Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zdaniem Jerzego Bukowskiego (rok 2008)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 16, 17, 18  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:46 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Wokół Maleszki

Trzeba było dopiero prezentacji przez TVN filmu Anny Ferens i Ewy Stankiewicz "Trzech kumpli" (omówionego przeze mnie w artykule pt. "Dwóch przyjaciół i agent", "GN" 2008/20 z 18 maja br.), aby Lesław Maleszka, tajny współpracownik peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa pod wieloma pseudonimami, m.in."Ketman" i "Return", definitywnie utracił pracę w "Gazecie Wyborczej" oraz aby podniosły się głosy o potrzebie powołania go jako świadka w związku z kolejnym śledztwem w sprawie ustalenia okoliczności śmierci Stanisława Pyjasa.

"Ketman" zdemaskowany
Z "GW" odszedł formalnie na własną prośbę, ale trudno nie wiązać jego decyzji z emisją filmu, pokazującego losy trzech przyjaciół z połowy lat 70. XX wieku– studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, współpracowników Komitetu Obrony Robotników. Pierwszy z nich (Maleszka) okazał się zdrajcą i jednym z najważniejszych agentów, jakich miała bezpieka w gronie opozycji demokratycznej aż do końca PRL (donosił także na pozostałych dwóch), drugi (Pyjas) został przez nią zamordowany w nocy z 6 na 7 maja 1977 roku, a trzeci (Bronisław Wildstein) nieustannie walczy o ujawnienie prawdy o tamtych czasach.
Na prośbę Maleszki o rozwiązanie z nim stosunku pracy przez spółkę Agora S.A. – wydawcę „Gazety” - mogła wpłynąć jedna ze scen filmu, w której wydaje on przez telefon kategoryczne polecenie, dotyczące ostatecznego kształtu jednego z mających się ukazać na jej łamach artykułu w dziale „Opinie”, który współredagował. Ten fragment dobitnie pokazał, że jego rola w nadawaniu kształtu ideowego "GW" była wciąż znacząca.
Maleszka pełnił po 1989 roku funkcję zastępcy redaktora naczelnego „Gazety Krakowskiej”, a następnie został wpływowym dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, autorem wielu artykułów, w których konsekwentnie poddawał w wątpliwość sens lustracji. Nigdy dobrowolnie nie przyznał się do swojej haniebnej przeszłości, którą zdemaskował dopiero w 2001 roku Wildstein, analizując pracę magisterską byłego funkcjonariusza SB, poświęconą inwigilacji i grom operacyjnym ze Studenckim Komitetem Solidarności. Dopiero wtedy Maleszka postanowił przyznać się do winy, publikując na łamach „GW” dość pokrętny artykuł.
Humanitaryzm Michnika
Adam Michnik nie zwolnił go jednak wówczas z pracy. Dlaczego? Wyjaśnia to opublikowane kilkanaście dni temu oświadczenie obecnego kierownictwa redakcji:
„Gdy została ujawniona szokująca przeszłość Maleszki jako agenta SB, do czego się przyznał – zdecydowaliśmy, że nie może już publikować na naszych łamach. Zgodziliśmy się natomiast, by mógł on wykonywać niektóre prace redakcyjne dla >Gazety< w ograniczonym zakresie i poza siedzibą redakcji. Decyzja ta była wtedy trudna do przyjęcia dla naszego zespołu, podjęliśmy ją wyłącznie ze względów humanitarnych i socjalnych. Z chwilą, gdy Lesław Maleszka postanowił wystąpić o rozwiązanie stosunku pracy, zaakceptowaliśmy to.”
Tak oto dobiegła chyba ostatecznego końca publiczna kariera „Ketmana” – człowieka, który nadal nie potrafi wyjaśnić motywów swojego podwójnego życia z lat 70. i 80. Indagowany o to przez autorki filmu zdobył się jedynie na krótką odpowiedź: „to doskonałe pytanie”.
Co Maleszka wie o śmierci Pyjasa?
Jest także inne pokłosie tego filmu: poseł Platformy Obywatelskiej Jarosław Gowin powiedział w Polskim Radiu, że prokuratura "zdecydowanie powinna zająć się" wyjaśnieniem okoliczności śmierci Pyjasa, a Maleszka może być w posiadaniu interesującej wiedzy na temat tragicznych wydarzeń majowej nocy sprzed ponad 31 lat.
Wyraźnie sugerują to obecnie jego dawni znajomi z SKS, m.in Andrzej Mietkowski. Stawiają hipotezę, że Pyjas mógł zdemaskować Maleszkę, a ten poskarżył się wówczas swojemu oficerowi prowadzącemu, który wdrożył - razem ze zwierzchnikami - odpowiednie "środki zaradcze", aby chronić znakomitego agenta. Sam "Ketman" nie wyklucza, że mógł istnieć "bardzo daleki" związek między jego donasami a śmiercią kolegi.
Zatrudnieni w Krakowskim Oddziale Instytutu Pamięci Narodowej historycy nie wypowiadają się wprawdzie w tej sprawie, ale nie wykluczają, że Maleszka - jako najważniejszy i najbardziej efektywny agent SB tamtych czasów w Krakowie - wie znacznie więcej, niż do tej pory ujawnił, nie tylo zresztą na ten temat.
W maju br. pion śledczy KO IPN formalnie przejął od prokuratury powszechnej do dalszego prowadzenia postępowanie, mające doprowadzić do wyjaśnienia okoliczności śmierci Pyjasa. Dobrze by się więc stało, gdyby Maleszka został wezwany jako świadek, bo znający całą prawdę o tamtych wydarzeniach byli funkcjonariusze bezpieki mówią - co znakomicie pokazuje film "Trzech kumpli" - wyłącznie to, co uznają za stosowne w ramach lojalności zawodowej wobec siebie i swoich dawnych przełożonych.
Nie wiem, na ile TW "Ketman" czuje się do dzisiaj bardziej związany z tymi, którym donosił na opozycjonistów niż z ich ofiarami, a swoimi byłymi przyjaciółmi, ale gdyby zechciał zdobyć się na szczerość i chociaż trochę oczyścić sumienie, mógłby nastąpić przełom w wieloletnim procesie docierania do prawdy o tym, jak zginął Stanisław Pyjas.
Skompromitowane standardy "Gazety Wyborczej"
Emisja filmu wywołała jeszcze jeden dalekosiężny skutek. Wyznaczająca od ponad 19 lat standardy moralne i społeczne dla wielu Polaków "Gazeta Wyborcza" stała się z dnia na dzień przedmiotem ataków wielu liberalnych i politycznie poprawnych mediów, dla których była przez ów okres niepodważalną wyrocznią w obu tych dziedzinach.
Zaczęły one zadawać Michnikowi kłopotliwe dlań pytanie, dlaczego nie wyrzucił Maleszki z pracy już w 2001 roku, kiedy ten (ale dopiero pod naciskiem dawnych przyjaciół z opozycji) opublikował w "Gazecie" artykuł pt. "Byłem >Ketmanem<". Film udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że mimo upływu lat jest on nadal człowiekiem całkowicie zakłamanym, nie mającym odwagi wypowiedzieć do końca prawdy o sobie, chociaż została już ona obszernie i dogłębnie zdemaskowana.
Michnik znał ją (być może nawet dużo wcześniej i w znacznie większym zakresie niż autorki "Trzech kumpli", ponieważ już w 1989 roku prawem kaduka buszował po archiwach bezpieki), ale nie przeszkadzało mu to zatrzymać go w "GW", przesuwając jedynie na mniej eksponowane stanowisko. Uczynił to - jak się teraz okazuje - wbrew opinii większości wpływowych dziennikarzy "Gazety", uzasadniając swoją decyzję względami humanitarnymi i chrześcijańskim miłosierdziem, co skądinąd stanowi ciekawy objaw ponadwyznaniowej solidarności z donosicielem.
Zatrważająca hipokryzja
Postępując w ten sposób, zmusił wielu swoich podwładnych do praktykowania na co dzień hipokryzji. Z jednej strony musieli oni cierpieć obecność Maleszki w swoim gronie (aczkolwiek ostentacyjnie nie podawali mu ręki i przechodzili na jego widok na drugą stronę redakcyujnego korytarza), z drugiej zachwycać się wspaniałomyślnością i głębokim humanitaryzmem swojego szefa, który nie chciał, by Maleszka umarł z głodu lub zrobił sobie jakąś krzywdę. To zaiste ciekawy przejaw faryzejskiej troski o agenta, który zbił majątek na donosicielstwie, a teraz trzeba się jeszcze nad nim ze zrozumieniem pochylać i martwić, czy ma za co żyć.
Teraz, kiedy trup ostatecznie i z hukiem wypadł z szafy, wysokie standardy "GW" upadły tak nisko, że skrytykowali ją nawet dotychczasowi sojusznicy. Mało tego, także wielu jej dziennikarzy nie kryje dzisiaj zażenowania, że firmowali swoimi nazwiskami uwiarygadnianie komunistycznego kapusia, który odszedł z redakcji dopiero tuż przed emisją filmu. Znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ jedną z osi linii programowej "Gazety" jest do dzisiaj negatywny stosunek do lustracji, dezubekizacji i dekomunizacji. Jak mają teraz pogodzić ideową pryncypialność z indywidualnym przypadkiem Maleszki?
Może ten wstrząsający film, który stał się w Polsce przedmiotem równie żywiołowej dyskusji jak książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" stanie się przełomem w stosunku do byłych agentów bezpieki, nad których rzekomymi rozterkami wewnętrznymi troskliwie pochylała się do tej pory "Gazeta Wyborcza", ignorując krzywdy, jakie wyrządzili oni swoim ofiarom? I może ona sama zmieni nieco swoje standardy, aby ratować mocno nadszarpniętą reputację?

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:47 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Spór o III RP
W opisanej przez Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka historii kontaktów Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL najbardziej wstrząsające wrażenie robią nie te części książki, w których mowa jest o donosach tajnego współpracownika "Bolka", ale fragmenty ukazujące próby zatarcia śladów po nich przez Prezydenta RP, powolnych mu wysokich urzędników państwowych i grono jego najbliższych współpracowników.
O ile można mieć jeszcze uzasadnione wątpliwości co do utożsamienia Wałęsy z "Bolkiem" (aczkolwiek autorzy książki przedstawiają bardzo mocne dowody na poparcie swojej tezy), o tyle opisane przez nich sytuacje, w jakich tajne teczki zawierające dorobek owego agenta wędrowały z Urzędu Ochrony Państwa do Belwederu i z powrotem znakomicie oddają atmosferę pierwszych lat III Rzeczypospolitej.
Lat, w których wciąż żywe były jeszcze znajomości, powiązania, wzajemne sympatie i antypatie sprzed 1989 roku, a polityczną rzeczywistość w większym stopniu wyznaczały personalne układy pomiędzy ludźmi dawnej opozycji antykomunistycznej (nafaszerowanej współpracownikami bezpieki) a ich partnerami z rozmów przy Okrągłym Stole, aniżeli demokratyczne procedury, obowiązujące w państwie prawa. Lat symbolizowanych dziwną zażyłością ludzi, stojących kiedyś po przeciwnych stronach barykady. Lat skutecznego przenikania funkcjonariuszy tajnych służb PRL do polityki i gospodarki. Lat, w których głoszący w prezydenckiej kampanii wyborczej konieczność zdecydowanego przyspieszenia procesu zrywania z komunistyczną przeszłością Wałęsa oparł się po jej wygraniu na ludziach głęboko w nią uwikłanych.
Tutaj nie ma żadnych wątpliwości. Jeśli nawet prezydent nie naginał prawa, aby móc zajrzeć do interesujących go teczek, to z pewnością łamał je, oddając te materiały mocno zdekompletowane. Teraz tłumaczy, że nie było w nich nic interesującego, albo że to on nie on powyrywał kartki przed zwróceniem do archiwum UOP. Skoro uznał je za mało wartościowe, to po co dokonał w nich takiego spustoszenia? A pełną odpowiedzialność za to ponosi on sam, ponieważ to jego podpisy znajdują się na pismach kwitujących odbiór i wydanie teczek. A komu je pokazywał i komu pozwalał w nich grzebać, to już wyłącznie jego problem.
Pisałem kiedyś w "Gościu Niedzielnym", że rozpalający ogromne emocje spór o pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest tak naprawdę sporem o PRL. Ci, którzy nadal widzą w nim zdrajcę, uważają Polskę Ludową za swoją jedyną ojczyznę i z niechęcią patrzą na przemiany zapoczątkowane w 1989 roku. Ci, dla których jest on bohaterem (albo przynajmniej oficerem, który w określonej sytuacji otrzymania dostępu do supertajnych sowieckich dokumentów uznał za swój patriotyczny obowiązek przekazać je Amerykanom) cieszą się, że mogli - również dzięki niemu - dożyć chwili zrzucenia przez Polskę komunistycznego jarzma.
Książka Cenckiewicza i Gontarczyka pomogła wielu rodakom uwiadomić sobie, że spór o Wałęsę ma podobny charakter, zwłaszcza w odniesieniu do okresu jego prezydentury, aczkolwiek duży wpływ na sposób jej sprawowania mogły mieć te fakty z lat młodości, które tak bardzo (często wręcz histerycznie) stara się on teraz zanegować.
Ci, którzy uznają, że bohaterski zwycięzca komunizmu ma wyłącznie czyste karty w swej biografii, a belwederski okres jego życiorysu nie miał żadnego związku z aktami TW "Bolka", wyśmiewają opinie o rzekomym układzie, w jaki był wplątany, widząc w III RP demokratyczne państwo prawa. Ci, którym nie w smak takie brązownictwo i chcieliby poznać prawdę, pozwalającą na wyjaśnienie wielu zagadek naszej najnowszej historii, mających prawdopodobnie uwarunkowania w czasach PRL, widzą w Wałęsie człowieka o kilku obliczach, pieczętującego z początkiem lat 90. niejasne związki byłych opozycjonistów z ich dawnymi prześladowcami i uniemożliwiającego uczciwe rozliczenie przeszłości.
Żeby dotrzeć do owej prawdy trzeba brać pod uwagę wszystkie możliwe źródła, także dokumenty wytwarzane przez tajne służby z epoki komunizmu. Nie można widzieć dziejów Polski po 1945 roku wyłącznie oczami bezpieki (taki zarzut jest jednak z gruntu chybiony, bo żaden z poważnych historyków i archiwistów nie popełnia błędu jednostronności, konfrontując ze sobą wiele dokumentów i wypowiedzi świadków badanych zdarzeń), ale bez dokładnej analizy pozostałości po niej nie da się napisać rzetelnej pracy naukowej.
Spór o to, czy Lech Wałęsa był "Bolkiem" może trwać jeszcze długo, a może zostać rozstrzygnięty dosyć szybko, również dzięki książce Cenckiewicza i Gontarczyka. Spór o kulisy jego prezydentury daleki jest natomiast od zakończenia, ponieważ zbyt wielu czynnym jeszcze politykom zależy na tym, aby ukryć role, jakie odgrywali w pierwszych latach III RP. A że często były one rozpisane przez ich (również aktywnych po 1989 roku) oficerów prowadzących dużo wcześniej, nie mamy się co łudzić, że pełna prawda szybko wyjdzie na jaw.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:47 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

O właściwej kolejności
Przed wielu laty, kiedy byłem jeszcze młodym instruktorem harcerskim, dyskutowaliśmy w rówieśniczym gronie, które umiejętności (tzw. techniki) skautowe są bardziej, a które mniej ważne oraz przydatne w codziennym życiu.
Jedni uważali, że na pierwszym miejscu należy umieścić w tej hierarchii terenoznawstwo, drudzy opowiadali się za samarytanką (niesienie pierwszej pomocy rannym), jeszcze inni bronili pionierki, czyli sztuki budowania obozowych sprzętów.
I wtedy głos zabrał starszy wiekiem i harcerskim doświadczeniem instruktor. Powiedział mniej więcej tak:
- Wyobraźcie sobie, że znajdujecie w lesie nieprzytomnego człowieka. Co robicie najpierw? Oczywiście staracie się ustalić, co mu jest i udzielić pierwszej pomocy. Następnie sporządzacie prowizoryczne nosze albo kule z drewna, by wynieść go bądź wyprowadzić z lasu. Później orientujecie się w terenie, by znaleźć drogę wyjścia. A kiedy już go niesiecie albo prowadzicie, on jest zaś już przytomny, to możecie mu wtedy opowiadać o najciekawszych wydarzeniach z dziejów harcerstwa.
W ten obrazowy sposób pokazał nam hierarchię ważności skautowych umiejętności w ich praktycznym zastosowaniu. A my wszyscy zgodziliśmy się, że miał rację.
Ta historia przypomina mi się, ilekroć słyszę rozważania o potrzebie zagłębiania się w meandry duszy byłych tajnych współpracowników komunistycznych służb specjalnych. Szczegółowo roztrząsa się ich moralne dylematy, pochylając się z troską nad wewnętrznym dramatem, jaki przeżywali, donosząc na swoich przyjaciół. Widzi się w nich głównie ofiary totalitarnego reżimu, a nie współsprawców zbrodni na własnym narodzie.
Nie neguję potrzeby prowadzenia takich rozważań, ale protestuję przeciwko czynieniu z nich najważniejszego tematu w dziedzinie rozliczania peerelowskiej przeszłości. Na pierwszym miejscu powinno się bowiem stawiać w naszych dyskusjach krzywdy, jakich doznali ci, na których donoszono (oraz sposoby zadośćuczynienia im), a nie etyczne wątpliwości donosicieli, z których spora część nie wydaje się zresztą specjalnie wstrząśnięta własnymi dokonaniami sprzed kilkudziesięciu lat (jak choćby Lesław Maleszka). Aby zostać kapusiem trzeba być bowiem osobnikiem moralnie obojętnym, co często łączy się z tendencją do podejmowania działań, zasługujących na określenie ich jako podłych.
W drugiej kolejności warto się zastanawiać nad tym, jakie miejsce mogą zająć w przestrzeni publicznej niepodległego państwa byli agenci. Nie wszystko reguluje bowiem w tej materii ustawa lustracyjna. Wiele interesujących przemyśleń mogliby tu wnieść socjologowie, psychologowie, historycy.
Dopiero na samym końcu widzę miejsce na wgłębianie się w pokrętne sumienia (jeżeli je w ogóle posiadają) ludzi pokroju Maleszki. Poświęcanie im zbyt wielkiej uwagi znajduje uzasadnienie co najwyżej w literaturze, która chętnie żywi się biografami zbrodniarzy i łajdaków. W codziennym życiu nie warto poświęcać im jednak nadmiernej ilości czasu, w dodatku kosztem ważniejszych zagadnień.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:48 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Fałszywy prorok Turnau
Mogłoby się wydawać, że nagłośniony dzięki wyemitowanemu przez TVN filmowi pt. "Trzech kumpli" przypadek zdemaskowanego agenta peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa Lesława Maleszki powinien dać wiele do myślenia wszystkim, nawet najbardziej zawziętym przeciwnikom lustracji.
Ale nie dał. Oto specjalista "Gazety Wyborczej" od spraw religii, Jan Turnau, wziął na łamach wydawanego również przez Agorę bezpłatnego, masowo kolportowanego na ulicach wielkich miast (a więc mającego sporą poczytność) dziennika "Metro" w obronę księdza Michała Czajkowskiego. Przywołując postać tego niezwykłego - w jego ocenie - kapłana, w którym Polacy zobaczyli "Kościół Jana XXIII i Jana Pawła II, dialogu z innymi chrześcijanami, Żydami i całym światem" wyraził ubolewanie, że tak wspaniałego duszpasterza "dosięgła dzika lustracja".
Turnau ma za nic udokumentowaną współpracę ks. Czajkowskiego z komunistyczną bezpieką, nie bierze pod uwagę nawet tego, że dobrowolnie wycofał się on z życia publicznego (którego był przez wiele lat aktywnym uczestnikiem) i nie zakwestionował stawianych mu zarzutów. Pisze wprawdzie, że "Michał przyznał się do grzechów, słabości i naiwności", ale puentuje to w zdumiewający sposób: "naiwny jest na pewno, jeżeli przez to rozumieć zasadę, że księdzu nie wolno odmówić żadnej prośbie o pomoc". I precyzuje, że może chodzić o "pomoc nie tylko duchową, choć tę przede wszystkim".
Trudno to rozumieć inaczej niż jako przyzwolenie na udzielanie pomocy SB (mówiąc wprost: donoszenie na bliźnich). No bo skoro jakiś funkcjonariusz poprosił jakiegoś księdza o przysługę w postaci poinformowania go, kto z jego znajomych judzi przeciw reżimowi, to nie powinien on - zgodnie z tezą Turnaua - odmawiać, ale opowiedzieć wszystko, co wie na ten temat.
Idąc dalej tym tropem należałoby uznać za obowiązek kapłana przyłożenie ręki do każdej zbrodni, o współudział w której zostanie poproszony, skoro "księdzu nie wolno odmówić żadnej prośbie o pomoc", niekoniecznie duchowej.
Rubryka, w której ukazał się ten kuriozalny tekst nosi tytuł "Jan Turnau do młodych". Zaiste, piękne wychowawcze przesłanie kieruje do polskiej młodzieży publicysta "Gazety Wyborczej". Czyżby - jako jej fachowiec od problemów religijnych - nie znał on ewangelicznego napomnienia: "roztropnymi bądźcie"?

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:49 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Ketmani są nadal wśród nas
„Dwudziestokilkuletni fotograf z >Wyborczej> opowiadał mojej znajomej o doskonałym redaktorze Maleszce, do którego ustawiają się kolejki gazetowych autorów. Zwróciła mu uwagę, że ten wybitny redaktor był także agentem SB.
No i ma jeszcze taką fascynującą przeszłość – podsumował fotograf.”
Powyższy cytat pochodzi z artykułu Bronisława Wildsteina pt. „Film o śmierci, zdradzie i nieodkupionych winach” („Rzeczpospolita”, 25.VI). Ową znajomą jest Liliana Batko-Sonik, która w telewizyjnym wywiadzie przytoczyła jeszcze jedno zdanie, jakie padło wówczas z ust młodego fotografa, kiedy uświadomiła go, kim był Maleszka w przeszłości: „niektórzy mają mu to za złe”.
Oto może najbardziej przerażające pokłosie postawy, przyjętej przez warszawsko-krakowski salon w stosunku do lustracji. Negując potrzebę „babrania się w ubeckim szambie” i przyjmowania postawy „pornografów przeszłości” (takie epitety do dzisiaj słyszy Liliana Sonik od części dawnych znajomych z przedsierpniowej opozycji), doprowadził on do całkowitego pomieszania i zakłamania najprostszych pojęć moralnych.
Skoro były minister spraw wewnętrznych, długoletni zastępca redaktora naczelnego sprawującego do początku lat 90. ubiegłego wieku (kiedy wybuchła „wojna na górze”) niekwestionowany rząd nad duszami uczciwych, przeciwstawiających się nieprawościom komunizmu Polaków „Tygodnika Powszechnego” Krzysztof Kozłowski mówi w filmie „Trzech kumpli”, że przyznanie się Maleszki do współpracy z bezpieką i donoszenia na przyjaciół to jeszcze nie powód do nadmiernego krytykowania go, bo trzeba byłoby mu udowodnić te zarzuty przed sądem, to jak mają patrzeć na życie społeczne młodzi ludzie, wyczuleni na moralne wartości i nauczeni, że zawsze należy bezkompromisowo nazywać po imieniu zdradę i fałsz?
Czy inteligentni ludzie pokroju Kozłowskiego, który w 2001 roku, po opublikowaniu demaskującego Maleszkę oświadczenia byłych działaczy Studenckiego Komitetu Solidarności powiedział krakowskim gazetom, że jest to zaszczuwanie człowieka i zaczął zbierać podpisy pod listem w jego obronie (!) naprawdę nie zdają sobie sprawy, jak wielki zamęt wprowadzają do życia publicznego? Czy ci, którzy – jak opowiadała Liliana Sonik we wspomnianym wywiadzie – nadal nie chcą podawać jej ręki za to, że stosuje „esbeckie metody” w stosunku do Maleszki i innych ujawnionych donosicieli nie mają świadomości etycznego spustoszenia, jakie sieją w sumieniach młodych Polaków?
Takie zachowanie osób pretendujących do odgrywania dzisiaj roli moralnych autorytetów nie da się wytłumaczyć ani ich wielkodusznością ani chrześcijańskim miłosierdziem (nie okazują ich bowiem w stosunku do ofiar agentów SB). Być może wynika ono z tego, że sami byli kiedyś uwikłani we współpracę z bezpieką albo w tuszowanie jej zbrodni po dojściu do władzy w 1989 roku i nadal pozostają ketmanami.
Przez długie lata „Gazeta Wyborcza”, „Tygodnik Powszechny”, „Polityka” i wiele innych mediów występowało w roli moralnych, społecznych oraz politycznych przewodników narodu, na różne sposoby dezawuując poglądy inaczej spoglądających na potrzebę rozliczenia peerelowskich przeszłości rodaków, zepchniętych ze swymi opiniami do niszowych pism prawicy i określanych z poczuciem wyższości oraz pogardy mianem „oszołomów”.
Doskonale pamiętam, z jakim ostracyzmem spotykały się w pierwszej połowie lat 90. dwa dzienniki, oddające łamy ludziom myślącym inaczej niż Kozłowski, Michnik, Maleszka i przeciwstawiające się taktyce „grubej kreski” oraz – co jeszcze ważniejsze – moralnego relatywizmu. Były to „Czas Krakowski” i „Nowy Świat”. Wkrótce upadły jednak, przytłoczone ciężarem politycznie poprawnych mediów, traktujących je jako wstydliwy zaścianek polskiego ciemnogrodu, przepełnionego nacjonalizmem, klerykalizmem, ksenofobią, obskurantyzmem i nietolerancją.
Może emisja „Trzech kumpli” i wywołana nią ożywiona dyskusja w wielu mediach przywróci wreszcie umiejętność właściwego wartościowania moralnego zagubionym w dzisiejszej rzeczywistości młodym Polakom, a honor ludziom, dla których ważne słowa zawsze znaczyły to, co znaczą: prawda jest prawdą, kłamstwo – kłamstwem, a zdrada – zdradą. Ludziom takim, jak Liliana Sonik i Bronisław Wildstein, który pięknie napisał w cytowanym wyżej artykule:
„Świat, w którym zakwestionowano zdradę, jest światem, w którym zakwestionowana jest moralność. Zdrada jest rewersem moralności, złamaniem jej podstawowych zasad. Jeśli nie jesteśmy tego w stanie potępić, a nawet rozpoznać, to jak możemy wyznaczyć zasady i trzymać się ich?”

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:49 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Oratorskie beztalencia w PiS
W polityce nie wystarczy mieć rację, albo przynajmniej godne uznania własne zdanie w jakiejś sprawie. Trzeba jeszcze umieć przedstawić je opinii publicznej w sposób równie sugestywny, jak atrakcyjny, zwłaszcza w polemice z reprezentantami innych partii. Kto nie opanował tej trudnej dziedziny, jest skazany w dzisiejszych czasach na medialną, a co za tym idzie polityczną porażkę, choćby nawet widzowie, radiosłuchacze i czytelnicy prasy podświadomie czuli, że to jego poglądy są słuszne.
Nie każdy uczestnik życia publicznego musi być od razu wytrawnym mistrzem erystyki, ale brak elementarnych umiejętności w sztuce prowadzenia sporów dyskwalifikuje go jako liczącego się dyskutanta. Nawet dysponując znakomitymi argumentami merytorycznymi, przegra on niemal zawsze z posiadaczem słabszych, który potrafi jednak zbić go nimi z tropu, ośmieszyć, przycisnąć do muru, po prostu wywrzeć lepsze wrażenie na obserwatorach słownego pojedynku.
Każda partia stara się oczywiście delegować do popularnych programów telewizyjnych i radiowych oraz do udzielania wywiadów prestiżowym tytułom prasowym najbardziej wymownych członków swego kierownictwa. Bardzo często okazuje się jednak w praktyce, że jej ławka "złotoustych" jest wyjątkowo krótka. Nie wystarczy bowiem brylować we własnym gronie, trzeba umieć przenieść swoje umiejętności na szersze forum, a z tym bywa różnie.
Na nadmiar oratorskich talentów nie może z pewnością narzekać Prawo i Sprawiedliwość. Główne ugrupowanie opozycyjne wysyła do boju - podobnie zresztą jak ich polityczni rywale - w kółko te same osoby, które przynoszą mu jednak więcej strat niż korzyści w oczach opinii publicznej.
Aż żal bierze, kiedy patrzy się na żenujące popisy Nelly Rokity, Jolanty Szczypińskiej, Joachima Brudzińskiego, Karola Karskiego, Marka Kuchcińskiego, Przemysława Gosiewskiego, czy Zbigniewa Ziobry. Rozumiem, że mogą mieć oni problemy z dotrzymaniem pola takim mistrzom ciętej riposty, jak Stefan Niesiołowski, Ryszard Kalisz lub Jan Widacki (cokolwiek by nie sądzić o poglądach tychże), ale jeśli nagminnie wypadają zdecydowanie gorzej od mało na ogół błyskotliwych i niezbyt rozgarniętych liderów Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, to Jarosław Kaczyński powinien poważnie zastanowić się nad zmianą garnituru dyżurnych dyskutantów.
Obawiam się tylko, iż trudno mu będzie znaleźć lepszych. Mimo to warto jednak, by uważnie rozejrzał się po szeregach własnej partii, dokonując przeglądu pod tym kątem także tylnych ław parlamentarnych. Być może drzemią tam (niekiedy w dosłownym sensie) jakieś nie odkryte do tej pory talenty? Nieźle radzący sobie w polemicznych bojach Jacek Kurski, Tadeusz Cymański i Zbigniew Wassermann muszą otrzymać wsparcie.
Stare powiedzenie głosi, że "jak cię widzą, tak cię piszą". Nie można więc dobrze wróżyć formacji politycznej, która zbyt często kompromituje się w mediach.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:50 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Czy będzie ekshumacja zwłok generała Sikorskiego?
Wciąż nie ma jeszcze decyzji metropolity krakowskiego, księdza kardynała Stanisława Dziwisza, w sprawie ewentualnej ekshumacji zwłok generała Władysława Sikorskiego celem dokonania ich autopsji przez specjalistów z zakresu medycyny sądowej.
Trwa natomiast ożywiona dyskusja w krajowych mediach na temat przyczyny śmierci premiera rządu RP i Naczelnego Wodza Wojska Polskiego. Większość historyków twierdzi, że nastąpiła ona w wyniku zamachu, którego sprawcami mogli być albo Anglicy, albo Sowieci.
Dariusz Baliszewski, autor przygotowywanego przez TVN serialu filmowego pt. "Generał" jest przekonany, że Sikorski został uduszony w pałacu gubernatora Gibraltaru przez polskich oficerów, działających na zlecenie Anglików. Profesor Tomasz Nałęcz uważa taką tezą za absurdalną, twierdząc że dla Winstona Churchilla polski premier był bardzo wygodnym i lojalnym partnerem politycznym. Dla podobnie myślącego profesora Jana Ciechanowskiego najbardziej prawdopodobną jest hipoteza o zamachu, dokonanym przez sowieckie służby specjalne, aczkolwiek nie wyklucza on również katastrofy lotniczej jako przyczyny śmierci Sikorskiego i jego świty.
Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa jest gotowa do zajęcia się organizacją ekshumacji, jeśli zapadnie decyzja o otwarciu wawelskiego sarkofagu. Krakowski Instytut Medycyny Sądowej gwarantuje przeprowadzenie badania zwłok Sikorskiego zgodnie z najnowocześniejszymi osiągnięciami w tej dziedzinie i udzielenie wiążącej odpowiedzi na pytanie, czy przyczyną śmierci było uduszenie, rana postrzałowa, czy też obrażenia będące skutkiem wypadku lotniczego.
Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie oraz Rada Kombatantów i Osób Represjonowanych przy wojewodzie małopolskim poprosiły kard. Dziwisza o wydanie zgody na ekshumację.
Głos zabrał także Lech Wałęsa, który pełnił przed 15 laty urząd prezydenta RP. Odnosząc się do stawianego przez wiele środowisk i naukowców pytania, dlaczego ciało generała nie zostało przebadane w 1993 roku, kiedy przewożono je z Newark na Wawel, zanegował nagminnie powtarzaną wersję, że nie zgodzili się na to Brytyjczycy, mówiąc krakowskiemu "Dziennikowi Polskiemu":
"O nieotwieranie trumny ze zwłokami generała Władysława Sikorskiego nie prosiła mnie ani królowa Elżbieta II i jej małżonek książę Filip, ani rząd brytyjski. Tym samym nic nie mogłem Brytyjczykom obiecać. Było odwrotnie. To ja wtedy wydałem polecenie generałowi Tadeuszowi Wileckiemu, szefowi Sztabu Generalnego, by zarządził otwarcie trumny i zbadanie szczątków generała Władysława Sikorskiego. Niestety, Wilecki nie wykonał mojego polecenia. Uszło mu to na sucho, bo za dużo miałem wówczas na głowie i nie dopilnowałem tej sprawy."
Jak dla mnie, jest to dosyć zadziwiająca wypowiedź byłej głowy państwa. Czyżby w tak ważnej i prestiżowej, będącej przedmiotem zainteresowania wszystkich mediów sprawie gen. Wilecki mógł dopuścić się jawnej niesubordynacji i nie ponieść za to żadnych konsekwencji? A może Wałęsa nadal chroni stronę brytyjską, nie chcąc pozwolić na dalsze rozprzestrzenianie się podejrzeń, że Londyn miał wówczas ogromny, nieformalny wpływ na Warszawę?
Pytany przez dziennikarzy o opinię w sprawie ekshumacji kard. Dziwisz powiedział, że taki wniosek o ekshumację musi być dobrze udokumentowany i oczekuje pisma od najwyższych władz państwowych. Zasugerował także potrzebę zwrócenia się do rodziny generała z zapytaniem o zdanie.
- My jesteśmy stróżami, groby na Wawelu należą do całej Polski. Nie mogę sam za to brać odpowiedzialności. Jest to sanktuarium narodowe i nie możemy arbitralnie decydować - dodał, przypominając, że do tej pory nie wpłynęła jeszcze na jego ręce żadna formalna prośba o wyrażenie zgody na ekshumację.
Wywołana niejako przez metropolitę krakowskiego, głos zabrała na łamach "Gazety Wyborczej" Ewa Wojtasik, wnuczka siostry Władysława Sikorskiego, czyli jego najbliższa żyjąca krewna. Popiera ona projekt ekshumacji, ale pod warunkiem ujawnienia nowych dowodów i poważnych przesłanek na rzecz tezy o zamachu. Przypomniała, że jest w posiadaniu listu od wdowy po generale, Heleny Sikorskiej, w którym podejrzewa ona o spowodawanie śmierci jej męża i córki Zofii Sowietów. Jest także gotowa poddać się badaniom DNA dla porównania z materiałem genetycznym pobranym ze zwłok, jeśli dojdzie do autopski zwłok, chociaż nie jest przekonana o jej konieczności i wolałaby, żeby doczesne szczątki jej wuja pozostawić w spokoju, a domagać się otwarcia londyńskich i moskiewskich archiwów, zawierających materiały na temat wydarzeń, jakie miały miejsce 4 lipca 1943 roku w Gibraltarze.
Za uzasadnioną uważa natomiast ekshumację generała Andrzej Kamieniecki, oficer kawalerii, prawnik, członek grupy, która identyfikowała zwłoki Sikorskiego w 1943 roku i w 1993 roku. Nie zauważył wówczas śladów po postrzale, ale zastrzega, że widział tylko głowę, reszta ciała przykryta była kocem.
"Dziennik Polski" zapytał kancelarie prezydenta i premiera RP, czy w ślad za ustnymi deklaracjami poparcia zgłoszonego ostatnio przez warszawskie Towarzystwo Miłośników Historii pomysłu ekshumacji zwłok generała Władysława Sikorskiego przez Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska pójdą stosowne pisma do kard. Dziwisza. Redakcja nie otrzymała jednak na razie żadnej odpowiedzi.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:


Zostawmy Norwida w Paryżu
Sprowadzać doczesne szczątki wielkich Polaków na łono ojczyzny, czy też pozostawiać je tam, gdzie zostały ongiś pogrzebane, traktując ich groby jako swoisty ślad obecności naszych rodaków w wielu miejscach na całym świecie?
To pytanie powraca zawsze, kiedy pada propozycja sprowadzenia zwłok kolejnego koryfeusza polskiej nauki lub kultury z ziemi obcej do rodzimej. Ostatnio przedmiotem takiej dyskusji stał się Cyprian Kamil Norwid. W jego przypadku mamy jednak do czynienia z dodatkowym problemem: nazywany często czwartym wieszczem poeta spoczął w zbiorowym grobie na paryskim cmentarzu Montmorency. Istnieje więc poważna obawa, że można by przez pomyłkę sprowadzić do Polski prochy zupełnie innej osoby.
Przeciwnicy tej inicjatywy przypominają kompromitację, jaką było przywiezienie z wielką pompą na zakopiański cmentarz na Pęskowym Brzyzku szczątków anonimowej Ukrainki zamiast Witkacego. Zwolennicy podkreślają, że w wierszach Norwida wyraźnie brzmi tęsknota za ojczyzną, a więc należy mu się pochówek w Polsce, najlepiej w królewskiej nekropolii na Wawelu lub w narodowym panteonie na Skałce.
Osobiście przychylam się do opinii tych pierwszych. Skoro nie jest praktycznie możliwe wydobycie z paryskiej mogiły prochów autora "Promethidiona", lepiej pozostawić je tam, gdzie się znajdują. Na Wawelu jest już poświęcona mu pamiątkowa tablica, a pod nią urna z ziemią ze zbiorowego grobu (w prestiżowym sąsiedztwie krypty pod wieżą Srebrnych Dzwonów - miejsca wiecznego spoczynku Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego). I to powinno wystarczyć jako przejaw ogromnego szacunku dla wielkiego twórcy.
Zgadzam się więc z posłem Kazimierzem Kutzem, który podczas posiedzenia sejmowej komisji kultury, zajmującej się propozycją sprowadzenia szczątków Norwida do Polski powiedział:
- Dla uczczenia jego pamięci warto by się głębiej pochylić nad jego twórczością, przybliżyć ją współczesnemu czytelnikowi. Byłoby to o wiele lepsze niż grzebanie w ziemi.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Przesadny Wałęsa
Jest powszechnie przyjęte, że o zmarłych mówi się tuż po ich śmierci wyłącznie dobrze. Na rzetelną ocenę życiowego dorobku każdego człowieka trzeba nieco odczekać, bo w obliczu zgonu chcemy widzieć w jego biografii tylko jej jasne strony.
Tak jak należy zachować powściągliwość w krytyce, tak trzeba również pilnować się, aby nie przesadzić z nazbyt wielkimi słowami, wypowiadanymi w hołdzie zmarłemu, bo przesadne ich użycie może wywołać odwrotny do zamierzonego efekt i sprowokować do zabrania głosu tych jego przeciwników, którzy wcześniej dyskretnie milczeli.
Bardzo podobała mi się w tym względzie postawa eurodeputowanego Marcina Libickiego, który nie dał się wciągnąć dziennikarzowi TVN 24 w niestosowną w dniu śmierci jego polskiego kolegi z Parlamentu Europejskiego, profesora Bronisława Geremka, debatę o różnicach w ich poglądach politycznych. Nie negując istnienia znacznych rozbieżności w widzeniu wielu spraw z tragicznie zmarłym zdecydowanie powiedział, że czas na taką dyskusję przyjdzie dopiero a kilka tygodni lub nawet miesięcy.
Zupełnie inaczej zachował się natomiast Lech Wałęsa, który chcąc chyba przebić wszystkich wychwalających zasługi prof. Geremka polityków wyraził się o nim: "to drugi człowiek za Ojcem Świętym o takim horyzoncie i takich możliwościach". I żeby nie było żadnych wątpliwości, dodał: „był największym Polakiem w XX wieku, największym patriotą i intelektem”.
Takie sformułowania musiały natychmiast wywołać ostre repliki przeciwników tak Geremka, jak i Wałęsy. Były prezydent RP powinien sobie zdawać sprawę, że publiczne nazwanie kogoś największym Polakiem minionego stulecia jest tyleż efektowne, ile ryzykowne. Podziwiam natomiast jego skromność i pokorę, bo byłem do tej pory przekonany, że w takiej roli obsadził on już dawno samego siebie, ewentualnie ex aequo z Józefem Piłsudskim. A tu, proszę, odstępuje ten zaszczyt prof. Geremkowi.
Nie były to zbyt dobrze przemyślane słowa. Trudno usprawiedliwiać je spontanicznością i emocjami, ponieważ padły wiele godzin po śmierci osoby, której dotyczyły. Obawiam się, że chcąc jak najlepiej uczcić wielkie zasługi Bronisława Geremka, poniesione w służbie Rzeczypospolitej, Lech Wałęsa osiągnął ten właśnie odwrotny efekt, o jakim pisałem wyżej.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:52 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Ludobójstwo czy holokaust?
Na marginesie zorganizowanych w Warszawie 11 lipca przez środowiska kresowe uroczystości z okazji 65. rocznicy rzezi wołyńskiej, powrócił spór o to, czy popełnione wówczas i później przez ukraińskich nacjonalistów zbrodnie na Polakach można nazwać holokaustem, ewentualnie ludobójstwem.
Kresowiacy, którzy przeżyli tragedię Wołynia, Podola i innych ziem wschodnich II Rzeczypospolitej nie mają najmniejszych wątpliwości, że są to adekwatne określenia, ponieważ nasi rodacy ginęli z rąk banderowców tylko za to, że byli Polakami, podobnie jak Niemcy planowo mordowali Żydów tylko za to, że byli Żydami.
Dlatego też organizatorzy warszawskich uroczystości rocznicowych byli mocno zawiedzeni, że w odczytanym w ich w trakcie przesłaniu od Prezydenta Rzeczypospolitej nie znalazło sie słowo "ludobójstwo", zastąpione eufemistycznym sformułowaniem: "tragedia Wołynia i Kresów Południowo-Wschodnich". Szczególnie oburzył ich ten fragment:
"Przed 65 laty zniszczona została wieloetniczna społeczność Wołynia, tworzona przez sześć wieków wspólnej obecności. Śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy Polaków - mężczyzn i kobiet, dzieci i starców. Na zawsze zniknął z powierzchni ziemi wszelki ślad po tysiącu polskich wsi, spalono i zburzono kościoły i cmentarze, zniszczono polskie instytucje życia społecznego i kulturalnego. Ci, którzy zdołali się uratować, zostali ograbieni z dorobku życia swojego i wielu pokoleń przodków.
Tragedia Wołynia była przełomowym momentem zagłady polskich Kresów - unicestwienia w wyniku II wojny światowej tej części naszej narodowej historii i tradycji. Po dziś dzień stanowi ona jednak bezcenny element polskiej tożsamości i duchowego dziedzictwa, w polskich sercach trwa bowiem nadal pamięć. Dzięki tym, którzy ocaleli, i ich potomkom, dzięki wysiłkom organizacji Kresowian pomimo upływu czasu oraz przemilczania tego rozdziału naszych dziejów Polacy wciąż pamiętają o rozmiarach tragedii, której 65 lat temu doświadczył polski Wołyń. Tragedii, którą trudno zrozumieć, z którą nie można się pogodzić, o której nie można zapomnieć."
- Czy Wołyń nawiedziła w lipcu 1943 roku jakaś klęska żywiołowa: powódź albo trzęsięnie ziemi? Jak to możliwe, że Pan Prezydent nie potrafi, czy też nie chce wprost powiedzieć, kto nas mordował, unicestwiał grabił, i zmuszał do porzucenia rodzinnych stron? Czy zostaliśmy może przehandlowani za Euro 2012, czy też za korzystne kontakty gospodarcze z Ukrainą? - pytali rozżaleni kresowiacy.
Przeciwko używaniu określenia "holokaust" na popełnione przez Ukraińską Powstańczą Armię ludobójstwo na Polakach zaprotestował natomiast metropolita lubelski, ksiądz arcybiskup profesor Józef Życiński w wypowiedzi dla Katolickiej Agencji Informacyjnej:
"Ono ubliża zarówno Żydom jak i Ukraińcom, którzy mogą się czuć dotknięci. Żydzi - dlatego, że słowo holokaust wiąże się z ich tragedią i dramatem. Oni jako jedyny naród skazani byli na zagładę za sam fakt bycia Żydami, więc nie można cierpień innych narodów stawiać na tym samym poziomie, operując słowem holokaust jako synonimem tragedii."
Polemikę z nim podjął ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, wywodząc że cele, jakie stawiała sobie Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów - której zbrojnym ramieniem była UPA - w stosunku do Polaków niczym nie różniły się od zamiarów, powziętych wobec Żydów przez III Rzeszę Niemiecką.
Duchowny przypomniał, że Polska uznała ludobójstwo Ormian w Turcji, oraz "Wielki głód" za ludobójstwo sowieckiej władzy na Ukraińcach i dlatego dziwi się, że nie chce uznać użyć identycznego określenia wobec tego, co robiła UPA z Polakami. Jego zdaniem rząd RP wychodzi z błędnego założenia, że jeśli będziemy popierać ukraińskich nacjonalistów, to utrzymamy dobre kontakty z Ukrainą. To nie jest zaś dobre założenie, ponieważ politycy nie mogą bać się publicznego wypowiedzenia prawdy o swoim narodzie, nawet jeśli jest ona trudna i może nie podobać się władzom państwa, z którym chce się mieć przyjacielskie stosunki.
Odchodząc od kwestii terminologicznych trzeba odnotować, że kresowiacy poczuli się bardzo dotknięci nieobjęciem ich uroczystości honorowym patronatem przez Prezydenta RP, a także jego nieobecnością podczas rocznicowych ceremonii.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:53 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Strach elity

Niełatwe ma od kilku lat życie elita dawnej opozycji antykomunistycznej, która objęła w 1989 roku władzę w Polsce. Powoli, ale systematycznie ujawniane są bowiem różne jej działania, o których wolałaby ona zapomnieć lub przynajmniej mieć pełną kontrolę nad sposobem przedstawiania ich opinii publicznej.
Przez pierwszych kilkanaście lat w III Rzeczypospolitej obowiązywała - wyznaczana przez środowiska skupione wokół "Gazety Wyborczej" - powszechna i jedynie słuszna wykładnia najnowszej historii Polski, wedle której wszystko, co działo się przed, w trakcie i po rozmowach "okrągłego stołu" stanowiło dziejową konieczność, dobrze zrozumianą i pięknie zrealizowaną przez tych, którzy najpierw prowadzili rozmowy z komunistami, a następnie bezkrwawo przejęli od nich ster rządów.
Jeśli ktoś ośmielał się mieć inne zdanie na ten temat lub występował choćby tylko z krytyką jakiegoś posunięcia któregoś z członków gabinetu Tadeusza Mazowieckiego, uważany był za oszołoma, który nie rozumie obiektywnych praw historii i odreagowuje swoje kompleksy z powodu niedopuszczenia go do nowej elity narodu. Ktoś taki mógł poskarżyć się i ogłosić swój punkt widzenia wyłącznie w niskonakładowych tygodnikach, uważanych przez światłych koryfeuszy z "GW" za niegodne czytania, a co dopiero brania pod uwagę prezentowanych w nich treści.
Od kilku lat zapanowała jednak w tej sferze życia publicznego normalność. Krytyka "solidarnościowej" elity z przełomu lat 80. i 90. ubiegłego wieku przestała być traktowana jako okrutna, niczym niezasłużona niegodziwość, wyrządzana najlepszym córkom i synom ziemi ojczystej. Opiniotwórczy monopol "GW" został definitywnie przełamany, a sądy przeciwne nadal głoszonym na jej łamach poglądom wreszcie - jak w demokratycznym państwie przystało - zyskały należne sobie prawo zaistnienia w publicznym dyskursie.
Ogromną rolę odegrały ostatnio w tej dziedzinie książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" oraz wyemitowany przez TVN film Anny Ferens i Ewy Stankiewicz "Trzech kumpli". Pokazały one poważne zaniedbania, jakich dopuścili się (a mogli tego uniknąć, gdyby przyjęli bardziej stanowczą postawę) członkowie rządu Mazowieckiego w zakresie rozliczania peerelowskiej przeszłości.
Nawet niezbyt zainteresowani najnowszą - czyli wywierającą istotny wpływ na ich losy - historią swego kraju Polacy ujrzeli, z jaką nonszalancją traktowali przejęte po komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa dokumenty tak ważni politycy, jak były prezydent RP Lech Wałęsa i były szef Urzędu Ochrony Państwa, a potem minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski oraz jak jego zastępca Jan Widacki bronił ustalonej jeszcze w 1977 roku wersji śmierci Stanisława Pyjasa jako tragicznego wypadku.
Nic więc dziwnego, że członkowie ówczesnej elity, wciąż czynni w naszym życiu politycznym (choć najczęściej już tylko w roli lansowanych przez Adama Michnika autorytetów), są zaniepokojeni eskalacją informacji o jej zaniechaniach i błędach, a także o nadmiernym spoufalaniu się z takimi "ludźmi honoru", jak generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak.
Wkrótce czeka je zaś kolejna, niemiła niespodzianka. Autorzy książki "SB a Lech Wałęsa" przygotowują bowiem publikację, poświęconą niszczeniu dokumentów bezpieki w latach 1989-1990. Ich nowe dzieło ma być poświęcone nie tylko przedstawieniu suchych faktów, ale także - jak powiedział na konferencji prasowej w Gdańsku Cenckiewicz - "ochranianiu tego procesu przez część tzw. elit solidarnościowych, które wówczas partycypowały we władzy, współtworząc rząd Tadeusza Mazowieckiego" I dodał, że zachowały się "arcyciekawe dokumenty, dotyczące sposobu niszczenia akt SB".
Cenckiewicz i Gontarczyk od roku zbierają też materiały do pracy na temat wywiadu cywilnego PRL. Będą w niej opisane działania m.in. Sławomira Petelickiego oraz Gromosława Czempińskiego, występujących dzisiaj w mediach jako rzekomo neutralni specjaliści od spraw wywiadu i upowszechniających z gruntu fałszywą opinie, jakoby funkcjonował on poza strukturami Służby Bezpieczeństwa.
Nic więc dziwnego, że wielu polityków, przekonywanych przez wiele lat w środowiskach, dla których wyrocznią jest "Gazeta Wyborcza" o tym, że przejdą w chwale na karty historii, z rozdrażnieniem - przechodzącym niekiedy w histerię - reaguje na zapowiedzi ukazywania się takich publikacji. A przecież wystarczy samokrytycznie przyznać, że nie zawsze ma się rację i że ten, kto podejmuje wielkie dziejowe wyzwania może również popełniać nawet rażące błędy, których szczere wyznanie nie jest jednak wcale powodem do wstydu - wręcz przeciwnie, budzi tym większy szacunek dla człowieka, potrafiącego obiektywnie spojrzeć na własną przeszłość.
Tylko jak tu z twarzą zejść z cokołu, na którym zostało się zbyt wcześnie postawionym?

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:54 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Zbędna awantura zamiast wyniosłego milczenia

Gdyby Lech Wałęsa zachowywał się na miarę autorytetu, jakim powinien być dla społeczeństwa były prezydent państwa, jego wezwanie do wszczęcia procedury, zmierzającej do usunięcia Lecha Kaczyńskiego z fotela głowy państwa mogłoby zabrzmieć poważanie, a nie żałośnie.
Ponieważ dał on już jednak w nieodległej przeszłości aż nazbyt wiele dowodów swej niczym niepohamowanej nienawiści do obecnego lokatora pałacu prezydenckiego, można co najwyżej pokiwać z politowaniem głową nad zgłoszoną przezeń propozycją i nie wszczynać wokół niej merytorycznej dyskusji, bo nie jest jej warta.
Wałęsa w emocjonalny sposób zaapelował do Polaków na falach wyjątkowo nieżyczliwej braciom Kaczyńskim oraz Prawu i Sprawiedliwości rozgłośni, jaką jest należące do koncernu medialnego Agory Radio Tok FM, mówiąc: "Referendum, podpisy zbierać, na wymianę prezydenta i na uporządkowanie spraw. My nie mamy wyboru." Prezydenta ocenił w ostrych słowach: "To jest tak daleko chore i niepoważne, że musimy to zrobić. Jak długo będziemy obrażani, poniżani i ośmieszani wobec całego świata?"
Nad taką wypowiedzią należałoby po prostu przejść do porządku dziennego, nie polemizując z nią na poważnie, bo nie zasługuje ona na takie potraktowanie. Niestety, pompatycznie i górnolotnie zareagowała na nią posłanka PiS, Jolanta Szczypińska, przesyłając do Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie w formie przeproszenia działaczy "Solidarności" za Lecha Wałęsę:
"Pragnę przeprosić wszystkich moich znajomych działaczy z Solidarności Podziemnej, kolegów i koleżanki, za to, że umacniałam Was w przekonaniu i głębokiej wierze, że Lech Wałęsa jest człowiekiem honoru i idei a także gwarantem walki o niepodległą, demokratyczna i solidarną Polskę.
Dzisiaj, w świetle ataków skierowanych pod adresem Prezydenta RP oraz również dokumentów IPN-u, tak jak bardzo wielu ówczesnych działaczy opozycji tamtych lat, czuję się głęboko oszukana, zawiedziona a także zażenowana arogancją, pychą, brakiem poziomu elementarnej przyzwoitości i kultury osobistej, jaką dziś reprezentuje człowiek, który dzięki milionom zapomnianych przez niego ludzi Solidarności, otrzymał mandat zaufania zarówno w latach 80., ale także podczas wyborów prezydenckich, niestety stopniowo i konsekwentnie go roztrwaniając."
Do samego Wałęsy Szczypińska apeluje zaś o "opamiętanie się i zaprzestanie dalszej kompromitacji nie tylko swojej osoby, ale także Solidarności".
Teraz w obowiązku poczują się zapewne zabrać głos obrońcy byłego prezydenta, zarówno z "Solidarności", jak i z Platformy Obywatelskiej, która nie omieszka wykorzystać znakomitej okazji do przedstawienia się w pozytywnej roli wspierania autorytetu człowieka, z którego nazwiskiem kojarzone są na świecie wielkie przemiany nie tylko w Polsce, ale i w całej środkowo-wschodniej Europie.
W podobnym duchu wygłoszą swoje sądy również przedstawiciele Polskiego Stronnictwa Ludowego i Sojuszu Lewicy Demokratycznej, z radością kreując się na światłe polityczne umysły, umiejące docenić legendę Wałęsy. Wesprą ich natychmiast zastępy nie cierpiących Kaczyńskich dziennikarzy i publicystów.
Nie będzie to oczywiście podjęcie pomysłu referendum w sprawie odwołania Lecha Kaczyńskiego, ale już same wystąpienia w obronie Wałęsy po tej właśnie jego wypowiedzi dyskretnie wpiszą się w proponowany przezeń scenariusz. Na to będą musieli zareagować czołowi politycy PiS, co oczywiście skłoni Wałęsę do kolejnych ataków na obecną głowę państwa, a także jej brata oraz najbliższych współpracowników.
I tak będzie się rozwijać polemiczna spirala, dopóki tej sprawy nie odsunie w cień jakaś następna, równie barwna, też o skandalicznym posmaku. Polskie życie polityczne nie znosi bowiem próżni, nawet w szczycie wakacyjnego sezonu, a złe emocje sprzedają się w mediach zdecydowanie lepiej od mądrych pomysłów na poprawienie codziennego bytu rodaków.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:55 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Zwalczanie dżumy cholerą

Dzień bez ostrego starcia i wzajemnego obrażania się przez polityków jest w Polsce dniem straconym.
Z takiego założenia wychodzą od dnia ostatnich wyborów parlamentarnych prominentni przedstawiciele Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Trwa więc swoista licytacja, kto komu mocniej i efektowniej przyłoży.
Ostatnio palmę pierwszeństwa przejął Jarosław Kaczyński, który na spotkaniu z mieszkańcami Bytomia powiedział, że tacy ludzi jak senator Kazimierz Kutz powinni być eliminowani z życia publicznego.
Prezes PiS odniósł się w ten sposób do udzielonej "Rzeczypospolitej" fatalnej wypowiedzi reżysera wielu filmów o Śląsku:
"Kaczyńscy to ostatnia runda nacjonalizmu. Kiedy minie dziesięć lat i wreszcie zejdą ze sceny, Polska stanie się na Śląsku abstrakcją. Liczyć się będzie Heimat, matka, dom, kawałek ziemi, sąsiad".
To rzeczywiście skandaliczne słowa. Ale czy dżumę należy zwalczać przy pomocy cholery? Bo w takich kategoriach można potraktować replikę prezesa PiS:
"Tego rodzaju ludzi trzeba z polskiego życia publicznego eliminować, stawiać ich na marginesie, bo tylko na marginesie polskiego życia publicznego mogą być ci, którzy łamią konstytucję, którzy podważają terytorialną integralność Polski, którzy są także - bo i tak można to interpretować - w konflikcie z tym wszystkim, co stanowi polskie prawo karne."
W opinii Kaczyńskiego, skoro szef PO Donald Tusk nie zareagował na słowa Kutza, można domniemywać, że się z nimi zgadza, a "w każdym razie nie ma nic przeciwko".
Według prezesa PiS, sprawa spójności Polski stała się dziś aktualna, bo znów podważa się wartości narodowe i przyjmuje metodę "przepraszania na wszystkich kierunkach". Kaczyński skrytykował "budowanie symetrii" pomiędzy krzywdami wyrządzonymi Polakom przez Niemców, a zorganizowanymi zbrodniami niemieckimi. Według niego część polskich elit odpowiada za wytworzenie atmosfery, w której możliwe jest obarczanie Polaków odpowiedzialnością za nie popełnione zbrodnie.
Nie ulega wątpliwości, że Kutz posunął się - jak to u niego często bywa - za daleko i jego słowa zasługują na zdecydowane potępienie. Nie ma bowiem żadnego usprawiedliwienia dla ludzi podważających terytorialną integralność Rzeczypospolitej. Merytoryczna osnowa jego wywodu dla "Rzeczypospolitej" budzi niesmak i wręcz domaga się ostrej, politycznej repliki. Wypada też mieć nadzieję, że dobrze zapamiętają ją myślący po polsku i od wieków związani z Macierzą Ślązacy, wystawiając Kutzowi odpowiedni rachunek podczas następnych wyborów.
Tak wytrawny polityk jak Kaczyński powinien jednak w pełni zdawać sobie sprawę z możliwych konsekwencji publicznego użycia przezeń każdego słowa, zwłaszcza wykraczającego poza zwyczajowe normy (nawet biorąc pod uwagę ich polską specyfikę).
Kutz negując polskość Śląska, którą sam tak pięknie podkreślał w swoich filmach, może mieć pretensje o narażenie się na pryncypialną krytykę jedynie do siebie. Kaczyński nie pomyślał natomiast, że z całej jego bytomskiej wypowiedzi w społecznej pamięci opinii pozostanie wyłącznie - w dodatku wyrwane z kontekstu - sformułowanie o potrzebie eliminacji (w domyśle: pewnie fizycznej) senatora PO z życia publicznego.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:55 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

To było ludobójstwo

W trwającym obecnie sporze o to, czy zbiorowe mordy, popełniane na polskiej (a także żydowskiej) ludności dawnych kresów wschodnich II Rzeczypospolitej przez Ukraińską Powstańczą Armię można określić mianem ludobójstwa, zabrał głos prawnik, profesor Czesław Partacz z Politechniki Koszalińskiej.
Powiedział on "Naszemu Dziennikowi", że w odniesieniu do tych zbrodni nie należy używać eufemistycznego terminu "eksterminacja", ale "ludobójstwo", ponieważ "ludzi mordowano tylko za to, że byli Polakami, a nie z innych przyczyn".
Podobnie określają te wydarzenia prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej:
"Termin prawny, kategoria prawna, która nas obowiązuje jako prokuratorów, to ludobójstwo. Tak to jest w aktach prawa międzynarodowego określone i takiego też sformułowania używamy. Przy czym należy zaznaczyć, że terminem tym posługujemy się ze względu na znamiona tego przestępstwa. Istnieje bowiem konwencja z 1948 r. o karaniu zbrodni ludobójstwa. Określa ona znamiona, które odpowiadają tej kategorii zbrodni" - powiedział w wywiadzie dla "ND" prokurator Piotr Zając z Lubelskiego Oddziału IPN, zajmującego się ukraińskim ludobójstwem na kresach.
"Eksterminacja, rzezie, likwidacja - są to publicystyczne określenia, natomiast prawne - to ludobójstwo. My, prawnicy, zbrodnię ludobójstwa traktujemy jako specyficzną kategorię zbrodni przeciwko ludzkości. Ponadto jest to coś cięższego, o większej wadze gatunkowej niż zbrodnia przeciwko ludzkości. Przy aktach prawa międzynarodowego pojawiają się terminy, które wskazują, na czym polegają zbrodnie przeciwko ludzkości, np. że jest to wytępienie, eksterminacja. Natomiast samą zbrodnię ludobójstwa można zdefiniować jako szczególną kategorię zbrodni przeciwko ludzkości. I nie ma tutaj zamienników w postaci eksterminacji lub innych określeń. Generalnie definicja zbrodni ludobójstwa oznacza wytępianie czy też pozbawianie życia ludzi z powodu ich przynależności narodowej, wyznaniowej bądź politycznej. Brane jest pod uwagę kierunkowe działanie sprawców, którzy dążą do wytępienia w całości lub części określonej grupy ludności z powodu jej odrębności, np. narodowej" - dodał Zając.
Jego opinię podziela dr Antoni Kura, prokurator z Warszawskiego Oddziału IPN, a prof. Partacz wysnuwa wniosek, że "polskie sądy powinny oskarżyć UPA o zbrodnie ludobójstwa, ażeby apologeci tych oddziałów nie mogli traktować UPA jako bohaterów i stawiać im bezsensownych pomników". Zwraca też uwagę, że "ta ideologia żyje na Ukrainie. Czarno-czerwone sztandary, defilady, pieśni upowskie, które się wydaje - o tym, żeby rezać Lachów - to wszystko się upowszechnia i to jest dla nas realne niebezpieczeństwo".
Zaujmująca się tą problematyką od lat dr Lucyna Kulińska, historyk i politolog z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie zwróciła natomiast na łamach "ND" uwagę że zbrodni na Polakach UPA dokonywała na różnych terenach.
"Ale jeśli chodzi o samo ludobójstwo, odbywało się ono mniej więcej w latach 1943-1945. Obejmowało, poza województwem wołyńskim, także obszar Małopolski Wschodniej, czyli województwa: lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie. Sumarycznie liczba ludzi, która tam zginęła w czasie tego ludobójstwa, obejmuje minimum 120 tys. osób, ale w praktyce tych dalszych ofiar było o wiele więcej. Ocaleni ulegali przemieszczeniom, byli wypędzani, prowadzeni w marszach śmierci, część Niemcy wywieźli na roboty. O tych wszystkich ludziach w większości zaginął jakikolwiek ślad. Więc my tych ofiar do końca nie policzymy. Możemy szacować, że razem z tymi osobami, które zginęły na miejscu, może to sięgnąć nawet dwustu tysięcy Polaków. A to już jest hekatomba".
Powyższe opinie wypada zadedykować najwyższym władzom RP, które - tłumacząc się doraźnymi interesami politycznymi - wciąż mają problem, by adekwatnie i zgodnie z prawem nazwać to, co często ukrywają pod neutralnym określeniem "tragedia wołyńska".

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:56 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Rozgoryczenie księdza Zaleskiego, kombatantów i Kresowiaków

Nie milkną echa nieobecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego na obchodach 65. rocznicy rzezi wołyńskiej i nieobjęcia ich patronatem, jak również nieprzyjęciem przez Sejm RP okolicznościowej uchwały, którą zgłosił klub parlamentarny Polskiego Stronnictwa Ludowego; marszałek Bronisław Komorowski nie dopuścił jej pod obrady.
W związku z tym ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski wystosował list otwarty do posłów Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości.
Czytamy w nim:
Premier Donald Tusk w dniu 10 maja 2008 r. w obozie hitlerowskim KL Stutthof powiedział dobitnie mądre słowa: "Prawda jest jedynym fundamentem, na którym może powstać autentyczna przyjaźń i zrozumienie w tej części świata”.
Z kolei pięć lat temu, w dniu 9 lipca 2006 r., Jarosław Kaczyński, ówczesny poseł PiS, powiedział w polskim Sejmie:
"To, co się stało przed 60 laty na Wołyniu, a później w innych częściach Galicji Wschodniej, to było ludobójstwo. To było ludobójstwo w najczystszym tego słowa znaczeniu. To było ludobójstwo na wielką skalę. I każdy, kto nie chce tego powiedzieć, każdy, kto tego po prostu nie mówi, kapituluje przed zbrodnią, zapewnia triumf zbrodniarzom, wykazuje słabość, która zawsze w takich sytuacjach, dziś, jutro albo pojutrze, jest wykorzystywana. (...)
Każdy, kto się cofa, kto wykazuje nieśmiałość choćby poprzez używanie nieadekwatnego języka, nie tylko kapituluje przed zbrodnią, nie tylko dokonuje wielkiego moralnego nadużycia, nie tylko zachowuje się tak, jak przyzwoity człowiek i przyzwoity Polak zachowywać się w żadnym wypadku nie powinien. Godzi także w polskie interesy polityczne."
Natomiast w czasie kampanii wyborczych w 2005 i 2007 r. oba Wasze ugrupowania, wyrastające z tradycji Polskiego Sierpnia 1980 r., szły pod sztandarami przywrócenia pamięci narodowej, tak okrutnie okaleczonej w czasach PRL.
Pomimo tych publicznych deklaracji przywódców obu Waszych partii doszło w ubiegłym tygodniu do żenującego postępowania marszałka Bronisława Komorowskiego i władz klubów parlamentarnych obu Waszych partii, w wyniku czego pod obrady Sejmu nie trafiła uchwała, potępiająca ludobójstwo ponad 100 tysięcy naszych rodaków, pomordowanych w tak barbarzyński sposób na Wołyniu, Galicji Wschodniej oraz Ziemi Lubelskiej, Rzeszowskiej i Przemyskiej przez członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Armii Powstańczej. Uchwała ta miała również ustanowić dzień 11 lipca dniem pamięci narodowej o tych wydarzeniach.
W ten sposób oba Wasze ugrupowania, współdziałając ściśle z postkomunistami, po raz kolejny przyczyniły się do zafałszowania historii oraz wyrządziły ogromną krzywdę tak pamięci narodowej, jak i rodzinom ofiar ludobójstwa. Krzywdą jest też postępowania Pana Prezydenta RP i Pana Premiera oraz Marszałków Izb Parlamentarnych, którzy nie raczyli przybyć osobiście na żadną z uroczystości ku czci pomordowanych Polaków, choć dla innych uroczystości mają zawsze czas.
Zawstydzający był także list Pana Prezydenta RP z dnia 11 lipca 2008 r., zawierający zafałszowany obraz ludobójstwa dokonanego na polskich obywatelach. Do listu tego odnosi się m.in. powyżej zacytowana krytyka, wypowiedziana pięć lat temu przez posła Jarosława Kaczyńskiego.
Jako krewny ofiar ludobójstwa - Polaków pomordowanych w dniu 28 lutego 1944 r. w Korościatynie k. Monasterzysk na Tarnopolszczyźnie i Ormian pomordowanych w dniach 21-23 kwietnia 1944 r. w Kutach nad Czeremoszem na Pokuciu - wzywam Was, wierząc nadal w Waszą uczciwość i miłość do Ojczyzny, do ponownego rozpatrzenia wspomnianej uchwały lub innego dokumentu, który przywróciłby prawdę historyczną o tym ludobójstwie oraz byłby satysfakcją dla Kresowian i ich rodzin, którzy za wierność Polsce zapłacili krwią.
Szanowni Państwo! Polski Sejm przyjął w ostatnim wiele ważnych uchwał, potępiając m.in. ludobójstwo Ormian w Turcji w 1915 r., "Wielki Głód", dokonany przez komunistów w latach trzydziestych na Ukrainie Wschodniej oraz akcję "Wisła" także dokonaną przez komunistów. Dlatego też tym bardziej mam nadzieję, że oba Wasze ugrupowania również i w tej sprawie wzniosą się ponad doraźny interesy polityczne i dotrzymają złożonych obietnic.
Oddanie w formie oficjalnego dokumentu czci polskim męczennikom, a także tym Ukraińcom, którzy pomagali naszym rodakom, oraz nazwanie ludobójstwa po imieniu będzie nie tylko sprawiedliwością dziejową, ale i krokiem milowym w pojednaniu polsko-ukraińskim. Nigdy bowiem żadnego pojednania nie da się zbudować na kłamstwie i przemilczeniu.
Ks. Zaleski jest tak bardzo rozgoryczony postawą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że w kilku publicznych wystąpieniach w ostatnich dniach ogłosił, iż nie będzie na niego głosował w następnych wyborach. Poruszeni są także kombatanci i Kresowiacy, którzy w wielu wypowiedziach dla mediów wyrażali swoje głębokie oburzenie postawą najwyższych władz RP w tej sprawie.
Może właśnie dlatego premier Donald Tusk podjął temat rzezi wołyńskiej w rozmowach ze swoją ukraińską odpowiedniczką - Julią Tymoszenko. Po spotkaniu z nią w Warszawie wyraził w jej i swoim imieniu opinię, że oboje "hołdują zasadzie, aby o sprawach trudnych z historii polsko-ukraińskiej rozmawiać bardzo odważnie i otwarcie, ale równocześnie z delikatnością, jakiej te sprawy wymagają". A szefowa ukraińskiego rządu dodała: "pamięć o ofiarach powinna być godnie uszanowana i tylko wspólne, otwarte podejście do tej sprawy może ją rozstrzygnąć."
Podczas briefingu prasowego w Łazienkach Tusk poinformował, że w związku z uzyskaniem przez Andrzeja Przewoźnika, sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, wstępnego porozumienia z władzami lokalnymi powiatu kowelskiego, zwrócił się do Tymoszenko o pomoc w zorganizowaniu uroczystości upamiętniających ofiary tragedii wołyńskiej.
- Rozumiem i akceptuję rozgoryczenie i działania rodzin na rzecz pamięci tragedii wołyńskiej, ale też proszę o odrobinę cierpliwości. Robię dużo, żeby ta sprawa w porozumieniu ze stroną ukraińską znalazła swój finał taki, jak oczekują na to polskie rodziny - zaznaczył premier.
Również prezydent Kaczyński zdecydował się zabrać głos w tej materii, ale bardziej oszczędnie. Przypominając, że nikt w Polsce nie zrobił tyle dla kombatantów tyle, co on, zdecydowanie określił wydarzenia sprzed 65 lat na kresach wschodnich II RP mianem ludobójstwa, ale dał jednocześnie do zrozumienia, że powiedzenie całej prawdy o nich jest skomplikowane z uwagi na doraźny kontekst polityczny.

Jerzy Bukowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 16, 17, 18  Następny
Strona 2 z 18
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum