Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Grzegorz Hajduk - Wczasy w katowni

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 28, 2010 3:49 pm    Temat postu: Grzegorz Hajduk - Wczasy w katowni Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wczasy w katowni

„Ten dom Podhale oblewało płaczem”
Gdy Czarne Orły pod Tatry wtargnęły
Wille „Palace” dla siebie zajęły.
Dom ten z tak piękną nazwą „Palace”,
Ten dom Podhale oblewało płaczem [...]
Przeszła już wojna, po niej lat dziesiątki
Gdzież się podziały kajdany, pamiątki,
Ślady znaczone krwią, paznokciami,
Cośmy przykuci do muru drapali [...]
Ta willa krwią naszą jest zroszona cała,
Co w czasie przesłuchań z ran naszych tryskała.
Kto będzie oglądał te kajdany w celi,
Niech odmówi pacierz za tych, co zginęli.

(fragment wiersza Władysława Szepelaka pt. „Palace”)


Ostatni świadkowie

W Polsce A.D. 2009 żyło jeszcze dosłownie kilka osób, które „przeszły” przez ręce nazistów w Zakopanem. Są to m.in: Wincenty Galica (zm. 2010) i Władysław Szepelak.

Kiedy Amerykanie wyzwalali niemiecki obóz koncentracyjny w Ebensee (Austria) w maju 1945 r. byli zszokowani tym, co tam ujrzeli. Tłum chwiejących się, wynędzniałych ludzi (żywych, lecz przypominających kościotrupy), dla których Niemcy zaplanowali tylko jedno wyjście: przez komin krematorium – dostał jakby nową porcję życiodajnej energii, płacząc i krzycząc; każda nacja odśpiewała swój hymn narodowy. Ci umęczeni ludzie mieli z pewnością za co dziękować Bogu, bo wśród ok. 9 tys. ofiar w czasie półtora roku „działalności” obozu, w marcu i kwietniu 1945 r. zmarło ok. 5 tys. osób; dochodziło do wypadków kanibalizmu. Wśród ocalałych był Władysław Szepelak – więzień „Palace”, Montelupich i trzech nazistowskich KL-ów. Miał wtedy 21 lat, pełno odmrożeń, gruźlicę i ważył 37 kg.



Ten dzielny żołnierz ZWZ-AK (ur. 1924 r.), który od 8 V 2009 r. jest porucznikiem WP, tak wspomina swej książce „Ja przetrwałem…”: „sam się dziwię, że przeżyłem… Modliłem się jednak codziennie w marszu do pracy i z pracy – to pozwalało mi znieść ból i zmęczenie. Wierzyłem, że Matka Boska pomoże mi przetrwać i doczekać wolności”.

Wincenty Galica był ostatnim żyjącym kurierem tatrzańskim; legendarny, zawsze pamiętający o tych, których zamęczono w czasie II WŚ. Był więźniem „Palace”, obozów koncentracyjnych: Auschwitz, Mauthausen i Sachsenhausen, a także uczestnikiem „Marszu śmierci”. Podczas 180-kilometrowej trasy z ok. 45 tys. w ciągu 11 dni zginęło ok. 30 tys. ludzi. Niemcy zgładziliby ich wcześniej – pozwalała na to „wydajność” broni maszynowej. Nie pozwalała jednak „przepustowość” kominów krematoriów. Wobec nadciągającej armii wschodniej barbarii (Armia Czerwona), zachodnia dzicz postanowiła wykończyć więźniów w ten właśnie sposób, co jednocześnie zapewniało zmniejszenie liczby świadków zbrodni niemieckich.





Kiedyś (w rozmowie z Markiem Giżyckim) Galica powiedział m.in., że udawało mu się przeżyć koszmar KL-ów, bo „jestem katolikiem […] lubiłem i lubię się modlić […]. W więzieniach dziękowałem Stwórcy za każdy przeżyty kolejny dzień”.


Katownia Podhala „Palace” 1939-1945

W listopadzie 2009 r. minęło 70 lat od założenia przez Niemców w Zakopanem w przedwojennym pensjonacie „Palace” regionalnej siedziby służb specjalnych narodowosocjalistycznej Rzeszy, w tym Gestapo (Geheime Staatspolizei, znanej chyba każdemu widzowi z peerelowskich filmidłów; niestety, zbrodnicze służby komunistyczne jak UBP/MBP czy IWP są mało lub zupełnie nieznane). Od 1939 r. Gestapo było IV Urzędem w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (niem. RSHA) – jedną z kilku macek niemieckich służb specjalnych oplatających Polskę.

Śledczy zakopiańskiego Gestapo, jak w całej Generalnej Guberni, nie przebierali w środkach, bijąc przesłuchiwanych po piętach, wbijając szpilki pod paznokcie, okładając po całym ciele nahajami, kijami (nie gardzili też np. szufladami), wybijając zęby, łamiąc kości, miażdżąc genitalia. Co może wydać się paradoksalne, w „Palace” używano również łaskotania, które mogło być gorszą torturą niż bicie i również doprowadzić więźnia do osłabienia. Szacunki mówią, że w tym miejscu pod Tatrami zamordowano 300-400 spośród ok. 2000 więzionych, nie tylko Polaków, ale i również Żydów, Czechów.

„Palace” było bramą śmierci: kto z więzionych nie został zabity lub zamęczony na rodzimej ziemi pod Tatrami trafiał do niemieckich obozów koncentracyjnych (położonych w Polsce, Austrii i Niemczech).

Władysław Szepelak „Młody” trafił tam, mając niespełna 19 lat. Po kilku próbach złamania go, gestapowcy odegrali „sztukę” pt. „Wieszanie więźnia”, zakładając pętlę na szyję. Przy czym głównym „aktorem” był sam przesłuchiwany Polak. Niczym w dobrym koncercie Niemcy „bisowali” jeszcze dwa razy, zadając tym samym ponownie tortury psychiczne. Kiedy oprawcy zaprzestali tej symulacji, powieszono młodzieńca na drzwiach za ręce związane i wykręcone do tyłu. Władysław zaczyna z bólu przeklinać na głos oprawców. Po tym następuje uderzenie nahajem po genitaliach. Ofiara wyje z bólu, szarpie się, lecz to potęguje z kolei bóle wyłamanych stawów. Niemiec niby od niechcenia zaczyna „rysowanie” figur na udach odłamkami szyby z portretu Fuehrera „rasy panów”, który Polak niechcący strącił, a który w przypływie złości rozbito mu na głowie. W tym czasie Szepelak stara się modlić, aby nie krzyczeć.

Po kolejnych omdleniach następuje regularnie – znane z filmów – wylewanie wiader wody na głowę. Wiszenie na wyłamanych rękach kończy się, ale „Młody” nie może nawet się ubrać, ręce są jak z ołowiu – nie może ruszyć choćby palcami. Wspomina także, że jego kolega z celi, Józef Rejczak, był poddawany torturom, miał wybite zęby, zgniecione genitalia. Jest też opis zakatowania rodziny kpt. Bolesława Duszy ps. „Szarota”, przełożonego Autora wspomnień – np. w czasie kaźni Bronisława Duszy (brata „Szaroty”) wybito mu nie tylko zęby, ale i oczy.

Męczono również matkę Władysława, dla którego niewiadoma co do jej losu była największą psychiczną torturą. Tylko raz rozkleił się i zapłakał w „Palace” - właśnie na wspomnienie matki. Następny płacz, półtora roku później, spowodował dopiero widok amerykańskich czołgów wjeżdżających do obozu w Ebensee (podobóz KL Mauthausen).

Nie „pomogło” bicie pasem, bykowcem i sześciodniowa głodówka - „Młody” nie wydał nikogo. W „podziękowaniu” Niemcy wysłali go do obozów zagłady, gdzie „praca czyniła wolnym”.


Galeria Niezłomnych

Przez sześć piwnicznych cel w „Palace” przewinęła się galeria cudownych postaci, Polaków z krwi i kości, do tańca i do różańca, do bitki i do wypitki, ale zawsze wiernych Bogu i Rzeczypospolitej. Poniżej prezentuję kilka osób z tego zacnego grona.



Stanisław Marusarz – najpierw ten wybitny skoczek (zm. 1993), kurier tatrzański i por. AK, ucieka ze słowackiej strażnicy w sposób filmowy: skacząc z pierwszego piętra „na tygrysa” przez zamknięte okno. Potem złapany, z wyrokiem śmierci trafia z „Palace” do więzienia na Montelupich w Krakowie. Ucieka śmierci i Niemcom wykonując kaskaderski skok życia z drugiego piętra na pleniący się na murze więzienia drut kolczasty. Mimo postrzału, jaki otrzymał od strażnika na „do widzenia”, drogę Kraków–Zakopane przebył pieszo. Po wojnie bezpieka tak chciała zadbać o jego bezpieczeństwo, że dzielny „król nart” dwa lata ukrywał się. Został odznaczony pośmiertnie 12 lutego 2010 r. przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Polski oraz osiągnięcia sportowe.



Helena Marusarzówna – siostra Stanisława Marusarza była piękną góralką i znakomitą narciarką. Jednak Niemcy nie dla jej wyjątkowej urody czy talentów sportowych urządzili jej krwawe „tournee” po więzieniach GG (Muszyna, Nowy Sącz, Zakopane, Kraków, Tarnów). Interesowała ich działalność Heleny jako łączniczki w Komendzie Głównej ZWZ. Góralka w tej kwestii okazała się bardzo odporna na perswazje i zaproszenia do dialogu o podziemiu polskim. Za milczenie, które ocaliło życie jej znajomym z konspiracji, zapłaciła swoim życiem, które trwało dopiero 23 lata.

Bł. ks. Piotr Dańkowski – został aresztowany 10 maja 1941 r.; w czasie chłodnych nocy w celi dzielił się sutanną jako okryciem ze współwięźniami leżącymi wprost na betonie. Jak wielu „pensjonariuszy” (tak „nadludzie” mówili o więźniach) z „Palace” via więzienie w Tarnowie w grudniu 1941 r. trafił jako „pensjonariusz” do największego na świecie „ośrodka wypoczynkowego”, który zapewniał „wczasowiczom” praktycznie bez żadnych limitów Wieczny Wypoczynek – KL Auschwitz. W Niedzielę Palmową A.D. 1942 ks. Piotr zwierzył się swojemu przyjacielowi, ks. Puczce, iż kapo „zapowiedział mu na Wielki Tydzień Drogę Krzyżową”. Kapo był człowiekiem słownym, więc ks. Dańkowski oddał Bogu ducha z kłodą na ramionach w Wielki Piątek 1942 r. w baraku obozowym. Miał 33 lata. Do chwały ołtarzy został wyniesiony w 1999 r. przez Jana Pawła II wraz z 107 innymi męczennikami II WŚ zgładzonymi przez narodowych socjalistów (duchowni Kościoła Katolickiego zamęczeni przez wyznawców Marksa i Uljanowa w latach 1917-1989 doczekają się własnej listy i wyniesienia na ołtarze; prace nad tym ruszyły w 2009 r.).

Ks. prałat Jan Marszałek ps. „Skarbek” (zm. 1994), kapelan ZWK-AK (męczony przez Gestapo w Nowym Sączu, Zakopanem i Tarnowie), więzień KL Auschwitz i KL Dachau. W więzieniu tarnowskim w 1941 r. jeden gestapowiec zgodził się go uwolnić za wysoki okup. Kapłan odmówił, argumentując, że skoro Bóg tam go postawił, to widocznie jest w tym miejscu potrzebny. Potem, po wojnie, był kapelanem Polskiej Kompanii Wartowniczej w Niemczech. Po powrocie do Polski w 1947 r. nie przyjął renty zbowidowskiej. Polska „ludowa” za Jego posługę i cierpienia w kacetach otoczyła go „troskliwą opieką” UBP jako „amerykańskiego szpiega”.

Włodzimierz Szyc ps. „Biegacz”, członek tajnej struktury „Wachlarz”, kurier tatrzański. Jeden z polskich fajterów, co to nie tracą rezonu nawet jak są w siedzibie Gestapo. Na początku 1940 r. uciekł stamtąd z kajdankami na przegubach rąk (wtedy zakuwano ręce z przodu). Korzystając z momentu nieuwagi strażnika, uderzył go jego karabinem w głowę (wg świadectwa Wincentego Galicy ten strażnik zmarł – ten fakt Niemcy ujawnili w czasie przesłuchania Galicy). Wyskoczył w tych kajdankach przez okno z drugiego piętra i w samej koszuli brnął w śniegu przez wiele kilometrów, gubiąc pościg wściekłych Niemców. Od tego czasu szwabstwo w całej Guberni zaczęło zakuwać więźniom kajdanki z tyłu. Niestety, por. Szyc zginął nagle w 1941 r. w niewyjaśnionych okolicznościach. Kajdanki, które całą wojnę spoczywały na dnie studni w Murzasichle, można teraz obejrzeć w Muzeum „Palace”.





Ppor. Adam Bachleda-Curuś, po ucieczce z sowieckiej niewoli w 1939 r. wpada w łapy zakopiańskiego Gestapo. Podczas przesłuchania okraszonego biciem nie puszcza pary z ust, więc Niemcy puszczają go wolno (na jego szczęście interesował ich tylko jego brat). 19-latek nie czeka na kolejne „wizyty” niemieckiej specpolicji, ucieka z końcem 1939 r. przez całą Europę jak wielu ówczesnych „polskich turystów”, trafia do Francji do WP, a potem do Anglii, gdzie dostaje się do polskiej jednostki komandosów – elity PSZ na Zachodzie. Przez trzy lata wykonuje tajne misje i szkoli nowych żołnierzy jednostki specjalnej. Bierze udział w zdobywaniu masywu Monte Cassino. Śmiertelnie ranny umiera 18 maja 1944 r. – w dniu, kiedy polscy ułani zatknęli ojczystą flagę na ruinach klasztoru. (Ułani, twarde chłopy, beczeli słysząc grany z tej okazji hejnał mariacki). Dodać trzeba, że polscy komandosi z 6. kompanii 10. Międzyalianckiego Zgrupowania Komandosów tęgo łojąc skórę Niemcom również drogo płacili za swoją legendę – w walkach we Włoszech stracili ponad 70 % stanu osobowego.

Helena Błażusiak (de domo) – zanim napis wyryty przez nią w zakopiańskiej katowni na ścianie celi nr 3 dokończył żywota pod młotkami robotników budowlanych w końcu lat 90. XX w., unieśmiertelnił go w 1976 r. kompozytor Henryk Mikołaj Górecki w tekście drugiej pieśni w III Symfonii op. 36 (zwana Symfonią pieśni żałosnych). Ten ceniony muzyk dodał „Łaskiś Pełna” do słów Błażusiakówny: „Mamo, nie płacz, nie. Niebios Przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario”. I tak z historii o zasięgu lokalnym Błażusiak trafiła do historii muzyki w randze ogólnoświatowej (zmarła w 1999 r. mając 73 lata, choć na anglo-, a nawet polskojęzycznych stronach w sieci uśmiercano ją werbalnie jeszcze jako 18-latkę „zmarłą w celi” lub „straconą przez Niemców”).

Aleksander Dębiec: „[...] wsadzono mnie do pojedynczej celi. Początkowo było tylko krzesło, ale i to zabrano, zostałem w czterech ścianach i podłodze betonowej. Codziennie brano mnie na wyższe piętra i tam wieszano za ręce bijąc do nieprzytomności. Gdy już straciłem przytomność spuszczano mnie zawsze do kałuży krwi. Gestapowcom chodziło o to, żeby się przyznać i podać nazwiska swoich kolegów. Zawsze po takim biciu wleczono mnie po schodach do wspomnianej już celi, gdzie na gołym betonie siedziałem lub leżałem. Podczas takich bić, drewnianymi lub żelaznymi prętami, gestapowcy zadawali mi jedno pytanie: Czy się przyznajesz? Odpowiadałem zawsze, że nie mam się do czego przyznać, że nie należę do żadnej organizacji.

Oni w dalszym ciągu bili mnie, nie zważając, czy to głowa czy żołądek.

Takie tortury trwały przez miesiąc. Później nie dostawałem ani jeść ani pić. Z muszli klozetowej ręką czerpałem wodę do ust. Po miesiącu takich tortur miałem zęby powybijane, głowę pokaleczoną, twarz poprzecinaną. Pewnego razu gestapowiec powiedział: Nie będziemy się z Tobą już więcej bawić. Tym oto pistoletem jutro Cię zastrzelę jeśli się nie przyznasz. Masz czas do jutra. Odpowiedziałem, że może mnie zabić teraz. Było to popołudnie, pomyślałem sobie, że ostatni raz patrzę przez okno, na ludzi spacerujących, rano już oddam Bogu ducha. Rano wszedł gestapowiec do celi z pistoletem w ręku i pyta czy się przyznaje. Odpowiedziałem, że już tyle razy mówiłem, że nie mam się do czego przyznać. Kopnął mnie i zamknął celę.

[...] Po kilkugodzinnym staniu przed bramą obozu w Auschwitz wprowadzono nas do wewnątrz, gdzie zaraz zostaliśmy umieszczeni w łaźniach. Tam nas ostrzyżono, dano pasiaki do ubrania i zaprowadzono do bloku, gdzie odbywała się kwarantanna. Po kilku dniach pobytu na kwarantannie dostałem wysokiej gorączki i zaniesiono mnie do szpitala obozowego. Okazało się, że miałem pękniętą kość w czaszce. Były to skutki tortur w więzieniu w Palace w Zakopanem. Kość ta już się psuła i należało ją wyciąć. Operacja trwała prawie dwie godziny. Przeprowadził ją lekarz-więzień. Jakimś dłutkiem i młotkiem bez znieczulenia wycinano mi kość za uchem. Ból był straszny”.

Pozorowane egzekucje były jedną z najbardziej wyrafinowanych metod łamania więźniów. Nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić cierpień psychicznych osoby postawionej w takiej sytuacji.

Zygfryd Gizowski tak wspominał w 2009 r.: „Przesłuchiwali mnie, zamknęli w celi z kilkoma więźniami. [...] Spaliśmy na jednym sienniku, rzuconym na beton. Sparaliżowani strachem spaliśmy tuląc się do siebie plecami, aby się wzajemnie ogrzać, bo sienniki przymarzały do betonu. Co dzień było bicie, przesłuchania, poniżenia. Bił nas kto chciał, najczęściej Niemiec, którego nazywali bokserem. Uderzał tylko raz, ale to wystarczało. Masakrowali nas Ukraińcy, którzy chcąc się przypodobać Niemcom wymyślali coraz to nowe tortury. W środku nocy zrywali nas ze snu, wyprowadzali na dziedziniec każąc robić różne ćwiczenia uwłaczające godność, po których pot lał się z czoła. Następnie była komenda <<Lotnik kryj się>> i trzeba było spocone głowy chować w zaspy śnieżne. Kto nie zdążył był bity kolbami karabinów w plecy. Na koniec <<za bardzo rozgrzanych>> lali nas wiadrami lodowatej wody.

Na jednym przesłuchaniu wywieźli mnie do Poronina, abym rozpoznawał ludzi. Niektórych znałem, lecz powiedziałem, że nie znam nikogo. Wówczas zawieziono mnie na cmentarz w Poroninie, gdzie klęcząc nad wykopanym grobem miałem ostatnią szansę, aby powiedzieć nazwiska ludzi, z którymi kontaktował się mój ojciec. Tłumacz mówił mi, że jeśli powiem, to przeżyję. Nie wierzyłem i nic nie powiedziałem. Prosiłem tylko, żeby ktoś powiedział mojej matce, gdzie będę pochowany. Esesman odbezpieczył pistolet i uderzył mnie lufą w tył głowy, ale nie wystrzelił. Zawieziono mnie z powrotem do celi w willi Palace - katowni Podhala. Utraciłem słuch na jedno ucho, miałem odbite nerki i połamane żebra”.


Ośrodek wypoczynkowy „Palace” A.D. 2009

Mimo ustanowionego własnego lokalnego prawa samorząd zakopiański z końcem lat 90. XX w. nie odkupił willi w celu zachowania tego miejsca dla narodowej pamięci, co nie świadczy pochlebnie o tej ówczesnej miejscowej władzy. Pamięć o kilkuset osobach, które straciły tam życie przegrała z pamięcią o portfelu, a do tamtych miejscowych włodarzy zawsze będzie przypisany wstyd ilekroć się przypomni tę dziwną niemoc miasta.

„Katownię” nabył przedsiębiorca z Kraśnika, który niestety nie dopilnował, by należycie chronić to miejsce kaźni. W trakcie remontu w 1999 r. zniszczono oryginalne, nieliczne już napisy na ścianach i ślady krwi (wcześniej „zniknęły” inne napisy – te dokonane po „wyzwoleniu” albowiem wtedy na krótko – nim się rozlokowano gdzie indziej – w budynku tym Polaków „wyzwalały” z niepodległości zbrodnicze struktury UBP i NKWD).

Jakiś bydlak ukradł oryginalne kajdany, którymi przykuwano do ściany więźniów (podobno można je zakupić za co najmniej kilka tysięcy złotych od „prywatnego właściciela”); Władysław Szepelak był takimi kajdanami przykuty do ściany 10 dni. Ich zamocowanie na ścianie uniemożliwiało więzionemu człowiekowi zajęcie pozycji siedzącej; trzeba było spać klęcząc.



Z tymi i innymi faktami niszczenia zasobów Muzeum, które istniało od 1994 r., nie mogły się pogodzić osoby dbające o to miejsce i należną mu pamięć: Wincenty Galica i Adam Machowski (prezes Stowarzyszenia Muzeum Walki i Męczeństwa „Palace” – Katownia Podhala), którzy władzom miasta zarzucili, łagodnie mówiąc, totalnie nieprofesjonalne podejście i brak patriotyzmu. To co jest teraz to nędzne resztki, które i tak wydarto obecnemu właścicielowi. Gdyby nie upór Galicy, Machowskiego oraz innych górali-patriotów, którzy bezinteresownie zajmują się utrzymaniem tego malutkiego muzeum, to chyba nic by tam dziś nie było.







Obecnie „Palace” jest ośrodkiem sportowo-rehabilitacyjno-szkoleniowym. Muzeum zaś dzierżawi skromny wycinek piwnicy. I tak może pozostać jeszcze wiele lat, gdyż właściciel podpisał długoletnią umowę na dzierżawę nieruchomości innym osobom.



















Wypić, zakąsić, zatańczyć na grobach

Na ul. Chałubińskiego 7 w budynku, gdzie przez kilka lat po ścianach i posadzce lała się krew przesłuchiwanych „podludzi”, gdzie tortury fizyczne i psychiczne były „zwykłą” codziennością, dziś młodzież z różnych stron Polski przyjeżdża na wypoczynek, sportowy relaks, nie mając zielonego pojęcia, że obiekt, w którym się bawią, wcześniej był siedzibą Gestapo; że jest on świętością dla starszych górali oraz miejscem cierpień i śmierci wielu osób. W jadalni, która znajduje się w podziemiu, gdzie znajdowały się cele, goście ośrodka beztrosko szamają żarełko dokładnie w miejscu, gdzie więziono umęczonych ludzi, gdzie posadzka mieniła się plamami krwi, która wyciekała z ludzi po „dialogu” z kulturalnymi przedstawicielami III Rzeszy.

Niedawno (wrzesień 2009 r.) grupa studentów z AE w Katowicach urządziła sobie pijacką imprezę w tym miejscu, zakłócając spokój nie tylko żyjącym (osobom przebywającym w ośrodku). Oni przede wszystkim zlekceważyli spokój umęczonych tu ludzi.

W tym czasie można też było zobaczyć w Muzeum jak pewien młodzian stał z otwartą butelką piwa i czytał biogramy kurierów tatrzańskich (jego szybko pewien odwiedzający doprowadził do porządku), ale niestety nikogo wokół (prócz osób z muzeum) nie obchodziła grupa rozkrzyczanych młodzieńców, grająca w siatkówkę. Można często odnieść wrażenie, że wielu młodych Polaków wcale – prócz napoju, tańca i ubioru – nic nie obchodzi. Niestety. To banał (w dodatku klasyczny), ale takie Rzeczypospolite, jakie młodzieży chowanie. Jeśli nie wychowamy kolejnego pokolenia Galiców i Szepelaków to biada nam – nie trzeba będzie kolejnych mutacji Gestapo, NKWD czy UBP, by zawładnąć Polską.

Apel Władysława Szepelaka nad trumną Wincentego Galicy – 26 maja 2010 r.

Dostałem od Pana Władysława Szepelaka (drogą elektroniczną) tekst Jego przemówienia, które wygłosił 26 maja br. nad trumną z legendarnym kurierem tatrzańskim Wincentym Galicą (+ 21 V 2010).

Z Panem Wincentym Galicą miałem zaszczyt i honor rozmawiać telefonicznie we wrześniu 2009 r. Ten człowiek mimo 94 lat życia (umilonego odpowiednio przez narodowych socjalistów) miał rewelacyjną pamięć. Podał mi np. adresy wszystkich siedzib UBP i NKWD, jakie były w Zakopanem. A tych miejsc było w sumie 5.

Przejdźmy do funeralnego przemówienia (wytłuszczenie moje – przyp. GH):

Cytat:
Szanowni Państwo!
Minął już rok, jak pochowaliśmy naszych kolegów: Stanisława Frączystego, sławnego kuriera tatrzańskiego, który spoczął na cmentarzu w rodzinnym Chochołowie i Józefa Hordyńskiego – zakopiańczyka, pułkownika, którego urna z prochami znajduje się w Zakopanem na Pęksowym Brzysku.

Jeszcze w 2009 r. było nas czterech ostatnich byłych więźniów osławionej zakopiańskiej katowni więzienia gestapo „Palace”, byłych więźniów KL Auschwitz i innych niemieckich obozów koncentracyjnych. Oba pogrzeby odbyły się w jednym dniu. Ich odejście zostało zauważone i uhonorowane przez nieodżałowanego, wielkiego patriotę śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Dziś żegnamy naszego kolegę, żołnierza, patriotę, lekarza, społecznika, więźnia KL Auschwitz Wincentego Galicę. Wielkie zasługi poniósł Galica dla swojej ukochanej ojczyzny – Polski. Był dowódcą oddziału w wojnie obronnej, który bardzo skutecznie opóźniał agresję Niemców.



Później został kurierem, za swoją działalność konspiracyjną trafił do sławnej katowni Podhala „Palace”, a następnie do niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Auschwitz.

Trzeba się zastanowić, co dalej, bo pamięć ludzka jest bardzo krótka. Stanisław, Józef, Wincenty i ja podjęliśmy trud niesienia i krzewienia pamięci. Na spotkaniach z nami uczestniczyło tysiące młodzieży.

Wincenty Galica walczył o utworzenie Muzeum w willi „Palace” w Zakopanem. Niestety trudno uznać za sukces uratowanie w ostatniej chwili przed całkowitą dewastacją piwnic w „Palace”, w których ściany i podłogi spływały krwią największych patriotów Podhala, gdzie każdy ich centymetr stanowi świadectwo martyrologii narodu polskiego. W piwnicy, do której po przesłuchaniach tych, którzy nie mogli iść sami, ściągano za nogi, a ich głowy uderzały o schody aż do utraty życia.

Za wszelką cenę chcieliśmy ocalić od zapomnienia ofiarę naszych koleżanek i kolegów złożoną na ołtarzu naszej Ojczyzny.

Szanowni Państwo!

Utworzenie w piwnicach „Palace” Izby Pamięci to za mało.

Jako ostatni żyjący więzień katowni „Palace”, stojąc nad grobem jednego z jego kustoszy - w imieniu moich nieżyjących kolegów apeluję do mieszkańców Podhala i do decydentów Zakopanego o rozpoczęcie akcji wykupienia „Palace” na rzecz przyszłego Muzeum Martyrologii Podhalan - utworzonego na miarę potrzeb i naszych oczekiwań, dla następnych pokoleń, ku chwale górali i całego Podhala. Oto nasz testament. Czynię was odpowiedzialnymi za jego wypełnienie!

Żegnam Cię drogi kolego Wincenty z nadzieją spotkania w lepszym świecie, w co głęboko wierzę, bo przecież nie może tak być, by morderców naszych rodzin czekała równa nam zapłata.

W tym roku w dniu 14 czerwca przypada siedemdziesiąta rocznica deportacji pierwszego transportu więźniów z Tarnowa do KL Auschwitz, do którego deportowano ponad 150 tysięcy Polaków i gdzie zostało zamordowanych ponad 75 tysięcy spośród nich. W uroczystościach rocznicowych organizowanych corocznie przez Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich nie powinno nigdy zabraknąć górali z Podhala. Niejednokrotnie nasza czwórka razem uczestniczyła w tych uroczystościach.

W tym roku drogi Kolego już Cię tam nie będzie, odchodzisz na wieczną wartę. Pokładam wielką nadzieję w Bogu, że miejsce Twoje dzięki wstawiennictwu Królowej Podhala i Podhalan, Matce Boskiej Ludźmierskiej, której byłeś czcicielem, jest już przygotowane dla Ciebie.

Niech ukochana przez Ciebie ziemia podhalańska będzie Ci lekką.

Cześć Twojej pamięci!

Władysław Szepelak, były więzień KL Auschwitz nr 168061 i KL Mauthausen



Post scriptum

Rozmawiałem kilka dni temu z Panem Adamem Machowskim (kustoszem muzeum w Katowni Podhala) – wysłał w październiku 2009 r. zaproszenie do ośmiu liceów zakopiańskich, by nauczyciele z uczniami odwiedzili to Muzeum. Wstęp jest bezpłatny, „Palace” jest położone niemal w środku miasta, zewsząd jest blisko. Muzeum jest malutkie - ekspozycja zajmuje dwie salki.

Do maja 2010 r. nikt się nie zjawił.

Dziękuję uprzejmie Panom: Władysławowi Szepelakowi, Karolowi Bełtowskiemu i Adamowi Machowskiemu za serdeczną pomoc w zbieraniu informacji.

Tekst i zdjęcia Grzegorz Hajduk
grzechhajduk@poczta.onet.pl
Pierwodruk części tekstu pt. „Wczasy w katowni”: „Wzrastanie”, grudzień 2009 r.






Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Pon Cze 07, 2010 8:44 am, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Maj 28, 2010 10:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Inne teksty tego Autora na Forum POLONUS:

- Sowieckie ludobójstwo w Katyniu,
http://www.polonus.mojeforum.net/temat-vt1466.html

- W Urzędzie Bezprawia i Przemocy,
http://www.polonus.mojeforum.net/temat-vt1038.html

- Pomnikowa Hańba, czyli "chwała ruskiemu orężowi"
http://www.polonus.mojeforum.net/post-vp3162.html#3162

- Zabić Chrystusowego żołnierza (o ks. Jerzym Popiełuszce)
http://www.polonus.mojeforum.net/temat-vt1167.html?highlight=popie%B3uszko
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz Hajduk



Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 25

PostWysłany: Wto Lut 28, 2012 12:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pan Władysław Szepelak, ostatni więzień katowni niemieckiej "Palace" w Zakopanem, żołnierz ZWZ-AK ps. "Młody", więzień KL Auschwitz i Ebensee (podobóz KL Mauthausen), zmarł 27 lutego 2012 r.

Odszedł kolejny, którego nie złamał tragiczny los ani żaden z dwóch okupantów.
"Młody" dobrze przysłużył się Polsce. To On i Jemu podobni uczynili nas wolnymi.

Pogrzeb będzie się w Bielance (koło Nowego Targu), w środę 29 lutego.

Wieczne odpoczywanie racz Mu dać, Panie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum