Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Badylak. Żywa pochodnia rozświetlająca prawdę o Katyniu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Mar 21, 2010 1:41 pm    Temat postu: Badylak. Żywa pochodnia rozświetlająca prawdę o Katyniu Odpowiedz z cytatem

Z portalu Fronda - http://fronda.pl/news/czytaj/badylak_zywa_pochodnia_rozswietlajaca_prawde_o_katyniu

Cytat:
Badylak. Żywa pochodnia rozświetlająca prawdę o Katyniu

Gdy się podpalił, ogień buchnął na 5 metrów w górę. Gdy już stracił przytomność, pozostał w pionowej pozycji. Wyglądał, jakby klęczał. 30 lat temu na krakowskim rynku zginął Walenty Badylak.

- Mężczyzna był okręcony łańcuchem na wysokości piersi i przypinał się do górnej części studzienki, gdzieś na wysokości 150 cm nad ziemią. Na szyi miał zawieszoną tablicę z jakimś napisem, ale niewiele odczytałem z tej tablicy. Miał w kieszeniach kilka małych butelek, które wyciągnął i polewał się płynem, który był w środku. Wydaje mi się, że się spieszył. Po zapachu poznałem, że była to benzyna – opowiada Franciszek Bik, który 21 marca 1980 r. tuż przed ósmą rano przechodził przez ośnieżony krakowski rynek.

- Gdy usłyszałem stuk metalu o metal, zwróciłem głowę w stronę pompy i zobaczyłem, że stało tam dwoje, może troje ludzi. Zainteresowała mnie ta scena i podszedłem bliżej. Zobaczyłem mężczyznę ubranego w siermiężną kurtkę. Ta kurtka wyglądała tak, jak przedwojenny wojskowy płaszcz – opowiada.

„Za Katyń, za demoralizację młodzieży, za zniszczenie rzemiosła".

Tym mężczyzną był Walenty Badylak, były żołnierz Armii Krajowej i Kedywu. Po wyzwoleniu prowadził w Mrowinach koło Świdnicy piekarnię, którą po kilku latach odebrały mu władze PRL. Od 1955 roku mieszkał w Krakowie, gdzie był zatrudniony w Akademii Górniczo-Hutniczej. Po przejściu na emeryturę czytał książki w kawiarniach na starówce i dyskutował o historii. I nie było dla niego tematów, których z uwagi na panujący w kraju reżim trzeba było unikać.

- Byłem pewny, że ten człowiek chce popełnić samobójstwo. Coś mi odpowiedział, ale nie pamiętam, jakie to były słowa. To były jakieś logiczne zdania. Nie krzyczał, powiedział to jakby do mnie, bo ja pierwszy się do niego odezwałem. Wydaje mi się, że powiedział coś o Katyniu, o Polsce, o niepodległości i o prześladowaniach – kontynuuje swoją relację Bik.

Dopiero później odczytano napis z tabliczki, którą Badylak miał na szyi: "Za Katyń, za demoralizację młodzieży, za zniszczenie rzemiosła".

W rzeczywistości, co potwierdza zdjęcie tablicy umieszczone w esbeckich aktach, widniał napis: „Płatni przez katyńskich morderców renegaci wyrzucili 15-letniego jedynaka ze szkoły. Z solidnej piekarni zrobili knajpę. Jedynak rozpił się”.

- Gdy zobaczyłem, że wyciągnął zapałki, to sam byłem w strachu. Gdy się podpalił, to ogień buchnął na 5 metrów w górę. Wyglądał jak potężna pochodnia. Zacząłem go ciągnąć pod studnię za ten kubrak, który już był osmalony, czarny. Chciałem go położyć pod kranem i polać wodą – opowiada Franciszek Bik.

Jednak z pomocą Badylakowi były kłopoty. Bo ten, jak przypuszcza po latach Bik, celowo przypiął się dość wysoko nad ziemią. By udaremnić zamiary ewentualnych ratowników. Do dziś dokładniepamiętał widok sprzed 30 lat.

- W momencie gdy już stracił przytomność, to pozostał w pionowej pozycji. Wyglądał, jakby klęczał – relacjonuje. Zanim ugaszono żywą pochodnię, ciało Badylaka było już do połowy spalone.

Pod studnią zaczęło się gromadzić coraz więcej gapiów. Franciszek Bik z rynku udał się na Sławkowską, gdzie pracował. Ale wziął tam tylko udział w zebraniu i po 40 minutach, jak wspomina, wrócił pod studnię. Badylaka udało się już odpiąć. - Leżał na ziemi kilka metrów od studni, zwinięty w kłębek Ciało miał w części zwęglone, ale jeszcze żył. Umierał, cicho wył z bólu – wspomina.

Jeśli tam są duchy bratnie będę was wspomagał

Walenty Badylak zostawił dla swoich bliskich pożegnalną kartkę. - Kochani, jeśli tam nie ma nicości, a są duchy bratnie, będę was wspomagał, a w chwilach szczególnych odczujecie moją obecność - napisał. Podpisał ją: „Ojciec i dziadek".

Czyn Badylaka był dla krakowian szokiem. Współzałożyciel Instytutu Katyńskiego, uczestnik ROPCiO i założyciel KPN, Adam Macedoński opowiada. - W dniu 21 marca 1980 roku po godzinie 8.00 przybiegł do mnie dziennikarz Andrzej Kądziołka z „Przekroju” i płacząc opowiedział mi, że na Rynku Głównym w Krakowie przed kilkunastoma minutami spalił się człowiek. „Za Katyń”.

Ale szczegółową relację z tego, co się rankiem stało na rynku Macedoński usłyszał od znajomego malarza Andrzeja Łukaszewskiego. - Widział Walentego Badylaka, który palił się przy studzience na Rynku. Początkowo myślał, że to pali się kukła. Dopiero gdy podszedł bliżej, zobaczył, że to jest człowiek – opowiada współzałożyciel Instytutu Katyńskiego.

Z relacji malarza dowiedział się również, że niemal w ostatniej chwili do Badylaka udało się sprowadzić księdza. - Andrzej pobiegł natychmiast do Kościoła Mariackiego, gdzie właśnie trwała msza święta. Podszedł do księdza odprawiającego nabożeństwo i przerwał je, prosząc o udzielenie ostatniego namaszczenia człowiekowi, który umiera przy studzience. Ksiądz go zrugał za to, że mu przeszkodził, ale przerwał nabożeństwo i pobiegł z Andrzejem na rynek. Gdy przyszli, to okazało się, że ten człowiek, który się palił, już nie żyje i że ładują jego ciało do karetki. Z odległości ksiądz udzielił błogosławieństwa zmarłemu – opowiada Macedoński.

Godzinę później, około dziewiątej, przy studni gromadzili się ludzie. - Na studni ktoś powiesił obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej lub Ostrobramskiej. Były świeczki i kwiaty – wspomina Macedoński, który wtedy, jak tylko się dowiedział, co się stało, przyszedł na rynek. Mieczysław Majdzik ułożył z tych zniczy napis”Katyń”.

Syn Franciszka Bika, Marek, który w klasie maturalnej wstąpił do KPN, o samospaleniu Badylaka dowiedział się od ojca. Razem ze swoim kolegą Jerzym Mohlem poszli na wagary i przesiadywali przy studzience do późnych godzin wieczornych.

Gdy Adam Macedoński wieczorem znowu przyszedł na rynek, pod studnią było już mnóstwo ludzi. Nie obyło się też bez ekscesów. - Widziałem też, jak jacyś pseudo-pijacy (pewnie wynajęci przez esbecję) rozgniatali te świece i rozrzucali kwiaty. A nazajutrz w sobotę była notatka w prasie krakowskiej, że na Rynku spalił się 76-letni mężczyzna, który wcześniej leczył się psychiatrycznie.

Psychiatra: SB już u mnie było

Macedoński od razu oficjalne informacje uznał za ohydne, propagandowe kłamstwa. Trzy dni później udał się znajomego, dyrektora Kliniki Psychiatrycznej UJ, prof. Szymusika. SB było u mnie już dwa dni temu – usłyszał od lekarza. Prof. Szymusik sprawdził we wszystkich placówkach służby zdrowia w Krakowie i całym województwie. Nigdzie nie znalazł nawet śladu, że Walenty Badylak był leczony psychiatrycznie.

Później współzałożyciel Instytutu Katyńskiego spotkał ludzi, którzy dobrze znali się z Badylakiem. Od Kazimierza Kozłowskiego dowiedział się o jego przeszłości.

- Przed wojną był czeladnikiem piekarskim. Jego żoną była Ślązaczka, która w czasie wojny przyjęła Volkslistę, a ich jedynego syna zapisała do Hitlerjugend. Rozwiedli się. Walenty Badylak w czasie wojny pracował u Zieleniewskiego w fabryce maszyn rolniczych. Był też w Armii Krajowej - miał pseudonim „Szymon”. Po wojnie odebrał syna byłej żonie i pojechał z nim na Ziemie Odzyskane, do Żarowa koło Wrocławia, gdzie założył piekarnię. Tymczasem ubecy szantażowali tego syna ponieważ należał do Hitlerjugend. W rezultacie syna Walentego Badylaka rozpito. Zdemoralizowali go, co spowodowało, że znalazł się w szeregach znienawidzonej przez Polaków Informacji Wojskowej, co ojciec bardzo przeżył – powtarza Macedoński opowieść bliskiego znajomego Badylaka.

Z Ożarowa trafił do Krakowa. W dawnej stolicy Polski ponownie się ożenił z panią Irena Słowikowską, wdową po zamordowanym w Katyniu kapitanie w pułku artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. To wtedy zdaniem Kozłowskiego, Badylak zaczął szczegółowo interesować się zbrodnią katyńską.

Dlaczego Badylak się spalił

- Chciał zaprotestować przeciwko ogólnej sytuacji, przeciwko metodom rządów partii kierowanej z Moskwy. Bo gdyby to była tylko jego osobista, rodzinna tragedia, to on by sobie odebrał życie w domu, a nie na oczach świata – przekonuje Macedoński.

Według niego, Badylak uważał, że jego osobisty dramat był konsekwencją polityki władz, które niszczyły jednostkę, demoralizowały młodzież i niszczyły rzemiosło, czy szerzej - prywatną inicjatywę (jak się wtedy mówiło).

- To, że umieścił on na tabliczce, którą miał na szyi w czasie samospalenia, słowo „Katyń” świadczy, że tym aktem chciał także zaprotestować przeciwko cenzurze i przeciwko przemilczaniu prawdy o tej strasznej zbrodni – mówi Macedoński.

Upamiętnić heroizm bezradnego człowieka

Dwaj uczniowie, którzy poszli na wagary pod studzienkę, gdzie spalił się Badylak postanowili nagłośnić i upamiętnić jego czyn. Około dwóch tygodni po tym wydarzeniu, na fragmencie muru, nieopodal stacji kolejowej Kraków-Łobzów napisali: KATYŃ-1940-80-PAMIĘTAMY.

Oczywiście władze szybko zamalowały napis. Marek Bik i Jerzy Mohl wykorzystali ten mur ponownie w rocznicę śmierci Badylaka. Wtedy, jak wspomina Mohl, napis dotyczył napaści Sowietów na Polskę.

Kilkanaście dni później, 13 kwietnia w 70. Rocznicę zbrodni katyńskiej pod studnią, gdzie spalił się Badylak krakowscy działacze niepodległościowi organizowali demonstrację. Adam Macedoński zamówił w kościele Mariackim Mszę św. za ofiary ludobójstwa w Katyniu. Po mszy miał być pochód. Demonstranci olbrzymi transparent chcieli mieć już w kościele. Trzeba było się dobrze natrudzić żeby go wykonać i w potajemnie przynieść do Kościoła. I nie dać się przy tym złapać, bo SB było wyczulone na patriotyczne uroczystości.

Wojna o transparent

O całej akcji opowiada żona Adama Macedońskiego, Jadwiga: - W domu przygotowaliśmy transparent: białe płótno żaglowe, na którym miały być przyszyte czarne litery, które wycięliśmy z mojej sukni. Litery zabrał ze sobą Adam, gdy wyszedł z domu już 12 kwietnia (w sobotę) rano ok. 6.00 w obawie przed zatrzymaniem na 48 godzin. Płótno miałam przynieść tego samego dnia o 14.00 do mieszkania znajomego przy ul. św. Jana. Tam mieliśmy przyszyć litery do płótna i zanieść je do mieszkania Basi i Leszka Długoszów (Leszek Długosz jest znanym poetą, pieśniarzem, artystą Piwnicy pod Baranami), którzy mieszkali viv a vis kościoła Mariackiego. Adam miał nocować u Długoszów i 13 kwietnia (w niedzielę) przemknąć się do kościoła z transparentem prosto na mszę.

Ale gdy Jadwiga Macedońska przyszła na spotkanie w umówione miejsce na ul. Św. Jana nie zastała męża. Później dowiedziała się, że został zatrzymany razem z innymi organizatorami demonstracji. Bezskutecznie próbowała się skontaktować z liderami SKS, Wojciechem Sikorą i Bronisławem Wildsteinem, którzy już wczesniej deklarowali swoją pomoc przy zorganizowaniu demonstracji. Ukrywali się w obawie przed prewencyjnym zatrzymaniem przez SB.

Razem z siostrą skończyły transparent i przyniosły do kościoła. Po mszy przed świątynią zgromadziły się tłumy. Nie brakowało też esbeckich tajniaków. Transparent przejął od kobiety Jan Franczyk z Chrzescijańskiej Wspólnoty Ludzi Pracy. Chciał z nim przebiec przez Rynek, ale biegnąc od kościoła Mariackiego, minął tylko pomnik Mickiewicza. Do Sukiennic nie dobiegł, zatrzymany przez SB.

Tłum ludzi pod studzienkę przyprowadziła Romana Kahl-Stachniewicz (uczestniczka ROPCiO, założycielka KPN). Dlaczego właśnie ona? - Byłam wówczas w 8 miesiącu ciąży i ubecy nie podejrzewali mnie, że zjawię się pod Kościołem Mariackim wraz z synem mającym wówczas 9 lat. Któryś z SB-ków, później na przesłuchaniu powiedział mi, że zawiodłam ich zaufanie... – wspomina kobieta.

SB udało się wtedy aresztować wszystkich organizatorów demonstracji z KPN. Już pod studzienką funkcjonariusze starali się pojmać Sikorę i Wildsteina. - Wojtek im uciekł. Bronka wsadzili do suki, ale wtedy przed samochodem położyła się na ziemi Iwona (jego żona). W końcu i ją wsadzili do suki. Oboje zostali przewiezieni na Plac Wolności, gdzie w tym czasie był posterunek SB – wspomina Jadwiga Macedońska.

Pod studzienką Romana Kahl-Stachniewicz przypomniała z jakiej okazji jest ta manifestacja, poinformowała o represjach, które spotkały organizatorów. - Zapaliliśmy znicze i odśpiewaliśmy pieśni patriotyczne – opowiada.

SB pisze "Gniazdo" po swojemu

SB wobec demonstracji przygotowała oddzielną sprawę operacyjnego rozpracowania, kryptonim „Gniazdo” (SOR „Gniazdo” SB założyła w 1977 roku przeciwko krakowskim działaczom ROPCiO a potem KPN). Próżno tam szukać zatrzymania na Rynku Franczyka i konfiskaty transparentu, czy też zatrzymania pod studzienką Wildsteinów. Esbecy słowem nie wspominają też i nieudanej próbie zatrzymania Wojciecha Sikory.

Z akt SOR „Gniazdo” dowiadujemy się, że przed demonstracją wobec czołowych działaczy KPN SB zastosowała szereg interwencji. W tym wzywanie na przesłuchania, śledcze przeszukania i czterdziestoośmiogodzinne zatrzymania. Ich efektem były przejęcie niemalże 1400 ulotek demaskujących kłamstwo katyńskie i likwidacja całego punktu poligraficznego.

W aktach pozostały okrojone relacje z tamtych wydarzeń. - W dniu 13.04.1980 w kościele Mariackim odbyła się msza z kazaniem, w którym nie stwierdzono akcentów związanych tematycznie z Katyniem. Nie stwierdzono również ulotek związanych z próbą zorganizowania pochodu do miejsca samospalenia Badylaka – czytamy w nich. Podobnie wygląda relacja o zgromadzeniu przy studni: „W dniu tym o godz. 13.00 do miejsca samospalenia Badylaka podeszły R. Stachniewicz oraz M. Łenyk [żona Zygmunta Łenyka], przy których zgromadziło się ok. 40 osób. Z inicjatywy R. Stachniewicz oraz Marii Łenyk odśpiewana została „Rota”, po czym bez żadnych zakłóceń opuściły teren Rynku Gł.”

Ponowna próba zorganizowania manifestacji katyńskiej

Po tych wydarzeniach SB nadal bacznie obserwowało demonstrantów z 13 kwietnia. W aktach sprawy „Gniazdo” czytamy: „Z uwagi na to, że plany zorganizowania pochodu w dniu 13.04.1980 r. nie powiodły się z inicjatywy Z. Łenyka w dniu 22.04.1980 r. w jego mieszkaniu odbyło się spotkanie 4 osób związanych z działalnością grupy „Porozumienie Młodych” i KPN.

To na tym spotkaniu Łenyk wysunął propozycję, by 27 kwietnia zorganizować na rynku manifestację. - 2–3 osobowe grupy członków KPN udadzą się do kościoła Mariackiego i św. Anny o godzinie 12.00 z wykonanymi transparentami z napisami „40 rocznica śmierci (...) poległych w Katyniu 1940–1980 — nie zapomnimy”, które mają być rozwinięte przed tłumem opuszczającym kościoły – czytamy w aktach.

Co dalej planował Łenyk? W ramach operacji „Gniazdo” funkcjonariusze SB zanotowali: „Liczył na przyłączenie się osób, które dwoma pochodami udadzą się na miejsce samospalenia Badylaka. Mając na względzie niedopuszczenie do ponownego zorganizowania akcji politycznej w dniu 25.04.1980 r. dokonano zatrzymania na 48 godzin: K. Gąsiorowskiego, K. Bzdyla, S. Palczewskiego, M. Muzyczkę oraz E. Afendę–Dedał (…). W dniu 26.04.1980 r. dokonano również zatrzymania na 48 godzin Z. Łenyka, W. Wypaska oraz M. Majdzika. W wyniku tych działań w rejonie kościoła Mariackiego i kościoła św. Anny nie nastąpiły żadne zakłócenia porządku publicznego.”

Bezpieka udaremniła pomysł KPN. Ale na pomysł upamiętnienia zbrodni katyńskiej, wpadli maturzyści Jerzy Mohl i Marek Bik. O tej inicjatywie akta SB nie wspominają.

27 kwietnia 1980 r. zorganizowali oni pod studzienką Walentego Badylaka, milczącą uroczystość upamiętnienia zbrodni katyńskiej. - W samo południe ułożyliśmy ze zniczy krzyż oraz położyliśmy biało - czerwoną szarfę z napisem: „Katyń, pamięci ofiar 1940 – 1980.” Wokół nas zgromadzili się ludzie. Cała uroczystość trwała 15-20 minut – wspomina Bik.

Bezpieka bacznie obserwowała jednak całą manifestację. - Gdy szliśmy z Jurkiem ulicą Szewską zatrzymało nas czterech cywilów. Zabrali nas na komendę przy ul. Batorego, tam nas przesłuchiwali do późnych godzin wieczornych, a potem nas puścili – opowiada Marek Bik.

W tym roku obchodzimy 70. rocznicę ludobójstwa w Katyniu. A dzisiaj mija 30 lat od samospalenia Walentego Badylaka.
Mariusz Majewski

Korzystałem z:

- z artykułu Stanisława M. Jankowskiego opublikowane w "Biuletynie Katyńskim" (piśmie Instytutu Katyńskiego) nr 1(33), maj/czerwiec, Kraków 1991,

- materiałów zebranych przez Mirosława Lewandowskiego, opublikowanych na Forum POLONUS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Mar 22, 2010 9:39 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Materiały nt samospalenia Walentego Badylaka na Forum POLONUS - http://www.polonus.mojeforum.net/temat-vt843.html?highlight=badylak
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum