Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prof. Andrzej Nowak: Nie pozwólmy Rosji nas dzielić

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej Gawlikowski



Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 388

PostWysłany: Pią Lut 12, 2010 9:32 pm    Temat postu: Prof. Andrzej Nowak: Nie pozwólmy Rosji nas dzielić Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Nie pozwólmy Rosji nas dzielić

Z prof. Andrzejem Nowakiem, historykiem, sowietologiem, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Arcana", rozmawia Mariusz Bober

Spodziewał się Pan wygranej Wiktora Janukowycza? I to zaledwie sześć lat po "pomarańczowej rewolucji", która wymierzona była właśnie w niego?
- Na pewno sześć lat temu trudno było spodziewać się takich wyników w następnych wyborach. Trudno też było przewidzieć, że Janukowycz nie tylko utrzyma się na scenie politycznej, ale wygra kolejną elekcję, tym bardziej że nie jest to jakaś wyrazista osobowość.

Minimalna wygrana Janukowycza sprawiła, że zaczęto znowu mówić o wyprowadzeniu ludzi na ulice...
- Najgorszy scenariusz, jaki mogę sobie obecnie wyobrazić dla Ukrainy, to długotrwała, wielomiesięczna walka o wynik tych wyborów i pogrążenie kraju w dalszym chaosie, swego rodzaju "zimnej wojnie domowej" pomiędzy zwolennikami premier Julii Tymoszenko i Wiktora Janukowycza. Być może się mylę, ale według mnie, dla stabilności tego kraju lepiej byłoby uszanować wybór Ukraińców, jakikolwiek on jest. To bardzo ważne, by nauczono się tam szanować wyniki wyborów, by ci, którzy je wygrają, obejmowali taki zakres władzy, jaki określa prawo, i byli za ten obszar odpowiedzialni. Ukraina już pozytywnie odróżnia się od swoich sąsiadów - Białorusi i Rosji, szanując demokratyczne wyniki elekcji, podobnie jak to się dzieje w krajach zachodnich.

Co dla Ukrainy będzie oznaczało objęcie urzędu prezydenta przez Janukowycza?
- Pierwszy wniosek, jaki nasuwa się po niedzielnym głosowaniu, jest taki, że widocznie ten kandydat był wygodny, że jest to człowiek, którym można w dużym stopniu kierować, by nie powiedzieć - manipulować. Druga obserwacja jest oczywista dla wszystkich: "pomarańczowa rewolucja" poniosła porażkę.

Dlaczego?
- Przyczyn jest kilka. Pierwsza to walki wewnętrzne w obozie "pomarańczowych" między dwojgiem jego przywódców: prezydentem Wiktorem Juszczenką i premier Julią Tymoszenko. Druga to nieudolne rządy, zwłaszcza prezydenta Wiktora Juszczenki.

Powiedział Pan, że Janukowycz jest kandydatem, którym można kierować. To sugestia, że jego wybór był efektem oddziaływań socjotechnicznych, podobnie jak to się dzieje na Białorusi czy w Rosji?
- Nie widzę argumentów za tym, by uznać, że elekcja ta była zmanipulowana przez wpływ mediów. Moim zdaniem, to był demokratyczny wybór większości Ukraińców. Warto zauważyć, że w głosowaniu uczestniczyła duża część społeczeństwa. Dlatego myślę, iż można zrozumieć ten wybór jako np. reakcję na dotychczasowe rządy "pomarańczowych". Wojna na wyniszczenie, którą prowadzili przywódcy tego obozu deklarujący wprowadzenie moralnej odnowy na Ukrainie, musiała przynieść reakcję np. w postaci przyzwolenia społeczeństwa na objęcie rządów przez polityka mniej "wyrazistego", który wydaje się obiecywać więcej "świętego spokoju".

A może wybór Ukraińców jest oznaką rozczarowania, bo "pomarańczowi" nie spełnili swoich obietnic? Prócz wspomnianej odnowy moralnej proponowali też skok gospodarczy kraju i integrację z Zachodem...
- Poza omawianymi konfliktami między przywódcami obozu "pomarańczowych" cała formacja nie popełniła aż tak poważnych błędów, za które wyborcy mogliby teraz ją potępić. Stopa życiowa na Ukrainie nie jest obecnie niższa niż sześć lat temu. To, że nie nastąpił spadek, a wystąpiło nawet minimalne podniesienie poziomu życia, należy wiązać z reformami "pomarańczowych", choć były one wprowadzane tylko w ograniczonym zakresie i niekonsekwentnie. Poza tym przedwyborcze zapowiedzi tych polityków, że Ukraina w krótkim czasie stanie się krajem mlekiem i miodem płynącym, były po prostu nierealistyczne. Nigdzie na świecie takie zmiany nie dokonują się w tak szybkim tempie. Ponadto do przeprowadzenia szybkiej modernizacji kraju nie wystarczy wysiłek samych Ukraińców ani mobilizacja klasy politycznej, która zresztą nie była wystarczająca. Potrzebna była też wola wciągania do takiej współpracy Unii Europejskiej. Tymczasem w UE nie było takiej woli i obecnie tym bardziej jej nie ma.

Program Partnerstwo Wschodnie, o którym z dumą mówi szef polskiego MSZ Radosław Sikorski, jak o realnej i konkretnej pomocy, m.in. dla Ukrainy, to niewystarczająca oferta?
- Jest to oferta zdecydowanie gorsza niż namiastka UE. Nie twierdzę, że to program nierealny. Jest to jednak realizm z kategorii tych najmniejszych. Mówiąc wprost - program Partnerstwo Wschodnie pozwala załatwić kilka drobnych spraw, jak np. ułatwienia wizowe. Jest to oczywiście ważne; dobrze, że polskie MSZ pomogło w uruchomieniu tego programu i we wprowadzeniu ułatwień w ruchu wizowym. Rzecz w tym, że w odniesieniu do strategicznego wyboru Ukrainy - z Zachodem czy z Rosją są to niezwykle małe kroki. Omawiana propozycja stanowi odwrót od ambitnie zakreślonego zadania, jakim była próba wciągnięcia naszego wschodniego sąsiada do UE i NATO. Takie właśnie próby podejmował najpierw rząd PiS, a ostatnio prezydent Lech Kaczyński. Po objęciu rządów przez PO cofnęliśmy się o kilka kroków. Szczególnie ważne i niepokojące jest skorelowanie tego procesu z ofensywną i przemyślaną polityką rosyjską. Metoda Moskwy polegająca na stopniowym antagonizowaniu Warszawy i Kijowa przyniosła oczywiste i niezaprzeczalne rezultaty. Przykładem tego jest szantaż gazowy Rosji wobec Ukrainy w styczniu 2008 roku. W czasie, gdy określano dopiero kierunek polityki ukraińskiej gabinetu Donalda Tuska, Rosjanie zaplanowali wizytę ministra Radosława Sikorskiego w przeddzień przyjazdu do Moskwy premier Julii Tymoszenko. Z pistoletem gazowym przyłożonym do skroni miała ona podpisać "akt kapitulacji" Ukrainy w negocjacjach gazowych z Rosją. Przyjazd Sikorskiego do Moskwy w takim momencie był manifestacją skuteczności rosyjskiej polityki, poprzez którą Kreml zademonstrował ukraińskiej premier, że Polska też siedzi w rydwanie polityki Moskwy i odcina się od Kijowa. Tak właśnie odebrali tę sytuację Ukraińcy - jako pokaz tego, że dla rządu Tuska Rosja jest ważniejsza niż Ukraina. Można oczywiście dyskutować o tym, czy Rosja może być naszym głównym partnerem na Wschodzie zamiast Ukrainy. Ale w polityce zagranicznej rządu Donalda Tuska taki wybór stał się faktem. Poza tym o warunkach takiego porozumienia z Moskwą decyduje wyłącznie Kreml.

A czy będzie on także decydował o naszych relacjach z Ukrainą dzięki wyborowi na najwyższe stanowisko w tym państwie polityka, który uznawany był za "człowieka Rosji"?
- Nie obawiałbym się, że po objęciu władzy Janukowycz od razu pobiegnie do Moskwy, by sprzedać Ukrainę Rosji. To polityk, który reprezentuje przede wszystkim potężnych oligarchów ze wschodu kraju. Ci zaś wolą pozostać oligarchami ukraińskimi, niż podzielić los niektórych kolegów rosyjskich, jak np. Michaiła Chodorkowskiego. Wolą dysponować majątkiem rzędu 4-5 mld USD, niż szyć spodnie w obozie gdzieś na granicy z Chinami, jak np. były szef koncernu naftowego Jukos. Dlatego paradoksalnie oligarchowie są obecnie strażnikami niepodległości Ukrainy. Oni już wiedzą, jak walczyć o władzę. Natomiast pod rządami Janukowycza mogą zwiększyć się wpływy rosyjskie na kulturę Ukrainy. Przecież polityk ten nie ukrywa, że lepiej mówi po rosyjsku niż ukraińsku. Z drugiej strony można spodziewać się, że pod jego rządami osłabnie nuta nacjonalistyczna czy wręcz szowinistyczna w polityce ukraińskiej, na której grał w sposób żałosny prezydent Wiktor Juszczenko. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by Janukowycz firmował taką apologię UPA czy nacjonalizmu spod znaku Dmytro Doncowa [twórca ideologii Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów - przyp. red.], jak to się działo zwłaszcza w ostatnich miesiącach rządów Juszczenki. Dlatego nie można od razu przedstawiać prezydenta elekta Ukrainy jako nieszczęścia dla Polski, ale trzeba zacząć z nim rozmawiać.

Jaki wpływ na relacje z Polską będzie miał wybór Janukowycza na prezydenta i jego wizja polityki zagranicznej?
- To zależy od tego, w jakim stopniu rząd polski będzie umiał zareagować na długofalową politykę rosyjską, której cele są jasne. Sprowadzają się one do powiększania dystansu między Warszawą a Kijowem i prowokowania następnych "okazji" do manifestowania "ocieplenia" relacji z Polską, za którymi jednak nie będą szły żadne ustępstwa ze strony Rosji w sprawach dla Polski zasadniczych. Przykładem tego jest perfekcyjnie wykonana, sądząc po dotychczasowych informacjach, "operacja Katyń 2010". W jej ramach premier Władimir Putin zaprosił Donalda Tuska na groby ofiar mordu katyńskiego, poniżając ich pamięć i Naród Polski.

W jaki sposób?
- Przecież obecny premier Rosji wywodzi się z organizacji, która bezpośrednio odpowiada za mord katyński. Choć jestem przeciwny, by ciągle wypominać mu karierę w sowieckiej bezpiece, to jednak kiedy zapowiadana jest jego wizyta w Katyniu, nie sposób zapomnieć o tym, że Putin był oficerem KGB, czyli bezpośredniego następcy NKWD. Nigdy nie odciął się od KGB. Przeciwnie. Jak pokazuje np. film dokumentalny "Towarzysz Prezydent", na Łubiance, w mrocznej siedzibie sowieckiej i rosyjskiej bezpieki, po wyborze na prezydenta Rosji w 2000 r. zameldował swoim kolegom: "Towarzysze oficerowie! Zadanie zostało wykonane!"... Ponieważ Putin nigdy nie potępił działalności organów bezpieczeństwa Związku Sowieckiego, można uznać, że nadal sprawuje władzę w imieniu osób wywodzących się z tej instytucji odpowiedzialnej za wymordowanie milionów ludzi. Oznacza to, że chce przekształcić uroczystości w Katyniu w swego rodzaju parodię symbolicznego zadośćuczynienia. Dlatego jeśli ktoś twierdzi, że dzięki tym planowanym uroczystościom mamy do czynienia z jakimś historycznym przełomem w skali porównywalnej z listem biskupów polskich do niemieckich, powinien zastanowić się kilka razy nad takimi słowami.

Nie widzi Pan szans na prawdziwe zmiany w relacjach polsko-rosyjskich?
- Pozytywnym aspektem planowanych uroczystości jest zaangażowanie rosyjskiej Cerkwi prawosławnej w upamiętnienie zbrodni katyńskiej. Tu właśnie widać przełom - niezależnie od intencji politycznych, które mogą temu towarzyszyć. Myślę, że obecność przedstawicieli Patriarchatu Moskiewskiego, a najlepiej samego patriarchy, i np. przewodniczącego Episkopatu Polski na uroczystościach religijnych w Katyniu miałaby wielką wymowę. Na płaszczyźnie religijnej bowiem upamiętnienie mordu katyńskiego jako wielkiej zbrodni komunistycznej miałoby moc oczyszczającą, pod warunkiem, że nie będzie tam kogoś, kto odwraca znak tej uroczystości i czyni z niej szyderstwo. Dlatego też należy odróżnić aspekt czysto polityczny i stwierdzić, że Rosja pod rządami Władimira Putina dąży do tego, by dzielić Polskę, tak jak robiła to pod rządami np. Stalina, gdy w 1944 r. dyktowała rządowi londyńskiemu, z kim chce rozmawiać, twierdząc, iż może spotkać się z premierem Stanisławem Mikołajczykiem, ale nie z prezydentem Władysławem Raczkiewiczem. Podobnie caryca Katarzyna II przeciwstawiała króla Stanisława Poniatowskiego opozycji magnatów w XVIII wieku. Jeśli strona polska zgodzi się na to, że to Moskwa dyktuje, z kim chce rozmawiać i kto ma reprezentować Polskę, będzie to smutny przykład triumfu imperialnej polityki Rosji i dowód niedojrzałości polskiej kultury politycznej.

Ale prezydent Lech Kaczyński już zapowiedział, że pojedzie na uroczystości nawet bez zaproszenia, więc chyba sam rozstrzygnął problem?
- Nie chciałbym w tym kontekście podsuwać ani prezydentowi, ani premierowi żadnych rozwiązań. Wyjazd samego premiera i pozostanie prezydenta w kraju byłby tryumfem polityki Moskwy. Natomiast wyjazd Lecha Kaczyńskiego na uroczystości wraz premierem i potraktowanie prezydenta w Katyniu w sposób pogardliwy, jako gościa drugiej kategorii - to również urągałoby godności państwa, którego głową jest właśnie prezydent. Dlatego powinniśmy umieć odpowiedzieć na to wyzwanie, które rzucił polskiej kulturze politycznej premier Putin. Najważniejsze jest, by nie przenosić wojny politycznej między obozem prezydenckim i rządowym na zewnątrz, zwłaszcza w relacjach z Rosją, bo byłby to triumf prowadzonej przez Rosję polityki "dziel i rządź". Dlatego w takiej sytuacji prezydent i premier nie powinni uprawiać rywalizacji nad grobami katyńskimi, lecz wspólnie uzgodnić, jak wybrnąć z tej sytuacji. Powinny to zrozumieć również media i nie egzaltować się nagłaśnianiem sporów między prezydentem i premierem.


NASZ DZIENNIK Piątek, 12 lutego 2010, Nr 36 (3662)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum