Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Smoleńska katastrofa
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pawel Sabuda



Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 368

PostWysłany: Pon Sie 01, 2011 10:32 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Między Ministerstwem Finansów , a NFZ, Jerzy Miller był "doradcą gospodarczym" (?!) rządu Azerbejdżanu...
_________________
Pawel Sabuda
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 02, 2011 7:06 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Gen. Czaban: Informowałem, że dzieje się źle
Poniedziałek, 1 sierpnia (23:07)
(...)
Czaban, obecnie asystent szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego ds. Sił Powietrznych i szef szkolenia w latach 2007-2010, był w poniedziałek pytany w TVN 24, "ile napisał pism, chociażby do ministra obrony narodowej, że dzieje się źle". "Moimi pismami machano wszędzie, włącznie z Sejmem, i robili to poważni ludzie. Dotyczyło to i paliwa, i szkolenia, i wielu innych rzeczy. W sumie takich pism przez trzy lata napisałem grubo ponad 200" - odpowiedział Czaban.
(...)
B. szef szkolenia Sił Powietrznych był pytany m.in. o nieprzetłumaczone instrukcje dla pilotów i techników Tu-154M i Jak-40. Według raportu w 36 splt używano nieaktualnej "Instrukcji użytkowania w locie samolotu Tu-154M" w języku polskim stosowanej kiedyś w Polskich Liniach Lotniczych LOT. Ostatnie zmiany do tej instrukcji były wprowadzone w 1994 r.

"Dowódca Sił Powietrznych od 1 stycznia 2007 r. nie dysponował żadnymi finansami. On się prosił o przetłumaczenie instrukcji na Jak-40 i nie wyszło. Do dzisiaj tak samo nowy dowódca Sił Powietrznych prosi o przetłumaczenie instrukcji i na to, i na to" - powiedział Czaban.

Czaban powiedział, że nie był informowany o nieprawidłowościach w jednostce. "Jeżeli są ode mnie komisje specjalistów i one były systematycznie, i sprawdzały zawsze przygotowanie do szkolenia co roku, z reguły było to robione w styczniu, to miałem przypuszczać, że moja komisja mi mówi nieprawdę? Przecież oni z tego pisali protokół" - powiedział Czaban.

Również b. minister obrony narodowej Bogdan Klich, żegnając się w piątek z resortem, podkreślał, że nie wiedział o nieprawidłowościach w specpułku. Jednostka podlega bezpośrednio Dowódcy Sił Powietrznych. Jak podaje raport komisji Millera, również dowódca SP sprawował bezpośredni nadzór nad szkoleniem w 36 splt.

Czaban mówił również o metodach szkolenia sprzed katastrofy. Piloci m.in. ćwiczyli "na sucho" na ziemi. "Jeżeli nie było szans szkolenia na symulatorach, bo go nie było, to coś trzeba było robić" - podkreślił Czaban.

Ćwiczeń na symulatorach wszystkich typów samolotów i śmigłowców będących na wyposażeniu Wojska Polskiego wprowadzono po katastrofie smoleńskiej. Jeżeli symulatora dla danego typu maszyny nie ma kraju, piloci ćwiczą za granicą. Wcześniej, np. załogi Tu-154M nie szkoliły się w ten sposób od 2006 r.
(...)
PAP


http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/news/byly-szef-szkolenia-sil-powietrznych-mowilem-ze-dzieje-sie,1675798
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 04, 2011 2:18 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Kaczyński: Raport Millera oskarżeniem rządu Tuska
Środa, 3 sierpnia
Jarosław Kaczyński uważa, że jeśli raport komisji Jerzego Millera byłby słuszny co do głównej przyczyny katastrofy, to byłby "wielkim oskarżeniem" rządu Donalda Tuska. Według szefa PiS, raport potwierdza, że katastrofa smoleńska była efektem "wojny z prezydentem".

Szef PiS nie komentował do tej pory ustaleń komisji szefa MSWiA Jerzego Millera. Podczas konferencji prasowej w warszawskiej siedzibie partii wskazywał czego - jego zdaniem - w raporcie zabrakło. Kaczyński zapowiedział również, że PiS, gdy dojdzie do władzy, wyjaśni sprawę katastrofy smoleńskiej.

W opinii Kaczyńskiego, w raporcie widać "ogromną obawę przed jakąkolwiek konfrontacją ze stroną rosyjską". - Strona rosyjska znakomicie to wykorzystała. Kopnęła podaną jej piłkę do polskiej bramki uznając, że w gruncie rzeczy wszystko zostało potwierdzone co Rosjanie przedtem mówili w słynnym raporcie MAK-u - powiedział.

Według szefa PiS raport Millera "w żadnym razie nie przyczynił się do tego, by bronić dobrego wizerunku Polski, polskich sił zbrojnych, honoru polskich żołnierzy".

Kaczyński powiedział, że w raporcie nie opisano tego, co wydarzyło się przed 10 kwietnia 2010 r. Jak mówił, nie ma tam nic o rozdzieleniu wizyt w Katyniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska. - Gdyby ich nie rozdzielono, z pewnością nie byłoby tej katastrofy - ocenił.

Kaczyński zaznaczył, że gdyby przyjąć, że raport jest słuszny "co do głównej przyczyny katastrofy" - "to byłby on wielkim, bardzo wielkim oskarżeniem Donalda Tuska i całej polityki wojny z prezydentem".

- Jeśli przyjąć założenia tego raportu, to jest to wielkie samooskarżenie i przyznanie, że ta tragedia była tragicznym efektem wojny z prezydentem - oświadczył Kaczyński. - Z raportu w gruncie rzeczy powinien wynikać wniosek, że Donald Tusk powinien podać się do dymisji - dodał.

Proszony przez PAP o odniesienie się do zarzutów przedstawionych na konferencji PiS, rzecznik rządu Paweł Graś powiedział: "Nie wiem, która opinia na temat raportu aktualnie obowiązuje w PiS - czy Antoniego Macierewicza, że to nie raport, tylko fałszerstwa i kłamstwa, czy opinia Adama Hofmana, że PiS nie odnosi się do raportu, bo uważa, że tego raportu im nie przedstawiono. Nie wiem, do czego więc odnosi się Jarosław Kaczyński, do tego co jest kłamstwem, czy do tego, czego nie przedstawiono" - powiedział rzecznik rządu.

Według prezesa PiS, przyjmując założenia raportu, trzeba sobie zadać pytanie, czy zmiana załogi Tu-154M, którym miał lecieć Lech Kaczyński "z lepszej na gorszą" była przypadkiem, czy może wynikiem czegoś innego - a więc wojny z prezydentem. - Konstytucyjnie prezydent jest pierwszą osobą w państwie i w oczywisty sposób należała mu się lepsza załoga - mówił Kaczyński.

- Jednocześnie prezydent jako pierwszy planował swój wylot i w oczywisty sposób załoga powinna być zachowana, a Donald Tusk powinien otrzymać załogę numer dwa, która leciała z prezydentem - powiedział lider PiS.

Dodał, że raport Millera nie zawiera także informacji o remoncie samolotu Tu-154M w Samarze i późniejszych kłopotów z eksploatacją maszyny. Zdaniem prezesa PiS, jeśli chodzi o przyczyny tragedii pomijane są niektóre kwestie związane z postawą strony rosyjskiej.

- Trzeba zapytać, dlaczego w sytuacji, gdy na lotnisku (w Smoleńsku) nie ma tak zwanych minimów i gdy jeden samolot już tam się niemal nie rozbił, to lotnisko nie zostaje zamknięte. Opowieść o tym, że to było niemożliwe, bo to był lot zagraniczny i oni (Rosjanie) nie mieli takich praw, jest całkowicie niewiarygodna - w żadnych z nagranych rozmów nikt nie powołuje się na żadne prawo. Jest decyzja Moskwy, żeby sprowadzać samolot - powiedział prezes PiS.

Jak dodał, później polscy piloci byli wprowadzani w błąd przez kontrolerów lotu. - Jest po prostu wyraźna zachęta, czy wręcz decyzja "lądujcie", bo stwierdzenie "pas jest wolny" jest interpretowane przez pilotów, jako polecenie lądowania - powiedział Kaczyński.

- Bez tych działań Rosjan tej katastrofy z całą pewnością by nie było - powiedział prezes PiS.

Kaczyński mówił również o działaniach załogi Tu-154M. Kaczyński ocenił, że piloci zostali "wprowadzeni w sytuację bez wyjścia" i nie jest prawdą - jak ocenił - że zabrakło im kwalifikacji.

- Wiemy, że była decyzja o odejściu. Natomiast pozostaje wielki znak zapytania co do tego, dlaczego odejście nie nastąpiło. Tłumaczenie, że piloci mający za sobą 2,5 tys. godzin lotu nie wiedzieli jak obsłużyć podstawowy mechanizm w samolocie jest w najwyższym stopniu wątpliwe i mało prawdopodobne - podkreślił.

- Nie ma wiarygodnego wyjaśnienia co do dalszego przebiegu wydarzeń, które przyniosły tragedię. Sprawa brzozy jest co najmniej dyskusyjna, sprawa dwóch sekund przed zderzeniem z ziemią zatrzymania wszelkiego rodzaju mechanizmów - kontynuował.

Kaczyński odniósł się też do doniesień tygodnika "Wprost", który cytuje pismo, które były szef MON Bogdan Klich miesiąc temu wysłał mec. Rafałowi Rogalskiemu, pełnomocnikowi części rodzin ofiar katastrofy. Wynika z niego, że "powołanie Komisji nastąpiło zgodnie z par. 6 ust. 2 rozporządzenia Ministra Obrony Narodowej z dnia 26 maja 2004 r. w sprawie organizacji oraz zasad funkcjonowania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego w związku z artykułem 11 Porozumienia między Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej a Ministerstwem Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej podpisanego dnia 14 grudnia 1993 r."

- Pierwsze działania, w tym także powołanie komisji, opierały się o porozumienie z 1993 roku. Ogromne pytanie do Donalda Tuska - dlaczego z tego zrezygnował? Czy dlatego, że wiedział, że sam doprowadził do tej sytuacji, prowadząc wojnę z prezydentem? (...) Czy jakieś inne względy? - pytał Kaczyński.

Antoni Macierewicz (PiS) zwrócił uwagę m.in. na zaniedbania ze strony BOR, a także odpowiedzialność ministra Millera, które - jak mówił - też nie zostały zawarte w polskim raporcie. - Gdyby minister Miller dopełnił obowiązków, gdyby wysłał funkcjonariuszy BOR przed tragedią (...), to by jej nie było - zaznaczył.

- (Miller) wpisał się w wojnę z prezydentem, całkowite lekceważenie prezydenta, łamanie konstytucji, ustaw i ponosi za to wszystko odpowiedzialność. Mam nadzieję, że przyjdzie dzień, że będzie musiał przed obliczem wymiaru sprawiedliwości stanąć - dodał Kaczyński.

Kaczyński oświadczył, że jego formacja będzie bronić, także na arenie międzynarodowej, godności Polski i Polaków, w tym polskich pilotów, którzy zostali oskarżeni bezpodstawnie. Dodał, że PiS zrobi wszystko, aby umiędzynarodowić śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej.

Według szefa PiS w obecnej konfiguracji politycznej nie ma sensu kierować wniosków do prokuratury, ani powoływać komisji śledczej. - Kiedy w Polsce będziemy mieli przywróconą praworządność, to z całą pewnością te sprawy będą miały finał tego rodzaju. W tym momencie po co nam się dowiadywać, że są kolejne umorzenia w sprawach zupełnie oczywistych - powiedział Kaczyński.


http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/news/kaczynski-raport-millera-oskarzeniem-rzadu-tuska,1676744,6911

==========================================
Słowa o "gorszej załodze" uważam za wysoce niefortunne, gdyż PiS do tej pory bronił dobrego imienia pilotów samolotu. Nazwanie ich "gorszą załogą" uważam za wysoce niestosowne.


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Czw Sie 04, 2011 2:26 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 04, 2011 2:22 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Premier rozformowuje 36 specpułk i dymisjonuje oficerów
27 minut temu
Rozformowany 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, dymisja wiceszefa MON Czesława Piątasa i 13 dymisji oficerów - w tym 3 generałów - takie decyzje organizacyjne i personalne po raporcie komisji Millera ogłosił premier Donald Tusk.

Szef rządu spotkał się dziś z nowym ministrem obrony Tomaszem Siemoniakiem. - Jako rząd jesteśmy bardzo zdeterminowani, by szybko i - jak sądzę nie bezboleśnie - wdrażać rekomendacje komisji Millera - powiedział premier Tusk.

Jak poinformował, zapadła decyzja o rozformowaniu 36. Specpułku, co oznacza jego likwidację. Dymisję złożył sekretarz stanu w MON Czesław Piątas, którego ma zastąpić wiceszef sejmowej komisji obrony poseł PO Czesław Mroczek.

Tusk ujawnił też, że zdymisjonowano 13 oficerów - w tym trzech generałów: Anatola Czabana (b. szefa szkolenia Sił Powietrznych, obecnie asystent szefa Sztabu Generalnego WP ds. Sił Powietrznych), Leszka Cwojdzińskiego (obecny szef Szkolenia Sił Powietrznych) i Zbigniewa Galca (zastępca Dowódcy Operacyjnego Sił Zbrojnych).


http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/aktualnosci/news/premier-rozformowuje-36-specpulk-i-dymisjonuje-oficerow,1677186,6911
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Wrz 05, 2011 7:50 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Stenogramy z Tu-154 i z wieży

dodane 2011-09-05

PAP

Nowe wypowiedzi osób przebywających w kokpicie polskiego Tu-154M i rosyjskich kontrolerów z wieży w Smoleńsku przedstawiła w poniedziałek komisja ministra Jerzego Millera. Stanowią one załącznik nr 8 do ujawnionego protokołu z badań katastrofy smoleńskiej.

Ekspertom udało się odcyfrować większą część wymiany zdań załogi. Niektóre słowa nie były wcześniej znane, ale też nie zmieniają dotychczas przedstawianego publicznie sensu wypowiedzi osób z kokpitu. Niektóre słowa z protokołu eksperci umieścili w nawiasach - oznacza to, że przedstawili oni różne możliwe warianty wypowiedzi lub też, że nie są one rozszyfrowane na sto procent. Słowa nieczytelne zaznaczono kropkami. Członków załogi i inne osoby będące w kokpicie opisuje się tylko ich funkcjami, bez nazwisk. Niekiedy przytacza się słowa bez wskazania ich autora, lub też z prawdopodobnym jego przypisaniem. Odnotowano też przełączanie przyrządów pokładowych, czy zarejestrowany na nagraniu kaszel, albo nawet impuls prądowy.

Stenogramy rozmów z kokpitu i z wieży są umiejscowione w czasie według tzw. Uniwersalnego Czasu Koordynowanego (UTC), znanego także jako czas Greenwich (GMT) lub Zulu Time. Obowiązuje on w nawigacji lotniczej i - jak wyjaśniła PAP rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak - ponieważ komisja badała katastrofę lotniczą wynikłą w locie międzynarodowym, z przekraczaniem stref czasowych, musiała przywołać ten czas w oficjalnych dokumentach. Przenosząc UTC na czas polski należy więc dodać do niego dwie godziny, a na czas moskiewski - cztery.

O godz. 6:14 pojawia się zdanie przypisywane przypuszczalnie dowódcy załogi kpt. Arkadiuszowi Protasiukowi, który - na wieść o informacji meteo z wieży w Smoleńsku, że widzialność na lotnisku wynosi 400 metrów - mówi: "to nasze meteo jest naprawdę zajebiste". O 6:15 drugi pilot (mjr Robert Grzywna) rozmawia z nawigatorem (por. Arturem Ziętkiem) lub technikiem pokładowym (chor. Andrzejem Michalakiem), "No będzie (niezr.), coś kicha jest z tego?" - mówi drugi pilot. Technik lub nawigator mówi: "Nie mamy paliwa?" i dodaje "to musi być tutaj" lub "będziemy musieli gdzieś usiąść".

Rozmowa o warunkach meteorologicznych zostaje na chwilę przerwana tuż przed tym, jak na zegarze pojawiła się godz. 6:16. Nieznana osoba w kabinie powiedziała prawdopodobnie: "Pan prezydent chciałby zadzwonić z telefonu" i dodaje: "jeszcze raz" lub "już teraz". Dalej słychać, jak nierozpoznana osoba pyta: "(Powiedzieć to) stewardessie? (...) Tak, bardzo proszę, żeby... (stewardessa)". Kilka sekund później ktoś stwierdza: "Pan prezydent na domowy dzwoni" albo "Pan prezydent tam poszedł dzwonić".

Do tematu pogody wraca po minucie technik pokładowy: "Bez jaj, nie. Wychodzi gdzieś mgła, a oni nie uwzględnili wcale tego" - mówi o 6:16. Chwilę potem drugi pilot pyta, o której godzinie zaczynają się uroczystości w Katyniu. "Nie wiem, ale jak nie usiądziemy, to oni nie będą mieć czasu" - odpowiada kapitan samolotu. Niecałą minutę później kapitan mówi do stewardessy Barbary Maciejczyk: "Jest nieciekawie, wyszła mgła i nie wiadomo, czy wylądujemy". "Trudno" - odpowiada stewardessa.

Kapitan pytał jeszcze załogę, czy udało się już wylądować w Smoleńsku polskiemu Jakowi-40 z dziennikarzami na pokładzie. "Nasze meteo się martwiło bardziej o Jaka niż o nas, bo mówili, że ma być lepiej. Im później tym lepiej" - mówi drugi pilot o 6:19. "Zobaczymy. Podejdziemy i zobaczymy" - mówi pół minuty później kapitan, a drugi pilot potwierdza te słowa. "Może być ładnie, a może być nie widać tej ziemi" - mówi po 15 sekundach kapitan. "Miałem tak, ale (nie) lub (my) wylądowaliśmy. Jaczkiem" - powiedział na to drugi pilot. Niezidentyfikowany głos dodaje "w Gdańsku".

Żadnych nowych treści nie odszyfrowano z rozmowy załogi z szefem protokołu dyplomatycznego MSZ Mariuszem Kazaną, któremu kapitan mówi o 6:26: "Panie dyrektorze - wyszła mgła w tej chwili i w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść - zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie. Tak że proszę (już myśleć) albo (pomyśleć) nad decyzją, co będziemy robili". "Będziemy ...?" - mówi niezidentyfikowana osoba. Kapitan dodaje "paliwa nam tak dużo nie starczy, żeby ...". "No to mamy problem" - odpowiada dyplomata, na co kapitan proponuje: "możemy pół godziny powisieć i odchodzimy na zapasowe". "(A gdzie jest) zapasowe?" - pyta dyrektor. "Mińsk albo Witebsk" - pada odpowiedź kapitana. Po czterech minutach dyrektor z MSZ wraca i informuje: "na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy". Nie odcyfrowano słowa, które wypowiedziała na to osoba (prawdopodobnie z załogi).

O 6:32 kapitan informuje: "... lądowania. W przypadku nieudanego podejścia odchodzimy w automacie". Zaczyna się procedura zniżania, wysuwania podwozia samolotu, uruchomienia reflektorów itp. O 6:35 ktoś z załogi przypomina: "i my musimy to lotnisko (wybrać)? W końcu na (coś) ..." - nie ma na nie odzewu i procedura zniżania trwa dalej.

W tym samym czasie na wieży w Smoleńsku rosyjscy kontrolerzy prowadzący do lądowania polski samolot spostrzegają, że jest problem z reflektorami, które polecono rozstawiać na pasie lotniska około godz. 5:00, zanim w Smoleńsku lądował polski Jak-40, rosyjski Ił-76 (który o mało nie rozbił się nad pasem). Już wtedy kontrolerzy obawiali się, czy rosyjscy żołnierze zdążą rozstawić sprzęt świetlny. "Nie wiem, mówić mu o reflektorach, czy nie" - mówi rosyjski kierownik lotów z lotniska do zastępcy dowódcy bazy w Twerze, gdy do lotniska zmierza polski Tu-154.

Gdy o godz. 6:40 i 9 sek. po raz pierwszy odzywa się system TAWS z komunikatem "TERRAIN AHEAD" drugi pilot mówi do dowódcy samolotu "tam jest obniżenie, Arek". "Wiem, zaraz będzie. Tam, to jest taki ..." - odpowiada kapitan. "Może coś się ...?" - mówi jeszcze drugi pilot.

20 sekund później, o 6:40 i 26 sek. w stenogramie po raz pierwszy odnotowano słowa przypisane dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzejowi Błasikowi. Odczytuje on wskazanie wysokościomierza: "dwieście pięćdziesiąt metrów". "Dwieście pięćdziesiąt" - potwierdza nawigator. 18 sekund później (6:40 i 44 sek.) gen. Błasik mówi: "sto metrów", na co padają słowa "sto", które eksperci przypisują prawdopodobnie nawigatorowi. W tym samym czasie TAWS znowu mówi: "TERRAIN AHEAD". Sześć sekund później, o 6:40 i 50 sek. gen. Błasik mówi "Nic nie widać", nawigator powtarza "sto". Dwie sekundy później padają słowa kapitana "Odchodzimy na drugie (zajście)", a drugi pilot potwierdza: "odchodzimy". W tym czasie system TAWS rozpoczyna ciągłą emisję komunikatu "PULL UP", a dwie sekundy później rosyjski kontroler przez radio krzyczy: "Horyzont".

W tym miejscu komisja zauważa, że w połowie wypowiedzi przypisywanej prawdopodobnie nawigatorowi "sto" rozpoczyna się wypowiedź kapitana "Odchodzimy na drugie". "Fakt ten wyklucza możliwość, aby wypowiedź: +Odchodzimy na drugie ...+ była odpowiedzią na praktycznie równoczesną wypowiedź: +Sto+. Biorąc pod uwagę konieczny (fizjologiczny) czas reakcji należy uznać, że wypowiedź: +Odchodzimy na drugie ...+ jest reakcją na dwie pierwsze informacje (...) dotyczące wysokości stu metrów", czyli słów gen. Błasika - oceniła komisja.

Stenogram z końcowych 15 sekund lotu zawiera znany już, dramatyczny przebieg wydarzeń, gdy system TAWS emituje komunikat "PULL UP", kontroler powtarza słowa "101 Horyzont", a na koniec dodaje "odejście na drugi krąg". W tym czasie nawigator odlicza wysokość od 90. do 20. metra, aż o godz. 6:41 i 2 sekundy eksperci odnotowują "odgłos przypominający stuknięcie" i "zmianę akustyki", co niezidentyfikowana osoba z kokpitu komentuje słowami "k... mać". Stenogram zakończono na godz. 6:41 i siedem i pół sekundy. Wcześniej odnotowano dramatyczny krzyk i przekleństwa, nieprzypisane konkretnej osobie.

Już po tych dramatycznych zdarzeniach, gdy kontrolerzy stracili kontakt z załogą i nakazali straży pożarnej jechać na miejsce katastrofy, sprowadzający samolot rosyjski kontroler mówi: "Zaczął odchodzić na drugi krąg, potem zniknął... K...! (...) Spadł, k... Polski Samolot! (...) Ja mu powiedziałem: +Sto metrów, odejście na drugi+, kurde. (...) Normalnie, k..., powiedziałem... +Horyzont, horyzont+, k...".


http://info.wiara.pl/doc/936724.Stenogramy-z-Tu154-i-z-wiezy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Paź 10, 2011 3:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej w parlamencie
15 minut temu
Wdowy po ofiarach katastrofy smoleńskiej - Alicja Zając i Beata Gosiewska - zasiądą w Senacie kolejnej kadencji. Nie udało się za to Zuzannie Kurtyce, Pawłowi Dereszowi i Barbarze Dolniak. Do Sejmu prawdopodobnie dostały się Małgorzata Szmajdzińska i Małgorzata Gosiewska.

Senatorem kolejnej kadencji została Alicja Zając (PiS), wdowa po zmarłym w katastrofie smoleńskiej senatorze Stanisławie Zającu. Startowała w okręgu obejmującym powiaty: brzozowski, jasielski, krośnieński i Krosno. Zając, która była senatorem także ostatniej kadencji (mandat uzyskała w wyborach uzupełniających przeprowadzonych w czerwcu 2010 r.), uzyskała ponad 63,5 tys. głosów (53,71 proc.).

Senatorem została także wdowa po Przemysławie Gosiewskim - Beata Gosiewska z PiS, która startowała z okręgu wyborczego nr 82, obejmującego powiaty: opatowski, ostrowiecki, sandomierski, skarżyski i starachowicki (Świętokrzyskie). Gosiewska uzyskała ponad 52,9 tys. głosów (37,52 proc.), kolejny kandydat - samorządowiec Wojciech Borzęcki z PSL - prawie 32 tys. głosów (22,65 proc.).

Do Senatu nie dostał się, startujący jako bezpartyjny kandydat SLD, Paweł Deresz, mąż posłanki tej partii z okręgu płocko-ciechanowskiego Jolanty Szymanek-Deresz. W okręgu nr 38 (Płock, woj. mazowieckie), z którego startował, otrzymał prawie 11,3 tys. głosów (22,06 proc.). Wygrał tam jednak startujący z listy PO Eryk Smulewicz, na którego oddano blisko 16,4 tys. głosów (31,98 proc.).

Mandatu senatorskiego nie zdobyła także startująca w Krakowie wdowa po prezesie IPN Januszu Kurtyce - Zuzanna Kurtyka - bezpartyjna lekarz pediatra, popierana przez PiS. Zdobyła prawie 60,4 tys. głosów (36,23 proc.), jednak przegrała z konkurentem z PO - Januszem Sepiołem, na którego oddano prawie 77,8 tys. głosów (46,69 proc.). W trakcie kampanii wyborczej ukazała się książka "Zuzanna Kurtyka: sumienie i polityka", w której opowiada ona o swoim życiu, małżeństwie i poglądach politycznych.

Mandatu senatorskiego nie zdobyła także Barbara Dolniak - wdowa po pośle PO Grzegorzu Dolniaku. Startując w okręgu sosnowieckim jako kandydatka niezależna zdobyła blisko 34,9 tys. głosów (22,36 proc.). Przegrała z dotychczasowym senatorem PO Zbigniewem Meresem, który uzyskał 47,8 tys. głosów (30,64 proc.).

Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska, wdowa po wicemarszałku Sejmu Jerzym Szmajdzińskim (SLD), startowała w okręgu legnickim, z trzeciego miejsca na liście SLD. Uzyskała tam 15,9 tys. głosów (4,61 proc.). To najwyższy wynik na liście SLD w tym okręgu, więc jeśli Sojusz zdobędzie tam mandat, zostanie ona posłanką Sejmu kolejnej kadencji. W okręgu legnickim najwyższy wynik uzyskał Grzegorz Schetyna (PO) - 67,7 tys. głosów (19,66 proc.).

W podobnej sytuacji jak Sekuła-Szmajdzińska jest b. żona Przemysława Gosiewskiego - Małgorzata Gosiewska, która kandydowała z trzeciego miejsca warszawskiej listy PiS. Po podliczeniu 96,48 proc. protokołów obwodowych ma prawie 7,9 tys. głosów (0,80 proc.). To trzeci wynik tej partii w stolicy.

Brat tragicznie zmarłego w Smoleńsku Stefana Melaka, stołeczny radny PiS Andrzej Melak, startował w okręgu warszawskim z 11 miejsca na liście tej partii. Według wyników PKW z 96,48 proc. protokołów obwodowych komisji, otrzymał niespełna 3,2 tys. głosów (0,32 proc.).

Z kolei Magdalena Pietrzak-Merta - wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie - startowała z list PiS z okręgu podwarszawskiego. Według danych z 99,49 proc. protokołów komisji otrzymała 5,6 tys. głosów (1,26 proc.).

W okręgu elbląskim z pierwszego miejsca listy PO startował do Sejmu także wieloletni poseł tej partii Sławomir Rybicki - brat Arkadiusza Rybickiego, posła PO. Otrzymał 13,6 tys. głosów (6,97 proc.). To trzeci wynik PO w tym okręgu.

W okręgu obejmującym Wrocław oraz powiaty: górowski, milicki, oleśnicki, oławski, strzeliński, średzki, trzebnicki, wołowski i wrocławski (woj. dolnośląskie) z piątego miejsca listy PiS startował Jacek Świat - wdowiec po posłance tej partii Aleksandrze Natalli-Świat. Po podliczeniu 98,20 proc. protokołów obwodowych komisji Świat ma 14,6 tys. głosów (3,02 proc.). To czwarty wynik kandydata PiS w tym okręgu.

PAP


http://fakty.interia.pl/raport/wybory-parlamentarne-2011/news/rodziny-ofiar-katastrofy-smolenskiej-w-parlamencie,1706177

======================================

Pomysł, aby w wyborach zdyskontować tragedię smoleńską nie spodobał się wyborcom. Większość rodzin ofiar nie otrzymało mandatu, w tym niemal wszyscy ci, którzy byli najbardziej aktywni i najczęściej pokazywali się w mediach. Myślę, że to dobra wiadomość.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lis 03, 2011 3:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kpt. Wrona o katastrofie smoleńskiej

Kpt. Tadeusz Wrona odpowiedział Marcie Kaczyńskiej na jej prośbę o komentarze na temat porównania katastrofy smoleńskiej i awaryjnego lądowania boeinga w Warszawie.

- Boeing awaryjnie wylądował - bez otwartego podwozia, na betonowym pasie. Na pokładzie było 230 pasażerów. Nikt nie doznał obrażeń. Samolot jest w całości. Dnia 10 kwietnia 2010 roku TU-154M obniżywszy się znacznie poniżej 100m po zderzeniu z błotnistym podłożem miał się rozpaść na drobne kawałki. Proszę o komentarze” – napisała Marta Kaczyńska na Facebooku.

Kpt. Wrona odpowiedział na te prośbę w Radiu Zet:

- Myśmy mieli samolot skonfigurowany do lądowania, tylko bez podwozia i manewr podejścia do tego lotniska był precyzyjny do końca i wiedzieliśmy, w którym momencie dotkniemy i jak delikatnie dotkniemy, natomiast myślę, że Tu-154, tam piloci w momencie, gdy zobaczyli ziemię i byli nisko nad tą ziemią starali się umknąć po prostu, uniknąć tego zderzenia, bo to nie był pas, mieli większą prędkość i bodajże przypadek taki sprawił, że akurat tam w trakcie tego manewru uniknięcia kontaktu z ziemią uderzyli skrzydłem w grubsze drzewo, w sosnę i to spowodowało, że odpadła im końcówka skrzydła. No i tak nierówne po prostu w tym momencie siły na tym skrzydle, gdzie było całe, i na tym, które było skrócone o tą końcówkę, którą stracili, to powoduje, że już nie mieli szans dalszej kontroli, sterować tym samolotem no i on się przechylił. Bodajże z tej oceny wyszło nawet, że jeszcze w powietrzu wykonał pół beczki, także bez możliwości kontroli po prostu skuteczność sterów była za słaba. My do końca mieliśmy cały, sprawny samolot, z wyjątkiem tego, że nie było podwozia – stwierdził kpt. Wrona.


http://info.wiara.pl/doc/999485.Kpt-Wrona-o-katastrofie-smolenskiej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Gru 28, 2011 4:31 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Osobliwy wywiad z Antonim Macierewiczem w URze. Jego osobliwość polega na tym, że rozmówca formułuje bardzo radykalne tezy a prowadzący wywiad dziennikarze przyjmują je na wiarę i nie dociekają ich źródeł. Nie interesuje ich w ogóle, spójność i wiarygodność daleko idących twierdzeń.

Można tylko współczuć rodzinom ofiar katastrofy. Co czują czytając kolejne rewelacje Antoniego Macierewicza?

Cytat:
"I nagle słychać krzyki przerażenia"
Uważam Rze | dodane 2011-12-27 (08:15)

Co dziś wiemy o tym, co naprawdę wydarzyło się rankiem 10 kwietnia 2010 r. nad lotniskiem Siewiernyj w Smoleńsku?

Na pewno zginęła polska elita narodowa. To jest bezsporne. Doszło do tego na skutek katastrofy samolotu rządowego Tu-154M, którym prezydent wraz z delegacją leciał, żeby złożyć hołd pomordowanym przez Sowietów w Katyniu. Wiemy już dzisiaj z pewnością, że ta katastrofa nie była wynikiem ani błędu pilotów, ani naturalnych właściwości aerodynamicznych samolotu. Wiemy, że mieliśmy do czynienia z działaniem osób trzecich. Samolot rozpadł się w powietrzu, nie uderzając o żadne drzewa, i dopiero później spadł na ziemię.

Kiedy i gdzie dokładnie doszło do momentu kluczowego? Innymi słowy, w którym momencie zaczęła się ta tragedia, skoro – jak pan mówi – nie było to uderzenie w ziemię ani w drzewa?

Szczątki tupolewa spadły na ziemię zapewne z wysokości 15 m, chociaż wydaje się, że główny moment katastrofy nastąpił na wysokości 26 m, kiedy odpadło skrzydło maszyny. To było początkiem katastrofy. Chwilę później, na wysokości 15 m, padło zasilanie i samolot się rozpadł.

Do tej pory Rosjanie i wtórujące im polskie czynniki oficjalnie utrzymują, że miało miejsce zderzenie z brzozą i wtedy doszło do tragedii.

Nic takiego się nie wydarzyło. Skrzydło odpadło w powietrzu na wysokości 26 m, to się zdarzyło wiele metrów nad brzozą.

Którą szybko ścięto.

Nie zajmuję się demaskowaniem wszystkich działań Rosjan i weryfikacją wszystkich fałszywych tropów. Szukam prawdy wraz z zespołem parlamentarnym, którym kieruję, i z wieloma ekspertami, w tym głównie skupionymi wokół profesorów Wiesława Biniendy i Kazimierza Nowaczyka z USA, ale także z ekspertami pracującymi na polskich uczelniach.

I z tych prac wynika teza o rozpadzie samolotu nad ziemią?

Tak. Z tych badań wynika, że samolot zaczął rozpadać się na wysokości 26 m. I jest to zsynchronizowane z dwoma wstrząsami odzwierciedlonymi w trajektorii lotu i zapisanymi w rejestratorach lotu ATM.

Przyczyna?

Na razie to badamy. Sądzę, że pierwsze miesiące przyszłego roku przyniosą odpowiedź.

Kiedy dochodzi do tych dwóch wstrząsów?

Na kilka sekund przed zatrzymaniem się rejestratorów. To z kolei nastąpiło 15 m nad ziemią, gdy padł system zasilania elektrycznego.

Piloci zdają sobie wtedy sprawę, że coś się dzieje? Dotychczasowa interpretacja stenogramów z kokpitu na to nie wskazuje.

Wskazuje. Jedno z badań, które prowadzimy, polega na zsynchronizowaniu głosów z kabiny z przebiegiem wydarzeń fizycznych, zrekonstruowanych przez naszych ekspertów. Widać, że przebieg wydarzeń wywołuje bardzo dojmującą, głośną, tragiczną i wstrząsającą swoim dramatyzmem reakcję zarówno pilotów, jak i pasażerów. Są nagrane głosy zbiorowe i pojedyncze. Pierwszą ich falę słychać na wysokości 26 m, gdy dochodzi do oderwania skrzydła. Najpierw poznajemy reakcję pilotów, potem słychać pierwszą falę głosów przerażenia pasażerów, a na wysokości 15 m, gdy wszystko gaśnie, drugą.

Stwierdza więc pan poseł, że ludzie w tupolewie widzą, co się dzieje?

Tak. Widzą, czują, są świadomi przebiegu dramatu. Zarówno piloci, jak i pasażerowie.

Jak długo trwa ten stan?

Do pięciu sekund. Tyle czasu widzą, że samolot zaraz się rozpadnie.

Ale przecież nie było w tym tupolewie rejestratora tego, co dzieje się w kabinie pasażerskiej.

Rejestrator w kabinie pilotów zbiera głosy z całego samolotu, zwłaszcza gdy są one pełne przerażenia i bardzo głośne. Ale chcę podkreślić, że to nie jest jedyne źródło. Jest też źródło drugie, które niestety prokuratura próbuje zdezawuować. Otóż do żony jednego z posłów, dziesięć minut po tym, jak dowiedziała się o tragedii z telewizji, dotarło nagranie głosowe od jej męża na jej telefonie. Odsłuchała je i zrelacjonowała Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. A po kilku miesiącach przekazała do wiadomości publicznej.

Co usłyszała?

Głos męża wołającego ją po imieniu: „Asiu, Asiu”. W tle słychać głosy przerażonych ludzi oraz trzask rozpadającego się samolotu. To jest jej relacja: „… na poczcie głosowej zarejestrowane było nagranie głosu mojego męża, który krzyczał »Asia, Asia«. W tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle, a dominujące były huk i trzaski. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu. Nie było to wyraźne. Nie rozpoznałam jakichkolwiek słów. Był to krzyk ludzi. Nagranie to trwało dwie, trzy sekundy. Głos męża był niewyraźny. Trzaski to były krótkie, ostre dźwięki. Tak, jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu”.

Ale nagrania nie ma?

Nie. Choć natychmiast przekazano tę informację. ABW stwierdziła, że nagranie zostało skasowane, i operator nie może go odzyskać. Moja wiedza na temat rejestracji rozmów telefonicznych każe mi wątpić w słowa funkcjonariuszy ABW. A prokuratura po pięciu miesiącach milczenia wydała komunikat stwierdzający, że pani Joanna D. się pomyliła, bo to nie był głos jej męża, ale dzwonił ktoś inny i w innej sprawie. Trudno uwierzyć, że żona może pomylić głos męża. I że wymyśliła ten opis, tak zgodny z zapisem dźwiękowym z pokładu samolotu. Zwłaszcza że uczyniła to w czasie, kiedy nasze ustalenia nie były znane, a media dezinformowały o uderzeniu w brzozę.

Wracając do przebiegu wydarzeń. Piloci w pewnym momencie podejmują decyzję o odejściu. Ono się udaje?

Wbrew twierdzeniom rosyjskich śledczych – tak. Samolot odchodzi, piloci nie popełniają żadnego błędu. Sprawdzili, że nie można lądować, decydują się odejść. W tym momencie na wysokości 26 m, gdy się wznoszą, odpada skrzydło. Maszyna zaczyna spadać. Na 15 m zanika zasilanie. Samolot się rozpada. Części spadają na ziemię.

Utrata zasilania mogła być wynikiem utraty skrzydła?

Żaden ze znanych mi ekspertów nie potwierdza takiej możliwości. W tym tupolewie były trzy generatory, dwa równoległe systemy zasilania w energię elektryczną. Ten samolot – z tego punktu widzenia – był bardzo bezpieczny. I tylko rozpad samolotu mógł doprowadzić do tego, że zasilanie padło.

W potwierdzeniu tego lub zaprzeczeniu temu mogło pomóc badanie wraku tupolewa. Niestety go nie przeprowadzono.

Tak. To niezrozumiałe. Ale podjęliśmy prace nad analizą tysięcy zdjęć wraku i szczątków. Badania jednego z zespołów naszych ekspertów pozwoliły zidentyfikować miejsce, gdzie zaczął się rozpad kadłuba. Oczywiście, badanie śladów, które widać na zdjęciach, nie jest tak wiarygodne jak badania na miejscu. To hipoteza, ważna wskazówka. Na rekonstrukcjach widać, że w śródpłaciu, a więc w najmocniejszej części samolotu, znajduje się miejsce najbardziej zniszczone, rozerwane. Od niego zapewne rozchodziła się fala uderzeniowa, która była przyczyną rozpadu samolotu. Podkreślam, że to hipoteza, ale zbieżna z innymi danymi i analizami.

To wszystko jest całkowicie sprzeczne z tezami raportu komisji Millera, która twierdzi, że kluczowa była pomyłka w odczycie wysokościomierza. Piloci myśleli ponoć, że są wyżej, niż byli.

W mojej ocenie osią raportu Millera jest teza o uderzeniu w brzozę, stwierdzenie, że gdyby nie to, samolot by odszedł bezpiecznie. Trochę inaczej podchodzi do tego Anodina, ale i ona uważa, że uderzenie w drzewo miało kluczowe znaczenie. Żaden z tych raportów nie przytacza ani jednego dowodu na fakt uderzenia w brzozę, ani też jakiejkolwiek analizy, iż takie uderzenie oderwałoby skrzydło. Dowody zastąpiono propagandą i medialnym praniem mózgów.

Tak, ale samolot właśnie dlatego miał uderzyć w drzewo, bo źle działał wysokościomierz.

Dokładnie tak. Warto zwrócić uwagę na to, że w nagranej potajemnie przez Edmunda Klicha rozmowie minister Bogdan Klich podkreśla, a robi to kilka dni po katastrofie, że dla niego najbardziej zaskakujące jest to, iż piloci do końca reagują spokojnie, nie ma żadnych nerwowych ruchów. Załoga uważa, że wszystko przebiega zgodnie z planem, nie ma żadnego chaosu, a nawigator spokojnie odczytuje kolejne informacje o zmianie wysokości.

Skąd minister to wie?

Zapewne odsłuchał czarną skrzynkę. Albo miał dokładny stenogram tego zapisu. I wyciągnął słuszne wnioski, tylko nie rozumiał tego, co mówi. Gdy odłożymy na bok medialną propagandę, zobaczymy taki właśnie obraz. Wszystkie procedury są z góry zaplanowane. Kapitan Protasiuk dziewięć minut przed planowanym lądowaniem mówi, że jeśli nie będzie można wylądować, to odejdą w automacie. I tak się dzieje. Spokojnie słucha nawigatora relacjonującego opadanie samolotu, które poprzedza odejście podczas manewru odchodzenia. Wreszcie samolot zaczyna się wznosić. I nagle dochodzi do katastrofy. Mamy 26. m nad ziemią. Coś się dzieje. Co? Dziś już wiemy, że odpada skrzydło, następują dwa silne wstrząsy, samolot się rozpada…

Media bez przerwy wrzucały, w większości fałszywe, informacje o jakimś straszliwym chaosie na pokładzie, wyłaniał się z tego obraz bałaganu i nieodpowiedzialności.

Dziś wiemy, że to wszystko nieprawda. Kapitan Protasiuk nie był w żadnym, jak twierdziła Anodina, tunelu świadomościowym. Nikt nie biega, nie krzyczy ani nerwowo nie wypatruje ziemi przez okno. To nieprawda. W rzeczywistości wszystko aż do 26. m nad ziemią przebiega tak, jak zaplanowano. Piloci podejmują decyzję o odejściu wtedy, gdy na wysokości 100 m nad pasem nie widać ziemi. Samolot zachowuje się prawidłowo, reaguje na to polecenie. Wtedy jednak następuje wydarzenie zewnętrzne, dochodzi do dwóch wstrząsów, samolot traci skrzydło.

Komisja Millera stwierdziła, że piloci źle czytają dane z wysokościomierza, a prawidłowo robi to tylko generał Błasik obecny w kokpicie.

Tak stwierdziła, ale to nieprawda. Nic, dokładnie nic na to nie wskazuje. Gdy generał Błasik podaje wysokość, kpt. Protasiuk wydaje komendę „odchodzimy” którą powtarza drugi pilot. W kokpicie jest pełen spokój, Protasiuk mówi najpierw „odejdziemy w automacie”, potem „odchodzimy”, a następnie podaje kolejne meldunki o paraboli zejścia zakończonej wznoszeniem. Te fakty świadczą o tym, że nie było żadnej pomyłki. Mogłoby do niej dojść tylko w sytuacji chaosu, zdenerwowania. A nic takiego nie miało miejsca. Dlatego tak często mieliśmy do czynienia z podrzucanymi fałszywymi informacjami o rzekomym bałaganie na pokładzie. Żaden fakt tego nie potwierdza. Nikt w żadnym momencie nie krzyczy, że są za nisko, że się pomylili, że coś jest nie tak. Nie. Odwrotnie – do ostatnich sekund wszystko jest w porządku.
Krzyki przerażenia słyszymy dopiero wtedy, gdy samolot traci skrzydło i zaczyna się rozpadać. Dokładnie to samo usłyszała pani Joanna D. w nagraniu pochodzącym od męża. Dlatego ten kluczowy dowód zniszczono, a następnie próbuje się go zdezawuowaćAntoni Macierewicz
Krzyki przerażenia słyszymy dopiero wtedy, gdy samolot traci skrzydło i zaczyna się rozpadać. Dokładnie to samo usłyszała pani Joanna D. w nagraniu pochodzącym od męża. Dlatego ten kluczowy dowód zniszczono, a następnie próbuje się go zdezawuować.

Rozumiemy pana tezę w ten sposób, że wszystko tak naprawdę wydarzyło się po prostu dziesięć metrów wyżej, niż twierdzą Rosjanie i niż uznała komisja Millera?

Dokładnie tak. I o tym także mówi Bogdan Klich, słusznie zdziwiony, dlaczego oni się nie denerwują. Klich jednak, który sam ukrywa dowody winy rosyjskiej, boi się nawet pomyśleć, co naprawdę znaczą opisywane przez niego fakty. A taki właśnie przebieg wydarzeń potwierdzają wszystkie dane i analizy, z jakich korzystamy, a są to – jak panowie wiedzą – materiały wszechstronne.

Co ma pan na myśli, gdy mówi o czynniku zewnętrznym?

Nie przesądzam, co to jest. Nie mogę wykluczyć, że była to także awaria silników.

Trudne do wyobrażenia.

Też tak sądzę, ale nie można pomijać faktu, że silniki tupolewów często ulegały awarii. Katastrofę widziało, o czym rzadko się mówi, bardzo wiele osób. One wszystkie mówią, że samolot wydawał jakiś przeraźliwy, dziwny dźwięk silników tuż przed katastrofą. Te sformułowania pojawiają się także w relacjach polskich pilotów, którzy czekali na przylot samolotu w Smoleńsku. Oni na tych maszynach latają, słyszą, że coś jest nie tak. Czy to była przyczyna katastrofy, czy skutek jakichś czynników zewnętrznych – to temat na osobną dyskusję. Natomiast pewne jest, że nie było żadnego błędu pilotów.

To mógł być zamach?

Tego nie możemy dziś rozstrzygnąć, ale na pewno nie wolno nam tego odrzucić. Nawet nasza prokuratura, która 1 kwietnia zawiesiła rozpatrywanie tej hipotezy, dodała ustami prokuratora generalnego pana Andrzeja Seremeta, że jeśli pojawią się nowe fakty, to jej badanie może zostać wznowione. Nowe fakty właśnie się pojawiły. To są zarówno wyniki prac naszego zespołu, jak i taśmy pana Edmunda Klicha. Dziś dowiedziałem się od prokuratury, że nasze podejrzenie o odpowiedzialności „osób trzecich” jest badane…

Z taśm Klicha wiemy, że polscy eksperci uznali w pierwszym momencie, iż to wina rosyjska. Zakazano im jednak tego typu wnioskowania i poszukiwań w tym kierunku.

Tak, ale to tylko dwa słowa. A przecież to materiał 40-stronicowy, opisujący wydarzenia od godziny 8 rano czasu polskiego, niezwykle szczegółowy, zawierający wyniki przesłuchań Rosjan, formułujący tezę o winie rosyjskiej.

Na tych nagraniach Bogdan Klich krytykuje Edmunda Klicha za materiał płk. Milanowskiego, w którym ten wskazuje na winę Rosjan. A ten bez szemrania przyjmuje dyspozycję, by zaniechać badania wątku rosyjskiej winy.

Żaden z nich nie jest dobrym bohaterem. Edmund Klich wydaje się być zdziwiony tym materiałem.

Znamy ten materiał?

Nie, nikt go nie zna. Został schowany.

Dlaczego Edmund Klich to nagrywał? Dla Rosjan?!

To warto by zbadać. Ale wiemy, że pana Edmunda Klicha wybrała – jako polskiego akredytowanego przy śledztwie – strona rosyjska. On sam to przyznaje. To on namawia polskich przedstawicieli do wyboru protokołu 13. konwencji chicagowskiej, tak wygodnego dla Rosji. Ta nić działania w interesie Rosji jest w jego postępowaniu stała. Nie zdejmuje to oczywiście winy z polskiego premiera, który dał mu taką władzę. Chociaż wiedział, że Edmund Klich zawsze przedkłada w tym dochodzeniu interesy strony rosyjskiej nad interesy polskie. Dlaczego premier to zrobił? Nie wiemy. Ale doszło do działania na szkodę interesu Polski, przeciw prawdzie.

Załóżmy na chwilę, że ten czynnik zewnętrzny doprowadzający do katastrofy to świadome działanie. Kto na tym zyskał najbardziej?

Rosja. Całkowitej zmianie uległa polska polityka, nastawiona wcześniej na tworzenie obszaru współpracy między Odrą a Kaukazem, między Morzem Bałtyckim a Morzem Czarnym. Przy wszystkich swarach wielkość Lecha Kaczyńskiego i wspierającej go elity – ale także uwarunkowania historyczne dające Polsce siłę moralną do koordynowania tego procesu – powodowała, że to przynosiło efekty. Nawet kiedy po 2007 r. zaczął funkcjonować rząd odrzucający tę koncepcję.

Jak wyglądałaby polska polityka zagraniczna, gdyby nie doszło do tragedii smoleńskiej?

Gdyby żył prezydent Kaczyński, minister Sikorski nigdy by nie wygłosił przemówienia w Berlinie. To oczywiste.

Nawet gdyby przegrał wybory?

Jestem pełen uznania dla osiągnięć Jarosława Kaczyńskiego w kampanii wyborczej w roku 2010, ale każdy, kto zna się trochę na polityce, wie, że śp. Lech Kaczyński miał dużo większe możliwości poszerzenia spektrum swojego poparcia.

Tu pada kontrargument, że było to możliwe w atmosferze po tragedii smoleńskiej.

Kiedy Jarosław Kaczyński startował w wyborach prezydenckich, a to było już po 10 kwietnia, mówiono, że uda mu się zdobyć kilka procent. Więc trzeba ostrożnie dywagować. Poparcie dla Lecha Kaczyńskiego tuż przed 10 kwietnia poważnie wzrosło. Wizja kontynuacji jego polityki wielu przeszkadzała, także Rosji.

Mogli chcieć go wyeliminować?

Na pewno Rosja miała interes w tym, by wyeliminować tak poważnego i skutecznego polityka przeszkadzającego w realizacji planu zdobycia przez nią dominacji w regionie. Dokonało się to po jego śmierci. A plan utworzenia bloku państw Europy Środkowo-Wschodniej nie powiódł się i został porzucony.

Polski prezydent był dla Rosji śmiertelnie poważnym zagrożeniem?

Tak. I nie można zapomnieć o tym, że trzy dni wcześniej w Katyniu, w trakcie rozmów między premierem Donaldem Tuskiem a Władimirem Putinem, podjęto decyzję o porozumieniu gazowym. O tym, że Polska będzie nadal uzależniona od rosyjskiego gazu i że nie będzie walczyła o suwerenność energetyczną. To wówczas podjęto kluczową decyzję polityczną, bo premier Tusk po prostu zaakceptował kształt polityki europejskiej widziany przez Putina i Schroedera. O to Rosji chodziło, to jej podstawowy cel.

By go osiągnąć, Rosjanie gotowi byli zabić?

Po śmierci prezydenta Kaczyńskiego premier Tusk i prezydent Komorowski natychmiast rozpoczęli realizację polityki alternatywnej, prorosyjskiej.

Jest prawdą, że przestrzegał pan śp. prezydenta przed lataniem rosyjskim samolotem do Rosji?

Zwracałem panu prezydentowi uwagę na szereg kwestii, także związanych z jego bez-pieczeństwem. Zwłaszcza od 1 lipca 2008 r., kiedy na rozkaz ówczesnego szefa MSWiA i stojącego za nim premiera Tuska żołnierze weszli do Biura Bezpieczeństwa Narodowego i łamiąc wszelkie możliwe przepisy, wykradli dokumentację byłych WSI, nawet nie zostawiając pokwitowania. Po prostu zdjęto ochronę BOR, żołnierze weszli i wzięli, co chcieli. To był sygnał, że stan zabezpieczenia pana prezydenta jest dramatyczny. Ale Lech Kaczyński w walce o niepodległość Polski był gotów podjąć najwyższe ryzyko. Tak mi odpowiedział. Wskazywał, że zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Ale że ma do wyboru albo położyć wszystko na jednej szali, albo zrezygnować z polityki budowania niepodległości Polski. Mówił: „Ta mafia jest do wszystkiego zdolna, ty sobie nie wyobrażasz, do jakich rzeczy są zdolni”. Mówił to z pozycji wiedzy prezydenta do człowieka, który też miał informacje o sile i groźbie mafii postkomunistycznej.

Nie można było zwiększyć liczby ochrony?

Prezydent o tym myślał, ale wiedział, że przedstawiono by to w sposób tak perfidny, iż straciłby szanse na walkę o reelekcję. Ekipa Tuska nie potrafiła zaakceptować i uszanować nawet konieczności zapewnienia prezydentowi bezpieczeństwa. Być może uratowałby życie, ale musiałby zrezygnować z polityki niepodległościowej.

Zginąć mieli obaj Kaczyńscy?

Na pewno do 7 kwietnia Jarosław Kaczyński znajdował się na oficjalnej liście pasażerów.

Ktoś mógł przeżyć katastrofę?

Informację o śmierci wszystkich pasażerów podano natychmiast po katastrofie. Nikt ich nie ratował, nie sprawdzono, czy ktoś żyje.

Przyszły rok może przynieść przełom i prawdę o tragedii smoleńskiej?

Nasza praca ma kilka faz. Mam nadzieję, że na początku 2012 r. sfinalizujemy prace nad fizycznym przebiegiem katastrofy. Drugim etapem będzie rekonstrukcja politycznego tła katastrofy. Tu też jesteśmy na dosyć zaawansowanym etapie. Ale jest i trzeci – ustalenie listy winnych. Mamy już wiele danych w tej sprawie. Wiemy na przykład, kto z Moskwy wydawał rozkazy, zdecydował o tym, by wbrew stanowisku kontrolerów lotu w Smoleńsku samolot jednak lądował.

Jeden z kontrolerów, Paweł Plusnin, rzucił polskim dziennikarzom: „Ja ich próbowałem ratować”. To znaczy, że ktoś chciał ich zabić?

Dobre pytanie. Decyzje podjęto w Moskwie i to z pewnością nie na poziomie generała wydającego rozkazy Krasnokutskiemu czy Plusninowi. Rosjanie złamali swoje własne prawo. Determinacja, by sprowadzić tam samolot, była więc ogromna. Jednocześnie warto pamiętać, że 7 kwietnia, w czasie wizyty premiera Tuska w Katyniu, rosyjskie służby bezpieczeństwa koncentrowały się wokół cmentarza w Katyniu. Trzy dni później, 10 kwietnia, w czasie planowanego lądowania prezydenta Kaczyńskiego, służb tych było dużo więcej i były skoncentrowane wokół lotniska. Był tam OMON, był Specnaz, o czym mówi wielu świadków, byli funkcjonariusze Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. W sumie pięć służb, w bardzo dużej, niezwykłej liczbie.

I sprzęt, którym w dobę po tragedii cięto wrak, wybijano łomami szyby. To w świecie cywilizowanym niepojęte. Po tragedii nad Lockerbie zebrano każdy kawałeczek, wyłowiono szczątki z morza. I w końcu znaleziono element wygięty wybuchem bomby.

Nikt z polskich ekspertów nie badał tego wraku! Nie badał skrzydła! Musimy także ustalić odpowiedzialność po polskiej stronie. Przecież nie wskazano winnych. Odwrotnie – nagrodzono szefa Biura Ochrony Rządu generała Mariana Janickiego, który odpowiada za brak sprawdzenia i zabezpieczenia lotniska w Smoleńsku.

Jakby chciano powiedzieć „zrobimy wszystko, nie ma granicy wstydu, nikomu włos nie spadnie z głowy”?

Tak. I to rodzi kolejne pytanie – co ich tak cementuje z ludźmi takimi jak Janicki? Jaka tajemnica? Jakie poczucie winy?

Albo strach, że prawda oznacza wojnę?

To myślenie niewolnicze. I nieprawdziwe. Prawda nie oznacza wojny. Prawda przynosi wolność.

Rozmawiali: Jacek i Michał Karnowscy


http://wiadomosci.wp.pl/title,I-nagle-slychac-krzyki-przerazenia,wid,14114731,wiadomosc.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Gru 28, 2011 4:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

I głos rozsądku, w kontrze do rewelacji Macierewicza, znaleziony na blogu w salonie24 (wpis blogera odnosi sie do innego artykułu w URze, ale zawierającego podobne treści do tych, które zawiera wywiad z Macierewiczem cytowany wyżej):

Cytat:
Kto kłamie: Prokuratura czy Macierewicz ?


Artykuł w URZE: Poseł Macierewicz oczekuje, że wynikami badań naukowców w USA zajmą się polscy śledczy. Jednak według rzecznika NPW płk. Zbigniewa Rzepy Wojskowa Prokuratura Okręgowa nie dysponuje tym materiałem: – Już co najmniej czterokrotnie zwracaliśmy się do przewodniczącego parlamentarnego zespołu o przekazanie stosownych materiałów. Jednakże pisma te pozostały bez jakiegokolwiek odzewu. WPO w Warszawie nie otrzymała dotąd żadnych materiałów.

Antoni Macierewicz mówi coś innego: – Materiały pierwszej prezentacji prof. Biniendy przesłaliśmy 30 września, ostatniej – 1 grudnia. Tę nieścisłość zapewne da się szybko wyjaśnić i prokuratura będzie mogła zabrać się do pracy.

Ktoś tu kłamie, prokuratura mówiła, że czterokrotnie zwracała sie bez żadnego odzewu do posła o materiały profesora Biniendy i nic nie otrzymała.

To chyba problem doradców Antoniego Macierewicza. Przeciez normalnie już dawno zeskanowane dowody doreczeń powinny ukazac sie w internecie, a w ściśle z posłem współpracującym Gapolu tak samo artykuły obśmiewający prokuraturę- skoro ta gubi tak niezwykle ważne, przełomowe materiały, to jak w ogóle może sie zajmować śledztwem? Nie wspominajac o ładnym pokazaniu jej złej woli: kłamią! Kłamią w tak drobnej sprawie,to musza klamać w sprawie Smoleńska. To by mocniej pokazało Polske jako kondominium. Dziwne... Przecież GPC jako klasyczny tabloid powinno z tego zrobic serial na trzy wydania przynajmniej. Albo chociaż Macierewicz powinien wezwać asystenta mowiąc: "dawaj te dowody doręczen" i pokazać je przed kamerą.

Ale nie, on mówi że to nieścisłość, ktorą zapewne da sie szybko wyjaśnić. "Zapewne" jeśli rozumieć to dosłownie- to wcale nie znaczy "na pewno" .Tymczasem to on musi udowodnić doręczenie, a nie prokuratura pokazać, że odebrała.

Ponadto co właściwie wysłał do prokuratury? Wnioski z badań czy same badania ? Do tej pory Macierewicz i Binienda nie pokazali samych badań ,plików wejsciowych do programu, zasad jego działania czyli solidnego opracowania. Mamy kreskówką komputerową, którą może zrobić nastoletek i same wnioski.Binienda i kolega Macierewicza, bloger Kano sami stawiają sprawę tak : udowodnijcie nam, że nasze wnioski sa niesluszne. Tymczasem prokuratura, jesli ma sie czymś zajać, to potrzebuje materiałow zródłowych , a nie jakichś samych wniosków z dołączoną symulacją- kreskówką. To przykre, ale w tym kontekscie Binienda musi sam niestety prokuraturze udowodnić, że sie nie myli, czyli wysłać jakieś solidne opracowanie.

Czy zatem Macierewicz wysłał do prokuratury dwa razy te zadrośnie strzeżone pliki wejsciowe i cały materiał czy tylko poglądowe wnioski? To pierwsze pytanie do Pana posła, a drugie - kiedy pokaże, że prokuratura kłamie?

Trzeba sobie życzyć, aby nie była to kolejna smoleńska zagadka Antoniego Macierewicza. Przypomnijmy najważniejsze, z nim jako frontmanem, innych powstałych bez jego udziału jak helu, bomb prózniowych czy innych , nie będziemy przypominali :

- pażdziernik zeszłego roku : dlaczego mieli w samolocie włączone komorki, przed czym nas chcieli ostrzec, co nam chcieli powiedzieć !?

- gdzie jest kokpit ? od sierpnia zeszłego do maja tego roku

-naprowadzanie na śmierć w sztucznej mgle, od listopada do lutego

- dlaczego nie ma leja ?, od lutego

- tajemnica dwu wstrząsów, też od lutego

- sa dostepne zdjęcia rosyjskiego helikoptera porywajacego kokpit 4 godziny po katastrofie, ale ich nie pokazał , maj tego roku

- badania Profesora Biniendy, czyli brzoza nie oderwała skrzydła, gdy samolot w nią uderzał, potem drugie badania , ze samolot nie uderzył w brzozę, bo przeleciał jednak nad nią. /Chociaż ona sie złamała ? /

Teraz doszło nowe pytanie i nowa zagadka - gdzie są dowody doręczeń ?

Zapewne szybko je zobaczymy, miejmy nadzieję, że Pan Minister Macierewicz zajmie sie tym energicznie i sprawa nie utonie w sztucznej mgle.


http://wywczas.salon24.pl/370649,kto-klamie-prokuratura-czy-macierewicz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Gru 28, 2011 5:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Materiały źródłowe z prezentacji 8 września 2011 prof. Kazimierza Nowaczyka (University of Maryland) oraz prof. Wiesława Biniendy (University of Akron, członka Grupy Ekspertów ds Wypadków Lotniczych FAA / NASA) przed Zespołem Parlamentarnym ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 - http://www.blogpress.pl/node/9684

Znalazłem tylko jeden poważny komentarz w Sieci, do tych badań - http://almanzor.salon24.pl/358562,tu-154-final-2-wirtualny-eksperyment-profesora-biniendy

Cytat:

Tu-154 - finał 2.Wirtualny eksperyment profesora Biniendy

8.września 2011, w sejmowym zespole badającym okoliczności smoleńskiej katastrofy zaprezentowano materiały krytyczne wobec oficjalnego raportu MAK i raportu polskiej komisji badania wypadków lotnictwa państwowego kierowanej przez ministra Millera.

Na uwagę zasługuje hipoteza przedstawiona wtedy przez profesora uniwersytetu Akron, dra Wiesława Biniendę. W pokazie audiowizualnym przedstawił on wyniki eksperymentów wirtualnych polegających na cyfrowym modelowaniu metodą elementu skończonego (MES, ang. FEM) zderzenia tupolewa ze smoleńską brzozą. Model cyfrowy tego zdarzenia zaprowadził profesora Biniendę do konkluzji, że gdyby samolot zderzył się z pniem brzozy, to pień ten winien zostać gładko przecięty, a skrzydło samolotu przy niewielkim zgnieceniu noska powinno pozostać całe - zarówno geometrycznie jak i aerodynamicznie. Według prof. Biniendy przez tę konkluzję są sfalsyfikowane zarówno raport MAK jak i raport komisji Millera.

Badanie katastrof statków latających metodą nazwaną eksperymentem wirtualnym profesor Binienda zaprezentował na przykładzie analizy przyczyny katastrofy wahadłowca Columbia. Przytoczył fragmenty prezentacji przedstawionej na uniwersytecie w Akron przez dr Kelly Carneya z NASA dotyczącej eksperymentów dokonanych przy badaniu przyczyn tamtej katastrofy. Podczas startu wahadłowca dwukilogramowy odłamek pianki izolującej termicznie zbiornik ciekłego wodoru oderwał się tak, że Columbia uderzyła w niego krawędzią natarcia skrzydła. Po wystartowaniu Columbii wydawało się że tak lekki odłamek pianki nie jest w stanie uszkodzić mocnego, odpornego na olbrzymie ciśnienia i temperatury, skrzydła promu kosmicznego. Niestety był to mylny pogląd. Po tym zderzeniu z kawałkiem pianki Columbii i jej załogi nic nie było w stanie uratować.

Badający przyczyny katastrofy Columbii eksperci z NASA po dokonaniu próby polegającej na wystrzeleniu równoważnego kawałka takiej samej pianki w odrestaurowany fragment skrzydła wahadłowca najpierw stwierdzili, że pocisk zrobiony z pianki w kontakcie z powierzchnią skrzydła uległ zmiażdżeniu ale również zniszczeniu uległ uderzony kawałek skrzydła. Po wykonaniu modelu cyfrowego odwzorowującego kontrakcje badanych elementów zrobiono w NASA obliczeniowy eksperyment wirtualny, który wykazał identyczne zniszczenie kawałka pianki jak we wspomnianej próbie oraz powstanie dokładnie takich samych uszkodzeń skrzydła promu kosmicznego jakie wystąpiły podczas próby. Badanie to zostało powszechnie uznane jako wyjaśniające przyczyny tamtej katastrofy.

Odnośnie modelowania cyfrowego kontaktu tupolewa z brzozą, profesor Binienda postąpił odwrotnie niż ekipa badająca przyczynę katastrofy Columbii. Używając tego samego narzędzia wirtualnego eksperymentu zaczął od zbudowania modelu cyfrowego i wykonał na nim eksperyment wirtualny. Jego wynik wykazał, że przeciwnie do przypadku Columbii smoleńskie drzewo nie uszkadza skrzydła samolotu ale zostaje gładko ścięte dźwigarem skrzydła, które po tej kolizji pozostaje niemal nieuszkodzone zarówno strukturalnie jak i aerodynamicznie.

W wyniku przeprowadzonego „wirtualnego eksperymentu” profesor Binienda twierdzi, że kontakt skrzydła z brzozą zniszczyć mógł brzozę a nie skrzydło samolotu.

Z całym szacunkiem do dzieła Profesora muszę stwierdzić, że jest to dopiero połowa roboty. Obliczenie to, jak każda hipoteza fizyczna, dla jej zaakceptowania lub falsyfikacji powinna zostać potwierdzona doświadczalnie. Profesor Binienda dysponuje pneumatycznym działkiem podobnym do tego z którego doświadczalnie strzelano pianką do zrekonstruowanego fragmentu skrzydła Columbii. Dla weryfikacji hipotezy Biniendy należałoby zrobić próbę z odpowiedniej wielkości kawałkiem drewna wystrzelonym w element skrzydła takiego jaki ma Tu-154 lub wykonać test równoważny.


==========================================

Nie mam kompetencji dziedzinie fizyki. Nie jestem w stanie samodzielnie ocenić rzetelności badań prof. Biniendy. Jedno nie ulega dla mnie wątpliwości. Jego wnioski są hipotezą, która można byłoby potwierdzić lub podważyć tylko w wyniku przeprowadzenia eksperymentu realnego, fizycznego.

Przedstawianie hipotezy opartej na wirtualnym eksperymencie jako wiedzy pewnej (co czyni Antoni Macierewicz np. w wywiadzie dla Rzepy) jest nadużyciem i dowodzi jego niekompetencji (lub próby manipulacji) - w każdym razie podważa jego wiarygodność.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Pawel Sabuda



Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 368

PostWysłany: Sob Sty 14, 2012 1:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przekazane ostatnio informacje o wyniku ekspertyz dot. "głosu gen. Błasika" - mają istotne znaczenie.
Obawiam się, że jest to element gry przed wyborami prezydenckimi w Rosji. Ktoś - moim zdaniem - wpadł na pomysł, żeby nacisnąć na Putina przy pomocy sprawy smoleńskiej, podważając jeden z głównych składników raportu MAK. Putin ma - w zamyśle swoich politycznych konkurentów - obawiać się skandalu związanego z katastrofą naszej "tutki". Oczywiście oczywiste matactwa rosjan w tej sprawie, mają być "podciągnięte" pod samą powierzchnię , za którą jest już wielki międzynarodowy skandal - a po uzyskaniu odpowiednich zysków politycznych - z powrotem schowane.
Piszę o tym w taki sposób, gdyż nie mam najmniejszej wątpliwości, że wszystko co jest w tej sprawie głoszone publicznie w Polsce - spełnia rosyjskie standardy i jest przez rosjan co najmniej "blisko monitorowane" .
Niczym nie ujmując autorom tych ekspertyz, nie uważam za możliwe tak długie analizowanie nagrań. Nawet przy uwzględnieniu, że rosjanie utrudniali dostęp, że amerykanie nie dawali oprogramowania do badań, że prąd kopnął kombajnistę i zabrakło sznurka to snopowiązałek - to i tak jest niewiarygodnie długo.

Ta katastrofa wciąż wisi nad spokojnym snem euro-debili. I - póki co - niech tak to trwa!!!

_________________
Pawel Sabuda
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Dobrowolski



Dołączył: 04 Wrz 2009
Posty: 274

PostWysłany: Sob Sty 14, 2012 11:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kolejny, sensowny tekst. "Wklej" go na FB, Fronda, niezalezna.pl itp. Wtedy przeczyta więcej osób. Pozdrawiam JMD.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sty 19, 2012 2:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Informacja agencyjna, do której odnosi sie komentarz Pawła Sabudy.

Cytat:
Gen. Błasika nie było w kabinie pilotów Tu-154M

Gazeta Polska Codziennie | Piątek, 13 stycznia 2012

(...)
Jak wynika z analizy znajdującej się w wojskowej prokuraturze, na nagraniach z czarnych skrzynek rządowego Tu-154M, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, w kabinie pilotów nie zidentyfikowano głosu gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych RP. Naukowcy z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. dr. J. Sehna, badając kopie nagrań czarnych skrzynek, zidentyfikowali na stanowiących całość trzech oddzielnych fragmentach nagrań głosy załogi, stewardesy, dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazany, załogi jaka-40, załogi rosyjskiej „wieży" oraz komendy z sześciu innych samolotów, które znajdowały się w zasięgu odbioru urządzeń Tu-154M.
(...)
Pierwszą osobą, która „rozpoznała" głos gen. Andrzeja Błasika w kabinie pilotów Tu-154M, był płk Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, polski akredytowany przy MAK-u.

Jak mówił w programie TVN „Teraz My" z maja 2010 r., „w kabinie pilotów był do końca gen. Błasik".

– Chciał się zorientować w sytuacji – mówił wówczas płk Klich, który wcześniej stwierdził, że przesłuchiwał taśmy z czarnych skrzynek tupolewa. – To nie jest typowa sytuacja, że dowódca Sił Powietrznych wchodzi do kabiny samolotu – dodał. Dziś płk Klich twierdzi, że osobiście nie słyszał głosu gen. Błasika. – O tym, że był on w kokpicie, powiedzieli mi eksperci z komisji Millera – stwierdził Klich.
(...)
O rzekomej obecności gen. Błasika „dowiedziała" się wcześniej Polska Agencja Prasowa; tę informację potwierdzały później kolejne media.

A wszystko w kontekście rzekomych nacisków na załogę, by ta za wszelką cenę lądowała w Smoleńsku. Pierwszym, który sugerował naciski, był obecny prezydencki doradca prof. Roman Kuźniar – kilka godzin po katastrofie napisał to w komentarzu internetowym.

W ślad za nim poszła „Gazeta Wyborcza", drukując jednocześnie pochwały na temat przejrzystości rosyjskiego śledztwa i postawy rosyjskich władz.

Kilka miesięcy później na temat obecności gen. Błasika w kabinie pilotów na wspomnianej wcześniej konferencji prasowej mówiła gen. Tatiana Anodina.

– Obecność w kabinie dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ-etu Mariusza Kazany i dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika oraz przewidywana negatywna reakcja prezydenta Lecha Kaczyńskiego stanowiła presję na załogę Tu-154M, by lądować w Smoleńsku. We krwi dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika stwierdzono obecność alkoholu – oświadczyła wówczas szefowa MAK-u.

Później okazało się, że informacje na temat zawartości alkoholu we krwi generała były ordynarnym kłamstwem MAK-u. Teraz okazuje się, że także informacje na temat obecności generała w kabinie pilotów były nieprawdziwe.

Na temat ten wypowiadał się także były szef MSWiA Jerzy Miller w swoim raporcie. Według niego gen. Błasik pojawił się w kokpicie samolotu i przebywał w nim „w krytycznym momencie".
(...)
Dorota Kania


http://media.wp.pl/kat,1022943,page,2,wid,14163179,wiadomosc.html?ticaid=1dc47&_ticrsn=3
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sty 19, 2012 10:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
"Wprost": W kokpicie trzynaście ciał i ich fragmentów

W sektorze z kokpitem Tu-154M znaleziono nie tylko zwłoki członków załogi i gen. Andrzeja Błasika. Łącznie było tam trzynaście ciał i ich fragmentów - wynika z ustaleń "Wprost".

Te informacje potwierdza rzecznik prokuratury badającej katastrofę płk Zbigniew Rzepa. "Ciało gen. Andrzeja Błasika zostało znalezione w sektorze pierwszym (czyli tu, gdzie był kokpit - red.).

"W sektorze tym znaleziono także dwanaście ciał i fragmentów ciał innych ofiar katastrofy" - czytamy w jego odpowiedzi na pytania "Wprost".

- Trzynaście osób nawet fizycznie nie zmieściłoby się w kabinie. Jedyne logiczne wytłumaczenie jest takie, że drzwi do kokpitu były cały czas otwarte i po zderzeniu z ziemią część ciał po prostu trafiła w okolice kokpitu - mówi "Wprost" mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik wdowy po gen. Błasiku.

Ta informacja zaburza ciąg przyczynowo-skutkowy przedstawiany przez byłego szefa komisji badającej katastrofę smoleńską Jerzego Millera. Miller twierdzi, że znalezienie ciała gen. Błasika w kokpicie stanowi dowód na to, że był on tam aż do chwili katastrofy. Miało to być również podstawą do przypisania mu słów w stenogramie opracowanym przez komisję.

"Sektor pierwszy to kokpit. I wśród znalezionych tam ciał był gen. Błasik. Nie wnioskowaliśmy więc o obecności gen. Błasika w kokpicie ze względu na przypisanie mu takiej czy innej wypowiedzi. Odwrotnie: najpierw wiedzieliśmy, gdzie był - stwierdził w wywiadzie dla czwartkowej "Gazety Wyborczej" Miller.


http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/news/seremet-odniosl-sie-do-tez-macierewicza-8-cial-cywilow-w,1748887
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Mar 09, 2012 11:57 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Prezes NIK: Tu-154M nie miał prawa lecieć do Smoleńska
Piątek, 9 marca (08:27)

Samolot Tu-154M nie miał prawa wykonać lotu z zamiarem lądowania w Smoleńsku, ponieważ brakowało jasnych procedur, a istniejące nie były przestrzegane - uważa prezes NIK Jacek Jezierski. Raport o bezpieczeństwie lotów VIP w latach 2005-10 Izba przesłała do Sejmu.

- Chyba najważniejszym czy jednym z istotnych ustaleń kontroli jest to, że ten samolot zgodnie z polskim systemem prawnym nie miał prawa wykonać tego lotu z zamiarem lądowania w Smoleńsku, ponieważ to było lotnisko nieistniejące w rejestrze lotnisk, w związku z czym traktowane jako nieczynne - powiedział prezes NIK Jacek Jezierski w piątek rano w "Sygnałach Dniach" na antenie Polskiego Radia.

W rozmowie z PAP Jezierski wyjaśnił, że polskie prawo nie zna pojęcia "lotniska tymczasowo czynnego". - Samolot mógł wykonać lot tylko na lotnisko czynne - czyli nie do Smoleńska - sprecyzował.

Prezes NIK poinformował, że raport z kontroli dotyczącej organizacji transportu lotniczego najważniejszych osób w państwie i zapewnienia ich bezpieczeństwa podczas tego transportu w piątek rano w wersji ostatecznej został zamieszczony na stronach internetowych Izby i w tej wersji został przesłany Sejmowi. Jezierski wyjaśnił też, że celem raportu nie było wyjaśnienie wszystkich przyczyn, ale "pokazanie pewnego tła, na którym ta katastrofa mogła zaistnieć".

- Opinia publiczna dowie się tak naprawdę, jaki był stan w całym państwie, bo to w zasadzie całe państwo odpowiada za brak spójnego systemu procedur, który by zabezpieczał te najważniejsze osoby w państwie. Ta kontrola - chyba największym jej uzyskiem ma być zmiana - stworzenie systemu pełnego, który by spinał wszystkie procedury, który by usytuawiał pełną odpowiedzialność w jednym miejscu tak, żeby nie mogła się powtórzyć sytuacja, jaka miała miejsce 10 kwietnia 2010 r. - tłumaczył prezes NIK.

Jezierski dodał, że raport nie będzie w całości jawny: "pewne kontrole, które się złożyły na ten końcowy raport przeprowadzone w BOR-ze i MSW będą objęte klauzulami i one zostaną przesłane, wyniki tych kontroli, tylko najważniejszym osobom w państwie w sposób oklauzulowany". - Tam są szczegółowe procedury dotyczące zwapnienia bezpieczeństwa stosowane przez BOR i jest zupełnie oczywiste, że one nie mogą ujrzeć światła dziennego. Natomiast wszystkie generalne nieprawidłowości także w tych instytucjach zostały opisane w części jawnej - wyjaśnił Jezierski przyczyny wyłączenia jawności niektórych fragmentów raportu.

Wstępną wersję raportu PAP opisała 25 stycznia. NIK uznała w nim, że wyjazdy najważniejszych osób w państwie, korzystających z wojskowego lotnictwa transportowego, były w latach 2005-10 organizowane w sposób niegwarantujący należytego poziomu bezpieczeństwa. Jeszcze w styczniu podano, że zastrzeżenia do wniosków NIK zgłosiła kancelaria premiera, a MON nie podziela wielu z tamtejszych ocen.

Z ustaleń NIK wynika, że w kontrolowanym okresie istniało nawet ryzyko zagrożenia życia i zdrowia osób korzystających z lotnictwa transportowego Sił Zbrojnych RP. Ryzyko to zwiększały nieprawidłowości występujące zwłaszcza w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego.

Wiele ustaleń NIK pokrywa się z ustaleniami komisji Jerzego Millera, która stwierdziła braki w kadrach i wyszkoleniu lotników z tej jednostki - do czego przyczyniło się także Dowództwo Sił Powietrznych i MON, które nie zbudowały "przejrzystych ścieżek kariery zawodowej". Dlatego piloci odchodzili z Pułku - stwierdza NIK.

Według Izby w kontrolowanym okresie aż do katastrofy smoleńskiej ani MON, ani kolejne rządy nie wypracowały spójnej koncepcji organizowania transportu lotniczego dla najważniejszych osób w państwie, która stanowiłaby punkt wyjścia dla zapewnienia im odpowiedniego bezpieczeństwa. "Kolejni ministrowie obrony i dowódcy sił powietrznych wiedzieli od dowódców SPLT o problemach kadrowych, szkoleniowych oraz jakości sprzętu, jakim pułk dysponował, nie podejmowali jednak wystarczających działań, aby sytuację zmienić" - ustaliła Izba.

"Kancelaria Prezesa Rady Ministrów otrzymała od Najwyższej Izby Kontroli wystąpienie pokontrolne i przesłała do niego swoje zastrzeżenia w sprawie ocen, uwag i wniosków. Obecnie zastrzeżenia są rozpatrywane przez Izbę" - poinformowało Centrum Informacyjne Rządu w styczniowym komunikacie przesłanym PAP. CIR podkreśliło, że prace nad raportem NIK z przeprowadzonej kontroli w zakresie prawidłowości organizacji wyjazdów VIP-ów w latach 2005-2010, nie zostały jeszcze zakończone i kancelaria premiera będzie mogła odnieść się do treści raportu i wniosków w nim zawartych dopiero po opublikowaniu dokumentu.

Wiadomo, że MSW, BOR, Dowództwo Sił Powietrznych oraz rozformowany 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego nie wniosły zastrzeżeń do ustaleń NIK. W piątek rzecznik prasowy Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Sławomir Gąsior powiedział PAP, że dowództwo czeka, aż raport NIK zostanie mu oficjalnie doręczony. "Wtedy go przeanalizujemy i zajmiemy stanowisko" - zapewnił. W styczniu ppłk Gąsior informował też, że Siły Powietrzne realizują zalecenia wynikające z raportu komisji ministra Millera.

Według ustaleń NIK nieprawidłowości w przygotowywaniu wizyt i przelotów występowały w całym kontrolowanym okresie zarówno po stronie cywilnej jak i wojskowej.

Na podstawie zeznań osób przesłuchanych przez NIK ustalono, że w całym kontrolowanym okresie były pewne nieprawidłowości w przekazywaniu zamówień na lot z kancelarii prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu - co zgodnie z zawartym porozumieniem - koordynuje szef kancelarii premiera. Zdarzało się, że zamówienie na lot dla VIP trafiały do KPRM bez wymaganych danych, np. o planowanej liczbie pasażerów, i bez tych danych, po wymaganym terminie, wysyłano je do BOR i 36. pułku, które znów w ostatniej chwili usiłowały je ustalić.

NIK stwierdziła, że nieterminowe przesyłanie przez KPRM zamówień (zwłaszcza niekompletnych) do specpułku utrudniało prawidłowe przygotowanie się do lotu. "Przyczyniało się to m.in. do nieterminowego składania wniosków o zgody dyplomatyczne na przelot i lądowanie poza granicami kraju. Z tego powodu zgody wpływały niekiedy w ostatniej chwili przed wylotem. Tego rodzaju wyjaśnienia złożyły kontrolerom NIK osoby zajmujące kierownicze stanowiska w SPLT" - czytamy w ustaleniach NIK.

Kontrolerzy NIK ustalili też, że BOR nie sporządzało rzetelnie analiz zagrożenia ochranianych osób, zajmujących kierownicze stanowiska w państwie. To z kolei utrudniało właściwe zaplanowanie ich ochrony. W BOR nie stworzono też spójnego systemu procedur. Zarazem - jak podkreśla rzecznik NIK Paweł Biedziak - ustalono, że BOR nie mogło dokonywać "lotniczego" rekonesansu lotniska, na którym wylądować miał VIP, a 36. Pułk o to nie występował.

Zarazem NIK ustaliła, że kolejni ministrowie SWiA nie nadzorowali prawidłowo BOR w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa ochranianym osobom. "Ministrowie SWiA nie wiedzieli o występujących w BOR nieprawidłowościach, m.in. związanych ze sporządzaniem analiz zagrożenia ochranianych osób oraz planowaniem ich ochrony, a także z niedostosowaniem procedur wewnętrznych BOR do przepisów wydawanych przez kolejnych ministrów SWiA" - głosi dokument. - Chodzi o kwestię systemową: MSWiA wydaje zarządzenia, a służby nie uzupełniają swych procedur w sposób wynikający z tych zarządzeń - wyjaśnił Biedziak.

Zastrzeżeń NIK w stosunku do BOR nie chciał w styczniu komentować rzecznik Biura Dariusz Aleksandrowicz. Jak podkreślił, część raportu dotycząca BOR jest poufna i z uwagi na to BOR nie odniesie się do tych doniesień.

NIK pozytywnie oceniła MSZ w zakresie reagowania na sytuacje kryzysowe. Ustalono, że resort posiadał stosowne procedury i prawidłowo reagował na zdarzenia nadzwyczajne. "NIK pozytywnie ocenia działania MSZ po zaistnieniu katastrof komunikacyjnych poza granicami kraju, w tym działania podjęte w związku z katastrofą smoleńską" - czytamy w dokumencie Izby. Zarazem stwierdzono, że w MSZ są instrukcje, procedury i zbiór dobrych praktyk dot. przygotowywania wizyt zagranicznych vipów. "W niektórych procedurach występowały jednak luki (np. uzyskiwanie zezwoleń dyplomatycznych na przeloty i lądowania nie było przez MSZ skutecznie monitorowanie)" - uznano.
(...)
PAP


http://fakty.interia.pl/raport/lech-kaczynski-nie-zyje/news/prezes-nik-tu-154m-nie-mial-prawa-leciec-do-smolenska,1769953,6911

NIK o wizytach VIP w latach 2005-2010 - http://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-wizytach-vip-w-latach-2005-2010.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12  Następny
Strona 10 z 12
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum