Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Człowiek z tubą" (o Ryszardzie Bocianie)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Cze 02, 2008 9:03 am    Temat postu: "Człowiek z tubą" (o Ryszardzie Bocianie) Odpowiedz z cytatem



Artykuł w "Dzienniku Polskim" poświęcony Ryszardowi Bocianowi

http://www.dziennik.krakow.pl/public/?2008/05.31/Pejzaz/08/08.html

Cytat:

Człowiek z tubą
Zabierał głos niemal na każdej sesji. Upominał się o lustrację, wymianę kadr w tajnych służbach, apelował o zmianę nazw ulic, o "usunięcie symboli sowieckiej niewoli". Dziennikarze traktowali go z lekkim przymrużeniem oka, przyznają jednak, że gdyby Ryszard Bocian nie istniał trzeba by go było wymyślić.

Krakowianom dał się poznać w 1989, tuż przed pierwszymi wolnymi wyborami do parlamentu. W tym okresie niemal codziennie okupował wraz z kolegami z KPN pomnik Mickiewicza. "Człowiek z tubą" mówili o nim przechodnie. Tuba stała się jego nieodłącznym atrybutem. Używał jej także wcześniej, również w stanie wojennym, podczas nielegalnych demonstracji.

W KPN-ie pełnił wiele ważnych funkcji. Przyznaje jednak, że nie chcieli go przyjąć. - Ponieważ nosiłem kiedyś legitymację PZPR uważali mnie za "bolszewika", za "zdrajcę" - mówi. - Dali się przekonać, gdy dowiedzieli się o mojej pracy w Komitecie Obrony Więzionych za Przekonania.

Dlaczego związał się z Konfederacją Polski Niepodległej? - Ojciec był w "Strzelcu", w AK, wielbił Marszałka Piłsudskiego. Moje wstąpienie do KPN było kontynuacją rodzinnych tradycji, wyzwaniem, aby tak samo jak ojciec sprawdzić się w walce o Niepodległą - odpowiada.

Kiedy w 1953 roku osiedlili się w Krakowie, AK-owska przeszłość jego ojca zaciążyła na przyszłości rodziny. Bocian senior miał problemy ze znalezieniem pracy. W końcu zatrudnił się w Kombinacie Metalurgicznym, ówczesnej Hucie im. Lenina.

Junior nie sprawiał ojcu kłopotu. Uczył się nieźle. Skończył V LO i marzył o lataniu. Zapisał się na Wydział Lotniczy Politechniki Warszawskiej. Był utalentowanym modelarzem, sądził, że gdy zdobędzie teoretyczną wiedzę w tej dziedzinie, zbuduje szybowiec i...spróbuje zwiać.

Wyrzucony z warszawskiej uczelni tuż przed Październikiem 1956 roku, wrócił do Krakowa. Dzięki odwilży udało mu się dostać na prawo. Pracę zawodową rozpoczynał jako nauczyciel w jednej z miechowskich wsi. Później pracował w kilku podstawówkach w Krakowie. Uczył fizyki, matematyki, historii.

W 1971 zaczął pracować w Zakładzie Nauk Politycznych, potem Społecznych, Akademii Medycznej. Studenci kochali go, bo wszyscy, niezależnie od posiadanej wiedzy, zdawali na piątkę.

Po powstaniu NZS-u, na którego czele w Akademii Medycznej stanął Bogdan Klich, władze uczelni zorganizowały zebranie, podczas którego apelowały do członków NZS-u "o niewciąganie młodzieży akademickiej do polityki". Ryszard Bocian poprosił o głos, ale nie po to, aby przyłączyć się do zatroskanego o młodzież chóru, lecz by zaproponować przewodniczącemu Klichowi lokal w siedzibie Zakładu Nauk Politycznych. - Oczywiście nie uzgadniałem tego z kierownikiem, on by mi za to zmył głowę. Zrobiłem to sam od siebie, bo nigdy nie bałem się żadnych kierowników. Mówiłem i robiłem, co chciałem - wspomina.

Został wyrzucony z Akademii Medycznej za organizację strajku po 13 grudnia 1981 roku. Wcześniej rektor próbował ukryć Bociana w bibliotece. Pracował tam krótko. W październiku 1982 został internowany. W KPN-ie był wówczas zastępcą szefa krakowskiego okręgu - do spraw politycznych i poligrafii.

Nie pamięta, ile razy w stanie wojennym przychodziła po niego milicja. Jego koledzy z opozycji twierdzą, że pod tym względem Bocian należał do krajowych rekordzistów.

- Ktoś obliczył, że chyba ponad 50 razy był zatrzymywany. Zabierali go nieraz w pantoflach i w nocnym stroju - wspomina Kazimierz Barczyk, również były opozycjonista.

Przez wiele lat Bocian i jego żona porozumiewali się w domu... korespondencyjnie. - Telefon założyła mi milicja. W 1986 r. ogłoszono w gazetach, że Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych postanowił oddać kilkadziesiąt numerów dla najdłużej oczekujących obywateli. I dzięki temu ja, a także Stanisław Handzlik, dostaliśmy telefony. Swój obwiązałem dwoma poduszkami i zabroniłem domownikom z niego korzystać.

W KPN-ie Moczulskiego nie czuł się zbyt dobrze. Liderowi swojej partii zarzucał autorytaryzm, i wprowadzenie systemu wodzowskiego. W pewnym momencie miał dość nie tylko Moczulskiego, również użerania się z nabuzowanymi smarkaczami. Wymienia dwa, znane w drugiej połowie lat 80. nazwiska młodych działaczy KPN-u z Warszawy i Katowic. M.in. z ich powodu zrezygnował ze wszystkich funkcji, jakie pełnił w tej partii. - Dzięki temu uzyskałem tzw. luz i w 1988 roku byłem na strajku w kopalni "Manifest Lipcowy", a tych smarkaczy górnicy nie wpuścili - mówi.

Pozostawał wtedy bez stałej pracy. Miał żonę i trójkę dzieci. Mimo to, wspominając ten okres, często się uśmiecha. - Z czego żyliśmy? Miałem świetną fuchę. Zamiatałem ulice. To znaczy byłem dozorcą. Miałem pod opieką 12 kamienic na Kazimierzu. Wtedy naprawdę dobrze zarabiałem. Musiałem co prawda wstawać o północy, ale na ósmą rano wszystko było posprzątane. Nie była to praca lekka, łatwa i przyjemna. Klatki w kamienicach na Kazimierzu różnie wyglądały. Tu ktoś załatwił swoją potrzebę, tam nabrudziły koty, gołębie, gdzie indziej pijak. Dla mnie była jednak to wymarzona robota, bo jak już wszystko posprzątałem, miałem cały dzień wolny, mogłem iść na demonstrację.

Przyznaje, że przed czerwcowymi wyborami w 1989 roku częściej niż w domu, bywał na ulicy. - Oblepiliśmy plakatami wyborczymi naszych kandydatów całe miasto. Pod pomnikiem Mickiewicza robiłem nieustający wiec. Niemal non stop, przez dwa miesiące. Tylko w niedziele była przerwa.

Jego wiecowanie na niewiele się zdało. Startujący w Krakowie lider KPN-u, Leszek Moczulski, nie dostał się do Sejmu. Mandat zdobył natomiast członek tej partii z Tarnowa, ale tylko dlatego, że był na liście Komitetu Obywatelskiego.

W KPN Bocian był szefem wydziału organizacyjnego. - Po jakimś czasie do mnie dotarło, że odpowiadam za bezpieczeństwo naszych członków. Ponieważ miałem dobrą pamięć, zacząłem rozpracowywać ubeków.

Wymienia kilka nazwisk, po chwili następne. Dziwi się, że ja się dziwię, iż mieli w swoim gronie tak liczną grupę agentów. - KPN był znaczącą i niebezpieczną dla komunistów organizacją. Dlatego miała więcej agentów, niż inne partie - wyjaśnia.

W 1990 roku, w pierwszych po 50-letniej przerwie wolnych wyborach samorządowych, Ryszard Bocian zostaje radnym miasta Krakowa. Kazimierz Barczyk, wybrany wówczas na przewodniczącego rady, proponuje jego kandydaturę na wiceprzewodniczącego. W ówczesnej Radzie Miasta było 73 radnych z ramienia Komitetu Obywatelskiego i dwóch z KPN-u - Ryszard Bocian i Grzegorz Hajdarowicz.

Kazimierz Barczyk: - Zawsze myślę o nim z sympatią. To barwna postać. Kresowiak, piłsudczyk, wiele przeżył w opozycji. Był bodaj najczęściej aresztowanym działaczem niepodległościowego podziemia. To człowiek niezłomny w swoich poglądach, zachowujący na co dzień wojskowy dryl, który cechował członków KPN-u, ale o bardzo dużej wrażliwości. Miał wielu wrogów, również w swojej partii, bo bardzo aktywnie zajął się tropieniem agentów. Spotkaliśmy się niedawno, podczas otwarcia w Muzeum AK wystawy poświęconej KPN-owi. Przypomniałem mu, jak raz, gdy zapytałem go, jak mu idzie z tymi agentami, odpowiedział, że wszędzie ich widzi, nawet gdy pochyla się nad talerzem zupy. Powiedziałem wtedy żartobliwie, że w zupie, to chyba raczej pływają skwarki, nie agenci, a on na to: "Nawet skwarki mogą być ubeckie".

Ryszard Bocian był radnym przez dwie kadencje, do 1998 roku podczas każdej sesji było o nim głośno.

- Starałem się dobrze wykonywać swoje obowiązki. Na kresach mówiło się, że chłop musi być mowny, a kot łowny - uśmiecha się Bocian. Został przewodniczącym Komisji Praworządności i Porządku Publicznego. Wystąpił wówczas z wnioskiem o podjęcie uchwały o rozwiązaniu wszystkich służb rodem z PRL-u i stworzenie ich od nowa.

W Radzie Miasta nie miał łatwego życia. - Dokuczali mi byli komuniści. Mówili "towarzyszu Bocian". Wiedzieli, że to doprowadza mnie do irytacji. Jak podczas sesji zgłaszałem wniosek, żeby otworzyć okno, oni występowali z kontrwnioskiem - "zamknąć okno". Przez pewien czas byłem zastępcą przewodniczącego Barczyka, ale zrezygnowałem z tej funkcji, bo nie lubię chodzić po knajpach, a do moich obowiązków należało m.in. podejmowanie gości, którzy przyjeżdżali do Krakowa na zaproszenie magistratu.

- Często mu dokuczano - przyznaje Jerzy Lackowski, były wieloletni kurator oświaty, także radny pierwszej kadencji. - Robiły to szczególnie osoby, które w przeszłości korzystały z profitów będąc w PZPR. Raz nie wytrzymałem i powiedziałem, że są ludzie, którzy nawet, jeśli mieli coś na sumieniu, to próbowali to odkupić swoją działalnością opozycyjną, i Ryszard Bocian na pewno do takich należy - wspomina.

Będąc radnym, Ryszard Bocian stracił pracę. Zlikwidowano Instytut Nauk Społecznych AM, w którym pracował. Z diety radnego trudno było wyżyć pięciu osobom. Wtedy pomógł mu Jerzy Lackowski, proponując pracę w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym. Przez 13 lat organizował olimpiadę wiedzy o Polsce i świecie współczesnym.

W 2000 roku skończyły się pieniądze, przekazywane przez jedną z zagranicznych fundacji, z których opłacano m.in. Bociana. Pewnie znów zostałby bez pracy, gdyby nie dyskretna pomoc Kazimierza Barczyka, który zaprotegował go na stanowisko rzecznika praw konsumenta. Na tym stanowisku pracował sześć lat.

Miło wspomina ten okres, chociaż miał sporo pracy. - Wydaje mi się, że pomogłem wielu ludziom.

W tamtych czasach rzecznik mógł występować w sądzie jako reprezentant pokrzywdzonych. Dla biedniejszych była to jedyna możliwość dochodzenia swoich praw.

Obecnie jest na emeryturze, przyzwoitej, jak twierdzi, żona też. Trójka dzieci co prawda gospodaruje już na swoim, ale dobrze wiedzie się tylko córce, która studiowała prawo w Heidelbergu. - Synowie mają się gorzej. Młodszy, po prawie na UJ, nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie. Gdy się przedstawiał przyszłemu pracodawcy zwykle pytano go, czy jest synem "tego Bociana z KPN" - mówi.

Ma wiele pracy, czuje się zobowiązany pomagać kolegom z opozycji. Załatwia renty, zasiłki, a od niedawna - kompletuje dokumentację wniosków o pieniężne zadośćuczynienia, należne osobom prześladowanym przez reżim komunistyczny.

Ostatnio jego nazwisko znów trafiło na czołówki gazet, i to ogólnopolskich. Bocian publicznie zaprotestował przeciwko decyzji sejmowej komisji śledczej ds. nacisków o powołaniu na eksperta płk. Jerzego Stachowicza. - Ten pan 9 marca 1985 r. kierował grupą przeprowadzającą rewizję w moim domu. Wygrażał siostrze, że ją aresztuje, bo twierdził, że chciała go kopnąć. Tymczasem siostra siedziała na parapecie i machała nogami - wspomina.

Gdzie można dziś spotkać Ryszarda Bociana? Na pewno w archiwum krakowskiego oddziału IPN. Kompletuje dokumenty związane z KPN-em i będzie miał co robić jeszcze przez wiele lat. Esbeckie akta tylko na jego temat mają tysiąc stron! Twierdzi, że obserwacja krakowskich działaczy KPN trwała prawie do dnia rozwiązania SB w maju 1990 r., czyli jeszcze wtedy, gdy premierem był Tadeusz Mazowiecki.

Grażyna Starzak
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum