Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dlaczego klaskali Olszewskiemu?
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> JUBILEUSZ 30-LECIA KPN
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Czw Paź 29, 2009 9:26 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie zgadzam się z początkowym fragmentem punktu 5.

Cytat:
5. Wojna lustracyjna, w trakcie której zarzucono agenturalność Leszkowi Moczulskiemu nie miała, moim zdaniem, dla KPN zbyt wielkiego znaczenia.


Była już o tym mowa wyżej. Moją diagnozę potwierdziła w jakiś sposób wypowiedź oponenta Marka Albiniaka (którego listu nie zamieszczam na POLONUSie, gdyż zażądał on /oponent Marka/ zapłaty za taką możliwość Smile ). W Krakowie wielokrotnie spotkałem się z zarzutami, że KPN była inspirowana przez SB a nawet, że była narzędziem w reku SB. Absurdalność tych twierdzeń nie dociera do ludzi, którzy je głoszą i którzy jak mantra powtarzają dla uzasadnienia swej tezy zarzuty dotyczące agenturalności Leszka Moczulskiego oraz sceny z filmu "Nocna zmiana". Stworzyło to wielką presję, która zupełnie sparaliżowała KPN w dużej części środowisk prawicowych, niepodległościowych i antykomunistycznych, zwłaszcza wywodzących się z obozu ugody (wcześniejsi zwolennicy KOR lub Okrągłego Stołu).

Natomiast pełna zgoda, co do końcowego fragmentu punktu 5.

Cytat:
w mojej opinii, dziś nadal nie sposób przesądzić o prawdziwości zarzutów o agenturalność wobec Leszka Moczulskiego, chyba, żeby kierować się zasadą biblijną "po owocach czynów ich poznacie" - wtedy sprawa będzie jasna.


Niestety umiejętność wyciągania logicznych wniosków opartych na ocenie konsekwencji działania polityków nie jest dana zbyt wielu ludziom. Każdy, kto choć przez chwilę zastanowi się nad skutkami działań LM dla obalenia komuny, ten nie może mieć wątpliwości, że LM żadnym agentem nie był.

Punkt 6. analizy Marka Albiniaka zasługuje na szczególne podkreślenie.

Cytat:
6.Uważam, że potrzeba jest rzetelnych badań nad historią środowiska niepodległościowego w okresie PRL i pierwszej dekady III RP. Jest bardzo smutnym, że tak ważne środowisko jest cały czas tak mało znane i słabo osadzone w sferze nauczania,


Pełna zgoda! Widać to szczególnie, gdy idzie o badania instytucji publicznych powołanych do dokumentowania najnowszej historii. Mam na myśli przede wszystkim IPN (choć, jak się zdaje, Jubileusz może przynieść pewien przełom w tej dziedzinie) oraz ośrodki akademickie. Przede wszystkim nie są dostępne w postaci książkowej podstawowe źródła dot. KPN - wybór dokumentów programowych Konfederacji oraz Leszka Moczulskiego, dokumentacja z obu procesów itd. Bez tego trudno sobie wyobrazić, aby jakikolwiek student zechciał napisać pracę magisterską lub licencjacką na temat KPN lub uwzględniająca stanowisko KPN. Staram się to zmienić zamieszczając na POLONUSie mnóstwo materiałów dot. Konfederacji (wśród wielu osób, które mi w tym pomogły należy przede wszystkim wymienić materiały, które otrzymałem od Krzysztofa Króla). Uważam, że ten wysiłek należy kontynuować i zamieszczać w Internecie jak najwięcej materiałów źródłowych dot. KPN (także zdjęcia i filmy oraz dokumenty IPN). Może ktoś kiedyś zechce to wydać w postaci książkowej, ale dla celów badań naukowych wersja elektroniczna zupełnie wystarcza.

Sprawą dużej wagi jest archiwizowanie bibuły KPN (uważam, że każdy KPN-owiec, który przekazał bibułę instytucji publicznej powinien teraz wystąpić o jej zeskanowanie a następnie umieścić te skany w Internecie). KPN-owska bibuła to bardzo cenne i wiarygodne źródło informacji na temat działań Konfederacji w latach 1979-1989. Trzeba robic wszystko, aby te materiały były jawne.

Za najważniejsze uważam jednak pisanie i publikowanie wspomnień. Bibuła (jeżeli nie wyblaknie) - zostanie, materiały SB tez nie powinny zniknąć (choć - być może - dostęp do nich zostanie ograniczony). Natomiast wspomnienia Konfederatów będą się coraz bardziej zacierać, a sami KPN-owcy nie są wieczni. Wraz z ich śmiercią utracimy jako wspólnota bezcenne źródło wiedzy o tym, jak to NAPRAWDĘ było z ta walka o niepodległość w ostatniej dekadzie PRL.

Cytat:
brak instytucjonalnego, majętnego depozytariusza historii środowiska niepodległościowego, podmiotu, którego celem (lub jednym z głównych celów) statutowych byłoby badanie i upowszechnianie historii środowiska niepodległościowego.


Brak majętnego depozytariusza jest poważnym problemem, ale dzięki Internetowi można te dolegliwość załagodzić. Dla naszej bierności w dziedzinie dokumentowania działań środowiska niepodległościowego nie ma żadnego wytłumaczenia, poza naszym lenistwem czy brakiem czasu...

Cytat:
Jeżeli uporczywie trzymam się tego pojęcia "środowisko niepodległościowe", a nie koncentruję się na KPN, to jest to zabieg świadomy. Wydaje mi się bowiem, że uporządkowując sprawy historii należy podkreślać podmiotowość ludzi tworzących środowisko będące nosicielem programu niepodległościowego oraz instrumentalność poszczególnych, nawet najbardziej użytecznych, w określonych realiach, narzędzi.


Pełna zgoda, że w badaniach historycznych dot. środowiska niepodległościowego nie można ograniczać się tylko do KPN. Z drugiej jednak strony środowisko KPN powinno się skupić przede wszystkim na udokumentowaniu i zabezpieczeniu dla przyszłych pokoleń pamięci na swój temat. Można się spodziewać, że podobnie postąpią inne środowiska kombatanckie - w rezultacie otrzymamy pełny obraz wysiłków Polaków (w kraju i zagranicą) na rzecz odzyskania niepodległości. Działania ludzi związanych z SW, FMW czy też niektórych środowisk emigracyjnych ("Konferencja w Ramsau") dowodzą, że tak właśnie się dzieje.

Cytat:
Dbając o historię należy też wystrzegać się zbyt osobistych oraz zbyt koniunkturalnych, czy też aktualnych odniesień. Zaciemnia to obraz historyczny i znacznie utrudnia formułowanie rzetelnych, poprawnych naukowo, wniosków. Warto się nad tym trochę zastanowić - zwłaszcza w kontekście kształtowania (wychowywania) przyszłych pokoleń!


Przede wszystkim jednak każde środowisko powinno skupiać się na dokumentowaniu własnych działań a nie na deprecjonowaniu działań innych. Dokonania własnego środowiska należy przedstawiać rzetelnie bez próby "koloryzowania". I należy jak ognia wystrzegać się polityków, którzy dla doraźnych celów gotowi są instrumentalnie traktować najnowszą historię Polski. Z tych względów uważam, że osoby, które są związane z bieżącą polityką, a w szczególności należą do PiS lub PO nie powinny bezpośrednio zajmować się żadną działalnością kombatancką. Zaś środowiska kombatanckie powinny stosować zasadę Piłsudskiego, na której oparł on politykę zagraniczna Polski w latach 30. i być równie daleko od Moskwy i Berlina (czyli od PiS i od PO).

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek Albiniak



Dołączył: 02 Lis 2009
Posty: 3

PostWysłany: Pon Lis 02, 2009 3:05 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Panie Mirku!

Bardzo dziękuję za odniesienie się do moich uwag zawartych we wcześniejszym liście i za Pana ciekawy komentarz na POLONUSIE. Przyznaję, że sformułowanie „sprzeczności ideologiczne i programowe” może się wydać nieco kontrowersyjne, a przynajmniej nieco przejaskrawione. Rzeczywiście, jak Pan trafnie zauważa, w połowie 90. Leszka Moczulskiego i Adama Słomkę mogły dzielić doświadczenie, temperament, ambicje, ale nie „ideologia i program”. Podobnie – późniejsze wybory większości członków, czy sympatyków KPN z lat 80/90 wydają się być na ogół zbieżne i konsekwentne. Jest tak, gdy pod pojęciem „ideologia” widzimy „niepodległość”, a za „program” mamy „drogę do tejże”. Ja mówiąc o ideologii miałem raczej na myśli pewien zbiór zasad, ocen i przekonań odnośnie spraw publicznych w rozbiciu na poszczególne zagadnienia społeczne, polityczne, gospodarcze, ustrojowe, etc., natomiast programem nazwałbym dokument formułujący cele i sposoby ich osiągania. W latach 90. już nie kwestia niepodległości i dążenie do niej była czynnikiem łączącym (lub dzielącym) dla poszczególnych formacji politycznych. Czynnikiem tym były natomiast odniesienia do konkretnych spraw i problemów, zarówno tych rzeczywistych, rodzących się naturalnie (model ustrojowy – prezydencki, czy gabinetowy; zabezpieczenia socjalne – skala i system pomocy publicznej dla rodzin i jednostek w sytuacji braku pracy lub zubożenia; polityka fiskalna – twardy monetaryzm, czy uwolniona inflacja, a może coś pośredniego; udział Polski w międzynarodowych systemach bezpieczeństwa – orientacja wschodnia, zachodnia, regionalna, czy może neutralność; obecność państwa w obrocie gospodarczym – w jakim charakterze, wyłącznie regulatora, czy może też jakiegoś uczestnika; prywatyzacja – jak głęboka i z czyim udziałem – obywateli polskich, czy przypadkowego kapitału spekulacyjnego; etc.), jak i trochę abstrakcyjnych, celowo wyolbrzymionych dla budzenia niezdrowych emocji społecznych (konkordat – potrzebna umowa międzynarodowa zawierana w interesie większości Polaków, żyjących w wierze i obyczajowości chrześcijańskiej, czy fanaberia watykańskich sługusów; czy problematyka aborcyjna – chronić życie od najwcześniejszego momentu, czy dać przywilej kobietom do decydowania o życiu swoich dzieci). To wszystko i bardzo wiele innych dylematów to nie zamknięty zbiór alternatyw, ale niewielka garstka przykładów wymagających rozstrzygnięć ideologicznych i programowych.

W środowisku niepodległościowym funkcjonowali różni ludzie, o różnych przekonaniach. Późniejszy widowiskowy spór między Leszkiem Moczulskim a Adamem Słomką nie miał na to żadnego wpływu. Po prostu środowisko niepodległościowe 80/90 było wielonurtowe. Do niepodległości dążyli liberałowie i konserwatyści, osoby o podwyższonej wrażliwości społeczne i zupełnie społecznie obojętni, etatyści, pragnący znacznego udziału państwa w sprawach publicznych i wolnościowcy domagający się ograniczenia tego udziału, przedstawiciele środowisk wielkomiejskiej inteligencji i robotnicy z małych ośrodków. Krótko mówiąc – środowisko było bardzo zróżnicowane, a program jeden, wspólny, będący nie tyle pewną wypadkową poglądów, kompromisem, ale raczej wytyczną dla działaczy partyjnych sformułowaną przez pracujący pod wpływem osobistego autorytetu Leszka Moczulskiego zespół ekspertów, zresztą w znacznej mierze naprawdę wysokiej klasy fachowców w swoich dziedzinach, posiadających dorobek, stopnie i tytuły naukowe. Stanowiło to zarzewie sprzeczności, o których wspominałem, a które nawarstwiały się, potęgowały i, w mojej ocenie, stanowiły podstawową przyczynę późniejszego rozkładu.

Oczywiście, jak Pan zauważa, przyczyn rozkładu było znacznie więcej. W mojej ocenie ten rozkład był procesem, u którego fundamentów legły wskazane wyżej przesłanki, a który stymulowany był pasmem różnego rodzaju błędnych decyzji, niesprzyjających okoliczności i negatywnych zdarzeń, których nie można było wcześniej przewidzieć. Pozwolę sobie wskazać kilka z nich.

Wydaje mi się, że dość jasno dostrzegał powyżej wskazane sprzeczności Leszek Moczulski, który wymógł utrzymanie po 1990 r. stanu funkcjonowania struktur przewidzianego w Statucie dla warunków nadzwyczajnych (ograniczenie możliwości wyboru władz struktur terenowych, jednoosobowe kierownictwo na wszystkich szczeblach, etc.). Wbrew niektórym opiniom nie uważam tego za przejaw skłonności autorytarnych Leszka Moczulskiego, a raczej – niepowszedniej przenikliwości. Leszek Moczulski, jak sądzę, z tych sprzeczności zdawał sobie sprawę (szczególnie w czasie masowego napływu członków i sympatyków, chętnie angażujących się w dość radykalne działania bezpośrednie wobec obiektów należących do aparatu PZPR i jednostek Armii Sowieckiej, gdy proporcje nowych, przypadkowych działaczy do niewielkiej stosunkowo sprawdzonej kadry rodziły obawy o utrzymanie kontroli nad kierunkami działania KPN), zdawał sobie sprawę z ich dynamiki i rozwoju sytuacji i podjął decyzje takie, jakie jego zdaniem pozwalały to niebezpieczeństwo odsunąć: utrzymać zwartość i jedność KPN wzmacniając kontrolę nad strukturami, starając się jednocześnie uciekać do przodu, wskazując rzeczywiste różnice pomiędzy KPN a innymi stronnictwami (integrująca zwolenników taktyka „oblężenia”).

Co więcej, należy podkreślić, że do podjęcia takich decyzji skłaniało Leszka Moczulskiego dotychczasowe doświadczenie, nabyte przecież nie w meandrach sporów parlamentarnych, ale w bardzo realnej walce o niepodzielne dobro – niepodległość (ten paradygmat walki o dobro niepodzielne, nieuznający żadnych kompromisów, zdaje się później niejednokrotnie rzutować negatywnie na przebieg i rezultat sporów o różne sprawy drobniejszej wagi).

Moim zdaniem, decyzje te, korzystne doraźnie, były fatalne w skutkach długofalowych. Nie można zapominać, że utrzymujący się stan nadzwyczajny doprowadził do odejścia (dobrowolnego lub decyzją kierownictwa) znacznej grupy działaczy nie tylko KPN, ale również organizacji sprzymierzonych (np. ZS Strzelec). Osoby te znalazły się później w innych stronnictwach, zasilając ich struktury i wnosząc swoje doświadczenie, lub całkowicie wyłączyły się z aktywnej działalności. Drugą poważną konsekwencją było bardzo niekorzystne ograniczenie wewnętrznej dyskusji programowej – słowo wypowiedziane przez Leszka Moczulskiego (co niekoniecznie było w pełni zgodne z jego intencjami) stawało się wewnętrznym prawem. Mówiąc żartem, Leszek Moczulski locuta causa finita. Trzecią, stworzenie nieformalnej grupy decyzyjnej wokół Leszka Moczulskiego (częściowo pokrywającej się pod względem składu osobowego ze Stałą Komisją Rady Politycznej KPN) zwaną potocznie „dworem”, uprzywilejowanej wobec „terenu” (czyli struktur terenowych i ich kierownictw). KPN znalazła się w swoistym „lejku” – trwała dzięki poparciu społecznemu (pamiętam jakiś sondaż z maja 1992 dający 20% poparcia i to sondaż poważny, chyba OBOP, a nie realizowany własną ankietą przez sympatyków) i Klubowi Parlamentarnemu, jednocześnie jednak w oczywisty sposób znacznie ograniczyła możliwości polityczne KPN, sprowadzając ją do roli swoistego aparatu wykonawczego Leszka Moczulskiego. Prowadziło to do eskalacji napięć – a w efekcie do konfliktów wewnętrznych w sytuacji porażki. Warto podkreślić też jedną sprawę – wprowadzenie modelu zarządzania partią, w której „wszyscy grają na przywódcę”, „przywódca i długo, długo nic” generowało też niewspółmierne oczekiwania struktur wobec Leszka Moczulskiego. Oczekiwania ciągłych zwycięstw. Nierealne oczekiwania. Ale alternatywą było zakwestionowanie przywództwa – i na tym, moim zdaniem, polegał „lejek”.

Zjawiska, o których wspomniałem wyżej, ujawniły się w rzeczywistości w sposób brutalny, w konfrontacji KPN z innymi strukturami politycznymi, bardziej spluralizowanymi, posługującymi się innym paradygmatem działania. Ustawienie się „jeden przeciw wszystkim” miało sens i budziło uznanie społeczne w kwestii niepodległości, natomiast w sprawach uznawanych społecznie za mniejszej wagi lub wręcz za ambicjonalne, wywoływało raczej niechęć i niezrozumienie wśród wyborców.

Punktem zwrotnym, który w mojej ocenie po raz pierwszy wytrącił z rąk KPN inicjatywę strategiczną (kampania 1991 w dużej mierze przebiegała według scenariusza przygotowanego przez KPN – zakończenie okresu przejściowego, poprawa warunków życia, utrwalenie niepodległości, dekomunizacja) były negocjacje w sprawie utworzenia rządu w XII 1991. Okazało się, że najsilniejsza formacja dążąca do zmian nie bierze udziału we władzy wykonawczej, chociaż wspiera rząd. W moim przekonaniu błąd ten wynikał z przyjętego modelu decyzyjnego – Leszek Moczulski nie pozostawił sobie pola manewru angażując w negocjacje osobisty autorytet, a jednocześnie przystając na półśrodki (KPN ani w rządzie, ani w opozycji). Oczywiście, można mieć pretensje do Olszewskiego i jego kunktatorstwa, chwiejności. Trzeba jednak pamiętać, że dla Leszka Moczulskiego nie były to cechy nieznane, a Olszewski nie był człowiekiem znikąd. Leszek Moczulski wiedział z kim ma do czynienia i nie miał politycznego przymusu popierania tego rządu w tym momencie. Moim zdaniem, można było poczekać, skład sejmu był dość korzystny, potrzeba było trochę cierpliwości, aby skłonić partnerów do większego szacunku wzajemnego, uporządkowanej, celowej pracy i osiągnięcia konsensusu programowego (oczywiście nie wszystko można by zapewne w ramach tego konsensusu uzyskać). Decyzja Leszka Moczulskiego ustawiała KPN zarówno przeciwko rządowi (co stało się faktem w marcu 1992, po odrzuceniu pakietu restytucyjnego i pakietu propozycji gospodarczych), jak i przeciwko opozycji (z przyczyn zasadniczych).

Co do zaangażowania w głosowanie przeciwko rządowi Olszewskiego, to była to już tylko konsekwencja wcześniejszego posunięcia oraz uprzedmiotowienia KPN w ramach gry prowadzonej, z jednej strony, przez ośrodek belwederski wspierany przez środowisko michnikowszczyzny, zaś z drugiej przez stronników i protektorów politycznych Olszewskiego ze środowiska postsolidarnościowego, świadomych nieuchronnej porażki taktycznej i rozgrywających pracowicie i dość perfidnie wariant „twórczej klęski” i gry na emocjach społecznych.

Odnośnie znaczenia oskarżeń wobec Leszka Moczulskiego o agenturalność, to jak wspomniałem we wcześniejszej korespondencji, w moim przekonaniu (potwierdza to spostrzeżenie Piotra Plebanka opublikowane na POLONUSIE), nie miało ono większego znaczenia. Odpływ działaczy bezpośrednio po 4 VI 1992 był niewielki, odeszło kilka osób z Klubu Parlamentarnego, może paręset w terenie. Większy odpływ, według mojej orientacji, nastąpił w kolejnym roku, po wyborach 1993 r., kiedy chyba po raz ostatni KPN próbowała przejąć inicjatywę strategiczną, prowadząc kampanię pod hasłami trzeciej drogi – przeciwko powrotowi do władzy środowisk postkomunistycznych oraz przeciwko nieuwzględniającym problemów społecznych reformom ekip postsolidarnościowych.

Jeszcze kilka słów odnośnie Adama Słomki i jego działań w 1996 r. Pozwolę sobie nie zgodzić się z Pańską opinią na temat Adama Słomki i jego udziału w rozszarpywaniu masy upadłościowej Wink po KPN w 1996 r. Pozycja Adama Słomki w KPN nie była tak silna, aby mógł on sam z siebie odegrać rolę demiurga przewrotu przeciwko Leszkowi Moczulskiemu. Adam Słomka był co prawda jednym z czołowych przywódców KPN, ale „długo, długo” po Leszku Moczulskim (taki model przywództwa funkcjonował). Pełnił funkcję wiceprzewodniczącego, zajmował się funkcjonowaniem struktur (wizerunkiem zewnętrznym zajmował się wiceprzewodniczący Krzysztof Król), co w praktyce oznaczało branie na siebie części odium wobec nich za decyzje personalne Leszka Moczulskiego, również za te o odwołaniach i wyrzuceniach. Jednocześnie Adam Słomka nie kształtował poza V Obszarem polityki kadrowej – na tę, według moich obserwacji, miał zasadniczy wpływ Leszek Moczulski, a pośrednio tzw. „dwór”. Nie była to zatem wymarzona pozycja do przejmowania władzy.

Pamiętam też atmosferę wśród Kolegów z KPN i z organizacji sprzymierzonych, które kontestowały nie tyle przywództwo Leszka Moczulskiego, ile poszczególne podejmowane przezeń decyzje oraz model funkcjonowania KPN – Adam Słomka był oceniany jako „egzekutor”, „pretorianin” Leszka Moczulskiego i chyba nie był wtenczas zbyt „lubiany” w tzw. „terenie”.

Warto zauważyć, kim byli ci „kontestatorzy” – pokoleniowo byli to przede wszystkim ludzie dość młodzi, którzy do KPN przyszli w latach 80. i 90. (nie było raczej weteranów z 70.). Zaangażowanie w KPN oznaczało z reguły świadome wejście w konflikt z lokalnym establishmentem, zamknięcie różnych atrakcyjnych ścieżek kariery. Osoby te, często o dużym potencjale, rezygnując z tych możliwości, oczekiwały spełnienia na innym polu – w sprawach publicznych, przez uzyskanie wpływu na kształt tych spraw, na rzeczywistość (w tym sensie podzielam Pański pogląd o znaczeniu czynnika ambicjonalnego). KPN w formule początku lat 90. takich możliwości nie dawała, natomiast przyjęty model wewnętrzny uniemożliwiał ewolucję. Dlatego ta stosunkowo liczna, dynamiczna grupa stanęła przed dylematem – co robić: opuścić, czy zmienić model funkcjonowania KPN. Wiele osób odeszło, szczególnie poza Okręgiem Warszawskim, wiele innych, zwłaszcza tych silnie identyfikowanych z KPN w środowisku lokalnym nie chciało oddać tego, co przez lata współtworzyli i skłaniało się do walki. Było to zjawisko dostrzegalne dla osób z „terenu” i utrzymujących stałe, towarzyskie kontakty z „terenem” i organizacjami sprzymierzonymi. Mniej było dostrzegane przez „dwór”, gdzie zresztą było interpretowane oficjalnie jako przejaw wypalenia lub jakiejś (motywowanej złą wolą lub ignorancją) wrogości wobec Leszka Moczulskiego.

Z tym zjawiskiem do pewnego momentu walczył Adam Słomka z ramienia Leszka Moczulskiego. Wydaje mi się, że zupełnym przypadkiem znalazł się na czele grupy reformatorskiej (kontestującej) – wynikało to z dwóch przesłanek – grupa ta nie miała jednego, wyraźnego lidera, a kilkunastu silnych działaczy lokalnych, więc przeciągnięcie jednego z przywódców na swoją stronę miało duże znaczenie – koncentrowało wysiłek wokół jednego chorążego procesu reform. Z drugiej strony Adam Słomka, widząc w pewnym stopniu konieczność przebudowy modelu funkcjonowania KPN i oceniając dość realistycznie skalę i zasięg osobowy niezadowolenia w szeregach KPN, mógł uznać, że jego osoba jako przywódcy grupy reformatorskiej, akceptowalna dla obu stron, pozwoli zachować zwartość KPN i zatrzyma odpływ działaczy. Intencja Adama Słomki, jak ją oceniam, okazała się chybiona – emocje wzięły górę. Spór doprowadził niektórych zwolenników stron do zachowań nieracjonalnych, w imieniu Leszka Moczulskiego (na skserowanym druku) masowo wydawano decyzje o usunięciu z szeregów, zapadały w różnych gremiach uchwały w wzajemnym wyrzucaniu, plus absurdalne spory prawne i szarpaniny w miejscach publicznych.

Z Adamem Słomką rozmawiałem od tego czasu kilkakrotnie i niejednokrotnie słuchałem jego wystąpień. Zawsze odnosił się on do osoby Leszka Moczulskiego z szacunkiem, ale też z jakimś żalem, poczuciem pewnego zawodu, jak to odbierałem. Zdecydowanie wskazywał, że nie zna żadnych dowodów agenturalnej przeszłości Leszka Moczulskiego – to zresztą była dość powszechna ocena po stronie „puczystów”. Wiele niechęci okazywano natomiast co poniektórym przedstawicielom tzw. „dworu”, obarczając ich bezpośrednią odpowiedzialnością za doprowadzenie do konfliktu. Również dlatego sądzę, że wojna lustracyjna nie miała dla KPN zbyt wielkiego znaczenia.

Zaznaczam, że powyższe spostrzeżenia opieram na osobistych obserwacjach i rozmowach, których świadkiem/uczestnikiem byłem w tamtym okresie, mogą więc być obarczone subiektywizmem.

Serdecznie pozdrawiam - Marek Albiniak


Ostatnio zmieniony przez Marek Albiniak dnia Wto Lis 03, 2009 1:32 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ryszard Bocian



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 200

PostWysłany: Wto Lis 03, 2009 10:19 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W b. interesującej ostatniej wypowiedzi M. Albiniaka (szczególnie dla mnie - nie znam prawie zupełnie historii KPN po 1990 r.) autor zastępuje inicjałami nazwiska Moczulskiego, Słomki i Króla . Mnie to utrudniło zrazumienie tekstu. Za pierwszym czytaniem np. w ogóle nie zrozumiałem zdania, w którym występuje "KK".

Od tego jest redaktor żeby takie dziwactwa autorów usuwał. Czytelnik nie ma rozwiązywać rebusów - od tego są specjalne czasopisma dla amatorów takich rozrywek.

Mirku, pozdrowienia - z wielkim szacunkiem dla Twojej gigantycznej i bezpłatnej roboty - za którą spotykasz się głownie z krytyką. Ale nie darmo powiedziane jest , że to milczenie jest złotem, a mowa - czasem (jednak nie dla Ciebie Smile - srebrem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jerzy Sychut



Dołączył: 14 Lip 2008
Posty: 35

PostWysłany: Wto Lis 03, 2009 11:48 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jak się czepiać to na całego. Nie znoszę tytułowania. Skoro zamiast "pan dr. Leszek Moczulski" mamy tu "LM", to niekonsekwencją jest pisanie "pan" albo "kol". Pewnie można po imieniu albo po inicjałach gdyby nie konwenanse.

Gdy podczas strajków sierpniowych wszyscy zaczęli mówić do siebie po imieniu (bez wypijania bruderszaftu). Pomyślałem - Juruś! Doczekałeś! Wszyscy znormalnieli. Pomyliłem się. Norma szybko wróciła.

Jeszcze na temat. Zdarza mi się używać skrótów ale gdy pierwszy raz pojawią się w tekście, piszę całość lecz w nawiasie dodatkowo umieszczam skrót. Dotychczas nikt nie narzekał.

Do mnie prywatnie i służbowo należy zwracać się po imieniu. Na szacunek zasługuje się w inny sposób.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Marek Albiniak



Dołączył: 02 Lis 2009
Posty: 3

PostWysłany: Wto Lis 03, 2009 1:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ryśku i Jurku!

Kajam się za te inicjały - już je poprawiłem. Smile

Na swoje usprawiedliwienie powiem, że mam niewielkie doświedczenie na forum, natomiast koresponduję ze sporą grupą dawnych Kolegów, i jakoś tak się przyjęło, że o osobach z naszego kręgu, gdy wiadomo o kogo chodzi, pisze się używając inicjałów. Zarówno Leszek Moczulski, jak Adam Słomka, czy Krzysztof Król, są nie tylko znanymi, cenionymi osobami, ale też - postaciami historycznymi. Stąd, używanie inicjałów nie wynika, broń Boże, z braku szacunku, którym darzę całą trójkę, ale z wygody i korespondencyjnego obyczaju.

Pozdrawiam Was serdecznie - Marek Albiniak
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Piotr Plebanek



Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 180

PostWysłany: Sro Lis 04, 2009 8:54 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Marku!
Robisz ciekawe analizy...i bronisz Adama Słomki. Mówisz miedzy innymi o jego szacunku do L. Moczulskigo. Ja jednak nie zapomnę jak na zdjęciach w gazetach po zjeździe założycielskim KPN-OP w PKiN-ie w 1996 r pokazywali Adama jak pokazuje znak zwyciestwa (Nad Moczulskim?, Nad KPN-em?). Następnie pochwaliła go Trybuna...Potem te burdy, napaści na biura...
Miał prawo pójść swoją drogą, ale po co to wszystko? A był to czas kiedy dla KPN-u otwierała sie nowa szansa.Współtworzyliśmy Obóz Patriotyczny, potem powstał AWS, w ktorym mogliśmy być najsilniejszą partią...

Pozdrawiam - Piotr Plebanek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek Albiniak



Dołączył: 02 Lis 2009
Posty: 3

PostWysłany: Sro Lis 04, 2009 10:22 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mylisz się, Piotrze, sądząc, że "bronię" Adama Słomkę. Nikogo tutaj nie bronię, ani nie atakuję, ani Adama Słomki, ani Leszka Moczulskiego, ani kogokolwiek innego. Adama Słomki nie "bronię", bo on sam się doskonale broni własnym zaangażowaniem i działalnością w czasach trudnych i w tych pozornie łatwych. Po prostu trochę się interesuję historią środowiska, wymieniam uwagi, spostrzeżenia. I oceny, opinie. Staram się czasem formułować wnioski – pewnie z różnym skutkiem, czasem mogą Ci się wydawać trafne, a czasem nie. Chciałbym właśnie w tych kategoriach rozmawiać – nie ataku, czy obrony poszczególnych postaci, ale oceny ich działań, decyzji, posunięć w perspektywie historycznej.

Jesteś historykiem, ale też działaczem politycznym. Znasz dobrze mechanizmy, realia politycznych gier i sporów, i z własnej perspektywy i z kart historii. Naprawdę sądzisz, że skoro Adam Słomka eksponował zadowolenie z decyzji Kongresu (nieważne, której frakcji, czy grupki postKPNowskiej), skoro Adama Słomkę pochwaliła Trybuna to ... na właśnie, co (bo nie kończysz myśli)? Gdyby na poważnie rozumować w tych kategoriach, to można by sformułować jakąś absurdalną hipotezę, że skoro Leszek Moczulski wsparł kampanię proakcesyjną prowadzoną pod auspicjami Aleksandra Kwaśniewskiego (co z entuzjazmem powitała taż sama Trybuna i Gazeta Wyborcza), to ..., a skoro Krzysztof Król ma dobre stanowisko w dużej korporacji inwestycyjnej i nieźle mu się wiedzie, to ... no właśnie, co? Nic. Ja nie widzę tu drugiego, piątego, dziesiątego dna. Żadnego straszliwego spisku. Po prostu.

Druga część Twojej wypowiedzi zainteresowała mnie bardziej. Wspomniałeś o Obozie Patriotycznym. Czy mógłbyś rozwinąć w wolnej chwili swoją myśl?

Wiesz, moim zdaniem pomysł Obozu Patriotycznego (dalej będę pisał – OP, to takie zastrzeżenie dla "czepialskich" Wink ) był znakomity, tylko spóźniony o 3-4 lata. Był efektem kompleksowej porażki – prezydenckiej i parlamentarnej oraz obiecujących doświadczeń z kampanii samorządowej. Powstał na bazie doświadczeń z Konwentu Św. Katarzyny (doświadczeń żałosnych, ale bardzo pouczających). I tu trzy króciutkie uwagi:

1. OP miał być mobilizacją elektoratu "patriotycznego", jednak objął w zasadzie jedynie grupy, grupki i podgrupki wywodzące się z nurtu niepodległościowego. Nie udało się natomiast przyciągnąć głównego środowiska chadeckiego (PC), endeckiego (ZCHN), liberalnego (tułające się poza parlamentem KLD, właśnie orbitujące wokół ukochanego przez michnikowszczyznę środowiska UW), czy ludowego, którym przecież również trudno odmówić patriotyzmu. Prosty wyznacznik "patriotyzm", który miał pozyskiwać poparcie społeczne, ze względu na bardzo wązką bazę nie wystarczył, bo nie mógł wystarczyć, do wywołania społecznego pospolitego ruszenia na miarę tego z 89', które zdmuchnęło wszelkie kalkulacje ugodowców i kompartyjnej nomenklatury.

2. Siła KPN roku 1996 była nikła, nawet, gdy liczysz ją łącznie z sojusznikami z OP. Wątpliwe było przekroczenie progu wyborczego przez rozbicie elektoratu "antykomunistycznego" na kilka list, a nikt (spośród politycznych tuzów) nie miał dostatecznego autorytetu i siły do przymuszenia pozostałych do uległości i współpracy. Ogromnie ciążyła świadomość kolejnych porażek wyborczych, nie było narzędzi medialnych, środków finansowych, dominowało zniechęcenie i bezradność. Nie było szansy, moim zdaniem, na sukces, gdyby zaciąć się w stuporze i brnąć w ślepą uliczkę. Przede wszystkim zaś brakowało nowych, przekonujących i czytelnych dla elektoratu pomysłów programowych. Nośne społecznie sprawy były już na ogół "zagospodarowane", ZCHN miał te swoje aborcje i tańce opodal kruchty Wink , PC artykułowało sprzeciw wobec wpływów agentury i różnych koteryjek, Olszewski wokół ROP-u zbierał szable radykalnych antykomunistów i sanatorów, Lewandowski/Tusk przeciągali gorliwych wielbicieli "wolnego rynku" do UW. Jak, by się nie obrócić, plecy z tyłu Smile . Dopiero Krzaklewski, człowiek spoza politycznych sporów, zawiści, pretensji i urazów, z zapleczem organizacyjnym i finansowym, dał radę całe to towarzystwo uporządkować i poprowadzić do wyborczego zwycięstwa, a i tak niewiele z tego wynikło na dłuższą metę. Zobacz, jak musiała się przemielić scena polityczna, jakie potężne siły emocji społecznych trzeba było obudzić, aby naruszyć dominację środowisk postkomunistycznych w 2005 r.!

3. Słabość KPN w 1996 r. nie była wcale przeszkodą, aby osiągnąć organiczony sukces w ramach AWS. Mam wrażenie, że Leszek Moczulski tego nie dostrzegał (jako niepoprawny maksymalista Wink , również tutaj chciał dominować, co jednak było nierealne), natomiast kierownictwo grupy utożsamianej z Adamem Słomką, oceniając swoje szanse i możliwości bardziej realnie, uzyskało korzystną pozycję i niezły układ na listach. Można się zastanawiać, czy Adam Słomka nie popełnił w trakcie negocjacji błędu, zbytnio forsując pozycję KPN (jego części) w ramach AWS, czy to nie spłoszyło partnerów, czy nie lepiej byłoby, popierając Krzaklewskiego, konkretne sprawy personalne ustalać z nim kuluarowo – tego nie wiem, nie przyglądałem się z bliska. Jednak spójrz, Piotrze, na następującą okoliczność – AWS powstał jako autorski komitet wyborczy Krzaklewskiego (i Solidarności). To był jego sukces i, pomny doświadczeń z lat 1991-1995, nie chciał się tym sukcesem, ani władzą dzielić z kimkolwiek. Oczywiście, z partiami politycznymi Krzaklewski liczył się o tyle, że nie chciał jednolitej, zintegrowanej opozycji wobec siebie, więc starał się budować równowagę. Najsilniejszych – osłabiać, słabych – umacniać. Zobacz, co stało się z ROP. Był on silny, miał bowiem przez długi czas poparcie porównywalne lub przewyższające AWS. Na począdku 1997 AWS był szacowany na kilkanaście, do 20%, ROP – na 15%. Dlatego znalazł się poza AWS, został rozmłynkowany w kampanii, zdobywając coś ze 6 mandatów (poparcie ledwo powyżej progu). Stanowił zagrożenie dla koncepcji Krzaklewskiego i cały aparat AWS oraz sprzyjające Solidarności jednostki w mediach pracowały na osłabienie ROP, klarując wyborcom, że ROP jest dobry, ale AWS lepszy, że ROP jest świetny, ale teraz trzeba stawiać na jedność, a tę gwarantuje tylko AWS. Zobacz, Piotrze, jaką, dla odmiany, taktykę przyjęła część KPN (chyba z przydomkiem OP), która weszła do AWS – budowę spółdzielni, bloku małych partii i części działaczy Solidarności przeciwko dominacji Krzaklewskiego. Przyniosło to świetny rezultat przy konstrukcji list wyborczych – lepszy od środowiska chadeckiego, czy endeckiego. Nie sądzę, aby można było ugrać dużo więcej. A ''bycie najsilniejszą partią w AWS", jak pokazały późniejsze wydarzenia, oznaczało znalezienie się poza AWS lub znoszenie goryczy porażki zrównania z małymi kanapami. Zresztą, co rozumieć pod pojęciem "najsilniejsza"? Silniejsza od PPChD czy ChDSP? Bo wobec hegemona – Solidarności, to wszystko pył... Wink

Pozdrawiam i czekam na opinię – Marek Albiniak
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lis 05, 2009 9:06 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W sprawie będącej przedmiotem niniejszej dyskusji nadesłał także post Władysław Gauza:

Cytat:
Do P.Plebanka

Pan Piotr Plebanek w swoim poście w środę 7 października 2009, godz. 11:54, w dziale „Dlaczego klaskali Olszewskiemu?” – napisał:

Cytat:
„Inaczej wyglądała sprawa niektórych działaczy, którzy odeszli kiedyś z Frakcją Demokratyczną. Część z nich kręciła się zresztą przy Olszewskim.”


W „Kulturze” paryskiej (nr. 10/517, październik 1990 r., str. 146), w dziale „Wydarzenia miesiąca”, znajduje się następująca informacja – cytuję:

Cytat:
„Rozłam w KPN. Powstała frakcja demokratyczna KPN, której przewodniczącym został Ryszard Bocian. Frakcja ta popiera kandydaturę Lecha Wałęsy na prezydenta RP.”


Pytanie moje brzmi: Czy wspomniana przez p.Piotra Plebanka „Frakcja Demokratyczna”, to jest ta sama, o której informuje „Kultura”?

W.Gauza
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Piotr Plebanek



Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 180

PostWysłany: Czw Lis 05, 2009 11:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Marku!

1. Zwróć uwagę jak omijasz ten problem: napaść na VI Kongres, następnie na biura KPN – w Warszawie, Poznaniu, Szczecinie. Na pewno nic nie mogło bardziej nam zaszkodzić. Media mówiąc o KPN-ie mówiły tylko o tym. Ludzie nie lubią awantur. Przedtem w sondażach mieliśmy ok. 4% - po tych zdarzeniach obie nasze partie miały poparcie rzędu ułamka procent. A przy tym obiektywnie było to stoczenie się na poziom chuligaństwa, kompromitacja. I to bardzo obciąża Adama Słomkę – niezależnie od tego, jaki szacunek mamy obaj dla niego za to, co robił za komuny.
2. Oczywiście zgadzam się, że jeżeli pochwalą nas komuniści to nie musi o nas źle świadczyć. Myślę, że dużo takich przypadków można znaleźć w historii (N.p. chwalili gen. Sikorskiego przeciwstawiając go piłsudczykom, Wałęsę przeciwstawiając „ekstremie”). Ale w tym przypadku było dla mnie oczywiste, że wrogowie KPN-u, przede wszystkim postkomuniści ( także olszewicy) mieli ogromną satysfakcję!!!
Odnośnie kilku przypadków, kiedy Leszek Moczulski pokazał się gdzieś Kwaśniewskim – pamiętam, że wzbudziło to kontrowersje, a ze strony niektórych – przesadną krytykę. Było to jednak poparcie dla wejścia Polski do Unii Europejskiej (myślę, że po latach okazało się, że słuszne), a nie dla Kwaśniewskiego.
3. Pamiętam, że w AWS-ie pozycja Solidarności była druzgocąca – jednak gdybyśmy weszli do niego jako całość (i jako KPN i jako Obóz Patriotyczny) oczywiste jest, że nasza pozycja byłaby silniejsza. Zwłaszcza jak skoncentrowalibyśmy się na negocjacjach i programie, a nie wzajemnych przepychankach.

Pozdrawiam – Piotr Plebanek

P.S Lubię takie dyskusje. Ponadto myślę, że trochę zabrakło ich kilkanaście lat temu.


Ostatnio zmieniony przez Piotr Plebanek dnia Pią Lis 06, 2009 8:14 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Piotr Plebanek



Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 180

PostWysłany: Czw Lis 05, 2009 11:22 am    Temat postu: Do Pana Gauzy Odpowiedz z cytatem

Tak, chodziło mi o tę Frakcję. Pamietam że poza Ryszardem Bocianem (który był w Radzie Politycznej) ,odeszła wtedy spora grupa młodych działaczy z Warszawy, w tym ś.p. Staszek Mazurkiewicz i Wojtek Gawkowski oraz grupa z Białegostoku.

Piotr Plebanek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Czw Lis 05, 2009 2:41 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Panie Marku,

z pewnym opóźnieniem odnoszę się do Pana postu z 2.11.09 r. - przepraszam. Wbrew pozorom administrowanie POLONUSem jest bardzo absorbującym zajęciem, a gromadzenie i publikacja materiałów historycznych mają pierwszeństwo Smile

Cytat:
W latach 90. już nie kwestia niepodległości i dążenie do niej była czynnikiem łączącym (lub dzielącym) dla poszczególnych formacji politycznych. Czynnikiem tym były natomiast odniesienia do konkretnych spraw i problemów


Z wymienionych przez Pana problemów szczegółowych zgodzę się, że kwestia stosunku do gospodarki (model liberalny czy etatystyczny) rzeczywiście dzieliła Konfederatów, a przyjęta w Sejmie I Kadencji linia etatystyczna KPN powodowała krytykę i odejście niektórych działaczy.

Natomiast, gdy idzie o pozostałe wymienione przez Pana kwestie, to KPN zajmowała w nich celowo stanowisko mało wyraziste, przez co nie mogły one powodować poważniejszych pęknięć. Np w sprawie prywatyzacji w KPN dominowała przede wszystkim krytyka tego co robił Janusz Lewandowski oraz krytyka powszechnej prywatyzacji (czyli programu NFI). Nie spotkałem się z zarzutem wewnątrz KPN, aby ktoś kwestionował taką linię, czy z tego powodu odszedł z partii. W sprawie reprywatyzacji byliśmy przeciwni, ale ten sprzeciw nie był zbyt głośny. Trzymaliśmy się też z daleka od silnych w latach 90. sporów światopoglądowych (choć nie słyszałem, aby np. kwestia stosunku do aborcji dzieliła w tym czasie Konfederatów - przytłaczająca większość opowiadała się za jej zakazem i chyba cały klub zagłosował za obowiązującą obecnie ustawą).

Nadal jednak upieram się, że KPN była zawsze formacją wielonurtową i nawet w kwestiach gospodarczych byłoby miejsce zarówno dla skrajnych liberałów, jak i dla zwolenników etatyzmu. Zresztą w praktyce sprzeczność między tymi koncepcjami nie jest tak duża jak się wydaje, gdyż poprawa poziomu życia społeczeństwa w oparciu o rozwiązania liberalne czyni nieaktualnym większość rozwiązań etatystycznych. Ich postulowanie przez KPN należało więc traktować jako rozwiązania doraźne.

Gdyby KPN dotrwała do czasów wejścia Polski do UE to być może mielibyśmy poważniejsze pęknięcie na tej linii, choć i tu - uważam - stanowcza i skuteczna obrona polskich interesów w ramach Unii (czego nie potrafią robić dziś ani PiS, ani PO) mogłaby pogodzić eurosceptyków i euroentuzjastów.

M.zd. żadnego pęknięcia ideowego nie było ani w roku 1990 (gdy odchodzili z KPN ludzie z Frakcji Demokratycznej), ani w latach 1994-96, gdy narastał konflikt Adama Słomki i Leszka Moczulskiego.

Cytat:
Nie można zapominać, że utrzymujący się stan nadzwyczajny doprowadził do odejścia (dobrowolnego lub decyzją kierownictwa) znacznej grupy działaczy nie tylko KPN, ale również organizacji sprzymierzonych


Tu się zgodzę - wiele osób w KPN źle znosiło długie pozostawanie w opozycji w sytuacji, gdy ich koledzy z innych ugrupowań brali udział we władzy czerpiąc z tego tytułu określone i wymierne korzyści. Jeżeli jednak udział we władzy miałby być okupiony kompromisami moralnymi, to bardzo szybko mogłoby się okazać, że do KPN napływa coraz więcej karierowiczów, starzy bohaterowie rozmieniają się na drobne, a ludzie uczciwi zniesmaczają się i odchodzą. Taki los spotkał np. ZChN czy PC, gdy środowiska te wzięły udział w rządzeniu na moralnie dwuznacznych warunkach. A więc zostaliśmy zmarginalizowani, lecz nie rozmieniliśmy naszej legendy. Dziś ZChN czy PC również nie istnieją, ale obciach się przyznawać do tego, że należało się do tamtych partii. A przynależność do KPN ciągle jest powodem do dumy.

Cytat:
Leszek Moczulski nie pozostawił sobie pola manewru angażując w negocjacje osobisty autorytet, a jednocześnie przystając na półśrodki (KPN ani w rządzie, ani w opozycji).


Sytuacja w Sejmie I kadencji była dla KPN arcytrudna, gdyż w istocie dominował tam obóz Okrągłego Stołu. Olszewski (oraz popierająca go koalicja) z jednej strony nie mieli zamiaru zerwać w sposób zasadniczy z PRL (jest na to aż nadto dowodów), z drugiej szermowali hasłami radykalnymi (podobnie robi dziś PiS). W tej sytuacji KPN nie mógł od razu ustawić się w opozycji do tego rządu (byłoby to niezrozumiałe dla społeczeństwa) i znaleźć się po tej samej stronie co SLD. Stąd trzeba było prowadzić zręczną grę i czekać, aż opinia publiczna zrozumie prawdziwe intencje olszewików. Cyniczne wykorzystanie lustracji do ratowania rządu a także brak kanałów komunikacji KPN ze społeczeństwem (wszystkie ówczesne media pozostające w rękach uczestników ugody przy Okrągłym Stole były wrogie wobec KPN, przy czym była to wrogość o wiele dalej posunięta, niż dzisiejsza wrogość TVN wobec PiS) utrudniały KPN zachowanie podmiotowości na scenie politycznej. Biorą te okoliczności pod uwagę nie rozumiem Pana krytyki działań KPN w tym czasie. Przegraliśmy, ale stosunek sił był dla nas skrajnie niekorzystny i - patrząc na to z dzisiejszej perspektywy - po prostu nie mieliśmy żadnych szans. Jak można było to lepiej rozegrać?

Z tym, że czas grał na naszą korzyść. Gdyby KPN przetrwała jako jedność do końca lat 90. to w okresie AWS rzeczywiście mogłaby odegrać dużą rolę. Tak więc taktyka niezłomnej opozycji, która nie godzi się na zgniłe kompromisy i dąży do zbudowania funkcjonalnej III RP w dłuższej perspektywie mogła zapewnić KPN sukces. Niestety, Konfederatom nie chciało się czekać, aż uczestnicy Okrągłego Stołu stracą społeczne poparcie!

Osobno napiszę o przywództwie Leszka Moczulskiego w KPN, gdyż tę sprawę uważam za bardzo ważną...

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Sob Lis 07, 2009 9:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przywództwo Leszka Moczulskiego.

Wydaje mi się, że w naszej dyskusji nt KPN patrzymy na Konfederację tak, jakby to była "zwykła partia" - jedna z tych, które powstały po obaleniu komuny, funkcjonowały w sposób mniej lub bardziej demokratyczny w celu realizacji mniej lub bardziej doraźnego programu a przede wszystkim, w celu zapewnienia swym działaczom udziału we władzy.

Tymczasem KPN nie była "zwykłą partią". Była kolejną "zmianą w długiej sztafecie pokoleń Polaków walczących o niepodległość" (jak zapisano w Deklaracji Ideowej). Była częścią nurtu niepodległościowego istniejącego co najmniej od początków XX wieku. I ta więź pokolenia działaczy KPN z lat 80. z tymi, którzy służyli w Legionach w latach 1914-1918 była realna.

Jeżeli Marek Bik - jedna z ikon krakowskiej KPN w latach 80. (trafne określenie Jerzego Mohla, będącego zresztą kolejną ikoną) - wspomina na POLONUSie, że w latach 80. jeździł do Zakopanego do domu gen. Mieczysława Boruta-Spiechowicza (w związku z organizacją "kadrówek") i przymierzał jego mundur, to ta scena ma wielki wymiar symboliczny. Marek Bik w mundurze Boruty to trafna alegoria realnej więzi istniejącej między legionistami Piłsudskiego a Konfederatami z lat 80. To jakby symboliczne przejęcie pałeczki w sztafecie.

A przecież takich personalnych więzi między Konfederatami a ludźmi z legionów, z AK, z WiN było dużo więcej.

W nurcie niepodległościowym lat 70., z którego wyrosła KPN działali tacy ludzie jak gen. Roman Abraham - obrońca Lwowa w 1918 roku, ppłk Ludwik Muzyczka - żołnierz Legionów Polskich (jego syn był członkiem założycielem KPN), płk Józef Szostak - p.o. Szefa Sztabu KG AK (jego syn był członkiem założycielem KPN), płk Kazimierz Pluta-Czachowski - zastępcą szefa sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej, , płk Wincenty Kwieciński - prezes III Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN.

Członkami KPN byli m.in. ppłk Zbigniew Makush-Woronin - współpracownik gen. Leopolda Okulickiego (ostatniego Komendanta Głównego AK), Andrzej Szomański - żołnierz Szarych Szeregów, Stanisław Palczewski - uczestnik konspiracji niepodległościowej w czasach stalinowskich, mający za sobą kilkuletnie więzienie jako kilkunastoletni chłopak czy Adam Macedoński - uczestnik konspiracji niepodległościowej bezpośrednio po II wojnie światowej.

Tę listę realnych związków międzypokoleniowych mógłbym ciągnąć dalej...

Istotą nurtu niepodległościowego - tej sztafety pokoleń, której częścią była KPN - było poczucie realnej ciągłości, ale także nieformalna struktura przywództwa. Pozycja, którą poszczególne osoby zajmowały w tej strukturze nie opierała się na demokratycznym mandacie, zdolnościach czy kwalifikacjach, ale na autorytecie, który zdobywało się w trudnych czasach walki o Niepodległą. W tym środowisku nieformalna hierarchia z lat międzywojennych wyrastała z zasług okresu I wojny światowej, a nieformalna hierarchia nn w latach 1956 - 80 wyrastała z zasług okresu II wojny światowej. Podobnie było w KPN w początkach lat 90. - nieformalna hierarchia wyrastała z zasług w okresie walki z komuną w latach 1977-1989. W tej nieformalnej hierarchii pozycja Leszka Moczulskiego była niepodważalna i opierała się na autorytecie zdobytym w okresie formowania ROPCiO a później KPN, niezłomnej postawie zaprezentowanej w dwóch procesach KPN i w latach więzienia...

Z KPN można było odejść (wiele osób tak zrobiło), ale nie można było zakwestionować nieformalnej hierarchii autorytetów, która w niej obowiązywała.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> JUBILEUSZ 30-LECIA KPN Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum