Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bracia Kaczyńscy są jak David Beckham

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Paź 18, 2008 9:35 pm    Temat postu: Bracia Kaczyńscy są jak David Beckham Odpowiedz z cytatem

Od jakieś czasu znana jest anegdota, dotycząca polskiego selekcjonera futbolistów (i późniejszego posła Samoobrony) Wójcika Janusza. Kazał on otóż piłkarzowi Iwanowi Tomaszowi nauczyć się po angielsku kilku zdań i w czasie meczu Polska - Anglia w Chorzowie w 1999 roku biegając koło Davida Beckhama zdania te recytować. Ze zdań tych wynikało, że piłkarz Iwan Tomasz odbywał stosunki seksualne z Beckham Victorią. Gdy w końcu piłkarz Beckham David zrozumiał to, co mówił piłkarz Iwan Tomasz, to - w drugiej połowie meczu - przestał biegać za piłką i biegał za Iwanem, aby skopać mu tyłek.

Otóż z braćmi Kaczyńskimi jest podobnie. Są oni - zwłaszcza Jarosław - jednymi z najbardziej profesjonalnych polityków polskich. Dobrze wykształceni, z dużym doświadczeniem, z niezłymi zdolnościami analitycznymi. Może porównanie ich kwalifikacji politycznych do kwalifikacji piłkarskich angielskiej supergwiazdy jest przesadą, ale - zachowując proporcje - na polskiej scenie należą oni do pierwszej ligi polityków.

Niestety - obaj są jak David Beckham: gdy ich zdenerwować (a ostatnio jest o to coraz łatwiej) to przestają myśleć o racji stanu i zaczynają biegać za tym, kto ich wnerwił, aby skopać mu tyłek.

Na tej zasadzie upadł rząd Jarosława Kaczyńskiego i doszło do przedterminowych wyborów - Andrzej Lepper wkurzył Kaczyńskiego (nazywając go w okresie koalicyjnych kłótni chamem) i ten dla przyjemności zobaczenia Leppera w kajdankach gotów był zaryzykować utratę władzy. A to tylko jeden z wielu przykładów. Wiele na ten temat mógłby opowiedzieć Lech Wałęsa ...

Ten sam mechanizm powoduje, że Jarosław Kaczyński biega obecnie za Ludwikiem Dornem, a Lech - jak donoszą media - za Moniką Olejnik.

Jeśli ktoś braciom nie wytłumaczy, że tak, jak w futbolu celem jest piłka i zdobycie bramki a nie tyłek piłkarza z przeciwnej drużyny, tak w polityce celem jest skuteczna realizacja zakładanych planów, a nie upokarzanie polityków i dziennikarzy, którzy braciom podpali, to kolejna partia prawicowa pójdzie do piachu.

W sumie, szkoda by było, bo sprawna, nowoczesna prawica miałaby w Polsce wiele do zrobienia...


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Pią Sie 06, 2010 10:23 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Paź 20, 2008 11:10 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

GW nie jest krynicą prawdy. Ale zakładam, że słowa Olejnik i Bielana podaje dosłownie (jeśli będzie ich sprostowanie - to zamieszczę). Oto fragment artykułu z GW

Cytat:
Monika Olejnik: Po zakończeniu wywiadu prezydent zaczął na mnie krzyczeć: "Stokrotka, stokrotka, jest pani na mojej krótkiej liście, pożałuje pani tego, wykończę panią, nie obronią pani agenci służb specjalnych Walterowie [właściciele stacji TVN]".

(...)Wyciągnęłam do prezydenta rękę na pożegnanie. Zawisła w powietrzu, prezydent nie chciał się pożegnać, więc odeszłam. Świadkami tej sceny było kilkanaście osób: dziennikarze TVN 24 i belgijscy producenci programu. Stali oniemiali.

(...)

Bielan: - Prezydent jest czuły na punkcie swoich relacji z kobietami. Nie lubi, kiedy kobieta czuje się przez niego dotknięta. Prezydent bardzo się przejął.

- Dlaczego tak się zdenerwował na Olejnik?

- Tego dnia prezydent dowiedział się, że nie ma czym lecieć do Brukseli. Potem - że nie wejdzie na szczyt. I wreszcie - że nie będzie dla niego krzesła na uroczystej kolacji. Jak się dzieją takie rzeczy, to nic przyjemnego, a pani pyta, dlaczego był zdenerwowany. W takiej sytuacji może dojść do spięcia.

Co prezydent miał na myśli, mówiąc do Moniki Olejnik "stokrotka"?

Bielan: - Nie mam pojęcia!

- I nie zapytał pan o to prezydenta?

- Nie, bo rozmowa była bardzo krótka.

- A o co chodziło, że Olejnik jest na "krótkiej liście"?

- To znane powiedzenie prezydenta, chodzi o to, że jak kogoś znielubi, to wpisuje go na swoją wirtualną listę.
Nie chodzi tu o żadną listę Macierewicza czy Wildsteina.

- Kto jest na tej liście?

- Chyba pani nie myśli, że prezydent nosi taką listę przy sobie? To tylko takie towarzyskie powiedzonko, słyszałem je wiele razy. Prezydent tak powiedział do Moniki Olejnik
, bo w trakcie wywiadu była nieobiektywna, a prezydent ją bardzo lubi i ceni. I tym bardziej jej zachowanie było dla niego przykre.

- A słowa prezydenta: "wykończę panią"?

- Nie chce mi się wierzyć, że tak powiedział.

- Są świadkowie.

Bielan: - Nie wierzę, by prezydent mógł wykończyć kogokolwiek, a szczególnie redaktor Olejnik. Proszę już mnie nie męczyć.
Prezydent poprosił mnie o numer telefonu do pani redaktor. Mam nadzieję, że tę sprawę wyjaśni.


Całość:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,5824628,Prezydent_przeprasza_Monike_Olejnik_za__stokrotke_.html?skad=rss

Ciekawa i ostra dyskusja na ten temat na FF

http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=2034828
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Gru 05, 2008 3:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
PO atakuje prezesa PiS za słowa o Niesiołowskim
Małgorzata Subotić 05-12-2008,


Spór rozpoczął się w trakcie sejmowego wystąpienie prezesa PiS podczas debaty nad odwołaniem marszałka Bronisława Komorowskiego. Jarosław Kaczyński zarzucił Stefanowi Niesiołowskiemu sypanie kolegów podczas przesłuchania przez SB.

– Byliśmy zażenowani tym, co usłyszeliśmy – mówi Marek Zieliński, poseł Platformy. Kaczyński replikuje: – Nie powiedziałem, że był agentem. Mocne słowa padły w trakcie nocnej dyskusji ze środy na czwartek. Ostatnie wystąpienie miał prezes PiS. Niesiołowski głośno komentował to, co mówi Kaczyński. I zadał z boku prezesowi PiS pytanie: – A ile pan siedział w areszcie?

Kaczyński, choć wcześniej mówił cały czas o Komorowskim, zareagował natychmiast:

– Mogę tu przynieść pewną książkę i troszkę ją poczytamy publicznie. Będzie pan bardzo czerwony. Sypać w pierwszym przesłuchaniu w tak haniebny sposób to naprawdę fatalna sprawa – dodał pod adresem Niesiołowskiego.

W czwartkowych „Sygnałach dnia” Jarosław Kaczyński wyjaśnił, że w sejmowej wypowiedzi chodziło mu o niedawno wydaną przez IPN książkę, będącą zbiorem dokumentów o niepodległościowej organizacji „Ruch” i jej inwigilacji przez SB. Prezes PiS jeszcze raz skrytykował Niesiołowskiego. – Trzynastoletnie dziewczynki w zderzeniu z gestapo wytrzymywały potworne tortury, więc nie ma tutaj w ogóle o czym mówić – stwierdził.

Według Niesiołowskiego zachowanie Kaczyńskiego jest „nikczemne i podłe”. – Zupełnie przyzwoicie zachowywałem się w śledztwie – mówi „Rz” wicemarszałek. – Nie odmówiłem zeznań, ale niemal wszyscy członkowie „Ruchu” postąpili tak samo. Kaczyński nie przesiedział ani jednego dnia w więzieniu. To jego wielki kompleks, że nawet komuniści go nie docenili. Nie jestem psychologiem, ale przypuszczam, że moje pytanie o to, ile przesiedział w areszcie, musiało go najbardziej zirytować.

Kaczyński zarzeka się natomiast, że nigdy w życiu nie zamieniłby się życiorysem z Niesiołowskim. A powody swoich ostatnich wypowiedzi pod adresem wicemarszałka wyjaśnia tak: – Gdyby kózka nie skakała, toby nóżki nie złamała. I zaznacza: – Wreszcie się doczekał.

Wicemarszałka bronią posłowie PO. Chcą, by Kaczyński odpowiadał za swoje słowa przed Komisją Etyki Poselskiej. – Wniosek zostanie złożony w piątek – potwierdza Grzegorz Dolniak, wiceszef Klubu PO.

– Najprawdopodobniej będzie dotyczyć nie tylko słów dotyczących wicemarszałka Niesiołowskiego, lecz również sugestii pod adresem Bronisława Komorowskiego.

Sam Niesiołowski, wbrew zapowiedziom, raczej nie pozwie Kaczyńskiego do sądu. – Nie chcę mu robić reklamy – mówi.


Zgodnie z dewizą Dawida Beckhama z meczu Polska - Anglia Jarosław Kaczyński, sprowokowany komentarzami posła Niesiołowskiego, uznał, że chwilowo interes jego partii nie jest najważniejszy - najważniejsze jest, aby "skopać tyłek" Niesiołowskiemu.

I tak też zrobił.

I teraz nie wiadomo, co jest bardziej żałosne:

a) oburzenie Niesiołowskiego i jego kolegów z PO, którzy sami wielokrotnie zachowywali się w sposób nie mniej chuligański,

b) kłamstwa obrońców Niesiołowskiego, dotyczące jego zeznań w 1970 roku,

c) obrona "wyczynu" Jarosława Kaczyńskiego ze strony posłów i zwolenników PiS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Gru 07, 2008 3:55 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

"Papieżyca polskiego Internetu" - kataryna pisze na swoim blogu w S24:

Cytat:
wracamy do awantury Niesiołowski-Kaczyński, sprowokowanej zresztą przez samego Niesiołowskiego bo jeśli prawdą jest, że jako argumentu w debacie nad Komorowskim używał okrzyków "A ty ile siedziałeś", to przyznajmy, trochę sam się prosił. Tylko o co właściwie jest ta awantura? Bo chyba nie o to, że Kaczyński skłamał skoro raczej nie skłamał. Może więc o to, że znacząco zaniżył poziom debaty publicznej? Bądźmy poważni, w kraju w którym można nazwać prezydenta "skurwysynem" (Wałęsa), "chamem" (Sikorski), "alkoholikiem" (Palikot) i nadal uchodzić za poważnego, rozumnego i przyzwoitego polityka debaty publicznej nie można już chyba zaniżyć. W każdym razie na pewno nie przytaczaniem faktów opisanych w książce historycznej. Może więc ta cała histeria to o to, że Kaczyński nie ma prawa nikomu nic wypominać bo sam nie siedział? Taki pogląd wyznaje część moich gości i może byłabym skłonna się do niego przychylić gdyby nie to, że dokładnie takie same reakcje obserwuję gdy Walentynowicz, Gwiazdowie, czy Wyszkowski wypominają agenturalny epizod Wałęsie choć na odwagę i przyzwoitość w czasach próby spokojnie mogliby się z Wałęsą zmierzyć. Słowo daję, nie mam pojęcia jakie granice tym razem zostały przekroczone bo moim zdaniem nie stało się nic co nie działoby się codziennie w polskiej polityce, ba, dzieje się nawet w komentarzach do tej sprawy, by wspomnieć choćby Palikota bawiącego publikę tanią psychoanalizą Kaczyńskiego i doszukiwaniem się erotycznych podtekstów w jego ataku na Niesiołowskiego. Jakąż więc magiczną granicę przekroczył Kaczyński?

No więc moim zdaniem w tej awanturze nie chodzi o żadne pryncypia. Po prostu jeden polityk wytknął drugiemu politykowi niewygodne dla niego fakty z przeszłości wywołując furię u tych, którzy od trzech lat używają tego, któremu wytknięto do najbardziej brudnej politycznej roboty, gdy trzeba opluć przeciwnika tak, żeby mu w pięty poszło a wstydzą się to zrobić ci co jeszcze mają hamulce. Wtedy się wypuszcza nabuzowanego Stefana, Stefan daje czadu, rozchichotani dziennikarze mają co cytować i jakoś się kręci. Usadzenie Stefana byłoby więc z ogromną szkodą dla politycznego spektaklu, bardzo nie na rękę tym, którzy ze Stefana żyją bo musieliby znaleźć Palikotowi innego zmiennika a wielu takich frajerów nie ma. Dlatego mając większość w prezydium Sejmu i komisji etyki mogą sobie uchwalić, że Stefan git gościu jest a Kaczyńskiego ukarać w sposób dowolny. Kto powiedział, że prawdy nie ustala się w głosowaniu? Ale my chyba tak nie musimy i znajdzie się ktoś kto mi rzeczowo wyjaśni gdzie Kaczyński skłamał.


Warto dobitnie odpowiedzieć na pytanie kataryny - "Tylko o co właściwie jest ta awantura?"

Otóż awantura jest o to, że Jarosław Kaczyński po raz kolejny potwierdził swą aktywną rolę w mechanizmie, który na stałe zadomowił się w naszej publicznej debacie i który polega na kwestionowaniu bohaterstwa osób, które walczyły z komuną w czasach PRL.

Osób tych nie było wiele. Z pewnością największa rolę odgrywali ci, którzy kierowali takimi organizacjami jak: Ruch, KOR (potem KSS "KOR"), ROPCiO, WZZ, KPN, RMP. To ci nieliczni, odważni ludzie stworzyli zaczyn, który pod wpływem pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, zaowocował masowym ruchem społecznym pod nazwą "Solidarność". Wszelkie organizacje i działania, które miały miejsce później (tj. po Sierpniu 1980) miały miejsce już w zupełnie innej jakościowo sytuacji (co w żaden sposób nie umniejsza zasług osobom i organizacjom, które rozpoczęły działalność po sierpniu 1980 roku).

Jeżeli dawni Bohaterowie biorą dziś udział w działalności politycznej, czy też tylko publicznie wypowiadając się w bieżących sprawach, to ich obecne działania i wypowiedzi podlegają - jak działania i wypowiedzi każdego innego uczestnika życia publicznego - ocenie i krytyce. Dotyczyło to działań Adama Michnika, Jacka Kuronia, Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Leszka Moczulskiego, Wiesława Chrzanowskiego, Aleksandra Halla i wielu innych osób, w okresie gdy pełnili funkcje publiczne, dotyczyło środowiska Unii Demokratycznej, Unii Wolności czy KPN przed zanikiem tych partii, dotyczy także obecnie działalności Stefana Niesiołowskiego, Andrzeja Czumy, Antoniego Macierewicza czy braci Kaczyńskich. Także Andrzej Gwiazda, Anna Walentynowicz czy Krzysztof Wyszkowski wypowiadając się na bieżące tematy polityczne nie mogą liczyć na skorzystanie z prawa do nietykalności.

Natomiast niesprawiedliwa ocena działań Bohaterów przedsierpniowej opozycji, motywowana doraźnym interesem politycznym i bieżącą walką jest wielkim świństwem, postawą haniebną - i o to ta cała awantura.

Okoliczność, że PeOwiacy zachowują się także haniebnie, że kłamią i prowokują niewiele tu zmienia. Bo przeciwieństwem antyPiSowskiego chamstwa polityków PO i proPeOwskich mediów nie powinno być anyPeOwskie chamstwo polityków PiS i proPiSowskich mediów, ale stanowcze dopominanie się o przestrzeganie wysokich standartów w życiu publicznym.

Dziwię się, że kataryna tego nie rozumie...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Gru 08, 2008 4:18 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Jak Kaczyński Niesiołowskiego uratował
Bronisław Wildstein 07-12-2008,

W minionym tygodniu Stefan Niesiołowski przekroczył kolejną granicę. W programie "Kropka nad i" porównał trzy programy TVP do propagandy stanu wojennego i kampanii 1968 roku. Jedyną przyczyną tego była antypatia, jaką wicemarszałek darzy ich autorów (jednym z nich jestem ja), którzy nie należą do apologetów obecnej władzy.

Akurat z powodu specyfiki tych programów ich twórcy nie zajmują w nich wyrazistej pozycji w aktualnych sporach partyjnych. W odniesieniu do sprawy ma to zresztą znaczenie trzeciorzędne. Istotne, że ważny polityk rządzącej partii, wicemarszałek Sejmu, bez cienia uzasadnienia rzuca najgorsze insynuacje pod adresem niewygodnych dziennikarzy.

Medialny festiwal

Na drugi dzień przywódca partii opozycyjnej Jarosław Kaczyński z trybuny sejmowej zarzucił Niesiołowskiemu sypanie w czasie śledztwa przeciw Ruchowi. Chodziło o zeznania, jakie po aresztowaniu złożył Niesiołowski. Za przynależność do opozycyjnej organizacji skazany został na siedem lat więzienia, z czego odsiedział ponad cztery.

Brutalne oskarżenie ze strony Kaczyńskiego uczyniło z Niesiołowskiego na powrót ofiarę. Nie tylko spowodowało jego medialny festiwal, ale do pewnego stopnia stało się usprawiedliwieniem brutalnego języka, jakiego używał wobec swoich politycznych adwersarzy. W hałasie medialnym obelgi Niesiołowskiego sprowadzone zostały do ataków na Kaczyńskiego, który zachował się absolutnie niedopuszczalnie.

Prezydium Sejmu – z wyłączeniem wicemarszałka z PiS – wydało oświadczenie w obronie Niesiołowskiego zawierające potępienie Kaczyńskiego. Czytamy w nim: „Stoimy na stanowisku, że niedopuszczalne jest, by dyskredytować (...) ofiary komunistycznej dyktatury". Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, zwłaszcza że podpisał je Jerzy Szmajdziński, jeden z liderów SLD, dawny funkcjonariusz owej dyktatury.

Nie chcę powiedzieć, że wymieniony na początku eksces Niesiołowskiego musiałby spowodować jakieś szersze medialne poruszenie i bojkot jego osoby przez większość mediów, co, jestem przekonany, stałoby się w podobnym wypadku na Zachodzie. Natomiast atak Kaczyńskiego przesłonił zachowanie Niesiołowskiego. Dziennikarze zajęci są osądzaniem oraz – uzasadnionym – potępianiem zachowania lidera PiS i trudniej oczekiwać od nich, aby piętnowali pomówionego wicemarszałka.

Złamane tabu

Oczywiście wojna polityczna, w której większość dziennikarzy stała się anypisowską stroną, spowodowała przyjęcie przez nich podwójnych standardów. Agresja, która stałaby się medialną czołówką, gdyby dopuścił się jej ktoś z „obozu PiS" – do którego zaliczani są wszyscy, którzy do nagonki na partię Kaczyńskich się nie przyłączają – nie jest zauważana, jeśli wymierzona jest w kogoś z owego obozu.

Oto szef Instytutu Lecha Wałęsy Piotr Gulczyński atakuje operatora filmującego proces swojego pryncypała z Grzegorzem Braunem. Operator jest z ekipy Brauna. Policjanci i sędzia nie reagują na wydarzenie. Wałęsa stwierdza, że była to prowokacja zorganizowana przez jego wrogów: „paranoików, którzy kręcą bzdurne filmy". Co na to media? Nic. Wyobraźmy sobie, co stałoby się, gdyby podobnie zachował się asystent prezydenta Kaczyńskiego, a prezydent w sposób zbliżony do Wałęsy wziął jego stronę?

Mimo to sądzę, że zachowanie Niesiołowskiego być może byłoby kroplą przepełniającą czarę. Przejście nad nim do porządku oznaczałoby, że rządzący może absolutnie dezawuować i rzucać dowolne oszczerstwa na krytycznych dziennikarzy. Zachowanie Kaczyńskiego nie anulowało tego aspektu wystąpienia wicemarszałka, ale skutecznie je „przykryło". Gdyż atak Kaczyńskiego był skandalicznym złamaniem kolejnego tabu.

Opozycja w komunistycznym systemie była wyborem heroicznym i – bardzo długo – niezwykle rzadkim. To dopiero powstanie w 1980 roku „Solidarności" przekształciło ją w działanie masowe. W latach 60., gdy tworzył się Ruch, na walkę z systemem decydowały się nieliczne jednostki. I z tej perspektywy należy na to patrzeć. Niesiołowski zapłacił za tę działalność latami więzienia i długoletnimi szykanami. Kiedy ją podejmował, nie wiedział, czy nie przyjdzie mu przypłacić tego życiem. Wiedział natomiast na pewno, że bez względu na wyrok jego wybór skazuje go na marginalizację społeczną.

Nie sądzić torturowanych

Warto wrócić do stanu świadomości z tamtych lat, a nie rzutować na nią z perspektywy naszej obecnej wiedzy. Powszechne (i do pewnego stopnia uzasadnione) było przeświadczenie, że władze mogą zrobić z przeciwnikami, co tylko zechcą. Takie przekonanie zaczęło słabnąć dopiero pod koniec lat 70., a szczególnie po powstaniu „Solidarności".

Zewnętrznym świadkom nie wolno więc potępiać nawet tych, którzy załamali się w śledztwie wtedy, gdy na opór decydowały się jednostki, mimo że przytłaczająca większość widziała zło komunistycznego systemu. Próba dezawuowania ludzi za to, jak zachowywali się w śledztwie, powoduje, że podejrzanymi stają się ci wszyscy, którzy dokonali heroicznych wyborów.

Ci, którzy ich nie podejmowali, nie mają się czego obawiać. Oczywiście, nie wszystkie zachowania w śledztwie można usprawiedliwiać, ale dobrze, aby takie fakty oceniane były przez bezpośrednio zaangażowanych, a z pewnością nie mogą być wykorzystane do doraźnych rozgrywek partyjnych.

Załamanie się w śledztwie to co innego niż zgoda na współpracę. Zresztą i zgoda na współpracę powinna być oceniana indywidualnie, choć sama chwały nie przynosi. Wystąpienia takie jak Kaczyńskiego w sumie prowadzą do tego, do czego dążą nasi historyczni relatywiści. Mało kto nie zna momentów słabości. Jeśli mają one dyskredytować heroiczne wybory, to w efekcie niewiele da się ocalić z naszych (i nie tylko) dziejów. Tak w wypadku Niesiołowskiego, jak i innych nie można oceniać jego dawnych zachowań przez pryzmat obecnych łajdactw.

Zdumiewające jest publiczne wygadywanie bzdur o wytrzymywaniu tortur przez nastoletnie dziewczynki przez tak rozumnego człowieka, jakim jest Jarosław Kaczyński. Emocje nie mogą w tej sprawie służyć usprawiedliwieniu. Być może były dziewczynki, które wytrzymywały tortury, z pewnością natomiast większość dzielnych dorosłych ludzi nie była w stanie im sprostać. Co to zresztą za argument? Bywali ludzie, którzy wytrzymywali tortury, a łamani byli w inny sposób. Z pewnością nie wolno nam sądzić kogoś, kto załamał się na torturach.

Partyjny plon

PO jest dziś partią niezwykle zdyscyplinowaną. Jeśli toleruje kampanię nienawiści i nie tylko nie krytykuje, ale i nagradza szacownym stanowiskiem wicemarszałka Sejmu, jej wykonawcę, to znaczy, że zachowania Niesiołowskiego czy Janusza Palikota wpisane są w strategię partyjną. Do momentu ostatniego wystąpienia Kaczyńskiego można było mieć wątpliwości, czy strategia ta przynosi owoce. Niestety, zachowanie owo dało PO obfity partyjny plon. W planie ogólnym to kolejny krok w kierunku deprawacji debaty publicznej.

Stefan Niesiołowski jest obecnie postacią odrażającą. Jego jedyne działanie to obelgi i pomówienia pod adresem wszystkich, których uznaje za przeciwników, a przede wszystkim braci Kaczyńskich. Jego nieznany nieomal w demokracji wkład w debatę publiczną to uznanie każdego krytyka rządu za agenta partii opozycyjnej. Właściwie nie ma obelg, do których nie posunąłby się w atakach na swoich przeciwników.

Jednak Kaczyński, mówiąc to, co powiedział, usiłował zdezawuować ten kawałek biografii, którym Niesiołowski może się poszczycić. I bez względu na to, jak dalece jego rewelacje są ścisłe, zrobił rzecz niedopuszczalną. Tym samym strzelił gola do własnej bramki. Można by uznać, że to problem jego i jego partii. Niestety, tak nie jest.

To problem nas wszystkich, że partia rządząca korzysta z usług osobników takich jak Niesiołowski czy Palikot. Jeszcze gorzej, że cieszą się oni medialną renomą. Fakt, że przywódca opozycji zaczyna zachowywać się podobnie, może tylko pogłębić frustrację. Zwłaszcza że wszelkie inne możliwe wybory polityczne wydają się dziś jeszcze gorsze.


http://www.rp.pl/artykul/9133,230384_Jak_Kaczynski_Niesiolowskiego_uratowal.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Gru 08, 2008 5:14 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mój wpis na Forum SW:

http://swkatowice.mojeforum.net/kaczynski-o-niesiolowskim-w-sejmie-proba-oceny-post-vp16740.html?highlight=#16740

Cytat:
Nie ma powodu, aby środowiska starej antykomunistycznej opozycji traciły dzisiaj cnotę, angażując się w obronę działań, które z moralnego punktu widzenia nie są możliwe do obrony.

Szereg osób na tym Forum przypomniało akta dotyczące zeznań Stefana Niesiołowskiego z 1970 roku, a także wypowiedzi jego byłej narzeczonej, krytykujące jego postawę w śledztwie. Są także dostępne na Forum SW obfite materiały dowodzące tego, że Stefan Niesiołowski jest obecnie - w obozie PO - jednym z najbardziej niekulturalnych, ziejących nienawiścią do PiS i mijających się z prawdą polityków.

Zabrakło jednak na Forum SW (jeśli się mylę, to proszę mnie sprostować), choćby jednego głosu przyzwoitego człowieka, który oceniłby krytycznie wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie nt. Stefana Niesiołowskiego i który wziąłby w obronę ten fragment biografii Niesiołowskiego, który wiąże się z działalnością w Ruchu.

Rola Ruchu w kształtowaniu się opozycji antykomunistycznej w czasach PRL jest nie do przecenienia. Byli jednymi z pierwszych, czy wręcz pierwsi, jeśli brać pod uwagę orientację jednoznacznie antykomunistyczną. Za swoja bohaterska postawę zapłacili dużą cenę (a mogli zapłacić dużo wyższą i - decydując się na tę działalność w Ruchu - z tą dużo wyższą ceną musieli się liczyć). Każdy z nich jest bohaterem, jakkolwiek krytycznie nie ocenialibyśmy ich działań po 1989 roku (a ta krytyczna ocena działalności po 1989 roku dotyczy nie tylko Stefana Niesiołowskiego, ale także i obecnych działań Andrzeja Czumy). Redukowanie postawy Stefana Niesiołowskiego w czasach PRL do roli tego, który sypał, którego złamano, który wykazał się mniejszą odwagą niż "trzynastoletnia dziewczynka" - jak to zrobił Jarosław Kaczyński - jest niedopuszczalne.

Ocena taka w ustach lidera PiS jest tez przejawem cynizmu.

Okolicznością, która ma uzasadniać ten brutalny i niesprawiedliwy atak ma być - wg obrońców Jarosława Kaczyńskiego - dzisiejsza postawa Niesiołowskiego, a konkretniej - pełna nienawiści forma krytyki PiS przez wicemarszałka Sejmu.

Otóż tak się składa, że - jakkolwiek archiwum Sejmu I kadencji zostało przez "niewidzialną rękę" pracowników Kancelarii Sejmu zamknięte - to ja, bez zaglądania do stenogramów sejmowych, doskonale pamiętam czasy, gdy Jarosław Kaczyński i Stefan Niesiołowski współpracowali blisko ze sobą...

Tak, tak - młodsi czytelnicy Forum SW mogą być zdziwieni, ale tak było. Był to rok 1992, a obaj politycy (Jarosław Kaczyński jako lider PC a Stefan Niesiołowski jako lider ZChN, do którego należeli także Marek Jurek, Wiesław Chrzanowski czy ... Ryszard Czarnecki - późniejszy działacz Samoobrony i niedawny gość konferencji PON w Głuchołazach) tworzyli w Sejmie I kadencji zaplecze rządu Jana Olszewskiego. KPN wielokrotnie atakowała wtedy ten rząd za kunktatorstwo, nieudolność, brak działań zmierzających do zerwania z PRL i do rozliczenia komunistycznych zbrodniarzy. Jarosław Kaczyński zwykle nie angażował się wtedy w polityczne dyskusje w Sejmie zajęty montowaniem koalicji z Unią Demokratyczną, ale Stefan Niesiołowski - wręcz przeciwnie. Wielokrotnie spuszczano go ze smyczy i w sposób nie mniej głupi i nienawistny niż obecnie wobec PiS, Niesiołowski gardłował przeciwko KPN. Nie zauważyłem wówczas, aby Jarosława Kaczyńskiego forma tych wystąpień Niesiołowskiego oburzała. Siedział w ławach sejmowych i uśmiechał się pod nosem.

Czy ktoś, kto wtedy milcząco akceptował FORMĘ wypowiedzi Niesiołowskiego jest dzisiaj wiarygodny, gdy twierdzi, że go ta FORMA właśnie oburza?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Gru 09, 2008 11:08 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Reakcja Bohatera Ruchu i ROPCiO - Andrzeja Czumy na niedopuszczalną wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego nt. postawy Stefana Niesiołowskiego w czasach PRL, jest na tym samym, żenująco niskim poziomie. Napierdalanki ciąg dalszy ...

Cytat:

(...)
Dyrektor Koczwańska-Kalita z IPN powiedziała PAP, że kilka miesięcy temu ukazała się książka pt. "Działania SB wobec organizacji Ruch" Piotra Byszewskiego, historyka zatrudnionego w archiwum IPN. W "Ruchu" działał Niesiołowski, a także m.in. obecny poseł PO Andrzej Czuma i jego brat Benedykt.

"Ruch" to pierwsza w PRL konspiracyjna organizacja po 1956 r., która przyjęła program niepodległościowy. W 2002 r. Sąd Najwyższy uniewinnił opozycjonistów z organizacji "Ruch" z zarzutu "przygotowań do obalenia przemocą ustroju PRL". SN uwzględnił kasację b. prokuratora generalnego Lecha Kaczyńskiego. W 1971 r. A.Czuma i Niesiołowski dostali po 7 lat więzienia, Benedykt Czuma - 6 lat, Marian Gołębiewski i Bolesław Stolarz - po 4,5 roku, Emil Morgiewicz - 4 lata.

W książce Byszewskiego znajduje się m.in. opis śledztwa z 1970 r. przeciwko członkom "Ruchu". Obecnego wicemarszałka Sejmu SB przesłuchiwała 26 czerwca 1970 r. Wtedy - jak twierdzi J.Kaczyński - miał "sypać" kolegów.

"Dokumenty, na podstawie których powstała ta książka, są jawne i dostępne w IPN dla naukowców oraz dziennikarzy" - dodała Koczwańska-Kalita.

Oskarżeniom prezesa PiS pod adresem Niesiołowskiego zdecydowanie zaprzecza współtworzący "Ruch" Andrzej Czuma. "Takich wyroków nie dostawali ludzie sypiący w śledztwie" - podkreślił w rozmowie z TVN.

Zdaniem Czumy, Niesiołowski na nikogo nie donosił. "To, co mówi Jarosław Kaczyński, to kłamstwo. Wyrywkowo traktuje publikację" - powiedział Czuma.

Według niego, podczas przesłuchania w SB, Niesiołowski - jak większość koleżanek i kolegów - potwierdzał lub nie cytowane fragmenty z zeznań innych działaczy. "Podpisywali oni m.in. protokoły z informacjami dodanymi przez bezpiekę - i to zarówno informacjami prawdziwymi (np. z podsłuchu czy innych źródeł), jak i fałszywymi, wymyślonymi przeciwko działaczom Ruchu" - wyjaśniał Czuma.

Poseł PO uważa, że Jarosław Kaczyński pomawia Niesiołowskiego, bo sam nie ma za sobą aktywnej działalności niepodległościowej. "Był jedynie asystentem Jacka Kuronia i śmiał się z postulatów niepodległościowych. Teraz chciałby zatrzeć swoją przeszłość, opluwając innych. Historia zna już takie przypadki. To smutne i żałosne" - powiedział Czuma TVN.

W maju Niesiołowski wygrał proces o zniesławienie, jaki wytoczył publicyście "Naszego Dziennika" Jerzemu Robertowi Nowakowi za stwierdzenie, że Niesiołowski "zaczął na wszystkich sypać zaraz pierwszego dnia po uwięzieniu". Nowak ma zapłacić 3 tys. zł.

Publicysta pisał w inkryminowanym artykule o Niesiołowskim: "ciągle przedstawia się go jako rzekomego herosa opozycji antykomunistycznej. Jest to w sprzeczności z faktem, że był na liście Milczanowskiego oraz tym, że po uwięzieniu za udział w nielegalnym +Ruchu+ zaczął na wszystkich sypać zaraz pierwszego dnia po uwięzieniu". Nowak powołuje się na słowa "wsypanej przez niego jego byłej narzeczonej Elżbiety Królikowskiej-Avis, która 10 lat temu wygrała z Niesiołowskim proces o pomówienie".


Niesiołowski argumentował wówczas, że słowa te sugerują, że był on agentem ("lista Milczanowskiego" - to sporządzony w 1991 r. przez tego ówczesnego szefa UOP spis domniemanych agentów SB - PAP). Przypomniał, że IPN nadał mu status pokrzywdzonego.

Niesiołowski oświadczył też, że nie 10 lat temu, ale kilkanaście miesięcy temu wygrał proces z Królikowską-Avis, która - jak pisał w pozwie - "przekazała w toku śledztwa prokuraturze z własnej inicjatywy obszerny tekst, w którym odcinała się, a wręcz piętnowała konspiracyjną działalność moją czy braci Czumów".

Źródło: PAP


http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/98923,ipn_dementuje_by_zamierzal_wydac_stanowisko_ws_niesiolowskiego.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Gru 09, 2008 11:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Okiem moralnego karła
Rafał Ziemkiewicz 08-12-2008,

Wywlekanie przez Jarosława Kaczyńskiego z sejmowej mównicy Niesiołowskiemu, jakoby zbyt łatwo złamał się w śledztwie, oceniono prawidłowo. Gdyby nawet się złamał, nie jest to coś, za co wolno potępiać, zwłaszcza gdy się samemu nie przeszło podobnej próby. Uruchomiło to całą lawinę błota, z której media, jak zwykle, chętniej wybierały to, co dyskredytuje Kaczyńskiego.

Wypunktowały więc obłudę, jaką jest rozliczanie czyjejś odwagi w podziemiu, gdy jednocześnie promowało się kogoś takiego jak sędzia Kryże, który pakował opozycjonistów do więzień (i jeszcze te argumenty Kaczyńskiego: że potrzebny był specjalista od prawa albo że co to tam miesiąc więzienia). Mniej nagłośniły, gdy na zasadzie "pięknym za nadobne" platformersi odmawiali Kaczyńskiemu w ogóle uczestnictwa w opozycji albo gdy Andrzej Czuma stwierdził, że kiedy Niesiołowski walczył o Polskę, Kaczyński był asystentem Kuronia, z którym razem śmiał się z dążeń niepodległościowych.

Donald Tusk wygłosił natomiast przemowę, którą telewizje skróciły do samej pointy, a która miała sens mniej więcej taki: narody potrzebują legend, potrzebują mitów, Lechu, jesteś naszą legendą, i koniec, kropka. Czyli: wiemy, Lechu, że byłeś tym "Bolkiem", że kręcisz i kłamiesz, ale to nieważne, ważny jest mit – i ja, premier, dekretuję, precz z prawdą, rządzi mit, wykonać.

Oczywiście tak jak Kaczyński powiedział rzecz niegodną, tak Tusk wręcz głupią: legend i mitycznych bohaterów potrzebują narody zniewolone, wolne potrzebują prawdy. PRAWDY, panie premierze. Mówić, jak jeden z pańskich podwładnych, że pytanie o prawdę to cecha "moralnych karłów", jest rzeczą równie nikczemną jak obłuda, którą wykazał się pański rywal.

Jedno obu polityków łączy: całkowite zinstrumentalizowanie historii na rzecz polityki.


http://www.rp.pl/artykul/9158,231029_Rafal_Ziemkiewicz__Okiem_moralnego_karla_.html

Pozostaje kwestia otwartą, czy obecne oszołomskie wypowiedzi Niesiołowskiego, kłamstwa i hipokryzja Tuska i Komorowskiego oraz niegodne wypowiedzi Andrzeja Czumy usprawiedliwiają to, w jaki sposób bracia Kaczyńscy wypowiadają się o swych obecnych politycznych wrogach.

Ciągle powtarzam - jeżeli "nasza strona" będzie się różnić od PO czy postkomunistów jedynie tym, że ci są "nasi", a tamci nie, to na czym będzie polegać różnica w ocenie moralnej PiSu, PO czy postkomunistów? Nie możemy dać narzucić sobie etyki Kalego, choćby politycy PiSu dali ją sobie narzucić. Przeciwieństwem kłamstw, manipulacji i pomówień ze strony PeOwiaków i popierających je mediów powinna być z naszej strony prawda.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią Wrz 18, 2009 9:06 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

czy ktos tu ma swoje wlasne poglady??
czy moze odbywaja sie tu tylko pojedynki na cytaty?
z cytatami sie nie da dyskutowac!!!
a kto to jest w koncu kataryna? kobieta w czasie, kiedy gotuje sie jej zupa dla meza , ona pisze w internecie swoje rewelacje o jakich nie pomysleliby ludzie bezposrednio zaangazowani w wydarzenai o ktorych ona slyszy w radio.
to nie jest dyskusja na argumenty, to jest gadka jak u cioci na imieninach.
Powrót do góry
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Wrz 20, 2009 5:28 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

To nie jest typowe Forum dyskusyjne. Zbieram cytaty, bo pamięć jest zawodna. Łatwo manipulować ludźmi, którzy nic nie pamiętają. Dlatego warto magazynować cytaty - ku pamięci.

Najnowszy przykład - wywiad w Rzepie z Piotrem Kownackim - byłym szefem Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Warto zapamiętać słowa Kownackiego, gdyż z pewnością był on bardzo blisko i wie o czym mówi.

Cytat:

Odbiłem się od ściany
Robert Mazurek 19-09-2009,

Rz: Kto jest najważniejszy w Pałacu Prezydenckim?

Pan prezydent.

A poza nim?

To wszyscy wiedzą…

Pan nie powie?

(długa cisza) Bardzo wpływową osobą jest pani minister Małgorzata Bochenek. Jej rola polega na informowaniu prezydenta, dostarczaniu mu materiałów, analiz, ocen. To niesłychanie istotne, bo cóż jest ważniejsze od dostępu do informacji?

I Lech Kaczyński bezkrytycznie łyka, co mu pani minister przyniesie?

Jest krytyczny, ale przecież nikt nie zna się na wszystkim. Prezydent musi zajmować się dosłownie wszystkimi dziedzinami życia społecznego, politycznego, gospodarczego, bezpieczeństwem. Ilość materiałów spływających do kancelarii jest kolosalna i to minister Bochenek jest sitem decydującym, o czym dowiaduje się prezydent, co trafia na jego biurko.

Opowieści z pałacu są takie, że podsuwając prezydentowi artykuł z gazety i mówiąc: „Popatrz, Leszku, co znowu o tobie napisali”, jest w stanie nakręcić prezydenta.

Mało kto jest odporny na niesprawiedliwe oceny, prawda? I niech mnie już pan nie dopytuje. Mogę powiedzieć, że spośród polityków Kancelarii Prezydenta trudno byłoby mi znaleźć drugą osobę, która miałaby tak wielki wpływ na Lecha Kaczyńskiego.

A spoza kancelarii?

Też byłoby mi trudno znaleźć kogoś takiego, poza Jarosławem Kaczyńskim oczywiście. Wie pan, miałem nadzieję, że po wywiadzie, jakiego udzieliłem panu w lipcu, siądziemy z prezydentem i bardzo poważnie i konkretnie porozmawiamy o tym, co robić, by kancelaria jak najlepiej służyła mu przez ostatni rok tej kadencji i pomogła zdobyć kadencję następną. Wierzyłem też, że jednym z najważniejszych tematów tej rozmowy będzie rola, jaką pełnią poszczególni współpracownicy prezydenta.

W tym pani Bochenek?

W tym i pani minister.

Dlaczego prezydent nie jest zainteresowany rozmową na ten temat?

Naprawdę nie wiem i nie chcę się niczego domyślać.

Wszyscy, którzy odchodzili z pałacu, mniej lub bardziej otwarcie krytykowali wpływy minister Bochenek.

Widocznie prezydent w sytuacji konfrontowania opinii byłych współpracowników i Małgorzaty uznawał, że to ona ma rację.

Zawsze? Pięć razy z rzędu?

Ktoś może mieć pięć razy rację. Sądzę, że Lech Kaczyński wierzy, że to Małgorzata Bochenek ma rację, i dlatego jest przy nim.

Mówi się o niej „Wachowski Kaczyńskiego”.

Nie będę tego komentował.

Jak działa Kancelaria Prezydenta?

Urzędnicy pracują normalnie – ani bardzo słabo, ani wybitnie, natomiast jeśli chodzi o polityków z otoczenia Lecha Kaczyńskiego, to obawiam się, że sporo im brakuje.

Nasz wywiad, po którym stracił pan stanowisko szefa kancelarii, ukazał się 19 lipca. To była sobota. I co?

I cisza. Telefony zaczęły się w niedzielę wieczorem. Dzwonili znajomi, minister Maciej Łopiński pytał, czy to autoryzowałem. Wiele osób czekało na komunikat kancelarii, że to rozmowa nieautoryzowana.

Piekło zaczęło się w poniedziałek?

Bo już w niedzielę zwyciężyła interpretacja moich słów zupełnie niezgodna z moimi intencjami. I wtedy już było posprzątane.

Czemu więc nie oddał się pan od razu do dyspozycji prezydenta, nie podał do dymisji?

Czekałem na rozmowę z Lechem Kaczyńskim w pokoju u ministra Łopińskiego. On chodził do prezydenta, który siedział u siebie, w gabinecie obok, przez drzwi. I Maciej Łopiński przekazał mi, że nie, że prezydent mnie nie przyjmie. Już wiedziałem, że to koniec, że z urlopu nie wrócę. Poszedłem, spakowałem szpargały, zdjęcia, wizytówki w karton i zabrałem do domu.

Jak pracownicy bankrutującego Lehman Brothers?

Dokładnie tak jak oni. I pojechałem na urlop na Roztocze. W końcu byłem urlopowany.

Mam złą reputację, więc pytano mnie, czy myśmy podczas rozmowy coś pili.

(śmiech) Nie piliśmy. Ja naprawdę wiedziałem, co mówię, i naprawdę autoryzowałem ten wywiad.

Jak mało który z moich rozmówców! Zrobił pan przerwę na zastanowienie, celebrował palenie papierosa i wycedził to, co pan chciał powiedzieć.

Tak było. Widzi pan, to był z mojej strony nie tylko błąd, ale grzech pychy.

Na czym on polegał?

Że wyobraziłem sobie, całkiem bezzasadnie, kierując się pychą, że ponieważ to ja udzielam tego wywiadu, to zostanie on na poważnie przeanalizowany, przedyskutowany. Dzisiaj oceniam to jako grzech pychy, bo niby dlaczego miałbym być szczególnie traktowany?

A jak pan wtedy myślał?

Bo jestem przyjacielem, bo mam dobre intencje… Tak to sobie wyobrażałem.

A powinien pan siedzieć cicho?

No cóż, z pewnością w niczym nie pomogłem, więc z tej perspektywy lepiej, by tego wywiadu nie było.

Ja to odebrałem jako akt rozpaczy.

Bo to był akt rozpaczy człowieka, który przyszedł do kancelarii i chciał coś zrobić, a który odbił się od ściany! Wydawało mi się, że stosunkowo małym wysiłkiem można tu wiele rzeczy usprawnić. Myślałem, że można wzorce biznesowe z Orlenu przenieść do kancelarii, by znacznie lepiej działała. Błąd. Powinienem pomyśleć, że skoro wszyscy inni tego nie zrobili, to widocznie się nie da.

Dlaczego?

Nie wiem. Może świat jest tak skonstruowany?

A może prezydent jest tak skonstruowany?

To wytłumaczenie najprostsze, ale nieprawdziwe.

Jaka była reakcja Łopińskiego, Stasiaka?

Bardzo krytyczna. Mówili, że tak się nie robi, że to będzie uznane za zdradę, że to nieuczciwe.

Nieuczciwe? A nakłamał pan?

Oczywiście, że nie. W moim przekonaniu wszystko, co powiedziałem, było prawdziwe. Oni też nie próbowali mi wmówić, że się mylę co do faktów, ale nie zgadzali się z formą. Uważali, że takich rzeczy nie należy mówić w wywiadzie, że jak ma się pretensje, to trzeba to załatwić we własnym gronie.

Poniekąd słusznie. Mówił pan, że w kancelarii panuje kompletny chaos. To co pan tam robił?

No właśnie! Kogo ja krytykowałem? Szefa kancelarii, czyli siebie! A tu nagle zgodziliśmy się na interpretację, że atakuję Lecha Kaczyńskiego! Zupełnie tego nie rozumiem.

Bo było jasne jak słońce, że krytykował pan prezydenta i jego najbliższych współpracowników!

Nie sądzę.

Mówił pan, że Kaczyński pracuje bez planu.

Może jakbym go dobrze przygotował, byłoby inaczej?

Pewien profesor został zaproszony przez prezydenta. Spotkanie miało trwać 20 minut. Po godzinie siedział już jak na szpilkach, przestraszony, że przeszkadza. Tymczasem Lech Kaczyński przeciągnął spotkanie do dwóch i pół godziny.(długie milczenie) Nie wiem, co mam powiedzieć… Takie rzeczy oczywiście się zdarzały.

Nie było odważnego, by przerwać takie pogawędki?

Gdyby był kalendarz spotkań, którego się trzymamy, to wystarczyłby asystent, a nie współpracownik najwyższego szczebla, który dyskretnie przypomniałby prezydentowi o następnych punktach programu.

To pokazuje, że Lech Kaczyński sam nie chce tego kalendarza.

Wszystko można pogodzić – i chęć porozmawiania jak profesor z profesorem, i oficjalne spotkania, ale nie może być tak, że połowę dnia zajmuje luźna pogawędka, a resztę programu pośpiesznie upychamy, bo wtedy nic się nie udaje. A trochę tak funkcjonowała kancelaria.

Żalił się pan w tamtym wywiadzie, że prezydent często gani i rzadko chwali.

Mnie bardziej bolał brak pochwał. Jeśli coś zawaliłem, to pretensje, a nawet ostrą krytykę przyjmowałem jako coś naturalnego, ale wielu ludzi, nie tylko ja, chce czuć, że są doceniani za to, co dobrego zrobili. Tego mi ze strony prezydenta brakowało.

Skądinąd wiadomo, że Lech Kaczyński bywa trudnym szefem.

To prawda, zdarzało mu się, że nie powściągał swej irytacji czy złego humoru i wtedy bywał przykry dla współpracowników jak każdy szef działający w stresie.

A przeprasza?

To jest coś, co naprawdę potrafi, muszę mu to oddać.

(...)
Rzeczpospolita


Całość - http://www.rp.pl/artykul/61991,365482.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum