Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kornel Morawiecki kandyduje na prezydenta
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Sty 31, 2010 9:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wrocław, dnia 30.01.2010

O PRZYSZŁOŚĆ WASZĄ I NASZĄ

Piszę do Was, jako Polak. Piszę, jako przywódca Solidarności Walczącej w latach 80. W podziemiu jawnie głosiliśmy rozpad ZSRR i niepodległość Ukrainy. Na całym sowieckim obszarze wpływów nie było drugiej tak radykalnej i zdecydowanej organizacji.

W ostatnich dniach Prezydent Wiktor Juszczenko nadał tytuł Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze. W poczet bohaterów zaliczył też morderców z Ukraińskiej Powstańczej Armii. Wiem, że te akty spottkały się z poważnym oburzeniem części ukraińskiego narodu. Dziękuję za to. Ale wiem, że niestety wielu Ukraińców utożsamia się z tymi decyzjami ustępującego Prezydenta.

W imię naszego chrześcijańskiego Boga i ogólnoludzkich wartości wzywam wszystkich Ukraińców do potępienia aktów, które gloryfikują zbrodniarzy. Droga, którą wybrał Prezydent Juszczenko i jego poplecznicy, to droqa donikąd. Znam Wasz los. Wiem, jak ciężko byliście doświadczani przez stulecia. My, Polacy, nie byliśmy w tym bez winy. Płaczę nad Wielkim Głodem lat 30. Płaczę nad cierpieniami obywateli Polski i Ukraińskiej Republiki podczas II wojny światowej. Ludzie wszystkich narodowości zamieszkujący te tereny przeżywali piekło. Cząstkę tego piekła zgotowały naszym rodzicom i dziadom Polakom, Żydom i samym Ukraińcom zatrute obłędną ideologią formacje OUN/UPA.

Zło zawsze sieje nieszczęście. Zło stawiane na świeczniku, fałszywym blaskiem oślepia swoich czcicieli.

Ukraińcy!

My, Polacy, chcemy w prawdzie, razem z Wami, budować przyjaźń naszych narodów, tworzyć wspólną wielką Europę.

Bracia, Ukraińcy, nie dajcie się oślepiać!

Z pokłonem Wam i Waszym prawdziwym bohaterom

Kornel Morawiecki


http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt8620.html?postdays=0&postorder=asc&start=0
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lut 16, 2010 3:14 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kornel Morawiecki - Oficjalna strona Kandydata na Prezydenta RP:
http://kornelmorawiecki-razem.pl/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lut 18, 2010 7:48 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na oficjalnej stronie Kornela Morawieckiego - Kandydata na Prezydenta zamieszczono pierwsze spoty wyborcze: http://kornelmorawiecki-razem.pl/category/kandydat/spoty/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lut 23, 2010 8:03 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Poniżej podaję strony z sondażami, na których można głosować na Kornela Morawieckiego

http://blogi-politykow.com/

http://www.prezydent.iblogger.org/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Lut 26, 2010 7:27 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z bloga Kornela Morawieckiego - kandydata na Prezydenta; http://kornelmorawiecki-razem.pl/praca-przyszlosci-uczenie-sie/

Cytat:

Praca przyszłości – uczenie się

(1) Teza ogólna:

Kształcenie, uczenie się jest pracą, która pomnaża kapitał społeczny. Ta praca współtworzy kapitał duchowy uczącego się i całej zbiorowości. Ongi, głównym zajęciem ludzi była uprawa roli- wytwarzanie żywności. Rewolucja przemysłowa wciągnęła masy w produkcję dóbr materialnych. Obecnie w krajach rozwiniętych dominującym zajęciem stają się usługi. Co będzie głównym zajęciem przyszłości? Dla mnie, wywodzącego się z kręgów akademickich jest oczywiste, że będzie to praca w obszarze myśli i idei- przekazywanie i zdobywanie wiedzy, wrażliwości, umiejętności współdziałania w społeczeństwie oraz uczłowieczania świata..

Wyjściem naprzeciw tym nieuchronnym zmianom, byłoby tworzenie stanowisk nowej pracy polegającej na uczeniu się. Kształcący się w trakcie sprawdzanego poziomu edukacji i w zależności od tego poziomu otrzymywałby zróżnicowane wynagrodzenie. Nieważne czy miałby 18 czy 60 lat. Można zapytać: jaki ja, jaki my wszyscy, mamy pożytek, że ty wysilasz swoją uwagę, poświęcasz swój czas na przyswajanie wiedzy i umiejętności , co do których nie ma pewności, że przydadzą się one na rynku tradycyjnej pracy? Odpowiadam: każdy wyższy szczebel znajomości kultury, języka, dorobku przeszłych pokoleń, precyzji mowy i rozumowania podnosi jakość relacji wzajemnych, relacji między tobą, a mną. Ludzie o szerokich horyzontach z wyrobioną uwagą, umiejący współczuć i docenić innych potrafią panować nad sobą, nad niskimi instynktami. Nie staną się narkomanami, czy przestępcami. Ustawiczne kształcenie to znakomity środek resocjalizacji. Ludzie uczący się będą się czuli dowartościowani we własnych oczach, będą potrzebni. Czy to mały zysk dla nas wszystkich i dla samego kształcącego się?

Koncepcje, które tu rzucam pozwolą zbudować rzeczywiste społeczeństwo wiedzy i zapewnią zrównoważony rozwój. Wymagają one stopniowego wdrażania z dbałością o równowagę finansową, wymagają budowy odpowiednich instytucji i przekonania społeczeństwa do słuszności tego podejścia. Skąd wziąć środki na takie rozwiązanie? Po pierwsze z technologicznego i organizacyjnego wzrostu tradycyjnej produkcji dóbr i usług, na które będzie popyt- będą kupowane przez tych, co się uczą. Po drugie z bardziej równomiernego rozkładu bogactwa wśród obywateli. Jest to zresztą osobny szeroki problem, który będzie tematem jednej z moich kolejnych tez.

Naszkicowane tutaj pomysły praktycznie likwidują jeden z najboleśniejszych bieżących problemów społecznych- bezrobocie. Rola kształcenia się w wyobrażalnej perspektywie czasowej będzie stanowić niewyczerpalną, coraz istotniejszą część przyszłej pracy. Te tendencje widoczne są już dziś w praktyce krajów skandynawskich oraz innych bogatych krajów Unii Europejskiej, choć, o ile wiem, nie zostały nigdzie tak wprost wyrażone. Im szybciej i lepiej będziemy je wdrażać w Polsce, tym bardziej będziemy razem między sobą. Będziemy też w niedalekiej przyszłości wspólnie bogatsi i przez to silniejsi w konkurencji z innymi państwami. W trakcie swej prezydentury sprawom tutaj poruszanym, które uważam za niezwykle ważne, chciałbym nadać społeczny i państwowy bieg
c.d.n.

(1) Tezy szczegółowe:

1. Wydłużenie czasu pobierania oraz podniesienie zasiłku dla bezrobotnych, którzy podejmą naukę.
2. Rozbudowa w Ministerstwie Edukacji Narodowej departamentu ustawicznego kształcenia.

c.d.n.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Mar 01, 2010 12:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
marzec 2010 roku

PROŚBA I APEL KANDYDATA NA PREZYDENTA
Szanowny Czytelniku!

Nazywam się Kornel Morawiecki. Kandyduję na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Urodziłem się 3 maja 1941 roku w Warszawie. Wykładałem fizykę, matematykę i nauki społeczne na Uniwersytecie i Politechnice we Wrocławiu. Mam pięcioro dzieci. Mam za sobą jasną i czystą kartę publiczną. Byłem przewodniczącym legendarnej już dziś „Solidarności Walczącej.” Byłem przeciwnikiem ustaleń „okrągłego stołu”

Moja droga życiowa została zweryfikowana w najnowszej historii. Jestem sprawdzony. Teraz też mam nowe, ważne pomysły dla Kraju i dla nas wszystkich. Jestem lepszy od kandydatów propagowanych przez układ polityczny. Zaufaj mi. Razem damy sobie radę, podźwigniemy Polskę!

Proszę o czynną pomoc w:
rozpowszechnianiu informacji o mojej kandydaturze,
skupianiu miejscowych, środowiskowych grup poparcia,
przygotowaniach do akcji zbierania podpisów,
kampanii internetowej.

Kandydaci typowani przez pookrągłostołową klasę polityczną, która rządzi od 21 lat, dysponują wielkimi finansami i dostępem do mediów. Ja nie dysponuję. Liczę na obywatelskie zaangażowanie. Będę wdzięczny za powołanie w swoich środowiskach Lokalnych Grup Wsparcia. Nie poprzestaniemy na tej kampanii. Będziemy nadal aktywni, będziemy się organizować do kolejnych wyborów samorządowych i parlamentarnych. Proszę o przedstawianie sugestii własnych. Czekam na listy i informacje o działaniach.

Kontakty:
e-mail: kornel.morawiecki@gmail.com
strona kandydata na Prezydenta: www.kornelmorawiecki-razem.pl
sekretariat: 601 580 521
adres do korespondencji: 53-308 Wrocław, ul. Kamienna 4/98

Proszę o przesyłanie i przekazywanie mojej prośby znajomym w sieci i poza siecią. Pozdrawiam.

dr Kornel Morawiecki
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Mar 07, 2010 2:29 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tekst Marka Ciesielczyka z 16 stycznia 2010 na jego blogu - http://m.ciesielczyk.salon24.pl/150217,dr-morawiecki-za-uczciwy-na-prezydenta-rp

Cytat:
Dr Morawiecki - za uczciwy na Prezydenta RP ?


Swego czasu jeden z działaczy neo-Solidarności miał powiedzieć o dr. Kornelu Morawieckim, że nie nadaje się na polityka czy też osobę mogącą piastować jakąś ważną funkcję państwową, gdyż jest za bardzo uczciwy, a uczciwości wymaga się od stróża nocnego, a nie od polityka.

Kilka dni temu Morawiecki oświadczył, że zamierza ubiegać się o urząd Prezydenta RP. Rozumując jak wspomniany wyżej działacz neo-Solidarności, należałoby rzecz, iż 68-letni doktor fizyki nie powinien tego robić, gdyż jest za uczciwy, by sprawować najwyższy urząd w naszym państwie, które ze wszystkich stron ocieka nieuczciwością i niekompetencją.

Może faktycznie szkoda by było tak uczciwego człowieka umieszczać w pałacu prezydenckim? Inna sprawa, czy ma szanse. Nie ma przecież kasy (bo przez 20 lat był uczciwy), media nie potraktują go poważnie przynajmniej z dwóch powodów - pierwszy - to wspomniany brak pieniędzy na potężną kampanię wyborczą, drugi to poprawność polityczna. Jaki dziennikarz odważy się napisać coś pozytywnego o człowieku, który w 1990 roku, w czasie swej pierwszej kampanii prezydenckiej wywrócił okrągły stół i to przed kamerami telewizyjnymi, w czasie audycji wyborczej?!

Walka z wiatrakami przestała być popularna dawno, dawno temu. Czy ma więc sens ruch polityczny zapowiedziany przez Morawieckiego?

Moim zdaniem tak i to z kilku powodów. Po pierwsze nie należy mimo naszych historycznych doświadczeń rezygnować z szarży kawaleryjskiej na czołgi przeciwnika. Owszem, ten argument ma charakter irracjonalny w dzisiejszej rzeczywistości, ale - według mnie powinien być podniesiony w dobie dominacji takich ludzi jak Chlebowski czy Pęczak. Mimo, że akurat ci dwaj źle skończyli, takich Chlebowskich i Pęczaków są tysiące i to oni dyrygują naszą rzeczywistością. Start Morawieckiego w wyborach prezydenckich ma sens. Jest to sprzeciw wobec Polski nielogicznej, niesprawiedliwej, nieuczciwej.... Jeśli ktoś mógłby próbować budować jakąś IV Rzeczpospolitą to właśnie taki człowiek jak Morawiecki - inteligentny, odważny, uczciwy.

Drugi argument przemawiający za startem Morawieckiego jest bardziej racjonalny. Na pierwszy rzut oka to co powiem wydać się może niemożliwe, jednak po spełnieniu pewnych warunków plan jest realny. Bez wielkiej kasy i poparcia mediów taki człowiek jak Morawiecki może osiągnąć względny sukces (to znaczy wynik w granicach 10-20, a może nawet więcej procent).

Gdy znajdzie 41 sprawnych organizacyjnie ludzi (a to jest przecież możliwe), to może w każdym z parlamentarnych okręgów wyborczych z łatwością zebrać po 3.000 podpisów (czyli w sumie ponad 100.000). Oznaczać to będzie "wpuszczenie" Morawieckiego do telewizji i możliwość bezpośredniego zwrócenia się do "ludu". A "lud" ma już dość POPiS-u. Atutem Morawieckiego jest to, że może zostać odebrany jako "oszołom oświecony". Jego radykalizm spowoduje na pewno podjęcie prób przyprawienia mu gęby oszołoma, ale z drugiej strony - jako człowiek inteligentny (w końcu doktor fizyki) może znacząco zmodyfikować ten wizerunek (by nie powiedzieć image, sic (!) ) i przekonać do siebie wielu ludzi (także z tzw. inteligencji).

W ten sposób powstać może obraz Morawieckiego jako człowieka radykalnego (a na takiego czekają sfrustrowani b. zwolennicy Samoobrony i LPR oraz część b. sympatyków PiS, rozczarowanych tą partią), a z drugiej strony przerastającego inteligencją o kilka klas Giertycha czy Leppera. Nawiasem mówiąc radykalizm Morawieckiego nie do końca będą mogli poprawni politycznie dziennikarze malować jako "oszołomstwo", gdyż lider "Solidarności Walczącej" wprowadza do swego działania i wypowiedzi bardzo dużo elementów matematycznie logicznych i dlatego użyłem sformułowania "oszołom oświecony".

Jeśli Morawiecki nie zostanie Prezydentem RP, a osiągnie relatywnie dobry wynik, to może powtórzyć się historia Olszewskiego i ROP-u. Po w miarę udanych dla Olszewskiego wyborach prezydenckich wokół niego powstała nowa partia ROP, którą w pewnym momencie popierało aż 17% Polaków. W 2011 roku Morawiecki mógłby stać się poważnym graczem na polskiej scenie politycznej, trzymając w szachu największe dziś partie polityczne.

Dodać należy, iż lider "Solidarności Walczącej" jest na tyle bezkompromisowym człowiekiem, iż na pewno nie poszedłby na żadne "układy" z obecnym establishmentem politycznym. Głosujący na niego wyborcy mieliby więc pewność, że ich nie zdradzi, jak to w przeszłości bywało z podobnymi liderami politycznymi.

W tej chwili najważniejszą dla kandydowania Morawieckiego sprawą jest budowa struktur. Dlatego powinien zabiegać o stworzenie precyzyjnego banku informacji, zawierającego dane kontaktowe ludzi, grup, organizacji, stowarzyszeń, które pomogą mu zebrać 100.000 podpisów. Jeśli uda się Morawieckiemu wejść inteligentnie i na stałe w internet, to jest w stanie pozyskać wielu młodych ludzi dla swej kampanii wyborczej.

Dotychczasowa sympatia dla Morawieckiego w środowiskach polonijnych (zwłaszcza w USA) może dać mu kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt ? ) tysięcy dodatkowych głosów.

Gdyby tacy politycy jak Dorn, Jurek, Sellin mieli nieco więcej wyobraźni, także Polska Plus, Prawica Rzeczypospolitej i inne pokrewne grupy polityczne poparłyby kandydaturę dr. Kornela Morawieckiego na Prezydenta RP.


http://m.ciesielczyk.salon24.pl/150217,dr-morawiecki-za-uczciwy-na-prezydenta-rp
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Mar 12, 2010 5:12 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Startuję po to aby wygrać

Miesięcznik Dolnośląska Solidarność nr 2 (294); Wrocław 24.02.2010
Rozmowa z Kornelem Morawieckim- kandydatem na prezydenta RP

Dlaczego startuje pan do najważniejszego urzędu w państwie?
Przez dwadzieścia lat ludzie zniechęcili się do tej zużytej formy polityki. Moja kandydatura wypełni poważną lukę.

Jak się przebić do milionów obywateli?
Kampania jeszcze się nie zaczęła. Jest dzielona na etapy. Po ogłoszeniu kalendarium, co nastąpi na przełomie maja czerwca trzeba uzbierać 100 000 podpisów. Już teraz proszę o poparcie. Startuję po to, aby wygrać. Ale chcę też przebić się do wielkich mediów, do społeczeństwa z własną wizją i programem.

Jak wykorzystał pan dwadzieścia lat przemian?
Próbuję po raz kolejny. W wyborach 1990 r. układ był tak szczelny, że w Gazecie Wyborczej przeprowadzono wywiad z Stanisławem Tymińskim, a mnie blokowano. Te dwadzieścia lat to czas dominacji jednej linii propagandowo-ustrojowej. Sukces odnieśli postkomuniści oraz przywódcy koncesjonowanej opozycji. Zwykli ludzie zaznali bezrobocia, niepewności zarobków, inflacji i korupcji.

Pańscy kontrkandydaci pełnili funkcje publiczne, polityczne, działali w fundacjach lub prowadzili własny biznes a pańska kandydatura pojawia się tylko przy okazji kolejnych wyborów.
Aktywność publiczną prowadziłem. W telewizji symbolicznie przewracałem okrągły stół. Pierwszy publikowałem w czerwcu 1992 r. listę agentów, potem organizowałem demonstracje przeciw ich rządom. Działałem w Ruchu Odbudowy Polski. Protestowałem po atakach na Serbię po uznaniu Kosowa. Przekazywałem pamięć o Solidarności Walczącej. To, że nie wplątałem się w bieżącą politykę poczytuję sobie za plus. To była i jest polityka w interesie koterii, własnych karier, a nie w służbie obywatelom. Jej owocem jest wykluczenie dużych grup ludności i wielka niesprawiedliwość społeczna. Zaprzepaszczono ideały Solidarności z sierpnia 1980 roku i podziemnej Solidarności Walczącej w latach 80. Przyszedł czas, aby się obudzić wiele zmienić na lepsze.

Przejdźmy do konkretów. Prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. Jak pan ocenia nasze zaangażowanie militarne po za granicami Polski?
Mamy tradycję walki za wolność naszą i waszą lecz misja w Afganistanie jest pomyłką i plamą. Podobnie było z Irakiem. Nie bijemy się tam za wolność Afgańczyków. Oni traktują nas jak kolejnego okupanta. Nie da się tej hańby wytłumaczyć zobowiązaniami sojuszniczymi, czy zdobywaniem doświadczeń w warunkach bojowych. Jednocześnie zrezygnowano z poboru. Armia dramatycznie zmniejsza się i osłabia. Uważam, że powinna pozostawać możliwość ochotniczego zgłoszenia się do wojska. Odbycia służby dla tych młodych mężczyzn co szkolenie się do obrony Ojczyzny uważają za swój patriotyczny obowiązek . Parodią jest sytuacja gdy na jednego szeregowca przypada jeden dowódca. Obronność Polski jest dzisiaj niestety fikcją.

Gdzie konkretnie powinniśmy zaopatrywać się w nowoczesne techniki wojskowe.
Uważam, że najpierw powinniśmy wykorzystać polski potencjał naukowy i badawczy. Później powinniśmy się modernizować w oparciu o europejskie pomysły i doświadczenia. Do nich nam najbliżej.

Myśląc o współpracy europejskiej jak ocenia pan pierwsze miesiące funkcjonowania Traktatu Lizbońskiego?
Unia Europejska jest naszym zadaniem i wspólnym dobrem. Traktat niestety jest obciążeniem dla Unii. Sama objętość i język czyni go niezrozumiałym dla ludzi. Po odrzuceniu Konstytucji Europejskiej w referendach we Francji i Holandii przyjęcie kosmetycznie zmienionego Traktatu można uznać za zwycięstwo biurokracji nad demokracją. To dyskwalifikuje też naszą klasę polityczną. Zgoda na zapis przegłosowania poszczególnych państw i członków Unii jest poważnym błędem. Tak nie powstanie mocarstwo europejskie. Czy elity działają w interesie Europy czy tylko swoim własnym? W procesie akcesyjnym nie zadbaliśmy nawet wzorem Niemiec, o nadrzędność prawną dla naszych konstytucyjnych zapisów.

Odczuwany jako Polska wrogość byłych republik sowieckich, nawet członków UE. Na Litwie zakazują używania polskiego języka. Na ubiegającej się o przyłączenie Ukrainie anty Polacy zostają bohaterami narodowymi, na Białorusi milicja wpływa na wybory władz organizacji polonijnych. Czy to jest klęska naszej polityki wschodniej, która była przez lata prowadzona także przez Solidarność Walczącą?
Polacy powinni dbać o swoją pamięć, o swoje sąsiedztwo, o rodaków żyjących poza granicami. Decyzja prezydenta Juszczenki o gloryfikowaniu Stefana Bandery oraz UPA która drogą okrucieństw i mordów zmierzała do samostijnej Ukrainy– to klęska naszej polityki. Podczas rzezi na wschodnich rubieżach dochodziło do czynów zaprzeczających człowieczeństwu. Zabijano dzieci, kobiety Polaków, Żydów i Ukraińców inaczej myślących. Powinniśmy powiedzieć że dopóki rzeźnicy Polaków będą na Ukrainie honorowani nie będzie naszego wsparcia dla integracji z UE.

Czy ma Pan pomysł na bezpieczeństwo energetyczne Polski?
Podpisano prawie trzydziestoletni kontrakt na dostawy gazu z Rosji. To poważny błąd. Raz już po lekkomyślnych decyzjach premier Suchockiej i wicepremiera Goryszewskiego w 1993 r. co do długoterminowych dostaw rosyjskiego gazu, niekorzystną dla nas umowę musieliśmy korygować Jak można przy tak burzliwym rozwoju nowych technologii zawierać umowę na 30 lat? Przy takich zasobach geotermalnych jakie ma Polska! Jednocześnie strasząc ociepleniem klimatu ograniczono nasze możliwości wykorzystywania węgla kamiennego i brunatnego ustalając ogromne opłaty za emisję dwutlenku węgla. I Premier z Prezydentem się na to zgodzili!
Nie mamy elektrowni atomowej. Nie zmierzyliśmy się nawet z tym problemem. Państwo powinno wykorzystywać nowoczesne technologie i umieć radzić sobie z zagrożeniami ekologicznymi. Energia jądrowa to taka trzecia zapałka. Pierwszy ogień który znamy od tysiącleci, druga zapałka to energia elektryczna, a trzecia to energia atomu i nowe kolosalne możliwości rozwoju. Najzdolniejsi polscy naukowcy powinni się włączyć w prace nad zimną fuzją jądrową. To jest szansa na pozyskanie czystej energii.

Czy popiera Pan szybkie wprowadzenie w Polsce waluty europejskiej?
W ostatnich latach przeżyliśmy swoistą huśtawkę walutową. Najpierw ogromna presja Rządu na szybkie wprowadzanie Euro. Gdy okazało się że wejście w proces przejścia na Euro krajów bałtyckich i przyjęcie Euro przez Słowację nie uchroniło te państwa od głębokiej recesji - ton naszego Ministra Finansów i samego Premiera wyraźnie osłabł. Ja uważam, że idea jest słuszna, ale nie należy się z tym śpieszyć W dalszej perspektywie rozwój Europy umocni wspólną walutę i vice versa. Ale w najbliższych latach nie widzę pożytku z zamiany Złotego na Euro.

Czy jako wykładowca akademicki dotrzesz do młodych ludzi, którzy niedawno ulegli czarowi Platformy Obywatelskiej?
Chcę dotrzeć do każdego. Mimo rozczarowania jakie przyniosły ostatnie lata proszę młodych obywateli aby uczestniczyli w wyborach i namówili do nich swoich kolegów, a babciom nie zabierali dowodu tylko je poprowadzili do lokali wyborczych. Nie będę rywalizował w programach w których kandydaci tańczą czy śpiewają. Swoje poglądy będę prezentował w internecie na spotkaniach. Ogromną wagę przywiązuję do nauki. Uczenie się jest tworzeniem wartości. Tylko edukacja pozwoli zwalczyć bezrobocie, które destrukcyjnie działa na człowieka w każdym okresie życia, rozbija rodziny i niszczy charaktery (patrz Teza z mojego programu na www.kornelmorawiecki-razem.pl ). Moim hasłem jest wezwanie RAZEM. Przypominam nim fenomen wielkiej Solidarności z lat 1980- 81. Jestem sprawdzony tym co robiłem, abyśmy razem doszli do wolnej Polski. Będę silnym prezydentem, bez obciążeń polityczno-biznesowych. Wzmocnię pozycję Polski w Europie i świecie.

Rozmawiał Tomasz Białaszczyk
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Mar 22, 2010 9:25 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kornel Morawiecki - kandydat społeczny
pon, 2010-03-22 05:50 | Piotr Piętak

W opublikowanym ostatnio na prawicy.net wywiadzie z Kornelem Morawieckim, założyciel "Solidarności Walczącej" i kandydat na prezedenta Rzeczpospolitej stwierdził , że wszyscy . inni kandydaci na najwyższe stanowisko w państwie są kontynuacją (w mniejszym lub większym stopniu) polityki „okrągłego stołu”, on natomiast jest tej polityki zaprzeczeniem.

Autodefinicja polityczna pana Kornela Morawieckiego jest ewidentna : jest on kandydatem antysytemowym, inni główni kandydaci – począwszy od organizatora ‘’okrągłego stołu’’ prezydenta L.Kaczyńskiego, agenta prl-owskich służb specjalnych Olechowskiego, wicepremiera Pawlaka (założyciela w 1983 r. pierwszej nomenklaturowj spółki "Agrokultura"), po "namaszczonego" przez premiera Tuska marszałka Komorowskiego – współtworzyli aktywnie system ekonomiczno-polityczny III Rzeczpospolitej.

Wszyscy oni przynależą do "klasy politycznej" (pojęcie to nie ma nic wspólnego z "elitą polityczną") i wszyscy oni przyczynili się do skrajnej oligarchizacji sceny politycznej w Polsce, która – zgodnie z ich wspólnym interesem – odpolitycznia czyli ubezwłasnowolnia Naród Polski. Pojęcie "oligarchii politycznej" zdefniuje odwołując się do praktyki politycznej lat 90-tych.

W tym czasie przedstawicele róznych partii prawicowych (PC, UPR itd) nawiązali wspólprace (lub raczej próbowali ją nawiązać) z brytyjskimi konserwatystami. Podczas dyskusji z angielskimi politykami na temat organizowania pracy partyjnej L. Dorn, członek władz PC, stwierdził, że kiedy jego partia była u władzy, to ludzie zapisywali się do niej masowo w którymś momencie PC liczyło 30 tysięcy członków i władze partii zaczeły traćić nad partyjnymi masami kontrole. Na szczęście – kończył swoj przemówienie – były Marszałek Sejmu, szybko udało sie nam – czyli wodzom PC – ich wyrzućić.

Innymi słowy partia polityczna dla L.Dorna czy Lecha Kaczyńskiego, jest to struktura nad którą przywódcy nie mogą nigdy "stracić kontroli". Jest to kwintesencja organizacji oligarchicznej w której rządzą wszechwiedzący przywódcy, rozstrzygający o losach partii i jej polityce w ciszy gabnetów. Masy partyjne, maja milczeć, słuchać i wykonywać rozkazy. Masy wyborców głosować. Innymi słowy metoda uprawiania polityki przez Michnika czy Kaczyńskiego jest identyczna i polega ona na wyciszeniu głosu społeczeństwa i na skutecznym manipulowaniu jego emocjami przy pomocy środków masowego przekazu.

Polityka w Polsce sprowadza się do "symbolicznych wojen" w których co jakiś czas ścieraja sie siły "ciemnogrodu" z "potomkami żydokomuny". Proces degrengolady tego typu polityki – widoczny już w latach 90-tych XX wieku – nabrał tempa w XXI wieku w szczególności od momentu kiedy funkcjonowanie partii politycznych jest finansowane przez nas czyli podatników. Partie dysponując ogromnymi funduszami zmieniły się w aparaty propagandowe, których zadaniem jest organizowania medialnych kłamastw, manipulowanie emocjami, poszukiwaniem haków na przeciwników politycznych i.t.d.

Degeneracja naszej klasy politycznej jest widoczna dla każdego, ale już prawie nikogo to nie obchodzi, powoli przyzwyczajamy się, że żyjemy w wychodku – by odwołać sie do historycznych analogii – powoli tracimy nadzieje, że można cokolwiek w Polsce zmienić. Kaczyński ukradł nam prawice, Tusk liberalizm. Jakie warunki muszą być spełnione, by przynajmniej spróbować zatrzymać nieuchronny proces całkowitej alienacji polityki z sfery życia spolecznego?

Szansę taką widze w zmianie metody uprawiania polityki, zerwanie z metodami oligarchicznymi i budowania programów politycznych nie przez przywódców (nie tylko przez nich) ale także przez społeczeństwo. Kandydat antyoligarchiczny z definicji nie ogłaszałby swojego programu politycznego - tak jak n.p zrobił to L. Dorn czy M. Jurek – lecz najpierw zwróciłby się do ludzi aktywnych społecznie, politycznie i zawodowo z pytaniem;

* Co panie, panowie sądza o sytuacji gospodarczej, społecznej, politycznej w Polsce
* Jakie procesy kulturowe, ekonomiczne i inne zagrażają degradacji cywlizacyjnej naszej ojczyzny a jakie wpływają korzystnie na rozwój kraju?
* Co należałoby uczynić by poprawić sytuacje warstw ubogich w Polsce?
* Co należałoby uczynić by uwolnić prywatne przedsiębiorstwa z "niewoli biurokratcznej"?

Kandydat społeczny musi umieć przedewszystkim słuchać. Kandydat społeczny nie jest ani z prawicy ani z lewicy – od innych różni go metoda uprawiania polityki. Metoda oparta na dialogu ze społeczeństwem i swoimi współpracownikami a nie na rozkazach i manipulowaniu wyborcami. Rzecz jasna taki kandydat musi zarysować ogólny system wartości do którego się odwołuje, powinien, moim zdaniem – po doświadczeniach XX wieku – wiedzieć, że sprzeczność pomiędzy wolnością i równością da się zlikwidowac tylko i wyłącznie przemocą i kłamstwem.

W dotychczas ogłoszonych kandydaturach na stanowisko prezydenta Rzeczpospolitej, tylko R. Kluska i K. Morawiecki próbują nawiązać kontakt z społeczęństwem. Szanując bardzo osobę R. Kluski, uważam, że kandydatura pana Kornela Morawieckiego jest bardziej przekonywujaca, z tego prostego względu, że odwołuje się on do wszystkich warstw społecznych narodu polskiego. Dlatego będe kandydature pana Morawieckiego wspierał konkretnymi działaniami opracowując wraz z kilkoma innymi osobami program reformy informacyjnej państwa, który – jeżeli moja propozycja zostanie zaakceptowana przez kandydata – poddam społecznej dyskusji.

Jednocześnie mając świadomość grozy sytuacji w jakiej znajduje sie zarówno ZUS jak i fundusze emerytalne chciałbym zainicjować na specjalnym blogu stałą dyskusje na ten temat, której konkluzje przedstawiane by były panu Morawieckiemu.

Piotr Piętak


http://prawica.net/opinie/21298
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Mar 24, 2010 9:15 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dzisiejsza Rzepa wreszcie napisała, że Kornel Morawiecki zgłosił swoja kandydaturę w wyborach prezydenckich. A ponadto wydrukowała jego artykuł:

Cytat:
Naród w połowie niepodległy
Kornel Morawiecki 24-03-2010,

Dla nas, Polaków, centralnym problemem ogniskującym nasze zbiorowe trwanie przez ostatnie 300 lat jest kwestia niepodległości. Temu wielkiemu słowu marzeniu służyli myślą, pracą i walką najlepsi polscy synowie przez kilkanaście pokoleń. Warunkiem niepodległości jest istnienie własnego państwa – Polski. Po upadku Rzeczypospolitej, wspominając i lamentując, pisał poeta: „pawiem narodów byłaś i papugą, a teraz jesteś służebnicą cudzą”. Tracąc własne państwo u progu XIX stulecia, dramatycznie osłabiliśmy nasz wkład we własny rozwój i nasze uczestnictwo w naukowym, technicznym, materialno-organizacyjnym postępie cywilizacji europejskiej.

Bez zaszczytnego miana

Za odzyskanie Polski zapłaciliśmy jeszcze na sam koniec, podczas I wojny światowej, olbrzymią cenę. Na frontach tamtej wojny poległo ok. 800 tys. żołnierzy Polaków. Wcieleni do wrogich armii, ginęli często w bratobójczych bojach. U progu II Rzeczypospolitej w 1920 r. niemalże cudem uratowaliśmy raczkującą niepodległość – daliśmy łupnia bolszewikom. Na ten cud złożyło się bohaterstwo naszych żołnierzy i genialny manewr dowódców, w tym samego marszałka Piłsudskiego. Zyskaliśmy swoje pięć minut – 20 lat niepodległości.

Wrzesień 1939 r. znowu tego skarbu nas pozbawił. W strasznej okupacji niemiecko-sowieckiej, potem niemieckiej, potem wyzwoleni i zarazem zniewoleni przez Sowietów straciliśmy warstwę przywódczą, większość inteligencji i kwiat polskiej młodzieży. Niemcy wymordowali cały naród Żydów polskich zamieszkujący przez wieki nasze wspólne ziemie. Sowieci zabrali nam pół Polski, dając w zamian zabrane Niemcom ziemie odzyskane. 45 lat PRL to okres rządów namiestniczych z moskiewskiego, komunistycznego nadania. Atrapa niepodległości. I przyszedł rok 1989. I minęło ostatnie dwudziestolecie. Czy byliśmy w nim, czy jesteśmy teraz niepodlegli?

W pierwszej połowie lat 90. słuchałem w TVP wywiadu z red. Jerzym Giedroyciem. Pytany o tę kwestię sędziwy Redaktor nie chciał, a może nie mógł powiedzieć, że Polska jest niepodległa. Choć było to już po wyjściu z naszego terytorium wojsk sowieckich. Najwyraźniej coś panu Jerzemu przeszkadzało w wyrażeniu sądu afirmatywnego, ale nie powiedział co. Próbowałem pójść tym tropem i samemu sobie odpowiedzieć na to zasadnicze polskie pytanie.

Nim podzielę się swoimi przemyśleniami, przytoczę zdanie pierwszorzędnego artykułu Bronisława Wildsteina opublikowanego pt. „Czy Polaków stać na niepodległość?” w „Rzeczpospolitej” 30 – 31 stycznia 2010 r. Cytuję: „odpowiedź na pytanie: czy Polaków stać na niepodległość, jest wyjątkowo prosta. Jeśli uznają, że ich nie stać, to niepodległości mieć nie będą; jeśli odpowiedzą, że tak, to mają szanse ją utrzymać i wzmocnić”. Red. Wildstein inaczej niż red. Giedroyć mówi, że gdy uznamy, że stać nas na niepodległość, którą mamy, to są szanse, żeby ją utrzymać i wzmocnić. Potwierdza, ale i stopniuje fakt naszej niepodległości.

Gdy przed kilkunastu laty słuchałem red. Giedroycia, uświadomiłem sobie, że nie jest niepodległy naród, którego elity nie działają w jego interesie. Na pewno nie można wtedy powiedzieć, że jest w pełni niepodległy. Chyba dlatego Redaktor, którego poglądy formowała niepodległa II RP, nie chciał tego zaszczytnego miana przyznać III RP.

Naród ośmielony

Czy naród może być w połowie niepodległy? Może. Dla wyjaśnienia tego, co chcę i co moim zdaniem należy mówić, wprowadzę rozróżnienie niepodległości zewnętrznej i niepodległości wewnętrznej. Ta pierwsza jest wtedy, gdy rządów nad narodem nie sprawują obcy albo przez obcych przemocą narzuceni rodzimi namiestnicy. W tym sensie Polska po w 35 procentach demokratycznych (ale demokratycznie wygranych) wyborach w czerwcu 1989 r., po wyborach prezydenckich w 1990 r. i parlamentarnych w 1991 r. stała się zewnętrznie niepodległa. Ale śmiem twierdzić, że zarówno wtedy, jak i dziś ciągle nie dostaje Polsce niepodległości wewnętrznej. Czyli jesteśmy jakby tylko w połowie niepodlegli.

Dwie ilustracje. Współczesna: pokolonialne państwa afrykańskie są formalnie niepodległe, ale rządzące tam elity w większości dbają o pomyślność własnych rodów, koterii, co najwyżej własnego plemienia, państwo traktują instrumentalnie. Są to więc państwa wewnętrznie podległe. Druga ilustracja historyczna: Polska XIX wieku, pozbawiona formalnej niepodległości, zachowała wysoki stopień niepodległości wewnętrznej.

Nasze ówczesne elity knuły przeciw zaborcom, oddawały życie w powstańczych zrywach, tworzyły arcydzieła poezji i literatury w rodzinnym języku, przetwarzały ludowy folklor w uniwersalne polonezy i mazurki, tworzyły banki i przedsiębiorstwa, prowadziły prace organiczne i edukacyjne, pielęgnowały polską mowę, wiarę i obyczaje. Czy bez tego wielopokoleniowego wysiłku, bez tej ciągle żywej niepodległości wewnętrznej bylibyśmy w stanie wybić się na pełną niepodległość w 1918 r.?

Jakie są przyczyny tej naszej obecnej półniepodległości? Na pewno olbrzymie biologiczne, rzeczowe i moralne straty, jakie ponieśliśmy w czasie II wojny światowej i straty duchowe w rezultacie 45 lat peerelowskich rządów. Ale żeby poważnie zmierzyć się z problemem, trzeba też powiedzieć o samym procesie przejścia od realnego socjalizmu do demokracji, o Okrągłym Stole.

W tym procesie obie umawiające się strony: rządowo-koalicyjna i solidarnościowo-opozycyjna, na każdym jego etapie usiłowały zabezpieczać własne partykularne interesy. Obie strony obawiały się porażki. Strona opozycji konstruktywnej bała się zerwania układu przez siły rządowe i ponownego zepchnięcia w polityczny niebyt. Najlepszą egzemplifikacją tego strachu jest sprzeczne z prawem forsowanie przegranej w pierwszej turze wyborów 4 czerwca 1989 r. listy krajowej do tury następnej oraz głosowanie części solidarnościowych parlamentarzystów za prezydenturą gen. Jaruzelskiego.

Strona rządowa z kolei bała się, że gdy ugoda Okrągłego Stołu nie zostanie zaaprobowana przez większość społeczeństwa, to radykalna młodzież skupiona wokół Solidarności Walczącej, Konfederacji Polski Niepodległej i Federacji Młodzieży Walczącej dopnie swego najpopularniejszego hasła: „precz z komuną!”. Strach strony rządowej skutkował jej ustępliwością na rzecz okrągłostołowej opozycji. To z kolei ośmieliło naród do żądań niepodległości zewnętrznej, w realność której długo nie mogła uwierzyć, o zgrozo, tzw. konstruktywna opozycja.

Zadanie dla Polaków

Potem za nami poszły inne kraje bloku sowieckiego i mimo hamujących starań ze strony samego prezydenta USA seniora Busha, który optował za prezydenturą dla Jaruzelskiego i za pozostaniem Ukrainy przy ZSRR, lawina wolności ruszyła. Zabrakło jej jednak solidarności i wkrótce rozczłonkowała się i wytraciła pierwotny impet na filarach grupowych, koteryjnych i partyjnych interesów.

Przez lata główny wysiłek elit nakierowany był na przekonanie narodu, że winien jest im dozgonną wdzięczność. To naród miał służyć i rzeczywiście służył swą pracą i zapobiegliwością elitom, a nie odwrotnie. Na majątku wypracowanym przez ubiegłe dekady uwłaszczyła się dawna pokomunistyczna i nowa pookrągłostołowa nomenklatura. Liberalny etos wyścigu po swoje, lekceważący normy i prawo (pierwszy milion trzeba ukraść, tworzenie prawa do ominięcia przez usytuowanych), w dużym stopniu zniszczył w elitach i w całym społeczeństwie potrzebę i wiarę w sens działań na rzecz całości, na rzecz Polski.

Ten brak niepodległości wewnętrznej, ta dominacja prywaty przypomina nasz złowieszczy przedrozbiorowy okres wieku XVIII. Na szczęście mamy inne zewnętrzne uwarunkowania. Rozbiory nam nie grożą. Ale pamiętajmy, że na dłuższą metę niepodległość zewnętrzna bez wewnętrznej jest nie do utrzymania. Jesteśmy zobowiązani trudem i krwią przelaną za niepodległość ojczyzny przez naszych poprzedników, by naszym następcom zostawić Polskę w pełni niepodległą; zewnętrznie i wewnętrznie. Jako Polacy nie mamy ważniejszego zadania do spełnienia.

Autor był w czasach PRL działaczem antykomunistycznej opozycji, a po wprowadzeniu stanu wojennego współtwórcą i liderem Solidarności Walczącej – radykalnej organizacji domagającej się pełnej niepodległości Polski. Jest specjalistą z dziedziny fizyki teoretycznej, wykładowcą w Instytucie Matematyki Politechniki Wrocławskiej. Kandyduje w tegorocznych wyborach prezydenckich


http://www.rp.pl/artykul/9157,451366_Morawiecki__Narod_w_polowie_niepodlegly.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ryszard Bocian



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 200

PostWysłany: Sro Mar 24, 2010 10:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kornel Morawiecki chwyta byka za rogi - przejmująco trafna analiza tego, co się z nami wydarzyło po1989 roku.
_________________
Ryszard Bocian
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Nie Mar 28, 2010 7:35 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zwraca uwagę następujący fragment artykułu Kornela Morawieckiego opublikowanego niedawno w Rzepie ( http://www.rp.pl/artykul/9157,451366_Morawiecki__Narod_w_polowie_niepodlegly.html ):

Cytat:
Strona rządowa z kolei bała się, że gdy ugoda Okrągłego Stołu nie zostanie zaaprobowana przez większość społeczeństwa, to radykalna młodzież skupiona wokół Solidarności Walczącej, Konfederacji Polski Niepodległej i Federacji Młodzieży Walczącej dopnie swego najpopularniejszego hasła: „precz z komuną!”. Strach strony rządowej skutkował jej ustępliwością na rzecz okrągłostołowej opozycji. To z kolei ośmieliło naród do żądań niepodległości zewnętrznej, w realność której długo nie mogła uwierzyć, o zgrozo, tzw. konstruktywna opozycja.


Po raz kolejny (poprzednio w tekście poświęconym Okrągłemu Stołowi, publikowanym również w Rzepie w lutym 2009 roku - http://www.polonus.mojeforum.net/temat-vt728.html - niestety tekst ten został wtedy przez Redakcję ocenzurowany, usunięto m.in. fragment dotyczący KPN, a jego pełny tekst dostępny jest w innym miejscu - http://www.solidarni.org/publicystyka/polska/dlaczego_przewrocilem_okragly_stolik ) Kornel Morawiecki publicznie przeciwstawił dwie strony opozycji - radykalną (nie tylko KPN, SW, FMW ale także LDPN czy PPN), która dążyła do obalenia komuny oraz okrągłostołową, konstruktywną, która nie wierzyła w realność programu niepodległościowego.

Podkreślając tę kwestię Kornel Morawiecki przedstawia się nie tylko jako reprezentant jednej z radykalnych organizacji antykomunistycznych lat 80., ale prezentuje się jako przedstawiciel się całego nurtu niepodległościowego po II wojnie światowej.

Uważam, że w tej roli Kornel Morawiecki jest zdecydowanie bardziej wiarygodny od Lecha Kaczyńskiego, który wywodzi się przecież z opozycji okrągłostołowej - http://www.polonus.mojeforum.net/temat-vt1437.html

Przed Kornelem Morawieckim stoi w tych wyborach poważne zadanie - nadać słowu "Niepodległość" nowoczesne znaczenie, które byłoby atrakcyjne dla dużej części społeczeństwa, w szczególności dla ludzi młodych oraz spowodować, aby stosunek do tak rozumianej Niepodległości stał się osią kampanii prezydenckiej.

Wymaga to poważnej, szczegółowej odpowiedzi na ogólne pytania, które sformułował Piotr Piętak, popierający kandydaturę Kornela Morawieckiego na prawica.net - co z niepodległością w sytuacji kiedy jesteśmy członkami UE? Co z niepodległością jeżeli procesy globalizacyjne ją z założenia niszczą?

http://prawica.net/blog/dubitacjusz/24-03-2010

Rację ma Piotr Piętak podkreślając, że odpowiedź na te pytania wymaga dziś innego języka niż ten, którego używają politycy PiS. Heroiczne boje Żołnierzy Wyklętych czy też walki uliczne z ZOMO to już przeszłość. Nie można o niej zapominać, należy wypowiadać się o niej z szacunkiem, ale dla dużej części jest to dziś zupełna abstrakcja, coś co przypomina bitwę pod Grunwaldem.

Zgadzam się też z Piotrem Piętakiem, że Niepodległość dzisiaj bliska jest np. zagadnieniom, którym on sam się zajmuje. Jednym z elementów umacniających niepodległość Polski dziś byłoby z pewnością stworzenie funkcjonalnego systemu informatycznego administracji publicznej. W rządzie Jarosława Kaczyńskiego Piotr Piętak był jedną z osób, które odpowiadały za ten projekt. Nie wiem, czy jest on przez obecny rząd kontynuowany...

Dyskusja o takich, a także wiele innych konkretnych kwestiach (zamiast dzisiejszych jałowych napierdalanek PiS-PO) z pewnością nakierowałaby publiczną debatą na właściwe tory.

Czy tego typu kwestie stanowią obszar kompetencji Prezydenta RP? - Bezpośrednio - nie. Ale z drugiej strony nie można zapominać o inspirującej roli głowy państwa, która poprzez inicjatywy ustawodawcze, zwoływanie rady gabinetowej czy też wspieranie działań organizacji pozarządowych może zachęcać rząd do podejmowania tego typu problemów...

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Mar 28, 2010 9:59 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ciekawa rozmowa.

Nie ze wszystkimi ocenami i poglądami Kornela Morawieckiego się zgadzam. Różnimy się także co do niektórych faktów ("Krajobraz przed bitwą" napisał Leszek Moczulski w odpowiedzi na kapitulancki tekst "Krajobraz po bitwie" Jacka Kuronia :) ; natomiast wiosną 1982 roku Kuroń napisał radykalny tekst pt "Tezy o wyjściu z sytuacji bez wyjścia", w którym wzywał do strajku generalnego, który mógł się przekształcić w powszechne powstanie i ten tekst Kornel Morawiecki ma na myśli mówiąc o radykalnym tekście Kuronia z 1982 roku).

Sprawę protestu przeciwko interwencji ZSRR w Afganistanie oraz udziału w rozmowach Okrągłego Stołu Kornel Morawiecki podnosił także w Katowicach w czasie dyskusji panelowej z Leszkiem Moczulskim i Dariuszem Wójcikiem i tam Leszek Moczulski ustosunkował się do tych kwestii - http://www.polonus.mojeforum.net/post-vp4029.html#4029

Trzeba powiedzieć tak - gdyby Kornel Morawiecki miał takie dokładnie takie poglądy jak my w Konfederacji, to byłby w KPN i nie musiałby zakładać SW:) .

Cytat:

Jestem przeciwnikiem elity
Gazeta Wyborcza | 25.3.2010

KORNELEM MORAWIECKIM, ZAŁOŻYCIELEM I SZEFEM SOLIDARNOŚCI WALCZĄCEJ, ROZMAWIA RAFAŁ KALUKIN

Po co pan kandyduje w wyborach prezydenckich?
– Żeby zmienić Polskę. Nie zgadzam się z układem, który rządzi od 20 lat. PO-PiS, zamiast troszczyć się o kraj, kłócą się między sobą. Cała ich energia zużywa się we wzajemnych oskarżeniach.

Prezydenta Kaczyńskiego też pan zalicza do tego układu?
– Oczywiście. To jest układ okrągłostołowy, a pan Lech Kaczyński brał udział w rozmowach w Magdalence. Jest jednym z jego architektów.

IV RP nie była więc próbą jego obalenia?
– Nie chcę liczyć numerów Rzeczypospolitej. Polska jest jedna. W 1989 roku odzyskała niepodległość zewnętrzną, ale do dziś nie ma niepodległości wewnętrznej –w tym znaczeniu, że polskie elity działają we własnym, grupowym interesie, a nie w interesie ogółu, w interesie Polski.

A pan od dziecka taki niezłomny?
– Ojciec był w AK zwykłym żołnierzem. W lipcu 1944 roku wywiózł mnie i matkę z Warszawy. Pojechaliśmy do jego rodziców w Kieleckiem.

Nie chciał walczyć w Powstaniu?
– Chciał. Przed godziną „W” był w Warszawie, ale nie mógł dostać się na lewą stronę Wisły. Mosty zostały zamknięte. Poszedł więc z kolegami naokoło, przez Puszczę Kampinoską. Dwa dni maszerowali i natknęli się na leśniczego. Powiedział im, że wszędzie szczelne kordony niemieckie, mysz się do Warszawy nie przeciśnie.
Ojciec żałował, że nie walczył w Powstaniu. Tłumaczył się: „Synku, można było przepłynąć Wisłę wpław. Ale ja nie umiałem pływać”.

A matka?
– Marzyły jej się Stany Zjednoczone Europy. Wojna ją przybiła. Rodzice przeżywali zagładę Żydów, klęskę Powstania, całe to bestialstwo.
Nasza kamienica przetrwała wojnę. Mieszkaliśmy na Mińskiej, na Pradze. Przewijały się tłumy ludzi powracających z sowieckich łagrów albo niemieckich obozów koncentracyjnych. Czasem mieszkało u nas po dwadzieścia kilka osób, a to był tylko duży pokój z kuchnią.
Znajomi ojca, znajomi znajomych. Młodzi mężczyźni, ale przetrąceni, z piętnem tej strasznej wojny i tego wyzwolenia, które znów było zniewoleniem. Pili, grali w karty, palili papierosy, leżeli pokotem. Matka przeżywała gehennę.

A Warszawa oglądana oczami pięciolatka?
– Wszędzie gruzy, gdzie tylko spojrzeć. Świetnie się w niej czułem! Gdy na studia pojechałem do Wrocławia, od razu polubiłem to miasto. Bo na wrocławskich murach też były dziury po kulach.
Powojenna Warszawa była niebezpieczna. Słyszałem: „Uważaj, synku, gdzie chodzisz. Żeby kto cię nie porwał”. Jak raz wróciłem za późno, dostałem od ojca po gębie.
Był przedstawicielem firmy produkującej cukierki, często przynosił do domu raczki. Nieźle nam się powodziło, choć ojciec sporo przegrywał w karty. Ale biedy nie było, dopiero w latach 50. materialnie znacznie nam się pogorszyło.

Władzy ludowej rodzice uwierzyli?
– Matka trochę. Przed wojną miała ciężko. Moja babka zmarła, a dziadek był tramwajarzem, działał w PPS. Matka pamiętała przedwojenną niesprawiedliwość i łagodnie traktowała komunizm. Ojciec odwrotnie. Nie ujawniał, że był w AK.

Psioczył na komunę?
– On to nawet nie. Ale przychodzili do nas moi wujowie, jacyś kumple ojca. Pili i gadali, a potem ponosiła ich ułańska fantazja. Raz wujek Józek wyszedł z kolegą na balkon i darli się na całą ulicę: „Morawiecki, Jurczakowski –AK”.
Ojciec utrzymywał kontakt ze swoim dowódcą z konspiracji Romanem Dulembą, który przeszedł przez Oświęcim i Mauthausen. Pijak – jak przychodził, matka się trzęsła. Raz ogłosił, że się ożenił. Z kim? Ano z Estonką. Wymienił nazwisko, brzmiało trochę z germańska. Ojciec żachnął się: „Co ty gadasz? Z Niemką żeś się ożenił”. I wtedy Dulemba z całej siły przywalił mu w twarz. Ja przestraszony myślę, co dalej, ale ojciec wstał, skłonił głowę i powiedział: „Romek, bardzo cię przepraszam”. Gęba mu spuchła i pili dalej.
Dla tych ciągle dumnych Polaków po tym, co Niemcy podczas wojny robili, ożenić się z Niemką to była obraza – to jak z małpą. Młodzi mężczyźni mieli wtedy charakter, czuli wewnętrzną niezależność. Ale mieszało się to z poczuciem bezsilności. Zapijali więc złość i mówili, że będzie, co ma być. Nie dbali o życie.

A pan?
– A ja dorastałem w moralnym napięciu. Chodziłem do Liceum im. Mickiewicza. Gadaliśmy z kolegami o Powstaniu. Nauczycielka historii była przyzwoitą kobietą. Mówiła, że polskich oficerów w Katyniu nie zamordowali Niemcy. Nie powiedziała, kto to zrobił, tego nie mogła. Rodzice dopowiedzieli resztę.
Rok 1956 był dla nich ważny. Nawet ojciec wierzył Gomułce, choć gorszył się, gdy prymas Wyszyński wezwał do głosowania na listę Frontu Jedności Narodu w pseudowyborach 1957 roku. Ja miałem wtedy 15 lat. Wybierałem się na manifestację na placu Defilad, ale po drodze ktoś mnie sprał i tak się zakończyła moja pierwsza przygoda polityczna.

Co pana rzuciło do Wrocławia?
– Chciałem być lekarzem, ale nie dostałem się na medycynę. Postanowiłem więc pójść na fizykę. W Warszawie nie było miejsc. Wolne miejsca mieli jeszcze w Toruniu, Krakowie i we Wrocławiu.
Mieliśmy znajomą siostrę ze zgromadzenia szarytek. Powiedziała, że jej rodzona siostra mieszka we Wrocławiu, w dużym mieszkaniu, i ma syna, który też idzie na fizykę. To zdecydowało. Zostałem więc wrocławianinem.

A w 1968 antykomunistą?
– Marzec to moje pierwsze poważne przeżycie polityczne. Byłem już asystentem na Uniwersytecie Wrocławskim. Studenci zbierali się na uczelni, by strajkować. Pracownicy poszli na radę wydziału. Co robić? Profesorowie raczej zdystansowani, ostrożni, szukają okrągłych słów. I wtedy mój starszy kolega dr Walerian Ziętek, który należał zresztą do partii, powiedział: „Panowie, niżej piwnicy zejść się nie da. Albo coś konkretnego robimy, albo dajemy sobie spokój”. I wtedy jako jedyne gremium uczelniane w Polsce wydaliśmy deklarację popierającą studentów.

A kto wymyślił prezerwatywy?
– Zna pan tę historię? To było już po Marcu, na 1 Maja. Zrobiliśmy ulotki. W wąskiej grupie kolegów – ja, lekarz Jurek Petryniak, student Piotr Plenkiewicz, śp. Zdzisław Ojrzyński i śp. Ryszard Trąbski. Chcieliśmy te ulotki spuścić z balonu. Ale to były odbitki fotograficzne pisma ręcznego, sporo ważyły i balon nie chciał unieść. Wymyśliliśmy więc, że zamiast jednego balonu wypuścimy dużo małych baloników. Najlepiej nadmuchane gazem prezerwatywy. Zapaliliśmy się, ale Trąbski, sporo od nas starszy, schłodził: „Panowie, przecież tam będą dzieci!”. No, racja. Wtedy stosunek do seksu był surowszy niż dziś. W mig otrzeźwieliśmy i rozrzuciliśmy te ulotki tradycyjnym sposobem.

Co w Marcu tak pana zmobilizowało?
– Kłamstwo. I wielki niesmak z powodu komunistycznej antyżydowskiej hecy. Miałem przyjaciół Żydów, wielu już nawet nie pamiętam. Sporo moich znajomych wtedy powyjeżdżało.
Apotem Sowieci wjechali czołgami do Pragi.

Więc malował pan sierp i młot obok swastyki.
–Rozrzucaliśmy też ulotki. Potem kleiliśmy klepsydrę Jana Palacha, który w Pradze dokonał samospalenia. Dwa lata temu czeski premier Mirek Topolanek przyznał mi medal. Traktuję go jako wyróżnienie dla wszystkich Polaków, którzy czuli się zhańbieni tamtą interwencją.

To był jeszcze spontaniczny bunt czy już świadomy wybór drogi życiowej?
– Tak się wtedy nie myślało. Po prostu żyliśmy po swojemu. Przyjaźniliśmy się, spędzaliśmy razem czas, rodziły się różne pomysły. Praca, dzieci, nocne rozmowy. To się przenikało.
Na początku lat 70. budowałem chatę z rozbiórkowych bali w Pęgowie pod lasem. Koledzy mi pomogli. Miejsce ładne, a przy tym blisko Wrocławia. Ogniska, zabawy sylwestrowe, spotkania tematyczne – o Powstaniu Styczniowym, o Piłsudskim. Ludzi stopniowo przybywało, tworzyło się środowisko. Czytaliśmy Sołżenicyna, przedwojenne książki Piaseckiego, pisma Piłsudskiego.

W obietnicę Gierka uwierzyliście?
– Bez wielkiego entuzjazmu, choć zrobiło się trochę lepiej. Gęba komunizmu wysubtelniała. Nadszedł 1976 rok. Jaś Waszkiewicz, z którym zbliżyłem się w Marcu ’68,przyjaźnił się z Konradem Bielińskim z KOR-u. Zaczęły dochodzić do nas drugoobiegowe pisma z Warszawy.

Ważniejszy był dla was Kuroń czy Moczulski?
– Jeden i drugi. Uważaliśmy, że racja jest po obu stronach. O eseju „Rewolucja bez rewolucji” Moczulskiego dyskutowaliśmy jednak najwięcej. On był chyba u nas w Pęgowie.
Do Wrocławia przyjeżdżał również od Kuronia Janek Lityński.
Kolportowaliśmy wydawnictwa warszawskie. W czerwcu 1979 roku wyszedł pierwszy numer „Biuletynu Dolnośląskiego”. Przed pielgrzymką Ojca Świętego z Jurkiem Petryniakiem pojechaliśmy do Warszawy namawiać ludzi związanych z KOR-em do jakiejś akcji na przyjazd Papieża. Olali nas, więc sami zrobiliśmy biało-czerwony transparent z napisem „Wiara Niepodległość”. Mieliśmy go na placu Zwycięstwa, dzień potem na mszy dla młodzieży na Krakowskim Przedmieściu. Potem pod tym transparentem przemaszerowaliśmy obok gmachu KC z kilkoma tysiącami młodych ludzi. Ale w Częstochowie straciliśmy go i jeszcze oberwaliśmy.

„Nieznani sprawcy”?
– Czyli ubecja. Za wcześnie rozwinęliśmy, zanim weszliśmy w tłum. Podeszło kilku, chcieli trochę ponieść. Sympatycznie poprosili, więc im daliśmy. Wtedy oni porwali płótno i w bramę. Trochę się poszarpaliśmy w tej bramie. Niestety, tamci byli sprawniejsi.
Uszyliśmy więc drugi transparent na mszę w Krakowie. Gdy go zwijaliśmy, w Rynku podszedł do mnie starszy człowiek i ze łzami w oczach podziękował. Widział nas już w Warszawie. Ja też miałem łzy w oczach ze szczęścia.

A zaraz potem powstała „Solidarność”.
– Nie tak szybko. Wcześniej była jeszcze sowiecka agresja w Afganistanie. Przełom 1979 i 80 roku. Pojechałem do Warszawy i namawiałem, by wyraźnie zaprotestować.

Kogo?
– Każdego, kto mógł to zrobić publicznie. Przyjechałem nocnym pociągiem i zatrzymałem się u Konrada Bielińskiego. On zaprowadził mnie do Kuronia. Zreferowałem sprawę. Wywiązała się dyskusja, nawet odbyło się głosowanie. Przegrałem z kretesem. Potem podeszła do mnie Ewa Milewicz i powiedziała, że chyba jednak ja miałem rację.
Namawiałem też ludzi z ROPCiO. Znów bez powodzenia. Odwiedziłem profesorów Lipińskiego i Kielanowskiego. Lipiński się zgodził, ale spytał, co na to Kuroń. A więc ostatnia nadzieja w Moczulskim. Wysłuchał i przyznał, że trzeba zaprotestować. Tyle że nic potem nie zrobił.
Sami więc napisaliśmy oświadczenie przeciw agresji na Afganistan i kolportowaliśmy je jako ulotkę „Biuletynu”. Nie została odczytana w Wolnej Europie, więc mało kto się dowiedział.

Złość na warszawkę?
– Zawód. Dzieje się coś groźnego. Sowieci łamią jałtańskie ustalenia, komunizm się rozprzestrzenia. A oni w Warszawie tego nie rozumieją. Może rozumieli, tylko uznali, że kłucie niedźwiedzia pinezką jest grą niewartą świeczki.

– Uważaliśmy, że polska opozycja powinna zaprotestować, zanim zrobią to Papież i prezydent USA. Szło nam o przesuwanie akcentów – od praw człowieka ku wolności narodów.

Trudno było realnie myśleć o niepodległości.
– Może byłem słabo kalkulujący. Czułem, że jak się od komunistów więcej żąda, to i więcej się dostanie. Ale nie mam żalu do warszawskiej opozycji. Konrad Bieliński tłumaczył mi później, że byłem w Warszawie nieznany. Prowokator? Ki diabeł?
Latem 1980 roku zaczynają się strajki – na Lubelszczyźnie, potem na Wybrzeżu stają stocznie. My kolportujemy ulotki „Biuletynu Dolnośląskiego”. W tamte wakacje byliśmy we Wrocławiu jedyną tak działającą grupą. Wybucha strajk kierowców w zajezdni przy Grabiszyńskiej. Miasto sparaliżowane, ale radosne. Do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego przywoziłem kolejne ulotki. Notowałem też adresy najaktywniejszych uczestników strajku. Jednym z nich był Władysław Frasyniuk.
Dzień przed podpisaniem na Wybrzeżu porozumień przyjechał z Gdańska Karol Modzelewski.

Mieszkał we Wrocławiu już od wyjścia z więzienia na początku lat 70. Znaliście się?
– Nie. Oczywiście znałem to nazwisko z otwartego listu do PZPR, który napisał z Kuroniem w1965 roku.
Przyjechał do zajezdni, pięknie przemówił. Ale powiedział, że trzeba zrezygnować z postulatu wolnych związków zawodowych, bo komuniści nigdy się na to nie zgodzą, byłby to ich koniec. Dzień przed podpisaniem porozumień tak powiedział! Rozumie pan?

Rozumiem. Modzelewski miał za sobą wieloletnie zaangażowanie, dwa wyroki na koncie. Panu taka szkoła realizmu nie była jeszcze dana.
– Cóż ja? Bogu dzięki, że Karola nie posłuchali stoczniowcy. Dziś sądzę, że komuniści zgodzili się na wolne związki, bo sądzili, że będą nimi sterować. Na czele głównych strajków –w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu – stali ludzie uwikłani we współpracę z SB. Gdy miliony się zapisały do „S”, wszystko im się wymknęło spod kontroli.
Pierwszym przywódcą dolnośląskiej „S” był Jerzy Piórkowski. Należał do partii, ale nie był agentem. Zastraszyli go i pod szantażem ustąpił. Następcą został Władek Frasyniuk. Popierała go Warszawa. A w środowisku „Biuletynu Dolnośląskiego” o jego wybór zabiegał Maciek Zięba. Wtedy jeszcze nie zakonnik.

Pan nie miał aspiracji przywódczych?
– Wydawaliśmy nadal „Biuletyn”. Przychodziłem często na zebrania zarządu regionu, ale funkcji żadnych nie pełniłem.
Uważałem, że podstawowa sprawa to ten nasz związek, jego organizacja, silne struktury. Jeśli uda się taki związek zbudować, to zmienimy ustrój. Ale nie myślałem o kapitalizmie jak na Zachodzie. Marzyło mi się przepoczwarzenie realnego socjalizmu w nową mutację ustrojową, która byłaby i wolna, i sprawiedliwa.

Sowieckie czołgi w tych przemyśleniach nie brały udziału? Z Legnicy, gdzie stacjonowały, do Wrocławia to tylko godzina drogi.
– Poznałem wtedy Mikołaja Iwanowa. Do dziś mój przyjaciel, piękna postać, pół Białorusin, pół Rosjanin. Ożenił się zPolką iprzyjechał do Wrocławia. Zgłosił się i pisał w „Biuletynie Dolnośląskim”. Mówił mi: „Kornel, nic z tego nie będzie. Rozjadą was czołgami”. A ja na to: „Trudno. Nawet przegrać czasem się opłaca. W grudniu 1970 rozjechali, ale zmieniło się na lepsze. Bo Polska za Gierka była lepsza od Polski za Gomułki”.

Łatwiej tak mówić, gdy się nie odpowiada za życie ludzi. Przywódcy „Solidarności”nie mieli tego luksusu.
– Naturalnie baliśmy się tych czołgów. Zrobiliśmy ulotki skierowane do żołnierzy sowieckich z apelem, by w razie czego nie strzelali. Woziliśmy je do Legnicy – z pełną świadomością, że to kropla w morzu.
Bardziej liczyłem na nasze władze. Że jak Sowieci ruszą, to w piersiach naszych komunistów zaczną bić polskie serca. Do dziś zresztą uważam, że Jaruzelski miał wybór. Gdyby opowiedział się za „Solidarnością”,Moskwa by odpuściła. Pełnej wolności byśmy od razu nie dostali, ale na poważne ustępstwa można było liczyć.

Jak pan odbierał Wałęsę?
– Z bliska przyjrzałem mu się dopiero jesienią 1981 roku na I Zjeździe „Solidarności”. Byłem delegatem. I coś mi się w nim nie spodobało. Był bufoniasty, jakby brakowało mu szczerości.

Na kogo pan głosował w wyborach na przewodniczącego związku? Na Andrzeja Gwiazdę?
– Nie, na Jana Rulewskiego. Gwiazda był związany blisko zKOR-em. We Wrocławiu popierał go Karol Modzelewski i Basia Labudowa. A dla mnie oni byli za mało niepodległościowi.
Na zjeździe kolportowaliśmy „Biuletyn”z „Posłaniem” do „Solidarności”od niezależnych związkowców z Moskwy. Tekst skonsultował ze swoimi przyjaciółmi i przywiózł do Polski Iwanow. Wydaje mi się, że stąd wyszła inspiracja dla kolegów z Kalisza, którzy zgłosili projekt „Posłania do ludzi pracy Europy Wschodniej”.
Tymczasem ja między pierwszą a drugą turą zjazdu zostałem aresztowany. Postawiono mi zarzuty o ten tekst i kilka innych, wytoczono proces. Region zagroził strajkiem, więc mnie wypuszczono. Kolejne moje rozprawy to były antyreżimowe demonstracje.
Czułem już, że czeka nas konfrontacja. Na zjeździe mówiłem, że powinniśmy przygotować się na stan wyjątkowy. Potem z każdym tygodniem coraz bardziej się w tym utwierdzałem. 12 grudnia 1981 roku coś mnie tknęło, wywiozłem z siedziby Regionu powielacz. Na wszelki wypadek.
Tego dnia wieczorem kolportowałem świeży numer „Biuletynu”. Zajechałem do Hani Łukowskiej, mojej przyjaciółki, u której byłem umówiony zjej koleżanką sędzią na rozmowę o moim procesie. Wyszedłem późno, chyba o drugiej w nocy. Straszny mróz, a ja w„maluchu”mam słaby akumulator. Kręcę, kręcę... i nic. Nie zapalił.

Jak to „maluch”na mrozie.
– I to mnie uratowało! Gdyby zapalił, to pojechałbym do domu. A tam już na mnie czekali. Moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Atak wróciłem do Hani. Rano, przed szóstą, przyszedł kolega, potem z przyjaciółmi przyjechała moja żona. Stan wojenny.
Zwołujemy zebranie środowiska „Biuletynu Dolnośląskiego”. Decyzja – koniec z „Biuletynem”, wydajemy nielegalne pismo związkowe „Z dnia na dzień”. 14 grudnia rano numer był już kolportowany w zakładach pracy Wrocławia.

To pierwsza bibuła w stanie wojennym.
– Skromna karteczka. Ale regularnie, co dwa dni, wydawaliśmy do wiosny. Aż Rafał Dutkiewicz, mój student, który był łącznikiem z arcybiskupem Gulbinowiczem, przekazał informację, że arcybiskup sugeruje, byśmy rzadziej wydawali.
W styczniu 1982 roku spotkałem się z Frasyniukiem, który też się ukrywał. Mówiłem mu: „Trzeba powołać ogólnopolską związkową strukturę podziemną”. Ale wtedy się nie spieszył. Dopiero w kwietniu powołał, ze Zbyszkiem Bujakiem i Władysławem Hardkiem, Tymczasową Komisję Koordynacyjną. O wiele za późno, zmarnowano potencjał pierwszych miesięcy.

Pan uważa, że można było wywołać wtedy strajk generalny?
– Nie mam pojęcia. Ale jeśli nawet nie, to bez dwóch zdań mielibyśmy lepszą organizację oporu.

Ostro atakował pan Bujaka i Frasyniuka.
– Na łamach „Z dnia na dzień” nie atakowałem nigdy. Mimo że już wtedy różniliśmy się co do metod oporu. A gdy Władek wpadł, był to dla mnie ogromny cios. Ukrywanie się Frasyniuka uważałem za ważny symbol oporu. Szkoda, że on sam tego nie doceniał. Im częściej mu powtarzałem, że nie może wpaść, tym bardziej powątpiewał w szczerość moich intencji. Chyba niesłusznie myślał, że próbuję go zakonspirować, aby nie miał wpływu na decyzje.
Ja też się ukrywałem, ale o siebie mniej się martwiłem. Nie miałem tak znanego nazwiska. Posługiwaliśmy się pseudonimami.

I w Warszawie uważano was za prowokatorów.
– Władek wiedział, że nie jestem prowokatorem. Chociaż gadał wtedy różne głupstwa.

Wzywaliście do radykalniejszych form oporu, podczas gdy Bujak z Frasyniukiem opowiadali się za strategią „długiego marszu”. Oni uważali, że podziemne organizacje związkowe w zakładach pracy powinny trwać, przechowując w trudnym okresie ducha sprzeciwu. Wy chcieliście mobilizować społeczeństwo w ulicznych starciach z milicją. To budziło sprzeciw, bo już raz, w Grudniu ’70,ulice spłynęły krwią.
– Chyba szło o to, że podziemna centrala w Warszawie już wtedy liczyła na jakąś formę dogadania się z władzą. My nie mieliśmy złudzeń. Do dziś uważam, że w 1982 roku nie należało rezygnować z manifestacji ulicznych. Zresztą nawet Kuroń napisał radykalny tekst „Krajobraz przed bitwą” wzywający do czynnego oporu.
A że polałaby się krew? No, nawet się polała.

W Lubinie i we Wrocławiu 31 sierpnia ’82,na rocznicę porozumień gdańskich. Cztery osoby zginęły.
– Tragedia, oni strzelali. Ale co można było robić? Jakie mieliśmy środki nacisku? Oczami wyobraźni widziałem Teheran, gdzie społeczeństwo ulicznymi manifestacjami obaliło szacha.

Ale Iran nie miał Wielkiego Brata.
– Miał przeciw sobie Amerykę. Fakt, że trochę dalej, i nie był tak zależny jak my od Sowietów.
W długotrwałą konspirację w zakładach pracy nie wierzyliśmy. Zbyt łatwo ją było rozpracować, konspiratorzy od razu wylatywali. Potencjał oporu był na ulicy. Zwłaszcza u nas, we Wrocławiu.

Nie na tyle wielki, by obalić ustrój. To były paroksyzmy sprzeciwu, a nie wielki bunt.
– 31 sierpnia 1982 wyszło na ulice Wrocławia 100 tysięcy ludzi. Pewno jeszcze za mało. Latem ’82 powołaliśmy Solidarność Walczącą. Również nastawialiśmy się na długi marsz, lecz już nie knucia związkowego, tylko na marsz do niepodległości, do zwycięstwa nad komuną. Nasza konspiracja była lepsza od konspiracji związkowej. Frasyniuk wpadł po dziewięciu miesiącach stanu wojennego, Piotr Bednarz po kolejnych dwóch, a Józek Pinior po pięciu. Ja wpadłem po sześciu latach ukrywania się. W kierownictwie SW nie było czynnej agentury.

Ale zaliczyliście już na początku wielką wpadkę. Jak aresztowali szefa kolportażu K., to sypnął ze sto osób.
– Niestety. Później dowiedziałem się, że facet był słaby psychicznie, już w 1968 roku zeznawał na kolegów. Gdy zaczął sypać, jego żona próbowała nas ostrzec. To była wielka wpadka, która paradoksalnie pokazała siłę naszej organizacji. Bezpieka zobaczyła, że mimo aresztowania kilkudziesięciu osób, mimo pozrywania sieci kolportażu, nasze pisma nadal się ukazują. Z tą samą regularnością.
Zmienili więc taktykę. Zaprzestali aresztowań i już tylko obserwowali, próbując dopaść mnie.

Spotkał się pan potem z K.?
– Nie. Mieliśmy plan, by go porwać, zamknąć w piwnicy, niech dzień i noc drukuje. O chlebie i wodzie, aż odrobi szkody. Znaleźliśmy nawet ranczo pod Wrocławiem, idealnie się nadawało. Ale przyszły roztopy i zalało wymurowaną piwnicę. Zostawiliśmy człowieka w spokoju. On też nie szukał z nami kontaktu.

Cała otoczka Solidarności Walczącej – przysięga i pseudonimy – skąd się wzięła?
– Z Armii Krajowej oczywiście. Ale nie były konieczne. Jeden członek Rady SW złożył tylko pół przysięgi. Dla młodych ludzi, którzy do nas przychodzili, przysięga była jednak ważnym doświadczeniem, podstawą identyfikacji. Wiązaliśmy się na życie. Chcieliśmy pokonać komunizm. Na poważnie.

Komunista – wróg? Jak na wojnie?
– Stan wojenny to była zdrada. Podpisali z narodem porozumienie, apotem je zerwali. Wtedy niczego prócz klęski komunistom nie obiecywałem.

W głównym nurcie podziemnej „S”mówiono o was „Solidarność Warcząca”. A wy o nich: „Klęcząca”.
– W tekstach prof. Geremka i innych bliskich współpracowników Wałęsy z połowy lat 80. mówi się głównie o spółdzielczości i samorządności. „Solidarność”ostała się tam tylko jako ozdobnik. My nigdy nie zrezygnowaliśmy z żądania przywrócenia „Solidarności”,mimo że niektórzy przywódcy związkowi się jej wyrzekli.

A oni to samo mówili o was. Bo „Solidarność”była ruchem pokojowym, a wy w swojej deklaracji dopuszczaliście stosowanie przemocy.
– I, powiem panu, dzięki temu udało się ustrzec podziemie od terroryzmu.

Jak to?
– Jeśli w człowieku rodzi się bunt i pojawia się chęć samosądu, a istnieje organizacja, która przewiduje zbrojne metody, to taki ktoś kieruje swoje kroki właśnie do tej organizacji. Zostaje podporządkowany pewnemu programowi działania, zamiast działać na własną rękę czy wręcz na oślep.

Jak ci chłopcy, którzy zastrzelili w lutym ’82 sierżanta Karosa?
– Właśnie. Gdyby mieli szansę przyjść do nas, nie zabiliby tego milicjanta. Organizacja zawsze jest lepsza niż brak organizacji.

Pod warunkiem że panuje się nad organizacją. Pan kontrolował struktury w innych miastach?
– Symbolicznie. To wystarczało. Rozumie pan?

Nie bardzo. Wiedział pan, że Solidarność Walcząca w Stoczni Gdynia wyprodukowała prototyp pistoletu maszynowego?
– Nawet go przestrzelali. Ale wtedy o tym nie wiedziałem.

A gdyby się pan dowiedział?
– Nie wiem, co byśmy postanowili. Stoczniowcy byli gotowi wyprodukować nawet sto sztuk broni. Ale tego nie zrobili, nie dostali rozkazu. Powstrzymało ich, że byli członkami organizacji.
Proszę zrozumieć – i reżim, i my miarkowaliśmy się. Gdyby komuniści powszechnie nas zabijali, sami też musieliby się liczyć z własną śmiercią. Gdy mnie aresztowano, kapitan SB powiedział: „Eee,myślałem, że pan, szef SW, nosi rewolwer”. Odparłem: „Jeśli mnie powiesicie, mój następca będzie miał co najmniej pistolet maszynowy Uzi”.
W1983 mojego syna Mateusza wzięła z ulicy bezpieka. Chłopak miał 15 lat. Powiedzieli mu: „Ten skurwysyn, twój ojciec” ma się ujawnić. Lekko pobili i wypuścili. Pieszo wracał do domu, ze 20 kilometrów. Ja nic o tym nie wiedziałem. Ale doszło do Wojtka Myśleckiego, członka Komitetu Wykonawczego SW. W akcji odwetowej nasi chłopcy spalili altankę działkową komendantowi WUSW we Wrocławiu.
Nikt nikomu poważnej krzywdy nie zrobił. komuniści wiedzieli, że jeśli zaczną zabijać, to może spotkać ich adekwatny odwet.

A pan, siedząc w lokalu konspiracyjnym, myślał sobie, że jak nagle wejdą, to od razu postawią pod mur?
– Na szczęście, mimo ponad stu ofiar stanu wojennego, władze skrajną przemoc stosowały stosunkowo rzadko. Realnie zbrojnego oporu podobnych do nas wariatów nie musieli się obawiać. Choć potencjalnie nie mogli go wykluczać.

Było was w SW góra 3 tysiące. Jak na podziemie to sporo. Ale do powstania za mało.
– Był nimb, legenda Solidarności Walczącej. To wystarczało, by władza się miarkowała.

Ale Grzegorz Schetyna to strachliwy ponoć był.
– (śmiech) Ponoć był. I ponoć sprawa dotyczyła matryc, które Grzesiek, dubler „Jacusia”,miał dostarczać do drukarni, a nie bardzo się do tego palił. A tak poważnie to Schetyna był jednym z aktywniejszych młodych działaczy SW. Rozeszliśmy się dopiero w trakcie Okrągłego Stołu.

W Poznaniu dawaliście pieniądze na „Czas Kultury” wydawany przez innego dzisiejszego prominenta z PO Rafała Grupińskiego.
– To było pismo Solidarności Walczącej. Spotkałem się wtedy z Grupińskim, uważałem go za człowieka z organizacji.

Przez sześć lat ukrywania się zaliczył pan 60 mieszkań konspiracyjnych.
– Coś koło tego.

Z rodziną kontakt pan miał?
– Korespondencyjny. Widzenia były bardzo rzadkie.

Jak to znosili?
– Dobrze to rozumieli. Nigdy nie miałem nacisków z domu, bym się ujawnił. To moje ukrywanie się z czasem stało się ważnym symbolem.

Był pan świadom legendy Kornela Morawieckiego?
– Byłem. I dlatego ani myślałem się ujawniać. Choć płynęły do nas wewnętrznymi kanałami sugestie od władzy, że jak się ujawnię, to nic złego mi się nie stanie.

Ale wpadł pan głupio.
– To była gra do jednej bramki. Wystarczyło osłabienie czujności. W listopadzie 1987 poszedłem do mieszkania, którego nie byliśmy do końca pewni, aby przekazać do druku książkę Władysława Bartoszewskiego „Warto być przyzwoitym”. Oczywisty błąd. Nawet nie wiem, kiedy znalazłem się na ziemi. Wykręcili do tyłu ręce, skuli.
Następnego dnia z rana helikopterem zawieźli mnie do Warszawy.

A tam propozycja nie do odrzucenia?
– Po półrocznym więzieniu mec. Jan Olszewski przekazał mi propozycje Episkopatu i gen. Kiszczaka. Razem z moim zastępcą Andrzejem Kołodziejem, również aresztowanym, wyjeżdżamy do Rzymu. Ale bez żadnych warunków – jeśli zechcemy wrócić, to choćby za trzy dni.
Na lotnisku tuż przed odlotem dowiedzieliśmy się jednak od żegnających nas przyjaciół, że wybuchają strajki. To był koniec kwietnia ’88. Otrzymałem list od Zbigniewa Romaszewskiego, żebyśmy nie wyjeżdżali.
No to nie lecimy. Odwożą nas z powrotem na Rakowiecką. Tam do gabinetu naczelnika więzienia przychodzą ks. Orszulik, prof. Stelmachowski i mec. Olszewski – i w imieniu Episkopatu proszą, byśmy jednak pojechali. Dodatkowo informują, że Andrzej Kołodziej ma raka wymagającego natychmiastowego zoperowania za granicą. Spytałem, czy on może sam lecieć. Odparli, że wykluczone.

Uwierzyliście w chorobę Kołodzieja?
– To było prawdopodobne, bo na raka zmarła siostra Kołodzieja. Andrzej bardzo się przejął. Potem okazało się, że choroba była fikcyjna.
Polecieliśmy więc do Rzymu. 3 maja spotkaliśmy się z Ojcem Świętym.

Co wam powiedział?
– Niewiele pamiętam. Byłem strasznie zmęczony. Zresztą ojciec Hejmo poprosił, byśmy nie mówili dziennikarzom, o czym była rozmowa. Potraktowałem to poważnie i nie mówiłem. A jak nie mówiłem, to sam zapomniałem.
Po audiencji, już sam, pojechałem prosto na lotnisko. Nie wpuścili mnie do samolotu do Polski. Poleciałem więc do Frankfurtu i stamtąd rannym samolotem do Warszawy. Na Okęciu zdjęli mnie już z trapu i zaprowadzili do jakiegoś pomieszczenia. Trzymali kilka godzin pod kluczem, cały czas filmując. A potem wsadzili w samolot do Wiednia. Trochę się opierałem, więc użyli siły.

A w Wiedniu?
– Redaktor Giedroyc przysłał mi pieniądze na życie.

Znaliście się?
– Nigdy się nie spotkaliśmy. Ale on już wcześniej wspomagał finansowo Solidarność Walczącą.
Z Wiednia poleciałem do Anglii, potem do USA i Kanady. Po czterech miesiącach, w końcu sierpnia 1988 roku, wróciłem po kryjomu do Polski. Przekroczyłem granicę samochodem, na fałszywym paszporcie. Akurat trwała druga fala strajków, pojawiły się już pierwsze przymiarki do Okrągłego Stołu.

Od początku byliście na „nie”?
Jesienią 1988 roku Wojtek Myślecki pojechał do Warszawy. W kościele na Solcu wziął udział w spotkaniu z grupą okrągłostołową. Był tam Bujak, Mazowiecki, chyba Geremek. Ale także i Moczulski, który zresztą namawiał nas, byśmy usiedli do rozmów z władzą. Wojtek przedstawił jednak nasze stanowisko, że odmawiamy.

Bo?
– Pula ustępstw, którą zarysowała władza, wydała nam się strasznie mizerna. Nie mogliśmy tego zaakceptować.

A gdybyście zmienili zdanie, to – z łatką terrorystów – zostalibyście dopuszczeni do Okrągłego Stołu?
– Tak. Dostaliśmy przecież taką ofertę.

Od opozycji, a nie od władzy. Dla generałów nawet Kuroń z Michnikiem byli wtedy nie do zaakceptowania. A co dopiero pan!
– Myślę, że fochy generałów z dopuszczeniem Kuronia i Michnika do Okrągłego Stołu to była zagrywka na uwiarygodnienie całej operacji wobec społeczeństwa. Tak to zresztą wtedy odbieraliśmy.

Jeśli nie rozmawiać, to co innego można było robić?
– Naszym celem było obalenie komunizmu, a obie strony mówiły wtedy o jego zreformowaniu.

W tamtym systemie z reguły mówiło się co innego, a co innego się robiło.
– Nas utwierdzały w sprzeciwie wydarzenia toczące się równolegle z Okrągłym Stołem. Najpierw zamordowany zostaje ks. Niedzielak, potem ks. Suchowolec. Później jeszcze zabójstwo ks. Zycha.
Uważaliśmy, że komuniści chcą się podzielić odpowiedzialnością, ale władzę zachować.

W efekcie wybory czerwcowe zbojkotowaliście.
– Ale nie aż tak stanowczo. Wezwaliśmy do bojkotu, zaznaczając, że jeśli ktoś chce głosować, to powinien na „Solidarność”. Po wyborach wyraziliśmy zadowolenie z wyniku „S”.
Aż tak wyraźnego zwycięstwa nie spodziewałem się. Niestety Wałęsa z Geremkiem, zamiast złapać byka za rogi, kombinowali, jak przywrócić Listę Krajową PZPR, aby umożliwić wybór Jaruzelskiego na prezydenta. Byliśmy oburzeni.
Po wyborze Mazowieckiego na premiera przekonywałem Romaszewskiego, żeby rozwiązać Sejm kontraktowy i ogłosić w pełni wolne wybory. Po co przedłużać agonię starego systemu? Ale w kręgach tzw. konstruktywnej opozycji wciąż brakowało wiary w koniec komunizmu.

Wojska sowieckie stały nadal w Polsce. Liderzy opozycji musieli brać to pod uwagę.
– Gorbaczow miał do nas strzelać? Po pierestrojce? Po porozumieniach z Reaganem?

W Wilnie w 1991 roku strzelał.
– Ale to była sowiecka republika. A i tam po strzelaniu zaraz ustąpili. Kto by miał w Polsce strzelać? Wtedy to my, a nie ludzie Okrągłego Stołu, byliśmy realistami.

Zarzuca im pan błędną ocenę czy złe intencje?
– Nikomu nie zarzucam złych intencji. Uważam, że oni źle ocenili ówczesną rzeczywistość i w efekcie prowadzili błędną politykę.

Pan się ukrywał aż do lata 1990 roku. A ujawniając się, ogłosił pan, że robi to nie dlatego, że jest tak dobrze, ale że jest tak źle. Przecież to się rozmijało z powszechnymi nastrojami!

– Nie zgadzam się. Pierwszy okres po 1989 roku to wielka zapaść. Reforma Balcerowicza, rozkradanie Polski przez nomenklaturę komunistyczną, wielkie afery FOZZ i inne.

Gdyby takie były nastroje, to Polacy powierzyliby panu władzę. Miał pan legendarne nazwisko, zwartą strukturę, a kandydując w 1990 roku na prezydenta, nie zebrał pan nawet wystarczającej liczby podpisów.
– Wtedy byłem, tak jak i jestem dziś, głównym przeciwnikiem całej elity pookrągłostołowej. Trudno się przebić. Charakterystyczne: jest pan pierwszym dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, który poprosił mnie o wywiad do ogólnopolskiego wydania. Po 20 latach!

Ale pan też wysoko licytuje. Odmówił pan przyjęcia od Lecha Kaczyńskiego Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski, tłumacząc, że tylko Order Orła Białego byłby właściwy.
– Tak, Solidarności Walczącej, największej niepodległościowej organizacji podziemnej w latach 80., należy się najwyższe polskie odznaczenie. Niższego odznaczenia moi koledzy z Rady SW nie pozwolili mi przyjąć.

Ma pan tupet!
– Mam honor.


DF

Kornel Morawiecki, rocznik 1941. Doktor fizyki, wykładał na Uniwersytecie Wrocławskim. Obecnie na emeryturze. W latach 80. był liderem Solidarności Walczącej. W 1990 r. bez powodzenia kandydował na prezydenta RP. Rok później jego Partia Wolności nie zdobyła żadnego mandatu w wyborach do Sejmu. Przegrał też wybory do Senatu w 1997 r. (był kandydatem ROP) i w 2007 (z poparciem PiS). Żonaty, ma trzy córki, dwóch synów i dziewięcioro wnucząt.


http://wyborcza.pl/1,75480,7691605,Jestem_przeciwnikiem_elity.html?as=1&startsz=x
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Kwi 22, 2010 4:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z bloga Krzysztofa Leskiego na s24:

Cytat:
Dajmy im szansę!

Apeluję do wszystkich: blogerów i komentatorów, polityków, mediów, do wszystkich Polaków, którym leży jeszcze na sercu ustrój oparty na wyborach powszechnych, do władz miejskich, do adminów s24. Apeluję o podpisy pod wnioskami o rejestrację kandydatów na prezydenta. Tragedia pod Smoleńskiem sprawia, że po raz pierwszy mamy do czynienia ze skróconą kampanią i nawet najwięksi mogą mieć kłopot z zebraniem 100 tys. podpisów w 10 dni. Dajmy im szansę!

Czy to legalne? Jak najbardziej. Zgodnie z ordynacją obywatel może podpisać listy dowolnej liczby kandydatów. Czy to moralne? Jak najbardziej. Podpis nie musi oznaczać poparcia kandydatury, może być wyrazem poglądu, że kandydat ma prawo startu w wyborach bez względu na to, czy stoi za nim wielotysięczny aparat partyjny, czy tylko grupa entuzjastów. W szczególnych okolicznościach wiosny 2010 przyjmijmy, że podpisujemy listy każdego kandydata, który nie budzi w nas wyraźnej odrazy. Przy okazji - proszę o powstrzymanie się do dyskusj pod tym postem, kto odrazę budzi, a kto nie.

Zróbmy to 3 maja, w rocznicę pierwszej polskiej konstytucji, która była wyrazem rzadkiej w XVIII wieku tolerancji dla różnych postaw i wyznań. Zbierzmy się we wszystkich polskich miastach, by podpisywać listy kandydatów na prezydenta.

Zróbmy to na Rynku. Spotkajmy się 3 maja w południe na Rynku w Warszawie, Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku, Lublinie, Bydgoszczy, Toruniu, Kielcach, Radomiu, Tarnowie, Koszalinie, Słupsku, Zielonej i Jeleniej Górze, Opolu, Rzeszowie, na Piotrkowskiej w Łodzi, na pl. Katedralnym w Szczecinie, na Targu Rybnym w Olsztynie...

Napiszcie, gdzie to zrobić w Białymstoku, Gorzowie, w miastach, których nie wymieniłem. Napiszcie, jeśli któreś z miejsc wyżej zaproponowanych jest nietrafione. Rozpropagujcie pomysł w swoich miastach. Apeluję też do mediów o wsparcie, o mobilizację widzów, słuchaczy, czytelników i o nacisk na władze miejskie.

Apeluję do władz miast o wyrażenie ogólnej zgody na te zgromadzenia bez formalnego organizatora, o wzięcie na siebie skromnego zabezpieczenia przez straż miejską i policję, o ułatwienie komitetom wyborczym kandydatów ustawiania stolików, przy których będą zbierać podpisy.

Apeluję do zbierających podpisy: miejcie przy sobie kserokopie zgody kandydata na udział w wyborach, zgody kandydata na utworzenie jego komitetu, ewentualnie kopii oświadczenia lustracyjnego kandydata (to jednak pierwsze wybory prezydenckie, w których startować mogą kandydaci w wieku polustracyjnym).

Apeluję do podpisujących: miejcie przy sobie dokument pozwalający sprawdzić wiek (podpisywać mogą tylko pełnoletni), numer PESEL i adres (te dane wpisać trzeba na listę, a zbierający mają prawo obawiać się wpuszczenia ich w kanał). Sprawdźcie z kolei, czy kartka, na której się podpisujecie, zawiera formalny nagłówek z nazwą komitetu wyborczego kandydata.

Możemy zacząć wcześniej - spotkać sie też w sobotę 1 i niedzielę 2 maja. Szacuję jednak, że jeśli w największych miastach zjawi się 3 maja po kilka tysięcy osób, starczy to, by zebrać wymagane 100 tys. podpisów. Komitety będą miały jeszcze trzy dni, by uporządkować i pobieżnie zweryfikować listy (czy są potrzebne dane, czy podpisujący nie powtarzają się) - i do północy w czwartek 6 maja złożyć listy w PKW.

Preludium warto zorganizować już w najbliższy poniedziałek. Zbierzmy sięo 18.00 na pl. Trzech Krzyży w Warszawie, by pomóc komitetom zebrać 1000 podpisów niezbędnych do złożenia w PKW zawiadomienia o utworzeniu komitetu. Termin upływa w poniedziałek o północy.

Apeluję do adminów: potraktujcie ten post nieco specjalnie.

Dajmy im szansę!


http://krzysztofleski.salon24.pl/173650,dajmy-im-szanse
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Kwi 22, 2010 4:31 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pełnomocnicy Kornela Morawieckiego w poszczególnych województwach - http://kornelmorawiecki-razem.pl/category/kandydat/organizacyjne/

Druk, na którym można zbierać podpisy poparcia dla Kornela Morawieckiego - http://kornelmorawiecki-razem.pl/wp-content/uploads/wzor_pkw.doc

Uwaga! Zebrane podpisy najlepiej jest przekazać najbliższemu pełnomocnikowi Kornela Morawieckiego w województwie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum