Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"SB A LECH WAŁĘSA"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 26, 2008 8:52 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na temat możliwości powrotu Wałęsy do czynnego życia publicznego w Polsce trafnie wypowiedział się JE arcybiskup Nycz, formułując pewne ogólne przesłanki pozostawania w służbie publicznej osób, które wcześniej zdradziły

Cytat:
„Współcześni świętemu Pawłowi pytali, czy prześladowca może być apostołem. My też pytamy dzisiaj, czy ktoś, kto zawiódł, zdradził, może uczestniczyć w budowaniu naszej Ojczyzny i jej struktur. Patrząc na świętego Pawła, musimy powiedzieć, że może i powinien uczestniczyć, pod warunkiem, że przeżył nawrócenie tak jak On. Że się przyznał i żałował, i tak jak święty Paweł, do końca był świadom swojej niegodności. (...) Osoby, które zdradziły, powinny się do tego przyznać, żałować, mieć świadomość słabości i dopiero wówczas mogą dalej pracować dla ojczyzny."


Na słowa te zwrócił uwagę nasz "polonusowy" bywalec - Jerzy Bukowski.

http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?p=647&highlight=#647

Mam wobec tych madrych i dobitnych słów arcybiskupa Nycza dwie uwagi.

Po pierwsze - ciągle oczekuję, że nie tylko arcybiskup Nycz, ale cały Kościół w Polsce wypowie się dobitnie w sprawie warunków "nawrócenia" byłych agentów. Sytuacja Kościoła jest tu trudna, bo ma w swoich szeregach wiele osób, które zdradziły i dlatego Kościół boi się publicznych wyznań win i przeprosin. Z drugiej strony mała stanowczość Kościoła w tej sprawie coraz bardziej go kompromituje i jest coraz bardzie szkodliwa społecznie. To, że byli agenci "idą w zaparte" (jak Wałęsa) jest m.in. wynikiem pewnego społecznego klimatu, w którym nie ma miejsca na publiczne "nawrócenia". Są dwie strony - zatwardziali lustratorzy i zatwardziali antylustratorzy. W tej atmosferze (o czym już wielokrotnie pisałem) bardzo trudno jest byłym OZI dokonać publicznego wyznania win , przeprosin i zadośćuczynienia, gdyż antylustratorzy ich potępią a lustratorzy i tak odrzucą. Miejsce i klimat do takich działań powinien stworzyc Kościół katolicki w Polsce. Uważam, że jest to jego wielki obowiązek wobec całego społeczeństwa. Tymczasem Kościół - z nielicznymi wyjątkami (arcybiskup Nycz, ksiądz Isakowicz-Zaleski) jest bierny w tej sprawie. Postawa arcybiskupów Dziwisza, czy Michalika jest wielkim rozczarowaniem. Coraz jaśniej widać, że agenci wśród duchownych nie tylko szkodzili Polsce i Kościołowi w czasach PRL, ale szkodzą również dzisiaj - wiążąc mu ręce w tak istotnej dla współczesnej Polski sprawie.

Kwestia druga - wypowiedź arcybiskupa Nycza nie zamyka naszej dyskusji o Wałęsie. Przecież zgadzamy się co do tego, że Wałęsa powinien był już dawno publicznie wyznać swe winy, przeprosić i zadośćuczynić. Zgadzamy się, że fakt, iż tego nie zrobił to jego nowy, ciężki błąd/grzech. Przedmiotem sporu między nami nie jest jednak negatywna ocena współpracy Wałęsy z SB czy negatywna ocena wypierania sie przez niego tej współpracy. My spieramy się o to, czy te przewinienia Wałęsy "unieważniają" jego zasługi i czy wykluczają go z grona osób, które w dużym stopniu przyczyniły sie do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1989 roku.

PS

Niestety, agresywna, bezczelna i kłamliwa reakcja Wałęsy (w programie Olejnik) na słowa Nycza powoduje, że palę się za tego człowieka ze wstydu!!!

http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1906892

Cytat:

Lech Wałęsa przeprosił arcybiskupa Kazimierza Nycza za sugestie, jakie wypowiedział wczoraj w wywiadzie Moniki Olejnik.
- Wpadłem w podobny amok - powiedział telewizji TVN24. Odnosząc się do faktu, że sam często padał ofiarą pomówień i oszczerstw. - Nie dosłyszałem tego co mówiła pani Monika i błędnie zrozumiałem wypowiedź arcybiskupa Nycza - stwierdził Wałęsa.
W programie "Kropka nad i..." były prezydent zasugerował, że są dokumenty na metropolitę warszawskiego.


http://wiadomosci.onet.pl/1813615,11,item.html

Niestety, także w tej sprawie Wałęsa nie potrafił przeprosić bezwarunkowo, bez usprawiedliwiania się, zwalania winy na innych i z prawdziwa skruchą...


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Wto Sie 26, 2008 1:46 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Wto Sie 26, 2008 8:52 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zacytowałeś Mirku swojego „sojusznika”. No ale to trochę tak, jakbyśmy musieli zaczynać wszystko od początku. My przecież już przedstawialiśmy argumenty podważające tezy i twierdzenia pana Krysztopy. O ile pamiętam, nie wykazywałeś ich błędności. Pozwól więc, że przypomnę niektóre z nich:

Cytat:
przytoczę dwa przykłady PUBLICZNEGO KŁAMSTWA (wywołującego powszechnie znane i przez nikogo nie kwestionowane konsekwencje): kradzież pierwszego miliona i doping sportowy. Kierując się logiką na bakier, możnaby w obu sytuacjach twierdzić, iż „dokonania życiowe” miliardera, który zdobył ogromną fortunę dzięki kradzieży pierwszego miliona – nie tylko że zasługują na uznanie ale nawet zgromadzone tą drogą bogactwa należą mu się (tak prawnie jak i moralnie) – dzięki „jego rzetelnej pracy w latach następnych”. Podobnie przyłapanie mistrzyni olimpijskej na wcześniejszym zażywaniu środków dopingowych (grożące utratą złotego medalu) byłoby bez znaczenia, no bo przecież później„jakże ona na bieżni wspaniale walczyła!!!”.



Cytat:
Wałęsa został wybrany przywódcą Solidarności a później na Prezydenta RP dlatego, że miał opinię człowieka, jeśli nie szlachetnego, to przynajmniej uczciwego. Darzono go po prostu zaufaniem wierząc w to, że jest on niezdolny do zdrady i do kłamstwa i że na przyznanie tych zaszczytów sobie załużył. Wyobraźmy sobie, że Wałęsa przed mianowaniem go przewodniczącym Solidarności lub przed wyborami prezydenckimi wyznałby swą winę. Co wtedy by się stało? Ano, z pewnością oczyściłby on swe sumienie. Jednak nie mógłby on już ani przewodzić Solidarnością, ani też zostać prezydentem RP. Musiałby bowiem wykazać skruchę, pokutę, a następnie od początku, czyli od zera, odzyskiwać zaufanie towarzyszy walki i całego polskiego społeczeństwa. Gdyby nawet po wielu latach był tego w stanie dokonać, to nigdy już nie zostałby legendą Solidarności, laureatem nagrody Nobla i milionerem.



Cytat:
Gdyby skrucha byłego TW miała być szczera (bo przecież tylko wówczas wybaczanie ma sens), powinien on nie tylko przyznać się do winy ale zarazem wyrazić wolę, czy wręcz gotowość do rezygnacji z tychże korzyści (status i pozycja społeczna, nagromadzone bogactwa i td.), osiągniętych przecież dzięki kłamstwu. Inaczej byłoby to afirmacją kłamstwa. Oznaczałoby to mianowicie, że kłamstwo opłaca się nawet wtedy, gdy później będzie trzeba się do tego kłamstwa publicznie przyznać. To w imię takiej chyba afirmacji pojawiają się ostatnio głosy, że legenda oraz „wielkość Wałęsy” nie ucierpią z powodu jego „drobnych potknięć” w przeszłości.



Cytat:
Zastanawiając się nad sensem KŁAMSTWA, trudno raczej nie dostrzec, że polega on na wprowadzaniu w błąd dla korzyści. Korzyścią w przypadku Wałęsy było zapewnienie sobie możliwości pełnienia określonej roli, poprzez zajęcie znaczącej (najlepiej przywódczej) pozycji w grupie oraz zachowanie tej pozycji. Tylko wtedy można bowiem wykazać się zasługami postrzeganymi i docenianymi przez szeroką opinię publiczną.



Cytat:
Czy mógłbyś wyjaśnić, w jaki sposób można mówić o odkupieniu grzechu, jeśli ten kto go popełnił nie tylko do grzechu się nie przyznaje i nie tylko nie wyraża skruchy oraz nie prosi o wybaczenie, ale wszystkich tych, którzy mu o tym grzechu mówią oskarża o „myślozbrodnię” (jak właśnie Wałęsa w filmie „Plusy ujemne, plusy dodatnie”)? (...)Przypomnijmy podstawową kwestię tego sporu: czy wina Wałęsy – udowniona naukowo w książce „SB a lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” – może zaszkodzić jego legendzie i jego przez media wykreowanemu wizerunkowi bohatera narodowego oraz symbolu obalenia komunizmu w jednej osobie?


Cytat:
(Romek):
Tak naprawdę jego zasługą było jedynie to, że został symbolem. (...)Wrócę na moment do mojego konika, czyli manipulacji mediów. Z całym szacunkiem, wydaje się że Mirek padł ofiarą takiej manipulacji i z wiarą powtarza opowieści o "zasługach" Wałęsy, a także powtarza zabieg inny pokazując, że Kaczyńscy też wiedzieli. O "zasługach" napisałem powyżej. Teraz o ewentualnej wiedzy, nie chcę rozstrzygać co i kto wtedy wiedział, w szczególności Kaczyńscy. Nawet gdyby wiedzieli wszystko, mieli dokumenty w rękach to nie zmienia w niczym winy Wałęsy. To są argumenty w dyskusji o moralności w polityce, o postawie Kaczyńskich itp, a nie w dyskusji o postawie, czy zasługach Wałęsy! Przypomina to słynne: "a wy bijecie Murzynów" Radia Erewań. Skutki wpływu mediów widzimy obecnie: Wałęsa ma drugie miejsce na liście osób o najwyższym zaufaniu w Polsce!!!!!



Cytat:
(...) gdyby Wałęsa postąpił tak jak Kmicic i Soplica, mógłby dalej walczyć i odnosić zasługi ale nie zostałby oczywiście przywódcą „Solidarności”. Zmazałby swoje winy, pozostając jednak jeszcze przez długi czas nieznany opinii publicznej. Przeważyła, jak się wydaje – znana z relacji państwa Gwiazdów – fascynacja „waadzą”. (...)Jak silna być musiała ta fascynacja władzą, wskazuje jego dziś stosunek do niej, gdy po zakończeniu ostatniego przesłuchania na procesie przeciw Jaruzelskiemu, na pytanie sędziego o to, czy życzy sobie zwrotu kosztów przyjazdu na rozprawę – „ostatniego przesłuchania na procesie przeciw Jaruzelskiemu, na pytanie sędziego o to, czy życzy sobie zwrotu kosztów przyjazdu na rozprawę – „cysorz” zaśmiał się letko, rzucając cichcem: „Dorobiłem się na tej rewolucji”.


Cytat:
(Romek):
Zostańmy przy faktach. A one są takie: podpisał deklarację współpracy, donosił na kolegów, brał pieniądze, nie przyznał się, albo przyznawał różnie, narażał ruch na możliwość szantażu, nie miał odwagi przyznać się i wziąć ODPOWIEDZIALNOŚCI za to co robił. Dla mnie kwestia brania odpowiedzialności za swoje czyny i słowa jest podstawową kwestią dla wolności. (...)Żeby zostać przy faktach oczywistych, niszczenie akt było aktem bezprawia w którym uczestniczyło sporo osób, jak można było potem wymagać od nich przestrzegania prawa? Czy jesteś pewien, że historia nie miała wpływu na wcześniejsze (od 80 roku) działania Wałęsy? Nie widzę przesłanek do takiego twierdzenia, w latach 80 był bowiem w trudniejszej sytuacji niż w 90, a w 90 nie sprostał wyzwaniom. (...) Piszesz o zasłudze Wałęsy podczas strajku w 80 roku. Tak, był przewodniczącym komitetu strajkowego. Pamiętasz jednak zapewne, że strajk Wałęsa zakończył wcześniej? O potrzebie pamiętania o innych przypomniał mu ktoś inny. To nie odbiera mu wszelkich zasług ale pokazuje brak wizji osiągnięcia "dużego" porozumienia. Wskazuje raczej na umiejętność stawania na czele fali, która już jest. Takie cwaniackie dostosowywanie się do sytuacji. Po 70 roku kiedy zwyciężyła "twarda" rzeczywistość ubecka - współpraca, potem kiedy był WZZ to (prawdopodobnie) - zerwanie współpracy, w 80 - dołączenie do strajku (spóźnienie) kiedy już był, potem zakończenie strajku i powrót kiedy "fala" była w przeciwną stronę. Nie są to dowody wielkości przekonań, wiary i wizji. A cały czas pozostaje argument ukrywania współpracy i możliwości szantażu. To było świadome narażanie ruchu. Nieprawda?


Cytat:
(Tadeusz):
Mirku!
Teraz się przekonałeś do czego ten prostak, robotniczy cwaniaczek jest zdolny. On wie że połowa KK"S" to agenci, ich teczki są w zbiorach zastrzeżonych, lub zniszczone, lecz on je zna i z nimi chce pisać HISTORIĘ?! Na to nie można pozwolić, NIECH IPN, odtajni te zbiory, lub niech zajmie się tymi "działaczami".
Wypowiedzi Gwiazdy, Wyszkowsiego wszycy znają, wątpię aby chcieli uczestniczyć w takiej hecy?!



Cytat:
(...)kłamstwo to – ponieważ chodzi tu o kłamstwo szczególnego rodzaju (charakteryzujące wszystkich byłych agentów SB) – ma dwa podmioty: Wałęsę i... SB. Inaczej mówiąc Wałęsa oraz SB (a za jej plecami: cała formacja postomunistyczna) są i byli przez cały czas wspólnikami tego samego kłamstwa. Kłamca siłą rzeczy musi być zawsze uzależniony od swojego wspólnika lub też od kogoś, kto o jego kłamstwie wie i kto (podobnie jak wspólnik) dysponuje dowodami na to kłamstwo. Jedynym sposobem uwolnienia się od tej zależności (zerwania wspomnianej przez Wyszkowskiego „smyczy”) jest przyznanie się do kłamstwa i publiczne wyznanie zatajanej przy jego pomocy winy.


Cytat:
(Tomek Liese):
A jakie korzyści można mieć dzisiaj ze straszenia Wałęsy? Moim zdaniem zainteresowani takimi manipulacjami widzą w Wałęsie znakomite narzędzie do walki z wszelkimi pomysłami lustracji. Każdy więc, kto dostaje dreszczy na myśl o lustracji będzie zachęcał nieszczęśnika do zapierania się, umniejszania, usprawiedliwiania, uzasadniania, rozmydlania itp.

Chodzi o to, by Wałęsa swoim prostym językiem wytwarzał klimat zwątpienia wokół planów lustracji i otwierał parasol ochronny nad środowiskiem, które od ćwierćwiecza posługuje się nim podszeptując, doradzając, wspierając, strasząc i chwaląc. Czy do tych zadań mógłby nadawać się ktoś inny, może mądrzejszy? Sadzę, że nie.


TS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 26, 2008 2:14 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z forum SWS

http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?t=2931&start=45

Wypowiedź Tadeusza Świerczewskiego:

Cytat:
Lech Wałęsa podczas zjazdu Konwentu Seniorów "Solidarności" w Olsztynie zaapelował o wspólne spisanie historii, którą, jak to określił, teraz "kradną inni".

Coraz więcej jest złodziei tamtego zwycięstwa.(...) Ze stu ludzi, cała żyjąca "krajówka" powinna usiąść, poprosić paru pisarzy i wspólnie przez dyskusję, przez ścieranie się, napisać jak było, co było, wspólną drogę walki. Niech świadkowie napiszą jak było, bo inaczej będą kraść i niszczyć nasze zwycięstwo - apelował Wałęsa do Konwentu "Solidarności", za co dostał brawa.
KTO TU KRADNIE I FAŁSZUJE, CZEKAM NA TYCH DZIAŁACZY KK "S"
_________________
Z poważaniem
Tadeusz Świerczewski


Wypowiedź Tomasza Liese:

Cytat:
Mirek Lewandowski napisał -

Cytat:
Wszystko to powoduje, że broniąc Wałęsy sam znajduję się w coraz bardziej niewygodnej pozycji i staję się łatwym obiektem ataku.


W naszej dyskusji obrona Wałęsy wcale nie oznacza identyfikowania się z jego postępowaniem i argumentacją. Ja widzę w takiej postawie dbałość o konieczny dystans ułatwiający osadzenie dyskusji w szerokim kontekście z uwzględnieniem możliwych rozczarowań jakie musi przełknąć opinia publiczna – zarówno krajowa jak i światowa. A musi.

Legendy nie można odwołać, unieważnić, zapomnieć lub wytworzyć po latach na nowo. Myślę, że można i należy próbować dokonać analizy możliwego scenariusza wydarzeń. Był potrzebny przywódca robotniczy, który poza innymi przymiotami nadawał się do manipulowania, dyskretnego szantażowania i budzący - swoją robotniczą przeszłością i powierzchownością – zaufanie społeczne.

Robotnik nie mógł być przecież uzależniony od aktualnie panującej klasy rządzącej a ponadto utrącał koronny argument władzy ludowej, że jest naprawdę ludowa. Z kolei dla władzy haki jakie posiadała na niego były prawdopodobnie wystarczające aby wesprzeć karierę przywódcy społecznego buntu. Są więc powody aby uznać, że Wałęsa podstępnie zdobył zaufanie obu stron tj. strony społecznej i strony rządowej, wybierającej możliwość zgody na zmiany z zachowaniem wpływu.

Jak sądzę, sierpniowa euforia sprzyjała osądom, że wszyscy myślą tak samo i mają takie same motywacje. Tak powstała legenda. Dziś wiemy, że taki scenariusz był niemożliwy a dla zrozumienia mechanizmu wydarzeń konieczna jest symetryczna analiza ujawnianych okoliczności. Dziś możemy się zastanawiać jaki Wałęsa miał wpływ na bieg wydarzeń, i czy może coś jeszcze poprawić lub zepsuć? Z kim dziś zamierza współpracować były przewodniczący z zamiarem "spisywania historii"?


Z pozdrowieniem
Tomasz Liese
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 28, 2008 8:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Panowie,
zbliża się kolejna rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych. W tym czasie w mediach szczególnie dużo będzie mowy o Wałęsie. Lobby antylustracyjne wykorzysta to do "dmuchania" Wałęsy, wykorzystując go jako taran przeciwko lustracji. Rozumowanie będzie mniej więcej takie:
1) skoro Porozumienia Sierpniowe były wielkim sukcesem Polski,
2) a Wałęsa stał na czele strajku w Gdańsku, więc jest ojcem tego zwycięstwa
3) to próby lustrowania Wałęsy są obrzydliwe,
4) każdy kto to robi jest podły,
5) a lustracja w ogóle jest barbarzyństwem.

Z rozumowanie tym głęboko się nie zgadzam (akceptuje jedynie pierwszy człon podanego wyżej ciągu i - częściowo - drugi, gdyż uważam Wałęsą, za jednego z ojców zwycięstwa, być może najważniejszego, ale jednego z wielu).

Jeżeli jednak będę obecnie kontynuował nasza dyskusję i bronił Wałęsę, to siłą rzeczy wpiszę się w - nienawistny również dla mnie - chór antylustratorów.

Proponuje więc odczekać z tydzień, aż fala różnych głupawych wypowiedzi n.t. Wałęsy w GW i TVN opadnie, aż sam Wałęsa się zamknie (bo jego ostatnie wypowiedzi np. n.t. arcybiskupa Nycza to totalna porażka) i dopiero wtedy kontynuować naszą dyskusję.

Albo, rozmawiajcie Panowie na razie beze mnie (z tym, że będzie to trudne, gdyż w dużej mierze Tomku, Romanie, Tadeuszu i Tomku macie podobne poglądy n.t. Wałęsy) :).

Gorąco i serdecznie wszystkich Was pozdrawiam i przekazuje wyrazy szacunku
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 28, 2008 8:49 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Chciałbym jednak monitorować media i co trafniejsze (lub co bardziej kuriozalne) wypowiedzi n.t. Wałęsy wklejać tutaj.

W dzisiejszej Rzepie Paweł Śpiewak m.zd. trafnie przedstawia "problem Wałęsy" i jego obrońców.

Cytat:


Wałęsa – ofiara własnych obrońców
Paweł Śpiewak 28-08-2008,

Ostatni konflikt wokół nieumieszczenia Lecha Wałęsy przez IPN na liście prześladowanych przez SB odsłonił prawdę, że spór o Wałęsę jest w istocie sporem o polską pamięć. Argumenty poszczególnych stron tego konfliktu dotykają bowiem problemu, czy obywatele mogą poznać swoją przeszłość, czy nie.

(...)

Wałęsa jest jednak przez swoich obrońców traktowany instrumentalnie. Przypomnijmy, że w roku 1990, gdy lider „Solidarności” startował w wyborach prezydenckich pod hasłem przeprowadzenia dekomunizacji i lustracji, był przez środowisko późniejszej Unii Demokratycznej i „Gazety Wyborczej” przedstawiany jako wyjątkowe (bodaj gorsze niż komunistyczne) zagrożenie dla polskiej demokracji. Dziś te same środowiska bronią go, podejrzewam, nie tyle z szacunku dla niego, ile po to, żeby walczyć z braćmi Kaczyńskimi. W kolejnej odsłonie walki o pamięć Wałęsa okazał się skuteczną bronią.

Spór o pamięć toczy się nad Wisłą od roku 1989. Początkowo dotyczył rozliczenia komunistycznej przeszłości. Jego zwolennicy uważali, że dawną nomenklaturę należy odsunąć od wpływu na życie publiczne niepodległej Polski z dwóch powodów. Po pierwsze, przez wzgląd na jej antyrozwojowy wpływ na politykę i gospodarkę. Po drugie, dla zadośćuczynienia ofiarom komunizmu i wymierzenie zwykłej sprawiedliwości. Po trzecie, nie bardzo wówczas ufano ich prodemokratycznym i liberalnym zapewnieniom.

Przeciwnicy głosili, że w istocie komuniści postąpili rozsądnie, dzieląc się władzą, a pokojowa transformacja jest po części ich zasługą. W tym obozie w jednym szeregu stanęli postkomuniści i środowiska Unii Demokratycznej oraz „Gazety Wyborczej”.

Wtedy pojawiła się kontrnarracja braci Kaczyńskich mówiąca o patologicznym układzie postkomunistycznym, korodującym polskie życie społeczne. Uderza ona w samo sedno legendy Wałęsy, czyniąc go odpowiedzialnym za podtrzymanie układu za jego prezydentury. Stawia również poważne zarzuty pod adresem wszystkich architektów III RP.

W narożniku

Te dwie narracje organizują do dzisiaj w Polsce spór polityczny. Nic więc dziwnego, że środowisko twórców tzw. III RP broni się z dużą stanowczością. Ofiarą sporu o pamięć okazać się może IPN – traktowany jest przez przeciwników wyłącznie jako aktor polityczny ze swoimi interesami. Pojawiające się co jakiś czas postulaty likwidacji lub osłabienia IPN są próbą podporządkowania tej instytucji całkowicie politycznym ambicjom.

Używając Lecha Wałęsy do forsowania własnej wizji historii, obrońcy dokonań tzw. III RP spychają jego samego do, nazwijmy to, lewicowo-liberalnego narożnika. Były prezydent, który mienił się pierwszym prawicowcem, dzisiaj używany jest przez lewicę, a prawica robi z Wałęsy „czarnego luda”. Jak w kaberetowym qui pro quo. Sam Wałęsa, który zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa instrumentalizacji jego osoby, nie potrafi na razie sformułować opowieści alternatywnej, która nie skazywałaby go ani na sojusz z Kaczyńskimi, ani z postkomunistami. Kierując się wrogością do Kaczyńskich i niechęcią do przyznania się do jakichkolwiek błędów, wpada na razie w objęcia tych drugich.

Dzisiaj boli mnie łatwość ataków Wałęsy na wszelkich jego rzeczywistych czy domniemanych krytyków. Posądzenie o współpracę z SB arcybiskupa Kazimierza Nycza jest tego smutnym przykładem.

Chwyt wizerunkowy

Zachowując się w ten sposób, Wałęsa ustawia się jednocześnie w roli jedynego depozytariusza historycznej prawdy. Trudno go (jak i każdego polityka) uznać za obiektywnego sędziego przeszłości. Ustalanie prawdy jest bowiem i powinno być domeną historyków, a nie polityków. Poza tym jego zapewnienia o własnej szlachetności i heroizmie brzmią nieco kabotyńsko. Nic nie ujmując jego osobie, warto pamiętać, że „Solidarność” powstała dzięki milionom ludzi, a Wałęsa był jednym z liderów związku.

Opisany przeze mnie spór o pamięć oczywiście przekłada się na polską politykę. I tu również Wałęsa pada ofiarą własnych obrońców. Jeśli słyszy dziś słowa poparcia ze strony polityków PO, to po części dlatego, że również dla nich jest użytecznym narzędziem politycznym. Rządowi piarowcy uznali po prostu, że podtrzymywanie legendy Wałęsy – osoby o tak wysokim społecznym zaufaniu – jest dzisiaj dobrym chwytem wizerunkowym. Problem w tym, że pojawiające się przy tej okazji propozycje osłabienia IPN grożą wylaniem dziecka z kąpielą. Dążąc do pokonania przeciwnika politycznego, PO może bowiem ograniczyć autonomię instytucji mającej służyć zbiorowej pamięci oraz historycznym dociekaniom.

not. br

Autor jest socjologiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. W poprzedniej kadencji był posłem wybranym z listy Platformy Obywatelskiej
Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Sie 31, 2008 8:29 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z Forum SWS

http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?t=2931&postdays=0&postorder=asc&start=45

Tadeusz Świerczewski:

Cytat:
Liderzy "Solidarności": Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk i Bogdan Lis domagają się od ministra sprawiedliwości zajęcia stanowiska wobec bezprawnych, ich zdaniem, działań IPN - informuje "Gazeta Wyborcza". Chodzi o stosunek Instytutu do Lecha Wałęsy.

"Organa państwowe mają obowiązek przecięcia procedury obchodzenia przez IPN prawa, lekceważenia prawomocnych wyroków sądowych i naigrywania się z ochrony prawnej godności obywatela" - piszą liderzy "Solidarności" w skardze do ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego.

Zdaniem Bujaka, Frasyniuka i Lisa działania IPN wobec Wałęsy to "samowola i bezprawie czynione w imieniu i na rachunek Państwa". Przypominają, że Wałęsa ma nie tylko status pokrzywdzonego, ale również sąd lustracyjny oczyścił go z zarzutu agenturalności.

Ćwiąkalski we wtorek ma rozmawiać z prezesem IPN i dwoma dyrektorami biur Instytutu na temat tego, jakimi kryteriami IPN się kieruje, wpisując osoby na listę osób represjonowanych przez bezpiekę. Ma także spytać, czy brak na niej Lecha Wałęsy to ostateczna decyzja, czy sytuacja przejściowa.
_________________
Z poważaniem
Tadeusz Świerczewski


Roman Bielański:

Cytat:
Już raz chłopcy się ośmieszyli podpisując apel i dalej brną. Pytanie jest inne czy IPN może umieścić Wałęsę na liście represjonowanych? W świetle obowiązującego prawa, nie może! Umieszczenie tam Wałęsy byłoby samowolą! To raz. A dwa próba pisania historii przy pomocy ministra sprawiedliwości a nie dokumentów i świadków jeży włos pod pachami ze strachu. Daleko doszli nasi wodzowie od 80 roku.


Cytat:
Przecież cała trójka wie, że są kwity na Wałęsę, wiedzą że IPN nie może umieścić go na liście, po co ta zadyma? A skoro to wiedzą i mają jakiś cel to są niekonsekwentni, nie bawić się w ministra, od razu na ubecję, pardon, do ABW, dokumenty zarekwirować i spokój. A trójka napiszę od nowa historię i będzie jak trzeba


Tadeusz Świerczewski:

Cytat:
Romanie, tak o to im chodzi, "zaorać" IPN. Ja jestem bardzo ciekawy, czy Bujak się oczyścił, posiada satus pokrzywdzonego?!. Nie kto inny jak on przepraszał za "Solidarność". Ciekawe "towarzystwo z Ćwiakalskim na czele.
_________________
Z poważaniem
Tadeusz Świerczewski


Tomasz Strzyżewski:

Cytat:
Roman Bielański napisał:
P
Cytat:
rzecież cała trójka wie, że są kwity na Wałęsę, wiedzą że IPN nie może umieścić go na liście, po co ta zadyma? A skoro to wiedzą i mają jakiś cel to są niekonsekwentni, nie bawić się w ministra, od razu na ubecję, pardon, do ABW, dokumenty zarekwirować i spokój. A trójka napisze od nowa historię i będzie jak trzeba!



Oni o tym bardzo dobrze wiedzą i wiedzieli przez cały czas. Tu chodzi o konsekwentne przestrzeganie sformułowanej przez Artura Schopenhauera erystycznej zasady nr 38. Robią to na użytek „publiczności”, która jest w swej znakomitej większości bardzo podatna na tego typu manipulacje. Zasada ta (lub sposób) brzmi:

„Jeżeli się spostrzegą, że przeciwnik jest silniejszy i że w końcu nie będzie się miało racji, to atakuje się go w sposób osobisty, obraźliwy, grubiański. Polega to na tym, że (mając i tak już sprawę przegraną) [b]porzuca się przedmiot sporu i zamiast tego atakuje się osobę przeciwnika w jakikolwiek bądź sposób; można by to nazwać argumentum ad personam, w odróżnieniu od argumentum ad hominem; przy tym ostatnim odchodzi się od przedmiotu sporu pojmowanego czysto obiektywnie i atakuje się to, co przeciwnik o tym powiedział lub przyznał. Natomiast przy ataku osobistym odchodzi się całkowicie od przedmiotu i natarcie kieruje się na osobę przeciwnika; postępuje się więc w sposób krzywdzący, złośliwy, obraźliwy, grubiański. Jest to odwołanie się od sił duchowych do sił cielesnych lub zwierzęcych.”[/b]

Gra toczy się bowiem o to samo, o co toczyła się w latach 1980-1981, kiedy to SB roztoczyła nad Lechem Wałęsą „ochronę operacyjną”, szczegółowo opisaną i udokumentowaną w rozdziale 7 (str. 102-130) książki S.Cenckiewicza i P.Gontarczyka „SB a lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”.

TS
_________________
Zdemaskowałem cenzurę PRL w 1977 roku...


Tadeusz Świerczewski:

Cytat:
Witaj Tomaszu!.
Szkopuł w tym, że ta "trójca" przed napisaniem książki "SB a Lech Wałęsa", Przyczynek do biografi" oni ją potępili, a wręcz domagali się zakazu jej wydania, występy Frasyniuka w TVN. Bardzo wątpę czy oni kiedy kolwiek ją przeczytają.
Natomiast co do Twojego wywodu w całości się ZGADZAM!!!
_________________
Z poważaniem
Tadeusz Świerczewski


Z Forum SW (gdzie też pojawiają się wypowiedzi w tej dyskusji)

http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=5964

Jacek:
Cytat:

Ci panowie będą bronić Wałęsy bo jego mit ma ścisły związek z okrągłym stołem. Jeśli padnie mit Wałęsy to padnie również mit o bezkrwawym odzyskaniu przez Polskę nieodległości. Uznanie Wałęsy za zdrajcę miało by swoje poważne konsekwencje. Również inni bohaterowie porozumień okrągłostołowych stracili by twarz. Ale nie tylko oni, także ludzie mediów jak również wyborcy, którzy dali się omamić i wybrali Wałęsę na prezydenta. Niektórzy już teraz mają takie miny jak bohaterowie powieści (filmu) Kariera Nikodema Dyzmy, gdy na jaw wyszła prawda o ich idolu. Wracając do panów Bujaka, Frasyniuka, Lisa i reszty to proszę zauważyć jak często podkreślają to że najważniejsze jest odzyskanie wolności metodami pokojowymi. To jest ich argument, który ma usprawiedliwiać zdradę, oszustwo, złodziejstwo, niesprawiedliwość, obłudę. Otóż prawda jest taka, że komuna w Polsce upadła nie dlatego, że Wałęsa stał na czele Solidarności, nie dlatego nawet że w Polsce istniała opozycja. Tylko dlatego, że waliła się gospodarka ZSRR a wraz a nią cały system. I zawalił by się z całą pewnością również wtedy gdyby w Polsce nie było żadnej opozycji. Czy w związku z tym działalność opozycyjna miała sens? Oczywiście, że tak! Naszym zadaniem było przede wszystkim kształtowanie świadomości tak by po nadejściu wolności nie dopuścić do władzy kolejnych szubrawców. I w tym sensie opozycja niepodległościowa przegrała. Mam tylko nadzieję, że bitwę a nie wojnę. Dlatego najważniejsze jest ujawnianie prawdy o przeszłości a co za tym idzie obrona IPN. A tym, którzy twierdzą, że dokumenty wykorzystane w książce Cenckiewicza i Gontarczyka są sfałszowane polecam przeczytanie chociażby stenogramu z rozmowy pomiędzy Klisiem, Wałęsą i Starszakiem z 1982 roku.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Wto Wrz 02, 2008 11:04 pm    Temat postu: JAK ZOSTAĆ POMNIKIEM ? Odpowiedz z cytatem

Do formułowanego również i w tej dyskusji pytania o sens tworzenia "legend" oraz o ich manipulacyjną rolę - nawiązuje Piotr Semka w dzisiejszej Rzepie:


http://www.rp.pl/artykul/2,185210.html

Cytat:
Jak zostać pomnikiem?
Piotr Semka 02-09-2008, ostatnia aktualizacja 02-09-2008 19:21


Bycie rzeczywistym bohaterem to za mało, by dziś być fetowanym jako solidarnościowy bohater. Trzeba było wiedzieć, po której stronie stanąć po rozpadzie wielkiej „Solidarności". I broń Boże, nie zaglądać do teczek – pisze Piotr Semka


autor zdjęcia: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa
Lech Wałęsa



Histeria wokół Lecha Wałęsy rozkręca się w najlepsze. Przez cały miniony weekend media pasjonowały się faktem, że historycznego przywódcy „Solidarności” nie było na uroczystościach Sierpnia. Zapomniano tylko dodać, że Wałęsa wcześniej sam oświadczył, że nie ma ochoty świętować z ludźmi, którzy chcą ukraść zwycięstwo. Co ciekawe, nikt nie pociągnął tej tezy. Co to znaczy ukraść zwycięstwo? Komu ukraść? Wałęsie? Czy znaczy to zatem, że zwycięstwo w Sierpniu ‘80 jest własnością Wałęsy i tylko on ma do niego prawo? A może złodzieje zwycięstwa sami pozorowali walkę z komuną? Czy Lech Kaczyński albo Andrzej i Joanna Gwiazdowie nie uczestniczyli w strajkach? Byli tchórzami?

Nikogo z reporterów nie zainteresowało na przykład, czy na uroczystości 31 sierpnia zaproszono ówczesnego wiceszefa Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego Andrzeja Kołodzieja. Do lidera strajku w gdyńskiej Stoczni imienia Komuny Paryskiej żadne zaproszenie nie dotarło. Czy Kołodziej nie był zatem bohaterem Sierpnia? Był, ale dziś jest osobą prywatną, zapomnianą przez dziennikarzy.

Może więc jest tak, że to dziś trzeba być znanym, aby zostać uznanym za bohatera sprzed lat. Egzaltowana kampania obrony Wałęsy i lekceważenie innych ludzi Sierpnia skłania do postawienia pytania: co trzeba zrobić, aby być żywym pomnikiem?


Patent na kult

Józef Pinior, były działacz podziemia, a dziś eurodeputowany SdPl, uznaje Lecha Wałęsę za „niedyskutowalne” i „nienaruszalne” dobro narodu. Inny weteran opozycji, Andrzej Milczanowski, pyta „oskarżycieli” Lecha: „Gdzie byliście, kiedy Wałęsa prowadził nas do niepodległości?”.

To jedno zdanie jak w soczewce skupia istotę kultu jednostki Wałęsy. Tylko on jest niekwestionowanym bohaterem – reszta ledwie aspiruje do chwały „Solidarności”. Choć nie wprost, ale poprzez wyłączne skupienie się na postaci Lecha, dowiadujemy się, że pokonanie komuny było dziełem giganta, którego dziś próbują podgryzać zaplute karły IPN-owskiej reakcji. Jak dowcipnie zauważył na łamach „Dziennika” Robert Mazurek: „Socrealistyczne poematy – Dlaczego kocham Lecha? – piszą na łamach ’Wyborczej’ duzi i mali, znani i nieznani, pisaci i analfabeci”.

A czy Wałęsie w zapasach z komunizmem ktoś nie pomagał? Owszem, ale również lista pomocników jest dziś poddawana przez obrońców Wałęsy czujnej selekcji. Status bohatera-pomnika jest przyznawany przez liberalno-lewicowy salon jak niezwykle cenna licencja, dająca na dodatek wiele korzyści tu i teraz. Ktoś, kto w pewnym momencie poszedł pod prąd salonowym poglądom na temat lustracji czy pojednania z postkomunistami, mógł z dnia na dzień utracić status legendy „Solidarności”. I na odwrót – gdy się złapie odpowiedni wiatr, można nagle wrócić w glorii. To przypadek Milczanowskiego, który w 1995 roku był wyklinany za „lincz na Oleksym”, a teraz został przywrócony do łask.

Jak we wszystkim, co tyczy dziejów III RP, nie sposób uciec tu od roli Adama Michnika i „Gazety Wyborczej”, która od 1989 roku wydaje patenty na bycie pomnikową postacią.


Panteon lewicy laickiej

Paradoksalnie pomnikowy Wałęsa to stosunkowo późny wynalazek „Gazety”. Jeszcze w 1990 roku Lech poddawany był druzgocącej krytyce. W czasach prezydentury bywał wprawdzie czasem chwalony (np. za udział w obaleniu rządu Jana Olszewskiego), ale częściej – ganiony jako rywal w wyborach prezydenckich: wpierw Jacka Kuronia, a potem Aleksandra Kwaśniewskiego. Po 1996 roku Wałęsa odbudował relacje z „Wyborczą”. Z wyjątkiem czysto ambicjonalnej niechęci do Kwaśniewskiego – od połowy lat 90. Lech Wałęsa zawsze atakował, kogo trzeba. W nagrodę został na nowo obdarzony immunitetem nietykalności historycznej.

Nie oznacza to jednak amnestii dla tych epizodów, gdy Wałęsa przeciwstawił się salonowi. Gdy „Wyborcza” pod hasłem „bronimy Wałęsy” opublikowała siedem opowieści z jego życia, nie zapomniała wytknąć, że to Wałęsa wraz z Kaczyńskimi rozpętał wojnę na górze. Poparcie dla historycznego przywódcy „Solidarności” – tak, ale nie za cenę korygowania świetlanej historii lewicy laickiej. Bo ta z definicji stoi wyżej niż były prezydent broniony na zasadzie niechęci do lustracji.

Dlatego w panteonie „GW” niekwestionowanych bohaterów „Solidarności” na równych z Wałęsą prawach zasiadają jedynie Jacek Kuroń, Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki – dokładnie w takiej kolejności. Ta trójka dostała od „GW” klauzulę „no critics” – dopuszczalne są jedynie hagiografie. Każda próba opisu tych ojców założycieli III RP wywołuje zaporowy ogień publicystów „Gazety”. Dlatego gdy wyszły na jaw raporty SB z dziwnych ni to przesłuchań, ni to negocjacji Jacka Kuronia z 1988 roku, w obronie jego czci rozpętano wielką kampanię.


Chwyt: „kim pan jest”

Do tak wytworzonego kanonu symboli „Solidarności” dodaje się jeszcze dwóch „rozsądnych” robotników: Zbigniewa Bujaka i Władysława Frasyniuka. Ci dostali licencje na robociarską szorstkość – co pewien czas, w stylu przedwojennych apaszów grożą, że komuś dadzą po gębie. Ale ma ona jeszcze jedną zaletę – usprawiedliwia obcesowe rozliczanie innych z bohaterstwa. To Bujak i Frasyniuk uwielbiają pytać, czy ktoś był w więzieniu, ile miał lat, gdy wybuchła „Solidarność”, lub zjadliwie deklarują, że kogoś nie pamiętają z czasów, „gdy było naprawdę ciężko”. Na tej zasadzie w 2000 roku Frasyniuk oznajmił, że nie pamięta Mariana Krzaklewskiego z podziemia.

Oczywiście Krzaklewski w podziemiu był i istnieje wiele relacji na temat jego ciężkiej i odważnej działalności, ale co z tego? Słysząc takie słowa, tysiące ludzi mogło uznać, że skoro tak mówi wielki Frasyniuk, to coś jest na rzeczy.

Podobny chwyt zastosowano niedawno wobec Andrzeja Bulca, założyciela Wolnych Związków Zawodowych z 1978 roku, na marginesie sporu o taśmy Wałęsy. W studiu TVN 24 Bulca skonfrontowano z Jerzym Borowczakiem, w tamtych latach młodym stoczniowcem, który wiosną 1980 roku przyłączył się do grupy Wałęsy. Borowczak rzucił w studiu, że nie przypomina sobie Bulca z żadnej działalności. Prowadzący dyskusję, który winien wiedzieć, że w 1980 opozycyjny nowicjusz Borowczak mógł nie znać znacznie starszego Bulca, nawet nie zareagował. Chwyt „a w ogóle to kim pan jest?” udał się znakomicie.


Bohaterowie i bóstwa

Wróćmy do pytania Milczanowskiego, gdzie byli krytycy Wałęsy, kiedy ten prowadził Polaków do niepodległości. Zasmucające, jak wielu dziennikarzy bez komentarza przyjmuje takie aroganckie aluzje. Czy Andrzejowi Gwieździe, Annie Walentynowicz, Krzysztofowi Wyszkowskiemu czy Kornelowi Morawieckiemu można zarzucić, że byli tchórzami?
Ale bycie faktycznym bohaterem to za mało. Jakie zatem trzeba mieć zasługi, by być dziś fetowanym jako solidarnościowy bohater? Odpowiedź przyniosła niedawna awantura o przyznanie Annie Walentynowicz honorowego obywatelstwa miasta Warszawy. Mniejsza o dyskusję, czy pani Ania była kiedykolwiek związana z Warszawą. Nie, nie była, ale przecież Wałęsa obywatelstwo stolicy otrzymał, więc przyjmijmy, że jest to forma hołdu za dokonania na rzecz niepodległości Polski. Istotę sprzeciwu SLD i PO wobec kandydatury Walentynowicz najtrafniej zdefiniował radny lewicy Andrzej Golimont. Zadeklarował on wprost, że pani Ania nie powinna być honorowana, bo nie działała na rzecz „pojednania narodowego”.

Tak więc dowiedzieliśmy się, że aby być uznanym za bohatera Sierpnia, trzeba było potem potwierdzić dojrzałość swojego bohaterstwa poparciem dla Okrągłego Stołu, a może i grubej kreski w latach 90. I drugi przypadek – autentyczny bohaterski życiorys nagle przestaje się liczyć, jeśli bohater jest z „niedobrej partii”. Nazwiska takich ludzi podziemia, jak: Eugeniusz Szumiejko, Władysław Hardek czy Janusz Pałubicki – niewiele dziś mówią młodym Polakom. Owszem, byli bohaterami, ale albo nie umieli się sprzedać w polityce, albo – jak Pałubicki – rozzłościli część elit wyrazistym stanowiskiem w sprawie lustracji.

I kolejna sytuacja – z listopada 2007. Platforma nie chce zgodzić się na to, by Zbigniew Romaszewski został wicemarszałkiem Senatu. Reporterzy z troską powtarzają, że Romaszewski jest zbyt konfliktowy. Gdyby w podobny sposób blokowano np. Jana Lityńskiego, liczne autorytety rozdzierałyby szaty nad poniewieranym bohaterem podziemia. Ale Romaszewski jest z PiS, toteż nagle jego dawne zasługi się nie liczą. Ziejący miłosierdziem „Tygodnik Powszechny” natychmiast idzie w sukurs Platformie. Marian Stola („TP” 9.12.07) tak pisze o sporze: „Co do chwalebnej biografii: nikt jej nie kwestionuje. Ale też: czym innym jest szacunek dla czyjejś odwagi, a czym innym przeliczanie tej odwagi (przez samego zainteresowanego) na stanowiska. Jakież to stanowisko należałoby się w tej sytuacji Lechowi Wałęsie i Adamowi Michnikowi”. Stola, wyśmiewając tych, którzy wskazywali na format Romaszewskiego, mruga okiem – są bohaterowie i są bóstwa – jak Wałęsa i Michnik.


Co wolno herosom

I jeszcze jeden casus pokazujący, jak względne jest dekretowanie, kto jest żywym pomnikiem, a kto nie. Porównajmy dzisiejszą pozycję medialną dwóch osób. Oto Władysław Bartoszewski od dwóch lat jest obsypywany przez liczne magazyny tytułami dżentelmena roku i autorytetu. Drugi przedstawiciel pokolenia II RP, czyli Wiesław Chrzanowski, w ostatnich latach nie zaznał jednej dziesiątej hołdów, jakie są udziałem obecnego doradcy premiera.

Pomnik może sobie na wiele pozwolić, toteż bardzo często w aktualnej rozgrywce politycznej przyjmuje rolę zagończyka. Pomnik może pozwalać sobie na agresywne wypowiedzi, ale gdy ktoś się na nie oburza, odzywają się gniewne głosy wskazujące na jego bohaterską przeszłość. Owszem, ktoś, kto przychodzi na obchody rocznicy powstania warszawskiego czy Sierpnia‘80, powinien umieć się powstrzymywać od niegrzecznych zachowań. Ale też nie powinno się przekraczać miary w świętym oburzeniu, że do takich incydentów w ogóle dochodzi. „Bydło i niebydło” jest cacy, a buczenie jest be?

Trzeba się na coś zdecydować: albo jest się szacownym bohaterem i wtedy unika się zaczepnego tonu w wypowiedziach na temat aktualnych sporów politycznych, albo nie dziwi się potem, że wywołują one emocje.


Lukrowanie historii

Ilekroć ktoś zwraca uwagę, że jednych uczestników historycznych wydarzeń wynosi się pod niebiosa, a innych pozostawia w zapomnieniu, w odpowiedzi zawsze pojawia się ten sam zaczepny ton. – A co? – słyszymy. – Frasyniuk czy Wałęsa nie byli bohaterami? Oczywiście, że byli, ale czym innym jest być bohaterem, a czym innym żywym pomnikiem.

Pomnikami bywają niekłamani bohaterowie, ale nie każdy bohater bywa lansowany na pomnik. Aby być pomnikiem III RP, nie wystarczyło narażać się w czasach PRL. Trzeba było jeszcze wiedzieć, po której stronie stanąć po rozpadzie wielkiej „Solidarności”. I broń Boże, nie zaglądać do teczek.

Po 1989 roku monopol na osądzanie, kto jest prawdziwym bohaterem, miał salon lewicowo-liberalny. Nic dziwnego, że pojawienie się IPN jako weryfikatora świetlanych biografii zostało przyjęte jako zagrożenie. IPN-owi przypięto więc łatkę „policji pamięci” – choć to inni policjanci pamięci z „Gazety” zakazywali zadawania nieprawomyślnych pytań bohaterom ze swojej bajki. Gdy raz arbitralnie napisało się lukrowaną historię opozycji i „Solidarności”, każde samowolne badania historyczne stają się bluźnierczym „pisaniem historii na nowo”. Bo kto kontroluje przeszłość, kreuje przyszłość.


Rzeczpospolita


......................................................................

TS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Wrz 03, 2008 1:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tomku,

zacytowany przez Ciebie artykuł Piotra Semki z Rzepy trafnie zwraca uwagę na hipokryzję jednej ze stron obecnego sporu w Polsce. Chodzi o hipokryzję obrońców III RP.

Z wszystkim tym, co napisał Semka zgadzam się w 100%, gdyż hipokryzji szczerze nienawidzę.

Skąd ta hipokryzja? Myślę, że jest to immanentna cecha lewicy - nie tylko w Polsce. Wystarczy przyjrzeć się bliżej kampanii wyborczej w USA, aby wiele z tych obrzydliwych chwytów, które stosują obrońcy III RP dostrzec w działaniach Partii Demokratycznej i jej zwolenników za Oceanem. Tam również mamy dmuchane autorytety, bezwzględną walkę z Bushem za pomocą prawd, półprawd i kłamstw. Nawet meteorolodzy w USA potrafili grubo przesadzić z prognozami pogody, zapowiadając groźne tornado w przeddzień konwencji republikanów, aby zepsuć im spektakl. Taka już jest ta lewica - bez stylu, bez honoru, bez zasad, z czerwoną mordą i z czerwoną d.... (jak u szympansa).

Z tym, że obraz przedstawiony przez Semkę to jedynie wycinek. Nie jest to żaden zarzut (Semka nie obiecywał, że pokazuje całą panoramę), a jedynie przypomnienie faktu.

Po pierwsze - Semka nie poszukiwał przyczyn, dla których doszło do zbliżenia Wałęsy i obozu III RP. W artykule Semki zbliżenia to jawi się, jako zupełnie niezrozumiałe. Autor ogranicza się do przypomnienia, że kilkanaście lat temu Wałęsa i "jajogłowi" zwalczali się zawzięcie (nawiasem mówiąc nie przypominając, że w tym samym czasie sojusznikiem Wałęsy byli bracia Kaczyńscy :) ).

Czemu dziś obóz III RP "dmucha" Wałęsę? Semka zdaje się twierdzić, że Wałęsa został przyjęty do tego obozu i zaliczony w poczet jego bohaterów. Jest to - moim zdaniem - zupełna pomyłka. Wałęsa nie jest "jednym z nich" i niebawem będziemy mieli okazje się o tym przekonać - zostanie zużyty i wypluty.

Trafna wydaje mi się teza Pawła Śpiewaka (wyrażona również w Rzepie), że obóz III RP traktuje Wałęsę instrumentalnie, jako taran, za pomocą którego usiłuje skompromitować i zniszczyć obóz IV RP w ogólności, a ideę lustracji i IPN - w szczególności. Środowisku GW wygodniej jest dyskutować o Wałęsie i jego związkach z SB niż - na podobny temat - o Geremku czy Mazowieckim. Jest oczywiste, że za bycie przedmiotem w takiej dyskusji Wałęsa płaci cenę. Ponieważ jest głupi, więc się na to godzi. Obóz III RP ma świadomość, że im dłużej ta dyskusja trwa, tym bardziej obrywają nie tylko krytycy Wałęsy, ale i sam Wałęsa. Gdyby tematem dyskusji była postawa Geremka czy Mazowieckiego w czasach PRL, to ich wizerunek - a nie wizerunek Wałęsy - by ucierpiał! A tego obrońcy III RP chcą uniknąć.

Po drugie - aby uzyskać pełną panoramę polityczną dzisiejszego polskiego sporu o Wałęsę należałoby się przyjrzeć krytykom Wałęsy i ich faulom. Mówiąc o krytykach Wałęsy nie mam na myśli moich Czcigodnych Adwersarzy w tej dyskusji występujących na Forum POLONUS, Forum SWS czy FORUM SW. Myślę o środowisku PiS - o osobach, które są wewnątrz tego obozu (a nie o kibicach PiSu, będących na zewnątrz, jak chyba my wszyscy - tu dyskutujący). Wystarczy przypomnieć sobie lata 1990-91 (o czym trochę pisałem w wątku PRAWDY I MITY NT. RZĄDU JANA OLSZEWSKIEGO). Jeżeli obozowi III RO zarzucamy dziś, że mocno popierają Wałęsę, którego kilkanaście lat temu zawzięcie zwalczali, to nie można tez zapominać, że ci, którzy dziś Wałęsę zawzięcie zwalczają, kilkanaście lat temu mocno go popierali.

Fauli ze strony obozu IV RP jest więcej...

Generalnie ten artykuł Semki (gdyby go uzupełnić o podobny artykuł poświęcony krytyce środowiska PiS) dowodzi jednego - jałowości dzisiejszych sporów politycznych w Polsce. Ja już nie słucham i nie czytam wypowiedzi większości polskich polityków, gdyż z góry wiem, co oni powiedzą. Wiem też, że jeżeli się spierają, to w 90% jest to spór jałowy, nie dotyczący realnych problemów Polski, zaś każda ze stron wykazuje dużą odporność na argumenty drugiej strony i z każdą wypowiedzią doskonali coraz bardziej etykę Kalego.

Gdy rządził PiS, to pod tym względem było lepiej, gdyż dyskusja publiczna w Polsce koncentrowała się wokół rzeczywistych problemów - np. jak daleko państwo może się posunąć w walce z korupcją i czy warto przeprowadzić lustrację w Polsce. Gdy "nastał" Tusk dyskusje dotyczą spraw nieistotnych. Spór o Wałęsę politycy powinni zostawić historykom i takim kibicom, jak my :)

W rezultacie tych jałowych sporów Polska traci czas, a życie publiczne w Polsce staje się coraz bardziej brutalne. Dowodem na to są ostatnie wydarzenia: buczenie na Powązkach w rocznice Powstania Warszawskiego czy też gwizdy w Gdańsku w rocznice Sierpnia. Przy czym, o ile wygwizdanie Bartoszewskiego, Niesiołowskiego czy Wałęsy wydaje mi się usprawiedliwione ich wcześniejszym zachowaniem, o tyle wygwizdanie Borusewicza w Gdańsku uważam za zjawisko bardzo przykre i niedopuszczalne.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Czw Wrz 04, 2008 10:46 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mirku, chyba nie całkiem jest tak, jak piszesz:

Cytat:
Jeżeli obozowi III RP zarzucamy dziś, że mocno popierają Wałęsę, którego kilkanaście lat temu zawzięcie zwalczali, to nie można tez zapominać, że ci, którzy dziś Wałęsę zawzięcie zwalczają, kilkanaście lat temu mocno go popierali.


Ja przecież też mocno popierałem Wałęsę kilkanaście lat temu. Pamiętam jak bardzo emocjonowałem się trzymając za niego kciuki w czasie telewizyjnego (TV Polonia) pojedynku Wałęsa-Kwaśniewski przed wyborami prezydenckimi. Całe to nawet jego prostactwo i niezdolność do logicznego uzasadniania swych racji bagatelizowałem jako nieporównywalnie mniejsze zło niż dopuszczenie do władzy byłego pezetpeerowskiego aparatczyka. Nie mieściło mi się po prostu w głowie, że Wałęsa mógł być kiedyś jakimś TW „Bolkiem” zwerbowanym w 1970 roku przez SB – przez tych „pretorianów” komunizmu – w charakterze płatnego ich donosiciela. Podobnie musiało być zresztą w przypadku tych wszystkich, którzy go wtedy popierali.

Gdy w przedwczorajszym programie TVN „Fakty po faktach” Wałęsa po raz kolejny wyzywał historyków z IPN – tym razem – od „kurtyków, kurdupli i kurzych móżdżków” – rozmawiający z nim red. Durczok (z nieustającym mimo to namaszczeniem zwracający się do niego „Panie Prezydencie”) zdobył się na nieśmiałe pytanie o to, czy dobrze, że używa on tak „ostrych słów” (sic!) wobec „politycznych przeciwników” (???). Oto czemu służyć ma kreowanie przez media mitów, legend czy wręcz „żywych pomników”.

Tym bardziej nie chciałbym odbiegać od zasadniczego wątku tej dysputy. Zarówno Ty jak i my zgadzamy się co do jednego, udokumentowanego w książce „SB a Lech Wałęsa” faktu, że Wałęsa był w latach 1970-1976 tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Bolek”. Różnimy się natomiast w kwestii, czy Wałęsa – po wyrejestrowaniu go z rejestru tajnych współpracowników SB w 1976 roku – zerwał swoje więzy ze służbą bezpieczeństwa, czy też nie zerwał. Różnimy się również w kwestii, czy fakt jego współpracy w latach w latach 70. przy równoczesnym i do dziś trwającym wypieraniu się tej współpracy, wykradaniu dokumentów z nią związanych i ich niszczeniu – mogą pomniejszyć wielkość jego rzekomych zasług i tym samym zaszkodzić jego legendzie. Twierdzisz bowiem, że wszystko to w niczym nie podważa jego zasług i nie osłabia wykreowanej przez poskomunistyczne media jego legendy.

Powtarzam zatem pytanie: czy ktoś, kto jest wielkim kłamcą, wypierającym się wbrew dowodom swojej zdrady i niezdolnym do okazania ani żalu, ani skruchy, nie mówiąc o pokucie i zadośćuczynieniu – może być równocześnie wielkim symbolem a nawet żywym pomnikiem walki o wyzwolenie spod komunistycznego jarzma?

Na poparcie przeczącej odpowiedzi zrobiłem w jednym z poprzednich postów (wysł: Wto Sie 26, 2008 9:10 am.) zestawienie naszych głównych argumentów. Przytaczam własne uzasadnienie:

Cytat:
(...) kłamstwo to – ponieważ chodzi tu o kłamstwo szczególnego rodzaju (charakteryzujące wszystkich byłych agentów SB) – ma dwa podmioty: Wałęsę i... SB. Inaczej mówiąc Wałęsa oraz SB (a za jej plecami: cała formacja postomunistyczna) są i byli przez cały czas wspólnikami tego samego kłamstwa. Kłamca siłą rzeczy jest zawsze uzależniony od swojego wspólnika lub też od kogoś, kto o jego kłamstwie wie i kto (podobnie jak wspólnik) dysponuje dowodami na to kłamstwo. Jedynym sposobem uwolnienia się od tej zależności (zerwania wspomnianej przez Wyszkowskiego „smyczy” )jest przyznanie się do kłamstwa i publiczne wyznanie zatajanej dzięki niemu winy.

http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?p=8459&highlight=#8459


oraz opinię nieobecnej już na tym forum Ani Kister:

Cytat:
pierwszą powinnością zdrajcy powinno być przyznanie się do zdrady, niezależnie od konsekwencji. Następnie – zdrada wymaga zadośćuczynienia, pracy, by naprawić wyrządzone przez siebie zło. Na końcu jest oddanie wszystkiego pod osąd społeczny, szczególnie osąd pokrzywdzonych. Dopiero na końcu można mówić (lub nie można) o rehabilitacji. [...] Tak czy inaczej – współpraca z „bezpieką” może zostać usprawiedliwiona, gdy współpracujący przyznał się do tego i naprawił wcześniej wyrządzone zło. Nie jest jednak możliwe, by uważać go za bohatera.


całość pod linkiem: http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?p=1614&highlight=#1614



TS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Wrz 05, 2008 4:04 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tomku,
napisałeś, zwracając się do mnie:

Cytat:
Chyba nie całkiem jest tak, jak piszesz:

Cytat:
Jeżeli obozowi III RP zarzucamy dziś, że mocno popierają Wałęsę, którego kilkanaście lat temu zawzięcie zwalczali, to nie można tez zapominać, że ci, którzy dziś Wałęsę zawzięcie zwalczają, kilkanaście lat temu mocno go popierali.


Ja przecież też mocno popierałem Wałęsę kilkanaście lat temu (...) Nie mieściło mi się po prostu w głowie, że Wałęsa mógł być kiedyś jakimś TW „Bolkiem” zwerbowanym w 1970 roku przez SB – przez tych „pretorianów” komunizmu – w charakterze płatnego ich donosiciela. Podobnie musiało być zresztą w przypadku tych wszystkich, którzy go wtedy popierali.


My wszyscy, jak tu dyskutujemy (Ty, ja, Tomek Liese, Romek Bielański, Tadek Świerczewski i inne jeszcze osoby) pewnie popieraliśmy Wałęsę w wyborach w 1990 roku i - zapewne również - w 1995 roku. W roku 1990 nikomu z nas nie przychodziło do głowy, że Wałęsa mógł być TW "Bolkiem", a pewne sugestie Tymińskiego nt. "czarnej teczki" braliśmy za blef. W roku 1995 było już trochę inaczej - było to po "Liście Macierewicza" i tę pierwotną niewinność już straciliśmy. Mimo to głosowaliśmy na Wałęsę.

Ale środowisko przywódców Porozumienia Centrum na tę naszą niewinność w roku 1990 powoływać się nie może. Cytowałem kilka tygodni temu ( http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=87&start=15 mój post z 29 lipca) w ramach tego wątku wypowiedzi Andrzeja Gwiazdy i Jarosława Kaczyńskiego, z których jednoznacznie wynika, że wiedza o przeszłości Wałęsy i jego uwikłaniu we współpracę z SB na początku lat 1970-tych była w jego otoczeniu powszechna. Jarosław i Lech Kaczyńscy - w pewnym czasie najbliżsi współpracownicy Wałęsy - nie mogą dziś w sposób wiarygodny twierdzić, że tej wiedzy wtedy nie posiadali. Oczywiście nie była to wiedza tak szczegółowa jak dziś, po ukazaniu sie książki Cenckiewicza i Gontarczyka, ale była to wiedza wystarczająca, aby formułować na jej podstawie równie radykalne tezy w stosunku do Wałęsy, jakie dzisiaj są formułowane. A przecież takie tezy formułowane wówczas nie były. Przeciwnie - jeszcze w wyborach parlamentarnych w 1991 roku Jarosław Kaczyński wykorzystywał film z Lechem Wałęsą w kampanii wyborczej PC (pisałem o tym w wątku poświęconym prawdom i mitom nt. rządu Jana Olszewskiego - http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=38&postdays=0&postorder=asc&start=0 pierwszy post. z 16 maja). Co więc takiego się stało, że przeszłość Wałęsy sprzed 1991 roku znana w roku 1991 w tym czasie nie dyskredytowała Wałęsy, a potem zaczęła go dyskredytować? Odpowiedź jest prosta - w połowie listopada 1991 roku doszło do gwałtownego zerwania współpracy Lecha Wałęsy z Jarosławem Kaczyńskim ( http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=38&postdays=0&postorder=asc&start=0 - drugi post z 16 maja). Czyż nie jest to dowód na instrumentalne traktowanie Wałęsy przez Jarosława Kaczyńskiego zarówno przed, jak i po 1991 roku? Czy nie jest to dowód na hipokryzję niedawnego premiera?

Tu mała dygresja. Krytykując Jarosława Kaczyńskiego nie popieram równocześnie PO - wręcz przeciwnie. Głosowałem na PiS w roku 2005 i 2007 i pewnie zagłosuję także w roku 2009 (wybory do europarlamentu), 2010 (wybory prezydenckie) i 2012 (wybory parlamentarne). Popieram PiS, bo nie ma dla niego dzisiaj alternatywy. Ale nie będę mówił, że białe jest czarne i że czarne jest białe, tylko dlatego, że przywódcy PiSu tak uważają. Uważam, że wazeliniarstwo szkodzi każdemu, również Jarosławowi Kaczyńskiemu, a bezkrytycym szkodzi każdej partii, również PiSowi.

Cytat:
Zarówno Ty jak i my zgadzamy się co do jednego, udokumentowanego w książce „SB a Lech Wałęsa” faktu, że Wałęsa był w latach 1970-1976 tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Bolek”


Zgoda!

Cytat:
Różnimy się natomiast w kwestii, czy Wałęsa – po wyrejestrowaniu go z rejestru tajnych współpracowników SB w 1976 roku – zerwał swoje więzy ze służbą bezpieczeństwa, czy też nie zerwał.


Zgoda! Dodam tylko, że ja mam dowód (w materiałach SB, które wszyscy uznajemy tu za wiarygodną podstawę do formułowania oskarżeń wobec Wałęsy, gdy idzie o jego związki z SB) na to, że Wałęsa urywał się SB od roku 1973, aż wreszcie w roku 1976 zerwał współpracę i w roku 1978 odmówił stanowczo jej podjęcia, natomiast Wy nie macie żadnego dowodu na to, że Wałęsa po 1976 roku nadal z SB współpracował. Wy w to wierzycie. I jest to wiara całkowicie wymykająca się rozumowej, logicznej argumentacji. Trochę podobnie jak masoni w książce Umberto Eco "Wahadło Foucolta" twierdzicie, że im więcej jest dowodów na zerwanie przez Wałęsę współpracy w roku 1976, tym bardziej to świadczy na jego niekorzyść. Skoro bowiem z papierów SB wynika, że Wałęsa po 1976 już nie współpracował, a przecież współpracował - bo w to wierzycie - to dowodzi to, że Wałęsa stał się agentem wyższego szczebla, agentem wpływu, który był tak tajny, że nawet sama SB o jego współpracy z nią nie wiedziała... :) Albo dowodzi to, że Wałęsa został przejęty przez KGB lub GRU i jego teczka jest w Moskwie.

Cytat:
Różnimy się również w kwestii, czy fakt jego współpracy w latach w latach 70. przy równoczesnym i do dziś trwającym wypieraniu się tej współpracy, wykradaniu dokumentów z nią związanych i ich niszczeniu – mogą pomniejszyć wielkość jego rzekomych zasług i tym samym zaszkodzić jego legendzie.


Tak - tu się różnimy! Tomku, piszesz o RZEKOMYCH zasługach Wałęsy a dla mnie to są zasługi RZECZYWISTE. M. zd. tych rzeczywistych zasług Wałęsy nie pomniejsza, a przynajmniej ich nie przekreśla, jego wcześniejsza współpraca z SB oraz jego późniejsza nieudana prezydentura, niszczenie na jego polecenie akt TW "Bolka" oraz dzisiejsze wypieranie się "w żywe oczy" tej współpracy.

Rozważ natomiast, czy dobrze rozumiemy tę różnicę. Bo może Wam chodzi o to, że Wałęsa nie jest dzisiaj autorytetem moralnym i sądzicie, że ja - broniąc zasług Wałęsy - uznaję go dzisiaj za autorytet. Otóż nie. Dzisiaj nie uważam już Wałęsy za moralny autorytet. Jeśli jest on postacią pomnikową, to jest to pomnik jak z piosenki Kaczmarskiego, którą przypomniał Maciej Gawlikowski na Forum SW

http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?p=14970&highlight=#14970

Cytat:
U Kaczmarskiego pomnik zasrały gołębie, przypadek Lecha Wałęsy jest ciekawszy - zasrał się sam aż po szyję (Szanowne Panie wybaczą...).


Czy da się znaleźć w przeszłości Polski przypadki podobne do Wałęsy? Tak - jest ich bez liku.

Zwykle bohaterem jest się do śmierci wtedy, gdy umiera się w sposób bohaterski, jak gen. Sowiński, czy ci co zginęli w Powstaniu Warszawskim.

Natomiast bohaterzy, którzy przeżyli, zwykle później nie dorastali do swojej legendy i rozmieniali ją na drobne. Weźmy Baczyńskiego (zginął w Powstaniu) i Borowskiego (przeżył Auschwitz). Dwaj wybitni poeci. Ale jeden miał szczęście młodo umrzeć, a drugi miał pecha, że przeżył wojnę i zanim odebrał sobie życie zdążył się ześwinić. Podobnego "pecha" miał Broniewski, o którym Maciej Gawlikowski zrealizował niedawno ciekawy film z cyklu "Errata do biografii". A wodzowie napoleońscy? Większość tych, co walczyli bohatersko u boku Napoleona (jak choćby Wincenty Krasiński - ojciec wieszcza - który dowodził pod Samosierrą) potem w Królestwie Polskim służył wiernie carowi i przyczynił się do skazania Waleriana Łukasińskiego na wieloletnie więzienie. Racje miał wspomniany już Kaczmarski w piosence "Samosierra", gdy śpiewał "Ci, co polegli - poszli w bohatery, ci co przeżyli - poszli w generały." A potem "Ci, co przeżyli - muszą walczyć dalej!" I to "walczyć dalej" w wolnej Polsce Wałęsie po prostu nie wyszło. Nie dochował wierności ideałom, ze swego bohaterskiego, heroicznego okresu życia, tj. z lat 1976 - 1989.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Wrz 05, 2008 4:30 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pozwólcie, Szanowni Adwersarze, że przytoczę ciekawy artykuł Zbigniewa Romaszewskiego z Rzepy nt. Wałęsy.

W artykule jest też mowa o Leszku Moczulskim, choć - m. zd. - tych dwóch przypadków nie da się do końca traktować jednakowo, gdyż - o ile współpraca Wałęsy z SB na początku lat 70. jest niewątpliwa i sam Wałęsa w pewnym okresie swego życia do niej się przyznawał, o tyle współpraca Moczulskiego z SB i natura tej współpracy - mimo prawomocnego wyroku Sądu Najwyższego - budzi wątpliwości, a on sam nigdy się do niej nie przyznał, prezentując przez cały czas niezmienne stanowisko. Wytłuszczenia w tekście pochodzą ode mnie.

Cytat:
Uderz w stół, a nożyce się odezwą
Zbigniew Romaszewski 03-09-2008,

Dyskusja na temat lustracji i dekomunizacji trwa już 18 lat i miałem okazję wypowiadać się w niej wielokrotnie. Sądziłem więc, że właściwie wszystkie argumenty zostały już wyczerpane. Jeśli ktoś pozostał przy swoim zdaniu, to jest to problem własnej wygody lub wiary i żadne argumenty nic tu nie pomogą. Tak więc byłem przekonany, że wypowiadać się w tej sprawie więcej nie warto.

Rozpaczliwa sytuacja
Kiedy się jednak okazało, że to ja jestem sprawcą tego, iż Lech Wałęsa wysunął bezpodstawne zarzuty wobec arcybiskupa Kazimierza Nycza, trudno mi milczeć i udawać, że nic nie rozumiem. Owszem, rozumiem. Rozumiem, że w rozpaczliwej sytuacji, kiedy wali się doktryna grubej kreski (rozumianej znacznie szerzej, niż rozumiał to Tadeusz Mazowiecki), należy użyć najcięższej kolubryny, a więc Lecha Wałęsy. Jest to dość rzadki przypadek, kiedy Lech Wałęsa zrezygnował z roli podmiotu historii i pozwolił się użyć jako pocisk do atakowania zwolenników uczciwego rozliczenia z PRL.

Faktycznie, indagowany przez dziennikarza na temat listu pasterskiego arcybiskupa Kazimierza Nycza, wyrażając swoją głęboką solidarność z wypowiadanymi tam treściami, na kolejne wielokrotnie powtarzane pytanie, czy ksiądz arcybiskup mógł mieć na myśli Lecha Wałęsę, odpowiedziałem, że mógł mieć na myśli również Lecha Wałęsę.
Nie wyobrażam sobie, aby pryncypialny list pasterski arcybiskupa Nycza mógł być inspirowany rozgrywkami personalnymi. Ale również nie wyobrażam sobie, by permanentnie podsycana awantura, jaką usiłuje się rozpętać wokół sprawy Wałęsy i IPN, mogła ujść uwagi księdza arcybiskupa.

Trudno było się spodziewać, że wypowiedź abp. Nycza, dotycząca dość oczywistych prawd wyznaczonych ludzką kondycją, stanie się przedmiotem aż tak ożywionej debaty.

Trudno było się również spodziewać, że jej głównym bohaterem okaże się Lech Wałęsa, a zbiorowym czarnym charakterem IPN. Wyzwolonym emocjom towarzyszyły niestety insynuacje i pomówienia. Jedynym wytłumaczeniem incydentu, które się nasuwa, jest stare przysłowie: "uderz w stół, a nożyce się odezwą".

Bo jak inaczej to wytłumaczyć niż rozpaczliwą obroną doktryny, która wykreśla z historii Polski okres PRL i zabrania uczciwego rozliczenia komunizmu. Jeśli do tego dodamy, iż IPN, i słusznie, cieszy się uznaniem 78 proc. ankietowanych Polaków, to rzeczywiście należy uznać, że dla przeciwników rozliczeń sytuacja jest rozpaczliwa. Ogromna aktywność naukowa i popularyzatorska IPN pierwszy raz stworzyła nadzieję, że liczne kontrowersje okresu PRL, sprzeczne z obowiązującym mitem, przestaną być własnością wtajemniczonych kapłanów, a staną się tworzywem budującym doświadczenie historyczne narodu.

Jak w 1968 roku
Sprawa ta jest o tyle trudna, że nie mieści się w czarno-białym opisie ludzkich postaw czy wydarzeń społecznych, do którego usiłują nas przekonać współczesne media.

Wymaga to czasem odrzucenia utrwalonych poglądów, przyznania, że było się przedmiotem manipulacji, podejmowało niesłuszne decyzje. Wymaga naruszenia komfortu psychicznego. A co dopiero, gdy prawda godzi bezpośrednio w interesy materialne czy kalkulacje polityczne.
Należy uznać, co jest bardzo trudne do przyjęcia, że w niektórych sprawach nie jesteśmy w stanie osiągnąć porozumienia i że jest to naturalne i nie powinno być przedmiotem nawarstwiającego się antagonizmu. Nie zmienia to postaci rzeczy, że prawda historyczna pozwala społeczeństwu dojrzewać i czerpać doświadczenie na wcale niełatwą przyszłość.

Tak się złożyło, że w roku 1979 na Wolne Związki Zawodowe na Wybrzeżu spadła fala represji, które dotknęły również Lecha Wałęsy. Ponieważ wraz z żoną prowadziliśmy wtedy Biuro Interwencji KSS KOR, to moje wyjazdy na Wybrzeże były dość częste i zbliżyły mnie do środowiska WZZ. Dlatego miałem nieszczęście słyszeć liczne relacje dotyczące spotkania WZZ, na którym Lech Wałęsa sam mówił o swoich kontrowersyjnych zachowaniach w 1970 roku.

Relacje z tego spotkania przekazują również jego uczestnik Andrzej Bulc czy Antoni Mężydło, który miał okazję wysłuchać nagrania magnetofonowego. Innych uczestników spotkania nie przywołuję, bo byliby na pewno pomówieni o stronniczość.


4 czerwca 1992 roku, kiedy przyszedłem do Senatu, na swoim pulpicie znalazłem oświadczenie Lecha Wałęsy, które nie zaprzeczało znanym mi faktom. "Nocna zmiana" rozpoczęła się dopiero kilka godzin później. Resztę wyjaśnia obszerna monografia Cenckiewicza i Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa", przygotowana niezwykłym nakładem pracy i z ogromną starannością. Nie spotkała się jak dotąd z merytoryczną krytyką. Mają ją zastąpić inwektywy: "kłamstwo", "skandal", "za czyje to pieniądze".

Wszyscy nieustraszeni
Warto się może zatrzymać nad tym, co nie zostało powiedziane, a co określa mój stosunek do Lecha Wałęsy. Otóż w świadomości społecznej przeplata się Wałęsa – robotnik buntujący się przeciw porządkowi PRL, Wałęsa – przywódca strajku sierpniowego, Wałęsa – przewodniczący "Solidarności", "okresu karnawału", przewodniczący nieistniejącego związku w okresie stanu wojennego i autorytet struktur podziemnych, wreszcie Wałęsa przy Okrągłym Stole, Wałęsa – prezydent, grabarz rządu Olszewskiego.

W tej sytuacji dosyć trudno się zorientować, o którym Wałęsie się mówi. Wbrew temu, co on teraz sądzi, na każdym etapie był człowiekiem, który popełniał mniejsze lub większe błędy, ale również tworzył dobro.

Największą zasługę Lecha Wałęsy stanowi to, że był genialnym barometrem nastrojów społecznych. Potrafił ocenić, czego społeczeństwo chce i do jakich wyrzeczeń i mobilizacji jest zdolne. Intuicyjnie rozumiał, że o zachowaniach społecznych nie decydują wyłącznie względy racjonalne, ale również kumulujące się emocje. Pozwoliło to nam uniknąć realizacji wielu wyspekulowanych i jednocześnie ryzykownych programów działania, nieczytelnych dla szerokich rzesz obywateli.
Współpraca z Lechem Wałęsą nie była łatwa, bo raz to był przywódca radykał, innym razem koncyliacyjny polityk; raz ulegał wpływom Kuronia czy Geremka, innym razem realizował koncepcje Kościoła. Za każdym razem wymagało to zmiany retoryki, środków działania. Drażniło stawiane powszechnie pytanie: "O co tak naprawdę mu chodzi?".
Wydaje się jednak, że nieprzewidywalność Wałęsy i jego polityczne meandry wprawiały również w osłupienie komunistyczną władzę. Jednocześnie ta niejednoznaczność pozwalała przetrwać "Solidarności" jako integralnemu ruchowi społecznemu, w którym każdy znajdował coś własnego i który uniknął podziału na doktrynerskie ugrupowania polityczne, co jest zmorą antykomunistycznej opozycji na Kubie czy Białorusi.
Warto może przypomnieć, że w latach 1979 – 1980 nikt nie myślał o rozliczeniu agentów i kreowaniu bohaterów. Odwaga wcale nie była tak tania jak dzisiaj, za to podejrzliwość znacznie mniejsza. Koniec końców prowadziliśmy działalność nielegalną, ale jawną. I jakkolwiek by na to patrzeć, po swoich wyznaniach na spotkaniach WZZ Wałęsa nie podlegał żadnym szykanom ze strony środowiska. Wyrzucony z pracy korzystał z pomocy materialnej KSS KOR.
Dysponując czasem, uczestniczył w różnych działaniach opozycji, np. jeździł na proces Marka Kozłowskiego do Słupska. Nic się właściwie nie zmieniło. Bo wtenczas zdawaliśmy sobie jeszcze sprawę z tego, że ludzie mogą się załamywać i naprawiać swoje błędy. To dopiero dziś wszyscy są nieustraszeni.

Co z Wałęsą i Moczulskim?
Czy Wałęsa był pokrzywdzony w sensie ustawy o IPN? Na zdrowy rozsądek oczywiście tak. Wyrzucanie z pracy, zatrzymania, rewizje. Normalne koleje losu opozycjonisty w PRL.

Doskonale pamiętam, jak Wałęsę na spacerze z dzieckiem w wózku dopadła bezpieka. Dziecko zostawiono pod drzwiami sąsiadki, a jego zatrzymano. To chyba wystarczy. Nie ulega wątpliwości, że Wałęsa był jednym z nas. Aż do momentu, gdy pycha kazała mu o tym zapomnieć i poszukiwać aliansów w najbardziej skompromitowanych środowiskach.
Było nas 10 milionów – komunizm obalił Wałęsa. W to rzeczywiście trudno uwierzyć. Jeden z myślicieli zauważył, że sukces kończy się wtedy, gdy przestajesz umieć się nim dzielić. I to chyba głęboka prawda.
Natomiast art. 52a § 7 ustawy o IPN stanowi przykład, jak trudno za pomocą prawa stanowionego opisać rzeczywistość. Bo Lech Wałęsa nie jest jedyny, dla którego w świetle rygorystycznych unormowań tego przepisu brak miejsca na liście osób pokrzywdzonych. Leszek Moczulski działał zapewne nieroztropnie, usiłując podjąć nierówną grę z aparatem bezpieczeństwa, ale nigdy nie uwierzę, że działał w złej wierze.
Pracując w Biurze Interwencji, takich ludzi, którzy podpisali zobowiązanie do współpracy, a następnie kontynuowali aktywność opozycyjną (oczywiście ujawniając swą skazę), znam jeszcze kilku czy kilkunastu. Co więcej, na skutek tego, że bezpieka wykryła rysy na ich osobowości, podlegali oni szczególnej presji i szykanom. Czy uznać ich za pokrzywdzonych, czy wpisać na listę TW, czy po prostu zapomnieć?
Z takim Wałęsą czy Moczulskim będzie to trudne.
Należy zapewne poprawić zapisy ustawy, ale na pewno nie jest to łatwe i wymaga głębokich przemyśleń. Nie da się znaleźć sprawiedliwego rozwiązania w ramach reakcji na koniunkturalne awantury. Poza tym gwiazdorzy politycznej sceny winni zdawać sobie sprawę, że archiwa IPN gromadzą 70 kilometrów akt, a tzw. figurantów, czyli osób poszkodowanych, jest pewnie kilkadziesiąt tysięcy i nie sposób wszystkich naraz umieścić na stronie internetowej. Ustawa, dzięki Bogu, nie zawiera żadnych priorytetów i napaści w tej sprawie na IPN są zwyczajną hucpą bazującą na złej woli bądź nieświadomości inicjatorów nagonki.

Ułomna ustawa
Na zakończenie warto jeszcze powrócić do problemu stanowiącego źródło licznych nieporozumień, czyli roli wymiaru sprawiedliwości w ocenie wynaturzeń PRL. Otóż po licznych zaciętych sporach dotyczących oceny działalności w PRL, ostatecznie w roku 1997 udało się przyjąć dość ułomną ustawę lustracyjną.

Ze względu na bliską współpracę czy wręcz zależność PRL-owskiej SB od KGB można było przypuszczać z dużym prawdopodobieństwem, że część materiału kompromitującego osoby publiczne znajduje się w Moskwie i może być użyta do wywierania na nie presji. W związku z tym przyjęto, że pewna grupa osób publicznych ma obowiązek złożyć oświadczenie, czy współpracowała ze służbami specjalnymi PRL, celem wykluczenia możliwości szantażu.

Kłamstwo lustracyjne skutkowało utratą stanowiska i pozbawieniem możliwości pełnienia funkcji publicznych przez dziesięć lat. Ustawa, co warto podkreślić, nie zawierała jakiejkolwiek próby oceny moralnej zachowań. Jeśli przyznałeś się do pracy bądź współpracy ze służbami, nie miało to dla ciebie żadnych konsekwencji.

Przykłady, w których przyznanie się nie stanowiło przeszkody w karierach politycznych, można mnożyć. Tak więc zadaniem sądu lustracyjnego była jedynie ocena, czy winny na podstawie dokumentów SB kłamstwa lustracyjnego mógł być nieświadomy tego, że zdaniem organów jest ich współpracownikiem. Rozwiązanie z punktu widzenia abstrakcyjnego prawa bardzo proste, ale całkowicie niesatysfakcjonujące opinii publicznej, która domagała się oceny moralnej współpracy ze służbami. W oczach szerokiej opinii współpraca taka wiązała się z wysoce negatywną oceną moralną.

Spowodowało to liczne zabiegi, by stępić ostrze ustawy, a przede wszystkim wyłączyć jawność rozpraw lustracyjnych i w ten sposób odciąć obywateli od możliwości samodzielnej oceny moralnej poszczególnych przypadków. Rezultat był taki, że wyjątkowej uczciwości i kompetencji prawnik, jakim był rzecznik interesu publicznego Bogusław Nizieński, zachowywał tajemnicę rozprawy i nie przedstawiał swoich wątpliwości. Natomiast podejrzani i ich obrońcy w niczym nieskrępowany sposób sławili swą czystość i ziali nienawiścią do oskarżyciela, że śmie ciągać po sądach niewinnych ludzi. Tak budowali czarny PR wokół lustracji.
Widocznie i tego było za mało, bo Sąd Najwyższy w sprawie Mariana Jurczyka, ps. Święty, podjął działalność prawotwórczą i zaczął się domagać, wbrew ustawie, ustalania przez sąd lustracyjny, czy działalność tajnego współpracownika wyrządziła szkodę opozycji demokratycznej. Tak więc wprowadzono dodatkowo konieczność oceny wartościującej, a zatem moralnej.

Plotki rozpuszczane przez SB
Uważam, że jest to kompletne nieporozumienie, kiedy sądy mają orzekać o tak subtelnych i zawiłych sprawach jak szkody wyrządzone opozycji czy jej uczestnikom. Bardzo często jest to nie do ustalenia. Czasami zupełnie banalna i niemająca większego znaczenia informacja, np. że ktoś był gdzieś w czerwonym swetrze, pozwalała uwiarygodnić wszechwiedzę śledczego i spowodować załamanie osoby przesłuchiwanej. Kto jest w stanie jednoznacznie to stwierdzić?!
Poza tym powszechna uwaga, w tym również sądu, koncentruje się na tym, co istotnego agenci swoimi donosami wynieśli z opozycji. Zupełnie zapomina się o tym, co do opozycji wnieśli. A przecież wcale nie mniej ważnym zadaniem SB była dezinformacja i dezintegracja środowisk opozycyjnych. Szczucie jednych na drugich, budzenie podejrzeń, tysiące plotek krążących w niedoinformowanym społeczeństwie, rozpuszczanych przy pomocy agentów SB, to chleb powszedni PRL.


Chyba każdy dostatecznie krytyczny opozycjonista jest w stanie przypomnieć sobie, że sam uczestniczył w rozprzestrzenianiu jakiejś informacji, która następnie okazała się nieprawdziwa. Najczęściej pochodziła od agenta lub ludzi z nim zaprzyjaźnionych, a jej cel był jeden – podważenie zaufania, obniżenie morale, dezintegracja ruchu. Ciekawe, jak SN wyobraża sobie dochodzenie szkodliwości takich działań.
Obawiam się, że nawet profesjonalny IPN będzie miał trudności z podjęciem badań na temat prowadzenia przez SB akcji dezinformacji i dezintegracji środowisk opozycyjnych. Bardzo do tego trudu zachęcam. Badania takie mogłyby rzucić nowe światło na to, dlaczego dawna opozycja jest skłócona.

Badania, nie wyroki
Wszystko to piszę dlatego, że coraz częściej pojawia się argument, iż wyrok sądu lustracyjnego przeczy ustaleniom IPN. Nie zamierzam krytykować wyroków sądu, bo większości spraw, które toczyły się przy zamkniętych drzwiach, nie znam, a jedyna sprawa, pani prof. Zyty Gilowskiej, była prowadzona z kompetencją, wnikliwością i obiektywizmem przynoszącym chlubę zespołowi orzekającemu.
Chciałem jedynie zwrócić uwagę na szczupłość materiałów udostępnianych rzecznikowi interesu publicznego i ograniczone możliwości zespołu, którym dysponował. Warto również przypomnieć, że sąd orzeka w warunkach domniemania niewinności oskarżonego. Tak więc prawda wyroku sądowego i prawda badań naukowych to dwie zupełnie różne i nieporównywalne prawdy. Sąd, jeśli nie ma 100 proc. pewności winy, powinien orzec uniewinnienie. Badacz ma prawo przyjąć wersję dla niego bardziej prawdopodobną i nie wyrok sądowy, lecz rezultaty osiągnięte przez innego badacza, mogą tę wersję podważyć.
Nie próbujmy więc ograniczać badań naukowych wyrokami sądowymi, bo czasy, gdy sądy orzekały, czy Ziemia kręci się wokół Słońca czy na odwrót, minęły już bardzo dawno. Nie próbujmy również zastępować argumentów merytorycznych inwektywą, bo ta w niczym nie przybliża nas do prawdy, lecz bardzo zubaża kulturę codziennego obcowania.

Co do nowelizacji ustawy lustracyjnej i ustawy o IPN, to po masakrze dokonanej przez Trybunał Konstytucyjny wymagają one niewątpliwie zwiększenia ich spójności. Tyle że obawiam się, iż w warunkach walki partyjnej i sporów personalnych dominujących działalność parlamentu nie uda się uzyskać pozytywnych rezultatów.

Autor jest politykiem PiS, jedynym senatorem sprawującym urząd nieprzerwanie od 1989 roku. W czasach PRL działał w Komitecie Obrony Robotników, zajmując się między innymi pomocą dla represjonowanych. Na przełomie 1979/1980 był współzałożycielem Komitetu Helsińskiego w Polsce
Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Sob Wrz 06, 2008 1:03 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mirku, mylisz się w poniższej konkluzji:

Cytat:
Cytat:
Różnimy się natomiast w kwestii, czy Wałęsa – po wyrejestrowaniu go z rejestru tajnych współpracowników SB w 1976 roku – zerwał swoje więzy ze służbą bezpieczeństwa, czy też nie zerwał.

Zgoda! Dodam tylko, że ja mam dowód (w materiałach SB, które wszyscy uznajemy tu za wiarygodną podstawę do formułowania oskarżeń wobec Wałęsy, gdy idzie o jego związki z SB) na to, że Wałęsa urywał się SB od roku 1973, aż wreszcie w roku 1976 zerwał współpracę i w roku 1978 odmówił stanowczo jej podjęcia, natomiast Wy nie macie żadnego dowodu na to, że Wałęsa po 1976 roku nadal z SB współpracował. Wy w to wierzycie. I jest to wiara całkowicie wymykająca się rozumowej, logicznej argumentacji. Trochę podobnie jak masoni w książce Umberto Eco "Wahadło Foucolta" twierdzicie, że im więcej jest dowodów na zerwanie przez Wałęsę współpracy w roku 1976, tym bardziej to świadczy na jego niekorzyść. Skoro bowiem z papierów SB wynika, że Wałęsa po 1976 już nie współpracował, a przecież współpracował - bo w to wierzycie - to dowodzi to, że Wałęsa stał się agentem wyższego szczebla, agentem wpływu, który był tak tajny, że nawet sama SB o jego współpracy z nią nie wiedziała... Smile Albo dowodzi to, że Wałęsa został przejęty przez KGB lub GRU i jego teczka jest w Moskwie.


Wcale z nami nie jest tak jak z masonami w „Wahadle Foucolta”. My też mamy dowody. I to z tego samego źródła, na które Ty się powołujesz. Błędnie mnie zresztą interpretujesz. Nie napisałem przecież, że po 1976 roku Wałęsa współpracował z SB. Napisałem wyraźnie (i to już kilkukrotnie), że Wałęsa nie zerwał swych więzów z SB:

Cytat:
(...)kłamstwo to – ponieważ chodzi tu o kłamstwo szczególnego rodzaju (charakteryzujące wszystkich byłych agentów SB) – ma dwa podmioty: Wałęsę i... SB. Inaczej mówiąc Wałęsa oraz SB (a za jej plecami: cała formacja postomunistyczna) są i byli przez cały czas wspólnikami tego samego kłamstwa. Kłamca siłą rzeczy musi być zawsze uzależniony od swojego wspólnika lub też od kogoś, kto o jego kłamstwie wie i kto (podobnie jak wspólnik) dysponuje dowodami na to kłamstwo. Jedynym sposobem uwolnienia się od tej zależności (zerwania wspomnianej przez Wyszkowskiego „smyczy”) jest przyznanie się do kłamstwa i publiczne wyznanie zatajanej przy jego pomocy winy.


Niezerwanie więzów przez Wałęsę oznacza pozostanie przez niego w stosunku zależności od SB. Nie jest to oczywiście formalna współpraca z SB ale zależność taka – jak wspominam w powyższym cytacie – sprawia, że Wałęsa musiał od 1976 roku zawsze już postępować tak, aby niczym nie skłonić „wspólnika kłamstwa” do zdradzenia go. Weź jeszcze pod uwagę, że owo „wspólnictwo” nie funkcjonowało na równych warunkach. To SB mogła Wałęsę skompromitować, a nie on SB. I to nie Wałęsa ale SB dysponowała dowodami jego kłamstwa.

Jeśli uważasz, że Wałęsa położył ogromne, ba, nawet największe zasługi w walce z komunizmem, to jak wytłumaczysz, że pretorianom tegoż komunizmu, czyli SB, tak bardzo zależało, aby to właśnie jemu przypisane zasługi walki z tym komunizmem? W książce, na którą obaj się powołujemy, bodaj najobszerniejszy jej rozdział poświęcony jest „OCHRONIE OPERACYJNEJ”, którą SB roztoczyła nad Wałęsą w latach 1908-1981 (rozdz.7, str. 102-130). Pozwól, że przytoczę tu kilka fragmentów tego rozdziału:

Cytat:
Sama SB określiła to mianem „ochrony operacyjnej” L. Wałęsy – ochrony przed „ekstremistami” dążącymi do jego obalenia. Owi „ekstremiści” mieli – według SB – zmierzać w kierunku konfrontacji „Solidarności” z władzą22. Jak słusznie zauważył Grzegorz Majchrzak: „Lech Wałęsa był nie tylko rozpracowywany (sprawa operacyjnego rozpracowania kryptonim 'Bolek', ale również 'ochraniany' przez SB. Z jednej strony Służba Bezpieczeństwa prowadziła grę mającą na celu zachowanie Wałęsy na stanowisku przewodniczącego Krajowej Komisji Porozumiewawczej (później Komisji Krajowej) NSZZ 'Solidarność', z drugiej dążyła do osłabienia jego pozycji w związku”23. [...] W Informacji dotyczącej aktualnej sytuacji w kraju wg meldunków nadesłanych w dniu 5 września 1980 r. czytamy: „J. Kuroń – zdaniemred. T. Mazowieckiego – może doprowadzić do nieobliczalnych nieszczęść, gdyż usiłuje usunąć L. Wałęsę z [funkcji] przewodniczącego gdańskiego MKS-u25. Nowym przewodniczącym ma zostać inż. A. Gwiazda. Zmiana ta może nastąpić już na najbliższym posiedzeniu MKS w dn. 6 bm. MKS – wg zamierzeń Kuronia – ma odmówić uznania kierowniczej roli partii. Kuroń zostanie być może dokooptowany na członka gdańskiego MKS-u jako przewodniczący 'zespołu ekspertów ośrodka badawczego MKS' ”26.
[...]
Jednak najbardziej zastanawiające są słowa L. Wałęsy wypowiedziane w dość chaotyczny sposób we Włocławku 1 listopada 1980 r. Być może trudna przeszłość przeplata się w nich z szantażem ze strony SB, którego doświadczył już po Sierpniu ’80: „Bo jeśli były propozycje i to wilki propozycje z wilkami, z kilka tysiącami, ale to dużymi tysiącami pieniążków, bo takie duże stosy. Nie za szpiclostwo, bo każdy widział, że mnie nie można kupić, ale tylko za to, że masz, masz tyle dzieci, masz żonę fajną to też. To masz willę, to masz to, nie rób tego, pod wiatę chadzasz [...]. Ten moment, wtedy się zrefl ektowałem [w kościele], że pamiętaj człowieku, ale ty tam pójdziesz i ty wreszcie powiesz coś ty zrobił, żeś ty wymanewrował, że ludzie do ciebie mieli zaufanie, a tyś zrobił świństwo i dlatego też właśnie te momenty mnie sprowadzały, te momenty bo tak po prostu widzę”44.
[I dalej – T.S. ] „Przecież ja przez te 12 czy 10 lat obecnej walki to jak miałem serdecznie dość i nie mówię, że się załamałem, ale podłamywałem. Bo jak słuchajcie – mi zrobili, że rozmienili 250 tys. [złotych] po sto i położyli przede mną willę w Oliwie, w Sopocie garaż z samochodem – mówili – Panie nie chcemy, aby Pan, panie Leszku, był agentem, bo Pan jest wierzący (...) [...] Nie wierzcie tym agenciakom, oni się wszyscy wysypią. Bo oni, tamci spece, oni powiedzą, że jak on się pchał, to ja go przyjąłem, ale patrzcie co mam – to się wszystko wyda – wyda się nie teraz to później – ale się wyda i dlatego człowiek się zastanawia, gdzie trafi (...)
[...]
21 lutego 1981 r. w Wydziale III Departamentu III „A” opracowano Koncepcję przygotowania i realizacji działań na przypadek wykonania zamiaru eliminacji Lecha Wałęsy z przewodniczącego KKP NSZZ „Solidarność” przez KSS KOR i elementy ekstremistyczne[/i]47.
Plan MSW zakładał „podjęcie szeregu działań obronnych i ofensywnych” chroniących L. Wałęsę, gdyby większość przedstawicieli władz regionalnych NSZZ „Solidarność” zadecydowała o wyborze nowego szefa KKP. Wśród różnego typu przedsięwzięć operacyjnych zakładano m.in. opublikowanie przez Polską Agencję Prasową oświadczenia „zawierającego tło i przyczyny odsunięcia Lecha Wałęsy ze stanowiska przewodniczącego KKP przez KSS KOR”, poprzez Departament IV MSW zainspirowanie Episkopatu Polski, by wydał list w obronie Wałęsy, ogłoszenie komunikatu rzecznika prasowego rządu, [i]„w treści którego wyrażony byłby szczery żal z powodu odejścia L[echa] Wałęsy ze stanowiska przewodniczącego Krajowej Komisji Porozumiewawczej”
, a dzięki wytypowanym dziennikarzom radia i telewizji zamierzano „przeprowadzać wywiady z robotnikami dużych zakładów przemysłowych, opowiadających się za powrotem L[echa] Wałęsy i natychmiast je publikować”. Ponadto planowano również opracować ulotki tłumaczące rolę KOR w wyeliminowaniu L. Wałęsy, które powinny być „rozkolportowane w miejscach publicznych miast wojewódzkich i w dużych zakładach pracy, siłami własnymi SB, po zdjęciu Wałęsy”. Szczególną rolę przewidziano dla osobowych źródeł informacji: „Wszystkie piony operacyjne uruchomią w trybie natychmiastowym sieć osobowych źródeł informacji, zlecając im zadanie wywołania i podtrzymania w miejscach pracy dyskusji na temat odwołania Wałęsy oraz inspirowania innych osób do zadawania pytań działaczom »Solidarności« – kto i w czyim interesie doprowadził do zdjęcia wymienionego oraz żądanie przywrócenia Wałęsie władzy”; „Wytypowana sieć winna w trakcie dyskusji wskazywać na KSS KOR i osobiście J[acka] Kuronia jako sprawców 'wykończenia' Wałęsy”; „Zmasowane działania poprzez osobowe źródła informacji i w drodze ulotkowej winny wywołać powstanie 'powszechnej obrony' Wałęsy i potępienie KSS KOR”. W akcję obrony L. Wałęsy planowano też włączyć departamenty I i II MSW, które miały inspirować „korespondentów zachodnich do obrony Wałęsy i wskazywania na KSS KOR jako sprawcę 'przewrotu'” oraz spowodować „nadsyłanie z krajów zachodnich, o[d] licznej Polonii, listów w obronie Wałęsy, kierowanych do MKZ dużych zakładów pracy i KKP”. Ostatnim etapem działania miał być „generalny atak na przeciwników Wałęsy – doprowadzenie do ich kompromitacji, izolacji i odsunięcie od wpływów w 'Solidarności'. W tym celu należy użyć sieci TW oraz inspirować ogniwa 'Solidarności' i działaczy w dużych zakładach przemysłowych, które poprzednio występowały w obronie Wałęsy”48.


I dalej o „nieformalnych kontaktach” Wałęsy z SB (str. 114), o których przypomniał już pan Jacek, czytamy:

Cytat:
W jednym z dokumentów SB znajdujemy potwierdzenie relacji M.F. Rakowskiego ze spotkania Wałęsa–Jaruzelski. Prawdopodobnie już dwa dni później, w rozmowie telefonicznej ze Stanisławem Cioskiem, L. Wałęsa miał powrócić do ustaleń z Jaruzelskim z 10 marca 1981 r. Znany nam z poprzednich rozdziałów mjr Czesław Wojtalik w szyfrogramie do MSW z 12 marca 1981 r. napisał: „Wydział III KW MO w Gdańsku uzyskał informację, z której wynika, że w dniu 12 III 1981 r. Lech Wałęsa zwrócił się telefonicznie z prośbą do ministra (przypuszczalnie Stanisława Cioska) o przekazanie premierowi W[ojciechowi] Jaruzelskiemu, że Jacek Kuroń nie będzie w przyszłości jeździł po kraju i uczestniczył w różnego rodzaju wiecach i spotkaniach. Stwierdził on, że sprawa ta jest już załatwiona, jednak Jacek Kuroń pojedzie jeszcze do Wrocławia w dniach 13 i 14 bm. oraz do Krakowa w dniu 16 bm. Według Wałęsy będą to ostatnie wyjazdy Jacka Kuronia, których nie można już odwołać z uwagi na rozpropagowanie planowanych przez niego spotkań. W sprawie drugiego tematu, jaki Lech Wałęsa poruszył w rozmowie z premierem dot[yczącej] rozwiązania KSS KOR, stwierdził on, że temat ten będzie poruszany na spotkaniu za miesiąc, podczas którego będzie dążył do rozwiązania tej organizacji. Jednocześnie Lech Wałęsa prosił ministra o rozwiązanie sprawy więźniów politycznych, gdyż – jak stwierdził – 'miałem wczoraj zebranie i bardzo straciłem na brawurze. Temat ten jest bardzo ciężki, apeluję i proszę, żeby ci ludzie nas nie wciągnęli w bijatykę – trzeba robić unik'”54. Czy powyższy dokument jest tylko zapisem incydentalnego zdarzenia, czy może raczej świadczy o stałych, nieformalnych kontaktach L. Wałęsy z przedstawicielami najwyższych władz PRL?55 Choć dysponujemy niewielką liczbą źródeł na ten temat, (...)


i jeszcze fragmenty dokumentów Stasi i SB w przypisach 58 i 59 na stronie 115:

Cytat:
58 Zob.: Notatka dotycząca rozmowy przeprowadzonej przez przedstawiciela ambasady NRD z Michałem Atłasem z KC PZPR, 10 XI 1981, [w Drogi do niepodległości 1944–1956/1980–1989. Nieznane źródła do dziejów najnowszych Polski, wstęp, wybór i oprac. T. Balbus, Ł. Kamiński, W. Sawicki i K. Szwagrzyk, pod red. W. Wrzesińskiego, Wrocław 2001, s. 229; Przed i po 13 grudnia. Państwa bloku wschodniego wobec kryzysu w PRL 1980–1982. Tom 2 (kwiecień 1981 – grudzień 1982), wybór, wstęp i oprac. Ł. Kamiński, Warszawa 2007, s. 351; A. Kępiński, Z. Kilar (współpraca), Kto jest kim w Polsce inaczej, cz. II, Warszawa 1986, s. 264. Z dokumentów NRD-owskiej Stasi i tamtejszej partii komunistycznej wynika nawet, że nieformalne kontakty Wałęsy z przedstawicielami władz PRL miały rzekomo sięgać okresu sprzed sierpnia 1980 r. W notatce (na temat poglądów Edwarda Gierka) przygotowanej przez wywiad NRD w połowie 1982 r. czytamy m.in.: „On [Stanisław Kania] i [Kazimierz] Barcikowski nawiązali już w 1978 r. poprzez [Tadeusza] Fiszbacha i [Jana] Łabęckiego [kierował PZPR w Stoczni Gdańskiej] bezpośrednie kontakty z Wałęsą i innymi późniejszymi liderami Solidarności. [...] Wałęsa był chroniony. ([Stanisław] Kowalczyk oświadczył na początku 1979 r., że Wałęsa został przez Kanię kupiony)”. Informacja na temat poglądów tow. Edwarda Gierka na niektóre aspekty rozwoju w PRL nr 320/82 z 24 VI 1982 r., [w Drogi do niepodległości..., s. 266. Opinia ta jest jednak mało prawdopodobna, a przynajmniej trudna dzisiaj do naukowej weryfi kacji ze względu na brak dokumentów.

59 L. Wałęsa w rozmowie z pułkownikami wojska i SB tak opisywał swoje rozmowy z wojewodą gdańskim J. Kołodziejskim na temat przyszłości „Solidarności”: Głównie chodzi o to, żeby odsunąć ekspertów, tych, którzy wam nie odpowiadają. Ja ich odsunę. Siadamy razem z ministrem Cioskiem, czy z kimś innym i opracowujemy statut doradców. To mówiłem przed stanem wojennym Kołodziejskiemu. W tym statucie będzie, że doradca i ekspert to tylko opracowuje i nawet nie wypowiada się. Opracowuje tematy, które wcześniej są uzgodnione z Cioskiem. W ostatnim punkcie byłoby napisane, że kto na swoją rękę jeździ i się wygłupia i tworzy, to może dostać baty, bo on nie jest Związek i nie wykonuje poleceń związkowych. Część by się zgodziła, a część nie. Wtedy oni sami odpowiadają. To nie ja. Jeszcze raz powtarzam – daję wam więcej, tylko innymi metodami. W kontekście nieformalnych kontaktów z władzami L. Wałęsa mówił także o swoich decyzjach kadrowych: „Nie zarzuci pan mi nic, że w Gdańsku miał pan jednego człowieka, który wam mógł się nie podobać. Wyczyściłem. Nie zarzuci mi pan też, że tam, gdzie miałem wpływ, to znaczy w prezydium KK [NSZZ „Solidarność”], które dobierałem, dobrałem jednego człowieka, który wam nie odpowiadał. Pytałem się nawet. Myśli pan, że odsunięcie [Janusza] Onyszkiewicza, [Karola] Modzelewskiego czy [Andrzeja] Gwiazdy to była łatwa sprawa? Poradziłem sobie jednak. A, że nie mogłem załatwić pozostałych, bo nie zrobię wyborów w Warszawie, niech to robi ktoś inny. To był demokratyczny związek, więc nie mogłem. Jednocześnie wiedziałem, że jest bardzo leciutko, ledwie siedzi [Jan] Rulewski, [Marian] Jurczyk, [Antoni] Kopaczewski i wielu innych. Jakieś większe spotkania rozliczeniowe i oni spadali”. Całość rozmowy: S. Cenckiewicz, G. Majchrzak, „Chcemy Panu pomóc”. Zapis rozmowy przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Lecha Wałęsy z szefem Oddziału V Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk. Bolesławem Klisiem i dyrektorem Biura Śledczego MSW płk. Hipolitem Starszakiem przeprowadzonej w dniu 14 listopada 1982 r., „Arcana”, 2006, nr 70–71, s. 124–164 (zob. też aneks źródłowy nr 22).


A na str 116. :

Cytat:
W MSW ponownie obawiano się odwołania L. Wałęsy, a nawet jego fizycznej eliminacji62. W Prognozie rozwoju sytuacji w KKP z 26 marca 1981 r. czytamy: „należy spodziewać się usunięcia WAŁĘSY z funkcji w kierownictwie 'Solidarności'”63. „W przypadku tym – czytamy w dokumencie przygotowanym 26 marca 1981 r. w Departamencie III „A” MSW – WAŁĘSIE należy udostępnić natychmiast wszystkie środki masowego przekazu (radio, tv, prasa) do ujawnienia przyczyn wydalenia [go] z kierownictwa 'Solidarności'. Należy przypuszczać, że pod wpływem emocji będzie krytykował władzę, ale przede wszystkim wzbudzi nieufność i skompromituje działaczy o ekstremalnych tendencjach”64.


I na str. 121:

Cytat:
W opinii władz PRL przywódca „Solidarności” był w pewnym sensie „mniejszym złem”, cieszącym się w dodatku poparciem Kościoła, dzięki któremu możliwe stawało się osiągnięcie względnej „stabilizacji” niezbędnej przecież do planowanej wówczas siłowej rozprawy z postępującą „kontrrewolucją”. Kwestia ta powinna zostać dogłębnie zbadana i szeroko omówiona przez badaczy, którzy w przyszłości zdecydują się na napisanie monografi i dziejów „Solidarności” w latach 1980–1981.



Może to już wystarczy Smile . Ponawiam zatem pytanie:

jak wytłumaczysz, że pretorianom tegoż komunizmu, czyli SB, tak bardzo zależało na tym, aby to właśnie Wałęsie przypisane zostały zasługi w walce, która toczyła się przecież przeciwko nim samym?



TS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Wrz 07, 2008 10:55 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tomku,
wybacz mi błędną interpretację Twoich słów. Masz rację, gdy piszesz:

Cytat:
Błędnie mnie zresztą interpretujesz. Nie napisałem przecież, że po 1976 roku Wałęsa współpracował z SB. Napisałem wyraźnie (i to już kilkukrotnie), że Wałęsa nie zerwał swych więzów z SB (...)

Niezerwanie więzów przez Wałęsę oznacza pozostanie przez niego w stosunku zależności od SB. Nie jest to oczywiście formalna współpraca z SB ale zależność taka (...) sprawia, że Wałęsa musiał od 1976 roku zawsze już postępować tak, aby niczym nie skłonić „wspólnika kłamstwa” do zdradzenia go. Weź jeszcze pod uwagę, że owo „wspólnictwo” nie funkcjonowało na równych warunkach. To SB mogła Wałęsę skompromitować, a nie on SB. I to nie Wałęsa ale SB dysponowała dowodami jego kłamstwa.


Ta pomyłka dowodzi, że mamy kłopoty z komunikacją, gdyż mnie - na Twoje poglądy - "nakładają się" wypowiedzi innych osób (tezę o współpracy Wałęsy z SB lub radzieckimi służbami formułowali m.in. Antoni Macierewicz i Andrzej Gwiazda, cytat z artykułu tego ostatniego pt. "Hipoteza" podałem w poście z 23 sierpnia 2008, stąd uznałem, że i Ty jesteś zwolennikiem tego poglądu), a ja obawiam się, że i Tobie, czy innym moim oponentom w tej dyskusji - na moje wypowiedzi "nakładają się" wypowiedzi innych obrońców Wałęsy (wśród których jest wiele osób, z którymi nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego).

Pisząc o "smyczy", czy więzi Wałęsy z SB odnosisz się do sytuacji potencjalnej. Nie mam zamiaru przeczyć, że współpraca Wałęsy z SB na początku lat 1970. dawała SB potencjalną możliwość wpływania na Wałęsę. SB wiązała z tym duże nadzieje. M.in. dlatego wspierała Wałęsę w czasie wyborów na przewodniczącego KK NSZZ "Solidarność", o czym wspominasz w swoim poście. Nie mam też zamiaru negować, że Wałęsa miał świadomość, że SB może użyć przeciwko niemu papierów dot. jego współpracy. Niekiedy działo się to na naszych oczach (np. "czarna teczka Tymińskiego w wyborach prezydenckich w 1990 roku). Zważ jednak trzy poniższe uwagi:
1) Wałęsa usiłował rozbroić to niebezpieczeństwo przyznając się przed rokiem 1989 do kontaktów z SB (kolejnego dowód na to, że Wałęsa się wtedy przyznawał dostarcza przywołany przeze mnie wyżej artykuł Zbigniewa Romaszewskiego w Rzepie),
2) nie mamy żadnych dowodów, aby tego typu szantaż się powiódł - w kluczowych wydarzeniach przed 1989 rokiem Wałęsa stawał na wysokości zadania (choć niekiedy po pewnych wahaniach),
3) współpraca z SB nie jest jedyną okolicznością, za pomocą której służby mogą próbować naciskać na polityka; podobne możliwości nacisku dają inne słabości, których każdy człowiek ma wiele: życie seksualne, kompromitujące powiązania rodzinne i towarzyskie, popełnione przestępstwa itp. Można więc powiedzieć, że w działalność każdego polityka jest wpisany strach przed ujawnienie kompromitujących szczegółów z jego życia.

Tomku, napisałeś dalej:

Cytat:
jak wytłumaczysz, że pretorianom tegoż komunizmu, czyli SB, tak bardzo zależało, aby to właśnie jemu przypisane zasługi walki z tym komunizmem? W książce, na którą obaj się powołujemy, bodaj najobszerniejszy jej rozdział poświęcony jest „OCHRONIE OPERACYJNEJ”, którą SB roztoczyła nad Wałęsą w latach 1908-1981


Jak wspomniałem wyżej "ochronę operacyjną" SB nad Wałęsą tłumaczę z jednej strony nadziejami SB na to, że będzie można wpływać na Wałęsę za pomocą esbeckich papierów z początków lat 1970., a z drugiej oceną SB, że cechy charakteru Wałęsy oraz jest nikłe wykształcenie utrudnią mu sprawne kierowanie związkiem.

Cytat, który podajesz zawiera też takie zdanie:

Cytat:
Z jednej strony Służba Bezpieczeństwa prowadziła grę mającą na celu zachowanie Wałęsy na stanowisku przewodniczącego Krajowej Komisji Porozumiewawczej (później Komisji Krajowej) NSZZ 'Solidarność', z drugiej dążyła do osłabienia jego pozycji w związku”


To nie było więc takie proste - "trzymamy Wałęsę na smyczy, to nasz człowiek i zrobi wszystko, co mu każemy". To była raczej kalkulacja - "lepszy dla nas (czyli dla SB) Wałęsa niż Gwiazda, ale z drugiej strony Wałęsa też nas nie słucha, więc - z jednej strony - pomagamy Wałęsie utrzymać się na czele związku, z drugiej - osłabiamy jego pozycję."

Kolejne cytaty z książki Cenckiewicza i Gontarczyka, które podałeś dowodzą jedynie nieformalnych kontaktów między Wałęsa a władzami PRL, w czym nie widzę niczego złego. To normalna kuchnia polityczna. Uznałbym za naiwność twierdzenie, że politycy spotykają się i rozmawiają ze sobą tylko oficjalnie, w świetle fleszy. Ktoś, kto uprawiałby politykę tylko w ten sposób byłby bardzo mało skuteczny. Wiem coś o tym, bo przez niespełna dwa lata byłem posłem i programowo unikałem kontaktów nieformalnych, w szczególności "wódeczek" w sejmowym barze. A tymczasem to właśnie takie kontakty są nieodłącznym elementem każdej polityki, to one poprzedzają porozumienia polityczne czy ważne decyzje personalne. To, co widzimy w mediach, to w dużej mierze teatr. Prawdziwa politykę tworzy się za kulisami. Tak więc sam fakt nieformalnych kontaktów Wałęsy z władzami PRL mnie nie oburza.

Poważnym zarzutem byłoby, gdyby okazało się, iż Wałęsa w tym czasie był lojalny wobec władz a nie zachowywał się lojalnie wobec "Solidarności" i sprzedał jej cele. Ale takiego zarzutu, jak rozumiem, Cenckiewicz z Gontarczykiem nie formułują.

Inna rzecz, czy to, co mówił Wałęsa władzom (a ściślej, to co zapisano w papierach SB) odpowiadało prawdzie. Np. Wałęsa walczył z Gwiazdą o przywództwo w "Solidarności". Do tego, aby to robić nie potrzebował poleceń z SB. Walczył z Gwiazdą, bo ten był jego rywalem, ale władzom PRL mówił, że zwalcza Gwiazdę, bo to jest radykał.

Chciałbym jeszcze odnieść się do przywoływanej kilka razy przez Ciebie wypowiedzi Wałęsy na procesie Jaruzelskiego:

Cytat:
„Dorobiłem się na tej rewolucji”.


Nie widziałem tego zachowania Wałęsy, które towarzyszyło wypowiadaniu tych słów i wcale bym się nie zdziwił, gdyby było ono tak aroganckie, jak Ty to opisujesz. Zwracam jednak uwagę, że sam fakt, iż Wałęsa nie chciał zwrotu kosztów procesu za przyjazd na rozprawę Jaruzelskiego oceniam pozytywnie, a wypowiedź o "dorobieniu się" świadczy, iż ma on świadomość, że w przeciwieństwie do wielu innych bohaterów "Solidarności" Wałęsa na działalności opozycyjnej nieźle zarobił. Szkoda, że z tego faktu nie potrafi wyciągnąć dalszych wniosków i że Wałęsa nie chciał i nie chce podzielić się z tymi, którym się materialnie nie powiodło i którzy nie doczekali się należnego im uznania, ani swymi zasługami, ani swymi materialnymi środkami (np. w postaci ufundowania stypendiów na pokrycie kosztów wykształcenia dzieci dawnych opozycjonistów). Rację ma Zbigniew Romaszewski, gdy pisze, że to samolubstwo Wałęsy stało się jednym z powodów tak brutalnych ataków na niego w obecnym czasie ze strony części dawnych kolegów.

Oczywiście fakt, iz Wałęsa bronił Jaruzelskiego na procesie oceniam negatywnie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Wto Wrz 09, 2008 4:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mirku, myślę że ani moje argumenty nie wpłyną na zmianę Twojej oceny „zasług” Wałęsy, ani odwrotnie – mnie Twoje również nie przekonają. Natomiast cieszy mnie, że udało nam się je tu zaprezentować i dzięki temu wzajemnie się lepiej zrozumieć. Nie chciałbym już niepotrzebnie przedłużać tej dyskusji. Krótko więc jeszcze tylko skomentuję Twoją ostatnią opinię na temat więzi Wałęsy z SB – po zerwaniu przez niego formalnej z nią współpracy w 1976 roku:

Cytat:
Pisząc o "smyczy", czy więzi Wałęsy z SB odnosisz się do sytuacji potencjalnej. Nie mam zamiaru przeczyć, że współpraca Wałęsy z SB na początku lat 1970. dawała SB potencjalną możliwość wpływania na Wałęsę. SB wiązała z tym duże nadzieje. M.in. dlatego wspierała Wałęsę w czasie wyborów na przewodniczącego KK NSZZ "Solidarność", o czym wspominasz w swoim poście. Nie mam też zamiaru negować, że Wałęsa miał świadomość, że SB może użyć przeciwko niemu papierów dot. jego współpracy. Niekiedy działo się to na naszych oczach (np. "czarna teczka Tymińskiego w wyborach prezydenckich w 1990 roku). Zważ jednak trzy poniższe uwagi:


Już sama nawet – jak ją nazywasz – „potencjalna” możliwość szantażowania Wałęsy przez SB była wystarczająco aktywnym czynnikiem, aby wymusić na nim działania korzystne w pewnym stopniu dla „strony komunistycznej”. Kierując się ludowym sprytem oraz typową dla prostego człowieka intuicją spełnił on – co widać dziś jak na dłoni – w obliczu zbliżającego się upadku dyktatury komunistycznej oczekiwania SB (i całego aparatu władzy komunistycznej). W zamian za nieujawnianie prawdy o jego agenturalnej przeszłości starał się on po prostu (dowodzi tego treść stenogramów z nieformalnych spotkań z funkcjonariuszami SB i z ich mocodawcami – funkcjonariuszami aparatu peerelowskiej władzy) tak prowadzić „swą walkę”, aby uzgodniona przed okrągłym stołem ustrojowa transformacja pozwoliła na zakulisowe przepoczwarzenie się najważniejszych komunistów w wielkich kapitalistów. Pojmował on po prostu, że utrzymanie swoich własnych korzyści (osiągniętych dzięki wspólnemu kłamstwu) wymaga również dbałości o interes swojego partnera (wspólnika). Choć więc formalną współpracą to nie było, przyniosło jednak i nadal przynosi rezultat podobny do tego, który przyniosłaby współpraca formalna. Wałęsa nie musiał wcale wykonywać konkretnie sformułowanych poleceń oficera prowadzącego. Nie musiał być przez niego – tak jak w latach 1970-1976 – „zadaniowany”, co odnotowywano w posumowaniu każdego z pisemnych donosów TW. Nie musiał być też bezpośrednio przez SB szantażowany, jak to zapewne miało miejsce w przypadku teczki Tymińskiego. Wystarczyła zwykła świadomość wspomnianej przez Ciebie „potencjalnej możliwości”, aby postępować tak jak on właśnie postępował, czyli w sposób zabezpieczający interes elit komunistycznych.

Cytat:
1) Wałęsa usiłował rozbroić to niebezpieczeństwo przyznając się przed rokiem 1989 do kontaktów z SB (kolejnego dowód na to, że Wałęsa się wtedy przyznawał dostarcza przywołany przeze mnie wyżej artykuł Zbigniewa Romaszewskiego w Rzepie),

Co z tego, że usiłował... skoro i tak nigdy tego nie zrobił!

Cytat:
2) nie mamy żadnych dowodów, aby tego typu szantaż się powiódł - w kluczowych wydarzeniach przed 1989 rokiem Wałęsa stawał na wysokości zadania (choć niekiedy po pewnych wahaniach),


Jeśli „stanął na wysokości zadania”, to w sposób zabezpieczający interes „wspólnika”.

Cytat:
3) współpraca z SB nie jest jedyną okolicznością, za pomocą której służby mogą próbować naciskać na polityka; podobne możliwości nacisku dają inne słabości, których każdy człowiek ma wiele: życie seksualne, kompromitujące powiązania rodzinne i towarzyskie, popełnione przestępstwa itp. Można więc powiedzieć, że w działalność każdego polityka jest wpisany strach przed ujawnienie kompromitujących szczegółów z jego życia.


Zgoda, ale przecież ta związana z Wałęsą „okoliczność” (ta jego „piękna walka” w ochronnym kokonie kłamstwa) skutkowała jego – opisaną i udokumentowaną w książce „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” – dyspozycyjnością wobec oczekiwań komunistycznego „wspólnika kłamstwa”.


TS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Wrz 11, 2008 11:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Smutna pointa naszej dyskusji:

Cytat:
Lech Wałęsa nie pozwie IPN

Cezary Gmyz 11-09-2008,

Za radą prawników były prezydent zrezygnował z procesu przeciw autorom książki poświęconej jego współpracy z SB

Spotkamy się w sądzie i tam udowodnimy swoje racje – mówił były prezydent w czerwcu, tuż po ukazaniu się książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. – Nie macie ani jednego mojego podpisu, jesteście nadzy, moi kochani, i za to będziecie mieli sprawę, którą przegracie – zwracał się do autorów publikacji IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Zapowiedział też, że będzie żądał od każdego autora, ale również prezesa IPN Janusza Kurtyki, po milion euro odszkodowania.

Wczoraj Lech Wałęsa przyznał, że pozwu przeciw autorom nie złoży. – Problem polega na tym, że jak prawnicy przejrzeli, to w przepisach obowiązujących dzisiaj nic nie da się zrobić. Taki proces jest nie do wygrania – stwierdził. Dodał, że pozwu można się spodziewać, kiedy w Polsce zmieni się prawo. – Pozew będzie, gdy prawo będzie logiczne. Mam granatem prawo zmieniać? – pytał Wałęsa.

Autorzy książki nie chcieli się ustosunkowywać do rezygnacji Wałęsy z procesu.

Wiesław Johan, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, jest zdumiony wypowiedziami Wałęsy dotyczącymi prawa. – Mogę tylko wyrazić zdumienie, że były prezydent Rzeczypospolitej kwestionuje system prawny w Polsce. Sędziowie są niezawiśli, i jeśli Lech Wałęsa uważa, że naruszono jego dobra osobiste, powinien swych racji dochodzić w sądzie – dodaje.
Rzeczpospolita


Co wynikło z naszej dyskusji?

Pozostaliśmy przy swoich racjach, ale mogliśmy je publicznie i bez emocji przedstawić. Każdy czytelnik mógł sobie wyrobić zdanie biorąc pod uwagę różne argumenty. Nie było cenzury, nie było wzajemnych złośliwości i wycieczek ad personam.

Na koniec powiem tak - szkoda, że Wałęsa dziś nie potrafi zachować się przyzwoicie. Szkoda, że skumplował się z cała tą antylustracyjną szumowiną i obrońcami Okrągłego Stołu - politycznymi bankrutami. Szkoda, że pozwolił, aby jego adwokaci mieli twarz Michnika i Szmajdzińskiego. Zbyt łatwo Wałęsa uwierzył, że nie znajdzie się nikt przyzwoity, kto zechciałby go bronić. Zbyt łatwo przestał wierzyć, że uczciwe wyznanie win, przeprosiny i zadośćuczynienie były i ciągle są jeszcze możliwe. Że możliwe jest wybaczenie. Mówiąc patetycznie - szkoda, że Wałęsa ma Matkę Boską w klapie, a nie w sercu...

Wierzę, że za kilkadziesiąt lat po śmierci pokolenia ludzi, którzy tworzyli "Solidarność", Wałęsa otrzyma należne mu miejsce w historii, mimo jego licznych wad i grzechów. Ale póki Wałęsa żyje i póki zachowuje się tak, jak się zachowuje, w Polsce nie będzie dla niego litości i przebaczenia.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum