Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"SB A LECH WAŁĘSA"
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Cze 18, 2008 1:00 pm    Temat postu: "SB A LECH WAŁĘSA" Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Paweł Lisicki:
Dlaczego warto poznać teczkę „Bolka”

Przyszła chwila, kiedy w dyskusji o książce na temat Lecha Wałęsy przemówią fakty. „Rzeczpospolita” jako pierwsza publikuje najważniejsze ustalenia Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, dwóch historyków IPN.

Nie chcemy – jak to zarzucają niektórzy – niszczyć autorytetów, budzić nienawiści, obalać mitów, kwestionować tego, co w polskiej historii wielkie. Lech Wałęsa jest i pozostanie symbolem jednego z największych zrywów do wolności. Nikt nie odbierze mu zasług. Ani tego, że w Stoczni Gdańskiej potrafił porwać za sobą tysiące robotników, czyniąc wielki krok na drodze do obalenia komunizmu. Ani tego, że swoim zachowaniem w latach 80., wtedy gdy tak wielu popadało w rozpacz, potrafił walczyć o „Solidarność”.

Ale mówiąc o tym, co wspaniałe, nie wolno pomijać słabości i nadużyć władzy. Polska demokracja dojrzała do takiej debaty. Polacy są wystarczająco dorośli, by otwarcie dyskutować również o wątpliwych stronach działań Wałęsy. W demokracji nie ma miejsca dla autorytetów budowanych na fałszu i pozorach. Ci, którzy tego nie widzą, którzy usiłują zakrzyczeć badaczy ujawniających kontrowersyjne dokumenty, nie rozumieją, na czym polega swoboda debaty i kontrola społeczna.

W książce Gontarczyka i Cenckiewicza najważniejsze, sądzę, wcale nie są fragmenty opisujące działalność „Bolka” na początku lat 70. Znacznie gorsza jest wiedza na temat działań Lecha Wałęsy w okresie, kiedy sprawował urząd prezydenta. To wtedy bowiem posłużył się różnymi dostępnymi sobie środkami, by w nielegalny sposób usuwać kompromitujące go dokumenty. To wtedy zamiast przyznać się do wstydliwego epizodu, wolał posłużyć się władzą do niszczenia śladów swej słabości. Co gorsza, w tym procederze pomagali mu najważniejsi urzędnicy państwowi III RP. Tak jakby zapomnieli o swoich podstawowych obowiązkach i odpowiedzialności za przestrzeganie reguł. Hasła o państwie prawa były w ich ustach tylko nędznym frazesem.

Losy teczki „Bolka” pokazują, jak poręcznym narzędziem szantażu mogła być wiedza oparta na archiwach SB. Ilu jeszcze ludzi ze strachu przed ujawnieniem niewygodnej prawdy poddawało się naciskom i szukało pomocy u byłych esbeków? Nie wiadomo.

Wiadomo wszakże, że jedynym sposobem zerwania tych powiązań jest jawność. Dobrze, że IPN miał odwagę zająć się losami teczki „Bolka”. Wreszcie możliwa staje się rzetelna dyskusja. Książka historyków z IPN oznacza koniec monopolu na wiedzę o przeszłości Wałęsy, jakim dotąd dysponowały wąskie elity.


http://www.rp.pl/artykul/149668.html


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Pią Lip 04, 2008 9:48 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Cze 18, 2008 1:13 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Gdzie są akta TW „Bolka”
Piotr Gontarczyk, Sławomir Cenckiewicz

(...)
Po obaleniu rządu Jana Olszewskiego w nocy z 4 na 5 czerwca 1992 r. ludzie prezydenta Wałęsy szykowali się do przejęcia kontroli nad MSW. Ministrem spraw wewnętrznych miał zostać Andrzej Milczanowski, zaś szefem UOP – Jerzy Konieczny. Nim jednak pokonali wszystkie bariery formalne, prezydent Wałęsa miał zadzwonić do szefa UOP Piotra Naimskiego z jednoznacznym komunikatem: „Nie ruszać żadnych papierów i czekać”.

Zanim nowa ekipa zdołała przejąć obowiązki, Naimski powołał sześcioosobową komisję, która dokonała inwentaryzacji dokumentów dotyczących urzędującego prezydenta RP. W jej skład wchodzili m.in. zastępca szefa UOP Adam Taracha i szef Zarządu Kontrwywiadu UOP Konstanty Miodowicz. Komisja stworzyła „Protokół z przeglądu akt archiwalnych dotyczących agenturalnej działalności Lecha Wałęsy w latach 1970 – 1976 r.” enumeratywnie wymieniający wszystkie dokumenty, które do 4 czerwca 1992 r. zgromadziło w tej sprawie kierownictwo MSW.

W nocy z 5 na 6 czerwca 1992 r. nowa ekipa weszła do budynku UOP. Pierwszym obiektem zainteresowania Milczanowskiego i Koniecznego stała się kasa pancerna ministra Antoniego Macierewicza. Ponieważ nie było w niej dokumentów dotyczących Wałęsy, obaj pierwsze kroki skierowali do gabinetu Piotra Naimskiego. Tu protokolarnie przejęli wszystkie znajdujące się tam akta archiwalne dotyczące prezydenta. Protokół ten zachował się do naszych czasów i wymienia dokładnie te same dokumenty, które wcześniej spisano w „Protokole z przeglądu akt archiwalnych dotyczących agenturalnej działalności Lecha Wałęsy w latach 1970 – 1976 r.”. Były wśród nich m.in. oryginalna karta ewidencyjna Wałęsy z informacją, iż był on do 1976 r. tajnym współpracownikiem wyeliminowanym z sieci agenturalnej z powodu „niechęci do współpracy”, a także podający analogiczne informacje wydruk z bazy komputerowej byłej SB oraz wspomniany już kwestionariusz osoby przeznaczonej do internowania. W ręce Milczanowskiego dostały się też kopie rzekomych rękopiśmiennych dokumentów TW „Bolek”, które w latach 80. kolportowała SB. Kolekcję uzupełniały liczne raporty „Bolka” znajdujące się w przywiezionych z Gdańska tomach akt archiwalnych tamtejszej SB.

Po wkroczeniu nowej ekipy, drzwi od pokoi, gdzie znajdował się Wydział Studiów, zostały zaplombowane, a na korytarzach pojawili się wartownicy z Jednostek Nadwiślańskich MSW. Współpracowników Antoniego Macierewicza, którzy pojawili się w pracy 6 czerwca 1992 r. (sobota), odizolowano w specjalnie przygotowanej sali. Były funkcjonariusz SB, a później oficer Zarządu Śledczego UOP, płk Adam Dębiec miał kierować „postępowaniem wyjaśniającym”. Wszyscy odmówili mu składania wyjaśnień, domagając się jednocześnie zinwentaryzowania zabezpieczonych archiwaliów MSW w obecności przedstawicieli Sejmu. Mimo dużej wiedzy, jaką dysponowali, natychmiast wyrzucono ich z pracy.

Teczka „Bolka” w Belwederze

Około 6 – 7 czerwca 1992 r. za zgodą ministra Andrzeja Milczanowskiego Wałęsie udostępniono zgromadzoną na jego temat dokumentację. Prezydent oglądał ją w gabinecie szefa kontrwywiadu UOP płk. Konstantego Miodowicza. W lipcu lub sierpniu 1992 r. prezydent ponownie zwrócił się do Milczanowskiego o możliwość przeczytania akt, tym razem w Belwederze. Otrzymał na to zgodę. Szef Zarządu Śledczego UOP płk Wiktor Fonfara zapisał w notatce służbowej: „polecenie dostarczenia ich Prezydentowi otrzymał ówczesny Szef UOP Jerzy Konieczny oraz ja. Materiały osobiście zawieźliśmy Prezydentowi, który pokwitował ich odbiór na odwrocie protokołu zawierającego szczegółowy spis ich zawartości”.

Polecenia wydawane przez ministra Milczanowskiego budzą zasadnicze wątpliwości. Do najpoważniejszych należy kwestia, na jakiej podstawie prawnej i w jakim celu szef MSW przekazał Lechowi Wałęsie komplet kompromitujących go dokumentów. Udostępnienie ich w budynku UOP, tak jak to miało miejsce w czerwcu 1992 r., lub ewentualne przesłanie do Belwederu kopii można potraktować jako działania zgodne z obowiązującymi przepisami. Ale przekazanie oryginałów, to już inna sprawa.

Przede wszystkim warto wspomnieć, że akta te były opatrzone klauzulami tajności, a w UOP istniały stosowne zasady obiegu takich dokumentów. Przekazanie niejawnych akt archiwalnych SB dotyczących TW „Bolek” prezydentowi Lechowi Wałęsie z pominięciem wszelkich obowiązujących zasad i procedur, kancelarii tajnych etc. budzi zastrzeżenia. Nie tylko naruszało to obowiązujące reguły prawa, lecz także narażało ważne akta urzędowe na ich bezpowrotne utracenie. Co też niebawem się stało.

Paczka z dokumentami dotyczącymi TW „Bolek” wróciła do MSW 22 września 1992 r. Na pierwszy rzut oka było widać, że dokumenty zostały zdekompletowane. Zniknęły najważniejsze dokumenty dotyczące sprawy: oryginał karty ewidencyjnej Lecha Wałęsy, kopie doniesienia i pokwitowań tego TW, a także inne dokumenty wskazujące, że „Bolkiem” był urzędujący prezydent. W poszczególnych tomach akt, które przywieziono z Gdańska 1 czerwca 1992 r., dokonano czystki. W miejscach, gdzie wcześniej znajdowały się doniesienia „Bolka”, sterczały teraz fragmenty powyrywanych kartek.

Milczanowski przekazał płk. Fonfarze polecenie udokumentowania braków, co zrobiono w postaci stosownych notatek służbowych. Zapewne po interwencji Andrzeja Milczanowskiego w Belwederze następnego dnia, 24 września 1992 r., do MSW dotarła kolejna przesyłka od Lecha Wałęsy. Koperta miała zawierać brakujące dokumenty – jak to eufemistycznie określano w dokumentach urzędowych – „zatrzymane” wcześniej przez prezydenta.

Na drugi dzień po otrzymaniu wspomnianej przesyłki materiały dotyczące Wałęsy zostały zapakowane i zamknięte w kasie pancernej. Teoretycznie wszystko było w porządku. Początkowo prezydent „zatrzymał” część kompromitujących go dokumentów, jednak po interwencji ministra Milczanowskiego zwrócił je w kopercie. Kłopot w tym, że nikt tej koperty nie otworzył. Nie było takiej potrzeby. Kierownictwo MSW zapewne wiedziało, że brakujących dokumentów w kopercie nie ma, a rzekomy zwrot dokumentów przez Wałęsę był prawdopodobnie fikcją.


Doczyszczanie

19 września 1993 r. odbyły się w Polsce wybory parlamentarne. Ich zdecydowanym zwycięzcą były SLD i PSL. Łącznie partie te (171 plus 132) zdobyły 303 mandaty. Dla Lecha Wałęsy, którego dotychczasowa siła w znacznej mierze opierała się na słabości rozdrobnionego parlamentu, groziło to utratą wpływów i kontroli nad UOP i MSW. Zapewne perspektywa utraty stanowiska przez Andrzeja Milczanowskiego spowodowała kolejne ruchy w sprawie dokumentów dotyczących TW „Bolek”, wypożyczonych wcześniej do Belwederu.

28 września 1993 r. po południu Lech Wałęsa zadzwonił do Milczanowskiego, prosząc o ponowne pilne wypożyczenie dotyczących go dokumentów. W notatce służbowej Milczanowski zapisał: „Zaproponowałem dostarczenie dokumentów do Belwederu około godz. 22.00, co Pan Prezydent zaakceptował. Następnie o powyższym powiadomiłem p. Ministra Jerzego Koniecznego. Przed godziną 22.00 razem z P. Ministrem Jerzym Koniecznym udaliśmy się do Belwederu, gdzie Pan Prezydent Lech Wałęsa osobiście od nas przyjął i pokwitował wypożyczenie całości wspomnianych wyżej dokumentów”.

Rzeczywiście, na „Protokole zapakowania i zdeponowania akt” sporządzonym przez Milczanowskiego i Koniecznego 25 września 1992 r. znajduje się odręczna adnotacja: „Wypożyczyłem 28.09.1993 r. L. Wałęsa”.

Prezydent zwrócił dokumentację 24 stycznia 1994 r. Wedle notatki służbowej szefa MSW: „W dniu dzisiejszym, po otrzymaniu dyspozycji Pana Prezydenta Lecha Wałęsy, udałem się w godzinach wieczornych wraz z Szefem UOP p. Ministrem Gromosławem Czempińskim do Belwederu, po odbiór całości dokumentów dotyczących osoby P. Prezydenta L. Wałęsy, a wypożyczonych Mu w dniu 28 września 1993 r. Pan Prezydent Lech Wałęsa przyjął w Belwederze mnie i Pana Ministra Czempińskiego, po czym osobiście przekazał nam paczkę z dokumentami opakowaną w brązowy papier (…) P. Minister Gromosław Czempiński w mojej obecności paczkę z dokumentami opieczętował okrągłą pieczęcią o treści „Szef Urzędu Ochrony Państwa” i włożył do sejfu w swoim gabinecie, celem przechowywania. Andrzej Milczanowski”.


Jaki był sens ponownego wypożyczania przez Wałęsę całej dokumentacji? Otóż funkcjonariusze UOP musieli zorientować się, że za pierwszym razem akta „wyczyszczono” nieudolnie. Po działalności TW „Bolek” musiały pozostać wyraźne ślady, najprawdopodobniej w tomach akt wypożyczonych z Delegatury UOP w Gdańsku. Należy przypuszczać, że ktoś z kierownictwa MSW przekazał do Belwederu informację, iż akta należy „doczyścić”.

Po kilku latach funkcjonariusze badający tę sprawę nie mieli problemów z odtworzeniem prawidłowego przebiegu wypadków: „W paczce zwróconej przez Lecha Wałęsę w dniu 24.01.94 r. brak było nie tylko wspomnianych wcześniej notatek opisujących stwierdzone wcześniej braki, ale także dalszych 74 kart dokumentów dotyczących jego osoby, wytworzonych w b. SB i oznaczonych klauzulami »tajne« i »tajne specjalnego znaczenia«”.

Siemiątkowski: akt nie zwrócono

W lipcu 1996 r. nowy minister spraw wewnętrznych Zbigniew Siemiątkowski zwrócił się do urzędującego od kilku miesięcy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z prośbą o możliwość zbadania zawartości pakietu przesłanego przez Wałęsę do UOP: „Uprzejmie informuję Pana Prezydenta, iż w Urzędzie Ochrony Państwa znajduje się paczka zawierająca prawdopodobnie dokumenty dotyczące byłego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Wałęsy, opieczętowana z naniesioną klauzulą: »Bez zgody prezydenta RP nie otwierać«. Z uwagi na konieczność dokonania przeglądu tych materiałów, sprawdzenia ich stanu faktycznego oraz przygotowania do archiwizacji zwracam się do Pana Prezydenta z prośbą o zgodę na otwarcie tej paczki w celu komisyjnego wykonania stosownych czynności”.

Za zezwoleniem Kwaśniewskiego komisja powołana w UOP otworzyła pakiety i dokonała spisu znajdujących się w nich dokumentów. Z dokumentu tego jasno wynikało, że wielu dokumentów wypożyczonych przez prezydenta Wałęsę brakuje: „do chwili obecnej nie zostały zwrócone do UOP następujące materiały przekazane Lechowi Wałęsie wymienione w protokole z dnia 5.06.1992 r.:

1) teczka nr I – zawierająca materiały dot. agenturalnej działalności Lecha Wałęsy,

2) teczka nr II – zawierająca materiały jak wyżej,

3) teczka nr III – zawierająca notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy,

4) teczka nr IV – zawierająca dokumenty rejestracyjne Lecha Wałęsy (…) teczka nr VI – zawierająca między innymi pokwitowania L. Wałęsy i odbioru wynagrodzenia za działalność agenturalną”. Wedle innego fragmentu sprawozdania komisji: „W tomach archiwalnych brak jest spisów zawartości oraz kart w ilości: w tomie II – 14 kart; w tomie III – 20 kart; w tomie IV – 99 kart; w tomie V – 17 kart; w tomie VI – 27 kart”.

Po otrzymaniu sprawozdania Siemiątkowski pisał do prezydenta Kwaśniewskiego: „nie zostały zwrócone do chwili obecnej m.in. dokumenty dotyczące agenturalnej działalności Lecha Wałęsy, notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy, jego dokumenty rejestracyjne, pokwitowania Lecha Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną, analiza sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. „Bolek”, ekspertyzy kryminalistyczne i inne, a także materiały dokumentujące przepływ korespondencji między Lechem Wałęsą w okresie sprawowania przez niego funkcji Prezydenta a UOP”.

24 września 1996 r. szef UOP płk Andrzej Kapkowski zwrócił się pisemnie do Lecha Wałęsy o oddanie brakujących akt: „Zwracam się do Pana Prezydenta z prośbą o zwrot dokumentów – jeśli jest Pan w ich posiadaniu – które zostały wytworzone przez b. Służbę Bezpieczeństwa dotyczące Pańskiej działalności w okresie 1970 – 1989. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń uprawnione jest przypuszczenie, iż część tej dokumentacji, która była udostępniana Panu w latach 1992 – 1994 przez ministra p. A. Milczanowskiego […] może znajdować się w Pańskim archiwum prywatnym”.Na pismo to Wałęsa nigdy nie odpowiedział.

„Wałęsowicze” w gdańskim UOP

Podobne jak w centrali MSW działania ukierunkowane na zatarcie śladów działalności TW „Bolek” podjęto w Delegaturze UOP w Gdańsku.
(...)

W miejsce usuwanych dokumentów podrzucano inne, których nigdy tam nie było. W tomie XXII akt sprawy kryptonim „Jesień 70” znajduje się notatka następującej treści: „Gdańsk, 16.02.1971 r. TAJNE. Notatka służbowa z dn. 16.02.1971. W dniu 16.02.1971 ob. Lech Wałęsa nie podjął współpracy jako TW. kpt. E. Graczyk. Propozycja. W związku z odmową współpracy proponuję dalszą kontrolę jego działalności na W-4 poprzez TW KLIN. kpt. E. Graczyk”.

Dokument ten miał potwierdzać, że Wałęsa nigdy nie podjął współpracy z SB. Kłopot w tym, że analiza treści dokumentu oraz jego oględziny zewnętrzne w jednej kwestii nie pozostawiają wątpliwości: dokument podrzucono w latach 90. i wszystko wskazuje na to, że jest falsyfikatem. Jednak Lech Wałęsa posługuje się nim na każdym kroku. Zamieścił go na swojej stronie internetowej i opublikował w książce „Moja III RP”.

To nie koniec. W miejsce ukradzionych doniesień TW „Bolek” podrzucono inne dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy. Jest to kserokopia analizy SOR „Bolek” sporządzona 20 kwietnia 1982 r. przez inspektora Wydziału III Departamentu V MSW ppor. Adama Żaczka (pod kryptonimem „Bolek” Wałęsa był rozpracowywany w latach 1976 – 1989, czego nie można mylić z pseudonimem TW „Bolek” z lat 1970 – 1976). Ponieważ dotyczyła ona okresu, w którym Wałęsa był rozpracowywany przez SB i sporządzono ją na potrzeby śledztwa, nie zawierała ona żadnych informacji o jego wcześniejszych kontaktach z SB. Sęk w tym, że analiza ta nie jest w sprawie dokumentem nowym. Jej oryginał zniknął wraz z innymi dokumentami dotyczącymi Wałęsy w czasie „wypożyczania” ówczesnemu prezydentowi jego akt w Warszawie. Trudno o bardziej jaskrawy dowód na to, kto był inicjatorem i zleceniodawcą machinacji dokonywanych w archiwach UOP.

Co ciekawe, Lech Wałęsa twierdzi, że nie tylko nie zabrał akt TW „Bolek”, lecz nigdy ich nie czytał. W rozmowie z Agnieszką Kublik w „Gazecie Wyborczej”, można przeczytać interesującą wymianę zdań: „Czy jako prezydent prosił Pan Urząd Ochrony Państwa o teczkę »Bolka«? [LW:] Nic takiego nie było. [AK:] Nie kusiło nigdy Pana, by zajrzeć do swojej teczki? [LW:] – Pani Agniesiu – już Pani zapytała, ja odpowiedziałem. [AK:] Nie miał Pan nigdy tej teczki w ręku? – [LW:] Nie, oczywiście, że nie miałem”.

Jednak w świetle zachowanych dokumentów nie ma większych wątpliwości, że były prezydent mija się z prawdą. Nie tylko czytał dokumenty na swój temat, lecz doprowadził do ich „wyprowadzenia” z archiwum UOP. Zresztą dotyczy to nie tylko akt TW „Bolek”, lecz także dokumentacji kilku czołowych działaczy gdańskiej opozycji, na przykład Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa i obecnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dziś były prezydent twierdzi, że dokumenty dotyczące jego współpracy z SB zostały sfabrykowane. Jeżeli tak, to dlaczego, zamiast dążyć do wyjaśnienia sprawy, z taką konsekwencją usuwał wszystkie ślady działalności TW „Bolek”?

Autorzy są historykami Instytutu Pamięci Narodowej
Źródło : Rzeczpospolita


Czy to oznacza, że zaginęły też akta SB dotyczące inwigilacji obecnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego?! Czy je także zabrał Wałęsa?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Cze 18, 2008 4:31 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Jak lustrowano prezydenta Wałęsę
Piotr Gontarczyk, Sławomir Cenckiewicz

(...)
12 lipca 2000 roku sąd lustracyjny oficjalnie wszczął postępowanie w sprawie kandydata do fotela prezydenta RP Lecha Wałęsy. W wyniku kwerendy do sądu dotarło wiele tomów akt, z których większość obrazowała działalność Wałęsy jako przywódcy „Solidarności” w latach 80.

Wyraźnie odbiegała od tego część dokumentów przysłanych przez UOP. Notatka załączona do pisma dyrektora Biura Ewidencji i Archiwum UOP płk. Antoniego Zielińskiego informowała: „29.12.1970 roku Lech Wałęsa został zarejestrowany przez Wydział [III] KWMO w Gdańsku pod numerem 12535 w kategorii tajny współpracownik pseudonim Bolek. 19.06.1976 roku został wyrejestrowany, akta przekazano do archiwum Wydziału „C”, w którym nadano im sygnaturę I-14713”.

Powyższy fakt potwierdzały nieliczne dokumenty ocalałe (często tylko w postaci kserokopii) z „czyszczenia” dokumentów w latach 90.: wydruk z systemu komputerowego SB, kopia „Arkusza ewidencyjnego osoby podlegającej internowaniu” z 28 listopada 1980 roku, w której znalazła się informacja o współpracy Lecha Wałęsy z SB w latach 70., oraz kopia karty ewidencyjnej E-14 podająca informacje o wyeliminowaniu go z sieci agenturalnej w 1976 roku z powodu „niechęci do współpracy”.

Na rozprawę dotarły też dwa niezwykle istotne dokumenty, które wcześniej nie były znane. Były to kopie notatek funkcjonariuszy SB z 1978 roku. Pierwsza została sporządzona przez starszego szeregowego Marka Aftykę i stanowiła podsumowanie „akt archiwalnych nr I-14713 dotyczących obywatela Wałęsy Lecha”.

W notatce tej Aftyka pisał m.in.: „Wymieniony do współpracy z organami bezpieczeństwa pozyskany został 29 XII 1970 roku jako TW ps. Bolek na zasadzie dobrowolności przez st. insp. [ektora] Wydziału II KW MO w Olsztynie kpt. [Edwarda] Graczyka. Celem pozyskania było rozeznanie działalności kierownictwa Komitetu Strajkowego oraz innych osób wrogo działających w czasie i po wypadkach grudniowych 1970 roku w Stoczni Gdańskiej […] [Lech Wałęsa] jako TW ps. Bolek przekazywał nam szereg cennych informacji dot. destrukcyjnej działalności niektórych pracowników. Na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw. W tym czasie dał się poznać jako jednostka zdyscyplinowana i chętna do współpracy. Po ustabilizowaniu się sytuacji dało się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem. Tłumaczył on to brakiem czasu i tym, że na zakładzie nic się nie dzieje. Żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej. […] Spotkania z TW „Bolek” odbywały się poza L.K. Za przekazane informacje był on wynagradzany i w sumie otrzymał 13 100 zł, wynagrodzenie pobierał chętnie”.

Drugim dokumentem była kserokopia notatki z rozmowy przeprowadzonej z Lechem Wałęsą 6 października 1978 roku przez majora Czesława Wojtalika oraz majora Ryszarda Łubińskiego z SB KWMO w Gdańsku. Notatka dotyczyła „byłego TW ps. Bolek, aktualnie rozpracowywanego w sprawie krypt. Bolek”. Według planu zatwierdzonego przez komendanta wojewódzkiego MO ds. SB pułkownika Władysława Jaworskiego celem rozmowy miało być „podjęcie próby ponownego pozyskania L.[echa] W.[ałęsy] do współpracy” (Wałęsa odmówił wówczas podjęcia współpracy).

Oba dokumenty, okazane Lechowi Wałęsie na rozprawie lustracyjnej, wyraźnie zbiły go z tropu. Stwierdził m.in., że „jest zaskoczony istnieniem takich akt, bo, jako prezydent, oglądał swoje akta i nie było w nich takich dokumentów”. Wyznanie to wydaje się dość istotne, bowiem wcześniej Wałęsa pytany o to, czy kiedykolwiek czytał dossier agenta „Bolka”, konsekwentnie mijał się z prawdą.

Proces ucięty

Na procesie Wałęsa zaprzeczał treści wszystkich odczytywanych dokumentów: „Typowa agenturalna próba wrobienia mnie” – podsumowywał. Uważał, że archiwalia przedłożone sądowi lustracyjnemu są bezwartościowymi „śmieciami”. Wspierająca byłego prezydenta „Gazeta Wyborcza” prowadziła niezwykle bezwzględną i brutalną nagonkę na reprezentującego rzecznika interesu publicznego sędziego Krzysztofa Kaubę i w fałszywy sposób przedstawiała przebieg procesu.

Jego przebieg można uznać z wielu względów za niekorzystny dla Wałęsy. Wiarygodność przedłożonych sądowi dokumentów nie tylko nie została podważona, lecz nawet świadkowie – autorzy prezentowanych dokumentów, oficerowie SB Aftyka i Łubiński, potwierdzili ich autentyczność. Szczególnie istotne było to w przypadku wspomnianych notatek z 1978 roku zachowanych jedynie w postaci kopii.

Przed sądem zeznawali m.in. Piotr Naimski i Antoni Macierewicz, którzy dokładnie opisali znane sobie aspekty sprawy. Sąd postanowił też przesłuchać w charakterze świadka zgłoszonego przez obronę byłego szefa UOP Gromosława Czempińskiego. Wychodząc z sali sądowej, Lech Wałęsa stwierdził, że zależy mu na zeznaniach tego świadka, bo „Naimski jest amatorem, a Czempiński profesjonalistą”. Oświadczenie to, wobec roli i działań Czempińskiego w sprawie Lecha Wałęsy w latach 1993 – 2000, nabiera dość specyficznego znaczenia. Oczywiście Czempiński zeznał, że dokumenty dotyczące Wałęsy zostały sfabrykowane.

Proces lustracyjny Wałęsy cieszył się ogromnym zainteresowaniem mediów. Szczególną rolę odgrywała tu „Gazeta Wyborcza”, która rozpoczęła agresywny atak na rzecznika interesu publicznego, procedury lustracyjne i sam sens badania przeszłości Lecha Wałęsy.

Wedle interpretacji Adama Michnika sprawa była po prostu zamachem na polską godność narodową i demokrację: „Oskarżenie Lecha Wałęsy wymierzone jest w całą tradycję „Solidarności”, w całą tradycję demokratycznej opozycji. To „Solidarność” z sierpnia 1980 roku staje dziś przed sądem lustracyjnym. Dla nędznej gry politykierskiej poniża się i upokarza Polskę w oczach całego świata. Czego chcecie dowieść, panowie lustratorzy? […] W 20. rocznicę Sierpnia ,80, który zrodził „Solidarność”, odezwali się ludzie, którzy poniżają polską godność narodową i chcą przez lustrację uniemożliwić obywatelom naszego kraju demokratyczny wybór prezydenta”.

Przed ostatnim dniem rozprawy 11 sierpnia 2000 roku do sądu lustracyjnego wpłynęły dokumenty dotyczące operacji specjalnych Biura Studiów MSW dotyczących próby skompromitowania Lecha Wałęsy współpracą z SB. Treść tych dokumentów była oczywista. Mówiły one wprost, że w całej operacji chodziło o „“przedłużenie działalności” TW ps. Bolek, tj. Lecha Wałęsy, o minimum dziesięć lat”.

Do sądu wpłynęły też akta śledztwa V Ds. 177/96 prowadzonego przez prokurator Małgorzatę Nowak. Fakt ten miał znaczenie fundamentalne, bowiem dokumenty zgromadzone w śledztwie dokładnie pokazywały mechanizmy wyprowadzania akt TW „Bolka” z archiwum UOP oraz rolę, jaką w tej sprawie odegrał lustrowany. Ale po wpłynięciu wspomnianych akt proces został ucięty. Sąd odrzucił kolejne wnioski dowodowe i rozpoczęły się mowy końcowe. Zastępca rzecznika interesu publicznego sędzia Krzysztof Kauba wniósł o umorzenie postępowania ze względu na to, że procesowanie sądu de facto nie zostało zakończone; nie przesłuchano bowiem istotnych świadków i nie poczyniono istotnych ustaleń.

Obrońcy lustrowanego wnieśli o uznanie, że oświadczenie lustracyjne Lecha Wałęsy jest zgodne z prawdą. Jeden z nich nazwał dokumenty świadczące o współpracy Wałęsy z SB „makulaturą nic nieznaczącą dla tego procesu”: „W stosunku do laureata Nagrody Nobla i posiadacza ponad 100 doktoratów honoris causa znajdują się jedynie kserokopie jakichś dokumentów. Czy Lech Wałęsa przystępowałby do kampanii, gdyby wiedział, że na niego jest jakiś papier?”.

Sam Wałęsa był oburzony propozycją umorzenia postępowania: „Nie żartujmy, tylko tchórzom można umarzać procesy. Ja walczyłem, a nie bawiłem się, dlatego nie ma mowy, żeby umarzać”.

Problem pominięty milczeniem

Sąd stwierdził, że oświadczenie lustracyjne Lecha Wałęsy jest zgodne z prawdą, co można interpretować jako stwierdzenie, iż wspomniany nigdy nie współpracował z SB. Punktem wyjścia dla orzeczenia był wspomniany dokument Biura Studiów SB, w którym informowano, że w działaniach specjalnych przeciwko Wałęsie chodziło o „“przedłużenie działalności” TW ps. Bolek, tj. Lecha Wałęsy, o minimum dziesięć lat”. Cudzysłów oznaczał oczywiście, że „przedłużanie” to miało charakter nienaturalny, bowiem sprawa TW „Bolek” zakończyła się w 1976 roku.

Sąd jednak, posługując się zaskakującymi argumentami, uznał, że ów cudzysłów to dowód, iż Lech Wałęsa nigdy nie współpracował z SB. Nadto stwierdził, że autentyczna teczka „Bolka” nigdy nie istniała, a Antoni Macierewicz w 1992 roku dysponował dokumentami sfałszowanymi przez Służbę Bezpieczeństwa. Na jakiej podstawie wysnuł takie wnioski – nie wiadomo. Z jakością powyższych „ustaleń” koresponduje twierdzenie sądu, że gdyby SB w latach 80. dysponowała oryginałem teczki „Bolka”, wytoczono by mu wtedy proces. Kłopot w tym, że przypadki skazywania kogokolwiek przez komunistyczny sąd za współpracę z SB nie są historykom znane. Płaszczyznę do tego rodzaju rozważań zbudowało dopiero orzecznictwo sądu lustracyjnego.

W ten sam sposób sąd potraktował pozostałe dokumenty zgromadzone w sprawie. Na przykład o notatce starszego szeregowego Marka Aftyki, która była dokładnym opisem kontaktów Lecha Wałęsy z SB, sąd stwierdził: „jako notatka z przeglądu akt archiwalnych TW zawiera ona w istocie jedno enigmatyczne zdanie dotyczące efektów współpracy. Nie zawiera natomiast jakiejkolwiek informacji o składanych meldunkach przez TW, pobieranym wynagrodzeniu itd.”.

Warto więc powtórnie zacytować fragment wspomnianej notatki: „TW ps. Bolek przekazywał nam szereg cennych informacji dot. destrukcyjnej działalności niektórych pracowników. Na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw. […] Spotkania z TW „Bolek” odbywały się poza L.K. Za przekazane informacje był on wynagradzany i w sumie otrzymał 13 100 zł, wynagrodzenie pobierał chętnie”.

Pozostawmy bez podpowiedzi pytanie, jak w takim kontekście – treści cytowanego dokumentu i treści orzeczenia sądu – należy ocenić orzecznictwo lustracyjne.

Jednak kluczowy dla zrozumienia istoty orzeczenia w sprawie Lecha Wałęsy wydaje się fakt pominięcia ważnych ustaleń poczynionych w czasie śledztwa V Ds. 177/96 dotyczącego zaginionych dokumentów TW „Bolek”. Sędziowie: Paweł Rysiński, Krystyna Siergiej i Zbigniew Kapiński, podpisani pod orzeczeniem nie spytali Wałęsy na sali sądowej, gdzie podziały się dokumenty „Bolka” i jaką rolę w sprawie odegrał sam prezydent.

Zarówno w czasie procesu, jak i w orzeczeniu ów kluczowy problem pominęli całkowitym milczeniem. Natomiast na pierwszej rozprawie po wpłynięciu wspomnianych akt śledztwa Ds. 177/96 po prostu przerwali dalsze procedowanie. Jakby nie chcieli, żeby informacje na temat procederu „wyprowadzania” przez Wałęsę akt UOP dotarły do opinii publicznej.
(...)



http://www.rp.pl/artykul/150108.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Cze 19, 2008 2:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Stracona szansa Lecha Wałęsy

Piotr Gontarczyk, Sławomir Cenckiewicz

(...)
W nowym rządzie tekę ministra spraw wewnętrznych objął współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników Antoni Macierewicz. Dopiero po pewnym czasie udało mu się pokonać opór prezydenta i odwołać szefa UOP Andrzeja Milczanowskiego. Jego następcą został przyjaciel Macierewicza z KOR, Piotr Naimski. Obaj dostali od poprzedników dokumenty identyfikujące Wałęsę jako TW „Bolka”.

Macierewicz wspominał: „Kwestia agenturalności Lecha Wałęsy stanowiła jeden z głównych problemów, przed którym stanął minister spraw wewnętrznych w związku z planami przeprowadzenia lustracji. Było bowiem oczywiste, że jeżeli lustracja ma dotknąć także prezydenta RP, to cała operacja staje się kwadraturą koła”. Minister Macierewicz relacjonował potem, że w poufnej rozmowie Lech Wałęsa usiłował wpłynąć na niego, by w sytuacji, kiedy zaszłaby konieczność ujawniania byłych agentów, ujawniać tylko tych, którzy podjęli współpracę po wydarzeniach czerwca 1976 r. Warto zauważyć, że TW „Bolek” został zdjęty niedługo przed tą datą.

Możliwość współpracy z SB legendarnego przywódcy „Solidarności” dla większości współpracowników Macierewicza była trudna do przyjęcia. Niektórzy po prostu nie mogli uwierzyć. Poza tym zdawano sobie sprawę, że rzekome dowody agenturalności Wałęsy były kolportowane w latach 80. przez Służbę Bezpieczeństwa. Przełomem okazało się odnalezienie dokumentów Biura Studiów SB dotyczących właśnie tych operacji. Według nich chodziło o „“przedłużenie działalności” TW ps. „Bolek”, tj. Lecha Wałęsy, o minimum dziesięć lat”. Oznaczało to, że Służba Bezpieczeństwa chciała wywołać wrażenie, że działalność TW „Bolka” nie zakończyła się w 1976 r. Potem odnajdowano kolejne dokumenty.

(...)
Już te dokumenty, które Macierewicz otrzymał w kopercie po swoich poprzednikach i odnalazł przed uchwałą Sejmu z 28 maja 1992 r., wystarczyły, by umieścić nazwisko Wałęsy na liście osób, co do których zachowały się dokumenty archiwalne dotyczące współpracy z SB. Jednak aby wyświetlić wszystkie aspekty sprawy, należało dokonać kwerendy w archiwum Delegatury UOP w Gdańsku. Kierował nią mjr Adam Hodysz, były oficer SB, który w latach 80. podjął współpracę z podziemiem, został zdemaskowany i trafił do więzienia. Kiedy do Gdańska przybyli z centrali pracownicy Wydziału Studiów, udzielił im pomocy.

Po teczce personalnej i teczce pracy TW „Bolka” nie było nawet śladu. Kluczowe okazały się dokumenty odnalezione wcześniej przez naczelnika Wydziału Ewidencji i Archiwum porucznika Krzysztofa Bollina. Nie służył on w SB, a do UOP przyszedł w 1990 r. W czasie jednej z kwerend archiwalnych, w 1991 r., natrafił na ślady działalności TW „Bolka”.

Wcześniej słyszał o całej sprawie, bo przeszłość Wałęsy była w Delegaturze tajemnicą poliszynela. W 1992 r. w notatce służbowej napisał: „osobiście kilkakrotnie w prywatnych rozmowach z byłymi funkcjonariuszami SB słyszałem o współpracy Lecha Wałęsy z SB”. Poruszony dokonanym odkryciem zaczął poszerzać kwerendę. W jej rezultacie w aktach dwóch spraw obiektowych: „Arka” (prowadzonej na Stocznię Gdańską) oraz „Jesień ,70” (prowadzonej po zajściach grudniowych 1970 r.), Bollin odnalazł ponad 20 donosów TW „Bolka”. Były to maszynowe odpisy sporządzone przez oficerów prowadzących „Bolka”, bowiem oryginał meldunków trafiał zawsze do teczki TW.

W sprawie kryptonim Klan/Związek, prowadzonej w latach 80. i dotyczącej gdańskiej „Solidarności”, także znalazł notatkę na temat przeszłości Wałęsy. Najważniejsze były jednak donosy „Bolka”. Dotyczyły głównie pracowników Wydziału W-4 w Stoczni Gdańskiej oraz członków Komitetu Strajkowego, jaki działał w Stoczni w czasie zajść grudniowych 1970 r. Krąg podejrzanych był więc stosunkowo niewielki, a zachowane w Warszawie dokumenty ewidencyjne dotyczące Lecha Wałęsy stawiały sprawę w dość jednoznacznym świetle. Całe znalezisko porucznik Bollin opisał w sporządzonych w czerwcu 1991 r. notatkach, które wraz z kopiami donosów „Bolka” schował do kasy pancernej.

Kiedy do Delegatury UOP w Gdańsku 1 czerwca 1992 r. po akta dotyczące Lecha Wałęsy przybyli podwładni Macierewicza, otrzymali od Bollina kopie znalezionych przez niego dokumentów i sporządzone notatki służbowe. Wspomniany oficer przygotował do nich także pismo przewodnie: „Zgodnie z przekazanym mi przez Pana […] na podstawie pańskiego upoważnienia oraz zgodnie z pańskim poleceniem telefonicznym przekazuję za pośrednictwem Pana […] notatki służbowe sporządzone na podstawie materiałów archiwalnych dotyczące tajnego współpracownika ps. Bolek (87 stron). Notatki te zostały przeze mnie sporządzone osobiście i dotychczas nikt nie był z nimi zapoznany”.

Razem z tymi dokumentami pracownicy Wydziału Studiów zabrali do Warszawy odpowiednie tomy akt archiwalnych, gdzie znajdowały się doniesienia TW „Bolka”. Nie było wątpliwości, że wszystkie zgromadzone dokumenty są autentyczne.

(...)
Dramatyczne wydarzenia z czerwca 1992 r. były prawdopodobnie ostatnim momentem, w którym Lech Wałęsa mógł opowiedzieć prawdziwą historię TW „Bolka”. Ale jest zasadnicze pytanie, czy w ogóle brał taką ewentualność pod uwagę. Analiza wydarzeń wskazuje, że szansa na taki rozwój wydarzeń była niewielka.

Klimat polityczny Polski początku lat 90. zdecydowanie nie sprzyjał ujawnianiu współpracy i rzetelnej próbie zrozumienia jej okoliczności. Choć wydaje się, że ujawnienie historii TW „Bolka” nie wpłynęłoby na ocenę dokonań Wałęsy w latach 80. Rola, jaką odegrał w tych czasach, zapewniła mu należne miejsce w historii. Wałęsa pozostanie niekwestionowanym bohaterem „Solidarności” dla następnych pokoleń Polaków.

Można nawet założyć, że opisanie przez niego historii, jak młody człowiek uwikłał się w kontakty z komunistyczną policją, a potem wyzwolił się i stanął na czele „Solidarności”, tylko podkreśliłoby jego zasługi na drodze do obalenia komunizmu. Prawda uwolniłaby go przed brzemieniem przeszłości, a innym pokazałaby, jak skomplikowane są najnowsze dzieje Polski i jak ważne jest ich ujawnienie i zrozumienie.


Długi cień PRL

Lech Wałęsa obrał w 1992 r. inną drogę. Konsekwencją tego wyboru było podjęcie działań ukierunkowanych na zatarcie śladów swojej działalności z lat 70. Niszczenie i „wyprowadzanie” dokumentów SB i UOP dotyczących TW „Bolka”, „prywatyzowanie” akt archiwalnych innych opozycjonistów, łamanie prawa przez wielu wysokich urzędników państwowych – to najważniejsze konsekwencje błędnej decyzji, jaką Lech Wałęsa podjął w czerwcu 1992 r.Były prezydent ponosi za te wydarzenia historyczną odpowiedzialność. Ale nie on jeden przecież. Wszystko to mogło wydarzyć się dzięki postawie znacznej części postsolidarnościowych elit politycznych i mediów opowiadających się przeciwko ujawnieniu akt SB.

Dyskusje na temat historii TW „Bolka” i jej znaczenia dla najnowszej historii Polski pewnie będą trwały, bowiem ukazuje ona szereg ważnych, znajdujących się w tle problemów. Systemowa i personalna ciągłość z PRL, brak jawności życia publicznego i promowanie swoistej amnezji historycznej odcisnęły silne piętno na funkcjonowaniu polskiej demokracji. Niemałą rolę w powstaniu tych patologii odegrał symbol „Solidarności” – Lech Wałęsa, już jako prezydent RP.

Autorzy są historykami z Instytutu Pamięci Narodowej
Źródło : Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/150569.html

Pełne teksty artykułów prasowych, publikowanych fragmentów książek i wywiadów nt. związków Lecha Wałęsy zzebrał Witja na stronie SW Katowice

http://swkatowice.mojeforum.net/1-temat-vt4636.html?start=0
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Lip 05, 2008 4:51 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Wałęsa w krzywym zwierciadle

Paweł Machcewicz

Ta książka nie jest biografią Wałęsy i trudno z tego czynić zarzut jej autorom. Nie jest też jednak – jak sugerowałby tytuł „SB a Lech Wałęsa” – pracą analizującą działania Służby Bezpieczeństwa wobec jednego z robotniczych liderów z grudnia 1970 r., a później działacza Wolnych Związków Zawodowych i przywódcy „Solidarności”. Gdyby tak rzeczywiście było, wątek tajnego współpracownika „Bolka” byłby tylko jednym z rozdziałów, a pozostała jej część dotyczyłaby działań bezpieki przeciw Wałęsie. Jest to w istocie książka na jeden tylko temat: rzeczywistych bądź domniemanych związków Wałęsy z SB w latach siedemdziesiątych i wpływu tej historii na późniejsze wydarzenia.

Zawikłana sytuacja

Atutem pracy Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka jest odnalezienie oryginalnych, nieznanych wcześniej dokumentów z 1971 r. – czterech doniesień TW „Bolka” (w postaci maszynopisów sporządzonych przez funkcjonariuszy SB) i kolejnych trzech dokumentów SB z tego samego roku, które zawierają oceny działalności „Bolka” i fragmenty jego donosów.Nadal jednak dokumentacja, którą dysponujemy, ma charakter fragmentaryczny i – w moim przekonaniu – w dużej mierze poszlakowy. Decydują o tym zniszczenia dokonane jeszcze przez SB w 1989 r. (wtedy właśnie, jak można przypuszczać, zniszczono bądź usunięto teczkę pracy i teczkę personalną „Bolka”, o czym autorzy piszą tylko mimochodem), następnie niszczenie i usuwanie dokumentów w latach dziewięćdziesiątych.Inną ważną okolicznością jest preparowanie i rozpowszechnianie przez Biuro Studiów SB w 1982 r. dokumentów, które miały przedstawiać Wałęsę jako agenta i w ten sposób zdyskredytować go w oczach zwolenników „Solidarności”. Sami autorzy przyznają, że nie są w stanie ocenić autentyczności rozprowadzanych wówczas przez bezpiekę donosów „Bolka”.Wiele kluczowych dokumentów występuje dzisiaj tylko w postaci kserokopii (np. jeden z najważniejszych – notatka st. szeregowego Marka Aftyki, który w 1978 r. dokonał przeglądu całości istniejących wówczas akt). Nie musi to prowadzić do ich całkowitego odrzucenia, ale na pewno obniża ich wiarygodność, przynajmniej w oczach sądu. Totalna krytyka autorów pod adresem sądu lustracyjnego, który w 2000 r. oczyścił Wałęsę z zarzutów współpracy, nie uwzględnia więc podstawowej okoliczności, że wobec fragmentarycznej dokumentacji i na gruncie prawa karnego z zasadą domniemania niewinności w wielu przypadkach uniewinnienie oskarżonego jest jedyną możliwością.

Mamy więc, nawet po odnalezieniu dodatkowych dokumentów, sytuację niezwykle zawikłaną, w której ostrożność w ocenie zachowanych materiałów SB i wnioskowaniu na ich podstawie jest podstawowym postulatem badawczym. Tym bardziej że dokumenty bezpieki spisane przez jej funkcjonariuszy są tylko jedną stroną opowieści. Drugą powinny być relacje występujących w nich ludzi, skonfrontowane z urzędowymi materiałami bezpieki, a tego w książce zabrakło.

Stronniczy dobór tropów

Mój podstawowy zarzut wobec autorów, dysponujących materiałem fragmentarycznym i poszlakowym, to wybieranie interpretacji niekorzystnych dla Wałęsy, pomijanie bądź odrzucanie takich tropów, które stawiałyby go w dobrym świetle. Taka metoda jest stosowana nie tylko w odniesieniu do kontaktów z SB na początku lat siedemdziesiątych, ale konsekwentnie do samego końca książki i ona decyduje o obrazie Wałęsy, który ostatecznie wyłania się z jej kart.

Zastanówmy się zatem, co można uznać za udowodnione przez autorów, a co wciąż pozostaje w sferze domysłów. Moim zdaniem zostało dowiedzione, że jako tajny współpracownik „Bolek” 29 grudnia 1970 r. został zarejestrowany Lech Wałęsa. Ta ocena opiera się na logicznym i spójnym ciągu przesłanek (materiały ewidencyjne SB i inne zachowane dokumenty), trudnym do zakwestionowania przez historyka.

W ciągu kolejnych czterech lat „Bolek” spotykał się z funkcjonariuszami SB. Zdecydowana większość spotkań, o których wiemy, miała miejsce w latach 1971 – 1972. Nie dysponujemy zobowiązaniem do współpracy „Bolka”, pokwitowaniami odbioru pieniędzy (tych rozpowszechnianych przez SB w 1982 r. sami autorzy nie traktują jako autentyczne), odręcznymi donosami.Najtwardszym dowodem są doniesienia z 1971 r. Zawierają one konkretne informacje na temat zachowań, wypowiedzi i zamierzeń robotniczych liderów ze stoczni, m.in. Józefa Szylera i Henryka Lenarciaka. Można zakładać, że miały one wartość operacyjną dla SB i mogły być wykorzystane przeciwko osobom opisywanym przez „Bolka”.


W tej części książki brakuje mi jednak analizy doniesień innych tajnych współpracowników ze stoczni (autorzy nie podają nawet, ilu ich było, piszą tylko, że w drugiej połowie grudnia zwerbowano w Trójmieście 53 tajnych współpracowników, a do połowy stycznia kolejnych 86), porównania ich z informacjami przekazywanymi przez „Bolka”. Dopiero wtedy moglibyśmy ocenić jego rzeczywistą przydatność dla SB. Autorzy tego nie robią, za to wielokrotnie określają Wałęsę jako „współpracownika aktywnego”, „posłusznego”, „ofensywnego, pomysłowego i dość skrupulatnego”, „wykazującego dużo własnej inicjatywy w rozpoznawaniu »źródeł zagrożeń«”.Wymieniają długą listę osób, które pojawiły się w jego doniesieniach, w taki sposób, że powstaje wrażenie, iż „Bolek” był być może najważniejszym agentem SB w Stoczni. Bez analizy materiałów innych tajnych współpracowników nie da się w tej sprawie wiele powiedzieć.

Jaka rola TW „Bolka”

Autorzy nie poddali też zachowanych doniesień „Bolka” żadnej wnikliwej analizie, poza podkreślaniem, że jego informacje szkodziły innym robotnikom, czego nie sposób negować czy pomniejszać. Umknęła jednak zupełnie ich uwadze inna, nie mniej interesująca warstwa zachowanych notatek funkcjonariuszy, pozwalająca zachowanie Wałęsy interpretować także w odmienny sposób niż ten przyjęty przez Cenckiewicza i Gontarczyka.

„Bolek” wielokrotnie sugerował SB podjęcie kroków, dzięki którym udałoby się uniknąć radykalnych wystąpień ze strony stoczniowców, m.in. protestu planowanego na 1 maja 1971 r. „Jeśli chodzi o sprawę 1 maja – mówił według notatki sporządzonej przez funkcjonariusza 17 kwietnia 1971 r. – ja widzę rozwiązanie tylko przez rozmowy z jakimiś z wyższych czynników delegacjami ze strony władz. Jeśli chodzi o sprawę uczestniczenia ze strony przeciwnej, to powinni w niej brać udział ludzie najbardziej zadziorni i aktywni w innym kierunku, to by rozwiązało sprawę i manifestacja mogłaby być spokojna”.

Według kolejnej, późniejszej o pięć dni, notatki esbeka „Bolek” miał rozważać inne sposoby zapobieżenia demonstracji stoczniowców 1 Maja: „Sytuacja jest dość skomplikowana i może być nie za wesoła. Rozwiązanie korzystne widzę z dwoma możliwościami. 1. Gdyby natura nie poskąpiła deszczu; 2. Naturalny jednak sposób jest: pieniądze jakieś do podziału są. Dlatego też należałoby przygotować podział tych pieniędzy, a o sposób zaciągnąć opinii całej załogi. Dyskusja z najbardziej trudnymi. Jednak wypłata powinna być wbrew oczekiwaniu dopiero po 1 Maja. Gdyby ludzie wiedzieli, że jest dla nich forsa, mogą jednak jej nie otrzymać, inaczej by patrzyli”.

Można w tym tylko widzieć „spryt” i operatywność agenta oddanego SB, jak chcą Cenckiewicz i Gontarczyk, ale można także zachowanie Wałęsy interpretować jako podyktowane chęcią odgrywania pewnej samodzielnej roli – tego, który przyczynia się do wyeliminowania radykalnych zachowań stoczniowców, a więc i represji, a nawet samozwańczego reprezentanta załogi, który mówi o jej bolączkach (np. w doniesieniu z 25 listopada 1971 r. mowa była o przestojach w pracy, przez które stoczniowcy otrzymywali niższe pensje).

Można w tym widzieć ten sam sposób działania, który cechował Wałęsę w czasie grudniowych protestów. Szedł wówczas na czele pochodu, który dotarł do komendy MO na ul. Świerczewskiego. W komendzie samorzutnie podjął negocjacje z milicjantami o uwolnieniu więźniów, demonstrantów wzywał do zachowania spokoju, przemawiał do nich przez tubę.

Hipotezę, że swoje kontakty z SB Wałęsa traktował w podobny sposób, mogą potwierdzać dwa ważne dokumenty, cytowane wielokrotnie przez Cenckiewicza i Gontarczyka, ale nigdy pod tym kątem. Wspomniany starszy szeregowy Aftyka pisał, iż „stwierdzono, że niejednokrotnie w przekazywanych informacjach przebijała się chęć własnego poglądu na sprawę, nadając jej niejako opinię środowiskową”.

W październiku 1978 r. dwóch gdańskich esbeków usiłowało odnowić kontakt z Wałęsą. Gdy ten odmówił, argumentowali: „…w przeszłości utrzymywaliśmy poprawne kontakty, w trakcie których przekazał nam szereg informacji, które zostały wykorzystane do zaprowadzenia porządku po wydarzeniach grudniowych, niedopuszczenia do różnych incydentów i przerw w pracy, pozytywnego załatwienia wielu postulatów wniesionych przez robotników. Jako przedstawiciele organów powołanych do utrzymania porządku i spokoju w kraju jesteśmy mu za to wdzięczni”.Taka interpretacja intencji Wałęsy w kontaktach SB nie unieważnia znaczenia tych wszystkich informacji przekazywanych przez „Bolka” o poszczególnych ludziach, które mogły im zaszkodzić i zapewne zaszkodziły. Wprowadza jednak do nich dodatkowy element: pewnej gry, charakterystycznej dla całej późniejszej działalności Wałęsy, i traktowania bezpieki jako przedstawicieli władz, od których można uzyskać konkretne korzyści.

Znanych jest sporo innych takich przypadków, których nie można sprowadzić tylko do wykonywania przez tajnego współpracownika poleceń SB, były one bowiem także próbą wykorzystania tych kontaktów do szerszych celów. Andrzej Friszke opisał przypadek Andrzeja Micewskiego, sam Cenckiewicz w innym swoim tekście – Janusza Zabłockiego. Obaj byli ludźmi wykształconymi, działaczami katolickimi, a Wałęsa tylko prostym robotnikiem, co nie oznacza, że nie mógł prowadzić podobnej gry. To tylko hipoteza
(inspirująca była dla mnie dyskusja z dr. Krzysztofem Persakiem, któremu w tym miejscu dziękuję), ale nie widzę powodu, by ją z góry odrzucać.Gdy mówimy o początkach kontaktów z SB, na szyderstwo zakrawa pozostawienie przez autorów praktycznie bez komentarza (tylko w przypisie) stwierdzenia z notatki Aftyki, że TW „Bolek” został pozyskany do współpracy „na zasadzie dobrowolności”. Wspominają co prawda, że zwerbowano wówczas wielu innych robotników, ale nie piszą o sytuacji w Trójmieście: świeżej pamięci zabitych na ulicach, setkach rannych, bestialstwie milicji w czasie przesłuchań. Wałęsa, gdy został zatrzymany 19 grudnia 1971 r., mógł się spodziewać najgorszego: długotrwałego aresztowania, a nawet procesu zakończonego wyrokiem skazującym.

Przedłużanie współpracy

Sprzeciw wywołuje także swego rodzaju „przedłużanie” współpracy „Bolka”. Biuro Studiów SB wydłużało ją o 10 lat (aż do okresu 1980 – 1981), fałszując dokumenty. Cenckiewicz i Gontarczyk przesuwają ją do czerwca 1976 r., kiedy „Bolek” został wyrejestrowany z sieci tajnych współpracowników ze względu na „niechęć do współpracy”. Na kilku stronach zakończenia robią to kilkakrotnie. Piszą, iż „… historia TW »Bolka« nie zakończyła się ani dla Wałęsy, ani dla Polski w 1976 r.”. Dwie strony dalej mówią o „sprawie kontaktów Wałęsy z SB w latach 1970 – 1976”, a w ostatnim zdaniu książki znów stwierdzają: „Sprawa TW ps. Bolek z lat 1970 – 1976 jest tak samo prawdziwa jak historyczna rola Wałęsy w latach osiemdziesiątych”.

Tymczasem o współpracy według zachowanych dokumentów można mówić w odniesieniu do lat 1971 – 1972. Okres 1973 – 1974 to już raczej uchylanie się od niej bądź jej pozorowanie, o czym świadczą oceny funkcjonariuszy. Przywoływany wcześniej Aftyka napisał, że po 1972 r. Wałęsa w stoczni zachowywał się już niepokornie, „dość często bez uzasadnienia krytykował kierownictwo administracyjne, partyjne i związkowe wydziału. Po każdym jego wystąpieniu przeprowadzono z nim rozmowę, podczas której wytykano mu jego niewłaściwe wystąpienie na zebraniu, pouczano, jak ma się zachowywać, oraz ostrzegano go, że o ile będzie nadal tak postępował, to zostanie zwolniony z zakładu”.

A więc te lata, które dla autorów ze względu na wciąż formalnie obowiązującą rejestrację to nadal okres agenturalny, w rzeczywistości były początkiem opozycyjnej drogi Wałęsy, która doprowadziła do jego zwolnienia ze stoczni, gdy – według opisu Aftyki – „pomimo kilkakrotnych ostrzeżeń w dniu 11 II 1976 r., zabierając głos w dyskusji na zebraniu związkowym, w sposób szkalujący zarzucił niewłaściwe postępowanie kierownictwa administracyjnego wydziału, partyjnego i związkowego”.


Modelowy przykład manipulacji

O ile wszelkie tropy dotyczące związków Wałęsy z SB są przez autorów eksponowane, a nawet wyolbrzymiane, o tyle jego karta opozycyjna jest konsekwentnie pomniejszana. Wystąpienia w stoczni w lutym 1976 r. w ogóle nie komentują, chociaż było ono dowodem niewątpliwej odwagi, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że było to jeszcze przed masowymi protestami robotniczymi w czerwcu 1976 r. i powstaniem Komitetu Obrony Robotników.Opis działalności Wałęsy w Wolnych Związkach Zawodowych w latach 1978 – 1980 jest już iście karykaturalny. Wałęsa jawi się w nim jako dość dwuznaczna postać wywołująca nieufność innych działaczy, skonfliktowana z nimi. Najobszerniejszą cytowaną relacją (jeśli tak to źródło w ogóle można nazwać!) dotyczącą tego okresu jest protokół przesłuchania w 1982 r. Edwina Myszka, agenta SB w Wolnych Związkach Zawodowych (s. 89 – 90), w którym jest mowa głównie o podejrzeniach wobec Wałęsy.

Jego, rzeczywista duża rola w kolportażu drugoobiegowych wydawnictw, akcjach ulotkowych, manifestacjach rocznicowych w Gdańsku – zostały przez autorów ledwie wspomniane w jednym akapicie. Nie zacytowano przemówienia Wałęsy z grudnia 1979 r. wygłoszonego w czasie WZZ-owskich obchodów rocznicy grudnia 1970 r., które w dużej mierze zbudowało jego pozycję w środowiskach opozycyjnych.

Z kolei opis przedostawania się Wałęsy do stoczni 14 sierpnia 1980 r. i jego rola w strajku powinny być analizowane na każdym seminarium przez studentów historii jako modelowy wręcz przykład manipulacji (s. 94 – 101). Autorzy zestawiają różne, wzajemnie sprzeczne relacje Wałęsy i innych osób o tym, gdzie dokładnie i w jaki sposób mógł przedostać się przez mur stoczni. Według relacji samego Wałęsy miało to być tam, gdzie – jak ustalili autorzy – jest „wysoki na około 3,5 metra ceglany mur, w praktyce niemożliwy do sforsowania nawet przez sprawnego mężczyznę bez pomocy osób trzecich”. Tuż obok zamieszczają relację esbeka, który wskazuje to samo miejsce, co Wałęsa.

Jeszcze wystarczy dołączyć fragment wypowiedzi ówczesnego ministra przemysłu maszynowego Aleksandra Kopcia, sugerującego pomoc władz udzieloną Wałęsie przy przedostaniu się do stoczni, oraz słowa Czesława Kiszczaka, zasłaniającego się w tej sprawie tajemnicą państwową – i już mamy, bez powiedzenia tego wprost, czytelny sygnał wobec czytelników, że z przedostaniem się Wałęsy do stoczni było coś podejrzanego.

Obraz naszpikowany insynuacjami

Potem jest podobnie. Autorzy opisują wyłącznie pierwszą fazę strajku, między 14 a 16 sierpnia, zakończoną ugodą z dyrekcją stoczni i ogłoszeniem przez Wałęsę końca strajku. Nic znowu nie jest powiedziane wprost, ale autorzy przytaczają gniewne reakcje części stoczniowców krzyczących o zdradzie i słowa dyrektora stoczni, który miał przez telefon informować ministra Kopcia: „Wszystko poszło, jak się umawialiśmy… Tak… Skończony… Podpisaliśmy… Gładko… W poniedziałek przychodzą do pracy”.

W książce nie ma opisu roli Wałęsy w drugiej fazie strajku zakończonej zwycięskimi porozumieniami z 31 sierpnia i zgodą władz na powstanie wolnych związków zawodowych. W zakończeniu tego rozdziału znalazło się za to miejsce na przytoczenie fragmentu wywiadu rzeki z Edwardem Gierkiem, w którym I sekretarz twierdził, że „na posiedzeniach Biura (…) Kowalczyk, ówczesny minister spraw wewnętrznych, przechwalał się, że Wałęsa jest jego człowiekiem”. Jeszcze tylko elegancki komentarz autorów: „Trudno zweryfikować te przekazy ze względu na brak źródeł”. Oto jak, używając autentycznych źródeł, można stworzyć obraz naszpikowany insynuacjami.Dla Cenckiewicza i Gontarczyka najwyraźniej głównym rezultatem Sierpnia było to, że Wałęsie „władze przyznały większe mieszkanie”, co jest już powiedziane w pierwszym akapicie kolejnego rozdziału i co koresponduje z wcześniejszą sugestią autorów, że poprzednie mieszkanie otrzymał na początku lat siedemdziesiątych w nagrodę za współpracę z SB.

Bez politycznej analizy

Rozdział dotyczący 16 miesięcy przywództwa Wałęsy jako przewodniczącego legalnej „Solidarności” nosi tytuł „Ochrona operacyjna” Lecha Wałęsy (1980 – 1981)”. Jest zbudowany głównie z długich, monotonnych fragmentów dokumentów SB, z których ma wynikać jedno: bezpieka starała się wszelkimi dostępnymi środkami wspierać Wałęsę jako lidera związku i pomagać mu w neutralizowaniu rywali w obrębie „Solidarności”. Nie ma w nim żadnej politycznej analizy pokazującej cele kierownictwa PZPR wobec związku.Autorzy mogą twierdzić, że nie było to ich celem, zajmowali się jedynie perspektywą SB. Ale ten właśnie rozdział pokazuje, że nie ma sensu pisać książek dotyczących masowych ruchów społecznych i wielkich kryzysów politycznych, opierając się wyłącznie – lub niemal wyłącznie – na materiałach policji politycznej i z jej perspektywy. Po lekturze tego rozdziału mniej zorientowany czytelnik będzie miał wrażenie, że SB traktowało Wałęsę jako „swojego człowieka” i dlatego osłabiało jego konkurentów. Nie zrozumie, że z punktu widzenia Biura Politycznego, które było jednak ważniejsze niż Służba Bezpieczeństwa, kluczowe było neutralizowanie przede wszystkim tych sił, które były postrzegane jako bardziej radykalne niż umiarkowany Wałęsa: a więc Andrzeja Gwiazdy i jego środowiska, Jacka Kuronia i innych KOR-owców oraz Jana Rulewskiego.Podobna perspektywa zdominowała opis sytuacji i roli Wałęsy po wprowadzeniu stanu wojennego. Autorzy cytują dokumenty z okresu izolacji Wałęsy w Arłamowie, a także po jego uwolnieniu, które pokazują przewodniczącego Związku jako nastawionego na kompromis z władzami, deklarującego lojalność, gotowość odsunięcia „ekstremistów”. Nie zdobywają się jednak na refleksję, że był to jednocześnie dla Wałęsy czas największej próby, z której wyszedł zwycięsko.

W zachowaniu „Bolka” można, jak chcą autorzy książki, widzieć tylko „spryt” agenta SB, ale można też dostrzec chęć odegrania przez Wałęsę samodzielnej roli

Władze rozważały wówczas odbudowę „Solidarności” jako organizacji kontrolowanej przez działaczy lojalnych wobec PZPR, w części kontrolowanych przez Służbę Bezpieczeństwa (dla tej ostatniej była to operacja o kryptonimie „Renesans”). Gdyby Wałęsa był rzeczywiście uwikłany i uzależniony od SB ze względu na swoją przeszłość, wtedy właśnie zostałoby to wykorzystane. Jeśliby stanął na czele fasadowej organizacji, byłby to cios dla „solidarnościowego” podziemia. Historia Polski potoczyłaby się inaczej.

Cenckiewicz i Gontarczyk opisują prowadzone przez SB w 1982 r. operacje fałszowania dokumentów na temat Wałęsy i podrzucania ich działaczom „Solidarności” (m.in. Annie Walentynowicz), ale nie formułują konkluzji, że to właśnie jest najsilniejszym dowodem suwerenności Wałęsy i niemożności wykorzystania go przez władze. Nie wspominają w ogóle o innym ważnym momencie, kiedy jego stanowisko przesądziło o fiasku planów podzielenia obozu „Solidarności”. We wrześniu 1984 r. Kiszczak omawiał z przedstawicielami Kościoła możliwość powołania w miejsce „Solidarności” chrześcijańskich związków zawodowych. Wałęsa w rozmowie z arcybiskupem Bronisławem Dąbrowskim odrzucił ten pomysł.

Pseudonaukowa formułka

Okres po 1989 r. w książce Cenckiewicza i Gontarczyka składa się z dwóch warstw: z jednej strony opisu sytuacji politycznej, zwłaszcza historii lustracji oraz okoliczności upadku rządu Jana Olszewskiego, z drugiej – analizy dokumentów UOP i prokuratury na temat usuwania i niszczenia w latach dziewięćdziesiątych materiałów dotyczących „Bolka”.

Ta pierwsza część ma charakter zaangażowanej publicystyki politycznej, w której sympatie autorów są wyraźnie zarysowane. Często rekonstruują fakty na podstawie relacji udzielonej im przez Antoniego Macierewicza, który był jedną stroną ówczesnego gwałtownego sporu politycznego. Nie cofają się przed niczym nieudokumentowanymi oskarżeniami. Sugerują, że w 1990 r. w trakcie kampanii prezydenckiej dokumenty dotyczące współpracy Wałęsy z SB mógł podrzucić Stanisławowi Tymińskiemu „ktoś z kierownictwa MSW popierającego Tadeusza Mazowieckiego – kontrkandydata Lecha Wałęsy”. I znów wygłaszają wygodną pseudonaukową formułkę: „Sprawa ta nie może być na razie naukowo zweryfikowana”. Jakoś nie przyszło im do głowy, że dokumenty dotyczące „Bolka” mógł mieć któryś z dawnych esbeków, których nie brakowało w otoczeniu Tymińskiego.

Piotr Gontarczyk (on jest autorem części książki odnoszącej się do lat dziewięćdziesiątych) jakby „przy okazji” uderza w ludzi i środowiska, których nie lubi. Przytacza antylustracyjne wystąpienie Michała Boniego w 1992 r. i konkluduje, że „do podpisania współpracy z SB przyznał się dopiero w 2007 r.”. Ze sprawą Lecha Wałęsy związku nie ma to żadnego.Gontarczyk ma oczywiście prawo do wygłaszania nawet najbardziej zaangażowanych ocen politycznych. Pytanie tylko, czy powinien to robić w publikacji sygnowanej przez IPN, pretendującej w dodatku do miana naukowej. Ustawa wyraźnie odgradza okres PRL, którym Instytut powinien się zajmować, od wolnej Polski z jej sporami politycznymi. I nie jest to czysto formalne rozgraniczenie, ale jeden z fundamentalnych zamysłów ustawodawcy, który tworzył IPN jako instytucję apolityczną, nieuwikłaną w bieżące spory. Temu samemu celowi służy także ustawowy zakaz przynależności pracowników IPN do partii politycznych, a nawet związków zawodowych.

Naruszona zasada

Jeszcze większy problem jest z dokumentami Urzędu Ochrony Państwa, które stanowią najważniejsze i wnoszące najwięcej nowych informacji źródło dla opisania procesu usuwania dokumentów dotyczących TW „Bolka”. Autorzy otrzymali je od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jest to sytuacja absolutnie wyjątkowa. Nie słyszałem o żadnym innym takim przypadku. Najistotniejsze jest, że to nie autorzy dokonali kwerendy w archiwum ABW, ale Agencja sama zadecydowała, jakie dokumenty im przekazać. A co jest w innych dokumentach, których nie ujawniono? Może są tam informacje zmieniające obraz wyłaniający się z tych materiałów, które otrzymali Cenkiewicz i Gontarczyk. Nie wiemy i nie jest pewne, czy kiedykolwiek będziemy wiedzieć.

Nie chodzi przy tym nawet tylko to, że selekcji dokumentów dokonały służby podległe premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu będącemu od kilkunastu lat w fundamentalnym konflikcie z bohaterem książki Cenckiewicza i Gontarczyka. Ten kontekst jest tak oczywisty, że niewart komentowania. Dla mnie istotniejsze jest być może to, że złamano zasadę współtworzącą misję IPN. Gdy uchwalano ustawę o Instytucie, jednym z najważniejszych argumentów na rzecz jego powołania było zabranie służbom specjalnym najbardziej „wrażliwych” dokumentów i pozbawienie ich w ten sposób wpływu zarówno na bieżącą politykę, jak i na obraz najnowszej historii Polski. Jedno z drugim jest zresztą związane.

Teraz ta zasada została po raz pierwszy w bardzo poważny sposób naruszona. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, poprzez taki, a nie inny dobór dokumentów przekazanych autorom, wywarła istotny wpływ na kształt ich książki. Nie zmienia to oczywiście faktu, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla opisanych w tych dokumentach przypadków usuwania i niszczenia dokumentów, łamania prawa.

Akt oskarżenia

Jak zakończyć tę długą recenzję? Najlepiej chyba stwierdzeniem, że nie jest to – wbrew tytułowi – „przyczynek do biografii” Wałęsy. Jest to akt oskarżenia, w którym znalazły się niemal wyłącznie fakty i interpretacje stawiające go w niekorzystnym świetle.

Książka powstała na podstawie prawdziwych w zdecydowanej większości faktów i dokumentów, ale obraz się z niej wyłaniający jest zdeformowany. Nie ma w niej rzeczywistego Lecha Wałęsy, działacza Wolnych Związków Zawodowych, przywódcy strajków sierpniowych, które odmieniły Polskę, lidera „Solidarności”.

Na koniec warto się zastanowić, co ta książka zmienia w dotychczasowym obrazie historii Polski. Otóż moim zdaniem zadziwiająco mało, a może w ogóle nic. Autorzy, mimo tytanicznych starań, nie udowodnili, że kontakty Wałęsy z SB z początku lat siedemdziesiątych wpłynęły na jego działania jako przywódcy „Solidarności”. Nawet nie można twierdzić, że kształtowały jego prezydenturę.

Konflikt z obozem Jarosława Kaczyńskiego nie zrodził się w związku ze sprawą „Bolka”. Rząd Jana Olszewskiego upadł w czerwcu 1992 r. nie ze względu na uchwałę lustracyjną, ale na brak większości parlamentarnej, konflikt z prezydentem i niezdolność premiera do poszerzenia zaplecza politycznego rządu, do czego usilnie i bezskutecznie namawiał go lider Porozumienia Centrum Jarosław Kaczyński.

Zdaję sobie sprawę, że żadne fakty, ani przytoczone w tym tekście, ani w tysiącach innych, nie przekonają tych wszystkich, dla których sprawa „Bolka” jest kluczem do rozumienia historii „Solidarności” i III Rzeczypospolitej. Dla nich książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka będzie „kultowa”, tak jak film „Nocna zmiana” Jacka Kurskiego.

Autor jest historykiem, profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, docentem w Instytucie Studiów Politycznych PAN, w latach 2000 – 2005 kierował pionem badawczo-edukacyjnym Instytutu Pamięci Narodowej; ostatnio opublikował: „»Monachijska menażeria«. Walka z Radiem Wolna Europa 1950 – 1989”, Warszawa 2007
Źródło : Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/155979.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lip 08, 2008 10:26 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Książka w krzywym zwierciadle
Piotr Gontarczyk, Sławomir Cenckiewicz

Mimo gromów rzucanych pod naszym adresem jeszcze dwa tygodnie temu i wykluczenia nas z „cechu historyków” („Śledczy w przebraniu historyków”, „Gazeta Wyborcza”, 18.06. 2008) Paweł Machcewicz zdecydował się na napisanie recenzji książki na temat związków Lecha Wałęsy z SB („Wałęsa w krzywym zwierciadle”, „Rzeczpospolita”, 30.06.2008). Tę zmianę odbieramy pozytywnie. Artykuł Machcewicza zbliża nas do merytorycznej dyskusji na temat naszej książki, choć niektóre zarzuty wciąż świadczą o jej pobieżnym i emocjonalnym traktowaniu. Przynajmniej najważniejsze kwestie wymagają więc naszego komentarza.

Dowody, a nie poszlaki

Zdaniem Machcewicza zaprezentowany materiał potwierdzający współpracę Lecha Wałęsy z SB ma charakter „fragmentaryczny i poszlakowy”. Nie jest to pogląd oryginalny. Wcześniej podobne opinie wygłaszali m.in. Antoni Dudek i Andrzej Friszke. Nie zgadzamy się z ich zdaniem.

Materiały ewidencyjne, doniesienia TW ps. Bolek i notatki funkcjonariuszy SB mają jednoznaczną wymowę – Wałęsa „był wykorzystywany operacyjnie” przez Wydział III SB w Gdańsku jako TW ps. Bolek, sporządzał doniesienia, które przekazywał w hotelu Jantar, za co otrzymywał wynagrodzenie. Są to dowody bezpośrednie, świadczące o współpracy z SB. Fakt, że nie posiadamy dziś własnoręcznego zobowiązania do współpracy, gdyż teczka personalna agenta o ps. Bolek została wyprowadzona z archiwum MSW na przełomie 1989 i 1990 r., nie może być podstawą do formułowania opinii o – jak pisze prof. Machcewicz – „sytuacji niezwykle zawikłanej” i o „materiale fragmentarycznym i poszlakowym”.

Fakty wskazują, że takie zobowiązanie zostało złożone. W jednym z dokumentów UOP wspomina się, że wśród dokumentów skradzionych w Kancelarii Prezydenta Wałęsy była m.in. „notatka odręczna prawdopodobnie rekonstruująca treść zobowiązania do współpracy TW „Bolka” z SB”. Poza tym wszystkim doświadczony badacz służb specjalnych, jakim jest bez wątpienia Paweł Machcewicz, wie, że z faktu niezłożenia własnoręcznego zobowiązania do współpracy lub tego, że takowy dokument nie przetrwał do naszych czasów, nie musi wynikać, że dana osoba nie współpracowała z bezpieką.

Warto podkreślić to zwłaszcza w kontekście dyskusji na temat agenturalnej przeszłości Lesława Maleszki. Jego teczki personalnej i teczki pracy (a zatem i ewentualnych własnoręcznych podpisów) nie ma, ale wobec zachowanego materiału archiwalnego nikt poważny nie mówi o poszlakach i nie kwestionuje faktu, że był on „Ketmanem”.


Niewiarygodne kserokopie?

Machcewicz jest współautorem i autorem publikacji na temat ojca Konrada Hejmy i Wiktora Trościanki, gdzie w sposób jednoznacznie negatywny ocenił ich rolę jako współpracowników komunistycznych służb specjalnych. Kłopot polega na tym, że Machcewicz nie posiadał ich własnoręcznego zobowiązania do współpracy i pisemnych doniesień, gdyż najpewniej nigdy nie sformalizowali oni w ten sposób współpracy z MSW. Nasz krytyk oparł się przede wszystkim na notatkach i opiniach oficerów SB.

Stosując dziś tę samą, lansowaną przez tzw. obrońców Lecha Wałęsy, argumentację, powinniśmy zakwestionować wiarygodność sądów Machcewicza na temat Hejmy i Trościanki i napisać, że wydał on nieuzasadnione sądy, opierając się na poszlakach.

Podobnie rzecz się ma z uwagami na temat wykorzystanej przez nas kopii dokumentu autorstwa Marka Aftyki, który w 1978 r. dokonał przeglądu teczki personalnej TW ps. Bolek. W tej sprawie Machcewicz napisał, że fakt dysponowania dokumentami jedynie w formie kserokopii „nie musi [...] prowadzić do ich całkowitego odrzucenia, ale na pewno obniża ich wiarygodność, przynajmniej w oczach sądu”. Uwaga to dość dziwna, zważywszy że historyk nie jest sądem, a sam Machcewicz napisał ważną książkę na temat walki komunistycznego aparatu bezpieczeństwa z Radiem Wolna Europa, w której wykorzystał gros dokumentów zachowanych jedynie w formie mikrofilmów, czyli kopii.

Jak to jest? W jednym wypadku kopie są dobre, a w innym – uważane za źródła o obniżonej wiarygodności? Machcewicz wie doskonale, że krytyka zewnętrzna i wewnętrzna źródeł historycznych pozwala badaczom ocenić wiarygodność danego dokumentu. A dokonaliśmy jej w przypadku wszystkich prezentowanych przez nas archiwaliów na temat Wałęsy, w tym również kserokopii notatki Aftyki. Pisanie zatem o obniżonej wiarygodności takich dokumentów z naukowego punktu widzenia brzmi niewiarygodnie.

Brak kontekstu czy rankingu?

Paweł Machcewicz zgłasza uwagi w sprawie tzw. kontekstu historycznego wydarzeń z Grudnia ,70, o czym już pisaliśmy w polemicznym artykule „Zniekształcony krajobraz” („Rzeczpospolita”, 16.06 2008 r.). Tym razem napisał, że doniesienia TW ps. Bolek nie zostały poddane „żadnej wnikliwej analizie” i że brakuje mu w naszej książce „analizy doniesień innych tajnych współpracowników ze stoczni”. Dodaje także, że „wymieniając długą listę osób, które pojawiły się w jego [„Bolka”] doniesieniach”, sugerujemy, że „Bolek” „był być może najważniejszym agentem SB w stoczni”.

To zarzuty nieprawdziwe, bowiem w dwóch rozdziałach książki (str. 53 – 81) dokonaliśmy analizy działalności TW ps. Bolek w świetle różnych dokumentów, w tym także doniesień innych współpracowników SB (TW ps. Kolega, TW ps. Szczepan, pomoc obywatelska ps. Piotr). Naszą intencją nie było ukazanie „Bolka” jako „najważniejszego agenta w stoczni” i nie ma w naszej książce żadnej sugestii potwierdzającej tego typu zarzut. O wiele ważniejsze wydawało się nam przeanalizowanie działalności „Bolka” na tle działań esbeckiego Zespołu ds. Stoczni Gdańskiej im. Lenina oraz pod kątem zgodności jego działań z obowiązującymi w SB instrukcjami pracy operacyjnej z agenturą.

Na przykład okazało się, że zawarta w notatce SB z marca 1971 r. na temat TW ps. Bolek informacja o odmowie przystąpienia do nieformalnej grupy Józefa Szylera była zbieżna z przepisami „Instrukcji o pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych” z 1 lutego 1970 r., w której czytamy m.in.: „Zadania zlecane tajnemu współpracownikowi nie mogą wpływać na aktywizację wrogiej działalności. Nie wolno mu brać udziału w czynach stanowiących przestępstwa, chyba że jego udział w nich jest uzasadniony ważnymi zadaniami w zakresie ochrony bezpieczeństwa publicznego i został mu zlecony przez funkcjonariusza”.

W obronie „Bolka”

Machcewicz ubolewa, że nie dostrzegliśmy w doniesieniach TW ps. Bolek charakterystycznych dla Wałęsy – a tym samym pozytywnych – aspektów jego agenturalnej działalności. Lektura trzystronicowej informacji przekazanej przez TW ps. Bolek podczas zwolnienia lekarskiego 17 kwietnia 1971 r., w której informował on SB o przygotowaniach załogi stoczniowej do zakłócenia obchodów 1 Maja, okolicznościach ponownego podpalenia siedziby KW PZPR w Gdańsku oraz działalności Józefa Szylera, skłania Machcewicza do dość oryginalnej konstatacji: „Można w tym tylko widzieć spryt i operatywność agenta oddanego SB, jak chcą Cenckiewicz i Gontarczyk, ale można także zachowanie Wałęsy interpretować jako podyktowane chęcią odgrywania pewnej samodzielnej roli – tego, który przyczynia się do wyeliminowania radykalnych zachowań stoczniowców, a więc i represji, a nawet samozwańczego reprezentanta załogi, który mówi o jej bolączkach”.

Zaiste nie wiemy, na jakiej podstawie z informacji agenturalnych „Bolka”, w których jest mowa o konkretnych osobach, ich poglądach i zachowaniach, Machcewicz wyciąga wniosek, że mogło tu chodzić o chęć oszczędzenia kolegom represji. Aby przekonać się, jak słabo uzasadniony jest wspomniany pogląd, warto zacytować inny fragment przywołanego przez Machcewicza doniesienia „Bolka”: „Słyszałem od niego [Szylera] nieco wcześniej, że ma dwa plany: 1. Skończyć kurs mistrzowski i wyjechać z Gdańska gdzieś do mniejszej miejscowości. 2. Ma szanse uciec za granicę, prawdopodobnie do NRF, o czym mi też mówił”. O tym, jak ważne były to informacje, świadczy dopisek oficera SB o wykorzystaniu doniesienia „Bolka” w meldunku dziennym oraz dokument zalecający większą kontrolę SB wobec Szylera w związku z zamiarem ucieczki do Niemiec Zachodnich.

Podobnych przykładów jest więcej. Być może „Bolek” rzeczywiście uważał się za samozwańczego reprezentanta załogi, który na spotkaniach z SB chciał mówić „o jej bolączkach”, ale jednocześnie przekazywał konkretne, szkodliwe dla kolegów informacje, dbał o to, żeby nie zostać zdemaskowany, brał, a nawet upominał się o pieniądze. Charakterystyczny w kontekście tekstu Machcewicza jest zabieg polegający na wykorzystaniu do opisu działalności TW „Bolka” informacji zawartych w notatce dwóch funkcjonariuszy SB próbujących w 1978 r. ponownie pozyskać go do współpracy. Przecież ich słowa nie były wiarygodnym opisem wcześniejszych wydarzeń, tylko argumentami w rozmowie pozyskaniowej. Sprawa jest tak oczywista, że nie warto jej komentować. A przecież to pod naszym adresem Paweł Machcewicz pisze o „modelowych przykładach manipulacji”.

Machcewicz pisze też o „konsekwentnie pomniejszanej” karcie opozycyjnej Wałęsy. Ponownie domaga się tzw. kontekstu historycznego. W książce, która nie jest biografią Wałęsy, domaga się szczegółowego opisu działalności m.in. w okresie Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Jednak i tutaj wprowadza czytelnika w błąd.

Kto pomniejsza opozycyjną kartę

Nie ma dotąd ani jednej publikacji na temat Wałęsy, w której znalazłyby się tak konkretne informacje na temat jego działalności antykomunistycznej w szeregach WZZ i represji, jakie spotkały go ze strony SB. W książce po raz pierwszy opisaliśmy drogę Wałęsy do Sierpnia ,80 – okoliczności zwolnienia z pracy w stoczni, a później w Zrembie i Elektromontażu, jego udział w akcjach ulotkowych, aktywność w WZZ oraz krąg najbliższych współpracowników ze Stogów, gdzie wówczas mieszkał. Wbrew sugestiom Machcewicza w tej części książki przywołaliśmy nie tylko relację Edwina Myszka, ale również m.in. Bogdana Borusewicza, Tadeusza Nowaka, Joanny i Andrzeja Gwiazdów, Kazimierza Szołocha i Leszka Zborowskiego.

Dalej oburza się, że nie zacytowaliśmy „przemówienia Wałęsy z grudnia 1979 r. wygłoszonego w czasie WZZ-owskich obchodów rocznicy Grudnia 1970 r.”. Nie dodaje jednak, że jeden z nas – Sławomir Cenckiewicz – już w 2004 r. na kartach książki „Oczami bezpieki” opisał to wydarzenie w szczegółach, cytując nawet zapis stenograficzny z manifestacji 17 grudnia 1979 r. Wydarzenie to jest jednak wspomniane w naszej książce wraz z przywołaniem źródeł archiwalnych (str. 88).

Machcewicz oburza się także na obszerny opis okoliczności przedostania się Wałęsy na teren stoczni 14 sierpnia 1980 r. Ten fragment naszej książki nazywa niezbyt ładnie modelowym wręcz przykładem manipulacji. Nie zechciał jednak dodać, że mimo 28 lat, jakie upłynęły od Sierpnia ,80, wciąż nie jest do końca jasne, w jakich okolicznościach i w którym miejscu legendarny przywódca „Solidarności” „przeskoczył przez płot” i stanął na czele sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Być może Machcewicza, który tak często akcentuje kontekst historyczny, ta sprawa nie interesuje, ale nam wydaje się ważna. Dlatego zestawiliśmy sprzeczne wypowiedzi samego Wałęsy, jego współpracowników i świadków historii, aby pokazać, że problem ten jest wciąż niewyjaśniony.

Również fragment recenzji odnoszący się do lat 80. pełen jest nieprawdziwych informacji. Przykładem niech będzie „odkrycie” przez Machcewicza historii operacji SB o kryptonimie „Renesans”, której celem była budowa sterowanej przez komunistów „neo-Solidarności” po wprowadzeniu stanu wojennego. Władze PRL marzyły wówczas o tym, by ich plan firmował Wałęsa. On jednak zdecydowanie odmówił. Ale o tym już w 2002 r. pisali Sławomir Cenckiewicz i Grzegorz Majchrzak, a ich ustalenia znalazły obszerne odbicie w naszej książce (str. 132 – 133). Machcewicz prezentuje tę historię w taki sposób, jakby sam ją odkrył i wcześniej opisał, a autorzy książki o Wałęsie jej nie znali.

Lustracja

Paweł Machcewicz pisze: „Totalna krytyka autorów pod adresem sądu lustracyjnego, który w 2000 r. oczyścił Wałęsę z zarzutów współpracy, nie uwzględnia (…) podstawowej okoliczności, że wobec fragmentarycznej dokumentacji i na gruncie prawa karnego z zasadą domniemania niewinności w wielu przypadkach uniewinnienie oskarżonego jest jedyną możliwością”. Zwracamy uwagę, że w procesie lustracyjnym nie ma oskarżonego ani instytucji uniewinnienia. Jest za to lustrowany i możność sprawdzenia prawdziwości oświadczenia lustracyjnego.

Kiedy w 2000 r. lustrowany był kandydat na prezydenta Lech Wałęsa, istniała możliwość umorzenia sprawy, o co zabiegał zastępca rzecznika interesu publicznego, sędzia Bogusław Kauba. Dla Machcewicza problemy te są najwyraźniej obojętne. Spór między naszymi tezami a ustaleniami sądu lustracyjnego nie dotyczy uznawania lub nie zasady in dubio pro reo (w wolnym tłumaczeniu: wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego), tylko wartości merytorycznej podstawowych ustaleń orzeczenia w sprawie Lecha Wałęsy.

Przykładów podaliśmy w książce wiele. Między innymi wspomniana już notatka Aftyki, w której opisuje akta archiwalne Lecha Wałęsy, informuje: „TW „Bolek” przekazywał szereg cennych informacji dot[yczących] destrukcyjnej działalności niektórych pracowników. Na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw. (…) Spotkania z TW „Bolkiem” odbywały się poza L [okalem] K [ontaktowym]. Za przekazane informacje był on wynagradzany i w sumie otrzymał 13 100 zł; wynagrodzenie brał bardzo chętnie”.

Czytając zacytowany dokument, sąd lustracyjny stwierdził: „jako notatka z przeglądu akt archiwalnych TW zawiera ona w istocie jedno enigmatyczne zdanie dotyczące efektów tej współpracy. Nie zawiera natomiast jakiejkolwiek informacji o składanych meldunkach przez TW, pobieranym wynagrodzeniu itp.”. Łatwo porównać, że konstatacja sądu nie ma nic wspólnego z rzeczywistą treścią zacytowanego dokumentu. W innym fragmencie orzeczenia sąd lustracyjny stwierdził, że gdyby w 1982 r. roku SB dysponowała dokumentacją dotyczącą agenturalnej współpracy z SB Lecha Wałęsy, wykorzystano by ją do „wytoczenia Lechowi Wałęsie procesu”.

Kłopot w tym, że możliwość oskarżenia kogokolwiek w czasach PRL za współpracę z SB to jedna z licznych błędnych interpretacji, na których opiera się krytykowanie przez nas orzeczenie. Nie o zasadę in dubio pro reo tu chodzi, tylko o łamanie zasad logiki i lekceważenie faktów – to one stały się fundamentem rozstrzygnięcia sprawy Lecha Wałęsy.

W tym świetle krytykę Machcewicza dotyczącą tzw. lustracyjnych rozdziałów książki w najlepszym razie można uznać za minięcie się z tematem.

Książka ABW

Machcewicz uważa, że wykorzystanie w publikacji IPN dokumentacji wytworzonej w latach 90. przez UOP stanowiło złamanie „fundamentalnego zamysłu ustawodawcy, który tworzył IPN jako instytucję apolityczną, nieuwikłaną w bieżące spory”. Nasz krytyk powinien przeczytać ustawę o IPN. O dokumenty przydatne do próby wyjaśnienia sprawy Wałęsy do różnych instytucji państwowych wystąpiono na podstawie artykułu 27 wspomnianej ustawy: „Prezes Instytutu Pamięci może zażądać (…) dokumentacji (…) niezależnie od czasu jej wytworzenia lub zgromadzenia (…), jeżeli jest ona niezbędna do wypełnienia zadań Instytutu Pamięci określonych w ustawie”. Ale nasz krytyk drąży temat: „Najistotniejsze jest, że to nie autorzy dokonali kwerendy w archiwum ABW, ale Agencja sama zadecydowała, jakie dokumenty im przekazać. A co jest w innych dokumentach, których nie ujawniono? Może są tam informacje zmieniające obraz wyłaniający się z tych materiałów, które otrzymali Cenckiewicz i Gontarczyk. Nie wiemy i nie jest pewne, że kiedykolwiek będziemy wiedzieć”.

Na całym świecie korzystanie przez historyków z dokumentów przekazywanych przez służby specjalne jest rzeczą normalną. Powinien o tym wiedzieć nasz krytyk, który osobiście poznał realia amerykańskie.

Machcewicz się myli, twierdząc, że nie jesteśmy w stanie ocenić doboru przekazanych IPN dokumentów UOP. Otóż jesteśmy. W latach 1996 – 1999 toczyło się śledztwo w sprawie „czystek” poczynionych w archiwach przez Wałęsę i jego najbliższych współpracowników. Prokurator prowadząca sprawę nie była zdana wyłącznie na łaskawość archiwistów UOP, mogła żądać dokumentów według swojego uznania. Materiały tego śledztwa zostały przez nas skonfrontowane z dokumentami przekazanymi do IPN przez ABW.

Analiza porównawcza pozwoliła na ustalenie, że Instytut Pamięci otrzymał wszystkie istotne dokumenty, jakimi dysponowała prokuratura. Było ich nawet więcej. Te dodatkowe dotyczyły przede wszystkim niszczenia akt w Delegaturze UOP w Gdańsku, które było objęte odrębnym śledztwem.Wykluczamy więc tendencyjną selekcję i możliwość politycznej (i jakiejkolwiek innej) manipulacji, o którą pyta Machcewicz. Ciekawe, że problem, przy którym stawia pytanie, za chwilę zmienia się w twierdzenie. Tym samym okazuje się, że co najmniej współautorem naszej książki jest były premier RP i podległe mu służby specjalne: „selekcji dokumentów dokonały służby podległe Jarosławowi Kaczyńskiemu (…) Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, poprzez taki, a nie inny dobór dokumentów przekazanych autorom, wywarła istotny wpływ na kształt ich książki”. Naszym zdaniem ten rodzaj argumentacji nie mieści się w naukowym dyskursie i świadczy raczej o nadmiernych emocjach.

Machcewicz zgłasza pretensje w związku z tym, że w naszej książce znalazła się sprawa przeszłości Michała Boniego. Fakt ten uważa za „uderzanie w ludzi i środowiska, których [jeden z autorów] nie lubi”.

Kto jest politykiem?

Otóż Boni, podobnie jak wiele innych osób, znalazł się w rozdziale dotyczącym lustracji 1992 r. To był ważny moment w życiu prezydenta Wałęsy. Bodaj ostatnia chwila, kiedy mógł opowiedzieć prawdziwą historię TW ps. Bolek. Tak się jednak nie stało i przyczyn można podać wiele. Do najważniejszych należała atmosfera polityczna tamtych lat, jakość, przebieg i temperatura publicznej debaty.

Zabierały w niej głos także osoby, które, posługując się wzniosłymi argumentami, mogły bronić własnej przeszłości. W tym kontekście w książce pojawia się walczący z lustracją Boni, ale też Andrzej Szczypiorski czy Lesław Maleszka. Polityczne implikacje tych przypadków nas nie interesują. Dlatego w innym rozdziale sięgamy po przykłady posłów PiS – Zyty Gilowskiej i Bogusława Kowalskiego.

Machcewicz w fałszywym świetle przedstawia te fragmenty książki, traktując je jako publicystykę: „Gontarczyk ma oczywiście prawo do wygłaszania nawet najbardziej zaangażowanych ocen politycznych. Pytanie tylko, czy powinien to robić w publikacji sygnowanej przez IPN, pretendującej w dodatku do miana naukowej”. Tak to już w nauce jest, że dla zrozumienia mechanizmów ludzkiego działania ważna jest kwestia właściwego ukazania tła historycznego, co wcześniej postuluje sam Machcewicz.

Spotkała nas też krytyka za rozważania na temat możliwości „wycieku” z kierowanego przez Krzysztofa Kozłowskiego MSW dokumentów dotyczących TW ps. Bolek tuż przed wyborami prezydenckimi w 1990 r. Według Machcewicza „nie cofamy się przed niczym nieudokumentowanymi oskarżeniami”. Autor dodaje też: „jakoś nie przyszło im do głowy, że dokumenty dotyczące „Bolka” mógł mieć któryś z dawnych esbeków, których nie brakowało w otoczeniu Tymińskiego”.

Wiele wskazuje na to, że dokumenty TW ps. Bolek, które otrzymał Stanisław Tymiński, to te same, którymi dysponował UOP w 1990 r. Sam Kozłowski opisywał fakt wykorzystywania przez siebie tych dokumentów w rozmowach z politykami, co nie mieściło się w ówczesnych standardach (w rozmowie z szefem sztabu wyborczego Wałęsy – Jackiem Merklem). Nie mamy również wątpliwości, że wiele wypowiedzi Kozłowskiego uznać należy za mało wiarygodne, chociażby ze względu na wspomniane w książce mijanie się z prawdą w sprawie różnych fragmentów historii TW ps. Bolek. Nie wykluczamy, że źródłem informacji Tymińskiego był ktoś z jego otoczenia. Ale warto zauważyć, że całkiem pokaźna grupa skompromitowanych „dawnych esbeków” (z których część miała wiedzę o sprawie Lecha Wałęsy) znajdowała się w MSW kierowanym przez Krzysztofa Kozłowskiego.

Nieuprawniona asymetria

Ciekawe, że w wywodzie Machcewicza zauważalna jest pewna asymetria – wobec ministra Kozłowskiego z rządu Tadeusza Mazowieckiego nie można postawić niewygodnych dla niego hipotez, natomiast inny ton i logika obowiązują wobec tych, których najwyraźniej „nie lubi”, na przykład byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Machcewicz twierdzi, że dokumenty UOP zostały przekazane w ramach politycznych porachunków, a więc w złej wierze: „selekcji dokonały służby podległe premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu będącemu od kilkunastu lat w fundamentalnym konflikcie z bohaterem książki Cenckiewicza i Gontarczyka. Ten kontekst jest tak oczywisty, że niewart komentowania”. Szkoda, że zabrakło jakiegoś uprawdopodobnienia tezy o zaangażowaniu Kaczyńskiego w fakt przekazania IPN dokumentów z ABW. Tu, jak widać, żadnych insynuacji nie trzeba udowadniać, bo wszystko rozumie się samo przez się. Tak wygląda świat w krzywym zwierciadle politycznych sympatii, nadmiernych emocji i wyraźnie nienaukowego zaangażowania.

Jesteśmy wdzięczni Pawłowi Machcewiczowi za interesującą polemikę i ciekawe uwagi merytoryczne. Pewnie dyskutowałoby się nam jeszcze lepiej, gdyby nasz krytyk nie przyrównywał naszej pracy do działań funkcjonariuszy SB. A w kwestii, czy ta książka zmienia coś w obrazie historii Polski, czy też nie zmienia nic, jak twierdzi Machcewicz, pytanie pozostaje otwarte. Niech każdy czyta i wyrabia sobie własne zdanie.

Autorzy są historykami IPN, autorami książki „SB a Lech Walęsa. Przyczynek do biografii”.


http://www.rp.pl/artykul/159717.html

Autorzy książki nie odnieśli się - niestety - do tych fragmentów artykułu Machcewicza, które wyżej wytłuściłem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lip 23, 2008 7:29 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na Forum SWS Tomasz Strzyżewski napisał

Cytat:
Przeczytałem dokładnie książkę "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Zapraszam do dyskusji wyznawców mitu o moralnej nieskazitelności i historycznej wielkości Wałęsy, jak również głosicieli tezy o jego późniejszym zmazaniu winy za "krótki epizod" na początku lat 70.

TS


Ponieważ przez krajowe media przewala sie kolejna fala dyskusji o niczym (walka miedzy PiS a PO przybiera coraz bardziej groteskowy charakter i upodabnia sie do wojny masła z margaryną - partie zamiast kłócić się o kwestie istotne spierają sie o problemy trzeciorzędne, stosując różne sztuczki mające wpłynąć na opinie publiczną, czyli ograniczają się do tzw. "pijaru") chętnie przystanę Tomku na Twoja propozycję, zwłaszcza, że - jak mi sie zdaje - w sprawie oceny Wałęsy istnieje między nami poważna różnica.

Jest tylko jeden problem. Jestem mianowicie zbanowany na Forum SWS (tzn mogę czytać, to co jest napisane na Forum, ale nie mogę się zalogować). Nawet mi to dogadza, gdyż od kilku miesięcy staram się ożywić Forum POLONUS, więc chętnie będę zamieszczał swój głos w dyskusji na tym Forum.
Jeżeli chodzi o Twoje argumenty to czy mógłbyś je wklejać na obu forach (wszak na POLONUSie jesteś zarejestrowany)?
Jeśli chodzi o innych dyskutantów - jeśli nie będą chcieli wypowiadać sie na POLONUSie, to będę wklejał ich wypowiedzi sam (chyba, że zostanę całkowicie odcięty do Forum SWS).
Czy te (przyznaję, że trochę dziwaczne) zasady akceptujesz?
Jeśli odpowiesz pozytywnie, to zaczynamy!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Sro Lip 23, 2008 9:40 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mirku, oczywiście że akceptuję proponowane przez Ciebie zasady. Jestem tylko zaskoczony informacją o tym, że jesteś zbanowany na forum SWS. Pamiętam bowiem, że to Ty sam na znak protestu zrezygnowałeś z udziału w debatach na tym forum. No cóż - tak to niestety bywa. Cenzura wiecznie żywa!

Dziś nie zdąże już nawiązać rozmowy - proponuję rozpocząć jutro Smile

Tomek Strzyżewski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lip 24, 2008 8:21 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Ty sam na znak protestu zrezygnowałeś z udziału w debatach na tym forum.


To prawda. Jednak Krzysiek mnie nie zbanował. Po odejściu z Forum SWS czasami zamieszczałem tam cytaty z innych wypowiedzi lub linki do strony POLONUS. Merytorycznie wypowiedziałem się zaledwie kilka razy - tylko wtedy, gdy ktoś wprost odnosił sie do mojej osoby lub atakował mnie po nazwisku (odchodząc z Forum SWS zastrzegłem sobie takie prawo). Zasadę tę złamałem raz - po śmierci Krzyśka założyłem wątek Jemu poświęcony. Zbanowany zostałem na Forum SWS po zamieszczeniu cytatu w starym wątku krytycznym wobec Bronisława Komorowskiego
http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?p=8344&highlight=#8344

I myślę, że niech tak już zostanie. Smile

-----------------------------------------------------------
Ustalmy obszar sporu i kwestie bezsporne.

Zgadzamy się (jak sądzę) co do następujących kwestii:
1. Wałęsa był zarejestrowany przez SB jako TW w latach 1970 - 1976
2. W okresie rejestracji Wałęsa dostarczył bezpiece informacji, które wyrządziły realną krzywdę wielu osobom na Wybrzeżu
3. Za swoje usługi na rzecz SB Wałęsa uzyskał prawdopodobnie na początku lat 1970. pewne korzyści materialne: kwoty pieniężne oraz - byc może - mieszkanie.
4. Wałęsa dziś nie chce potwierdzić tych faktów, ani nie chce za nie przeprosić, co należy ocenić bardzo nagannie
5. Wałęsa miał świadomość, że bezpieka kilka razy (już po zerwaniu jego współpracy z SB) mu pomagała (np. przy wyborze na przewodniczącego KK NSZZ "Solidarność")
6. Pełniąc funkcję prezydenta Wałęsa zniszczył dużą część kompromitujących go materiałów, za co powinien ponieść odpowiedzialność prawną

Obszary sporu dotyczą (jak sądzę) następujących tez, których jestem zwolennikiem:
1. Rzeczywista współpraca Wałęsy z SB obejmowała lata 1971-72. Nie można utożsamiać wyrejestrowania Wałęsy przez SB (co nastąpiło w roku 1976) z zerwaniem współpracy przez Wałęsę (co następowało stopniowo po roku 1972).
2. Uzasadniona jest hipoteza, że Wałęsa współpracując z SB na początku lat 1970. prowadził rodzaj gry z SB (jakkolwiek była to gra oparta na naiwnych założeniach i gra ta zakończyła sie porażką Wałęsy)
3. Nie ma żadnych dowodów na to, że Wałęsa po 1976 roku współpracował z SB, choć bezpieka usiłowała go do tego nakłonić
4. Wszystkie błędy, które popełnił Wałęsa po 1976 roku (szczególnie w latach 1980-81, 1989-90 oraz w okresie swojej prezydentury: 1990 - 1995) nie są wynikiem jego rzekomej późniejszej współpracy z SB (czy z jakąś inna tajną służbą jakiegoś komunistycznego państwa), ale dają się wytłumaczyć innymi przyczynami (ograniczenia intelektualne, rady doradców, cechy charakteru, przypadek)
5. Po 1976 roku Wałęsa dał wiele dowodów mądrości i heroizmu

Czy możemy zgodzić sie z takimi założeniami?

Czy też jakieś kwestie wymagają uzupełnienia?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Czw Lip 24, 2008 6:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Obszary sporu dotyczą (jak sądzę) następujących tez, których jestem zwolennikiem:
1. Rzeczywista współpraca Wałęsy z SB obejmowała lata 1971-72. Nie można utożsamiać wyrejestrowania Wałęsy przez SB (co nastąpiło w roku 1976) z zerwaniem współpracy przez Wałęsę (co następowało stopniowo po roku 1972).
2. Uzasadniona jest hipoteza, że Wałęsa współpracując z SB na początku lat 1970. prowadził rodzaj gry z SB (jakkolwiek była to gra oparta na naiwnych założeniach i gra ta zakończyła sie porażką Wałęsy)
3. Nie ma żadnych dowodów na to, że Wałęsa po 1976 roku współpracował z SB, choć bezpieka usiłowała go do tego nakłonić
4. Wszystkie błędy, które popełnił Wałęsa po 1976 roku (szczególnie w latach 1980-81, 1989-90 oraz w okresie swojej prezydentury: 1990 - 1995) nie są wynikiem jego rzekomej późniejszej współpracy z SB (czy z jakąś inna tajną służbą jakiegoś komunistycznego państwa), ale dają się wytłumaczyć innymi przyczynami (ograniczenia intelektualne, rady doradców, cechy charakteru, przypadek)
5. Po 1976 roku Wałęsa dał wiele dowodów mądrości i heroizmu

Czy możemy zgodzić sie z takimi założeniami?


„W obszarach sporu” dostrzegam dwa tylko punkty, ocierające się o kwestie sporne:

Ad 1 – „stopniowe zrywanie współpracy” nie oznacza moim zdaniem zaniechania – a więc i braku współpracy. Poza tym dla moralnej oceny winy Wałęsy nie ma istotnego znaczenia, jak długo był on nędznikiem.

Ad 2 – gry z SB (naiwnej czy też nienaiwnej) nie powinno się usprawiedliwiać, skoro niezbędnym warunkiem jej prowadzenia było krzywdzenie bliźnich poprzez robienie na nich donosów (w tym wypadku na przyjaciół i współtowarzyszy walki, którzy mu ufali) i branie pieniędzy od SB za tę brudną robotę.

Ad 3-4 – te okoliczności wydają mi się mało istotne w ocenie moralnej Wałęsy.

Ad 5 – nie jest to najlepszy argument w obronie płatnych donosicieli, którzy PÓŹNIEJ wykazywali się zasługami, prowadzącymi do najwyższych zaszczytów. Pomija się tu przecież rzecz podstawową – ujawniającą sedno problemu. Zasługi nie mogą się przecież „liczyć”, jeśli wykazanie się nimi stało się możliwe dzięki wprowadzeniu w błąd własnych przyjaciół i opini publicznej. Logika jest tu nieskomplikowana! Jeśli sukces i autorytet zawdzięczamy KŁAMSTWU, to sukces taki i taki autorytet tyle samo muszą być warte, co warunkujące je kłamstwo. Dla zobrazowania tej zasady przytoczę dwa przykłady PUBLICZNEGO KŁAMSTWA, wywołującego powszechnie znane i przez nikogo nie kwestionowane konsekwencje: kradzież pierwszego miliona i doping sportowy. Kierując się logiką na bakier, możnaby w obu sytuacjach twierdzić, iż „dokonania życiowe” miliardera, który zdobył ogromną fortunę dzięki kradzieży pierwszego miliona – nie tylko że zasługują na uznanie ale nawet zgromadzone tą drogą bogactwa należą mu się (tak prawnie jak i moralnie) – dzięki „jego rzetelnej pracy w latach następnych”. Podobnie przyłapanie mistrzyni olimpijskej na wcześniejszym zażywaniu środków dopingowych (grożące utratą złotego medalu) byłoby bez znaczenia, no bo przecież później„jakże ona na bieżni wspaniale walczyła!!!”.

Wałęsa został wybrany przywódcą Solidarności a później na Prezydenta RP dlatego, że miał opinię człowieka, jeśli nie szlachetnego, to przynajmniej uczciwego. Darzono go po prostu zaufaniem wierząc w to, że jest on niezdolny do zdrady i do kłamstwa i że na przyznanie tych zaszczytów sobie załużył. Wyobraźmy sobie, że przed mianowaniem go przewodniczącym Solidarności lub przed wyborami prezydenckimi wyznałby on swą winę. Co wtedy by się stało? Ano, z pewnością oczyściłby on swe sumienie. Jednak nie mógłby on już ani przewodzić Solidarnością, ani też zostać prezydentem RP. Musiałby bowiem wykazać skruchę, pokutę, a następnie od początku, czyli od zera, odzyskiwać zaufanie towarzyszy walki i całego polskiego społeczeństwa. Gdyby nawet po wielu latach był tego w stanie dokonać, to nigdy już nie zostałby legendą Solidarności, laureatem nagrody Nobla i milionerem. Gdyby skrucha byłego TW miała być szczera (bo przecież tylko wówczas wybaczanie ma sens), powinien on nie tylko przyznać się do winy ale zarazem wyrazić wolę, czy wręcz gotowość do rezygnacji z tychże korzyści (status i pozycja społeczna, nagromadzone bogactwa i td.), osiągniętych przecież dzięki kłamstwu. Inaczej byłoby to afirmacją kłamstwa. Oznaczałoby to mianowicie, że kłamstwo opłaca się nawet wtedy, gdy później będzie trzeba się do tego kłamstwa publicznie przyznać. To w imię takiej chyba afirmacji pojawiają się ostatnio głosy, że legenda oraz „wielkość Wałęsy” nie ucierpią z powodu jego „drobnych potknięć” w przeszłości.

TS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lip 24, 2008 8:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tomku,

Cytat:
dla moralnej oceny winy Wałęsy nie ma istotnego znaczenia, jak długo był on nędznikiem.


W Twoim rozumowaniu dostrzegam myślenia zero-jedynkowe. Twoim zdaniem zachowania ludzkie albo są dobre albo złe, przy czym zło i dobro nie podlega stopniowaniu. Ja się z tym nie zgadzam (co nie oznacza, iż nie potępiam współpracy Wałęsy z SB). Uważam, że zdanie

Cytat:
gry z SB (naiwnej czy też nienaiwnej) nie powinno się usprawiedliwiać, skoro niezbędnym warunkiem jej prowadzenia było krzywdzenie bliźnich poprzez robienie na nich donosów (w tym wypadku na przyjaciół i współtowarzyszy walki, którzy mu ufali) i branie pieniędzy od SB za tę brudną robotę


Uważasz więc, że motywy czyjegoś postępowania nie maja znaczenia?

Cytat:
Ad 3-4 – te okoliczności wydają mi się mało istotne w ocenie moralnej Wałęsy.


Te okoliczności są istotne, gdyż wielu przeciwników Wałęsy twierdzi lub sugeruje, że Wałęsa współpracował z SB także w okresie 1980-81 a jego nieudana prezydentura była spowodowana tym, że nadal był związany tajną nicią współpracy z postkomunistami. Rozumiem, że Ty, Tomku tak nie twierdzisz, a więc kwestie te rzeczywiście nie są sporne między nami. Podniosłem je jednak, gdyż dla osób, które są zwolennikami tych twierdzeń maja one istotne znaczenie dla oceny stopnia winy Wałęsy.

Cytat:
Zasługi nie mogą się przecież „liczyć”, jeśli wykazanie się nimi stało się możliwe dzięki wprowadzeniu w błąd własnych przyjaciół i opinii publicznej.


Czy sukces strajku sierpniowego w Gdańsku, na którego czele stał Wałęsa, był możliwy dzięki wprowadzeniu w błąd własnych przyjaciół i opinii publicznej?

Czy niezłomna postawa Wałęsy po wprowadzeniu stanu wojennego była możliwa dzięki jego wcześniejszej współpracy z SB?

Czy gdyby na miejscu Wałęsy w obu tych sytuacjach był ktoś inny, ktoś, kto nigdy nie współpracował z SB, to by gwarantowało, że zachowałby się równie dobrze?

Twoje przykłady dotyczące miliardera i mistrzyni olimpijskiej nie są m. zd. adekwatne do sytuacji Wałęsy. Myślę, że lepszy byłby tu przykład Kmicica. Czy jego bohaterska postawa w czasie obrony Jasnej Góry była warunkowana jego wcześniejsza zdradą? Jeśli była, to jedynie w takim znaczeniu, że był on odważniejszy od innych, aby w ten sposób odpokutować swoje winy.

Oczywiście wiem, że Kmicic (a raczej Babinicz) - w przeciwieństwie do Wałęsy - ujawnił swoje prawdziwe oblicze. W tym względzie masz rację - niechęć Wałęsy do publicznej spowiedzi jest godna potępienia! Tym bardziej, że publiczne przyznanie sie Wałęsy niewiele by mu zaszkodziło dzisiaj w oczach opinii publicznej zarówno w kraju, jak i zagranicą.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Sob Lip 26, 2008 9:56 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mirek Lewandowski napisał:
Cytat:
dla moralnej oceny winy Wałęsy nie ma istotnego znaczenia, jak długo był on nędznikiem.

W Twoim rozumowaniu dostrzegam myślenie zero-jedynkowe. Twoim zdaniem zachowania ludzkie albo są dobre albo złe, przy czym zło i dobro nie podlega stopniowaniu.

Mirku, oczywiście że dobro i zło podlega stopniowaniu. Chodziło mi jednak o to, że w przypadku akurat tego zła, jakim była donosicielska działalność Wałęsy nie ma znaczenia, czy i w jakim stopniu był on świadomy tego, że czynił zło. Ma natomiast znaczenie, czy ktoś, kto był zdrajcą, sprzedawczykiem i kłamcą – i nadal jest kłamcą, choć zdrajcą i sprzedawczykiem już być przestał – a więc czy ktoś taki zasługuje na zaszczyt stania się legendą walki o niepodległość i symbolem obalenia komunizmu.
Cytat:
Cytat:
Cytat:
gry z SB (naiwnej czy też nienaiwnej) nie powinno się usprawiedliwiać, skoro niezbędnym warunkiem jej prowadzenia było krzywdzenie bliźnich poprzez robienie na nich donosów (w tym wypadku na przyjaciół i współtowarzyszy walki, którzy mu ufali) i branie pieniędzy od SB za tę brudną robotę

Uważasz więc, że motywy czyjegoś postępowania nie maja znaczenia?

Uważam, że motywy mają znaczenie. Jest to okoliczność łagodząca. Jeśli jednak założymy, że Wałęsa w dobrej wierze (w dobrych intencjach) donosił na swoich kolegów ze Stoczni Gdańskiej (nie rozumiejąc zatem, iż w ten sposób czyni zło), to nieuniknionym staje się wniosek, że tak ograniczonego człowieka nie należy, a nawet wręcz nie wolno obdarzać społecznym zaufaniem i powierzać mu odpowiedzialnych funkcji społecznych, od których zależy los milionów. Jednak aż tak nieinteligentnym człowiekiem Wałęsa najwidoczniej nie jest. Ukrywał on przecież swoją współpracę z SB, kłamiąc na ten temat od blisko czterdziestu lat. Rozumiał zatem i nadal rozumie, że czynił zło. Pocóż bowiem miałby wypierać się dobrych uczynków?

Cytat:
Czy sukces strajku sierpniowego w Gdańsku, na którego czele stał Wałęsa, był możliwy dzięki wprowadzeniu w błąd własnych przyjaciół i opinii publicznej?

Sukces przypisania sobie przez Wałęsę zasługi za zwycięstwo strajku sierpniowego w Gdańsku był moim zdaniem możliwy dzięki obrzydliwemu KŁAMSTWU, które książka Cenckiewicza i Gontarczyka wreszcie demaskuje. Warto przy okazji wziąć pod uwagę wszystkie znaki zapytania, jak choćby ten związany ze sposobem przybycia Wałęsy na teren stoczni.
Cytat:
Twoje przykłady dotyczące miliardera i mistrzyni olimpijskiej nie są m. zd. adekwatne do sytuacji Wałęsy. Myślę, że lepszy byłby tu przykład Kmicica.

Mógłbym się tu z Tobą zgodzić ale tylko pod warunkiem całkowitego pominięciu sensu oraz roli KŁAMSTWA w życiu ludzkim. Pozbawilibyśmy jednak w ten sposób prawo moralne poważnej części jego logicznego uzasadnienienia. Przykład Kmicica jest wg mnie błędny z powodu, który sam przywołujesz. Poza tym Kmicic w odróżnieniu od Wałęsy nie czerpał przecież moralnych i materialnych korzyści z wprowadzania w błąd otoczenia w trakcie odbywania dobrowolnej pokuty. Jedyną „korzyścią” była dla Kmicica możliwość połączenia pokuty z zadośćuczynieniem.

TS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Lip 27, 2008 10:20 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z dyskusji na Forum SWS na ten sam temat ( http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?t=2931 ) - dwie nowe wypowiedzi:


Cytat:
Mirku, nie podzielam Twojej argumentacji.
Tak argumentacja Tomasza, jest logiczna i zgodna z faktami.
Do tej argumentacji Tomasza dodalbym "WZMACNIANIE LEWEJ NOGI"
Serdecznie pozdrawiam Tadeusz
_________________
Z poważaniem
Tadeusz Świerczewski


Wpis Romka Bielańskiego:

Cytat:

Zgadzam się z Tomkiem, nie będę się rozwodził na temat dziwnego spowszednienia i usprawiedliwiania kłamstwa w życiu publicznym ( w USA do dziś jest to naganne, ale to chyba temat na nowy wątek), zresztą Tomek to wystarczająco podkreślił. Skupmy się na szkodliwości, lub możliwej szkodliwości faktu współpracy Wałęsy w czasie PO jej zerwaniu. Jestem w połowie książki, chcę jednak przypomnieć jej tytuł: "SB a Lech Wałęsa". Nie zapominajmy o pierwszym członie tytułu! SB może nie była najlepszą policją polityczną na świecie, może nie najbardziej brutalną, ale w końcu była profesjonalną służbą, z wielkimi uprawnieniami i możliwościami i na dodatek podporządkowaną KGB. Jednak należy być skrajnie naiwnym sądząc, że można sobie z nimi pogrywać bezkarnie, sądząc że "zapomni" ona o tym, że pomagało się wykończać kolegów. Przyjmując jednak takie założenie, założenie skrajnej naiwności, to powstaje pytanie, czy potrzebny nam był aż tak naiwny prezydent? Czy tak naiwny człowiek na tym stanowisku nie był szkodliwy? Czy człowiek wiedzący o swoich "zaszłościach" nie będący skończonym naiwniakiem mógł przyjąć odpowiedzialność takiego stanowiska wiedząc, że ta bomba może w każdej chwili wybuchnąć odpalona przez jakiegoś sbeka lub np. z Moskwy? Na jakie niebezpieczeństwo to narażało kraj? Zakładając, że to tylko lekkomyślność, to kolejne pytanie czy potrzebny nam był lekkomyślny prezydent? Swoją drogą rodzi się ciekawe pytanie dlaczego ta bomba jednak nie wybuchła tyle czasu? Jaki interes miało w tym PZPR, potem lewica i Moskwa? Oni też są naiwni i mają tak słabą pamięć? Czy jest dowodem poczucia odpowiedzialności za kraj zajmowanie stanowiska prezydenta z takim bagażem? Przecież wiedza o współpracy Wałęsy była w elitach dość powszechna, czego najlepszym dowodem jest list w obronie Wałęsy opublikowany miesiąc PRZED książką! Autorzy musieli wiedzieć co książka może zawierać! Gdyby byli przekonani, że w archiwach nic nie ma nie opluwaliby autorów PRZED ukazaniem się książki. O zachowaniu Wałęsy przed opublikowaniem książki nie wspomnę, bo to było żałosne.
Pytań w tej sprawie jest mnóstwo, postawiłem tu pierwsze, które mi przyszły do głowy i nie jest mi łatwo bo sam głosowałem na Wałęsę i byłem jego zwolennikiem od 90 roku, ale prawda jest większym przyjacielem


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Nie Lip 27, 2008 10:52 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Lip 27, 2008 10:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tomku, Tadeuszu, Romku,
ciągle chce sie upewnić, że nie mamy problemów z komunikacją, tzn. że dobrze się rozumiemy.

W tym celu pragnę podkreślić, że - podobnie jak Wy - negatywnie oceniam:
1) fakt współpracy Wałęsy z SB na początku lat 1970. (fakt ten wszyscy uważamy za bezsporny)
2) prezydenturę Wałęsy, w szczególności wzmacnianie "lewej nogi" (sam tez głosowałem na Wałęsę w 1990ym)
3) zniszczenie przez Wałęsę dokumentów SB na temat "Bolka"
4) obecne wypieranie się przez Wałęsę faktu współpracy (choć - jak się zdaje - do roku 1991 był on gotów sie do niego przyznać, o czym świadczą jego wypowiedzi na zamkniętych spotkaniach w Gdańsku, czy też fragment książki "Droga nadziei").

Uważam jednak, że zasługi Wałęsy dla Polski przewyższają jego błędy, kłamstwa i inne grzechy. Nie opowiadam się za bezkrytyczna oceną Wałęsy (jak wielu jego obrońców), nie uważam, że nie mamy prawa "szargać świętości", nie przypisuje też Wałęsie takiej roli, jaka zdaje się on sam sobie przypisywać - a więc, że sam jeden obalił komunizm w Polsce.

Z drugiej strony uważam, że zasługi Wałęsy w walce z komuna były olbrzymie. Stanął na czele wielkiego ruchu (być może byli ludzie, którzy bardziej sie do tego nadawali, jak choćby Andrzej Gwiazda, ale nigdy nie dowiemy się czy lepiej sprostaliby temu zadaniu, czy nie popełniliby tych samych błędów co Wałęsa, czy nie popełniliby takich błędów, których Wałęsa nie popełnił), ruchu który odegrał bardzo istotna rolę w cudzie, jakim było bezkrwawe obalenie ustroju komunistycznego nie tylko w Polsce, ale też w całym bloku radzieckim. Kilka razy wykazał się wielka odwaga i heroizmem (przynajmniej dwa razy: w czasie strajku sierpniowego 1980 oraz po roku 1981).

Jeżeli przyjęlibyśmy skalę ocen działalności publicznej w czasach PRL i w III RP od minus 10 do plus 10 (pośrodku skali jest ktoś, kto nie robił prawie nic, aby "komunę" obalić lub aby ją wzmacniać) to bilans Wałęsy na tej skali jest - wg mnie następujący:
zasługi w walce z "komuną"+10 (maksymalna ocena)
współpraca z SB na początku lat 1970. - 2
zniszczenie dokumentów SB nt. "Bolka" - 2
dzisiejsze wypieranie sie współpracy z SB (czyli kłamstwo, o którym pisze Tomek) - 2
błędy prezydentury - 1
---------------------------------------
ocena końcowa: +3

Dla porównania ( Smile )mój bilans wypada gorzej:
zasługi w walce z "komuną"+2
nieudane (bo nieskuteczne) posłowanie (I kadencja) -1
----------------------------------------------
ocena końcowa +1

A taki np. Kiszczak wypada dużo gorzej:
umacnianie "komuny" - 9
udział w pokojowym oddaniu władzy ("okrągły stół") +1
--------------------------------------------------------
ocena końcowa -8

Czy Panowie zgadzaja się z moja klasyfikacją? Jak Wy ocenilibyście publiczna działalność Wałęsy w tej skali?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 94

PostWysłany: Pon Lip 28, 2008 8:35 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mirek Lewandowski napisał:
Tomku, Tadeuszu, Romku,
ciągle chce sie upewnić, że nie mamy problemów z komunikacją, tzn. że dobrze się rozumiemy.

W tym celu pragnę podkreślić, że - podobnie jak Wy - negatywnie oceniam:
1) fakt współpracy Wałęsy z SB na początku lat 1970. (fakt ten wszyscy uważamy za bezsporny)
2) prezydenturę Wałęsy, w szczególności wzmacnianie "lewej nogi" (sam tez głosowałem na Wałęsę w 1990ym)
3) zniszczenie przez Wałęsę dokumentów SB na temat "Bolka"
4) obecne wypieranie się przez Wałęsę faktu współpracy (choć - jak się zdaje - do roku 1991 był on gotów sie do niego przyznać, o czym świadczą jego wypowiedzi na zamkniętych spotkaniach w Gdańsku, czy też fragment książki "Droga nadziei").

Mirku, otóż wydaje mi się, że jest pewien problem z komunikacją. Zauważyłem, że nie odnosisz się do niektórych z moich argumentów (przynajmniej do jednego z nich). Wydaje mi się w związku z tym, że:

po pierwsze do pkt. 1. powyższego zestawienia należałoby dodać: ... i wprowadzanie w błąd – co przecież jest kłamstwem z definicji – oraz utrzymywanie ufających mu ludzi w fałszywym przekonaniu, że nie jest on donoszącym na nich TW ps. „Bolek”.

Również z pkt. 4. należałoby moim zdaniem usunąć słowo „obecne”, gdyż sugeruje ono, iż Wałęsa wcześniej t.j. wtedy, gdy był on TW „Bolkiem” i później formalnie być nim przestał – nie kłamał. A przecież on zawsze kłamał. Nawet obecnie kłamie, w żywe oczy na przemian zaprzeczając, jakoby wypożyczał i przeglądał on dokumenty na swój temat i fakt ten potwierdzając.

Po drugie: gdybyś z podstawy Twojego wnioskowania nie usuwał bardzo istotnego jej składnika, którym jest czynnik KŁAMSTWA, to rezultat tego wnioskowania
Cytat:
zasługi w walce z "komuną"+10 (maksymalna ocena)
współpraca z SB na początku lat 1970. - 2
zniszczenie dokumentów SB nt. "Bolka" - 2
dzisiejsze wypieranie sie współpracy z SB (czyli kłamstwo, o którym pisze Tomek) - 2
błędy prezydentury - 1
---------------------------------------
ocena końcowa: +3

wyglądałby całkiem inaczej. Czy uważałbyś np., że Wałęsa mógłby „wykazać się” tymi zasługami, gdyby wcześniej przez długie lata nie kłamał? Ile np. punktów przyznałbyś wtedy Wałęsie za „współpracę z SB na początku lat 1970.”, skoro Kiszczakowi dałeś ich „–9”? Albo za zniszczenie dokumentów SB nt. „Bolka”? Dlaczego wyabstrahowane z kontekstu kłamstwa zasługi Wałęsy oceniasz asymetrycznie w stosunku do „umacniania komuny” przez TW „Bolka” ?

Jeżeli pomijasz rolę kłamstwa w dyzmistycznym pod wieloma względami przemieszczaniu się Wałęsy na coraz wyższe poziomy i wreszcie na przywódczą pozycję w strukturach organizacyjnych „Solidarności”, to przyznać muszę, że nie rozumiem – dlaczego? Abstrahowanie bowiem od roli tego czynnika w ocenie działań ludzkich, oznacza – ni mniej, ni więcej – to, że KŁAMSTWO SIĘ OPŁACA. Zastanawiając się nad sensem KŁAMSTWA, trudno raczej nie dostrzec, że polega on na wprowadzaniu w błąd dla korzyści. Korzyścią w przypadku Wałęsy było zapewnienie sobie możliwości pełnienia określonej roli, poprzez zajęcie znaczącej (najlepiej przywódczej) pozycji w grupie oraz zachowanie tej pozycji. Tylko wtedy można bowiem wykazać się zasługami postrzeganymi i docenianymi przez szeroką opinię publiczną.

Cytat:
... uważam, że zasługi Wałęsy w walce z komuna były olbrzymie. Stanął na czele wielkiego ruchu (być może byli ludzie, którzy bardziej sie do tego nadawali, jak choćby Andrzej Gwiazda, ale nigdy nie dowiemy się czy lepiej sprostaliby temu zadaniu...

W moim osobistym przekonaniu „zasługi Wałęsy” były wypadkową zaangażowania 10 milionów członków tego wielkiego ruchu, jakim była „Solidarność” oraz politycznej kalkulacji jego doradców. Jako reprezentant „10 milionów Kowalskich” „posadzony” on został na tej „wypadkowej” przez opozycyjnych ekspertów, którzy stali się później jego intelektualnymi doradcami. Relacja Kiszczaka rzuca nieco światła na przebieg „heroicznych zmagań” Wałęsy z presją wywieraną na niego w „kazamatach” Arłamowskich. A przecież Kiszczak jest jednym z tych byłych aparatczyków komunistycznego systemu, który broni dziś czci oraz wielkości Wałęsy zaprzeczając, jakoby kiedykolwiek był on TW „Bolkiem”. Zacytuję tu przypis nr 30. na str. 135. książki SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii (podkreślenia moje):


30 S. Cenckiewicz i G. Majchrzak napisali („Chcemy Panu pomóc”..., s. 131–132), że „treść tego dokumentu [zapisu rozmowy w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej] w znacznej mierze pokrywa się z relacją złożoną przez szefa MSW gen. Cz. Kiszczaka podczas posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR w dniu 18 XI 1982 r. Minister informował wówczas o przebiegu swego spotkania z Lechem Wałęsą, które miało miejsce w Arłamowie 9 XI 1982 r.”. W artykule opublikowanym na łamach „Arcanów” Cenckiewicz i Majchrzak pisali, że według gen. Kiszczaka: „Wałęsa nie zmienił się, jest to mały człowiek, żulik, lis, chytry człowiek, chce oszukać partnera. Mówi, że jest zwolennikiem gen. Jaruzelskiego, że stan wojenny był konieczny, ale że powinien trwać trzy miesiące, że nie wszyscy powinni być internowani. Stwierdził, że szkoda, że partia nie wprowadziła stanu wojennego. Jest za socjalizmem, ale bez wypaczeń na dole, socjalizm jest piękną ideą, wdrażanie na dole niedobre. Jest za przyjaźnią polsko-radziecką, przeciw kuroniadzie. Wyczyścił z niej komisję w Gdańsku, nie zdążył [tego] zrobić w KKP, w prezydium KKP. Chciał odejść z »Solidarności«, ale bardzo prosił go Rakowski i Ciosek. Stwierdził, że pojechał do Radomia i grał i teraz gra. Uważa, że rozwiązanie »Solidarności« jest błędem, nowe związki zawodowe sprawy nie załatwiają. Chce rozmów z rządem. Mówi, że ma rozwiązania. Zagubił się, nie może dogonić pociągu. Opuszczają go [Bronisław] Dąbrowski, [Zbigniew Józef] Kraszewski, Orszulik. Dotarło do niego, że kraj nie zastrajkował z powodu Wałęsy. Zapewnieniom żony, że ma poparcie – nie wierzył. Jest ograniczony i nie jest w stanie samodzielnie podjąć decyzji. Ksiądz Orszulik wybił [być może powinno być „wbił”] mu te sprawy do głowy. Ma świadomość, że spadnie z cokołu, zapowiada, że odejdzie od polityki. Napisać tego nie chce. Mówi, że musi przemyśleć sprawy. Bez doradców – Geremka i innych – jest analfabetą politycznym. Chciał rozmów trójki z doradcami [...]. Uznaje realia po 8 X 1982 r., ale nie chce tego wszystkiego napisać. Chce pomagać rządowi, być przydatny. Napisał oświadczenie, że dość awantur i strajków. Przypomina, że kiedyś gasił strajki. Propaganda zachodnia przechwyciłaby to, czego Wałęsa nie powiedział (ustawa o związkach zawodowych, rozwiązanie »Solidarności«). Pytał, co z nim będzie? Oświadczyłem mu, że jest to ostatnia rozmowa przedstawiciela rządu z nim, że zwolnimy go z internowania i że będziemy karać zgodnie z prawem. Prosił, żebym nie robił mu krzywdy. Będziemy mieli z nim kłopoty”. Por. AAN, KC PZPR, V/186, Protokół nr 56 z posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR w dniu 18.XI.1982 r., k. 229–230. Zob. Także H. Dominiczak, Organy bezpieczeństwa PRL 1944–1990. Rozwój i działalność w świetle dokumentów MSW, Warszawa 1997, s. 365–366.

TS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum