniałym w całym ostatnim dziesięcioleciu. To związek zawodowy, ale także wielki ruch społeczny, który miał na uwadze cel podstawowy ­ obronę interesów pracowniczych, ale ten wielki ruch troszczył się także o wartości nadrzędne, o demokrację i samorządność. To przecież na pierwszym zjeździe ˝Solidarności˝, jesienią 1981 r., zapisano idee samorządnej Rzeczypospolitej. Żyjemy w tej samorządnej Rzeczypospolitej i tego nie należy lekceważyć.

Rok 1991 ­ październik ­ to był kolejny krok: czy społeczeństwo jest zdolne wyłonić, czy umie we właściwy sposób wyłonić w demokratycznych wyborach najwyższe władze Rzeczypospolitej? Przyszło nam pracować w takim, a nie innym Sejmie i w imię takich nadrzędnych spraw, jak: suwerenność, niepodległość, demokracja, przyszłość Polski. Wierzę, że wszystkie polskie partie polityczne, które są tu reprezentowane, generalnie są zgodne, ale konkretny kształt prawny, rozwiązania polityczne... tutaj oczywiście pojawiają się różnice. Istotne jest jednak, w jaki sposób te różnice będą konkretnie rozwiązywane, z jaką kulturą i z jakimi intencjami. (Oklaski)

Kończąc, bo chodzi tutaj o przedstawienie stanowiska zasadniczego: jaki jest nasz stosunek do ustawy o restytucji niepodległości? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo ważna. Klub Parlamentarny NSZZ ˝Solidarność˝ popiera generalne intencje tego projektu, zgadza się ze stanowiskiem przewodniczącego Konfederacji Polski Niepodległej i popiera wniosek o skierowanie ustawy do komisji, aby uzyskać odpowiedź na konkretne pytania szczegółowe. (Oklaski)


-----------------------------------------------------------------------

Cytat:
Wicemarszałek Andrzej Kern:

Dziękuję bardzo za tę pomoc i rozumiem przesłanie. Ale to nie jest tak. (Poruszenie na sali, pojedyncze oklaski) Przypominam, że wielu posłów przemawiających w imieniu różnych ugrupowań, zgłosiło wniosek, aby Sejm na podstawie art. 36 ust. 2 tymczasowego regulaminu Sejmu odrzucił projekt ustawy w całości.

Przystępujemy do głosowania.

Kto z posłanek i posłów jest za wnioskiem o odrzucenie po pierwszym czytaniu projektu ustawy o restytucji niepodległości, zechce podnieść rękę i nacisnąć przycisk.

Kto jest przeciw?

Kto się wstrzymał od głosowania?

Stwierdzam, że 207 głosami przeciwko 77, przy 36 posłach wstrzymujących się od głosowania, Sejm odrzucił projekt ustawy.


Za odrzuceniem projektu ustawy o restytucji niepodległości już w pierwszym czytaniu głosowały zgodnie m.in. kluby UD, SLD, PSL, ZChN, PC, KLD.
Przeciwko - KPN i "Solidarność".

----------------------------------------------------------------------------

Nigdy wczesniej ani nigdy później nie podjeto w Polsce podobnej próby odcięcia III RP od PRLowskich korzeni.

Weryfikacji sedziów, prokuratorów i adwokatów nie przeprowadzono do dziś.

Spraw majątkowych (zwrot bezprawnie przejętych przez komunistyczne władze majątków) nie uregulowano do dziś.

Wiekszości zbrodniarzy komunistycznych nie osądzono do dziś.

Weryfikacja PRLowskiego prawa (której tak bardzo obawiano się w 1991 roku) nastapiła kilkanaście lat później w związku z przystapieniem Polski do UE.

Wielu z tych, którzy głosowali przeciwko tej ustawie dziś opowiada, że trzeba rozliczyć PRL, trzeba sie odciąć, trzeba usunąć z sądownictwa skompromitowanych sędziów itd. Jednak, gdy można było to zrobić - byli przeciw.

Nawet nie chce mi się tego komentować.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Maj 17, 2008 8:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Następnego dnia po odrzuceniu przez Sejm w I czytaniu projektu ustawy o restytucji niepodległości parlament zajął się innym aktem dotyczącym rozliczeń z przeszłością. Był to projekt uchwały autorstwa NSZZ "Solidarność" dot. uznania decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego za nielegalną.
Projekt ten miał wymiar głównie moralny, bez konsekwkencji praktycznych (UCHWAŁA ma jednak niższa rangę niż USTAWA, ponadto w projekcie mowa była o nielegalnej DECYZJI a nie o nielegalnej UCHWALE Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego, co mogło miec znaczenie w postępowaniu zmierzającym do postawienia przed Trybunałem Stanu autorów stanu wojennego - postępowanie w tej sprawie z inicjatywy KPN dopiero sie zaczynało).

Uchwała przeszła (220 głosów za, 6 przeciw i 38 wstrzymujących) dzięki wystapieniu Leszka Moczulskiego, które to wystąpienie skłoniło posłów SLD do opuszczenia sali i praktycznie uniemożliwiło przeciwnikom rozliczeń z PRL (a w Sejmie I kadencji ich nie brakowało) wyrażenie skutecznego oporu (zwrócmy jednak uwagę, że za uchwałą głosowało mniej niż połowa ustawowej liczby posłów).

Okoliczności podjęcia tej uchwały dowodzą, że w Sejmie I kadencji była szansa na zerwanie z PRL pod warunkiem zjednoczenia się wszystkich sił antykomunistycznych i niepodległościowych (za uchwałą głosowała cała koalicja rządowa plus KPN i KLD) i odważenia się na działania radykalne, prowadzone na granicy prawa (wystapienie Moczulskiego nie było zwykłą pyskówką, jakich wiele dzisiaj w Sejmie i z których nic nie wynika - było przemyślaną prowokacją mającą zmusić posłów SLD do opuszczenia sali).

Prosze, aby najbardziej zawzięci krytycy Moczulskiego przeczytali uwaznie to wystąpienie, gdyż uważam je za jedno z najwybitniejszych mów w dziejach polskiego parlamentaryzmu. Jest ono doskonałe zarówno pod względem erytyki, jak i zawartości intelektualnej oraz emocjonalnej.


Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Nie przypuszczałem, że będę dzisiaj zabierał głos, tak jak zresztą wielu innych posłów, którzy wypowiadali się na tej sali. Kilkadziesiąt minut temu jednak, najzupełniej przypadkowo, będąc poza tą salą, słuchałem transmisji radiowej, szczęśliwie dzisiaj jest transmisja radiowa całych obrad, inaczej niż wczoraj. Otóż śledząc tę transmisję usłyszałem wypowiedź z tej mównicy ­ nie chcę identyfikować twarzy, bo w radio twarzy nie widać (Wesołość na sali) ­ w której posunięto się do oszczerstw, że tematem obecnej debaty, że żądaniem, które wysunęła ˝Solidarność˝, są pieniądze dla kombatantów ˝Solidarności˝, są pieniądze dla kombatantów strajków, które niszczyły ojczyznę. Przeciwko temu trzeba stanowczo zaprotestować. Nie chodzi o to, że komuś się należą odszkodowania, o czym zresztą za chwilę, chodzi o odpowiedzialność moralną i historyczną, chodzi o to, czy ręka podniesiona na własny naród ma zostać potępiona czy też pocałowana.

Słuchamy tutaj całego wielkiego uzasadnienia, dlaczego stan wojenny musiał nastąpić, całego wielkiego odwoływania się do historii, odwoływania się do konieczności dzisiejszego współdziałania, widzimy też tutaj, jak się leje krokodyle łzy nad emerytami, których renty mają być zagrożone, ponieważ rzekomo chce się odszkodowań dla ludzi, których jakoś tam porepresjonowano w stanie wojennym.

Po pierwsze, może te odszkodowania są naprawdę potrzebne, choć nikt o nie tutaj nie wnosi. Padło przed chwilą nazwisko Andrzeja Słowika i przypomniała mi się scena, już zapomniana, właściwie nie scena, przypomniał mi się ten głuchy odgłos, jak głowa Andrzeja Słowika biła (Mówca uderza ręką w pulpit) o cement, gdy go ciągnęli korytarzem przed moją celą. Był już nieprzytomny, nawet nie krzyczał. I przypomniała mi się z tego samego więzienia scena, kiedy funkcjonariusz więzienny, jakiś pomocnik lekarza czy felczer, płakał. Przyszedł do mnie i płakał. Mówił: Ja już dłużej tego nie wytrzymam, to są męczarnie. Ja jestem człowiekiem i dłużej tego nie wytrzymam. Codziennie od miesięcy muszę uczestniczyć w odżywianiu siłą Andrzeja Słowika, podczas którego on się prawie że dusi, i to jest tortura, której ja, który mu to wbijam do gardła albo do nosa, już dłużej nie wytrzymam. Oprawca nie wytrzymywał. Czy Andrzej Słowik zażądał pieniędzy dla siebie? Czy Andrzej Słowik wziął pieniądze dla siebie? Jeżeli tutaj na tej sali podnosi się motyw pieniędzy, to może ten człowiek i wielu innych ludzi, którzy za to, że mordowali, biorą wysokie emerytury, dzisiaj na rzecz emerytów z tych swoich wielomilionowych emerytur dobrowolnie zrezygnują, ot tak do średniej krajowej, nic mniej. Ci, którzy byli przez całe lata właścicielami Polski Ludowej i którzy dzisiaj świetnie z tego nadal żyją, może zaczną rezygnować, zamiast wycierać gęby Andrzejem Słowikiem, który jeśli wziął pieniądze, to na inny cel, i żeby pokazać, że to jest taka rzeczywistość, w której oprawcy mają prawo do pieniędzy, a ofiary nie.

Przecież nie chodzi tutaj o emerytury, nie chodzi tutaj nawet o potępienie kogokolwiek. Wyrok wydała historia i nie musi go już wydawać, tak samo jak na targowicę. Na wszystkich zdrajców wyroki wydaje historia, nie trzeba na to czekać. Mówicie państwo o teraźniejszości. Żeby wejść do tej teraźniejszości, to trzeba na to zasłużyć (Oklaski), trzeba się rozliczyć, ja to już kiedyś publicznie mówiłem panom posłom Kwaśniewskiemu i Cimoszewiczowi, a teraz mogę tylko powtórzyć w tej sali. Wielu ludzi w Polsce było w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i są na tej sali tacy, którzy już kilkadziesiąt lat temu, ćwierć wieku temu, woleli więzienie niż należeć do tej partii. Ci ludzie dawno pokazali, jakiego wyboru dokonali. Państwo sami zdecydowaliście, że jesteście kontynuatorami pewnego nurtu politycznego. Przecież nikt was nie zmuszał do uznania się za jego kontynuatorów. Każdy może być w Polsce kontynuatorem najbardziej radykalnej lewicy i przecież nikt nie ma do was pretensji o to, że chcecie nawiązywać do tradycji lewicy, tylko pretensja jest o to, że nie chcecie wytłumaczyć się z dziedzictwa zdrady narodowej. (Oklaski) (Głosy z sali: Czas! Czas! Czas!) I to nie jest..


Cytat:
Wicemarszałek Dariusz Wójcik:

Panie pośle, proszę kończyć.

(Głosy z sali: Panie marszałku, czas!)


Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

I to nie jest tak... Już kończę. I to nie jest tak, że my mamy pretensję, że wy jesteście z lewicy, my mamy pretensję, że wy jesteście z PZPR, to znaczy, rozszyfruję ten skrót...
(Głosy z sali: Czas! To niedopuszczalne!)

...płatni zdrajcy, pachołki Rosji. (Oklaski) I albo się panowie odetniecie od takiej przeszłości, albo nie dziwcie się, że nie będziemy wśród nas...


Cytat:
Wicemarszałek Dariusz Wójcik:

Panie pośle, proszę kończyć.


Cytat:
Poseł Leszek Moczulski:

...widzieli dla was miejsca. (Oklaski)

(Protesty z ław poselskich SLD)

(Głos z sali: Mamy prawo po takim ataku! Wniosek formalny!)


Cytat:
Wicemarszałek Dariusz Wójcik:

Proszę państwa, jest to pierwszy...

(Poseł Aleksander Kwaśniewski: Panie marszałku, mamy prawo po takim wystąpieniu!)

(Głosy z sali: Lista jest otwarta! Można się zapisać się do głosu!)

Panie pośle, nie ma... Chwileczkę, proszę o spokój. Proszę państwa, po raz pierwszy w tej debacie ponaglałem o kończenie wypowiedzi i po raz pierwszy przerwałem wypowiedź. Wielu posłom przedłużałem...

(Głosy z sali: To sala przerwała!)

Wcześniej ja przerwałem i proszę ze mną na te tematy nie dyskutować z sali. Można zapisać się do głosu. (Oklaski)

Proszę państwa, regulamin tymczasowy Sejmu w trybie art. 75, zwrócił się o to pan poseł Marek Markiewicz, przewiduje możliwość sprostowania wypowiedzi dotyczącej zmiany, przeinaczenia wypowiedzi któregoś z posłów.(Poseł Aleksander Kwaśniewski: Tak, to sprostowanie.)

(...)

(Poseł Aleksander Kwaśniewski: W trybie art. 75.)

Udzielam panu głosu.

(Posłowie klaszcząc nie pozwalają rozpocząć wypowiedzi.)

Proszę państwa, proszę o zachowanie spokoju i umożliwienie wszystkim posłom wypowiedzenia się.



Cytat:
Poseł Aleksander Kwaśniewski:

Nawet tych oklasków nie traktuję jako wystarczających przeprosin za słowa, które przed chwilą tutaj padły. (Wesołość na sali, oklaski)

Chcę jednak powiedzieć jasno, iż jeżeli chodzi o wypowiedź pana posła Moczulskiego, oczekuję, iż posłowie Klubu Parlamentarnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej zostaną przeproszeni, ponieważ są posłami Sojuszu Lewicy Demokratycznej wybranymi w demokratycznych wyborach i jakiekolwiek próby obrażania ich czy wypowiadanie sformułowań, które są obraźliwe, są niedopuszczalne zarówno w tej sali, jak i gdziekolwiek indziej. (Poruszenie na sali) Rozumiem emocje, które towarzyszą tej debacie, ale sądzę, że obrażanie, sposób atakowania, agresywność, jaka przed chwilą została przejawiona, są po prostu niedopuszczalne, także jeśli chodzi o regulamin tymczasowy Sejmu, a przede wszystkim kulturę polityczną, która powinna nas obowiązywać. Dopóki pan przewodniczący i pan poseł Moczulski nie przeprosi szczególnie za ostatnią część wystąpienia, nie widzę możliwości uczestniczenia w dalszym ciągu tej żenującej debaty. Dziękuję bardzo.

(Posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej ­ Klubu Parlamentarnego opuszczają salę plenarną.)

(Głosy z sali: Mogą wyjść na zawsze!)


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Wto Mar 02, 2010 10:31 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Maj 18, 2008 9:56 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Po burzliwych wydarzeniach grudnia 1991 roku i stycznia 1992 roku nastąpił okres względnego spokoju.

Rząd koncentrował sie w tym czasie na dwóch kwestiach:
1) sprawach gospodarczych
2) poszerzenie koalicji.

Ad. 1. Gdy idzie o ocenę dokonań ekonomicznych rządu Jana Olszewskiego warto przytoczyć opinię Antoniego Dudka (str. 242).

Cytat:
W każdym razie nie ulega wątpliwości - wbrew licznym późniejszym krytykom - centroprawicowy rząd nie zaszkodził polskiej gospodarce. Istniał zas zbyt krótko, aby odnieść rzeczywiste znaczące sukcesy ekonomiczne, o czym z kolei często wspominają jego apologeci.


Dodam tylko, że opinia KPN była dużo surowsza. Krytyka polityki gospodarczej rządu Olszewskiego wyznaczała jedną z głównych linii frontu między KPN a koalicją rządową. Główny zarzut dotyczył tego, że rząd nie zerwał z polityką Balcerowicza i nie podjął działań interwencyjnych mających na celu wyciągnięcie Polski z recesji, w której wówczas się znajdowała. Na usprawiedliwienie rządu można powiedzieć, że wszyscy ówcześni komentatorzy i ekonomiści nie widzieli alternatywy dla polityki monetarystycznej zainicjowanej przez Balcerowicza i wysiłki KPN zmierzające do odejścia od tej polityki były przedstawiane opinii publicznej jako skrajny populizm i demagogia. Dowodzi to słabości intelektualnej polskich elit, które po okresie PRL, nie miały własnej, spójnej wizji nowego ustroju gospodarczego i politycznego Polski. W rezultacie zarówno w gospodarce, jak i w polityce kopiowano (mniej lub bardziej udolnie) wzory zachodnioeuropejskie, które nie były adekwatne dla kraju, który wyzwalał się spod komunistycznego systemu.

Ad. 2.

Próby rozszerzenia koalicji Antoni Dudek referuje w sposób następujący (246 - 249):

Cytat:
Przez prawie cały okres istnienia rządu Olszewskiego trwały przewlekłe negocjacje nad poszerzeniem wspierającej gabinet koalicji. Czołowym oredownikiem pozyskania dla rządu poparcia Unii Demkratycznej był Jarosław Kaczyński, który będąc w stanie totalnej wojny z prezydentem Wałęsą doskonale rozumiał, że jedyną szansą przetrwania gabinetu jest uzyskanie poparcia sejmowej wiekszości. Znacznie bardziej sceptyczny w tej sprawie był Olszewski (...). Rozmowy o poszerzenie koalicji stały sie bardzo szybko rodzajem zasłony dymnej, służącej pacyfikowaniu antyrządowych nastrojów wśród części opozycji i łudzenia jej przywóców przyszłymi stanowiskami w gabinecie. Nie było bowiem przypadkiem, że w powołanym w grudniu rządzie nie było ani jednego wciepremiera. Funkcja ta - wraz z licznymi niższymi stanowiskami - stanowiła narzędzie, przy pomocy którego Olszewski roztaczał miraże rekonstrukcji swojego rządu. Głównymi partnerami premiera w tej grze pozorów były z jednej strony UD, KLD i PPG (Polski Program Gospdarczy - ML), które na początku 1992 roku utworzyły tzw. małą koalicję, z drugiej zaś KPN.
(...)
Olszewski nie spieszył się specjalnie do rozpoczęcia negocjacji. najpierw zmarnował najlepszy okres na przełomie grudnia i stycznia, gdy UD - zgnębiona kolejnymi porażkami w Sejmie oraz w walce o rząd - skłonna była przystąpić do koalicji za stosunkowo niewielkie ustepstwa programowe i personalne, później zas zdezawuował oferty, które skierował pod adresem Unii Lech Kaczyński.
(...)
Dopiero 11 marca, po odrzuceniu przez Sejm "Założeń polityki społeczno-gospodarczej" Olszewski uznał, że pora wykonac jakis konkretniejszy gest i zaproponował oficjalnie UD udział w rządzie.
(...)
Dla równowagi (...) premier przyjął tez Leszka Moczulskiego, dając do zrozumienia, że KPN stanowi alternatywę dla porozumienia koalicji rządowej z Unią liberałami. W rzeczywistości w rządzie bodaj jedynym zwolennikiem alians z Konfederacją był szef URM Wojciech Włodarczy, za którego namową Olszewski spotykał się co jakis czas z liderem KPN.
(...)
"Czegoś tak kuriozalnego jeszcze nie widziałem - opisywał jedno z ostatnich spotkań (Olszewskiego z małą koalicją - ML) w dniu 20 kwietnia Aleksander Łuczak z PSL - Mazowiecki mówił (co jakis czas), że interesuje go rekontrukcja rządu, co oznacza, że wszyskie stanowiska maja byc dyskutowane. Olszewski obstaje przy dokooptowaniu kilku ministrów, wyłączając MSZ, MON, MSW. A więc rekonstrukcja czy kooptacja, a miedzy tym długie milczenie, siedzenie naprzeciw siebie i obawa przed spoglądaniem prosto w oczy. Kolejne przerwy proponowane przez A. Balazsa i znów kooptacja, a może rekonstrukcja, znów milczenie, przerwa itd."
Ostatecznie rozmowy z małą koalicją zostały zerwane 22 kwietnia (...)
Rozmowy na temat wejścia KPN do rządu, rozpoczete w sposób bardziej systematyczny dopiero w końcu maja, miały równie jałowy przebieg. Sytuacja, w jakiej znalazł sie premier była jednak nieporównanie trudniejsza. Po załamaniu rozmów z małą koalicją nastąpiła bowiem faktyczna dezintegracja dotychczasowego, i tak juz kruchego, zaplecza rządu. Kaczyński rozpoczął sondaże dotyczące stworzenia nowej koalicji, już bez Olszewskiego jako szefa rządu, z kolei kieorwnictwo PSL - rozczarowane brakiem personalnych i programowych koncesji obiecywanych wczesniej przez premiera - zaczęlo spoglądać w stronę Belwederu, któego stosunki z rządem weszły w tym czasie w fazę krytyczną. Moczulski zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego i postanowił podyktowac bardzo wysoka cenę za swoje poparcie dla rządu, wierząc, że postawiony pod sciana Olszewski w końcu je zaakceptuje. Decydujące rozmowy z KPN odbyły się w nowej atmosferze poliycznej, wywułanej uchwałą lustracyjną Sejmu.
Gdyby Olszewski utrzymał swój rząd przez dwa-trzy lata bez poszerzania koalicji i związanych z tym ustępstw, mozna by go uznać za mistrza gry politycznej. Okazało sie jednak, że wymyślona przez niego taktyka przewlekania i pozorowania rozmó, zapewniła rządowi zaledwie dwa do trzech miesięcy istnienia. trudno zaiste stwierdzić, czemu miało to służyć, łatwiej natomiast określić skutek: zmarnowana została szansa na stworzenie wzglednie silnego rządu, w którym formacje prawicowe, nie zaś UD (jak sie później stało w gabicenie Suchockiej), odgrywałby domnującą rolę. Olszewski zorientowawszy sie w końcu, że kazdy manewr koalicyjny pociągnie za sobą nieuchronne ustępstwa - wolał ostatecznie odejść ze stanowiska niz zdecydowac sie na kompromis. W przyjęciu takiej postawy umacniał premiera Zdzisław Najder, wierzący, że przyszłe wybory wyniosa Olszewskiego do włądzy. Czy rozumowanie to było korzystne dla formacji politycznej, z która obaj sie utożsamiali? W swietle późniejszych wydarzeń wypada w to wątpić.


Analiza Antoniego Dudka dowodzi precyzyjnie, że nieprawdziwy jest kolejny, główny mit dotyczący rządu Jana Olszewskiego. Mit opierający sie na założeniu, że rząd Olszewskiego upadł wskutek podjęcia próby lustracji. Przyczną upadku rządu Jana Olszewskiego było fiasko rozmów dotyczących poszerzenia koalicji.
Analiza ta obala także inne mity. Np. ten, że bracia Kaczyńscy byli przeciwni koalicji z Unią Demorkatyczną, czy też ten, że bracia Kaczyńscy popierali do końca rząd Olszewskiego.
Wcześniejsze wydarzenia pzypomniane przeze mnie wyzej dowiodły też, że nieprawdziwy jest mit, jakoby rząd Olszewskiego chciał odejść radykalnie od polityki godpodarczej zainicjowanej przez Leszka Balcerowicza oraz jakoby inicjował (lub wspierał) podejmowane głównie przez KPN próby zerwania z PRLowską przeszłością i próby jej rozliczenia (ustawa o restytucji niepodlegloścu, wniosek o postawienie twórców stanu wojennego przez Trybunałem Stanu).
W maju 1992 roku sytuacja była taka, że wszyscy w Sejmie (opozycja, koalicja, bracia Kaczyńscy i premier Olszewski) mieli świadomość, że zbliża się koniec rządu Olszewskiego. Wszyscy też mieli świadomość, że powstanie nowej koalicji wiekszościowej po upadku rządu Olszewskiego nie będzie prawdopodobnie możliwe, nieuchronne bedą więc nowe wybory.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
BRMTvonUngern-Sternberg



Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 6

PostWysłany: Pią Maj 30, 2008 3:40 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

O tak brawo!
To bardzo cenne!
Tym bardziej ze nieznane a poza tym zawsze naoczny swiadek ma swoja wartosc.
Tutaj dodam opis jak wygladaly ,,negocjacje'' w stylu PC z ,,partnerami'' do rzadu:
http://www.ungern.fora.pl/aktualnosci-dzunglowe,3/4-czerwca-dzien-swira-lustracyjnego,21.html
Oraz kwestie Restytucji Niepodleglosci:
http://www.ungern.fora.pl/aktualnosci-dzunglowe,3/najczarniejszy-dzien-w-historii-polski,526.html
Odrzucenie Niepodleglosci Polski pokazuje kto jest kim naprawde w Polsce.
>>>>>
Wydaje sie ze tu by trzeba bylo podzielic watek na rozne tematy:
a)Program geopolityki KPN.
b)Program polityki wewnetrznej KPN.
c)Program polityki gospodarczej.
d)Program ustroju prawnego.
e)Projekt konstytucji.
f)Projekt funkcjonowania instytucji rzadzenia.
Itd. itp.
Wtedy aby cos wytlumaczyc wystarczy odnosnik.KPN miala taki projekt polityki zagranicznej itd!
W ten sposob uniknie sie powtarzania a wszytko bedzie latwo dostepne.
>>>
I jeszcze warto by zdobyc plik pracy Moczulskiego ,,Demokracja bez demokracji'' opisujacy ,,funkcjonowanie'' tzw. polityki w Polsce.Wiem ze taki plik byl dostepny w internecie w 2000 roku.Moze da sie go łatwo udostepnic?
Bylo by to cenne!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Cze 02, 2008 5:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Upadek rządu Olszewskiego popredziły dwa "trzęsienia ziemi".
Pierwszym była eksalacja konfliktu na linii Wałęsa - Olszewski.
Konflikt ten istniał praktycznie przez cały okres istnienia rządu Olszewskiego

Tak pisze o tym konflikcie Antoni Dudek (strony 253-254):

Cytat:
Niewątpliwie zasługą Parysa było jasne i zdecydowane zadeklarowanie woli przystapienia Polski do paktu Północnoatlantyciego. Jednak jego brawura, granicząca z awanturnictwem, a szczególnie brak umiaru w wystapieniach publicznych, mocno zaszkodziły rzadowi Olszewskiego. Wydaje sie bowiem, że spór z Belwederem mozna było mimo wszystko kontrolować i nie dopuścić do jego rozszerzania oraz upiblicznienia. Tymczasem rozpirająca Parysa energia, któej tak bardzo brakowało Olszewskiemu, skłoniła go do podjecia próby pozbawienia prezydenta wpływu na armię.


W maju 1992 roku konflikt rządu z Wałęsą wszedł w fazę krytyczną za sprawą umowy polsko - rosyjskiej, którą w Moskwie podpisywał Wałęsa z Jelcynem. Już w czasie pobytu Wałęsy w Moskwie Olszewski wysłał do niego szyfrogram z kategorycznym sprzeciwem dotyczącym niektórych postanowień tej umowy.
O całej sprawie tak pisze Dudek (strony 256 - 257):

Cytat:
Wałęsa, który twierdził, że szyfrogram rządu otrzymał na dwie godziny przed spotkaniem z Jelcynem, był oburzony postawą gabinetu. "Nieodpowiedzialność rządu - oświadczył po powrocie do Warszawy - mogła doprowadzic do całkowitego załamania rozmów." Istotnie forma załatwienia tej sprawy nie była zbyt zręczna, rodzi sie jednak pytanie, czy Wałęsa rzeczywiście dowiedział sie o sprzeciwie Rady Ministrów w ostatniej chwili. Czyzby Olszewski okazał sie na tyle niekomunikatywny, że prezydent nie zrozumiał jego wypowiedzi na spotkaniu 20 maja? Jeszcze bardziej zdumiewający był fakt parafowania dokumentów przez wiceministra Byczewskiego w dziesięc dni po zgłoszeniu przez rząd pierwszych zastrzeżeń. Cała sprawa do dzisiaj pozostaje niejasna, ale nie ulega wątpliwości, że to właśnie ona zaważała ostatecznie na usunięciu rządu Olszewskiego.


Mimo, że byłem w tym czasie posłem również niewiele rozumiałem ze sporu na linii rząd - prezydent. Z jednej strony może to być dowód na agenturalne powiązania Wałęsy, na jego niechęć do uniezależnienia Polski od Rosji i dążenie do konserwowania postkomunistycznych relacji w armii. Z drugiej - może to być efekt uprzedzeń obozu rzadowego względem Wałęsy i wynik prowokowania konfliktów. Wystarczy sobie wyobrazić, co dziś by się działo, gdyby rząd traktował obecnego prezydenta w taki sposób, jak rząd Olszewskiego traktował Wałęsę.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Cze 04, 2008 7:03 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dziś jest rocznica tzw. "nocy teczek" z 1992 roku.

Chciałem dziś umieścić wpis nt. okoliczności tej pierwszej próby lustracji, ale w tym celu potrzebne jest mi archiwum Sejmu, a to, jak raz, od klku dni nie działa (nie ma dostępu do stenogramów sejmowych).

Skorzystam więc z okazji, aby zamieścić tu fragment dzisiejszej odpowiedzi Leszka Moczulskiego z dyskusji nt. jego lustracji (pytanie dotyczyło postawy KPN w czasie nocy teczek - czy ówczesne zachowanie L. Moczulskiego, który walnie przyczynił się do obalenia rządu Olszewskiego, nie stanowiło potwierdzenia faktu wcześniejszej współpracy z SB?)

Cytat:
Po rozpoczęciu pracy Sejmu jesienią 1991 KPN było zdecydowane poprzeć każdy rząd prawicowy, który uformuje się - mimo, że ostatecznie nie zaproszono nas do jego składu. Głosowaliśmy zgodnie z linią prawicowej koalicji w wyborach do organów sejmowych (marszałkowie, przewodniczacy komisji itd) oraz za wyborem Olszewskiego na premiera. Działalność rządu i obecność w jego składzie osób wcześniej powiązanych z PZPR szybko zaczęła budzić moje wątpliwości, ale przeszlismy do opozycji dopiero wówczas, gdy koalicja rządowa, wespół z SLD, doprowadziła do odrzucenia w pierwszym czytaniu ustawy o restytucji niepodległości. Był to jaskrawy dowód, że nie tylko nasze szczególowe propozycje, ale sama zasada zerwania ciągłości państwowo-prawnej z PRL oraz rozliczenie i pociagniecie do odpowiedzialności, także karnej, szczególnie osób z aparatu bezpieczeństwa, w tym TW, jest sprzeczna z linią polityczną rządu Olszewskiego. Od tej pory oficjalnie przeszliśmy do opozycji. Była ona tym bardziej stanowcza, że z pierwszych doświadczeń oraz rozmów można było odnieść wrażenie, że przynajmniej premier i parę osób z jego otoczenia prowadzą cyniczną, podwójną grę. Jawnym tego przykładem było, że umowa z ZSRR, przygotowana i negocjowana przez rząd, została przez rząd potępiona, gdy Wałesa pojechał do Moskwy, aby ją podpisać. Wówczas myślałem, że z krzywdą dla Polski, wzięły górę osobiste emocje i niechęci premiera do prezydenta, dzisiaj - gdy wiemy wiecej o licznych sprawach - skłonny jestem sądzić, że przyczyny były znacznie poważniejsze. Co do dwulicowości politycznej, szczególnie wymowne są matariały, ujawnione kilka lat później i przez nikogo nie zaprzeczone. Otóż Olszewski, mason od początku lat sześćdziesiatych, w grudniu 1991, w odstępie dwu togodni został jawnie wybrany premierem rządu prawicowo-katolickiego (główna siła: ZChN), a nastepnie tajnie, na inaugurującym posiedzeniu Wielkiej Loży Narodowej Polski, został wybrany jej Wielkim Przysposobicielem (funję tę wczesniej miał pełnić Jan Józef Lipski).

Głosowalismy za wnioskiem, aby Minister SW ujawnił listę agentów (TW), zasiadajacych w parlamencie. Popieraliśmy to tym chętnie, że wcześniej krytykowalismy Macierewicza, gdy odmówił ujawniania nazwisk TW osaczajacych Pyjasa - i miałem nadzieje, że teraz to zrobi.

Gdy została zgłoszone votum nieufności wobez rządu Olszewskiego (który po przejsciu KPN do opozycji stracił wiekszość), uznaliśmy to za słuszne. Mimo tego, i mimo dwulicowej postawy rządu, zgodziliśmy się uczestniczyć w ratowaniu prawicowej koalicji, ale w toku jedynych, parogodzinnych negocjacji premier wyraźnie ujawnił, że nie zamierza dojść z KPN do porozumienia. Po zakonczeniu tych rozmów, opuszczajac urząd Rady Ministrów, powiedziałem dziennikarzom: Rząd już upadł! Głosowanie w Sejmie było za parę dni, mniejszościowy gabinet nie był w stanie przetrwać. Ujawnienie listy Macierewicza, poprzedzone próbą szantażu, nic w stanowisku KPN nie zmieniło.

Szczegółowy opis wydarzeń, m. in. demaskujacych manipulacje dokonane w filmie "Nocna zmiana" zamieściłem w książce "Lustracja" wydanej w 2001 r. przez wydawnictwo "Rytm", dostepnej w każdej wiekszej bibliotece.

Pytania, czemu "nie wznieśliśmy się" nad doznane urazy i nie poparlismy "prawicy z jej prgramem dekomunizacji" świadczą o słabej znajomości wydarzeń tego okresu.
Po pierwsze, rząd Olszewskiego nigdy nie wystąpił z programem dekomunizacji; wręcz przeciwnie, nie dopuścił do uchwalenia ustawy, taki program zawierającej. Lista Macierewicza faktycznie zamykała rozliczenie z komuną i sowieckimi pachołkami, skupiajac uwagę społeczną na szukaniu wroga w obozie solidarnościowym. Ostatecznie okazało się, że praktycznie wszyscy b. działacze opozycji i "S" zostali oczyszczeni z zarzutów (szczególnym wyjatkiem jesterm ja), a ustawa lustracyjna dotknęła w wiekszości małe płotki, chodz stworzyła fałszywy i krzywdzący - przede wszystkim Polskę - obraz, że narodowy sprzeciw był spenetrowany czy nawet kierowany przez bezpiekę. Ponadto, koncentrując się na TW, zasłonięto konieczność rozrachunku z aparatem UB/SB, a także KGB, Stasi i in., działającym w PRL. Ostatmio, z wielkim trudem udało się usunąć SB-ka - eksperta komisji sejmowej; gdyby był on odnotowano w kartotekach MSW jako chodziażby kandydat na TW, nigdy nie zostałby tym ekspertem.
Po drugie, interes Rzeczypospolitej wymagał usunięcia rządu, który rozgrywki partyjne i szukanie haków przedkładał nad kluczowe sprawy, które wymagały rozwiązania - od weryfikacji samodzielnego personelu wszystkich instytucji państwowych, sądów nie wyłaczając, po gospodarkę, zduszenie bezrobocia, zahamowanie korupcji już na wstepie itd. Dzisiaj, wiedząc znacznie wiecej niż wówczas, jesli mam sobie coś do wyrzucenia, to przede wszystkim to, że nierozważnie poparłem rząd, który na to nie zasługiwał, a bez głosów KPN by nie powstał.


Całość tej dyskusji, która ciągle sie toczy, jest - przypomnam - na Forum POLONUS.

http://www.polonus.mojeforum.net/dyskusja-z-leszkiem-moczulskim-nt-jego-lustracji-temat-vt32.html?start=15&postdays=0&postorder=asc&highlight=
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Cze 19, 2008 3:08 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nieczynne archiwum sejmowe w dalszym ciągu uniemożliwia kontynuowanie tematu (potrzebne mi są fragmenty stenogramów sejmowych, a nie ma do nich ciągle dostępu). Jednak publikowane przez Rzepę fragmenty książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka dotyczącej związków Lecha Wałęsy z SB zawierają też obszerny fragment dotyczący rządu Jana Olszewskiego i jego upadku. Pozwalam sobie więc zamieścić te fragmenty a następnie opatrzyć je własnym komentarzem.

Cytat:

(...)
Kwadratura koła

Pierwsze wolne wybory parlamentarne odbyły się w Polsce 27 października 1991 r. Po długotrwałych i skomplikowanych negocjacjach głównie głosami partii centrowych i prawicowych, sejmowej drobnicy oraz PSL powołano rząd Jana Olszewskiego. Wybór ten oznaczał wyraźne zmiany polityczne w Polsce, bowiem Olszewski był bezkompromisowym zwolennikiem lustracji, dekomunizacji i – przez zreformowanie armii, policji i służb specjalnych – personalnego i strukturalnego odejścia Polski od spuścizny PRL.

W nowym rządzie tekę ministra spraw wewnętrznych objął współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników Antoni Macierewicz. Dopiero po pewnym czasie udało mu się pokonać opór prezydenta i odwołać szefa UOP Andrzeja Milczanowskiego. Jego następcą został przyjaciel Macierewicza z KOR, Piotr Naimski. Obaj dostali od poprzedników dokumenty identyfikujące Wałęsę jako TW „Bolka”.

(...)
Tymczasem stosunki rządu Olszewskiego z Wałęsą od początku były złe i stale się pogarszały. Do otwartego konfliktu doszło w drugiej połowie maja 1992 r. przy okazji podpisywania traktatu polsko-rosyjskiego. Jego podłożem były zapewne typowe różnice polityczne, ale z drugiej strony w rządzie Jana Olszewskiego pojawiały się głosy, że „miękka” postawa Wałęsy wobec rosyjskiego partnera może być spowodowana strachem przed wiedzą Moskwy na temat jego kontaktów z SB.

Według raportu ówczesnego szefa kontrwywiadu UOP Konstantego Miodowicza podległe mu służby miały uzyskać informację, jakoby Rosjanie dysponowali dokumentami sporządzonymi przez Lecha Wałęsę jako TW „Bolek”. Według wspomnianej notatki: „grafolodzy nie mieliby trudności z potwierdzeniem ich autentyczności”.

Rolnik na premiera

Trwały zakulisowe działania zmierzające do odwołania rządu. Już w drugiej połowie maja następowało wyraźne ożywienie w kontaktach PSL i prezydenta. Pośrednikiem i architektem tego procesu był Aleksander Bentkowski, były minister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Odnotowany w ewidencji operacyjnej SB jako agent o pseudonimach Arnold i Kamil, do zwolenników rządu Olszewskiego, a przede wszystkim lustracji, Bentkowski nie należał.

Warto wspomnieć, że później, przed ważnymi głosowaniami sejmowymi w sprawie lustracji, „sprywatyzowane” przez byłych funkcjonariuszy SB dokumenty TW „Arnolda” i TW „Kamila” były publikowane w tygodniku „Nie”.

W tym czasie Bronisław Geremek* rozpoczął promowanie w prezydium Unii Demokratycznej Waldemara Pawlaka jako kandydata na premiera. Waldemar Kuczyński stawia tezę, że Geremek i Wałęsa chcieli za pomocą lidera PSL „wysadzić” rząd Olszewskiego.

Podobne działania podejmował Tadeusz Mazowiecki.

2 czerwca 1992 r. na raucie w ambasadzie włoskiej doszło do znamiennej wymiany zdań między Mieczysławem Wachowskim a jednym z liderów UD – Jackiem Kuroniem. Kuroń wspominał:

„Powiedziałem mu, że teraz, po zgłoszeniu uchwały lustracyjnej, już rozumiem, że nie ma rady – trzeba przepędzić szkodników. Mietek popatrzył na mnie uważnie i powiedział:

– Ale do tego przepędzenia trzeba się bardzo poważnie przygotować.– Co zrobić? – zapytałem.

– Przydałby się wam jakiś rolnik jako kandydat na premiera”.

Nieszczęście dla Polski

28 maja 1992 r. poseł Janusz Korwin-Mikke zgłosił wniosek o przeprowadzenie lustracji osób piastujących najwyższe stanowiska państwowe. Przedstawiciele Unii Demokratycznej i Kongresu Liberalno-Demokratycznego usiłowali zablokować uchwałę, opuszczając salę sejmową. Chcieli w ten sposób zerwać kworum. Kalkulacje zawiodły, bo na sali zostało o dwie osoby więcej, niż wymagało tego prawo. Wobec opuszczenia sali obrad przez posłów UD i KLD oraz wstrzymania się od głosu postkomunistów po dyskusji zdecydowaną większością głosów została przegłosowana uchwała w brzmieniu:

Macierewicz był przez Wachowskiego odwodzony od umieszczenia Lecha Wałęsy na liście agentów argumentem, że „byłaby to tragedia dla Polski”

„Niniejszym zobowiązuje się ministra spraw wewnętrznych do podania do 6 czerwca 1992 r. pełnej informacji na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów, a do dwóch miesięcy – sędziów, prokuratorów, adwokatów oraz do sześciu miesięcy – radnych gmin i członków zarządów gmin, będących współpracownikami Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w latach 1945 – 1990”.

Wydarzenia polityczne nabierały tempa. Na drugi dzień po przyjęciu przez Sejm RP uchwały lustracyjnej z 28 maja 1992 r. w imieniu grupy 65 posłów Unii Demokratycznej, Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Polskiego Programu Gospodarczego (tzw. mała koalicja) Jan Maria Rokita złożył w Sejmie wniosek o wotum nieufności dla gabinetu Jana Olszewskiego. Zarówno w samym wniosku, jak i w późniejszych wypowiedziach rządowi stawiano szereg zarzutów dotyczących np. prowadzonej przezeń polityki gospodarczej, natomiast nie padały słowa dotyczące lustracji.

Znacząca była też postawa środowiska „Gazety Wyborczej” kierowanej przez Adama Michnika. O ile informacja o złożeniu wotum nieufności wobec rządu została jedynie wzmiankowana, o tyle tematem dnia była uchwała Sejmu z 28 maja 1992 r. oraz wywody na temat tego, jakimi sztuczkami prawniczymi można wstrzymać jej realizację.

29 maja 1992 r. prezydent Lech Wałęsa wezwał do Belwederu ministra Antoniego Macierewicza. Fragment znamiennego dialogu został pokazany w telewizji. „To jest zbyt skomplikowana sprawa – mówił Wałęsa – by rząd, by nawet prezydent, którego naród wybrał, mógł decydować bez konstrukcji prawnej, jak to ma być wykonane. Bez możliwości odwołania, udowodnienia. […] Proszę pana, bardzo szeroka uchwała, bardzo nieprecyzyjne wykonanie może być bardzo wielkim nieszczęściem dla Polski. Ja ostrzegam pana i proszę o wielkie zastanowienie. Pan to dobrze wie, co było robione w latach 70. Jakie podrzutki, jakie rzeczy do dzisiaj jeszcze krążą”.

„Pracowaliśmy cztery miesiące – przekonywał Macierewicz – by wszystkie możliwe posądzenia, uchybienia, fałszerstwa zostały wyeliminowane. I gwarantuję panu, panie prezydencie, że wszystko, co zostanie ujawnione, będzie absolutnie zgodne z prawdą”.

Prezydent podważał więc wiarygodność archiwaliów SB i wspomniał o fałszywych dokumentach z lat 70. Minister Macierewicz uznał rozmowę za element presji i „działania wyprzedzające” Lecha Wałęsy. Obecność telewizji oraz sposób przeprowadzenia rozmowy zinterpretował jako sygnał prezydenta, że zaatakuje on wykonawców ustawy, i demonstrację, jakich użyje wówczas argumentów.

Macierewicz nie krył później, że był przez Mieczysława Wachowskiego odwodzony od umieszczenia Lecha Wałęsy na liście agentów argumentem, że „byłaby to tragedia dla Polski”. Jednak bez względu na stanowisko i intencje prezydenta podwładni Macierewicza poszukiwali dotyczącej Wałęsy dokumentacji.

(...)

Zablokować tych ludzi!

Tymczasem nad gabinetem Olszewskiego zbierały się czarne chmury. Głosowanie w sprawie wotum nieufności zaplanowano na 5 czerwca 1992 r. Ugrupowania trwale wspierające rząd (przede wszystkim Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, Porozumienie Centrum i Porozumienie Ludowe) były zbyt słabe, by zapobiec jego upadkowi w takim samym stopniu, jak siły jego przeciwników („mała koalicja” plus SLD) nie wystarczały, żeby go obalić. Kluczowa była więc postawa Polskiego Stronnictwa Ludowego i Konfederacji Polski Niepodległej.

W kierownictwie PSL dojrzewał plan poparcia sił dążących do odwołania rządu w zamian za stanowisko premiera dla Waldemara Pawlaka. Premier mógł jeszcze próbować uzyskać wsparcie KPN. W czasie rozmów z rządem lider tej partii Leszek Moczulski zażądał dla siebie funkcji wicepremiera i ministra obrony, a dla KPN kilkunastu wysokich stanowisk państwowych. Ale kłopot polegał na tym, że Moczulski był w przeszłości agentem komunistycznej policji (TW „Lech”), toteż powierzenie mu funkcji wicepremiera, a przede wszystkim szefa MON, uznano w rządzie za niemożliwe.

W ścisłym otoczeniu premiera zapadła decyzja o pokazaniu akt Moczulskiego innym członkom kierownictwa KPN i tym samym spowodowania odsunięcia go od władzy w partii. Jednak pozycja Leszka Moczulskiego była w KPN zbyt silna, by działania te przyniosły pozytywny rezultat. Wobec jasnej postawy w stosunku do rządu, jaką zajmowały wówczas tzw. mała koalicja i SLD, los gabinetu Olszewskiego stawał się przesądzony.

Na posiedzeniu Konwentu Seniorów prezydent rozdał kartki z zapisem swojej rzekomej telefonicznej rozmowy z Kiszczakiem, który miał potwierdzić, że akta „Bolka” zostały sfabrykowane

4 czerwca 1992 r. rano minister Macierewicz przekazał Sejmowi 66 nazwisk osób, co do których zachowały się dokumenty świadczące o współpracy z SB. Wśród nich było nazwisko Lecha Wałęsy. Początkowo prezydent znalazł się w defensywie i wydał oświadczenie, w którym potwierdzał podpisanie kilku dokumentów w czasie kontaktów z SB. Jednak po telefonicznych konsultacjach z Bronisławem Geremkiem, Jackiem Kuroniem i Leszkiem Moczulskim zorientował się, że można odwołać rząd.

Wtedy wydał kolejny komunikat: „Teczki ze zbiorów MSW uruchomiono wybiórczo. Podobny charakter ma ich zawartość. Znajdujące się w nich materiały zostały w dużej części sfabrykowane. […] Zastosowana procedura jest działaniem pozaprawnym. Umożliwia polityczny szantaż. Całkowicie destabilizuje struktury państwa i partii politycznych. Kwestie etyczne związane z tą operacją, mającą już w swoim założeniu charakter manipulacji, pozostawiam bez komentarza”.

Prezydent zaangażował się w natychmiastowe odwołanie rządu. W sejmowych kuluarach grupa liderów czołowych ugrupowań politycznych spotkała się z prezydentem w sprawie odwołania rządu Jana Olszewskiego. Główną rolę w obradach, prócz Lecha Wałęsy, odgrywał inny polityk mający sporo do stracenia – Leszek Moczulski.

Oto fragment prowadzonych wówczas rozmów. Wałęsa: „Wy nie wiecie, jak daleko oni zaszli, dlatego trzeba ich błyskawicznie. Natychmiast, dzisiaj!”. Pawlak: „Tylko, że to jest trochę gangsterski chwyt”. Wałęsa: „Słuchajcie, bo jak [Pawlak] nie przejdzie, to jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Toż możemy się porozumieć, że później będziemy robić różne układanki jeszcze. Ale natychmiast trzeba zablokować tych ludzi, żeby nie przyszli do biura!”.

Insekty w szparach

Z chwilą powrotu prezydenta i liderów klubów na salę sejmową los rządu Olszewskiego został przesądzony. W jego obronie stanęli jednak posłowie Józef Frączek (PL), Jarosław Kaczyński (PC) oraz Stefan Niesiołowski (ZChN). W debacie wystąpił też poseł Kazimierz Świtoń, który bez ogródek stwierdził: „Jako stary opozycjonista odpowiedzialny za swoje słowa, pragnę powiedzieć, że na drugiej liście jest pan prezydent jako agent Służby Bezpieczeństwa”.

Po burzliwej debacie rząd został odwołany wyraźną większością głosów. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami 5 czerwca 1992 r. na premiera wybrano Waldemara Pawlaka. Nowy premier w pierwszej kolejności doprowadził do usunięcia szefów MON i MSW. Na drugi dzień ludzie Wałęsy – Andrzej Milczanowski i Jerzy Konieczny – przejęli kontrolę nad dokumentacją dotyczącą TW ps. Bolek.

Wykonawcy uchwały lustracyjnej stali się celem brutalnej akcji propagandowej. Jej ton nadawali postkomuniści oraz politycy związani z Unią Demokratyczną i środowiskiem „Gazety Wyborczej”. Bronisław Geremek ogłosił publicznie, że działania rządu 4 czerwca 1992 r. „nosiły wszelkie znamiona zamachu stanu”. Antoniego Macierewicza ostro skrytykował Jacek Kuroń, nazywając go „chorym facetem chcącym zniszczyć państwo”. Jeszcze w maju Władysław Frasyniuk* i Zbigniew Bujak* publicznie oskarżyli Macierewicza, że w czasie stanu wojennego wyszedł z podziemia na skutek porozumienia z generałem Czesławem Kiszczakiem.

Z kolei Piotrowi Naimskiemu zarzucili podpisanie tzw. lojalki, czyli deklaracji lojalności wobec władz w czasie trwania stanu wojennego. Oba oskarżenia nie zostały poparte żadnymi dowodami. Rzecznik prasowy prezydenta Andrzej Drzycimski nazwał polityków prawicy „biegnącymi w szparach chodników insektami”. Poetka Wisława Szymborska* opublikowała w „Wyborczej” list pt. „Nienawiść”, który miał być swego rodzaju literackim opisem motywacji zwolenników lustracji.

Działania Wałęsy ostro skrytykowały władze „Solidarności”, natomiast wychwalał go generał Wojciech Jaruzelski: „Kto sieje nienawiść, ten przegrywa. Niedobrze się stało, że dzisiaj, kiedy krajowi i całemu społeczeństwu potrzeba spokoju, siły kierujące się emocjami zasiały niepokój i poczucie zagrożenia. Rad jestem, że sprawy zostały opanowane i chcę podkreślić w tym szczególną rolę Lecha Wałęsy”.

W rozgrywki polityczne przeciwko prawicy zaangażowano także UOP i prokuraturę. Przy gabinecie ministra Andrzeja Milczanowskiego istniał wówczas specjalny Zespół Inspekcyjno-Operacyjny kierowany przez byłego oficera SB płk. Jana Lesiaka. Do jego głównych zadań należała inwigilacja i dezintegracja środowisk polskiej prawicy. Oficerowie kontrwywiadu UOP byli nawet zmuszani do zrywania w Warszawie plakatów nawołujących do antywałęsowskich demonstracji. Podobne akcje przeprowadzali funkcjonariusze WSI.
(...)


Historycy IPN w zasadzie prawdziwie przedstawiają okoliczności podjęcia przez Sejm uchwały lustracyjnej i okoliczności upadku rządu Jana Olszewskiego. W szczególności przypominają (zapominany) incydent dotyczący próby rozbicia KPN przez pokazanie akt Leszka Moczulskiego innym członkom kierownictwa KPN (chodziło o Dariusza Wójcika i Adama Słomkę). Szkoda, że nie podają szczegółów tej próby nacisku, jak również nie wyjaśniają, czy istniały podstawy prawne do prowadzenia takich działań (okazywania materiałów SB nieupoważnionym osobom).

Znamienne jest natomiast to, o czym historycy IPN nie napisali (w myśl starej żołnierskiej zasady: "Żołnierz dziewczynie nie skłamie, ale nie wszystko jej powie").

A więc nie napisali, że dwóch prominentnych ministrów w rządzie Olszewskiego oraz szef jego doradców byli - wg danych archiwalnych - agentami SB.

Nie napisali, że rząd Olszewskiego nie poparł ustawy o restytucji niepodległości i - do czasu ujawnienia listy Macierewicza - nie podjął żadnych działań lustracyjnych i dekomunizacyjnych.

Nie napisali, że rząd Olszewskiego od chwili jego powstania był rządem mniejszościowym i bez dogadania się z KPN (lub z UD) nie miał szans na przetrwanie. Uchwała lustracyjna Sejmu została podjęta po załamaniu się rozmów z UD i tuż przed podjęciem decydujących rozmów z KPN nt. poszerzenia koalicji rządowej. Nie napisali, że warunki stawiane przez Leszka Moczulskiego Janowi Olszewskiemu były związane z poszerzeniem koalicji i nie miały bezpośredniego związku z uchwałą lustracyjną Sejmu.

Nie napisali też, że Janusz Korwin - Mikke był codziennym gościem ministra Macierewicza w okresie poprzedzającym podjęcie uchwały lustracyjnej, co wskazuje, że wystąpienie z projektem uchwały nie było własną inicjatywą Korwina - Mikke lecz prawdopodobnie było elementem szerszego planu, mającego na celu ratowanie rządu, który nie miał większości sejmowej od wielu miesięcy.

Pominięcie tych wszystkich kontekstów dowodzi, że Piotr Gontarczyk i Sławomir Cenckiewicz nie są bezstronnymi historykami relacjonującymi fakty w ich pełnym kontekście, aby ustalić prawdę obiektywną, lecz górę w ich działaniach bierze żyłka publicystyczna i chęć udowodnienia tez wygodnych dla jednej ze stron bieżącego, politycznego sporu.

W żaden sposób nie podważam przez to ich ustaleń w sprawie Lecha Wałęsy i TW "Bolka", nie pomniejszam ich zasług związanych z mrówcza pracą, która wykonali, aby odnaleźć raporty TW "Bolka" i ustalić, kto - wg dokumentów SB - był "Bolkiem". Mało tego - świetnie rozumiem, że w sytuacji presji, jakiej są poddawani przez przeciwników lustracji, mają prawo do wypowiedzi emocjonalnych. Podziwiam ich odwagę - zaryzykowali swoja przyszłość zawodową i karierę oraz narazili się na ostracyzm ze strony salonu.

Nie zmienia to jednak faktu, że ich książka nie jest tylko rzetelną, chłodną i obiektywną relacją o faktach.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lip 02, 2008 5:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mam bardzo złe zdanie o Waldemarze Kuczyńskim i z większością jego publicznych wypowiedzi głęboko się nie zgadzam. W sferze moralnej czy politycznej nie jest on dla mnie żadnym autorytetem. Jednak przytaczam niżej fragment jego artykułu w Rzepie nt. upadku rządu Jana Olszewskiego, gdyż artykuł ten zawiera ciekawe wypowiedzi Kuczyńskiego nie jako komentatora, ale jako świadka i uczestnika tamtych wydarzeń.

Cytat:

Fałszywy mit nocnej zmiany

Waldemar Kuczyński


Wsporze o książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa” pojawia się zarzut kierowany do obu autorów, że brak im obiektywizmu i dystansu do tematu. Padają zarzuty pisania historii pod powzięte z góry tezy, pod osobiste poglądy polityczne, także dotyczące teraźniejszości.

Wypowiadałem się kilkakrotnie, co sądzę o sprawie „Bolka”, unikając oceniania autorów i ich książki, której nie znam. Przeczytałem jednak w „Rzeczpospolitej” jej fragmenty, w tym zatytułowany „Stracona szansa Lecha Wałęsy”, opublikowany 19 czerwca 2008 r. Autorzy interpretują tam wydarzenia, które obserwowałem, a nawet współtworzyłem, jako członek Prezydium Unii Demokratycznej i bliski współpracownik Tadeusza Mazowieckiego – a mianowicie odwoływanie rządu Jana Olszewskiego.Otóż przynajmniej w tych opisach ja naukowych badań nie widzę, a raczej pamflet na tych, którzy rząd Olszewskiego odwoływali, wynikający z zaangażowania politycznego autorów. Powtarzają oni w istocie propagandową wersję tego wydarzenia z filmu „Nocna zmiana”, który o okolicznościach odwołania rządu Olszewskiego mówi niewiele, choć przedstawia się go tak, jakby mówił wszystko. Ta uproszczona teza brzmi, że rząd chciał ujawnić agentów, więc go odwołali.

Jest to wersja nieprawdziwa, zbudowana na jednym z kilku ciągów wydarzeń, które doprowadziły do 4 czerwca 1992 roku i, dodam, zbudowana i propagowana świadomie, nie po to, by pokazać prawdę, lecz by pokazać słuszność sprawy odwołanych i niesłuszność sprawy odwołujących. Tymczasem na upadek rządu Olszewskiego złożyło się wiele przyczyn i wystarczyłoby, by jednej zabrakło, a rząd by pozostał. Prawda o 4 czerwca jest złożona i ciekawsza niż prymitywny mit o nocnej zmianie. Zamiast polemizować wprost z autorami, postaram się, oczywiście w wielkim skrócie, opisać, jak to się odbyło.

Wrogowie prezydenta

Zacznę od tego, że rząd Jana Olszewskiego miał kilka bardzo słabych punktów. Po pierwsze, powstał jako rząd utworzony przez zajadłych wrogów prezydenta, którzy mu go narzucili. Nie Olszewski, lecz Jarosław Kaczyński stworzył rząd. To on zebrał większościową koalicję parlamentarną i niemal gwałtem skłonił Olszewskiego, by zgodził się stanąć na czele rządu.

Kaczyński tworzył rząd jako narzędzie swojej zakulisowej władzy, głównie do wojny z prezydentem. I Wałęsa wiedział, że o to chodzi, a więc od początku był wrogiem rządu Olszewskiego, tym bardziej że po raz pierwszy coś mu narzucono i nie miał rady, by temu zapobiec. Sprawa się skomplikowała, bo jak tylko Olszewski został desygnowany na premiera, przestał słuchać Jarosława Kaczyńskiego.

Od tego momentu, czyli prawie od początku, główny promotor rządu stał się głównym spiskującym przeciw premierowi, by go z powrotem wziąć na łańcuch. Pomocnikiem miała być Unia Demokratyczna, partia „zdrajców okrągłostołowych” nielubiana przez obu, ale Kaczyńskiemu w tym momencie akurat potrzebna. Jej wejście do rządu miało ułatwić liderowi PC rolę pierwszego rozgrywającego w koalicji. Fakt, że chciał widzieć Unię w rządzie, potwierdza tezę, iż Kaczyński nie zamierzał budować tego, co później nazwał IV RP, bo z Unią by się to nie udało. Chciał jedynie wojować z Lechem, a Unia była wtedy z nim skłócona po wojnie na górze w roku 1990.

Drugą słabością rządu była wątła większość parlamentarna, nie przez liczbę posłów, lecz przez fakt, że tworzyła ją koalicja partii prawicowych – uczestniczących w rządzie – oraz PSL, który rząd popierał – ale nie miał swoich ministrów. Nie był więc związany tą więzią, która wynika z bezpośredniego udziału w rządzeniu i jest bardzo silna. Kiedy się okazało, że powstają warunki do lepszej realizacji partyjnych interesów PSL i osobistych ambicji jego liderów, partia ta opuściła parlamentarną koalicję i przeszła do opozycji.

Gdyby Olszewski wciągnął PSL do rządu, to jego obalenie byłoby prawdopodobnie niemożliwe, ale tego nie zrobił. Być może przyczyniła się do tego ta sama słabość, która uniemożliwiła wielką koalicję z udziałem Unii Demokratycznej, Kongresu Liberalno-Demokratycznego oraz Polskiego Programu Gospodarczego (tzw. Dużego Piwa) – i o niej teraz parę słów.

Olszewski: polityczny marzyciel

Jan Olszewski okazał się mianowicie politycznym marzycielem. Zawleczony niemal na fotel premiera, przez posła, który z wielkim mozołem i nadzieją na osobiste rządzenie sklecił mu koalicję parlamentarną, zapragnął tworzyć rząd autorski, odsunięty od układów partyjnych. To była fajna ambicja, przeciwko sejmokracji, ale księżycowa, naiwna, świadcząca o politycznej nieprofesjonalności mecenasa. Spowodowała natychmiastowy konflikt z Jarosławem Kaczyńskim, a potem fiasko rozmów o wielkiej koalicji.

Olszewski potrzebował głosów trzech wspomnianych partii do realizacji koncepcji gospodarczych bardzo odległych od poglądów tych partii. W zamian za to gotów był osoby związane z tymi partiami mianować na stanowiska znajdujące się na dalekim marginesie rządu.

Lech Wałęsa, jako prezydent i polityk, a nie jako „Bolek”, widząc w rządzie narzędzie wroga do walki z nim, dążył od początku do obalenia rządu. Aby to się stało, musiało dojść do poparcia tego przez PSL i Unię Demokratyczną. I doszło w końcu, ale różnymi drogami.

PSL był do skuszenia posadą premiera dla Waldemara Pawlaka i glorią dla partii po raz pierwszy od czasów Witosa znów na czele rządu Rzeczypospolitej. Cenckiewicz i Gontarczyk twierdzą, że architektem porozumienia PSL z Wałęsą był Aleksander Bentkowski. Dowodów nie podają. Moim zdaniem ich nie mają. Wałęsa to polityk zbyt bystry i chytry, by potrzebował podszeptu Bentkowskiego. On mógł być co najwyżej listonoszem. Przypuszczam, że autorom potrzebny był w tej roli po to, by podbudować tezę o manipulowaniu Wałęsą przez byłą bezpiekę, której poseł PSL, i minister rządu Mazowieckiego (czego nie zapomnieli dodać), miał być agentem.

Lech Wałęsa w 1992 roku dążył do obalenia rządu Olszewskiego jako prezydent i polityk, a nie jako „Bolek”

Prezydent zaczął kuszenie tej partii, jeszcze gdy trwały próby stworzenia wielkiej koalicji, bo 21 kwietnia, w dniu zakończenia rozmów, Olszewski powiedział Mazowieckiemu, że Belweder rozmawia z jakimś jego koalicjantem o nowym rządzie z nowym premierem. Przypuszczam, że to kuszenie odbywało się z udziałem przeciwników polityki Mazowieckiego w UD, o czym niżej. PSL na pewno się oblizał, ale od razu do miski nie pobiegł, czekał na wynik rozmów o wielkiej koalicji, a po ich zakończeniu na wyklarowanie stanowiska UD, które nie było jasne.

Premier bez woli

W Unii Demokratycznej na tle tych rozmów z Olszewskim doszło od początku do ostrego konfliktu, istnej wojny domowej, między częścią działaczy skupionych wokół Bronisława Geremka i Jacka Kuronia, dążących do storpedowania rozmów, a Tadeuszem Mazowieckim i jego środowiskiem. Nic by jednak nie wskórali, gdyby nie brak woli Jana Olszewskiego.

Jednak jeszcze przez miesiąc po fiasku rozmów Mazowiecki nie był gotów przyłączyć się do zamiarów odwoływania rządu i ani przez chwilę do tego nie parł mimo coraz bardziej negatywnej oceny jego działania. Był to rząd skłócony, skonfliktowany z prezydentem i parlamentem, rząd, który zatrzymał transformację gospodarczą i w ciągu kilku miesięcy zmasakrował dobry wcześniej wizerunek Polski.

W wewnętrznych dyskusjach Unii na temat rządu i stosunku do niego aż do wyskoku Janusza Korwin-Mikkego te właśnie kwestie dominują, a kwestia lustracji i ujawniania agentów jest nieobecna. Konflikt w Unii i jej wahania rozstrzygnęli nie agenci, lecz bardzo antyprezydenckie mowy w Sejmie ustępującego ministra obrony Jana Parysa i premiera wygłoszone 22 maja. Tuż po nich na posiedzeniu Prezydium 23 maja 1992 roku Jan Lityński powiedział, że (cytuję za moim dziennikiem): „po przemówieniu Olszewskiego musimy zgłosić wniosek o odwołanie rządu. Musimy zrobić to, zanim podobny wniosek zgłosi prezydent, żeby uniknąć wrażenia „małpowania” Wałęsy i zarzutu, że zachowujemy się jak jego dworacy. Na to zawsze byliśmy uczuleni”.

Spotkanie w restauracji Lers

Następnego dnia Rada Unii Demokratycznej zwróciła się do klubu parlamentarnego, by wystąpił z wnioskiem o wotum nieufności dla rządu, i 27 maja klub podjął w tej sprawie decyzję. Stanowisko Unii wobec rządu zostało więc przesądzone pięć dni przed nieoczekiwanym (choć, jak sądzę, uzgodnionym z Macierewiczem) zgłoszeniem w Sejmie przez Korwin-Mikkego uchwały o agentach. Wniosek o wotum nieufności został przygotowany 28 maja, bez związku z tym, co się stało tego dnia, i złożony dnia następnego.

Pisanie – tak jak to robią dwaj autorzy z IPN – że „na drugi dzień po przyjęciu przez Sejm RP uchwały lustracyjnej z 28 maja 1992 r. w imieniu grupy 65 posłów Unii Demokratycznej, Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Polskiego Programu Gospodarczego (tzw. mała koalicja) Jan Maria Rokita złożył w Sejmie wniosek o wotum nieufności dla gabinetu Jana Olszewskiego”, jest formalnie prawdą i faktycznie fałszerstwem. Zestawianie uchwały Korwina z – następującym po niej w czasie, ale nie z jej powodu – wnioskiem UD o wotum nieufności jest powszechnie stosowanym przez zwolenników Olszewskiego chwytem redukującym złożone wydarzenie do jednej wygodnej dla nich przyczyny.

W momencie kiedy Unia zgłaszała wniosek o wotum nieufności, byliśmy przekonani, że przegramy głosowanie, że zgłaszamy wniosek bardziej symboliczny i ewentualnie uprzedzający prezydenta, a nie realny. Nie wiedzieliśmy – mówię o Mazowieckim i jego otoczeniu – co się dzieje na linii Wałęsa-PSL, i nie wykluczaliśmy wystąpienia KPN w roli ratownika rządu. Tak było aż do 2 czerwca, a wydarzeniem kluczowym tego dnia nie była cytowana przez obu autorów rozmowa Jacka Kuronia z Mieczysławem Wachowskim. Ona była bez znaczenia, ale oczywiście wyglądało to słodko: balanga, Kuroń, Wachowski.

Naprawdę ważne było umówione dzień wcześniej spotkanie Pawlaka i Mazowieckiego w restauracji Lers koło Arsenału. Uczestniczyłem w nim także ja, Piotr Nowina-Konopka i Mikołaj Kozakiewicz. Pawlak był już po słowie z Wałęsą, a wniosek Unii o dymisję rządu leżał w Sejmie. Pozostało uzgodnić między szefami obu partii treść porozumienia. I to uzgodniono. Pawlak zobowiązał się wobec Mazowieckiego, że PSL będzie głosował za wotum nieufności i w zamian za to Unia będzie głosowała za powierzeniem Pawlakowi misji tworzenia rządu, jeśli prezydent go wskaże – ale bez zobowiązania, że UD do gabinetu wejdzie.

Kłamstwo rodzi kłamstwo

O odwołaniu rządu Olszewskiego zadecydowała więc wzajemna wrogość prezydenta i rządu, która – jeśli chodzi o prezydenta – mogła wynikać z obawy o jego pozycję i wyciąganie mu starych kwitów. Moim zdaniem Donald Tusk mówił prawdę, że Kaczyński w zamian za objęcie przez liberałów segmentu gospodarczego w rządzie Olszewskiego oczekiwał czynnego udziału KLD w odwołaniu Wałęsy.

W roku 1991 Tusk nie był „mały”, jak się o nim pogardliwie wyraził Jarosław Kaczyński. Tusk stał na czele klubu liczącego 37 posłów, a Porozumienie Centrum Kaczyńskiego liczyło raptem 44 posłów (największy klub UD miał posłów 62). Rząd upadł przez ambicje jednego z koalicjantów, który dostrzegł lepsze możliwości ich realizowania po odwołaniu rządu. Rząd upadł przez brak zgody na jego postępowanie i politykę ze strony Unii Demokratycznej, w czym kwestia lustracji, dekomunizacji i agentów miała znaczenie marginesowe prawie do ostatnich dni tego gabinetu. Bliższa prawdy jest teza odwrotna, że rząd Jana Olszewskiego, wyczuwając zbliżający się upadek, wyciągnął pospiesznie sprawę agentów (grzebiąc przy okazji sprawę sensownej lustracji na długo) nie po to, żeby temu upadkowi zapobiec, lecz żeby stworzyć korzystne dla siebie jego wytłumaczenie, co dało początek mitowi o nocnej zmianie.

Gdyby uchwały o agentach nie było, wotum nieufności i tak by głosowano, ale być może wtedy by go nie przegłosowano i rząd by trwał. Jak słusznie piszą Cenckiewicz i Gontarczyk, publiczne wyciągnięcie Leszkowi Moczulskiemu uwikłania agenturalnego uniemożliwiło ratunkowe porozumienia z KPN.

Napisałem ten tekst bez jakiejkolwiek nadziei, że wstrząsnę mitem o nocnej zmianie, ale jedno nie ulega wątpliwości – historie pisane pod wpływem tego mitu nie mogą być prawdą, bo z kłamstwa wynika prawie zawsze kłamstwo.

Autor był ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, doradzał premierom Cimoszewiczowi i Buzkowi
Źródło : Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/154598.html

Kuczyński interpretuje wydarzenia związane z upadkiem rządu Jana Olszewskiego z punktu widzenia UD (czemu trudno sie dziwić), ale w zasadzie trafnie relacjonuje fakty, porządek wydarzeń i ich znaczenie.

Z pewnością nie zgadzam się z ostatnim akapitem artykułu Kuczyńskiego, w którym zarzuca on Cenckiewiczowi i Gontarskiemu kłamstwo nt. "nocnej zmiany" i na tej podstawie deprecjonuje całą ich książkę o Wałęsie.

Jeżeli zaś chodzi o relacje miedzy braćmi Kaczyńskimi a Wałęsą (które w sposób bardzo istotny zaciążyły nad przebiegiem wydarzeń w okresie rządów Jana Olszewskiego) warto też zwrócić uwagę na fragment artykułu Rafała Ziemkiewicza

Cytat:
Powiedzmy, że brak jakichkolwiek śladów, aby prezes PiS inspirował prezesa IPN oraz Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, nie musi być uznany za przekonujący dowód – że zainteresowani celowo ukrywają prawdę o swych wzajemnych powiązaniach. Trudno jednak nie zauważyć powodów, dla których przypomnienie sprawy „Bolka” jest szefowi PiS bardzo nie na rękę – szczególnie w tej chwili – jak również powodów, dla których jest ono na rękę jego głównemu przeciwnikowi.

W parze z przypomnieniem agenturalnych uwikłań Wałęsy i podejrzeniem, iż był on z tej racji szantażowany, idzie przypomnienie faktu, iż to właśnie bracia Kaczyńscy doskonale wszystko o „Bolku” wiedzieli. Mimo to uczynili Wałęsę prezydentem. Przypomina się także, iż w chwili, gdy wśród ludzi „Solidarności” dokonywał się fundamentalny podział na tych, którzy mieli rządzić wolną Polską, i tych, którzy zostali z niej „wyślizgani”, Kaczyńscy nie znajdowali się po stronie Andrzeja Gwiazdy, Anny Walentynowicz i Krzysztofa Wyszkowskiego, o Kornelu Morawieckim nie mówiąc.

Przeciwnie, brzemiennej w skutki decyzji Wałęsy, aby nie zwoływać legalnych władz „Solidarności” z roku 1981, ale tworzyć pod historyczną nazwą nowy związek z działaczy mu posłusznych, Jarosław Kaczyński bronił nawet wtedy, gdy od dawna był już z pierwszym prezydentem III RP śmiertelnie pokłócony (co jednak nie dziwi, bo bronił swoich ówczesnych wyborów). Przypominanie tego, co po latach udało się załagodzić orderami Orła Białego, nie jest dziś braciom Kaczyńskim na rękę.


Mózg Wałęsy

Karierę zrobiła ostatnio wydana w 1991 roku książka Jarosława Kurskiego „Wódz”.

W istocie, lektura tego „pierwszego niehagiograficznego portretu Wałęsy”, którym jego były rzecznik wkupił się w łaski michnikowszczyzny – w kontekście tego, co dziś wypisuje kierowana przez tegoż Kurskiego „Wyborcza” – nieodparcie śmieszy. Ale najbardziej zabawny wydaje mi się nie fakt, iż Kurski opisywał wówczas Wałęsę jako amoralnego, bezwzględnego cynika, gotowego dla władzy każdego zdradzić i z każdym wejść w sojusz – choć ten psychologiczny portret doskonale pasuje do tego, jaki kreślą dziś Cenckiewicz z Gontarczykiem, zwłaszcza w rozdziale o niszczeniu archiwów.

Dla dzisiejszego czytelnika najzabawniejszy jest w książce Kurskiego pean na cześć Lecha Kaczyńskiego („człowiek ogromnej pracowitości, wiedzy i niepospolitej inteligencji… jest wiceprzewodniczącym związku, ale za to jego pierwszym mózgiem. Strajk Kaczyńskiego położyłby »Solidarność« na łopatki” etc.) oraz rozważania o „symbiozie” Wałęsy z Kaczyńskimi. Każdy, kto interesował się tamtymi sprawami, wie, iż Kurski wówczas pisał prawdę.

Owszem, Jarosław Kaczyński firmował palenie kukieł „Bolka” w roku 1992, ale była to sytuacja wymuszona walką o przetrwanie na antykomunistycznej prawicy, na którą został wyrzucony po usunięciu PC z koalicji popierającej Hannę Suchocką. Sam z siebie temat jest dla Kaczyńskich wyjątkowo niewygodny – każde jego wywołanie musi skończyć się oskarżeniem: „to wyście zrobili z agenta prezydenta” i przypomnieniem, że jako zastępca i omalże podręczny mózg Wałęsy, Lech Kaczyński brał czynny udział w osławionych rozmowach w Magdalence.

Mówiąc krótko: gdyby Jarosław Kaczyński miał rzeczywiście moc inspirowania prac IPN, zainspirowałby książkę o paryskich latach Bronisława Geremka, o buszowaniu przez Adama Michnika w archiwach bezpieki w roku 1990, o przenoszeniu się pod koniec lat 80. całych komitetów partyjnych i sztabów bezpieki na kierownicze stanowiska w bankach – ale na pewno nie o „Bolku”!

http://www.rp.pl/artykul/154600.html?print=tak
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum