Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Autobiografia Tomasza Karwowskiego
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pon Sty 30, 2012 3:51 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tymczasem w marcu 1997 roku zapadły wewnątrz AWS kluczowe decyzje w związku z nadchodzącymi wyborami.

Borowiec:
Cytat:
1 marca 1997 roku – Obradowała Rada Krajowa AWS. W Zarządzie Krajowym AWS grupa Adama Słomki miała 9 członków zarządu, natomiast KPN Leszka Moczulskiego tylko 7.


Wojciech Roszkowski ("Najnowsza historia Polski. 1980-2002", Warszawa 2003):

Cytat:
Na początku marca 1997 r. podzielono udziały w Akcji Wyborczej Solidarność, przy czym ich połowę otrzymał NSZZ "Solidarność", po około 5% - PC i ZChN, nieco mniej KPN Adama Słomki, Federacja Rodzin Katolickich i Ruch Stu Czesława Bieleckiego a jeszcze mniejsze udziały - kilkanaście innych ugrupowań.


W ten sposób marginalizacja KPN w ramach AWS stała się faktem. Doceniony został jednak osobiście Adam Słomka, który wszedł do władz AWS. Doceniono także jego prawą rękę, czyli Tomasza Karwowskiego, który został wiceprzewodniczącym AWS w województwie katowickim.

Karwowski w książce najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z marginalizacji KPN, która już wtedy nastąpiła, zachłystując się swoim i Słomki osobistym sukcesem:
Cytat:
AWS stała się oazą i azylem dla praktycznie wszystkich na prawo od Unii Wolności i skupiła 100 proc. sił patriotycznych i niepodległościowych. Rolę przewodnią w AWS pełnił oczywiście historyczny związek, zaś reszta ugrupowań: partii, stowarzyszeń czy związków (w sumie blisko czterdzieści!), miała – według koncepcji Krzaklewskiego- otrzymać tak zwany parytet swojej wartości. Tak jak jest to w spółce prawa handlowego. Pomysł może i dobry szczególnie po niepowodzeniach Konwentu św. Katarzyny, a także mając w pamięci ogromne ambicje skłóconej między sobą opozycji antykomunistycznej, a teraz anty-postkomunistycznej.

Problem jednak leżał w tym, jak precyzyjnie wymierzyć ów parytet. NSZZ „Solidarność” przyznała sobie 50 procent udziałów, a reszta ugrupowań musiała się zadowolić drugą połową. Pomimo drobnych utarczek udało się ominąć i tę rafę, a nasz KPN [sic! - ML] (bo trzeba pamiętać, że był jeszcze KPN Leszka Moczulskiego) jako jedyny z własną reprezentacją parlamentarną w tej strukturze, zajął de facto drugie miejsce po Solidarności.


Przypomnijmy, że KPN-OP miała nieznacznie mniejszy udział od PC i ZChN i ponad 10-krotnie mniejszy udział od "Solidarności". Jak widać nie była to ani druga, ani siła - raczej trzeciorzędna "siłka".

Biuletyn PiS województwa śląskiego:
Cytat:
26.03.1997 r. Rada Krajowa AWS dokonała wyboru na funkcje wiceprzewodniczących AWS. Zastępcami Mariana Krzaklewskiego zostali Janusz Tomaszewski (NSZZ "Solidarność"), Adam Słomka (KPN-Obóz Patriotyczny), Marian Piłka (ZChN) i Kazimierz Kapera (Stowarzyszenie Rodzin Katolickich). Wobec oporu środowisk tzw. "spółdzielni" i braku poparcia przewodniczącego AWS z kandydowania zrezygnował lider PC Jarosław Kaczyński.

Była to pierwsza porażka PC po kilku miesiącach udanej budowy pozycji w AWS. Środowisko "spółdzielni" w AWS (m.in. J.Tomaszewski, Andrzej Anusz, Tadeusz Kowalczyk, Marek Markiewicz) skupiło głosy udziałów w radzie AWS mniejszych formacji (dwie partie Anusza, trzy klony KPN-OP [chodzi zapewne o organizacje założone i kierowane w tym czasie przez ludzi Słomki: ZZ Kontra, o którym była już mowa oraz o Polski Związek Zachodni i Polską Partię Ekologiczną - Zieloni - ML] oraz , dwa BBWR-y itp.) jak i tzw.katolicko-narodowych (ZChN, KPN-OP, SRK) blokując wybór Kaczyńskiego za zbyt duży wpływ na lidera AWS. Rozpoczął się proces wypychania z AWS historycznych liderów prawicy jak Kaczyński czy Moczulski.

http://www.zapis.w.szu.pl/prawica.php?m=3

Okoliczności "wypchnięcia" Kaczyńskiego z AWS przypomina Karwowski:

Cytat:
Mój szef Adam Słomka [został - ML] wiceprzewodniczącym AWS w kraju. Stało się tak na skutek „samo wykluczenia” Jarosława Kaczyńskiego, który opuścił AWS, choć jego cała partia (PC) pozostała w Akcji. Kaczyński w efekcie kandydował z list Ruchu Odbudowy Polski (ROP). Dlaczego? Bezpośrednim powodem była napięta sytuacja po ujawnieniu w kierownictwie AWS faktu znalezienia rzekomo w archiwach SB „lojalki” Kaczyńskiego z czasów stanu wojennego [Lojalkę Kaczyńskiego ujawnił tygodnik "Nie" w 1993 roku; potem okazało się, że w teczce Kaczyńskiego znajdowały się aż dwie lojalki, które zostały sfałszowane (co orzekł sąd w 1998 roku) i - jak sugerował Jarosław Kaczyński - "podrzucone" do jego teczki po roku 1993 za sprawą ludzi Lesiaka; postępowanie karne w tej sprawie umorzono w 2008 roku z powodu przedawnienia - ML]. Także po rozpuszczaniu nie uzasadnionych pewnie plotek natury osobistej, intymnej. W każdym bądź razie Kaczyński opuszczał AWS w atmosferze, rzec by można, „morowej”.


Sprawa lojalki Kaczyńskiego pokazuje, że tajne służby stosowały najprzeróżniejsze metody nie tylko wobec KPN, ale także wobec innych sił politycznych.

Tymczasem kariera Słomki w AWS jest tym bardziej zaskakująca, że - jak wspomina Karwowski - Marian Krzaklewski miał osobiste powody, aby odczuwać do Słomki niechęć. Otóż za sprawą Karwowskiego (który w tym czasie był prawą ręką Słomki) Krzaklewski przegrał w 1988 roku wybory na szefa Śląsko-Dąbrowskiej "Solidarności".

Przebieg zjazdu regionalnego "Solidarności" w Ustroniu w 1988 roku Karwowski opisuje w sposób następujący:
Cytat:

Byłem delegatem na Zjazd Regionalny mojej komisji zakładowej. Daniel Podrzycki miał mandat z jednej z większych komisji zakładowych z Zagłębia. Niestety, wspomniany już przez wcześniej Michał Luty (człowiek KOR, dziś wiceprezydent Katowic) postanowił dobierać delegatów według własnego klucza. I tak sterował wejściem delegatów, aby część spośród nich po prostu nie wpuścić na zjazd. No i udało mu się. Nie wpuścił między innymi Daniela i jego delegatów z Zagłębia, których bał się jak diabeł święconej wody. Taki to był wstęp do demokratycznych wyborów.

Zjazd obywał się w budowanym jeszcze kościele, w warunkach tak zwanej konspiracji i trwał dwa dni. Wpuszczono około dziewięćdziesięciu delegatów. Byłem w grupie dopuszczonych, a wielu z delegatów to byli moi znajomi ze struktur, którzy nie chcieli podporządkować się ugodowej, niejasnej linii władz Solidarności. Część z nich nawet chciała opuścić Zjazd na znak protestu przeciwko potraktowaniu Daniela i wielu innych niedopuszczonych delegatów. Obliczyłem naszą siłę i nie było tak źle: około dwudziestu, dwudziestu pięciu działaczy KPN (tutaj – delegatów terenowych komisji Solidarności głównie z kopalń ROW) oraz dwanaście osób z Huty Katowice i Koksowni Przyjaźń. Czyli w sumie około trzydziestu pięciu głosów na zjeździe. Proszę zatem zdenerwowanych delegatów o pozostanie, postanawiam bowiem jednak powalczyć na miejscu z manipulacjami Lutego i KOR.W nocy razem z, nazwijmy to, moimi działaczami z KPN liczymy głosy i zawiązujemy koalicję na rzecz wyboru na Przewodniczącego Regionu Janka Górnego. A także tworzymy listę kandydatów do Regionalnej Komisji Wykonawczej. Rozmawiam z Jankiem Górnym, informuję go o koalicji i rozkładzie sił.

Korowcy i ich środowisko z Lutym na czele oraz tak zwana inteligencja wewnątrz Solidarności, czyli Jerzy Buzek i paru innych, których nikt nigdy wcześniej nie widział, preferują swojego kandydata, równie nieznanego Mariana Krzaklewskiego, który był wtedy chyba adiunktem na Politechnice Gliwickiej. Trzecim poważnym kandydatem ma być Alojzy Pietrzyk – działacz Solidarności z Jastrzębia, górnik o dość radykalnych poglądach, z którymi raczej bliżej mu do KPN niż do KOR. Rozpoczyna się zgłaszanie kandydatur. Padają nazwiska Krzaklewskiego i Pietrzyka… Wtedy wstaje nasz delegat zgłaszając Górnego. Jednak ten wstaje i odmawia kandydowania! Przecieram oczy ze zdziwienia, wśród wielu delegatów dezorientacja. Prosimy o przerwę i po ciężkich bojach udaje się ją wywalczyć.

Pytam więc Górnego: co się właściwie stało? A on oświadcza mi, że z tymi sk...mi nie chce mieć nic wspólnego, bo to gnój i agentura. I dalej wyjaśnia mi całą sytuację. Otóż tuż przed zgłaszaniem kandydatur – mówi –podszedł do mnie jeden z ludzi od Lutego. Pyta mnie, czy pamiętam te cztery magnetowidy dla Duszpasterstwa w Gliwicach w 84 roku, i te dwadzieścia tysięcy dolarów, które przywiozłem z Gdańska w 85 roku. A także trzydzieści tysięcy dolarów, które przesłano nam ze Szwajcarii. Oczywiście, wszystko to pamiętałem. A on mi na to,- relacjonuje dalej roztrzęsiony Janek- że jeśli nie masz na to wszystko pokwitowań, to może lepiej nie kandyduj! Zamurowało mnie... To ja ukrywałem się sześć lat, przepadła mi rodzina, wsadzili mnie do więzienia pod idiotycznymi zarzutami o alimenty, poświęciłem te ostatnie osiem lat wyłącznie Solidarności, a te gnojki chcą ze mnie złodzieja teraz zrobić? Szantażują mnie agenciki jakieś! Nie,Tomku, ja już wysiadam z tego pociągu, dalej nie jadę! Wycofuję się z działalności, wyjadę, założę nową rodzinę. Ty jesteś młodszy, chcesz, to walcz z tym szambem, ale ja już nie mam sił! To bezpieka przecież dookoła, zdradzili mnie i zdradzą wszystko i wszystkich – zdradzą całą Solidarność. Dlatego nie będę kandydował, nie będę się tłumaczył przed tymi agencikami i cwaniakami. Nie pozwolę się poniżać!
(...)
Wracając do tego Zjazdu Solidarności. Podjąłem decyzję, że głosujemy na Pietrzyka. Przynajmniej porządny, znany w środowisku górnik, a Krzaklewski to przecież człowiek znikąd. Wygrywa Pietrzyk przygniatającą przewagą głosów. Koalicja moich delegatów i górników od Pietrzyka ma znaczną większość. Agenciaki i korowcy w odwrocie, a zatem dalej przeprowadzamy wybory do władz regionalnych.Tu też nasza koalicja wygrywa i w Regionalnej Komisji Wykonawczej obsadzamy większość miejsc. Do władz wchodzi Andrzejczak i dwóch kandydatów z KPN. Opuszczamy zjazd w miarę zadowoleni, bo po paru dziwnych sytuacjach na wstępie i po obezwładnieniu Górnego, osiągnęliśmy przecież wszystko, co było możliwe w tej sytuacji (...).

Po zjeździe Luty podobno przez tydzień cały pił na umór i strasznie na mnie pomstował, że to wszystko przez tego sk...syna z KPN. Krzyczał, że to niby ja zmanipulowałem wybory, a chyba po prostu biedak nie wykonał czyjegoś zlecenia i zapewne strasznie się bał się gniewu zleceniodawcy... Potem wyjechał bodajże do Szwecji i zniknął na wiele lat. A później wrócił, by zostać wiceprezydentem Katowic, o dziwo z PiS…


Karwowski twierdzi, że Krzaklewski dobrze pamiętał w 1997 roku to upokorzenie. Chyba jednak fałszywie zinterpretował stosunek Krzaklewskiego do siebie i do ludzi Słomki, jako szacunek i strach. Późniejsze wydarzenia dowodzą, że było to raczej instrumentalne wykorzystanie tej grupy do zmarginalizowania KPN...

Cytat:
Pamiętam, że zastępując Słomkę wszedłem nieco spóźniony na zebranie kierownictwa krajowego AWS prowadzone przez Krzaklewskiego. Ten przywitał mnie bardzo serdecznie słowami: O witamy inżyniera Karwowskiego, nie widzieliśmy się z dziesięć lat. Większość obecnych zdziwiona była takim skądinąd sympatycznym i przyjaznym pozdrowieniem, najwidoczniej zastanawiając się, kim jestem. Dla mnie stało się jasne to, że Krzaklewski doskonale pamięta zjazd w Ustroniu w 1988 roku, a przede wszystkim fakt, że uniemożliwiłem jego wybór na przewodniczącego Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności”. Pomyślałem wtedy, że nie ma za co mnie kochać, ale być może podświadomie mnie szanuje. A na pewno boi się.


25 maja 1997 roku odbyło się referendum konstytucyjne. Frekwencja wyniosła 42,86% uprawnionych do głosowania.

Karwowski:
Cytat:
Doprowadziliśmy [My, tzn. AWS, nie KPN-OP - ML] do referendum uwłaszczeniowego, co prawda przegranego, jednakże w boju sprawdzaliśmy swoją wartość jako partnerzy [sic! - ML]. Przegraliśmy kilkunastoma procentami, jednak przekroczyliśmy próg 40 procent poparcia naszego sztandarowego punktu programu [My, tzn. AWS, nie KPN-OP - ML]. Ważną sprawa było również to, że rosnące w siłę i popularność „Radio Maryja” Ojca Dyrektora Tadeusza Rydzyka udzielało nam [tj. AWS - ML] wsparcia. W tamtych latach gwarantowało to milion do półtora miliona głosów na „dzień dobry”.

AWS powołała kilkanaście zespołów programowych, które rozpoczęły szczegółowe prace nad programem. Budowaliśmy struktury terenowe, które w zasadzie były kalką układu sił wewnątrz AWS w centrali. Tak więc KPN – Obóz Patriotyczny miał w AWS w każdym regionie bardzo dobrą pozycję wyjściową. Leszek Moczulski z Krzysztofem Królem wraz ze „swoim” KPN byli znacznie od nas słabsi zarówno organizacyjnie, terenowo jak i personalnie.


Pozycja KPN-OP rzeczywiście była "wyjściowa" - okazała się bowiem bardzo dobra do wyjścia z AWS, które rzeczywiście wkrótce nastąpiło. W tej sytuacji Karwowskiemu pozostaje upajanie się we wspomnieniach uzyskaniem przewagi nad KPN, najstarszą antykomunistyczną, niepodległościową partią w III RP, którą właśnie u boku Słomki rozwalił.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pon Sty 30, 2012 4:13 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W tym momencie trwała już agonia KPN. Po serii ciosów (niepowodzenie w wyborach parlamentarnych w 1993 roku, samorządowych w 1994 roku i wycofanie się Leszka Moczulskiego z wyborów prezydenckich w 1995 roku, kompromitacja Konwentu św. Katarzyny z udziałem Moczulskiego, dwa rozłamy w latach 1994 i 1996 oraz kompromitujące okoliczności towarzyszące tym rozłamom, zwłaszcza temu drugiemu, dokonanemu przez grupę Słomki) nastąpiły kolejne.

Leszek Moczulski, który w wyborach w Krakowie w roku 1991 i 1993 dostał po ok. 100 tys. głosów, nie otrzymał pierwszego miejsca na liście AWS w tym okręgu. Odmówiono mu także miejsca ostatniego.

Tymczasem Państwowa Komisja Wyborcza zmieniła interpretację ordynacji i uznała, że bez konieczności zbierania podpisów partia może wystawić listy wyborcze we wszystkich okręgach tylko wtedy, gdy ma co najmniej 15 posłów na koniec (a nie - jak poprzednio to interpretowano - na początek kadencji). W praktyce oznaczało to, że gdyby KPN chciała wystawić własne listy wyborcze w wyborach w roku 1997, to musi zbierać podpisy w okręgach. W tamtych realiach było to niewykonalne.

Karwowski:
Cytat:
[KPN - ML] bez powodzenia próbowali zarejestrować własne listy wyborcze. Nie byli na tyle silni, aby zebrać choćby nawet odpowiednią liczbę podpisów wyborców czy nawet samych kandydatów.


Nic dziwnego. Wszak główny specjalista od zbierania podpisów, Adam Słomka, znajdował się już poza KPN...

Borowiec:
Cytat:
16 lipca 1997 roku – KPN wystąpiła z AWS. Na listach wyborczych do Sejmu pozostali: Grzegorz Cygonik, Krzysztof Kamiński i Dariusz Wójcik. Na liście do Senatu pozostał Andrzej Mazurkiewicz.


Karwowski:
Cytat:
W ostatniej chwili „nóż w plecy” Moczulskiemu wbił Dariusz Wójcik z grupą kilku działaczy opuszczając KPN, by ratować się


W tej sytuacji Moczulski oraz Krzysztof Król zrezygnowali z kandydowania do parlamentu. Król wycofał się z polityki i zajął działalnością biznesową.

Borowiec:
Cytat:
21 września 1997 roku – Odbyły się wybory parlamentarne III kadencji Sejmu i IV kadencji Senatu. Wybory wygrała AWS, która zdobyła 33,9% głosów, (201 mandatów poselskich), SLD – 26,8% (164), UW – 14,4% (60), PSL – 7% (27), ROP – 5,5 % (6) i 2 mandaty mniejszość niemiecka.


Do Sejmu weszło 3 posłów z KPN (Cygonik, Kamiński, Wójcik) i 1 senator (Mazurkiewicz). KPN-OP miała w Sejmie 8 posłów (Elżbieta Adamska-Wedler, Dorota Arciszewska-Mielewczyk, Michał Janiszewski, Tomasz Karwowski, Ryszard Kędra, Janina Kraus, Adam Słomka, Andrzej Zapałowski). Wszyscy wymieni wyżej parlamentarzyści przystąpili do klubu parlamentarnego AWS.

Karwowski:
Cytat:
Dla nas, dla KPN-Obóz Patriotyczny 8 mandatów (na 21 kandydatów). To dużo i niewiele zarazem, bo 4 proc. posłów AWS.Trudno, zapewne nasi wyborcy byli nieco zdezorientowani oświadczeniem Moczulskiego, że KPN nie uczestniczy w tych wyborach. Pogubili się też pewnie dlatego, bo nie za bardzo lubili Solidarność, a my byliśmy przecież w przymusie koalicyjnym. Sami 5 procent progu wyborczego nie pokonalibyśmy, choć udało się to jeszcze ROP Jana Olszewskiego, który zdobył 5,2 procent i wprowadził do sejmu 5 posłów.

Tak więc KPN – patrząc historycznie – kurczył się. Wyniki w kolejnych wyborach były następujące: 1991 rok – 51 mandatów (46 samodzielnie), 1993 rok – 22 mandaty, samodzielnie, 1997 rok – 8 mandatów, w koalicji z AWS [z tym, że to nie były mandaty dla KPN, ale mandaty dla partii, która powstała pod rozłamie w KPN i nazywała się KPN-OP - ML]. Wnioski nasuwają się same, że to efekt trwających od 1992 roku utarczek wewnątrz Konfederacji i rozbijania partii.


Jak widać, Karwowski, który u boki Słomki aktywnie uczestniczył w rozbijaniu KPN, wylewa w swoich wspomnieniach krokodyle łzy nad "rozbijaniem partii", zupełnie nie poczuwając się do odpowiedzialności za zniszczenie Konfederacji! Nie czuje się też odpowiedzialny za załamania się poparcia dla KPN w kraju, zwalając winę na... Moczulskiego, który oświadczył (zgodnie z prawdą), że KPN nie bierze udziału w wyborach w 1997 roku. Wszak zarówno grupa Słomki jak i grupa Wójcika startowała w tych wyborach na listach AWS bez poparcia KPN.

Przewodniczący KPN Leszek Moczulski znalazł się poza parlamentem.

Zmarginalizowany został także Jarosław Kaczyński, który jednak dostał się do Sejmu, ale z listy Ruchu Odbudowy Polski. Z listy AWS kandydowali inni działacze PC - 14 z nich zostało posłami. Tymczasem Jarosław Kaczyński zaraz po wyborach odszedł z koła ROP i został posłem niezrzeszonym. 30 grudnia 1997 ustąpił z funkcji szefa PC, a w 1998 odszedł z partii.

W tym miejscu warto może przypomnieć historię innej partii prawicowej, wspomnianego właśnie Ruchu Odbudowy Polski. Jego upadek (wskutek kolejnych rozłamów) pod pewnymi względami przypomina upadek KPN. Podobny los spotkał także inne partie prawicowe, jakby scenariusz upadku dla wszystkich tych partii napisał ten sam autor.

Z Wikipedii:
Cytat:
ROP powstał po pierwszej turze wyborów prezydenckich w 1995 roku, która dla Jana Olszewskiego zakończyła się nadspodziewanie dobrym wynikiem (zajął 4. miejsce, zdobył 6,86% głosów). Oprócz komitetów Jana Olszewskiego do ROP weszła część polityków partii: Ruch dla Rzeczypospolitej (poprzednia partia Jana Olszewskiego [utworzona przez niego po rozłamie w PC w 1992; w skład RdR weszli m.in. byli działacze KPN działający od 1985 roku pod szyldem PPN; w wyborach w 1993 roku działacze RdR kandydowali bez powodzenia w ramach Koalicji dla Rzeczypospolitej wraz m.in. z Partią Wolności Kornela Morawieckiego i AP Antoniego Macierewicza- ML]), Ruch Trzeciej Rzeczypospolitej Jana Parysa [utworzony w 1992 roku po odwołaniu Jana Parysa z rządu Jana Olszewskiego; w wyborach parlamentarnych w 1993 roku RTR, podobnie jak wspomniana wcześniej Koalicja dla Rzeczypospolitej, a także ZChN oraz PC, poniósł klęskę - ML] oraz Akcja Polska Antoniego Macierewicza [utworzona w 1992 roku po upadku rządu Jana Olszewskiego w wyniku rozłamu w ZChN - ML].

Mimo powstania 8 czerwca 1996 integrującej niemal wszystkie ugrupowania centroprawicy Akcji Wyborczej Solidarność, ROP zachęcony wysokim, kilkunastoprocentowym poparciem, jakie dawały partii sondaże, zdecydował się pozostać poza AWS. Ostatecznie w wyborach uzyskał 5,56% poparcia i wprowadził do Sejmu 6 posłów [Grabowski, Kaczyński, Macierewicz, Olszewski, Wędrychowski, Włodarczyk; o mandat posła z tej listy bez powodzenia ubiegał się m.in. Jacek Kurski; większość z nich wkrótce opuściło koło ROP - ML]. Partia pozostawała w opozycji do rządu AWS-UW (później AWS).


Mimo podobnej sytuacji w roku 1997 późniejsze losy Kaczyńskiego i Moczulskiego potoczyły się zupełnie inaczej. Marginalizacja Moczulskiego okazała się trwała, natomiast na Kaczyńskiego, jak wiemy, na początku XXI wieku czekały tłuste lata...

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Czw Lut 02, 2012 9:43 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Karwowski:

Cytat:
Niewątpliwie najbardziej zasłużoną osobą w demontażu KPN był Adam Słomka. Przez dziesięć lat był prawą ręką Moczulskiego i wiceprzewodniczącym partii. Wykorzystując naszą naiwność zapragnął wysłać Moczulskiego na przedwczesną emeryturę, aby ogłosić się wodzem. Problem tkwił w tym, że poza przerostem ambicji i detronizacją szefa, niestety sam nie miał nic do zaproponowania ani Konfederacji ani Polsce. W 1995 roku założył koronę na głowę i dryfował z nią cztery lata, a my z nim.

Poważnej i skutecznej polityki nie da się przecież wyłącznie ograniczać do, choćby zasadnej, krytyki wszystkich dookoła. Trzeba jeszcze mieć własną wizję i charyzmę, którą musi posiadać autentyczny przywódca i którą można przekazać następcom. A przede wszystkim niezbędna jest własna, ciężka pracy.

Niestety Adam Słomka zaś, jeżeli nawet kiedyś cechy przywódcze posiadał, to zaczął je tracić wtedy właśnie, gdy po przywództwo sięgnął. Dosłownie w oczach cofał się, zamykał się w sobie i od 1996 roku po prostu znikał na całe miesiące. Zamykał się w swoim górskim domku, w ciszy i spokoju. I chyba wtedy nie robił nic, bowiem te miesiące i w efekcie potem lata nigdy nie objawiły się jakąś myślą, pomysłem, refleksją czy choćby publikacją. Powracając robił się jeszcze bardziej destrukcyjny, niż był.

Może korona odebrana Moczulskiemu uwierała. A być może zamieniała się powoli w cierniową. Mógł przecież cierpieć w samotności. A niewykluczone też, że pojął własne błędy i się przestraszył? A może nie umiał inaczej lub musiał, bo tak mu po prostu ktoś kazał.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Czw Lut 02, 2012 9:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Karwowski opisuje stosunki wewnątrz AWS. Są to relacje znane Karwowskiemu z pierwszej ręki (a nie z opowiadań), więc zasługują na uwagę:

Cytat:
Dziwne takie przypadki, szczególnie personalne, były w AWS. Najpierw przy kształtowaniu list wyborczych, a potem w doborze kadrowym ministrów czy obsadzie najważniejszych spółek skarbu państwa. Były nie raz naprawdę zaskakujące i szokujące.

Opiszę tu jeden tylko przypadek z mojego śląskiego podwórka, bo to dobry przykład dlaczego AWS musiał przegrać właściwie już na starcie. Jego szefem na Śląsku był Marek Kempski, przewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiej NSZZ „Solidarność”. Jak już wspominałem, w tym czasie byłem wiceszefem AWS w województwie, a więc jednym z zastępców Kempskiego.


Z Wikipedii o Marku Kempskim:
Cytat:
We wrześniu 1999 na jego wniosek zorganizowano w województwie kampanię antykorupcyjną. Podał się do dymisji w grudniu 2000 po opublikowaniu przez dziennik "Rzeczpospolita" artykułu donoszącego o korupcji w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim.


Karwowski:
Cytat:
Był to czas kształtowania list kandydatów do Parlamentu w 1997 roku (...). Niestety, dosłownie w ostatniej chwili, już po uzgodnieniu i przegłosowaniu składu list wyborczych Solidarność nie dość, że dokonała znacznych korekt kolejności kandydatów, to jeszcze umieściła na lista nazwiska osób, których wcześniej nie było. Była to dla mnie kropla przechylająca czarę goryczy. W efekcie doszło do sytuacji, gdy „wyrzuciłem” zastępców Kempskiego z ich własnego biura (...) [ale - chciałoby się dodać - pozostałem regionalnym wiceprzewodniczącym AWS - ML]

Zbulwersowany niektórymi nazwiskami i ich kolejnością zadałem sobie wtedy trud sprawdzenia, dlaczego tak zależało „Solidarności” na tych kandydatach i kim oni są. Na pierwszy ogień wziąłem niejakiego Marka Kolasińskiego, osobnika kompletnie nieznanego, który w ostatniej chwili bardzo wysoko awansował na liście wyborczej w Zagłębiu, kosztem bardzo dobrych kandydatów. Nieco wcześniej zauważyłem, że Krzaklewski i Kempski zaczęli jeździć rządowymi lanciami z tą różnicą, że Krzaklewski chyba miał ochronę, borowca, a Kempski nie.

Sprawdziłem rejestrację lancii Kempskiego i okazało się, że właścicielem był Kolasiński.

Zaczynałem rozumieć… Tenże Kolasiński zasłynął potem jako osoba ukrywająca się pod szatami księdza w Czechach i poszukiwany był listem gończym. Podejrzany o olbrzymie malwersacje finansowe oraz „pranie”pieniędzy dla mafii. Takie były początki doboru list wyborczych AWS z rekomendacji „Solidarności”. Więc nic dziwnego, że koniec był taki jaki był.


Z Wikipedii o Marku Kolasińskim:
Cytat:
W 2001 tuż przed zakończeniem kadencji wyjechał z Polski za granicę. Centralne Biuro Śledcze prowadziło w tym czasie postępowanie w sprawie oszustw podatkowych i wyłudzeń kredytów w kwocie około 40 mln zł, jakich miał się dopuścić w czasie prowadzenia swojej firmy. Był ścigany przez Interpol i zatrzymany w marcu 2002.

W październiku 2005 sąd pierwszej instancji skazał go na karę 9 lat pozbawienia wolności. Wyrokiem z 25 września 2007 Sąd Okręgowy w Krakowie uchylił powyższy wyrok Sądu Rejonowego w Olkuszu, przekazując sprawę do ponownego rozpoznania. Decyzję tę umotywowano względami formalnymi, tj. koniecznością wyłączenia ze składu sędziego orzekającego zgodnie z nową linią orzecznictwa Sądu Najwyższego.

W października 2007 w toczącej się odrębnie innej sprawie karnej Sąd Okręgowy w Lublinie w pierwszej instancji skazał go na karę 3 lat pozbawienia wolności i grzywnę, uznając byłego posła winnym oszustwa na kwotę około 4 mln zł.


Karwowski:
Cytat:
Kolasiński po wejściu do Sejmu, jako kolega - poseł, za wszelką cenę usiłował się ze mną zaprzyjaźnić. Proponował na przykład wspólny powrót do domu z Warszawy swoim najnowszym Mercedesem z kierowcą i barkiem na długie podróże. Tego typu „oferty”. Zawsze udawało mi się go spławić, więc wykombinował inny sposób. Pewnego razu wsiadł do pociągu z Katowic do Warszawy, którym zazwyczaj jeździłem na posiedzenia Sejmu. W przedziale byliśmy sami i Kolasiński po dłuższym wstępie zapytał: Panie pośle, Pan to jesteś posłem po raz drugi, masz Pan większe doświadczenie, pozycję, a i pewnie wiedzę. To niech Pan mi powie, kiedy robi się ten deal życia. Na początku, w środku czy na końcu kadencji? Zamurowało mnie zupełnie i dotarło do mnie to, że swoje poselstwo widzi wyłącznie jako „biznes” i drogę do „numeru życia”. Powiedziałem, że nie wiem, bo nigdy nie myślałem w takich kategoriach, ale widziałem jak patrzył z niedowierzaniem sądząc zapewne, że celowo ukrywam przed z nim jakąś tajemną wiedzę. W końcu nie wiedząc już jak mam się uwolnić od natręta powiedziałem – sam Pan musisz ten moment wybrać, bo na to nie ma wzoru. Teraz to patrzył na mnie z nieukrywanym podziwem i głębokim melancholijnym zrozumieniem. Ja zaś szybko ewakuowałem się do „Warsu", gdzie mnie już nie męczył.


Ale byli w AWS ludzie, których Karwowski ceni do dzisiaj. Jednym z nich był Janusz Tomaszewski.

Z Wikipedii o Januszu Tomaszewski:
Cytat:
Z wykształcenia mechanik samochodowy. Do 1980 pracował w Zakładach Naprawczych w Pabianicach. Później działał w NSZZ "Solidarność". W stanie wojennym został internowany na okres kilku tygodni.

W 1990 objął stanowisko wiceprzewodniczącego zarządu Regionu Łódzkiego NSZZ "Solidarność", a w latach 1992-1997 pełnił funkcję przewodniczącego tego regionu związku. Od 1995 był wiceprzewodniczącym Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". Należał do najbliższych współpracowników Mariana Krzaklewskiego, a w 1996 do inicjatorów utworzenia Akcji Wyborczej Solidarność, w ramach której został pełnomocnikiem Krajowego Komitetu Wyborczego AWS.
(...).
Od 31 października 1997 do 3 września 1999 był wicepremierem oraz ministrem spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka. W styczniu 1999 powołano go na stanowisko sekretarza generalnego Ruchu Społecznego AWS.

W 1998 "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że na posiedzeniu Rady Ministrów Janusz Tomaszewski zgłosił propozycję wprowadzenia całkowitego zakazu importu żelatyny do Polski, co sprzyjało interesom krajowego monopolisty na rynku żelatyny, Kazimierza Grabka.

Został odwołany z obu stanowisk w rządzie, gdy Rzecznik Interesu Publicznego złożył w jego sprawie wniosek do Sądu Lustracyjnego. 21 lutego 2001 sąd ten oczyścił go z zarzutu kłamstwa lustracyjnego.


Karwowski:
Cytat:
Tomaszewski, wiceprzewodniczący NSZZ „Solidarność”, był szefem sztabu AWS i głównym strategiem kampanii wyborczej. Sam nie kandydował uważając, że całe kadry związku nie mogą przejść do polityki, a po wygranych wyborach ktoś musi dbać o związek. Później Krzaklewski praktycznie zmusił go, obawiając się wysokiej pozycji i roli Janusza w związku, do objęcia funkcji wicepremiera.
(...)
Tomaszewski, jako szef MSWiA, widząc, że wchodzi w życie ustawa lustracyjna, nakazał swoim zastępcom przygotować archiwa i resort do lustracji. Jego zastępcy, wiceministrowie Brochwicz i Bondaryk jako pewnie nieliczni na tym fachu dobrze się znali, więc błyskawicznie i sprawnie zajęli się swoim zadaniem
(...)
Najpierw odkryto w byłym Stołecznym Urzędzie Spraw Wewnętrznych (SUSW) „podtopione” w piwnicy kilka ton akt SB i MO dotyczących ich współpracowników oraz działaczy opozycji w Warszawie. Ktoś chyba bał się je zniszczyć w 1990 roku (...). Ludzie Tomaszewskiego znaleźli sporo interesujących rzeczy, zabrali to do MSW i zaczęli przeglądać. A cała „warszawska” opozycja przekonana od ośmiu lat, że akta SB dotyczące stolicy szlag trafił, zaczęła nerwowo przebierać nogami.
(...)
Najpierw zaczęły się ataki medialne na Tomaszewskiego, potem polityczne nagonki, ostrzegające, że minister rzekomo przygotowuje „dziką lustrację”.Wieść niosła, że zachowane zostały w 100 proc. akta dotyczące dwóch operacji SB przeciw opozycji o kryptonimach „Hiacynt” i „Wdowa”. I to pewnie spowodowało paniczne reakcje wrogów Tomaszewskiego.

Operacja SB o kryptonimie „Hiacynt”miała być akcją zleconą Milicji Obywatelskiej w celu „skatalogowania” homoseksualistów w całej Polsce. Akta dlatego zachowały się w 100 procentach, ponieważ były w archiwach policji w spadku po MO, a tam czyściciele życiorysów nie dotarli. W PRL taki „katalog”miała później otrzymać SB, aby wybrać interesujące ich osoby z opozycji w celu nakłonienia ich do współpracy pod groźbą ujawnienia ich skłonności. Wtedy mocno kompromitujących.

Druga operacja o kryptonimie „Wdowa” miała być skierowana w środowisko kobiece. Dotyczyła żon i przyjaciółek opozycjonistów siedzących w więzieniach lub pozostających w sferze zainteresowań SB. Miały one stać obiektem adoracji i szantażu celem ich werbunku na konfidentki.

Oliwy do ognia dolał wicepremier Tomaszewski, gdy na czerwcowym (1999 rok) posiedzeniu rządu wprost zażądał dymisji Premiera Jerzego Buzka z powodu użycia broni przeciw protestującym w Warszawie robotnikom z radomskiego „Łucznika”. Część dworu natychmiast połączyła to z moim wnioskiem o lustrację premiera. Generalnie do tego stopnia spanikowali, że bez jakiejkolwiek osobistej rozmowy z Tomaszewskim skierowali, o parodio, przeciw niemu wniosek o lustrację.

Krzaklewski i Buzek publicznie poprzez telewizję wezwali go do dymisji, jednocześnie unikając z nim rozmowy. A niektórzy, jak poseł Wiesław Walendziak w „Gazecie Polskiej” (ale nie tej wydawanej przez KPN, tylko przez Piotra Wierzbickiego) dali upust swej twórczej wyobraźni mówiąc o szerokich przygotowaniach Tomaszewskiego, wspólnie z KPN do swoistego zamachu stanu (...).

W takiej atmosferze Janusz Tomaszewski podał się do dymisji.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pią Lut 03, 2012 8:44 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rozmowy przywódców KPN-OP z kierownictwem AWS były zaskakująco brutalne ze strony KPN-OP. Tak przynajmniej przedstawia je Karwowski:
Cytat:
Jesienią, tuż po wyborach, jeszcze przed pierwszym posiedzeniem nowo wybranego sejmu, poprosiłem Krzaklewskiego o rozmowę. W spotkaniu, na moją prośbę, uczestniczył też drugi wiceprzewodniczący KPN – Obóz Patriotyczny, poseł Michał Janiszewski (...). Spotkaliśmy się w Warszawie, w hotelu „Grand”, gdzie Krzaklewski po wyborach zamieszkał. Postanawiam, żeby porozmawiać z nim po „bolszewicku” czyli bez ogródek. Tłumaczę więc, że jesteśmy w historycznej chwili, bo odbieramy komunistom po raz kolejny władzę. Aby to uczynić w pełni, będziemy musieli za trzy lata wygrać wybory prezydenckie i pewnie wygramy, ale nie możemy zawierać żadnej koalicji z Unią Wolności. A powodów jest kilka. Po pierwsze, jest to ugrupowanie szkodliwe dla Polski; po drugie, zdominuje AWS programowo i zużyje politycznie; a po trzecie, lepiej mieć chwiejną większość z PSL i ROP niż stabilną z wrogiem. Po czwarte zaś, lepiej być w opozycji i kontrolować, mając dwustu posłów, ewentualną koalicję SLD-UW, niż pójść na zgniłe kompromisy. Konsekwencje koalicji z UW, podkreślałem, będą dla naszej patriotycznej formacji tragiczne. W koalicji z ROP i PSL, gdzie jest duża zgodność programowa, jesteśmy w stanie spróbować przeprowadzić powszechne uwłaszczenie, lustrację czy nawet podejmować próby dekomunizacji. Jeśli nawet nie poprzez zmiany konstytucyjne, to poprzez faktyczne zmiany kadry w całym aparacie państwa. Pamiętając o możliwości zgłaszania weta przez prezydenta z SLD, to i tak nie miało znaczenia czy mamy w sejmie 240 szabel czy 270 (z UW), bo i tak żadnego weta nie odrzucimy. Więc koalicja z Unią Wolności nawet w sensie matematycznym niczego nie wnosi.

W trakcie rozmowy odwoływałem się nawet do stwierdzeń, że konsekwencją tej koalicji będzie późniejszy i nieunikniony kompromis z SLD w osobie ich prezydenta. A ja za taki obrót sprawy – de facto: odwrót od spraw honoru, wcześniej czy później dopadnę go i „przegryzę mu gardło”, bo my z KPN nie „takich kozaków przewracaliśmy”. Krzaklewski był nieco zszokowany ostrą rozmową, choć starałem się, aby przebiegała trochę na poważnie, trochę żartem, często rozładowując atmosferę komplementami pod jego adresem, co najwidoczniej mu się podobało. Ponadto widziałem, że spodobała mu się wizja wygranych (przez niego) wyborów prezydenckich w 2000 roku. Jednak w rozmowie, nieustannie wracał do potrzeby stabilnej większości parlamentarnej, czyli do konieczności, a właściwie przymusu, koalicji z UW.
(...).
W zakresie zaś spraw personalnych to proszę go jedynie o dochowanie parytetów. A więc jedno stanowisko ministra (dla dr Janiny Kraus), kilku wiceministrów oraz sto pięćdziesiąt do dwustu miejsc w wybranych spółkach skarbu państwa [sic! - ML]. Dorzucam, że jeśli będzie potrzebował naszych kadr, to nasze możliwości są co najmniej pięciokrotnie większe. "Daję Ci tylko najlepszych z najlepszych i" - stwierdzam - "więcej nie chcemy". Nie będziemy się przecież bić z tą egzotyczną menażerią wewnątrz AWS o żadne stołki, bo w przeciwieństwie do innych, nie to nam w głowach [sic! - ML].
(...)
Zakończyliśmy rozmowę, która była nad wyraz bezpośrednia, szczera i nieoczekiwanie długa (...). Michał Janiszewski był zszokowany zarówno przebiegiem całej rozmowy jak i jej efektami.


Krzaklewski zrozumiał tę rozmowę prawdopodobnie w ten sposób, że jeżeli nie dacie nam tych stanowisk, których żądamy (minister, kilku "wicków" oraz 150-200 miejsc w spółkach Skarbu Państwa), to my (KPN-OP) będziemy sprzeciwiać się koalicji AWS-UW.

Żądania dotyczące stanowisk oraz "bolszewicki" sposób przeprowadzenia rozmowy (co Karwowski sam przyznaje, podkreślając zdumienie Janiszewskiego) prawdopodobnie przekonało Krzaklewskiego do podjęcia decyzji o usunięciu grupy Słomki z AWS. Akcja Wyborcza Solidarność była grupa bezideowych ludzi, z których wielu miało kłopoty z prawem, ale tego typu grupa może funkcjonować sprawnie (do czasu), gdy ma jednego szefa. Nawet ktoś taki jak Krzaklewski rozumiał, że nie może ulec dyktatowi kogoś takiego jak Słomka.

Na razie, mimo sprzeciwów Słomki, doszło do koalicji AWS-UW. A premierem rządu został Jerzy Buzek.

Decyzję o powołaniu Jerzego Buzka na premiera AWS podjął w okolicznościach, które Karwowski przedstawia w sposób następujący:

Cytat:
Krzaklewski, który został szefem Klubu, poprosił o kandydatury na premiera. Padły wówczas dwa nazwiska – Jerzego Buzka i prof. Andrzeja Wiszniewskiego. Trwała później wielogodzinna dyskusja, a na jej zakończenie Krzaklewski zaproponował sondażowe głosowanie. Ostentacyjnie opróżnił w tym celu swoją osobistą teczkę, postawił ją na ławie poselskiej i poprosił, aby każdy poseł wrzucił do niej kartkę ze swoim typem, a nawet z uwagami pod adresem kandydatur. Dodał, że kartka nie musi być podpisana (...).

Krzaklewski sam nie chciał zostać premierem i chyba dość rozsądnie wtedy jeszcze myślał. Miał już sporą władzę. Był szefem AWS, szefem Solidarności i szefem Klubu Parlamentarnego, a gdyby został premierem, to z każdej z tych trzech funkcji musiałby zrezygnować. A nie był jednak za bardzo pewny jak sytuacja się dalej potoczy. Poza tym już myślał jak wygrać wybory prezydenckie w 2000 roku. Dlatego sam wymyślił Buzka, chyba trochę też jako wyraz wdzięczności dla swojego promotora naukowego z czasów współpracy na Politechnice Gliwickiej. Wskazał Buzka i szybko uwierzył, że to jedyny, najlepszy wybór. Krzaklewski był tak zdeterminowany, że nie zawahał się nazwać Jerzego Buzka przywódcą podziemia na Śląsku. Aż przecieraliśmy oczy ze zdumienia (...).

Wskazując Buzka ujawnił (na co wszyscy czekali) wyniki „sondażowego” głosowania na premiera. Buzek uzyskał przygniatającą większość głosów. Zatem – kandydatem AWS na premiera jest Jerzy Buzek i basta. Komisji Skrutacyjnej przy tych kartkach-głosach nie było, liczył je sam Marian Krzaklewski...


Krytyka reform rządu Buzka (ich autorem była UW), której dokonuje Karwowski, jest m.zd. trafna. Przypomnijmy, że reforma emerytalna była nową wersją osławionych i skompromitowanych NFI, które wymyślił Janusz Lewandowski. Reforma szkolna (w tym utworzenie gimnazjów) okazała się całkowitym nieporozumieniem i jest dziś powszechnie krytykowana. Reforma samorządowa i administracyjna doprowadziła do powstania zbyt dużej ilości urzędów (chodzi zwłaszcza o samorządowe powiaty), które stanowią zbyt duże obciążenie dla publicznych finansów. O reformie służby zdrowia (kasy chorych) trudno coś powiedzieć, bo Mariusz Łapiński z SLD po 2001 roku zlikwidowała kasy i utworzył NFZ. To jak on działa odczuwamy zaś na własnej skórze dzisiaj.

Karwowski:
Cytat:
Na zgniłe owoce koalicji z UW nie trzeba było czekać zbyt długo. Kierownictwo programowe przejęła oczywiście UW. Większość ważnych resortów też. Narzuciła szybko AWS szereg swoich reform typu: III filar ubezpieczeniowy (co z tego wyszło, to dziś widać), reformę administracyjną, czyli utworzenie trzystu osiemdziesięciu trzech powiatów i zmniejszenie liczby województw z czterdziestu dziewięciu do szesnastu. Żadna z tych reform nie była w programie AWS. Na domiar złego, aby je skutecznie przeprowadzić, potrzebne było porozumienie z Prezydentem Kwaśniewskim, który już na trzecim posiedzeniu nowo wybranego Sejmu zawetował projekt ograniczający „emerytury dla funkcjonariuszy UB i SB”. A i tak nie było większości, aby to prezydenckie weto odrzucić. Stan po dwóch miesiącach koalicji był taki, że to UW narzuciła kierunek przeobrażania Polski i wicepremier Leszek Balcerowicz mógł robić, co chciał. A Marian Krzaklewski zaczął biegać do prezydenta z SLD, aby ten nie wetował reform, czego przecież nie uczyni Kwaśniewski za darmo.


Karwowski m.zd. trafnie opisuje łatwość, z jaką Kwaśniewski ograł Krzaklewskiego. Ale trudno się dziwić. Wszak był to drugi, a może nawet trzeci garnitur "Solidarności" a przecież Kwaśniewski, Miller i ich starsi koledzy ograli w 1989 roku pierwszy garnitur Związku w wyniku rozmów w Magdalence i przy Okrągłym Stole...

Karwowski:
Cytat:
Prezydent Aleksander Kwaśniewski oczywiście chętnie włączał się do dyskusji o liczbie województw i jeździł po Polsce pytając: Opole? Kielce? Kto jeszcze chce swoje województwo? Po prostu robił kampanię SLD! Zapraszał też szefa koalicji rządowej Mariana Krzaklewskiego na rozmowy do Pałacu Prezydenckiego. Umacniał tym bardzo swoją pozycję


Tymczasem narastał konflikt między grupą Słomki a Krzaklewskim wewnątrz AWS. Karwowski przedstawia go w książce nie jako spór o dostęp do stanowisk, lecz jako spór ideowy. Nie można tego wykluczyć, że względy ideowe odgrywały tutaj rolę. Przecież w Sejmie I kadencji KPN miał program alternatywny wobec realizowanej przez kolejne rządy linii Balcerowicza i Janusza Lewandowskiego i ostro krytykował zarówno postkomunistów, jak i reformatorów z UD i KLD. Teraz Słomka i jego ludzie porzucili KPN i Leszka Moczulskiego i przystąpił do AWS, która znalazła się w koalicji z UW (powstałej z połączenia UD i KLD) i która narzuciła AWS swój program. Równocześnie SLD zachował wpływy w mediach i w spółkach Skarbu Państwa i szachował AWS. Kompromitacja ideowa KPN-OP stawała się oczywista. Znaleźli się w koalicji, która realizowała program, który sami zwalczali w Sejmie I kadencji, gdy byli jeszcze członkami KPN!

Nie wydaje się jednak, aby działacze KPN-OP przesadzali z tą ideowością i aby mieli "pustelniczy" stosunek do przywilejów władzy.

Karwowski:
Cytat:
Tuż przed wyborami 1997 roku jeżdżąc bardzo dużo po kraju „nałapałem” punktów karnych za nadmierną prędkość, aż w końcu przekroczyłem liczbę dopuszczalną, co groziło zabraniem prawa jazdy i powtórnym egzaminem. Tak też się stało, poprosiłem wtedy generała o pomoc w szybkim egzaminie, gdyż samochód był dla mnie praktycznie drugim domem – bez przerwy byłem w drodze. Papała odpowiedział: "Panie pośle, żadnej taryfy ulgowej nie będzie". Wytłumaczyłem mu, że chodzi mi wyłącznie o czas, a nie oto, by być uprzywilejowanym czy protegowanym przy powtórnym egzaminem. W dość krótkim czasie egzamin zdałem na „Warszawiance”.Wybierałem się do generała, żeby podziękować za tak szybki termin. Chciałem zadzwonić i umówić się, ale w przeddzień, gdy włączyłem telewizor, usłyszałem, że Generał nie żyje! Nie zdążyłem.


Oczywiście Karwowski może zapewniać, że chodziło mu tylko o przyspieszenie egzaminu na prawo jazdy. Ale będzie to jedynie dowód naiwnej wiary w łatwowierność czytelników jego wspomnień. Przecież, gdy regionalny wiceprzewodniczący koalicji idącej właśnie po władzę rozmawia z Komendantem Głównym policji o punktach karnych za przekroczenia szybkości, to cel rozmowy wydaje się oczywisty. Przyspieszenie egzaminu nie załatwia się w takim trybie i na takim szczeblu.

A swoją drogą ciekawe jest w jakim trybie Karwowski, który w tym czasie nie był posłem i nie piastował żadnej funkcji publicznej, zdołał umówić się z Komendantem Głównym Policji. Jak umawia się takie spotkanie? - Odpowiedzi na to pytanie w książce niestety nie znajdziemy i jesteśmy skazani na domysły.

Wracając do kwestii ideowych, należy pamiętać, że KPN-OP dostała od Krzaklewskiego dużo mniej, niż żądał Karwowski w opisanej wyżej brutalnej i szczerej rozmowie. Kraus nie otrzymała stanowiska ministra (ani żadnego innego) a wiceministrów z KPN-OP było tylko dwóch (Krzysztof Laga w MSWiA oraz Marek Michalik w ministerstwie ochrony środowiska). 150 stanowisk w spółkach Skarbu Państwa też z pewnością nie było (choć zapewne jakieś były). Nie dowiemy się już, czy gdyby ludzie Słomki otrzymali tyle stanowisk, ile żądał Karwowski, to także krytykowaliby Krzaklewskiego za współpracę z UW i za uległość wobec SLD?

Karwowski:
Cytat:
Przed pierwszym spotkaniem Krzaklewskiego z Kwaśniewskim, będąc jeszcze posłem AWS zorganizowałem pikietę przed wjazdem do Pałacu Prezydenckiego Krzaklewskiego z transparentami: „Zdradziłeś”, „Marian opamiętaj się!” Niestety, nie opamiętał się i doszło do tego spotkania. A jego efektem była zgoda prezydenta na reformy UW w zamian za przyjęcie przez Sejm sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji pod kierownictwem Danuty Waniek (SLD). A to skutkowało pozostawieniem telewizji i radia publicznego w rękach SLD, a więc koalicja rządowa była atakowana przez publiczne środki przekazu.
(...)
Po mojej demonstracji Krzaklewski jest wściekły. Na posiedzeniu Prezydium Klubu Parlamentarnego AWS miotał się i grzmiał – "Jak on śmiał niewdzięcznik, coś takiego mi zafundować na oczach całej Polski?"

Stawało się powoli jasne, jaki los czeka KPN wewnątrz AWS. Jednocześnie również Adam Słomka publicznie w mediach zaczął mówić, co sądzi o szefie AWS i jego „romansie”z UW i z Kwaśniewskim. To było już za dużo dla Krzaklewskiego, więc Adama Słomkę, wiceprzewodniczącego Akcji i szefa KPN wyrzucili z Klubu Parlamentarnego AWS. Zatem my w odwecie, sześcioro posłów, sami opuściliśmy Akcję Wyborczą Solidarność


Klub AWS opuściło 6 z 8 posłów KPN-OP wybranych z listy AWS: Michał Janiszewski, Tomasz Karwowski, Ryszard Kędra, Janina Kraus, Adam Słomka i Andrzej Zapałowski. W AWS pozostały: Elżbieta Adamska-Wedler i Dorota Arciszewska-Mielewczyk. Jak zachowały się osoby, które dzięki KPN-OP otrzymały od AWS stanowiska w spółkach publicznych - nie wiadomo. Wyrywkowa wiedza dowodzi, że wybrano interes własny, czyli pozostanie w AWS, aby w ten sposób zachować stanowiska. To zaś dowodzi, że rozłam, którego ci ludzie dokonali w KPN, popierając secesję Słomki, nie miał podłoża ideowego. Cóż, jedni idą do polityki dla zasad, inni dla posad.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Sob Lut 04, 2012 10:21 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W ten sposób Słomka i jego ludzie znaleźli się na marginesie sceny politycznej, czyli tam, gdzie niedawno zepchnęli KPN. Słomce wystarczyło zaledwie kilkanaście miesięcy samodzielnego kierowania partią, aby znaleźć się na aucie! Jeszcze raz okazało się, że Słomka był bardzo sprawny w destrukcji systemu komunistycznego, ale jego destrukcyjne metody nie są skuteczne po obaleniu komunizmu.

Mimo to metody te były nadal stosowane już po odejściu KPN-OP z AWS. Karwowski:
Cytat:
Ministrem Sprawiedliwości w okresie rządów AWS-UW była Hanna Suchocka (...). Nie reagowała na większość sygnalizowanych przez nas rażących nadużyć czy przestępstw. Jej bierność doprowadziła nas do spektakularnego zajęcia ministerstwa. Chcieliśmy w ten sposób pokazać rzeczywistą rolę Hanny Suchockiej jako Prokuratora Generalnego w walce z nadużyciami władzy. Zajęliśmy więc na kilka godzin ministerstwo, przedstawiliśmy publicznie listę żądań, a Pani Minister uciekła tylnym wyjściem. Przedłożyliśmy spis blisko trzydziestu największego kalibru spraw, którymi Ministerstwo Sprawiedliwości dziwnie nie chciało się zająć. Po kilku godzinach przyjechała policja i doszło do usunięcia protestujących w gmachu działaczy. Premier wprawdzie publicznie zobowiązał się, że będzie zgłoszone przez nas sprawy wyjaśniać, ale oczywiście potem nic w tym kierunku nie uczyniono (...). Co jakiś czas, niestety, musieliśmy się uciekać do tak drastycznych form protestu, aby zwrócić uwagę opinii publicznej na ważne problemy, a urzędników zmusić do jakichkolwiek działań.


Karwowski opisuje losy grupy Słomki po opuszczeniu AWS:
Cytat:
Odbyła się potem narada, która miała kluczowe znaczenie dla losów Konfederacji i dla dalszego jej bytu. Uzgodniliśmy plan działań na najbliższą przyszłość i tę dalszą aż do 2001 roku poprzez wybory prezydenckie 2000 roku. Ustaliśmy, że w wyborach prezydenckich będziemy starali się wystawić własnego kandydata. W grę wchodziła jedynie nasza posłanka dr Janina Kraus. Była ona wprost idealną kandydaturą, choć sama nie bardzo widziała się w tej roli. Ponadto uzgodniliśmy, że w nadchodzących wyborach samorządowych w 1998 roku wystawimy listę kandydatów w szerszej koalicji, starając się, aby była maksymalnie szeroka dla sił patriotycznych i niepodległościowych.

Rozmowy koalicyjne pozwoliły utworzyć „Ruch Patriotyczny Ojczyzna”, w skład którego weszli: nasz KPN [czyli KPN-OP - ML], Ruch Odbudowy Polski [marginalizowana już partia Jana Olszewskiego - ML], Porozumienie Emerytów i Rencistów [Krajowe Porozumienie Emerytów i Rencistów powołali ludzie Słomki w 1997 roku, z jego list kandydowali m.in. Elżbieta Postulka (przewodnicząca KPEiR RP) czy Adam Sandauer; nazwa partii była łudząco podobna do związanej z SLD Krajowej Partii Emerytów i Rencistów - ML], Solidarność 80 [założona w 1989 roku przez działaczy Solidarności (m. in. Marian Jurczyk, Seweryn Jaworski i Andrzej Gwiazda); po kolejnych rozłamach w 1998 roku była to organizacja marginalna - ML], ZZ „Kontra”, Polska Partia Ekologiczna – Zielonych, Polski Związek Zachodni [były to organizacje - podobnie jak KPEiR - założone przez ludzi Słomki, tyle, że wcześniej - ML] i szereg innych ugrupowań. Cały ciężar pracy sztabowej spadł jednak na nas, a uzyskaliśmy w wyborach samorządowych wynik w granicach 3,5 procent oraz zdobyliśmy około trzystu pięćdziesięciu mandatów radnych w kraju. To było mało i dużo. Za mało, aby utrzymać i poszerzyć koalicję. Wystarczająco zaś dużo, aby wielu działaczy terenowych odniosła osobisty sukces.


Nie wiemy, niestety, jaka część z tych 350 mandatów radnych przypadła kandydatom KPN-OP a jaka ROP-owi; warto jednak pamiętać, że w tym czasie ROP miał większe poparcie od KPN czy KPN-OP, więc te 350 mandatów to była chyba w większym stopniu zasługa ROP, nie KPN-OP i jej filii; nie wiem też czy ludzie głosując na kandydatów KPN-OP mieli świadomość, że są to rozłamowcy, którzy w 1996 zostali usunięci z KPN, a teraz się pod nią podszywali.

Karwowski:
Cytat:
Były to już trzecie, kolejne wybory, w których nie było osobnej listy KPN; ostatni raz wyborcy mogli na nas głosować w 1993 roku. Dlatego tak ważne było, aby w wyborach prezydenckich w 2000 roku, po siedmiu latach przypomnieć KPN i jego program [Karwowski uporczywie stoi na stanowisku, które reprezentuje też Słomka, że KPN-OP (która w 1999 roku przyjęła nazwę KPN-Ojczyzna) stanowi kontynuację KPN, podczas gdy zarówno w sensie prawnym jak i organizacyjnym jest to osobna partia, nie mająca prawa używać nazwy i symboliki KPN - ML].
(...)
Wybory prezydenckie w 2000 roku i ich wynik w granicach choćby 2-4 proc. na kandydata KPN-u dawał szansę samodzielnej drogi. Zasadniczym zadaniem było jednak od nowa przeliczyć i zmobilizować „żelazny”elektorat partii, który po podziale oraz braku list KPN od siedmiu lat i po dużych zawirowaniach na scenie politycznej, trochę się pogubił i nieco zdezorientował. Wybory prezydenckie zaś stwarzały szanse aby od nowa przeliczyć go i poszerzyć. Kluczem do sukcesu był sam kandydat KPN. Nie mógł to być Adam Słomka postrzegany jako rozbijacz. Szanse miała jedynie Janina Kraus.


Innymi słowy chodziło o to, aby KPN-O przejęła elektorat KPN. Wydawało się to dosyć proste, gdyż KPN nie wystawiła własnego kandydata w wyborach prezydenckich w roku 2000. Leszek Moczulski właśnie złożył wniosek o autolustrację (w 1999 roku, jako pierwszy w Polsce wykorzystał taką możliwość), licząc, że szybko udowodni przed sądem fałszywość absurdalnego zarzutu o współpracę z SB. Rzeczywiście w roku 2001 sąd I instancji uznał, że jego oświadczenie lustracyjne zaprzeczające współpracy z SB jest prawdziwe. Jednak sąd II instancji uchylił ten wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. W 2005 sąd lustracyjny I instancji stwierdził, że Leszek Moczulski w latach 1969–1977 jednak był tajnym współpracownikiem SB i otrzymywał za to wynagrodzenie. Jak pamiętamy składowi sędziowskiemu przewodniczyła wówczas sędzia Małgorzata Mojkowska, córka redaktora naczelnego "Trybuny Ludu".

Rozłamowcy Słomki dostali więc czas, aby przejąć spuściznę po KPN i ją zagospodarować. Nie potrafili jednak wykorzystać tej szansy.

Karwowsk, podobnie jak w przypadku rozłamu w KPN, tak i tym razem odpowiedzialnością za marginalizację KPN-O obciąża Słomkę:
Cytat:
W 1998 roku ustaliliśmy priorytet. Walczymy w wyborach prezydenckich 2000 roku o naszego kandydata – Janinę Kraus. Nieoczekiwanie dla nas Adam przez okres tych dwóch lat zaczął czynić prawie wszystko, aby ją zniechęcać intrygami, złośliwą manipulacją a nawet osobistymi przykrymi wycieczkami. Te metody eliminacji do tego stopnia stawały się widoczne i żałosne, że powoli lecz skutecznie zniechęcały do niego najbliższe i przyjazne mu nawet otoczenie. Tym bardziej, że Janka była bardzo lubiana w strukturach KPN. Zachowanie Adama było dla nas tym bardziej dziwne, że sam mówił wcześniej wielokrotnie, że jest za młody, aby kandydować. A po cichu przeprowadzał działania, które mówiły jednak zupełnie coś innego. To były pierwsze ostrzegawcze i złowieszcze znaki. Sygnały o jego dziwnych planach i zamierzeniach.

Jeszcze bardziej groźna była sytuacja w połowie 2000 roku, gdy po próbie rzeczywistej lustracji premiera Jerzego Buzka poprosiliśmy wspólnie z Michałem Janiszewskim (drugim wiceprzewodniczącym KPN-O) o wydanie pewnej cennej dyskietki komputerowej. Dyskietka była moją własnością. Przekazał mi ją pewien wysoki funkcjonariusz MSW, a zawierała dokumenty dotyczące przeszłości Buzka [Niestety Karwowski nie podaje, kto z MSW inspirował jego krucjatę przeciwko Jerzemu Buzkowi; Ministrem Spraw Wewnętrznych był wówczas Marek Biernacki - ML]. To miał być koronny dowód w sprawie lustracji ówczesnego premiera. Słomka, jako mój szef, wiedząc o jej istnieniu, zakazał mi użyć informacji w niej zawartych w chwili, gdy składałem wniosek lustracyjny. Tłumaczył wtedy, że użyjemy tej wiedzy i dokumentów później. Słusznie zresztą zakładał, że proces lustracyjny urzędującego premiera może być długi i trudny, więc lepiej mieć w rękawie parę asów. Problem natomiast tkwił w tym, że to „później” nigdy nie nastąpiło. Adam bowiem odmówił wydania mi tej dyskietki, oświadczając, że nigdy jej nie miał, czym postawił mnie w roli kłamcy. A to już było dla mnie za wiele.

Inne dziwne zdarzenie miało miejsce w 1999 roku i związane było z Zygmuntem Wałęsą – bratem Lecha. Otóż brat Wałęsy w połowie 1999 roku poprosił mnie o osobiste spotkanie. Nastąpiło to wkrótce i rozmówca zaraz na wstępie poprosił mnie, abym zawsze w przyszłości spotykał się z nim w cztery oczy, bez asysty kolegów, a szczególnie bez Adama Słomki. Nie bardzo wtedy rozumiałem, o co chodzi.

Zrozumiałem za kilka tygodni, gdy otrzymałem telefon od Zygmunta Wałęsy z prośbą o ponowne spotkanie. A ponieważ w trakcie pierwszej naszej rozmowy okazało się, że chce pomóc mi w bardzo trudnej dla Polski i osobiście dla mnie sprawie, dlatego zgodziłem się spotkać natychmiast. Wraz z Słomką przebywałem wtedy w Łodzi i lojalnie poinformowałem go o spotkaniu oraz zastrzeżeniach Z. Wałęsy co do rozmów w cztery oczy. Adam stwierdził jednak stanowczo, że pójdzie ze mną. Było mi bardzo głupio, ale w końcu uległem, bo był przecież moim szefem. Uległem na swoje i jego nieszczęście. Wałęsa widząc Słomkę przez chwilę wahał, czy nie wyjść. W końcu został i oświadczył, że rozumie, iż nie jestem sam, bo nie miałem innego wyjścia. Adam zaś sam zaczął rozmowę od złośliwości na temat Lecha Wałęsy pytając o jego polityczną emeryturę i o „Bolka”. Z. Wałęsa po kilku minutach przerwał mu oświadczając: "Panie Słomka, po pierwsze nie zapraszałem Pana na to spotkanie, a po drugie jak już Pan jest, to nie będę wysłuchiwał Pana ironicznych uwag pod adresem mojego brata. A po trzecie, to niech Pan nie rzuca pierwszy kamieniem. Niech Pan przypomni sobie swoją przeszłość, bo są tacy, którzy widzieli Pana dokumenty z tej przeszłości i pewnie są ludzie, którzy do dziś je mają".

Po takiej ripoście sam nie wiedziałem, czy wyjść dyplomatycznie do WC, czy iść po kelnera, czy zasłabnąć. Słomka zzieleniał na twarzy i zapytał, co to ma znaczyć. Wałęsa dalej bardzo spokojny, a sytuacja idiotyczna, bo za chwilę pewnie wysypią się karty na stół pyta, czy ma zacząć może od wojska, a na słowa speszonego Adama, że wszyscy przecież tak wtedy robili, odpowiedział, że jednak nie z takim rozpoznaniem… Na koniec dodał, że przez szacunek do mnie nie chce tego wątku kontynuować bo są i gorsze rzeczy. I wyszedł.

Poszliśmy do samochodu, by wrócić do Katowic. Adam spał na tylnym siedzeniu przez całą drogę. A ja przez ponad dwie godziny jazdy zrozumiałem, że nagle coś pękło, coś się skończyło. I teraz to ja niestety stałem się głównym wrogiem mojego przyjaciela, ojca chrzestnego mojej córki.

Od tego wydarzenia Adam praktycznie przestał zwoływać posiedzenia ciał statutowych partii. A ze mną i drugim wiceprzewodniczącym kontaktował się przez swojego bardzo młodego asystenta. Sytuacja taka jednak nie mogła trwać w nieskończoność, bo nadszedł rok 2000 – rok wyborów.

Następował klincz absolutny, gdyż władze partii nie mogły się zbierać, ponieważ według statutu zwoływać je mógł jedynie przewodniczący. Słomka zaś tego nie czynił, a na domiar złego nasilił tylko intrygi skierowane przeciwko Jance Kraus.

Pat nie mógł trwać wiecznie – życie polityczne w kraju toczyło się dalej, kalendarz wyborczy także dyktował terminy. Wraz z Janiszewskim poinformowaliśmy o sytuacji zaniepokojonych członków władz czternastoosobowej Rady Politycznej. Ustaliliśmy, że konieczne jest zwołanie Nadzwyczajnego Kongresu KPN – Ojczyzna. Aby rozstrzygnąć dwie zasadnicze kwestie – czy Słomka ma dalej pełnić funkcję Przewodniczącego i kto ma być kandydatem na urząd Prezydenta z KPN – Ojczyzna.

Oczywiście był szkopuł, gdyż obowiązywał nas statut. A ten jednoznacznie określał, że kongres zwołuje przewodniczący. Pod pozorem zwołania posiedzenia Koła Parlamentarnego KPN- Ojczyzna, na czwartym piętrze Starego Domu Poselskiego, zaprosiliśmy Słomkę na spotkanie posłów. Poprosiliśmy Jankę Kraus, aby nie uczestniczyła w tym męskim spotkaniu. Przyszliśmy więc w pięciu posłów i zarazem członków ścisłego kierownictwa partii. Obecni byli: Michał Janiszewski, Andrzej Zapałowski, Ryszard Kędra, Andrzej Chyłek (skarbnik) i ja. Janiszewski przed zebraniem przygotował dokument zwołujący Kongres Nadzwyczajny. Chcieliśmy, aby Słomka go podpisał jako Przewodniczący.

Adam spóźnił się około 15 minut i widząc nasze poważne miny, zaniepokoił się. Michał wytłumaczył spokojnie, że nie jest to zebranie naszych posłów, lecz narada kierownictwa KPN – Ojczyzna, na której są obecni wszyscy członkowie pięcioosobowej Stałej Komisji Rady Politycznej, a więc poza Kongresem najwyższego ciała statutowego partii. Prosił o zwołanie Kongresu i o podpisanie stosownych dokumentów. Gdy Słomka mimo naszych nalegań chciał zerwać spotkanie i wyjść w drzwiach stanął Ryszard Kędra, który znacząco rozchylając poły marynarki odsłonił kaburę z „Glockiem”. Wszyscy byli kompletnie zaskoczeni i zaległa cisza. Słomka podpisał dokument i wyszedł bez słowa. Nie planowaliśmy tej „zbrojnej” demonstracji, ale jej skutek był porażający. Prysł cały mit Adama Słomki – bohaterskiego zadymiarza sprzed lat.

Potem było już tylko gorzej. Adam ośmieszał się próbując nie dopuścić do rozpoczęcia Kongresu, a w końcu opuścił w pośpiechu budynek Kongresowy. I więcej się nie pojawił. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie – myślałem wtedy i byłem bardzo rozczarowany, ponieważ,mimo wszystko, spodziewałem się jednak godnego zachowania z jego strony. Sądziłem, że zechce przynajmniej zabrać głos na Kongresie, być może wytłumaczyć się ze swojego wieloletniego lenistwa i paraliżowania władz partii. I odniesie się choć do części zarzutów formowanych pod jego adresem przez delegatów. Niestety, chyba już nie miał cywilnej odwagi, aby spojrzeć im w oczy.

Kongres [w maju 2000 roku - ML] odsunął Adama Słomkę od kierowania KPN – Ojczyzna i powierzył, na moją prośbę, funkcję przewodniczącego Michałowi Janiszewskiemu. W kwestii kandydata na urząd prezydenta, delegaci zwrócili się z apelem do nieobecnej [sic!] Janiny Kraus o wyrażenie zgody na kandydowanie. Upoważniając jednocześnie Radę Polityczną, z uwagi na szybkie terminy, do ewentualnych rozmów o wspólnym kandydacie z „Koalicją dla Polski”.


"Koalicję dla Polski" tworzyła Polska Racja Stanu (w Sejmie III kadencji mieli własne koło poselskie, które utworzyło 3 posłów, którzy odeszli z AWS: Dariusz Grabowski, Ryszard Kędra i Adam Wędrychowicz; w okresie od lipca 2000 roku do marca 2001 roku posłowie ci wraz z 6 posłami KPN-O tworzyli wspólne koło poselskie "Koalicja dla Polski") oraz tajemnicze byty o nazwie: Inicjatywa Konkret, Polskie Centrum Badań Ekonomiczno-Społecznych oraz Republikanie Rzeczpospolitej Polskiej.

Po wejściu do KdP KPN-O do koalicji tej przystąpiły też wymienione już wcześniej organizacje utworzone przez ludzi Słomki: Krajowe Porozumienie Emerytów i Rencistów Rzeczypospolitej Polskiej, Polska Partia Ekologiczna - Zielonych, Związek Zawodowy Kontra oraz Związek Wsi Polskiej "Piast".

Karwowski:
Cytat:
Wybory prezydenckie 2000 roku skończyły się dla nas tym, że poparliśmy kandydata „Koalicji dla Polski”, zaprzyjaźnionego ekonomistę Dariusza Grabowskiego.
(...)
Niestety, ale wynik jednak był mizerny – niecałe 1 procent [ściślej - połowa z 1%, dokładnie było to 0,51%. - ML] Można oczywiście się pocieszać, że w tych wyborach Lech Wałęsa otrzymał 2 procent, a dwóch innych kandydatów mniej głosów niż Grabowski, lecz marna to pociecha.
(...)
Bilans ostatnich pięciu lat był porażający. Słomka całkowicie zmarginalizował KPN. Podzielił partię na dwie zwalczające się frakcje, pogrążył Leszka Moczulskiego i nie zaproponował niczego w zamian. Kompletnie nie rozumieliśmy wtedy, czemu Adam Słomka tak postępował. Chcieliśmy, aby wyjaśnił to wszystko na Kongresie, a on po prostu uciekł. Niektórzy delegaci mówili później, że to nie były przypadki i było to chyba celowe działania, żeby zniszczyć KPN na zlecenie. Nieznana jest tylko odpowiedź – na czyje?

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Nie Lut 05, 2012 7:55 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tymczasem Adam Słomka w grudniu 2000 roku przyjął nowy szyld, a raczej przywrócił stary, tzn. założył nową/starą partię pod nazwą KPN-OP i został jej przewodniczącym. W tym samym miesiącu Słomka opuścił koło KdP w Sejmie i został posłem niezrzeszonym.

W ślad za wystąpieniem Słomki z KPN-O nastąpił rozłam w KPEiR RP. Powstała Krajowa Wspólnota Emerytów i Rencistów na czele z Elżbietą Postulką. Nowym przewodniczącym KPEiR RP został Wojciech Paciorkowski.
Krajowe Porozumienie Emerytów i Rencistów Rzeczypospolitej Polskiej, z powodu niezłożenia sprawozdania finansowego, zostało wykreślone z rejestru partii politycznych w 2005.
Dalszy los KWEiR jest nieznany. W każdym razie Elżbieta Postulka występuje u boku Adama Słomki do dziś.

Połapać się w tym wszystkim było coraz trudniej.

W Dzienniku Polskim dziennikarz podpisany pseudonimem YAN opisywał tę sytuację w sposób następujący:
Cytat:
Istnieje kilka sposobów, żeby stworzyć nowe ugrupowanie w Sejmie w trakcie trwania kadencji. Najpopularniejszy to okresowe zmienianie nazwy. Politycy zamiast przechodzić z partii do partii, nadają dotychczasowym ugrupowaniom całkiem nową nazwę i modyfikują nieco program. W ten sposób grupka wyrzuconych w 1998 r. z AWS osób, związanych niegdyś z Adamem Słomką, zdążyła być aż w czterech różnych ugrupowaniach.

Najpierw powstało koło parlamentarne KPN - OP. Niecały rok później (23 grudnia 1999 r.) nieco zmodyfikowano nazwę (z KPN Obóz Patriotyczny na KPN Ojczyzna) i w związku z tym powstało koło poselskie KPN-O. Ta formacja zakończyła jednak swój żywot 12 lipca 2000 r. Wówczas KPN-O przyłączyło wszystkich trzech działaczy koła Polskiej Racji Stanu (osoby, które z różnych przyczyn odeszły z AWS) i postało Koło Parlamentarne Koalicja dla Polski. Na tym jednak mutacje się nie skończyły. Dzisiaj objawi się bowiem w Sejmie, jako całkiem nowa inicjatywa pod nazwą "Alternatywa". Znajdą się w niej prawie wszyscy działacze KdP oraz jeden z sześciu posłów Porozumienia Polskiego (również powstało w wyniku podziałów w AWS, i w ciągu swej historii już raz zamieniało nazwę).
(...)
Politycy "rozbijacze". Ich działanie polega na tworzeniu poprzez niszczenie. Mistrzem w tej dziedzinie jest Adam Słomka. Dzięki niemu istnieją aż trzy KPN-y.

Pierwszy założył 20 lat temu Leszek Moczulski. W ugrupowaniu doszło jednak do konfliktu i grupa związana z Adamem Słomką dokonała przewrotu i założyła KPN - OP (następnie przekształciło się w KPN-O). Przez kilka tygodni trwała wojna dwóch konfederacji o lokale partyjne. Słomka ze swoimi ludźmi zajął siedzibę KPN Moczulskiego w Warszawie. W rezultacie sporów i okupacji osoby wierne Moczulskiemu musiały opuścić budynek przez... okno.

W minionym roku Słomka stracił przywództwo w swojej Konfederacji. Nie mogąc się z tym pogodzić, powołał do życia trzecie ugrupowanie i wykorzystał starą nazwę KPN-OP. Na wydruku z ostatniego głosowania znajduje się jednak wśród posłów nie zrzeszonych, więc zapewne nie może znaleźć jeszcze dwóch chętnych do utworzenia koła poselskiego (minimum 3 osoby).

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ireneusz Głażewski



Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 382

PostWysłany: Pon Lut 06, 2012 6:06 am    Temat postu: stało się... Odpowiedz z cytatem

Tomasz Karwowski,
długoletni szef Obszaru V sprezentował mi książkę. Swoją książkę.
Nie ogólnie, ale osobiście. Zdobył mojego maila i napisał miłe rzeczy. Że niby coś fajnego kiedyś (z)robiłem.
Niby wiadomo..., ale nie tyle co On Twisted Evil

Nie widzieliśmy się (ostatni raz spotkaliśmy sie pod Grobem Nieznanego Żołnierza w dniu 30 rocznicy powstania naszej wpaniałej? partii)
Przekazał wolumin przez Piotra Plebanka, który robi naprawdę dobre rzeczy w środowisku konfederackim, choć publicznie się nie przechwala tym postępowaniem.
Cholerka... znów trzeba bedzie przeczytać
Ładna okładka, inspirujące zdjęcia.
Dzięki.


IGła

_________________
ka?dy ?piewa razem z nami:
"precz, precz, precz z komunistami"
Jakub Sienkiewicz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pon Lut 06, 2012 9:08 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W roku 2000 Karwowski nawiązał współpracę z radykalnym francuskim Frontem Narodowym Jana Marii Le Pena. Bogusław Mazur we "Wprost" jawnie kpił z tych kontaktów:
Cytat:
Czarne górnicze uniformy, czapki z pióropuszami, biało-czerwone barwy, transparent... - to polscy uczestnicy paryskiego pochodu Frontu Narodowego! Partię Le Pena poparł nasz polityk Tomasz Karwowski, któremu towarzyszyła grupka polskich górników. Niecodzienne stroje cudzoziemców ze Wschodu przykuły uwagę rozbawionych dziennikarzy. "Polacy popierają Jean-Marie Le Pena" - oznajmiał napis na transparencie. "O Unii Europejskiej myślimy to samo co Le Pen" - mówił do mikrofonów Karwowski, reprezentant Polaków, spod transparentu. Tymczasem przeciwnicy Le Pena powinni zacierać ręce - jeżeli przywódca frontu zechce skorzystać z pomysłów Karwowskiego, partia francuskich nacjonalistów zniknie z politycznej sceny, a jej działacze pogrążą się w swarach i podziałach. Polityczny życiorys Tomasza Karwowskiego jest bowiem kwintesencją zjawiska z zakresu nauk biologicznych, czyli łączenia przez podział w drodze pączkowania.

Wątpliwe, aby w przyszłych podręcznikach historii dzieci uczyły się, że w Paryżu zaznaczyli swą obecność wielcy Polacy: Adam Mickiewicz, Fryderyk Chopin, Cyprian Kamil Norwid, Jerzy Giedroyc i Tomasz Karwowski. Podręczniki wymienią cztery pierwsze nazwiska, bo wykuć sobie drogę do sławy jest trudniej, niż wyrąbać górniczy przodek.
(...)
W maju 2001 r. ukradziono Karwowskiemu czteroletnie audi. "Sprawcy kradzieży zamierzali prawdopodobnie znaleźć w samochodzie materiały dotyczące planów Ruchu Społecznego Alternatywa" - snuł rozważania w specjalnym oświadczeniu poseł Mariusz Olszewski, rzecznik ugrupowania. Dlaczego prawdopodobnie? Na pewno! Wszak kilkanaście godzin wcześniej Karwowski wrócił z Francji, gdzie spotkał się m.in. z deputowanym Chariesem de Gaullem i deputowaną do Rady Europy Marie-France Garaud. "Złodzieje" już wtedy próbowali przeszkodzić Karwowskiemu w zdobywaniu coraz większych wpływów w ojczyźnie Napoleona.


Karwowski dość szczegółowo opisuje swoje rozmowy z Le Penem i innymi przedstawicielami prawicy:
Cytat:
W końcu 2000 roku po raz pierwszy pojechałem na spotkania do Paryża. W XVI dzielnicy znajomi zaoferowali mi na stałe lokum – apartament, który stanowił moją bazę wypadową. Pan Ryszard zaś był moim przewodnikiem i tłumaczem. Zorganizował mi, zgodnie z obietnicą, cały cykl spotkań. A było ich naprawdę sporo – Front Narodowy z Jean-Marie Le Penem, kierownictwo Ruchu dla Francji (MPF), MDR i jego wiceprzewodnicząca Elizabeth Monfort oraz na moją prośbę obradujące akurat w Paryżu światowe kierownictwo organizacji „Attack” – antyglobalistów, którzy na przełomie XX i XXI wieku zasłynęli z organizacji wielosettysięcznych manifestacji między innymi w Nicei, Genewie, Toronto. Manifestacji przeciwko dominacji politycznej i ekonomicznej najbogatszych państw świata nad słabszymi krajami. To była nowa organizacja, której działania cechowały się niesłychaną dynamiką (w Nicei zgromadzili około miliona demonstrantów). Chciałem poznać ich sposób myślenia, działanie oraz kierownictwo, a nadarzyła się akurat świetna ku temu okazja.

Rezultaty tych wszystkich spotkań były bardzo owocne. Z Le Penem prowadziliśmy długie rozmowy, poznałem też jego rodzinę, bardzo sympatyczną żonę i córkę. Polubiliśmy się i ustaliliśmy oficjalną współpracę FN i KPN – Ojczyzna, a uczestniczący w rozmowie wiceprzewodniczący Frontu Narodowego Dominique Chaboche, prawa ręka Le Pena, miał przyjechać do Warszawy na moje zaproszenie, aby na wspólnej konferencji prasowej w sejmie podpisać protokół nawiązania współpracy.

W MPF potraktowali moją wizytę z dużą ciekawością i z takim samym dystansem. Przewodniczący Philippe de Villiers wówczas uznawany był za przyszłego premiera lub prezydenta Francji. Miły, a ruch któremu szefował był ultrakatolicki.Z jego zastępczynią, poseł Elizabeth Monfort poszliśmy na lunch – kaczka była wyśmienita, rozmowa również. Zaprosiłem ją do Polski, a ona mnie do swojego zamku nad Loarą. Wybiegając nieco w przyszłość zaznaczę, że E. Monfort przyjechała do Polski pół roku później. Zgodnie ze swoją prośbą odbyła pielgrzymkę po polskich sanktuariach, w której towarzyszył jej poseł Mariusz Olszewski z kręgu Radia Maryja. Olszewski to mój bliski przyjaciel – współpracowaliśmy wtedy razem nad utworzeniem ruchu narodowego.

Zasadniczym celem mojej wizyty w 2000 roku było zapoznanie się z dorobkiem oraz doświadczeniami nurtu narodowo-patriotycznego we Francji. Zbliżały się wybory parlamentarne 2001 roku i należało, nie tylko moim zdaniem, podjąć działania w kierunku konsolidacji ideowej rodzącej się w Polsce koalicji wyborczej (...).

Tymczasem w Paryżu spotkam się między innymi z Marie-France Garaud, dyrektor Międzynarodowego Instytutu Geopolityki w Paryżu, doradczynią polityczną dwóch byłych prezydentów Francji – Charlesa De Gaulle’a i Georges’a Pompidou. Garaud była również niezależną eurodeputowaną z Francji; bardzo mądra, doświadczona politycznie kobieta, z którą spotykałem się jeszcze kilkakrotnie. Oferowała nam swoją pomoc w tworzeniu ideowego ruchu politycznego w Polsce.

Najciekawsza sytuacja związana była ze spotkaniem z szefami organizacji „Attack”. W przeddzień spotkania, w późnych godzinach wieczornych zadzwonili do mnie, chcą odwołać spotkanie. Proszę pana Ryszarda, mojego przewodnika po świecie francuskiej polityki, aby jednak doprowadził do spotkania. A jeśli nie, to niech spróbuje poznać powody odwołania wizyty. „Attack”odpowiedział, że powodem jest moja polityczna współpraca z gen.Tadeuszem Wileckim– kandydatem na prezydenta RP, a wcześniej szefem Sztabu Generalnego. W swoim publicznym wystąpieniu w Gdańsku generał, ich zdaniem, używał sformułowań wskazujących, że ma poglądy radykalnego nacjonalisty i antysemity. Wszystko stawało się dla mnie jasne. Zawsze zastanawiałem się jak to jest możliwe, aby bez angażowania środków gromadzić podczas mityngów (na przykład w Nicei) setki tysięcy czy miliony osób. Zastanawiałem się, czy europejski, światowy establishment polityczno-gospodarczy finansując nowych rewolucjonistów nie szykuje się do realizacji planu B, czyli do przygotowań rozwiązań na okres masowych protestów?

Tymczasem „Attack” zasugerował mi – o ile podtrzymuję swoje zainteresowania działalnością tej organizacji – spotkanie w kraju z polskim koordynatorami: Andrzejem Gwiazdą i jego żoną Joanną. I tak dowiedziałem się, kto zrobił gen. Wileckiemu i mnie stosowną reklamę.
(...)
Rozmawiałem jeszcze z wieloma politykami. Spotkania z Le Penem oraz szefem jego sztabu – profesorem Brunem Gollnischem przysposobiły mnie do próby założenia w Polsce nowoczesnej formacji politycznej (...).

Z tych wszystkich spotkań zrodziła się inicjatywa, mojego zresztą osobistego pomysłu, realizacji telewizji paneuropejskiej o wyraźnym zabarwieniu polityczno- narodowym mająca propagować Europę Ojczyzn i odrzucając ideę republik w rękach komisarzy z Brukseli Ruszyłem zatem do przyjaciół J. M. Le Pena. Z jego rekomendacją i z jego błogosławieństwem. Na początku byli Belgowie, a konkretnie Blok Flamandzki z jego szefem młodym 40 letnim Frankiem Vanhecke. Spotkaliśmy się kilka razy: Bruksela, Paryż, Strasburg.


Więcej nt wizyt Karwowskiego w Europie Zachodniej i kontaktach z tamtejszymi politykami prawicowymi możne przeczytać w jego książce na s. 179 - 184

Niewiele wyszło z tych kontaktów, gdyż Karwowski i jego koalicja przegrali wybory w roku 2001. Sam Karwowski wkrótce odszedł z polityki.

Interesujące byłoby jednak wiedzieć, kto wyszedł z inicjatywą takich egzotycznych kontaktów i kto pokrywał koszty finansowe związane z takimi kontaktami. Nie doszukałem się odpowiedzi na te pytania w książce Karwowskiego (może czytałem nieuważnie?). A byłyby one istotne, gdyż brak transparentności w tego typu kontaktach rodzi zawsze niezdrowe podejrzenia, np. o udział specsłuzb w danym przedsięwzięciu...

Z tego co rozumiem partia Karwowskiego była w tym czasie bez pieniędzy. Narastały długi za niezapłacone czynsze najmu lokali partyjnych (o czym dalej). Zbliżały się wybory, na które potrzeba było funduszu i trudno sobie wyobrazić, że przed wyborami partia funduje kosztowne zagraniczne wyjazdy kilku osobom, z których to wyjazdów nic nie wynika i z góry wiadomo, że nic nie wyniknie.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Wto Lut 07, 2012 8:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rok 2001 był rokiem trzech KPN-ów, które startowały w wyborach parlamentarnych. Był to już łabędzi śpiew najstarszej antykomunistycznej partii politycznej w bloku wschodnim. Wszystkie KPN-y odnotowały wyborcze porażki i nie wprowadziły do parlamentu ani jednego kandydata. Łącznie nie otrzymały nawet 1% głosów! Dwie z tych partii po tych wyborach znikły całkowicie ze sceny politycznej. Pozostali na niej jedynie: główny sprawca upadku KPN - Adam Słomka oraz Michał Janiszewski - ostatni przewodniczący KPN-O. Obaj wegetują na marginesie życia politycznego.

***

Ta prawdziwa KPN, z Leszkiem Moczulskim na czele, wzięła udział w wyborach z list koalicji wyborczej Akcja Wyborcza Solidarność Prawicy (Ruch Społeczny Akcji Wyborczej Solidarność, Porozumienie Polskich Chrześcijańskich Demokratów i Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, a także Ruch Odbudowy Polski, który jednak później wystąpił z koalicji). Przewodniczącym komitetu wyborczego AWSP został minister nauki w rządzie Jerzego Buzka – Andrzej Wiszniewski. 43 kandydatów KPN do Sejmu RP z list AWSP zdobyło zaledwie 0,08%. Cała AWSP uzyskała 5,60% - za mało aby przekroczyć 8-procentowy próg wyborczy.

Był to już ostatni epizod w historii KPN. W roku 2003 Sąd Okręgowy w Warszawie wykreślił KPN z rejestru partii politycznych. Powodem wykreślenia było nieterminowe złożenie sprawozdania finansowego z kampanii wyborczej do samorządów lokalnych w 2002. Działalność partii zamarła. Leszek Moczulski kontynuował beznadziejną walkę w sądzie lustracyjnym a potem zajął się działalnością naukową (zbudował podstawy polskiej geopolityki, obronił doktorat i zrobił habilitację) oraz pisarską (napisał kilka książek).

W roku 2007 zarejestrowana została nowa partia pod nazwą KPN. Jej przewodniczącym został (i jest nim do dziś) Władysław Borowiec. Leszek Moczulski został jej honorowym przewodniczącym. Partia wydaje liczne oświadczenia, ale nie bierze udziału w wyborach. Ma własna stronę internetową - http://www.kpn.org.pl/ Głównym sensem istnienia tej nowej KPN jest uniemożliwienie Słomce (lub komukolwiek innemu) zarejestrowanie partii o nazwie KPN.

***

Karwowski opisuje dość szczegółowo działalność KPN-O po rozstaniu ze Słomką. Partia ta wzięła udział w wyborach w roku 2001 w ramach koalicji wyborczej Ruch Społeczny "Alternatywa":
Cytat:
Zostałem szefem sztabu RS „Alternatywa”.W pracach sztabu najbliższymi moimi współpracownikami zostali posłowie: J. Kraus, Mariusz Olszewski [z ZChN - ML], M. Janiszewski, oczywiście Daniel [chodzi o Daniela Podrzyckiego, założyciela WZZ "Sierpień 80" - ML], oraz A. Chyłek i admirał Marek Toczek.


Z Wikipedii:
Cytat:
Alternatywa Ruch Społeczny to koalicja wyborcza, która powstała 18 marca 2001 roku w Warszawie z połączenia KPN-Ojczyzna (Michał Janiszewski, Tomasz Karwowski, Janina Kraus) i grupy polityków wywodzących się z ZChN (Henryk Goryszewski, Mariusz Olszewski) oraz działaczy WZZ Sierpień 80 (Daniel Podrzycki, Bogusław Ziętek).
Na listach koalicji byli kandydaci między innymi następujących organizacji:
Biedota Polska
Krajowe Porozumienie Emerytów i Rencistów Rzeczypospolitej Polskiej
Stronnictwo Narodowe
Chrześcijańska Demokracja III RP
Narodowe Odrodzenie Polski [nacjonalistyczna partia polityczna nawiązująca do przedwojennej skrajnej prawicy narodowej - ML]
Liga Polska
Ruch Odbudowy Polski
Konfederacja Polski Niepodległej - Ojczyzna
Porozumienie Polskie
Front Narodowo Robotniczy
Stowarzyszenie Nie dla Unii Europejskiej
Koalicja ta z pozycji narodowo-katolickich przeszła na lewicowo-narodowe. Alternatywa krytykowała działalność rządu Jerzego Buzka. Opowiadała się przeciwko obecności Polski w Unii Europejskiej na warunkach dyktowanych przez Brukselę i w strukturach NATO, była także przeciwna bliskiej współpracy z USA.


Ciekawą postacią w tej grupie był admirał Marek Toczek.

Z Wikipedii wynika, że był morskim oficerem pokładowym niszczycieli i inżynierem techniki nawigacji.
Cytat:
Od 1992 do 1995 był dowódcą Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych w Warszawie. Po ujawnieniu faktu, że dopuszczał do zbierania podpisów za kandydaturą Lecha Wałęsy przed wyborach prezydenckimi, przeniesiono go do dyspozycji ministra obrony narodowej. W 1996 na własną prośbę został zwolniony z zawodowej służby wojskowej (...).

Po przejściu do "cywila" był prezesem Zarządu Głównego Frontu Polskiego. W trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2000 ta organizacja poprała kandydaturę gen. broni rez. Tadeusza Wileckiego, a sam wiceadm. rez. Marek Toczek pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Komitetu Wyborczego.


Karwowski opowiada o rozmowach z potencjalnymi nowymi koalicjantami KPN-O:
Cytat:
Już wiosną 2001 roku podjęliśmy rozmowy (in spe) koalicyjne z „Samoobroną” Andrzeja Leppera oraz kilkoma innymi ugrupowaniami. Pierwsze spotkanie w siedzibie Samoobrony zapadło mi szczególnie w pamięć. Ze strony „Alternatywy” w spotkaniu uczestniczymy razem z Danielem Podrzyckim. Ze strony „Samoobrony” są Andrzej Lepper i Krzysztof Filipek, ze strony Ligii Polskich Rodzin – Roman Giertych a Stronnictwo Narodowe reprezentuje Bogusław Kowalski. Rozpoczynamy spotkanie. Zabierając głos proponuję, aby wszystkie strony przedstawiły swoje propozycję współdziałania udzielając odpowiedzi na kluczowe pytania: co nas łączy, a co dzieli? To, uzasadniam przy pełnej zgodności zebranych, pozwoli wypracować płaszczyzny (ewentualnego wtedy jeszcze) porozumienia programowego. Rozpoczęła się dyskusja. Nie za długa, ale też nie za krótka. W sam raz, aby uzgodnić dużą zbieżność programową.

Później rozmowy schodzą na kwestie organizacyjne naszej ewentualnej koalicji. Z głosów Leppera oraz Giertycha – dwóch przyszłych ( jak się okazało w latach 2005-2007) wicepremierów, wynikało w zasadzie, że każdy z nich chce zaprosić pozostałych na listy wyborcze swojej partii. Po trzech, może czterech godzinach kończymy oficjalne rozmowy. Giertych z Kowalskim wychodzą.

Zostaliśmy w czwórkę: Daniel, Lepper i Filipek, no i oczywiście ja. A. Lepper wychodzi na chwilę do sekretariatu, ale szybko wraca. Za kilkanaście minut wchodzi jego sekretarka (zresztą przyszła wicemarszałek Sejmu RP [chodzi zapewne o Genowefę Wiśniowską - ML]) z dwiema półlitrówkami wódki i gorącymi kurczakami z rożna.

Patrzę na Daniela, a on równie zdziwiony jak ja. Tymczasem Lepper otwiera półlitrówkę i rozlewa do szklaneczek. Daniel nie pije, mnie nie wypada odmówić. Pijemy jakiś toast. Andrzej Lepper zjada kurczaka i zachęca: jedzcie, no proszę jedzcie…. Wypijamy jeszcze ze dwie kolejki i wychodzimy w pośpiechu. Podczas rozmowy „przy kielichu”Lepper nieustannie zachęcał nas, liderów formacji, aby Alternatywa poszła na listy wyborcze Samoobrony. Wychodzimy jednak, nie udzielając jasnej odpowiedzi. Ani na „tak”, ani na „nie”

Daniel pyta o wrażenia. Mówię coś o obyczajach, o dziwnej skłonności Leppera do spoufalania, o kurczaku – Daniel śmieje się i mówi, że to i tak był pełen Wersal; znał Leppera dłużej i lepiej. – A Twoje zdanie o koalicji?- pytam. – Nic z tego nie będzie – odpowiada. – Nie możemy przecież „iść na listy Samoobrony”, gdyż on nas wszystkich (Giertycha i Kowalskiego zresztą też) wystrychnie na dudka. On po prostu taki jest. Ma to niestety we krwi. Mam takie same odczucia. Zatem – Samoobrona nie wchodzi w grę jako koalicjant. A przed wyborami sytuacja staje się coraz bardziej dynamiczna. Roman Giertych za kilka dni umawia się ze mną i Mariuszem Olszewskim i przekonuje nas do utworzonej miesiąc wcześniej Ligi Polskich Rodzin. Melodia ta sama jak w Samoobronie, zaś Giertych nie ukrywa (a obecny na spotkaniu Zygmunt Wrzodak gorliwie przytakuje swemu liderowi), że Daniela... to najlepiej… żeby nie było…. Ozięble się żegnamy. I tu zdolność koalicyjna zerowa, a jeszcze rozgrywki i intrygi personalne. Generalnie sprawa koalicji szybko się wyjaśniła. Albo osobny Komitet Wyborczy „Alternatywa” albo w ogóle... Giertych za pół roku próbuje uniemożliwić rejestrację naszego komitetu poprzez podstępną rejestrację w Państwowej Komisji Wyborczej komitetu wyborczego założonego przez Młodzież Wszechpolską z Krakowa o nazwie mającej zablokować możliwość naszej rejestracji. Decyzje Państwowej Komisji Wyborczej oraz Sądu w Warszawie przekonują nas, że działa tu też niewidzialna ręka służb kierowanych przez naszego „ulubieńca” ministra Janusza Pałubickiego z AWS. Dziwna to współpraca, choć pozostaje pytanie, czy uzgodniona? Apelujemy do Sądu Najwyższego. Po dłuższej walce, w ostatniej chwili wygrywamy. Jednak to dopiero początek przeszkód.

W kilku okręgach wyborczy dochodzi do dziwnych zdarzeń. Na przykład na kilka godzin przed rejestracją list w Gdańsku jeden z członków pomorskiego sztabu „przypadkiem”wylewa kawę na oryginalne dokumenty przygotowane do rejestracji.

Admirał Toczek – pełnomocnik w Gdańsku na szczęście szybko ściąga nowe dokumenty z Warszawy. Do Lubelskiego trzeba było wysłać ekipę, aby ratowała podobną sytuację. Identycznie w Kaliszu, Poznaniu, Elblągu. Za dużo tych dziwnych zdarzeń, a wszystkich przecież nie da się opisać. Słowem – trudno odpędzić myśli, że „los” postanowił nam uniemożliwić, i to wszelkimi sposobami, rejestrację naszych list wyborczych.

Jednakże ten (zapewne całkiem osobowy) „los”, podkładający nam nogi na każdym kroku, musiał być zawiedziony, widząc nasze przygotowania i determinację. W centralnym sztabie w Warszawie zmobilizowałem w dzień rejestracji 10 ekip interwencyjnych z zapalonymi silnikami w samochodach i nowymi gotowymi dokumentami do rejestracji w dowolnym okręgu wyborczym w Polsce. Ponadto dysponowałem ponad 200 dodatkowymi oświadczeniami zgody na kandydowanie ponad plan. Powiem jedynie, że w dniu rejestracji list użyliśmy pięć, może sześć ekip.
(...)
Jak w każdym roku wyborczym, tak i w 2001, odbyły się prawybory w Nysie, rezultaty których (na ogół) rzutowały na wyniki ogólnopolskie. Przed prawyborami wykonaliśmy olbrzymią pracę organizacyjną, docierając z naszym programem niemal do każdego domu za pomocą wypracowanej jeszcze w KPN metody, „od drzwi do drzwi”. Ponadto odbyliśmy wiele spotkań z mieszkańcami. Na moje zaproszenie do Nysy przybył nasz francuski przyjaciel – prof. Bruno Gollnisch, eurodeputowany i zastępca Le Pena w Froncie Narodowym [o współpracy Karwowskiego ze skrajną prawicą w Europie Zachodniej będzie mowa później - ML]. Zorganizowaliśmy spotkanie w Nyskim Domu Kultury, gdzie Gollnisch, czynny polityk zachodni, zaprezentował licznie zebranym mieszkańcom różnicę między koncepcją Europy Ojczyzn, a biurokratyczną i skorumpowaną Brukselą. Słuchacze nagradzali go brawami, tak jak nas w dniu prawyborów na nyskim rynku. Otrzymaliśmy ogromne brawa i wzbudziliśmy autentyczny aplauz. AWS i UW na rynku zaś wygwizdano. Brak możliwości autoprezentacji w mediach ogólnopolskich ( które, na dodatek Alternatywę marginalizowały) oraz brak środków na przeprowadzenie kampanii wyborczej w całym kraju, skutkował w wyborach ogólnopolskich wynikiem poniżej 1 procent [dokładnie było to 0,42% - ML]. A podczas prawyborów w Nysie uzyskaliśmy blisko 10 procent poparcia. Niestety – wynik wyborów parlamentarnych uniemożliwił nam dalszy byt polityczny i organizacyjny.


Po tych wyborach większość członków KPN-O dali sobie spokój z działalnością polityczną. Karwowski zaczął się działalnością biznesową, co dość szczegółowo opisuje w swoich wspomnieniach (o czym dalej).

Jednym z nielicznych wyjątków jest Michał Janiszewski (ostatni przewodniczący KPN-O), który przystąpił do utworzonej 11 listopada 2001 roku na bazie RS AWS nowej partii politycznej "Alternatywa – Partia Pracy" (która występowała potem pod nazwą "Polska Partia Pracy" a obecnie "Polska Partia Pracy - Sierpień 80"). Jej przewodniczącym został Daniel Podrzycki. Po jego śmierci w wypadku samochodowym w roku 2005 na czele tej partii stoi Bogusław Ziętek. Janiszewski był sekretarzem generalnym PPP a obecnie jest członkiem Krajowej Komisji Koordynacyjnej. Partia ta bierze udział w kolejnych wyborach, uzyskując mikroskopijne poparcie - zwykle poniżej 1%. Najbardziej kompromitujący dla członków tej partii (w tym dla Michała Janiszewskiego) był udział w wyborach w roku 2005 z Antyklerykalną Partią Postępu RACJA (inicjatorem jej powstania był na początku 2002 antyklerykalny tygodnik "Fakty i Mity"), Polską Partią Ekologiczną – Zielonych, Komunistyczną Partią Polski (sic!) i Polską Partią Socjalistyczną. Komitet zdobył 0,77% głosów w skali kraju, natomiast sama PPP uzyskała 0,32% głosów w skali kraju. W ostatnich wyborach parlamentarnych Polska Partia Pracy – Sierpień 80 uzyskała 0,55% głosów ponownie nie zdobywając żadnego mandatu. "Rzeczpospolita tak charakteryzowała kandydatów tego komitetu w tych wyborach:
Cytat:
Tej mieszance ludzi o poglądach od skrajnej lewicy do prawicy przewodzi Bogusław Ziętek. Jednak lider Polskiej Partii Pracy, wbrew powszechnemu zwyczajowi, nie startuje w wyborach. I, jak utrzymują działacze PPP, nie ingerował w typowanie kandydatów na jedynki. Te miały być ustalone w regionach.

Nie startuje w wyborach też osoba, która miała duży wpływ na kształt list wyborczych. To były sekretarz partii, kiedyś poseł KPN i AWS Michał Janiszewski. To on miał opiniować przydatność kandydatów. Ciekawostką jest, że jedynkami zostały dwie jego córki – Kinga Stawecka w Białymstoku i Magdalena Janiszewska w Warszawie.

Najbardziej rozpoznawalni są byli posłowie Samoobrony. Mateusz Piskorski był rzecznikiem tej partii i doradcą Andrzeja Leppera. Mimo młodego wieku uchodził za jednego z najbardziej inteligentnych polityków Samoobrony. Po jej upadku obronił doktorat z politologii, tworzył partię Libertas, a teraz reprezentuje PPP w okręgu podwarszawskim.

Posłem Samoobrony przez dwie kadencje był Lech Kuropatwiński, dziś jedynka PPP w Toruniu. W 2004 r. został skazany za podrabianie podpisów pracowników swojej masarni. Odwoływał się, ale apelacja została odrzucona. Listę gdańską otwiera Lech Zielonka, który posłem Samoobrony został w 2001 r. Szybko odszedł z klubu, aby dołączyć do tworzonych wówczas politycznych efemeryd – Polskiego Bloku Ludowego, a potem do Partii Ludowo-Demokratycznej. Na koniec związał się z SLD. Odszedł z niego, gdy przed wyborami 2005 r. okazało się, że jednocześnie wystarał się o wpisanie na listę poselską Sojuszu i senatorską Samoobrony.

Na listach PPP jest też Mieczysław Meyer (Gdynia), jeden z dwóch ostatnich kierowców Leppera. Towarzyszył szefowi aż do ostatnich dni. Kilka innych jedynek obsadzają zamożni przedsiębiorcy lub rolnicy niedawno jeszcze związani z Samoobroną – np. Kraków (Leszek Wroński) i Olsztyn (Kazimierz Wróblewski).

Listę w okręgu piotrkowskim otwiera z kolei były poseł SLD. To Bolesław Herudziński, jeszcze niedawno samorządowiec Sojuszu w Bełchatowie.

Część jedynek obsadzili ludzie wywodzący się z prawicy. Mariusz Olszewski, jedynka w Kielcach, był posłem AWS, członkiem ZChN. Wyrzucony z tej partii współtworzył Porozumienie Polskie, ugrupowanie bliskie Radiu Maryja. Jedynka z Płocka Tadeusz Bartold związany jest z endeckim pismem "Myśl Polska". Kandydatka z Siedlec Katarzyna Śniadecka wywodzi się z KPN. Z wykształcenia jest historykiem i deklaruje szczególne zainteresowanie dziejami żołnierzy wyklętych.

Pod względem poglądów jej przeciwieństwem musi być Ewa Groszewska, lider listy we Wrocławiu. To feministka, uczestniczka pacyfistycznych manifestacji.

Są też związkowcy i działacze społeczni. Jedynka w Gliwicach to Ewa Nowak, prezes Stowarzyszenia Wdów Górniczych. W Katowicach – Elżbieta Fornalczyk, organizatorka pierwszego zwycięskiego strajku w hipermarkecie.


***

25 lutego 2001 roku nowym przewodniczącym trzeciej KPN, (tj. powstałej po rozłamie w KPN-O partii występującej pod starą nazwą KPN-OP) został Przemysław Sytek. Przed wyborami parlamentarnymi w 2001 partia ta weszła w skład koalicyjnego ugrupowania "Konfederacja" (pełna nazwa brzmiała: "Konfederacja - Antyliberalna Platforma Konfederacja Polski Niepodległej - Obóz Patriotyczny"). W skład "Konfederacji" weszły: Konfederacja Polski Niepodległej - Obóz Patriotyczny oraz Ogólnopolski Ruch Obrony Bezrobotnych (właściwa nazwa brzmiała: "Ruch Obrony Bezrobotnych – Stowarzyszenie Ogólnopolskie").

Koordynatorem powstania ROB (czy to przypadkowe podobieństwo do ROP?) byli bliżej nieznani: Mirosław Żeberek oraz Jerzy Bielnicki. Organizacja zapoczątkowała swoje działania w Tychach. Jak podaje Wikipedia organizacja wsławiła się rozdawaniem bezrobotnym legitymacji, które rzekomo uprawniały ich do bezpłatnych przejazdów środkami komunikacji.
Przywódcą ugrupowania był Tadeusz Bielawski, bliski współpracownik Adama Słomki.

"Konfederacja" Adama Słomki w wyborach parlamentarnych 2001 zarejestrowała listy kandydatów w 16 (na 41) okręgach wyborczych do Sejmu RP, wykorzystała darmowy czas antenowy w telewizji i... rozwiązała się przed dniem głosowania.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Sro Lut 08, 2012 8:05 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Po trzech KPN-ach pozostały do spłacenia długi. Część z nich spłacił Karwowski
Cytat:
Musiałem uporządkować spadek po KPN. Między innymi rozliczyć lokale partyjne, a miałem ich sporo w całej Polsce. Zostało na nich prawie 90 tysięcy złotych długów. Zaległe czynsze, telefony, ZUS... Po mojej politycznej działalności zostały w istocie jako moje prywatne długi, bowiem lokale, telefony były fizycznie na mnie. Na Tomasza Karwowskiego. Dostałem odprawę po kadencji Sejmu w wysokości bodaj 26 tysięcy złotych. Poszła w całości na długi. Wziąłem kredyt w wysokości 40 tysięcy złotych Poszedł w całości na długi. Pozostałe,mniej więcej 20 tysięcy spłacałem aż do 2006 roku wraz z zaległymi odsetkami.

Jak doszło do długów? Powstały w latach 1997-2001. W tamtej kadencji każdy poseł na funkcjonowanie biur otrzymywał 6-8 tysięcy złotych miesięcznie. Przy podziałach w KPN większość biur partyjnych w terenie przepisywaliśmy na swoje filie biur poselskich.

W efekcie na moim stanie było w szczycie ich 25! Miesięczny rzeczywisty koszt utrzymywania takiej infrastruktury wynosił około 20 tysięcy złotych – trzykrotnie więcej niż z pieniędzy z kancelarii Sejmu. Dochodziły wpływy ze składek partyjnych, ale w efekcie co miesiąc brakowało około 5 tysięcy złotych. W takiej sytuacji za telefon służbowy i benzynę na wyjazdy do struktur w całym kraju lub na spotkania z wyborcami płaciłem z własnej kieszeni. A corocznie przejeżdżałem ok. 80 do 100 tysięcy kilometrów. Finansowania partii z budżetu państwa wówczas jeszcze nie było, a ja uznając, że dzięki KPN jestem posłem, mam wysokie zarobki, przynajmniej część swoich zobowiązań zwracałem w ten sposób. Był to naturalny odruch przyzwoitości, a nie żadne bohaterstwo.


Kwota spłacona przez Karwowskiego z pewnością nie wyczerpuje całości długów KPN, KPN-O i KPN-OP. Co się stało z pozostałymi? Czy ktoś je spłacił? Lepiej nie szukać odpowiedzi na to pytanie i spuścić na te kwestię zasłonę milczenia...

Tym bardziej, że wtedy należałoby porównać konfederackie długi z długami innych partii politycznych oraz sprawdzić, czy te inne partie swoje długi spłaciły. Przypuszczam, że wątpię. A finansowanie partii politycznych z budżetu państwa wprowadzono dopiero w roku 2001...

***

Prowadziliśmy kiedyś na Polonusie ciekawą dyskusję nt. przyczyn upadku KPN (niestety nie mogę jej odszukać wśród wielości wątków na Forum Sad ). Jeden z uczestników tej dyskusji kładł nacisk na sprawy ideowe. Podkreślał, że KPN rozpadła się, bo w warunkach III RP jej członkowie mieli różne wizje wolnej Polski a wcześniejsze spoiwo - program niepodległościowy, po 1989 roku przestał być aktualny.

Powyższa analiza nie potwierdza tej hipotezy. Na plan pierwszy, gdy idzie o przyczyny upadku KPN, wysuwają się kwestie ambicjonalne oraz presja zewnętrzna (w tym - zapewne - zakulisowe działania służb).

Gdy idzie o partyjne podziały i zmiany nazw środowisko KPN nie było wyjątkiem. Z partii, które stanowiły "grubą piątkę" w Sejmie I kadencji w roku 2001 większość już nie istniała. Socjaldemokracja RP została zlikwidowana w 1999 roku, z uwagi na gigantyczne długi. Unia Demokratyczna przestała istnieć w 1994 roku, gdy połączyła się z Kongresem Liberalno-Demokratycznym i powstała Unia Wolności. Porozumienie Centrum zostało rozwiązane w roku 2001. Tylko Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, aczkolwiek całkowicie zmarginalizowane, istnieje do dzisiaj.

Z drugiej strony duża część polityków SdRP, UD, PC i ZChN funkcjonuje do dzisiaj w polityce, tylko pod innymi szyldami (SLD, PO, PiS). Z tego punktu widzenia marginalizacja ludzi z KPN jest wydarzeniem bez precedensu na polskiej scenie politycznej.

Stawiam hipotezę, że przyczyną tej sytuacji był... także Adam Słomka. Na początku lat 90., gdy KPN była jedną z pięciu najsilniejszych partii w rozdrobnionym Sejmie, Leszek Moczulski i Krzysztof Król oddali sprawy organizacyjne KPN w ręce Słomki, który wydawał się być dobrym organizatorem. Zajęci wielką polityką nie zauważyli, że Słomka zaczął marginalizować w partii ludzi zdolnych i lojalnych wobec Moczulskiego i zastępować ich ludźmi typu BMW (bierny-mierny-(ale) wierny). Efektem tej polityki była sytuacja w Radzie Politycznej KPN w połowie lat 90., o której pisze Karwowski, tj głosowania, które Moczulski i Król przegrywali do dwóch. Po prostu reszta członków Rady to już byli ludzie Słomki (za wyjątkiem - jak się potem okazało - grupy lubelskiej, skupionej wokół Dariusza Wójcika). Gdy w 1996 roku Słomka rozbił KPN, pociągnął za sobą większość posłów i członków RP, bo to już byli jego ludzie. Pociągnął i wyprowadził na margines.

Moczulskiego zmarginalizowali wrogowie KPN. Król w 1997 wycofał się z polityki.

Z grupy lubelskiej, która w latach 1997-2001 pozostała w AWS, w nowym wieku najlepiej poradził sobie w polityce tylko Andrzej Mazurkiewicz. Po pozaparlamentarnej przerwie w latach 2001-2005 Mazurkiewicz wrócił do polityki jako senator PiS wybrany w roku 2005 w okręgu krośnieńskim. Niestety w 2008 roku zmarł nagle, w wieku 45 lat, wskutek pęknięcia tętniaka.

Dariusz Wójcik do roku 2002 był radnym sejmiku lubelskiego. W 2006 organizował lokalny komitet wyborczy, z którego bez powodzenia kandydował do rady miasta. W 2011 został szefem wojewódzkiego sztabu wyborczego PJN w Lublinie, ale jak pamiętamy PJN nie przekroczyło progu wyborczego.

Krzysztof Kamiński w roku 2001 przystąpił do PO (nie bez przeszkód - początkowo nie chcieli go przyjąć), ale do parlamentu nigdy już nie wrócił. W 2001 roku został mianowany przez Władysława Bartoszewskiego na stanowisko konsula do Nowej Zelandii (sprzedał już nawet dom i samochód przed planowanym wyjazdem), ale w ostatniej chwili nowy minister spraw zagranicznych - Włodzimierz Cimoszewicz z SLD wstrzymał jego wyjazd. Kamiński jest obecnie członkiem władz regionalnych PO na Lubelszczyźnie.

Grzegorz Cygonik w roku 2001, po przegranych wyborach, wycofał się z polityki.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Czw Lut 09, 2012 8:29 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Słomka jako jedyny z rozłamowców z KPN-OP (obok Michała Janiszewskiego) usiłuje kontynuować działalność polityczną po przegranych wyborach w roku 2001.

W 2004 roku wziął udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego jako "Konfederacja - Ruch Obrony Bezrobotnych". Wynik wyborczy - 0,61% procenta głosów.

W wyborach parlamentarnych 2005 ta sama grupa związana z Adamem Słomką wzięła udział już jako nowe ugrupowanie polityczne "Polska Konfederacja - Godność i Praca". Tworzył je polityczny plankton, tj.:
- znane nam już: Ogólnopolski Ruch Obrony Bezrobotnych, Polska Racja Stanu oraz Krajowa Wspólnota Emerytów, Rencistów i Kombatantów,
- bliżej nieznane (zapewne świeżo powołane przez Słomkę): Forum Przedsiębiorców Polskich oraz Porozumienie Organizacji Niepodległościowych.
Wynik wyborczy - 0,07% głosów.

Słomka kandydował także w wyborach prezydenckich w 2005 roku, jak podaje Wikipedia pod wiele mówiącym hasłem "Polska dla Polaków". Chyba najbardziej dynamicznym elementem jego kampanii był protest do PKW, który złożyli także: Leszek Bubel, Liwiusz Ilasz, Stanisław Tymiński i Jan Pyszko przeciwko dyskryminowaniu ich przez media publiczne. Dyskryminacja okazała się skuteczna, bo Słomka uzyskał 0,06% głosów.

W tej sytuacji ojciec kolejnych sukcesów wyborczych KPN-OP Adam Słomka stanął ponownie na czele KPN-OP (zastępując Przemysława Sytka).

Jak pamiętamy w wyniku wyborów parlamentarnych i prezydenckich w roku 2005 władze w Polsce przejął PiS, który przystąpił do prześladowania Słomki. W akcje prześladowań włączył się także samorząd katowicki.

W kwietniu 2006 roku Gazeta Wyborcza donosiła:
Cytat:
Katowicki Urząd Miasta wymówił umowę najmu lokalu, w którym działają KPN Adama Słomki i Ruch Obrony Bezrobotnych. - Gdy pan Słomka przestał być posłem, pojawiły się zaległości czynszowe - wyjaśnia Waldemar Bojarun, rzecznik magistratu.

Adam Słomka i związane z nim organizacje: KPN, Ruch Obrony Bezrobotnych oraz Konfederacja - Godność i Praca mieszczą się w budynku przy ul. Młyńskiej 21, w centrum Katowic. - Dostaliśmy tu od miasta biura jeszcze na początku lat 90. Biuro formalnie wynajmuje KPN - mówi Słomka [W tym czasie Słomka już od 10 lat nie był członkiem KPN - ML]. Przyznaje, że gdy cztery lata temu przestał być posłem, pojawiły się problemy z regularnym opłacaniem czynszu za lokal.
(...)
Według nieoficjalnych informacji dług urósł do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Słomka uważa jednak, że sprawa ma podtekst polityczny. - Umowę wymówił nam ówczesny wiceprezydent Michał Luty, który był z Unii Wolności. Jego partia chciała przejąć ten lokal. Jesteśmy tu legalnie i powinniśmy płacić według stawki z początku lat 90. Nic nie poradzę na to, że ktoś nie respektuje umów - mówi Słomka.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,3276439.html

Ostatecznie policja eksmitowała Słomkę siłą z lokalu przy ul. Młyńskiej 21, co dokumentuje film w Internecie - http://www.youtube.com/watch?v=6Lf0U7FhcD8&feature=related

Najgorsze nastąpiło jednak dopiero latem 2006 roku. Gazeta Wyborcza z lipca 2006 roku informowała:
Cytat:
Sąd aresztował wczoraj Adama Słomkę, lidera KPN-u. Prokuratura zarzuca mu założenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która sporządzała fałszywe listy wyborcze. Zdaniem prokuratury gang składał się z kilkudziesięciu członków Ruchu Obrony Bezrobotnych (ROB), którzy od maja do września zeszłego roku zebrali ponad 100 tys. podpisów na listach popierających kandydaturę Słomki na prezydenta.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,3485464.html

Cytat:
„Podejrzenia prokuratury mogło wzbudzić porównanie liczby zebranych podpisów do liczby uzyskanych głosów. Adam Słomka zebrał bowiem wymagane sto tys. podpisów na listach, jednak głosów było już niespełna 9 tys.“

http://www.tvn24.pl/-1,1710528,0,1,adam-slomka-prawie-jak-gangster,wiadomosc.html

Kolejne zarzuty dotyczyły handlowania fałszywymi podpisami na listach wyborczych przed wyborami do europarlamentu w roku 2004:
Cytat:
Działacze Ruchu Obrony Bezrobotnych przyznają, że Adam Słomka sprzedawał sfałszowane przez nich listy wyborcze. Miała je kupować Liga Polskich Rodzin.

We wczorajszej "Gazecie" ujawniliśmy, że Słomka, aresztowany lider KPN-u, miał sprzedawać innym partiom sfałszowane listy wyborcze. Śledztwo w tej sprawie prowadzi gliwicka prokuratura i oficerowie z wydziału korupcji śląskiej policji.

Z naszych informacji wynika, że zatrzymani przez policję współpracownicy Słomki zeznali, że część sfałszowanych przez nich list wyborczych miała być sprzedawana niektórym komitetom wyborczym Samoobrony i LPR-u. Podczas przeszukania kilku siedzib współpracującego ze Słomką Ruchu Obrony Bezrobotnych znaleziono kilkadziesiąt list z wypisanymi nazwami obu partii.

Wczoraj dotarliśmy do nagrania prywatnej rozmowy, którą prowadzili działacze ROB-u już po zatrzymaniu Słomka Nie ukrywają oni zdenerwowania z powodu zatrzymania lidera KPN-u. Obawiają się, że także zostaną wezwani przez policję. Otwarcie przyznają, że dopuścili się fałszerstw wyborczych.

- Bytom robił, wszyscy robili, Szczecin, Bielsko i Kraków też. Po nocach żeśmy nie spały, tak my miały ręce popuchnięte od pisania - wzdycha jedna z członkiń ROB-u.

Działacze ruchu twierdzą, że polecenie fałszowania list wydał sam Słomka - Adam zmuszał, na siłę wciskał ludziom listy - mówią. Zaprzeczają jednak, że brali za to jakiekolwiek pieniądze.

W trakcie rozmowy pojawia się także wątek sprzedaży list innym komitetom wyborczym. - Ja tylko wiem, że były sprawy robione. Adam się poumawiał z paroma kontrahentami z LPR-u i były sprzedawane. LPR je kupował - tłumaczy jeden z działaczy ROB-u.

Eurodeputowany Sylwester Chruszcz, który podczas kampanii był pełnomocnikiem wyborczym Ligi Polskich Rodzin, zaprzecza, by jego partia kupowała listy. - To niemożliwe. Nie mieliśmy żadnych problemów z zebraniem podpisów. Takie informacje to element walki politycznej. Próbuje nam się przypiąć łatkę - mówi Chruszcz. Dodaje, że nawet jeśli taka sytuacja, o której rozmawiali działacze ROB-u, miała miejsce, było to bez wiedzy władz partii. - Nigdy nie działaliśmy niezgodnie z prawem - podkreśla.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,3495571.html

Już w tym czasie Słomka aspirował do roli pierwszego więźnia politycznego III RP, a w jego obronie wystąpili znani byli opozycjoniści:
Cytat:
Troje senatorów Prawa i Sprawiedliwości poręczyło za aresztowanego niedawno szefa KPN-u [chodzi oczywiście o KPN-OP - ML] Adama Słomkę. Współpracownicy lidera partii o pomoc w jego uwolnieniu proszą też ministra sprawiedliwości

Słomka jest podejrzany o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i fałszerstwa wyborcze. Według prokuratury podczas zeszłorocznych wyborów pracujący na jego zlecenie działacze kół Ruchu Obrony Bezrobotnych fałszowali listy z podpisami osób popierających kandydaturę Słomki na prezydenta. Nazwiska mieli przepisywać m.in. z list poparcia zebranych przez KPN kilka lat temu.

Sąd aresztował już Słomkę na trzy miesiące. W poniedziałek Krzysztof Fijałkowski, rzecznik KPN-u [chodzi oczywiście o KPN-OP - ML], powiedział, że do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach wpłynęło już poręczenie za Słomkę. Podpisało je troje senatorów PiS-u: Piotr Andrzejewski, Jadwiga Rudnicka oraz Zbigniew Romaszewski.

- Ten człowiek tyle poświęcił dla niepodległej Polski i nie może odpowiadać z wolnej stopy, tylko w kajdanach i w więzieniu? - pyta Rudnicka. Dodaje, że Słomkę zna od 25 lat, nie chce jednak oceniać zarzutów. - Tu chodzi o sprawę humanitarną. Reszta to nie nasz rewir - dodaje.

Senatorowie zapewniają prokuraturę, że Słomka będzie się stawiał na każde wezwanie sądu oraz że nie będzie utrudniał w żaden sposób postępowanie w swojej sprawie.

Senator Romaszewski mówi, że podpisał poręczenie, bo do tej pory sprawy o fałszowanie list wyborczych odbywały się bez aresztowań podejrzanego.

KPN [chodzi o KPN-OP - ML] napisał również list do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry z prośbą o interwencję w sprawie uwolnienie Słomki.

Fijałkowski przypomniał, że KPN [chodzi o KPN-OP - ML] przygotowuje się do tegorocznych wyborów samorządowych. Słomka najpewniej będzie się starał o miejsce w Sejmiku Województwa Śląskiego. - Rozmawiamy też o porozumieniu wyborczym z prawicowymi organizacjami, przede wszystkim z PiS-em - mówi Fijałkowski.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,3505338.html

Tymczasem w roku 2007 były kolejne wybory parlamentarne. KPN-OP wystawiła dwóch kandydatów do Senatu. Lider partii – Adam Słomka – w okręgu katowickim uzyskał 20 020 głosów, zajmując przedostatnie, 9. miejsce. W okręgu piotrkowskim Leopold Żurowski uzyskał 3 763 głosy, zajmując ostatnie, 11. miejsce.

Rok 2007 zakończył się dla Słomki mocnym akcentem - KPN-OP została wykreślona z ewidencji partii politycznych, gdyż nie złożyła sprawozdania za 2006 rok. Ugrupowanie nie zaprzestało jednak działalności, będąc już tylko szyldem bez osobowości prawnej.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pią Lut 10, 2012 9:15 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W roku 2008 Słomka i jego ludzie uczestniczyli w tworzeniu PON - Porozumienia Organizacji Niepodległościowych. Sprawa było trochę komiczna, bo wśród wielu organizacji, które Słomka powołał do życia już wcześniej była i taka, która nazywała się Porozumienie Organizacji Niepodległościowych (w roku 2004 to pierwsze PON było uczestnikiem koalicji "Polska Konfederacja - Godność i Praca"). Ani Słomce, ani innym sygnatariuszom PON to nie przeszkadzało. W PON znalazło się nawet miejsce dla... Konfederacji Polski Niepodległej, którą reprezentował Tadeusz Bielawski.

W roku 2009 odbyły się kolejne wybory do europarlamentu, oczywiście z udziałem Adama Słomki i jego KPN-OP. Zarejestrowali oni w okręgu śląskim komitet wyborczy pod nazwą "Kocham Polskę". Przed wyborami komitet wycofał się ze startu.

W wyborach prezydenckich w roku 2010 Słomka tym razem nie wystartował, ale został pełnomocnikiem Kornela Morawieckiego. Bez trudu zebrano wymagane 100 tysięcy podpisów. Wynik wyborczy - 0,13% głosów.

W wyborach w 2010 roku tylko dwaj kandydaci: Kornel Morawiecki z SW oraz Bogusław Ziętek z Polskiej Partii Pracy (PPP) uzyskali mniej głosów niż wymagane 100 tysięcy podpisów poparcia - było to odpowiednio: 21 596 oraz 29 548 (czyli ok. 1/5 i ok. 1/3 ze 100.000). Trudno się dziwić, że prokuratura wszczęła wkrótce postępowanie karne przeciwko osobom, które zbierały podpisy pod listami PPP. Dotyczyły ono fałszowania podpisów pod listami PPP w eurowyborach w roku 2009.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,10-osob-oskarzonych%3B-podrabiali-podpisy-na-kandydata,wid,12421103,wiadomosc.html?ticaid=1ddc4&_ticrsn=3

W wyborach samorządowych 2010 KPN-OP Słomki wystartowała wspólnie z Solidarnością Walczącą pod szyldem "Polski Kierunek". Wystawili w 7 województwach listy do sejmików wojewódzkich. Najlepszy wynik komitet uzyskał w województwie dolnośląskim (matecznik Kornela Morawieckiego) – 0,81%. W skali kraju Polski Kierunek otrzymał 0,12% głosów.

Tymczasem Słomce postawiono kolejne zarzuty kryminalne, o czym donosiła Gazeta Wyborcza w listopadzie 2010 roku:
Cytat:
Sąd Rejonowy w Myślenicach zarządził doprowadzenie na badania psychiatryczne byłego działacza KPN (obecnie KPN - Obóz Patriotyczny) Adama Słomkę, oskarżonego o nakłanianie do pobicia sędziego. Proces w tej sprawie rozpoczął się we wrześniu [2010 roku - ML].

Na poprzedniej rozprawie sąd zobowiązał oskarżonego do poddania się badaniom lekarskim. Słomka nie zgłosił się na badania w terminie, dlatego sąd zarządził przymusowe doprowadzenie oskarżonego do szpitala i zdjął sprawę z piątkowej wokandy.

Katowicka prokuratura oskarżyła Adama Słomkę o to, że latem 2008 roku namawiał dwóch mężczyzn do pobicia sędziego, prezesa katowickiego sądu rejonowego. Słomka jest też oskarżony o to, że podczas manifestacji zorganizowanej przed sądem pomówił prezesa, nazywając go regularnym przestępcą, co, zdaniem prokuratury, mogło sędziego poniżyć lub narazić na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu.

http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,90279,8618522,Przymusowe_badania_dla_bylego_dzialacza_KPN.html

Wkrótce sąd wydał list gończy za Słomką, o czym donosiła PAP w marcu 2011 roku:
Cytat:
List gończy z nakazem aresztowania na 14 dni byłego działacza KPN (obecnie KPN - Obóz Patriotyczny) Adama Słomki wydał Sąd Rejonowy w Myślenicach. Poszukiwany jest oskarżony o namawianie do pobicia sędziego.
Powodem wydania listu gończego jest to, że Słomka nie stawiał się na rozprawy, nie zgłaszał na zarządzone przez sąd badanie psychiatryczne; niemożliwe okazało się także doprowadzenie go przez policję.

Sąd zawiesił więc proces z powodu niestawiennictwa oskarżonego, wydał za nim list gończy i zarządził areszt, dzięki któremu zostanie doprowadzony na rozprawę - poinformowano we wtorek w sądzie.

Katowicka prokuratura oskarżyła Słomkę o to, że latem 2008 roku namawiał dwóch mężczyzn do pobicia prezesa katowickiego sądu rejonowego. Jest on też oskarżony o to, że podczas manifestacji zorganizowanej przed sądem pomówił prezesa, nazywając go regularnym przestępcą (...).

Jak wynika z aktu oskarżenia, całą sprawę zapoczątkował pozew wierzycieli z 2005 roku o wyjawienie majątku Adama Słomki. Sąd początkowo wydał nakaz karny o zapłatę, ale Słomka z tego się nie wywiązał i przez kolejne lata nie stawiał się na wezwania sądu. W końcu sąd wydał postanowienie o aresztowaniu go na 14 dni na potrzeby procesu. W lipcu 2008 r. Słomka trafił do aresztu śledczego. Tam, według prokuratury, zetknął się na spacerach z Dariuszem K., podejrzanym o udział w gangu Krakowiaka, i zwrócił się do niego z propozycją "połamania nóg sędziemu".

Jak podaje prokuratura, Dariusz K. liczył, że Słomka pomoże znaleźć legalną pracę jego koledze, który wyszedł już z aresztu. Twierdzi, że nie traktował poważnie słów o pobiciu sędziego. Kolega również usłyszał od Słomki propozycję połamania nóg sędziemu. Wystraszył się, że to "na poważnie" i stwierdził, że "nie ten adres". Zgłosił pretensje do Dariusza K., że go chce wrobić w przestępstwo; w końcu zawiadomił prokuraturę.

Prokuratura opiera się na zeznaniach obu mężczyzn, billingach, zeznaniach niektórych aresztantów ze spacerniaka, którzy słyszeli słowa o pobiciu sędziego. W uzasadnieniu aktu oskarżenia przywołuje się także fakt przekazania przez Słomkę do aresztu paczki żywnościowej dla Dariusza K.

Słomka w śledztwie nie przyznał się do winy i stwierdził, że "zarzuty zostały sfingowane przez zorganizowaną grupę przestępczą w kierownictwie tzw. wymiaru sprawiedliwości" i że nikomu nie zlecał pobicia sędziego.

Na pierwszej rozprawie we wrześniu 2010 oświadczył przed sądem, że nie zgadza się na przydzielenie mu, jako obrońcy z urzędu, adwokata "bez doświadczenia w procesach politycznych". Powoływał się na swoje - jak twierdził - prześladowania z powodów politycznych i wielokrotne pobicia oraz urazy, jakich doświadczył. Sąd zobowiązał go wtedy do poddania się badaniom lekarskim i odroczył rozprawę. PAP

http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/385948,adam-slomka-z-kpn-poszukiwany-listem-gonczym,id,t.html

Na początku kwietnia 2011 roku Słomka został zatrzymany i aresztowany na 14 dni:
Cytat:
Działacz KPN-Obóz Patriotyczny Adam Słomka, poszukiwany przez sąd w Myślenicach z powodu niestawiania się w sądzie oraz na badania lekarskie, zgłosił się do komisariatu policji w Katowicach i został zatrzymany. Zgodnie z decyzją sądu w areszcie spędzi 14 dni.
(...)
W sobotę biuro prasowe KPN-OP podało, że Słomka nie przychodził na rozprawy, ponieważ korespondencję z sądu odbierał już po terminie jego posiedzeń. Całą sprawę działacze uważają za polityczną, służącą zdyskredytowaniu Słomki przed tegorocznymi wyborami.

http://www.tvn24.pl/-1,1697966,0,1,byly-kandydat-na-prezydenta-rp-zatrzymany,wiadomosc.html

***

Byliśmy z Maciejem Gawlikowskim na rozprawie Słomki w Myślenicach - http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1708&highlight=my%B6lenicach Uczucia mieliśmy mieszane. Z jednej strony Słomka ewidentnie unikał odbierania wezwań sądowych i utrudniał postępowanie, z drugiej - wydawało się, że sąd traktuje Słomkę szczególnie surowo i nagina prawo, aby jakoś go zdyscyplinować.

Poręczenie za Słomkę złożył Ryszard Majdzik (zz "Solidarność 80") i 15 kwietnia 2011 roku Słomka znalazł się na wolności. Wydany za nim list gończy został odwołany. Dalszy ciąg tej sprawy nie jest znany.

Później dowiedziałem się, że sędzia, która prowadziła tę sprawę brała udział w latach 80. w Kadrówkach. Nie pasowała więc do wizerunku czerwonej, PRL-owskiej sędzi, szykanującej dawnego działacza opozycji antykomunistycznej...

Dziś mogę tylko powtórzyć mój komentarz napisany zaraz po rozprawie w Myślenicach.

Cytat:
Warto uważnie przyglądać się temu procesowi, gdyż - być może - w toku tego postępowania dochodzi do łamania praw obywatelskich oskarżonego.

Przyznaję, że stoi on pod bardzo poważnymi zarzutami, które sąd uważa za wysoce uprawdopodobnione (jak to wynikało z uzasadnienia postanowienia, które odczytano na dzisiejszym posiedzeniu).

Przyznaję, że współczesne zachowanie Adama Słomki może bulwersować. Także na dzisiejszej rozprawie nie obyło się bez okrzyków, pyskówek, tuby i biało-czerwonych opasek (niestety co najmniej na jednej z nich dostrzegłem napis "KPN", choć przecież zarówno Słomka, jak i człowiek, który nosił tę opaskę, są dzisiaj związani z zupełnie inną partią, która nie ma wiele wspólnego z dawną Konfederacją Polski Niepodległej).

Jeżeli oskarżony rzeczywiście dopuścił się zarzucanego mu czynu, to powinien za to ponieść karę.

Nie może to jednak usprawiedliwiać działań bezprawnych, bezpodstawnego łamania prawa oskarżonego do obrony, czy nieuzasadnionego stosowania wobec niego tymczasowego aresztowania.

Myślę, że Adam Słomka nie zasługuje na gorsze traktowanie niż przestępcy w białych kołnierzykach, czy politycy rządzącej partii, którzy w przeszłości kilkakrotnie stawali przed różnymi sądami pod poważnymi zarzutami.

Nie powinno być w Polsce obywateli drugiej kategorii. A na pewno nie może kimś takim zostać człowiek, który pierwszy raz trafił do więzienia za wolną Polskę w wieku kilkunastu lat, za działalność niepodległościową spędził w więzieniu kilkanaście miesięcy i którego matka zginęła pod kołami samochodu, prowadzonego przez szefa SB w Katowicach.

Jeżeli wolna Polska w żaden sposób nie zechciała podziękować Adamowi Słomce za jego dzielną postawę w czasach PRL i ofiary które wtedy ponosił, to niech przynajmniej nie traktuje go gorzej niż innych oskarżonych i osądzi go sprawiedliwie i zgodnie z prawem.


***

Tymczasem trwało śledztwo w sprawie fałszowania podpisów. Depesza PAP z lipca 2011 roku:
Cytat:
O zakończeniu trwającego sześć lat śledztwa w tej sprawie i sporządzeniu aktu oskarżenia przeciwko politykowi i czworgu jego współpracowników poinformował we wtorek zespół prasowy śląskiej policji. Oskarżonym grozi do 8 lub do 10 lat więzienia. - Są oni podejrzani o kierowanie i udział w zorganizowanej grupie przestępczej, nadużycia w sporządzaniu list z podpisami osób zgłaszającymi kandydatów w wyborach, oszustwa, podrabianie dokumentów oraz fałszywe zeznania - powiedział podkom. Jacek Pytel ze śląskiej policji. Śledztwo w tej sprawie prowadzili policjanci z wydziału korupcji Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach oraz Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Podkom. Pytel podkreślił, że było to bodaj największe w Polsce postępowanie pod względem liczby przesłuchanych świadków - w sumie w ciągu kilku lat przesłuchano grubo ponad 60 tys. osób z całej Polski, z czego ponad 52 tys. spoza woj. śląskiego. Policjanci pytali świadków, których nazwiska i inne dane znalazły się na listach poparcia Słomki i jego komitetu wyborczego, czy rzeczywiście udzieliły mu takiego poparcia. Listy przekazało śledczym Krajowe Biuro Wyborcze.

Śledztwo doprowadziło do ustalenia kilku mechanizmów, dzięki którym oskarżeni zbierali podpisy lub wchodzili w posiadanie danych wyborców. - Jeden z mechanizmów polegał na tym, że osoby korzystające z pomocy żywnościowej, którą kierowali i wydawali oskarżeni, zamiast pokwitowania jej odbioru nieświadomie podpisywały się na listach poparcia - wyjaśnił podkom. Pytel. Inną formą było oferowanie przez komitet wyborczy pracy w obwodowych komisjach wyborczych - osoby zainteresowane tym musiały wpłacić 20 zł oraz zebrać odpowiednią liczbę podpisów na listach poparcia kandydata. Gdy miały z tym - dokonywały fikcyjnych wpisów, aby dostać pracę w komisji. Wykorzystywano też podpisy z innych, poprzednich wyborów.

Pierwsze zarzuty w tej sprawie Słomka usłyszał w 2006 roku; później, w toku śledztwa, postawiono mu kolejne, związane z niewiarygodnością tysięcy podpisów poparcia. W połowie lipca 2006 r. podejrzany został aresztowany. Sąd zwolnił go po kilkunastu dniach, po zażaleniu obrony. Po opuszczeniu aresztu Słomka określił ciążące na nim zarzuty jako absurdalne; mówił że przypominają one te, jakie stawiano mu w czasach PRL.

Pytany, czy na listach poparcia jego komitetu doszło do fałszerstw, odpowiedział, że nie wie, bo nie miał na to wpływu i możliwości weryfikacji. Współpracownicy Słomki fakt jego aresztowania wiązali ze zbliżającymi się wówczas wyborami samorządowymi i rozwiązaniem Wojskowych Służb Informacyjnych. W związku z aktem oskarżenia na internetowym blogu Adama Słomki znalazło się datowane na 6 lipca oświadczenie biura prasowego Konfederacji Polski Niepodległej-Obóz Patriotyczny, w którym partia "zdecydowanie protestuje przeciwko politycznej nagonce prowadzonej przez dyspozycyjne media wobec naszego środowiska". Działacze partii napisali, że "dla gliwickiej Prokuratury Okręgowej wiarygodnym partnerem i jednym z prowadzących postępowanie jest (...) b. funkcjonariusz MSW PRL", prowadzący - jak napisano - przeszukania w domu lidera już w roku 1985. - Protestujemy przeciwko użyciu wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania do bieżącej walki politycznej. Nie da się nie zauważyć, że na kilka miesięcy przed wyborami - zresztą ponownie - za pomocą pomówień rzuca się błotem w więźnia politycznego PRL, która posiada IPN-owski status pokrzywdzonego - napisano w komunikacie, apelując o "wyrażanie sprzeciwu i przesyłanie protestów".

http://www.polskieradio.pl/59/3/Artykul/400232,Byly-kandydat-na-prezydenta-przed-sadem

Cytat:
- To największe śledztwo w historii III RP - mówi nam były poseł i kandydat na prezydenta Adam Słomka. I dodaje, że "zawsze rano wkłada do teczki szczoteczkę do zębów" (...). Jak podaje w swoim oświadczeniu Konfederacja Polski Niepodległej [Chodzi oczywiście o KPN-OP podszywającą się pod KPN - ML], z którą związany jest Słomka, śledczy zgromadzili ponad 1600 tomów akt, czyli ok. 350 tys. kart. KPN [chodzi o KPN-OP - ML] wyliczył koszty śledztwa na grubo ponad 10 mln zł.

W rozmowie z Onet.pl Adam Słomka mówi, że w zbliżającym się procesie spodziewa się "ujawnienia kulisów funkcjonowania służb specjalnych, które działają poza wszelka kontrolą".

Co prawda, jak podkreśla, prywatnie nie ma żalu do swoich kolegów-opozycjonistów, których zna od głębokiego PRL-u, ale zauważa przy tym: - Jak są w opozycji, to mówią, że to skandal (wieloletnie śledztwo - red.), a jak są już u władzy, to nic nie są w stanie zrobić. Słomka wymienia tutaj m.in. prezydenta Bronisława Komorowskiego. - Myślę, że wyrok będzie sprawiedliwy - mówi o mającym się zacząć procesie.
(...)
KPN [chodzi o KPN-OP - ML] wskazuje na przyczynę tak zaciekłego śledztwa. Jaką? - Analizując skład personalny (…) zespołu nadzorującego i prowadzącego czynności (…) łatwo zauważyć, iż składa się on w kluczowej części ze zbrodniarzy komunistycznych znanych nam od 30 lat z wcześniejszych nielegalnych represji - głosi oświadczenie KPN [chodzi oczywiście o KPN-OP - ML].

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/rano-zawsze-biore-szczoteczke-b-poslowi-grozi-10-l,1,4792360,wiadomosc.html

Cytat:
Słomka odrzuca wszystkie zarzuty, a na swoim blogu czekający go proces za fałszowanie list wyborczych określił mianem... "trzeciego procesu KPN"
http://slomka.bloog.pl/id,329984526,title,TRZECI-PROCES-KPN,index.html?_ticrsn=3&ticaid=6ddab

Problemy z prawem nie przeszkodziły Słomce w udziale w kolejnych wyborach. Chodzi o wybory parlamentarne w 2011 roku. KPN-OP wystartowała w nich, tym razem pod szyldem "Konfederacja Godność i Praworządność" i wystawiła 3 kandydatów do Senatu. Adam Słomka w okręgu chorzowskim, Kazimierz Świtoń w okręgu obejmującym Bytom i Zabrze oraz Elżbieta Postulka w okręgu obejmującym Katowice. Ta ostatnia uzyskała najlepszy wynik. Była druga (od końca). Słomka i Świtoń otrzymali najmniej głosów spośród wszystkich kandydatów w swoim okręgu.

***

Podsumujmy efekty działalności politycznej Adama Słomki po rozbiciu przez niego KPN i usunięciu z tej partii.

W latach 1996 - 2012 Słomka założył 7 (siedem) bytów politycznych posługujących się nazwą "Konfederacja Polski Niepodległej" lub "Konfederacja", co mogło wprowadzać w błąd wyborców sugerując, iż byty te mają cokolwiek wspólnego z Konfederacją Polski Niepodległej.
Były to:
- "Konfederacja Polski Niepodległej - Obóz Patriotyczny" (utworzona jako partia polityczna w 1996),
- "Konfederacja Polski Niepodległej - Ojczyzna" (lifting KPN-OP w roku 1999),
- "Konfederacja Polski Niepodległej Obóz Patriotyczny" (nowa partia pod starą nazwą, utworzona po odejściu Słomki z KPN-O w roku 2000, wykreślona z rejestru partii politycznych w roku 2007),
- "Konfederacja" (koalicja wyborcza startująca w wyborach parlamentarnych w roku 2000),
- "Konfederacja - Ruch Obrony Bezrobotnych" (koalicja startująca w eurowyborach w roku 2004),
- "Konfederacja - Godność i Praca" (koalicja startująca w wyborach parlamentarnych w roku 2005),
- "Konfederacja Godność i Praworządność" (koalicja w wyborach parlamentarnych w roku 2011).

Ponadto Słomka używał 3 innych szyldów dla swojej działalności:
- w wyborach samorządowych w roku 1998 wystartował jako "Ruch Patriotyczny Ojczyzna",
- w wyborach do europarlamentu w roku 2009 wystartował jako komitet wyborców "Kocham Polskę",
- w wyborach samorządowych w roku 2010 wystartował jako koalicja "Polski Kierunek".

Słomka w swej działalności politycznej nie tylko imitował KPN, ale starał się występować jako "podróbka" innych znanych partii politycznych. I tak:
- Polska Unia Pracujących (utworzona przez Słomkę jeszcze w 1993 roku) przypominała Unię Pracy (utworzona w 1992 roku) - na listach wyborczych PUP były nawet osoby o tych samych nazwiskach, co liderzy UP jak np. Bujak czy Ziółkowska,
- wspomniane już Krajowe Porozumienie Emerytów i Rencistów (utworzone przez ludzi Słomki w 1997 roku) przypominało Krajową Partię Emerytów i Rencistów (utworzoną w 1994 roku),
- Liga Patriotycznych Rodzin (utworzona przez ludzi Słomki w 2001 roku) przypominała Ligę Polskich Rodzin Romana Giertycha (utworzona w tym samym czasie),
- Platforma Obywatelska (utworzona w 2001 roku przez działaczy zz "Solidarność 80"; byli to: Krzysztof Łabądź, Mariusz Sikora i Zbigniew Kowalski; ponieważ zz "Solidarność 80" współpracował z KPN-OP Słomki od 1998 roku w ramach bloku "Ruch Patriotyczny Ojczyzna" a rejestracja fałszywej PO przypominała podobne metody stosowane wcześniej przez Słomkę, więc ta "lewa" PO poszła tez na konto Słomki i tak jest przedstawiana np. w Wikipedii); ponieważ PO działaczy zz "Sierpień 80" miała nazwę dokładnie taką samą jak właśnie tworzona, ale później zarejestrowana Platforma Obywatelska Tuska, Olechowskiego i Płażyńskiego (ci ostatni musieli zarejestrować partię pod nazwą Platforma Obywatelska RP). http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Zarejestrowano-partie-Platforma-Obywatelska-RP,wid,247129,wiadomosc.html

Z Wikipedii:
Cytat:
Działania te miały na celu – obok dezorientacji wyborców – także uzyskanie bezpłatnego czasu antenowego w ramach kampanii wyborczych; podejmowane były także próby odstępowania darmowych godzin innym komitetom wyborczym, co zostało ostatecznie zablokowane przez obowiązującą od 2001 Ordynację wyborczą (art. 181 ust. 4 wyraźnie zakazuje takich praktyk)
.

Tymczasem w lutym 2012 ma ruszyć proces sądowy Słomki:
Cytat:
28 lutego ma ruszyć proces 47-letniego Słomki za fałszowanie list poparcia przed wyborami prezydenckimi w 2005 r. Gliwicka prokuratora oskarżyła go w 2011 r. o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, której celem było takie przestępstwo przeciw wyborom. Słomka nie przyznaje się do zarzutu, za który grozi do 10 lat więzienia.

http://fakty.interia.pl/raport/general_jaruzelski/news/slomka-zatrzymany-przez-policje,1748552,5463
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pią Lut 10, 2012 11:19 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Po przegranych wyborach parlamentarnych w roku 2001 Karwowski wycofał się z polityki, ale doskonale odnalazł się w działalności biznesowej.

Początki, jak sam pisze, były jednak bardzo trudne:
Cytat:
W 2002 roku rzeczywistość zaskrzeczała dotkliwie. Z pracą – problem. Długi – są. Dochodów – brak. Rozglądam się za stałą pracą, dzwonię do kolegów i znajomych, którym wcześniej często pomagałem, a dziś są dyrektorami, prezesami dużych, nawet giełdowych spółek …I zaczynam się czuć podobnie jak 20 lat wcześniej. Jak w styczniu 1982 roku, gdy wyrzucili mnie z wilczym biletem za strajk w Hucie Katowice w stanie wojennym. Wtedy większość moi kolegów z hucianej struktury KPN (poza dwoma, może trzema osobami) widząc mnie na ulicy szybko przechodziła na drugą stronę. Albo udawali, że mnie nie widzą. Byłem chyba ich wyrzutem sumienia. Ja walczyłem o prawdę, byłem poddany represjom, a oni przestraszeni w ciągu miesiąca zapominali o KPN. Dwadzieścia lat minęło, niby czasy się zmieniły, a oni znów przechodzą na drugą stronę ulicy. Jak wtedy. Gdy już raczą się spotkać, to zaraz rozkładają bezradnie ręce. Opowiadają o swojej ciężkiej pracy, unikają konkretów. Większość nawet nie spyta, czy mam z czego żyć? Czy może trzeba pomóc? Gdzież tam!


Karwowskiemu odmówili pomocy ludzie, którym Karwowski pomagał w przeszłości. Poznajemy, niestety, tylko jedno nazwisko niewdzięcznika, lecz - niestety - nie dowiadujemy się na czym polegała "przysługa", którą wyświadczył mu działacz KPN-O:
Cytat:
Zwracałem się osobiście o pomoc do wpływowych osób, którym wcześniej wyświadczyłem przyjacielskie przysługi i nie odmawiałem bezinteresownie przysługi. Zapomnieli? Kontaktuję się między innymi z Zygmuntem Solorzem. Rozmowy trwają pół roku; osobiście i telefonicznie w sprawie wykonywania usługi komercyjnej (moi dobrzy znajomi mają profesjonalne studio filmowego) dla jego stacji TV „Polsat”. Rozmawiam, rozmawiam, czas płynie. Deklaracje Solorza są, konkretów brak, wreszcie zgoda – dobrze, rozpoczynamy rozmowy techniczne z jego dyrekcją. I tu ściana. Właściciel największej prywatnej stacji TV ubezwłasnowolniony przez własnych dyrektorów i personel? Po którejś rozmowie „po męsku” oświadczam mu, co o tym myślę. To tylko jeden z przykładów, które mógłbym mnożyć.


Później jednak ktoś wyciągnął do Karwowskiego pomocną dłoń. Karwowski:
Cytat:
Gdzieś około 2000 roku poznałem Marka Dochnala. Dziś po wieloletniej znajomości, po jego i też trochę moich ciężkich przejściach, mogę śmiało powiedzieć, że to człowiek z innej epoki. Człowiek z osobistą kulturą oraz klasą, dla jakiej nie było i ma miejsca w czasach karłów i „kapitalizmu jaskiniowego”. Lubiłem z nim rozmawiać, bo otwierał mi oczy na wiele rzeczy. Romantyk i arystokrata wśród nowobogackich właścicieli RP. Ekonomicznie związanych lub zaprzyjaźnionych z politykami opłaconymi przez siebie. Ilu z nich pamiętałoby o takim prostym i oczywistym geście jak zadbanie, aby w szwajcarskim St.Moritz nad stadionem, który wynajął za własne pieniądze, powiewała daleko od Ojczyzny, dumnie polska flaga po zdobyciu przez drużynę (której był właścicielem i którą opłacał z własnych środków, a nie np. z budżetu państwa) mistrzostwa świata w grze polo? Marek pamiętał i zadbał….

I to jest prawdziwa miara ludzi, o ich pamięci, o ich korzeniach!

I dlatego Dochnal nie pasował do tej zgrai hien i stada sępów krążących od dwudziestu lat nad Polską. Dlatego też od razu znaleźliśmy wspólny język – on idealista i romantyk w biznesie, a ja zaś w polityce. A wokół ocean małości, głupoty i intryg. Do czasu zakończenia przeze mnie aktywnej działalności politycznej (jesień 2001) nie łączyły nas poza sympatią żadne inne relacje. Myślę, że był zbyt taktowny i nazbyt mnie szanował, aby wyjść z jakąkolwiek propozycją na styku biznes-polityka.

Szefem spółek Marka w Polsce był Krzysztof Maciek Popenda. To mój przyjaciel jeszcze sprzed 1989 roku. Poseł (KPN) w latach 1991-1997, wspaniały kolega, wierny i oddany. Przede wszystkim zaś bardzo ideowy człowiek, który zawsze dbał, aby w przypadku zakupu państwowych zakładów załoga otrzymywała świadczenia wyższe i ochronę socjalną lepszą niż gdziekolwiek indziej. To cechowało i Marka i Krzysztofa – pewna klasa oraz wyczulenie na problemy pracowników. Dbałość o interes społeczny i o ludzi, jak w przypadku Elektrowni „Połaniec”, POLKOMTELU czy Polskich Hut Stali. Dbałość o interes państwa, jak przy reprezentowaniu w przetargu na samolot wielozadaniowy rywala F-16 – konsorcjum „GRIPENA”. To były takie niby szczegóły, niby niewiele znaczące detale – ochrona pracowników czy dalekosiężny interes państwa polskiego – lecz inni ich przecież w ogóle nie zauważali w swoim pędzie do sukcesu i pieniędzy.


Z Wikipedii dowiadujemy się, że Krzysztof Maciej Popenda urodził się w 1958 roku. Zanim został w 1991 roku posłem KPN ukończył w 1976 zasadniczą szkołę zawodową w Opolu, pracował jako elektromonter. Działalność parlamentarną skończył w roku 1997 jako poseł KPN-OP. Potem zajął się biznesem, zostając prokurentem spółki Marka Dochnala Triton Holding.

Postać Marka Dochnala opisuje szczegółowo Leszek Kraskowski w Dzienniku w 2008 roku:
Cytat:
21 maja 1990 roku asystent-stażysta zatrudniony w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego 29-letni Marek Dochnal stanął przed komisją dyscyplinarną dla nauczycieli akademickich. Czteroosobowa komisja, której przewodniczył prof. Tadeusz Zieliński, nie miała żadnych wątpliwości, iż "obwiniony popełnił czyny uchybiające godności nauczyciela akademickiego". Już wówczas młody Dochnal miał żyłkę do lewych interesów - sfałszował podpis skarbnika naukowego koła ELSA i usiłował wyłudzić od uczelni zwrot kosztów pobytu w hotelu Forum zagranicznych gości. Chodziło o profesora Hornhusa z rodziną. Problem w tym, że ani zacny profesor, ani jego rodzina w ogóle nie przebywali w Krakowie! Od studentów holenderskich i norweskich Dochnal brał dewizy na pokrycie kosztów ich pobytu. Robił to "w sposób uniemożliwiający kontrolę rzetelności i prawidłowości wydatków" - ustaliły władze uczelni i pożegnały się z nieuczciwym asystentem.

Marek Dochnal nieco inaczej zapamiętał ten okres swego życia. W 2004 roku opowiadał prokuratorom, że był filantropem i pracował za darmo. "Ja nigdy nie pobierałem żadnego uposażenia, poza krótkim okresem mojego zatrudnienia na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zresztą też zaprzestałem pobierania wynagrodzenia. Było ono przekazywane na rzecz emerytowanych nauczycieli akademickich" - zeznał w łódzkiej prokuraturze. Zapytany o bieżące dochody odpowiedział: "Milion dolarów miesięcznie. Moje dochody to dywidendy ze spółek, dochody z papierów wartościowych i inwestycji kapitałowych".

Jeszcze jako student handlował książkami - miał kilka straganów i ludzi, którzy dla niego pracowali. Jeździł nowym bmw. Gdy załamała się jego krótka kariera naukowa, postanowił zająć się na serio biznesem. Skorzystał ze swego daru zjednywania sobie ludzi - zaprzyjaźnił się z szefem UOP Gromosławem Czempińskim. Ta przyjaźń szybko zaczęła dawać spore profity.

Rok 1991, pierwszy duży przekręt za duże pieniądze. Minister przemysłu i handlu Henryka Bochniarz zleca Agencji Rozwoju Przemysłu podpisanie umowy z firmą Proxy Marka Dochnala. Ma on się zająć pisaniem ekspertyz dla zakładów Mesko i restrukturyzacją przemysłu zbrojeniowego. Nie ma żadnego przetargu ani konkursu - Henryka Bochniarz podpisuje wniosek do ARP przygotowany przez... Marka Dochnala. Sprawę bada NIK, wybucha afera Proxy. "Wynagrodzenie, które Skarb Państwa wypłacił Proxy, było niewspółmierne do wykonanej pracy" - stwierdza raport Najwyższej Izby Kontroli. Dochnal ma dostęp do poufnych materiałów, choć nie ma na to zgody resortu obrony. Senator Zbigniew Romaszewski publicznie oskarża Proxy o powiązania z niemieckim wywiadem. Wydaje się, że gwiazda Dochnala zgaśnie zanim na dobre rozbłysła. Nic bardziej błędnego.

Rok 1993 r., Dochnal bierze udział w dużym skoku na państwową kasę. Nieudanym. Inwestuje pieniądze w spółkę Chemico, która ma przejąć państwowego potentata, Centralę Handlu Zagranicznego Ciech, za... pieniądze Ciechu. Gdy planów nie udaje się zrealizować, Dochnal wpada na kolejny niekonwencjonalny pomysł - chce wspólnie z kuwejckimi szejkami kupić... Rafinerię Gdańską. Szaleństwo?

"W sierpniu 1994 roku odbyłem podróż do Kuwejtu, gdzie przeprowadziłem rozmowy z szejkiem Ali Mali Sabahem, który kieruje kuwejcką kampanią naftową" - zezna później Dochnal przed komisją śledczą badającą aferę Orlenu. "Starałem się go zainteresować inwestycją w Rafinerię Gdańską wspólnie z Chemico. W owym czasie Rafineria Gdańska była w dosyć trudnej sytuacji ekonomicznej. Podróżowałem w znacznej mierze na koszt własny, bo Chemico wtedy nie miało żadnych funduszy".

W 1994 r. Dochnal zakłada firmę Larchmont Capital. Spółka ma być "butikiem inwestycyjnym" i doradzać zachodnim potentatom, jak robić interesy w Polsce. Jej udziały kupuje m.in. Siergiej Gawriłow, rosyjski biznesmen z paszportem Belize, wydalony później z Polski za szpiegostwo na rzecz Rosji.

Larchmont Capital okazuje się strzałem w dziesiątkę. Dochnal sprowadza do Polski duńskiego operatora Tele Danmark i pomaga w tworzeniu Polkomtela. Telefonia komórkowa przynosi krociowe zyski.

Na przełomie 1994 i 1995 r. Dochnal poznaje Petera Vogla, znanego później jako bankier lewicy. Vogel staje się zaufanym człowiekiem lobbysty - zakłada mu konto w szwajcarskim oddziale Coutts Banku. Na konto opatrzone numerem Z0183 i hasłem Lipar będą wpływać wielomilionowe prowizje od koncernów inwestujących w Polsce.

"Jak pan chce wiedzieć, kim był Dochnal, niech pan obejrzy film <Diabeł ubiera się u Prady>" - mówi jeden z dawnych współpracowników Dochnala. "Gdy miał przyjechać prezes, ludzie od rana byli bardzo nerwowi. Wszystko musiało być na baczność. Był bardzo wymagającym szefem. I bardzo skrytym. Nie informował współpracowników o całości projektu. Każdy znał tylko swój wycinek. Zasada była taka, że o nic nie wolno go pytać. Mówił raz, półsłówkami, nigdy nie powtarzał. Trzeba się było domyślać, o co mu chodzi. Niektórzy tego psychicznie nie wytrzymywali".

Rezydencja w Monte Carlo i Warszawie, wynajęte mieszkanie w Londynie, jacht, posiadłość ziemska w Argentynie, drużyna polo, zdjęcia z brytyjską królową i prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, flotylla luksusowych samochodów - na kolejnych prywatyzacjach Dochnal bogacił się w zawrotnym tempie. Zdarzało mu się, że grał na dwa fronty - w przetargu na Polskie Huty Stali reprezentował interesy zwalczających się konkurentów: hinduskiego koncernu LNM, który wypłacił mu 12,5 mln dolarów, i ukraińskiego Donbasu.

http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/69730,dochnal-naczelny-lobbysta-iii-rp.html

Fakt, że tak potężny biznesmen, jak Marek Dochnal na przełomie wieków, powierzył prowadzenie swoich interesów osobom tak do tego nieprzygotowanym, jak Maciej Popenda i Tomasz Karwowski, dowodzi tego, jak wysoko oceniane były w środowiskach biznesowych kwalifikacje ludzi, działających (do pewnego czasu) w otoczeniu Adama Słomki.

Przecież ani Popenda, ani Karwowski nie mieli żądnego doświadczenia biznesowego. Ich głównym zajęciem przez kilka czy kilkanaście lat przed podjęciem pracy u Dochnala była działalność w strukturach KPN a potem KPN-OP oraz - niezbyt aktywna - działalność poselska.

Popenda miał wykształcenie zasadnicze zawodowe, Karwowski - średnie zawodowe (w 1980 ukończył naukę w Śląskich Technicznych Zakładach Naukowych w Dąbrowie Górniczej). W 2000 roku, już jako poseł AWS Karwowski ukończył kierunek Pedagogika Pracy w Wyższej Szkole Pedagogicznej (na stronach sejmowych nie podano w jakiej miejscowości), co trudno uznać za kierunek ekonomiczny.

Tak więc ani doświadczenie zawodowe, ani wykształcenie nie predysponowało ich do kierowania dużymi podmiotami gospodarczymi i prowadzenia poważnych interesów gospodarczych i to także w wymiarze międzynarodowym. Czym wiec kierował się Dochnal zatrudniając obu panów? W książce Karwowskiego nie znajdziemy na to pytanie odpowiedzi.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Nie Lut 12, 2012 7:56 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rozmach kontaktów międzynarodowych Karwowskiego przyprawia o zawrót głowy. Kontakty z członkami rządu Białorusi, osobiste pełnomocnictwa od premiera tego kraju, znajomość z rosyjskimi generałami, rozmowy z Żyrinowskim.

W związku z tymi biznesami na wschodzie dowiadujemy się, że przyjacielami Karwowskiego byli (niektórzy od wielu lat!) m.in. gen. Henryk Jasik i gen. Marian Zacharski oraz gen. Wiktor Fonfara. Dwaj pierwsi to byli oficerowie Departamentu I MSW, który stanowił część SB zajmującą się wywiadem. Po likwidacji SB w roku 1990 przeszli oni do pracy w Urzędzie Ochrony Państwa. Z kolei gen. Wiktor Fonfara był w PRL Szefem Biura Śledczego MSW, a w III RP - dyrektorem Zarządu Śledczego UOP. Nadzorował działania dotyczące największych afer (Art-B i Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego). Odszedł po „aferze Olina”. Bardzo szybko znalazł nową pracę. Został doradcą prezesa KGHM ds. bezpieczeństwa. Za jego namową, zarząd KGHM wydał prawie 8 mln zł na sprzęt zapobiegający szpiegostwu gospodarczemu (m. in. system Guliwer, który daje możliwość podsłuchiwania rozmów wewnątrz samochodów spółki). Po tym kontrakcie warszawska prokuratura oskarżyła zarząd KGHM o działanie na szkodę firmy. „Gazeta Wyborcza” ustaliła, że gen. Fonfara był pełnomocnikiem Piotra Głowali – „kasjera” Grzegorza Wieczerzaka. Głowala został zamordowany w 2004 r. Przed śmiercią był poszukiwany przez policję listem gończym. Według GW, Fonfara pomagał Głowali w jednym z jego interesów.

Dla Karwowskiego Jasik i Fonfara to "wzór polskich oficerów"! Od kiedy Karwowski kontaktował się z tymi byłymi esbekami, którymi się tak zachwyca, nie wiemy. Czy spotykał się z nimi w czasach PRL, czy miał te kontakty, gdy był posłem, czy nawiązał je dopiero później, obracając się w kręgach biznesowych Dochnala i Popendy? To kolejne niedopowiedzenie w jego wspomnieniach.

Pochwały Karwowskiego pod adresem byłych esbeków Jasika i Fonfary to jednak pikuś (pan Pikuś) przy jego zachwytach nad peerelowskim superszpiegiem Marianem Zacharskim!

Z Wikipedii:
Cytat:
Marian Włodzimierz Zacharski (ur. 15 sierpnia 1951 w Gdyni, wychował się w Sopocie) – emerytowany generał brygady, funkcjonariusz wywiadu PRL (Departament I MSW, część Służby Bezpieczeństwa MSW) i RP – UOP (Zarząd Wywiadu), funkcjonariusz wywiadu bez immunitetu dyplomatycznego – nielegał.

Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Został ujęty w USA w 1981 po nabyciu informacji niejawnych od pracownika Hughes Aircraft Corporation, Williama H. Bella i skazany za szpiegostwo na karę dożywotniego pozbawienia wolności. W 1985 roku, po wymianie na 25 współpracowników wywiadu amerykańskiego więzionych w krajach bloku wschodniego, powrócił do Polski.


Karwowski:
Cytat:
Generał Marian Zacharski to postać owiana legendą. Był największym asem polskiego wywiadu [chodzi o będący częścią Służby Bezpieczeństwa wywiad PRL, pracujący w dużej mierze na rzecz Sowietów - ML] przez ostatnie pół wieku. Wśród materiałów zdobytych przez Mariana Zacharskiego znalazły się m.in.: dokumentacja techniczna rakiet przeciwlotniczych typu Hawk, dane dotyczące oprzyrządowania radarowego dla samolotów typu stealth, bombowca strategicznego, nowego wówczas Rockwell B-1, myśliwca F-15 Eagle.

Postać i bohaterska i tragiczna zarazem. Generał dostał zadanie „zwabienia” Ałganowa na neutralny grunt i zdobycia dowodów ewentualnej współpracy liderów SLD. Do spotkania doszło na Majorce, co było rejestrowane audio i video. A z rozmowy wynikało, że prawdopodobieństwo współpracy było ogromne, lecz próba „przewerbowania” Ałganowa okazała się niemożliwa. Cała ta sprawa była przedmiotem powstania tak zwanej „Białej księgi”, gdzie większość zapisów wskazywała na możliwość takiej współpracy.

Poznałem gen. Mariana Zacharskiego dopiero w 2005 roku, a więc dziesięć lat po tych wydarzeniach, a piszę o nim, bowiem jest mało osób o tak ogromnych osobistych zasługach dla Polski. Zdobycie „Hawk” czy ewakuacja na prośby Amerykanów ich obywateli z oblężonej Ambasady USA w Iraku, to nie jedyne przykłady. Generał jest człowiekiem cieszącym się ogromnym szacunkiem we wszystkich służbach świata. Został jednak osobiście dotknięty przez polskie władze, zarówno komunistyczne jak i „nowe”.Najpierw został aresztowany w USA przez służby amerykańskie i skazany na dziewięćdziesiąt dziewięć lat za szpiegostwo. Odsiedział prawie pięć lat, gdy został wymieniony na agentów CIA. Za prezydentury Wałęsy na krótko wrócił w Polsce do łask i został mianowany zastępcą szefa Urzędu Ochrony Państwa. Ponieważ podjął się trudnej sprawy wyjaśniania kontaktów Ałganowa z czołówką SLD, zaraz po ich zwycięstwie postarano się, aby Zacharskiego zmusić do wyjazdu z Polski. Właściwie do dziś ma ciągle kłopoty. Gdy w 2005 roku mieliśmy się spotkać Marian poprosił mnie o kilka książek z Polski, gdyż na obczyźnie nie mógł ich kupić. Moja Izabela [druga żona Karwowskiego - ML] zafascynowana osobą i życiorysem generała, gdy usłyszała, że mam się z nim spotkać, to sama biegała dwa dni, aby w warszawskich księgarniach znaleźć wszystkie tytuły, o które prosił. Tytuły te, a szczególnie „Potiomkin” Simona Sebaga Montefiore w pełni oddają zainteresowanie Zacharskiego, jego życie, światopogląd i postawę.


Szczególnie przygnębiające wrażenie robią "przeprosiny" Karwowskiego wobec Zacharskiego. Jaką długą drogę musiałby przejść każdy były działacz KPN, aby pisać dziś takie słowa pod adresem byłego oficera SB?!
Cytat:
Czuję się w obowiązku przeprosić go w imieniu Polski. Tą drogą, bo lepsza taka, niż żadna. Przeprosić człowieka honoru, legendę naszego [PRL-owskiego - ML] wywiadu, służącego Polsce [PRL-ML] w każdych warunkach, nawet z narażeniem własnego zdrowia i życia. Oficera będącego przykładem szkoleniowym dla wszystkich wywiadów świata. Człowieka, który nigdy nie kierował się w swoich działaniach tak zwaną bieżącą polityką, lecz służył Ojczyźnie sprawnie wykonując swoje zadania. Człowieka, którego zostawiono samego za to tylko, że dokonał tego, co inni uważali za niemożliwe. Człowieka, który do tej pory musi żyć na emigracji i nawet gdy zmarł w ostatnich latach jego ojciec, to nie mógł przyjechać do Polski na pogrzeb. Polskie karzełki ciągłe szukają na nim rewanżu i zemsty. Generale – nie patrz na nich. To Ty jesteś wielki, a to tylko karły. Nic to, nic to – nie zwracaj na nich uwagi, choć wiem, że boli, nie tylko czasami…


A oto wybrane fragmenty wspomnień Karwowskiego, dotyczące jego działalności biznesowej, skoncentrowanej geograficznie - jak to wynika z jego wspomnień - przede wszystkim na obszarach byłego ZSRS:
Cytat:
Pierwsze biznesowe kroki kieruję na Białoruś. Dlaczego akurat tam? Miałem ku temu powody. W 2000 roku poznałem Siergieja– pracownika Ambasady Republiki Białorusi w Warszawie. Prosił mnie o pomoc w kontaktach z polskimi politykami i biznesmenami. Był optymistą i wierzył, że Polska otworzy się na współpracę gospodarczą z Białorusią. Białorusią pokazywaną od lat w krzywym zwierciadle propagandy zachodniej i rosyjskiej. Tak mówił a ja niekoniecznie mu wierzyłem.
(...)
W Grodnie spotkałem się z wicegubernatorem. Nieopodal Grodna w Wilkowyjsku stoi ich największa, najnowocześniejsza cementownia i proponują mi na początek współpracy podpisanie międzynarodowego kontrakt na cement. Potem pojechałem do Mińska, gdzie poznałem przewodniczącego partii LDPB (Ludowo-Demokratyczna Partia Białorusi) Siergieja Gajdukiewicza i jego zastępcę Anatolija Chiszczenko. Współpracowali z partią narodową Żyrinowskiegow Rosji. Nawiasem mówiąc – skontaktowałem ich z Frontem Narodowym J.M. Le Pena i gdy Anatolij przyjechał później do Polski, to poznałem go z Danielem celem nawiązania współpracy politycznej. Z Anatolijem zresztą współpracujemy do dziś, ale wyłącznie na płaszczyźnie biznesowej.

Po mojej wizycie Gajdukiewicz uzyskał dla mnie osobiste pełnomocnictwo od premiera Białorusi na poszukiwanie inwestorów do ich rafinerii w Mozyrze i Nowopołocku. Ponadto w Mińsku spotkałem się jeszcze, z inicjatywy Siergieja, z przedstawicielami dwóch Ministerstw: Przemysłu i Ekonomiki. Przedstawili mi uchwalone przez Radę Ministrów listę ponad czterystu projektów inwestycyjnych na najbliższe lata, prosząc o wsparcie u ewentualnych inwestorów z Polski lub UE.
(...)
Kilka miesięcy później pojechałem znowu do Mińska, tym razem w towarzystwie admirała Marka Toczka, wtedy jednego z bliskich współpracowników Daniela w Polskiej Partii Pracy. Prosili mnie obaj, abym umożliwił admirałowi spotkanie z szefem LDPB Gajdukiewiczem.
(...)
Wiceadmirał Marek Toczek w latach 1992-1996 był dowódcą Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych. Potem próbował dalej służyć Polsce jako zaplecze merytoryczne formacji patriotyczno-narodowych przy kilku próbach jednoczenia tego ruchu. Bardzo porządny człowiek i oddany patriota – prawdziwy polski oficer z sercem na dłoni dla spraw Ojczyzny.
(...)
Coraz częściej bywam na Białorusi i również goszczę w Polsce delegacje Białorusinów w sprawach biznesowych i nie spotkałem się z zachowaniami, które potwierdzałyby słuszność podejrzeń o jakiekolwiek próby inwigilacji.

Współpraca z Białorusinami układa mi się zresztą bardzo dobrze. Jednym z większych sukcesów było doprowadzenie do współpracy Białorusi z fińskimi firmami w dystrybucji ich traktorów, wyrobów stalowych czy nawozów potasowych.
(...)
Dzięki mieszkającemu w Polsce ukraińskiemu generałowi rezerwy Anatolijowi poznałem rosyjskich generałów. Jednym z nich był generał Anatolij Korowin, wiceprezydent instytutu na rzecz wdrażania programów prezydenckich w Moskwie, a ponadto szef Federacji Aeroklubów Rosyjskich i zarazem wiceprzewodniczący Światowej Organizacji Aeroklubów. Generał Korowin okazał się miłym, kulturalnym i bardzo otwartym w osobistym kontakcie człowiekiem. Był bardzo konkretny, precyzyjny i dziś sądzę, że polubiliśmy się. Pracowaliśmy razem nad dwoma dużymi projektami dotyczącymi dostaw gazu ziemnego do Włoch z „GAZPROM-u” oraz ropy naftowej dla Finów z „ROSNIEFT-u”. Pierwszy projekt koordynował mój przyjaciel Dariusz Olszewski, a drugim ja się zająłem. W moim projekcie chodziło o dwie dostawy ropy naftowej dla zaprzyjaźnionych ze mną Finów. W związku ze względami bezpieczeństwa oraz potrzebami logistycznymi wymagało to uruchomienia kilku osób do pomocy. Dlatego wolałem sam kontrolować całość projektu.

Po przygotowaniach, głównie organizacyjnych, na linii Warszawa Moskwa, dla bezpieczeństwa włączyłem do projektu moich wieloletnich przyjaciół, między innymi generała Henryka Jasika– byłego wiceministra MSW i szefa polskiego wywiadu cywilnego oraz generała Wiktora Fonfarę – byłego szef polskiego kontrwywiadu cywilnego. Pomyślałem wtedy, że są generałowie z „ruskiej” strony, to niech będą i generałowie z polskiej strony. Generałów Jasika i Fonfarę uważam zresztą za wzór polskich oficerów.

Patriotyczna formacja i niespotykana dziś dyscyplina wewnętrzna czy równie rzadka punktualność. Oboje odeszli z czynnej służby w połowie lat dziewięćdziesiątych na skutek zmian politycznych. Po objęciu rządów przez SLD. Mój przyjaciel Dariusz Olszewski wyznał kiedyś, że długo się zastanawiał nad tym co nas wszystkich łączy. W końcu mi tak powiedział: „Ty i generałowie macie jedną rzecz w życiorysach wspólną. Wszyscy zamachnęliście się na urzędujących premierów. Ty na Buzka, oni na Oleksego. A były to dwa największe wydarzenia polityczne od 1989 roku. Oczywiście i Ty i oni z góry byliście przegrani, bo nie da się wygrać z urzędującą władzą. Ale zarówno Tobie jak i im interes narodowy i honor, niezależnie od konsekwencji osobistych, nakazywał to robić i za to was wszystkich bardzo szanuję".

Oprócz nich na zapleczu projektu był generał Marian Zacharski, mieszkający na stałe poza granicami Polski. Aby móc dopiąć do końca sprawę fińsko-rosyjską spotkaliśmy się w Niemczech oraz Helsinkach, gdzie miałem możliwość, aby dłużej, bardziej osobiście porozmawiać z generałem. Spotkania te były dla mnie zresztą dużym przeżyciem ze względu na szacunek i podziw jakim go darzę od wielu, wielu lat. Dlaczego w ogóle ich dzisiaj wspominam? Ponieważ bardzo cenię sobie możliwość współpracy z nimi i osobistą przyjaźń, która trwa od lat. Sądzę, że gdybyśmy wszyscy spotkali się na początku lat dziewięćdziesiątych, to historia Polski potoczyłaby się inaczej. Zmierzalibyśmy teraz, być może,w lepszym dla Polski kierunku. Ogromna szkoda, że tak się nie stało.
(...)
W czasie oczekiwań jeśli nie w tajemnicy, to na pewno dyskretnie udałem się na spotkanie w rosyjskim parlamencie (Dumie) z Żyrinowskim. Jego Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji posiadała bardzo mocną pozycję, a ponadto jeden z posłów jego partii był na szóstym wówczas miejscu na liście najbogatszych Rosjan. Dla mnie najważniejsze było to, że był też współwłaścicielem kilku kompanii naftowych. Moje spotkanie z Żyrinowskim było krótkie; wymiana grzeczności, bo poznaliśmy się już pięć lat wcześniej na kongresie FN w Lyonie. Teraz zaś Żyrinowski zauważył, że jestem pierwszym polskim politykiem przyjętym w rosyjskim parlamencie od piętnastu lat. Nie prostowałem, że jestem już byłym politykiem. Niech będzie dla dobra sprawy. Sam Żyrinowski szybko nas opuścił, bo śpieszył się na samolot. Z jego zastępcą d.s ekonomicznych, posłem Ostrowskim (polsko brzmiące nazwisko, ale żadnych korzeni polskich) rozmawiamy dość długo, trochę o polityce, trochę o sporcie. A w końcu podjąłem najważniejszy temat naszej wizyty. Ropa dla Finów zainteresowała go, prosił o konkretne ilości dostaw, o nazwę kompanii fińskiej i obiecał odpowiedzieć w ciągu trzech dni. Byłem bardzo zadowolony z rozmowy i trochę zaskoczony otwartością ze strony Rosjan. Dlaczego więc wymiana handlowa Polski z Rosją z roku na rok coraz bardziej zamierała?
(...)
Klimat rozmowy z Żyrinowskim i Ostrowskim wskazywał na kompletne niezrozumienie przez nich wrogiej postawy ze strony Polski. Oni nie pojmowali, dlaczego Polska nie chce współpracy gospodarczej z Rosją pomimo, że z racji położenia gospodarczego nasze wzajemne relacje powinny się ocieplać, a nie oziębiać. Gdy po rozmowach udałem się do hotelu, Finowie właśnie wrócili z odwołanego w ostatniej chwili spotkania z kierownictwem „ROSNIEFT”. Byli nieco sfrustrowani, a generał Korowin rzucał złe spojrzenia.


Karwowski miał też własne pomysły działań biznesowych, które podrzucał Dochnalowi. Jeden z nich, który okazał się kompletnym niewypałem, co Karwowski zadziwiająco szczerze opisuje w swojej książce:
Cytat:
W 2002 roku Bounthan, mój przyjaciel, azylant laotański, przekonał mnie do wzięcia udziału w projektach energetycznych na rzece Mekong, oraz zainwestowania w Laosie w wydobywanie… diamentów. Nie ukrywam, że jeszcze podczas rozmowy z Maćkiem Popendą (który miał z kolei przekonać swego szefa), pomysł Bounthana jawił nam się jako dosyć ekscentryczny. Niemniej postanowiliśmy przedstawić ofertę Markowi. Więc pojechał trzymając się zaproponowanego przez Bounthana pomysłu i scenariusza.

Kim był Bounthan? Otóż w 1990 roku przebywało w Polsce około trzydziestu studentów z Laosu. Była to delegacja najbardziej uzdolnionych młodych Laotańczyków studiujących głównie ekonomię w ramach „bratniej współpracy”. Zastała ich w Polsce rewolucja Solidarności i na ich oczach walił się w gruzy komunizm w Europie. Natomiast u nich w Laosie trwał marionetkowy rząd i przebywały okupacyjne komunistyczne wojska wietnamskie. Na wieść o wydarzeniach w Polsce postanowiono ich ściągnąć z powrotem do kraju. Oni jednak na fali euforii upadku komunizmu w Europie zdecydowali się na protest pod Ambasadą Wietnamu w Warszawie. Koczowali tam w namiotach ponad czterdzieści dni domagając się niepodległości Laosu i kresu dominacji komunistycznego sąsiada. Teraz ich powrót do kraju był już niemożliwy, tym bardziej, że na ich przywódcę Bounthanha Thammavonga wydano zaocznie wyrok śmierci i przedstawiano jako „imperialistycznego zdrajcę”. Podczas tego długotrwałego protestu Laotańczycy zgłosili się do naszej siedziby w Warszawie i poprosili o pomoc polityczną oraz o taką zwyczajną ludzką pomoc. Bounthan mieszkał i studiował w Katowicach, więc wziąłem go pod opiekę. Przez następne kilkanaście lat byliśmy przyjaciółmi, widywaliśmy się często i sporo rozmawialiśmy. Pomagaliśmy Laotańczykom, jak umieliśmy, między innymi w 1992 roku doprowadziłem do tego, że dwudziestu czterech z nich otrzymało azyl polityczny w Polsce. Ułatwialiśmy im też zagospodarowanie się w Polsce. Mówili dobrze po polsku, więc większych problemów nie było. W Katowicach pomogłem im uzyskać lokal na restaurację laotańską „Pięć Słoni”, która dawała pracę i utrzymanie wielu z nich. Wszyscy pracujący w niej byli Laotańczykami, więc kuchnia i obsługa były w 100 procentach laotańskie. Przez te wszystkie lata Bounthan koordynował działania laotańskiej emigracji najpierw w Europie, a później już w skali światowej. Chcieli wycofania wojsk wietnamskich, wolnych wyborów i powrotu z wygnania króla. Bounthan z czasem wyrósł na jednego z ich przywódców na świecie i stał się znaną postacią. Pomagałem mu nagłośnić problem laotański już nie tylko w Polsce i doszło do tego, że w walce o niepodległy Laos na przykład głodował w placówce ONZ w Wiedniu….
(...)
Wracam jednak do wyprawy Marka do Laosu według wskazówek Bounthana.

Nie był to najlepszy scenariusz – niestety, wiedza Bounthana o stosunkach panujących wówczas w Laosie daleko odbiegała od rzeczywistości.Marek po powrocie określił ten kraj jako bardzo ciekawy turystycznie, ale nie atrakcyjny biznesowo. Jedyne co ciekawe, to Marek wiózł z Laosu (celowo używam czasownika niedokonanego) zakupione w miejscowym antykwariacie dzieła sztuki sprzed tysiąca lat. Niestety w większości potłukły się w trakcie transportu...

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum