Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ponowny proces lustracyjny Leszka Moczulskiego
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Lis 17, 2013 9:08 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Relacja z rozprawy w procesie lustracyjnym Leszka Moczulskiego. Dzień trzeci - 12 listopada 2013 r.

Stawili się: lustrowany Leszek Moczulski, jego pełnomocnik - adwokat Paweł Rybiński oraz adwokat Anna Madejowska, prokurator IPN - Justyna Walczak.

Pełnomocnik Leszka Moczulskiego złożył oświadczenie, że nie jest zapewnione prawo do obrony. "Nie mamy odpowiedniego dostępu do akt" - zarzucił.

Przewodnicząca składu - Joanna Hut odrzuciła ten zarzut i szczegółowo to uzasadniła oraz poinformowała, że akta sprawy nie będą dostępne dla stron na 3 dni przed każdym terminem rozprawy, aby sąd mógł w tym czasie korzystać z akt.

Leszek Moczulski uzupełnił swoją odpowiedź na pytanie prokurator IPN Justyny Walczak, zadane na poprzedniej rozprawie, dotyczące protokółowania nieformalnych spotkań Leszka Moczulskiego z płk. Majem, które miały miejsce w okresie od końca grudnia 1976 r. do połowy marca 1977 r. - "Piony operacyjne SB nie działały w oparciu o kodeks postępowania karnego. Działania tych pionów nie były protokołowane".
Posłuchaj - http://bohunka.wrzuta.pl/audio/7zieWdcdRJk/uzupelnienie_odpowiedzi_na_pytanie_prokuratora_ipn

Na pytania sądu - "Czy funkcjonariusz Maj sporządzał jakieś notatki z tych przesłuchań?" Leszek Moczulski odpowiedział przecząco.

Na pytanie sądu - "Czy te spotkania były nagrywane?" Leszek Moczulski odpowiedział, że jeżeli tak było, to poza jego wiedzą. Natomiast z materiałów SB wynika, że Maj w jednym przypadku usiłował nagrywać, ale magnetofon okazał sie niesprawny.

Na pytanie sądu - "W jakich miejscach były te spotkania?" Leszek Moczulski odpowiedział, że za każdym razem była to kawiarnia "Izabela" na Placu Grzybowskim.

Na pytanie sądu - "Czy mieliście stałe terminy spotkań?" Leszek Moczulski odpowiedział przecząco.

Na pytanie sądu - "Kto decydował, kiedy się spotkacie?" Leszek Moczulski odpowiedział, że na zakończenie każdej rozmowy Maj proponował jakiś termin kolejnego spotkania, "który albo mi odpowiadał, albo nie". Wtedy wyciągał formularz wezwania, podpisany i opieczętowany i wpisywał datę i godzinę kolejnego spotkania.

Na pytanie sądu - "W jakich godzinach były te spotkania?" Leszek Moczulski odpowiedział, że w godzinach urzędowania, ale nie były to godziny wczesnoporanne.

Na pytanie sądu - "Jak długo trwały te spotkania?" Leszek Moczulski odpowiedział, że to zależy i przykładowo powiedział, że na jednym ze spotkań długo dyskutowano na temat polityki licencyjnej rządu.

Na pytanie sądu - "Czy te spotkania miały formę rozmowy, czy też padało pytanie a pan udzielał odpowiedzi?" Leszek Moczulski odpowiedział, że była to rozmowa, "w której ja nie byłem stroną aktywną. Udzielałem odpowiedzi bardzo ogólnej. Ulubionym >>wejściem<< Maja było, że zaczynał on opowiadać, co robi KOR. Dobrze wiedziałem, co oni robią, ale słuchałem. Rozmowa miała wykazać, że oni są [...] sekciarze, że nie cenią niepodległości... Ja tego wysłuchiwałem i mówiłem, że to jest ich sprawa. We wszystkich sprawach politycznych starałem się nie wydawać własnej opinii".

Na pytanie sądu - "Jakie zagadnienia interesowały Maja?" Leszek Moczulski odpowiedział, że te rozmowy wynikały z nadziei czy chęci SB pozyskania go do współpracy. W związku z tym spotkania te miały na celu doprowadzenie do zbliżenia poglądów między rozmówcami. W pierwszych rozmowach Maj wypytywał Moczulskiego o charakter dyskusji, które toczył w kręgu kilku osób (kierownictwa nn). Znali nazwisko Szeremietiewa, Szomańskiego, nie wyłapali nazwiska Staniewicza. Wiedzieli, że się od czasu do czasu spotykają i dyskutują o sprawach ustrojowych. Zmieniło sie to, gdy na początku lutego 1977 r. [było to 6 lutego 1977 r.] miał odbyć się pierwszy zjazd NN. Do Warszawy przyjechało około 40 osób. Zjazd się nie odbył ponieważ rzeczywisty tajny współpracownik SB, Paweł Mikłasz, dowiedział się o tych planach. Służba Bezpieczeństwa urządziła bardzo rozwinięta akcję. Leszek Moczulski przekonał się o tym, gdy tego dnia wyszedł z domu, gdyż śledziło go kilka samochodów. Spotkanie zostało więc odwołane [Leszek Moczulski opisuje tę sytuację szczegółowo w tekście "Jak agenci rozbijali opozycję" opublikowanym w książce "Lustracja" (s. 197-281). Tekst ten jest także dostępny na "Polonusie" - http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?p=1523 ]. Wtedy SB zorientowała się, że środowisko Moczulskiego jest dużo bardziej liczne, niż pierwotnie zakładano i że jego działalność nie polega na dyskusjach o sprawach ustrojowych w gronie kilku osób. Maj przekonał się, że ma do czynienia z siatką organizacyjną obejmującą sporą część kraju, która jest w stanie zgromadzić około 40 osób, co w warunkach roku 1977 było sporą liczbą. "Sytuacja była dziwna, ponieważ ja wiedziałem, że oni nas rozpoznali, oni wiedzieli, co my zamierzaliśmy zrobić, a więc graliśmy w otwarte karty, ale w czasie rozmów, obaj utrzymywaliśmy dalej dotychczasową konwencję".

Na pytanie sądu - "Ile było w sumie tych spotkań?" Leszek Moczulski odpowiedział, że o ile pamięta, to było ich sześć, ale nie jest tego pewien. "Jeżeli było ich więcej, to niedużo więcej".

Na pytanie sądu - "Czy po tym incydencie lutowym zmienił się stosunek tego funkcjonariusza do pana?" Leszek Moczulski odpowiedział, że o ile w czasie pierwszych rozmów Maj starał się sprawiać wrażenie otwartego, to po tym nieudanym zjeździe NN zadawał pytania z chytrym uśmieszkiem, którego nie potrafił ukryć. "Ja nie wiedziałem, ale on wiedział, że w następstwie tego donosu Mikłasza na początku lutego 1977 r. [dokładnie 10 lutego 1977 r.] została założona sprawa operacyjnego rozpracowania >>Oszust<< [...]. Prawdopodobnie oni uznali, że ich oszukałem i stąd zapewne ta nazwa >>Oszust<<".

Na pytanie sądu - "Czy z Majem były prowadzone jakieś rozmowy w sprawie tworzącego się Ruchu Obrony Praw Człowieka?" Leszek Moczulski odpowiedział, że czekał na tego rodzaju pytanie, ale tego rodzaju pytanie z jego strony nie padło do czasu ogłoszenia powstania ROPCiO [co miało miejsce na konferencji prasowej w mieszkaniu Antoniego Pajdaka w sobotę 26 marca 1977 r.]. "O ile pamiętam, to miałem kolejne wezwanie na poniedziałek [28 marca 1977 r.] i przyszedłem bardzo radosny na to spotkanie. Maj był bardzo silnie zdenerwowany. Miał nasłuch Wolnej Europy, która poinformowała o naszej konferencji. Zadawał mi chaotyczne pytania. Odpowiedziałem mu, że możemy zwołać kolejną konferencję prasową Ruchu i na te wszystkie pytania odpowiedzieć. Zarzucił mi wtedy, że go chcę sprowokować. Widzieliśmy się wtedy po raz ostatni w życiu. To była dla mnie ogromna satysfakacja. Wyszedłem z tego spotkania jako zwycięzca".

Na pytanie sądu - "Czy pan na te spotkania udawał się sam, czy w jakimś towarzystwie?" Leszek Moczulski odpowiedział, że udawał się na nie sam.

Na pytanie sądu - "O czym dokładnie poinformował pan Andrzeja Czumę, informując go o swoich spotkaniach z funkcjonariuszem SB?" Leszek Moczulski odpowiedział, że "nie rozmawialiśmy na temat treści tych rozmów". "Dopóki działaliśmy tajnie, to byliśmy wobec siebie bardzo powściągliwi i nie informowaliśmy się wzajemnie o szczegółach naszej działalności. Ja na przykład bardzo długo nie wiedziałem, iloma osobami dysponuje Andrzej Czuma. Czuma był powiadomiony, że zostałem [w grudniu 1976 r.] zatrzymany przez SB i byłem bardzo długo przesłuchiwany oraz że w następstwie tego zatrzymania doszliśmy do porozumienia, że jak dostanę wezwanie [od SB], to będę szedł na te spotkania. Wyjaśniłem mu także cel takiego mojego postępowania".

Na pytanie sądu - "Czy Andrzej Czuma wiedział, że te spotkania odbywały się w kawiarni?" Leszek Moczulski zaprzeczył. "Nie informowałem go o tym, a on mnie o to nie pytał. W warunkach konspiracyjnych takie pytanie byłoby nie na miejscu". Natomiast w miesięczniku "U Progu" z grudnia 1976 r. albo ze stycznia 1977 r. ukazał się informacja o moim zatrzymaniu".
Potem okazało się, że Andrzej Czuma kilku osobom powiedział o tym, że Leszek Moczulski spotyka się z funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa.

Na pytanie sądu - "Czy którejkolwiek z osób, którym pan powiedział, że spotyka się z funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa, powiedział pan, gdzie sie panowie spotykają?" Leszek Moczulski odpowiedział: "Bardzo szczegółowo informowałem majora >>Niedźwiedzia<< (Makusz-Woronina) z naszego kontrwywiadu, który nie miał nic wspólnego z Andrzejem Czumą. Jak pierwszy raz przyszedłem do kawiarni "Izabela", to były tam dwie pary. Gdy po mnie przyszedł Maj, to obie te pary wstały i wyszły. Prawdopodobnie jedna z nich była wysłana przez >>Niedźwiedzia<<, gdyż w czasie kolejnego mojego spotkania z >>Niedźwiedziem<< dowiedziałem się, że moim rozmówcą jest szef Wydziału III KSMO płk Maj. Natomiast mnie Maj nigdy osobiście nie przedstawił się z nazwiska".

Na pytanie sądu - "Jakie było stanowisko osób, którym pan powiedział o tych spotkaniach z funkcjonariuszem SB?" Leszek Moczulski odpowiedział, że ludzie z nurtu niepodległościowego pozytywnie się do tego odnieśli. "Wiedzieli, że w ten sposób mamy skróconą drogę do informacji. Natomiast stanowisko Andrzeja Czumy jest dokładnie opisane w dowodzie, który przedstawię. W tym czasie odnosiłem wrażenie 100% wzajemnego zaufania między nami".
Posłuchaj - http://bohunka.wrzuta.pl/audio/0VIckjD8Jv0/odpowiedzi_na_pytania_sadu_1


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sro Lis 20, 2013 8:32 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lis 19, 2013 11:23 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na pytanie sądu - "Czy pan potrafi sądowi precyzyjnie wskazać w jakiej dacie te teczki >Lecha<< zostały sfałszowane?" Leszek Moczulski odpowiedział, że było to między 10 czerwca 1984 r., kiedy przejął je oficer SB Piesto a datą 5 tygodni późniejszą, kiedy to Piesto złożył akta "Lecha" do archiwum.

Na pytanie sądu - "Czy ma pan jakąś koncepcję, w jaki sposób doszło do sfałszowania akt, uwzględniając te wszystkie nadpiski, które tutaj były w formie odręcznej sporządzane na tych dokumentach?" Leszek Moczulski udzielił obszernej odpowiedzi. Powiedział, że akta TW "Lecha" kończą się praktycznie na roku 1976. Jest tak dlatego, że później Moczulski prowadził jawną działalność opozycyjną. SB miałaby wielki kłopot, gdyby chciała fałszować akta "Lecha" dotyczące późniejszego okresu, bo w takim wypadku w tych sfałszowanych aktach musiałyby być donosy "Lecha" dotyczące działalności opozycyjnej Leszka Moczulskiego.

Natomiast SB posiadała akta Mariana Barańskiego, które zostały założone w roku 1962. Barański był działaczem endeckim, który został skazany na początku lat 60., a po wyjściu z więzienia została założona przeciwko niemu sprawa operacyjnego rozpracowania [o kryptonimie "Bar"]. Pilnowano go na tyle dokładnie, że gdy do Polski przyleciał prezydent Nixon [Chodzi prawdopodobnie o jego wizytę w 1972 r. w Warszawie], to Barański był w wąskiej grupie ludzi, która była zatrzymana prewencyjnie przez SB. W końce roku 1989 akta dotyczące Barańskiego zostały zniszczone. Odnotowano wówczas, że akta te składają się z jednej teczki. Otóż było niemożliwe, żeby materiały z obserwacji Barańskiego przez SB z lat 1962-1989 zmieściły się w jednej teczce.

Barański utrzymywał znajomość z rozmaitymi osobami o poglądach opozycyjnych, np. z Jackiem Kuroniem, z którym spotykał się częściej niż z Moczulskim. Moczulski spotykał się jawnie z Barańskim w kawiarni "Świtezianka" przy ul. Marszałkowskiej. Obaj doskonale wiedzieli, że za Barańskim chodzi >>ogon<<, dlatego, gdy chcieli przedyskutować jakieś ważne kwestie, to spotykali się w bezpiecznych miejscach, np. w Centralnej Bibliotece Wojskowej (pół piętra wyżej niż czytelnia). Właśnie tam po raz pierwszy Barański zorganizował spotkanie Moczulskiego z Andrzejem Czuma, niedługo po jego wyjściu z więzienia. "Moim zdaniem było to w czerwcu 1975 r. Natomiast Andrzej Czuma wiąże to raczej z jesienią tego roku. Na pewno nie było to wcześniej, niż w czerwcu 1975 r.".

Środowisko Moczulskiego usiłowało nawiązać kontakt z tzw. "grupą łódzką" (do której należał Andrzej Czuma) już zimą na przełomie lat 1969 i 1970, ale szczęśliwie dla środowiska Moczulskiego do tego nie doszło, bo grupa Czumy zaraz potem została aresztowana. Gdy Moczulski, po wyjściu Czumy z więzienia, ponownie szukał z nim kontaktu, przypadkowo dowiedział się o tym, że Barański zna Czumę (jeszcze od czasów studiów) i poprosił Barańskiego o zorganizowanie takiego spotkania.

Na pytanie sądu - "W jakim okresie kontaktował się pan z Marianem Barańskim?" Leszek Moczulski odpowiedział, że nawiązali znajomość na początku lat 60. Marian Barański zorganizował wtedy manifestację w jednym z teatrów, który miał siedzibę w Pałacu Kultury. Była tam wystawiana "dość parszywa" sztuka Mrożka pt. "Śmierć porucznika". Przed manifestacją Barański odwiedził kilka redakcji, m.in. redakcję pisma "Stolica" i przyniósł zaproszenie. Leszek Moczulski poszedł na tę manifestację i wtedy poznał Mariana Barańskiego. Później błędnie uznawano Leszka Moczulskiego za organizatora tej manifestacji

Na pytanie sądu - "Do kiedy utrzymywaliście panowie tę znajomość?" Leszek Moczulski odpowiedział, że regularne kontakty mieli do aresztowania Moczulskiego w roku 1980. Po wyjściu z więzienia nie były one tak regularne.

Na pytanie sądu - "Jak częste były wasze kontakty w okresie 1962-1980?" Leszek Moczulski odpowiedział, że w tym czasie były to kontakty częste i regularne. "To się zmieniało w czasie, ale były one nie rzadziej niż raz na dwa miesiące".

Na pytanie sądu - "Kto inicjował spotkania?" Leszek Moczulski odpowiedział, że Barański dzwonił z budki do redakcji. Nieraz po spotkaniu w kawiarni było drugie spotkanie, konspiracyjne.

Na pytanie sądu - "Czy Marian Barański opowiadał panu o swojej sytuacji rodzinnej?" Leszek Moczulski odpowiedział, że według jego pamięci - nie. Leszek Moczulski także nie opowiadał mu o swojej sytuacji osobistej.

Na pytanie sądu - "Czy Marian Barański prosił pana o pomoc w znalezieniu pracy dla swojej siostry?" Leszek Moczulski odpowiedział przecząco. "On doskonale wiedział, że ja nie mam takiej możliwości. Nasze rozmowy obracały się wokół spraw historycznych lub politycznych".

Na pytanie sądu - "Czy Marian Barański prosił pana o opublikowanie czegokolwiek?" Leszek Moczulski odpowiedział twierdząco. "Prosił mnie kilkakrotnie, abym napisał książkę o jednym z dowódców partyzanckich".

Na pytanie sądu - "Czy pan kogokolwiek informował o swoich spotkaniach z Marianem Barańskim?" Leszek Moczulski odpowiedział twierdząco. "To nie były informacje na temat tego, o czym myśmy rozmawiali, tylko mówiłem, że podtrzymuję kontakt z Marianem Barańskim. On skupił wokół siebie jakąś grupę ludzi, na tyle sprawną, że byli w stanie zorganizować manifestację w teatrze, co w latach 60. było ewenementem. Elementem podtrzymywania kontaktu w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń, były nasze spotkania".

Na pytanie sądu - "Czy potrafi pan powiedzieć, komu przekazywał pan te informacje o waszych kontaktach?" Leszek Moczulski odpowiedział, że na pewno przekazywał je gremium Konwentu oraz swoim zwierzchnikom w konspiracji: generałowi Abrahamowi, płk. Pluta-Czachowskiemu, dr. Józefowi Rybickiemu "Andrzejowi"...

"Wracając natomiast do pytania sądu odnośnie sfałszowania teczek >>Lecha<< - wyjaśniał Moczulski - to uważam, że większość materiałów, zawartych w tej teczce pochodzi z nasłuchu lub z podsłuchiwania przez osobę, która siedziała koło nas i obstawiała - nie mnie, tylko Barańskiego (o czym myśmy wiedzieli)".

"Powiedziałem przed chwilą, że na koniec sprawa Barańskiego liczyła jedną teczkę, a to powinno być co najmniej kilkanaście teczek (za okres 1962-1989). Na przykład agent, który był docentem i którego nazwiska w tej chwili nie pamiętam [Chodzi o Józefa Kosseckiego, który współpracował z SB pod pseudonimem "Rybak", zob. - https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Kossecki ] opracowywał tasiemcowe donosy na temat Barańskiego, które powinny być w jego teczce [Próbka stylu Kosseckiego - "Rybaka" jest w aktach SOR "Oszust"; zob. http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?p=13248#13248 ]. Uważam, że większość materiałów z jego sprawy - jeżeli nie zostały zniszczone - została rozparcelowana. Przypuszczam, że posłużyły one do wytworzenia teczek >>Lecha<<, ale także do sfabrykowania innych teczek, które prędzej czy później się ujawnią".

Leszek Moczulski podkreślał: "Nie wiemy, do kiedy wprowadzono zmiany w teczkach SB. Na przykład w teczce >>Lecha<< ostatnią zmianę wprowadzono już w toku postępowania lustracyjnego [Czyli po 1999 r.!]. Sędzia Rysiński skierował wniosek o odtajnienie tych teczek i teczka wróciła uzupełniona o dodatkowe wyjaśnienie, którego wcześniej nie było. Wykażę to w czasie postępowania dowodowego".

Lustrowany wyjaśniał, że manipulacja polegała na przeróbce materiałów zawartych w teczkach dotyczących Barańskiego, co było bardzo łatwe. Polegała ona na przepisaniu na maszynie i podpisaniu, zwykle także maszynowo, pseudonimem "Lech", informacji z teczek Barańskiego. Poniżej zaś znajdują się się na tych sfałszowanych dokumentach napisane na tej samej maszynie dekretacje funkcjonariusza SB. Wygląda to tak, jakby tajny współpracownik nie tylko dyktował esbekowi donos, ale także dyktował mu, co on z tym donosem ma zrobić [Ten ważny fragment wyjaśnień Leszka Moczulskiego został nieprecyzyjnie zaprotokołowany - pominięto istotne spostrzeżenie lustrowanego że esbeckie dekretacje (w ilu egzemplarzach sporządzić dokument i do jakich teczek go załączyć) były sporządzane na tej samej maszynie, co donos. A wynika z tego, że treść donosu pisała ta sama osoba, co dekretację!].

Na pytanie sądu - "Czy materiały zebrane w SOR >>Oszust<< zostały także sfałszowane czy zmanipulowane?" Leszek Moczulski odpowiedział, że wszystkie materiały, które pochodzą od tajnego współpracownika "Lech" są sfałszowane [Moim zdaniem Leszek Moczulski nie zwrócił uwagi na to, że pytanie dotyczyło teczek SOR "Oszust" a nie TW "Lech". W SOR "Oszust" chyba nie ma w ogóle materiałów sygnowanych przez tajnego współpracownika "Lech"]. Natomiast materiały dotyczące np. mojego rzekomego handlu samochodami są prawdopodobnie prawdziwe [Chodzi oczywiście o materiały, które znajdują się w teczce TW "Lech" a nie SOR "Oszust"].

Na pytanie sądu - "Czy znane panu materiały w teczkach >>Dziadek<< , >>Omega<< oraz dotyczącej LK >>Centrum<< według pana oceny również zostały sfałszowane?" Leszek Moczulski odpowiedział, że będzie się do tego ustosunkowywał w toku postępowania dowodowego. "Teczki >>Lecha<<, które były sporządzane w ciągu paru tygodni, zachowują jakąś logikę. Natomiast do tamtych akt dołączano [sfałszowane] dokumenty, które nie mieszczą się w logice całości".

"Posłużę się jednym przykładem, dotyczącym lokalu >>Centrum<<, który zresztą mieścił się bardzo blisko kawiarni >>Izabela<<. W aktach LK >>Centrum<< jest wniosek (wcześniejszy, niż sprawa >>Lecha<<) o zawieszenie lub likwidację tego lokalu, ponieważ został prawdopodobnie zdekonspirowany. Mianowicie podczas śledztwa w sprawie śmierci płka Gebharda, w tym budynku milicja prowadziła jakieś postępowanie i obawiano się, że milicjanci mogli odkryć, że jest tam tajny lokal SB. A potem, jest w tej teczce pismo płk. Maja (jeśli dobrze pamiętam to z 10 lutego 1977 r.), że Leszek Moczulski - z którym Maj miał się spotykać w tym lokalu - założył ROPCiO i że w związku z tym lokal ten nie będzie wykorzystywany. Pomijam już fakt, że powstanie ROCPiO ogłoszono 26 marca (a nie w lutym) 1977 r., ale jak wytłumaczyć to, że siedmiu kolejnych inspektorów MSW, którzy kontrolowali później dokumenty tego lokalu nie zauważyło, że lokal został zdekonspirowany, bo tam był przyjmowany Moczulski?! Czyli potencjalne wcześniejsze przypadkowe rozpoznanie lokalu przez milicję uruchomiło procedurę jego zawieszenia a ujawnienie tego lokalu założycielowi jawnego ruchu opozycyjnego - nie! Narusza to całkowicie logikę tych dokumentów. Stąd mój wniosek, że pismo płk. Maja zostało dołączone do tych akt po terminie ostatniej z tych kontroli. To tłumaczy także, skąd wzięła się pomyłka w piśmie Maja, odnośnie daty ogłoszenia ROPCiO. Podobne kwestie występuję we wszystkich tych teczkach. Będę chciał to wykazać w toku postępowania dowodowego".

Posłuchaj - http://bohunka.wrzuta.pl/audio/8i5kBIGDcI6/odpowiedzi_na_pytania_sadu_2


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sro Lis 20, 2013 8:29 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lis 20, 2013 8:26 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na pytanie sądu - "Kiedy pan rozważał możliwość utworzenia ROCPiO?" Leszek Moczulski odpowiedział: "Zapowiedź utworzenia takiej organizacji (bez użycia tej nazwy) zawarta została w >>Programie 44<<, który został opracowany, w dużej mierze przeze mnie, w lipcu 1976 r. i zaczął być kolportowany na akademickiej pielgrzymce do Częstochowy, która zaczęła się 6 sierpnia 1976 r. Następnie na początku września 1976 r. podjęliśmy prace organizacyjne związane z utworzeniem Ruchu Obrony. One zostały przerwane ponieważ został utworzony Komitet Obrony Robotników. Władze mogłyby nie wytrzymać powstania bezpośrednio po sobie dwóch takich organizacji. Dlatego odłożyliśmy to na późniejszy termin i wznowiliśmy prace na początku 1977 r. Chcieliśmy zdążyć zanim władzę zdążą ratyfikować Międzynarodowe Pakty Praw Człowieka ONZ. Nie udało nam się, m.in. dlatego, że pojawiła się koncepcja, iż możemy założyć Ruch Obrony wspólnie z KOR-em. Trwały z nimi rozmowy, które się przeciągały. Brali w nich udział z naszej strony m.in.: Andrzej Czuma, Emil Morgiewicz (który był także członkiem KOR-u). Ja doprowadziłem do zakończenia tych rozmów, umówiłem się z Jackiem Kuroniem i Janem Józefem Lipskim w tej sprawie na 25 marca 1977 r. na godz. 12.00 w domu Lipskiego. Z naszej strony przyszedł dr Rybicki i ja. Spotkanie trwało 1,5 godziny. Nie doszliśmy do porozumienia. Bezpośrednio po tym mieliśmy umówione spotkanie z kilkuosobową grupą kierowniczą przygotowującą powstanie Ruchu w jakiejś małej kawiarence. Był tam Andrzej Czuma, Adam Wojciechowski, Wojtek Ziembiński... Podjąłem decyzję, że sami to wszystko robimy. Ta decyzja nie wywołała sprzeciwu. Mieliśmy już wszystko przygotowane. W mieszkaniu Antoniego Pajdaka miała sie odbyć konferencja prasowa w sobotę, 26 marca 1977 r., o godz. 15.00. Trzeba było tylko potwierdzić podpisy ludzi. Jedni potwierdzali, inni nie. Na przykład Antoni Macierewicz, z którym ja rozmawiałem, odmówił podpisu. Mirosław Chojecki zastrzegł, że jego nazwisko może być nie wyżej niż 50-te na liście. Adam Wojciechowski kierował akcją roznoszenia zaproszeń na konferencję do redakcji zagranicznych i do prasy PRL-owskiej, która rozpoczęła sie o godz. 9.00 w sobotę. Ja umówiłem się na spotkanie ze Zbigniewem Załuskim w kawiarni na Placu Trzech Krzyży, sugerując mu przez telefon, żeby po drodze wpadł do Komitetu Centralnego PZPR i zorientował się jaka jest ich pierwsza reakcja. Zbyszek wpadł podekscytowany i powiedział: >>Leszek, jakaś grupa tworzy Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Jednym z organizatorów jest Wojciechowski. Czy ty o nim słyszałeś?<<. Odpowiedziałem mu, że to my robimy. Powiedział mi, że nie ma Gierka w Warszawie, więc nie ma kto podjąć decyzji. Rozważane są trzy warianty: żeby nas zamknąć przed konferencją, druga - żeby dopuścić do konferencji i urządzić tam "francuski cyrk", trzecia - obserwować, ale nie reagować. Byłem zdania, że oni nie są w stanie zareagować, bo mają za mało czasu. Spotkałem się jeszcze z Kuroniem i powiedziałem mu, że sami to robimy oraz poprosiłem, aby ktoś od nich przyszedł na konferencję. Spotkałem się także z Andrzejem Czuma, któremu rozchorowała się matka, mieszkająca w Lublinie i musiał wyjechać, dlatego nie było go na konferencji. Przed godz. 17.00 spotkaliśmy się w mieszkaniu Pajdak: ja, Adam Wojciechowski i Wojciech Ziembiński. Był także gospodarz - Antoni Pajdak. Pomoc techniczną stanowiła moja żona i córka Ziembińskiego, które miały zaparzyć kawę gościom. Dziennikarze prasy zagranicznej nie weszli do mieszkania, tylko zza progu powiedzieli, że to jest prowokacja i wrzucili do mieszkania zaproszenia. Pajdak tłumaczył im, że zaproszenie dziennikarza na konferencję prasową to nie jest żadna prowokacja. Punktualnie o 17.00 przyszli dziennikarze zagraniczni i zacząłem konferencję prasową. To była dla mnie wielka satysfakcja".

Na pytanie prokurator IPN - "Czy pana zdaniem fałszerstwo akt TW >>Lech<< czy SOR >>Oszust<< polegało na fizycznym przepięciu dokumentów z teczki Barańskiego do innych akt?" Leszek Moczulski odpowiedział przecząco. "Fałszerstwo polegało na tym, że z akt Barańskiego wyciągano informacje o jego spotkaniach ze mną i przepisywano na maszynie raporty funkcjonariusza, który te spotkania podsłuchiwał, z tym, że przepisywano je w pierwszej osobie, podpisując >>Lech<<. W toku postępowania dowodowego na konkretnych przykład to udowodnię.

Na pytanie prokurator IPN - "Co się stało z tymi materiałami z akt Barańskiego, które zostały przepisane?" Leszek Moczulski odpowiedział - "Nie wiem. Natomiast domyślam się, że nie wróciły do akt Barańskiego. Ale będą świadkowie, którzy w sposób niewątpliwy dokonały fałszerstwa i może zechcą to przed sądem wyjaśnić. To ich przestępstwo już dawno się przedawniło i nie grozi im za to żadna odpowiedzialność karna, więc może zechcą się przyznać".

Na pytanie prokurator IPN - "Czy na którymkolwiek ze spotkań z funkcjonariuszem Majem przekazał mu pan tekst zatytułowany >>Memoriał<<?" Leszek Moczulski odpowiedział, że ten tekst w jego imieniu Zbyszek Załuski przekazał w końcu roku władzom partii. "Pracowałem nad tym jeszcze w czasie Świąt Bożego Narodzenia i zaraz po świętach Zbyszek Załuski zaniósł oryginał do KC. Tekst był antydatowany, tak aby data odpowiadała dacie jakiejś korespondencji między Piłsudskim a Dmowskim (do czego nawiązuję w treści tego dokumentu). Jak wynika z jednej z książek gen. Jaruzelskiego ten tekst w KC został powielony i został przekazany członkom Biura Politycznego, którzy go studiowali, ale nie było żadnej odpowiedzi. Nikt z władz nie podjął ze mną żadnych rozmów na ten temat. Ten dokument zawierał propozycję porozumienia podobnego typu, jakie zawarto wiele lat później przy Okrągłym Stole. Natomiast funkcjonariuszowi Majowi nie przekazywałem tego dokumentu na żadnym ze spotkań. On chyba nawet nie wiedział, że coś takiego istnieje. Gdyby wiedział, to by sie na którymś ze spotkań do tego odniósł".

">> Memoriał<< przepisałem w kilku egzemplarzach na mojej maszynie domowej. Jeżeli były odręczne poprawki, to tylko na oryginale. Oryginał tez podpisałem ręcznie. Pierwszą kopię dostał Jacek Kuroń, który skierował ją do publikacji (Mirek Chojecki wydrukował to w dość dużym nakładzie). Drugą kopię dałem Pluta-Czachowskiemu. Trzecią miałem u siebie w domu i w czasie jakiejś rewizji mi ją zabrano".

Na pytanie swego obrońcy - "Czy kiedykolwiek, w jakiejkolwiek formie sporządził Pan jakikolwiek materiał na żądanie Służby Bezpieczeństwa?" Leszek Moczulski odpowiedział: - "W sposób świadomy - nie".

Na pytanie swego obrońcy - "Czy kiedykolwiek złożył pan oficerom Służby Bezpieczeństwa dokument, który by pan podpisał nazwiskiem Moczulski lub pseudonimem >>Lech<<?" Leszek Moczulski odpowiedział przecząco.

Na pytanie swego obrońcy - "Czy wręczył pan kiedykolwiek funkcjonariuszowi SB książkę >>Wojna polska<< z dedykacją?" Leszek Moczulski zaprzeczył.

Na prośbę swego obrońcy - "Czy mógłby pan wyjaśnić kontekst, w jakim w aktach >>Lech<< pojawia się informacja o książce >>Wojna polska<< z pana autografem?" Leszek Moczulski odpowiedział, że na poprzednim procesie funckjonariusz Owczarek nie potrafił nic powiedziec na temat treści tej ksiażki ani wyjaśnić, co się z nią stało. Przypuszczał, że spaliła się w pożarze.

Na pytanie swego obrońcy - "Co panu jest wiadomo na temat narady u generała Kiszczaka, która dotyczyła pana osoby?" Leszek Moczulski odpowiedział, że była to narada u gen. Kowalczyka. Kiszczak nie był wtedy jeszcze ministrem spraw wewnętrznym. "To było we wrześniu 1980 r. Szukano materiałów, które mogły by mnie skompromitować. Nie mieli tych materiałów, więc gen. Pożoga zaproponował, że dostarczy materiały na mnie w ciągu tygodnia, które będą świadczyć, że współpracowałem z niemieckim wywiadem".

Na pytanie swego obrońcy - "Jak pan ocenia prawdopodobieństwo, że to gremium nie miało dostępu do akt >>Oszust<< i >>Lech<<?" Leszek Moczulski odpowiedział - "Moim zdaniem cały ten pion bardzo źle pracował, ale nie aż tak źle, aby nie wiedzieć, jak się dowiedzieć. Każdy funkcjonariusz mógł skierować zapytanie do Biura C, aby się dowiedzieć o rejestracjach dot. mojej osoby.

Na pytanie swego obrońcy - "Czy ma pan jakąś wiedzę, aby funkcjonariusz, który miał prowadzić >>Lecha<<, prowadził równocześnie obserwację pańskiego mieszkania?" Leszek Moczulski odpowiedział, że była taka sytuacja w czasie pierwszej wizyty Ojca Świętego w Warszawie. "Duża liczba osób trafiała wtedy do mojego mieszkania. Wtedy moje mieszkanie obserwowała grupa funkcjonariuszy z wydziału operacyjnego. Jednym z nich miał być funkcjonariusz, który miał mnie prowadzić jako tajnego funkcjonariusza".

Na pytanie swego obrońcy - "Jak pan ocenia prawdopodobieństwo, żeby oficer rzekomo prowadzący agenta równocześnie prowadził obserwację techniczną jego mieszkania?" Leszek Moczulski powiedział, że sobie tego nie wyobraża. "Przecież ja bym go od razu rozpoznał!".

Na pytanie sądu - "Który to był funkcjonariusz?" Leszek Moczulski odpowiedział, że był to por. Owczarek.

Na pytanie sądu skierowane do pełnomocnika Leszka Moczulskiego - "Skąd wynika pana wiedza, że por. Owczarek uczestniczył w obserwacji mieszkania Leszka Moczulskiego?" ten odpowiedział, że wynika ona z akt sprawy.

W tym miejscu, po ponad 2,5 godzinnym posiedzeniu sąd zarządził półgodzinna przerwę.

Posłuchaj - http://bohunka.wrzuta.pl/audio/9pRVTbduOPA/odpowiedzi_na_pytania_sadu_prokurator_ipn_i_obroncy_3
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lis 21, 2013 7:58 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na pytanie sądu - "Czy według pana wiedzy Marian Barański znał gen. Abrahama?" Leszek Moczulski odpowiedział: - "Przypuszczam, że nie".

Na pytanie sądu - "A Emila Morgiewicza?" Leszek Moczulski odpowiedział twierdząco. "Znał go na pewno, bo to byli koledzy ze studiów".

Na pytanie sądu - "Kiedy i w jakich okolicznościach poznał pan Emila Morgiewicza?" Leszek Moczulski odpowiedział, że poznał go, gdy przygotowywał coś wspólnie z Andrzejem Czumą. "Morgiewicz miał w tym pomóc i ustaliliśmy z Andrzejem Czumą, że on nas ze sobą skontaktuje w ten sposób, że Morgiewicz przyjdzie do redakcji i poprosi mnie o pomoc w znalezieniu pracy. On był wtedy ciężko chory i przechodził na rentę, więc praca mu nie była potrzebna. Dokładnie było to tak, że miał przyjść bez umawiania się telefonicznego do redakcji i gdyby mnie nie zastał, to miał powiedzieć, że przychodzi do mnie w prywatnej sprawie i że przyjdzie następnym razem. Mieliśmy w redakcji tajnego współpracownika, który specjalnie nie ukrywał, że współpracuje ze Służbą Bezpieczeństwa. On był bardzo usłużny i jak ktoś go o coś prosił, to on starał się mu to załatwić. Żeby uprawdopodobnić przed nim mój kontakt z Morgiewiczem, to - gdy Morgiewicz miał poprosić mnie o pracę - ja miałem mu odpowiedzieć, zgodnie z prawdą, że nie mam takich możliwości, ale mamy takiego kolegę, który może mu pomoże. I wtedy miałem go zaprowadzić do tego kolegi. Tamten by mu coś załatwił, albo i nie, to by trochę trwało i to miało wyjaśniać, dlaczego Morgiewicz do mnie przychodzi. Moim zdaniem było to w grudniu 1975 r. Nie mogło to być dużo wcześniej, ponieważ Morgiewicz był aresztowany w końcu lata i wyszedł z więzienia chyba dopiero w listopadzie 1975 r. On sporządził raport o sytuacji w więziennictwie, który przetłumaczyli na język angielski razem z Adamem Wojciechowskim i przerzucili na Zachód z pomocą zaprzyjaźnionego dziennikarza - Krzysztofa Bobińskiego i za to ich zamknęli.

Na pytanie sądu - "Czy potem widywaliście się jeszcze z Morgiewiczem?" Leszek Moczulski odpowiedział twierdząco. "Gdy w grudniu 1975 r. nawiązaliśmy kontakt, to już nie musieliśmy układać żadnej legendy dla naszej znajomości. Emil uczestniczył w przygotowaniu pierwszego, integracyjnego spotkania ludzi z różnych grup opozycyjnych. W związku z tym musieliśmy sie spotykac, ale nia pamiętam, ile to było razy. Do takiego spotkania doszło z udziałem chyba pięciu grup opozycyjnych i postanowiliśmy dołożyć do tego Nurt Niepodległościowy (jeszcze bez nazwy). Wtedy sporządziliśmy wspólną deklarację programową "U progu".

Na pytanie sądu - "Czy potrafi pan zakreślić czasowo, do kiedy utrzymywaliście ten kontakt?" Leszek Moczulski odpowiedział: "Tak, jak ze wszystkimi innymi - było to do jego aresztowania we wrześniu 1980 r. A jak wyszedłem z więzienia we wrześniu 1986 r. to Morgiewicz był za granicą. Nie pamiętam kiedy się spotkaliśmy kolejny raz, ale na pewno się spotkaliśmy. Kontakt utrzymujemy zresztą do dzisiaj, choć nie jest on już częsty. Natomiast wcześniej [przed wrześniem 1980 r.], okresowo, był to kontakt bardzo intensywny".

Na pytanie sądu - "Czy Ryszard Żywiecki, o którym pan wspominał w swoich wyjaśnieniach na poprzednim terminie rozprawy, pozostaje w jakimś związku z osobą o danych personalnych Ryszarda Zielińskiego?" Leszek Moczulski odpowiedział lekko łamiącym się głosem: "Nie mogę zaprzeczyć. Proszę mnie zrozumieć. Mamy za sobą wiele lat wspólnej, trudnej działalności. Jesteśmy zobowiązani do lojalności. Ja wiem doskonale, że tożsamość >>Żywieckiego<< można bardzo łatwo ustalić. Natomiast ja nie mogę dokonać tej identyfikacji. Przeszliśmy razem ciężkie okresy... On miał bardzo ciężkie zadania... Nie chcę dokonać jego identyfikacji... W normalnych warunkach, ja bym go oczywiście zidentyfikował... Ale jeżeli ludzie, którym bardzo wiele oferowano i którzy bardzo wiele płacili, nawet swoim dobrym imieniem, rozmaitymi kompromisami moralnymi, bardzo przykrymi... A dzisiaj za to, co oni robili, to mogą być traktowani jako jakieś podłe jednostki... To ja nie mam prawa identyfikować człowieka, co do którego wiem, że był uczciwy... [Oskarża się go] tylko dlatego, że zgodził się pracować na takim wyjątkowo trudnym i obrzydliwym miejscu.

[Ryszard Zieliński był ewidencjonowany przez SB jako TW "Marcin". Leszek Moczulski zaprzecza, aby rzeczywiście współpracował on z SB oraz twierdzi, że posiadał wiedzę na temat jego kontaktów z SB. Szerzej była o tym mowa w wyjaśnieniach Leszka Moczulskiego składanych drugiego dnia rozprawy - 4 października 2013 r.]

Na pytanie sądu - "Proszę powiedzieć, kto to był Ryszard Zieliński?" Leszek Moczulski odpowiedział, że był to działacz Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego (ChSS), to jest jednej z trzech koncesjonowanych grup katolików świeckich w PRL. Pracował w redakcji głównego pisma tego Stowarzyszenia "Za i Przeciw", był przewodniczącym oddziału krakowskiego tego Stowarzyszenia, był autorem kilku książek historycznych. Jako szef krakowskiego ChSS uczestniczył w fasadowej organizacji, która się nazywała Front Jedności Narodu (FJN). Publikował także w "Więzi".

"Niektórzy ludzie od nas byli w różnych grupach katolickich. Jedną z koncepcji stworzenia jawnego ugrupowania politycznego opozycyjnego wobec władzy, było przejęcie istniejącej organizacji. Spośród istniejących wówczas organizacji tylko ChSS się do tego nadawało, ponieważ liczyło zaledwie 100 członków. Mieliśmy przygotowany plan zgłoszenia z 50 ludzi na członków ChSS przed kolejnym walnym zebraniem, spowodowanie, że nasi ludzie zostaliby wybrani do jego władz i wystąpienie z opozycyjnym programem. Ryszard Zieliński przygotowany był do takiej roli. Inny plan przygotowywał [Romuald Szeremietiew,] świadek w tym procesie, działacz PAX-u. Tam miało to nastąpić na zasadzie przewrotu".

Posłuchaj - http://bohunka.wrzuta.pl/audio/4uKv9V2BcOy/odpowiedzi_na_pytania_sadu_4
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lis 21, 2013 9:05 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Sędzia Joanna Hut - "Będziemy kontynuować odczytywanie pana wyjaśnień".

Sąd odczytał wyjaśnienia Leszka Moczulskiego z 4 października 2000 r. dotyczące fałszowania akt TW "Lecha" przez SB oraz prześladowania Leszka Moczulskiego przez władze Polski Ludowej. Lustrowany potwierdził te wyjaśnienia, zaznaczając, że drobne szczegóły wymagają wyjaśnienia. Nieścisłości wynikają z tego, że składając te wyjaśnienia Moczulski nie miał wiedzy nt. interwencji Breżniewa w sprawie jego aresztowania w roku 1980, ani nie wiedział jak działa karta E-15. Dlatego nie powołał się na argumenty odnoszące się do tej wiedzy.

Na temat znaczenia karty E-15 lustrowany powiedział: "Jak już zostałem zarejestrowany w archiwum MSW jako rzekomy były tajny współpracownik SB, to - gdy pojawiałem się gdziekolwiek w Polsce (a ja bardzo dużo jeździłem po całym kraju) - obowiązkiem lokalnego funkcjonariusza SB, który prowadził lokalne sprawy, było sprawdzić mnie kartą E-15 i dołączenie wyników tego sprawdzenia do tych lokalnych spraw. Po 5 sierpnia 1984 r. każdy funkcjonariusz SB, który wysłał kartę E-15 do archiwum MSW dostawał wiadomość, że ja byłem tajnym współpracownikiem i mógł tę wiadomość wykorzystać w ten sposób, że ją upowszechnił. Na ogół tego nie robiono, bo wówczas, to by było niewiarygodne, ale gdyby oni dostali polecenie, żeby to ujawnić, to nagle w całej Polsce mogła pojawić się informacja, że ja byłem TW".

"W 1986 r. zostałem aresztowany. Było to w gmachu MSW. Z tego gmachu przewoził mnie do więzienia oficer bezpieczeństwa, którego znałem dość dobrze, ponieważ on był szefem bezpieczniackiej ekipy, która nas pilnowała podczas procesu 1980-1981. Zaczął ze mną rozmawiać - >>Po co to panu?<<. Powiedziałem mu, że i tak wyjdę z więzienia. On mi wtedy powiedział: >>Ale my potrafimy być o wiele bardziej dolegliwi!<<. Zapytałem: >>Zamordujecie mnie?<< . On sie obruszył: >>Ależ skąd! Ale zniszczymy pana moralnie! A materiały są już przygotowane!<< On nie powiedział, że to są teczki >>Lech<<, tylko powiedział, że są przygotowane materiały". Ja się wtedy roześmiałem: >>Czy pan myśli, że ktoś w to uwierzy?<<. Na tym ta rozmowa się skończyła.

Na pytanie sądu: "Czy pan zna nazwisko tego oficera?" Leszek Moczulski odpowiedział, że w tym momencie nie pamięta, ale zobowiązał się je ustalić do kolejnego terminu rozprawy.

Na pytanie sądu: "Kiedy pan się dowiedział, że są na pana przygotowane materiały SB?" Leszek Moczulski odpowiedział, że było to parę dni przed 4 czerwca 1992 r., gdy trwały rozmowy na temat rekonstrukcji rządu Jana Olszewskiego. Warunkiem przetrwania tego rządu było pozyskanie głosów KPN. Umówiliśmy się na rozmowy z premierem Olszewskim, w sprawie wypracowania kompromisowego programu, który pozwoliłby KPN wejść do koalicji. Godzinę przed rozpoczęciem tych rozmów ówczesny marszałek Sejmu [i poseł KPN] Dariusz Wójcik (który jest świadkiem w tej sprawie) powiadomił mnie, że minister spraw wewnętrznych chce się z nim spotkać o tej samej godzinie, o której miały rozpocząć się rozmowy nad poszerzeniem koalicji. Uzgodniliśmy, że on pójdzie na to spotkanie a potem dołączy do rozmów. Gdy Darek Wójcik wrócił od Macierewicza, to poprosił mnie o rozmowę w cztery oczy. Przyjechaliśmy do Sejmu, szliśmy wzdłuż budynku i on mi powiedział: >>Leszek, Macierewicz twierdzi, że byłeś tajnym współpracownikiem SB!<< [Jest nieścisłość w protokole, bowiem sąd zaprotokołował, że Wójcik wymienił pseudonim "Lech"]. Odpowiedziałem mu: >>Nie przejmuj się! Co za bzdura!<<. Ponieważ nasze rozmowy koalicyjne nie dały pozytywnego efektu, to odebraliśmy ten incydent, jako formę nacisku na nas, abyśmy poparli rząd. Wtedy dowiedziałem się, że istnieją akta, dowodzące, że miałem być tajnym współpracownikiem. Kilka dni później, przed rozpoczęciem posiedzenia Sejmu o godzinie 9.00 zadzwonił do mnie jakiś dziennikarz i powiadomił mnie, że jestem na liście, którą Macierewicz ma przedstawić w Sejmie. Jakieś dwie godziny później do naszego klubu przyszła koperta, w której była informacja, że byłem tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie >>Lech<<. Zwołałem natychmiast konferencję prasową, pokazałem to dziennikarzom i w sposób stanowczy zaprzeczyłem. Jakieś dwa tygodnie później wszystkie osoby uzyskały dostęp do własnych teczek i wtedy i ja uzyskałem dostęp do obu teczek >>Lecha<<. Przekazał mi je kierownik archiwum MSW, w obecności, którego je przeglądałem. Trwało to może pół godziny. Uznałem je za śmiecie. Dokładniej zapoznałem się z tym materiałem w toku postępowania lustracyjnego. Nadmieniam, że w dniu, w którym Macierewicz doręczył do Sejmu swoją listę, premier Olszewski oraz - niezależnie od niego - minister Macierewicz rozmawiali z ludźmi z KPN i oni pierwsi zobaczyli teczki >>Lecha<<. >>Usuńcie Moczulskiego, to my się dogadamy!<<. Pokazywano im mój podpis, który jest w aktach i na pytanie, jednego z naszych posłów, Michała Janiszewskiego, czy została zrobiona ekspertyza tego podpisu, Macierewicz miał odpowiedzieć: >>Nie! Po co?<<.

Na pytanie sądu: "Ponieważ pan ma tutaj taką własną koncepcję wytworzenia tych teczek, którą nam pan przedstawił, to w związku z tym proszę powiedzieć sądowi, kto był - w pana ocenie - pomysłodawcą wytworzenia tych teczek?" Leszek Moczulski odpowiedział: "To jest tylko kwestia następstwa czasu. Decyzja z przyczyn ogólnopolitycznych, o amnestii i wypuszczeniu tych ostatnich osób, zapadła w trakcie wizyty gen. Jaruzelskiego w Moskwie... [Chodzi o wizytę Jaruzelskiego w Moskwie w maju 1984 r. - zob. http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?p=73#73 ]".

W tym momencie przewodnicząca sądu przerwała lustrowanemu i powtórzyła pytanie: "Proszę pana! Kto mógł zlecić spreparowanie teczek wobec pana?". Leszek Moczulski odpowiedział: "Uważam, że musiał to zlecić ktoś, z grupy kierowniczej KC PZPR, poczynając od ówczesnego pierwszego sekretarza KC PZPR Wojciecha Jaruzelskiego. Oni przedtem zobowiązali się wobec Moskwy, że Moczulski nie zostanie wypuszczony z więzienia [zob. http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?p=72#72 ] i tej ich decyzji nikt niższy nie mógł zmienić. Ponieważ zdecydowali się mnie wypuścić, to musieli to uzgodnić z kierownictwem sowieckim, ponieważ to Sowieci domagali się, żebym ja siedział w więzieniu. Wypuszczając mnie trzeba było przygotować materiał kompromitujący mnie, który mi uniemożliwi dalszą działalność polityczną. We wrześniu 1980 r. nie mogli stworzyć w ciągu kilku dni takiego materiału, a tu mieli czas kilku miesięcy. Ale kto konkretnie podjął taką decyzję, tego nie wiem".

Na pytanie sądu: "Czy miał pan kiedykolwiek kontakt z funkcjonariuszami, którzy występują w aktach TW >>Lecha<< w formie, jaka wynika z tych akt?" Leszek Moczulski zaprzeczył. "Matulewicza, Kijowskiego i Owczarka widziałem po raz pierwszy na sali sądowej. Może się z nimi wcześniej zetknąłem, ale ich nie zapamiętałem".

Posłuchaj - http://bohunka.wrzuta.pl/audio/8XZw6ZlNtRk/wyjasnienia_lustrowanego_i_odpowiedzi_na_kolejne_pytania_sadu_5
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Lis 22, 2013 4:59 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Sąd odczytał wyjaśnienia Leszka Moczulskiego z 16 listopada 1999 r. oraz z grudnia 2002 r. dot. Konwentu, spotkań z płk. Majem, początków działalności ROPCiO, rewizji w mieszkaniu Moczulskiego, zatrzymań przez SB (od września 1977 do września 1980 - ponad 250 zatrzymań, nawet do trzech zatrzymań w tygodniu!). Leszek Moczulski: "Na początku procesu lustracyjnego nie znałem jeszcze tych wszystkich materiałów, którymi sąd dysponuje dzisiaj i moja linia obrony była wtedy następująca - chciałem bardzo szczegółowo przedstawić moje działania opozycyjne w tym czasie, ponieważ byłem przekonany, że gdybym był tajnym współpracownikiem, a nawet, gdybym tylko udawał, że nim byłem, to musiałbym podawać jakiekolwiek informacje o moich związkach opozycyjnych, bo one były nie ukrycia. Prędzej czy później bezpieka dowiadywała sie o tych działaniach. Na przykład, jeżeli 11 listopada 1973 r. miałem wykład w Poznaniu w obecności około 50 osób [Sąd zaprotokołował błędnie, że tam było kilkanaście osób] i tam przedstawiłem tezę, że obowiązkiem naszego pokolenia jest zrobić to, co zrobiło pokolenie naszych ojców i dziadów, tj. odzyskać niepodległość, to było wiadomo, że informacja o tym spotkaniu przeniknie do bezpieki. Po opublikowaniu listy Macierewicza dowiedziałem się, że niektóre osoby, które były na tym spotkaniu w 1973 r., szczerze lub nieszczerze współpracowało z SB [Jedną z tych osób był Krzysztof Skubiszewski]. W aktach >>Lecha<< nie ma śladu mojej rzeczywistej działalności opozycyjnej w tym czasie ani moich ówczesnych kontaktów opozycyjnych. Gdybym w latach 1969-1976 nawet tylko udawał współpracę, to bezpieka by mnie wcześniej czy później zdemaskowała. Idąc takim tokiem rozumowania składałem bardzo szczegółowe wyjaśnienia w 1999 r. Dziś mam znacznie większy materiał dowodowy i nie ma już potrzeby, abym prostował nieprecyzyjne szczegóły zawarte w protokołach z tamtych rozpraw.

Sąd odczytał kolejne wyjaśnienia Leszka Moczulskiego z 16 listopada 1999 r. oraz z grudnia 2002 r. dot. znajomości z Marianem Barańskim, manifestacji w Teatrze Klasycznym na sztuce "Śmierć porucznika", nawiązania kontaktów z grupą gdańską (późniejszy RMP), legendowaniu każdego kontaktu konspiracyjnego oraz każdego spotkania. Lustrowany potwierdził te wyjaśnienia.

Ostatni fragment wyjaśnień Leszka Moczulskiego z 1999 r. oraz z 2002 r. dotyczył nawiązania znajomości przez Leszka Moczulskiego z Andrzejem Czumą oraz Emilem z Morgiewiczem. Lustrowany potwierdził te wyjaśnienia z drobnymi korektami. "Słowa >>legenda<< myśmy używali w szczególnym znaczeniu. Stwarzaliśmy pewną pozorną sytuację, która tłumaczyła dlaczego się spotkaliśmy, albo dlaczego się znamy".

Posłuchaj - http://bohunka.wrzuta.pl/audio/6RHUI3vYKUe/wyjasnienia_lustrowanego_i_odpowiedzi_na_kolejne_pytania_sadu_6

Na koniec przewodnicząca składu sędziowskiego Joanna Hut zapowiedziała, że na kolejnym terminie rozprawy sąd przejdzie do okazywania lustrowanemu materiałów i prosiła o należyte przygotowanie się do tego strony lustrowanej. Wyznaczone zostały także terminy rozpraw w styczniu i w lutym 2014 r.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Czw Lis 28, 2013 8:24 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Refleksje na 146 urodziny Marszałka

Jako historyk, słucham z zainteresowaniem wyjaśnień Leszka Moczulskiego składanych w procesie lustracyjnym. Sposób działania opozycji przedsierpniowej, wzorującej się na konspiracji akowskiej budzi szacunek. Kędy nam, domorosłym spiskowcom po 13 grudnia, do takich profesjonalistów! Mówiąc "nam", mam na myśli nie tyle siebie (gdyż nie byłem żadnym wielkim konspiratorem), ale całe nasze pokolenie ludzi urodzonych w latach 60. Na tle reguł konspiracji, których przestrzegało pokolenia Leszka Moczulskiego, możemy się tylko rumienić ze wstydu. Znam realia działalności mojego pokolenia w latach 80. trochę z autopsji, ale przede wszystkim z rozmów z moimi rówieśnikami zakładającymi podziemną KPN w 1982 r. w Krakowie, z którymi - jako współautor "Gazu na ulicach" (wraz z Maćkiem Gawlikowskim) - przegadałem wiele godzin, utrwalając ich wspomnienia o tamtych czasach.

Gdy Leszek Moczulski opowiadał na procesie lustracyjnym o swojej współpracy z Emilem Morgiewiczem, to podał, że Morgiewicz (z polecenia Andrzeja Czumy) miał przyjść do redakcji "Stolicy" i prosić Moczulskiego o pomoc w znalezieniu pracy. Była to z góry przygotowana dla SB legenda, którą Moczulski uzgodnił z Czumą, a Czuma przekazał Morgiewiczowi. W redakcji pracował uczynny esbek i to do niego mieli obaj (Morgiewicz z Moczulskim) zwrócić się z prośbą o pomoc. To miało tłumaczyć SB kontakty Morgiewicza (który właśnie wyszedł z więzienia za sprawę polityczną) z Moczulskim bez wzbudzania podejrzeń SB. Moczulski opowiada, że każda nowa znajomość, każdy kontakt, które mogłyby wzbudzić zainteresowanie SB, miały uzgodnione legendy. Proste a zarazem profesjonalne.

Albo zjazd Nurtu Niepodległościowego w lutym 1977 r. w domu matki Leszka Moczulskiego. Paweł Mikłasz (jak się potem okazało agent SB) miał przygotować posiłki dla gości (zjazd miał trwać wiele godzin). Moczulski tak długo woził go po zmroku do domu swojej matki, że ten już nie wiedział gdzie jest. Matka zaś pilnowała, aby nie wyszedł z domu aż do zakończenia zebrania. Szukał pretekstu, że musi wyjść po papierosy, ale pani Moczulska miała przygotowaną całą paletę papierosów. "Jakie pan lubi?" - zapytała. Agent był bezradny. Bezpieka zapewne dowiedziała się w końcu od niego o zjeździe, ale było to już po fakcie. No i nie wiedziała, gdzie to miało być. Proste a zarazem profesjonalne.

Gdy w okresie od końca grudnia 1976 r. do marca 1977 r. Leszek Moczulski spotykał się z płk Majem z SB a równocześnie prowadził intensywne przygotowania do założenia ROPCiO, to esbek trafił na bardzo chytrego przeciwnika. Maj chciał Moczulskiego zwerbować, Moczulski udawał pierwszego naiwnego, bo chciał dowiedzieć się, co SB wie o działalności jego środowiska i ich przygotowaniach. Nawet jeśliby przyjąć, że akta SB na temat tych rozmów są autentyczne, to widać z nich, jak Moczulski wyprowadził bezpiekę w pole, zaskakując ich całkowicie najpierw tym zjazdem NN w lutym 1977 r. a potem założeniem ROPCiO w marcu tego roku. Zasłużył na ten kryptonim "Oszust", jaki nadano sprawie jego operacyjnego rozpracowania! "Oszust" w ustach SB - to brzmi jak komplement!

Historyk słucha więc wyjaśnień Leszka Moczulskiego z zainteresowaniem, opozycjonista z lat 80. - z zainteresowaniem i kompleksami. Ale zastanawiam się, z jakimi uczuciami słucha tych wyjaśnień prawnik, zwłaszcza ten, który miałby w tej sprawie wydać wyrok. I narasta we mnie niepokój. Bo proces coraz bardziej zaczyna przypominać inkwizycję. To znamienne, że w tym procesie nie było odczytania aktu oskarżenia i nie postawiono "oskarżonemu" konkretnych zarzutów! Proces zaczął sie od tego, że oskarżony przystąpił do obrony, do udowadniania swojej niewinności. Osoby śledzące ten proces mają wrażenie trochę, jak przy lekturze Kafki.

"Proszę powiedzieć sądowi, kto sfałszował akta >>Lecha<<! Na czyje to było polecenie, wg pana? Kto to zrobił?". To może jeszcze niech pan powie o której godzinie i gdzie dokonano fałszerstwa? Proszę podać sądowi imiona i nazwiska ludzi, którzy to zrobili! Proszę podać ich adresy, daty urodzenia i imiona rodziców! Proszę udowodnić sądowi, że pan nie jest wielbłądem!

Pani prokurator IPN biernie siedzi, rzadko zadając pytania i może znudzona ogląda swoje paznokcie. A skład sędziowski uważnie słucha, jak 83-letni człowiek, który dużą część swego dorosłego życia poświęcił walce z komuną, stara się udowodnić, że nie był esbeckim kapusiem...

Zastanawiam się, czy tak powinien ten proces wyglądać? Przecież to nie hipoteza obrony na temat sfałszowania akt ma być spójna, logiczna i kompletna. To tezy oskarżenia winny takie być, a z tego co dotychczas wiemy - nie są.

Ale skoro już tak wygląda ten proces, to czy Leszek Moczulski nie powinien przyjąć innej postawy? Ta, która przyjął, bazuje na pokorze wobec prawa i szacunku wobec sądu i oskarżenia. Zakłada dobrą wiarę wszystkich uczestników procesu i ich szczere dążenie do wyjaśnienia tzw. "prawdy obiektywnej". Ale czy lustrowany zamiast przedstawiać hipotezy na temat okoliczności sfałszowania akt "Lecha" (które ze swej istoty muszą być niedoskonałe, bo skąd lustrowany ma dokładnie wiedzieć, jak to było?) nie powinien po prostu poprosić o przeczytanie uzasadnienia wszystkich wyroków sądów PRL, które skazały go w sumie na kilkanaście lat więzienia i oświadczyć, że był ofiarą SB, a nie jej współpracownikiem? I niech prokurator IPN udowadnia, że akta SB są prawdziwe, spójne, logiczne i przystają do reszty rzeczywistości! Akta, w których nie ma ani jednego podpisu Moczulskiego, który to podpis by świadczył o jego współpracy, nie ma ani jednego donosu, który by dotyczył rzeczywistej działalności opozycyjnej jego i jego środowiska. Niech oskarżenie udowodni na podstawie tych akt, że Leszek Moczulski rzeczywiście współpracował z SB!

Teczkom "Lecha" obrońca Moczulskiego może przeciwstawić teczki "Oszust". A przecież są jeszcze inne teczki: są "Oszuści", był "Lin", sa opasłe materiały z obu procesów, akta więzienne... W sumie kilkanaście razy więcej akt, w których nie ma ani jednej wzmianki o rzekomej współpracy! Z materiałów wytworzonych przez SB i umieszczonych w obu teczkach "Lecha" wynika, że Moczulski był agentem, z materiałów wytworzonych przez SB, prokuraturę i PRL-owskie sądy umieszczonych w innych teczkach wynika coś przeciwnego. Między obu grupami tych materiałów jest przepaść. Tych teczek nie da się pogodzić! Albo jedne, albo drugie są fałszywe! Trzeba rozstrzygnąć - które? Mam nadzieję, że tym razem nie będziemy pytać o to byłych funkcjonariuszy totalitarnego państwa, jak to zrobiła sędzia Mojkowska w poprzednim procesie. Ludzie, dla których kłamstwa, pobicia a nawet zabicie człowieka były zwykłymi narzędziami ich pracy, nie mogą dziś wydawać certyfikatów moralności dawnym opozycjonistom.

Coraz bardziej widzę upokarzający charakter tego postępowania. Upokarzający nie dla lustrowanego, ale dla nas wszystkich, którzy czujemy szacunek i wdzięczność dla tych ludzi, których nazywamy Ojcami naszej Niepodległości. Dla nas, którzy czujemy wstyd, że nie mieliśmy wtedy tyle odwagi i że zrobiliśmy tak mało, w porównaniu z Nimi.

Prezes IPN odznaczył właśnie wysokimi odznaczeniami państwowymi ludzi, którzy walczyli z komuną za pomocą wierszy i ulicznych happennigów a także osoby, które w momencie wprowadzenia stanu wojennego nie miały 14 lat. Podkreślił, że osoby te przyczyniły się od odzyskania niepodległości. Tak, tak. Zapewne...

[ http://www.rp.pl/artykul/10,1068019-Nie-tylko--Solidarnosc-.html ]

Na koniec pierwszego procesu KPN, w październiku 1982 r. Leszek Moczulski mówił w tym samym budynku sądu: "Szukać pola starcia, na którym nas przeciwnik pokonać nie może. Być silniejszym moralnie i być silniejszym dzięki prawu, które nasz przeciwnik ustanowił, a teraz musi je łamać. A więc zwyciężać jego moralnym i politycznym kosztem [...]. Oba rodzaje wyroku - skazujący i uniewinniający - otwierają zwycięstwo dla linii "Rewolucji bez rewolucji" w kategoriach politycznych. Natomiast w kategoriach moralnych - zwycięstwo już dawno osiągnęliśmy. Udowodniliśmy, co warta jest godność człowieka i poszanowanie własnych przekonań. Jesteśmy żywymi dowodami, że nie warto klękać, że można działać, zgodnie ze swymi przekonaniami, w każdym okresie, nawet w czasie najbardziej dramatycznym".

[zob. - http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=345 ].

Czy te słowa są aktualne także w tym procesie? Czy nie jest tak, że tamten przeciwnik odniósł teraz zwycięstwo zarówno w kategoriach moralnych, jak i politycznych? Niemal wszyscy działacze komunistyczni, na czele z Kwaśniewskim, Millerem i Oleksym złożyli - zdaniem sądów III RP - prawdziwe oświadczenia lustracyjne. Nie skłamali także: Wałęsa, Jurczyk czy Gilowska. Największym sukcesem sądowej lustracji w Polsce jest uznanie za kłamcę człowieka, który w 1979 r. "rzucił Moskwie wyzwanie"...

[zob. - http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2234 ]

I wmawia się nam, że niepodległość zawdzięczamy ludziom, którzy malowali krasnale na murach...

Czy Leszek Moczulski, występujący już 14 rok w procesie autolustracyjnym, jest nadal dowodem na to, co warta była godność człowieka? Jest żywym dowodem, że nie warto było klękać? Że można było działać zgodnie ze swymi przekonaniami w każdym okresie?

Kolejny termin rozprawy lustracyjnej Leszka Moczulskiego przypada na 5 grudnia, w 146 rocznicę urodzin Marszałka. Zastanawiam się co zrobiłby Marszałek, gdyby znalazł się na miejscu Leszka Moczulskiego. Teoretycznie mogłoby tak się zdarzyć. Gdyby Niemcy i Austro-Węgry nie zajęły ziem polskich w czasie I wojny światowej, gdyby bolszewicy nie wygrali wojny domowej w Rosji, gdyby w 1918 r. endecy dogadali się z białą Rosją i zrobili jakiś okrągły stół, to mielibyśmy potem II RP zbudowaną na "historycznym kompromisie"... Wtedy, żeby wyeliminować Piłsudskiego z życia politycznego i skompromitować go moralnie, zwolennicy "realistycznych rozwiązań" do spółki z tymi, którzy palcem nie kiwnęli dla niepodległości Polski przed i w czasie I wojny światowej mogliby go oskarżyć o to, że był austriackim szpiegiem... Papiery pewnie by się znalazły.

5 grudnia tego roku będę w Warszawie na rozprawie, zamknę oczy i sprobuję sobie wyobrazić, że na ławie oskarżonych siedzi Marszałek. Nie zamiast, ale obok Moczulskiego. Czy by przyszedł? - Mógłby przyjść. W końcu przed Sierpniem (inaczej niż dzisiaj) niewielu ludzi w Polsce domagało sie niepodległości, więc tym nielicznym, którzy wtedy szli Jego drogą, może zechciałby teraz towarzyszyć.

Ręce złoży na szabli, głowę oprze na rękach. Surowym wzrokiem, spod krzaczastych brwi, popatrzy po sali. I co nam powie?

Co byś nam powiedział Cieniu?

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Lis 30, 2013 8:39 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Link do pełnego zapisu video z rozprawy 12 listopada 2013 r. - http://naszeblogi.pl/42584-rozprawa-autolustracji-leszka-moczulskiego-12-listopada
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ireneusz Głażewski



Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 382

PostWysłany: Pią Gru 20, 2013 12:40 pm    Temat postu: a co z 5 XII...? Odpowiedz z cytatem

Będzie relacja...?
A może rozprawa została przełożona...???
IGła

_________________
ka?dy ?piewa razem z nami:
"precz, precz, precz z komunistami"
Jakub Sienkiewicz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pią Gru 20, 2013 12:47 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przełożona. Już po raz drugi. Przyczyna ta sama, co poprzednio - choroba sędzi...

Następne dwa terminy w styczniu.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sty 07, 2014 7:59 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ciąg dalszy tego tematu - na forum KONFEDERAT - http://www.konfederat.pl/viewtopic.php?f=1&t=4&p=40#p40
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Mar 08, 2020 6:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dzisiejsza rozprawa była arcyciekawa!

Dwie mordercze rundy po 2,5 godziny każda! Zaczęło się od 9.30 i z półgodzinną przerwą trwało do 15.00.

A na dodatek wszyscy, którzy do tej pory czuli niedosyt z powodu braku konkretnych zarzutów, mogli dziś odczuwać satysfakcję. W zasadzie przez całe 5 godzin trwał "ostrzał artyleryjski" sądu (charakterystyczne jest, że oskarżyciel publiczny przez cały dzień zadała tylko jedno pytanie) w kierunku lustrowanego. Sąd okazywał lustrowanemu kolejne dokumenty z akt, prosząc o ich skomentowanie. Było tego sporo. W moim przekonaniu (jest to pierwsze wrażenie i oczywiście subiektywne) lustrowany doskonale sobie z tymi wszystkimi dowodami poradził, przekonująco podważając ich wiarygodność oraz niespójność z innymi, zebranym materiałem.

Jednak zmęczenie zrobiło swoje (żartowaliśmy później na widowni, że był to swoisty konwejer - brakowało tylko lampy w oczy :) ) i w połowie drugiej rundy sądowi udało się "złapać" lustrowanego na zeznaniu, które było niezgodne z jego zeznaniami sprzed 14 lat. Wprawdzie dotyczyło to okoliczności, która - jak się wydaje - nie ma istotnego znaczenia dla kwestii rzekomej współpracy (chodzi o to, na jakiej maszynie napisany zo0stał "Memoriał" - na domowej czy na redakcyjnej), ale po raz pierwszy w tym procesie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją. To nauczka na przyszłość dla lustrowanego, że mimo zmęczenia i podeszłego wieku, trzeba cały czas zachować koncentrację ... lub poprosić o przerwanie rozprawy z powodu zmęczenia. Czym innym bowiem jest składanie swobodnych wyjaśnień przez 5 godzin (jak to było do tej pory), a czym innym - precyzyjne odpowiadanie na szczegółowe pytania, gdy trzeba równocześnie na bieżąco identyfikować kolejne okazywane dokumenty i przypominać sobie, jakie zarzuty przeciwko nim należy podnieść. Tym bardziej, gdy lustrowany polega wyłącznie na swojej pamięci i nie posługuje się żadnymi notatkami! Z drugiej strony okoliczność, że lustrowany w roku 2014, składając wyjaśnienia po kilku godzinach takiego morderczego przesłuchania, pamięta jakąś kwestię sprzed niespełna 40 lat inaczej, niż zapamiętał ją 14 lat temu, nie jest chyba niczym zaskakującym. Przeciwnie, dowodzi, że lustrowany przygotowując się do rozprawy nie czyta swych wyjaśnień składanych w czasie dwóch poprzednich procesów (bo gdyby to robił to do niezgodności w zeznaniach by nie doszło), ale polega na tym, jak dzisiaj pamięta tamte wydarzenia. Paradoksalnie więc, sytuacja ta uwiarygadnia dotychczasowe wyjaśnienia, a zgodność, z jaką do tej pory mieliśmy do czynienia, wskazuje, że lustrowany zdecydowaną większość faktów sprzed kilkudziesięciu lat pamięta dziś tak samo, jak kilkanaście lat temu. Inna rzecz, że tym razem sędzia (być może celowo) zastawiła na lustrowanego pułapkę i - inaczej niż do tej pory - zadała mu pytanie odnośnie owej kwestii zanim odczytała jego wyjaśnienia sprzed 14 lat.

Generalnie sędzia przewodnicząca sprawia wrażenie b. dobrze przygotowanej do rozprawy, gdyż wybór dokumentów, które były okazywane na rozprawie nie był przypadkowy, ale przemyślany. Były to - jak się zdaje - wyselekcjonowane, kluczowe dokumenty z teczek "Lecha", które mogą być podstawą oskarżenia.

Zupełnie nieoczekiwanie pod koniec drugiej, morderczej rundy, przypadkowo ujawniona została okoliczność, która może mieć b. istotne znaczenie dla sprawy (co zostało b. dokładnie zaprotokołowane). A mianowicie okazało się, że w aktach brak jest istotnego dowodu i powstało podejrzenie, że dowód ten mógł zostać zniszczony. Chodzi o oryginalną okładkę akt "Lecha", na której znajdowały się odręczne dopiski funkcjonariuszy SB, które mogły być materiałem porównawczym do badań grafologicznych niektórych podpisów pod raportami "Lecha" (lustrowany już w poprzednich procesach wskazywał na podobieństwo tych podpisów - pod raportami i na okładce - i domagał się badań grafologicznych, których wtedy mu odmówiono). Miejmy nadzieję, że mimo "podmienienia" okładek (prawdopodobnie w IPN), oryginalne okładki z tymi odręcznymi notatkami gdzieś się zachowały. Nawiasem mówiąc podmiana okładek oznacza, że akta "Lecha" były po raz kolejny rozszywane i zszywane, co rodzi pytanie o ich integralność a także o to, czy przy tej okazji nie uległy zniszczeniu dowody. Oryginalne akta "Lecha" zszywane były bowiem w roku 1984 w bardzo charakterystyczny sposób, pozwalający ustalić, które dokumenty w aktach zostały do nich dołączone już po zarchiwizowaniu tych akt, a więc po 1984 r.

Dzisiejsza rozprawa wykazała także, że sporo dokumentów w aktach "Lecha" dołączono do tej teczki później, niż to wynika z zasad chronologii, co jest kolejną okolicznością podważającą wiarygodność tych akt.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Mar 08, 2020 6:11 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Komentarz do 4 dnia rozprawy

W średniowieczu i na początku czasów nowożytnych procedura sądowa opierała się na metodzie inkwizycyjnej. Inkwizycja kojarzy się nam z torturami i paleniem na stosie heretyków, ale istota metody inkwizycyjnej nie polegała na torturach, ale na tym, że nie były rozdzielone role sędziego, oskarżyciela i obrońcy. Wszystkie te trzy funkcje spełniała w procesie jedna osoba, zwana inkwizytorem. Dopiero w XVIII w. metodę inkwizycyjną zastąpiono kontradyktoryjnością (spornością), która polega na tym, że sędzia jest jedynie arbitrem w sporze, który przed sądem toczą oskarżyciel i obrońca.

Obserwując uważnie proces lustracyjny Leszka Moczulskiego mam wrażenie, że metoda kontradyktoryjności w ogóle w nim nie obowiązuje. Prokurator IPN jest zupełnie bierna a role sędziego i oskarżyciela zostały połączone... Oczywiście nie ma tortur ( :) ), ale konwejer - owszem. Być może sprzyja to sprawności postępowania (to była główna zaleta postępowania inkwizycyjnego), ale gorzej jest z respektowaniem gwarancji procesowych oskarżonego.

Z drugiej strony, może to i dobrze. Jeżeli lustrowany jest niewinny, to nawet w takim postępowaniu powinien wykazać swoją niewinność. A przynajmniej nikt nie zarzuci później, że w procesie był uprzywilejowany. Bo coraz wyraźniej widać, że grzeczny stosunek sądu do lustrowanego i deklarowana troska o jego zdrowie, to jedynie łagodne opakowanie mechanizmu, który wcale nie jest taki łagodny, jakim się wydawał.

W 4 dniu procesu ujawnione zostały chyba najmocniejsze dowody oskarżenia a mianowicie rejestracja teczek "Lecha" w archiwum MSW pod nr 4750 oraz wszystkie dokumenty w tych teczkach sygnowane podpisem Leszka Moczulskiego lub podpisem, który wg treści tych teczek miał być podpisem Leszka Moczulskiego.

Gdy idzie o rejestrację, to sprawa - mam nadzieję - będzie dalej badana, gdyż zapis w dzienniku rejestracyjnym z 1969 r. nie jest jednoznaczny (zob. - http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view ). Nie wynika z niego, że osoba o nr 4750 (który to numer od 1977 r. - jak wynika z SOR "Oszust" - był niewątpliwie przypisany do Leszka Moczulskiego) została zarejestrowana w charakterze TW. Nie wiadomo też, czy wpisy w dzienniku rejestracyjnym były dokonywane chronologicznie, czy nie były przerabiane oraz czy nie było możliwości ich antydatowania. Pozostałe zapisy rejestracyjne mają mniejsze znaczenie, gdyż są z 1984 r. (zob. http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view oraz http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view ). W tym też roku nastąpiła archiwizacja teczek "Lecha", które powinny zostać zarchiwizowane w roku 1977 (kiedy to, wg ich treści rzekoma współpraca została zakończona).

Gdy idzie o podpisy, to sytuacja jest bardziej jednoznaczna. Oryginalny podpis imieniem i nazwiskiem pod "Memoriałem" (z grudnia 1976 r.) - zob. http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view - nie może być dowodem współpracy, gdyż dokument był "oficjalnym" dokumentem działacza opozycji i był przeznaczony nie dla SB, tylko dla przywódców PZPR (do których zresztą b. szybko dotarł, co potwierdzają wspomnienia Jaruzelskiego). Wyjaśnienia lustrowanego, że "Memoriał" przekazał władzom partyjnym za pośrednictwem swego znajomego Zbigniewa Załuskiego także wydają się bardziej przekonujące, niż wersja wynikająca z teczek "Lecha", że dokument ten został przekazany za pośrednictwem oficera SB i że rzekomy agent dyskutował z esbekiem treść tego dokumentu, który - jak wynika z jego treści - byl skierowany nie do SB, ale do przywódców PRL.

Parafa podpisu "Leszek Moczulski" na pokwitowaniu (zaczynającym się od słowa "kwituję" napisanego z małej litery) - zob. http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view - której autentyczność potwierdził lustrowany, także nie może być dowodem jego współpracy z SB, gdyż forma tego pokwitowania rażąco różni się od typowych pokwitowań przyjęcia pieniędzy przez agenta (zob. http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view oraz http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view . Dokument jest jedynie dowodem tego, że 31 grudnia 1975 r. Leszek Moczulski pokwitował komuś otrzymanie 1 tys. złotych.

Parafa podpisu "Leszek Moczulski" pod jednym z donosów "Lecha" (z 1976 r.) - por. http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view - wyraźnie różni się od parafy na pokwitowaniu. Hipoteza przyjęta na poprzednim procesie, że Leszek Moczulski podrobił swoją własną parafę wydaje się bardzo dziwna.

Z 6 odręcznych podpisów "Lech" w aktach jedynie 2 (pisane dużymi literami) są do siebie podobne, ale niepodobne do własnoręcznych podpisów Moczulskiego (chodzi głównie o literę "L"). Pozostałe 4 są niepodobne do wszystkich innych podpisów, ale niektóre z nich przypominają pismo ręczne funkcjonariusza Kijowskiego, który miał prowadzić "Lecha" (znowu chodzi głównie o literę "L") - zob. http://www.konfederat.pl/viewtopic.php? ... p=250#p250

Zapewne sprawa ta będzie jeszcze badana. Być może powołany zostanie nowy biegły grafolog. Jeżeli jednak okaże się, że w teczkach, które mają być dowodem rzekomej 7-letniej współpracy nie ma ani jednego bezpośredniego dowodu, że TW "Lech" to Leszek Moczulski, to będzie oznaczało, że mamy do czynienia z procesem poszlakowym.

Zeznania esbeków na ten temat, z góry odrzucam, jako niewiarygodne. Nie może być tak (choć tak zwykle jest w procesach lustracyjnych), że byli esbecy są świadkami moralności osób, którym zarzuca się współpracę z SB. Ci, których współpracy zaprzeczą (co jest regułą), są uwalniani od zarzuty kłamstwa lustracyjnego, a ci których współprace potwierdzą (co jest wyjątkiem), są skazywani.

Jeżeli zaś mamy do czynienia z procesem poszlakowym, to warto przypomnieć, że "łańcuch poszlak" może być podstawą skazania tylko wtedy, gdy jest spójny i logiczny. Właściwym przedmiotem tego procesu lustracyjnego jest właśnie spójność i logiczność materiałów SB, dotyczących rzekomej agenturalnej współpracy Leszka Moczulskiego przy czym ciężar dowodu obciąża prokurator IPN.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Mar 08, 2020 6:12 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Relacja z rozprawy w procesie lustracyjnym Leszka Moczulskiego. Dzień piąty - 23 stycznia 2014 r.

Sędzia po raz kolejny odczytała odczytywany już poprzednio fragment wcześniejszych wyjaśnień lustrowanego, dotyczący jego przynależności do PPR i PZPR przez trzy miesiące na przełomie 1948 i 1949 r. Cóż, nikt nie jest doskonały :) . Ciekawe, czy kolejny termin rozprawy, 11 lutego rozpoczniemy rytualnie także od tego fragmentu wyjaśnień. Niebawem wszyscy będziemy już znać go na pamięć. A może to jakaś nowa strategia sądu? :)

Następnie sędzia Joanna Hut odczytała wyjaśnienia lustrowanego z roku 2003, dotyczące dokumentów rejestracyjnych na kartach: 219,221 i 266, które były okazywane lustrowanemu na poprzednim terminie.

Odnośnie z 1969 (k. 266) lustrowany wyjaśnił (opierając się zapewne na opinii biegłego Zielińskiego, o której była już nowa, ale która nie została jeszcze ujawniona na procesie), że zapis ten uległ licznym poprawkom. Poprawki polegały na tym, że wymazano stary numer sprawy i wpisano nowy. Poza tym (zapewne znowu na podstawie opinii biegłego) lustrowany wyjaśnił, że poszczególne zapisy w dzienniku rejestracyjnym dokonano różnym długopisem i różnym charakterem pisma. Lustrowany założył, że pierwotny zapis polegał tylko na wpisaniu nowego numeru sprawy oraz daty (przesłanki takiego założenia lustrowany wyjaśniał na poprzednim terminie). Wszystkie inne zapisy zostały zapewne dokonane w późniejszym terminie. Lustrowany zaznaczył, że nie rozumie, dlaczego nie ma dostępu do oryginału tego dokumentu. Gdyby miał taki dostęp, to - być może - mógłby odczytać więcej. Lustrowany podkreślił także, że drugi archiwalny numer, wprowadzony do tego zapisu, jest numerem łamanym przez II (chodzi o nr "II-8133", tj. nr archiwalny SOR "Oszust"), a to oznacza, że zarchiwizowane zostały akta figuranta, a więc przeciwnika systemu, a nie tajnego współpracownika.

Odnośnie (k. 221) lustrowany wyjaśnił, że jest ona tylko i wyłącznie dowodem, że nastąpiło złożenie jakichś akt do archiwum - niczego więcej. Lustrowany pierwotnie nie był w stanie odczytać poprawek odręcznych dokonanych w Biurze "C" na tej karcie (gdyż IPN i/lub sędzia, który przygotowywał materiał dowodowy dla sądu dołączył pierwotnie do akt lustracyjnych kserokopię, na której te dopiski były nieczytelne). Gdy je odczytał, to wysunął z nich taki wniosek, że gdy ta karta dotarła do centralnej kartoteki ogólnoinformacyjnej umieszczonej w Wydziale III Biura "C", to archiwista miał kłopoty z archiwizacją, ponieważ karta ta nie pasowała do informacji, które zostały w tej kartotece zgromadzone. Dlatego archiwista napisał "brak czynnej sprawy", tzn. że nie ma takiej czynnej sprawy dotyczącej tajnego współpracownika, po czym odesłał kartę - jak możemy się domyślać - do Wydziału I Biura "C", który prowadził czynne sprawy. W tym wydziale pracownik zrobił adnotację "jak fig.?", to znaczy, że chodzi prawdopodobnie o figuranta. Następnie tę kartę odesłano i wprowadzono do centralnej kartoteki. Pieczęć datowana na 4 sierpnia 1984 r. wskazuje, że z tą datą nastąpiła archiwizacja akt. To jest w przeddzień zwolnienia Leszka Moczulskiego z Barczewa.

Odnośnie (k. 219) lustrowany podkreślił, że jego nazwisko w kontekście teczek "Lech" pojawia się po raz pierwszy dopiero w tym dokumencie. Dopiero od dnia wprowadzenia nazwiska Moczulskiego do centralnej kartoteki na podstawie karty E-14, co nastąpiło w sierpniu 1984 r. (z datą lipcową z tego 1984 roku), tj. wiele lat po tym, jak zerwano rzekomą współpracę z "Lechem", pojawiła się sprawa Leszka Moczulskiego, jako agenta. Na tej podstawie w latach 1987-1988 wprowadzono te dane do Zintegrowanego Systemu Kartotek Operacyjnych (ZSKO), na który powołał się później Antoni Macierewicz.

Ponadto lustrowany wyjaśnił (co było niejasne na poprzednim terminie), że z kartoteki komputerowej MSW wynika, że akta o sygnaturze 5341/Sl zostały zarchiwizowane w sierpniu 1972 r. zaś akta o sygnaturze 1448/k/69 zostały zarchiwizowane dopiero w lutym 1983 r. A więc wbrew temu, co napisał funkcjonariusz Kijowski w swoich notatkach z 1969 r. (zob. http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view , http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view oraz http://www.konfederat.pl/download/file. ... &mode=view ) nie mógł on w 1969 r. zapoznawać się z tymi aktami w archiwum MSW, bo tych akt w tym czasie w archiwum MSW nie było!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Mar 08, 2020 6:13 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Komentarz do 5 dnia rozprawy

Zupełnie nie rozumiem zachowania sędzi Joanny Hut, która na ostatnim terminie rozprawy ujawniła kilka dokumentów z SOR "Oszust", ale odczytała (i to w całości) na rozprawie tylko jeden z nich - donos TW "Warszawskiego" (Mariana Bogacza) odnosnie przebiegu zebrania ROPCiO w Zalesiu Górnym.

Rację ma lustrowany, że donos ten relacjonuje przebieg tego spotkania w sposób skrajnie jednostronny i tendencyjny. Jednostronność tego dokumentu łatwo wykazać analizując inne dokumenty zawarte w SOR "Oszust" (których jednak już nie ujawniono - wrócę do tego za chwilę).

Jaki walor dowodowy w procesie lustracyjnym Leszka Moczulskiego ma spisane przez esbeka donos TW "Warszawskiego", który cytuje nn kobietę z Gdańska, która słyszała od osób związanych z KSS KOR i od skonfliktowanego z Moczulskim Andrzeja Czumy, że Moczulski jest (nie że był, ale że jest!) agentem SB? Toż to jest zabawa w głuchy telefon: ktoś coś powiedział nn kobiecie, ta kobieta to powtórzyła na zebraniu ROPCiO, doniósł o tym esbekowi kapuś a esbek to zanotował... :)

Jaki walor dowodowy mają spisane przez esbeka słowa TW "Warszawskiego" odnośnie bredni wygadywanych przez Gołdę nt. publikacji historycznych Leszka Moczulskiego z przełomu lat 60. i 70.? Dziś możemy poczytać w Internecie te teksty i trudno tam znaleźć wątki dowodzące związków Moczulskiego z Moczarem czy elementy antysemickie. Kto nie wierzy może zresztą , polecam zwłaszcza opublikowany po wydarzeniach marcowych 1968 r.

Czemu ma więc służyć odczytywanie na rozprawie tasiemcowego donosu esbeckiego kapusia, który - zapewne na skutek pytań oficera prowadzącego - koncentruje się na oszczerstwach dyskredytujących Leszka Moczulskiego?

Czemu ma służyć jednoczesne pomijanie innych materiałów esbeckich z tego samego SOR "Oszust", z których wynika, że donos TW "Warszawskiego" jest tendencyjny i fałszywie przedstawia sytuację wewnątrz ROCPiO w omawianym okresie?

Czy chodzi o pojawiające się w tym donosie oskarżenia, że Moczulski współpracuje z SB, które NN kobieta z Gdańska usłyszała od Czumy i od kogoś z KOR-u? Chyba raczej nie, gdyż jest to typowy "magiel". Brak jest jakichkolwiek konkretów, które by taki zarzut choć trochę uprawdopodabniały i nadawały mu wartość dowodową.

Czyżby zresztą esbecki kapuś TW "Warszawski" i NN kobieta z Gdańska, czerpiąca wiedze od Czumy od od kogoś z KOR-u mieli stać się nagle głównym świadkami oskarżenia?

Powstała sytuacja analogiczna do tej, jakby na procesie rtm. Pileckiego wykorzystywać jako materiał dowodowy kłamstwa i oszczerstwa propagandy stalinowskiej nt. rzekomej współpracy AK z Gestapo czy też mordowania Żydów przez AK. Dopuszczenie takiego "dowodu" przed sądem stalinowskim nie dziwiłoby, ale dopuszczenie go przed sądem III RP - zostałoby powszechnie uznane za skandal. A tutaj mamy sytuację analogiczną!

Kłamliwy donos TW "Warszawskiego" nie ma żadnej wartości dowodowej w tym procesie a jego odczytanie na rozprawie służyło wyłącznie upublicznieniu oszczerstw esbeckiego kapusia.

Napisałem, że tendencyjność donosu TW "Warszawskiego" odnośnie sytuacji w ROPCiO a w szczególności odnośnie przebiegu spotkania w Zalesiu Górnym można łatwo ustalić w oparciu o inne materiały z SOR "Oszust". Oto parę dowodów.

28 maja 1978 r. z donosu TW ps. "13" dowiadujemy się, że b. legionista i powstaniec warszawski oraz b. członek Komendy Głownej AK i angażują się w obronę Leszka Moczulskiego i mają zamiar interweniować o prymasa Wyszyńskiego w jego sprawie. Czemu sąd nie odczytał tego materiału na rozprawie? Nie pasował do koncepcji?

47_III.jpg



Czemu na rozprawie nie odczytano donosu TW "St. Wysocki" z 30 maja 1978 r. dotyczącego przebiegu Zjazdu NN 25 maja tego roku? To spotkanie było równie burzliwe, jak zebranie ROPCiO z 10 czerwca 1978 r., tyle, że Czuma stawiał Moczulskiemu zupełnie inne zarzuty od tych, które stawiał dwa tygodnie później (nie zgadzała się nawet kwota dolarów, która miał zdefraudować Moczulski) i wyraźnie oświadczył, że nigdy nie zarzucał Leszkowi Moczulskiemu współpracy z SB.

187_III.jpg


188_III.jpg


189_III.jpg


190_III.jpg


191_III.jpg


192_III.jpg


193_III.jpg


Czemu nie odczytano wcześniejszych donosów TW "Warszawskiego" oraz znajdujących się tam adnotacji jego oficera prowadzącego, z których wynika, że TW "Warszawski" był zadaniowany w celu inspirowania Ziembińskiego w kierunku ataków na Moczulskiego (a więc w donosie nt. spotkania w Zalesiu Górnym TW "Warszawski" po prostu chwalił się swemu oficerowi prowadzącemu z dobrze wykonanego zadania zniszczenia Moczulskiego rękami m.in. Ziembińskiego)?

Czemu nie odczytano donosu TW "Jana Lewandowskiego" z czerwca 1978 r., w którym ten kapuś trafnie m.zd. charakteryzuje Czumę i Moczulskiego i sugeruje bezpiece, że korzystne dla niej jest, aby Czuma pokonał Moczulskiego na zjeździe ROPCiO, gdyż Moczulski w ROPCiO stanowi prawdziwe zagrożenie dla SB a Czuma nie?

206_III.jpg


207_III.jpg


208_III.jpg


209_III.jpg


Czemu nie odczytano wreszcie donosu TW "66" z 28 czerwca 1978 r., w którym całkowicie zdemaskowano intrygę Czumy i Ziembińskiego, zmierzającą do dyskredytacji i wykluczenia Moczulskiego z ROPCiO?

233_III.jpg


Twierdzę stanowczo, że sąd ujawniając jako materiał dowodowy w sprawie lustracyjnej Leszka Moczulskiego jednostronny, tendencyjny i ogólnikowy (a więc bezwartościowy z punktu widzenia dowodowego) donos TW "Warszawskiego" dot. przebiegu spotkania ROPCiO w Zalesiu Górnym, bez skonfrontowania go z innymi dokumentami zebranymi w sprawie SOR "Oszust" (które nie zostały ujawnione), choćby tymi, które przytoczyłem wyżej, ośmieszył się.

Muszę przyznać, że pierwszy raz, od rozpoczęcia tego procesu, nabrałem wątpliwości, co do bezstronności sądu, skoro ma on zamiar orzekać na podstawie takiego materiału "dowodowego". Duch Wołka i Reniaka zaczął unosić się nad sądową salą...

PS
Jeżeli ktoś nie wie o co chodzi z Wołkiem i Reniakiem, to odsyłam do głośnej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum