Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Lektury dla tych, co lubią AntyK

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Lip 12, 2008 7:15 am    Temat postu: Lektury dla tych, co lubią AntyK Odpowiedz z cytatem

Czterotomowy cykl Janusza Krasińskiego pokazujący historię Polski powojennej oczami członków antykomunistycznego podziemia robi na prawdę duże wrażenie. Polecam jego lekturę.

Poniżej recenzja z BiblioNetki

Janusz Krasiński - "Na stracenie"

Cytat:
„Boska komedia Janusza Krasińskiego - Piekło”,
autor: Bohun, dodana: 02.07.2008

Dobra powieść historyczna o pierwszych latach powojennej Polski widzianych oczyma Szymona Bolesty – jednego z „zaplutych karłów reakcji” (jak komunistyczna propaganda określała bohaterów z Armii Krajowej). Pierwsza część czterotomowej epopei z PRL w tle.

Akcja obejmuje okres jednego roku (od lipca 1947 roku do lipca 1948 roku) z licznymi retrospekcjami, obejmującymi lata II wojny światowej i pierwsze lata powojenne, a nawet pewne wydarzenia (konflikty społeczne w II RP) z okresu międzywojennego.

Książka, którą powinien przeczytać nie tylko każdy pasjonat najnowszej historii Polski, ale także każdy człowiek wykształcony, który pragnie mieć wiedzę na temat dziejów naszego narodu w XX wieku. Wiedzę, dodajmy, bez której trudno jest zrozumieć otaczającą nas dzisiaj rzeczywistość.

W tle tej historii mamy główne wydarzenia polityczne opisywanego okresu: niedawne referendum ludowe (z czerwca 1946 roku) sfałszowane przez komunistów, sfałszowane również wybory parlamentarne ze stycznia 1947 roku, prześladowania żołnierzy podziemia niepodległościowego przez aparat państwa zdominowany przez radzieckie „wtyczki”, ucieczkę Mikołajczyka i Korbońskiego za granicę, rezygnację Polski z udziału w Planie Marshalla, początek blokady Berlina i most powietrzny otwarty przez Amerykanów, nadzieje (tak to wyglądało z perspektywy prześladowanych akowców) na wybuch III wojny światowej.

Główny bohater niczym Dante wędruje przez kolejne kręgi totalitarnego piekła, które Hitler i Stalin (przy wsparciu polskich komunistów) zgotowali polskiemu społeczeństwu. Okupacja niemiecka, powstanie warszawskie, Auschwitz, śmierć matki, Dachau, amerykański obóz i komunistyczne naciski na powrót do kraju (przy wyraźnym poparciu strony amerykańskiej), przybycie do zniszczonej Warszawy, spotkanie z dawną miłością Krystyną – towarzyszką z lat dziecinnych, nieudane poszukiwania pracy, prowokacja agentów UB i aresztowanie w Gdańsku, śledztwo UB (najpierw na Kamiennej Górze w Gdańsku, potem w Warszawie), aresztowanie Krystyny i jej matki, wymuszenie na Boleście zeznań obciążających najbliższe mu osoby, pobyt w wiezieniu na Mokotowie, proces i konfrontacja z Krystyną, wyrok 15 lat pozbawienia wolności, wywózka do więzienia poza Warszawą.

W kolejnych miejscach Szymon Bolesta spotyka mnóstwo plastycznie przedstawionych przez autora postaci. Szymon poznaje ich historie, a czytelnik wraz z głównym bohaterem otrzymuje monumentalną panoramę ówczesnej Polski. Obraz zupełnie odmienny od tego, który znamy z propagandowych filmów i książek twórców, którzy w czasach Polski Ludowej zgodzili się współuczestniczyć w komunistycznym kłamstwie.

Główna wartość tej książki to ukazanie bezbronności ofiar. Czytelnik nie może nie zadać sobie pytań, czy Szymon Bolesta mógł uniknąć aresztowania, czy mógł w śledztwie inaczej się zachować, czy mógł uratować Krystynę? Na te pytania autor zdaje się odpowiadać negatywnie. Los polskiego społeczeństwa był nieunikniony, a opór niemożliwy. Bez lektury tej książki większość młodych ludzi nie jest w stanie zrozumieć tamtych czasów, nie jest w stanie pojąć, dlaczego oskarżeni sami oskarżali siebie i innych, dlaczego pomagali ubowskim katom, dlaczego byli tak podatni na prowokację.

Powieść zawiera wiele scen pełnych emocji, które na długo pozostaną w pamięci czytelnika. Dotyczy to zwłaszcza scen z dziesiątego pawilonu więzienia mokotowskiego. Na przykład dramatyczna, „nielegalna”, niedokończona msza święta odprawiana dla więźniów przez księdza–współwięźnia z wykorzystaniem wina wyprodukowanego ze sfermentowanych rodzynek („Niezwykłość miejsca i okoliczności sprawiły, iż po raz pierwszy w życiu wydało mu się, że Chrystus – tylekroć przywoływany w jego obecności do kościelnych gmachów – tutaj wszedł naprawdę”[1]. Jeszcze bardziej dramatyczne są sceny wyprowadzenia na rozstrzelanie partyzantów majora Zapory („Więc kiedy tam na korytarzu najmłodszy z jego oficerów wleczony nago przez oprawców wzywał na ratunek matkę i błagał o życie, tak po dziecinnemu za wszystko przepraszając, a im poddawanym rewizji, która była tylko pretekstem do wyprowadzenia skazanych, zupełnie odebrało głos, wtedy major Zapora, także obnażony do pasa, wykrzyknął: »On sam pójdzie! Pozwólcie mu się tylko ubrać szubrawcy!«. A do tego chłopca: »Żołnierzu, strzelałeś i wiesz co to kula w łeb. Wstań! Oni ci nic więcej zrobić nie mogą«”[2] czy też scena rozstrzelania rotmistrza Witolda Pileckiego („Śmiało, panie rotmistrzu, ostatnia szarża! Który to pułk ułanów? Ale nie będzie już cudu nad Wisłą. Wnętrze wybite dębowymi belkami, żeby kula, która przebije głowę, nie dała rykoszetu”[3]. Piękne i wzruszające jest też zakończenie powieści „Na stracenie”.

Jeżeli mi czegoś brakuje w tej prozie, to ocen, sądów, moralnych wyroków. Bohaterowie Janusza Krasińskiego są bardzo wstrzemięźliwi w sądzeniu innych. Jak gdyby autor, skupiając się na wiernym przedstawieniu faktów, chciał pozostawić sąd czytelnikowi. Lub jakby nie chciał sądzić opisywanych przez siebie postaci, lub obawiał się wydawania zbyt łatwych wyroków. Znamienne są słowa majora Zapory o człowieku, który wydał UB jego oddział: „Jego nie sądźcie (...). To nie był zdrajca, jego sterroryzowano. Winiłbym go, gdyby był sam. Za tchórzostwo, ale miał rodzinę. I to, co zrobił, zrobił tylko dla niej. Walczyłem o Polskę bezpiecznych rodzin, rozumiem, co to ojcowska miłość, i niech dzieci nie wiedzą, że ojciec spodlił się dla nich...”[4].



---
[1] Janusz Krasiński, „Na stracenie”, wyd. Arcana, 2006, s. 224.
[2] Op. cit., s. 329.
[3] Op. cit., s. 275.
[4] Op. cit., s. 328.


http://biblionetka.pl/ks.asp?id=45791


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lip 12, 2008 7:28 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Lip 12, 2008 7:18 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Janusz Krasiński - "Twarzą do ściany"
Cytat:

Janusz Krasiński - "polski Sołżenicyn",
autor: Bohun, dodana: 09.07.2008

W czasie lektury drugiego tomu czteroczęściowego cyklu Janusza Krasińskiego, pokazującego powojenną Polskę oczami prześladowanych uczestników podziemia niepodległościowego, przychodzi na myśl "Archipelag Gułag" Aleksandra Sołżenicyna. Krasiński - podobnie jak Sołżenicyn - opisuje losy nie jednego, lecz bardzo wielu ludzi umieszczonych w stalinowskich więzieniach, dzięki czemu czytelnik otrzymuje obraz dziejów całego pokolenia. I podobnie jak u Sołżenicyna, poznaje kolejne etapy losu więźnia - od prowokacji i aresztowania, poprzez śledztwo, proces (tom pierwszy), więzienie (tom drugi), aż po uwolnienie (to w trzecim tomie cyklu).

Ramy czasowe powieści "Twarzą do ściany" obejmują okres od lipca 1948 do 5 marca 1953 (data śmierci Stalina), a ramy przestrzenne ograniczone są do jednego miejsca - Wronek. Miejscowość ta dzisiaj kojarzy sie raczej z producentem sprzętu AGD (Amica) oraz - do niedawna - z klubem piłkarskim, ale w czasach stalinowskich znajdowało się tam jedno z najcięższych więzień. Wraz z głównym bohaterem Krasińskiego - Szymonem Bolestą poznajemy kolejne pomieszczenia zakładu karnego (cele zbiorowe, "pojedynki", karcer, cele dla uprzywilejowanych więźniów, więzienny szpital, "umieralnia", cela, w której dokonywano egzekucji, spacerniak). Poznajemy też wcześniejsze, okupacyjne losy Bolesty (w tym zakresie "Twarzą do ściany" uzupełnia wątki zarysowane w "Na stracenie"). Ale przede wszystkim - wysłuchujemy współwięźniów, którzy opowiadają swoje tragiczne i powikłane życiorysy.

Dobrze jest czytając "Twarzą do ściany" mieć na biurku opracowania historyczne dotyczące okresu stalinowskiego. Dobrze jest, czytając dramatyczne opisy śmierci we wroneckim więzieniu Kazimierza Pużaka[1] czy Wacława Lipińskiego[2], wiedzieć, że mowa o najwybitniejszych polskich działaczach politycznych, o elicie Polski niepodległej, na której komuniści dokonali brutalnego aktu eksterminacji. Z kolei poznając historię kapitana Zbigniewa Kuleszy "Młota"[3] dobrze jest sięgnąć najpierw po wydany przez IPN "Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 1944-1956", w którym czytamy: "Wiosną 1945 roku z ramienia Okręgu Białystok NZW skierowano tam [tj. na Mazowsze - Bohun] kpt. Zbigniewa Kuleszę »Młota«, Grawicza", »Oleśnickiego«, z zadaniem objęcia funkcji komendanta. Już w grudniu 1945 r. dowodzona przez niego jednostka została przekształcona w Inspektorat »Orawa« (...), z której z kolei w połowie 1946 r. powstał Okręg »Mazowsze« (...). W kwietniu 1947 r. kpt. »Młot« ujawnił się. Choć nie zostawił przejrzystych rozkazów, z amnestii skorzystała liczna część kadry i wielu żołnierzy. Grupa podoficerów, którzy się nie ujawnili, zdecydowała się kontynuować działalność"[4]. Te suche fakty podane w "Atlasie" ożywają w książce Krasińskiego. Czytelnik wysłuchuje dramatycznej spowiedzi "Krwawego Młota" i zaczyna rozumieć, jakie były okoliczności i przesłanki ujawnienia się kpt. Kuleszy i jak to się stało, że wbrew formalnym zapewnieniom komunistycznych władz znalazł się on w więzieniu.

Siłą książki Krasińskiego jest jej realizm (autor bazuje w dużej mierze na własnych przeżyciach), autentyczność i szczerość - czytelnik ma wrażenie, że wraz z głównym bohaterem odbywa karę, czuje smród więziennej celi, słyszy wokół siebie kaszel gruźlików, celowo umieszczonych przez władze więzienne wraz ze zdrowymi więźniami, aby ich zarazić, i odczuwa strach przez zarażeniem, a potem obawia się strasznej pokusy, na którą wystawi go "spec" [oficer służby więziennej - Bohun]- zgoda UB na leczenie więźnia w zamian za zgodę więźnia na współpracę z UB.

Drugą zaletą książki są emocje, które ona rozpala. Ot, choćby przepiękny monolog jednego z więźniów (zwanego Otello-Paganini): "Takiej dziewczynie coś się należy, jakieś uznanie, no nie? Bo to nie jest jakaś tam miłostka, jakiś mieszczański romans z bukiecikiem fiołków i perfumowanymi liścikami. Tu było i szczucie, i gnojenie, i branie na strach, żeby się go wyrzekła i pomogła im dołożyć mu do wyroku. (...) Tu się liczy wierność dziewczyny. I to nie ta wierność jakiemuś kasiarzowi, na którego warto poczekać, bo zagrzebał gdzieś wyprute z sejfu miliony. Ale wierność facetowi takiemu jak my, co za wolność i niepodległość. Tu się liczy poświęcenie i te nocki na golasa, nie na kanapie, a w karcerze. I pieszczotki nie z tobą, ale z zimnym "śledziem" [tak więźniowie określali śledczego - Bohun], co jej każe nago zimą przy otwartym oknie i ten flirt: "Gadaj kurwo, nie kryj go!". Kto wtedy milczy, to cię kocha i wart jest pieśni. Gdybym ja miał taką dziewczynę, jak rany Boga (...) pisałbym dla niej muzykę. (...) Napiszę wielką sonatę dla polskiej dziewczyny, której miłość poddano takiej próbie, o jakiej nie śniło się ani Verdiemu, ani nawet Wagnerowi"[5]. To chyba jeden z najpiękniejszych hymnów na cześć miłości w polskiej literaturze! Robi większe wrażenie niż "Dzieje Tristana i Izoldy" lub "Cierpienia młodego Wertera".

W tej powieści - inaczej niż w tomie pierwszym cyklu - nie brakuje warstwy moralnej. Autor zrezygnował z pomijania tej sfery, co należy uznać za trafną decyzję. "Twarzą do ściany" jest w niektórych miejscach wręcz etycznym traktatem o więziennej moralności. "Musisz wierzyć w ludzi. Komuna w każdym chciałaby zniszczyć tę wiarę"[6], "Nie wolno ci nienawiści do ustroju przenosić na człowieka"[7], "potrafiła zrozumieć skalę moralnych znaczeń, przedłożyć solidarność więzienną nad żądzę osobistych porachunków. (...) pogardziła zemstą"[8], "Wolność mój drogi, możesz znaleźć tylko w sobie i to tylko tu"[9], "Ale właściwie dlaczego odmówił? Dlaczego jeszcze raz odrzucił szansę na wcześniejsze wyjście? (...) Sumienie? Człowiek kocha słońce, a sumienie... Czym ono jest w porównaniu z tym źródłem życia? Jednakże spoglądając przez kraty na jasne niebo czuł się jak żołnierz, któremu łaskawie pozwolono złożyć broń na jakichś wyjątkowo haniebnych warunkach, a on odrzucił tę łaskę i podjął na nowo śmiertelna walkę. Śmiertelną i rozpaczliwie samotną. (...) rozpierała go duma"[10].

Największe natężenie emocji czeka na czytelnika w końcowych partiach dzieła, gdy wyczerpani, złamani, pozbawieni nadziei więźniowie powoli konają, majacząc w półprzytomnym stanie: "Mamo, mamo, otwórz, to my! Nie płacz no, przyszliśmy. Spod Kaługi do Słomczyna. Są jeszcze nasi w lesie? Nie bój się o nas, mamo. Powiesz im, że jesteśmy tu, że wróciliśmy do Polski. Polski?... Nie, tu już Rosja, Stachu, my musimy dalej... Tu Sowiecie nas wybiją"[11]. Właśnie w takim momencie więźniowie dowiadują się o śmierci Stalina. Zakończenie powieści jest wręcz brawurowe!

Porównując Krasińskiego do Sołżenicyna warto wspomnieć o jeszcze jednym podobieństwie. Znany był spór Sołżenicyna z Warłamem Szałamowem na temat tego, jaki wpływ miał łagier na więźniów. Szałamow (podobnie jak nasz Tadeusz Borowski) twierdził, że łagry ujawniały zwierzęcą, złą stronę ludzkiej natury. Sołżenicyn miał przeciwne zdanie. Pogląd Krasińskiego jest bliski Sołżenicynowskiemu - więzienie nie jest w stanie zniszczyć w człowieku tych ukrytych pokładów dobra, które w nim tkwią. Nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach człowiek potrafi bronić pewnych wartości wyższych, nie myśli tylko o sobie, gotów jest narażać się dla innych, podejmując niewyobrażalne ryzyko, nie jest więc całkowicie zwierzęciem. Dowodów na to w książce jest aż nazbyt wiele, choćby postawa doktora Bruna, ratującego współwięźniów chorych na gruźlicę, czy też zachowanie Szymona Bolesty, który gwałtownie domagał się lekarza dla umierającego współwięźnia, za co trafił do karceru i czego omal nie przepłacił życiem. Ta warstwa powieści powoduje, że - mimo iż mamy do czynienia z poruszającą relacją z piekła - wymowa powieści jest w pewnej części optymistyczna.



---
[1] Janusz Krasiński, "Twarzą do ściany", wyd. Arcana, 2006, s. 267-296
[2] Op. cit., s. 53-55, 91-93.
[3] Op. cit., s. 232-258.
[4] "Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 1944-1956", Wydawnictwo IPN, 2007, s. 230.
[5] Janusz Krasiński, op. cit., s. 76-77.
[6] Op. cit., s. 119.
[7] Op. cit., s. 119.
[8] Op. cit., s. 121.
[9] Op. cit., s. 159.
[10] Op. cit., s. 166.
[11] Op. cit., s. 351.


http://biblionetka.pl/ks.asp?id=45792
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Lip 21, 2008 3:35 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Janusz Krasiński - "Niemoc"

Cytat:

Janusz Krasiński - „Boska komedia. Czyściec”,
autor: Bohun, dodana: 20.07.2008

Trzecia część epopei Janusza Krasińskiego („Niemoc”), opisuje losy Szymona Bolesty w PRL po wyjściu ze stalinowskiego więzienia w wyniku amnestii wiosną 1956 roku aż po marzec roku 1968.

Analogię między treścią powieści a opisem czyśćca przywodzi sam autor, opisując stan ducha swego bohatera w pierwszych dniach na wolności: „To, w czym miał się zagłębić, co ścieliło się przed nim, wyglądało na trupie opary czyśćca. Czyśćca oczywiście bez Boga, wszak już po ateistycznej rewolucji. Wcześniej czy później będzie musiał w to wejść, zanurzyć się i brnąć. Mgła. Jak się w niej poruszać, by się nie zgubić?” [1]

Tematem książki jest powstanie czerwcowe w Poznaniu w 1956 roku oraz gorycz życia w Polsce w epoce Gomułki: braki w zaopatrzeniu, „afera mięsna”, wzajemne chamstwo ludzi względem siebie ale – przede wszystkim – tłumienie wolności słowa. Szczególny nacisk autor kładzie na narastający konflikt między komunistycznymi władzami a twórcami kultury. Środowisko twórców zostało zresztą przedstawione w powieści dość krytycznie, szczególnie gdy idzie o cywilną odwagę jego członków (a raczej – jej brak). Świadczy o tym chociażby pyszna anegdota dotycząca żony znanego poety - Alicji Stern (można sądzić, że to historia prawdziwa). Otóż przebywając w mekce literatów PRL tj. w Oborach w 1956 roku Sternowa zaspała. Dzięki temu, gdy obudziła się, usłyszała w radio informację z ostatniej chwili – Beria został aresztowany. Inni pensjonariusze domu pracy twórczej nie mieli okazji znać tej wiadomości, gdyż wstali wcześniej i już opalali się przed dworkiem. Sternowa skorzystała z okazji i wyszła również przed dom. „Stanęła pośrodku, założyła do tyłu ręce i z tym swoim zaciągającym z ruska, wschodnim akcentem wycedziła: 'A Beria jest świnia!'. I popatrzyła po wszystkich. Spieczone słońcem ciała przeszedł dreszcz trwogi. (...) W tej chwili oddaliby cały swój majątek, ażeby tego nie słyszeć. Nikt nie miał wątpliwości, że natychmiast zostaną na te okoliczność przesłuchani. Każdy myślał, co odpowiedzieć, czuł przechodzące mrowie. Napięcie było tak straszne, że jeden z (...) kolegów nie wytrzymał i po prostu załamał się. Wstał z leżaka nagi, tylko w kąpielowych majtkach, i wykrzyknął dramatycznym głosem: 'Alicjo, uprzedzam cię, że będę zmuszony to powtórzyć!'. (...) Alicja ze wzgardą popatrzyła na nagusa i wzruszyła ramionami. (...) Nie minęło trzy kwadranse (...) a Obory opustoszały. Wyjechali wszyscy. Została tylko o niczym nie wiedząca służba i pies. Na obiad zaczęli powoli ściągać z powrotem. Na obiad zaczęli powoli ściągać z powrotem. Dowiedzieli się już z radiowych komunikatów (...), że od dawna zaprzedany Ameryce, jej tajny agent, zdrajca Laurenty Pawłowicz Beria został wreszcie zdemaskowany i aresztowany” [2]. Niemniej krytyczna wobec środowiska PRL-owskich literatów jest relacja opisująca postawę pisarzy w czasie zjazdu ZLP w 1964 roku. Był to pełen napięcia okres po opublikowaniu listu 34 domagającego się ograniczenia cenzury i po pojawieniu się tzw. kontrlist około 600 pisarzy popierających władze partyjne (Krasiński nie podaje nazwisk tych, którzy złożyli swe podpisy pod tymi haniebnymi, wiernopoddańczymi adresami, a szkoda, gdyż była wśród nich, m. in... . - ech! zresztą i tak wszyscy znamy to nazwisko!). Na zjazd przybył Gomułka (jego przemówienie jest w książce obszernie zacytowane i omówione), a jedynym człowiekiem, który ośmielił się wprost upomnieć się o wolność słowa był Stefan Kisielewski. Autor zaznacza jednak, „że parę lat później 'nieznani sprawcy' pobiją dotkliwie 'sklerotycznego żubra', który nie wytrzymując presji zinstytucjonalizowanej ideologii, w poczuciu bezsilności, nazwał jej panowanie 'rządami ciemniaków'” [3].

Bohater powieści stara się wyjaśnić czytelnikowi, jak pojmuje swoją misję, jako pisarza, który przeżył stalinowskie więzienie. Chodzi o pamięć. „Przeżył coś, co powinno być publicznie osądzone, potępione, uznane za hańbę, był tego świadkiem i nie wolno mu milczeć” [4]. Równocześnie jednak ma świadomość daremności swoich wysiłków. Tajemniczy „głos z ciemności” pyta Bolestę w jednych z końcowych scen książki, parafrazując Piłata, „Pamięć? A co to jest pamięć?!” [5] a następnie przedstawia swoją pochwałę zapominania: „Czy ktoś martwił się o to, żeby zachować pamięć o dramatach jaszczurów (...) mamutów, pterodaktyli? O tragediach rozgrywających się w kosmosie? (...) Jaki Homer opiewa zatopione w oceanach cywilizacje? Co ty chcesz ocalić? Jaki śmieszny wycinek historii wszechbytu? Ułamek tego milionowego ułamka sekundy, w którym zatrzepotali Hitler i Stalin? Myśl trzeba kierować w przyszłość, nie oglądać się za truchłem przeszłości.” (...) Na Mane, thekel, fares, zapisane kredą na tablicy przez takich utrwalaczy pamięci jak ty, [natura – Bohun] ma swoich Charonów z miękką, w wodach zapomnienia zamoczona gąbką” [6]. W tej perspektywie postawa Bolesty/Krasińskiego jest iście Herbertowska – wierność swemu zadaniu mimo świadomości klęski, solidarność z tymi, którzy przegrali, choć do nich należało moralne zwycięstwo.

Wydarzenia w Poznaniu w 1956 roku są jakby klamrą spinającą „Niemoc”. Wydarzenia te są przedstawione na początku powieści, gdy bohater poznaje je (albo raczej – domyśla się ich rzeczywistego przebiegu) na podstawie relacji oficjalnej prasy oraz słów młodego partyjniaka – bezpośredniego uczestnika wydarzeń. Są one przedstawione po raz drugi pod sam koniec powieści, gdy Szymon Bolesta czyta maszynopis sporządzony przez kolegę Romka Strzałkowskiego – 13-letniej ofiary poznańskich walk [7]. W końcu poznajemy dramatyczny list Jana Strzałkowskiego – ojca zabitego chłopca. List, który kończy się słowami: „Nasz syn nie poległ w walce ani nie padł od zbłąkanej kuli. Dziecko nasze zostało zamordowane, samotne i bezbronne, w budynku Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Bezlitośni siepacze wzięli na nim odwet” [8].

Poza tym powieść wraca ponownie do lat stalinowskich i ujawnia informacje dotyczące tego okresu, których autor nie zawarł w dwóch pierwszych tomach cyklu (zapomniał, jeszcze ich nie znał?). Dotyczą one m. in. „Ognia” [9]. Poznajemy dramatyczne szczegóły z jego życiorysu: zamordowanie ojca, żony, dwójki dzieci oraz spalenie rodzinnego domu przez Niemców, brawurowe akcje jego partyzantów przeciwko Niemcom, jak np. wzięcie do niewoli całej kompanii Wehrmachtu, powojenną służbę Józefa Kurasia w UB i okoliczności jej porzucenia, spalenia gmachu UB i podjęcia decyzji o powrocie do lasu.

W porównaniu do pierwszych dwóch tomów epopei Krasińskiego „Niemoc” jest mniej dramatyczna, więcej tu „zwykłej” powieści psychologicznej (przedstawienie osobistych losów Szymona Bolesty: jego małżeństwa, romansów, zawodowych sukcesów i porażek), więcej powtórzeń (powrotu do wydarzeń opisanych już dokładniej w pierwszych dwóch tomach, co – niestety – może niekiedy nużyć), pojawia się także – nieobecne poprzednio – poczucie humoru, okraszone niekiedy mocnym słowem. Oto na przykład taki dialog po wyjściu Bolesty z więzienia, gdy pije on z kolegą w barze we Wronkach, a młody klawisz (funkcjonariusz więzienny) podchodzi do ich stolika i udziela im życzliwej rady: „ - Radzę wam, przyjaciele (...) bardzo uważać z alkoholem.” Na co kolega Szymona: „Odpierdol się, chłopcze”. Gdy klawisz znika, Szymon napomina kolegę: „Surowo go potraktowałeś (...). Może i nie zasłużył?” Na co słyszy odpowiedź: „Chłopie (...). Czy ty nie rozumiesz, że to była jedyna okazja? Więcej taka się nie trafi” [10]. Albo taki dialog, w którym również padają brzydkie słowa, tym razem z ust legendarnego Himilsbacha, który opowiadał o pewnym koledze, któremu komunistyczne władze nie chciały dać paszportu: „Chodził, prosił, żeby mu dali wyjechać. A te kurwy nic, tylko go trzymają. - Boże, jak on mówi! - rozlega się jęk pani Marii – O Boże! - powtarza i zatyka sobie uszy. - Przepraszam, ale takie one są – mówi Himilsbach i ciągnie dalej” [11].


---
[1] Janusz Krasiński - „Niemoc”, Arcana 2006, s. 49
[2] op. cit. s. 489-490
[3] op. cit. s. 463
[4] op. cit. s. 275
[5] op. cit. s. 503
[6] op. cit. s. 504-506
[7] op. cit. s. 508 – 536
[8] op. cit. s. 540
[9] op. cit. s. 77 oraz od 119 -129
[10] op. cit. s. 11
[11] op. cit. s. 305


http://biblionetka.pl/ks.asp?id=45790
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Wrz 16, 2008 2:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Andrzej Bobkowski - "Punkt równowagi"

Cytat:

W życiu warto wolnym być ,
autor: Bohun, dodana: 15.09.2008

Opowiadania Andrzeja Bobkowskiego zebrane w tomie "Punkt równowagi"[1] nie są łatwą lekturą. Mało dialogów, wolno rozwijająca się akcja, liczne opisy stanów psychicznych bohaterów, częste rozważania o życiu i śmierci. A jednak warto zagłębić się w tę lekturę. Dobrze mieć trochę czasu, wyciszyć się i bez pośpiechu dać się unieść specyficznej prozie Bobkowskiego.

Wpływy innych autorów na sposób pisania Bobkowskiego są widoczne. Dla mnie szczególnie wyraźny jest wpływ Josepha Conrada, zwłaszcza w tytułowym opowiadaniu "Punkt równowagi". Zresztą w samej treści tego utworu autor nawiązuje do "Jądra ciemności", "Lorda Jima" i "Tajfunu".

Najbardziej charakterystyczną cechą opowiadań Bobkowskiego jest przywiązanie jego bohaterów do wolności. Prawdziwej wolności, która daje człowiekowi szczęście. Wolności rozumianej przede wszystkim jako pewna życiowa postawa, polegająca na umiejętności przeżywania życia tak, aby można było się tym życiem cieszyć i je smakować. "Jednym z wielkich błędów wieku nowoczesnego jest wiara, że szczęście zawarte jest jedynie w rzeczach zewnętrznych. Jest ono w nas samych i prawie nigdy poza nami..."[2].

Taką postawę prezentują wszyscy bohaterowie utworów zebranych w tomie. Zarówno rosyjscy emigranci żyjący we włoskim miasteczku (bohaterowie opowiadania "Gdie tak swobodno dyszyt czełowiek..."), "wolni ludzie paryskich dachów"[3] z opowiadania "Uśmiech z góry", polscy emigranci we Francji ("Siódma", "Pożegnanie", "List") czy biali bohaterowie opowiadań gwatemalskich w tym tomie ("Coco de Oro", "Punkt równowagi", "Spotkanie", "Spadek", "Zmierzch"). Wielka pochwała wolności wyłania się z opowiadań. Oto przykładowe fragmenty: "Wróciłem z potrojonym kapitałem i bogatszy o to coś, co daje głębokie przeżycie, przygoda"[4]; "Perspektywa zaczęcia czegoś na własny rachunek i na własne ryzyko ma w sobie coś upajającego, coś z prawdziwej twórczości. (...) Z życiowego kibica stajesz się graczem, odzyskujesz kolory i smak istnienia. (...) Dla mnie emigracja była od początku okazją, nie dopustem, i wtedy nabrała znowu sensu"[5]; "Do zupełnego szczęścia brakowało mi lekkiej rozróbki, skandalu, poszamotania się"[6]. O jednej z postaci Bobkowski pisze: "Chciał zmierzyć się z czymś w stylu Conrada, uczciwie i naprawdę czegoś dokonać, przebić się przez jakiś tajfun"[7]. Słowa zawarte w liście Ewy z ostatniego opowiadania w tomie dobrze charakteryzują tę postawę, którą promuje Bobkowski w swoich opowiadaniach: "Bo choć wiem, że u Ciebie różnie bywało - raz lepiej, raz gorzej - to w każdym razie życie Twoje było cudownie ciekawe. Zwiedziłeś kawał świata, widziałeś tak wiele, a najważniejsze to to, że umiałeś patrzeć na wszystko otwartymi oczami"[8].

Nie jest jednak tak, iżby autor uważał, że sam człowiek, niezależnie od warunków zewnętrznych, jest w stanie cieszyć się wolnością. Wolność wewnętrzna – zdaniem Bobkowskiego – musi mieć zewnętrzne możliwości realizacji. Wolność wewnętrzna więźnia zamkniętego w celi – to nie jest ideał autora "Szkiców piórkiem".

W wielu utworach Bobkowski podkreśla swój negatywny stosunek do komunizmu jako do ustroju, który pozbawia człowieka warunków zewnętrznych, w których mógłby on w pełni korzystać ze swej wolności wewnętrznej. Bobkowski podkreśla, że komunizm nie daje człowiekowi szans na samorealizację. W cytowanym wyżej liście mieszkającej w PRL Ewy, z opowiadania „Zmierzch”, jest następujący fragment: "Tu życie jest beznadziejnie szare i gdy obywatel ma trochę »ponad normę« fantazji, to czuje się jak mucha w szklance odwróconej do góry dnem"[9]. Problematyce komunizmu jako ustroju zniewalającego człowieka poświęcone są dwa doskonałe opowiadania, "Pożegnanie" oraz "List", a także opowiadanie "Nekyia". "Co to jest komunizm? - To powrót do stanu zdziczenia..."[10]; "Komunizm jest najbardziej bezpośrednim i najbardziej gwałtownym wrogiem demokracji. Jest on naturalnym sprzymierzeńcem władzy absolutnej"[11]; "Proklamując równość wszystkich, ogłosiło się deklarację praw zawiści"[12].

Myliłby się jednak ten, kto by przypuszczał, iż Bobkowski był bezkrytycznym obrońcą świata Zachodu. Świata, który po II wojnie światowej nie zdołał już wrócić do starych, dawnych wartości, które zapewniły cywilizacji europejskiej rozwój i wielkość. Stąd w jednym z opowiadań padają słowa skierowane do duchów XVIII- i XIX–wiecznych twórców kultury: "Spieszcie powrócić do swych grobów, by nie widzieć, co wasi spadkobiercy uczynili z waszych zamiarów..."[13].

Ważne miejsce w opowiadaniach Bobkowskiego zajmuje problematyka Boga i religii.

Bobkowski jest przede wszystkim sceptykiem (co wielokrotnie podkreślają bohaterzy jego opowiadań). "Prawdziwy intelektualizm sprowadza się zawsze do pytania, odpowiedzi może się nie bać tylko prostak"[14]; "Gdybyż na cokolwiek można było znaleźć jasną odpowiedź"[15]. Sceptycyzm Bobkowskiego przejawia się w pierwszym rzędzie w jego stosunku do Boga. Wprawdzie bohater tytułowego opowiadania zbioru przeżył coś na kształt oświecenia i zbliżył się do wiary w Boga ("Uświadomiłem sobie, że tam, na lagunie, cały mój system wartości został poddany działaniu jakiejś siły, wbrew mojej woli, i że mój punkt równowagi przesunął się na pewno. Ale nie w kierunku, w którym jej działanie uległoby osłabieniu"[16]), jednak postacie wypełniające pozostałe opowiadania w zbiorze w Boga z pewnością nie wierzą, choć kwestię Jego istnienia rozważają, zwłaszcza w związku z nieuchronnością śmierci. "Po co to wszystko? Kim jestem? Jaki jest sens życia? Najbardziej banalne pytania, od których zaczyna się mając szesnaście lat i na które wówczas szuka się odpowiedzi, bo wiadomo, że nic tak nie wydorośla jak mnóstwo podobnych pytań skierowanych w próżnię. Potem przychodzi młodość, życie, mocowanie się z losem. Ja nie myślałem w tym okresie o celu życia, bo samo życie było dla mnie celem. Ale..."[17]; "Bronię się tym przed pokusą kapitulanctwa wobec nicości, tego czegoś poza tą czarną ścianą wody. Bronię się akrobacją logiki, mówiąc sobie, że jeżeli NIC istnieje, to nie może być niczym, bo istnieć może tylko coś, a nie nic. Wiem, że jest to fałsz, próba oszukania siebie samego i wtedy rzucam się wszystkimi myślami ku życiu, robiąc z niego całą fortunę, jedyną, którą mogę dysponować, która jest uchwytna"[18]; "Jest teraz we mnie bezustanny bunt przeciwko temu, w czym wychowałem się i w co długo wierzyłem: w przerzut życia, w przejazd jakby przez tunel, po przejechaniu którego przed oczami przesuwają się znowu łąki w słońcu, jo-jo skowronków nad łanami zboża, krótko mówiąc – życie, może trochę inne, całe w stanie gazowym, ale życie!"[19]; "W co wierzę naprawdę? Po co żyję? Jaki jest sens istnienia? Skąd lęk śmierci nawet wtedy, gdy staje się lub stałaby się ulgą?"[20].

Śmierć, jej nieuchronność i ostateczność, a także jej godność, to ważne elementy prozy Bobkowskiego, nie tylko w kontekście rozważań o Bogu. "Całe życie było i będzie zawsze przygotowaniem do jedynego wielkiego lotu, do śmierci. To jedno jest pewne i będzie zawsze pewne. A może właśnie bezbarwna śmierć odebrała kolory życiu? (...) Czy odbierając jej godność, redukując do zgaszenia żarówki lub milionów żarówek, nie odbierano i życiu jego godności?"[21]. W jednym z opowiadań jest piękna scena, jakby ilustrująca te słowa. Meksykanie ciężko zranili prowokacyjnie zachowującego się wobec nich białego. Ten konał na ich oczach. Oni czekali w milczeniu, aż umrze. "Czy już umarł? - zapytał jeden z nich. Kiwnął przecząco głową. - Niech się nie spieszy (...) - powiedział drugi, i wszyscy trzej uśmiechnęli się cicho, z szacunkiem wobec śmierci..."[22].

Mimo swego sceptycyzmu co do istnienia Boga, Bobkowski docenia i podkreśla znaczenie religii katolickiej, jako siły wewnętrznej człowieka, która ułatwia mu bycie lepszym, pracę nad sobą, zwalczanie słabości. "Gdy zapytano pewnego konwertytę, czy jako katolik przestał grzeszyć, odpowiedział, że wcale nie, ale że mu to tę czynność niesłychanie skomplikowało. Tak, że człowiek chce z powrotem dyscypliny, poczucia grzechu. My uważając grzech za wymysł, zastąpiwszy go co najwyżej pojęciem przewinienia w nieznanym bliżej wymiarze, zwalczając wszelkie komplikacje w postępowaniu, oczyściliśmy teren"[23].

Marek Jackowski z Maanamu śpiewał, że "w życiu warto wolnym być" i że "oprócz błękitnego nieba, nic mi w życiu nie potrzeba". Postawa życiowa bohaterów opowiadań Bobkowskiego jest podobna, z tym, że pogłębiona o tragiczną świadomość nieuchronności śmierci oraz dramatyczną niepewność co do istnienia Boga.

Tym, którzy cenią wolność świadomą i opartą na głębokiej refleksji, polecam opowiadania Andrzeja Bobkowskiego.



---
[1] Andrzej Bobkowski, "Punkt równowagi", wybór i opracowanie Krzysztof Ćwikliński, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2008.
[2] Op. cit., s. 49.
[3] Op. cit., s. 18.
[4] Op. cit., s. 195.
[5] Op. cit., s. 199.
[6] Op. cit., s. 201.
[7] Op. cit., s. 206
[8] Op. cit., s. 346.
[9] Op. cit., s. 346.
[10] Op. cit., s. 39.
[11] Op. cit., s. 40.
[12] Op. cit., s. 42.
[13] Op. cit., s. 59.
[14] Op. cit., s. 75.
[15] Op. cit., s. 325.
[16] Op. cit., s. 234.
[17] Op. cit., s. 221.
[18] Op. cit., s. 318 i 319.
[19] Op. cit., s. 323.
[20] Op. cit., s. 325.
[21] Op. cit., s. 267 i 268.
[22] Op. cit., s. 310.
[23] Op. cit., s. 146.


http://www.biblionetka.pl/ks.asp?id=93695
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Paź 04, 2008 9:12 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W dodatku do "Rzepy" - "Rzecz o książkach ważny tekst najwybitniejszego bez wątpienia żyjącego krytyka literackiego w Polsce - Tomasza Burka, poświęcony niedocenionej twórczości Janusza Krasińskiego

Cytat:
Tomasz Burek - "Wyjście na wolność"
(...)
Melancholia tych, którzy nie odnajdą straty

Podobnie jak w innych znanych mi XX-wiecznych powieściowych cyklach, rodzimych (Dąbrowskiej czy Iwaszkiewicza) i obcych (Prousta, Rogera Martina du Garda, Musila) pisanych na przestrzeni długiego czasu, całymi latami, a nie na jednym oddechu, tak też w cyklu Krasińskiego nie obowiązują zasady spójności kompozycyjnej i stylistycznej jednolitości. Może tylko u Prousta, dzięki ostatniemu tomowi, gdzie pisarz podsuwa czytelnikom poetycko-filozoficzne klucze interpretacyjne, odsłania sieć tajemnych powiązań między rozmaitymi, dużymi i najdrobniejszymi składnikami dzieła i daje wszystkiemu sens nadrzędny – jednolitość cyklu została uratowana.

Krasiński za bardzo nie dba o nią. Inaczej pisze dwie początkowe księgi, które nie tylko swą tematyką, ale również swą surową, oszczędną, maksymalnie skupioną, zdyscyplinowaną i pełną wewnętrznego napięcia stylistyką nawiązują do „Innego świata” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Więcej, które są komplementarne wobec „Innego świata”, dopełniając ów pamiętnik pobytu w sowieckim łagrze jako komunistycznym „jądrze ciemności” równoważnym na poziomie rewelacji poznawczej i ekspresji literackiej sprawozdaniem z Mokotowa, Wronek i Rawicza – „kolonii karnej” stworzonej przez ten sam system na obszarze PRL.

W sposób odmienny niż „Na stracenie” i „Twarzą do ściany” napisana została księga trzecia, „Niemoc”, w której główny bohater cyklu, autobiograficzny bez wątpienia, sobowtór Krasińskiego, wychodzi na wolność i usiłuje się jakoś urządzić w gomułkowskiej Polsce, dostosować do jej realiów i obyczajów, i księga czwarta, „Przed agonią”, gdzie śledzimy dalsze jego dzieje na tle sekwencji kryzysów polityczno-społecznych, wzlotu „Solidarności” i wyhamowania dynamiki zbiorowej przez stan wojenny i jego moralnie destrukcyjne następstwa.

Otóż tetralogia w swoim członie trzecim i czwartym waha się jak gdyby między panoramą zdarzeń historycznych, powieścią obyczajową, studium charakterologicznym środowiska literackiego, reportażem w stylu malapartiańskim, pamfletem i groteską. Chwilami zdaje się rozpadać na luźne epizody, lepsze lub gorsze opowiadania. Ale nie przestaje być opowieścią ważką i poruszającą w przekroju całościowym.

Ostatecznie jej odrębne człony wiąże w jedną całość postać głównego bohatera, Szymona Bolesty, do którego się przywiązujemy i ciekawi nas trajektoria jego losu. Jest i coś jeszcze, co stanowi o jedności dzieła, pojawiając się w różnych miejscach wieloksięgu i nadając mu niezapomniany odcień: motyw Thanatosa.

Autobiograficzny bohater cyklu, Bolesta, już w rdzeniu swego nazwiska oraz w ukrytej, a później, gdy zacznie pisać, odtajnionej pamięci, dźwiga boleść człowieka, który bądź to na własne oczy widział śmierć pomordowanych patriotów, bądź to stał blisko tamtych (Pileckiego, Lipińskiego, Pużaka) śmierci, bądź to umiał sobie podobne śmierci (Romka Strzałkowskiego w 1956, księdza Popiełuszki w 1984) żywo unaocznić, uprzytomnić, wyobrazić. A zawsze były to śmierci zadane ubecką ręką, tym samym katowskim mieczem partii.

Przenikający wszystkie powieści cyklu i organizujący je w pewną ideową, duchową, emocjonalną całość motyw thanatyczny ma do spełnienia dwa zadania. Ewokuje mroczną dziedzinę sadystycznych uczuć, zbrodniczość jako humus, podglebie zimnych instytucji totalitarnego państwa. Ale równocześnie za pomocą tego uporczywie powracającego motywu pisarz napełnia przestrzeń swego dzieła muzyką żałobną, melancholią tych, którzy nigdy nie odnajdą straty, bólem ojczyzny, która straciła swoich najlepszych synów.

Oczyszczanie zbiorowej świadomości

Publikując „Na stracenie”, wychodził Krasiński jak gdyby po raz kolejny na wolność: pełniejszą i prawdziwszą niż ta z 1956 roku. Tak mogło się było wydawać – jemu i nam. Przypuszczam, że nie bez kozery informował pisarz czytelników o dacie ukończenia tego utworu: 16 czerwca 1989. Rodząca się właśnie i stopniowo się ucieleśniająca idea tetralogii powieściowej (a może być pięcioksięgu, tego nie wiemy) dzięki zbieżności dat stawała się rówieśnicą odradzającej się z komunistycznej niewoli Rzeczypospolitej.

Marzyło się niektórym (przyznaję: należałem do nich), że „Na stracenie” będzie jej literacką wizytówką. Sztandarowym dziełem nowej literatury rozrachunkowej, wspierającej proces dekomunizacji, depeerelizacji, oczyszczania zbiorowej świadomości Polaków. Widziało się to oczyszczenie również w moralno-estetycznych kategoriach „wstrząsu tragicznego”. Czekało się na literaturę, która, podążając torem narracji Krasińskiego i nie cofając się przed prawdami bolesnymi, samym swoim istnieniem dowiedzie, że oświadczenie premiera pierwszego w Europie sowieckiej rządu niekomunistycznego o grubej kresce stanowiło niefortunną metaforę, a nie zapowiedź kapitulacji Rzeczypospolitej przed upiorami przeszłości.

Stało się inaczej. Krasiński jako pisarz został przez Trzecią Rzeczpospolitą zakonspirowany ponownie. Co mam na myśli? Nikłą znajomość jego nowszego dorobku wśród ogółu czytających. Śladową obecność jego książek w najliczniej uczęszczanych księgarniach, żadną – w księgarniach leżących na uboczu. Ani wielki cykl powieściowy w całości, ani żadne z jego ogniw pojedynczo nie były nigdy eksponowane w prestiżowych księgarskich witrynach. W każdym razie ja takiej ekspozycji nie spotkałem. Darmo też szukać nazwiska Krasińskiego w podręcznikach szkolnych (tych dla szkół ponadpodstawowych i klas maturalnych). Rzecz prosta, nie dotarłem do wszystkich, lecz wiele mi powiedziała już eksperymentalna próbka. Szukając w przewodnikach i podręcznych opracowaniach literatury współczesnej wiadomości o „Na stracenie” i innych powieściach cyklu, stwierdziłem coś bardzo podobnego: totalną depopularyzację.

A nagrody?, gotów ktoś zaprotestować. W roku 1992 Nagroda Fundacji Turzańskich, w 2000 r. Nagroda im. Andrzeja Kijowskiego, w 2006 r. Nagroda im. Józefa Mackiewicza – to mało? Może i niemało. Jednak są to przeważnie nagrody politycznie niesforne, finansowo nie nazbyt okazałe i z tych co najmniej powodów medialnie słabo widoczne i słyszalne.

Trudniej wytłumaczyć utrącanie Krasińskiego w podręcznikach i kompendiach lub sprowadzanie prezentacji i oceny jego dorobku twórczego do niewiele mówiących czy zgoła bałamutnych wzmianek. A może na odwrót: łatwo tę zagadkę wytłumaczyć, jeżeli się dokona przeglądu treści, które sama tylko tetralogia przynosi i którymi mogłaby dopomóc dzisiejszym Polakom, młodym współczesnym Polakom szczególnie, w rozpoznaniu się w jestestwie swoim. Zmowę milczenia wokół tetralogii należy, moim zdaniem, widzieć w szerszych ramach zaplanowanej i skutecznie egzekwowanej akcji.

Opisany powyżej dyskomfort dzieli Krasiński z tymi pisarzami pokolenia „Współczesności”, jacy nieskorzy byli naginać swe pióra do usługowości estetycznej lub politycznej, czasami jednej i drugiej naraz, z pisarzami takimi, jak Nowakowski, Odojewski, Czycz, Terlecki, Wojdowski, Orłoś. Ale racją bytu i dumą odrzucanych, skreślanych, pomniejszanych jest przecież to, że nie wyrzekli się własnego sposobu widzenia rzeczy dla wątpliwej przyjemności płynięcia w głównym nurcie. Że nie pozwolili umeblować sobie głów obowiązującą w danej chwili tandetą mód kulturowych i pisali po swojemu, a niektórzy nadal piszą w taki sposób, jakby karabela symbolizująca niewspółczesny porządek wartości, fantazję i brawurę nie została na strychu. Przebija się nią i Janusz Krasiński – karabelą, nie kalkulatorem – do prawdy gorzkiej, piękna problematycznego i dobra umęczonego złem.


Tekst laudacji wygłoszonej przez Tomasza Burka w trakcie jubileuszu Janusza Krasińskiego 23 września na Zamku Królewskim w Warszawie. Nadtytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
Rzeczpospolita



http://www.rp.pl/artykul/73290,199794_Wyjscie_na_wolnosc.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Paź 25, 2008 1:36 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dyskusja wokół księdza Tadeusza Isakowicza - Zaleskiego zwraca uwagę na dramatyczne wydarzenia na Wołyniu w latach 1943-44. W związku z tym polecam lekturę zbioru opowiadań na ten temat.

Nienawiść - Srokowski Stanisław

Recenzja z biblioNetki

http://biblionetka.pl/art.asp?kom=tak&oid=241467&aid=61784&odp#241467

Cytat:
Zgroza, zgroza ...

Autor: Bohun
Książka: Nienawiść (Srokowski Stanisław (ur. 1936))
Data dodania: 2007-09-21 13:39:49

"Nienawiść" Stanisława Srokowskiego to nie jest książka o zbrodniach ukraińskich na Polakach i Żydach w czasie II wojny światowej. A przynajmniej nie jest to tylko książka na ten temat.

To książka opisująca to, do czego zdolny jest człowiek pozostający pod wpływem nienawiści. Czytając tę książkę miałem na myśli nie tylko co najmniej 100 tysięcy Polaków pomordowanych przez ich ukraińskich sąsiadów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w czasie ostatniej wojny. Myślałem też o innych ludziach, którzy zginęli w podobny sposób: o Żydach na Podlasiu w 1941, o ludach bałkańskich w czasie wojny w latach 1990., o krwawych walkach w Afryce - o wszystkich tych, którzy zostali zamordowani w niezwykle okrutny sposób nie przez władze obcego czy swojego państwa, ale przez sąsiadów, z którymi wczesniej przez długi czas mieszkali, współpracowali, bawili się, chodzili do szkoły...

Książka ma przemyślaną strukturę. Opowiadania zawierają coraz bardziej okrutne opisy. Czytelnik stopniowo oswaja się ze zgrozą. Mimo tego oswajania opowiadania takie, jak "Matka, syn i córka", "Lea", "Ołena", "Nauczycielka i uczniowie" po prostu nie dają się czytać bez robienia przerw. Równie przerażające wrażenie zrobiły na mnie jeszcze tylko "Opowiadania kołymskie" Warłama Szałamowa. I podobnie jak tamta lektura, ta również pytanie - jaka jest prawdziwa natura człowieka? Czytając dziękujemy Bogu nie tylko za to, ze nie jestesmy w roli ofiar opisanych w tych książkach, ale również za to, że nie byliśmy świadkami tych wydarzeń i nie musimy nosic pod powiekami tych budzących zgrozę scen.

Końcowe opowiadania ze zbioru, a także posłowie autora wyjaśniają jego intencje. Nie chce on budzić nienawiści wobec Ukranńców. Wspomina zresztą również o odwetowych zbrodniach polskich. Autor nie obciąża odpowiedzialnością za zbrodnie całego narodu ukraińskiego, podkreślając, że większość Ukraińców była przeciwna czystkom etnicznym w stosunku do Polaków i Żydów, a niektórzy z nich ratowali swych sąsiadów (za co w wielu wypadkach zapłacili własnym życiem).

Autorowi zdają się przyświecać dwa cele: uniwersalna przestroga przed tym, do czego zdolny jest człowiek działający pod wpływem nienawiści oraz danie świadectwa prawdzie i uczczenie pamięci pomordowanych. Bo prawdziwe pojednanie polsko-ukraińskie możliwe jest tylko dzięki znajomości prawdy, a nie - zapomnieniu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum