Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Punkt równowagi - opinie polityczne
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 17, 2010 8:04 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rafał Ziemkiewicz w Rzepie:
Cytat:

Kaczyński znowu czeka na cud
Rafał A. Ziemkiewicz 13-08-2010,

Powyborczy miesiąc dobitnie nam pokazał, do jakiego stopnia polska debata publiczna jest atrapą. Wystarczyło kilka tygodni, aby przywódcy głównych obozów politycznych odrzucili swe dotychczasowe wizerunki jak zużyte drelichy. Donald Tusk, który przez kilka ostatnich lat kreował się na autora wielkich reform, polityka z wizją obliczonej na wiele lat modernizacji państwa, który domaga się pełni władzy wyłącznie po to, aby te „dobre zmiany” móc wreszcie wcielić w życie, z całym cynizmem przyznał, że żadnych reform nie zamierza i nie obchodzi go przyszłość, ale zadowolenie żyjących „tu i teraz”, czyli po prostu wygranie kolejnych wyborów.

Jarosław Kaczyński zaś, który wiele wysiłku włożył w stworzenie nowego wizerunku jako polityka gotowego do współpracy i starającego się o „zakończenie wojny polsko-polskiej”, której zło wreszcie zrozumiał, natychmiast po względnym sukcesie nowej strategii całkowicie ją zdezawuował, wracając do retoryki radykalnego odrzucenia wyniku wyborów i do wizerunku nadąsanego złego starca, który wszystkich odrzuca i od wszystkich domaga się przeprosin.
(...)
Postępowanie Kaczyńskiego zakrawa na samobójstwo.

Wbrew stereotypowi za najbardziej brzemienne w skutki uważam nie wmanewrowanie się w sprowokowaną przez Bronisława Komorowskiego i sprzyjające mu media wojnę o krzyż przed pałacem, ale wypowiedzi lidera PiS dotyczące nowego prezydenta. Kaczyński, przekonany i zapewne utwierdzany w tym przekonaniu przez gromadkę lizusów, jaka otacza każdego przywódcę politycznego – że jego niepopularność wynika wyłącznie z wrogiej propagandy liberalnych mediów – najwyraźniej nic nie zrozumiał z ostatnich kilku lat. Nie dotarło do niego, że został odrzucony po pierwsze dlatego, iż zagroził poczuciu bezpieczeństwa wyborców, rozciągając „oczyszczanie” kraju na lekarzy i inne grupy zawodowe, bynajmniej nie postrzegane jako wrogie prostemu człowiekowi, a po drugie, dlatego że dopuścił się zachowania dla wyborców niewybaczalnego.

Polityk demokratyczny nie może bowiem kwestionować kompetencji wyborców i ich prawa do wyboru sterników państwa. A tak właśnie zachował się Kaczyński po przegranej w 2007 roku. Zamiast zgodnie z rytuałem pogratulować zwycięzcy i zadeklarować współpracę dla dobra państwa, zdezawuował wyniki twierdzeniem, że wyborcy zostali ogłupieni, a kampania była nieczysta i przede wszystkim Tusk musi go przeprosić. Po tych wypowiedziach względnie wysokie, trzydziestoparoprocentowe poparcie wyborcze natychmiast gwałtownie spadło do „żelaznych” 20 procent i do momentu katastrofy smoleńskiej ani drgnęło.

Tę zabójczą dla siebie reakcję na przegraną prezes PiS właśnie powtórzył, bojkotując zaprzysiężenie nowego prezydenta i oznajmiając w wywiadzie dla partyjnego portalu (jakże to charakterystyczne dla nowego-starego prezesa Kaczyńskiego: komunikować się z wyborcami poprzez wypowiedzi dla wewnątrzpartyjnego biuletynu), że Komorowski wybrany został przez „nieporozumienie”, bo wyborcy nie wiedzieli, iż jest on wrogiem krzyża. A gdyby wybrali Kaczyńskiego, nie wiedząc, iż nie zamierza on skończyć wojny polsko-polskiej, przeciwnie, przystąpi do niej z nowymi siłami – byłby to wybór ważny czy nie?

Tym razem cios zadany sobie jest jeszcze bardziej skuteczny. Lider PiS bowiem nie tylko znowu zakwestionował wynik wyborów i zasady gry, w której uczestniczy, ale też dobitnie okazał tym, którzy na niego zagłosowali, wierząc, iż po tragedii odrzuca dotychczasową zajadłość, że zwyczajnie ich okłamał. Cynicznie założył na czas kampanii maskę, którą, skoro nie dała zwycięstwa, odrzuca bez żalu.
(...)
Niektórzy tropią ślady przebiegłego planu – rozpętanie wojny o symbole religijne ma służyć pospołu PiS i SLD, które na fali emocji podobnych tym sprzed kilkunastu lat mogą „rozebrać” elektorat PO, w tych akurat kwestiach równie niezdolnej do wyartykułowania jasnego przekazu, jak wtedy nieboszczka UD. Rzeczywiście, na razie i obrońcy, i wrogowie krzyża biją zgodnie z obu stron we władzę. Ale teoria ta nie pasuje do faktów; to nie PiS ani nie SLD rozpętało aferę, tylko „Gazeta Wyborcza”, to nie politycy ścierają się przed pałacem, tylko Bubel z szantażystą Piesiewicza i dewoci z antyklerykałami, przy czym sytuacja najwyraźniej wymknęła się z rąk wszystkich chętnych do jej moderowania. No i w żaden sposób nie tłumaczy ta teoria bojkotu przez Kaczyńskiego zaprzysiężenia i zapowiedzi, iż nigdy nie będzie żadnej współpracy z partią, która aprobuje chamstwo i podłość Palikota.
(...)
Obrońcy Kaczyńskiego powołują się na przykład Węgier, gdzie równie wyszydzany i niszczony w mediach Wiktor Orban odniósł ostatecznie miażdżące zwycięstwo. Nie zauważają tylko, że Orban pracował na ten sukces w zupełnie inny sposób, budował sprawną strukturę polityczną, a nie sektę, i skupiał się nie na symbolach, tylko na punktowaniu błędów i nadużyć nieudolnego rządu.

Tymczasem jednak, dopóki cud nie nastąpi albo Kaczyński nie odejdzie, polska polityka gnije. Lider opozycji nie może ani wygrać, ani przegrać, lider formacji rządzącej nie musi rządzić, a państwo sypie się powoli jak niedoglądany przez nikogo, opuszczony dom. Skutki mogą być tragiczne.
Rzeczpospolita


Całość - http://www.rp.pl/artykul/9157,521667_Ziemkiewicz__Kaczynski_znowu_czeka_na_cud.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 17, 2010 10:58 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Pamięć i szacunek
Antoni Dudek 16-08-2010,

Od wojny polsko-bolszewickiej minęło już 90 lat. Wydaje się, że to wystarczająco dużo czasu, by na tamte wydarzenia spojrzeć nieco spokojniej i z pewnym dystansem. Dlatego pomysł, by oprócz świętowania wspaniałego zwycięstwa, które 15 sierpnia 1920 roku odnieśli żołnierze odrodzonego państwa polskiego nad bolszewicką nawałnicą, odsłonić obelisk poświęcony pamięci poległych także po drugiej stronie, uważałem i uważam za dobry.

Jestem przekonany, że możemy się zdobyć na gest, aby oprócz uczczenia naszych bohaterów, którzy bronili wówczas polskiej niepodległości, upamiętnić też tragiczny los żołnierzy walczących w armii najeźdźców. Musimy pamiętać o tym, że wielu z nich nie znalazło się tam z własnej woli. Dlatego tak jak z szacunkiem podchodzimy do mogił różnych obcych żołnierzy, które znajdują się na polskiej ziemi, tak nie widzę przesłanek do wielkiego oburzenia z powodu próby upamiętnienia ich losu symbolicznym obeliskiem.

Nie zgadzam się z twierdzeniem, że w ten sposób stawiamy pomnik Armii Czerwonej, której celem było podbicie Polski i całej Europy. Oczywiście jestem przeciwny stawianiu pomników zbrodniczym systemom, takim jak komunizm czy nazizm, nie widzę jednak nic złego w symbolicznym upamiętnieniu konkretnych żołnierzy, którzy zginęli w tej wojnie.

Zapewne zaraz odezwą się głosy, że w takim razie ktoś wkrótce wpadnie na pomysł, by upamiętnić także żołnierzy Wehrmachtu, którzy najechali Polskę w 1939 roku. Rzeczywiście, nie można tego wykluczyć. Podobnie jak w przypadku wojny polsko-bolszewickiej nie widzę nic złego w tym, by upamiętnić tragiczny los także tamtych żołnierzy. Czym innym jest stawianie pomników nazistowskim i komunistycznym zbrodniarzom, a czym innym symboliczne upamiętnienie poległych na polskiej ziemi ludzi, którzy często znaleźli się tu nie ze swojej woli. Pamiętajmy, że do Wehrmachtu siłą wcielano także Polaków. Być może warto by ten fakt upamiętnić.

Wracając do sprawy obelisku w Ossowie. Symboliczny w niej wydaje się fakt, że miał on mieć kształt prawosławnego krzyża. Trudno uznać, że jest to symbol Armii Czerwonej czy bolszewików, którzy za jeden ze swoich głównych celów uznawali walkę z Kościołem i religią. Jednak zdecydowana większość zwykłych żołnierzy, którzy walczyli w szeregach Armii Czerwonej podczas tamtej wojny, była wierząca. To chyba najlepiej pokazuje, że ten obelisk nie ma na celu uhonorowania zbrodniczego systemu czy armii najeźdźców, tylko jest ukłonem w kierunku tych konkretnych żołnierzy, którzy zginęli pod Ossowem.

Teoretycznie ta sprawa nie powinna wzbudzać tak wielkich emocji. Przecież nie żyją już bezpośredni uczestnicy tamtych wydarzeń. Fatalnie się jednak stało, że ta sprawa wpisuje się w gorący konflikt dotyczący symboli, który mamy ostatnio w Polsce. W tle tej sprawy mamy wielki spór między PiS i PO, katastrofę smoleńską oraz spór o krzyż przed Pałacem Prezydenckim. Do tego dochodzi dyskusja dotycząca przyszłości stosunków polsko-rosyjskich. To wszystko sprawia, że emocje sięgają zenitu i nie ma miejsca na spokojną dyskusję i wymianę argumentów. A szkoda.

Pomniki powinny być zarezerwowane dla naszych bohaterów i wybitnych postaci. Nie widzę jednak nic zdrożnego w tym, by jakimś obeliskiem czy tablicą upamiętniać tych, którzy znaleźli śmierć na polskiej ziemi.


http://www.rp.pl/artykul/9133,523228_Dudek__Pamiec_i_szacunek.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Sie 18, 2010 8:12 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Tusk w pułapce niemożności
Rafał A. Ziemkiewicz 18-08-2010,
(...)
Większość komentatorów politycznych hołubi następującą wizję roku 2007: społeczeństwo pojęło wreszcie to, co „światłe elity”, czyli oni, tłumaczyli od dawna – że Kaczyński stanowi zagrożenie dla demokracji i modernizacji, skłóca nas z Europą i w ogóle jest prawicowym paranoikiem. Nie silą się przy tym na wyjaśnienie, z jakiego powodu zmasowana propaganda, która go tak przedstawia zawsze, od początku lat 90., nie przeszkodziła braciom Kaczyńskim w podwójnym zwycięstwie w roku 2005, a zadziałała dopiero na kilka tygodni przed wyborami. Hegemonię tego sposobu rozumowania w debacie publicznej utwierdza fakt, że podziela go także Jarosław Kaczyński i większość jego zwolenników, wierząc, iż decydująca była wrogość żywiona doń przez media.

Prawda jest bardziej złożona. Demokracja czy stosunki paneuropejskie nie pasjonują ogółu tak, jak się wydaje wielkomiejskim pożeraczom jedynie słusznej gazety. Nie przeszkadzało im, dopóki władza Kaczyńskiego zagrażać miała takim abstrakcjom; przeszkadzać zaczęło dopiero, gdy dostrzegli w niej zagrożenie dla siebie.

Gdyby PiS, tak jak czyni to obecna władza, godził się bez szemrania na powszednią, drobną korupcję, na całe to „ręka rękę myje”, na wszechwładzę korporacyjnych sitw, koterii i układów, nieustającą wymianę przysług i inne postpeerelowskie patologie życia codziennego, gdyby nie kazał pokazywać lekarzom, co mają w garażu, a oczyszczanie państwa ograniczył do polowania na – że tak to ujmę – Gudzowatych i Kulczyków, wyborcy nadal by miotane przez tzw. elity gromy liczyli mu raczej na plus („oni” go nienawidzą, to znaczy, że jest nasz) i sytuacja potoczyłaby się zgodnie z ówczesnymi lamentami „autorytetów”. Te zaś uznając, że w ciemnym polskim społeczeństwie populizm i „nienawiść” retoryki Kaczyńskiego gwarantuje im poparcie większości, ratunku upatrywały w sojuszu PO i SLD z Lepperem i Giertychem.

I gdyby Donald Tusk nie wyczuł, że coś się w społeczeństwie zmienia, że opłaci się zmienić retorykę, mówić o cudzie gospodarczym na miarę Irlandii, nowych autostradach (co jeszcze dwa lata temu wzbudziłoby najwyżej wzruszenie ramion – następny magik od obiecywania gruszek na wierzbie), tylko poprzestał na kampanii w stylu „zasady PiS”, to nawet mimo oczywistego propagandowego przegrzania sprawy Sawickiej i hotelu Marriott wyniki skończyłyby się niewielkim zwycięstwem PiS, przy niższej frekwencji.

Przełom, wbrew stereotypowi, przyniosło Tuskowi nie tyle odwołanie się do nienawiści elit wobec prawicy w ogóle i Kaczyńskich w szczególności (bo ta nienawiść była w polityce establishmentu, jakkolwiek nazywały się jego konkretne reprezentacje, stałą), ale odwołanie się do emocji pozytywnej. W tym sensie mobilizacja za Tuskiem znacznej części elektoratu, głównie młodego, w roku 2007, miała w sobie coś z obamowskiego „we can do it!”.

Rzeczywiście, około dwóch milionów młodych ludzi uwierzyło, że „możemy to zrobić”, możemy „zmienić kraj” w Zachód, stać się państwem nowoczesnym, zamiast „tracić czas na rozliczenia”. Uwierzyło głównie dlatego, że weszło akurat w sprzyjający takiej wierze moment życia i odczuło poprawę bytu na tyle znaczącą, by upoważniała do marzeń.

Tusk może nie porywał jak Obama, ale kojarzył się z nadzieją na lepszą przyszłość znacznie bardziej niż jego rywal, postrzegany jako zajęty bez reszty dogrywaniem jakichś zamierzchłych wojen.

Co Tusk z tym bezprecedensowym wybuchem pozytywnych emocji zrobił? Nic właśnie. Zmarnował, dziś można to powiedzieć ponad wszelką wątpliwość. Bardzo szybko okazało się, że, wręcz przeciwnie – „we cannot do it”. Nie możemy! Nijak się nie daje! I cała energia nowej władzy idzie już tylko na usprawiedliwianie, dlaczego „nie możemy”. Oczywiście, przez Kaczyńskiego.

Fakt, że władza rządu ograniczona jest wetem prezydenta, że opozycja krytykuje posunięcia władzy, w krajach cywilizowanych rzeczy oczywiste, u nas okrzyczano istnym horrendum, przeszkodą, której usunięcie musi być wstępnym warunkiem jakiejkolwiek poprawy.

Fakt, iż przeszkoda ta już została usunięta, zmienia tylko tyle, że teraz trzeba szybko wymyślić nową. Władza, która od niemożności spełnienia oczekiwań odwraca uwagę wskazywaniem wroga i rozpętywaniem świętej wojny, wchodzi na równię pochyłą. Wkrótce nie jest już w stanie funkcjonować bez nienawiści i pogardy, a nienawiść i pogarda pożerają coraz więcej, w końcu także i ją samą, tym bardziej, im bardziej staje się niezdolna do działania pozytywnego.

A Tusk zrobić niczego pozytywnego nie może z przyczyny zasadniczej: żadna władza nie jest w stanie przeprowadzić reform godzących w struktury, na których się opiera. Władza Tuska opiera się na poparciu rozmaitych układów urzędniczo-mafijnych, które, poza wspólną nienawiścią do zagrażających im przez chwilę (bardziej zresztą w retoryce niż faktycznie) Kaczyńskich łączy też chęć zachowania, a nawet poszerzania swych wpływów. To zaś możliwe jest tylko w feudalnym w swej istocie, patologicznym modelu państwa postkomunistycznego.

Gdyby wprowadzić wolny rynek, wyzwolić przedsiębiorców spod dyktatu administracji i odebrać jej możność wymuszania różnego rodzaju łapówek, z czego żyłyby te setki tysięcy urzędników państwowych i samorządowych? Z pensyjek? A jak zmieniłaby się pozycja lobby ordynatorsko-profesorskiego, gdyby zdemonopolizować ubezpieczenia zdrowotne? Co oznaczałoby dla udzielnych profesorów przeoranie naszego światka akademickiego na wzór zachodni? A dla prawników poddanie ich działalności takim samym zasadom jak w Niemczech czy Wielkiej Brytanii?

Można pytać, czego chcemy, od spraw ważnych po piłkę kopaną, odpowiedź będzie zawsze ta sama: nie da się nic zrobić, bo zbyt wielu zbyt wiele by na tym straciło, i to właśnie tych wielu, których poparcia władza potrzebuje. O modernizacji może sobie władza pogadać, ale tylko jeśli ma ona polegać na promowaniu gejostwa i rugowaniu z przestrzeni publicznej krzyża – zresztą i to nie, bo z biskupami też się trzeba liczyć.

Na dodatek wokół nowego prezydenta nieuchronnie będzie się odtwarzać dawny LiD. Orłów może w tym towarzystwie nie ma, ale ono właśnie przejmie nieuchronnie (z przyczyn, mówiąc językiem Jarosława Kaczyńskiego, „genetycznych”) poparcie najbardziej wpływowych mediów, a mając za bohatera pozytywnego prezydenta, który, jak dowiódł tego Aleksander Kwaśniewski, w oczach wyborców nie ponosi odpowiedzialności za nic, będą mogły sztorcować Tuska zarazem jako nie dość reformującego gospodarkę i nie dość liberalnego obyczajowo. Dopóki Tusk budził nadzieje, mógł sobie próby napominania ze strony salonowych mediów ważyć lekce. Ale wciąż trudniej znaleźć kogoś, kto jeszcze wierzy w jego „cuda” Tusk coraz bardziej staje się już tylko „anty-Kaczyńskim”, a cała jego ekipa – opozycją wobec opozycji.

Jedyną możliwą odpowiedzią na te problemy jest więc mocniej atakować braci Kaczyńskich (także tego nieżyjącego), bardziej straszyć Jarosławem, silniej akcentować, że każde osłabienie Tuska grozi „powrotem IV RP”. I nie dać się w tym przelicytować. Walka klas musi się zaostrzać w miarę postępów... To oznacza, że nie tylko potrzebuje Tusk więcej Palikota, więcej Niesiołowskiego, Kutza – ale też, że musi im zacząć jakoś płacić. Może nie wszystkim, bo niektórymi kieruje zwykła, nazwijmy to uprzejmie, idiosynkrazja, ale taki na przykład Palikot ma świadomość swej rosnącej ceny i zagrożenia, jakie mógłby dla premiera stworzyć. Nie bez kozery pozwala sobie już na protekcjonalny ton wobec Bronisława Komorowskiego (któremu „załatwił prezydenturę”), a nawet na krytykę samego Tuska.

Im bardziej Tusk nie może zrobić nic dobrego, tym więcej musi robić złego. Tylko dzisiaj wydaje się nam, że polska debata publiczna jest do cna zdeprawowana – za rok chamskie okrzyki pijaków pod krzyżem wydadzą nam się równie niewinne, jak dziś zapomniane już tyrady Leppera o Balcerowiczu. Spełniają się, z dwudziestoletnim opóźnieniem, jeremiady michnikowszczyzny o „spirali nienawiści”, której uruchomieniem groziło jakoby pozbawienie nomenklatury ukradzionego mienia i przywilejów. A że spełniają się w ogromnym stopniu właśnie za jej sprawą, i że to ona właśnie wychowała nowych Niewiadomskich? Może coś jest w twierdzeniu, że Pan Bóg ma dość specyficzne poczucie humoru...
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/523822.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Wrz 07, 2010 2:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rozmowa w RMF FM (7 września 2010):

Cytat:

Staniszkis: Prezes jest otoczony przez aparatczyków

Konrad Piasecki: Socjolog, politolog profesor Jadwiga Staniszkis, witamy.

Jadwiga Staniszkis: - Dzień dobry państwu.

Pani profesor, czuje się pani oszukana po wyborach prezydenckich?

- Nie, nie. Ja uważam, że oczywiście nie podoba mi się to, co dzieje się w Prawie i Sprawiedliwości, bo to zmniejsza szansę na zwycięstwo. Uważam, że konieczne jest walczenie o władzę, bo Platforma nie rządzi dobrze, ale dla mnie to był epizod. Ja nie jestem politykiem, nie jestem działaczem.

Jarosława Kaczyńskiego w jego dzisiejszej formie, w jego dzisiejszej retoryce też by pani wsparła w wyborach?

- No, starałabym się, gdybym miała do niego dostęp bezpośredni, tak jak miałam w kampanii wyborczej, starałabym się wytłumaczyć, że robi błąd. Żądanie lojalności w sensie przytakiwania nie jest dobrą koncepcją partii. Że ważniejsza jest taka strategia gromadzenia ludzi, którzy są wierni. Właśnie nie lojalni, ale wierni pewnej wizji, pewnym wartościom, nie zrobią pewnych rzeczy. Bo tacy ludzie mogą zwyciężyć.

Dzisiaj Jarosław Kaczyński pisze w liście, albo będziecie lojalni albo się rozstaniemy, pójdziecie własną drogą.

- Ale nie bardzo wiadomo, co znaczy lojalni, wobec czego? Jeżeli to ma być takie właśnie przytakiwanie, jeżeli to jest stawianie na partię aparatu ludzi bezbarwnych, takie klony Kaczyńskiego, ale właśnie bez jego inteligencji, bez jego woli, która ciągle integruje partię. To jest bardzo rzadkie w polskiej polityce, gdzie raczej mamy do czynienia z mięczakami, albo z oportunistami, to tego typu lojalność jest niszcząca.

Rozumie pani, dlaczego Jarosław Kaczyński, który w kampanii wyborczej zaczął grać na różnych fortepianach, bo był to fortepian Poncyliusza, Kluzikowej, czyli taki bardziej liberalny, ale też fortepian Zbigniewa Ziobry, nagle stwierdził, że trzeba zrobić krok w tył i zintegrować partię wokół osi Smoleńska?

- Nie wiem, może ktoś mu powiedział, wyrobił w nim poczucie winy, że zapomniał o Lechu w czasie tej kampanii. Może to jest coś nawet głębszego, jakiś wewnętrzny kompleks. Może czuje się źle, że uwierzył w zwycięstwo. Na moment. Bo on na początku nie wierzył. Ja widziałam ten moment, kiedy on powiedział: mogę zwyciężyć. I widać w nim było radość. Może czuje się winny za to. W każdym razie to jest coś bardzo emocjonalnego i głębokiego. Ale polityka w Polsce z tymi wszystkimi wyzwaniami rozwojowymi wymaga naprawdę działania w tej chwili poważnego. Z jednej strony mamy taką małą innowacyjność i ostrożność Platformy, jeżeli chodzi o kwestię rozwoju. Bardzo poważne zagrożenie, że Polska spadnie już do 3. ligi a nie do 2. Mamy dziwne zachowania w polityce zagranicznej. Myślę tutaj o zaproszeniu ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa na spotkanie wewnętrzne, gdzie się ustala strategię z naszymi ambasadorami. To kładzie rolę Polski w Partnerstwie Wschodnim.

A w tym samym czasie Jarosław Kaczyński zajmuje się "chamstwem", jak pisze, jak mówi polityków PO, którzy podsiadają polityków PiS w Sejmie.

- To podsiadają to jest bardzo ładne śląskie powiedzenie Kutza i oczywiście ja się tutaj uśmiecham. Oczywiście chamstwo nas otacza. Ja sama zostałam wkręcona przez PKP. Miał być wywiad a okazało się reklamą. Oczywiście nie brałam za to żadnej forsy, a postawiona jestem w sytuacji dwuznacznej. Ale myślę, że trzeba mieć grubszą skórę, jak ktoś się bierze do polityki.

Z takim Kaczyńskim nie wygramy - pisze Marek Migalski. Tak mówi też Paweł Poncyliusz, tak szepce wielu polityków Prawa i Sprawiedliwości. Nie wygrają?

- Myślę, że będzie trudno wygrać. Oczywiście dramatem jest, że Migalski i też na przykład ja, porozumiewamy się z prezesem poprzez media. Bo sam fakt, Migalski jest politykiem i oczywiście jest w innej sytuacji niż ja, i powinien mieć możliwość powiedzenia tak temu prezesowi, ale nie ma tam wewnętrznej dyskusji.

Bo prezes zdaje się już nie chce słuchać tych, którzy mu zamierzają wytykać błędy, prezes chce słuchać tych, którzy mówią, że to jest świetna droga.

- Prezes jest otoczony przez grupę aparatczyków i jeżeli na przykład takie osoby jak ja radzą mu na prawdę całym sercem, żeby PiS poparł niezależnego kandydata Czesia Bieleckiego. Stuprocentowy inteligent, pokazujący z tym logo PiS-owskim, zwyciężający Gronkiewicz i pokazujący, że PiS to nie jest obciach. Dalej, kiedy mówię zaproście Rokitę, zróbcie wiceprezesa z niego, oczywiście nie mówcie o lojalności, mówcie po prostu o wizjach, mówcie o inteligencji, mówcie o inspiracji dla młodego pokolenia. Ale oczywiście ja to mówię panu, ale nie mam dojścia do prezesa, mimo że naprawdę jestem człowiekiem, który nie wbije mu noża w plecy, bo nie jestem aparatczykiem.

A nie wierzy pani w to, że ten punkt ciężkości, czy taki punkt krytyczny właśnie zostaje przekroczony, że w którymś momencie Jarosław Kaczyński, który będzie prowadził partię od klęski do klęski zostanie wyrzucony za burtę?

- Nie, nie. Niestety tam nie ma, oczywiście mówi się o Zbyszku Ziobro. Zbyszek Ziobro to jest bardzo szczególne, ja to nazywam konstrukcja takiego mężczyzny, który równocześnie ma coś z maminsynka i z wizjonera, i z twardziela. I taka pęknięta konstrukcja w tej chwili przemawia do ludzi bardziej niż udawanie takiej integralności. I myślę, że on ma potencjał ekspresyjny, ale musi mieć cały sztab właśnie tych młodych ludzi, od Kowala do Poncyliusza, przez Kluzik, przez Zbyszka Giżyńskiego, przez Mariusza Kamińskiego, ludzi, którzy będą prowadzili poszczególne działy działalności partyjnej. Ale to jest przyszłość.

Uważa pani, że Ziobro może zostać prezesem PiS-u wbrew Kaczyńskiemu? Czy to musi być kandydat namaszczony przez Kaczyńskiego?

- Na pewno nie wbrew, to nie jest człowiek, który by coś takiego zrobił, tym bardziej, że pamiętam ciągle konferencję prasową, gdzie prezes jednak pokazał się z Ziobrą razem, wychodząc w połowie zdania Zbyszka, a on za nim podreptał. To jak gdyby wyeliminowało możliwość buntu.

To jest taki stan rzeczy, stan dzisiejszej opozycji, za który rządzący mogą wiele dawać, prawda? Bo opozycja skupiona na sobie, na wewnętrznych konfliktach i opozycja mówiąca wyłącznie o przeszłości, to jest opozycja, która nigdy nie zagrozi rządzącym?

- To jest dramat. Tym bardziej, że rządzą źle, nie na miarę problemów, a z drugiej strony, ciągle PiS ma wrzucane konflikty zastępcze. Dzisiaj pani Gronkiewicz- Waltz mówi "nie będzie pomnika, konserwator mianowany jeszcze przez PiS nie zgadza się". To jest drażnienie, wpychanie tego PiS-u do narożnika, ale nie należy się temu dawać.

Jeszcze ostatnie pytanie, bo pani była osobą, która była w Stoczni Gdańskiej w '80 roku. Pani z bliska widziała ten strajk. Jarosław Kaczyński wrócił do dyskusji o rolę brata, o rolę doradców. Jaka była rola Lecha Kaczyńskiego w tym strajku?

- Lech Kaczyński był ważną osobą przy wolnych związkach, nawet mam gdzieś zdjęcie z nim ze stoczni, ale nie pamiętam, bo to była sytuacja tak, jak gdyby obezwładniająca, że się nie pamiętało tych różnych znajomych warszawskich. Ania Walentynowicz w czasie już tych poważnych rokowań, gdzieś tam wspomniała "dobrze żeby tutaj był, brakuje tu Leszka", ale trudno mi powiedzieć jaka była jego rola, bo to był olbrzymi teren, dziesiątki ludzi.

Miała pani poczucie, że on jest równoprawnym doradcą, równoprawnym ekspertem z panią, z Mazowieckim, z Geremkiem?

- Nie, to była inna grupa. Myśmy byli w tych pokoikach, w grupce negocjującej formułę polityczną związku. Wystąpiłam, kiedy doszło do przyjęcia przez ekspertów kierowniczej roli partii, ale tak jak słyszę, Lech Kaczyński raczej gdzieś tam na boku, starał się rozmawiać z tymi, którzy nie uczestniczyli bezpośrednio.


http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/wywiady/news/staniszkis-prezes-jest-otoczony-przez-aparatczykow,1528463
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Wrz 21, 2010 10:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Niszczenie Kaczyńskiego

Janusz Korwin-Mikke
Poniedziałek, 20 września (07:41)

Jak ten czas szybko leci! Jeszcze niedawno były wybory prezydenckie. Znalazłem się w nich na IV miejscu, przed JE Waldemarem Pawlakiem i innymi. W drugiej turze, podobnie zresztą jak w pierwszej, nie głosowałem - ale pytany: "Jak głosować?" odparłem: "Jeśli ktoś koniecznie chce iść głosować, a nie wie na kogo - to radzę na Jarosława Kaczyńskiego".

Co uzasadniłem w dwóch punktach (1) że nie jest dobrze, w obecnej sytuacji międzynarodowej, by Prezydent należał do tej samej partii, co premier - konkretnie: do partii pro-niemieckiej; i (2) bo jeśli Jarosław Kaczyński zostanie Prezydentem, to zajmie się polityką zagraniczną (co zresztą robi bardzo dobrze), wojskiem, policją, służbami specjalnymi - a nie np. gospodarką.

Jeśli natomiast Jarosław Kaczyński przegra wybory, to rozeźlony na cały świat, tak da nam popalić, że się nie pozbieramy.

Niestety: Jarosław Kaczyński wybory przegrał - i stało się dokładnie to, czego się obawiałem: zaczyna bez opamiętania niszczyć wszystko naokoło.

Musicie przy tym Państwo zdawać sobie sprawę, że Jarosław Kaczyński to polityk wysokiej klasy. Znający dobrze historię, znający się na mechanizmach politycznych, znakomity manipulator i wręcz genialny taktyk. To wystarcza do Zdobycia władzy.

Ze strategią u Niego jest znacznie gorzej: po zdobyciu władzy taktyk nie ma pojęcia, co robić dalej, bo nie ma żadnej strategii, żadnych zasad.

Przed tym problemem stanął Jarosław Kaczyński Trzy lata temu - gdy dysponował praktycznie pełnią władzy... i nie wiedział, co z nią robić. Urządził niepotrzebne wybory, celowo chyba je przegrał - i z ulgą mógł wrócić do ulubionego zajęcia: taktycznego podgryzania przeciwników.

Dziś ma do dyspozycji ze 300.000 wiernych zwolenników, którzy gotowi są ruszyć na Warszawę z krzyżami w rękach. Z 10-metrowym krzyżem zmontowanym przez Górali.

Przypominam, że Józefowi Garibaldiemu do zdobycia władzy w pogrążonych w chaosie Włoszech wystarczyło 1000 Czerwonych Koszul...

I jeśli Jarosław Kaczyński zdobędzie teraz władzę, to będziecie Państwo gorzko - naprawdę: gorzko - żałować, że nie wybraliście tego świetnego polityka na Prezydenta - a skierowaliście Jego zdolności na niszczenie.

Media będące w większości w łapkach bezpieki robiły z braci Kaczyńskich niemal pośmiewisko Europy. Tymczasem np. p. Aniela Merkel, Kanclerzyna RFN, przyjęła Jarosława Kaczyńskiego (jako premiera) i rozmawiała z Nim ponad trzy godziny - co jest rzeczą niespotykaną.

A z JE Bronisławem Komorowskim rozmawiałaby kwadrans - bo to człowiek miły, układny... ale o czym z Nim długo rozmawiać?

Przetrzymaliśmy rządy śp. Lecha Kaczyńskiego - z pewnością przetrzymalibyśmy rządy Jarosława. Jest to polityk o trzy klasy lepszy od brata.

Powiedzmy jasno: Lecha Kaczyńskiego nie lubiłem, nie szanowałem, nie znosiłem Jego poglądów - a w ogóle uważałem Go nie tyle za "złego" polityka, co za ZERO. Gdyby nie nieustanne instrukcje Jarosława - Lech Kaczyński nie potrafiłby nic. Bronisław Komorowski jest od Niego znacznie lepszy.

Ale nie od Jarosława.

Zauważcie Państwo: IIEE Bronisław Komorowski i Donald Tusk są na ogół chwaleni: w Berlinie, w Moskwie... Otóż dobrym prezydentem Polski może być tylko ktoś, kogo politycy sąsiednich państw najchętniej utopiliby w łyżce wody.

Jeśli kogoś tam chwalą - to jest to człowiek, który będzie bardziej dbał, by dostać zaproszenie na obiadek w Paryżu niż o interes Polski.

Radziłem głosować na Jarosława Kaczyńskiego.

Po klęsce radziłem Mu, by na miesiąc wyjechał i ochłonął. Cóż: teraz, niestety, tego wybitnego polityka trzeba będzie zniszczyć.

Stał się niebezpieczny. Naprawdę.


http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/news/niszczenie-kaczynskiego,1533750,3439
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Paź 02, 2010 8:38 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Piotr Zaremba o nowej książce Marka Migalskiego. Wiele trafnych spostrzeżeń nt. obecnej rzeczywistości.

Cytat:

(...)
Pośród morza komplementów znalazły się krwiste złośliwości. Wypominając Kaczyńskiemu błędną politykę kadrową polegającą między innymi na wydobywaniu z różnych zakamarków ludzi starego systemu typu Kryże czy Kaczmarek, porównał go do Hermanna Göringa z jego maksymą: "kto jest Żydem (w moim resorcie), decyduję ja".

(...)
Migalski za klęskę idei koalicji PO – PiS obwinia w większym stopniu Tuska i Platformę, co ma bogate podstawy źródłowe, na czele z wiarygodnymi relacjami opuszczającego w 2007 roku PiS Kazimierza Marcinkiewicza (sam spisywałem tę spowiedź byłego premiera). Ale pokazuje też odpowiedzialność licytującego wysoko (zbyt wysoko?) w negocjacjach Jarosława Kaczyńskiego. Zarazem jako rasowy politolog Migalski doznaje rozdwojenia. Równocześnie ubolewa nad skutkiem tego fiaska dla Polski (PO – <!f>PiS byłby jego zdaniem istotną szansą na zmiany przeprowadzone pod osłoną bardziej mainstreamowych liberałów) i uznaje, że obie partie zachowywały się racjonalnie. Działały bowiem zgodnie z własnym, może wąskim, ale żywotnym interesem, polaryzując scenę i wyciskając z niej, ile tylko się da.

Gdy Migalski zajmuje się bilansem rządów Kaczyńskiego, rozlicza je z pozycji sympatyka celów, ale nie stosuje taryfy ulgowej. Powtórzę: można się zastanawiać, czy zarzut podstawowy: nieskuteczność, nie jest zbyt ogólnikowy i przez to gołosłowny. Brakuje mi tu bilansu otwarcia, czyli oceny możliwości antysystemowego lidera, a zresztą i refleksji, na ile polskie państwo z jego niewydolnym aparatem i słabymi instytucjami może być narzędziem jakiejkolwiek głębszej zmiany.

Ale w pretensjach Migalskiego odnajduję oczywiste spostrzeżenia każdego obserwatora, który nie wystawia Kaczyńskiemu rachunku na kredyt. Nadmierny radykalizm, zwłaszcza w słowach, a równocześnie niekonsekwencja w działaniu. Potoki słów będących publicystyką, zniechęcających lub straszących różne środowiska. Słaba zdolność do budowania nowych instytucji, zaufanie pokładane bardziej w działaniach doraźnych, zwłaszcza w zmianach kadrowych, niż w przebudowie systemu.

Lista oskarżeń wobec Tuska jest oczywiście dłuższa, tu spór ma charakter zasadniczy, programowy. Szef PO to w ujęciu Migalskiego obdarzony intuicją polityk, ale też słaby człowiek szukający porozumienia z establishmentem, choć zmuszony, głównie dla własnej korzyści, kluczyć między imitowaniem i zaprzeczaniem IV RP. Stąd zresztą tytuł: i rewolucja Kaczyńskiego, i restauracja Tuska okazują się w ostateczności i połowiczne, niepełne. Jak wszystko w Polsce.

(...)
"Kaczyński i Tusk są dziś albo bezideowymi więźniami macherów od PR (to Tusk), albo rozgoryczonymi strażnikami odchodzących imponderabiliów (Kaczyński). Nic nie wskazuje na to, aby tych dwóch polityków zdecydowało się nas wyrwać z chocholego tańca. Tusk tego nie chce. Kaczyński – nie potrafi" – wydaje werdykt. Jednak natura nie znosi próżni. W wytworzoną przez obu przywódców próżnię wchodzi zdaniem Migalskiego nowy prezydent Bronisław Komorowski. "Choć był antykomunistą i działaczem opozycji, dzisiaj Komorowski jest inkarnacją postkomunizmu" – to właściwie finał całej książki.
(...)
Kaczyński, choć jest w książce postacią pełną wad, ma swoją wagę, której jeszcze niedawno nie odmawiali mu nawet niektórzy wrogowie.

Jego dylematy, choćby z czasów, gdy próbował samodzielnie rządzić po załamaniu się rozmów z Tuskiem, a później szamotał się w tyleż niechcianej co naturalnej koalicji z populistami, były dylematami rasowego polityka. Naładowanego nadmiernymi emocjami (Kaczyński, gdy jest słaby, krzyczy – zauważył kiedyś Igor Zalewski), ale i wielkimi celami. Dziś po skrytykowaniu własnej kampanii jako prowadzonej pod wpływem proszków jawi się jako człowiek pogubiony, nawet jeśli można znaleźć dla niego wciąż dziesiątki wytłumaczeń z tragedią rodzinną na czele. Jego co bardziej świadomym entuzjastom pozostaje powtarzać wieczną formułkę, że może się podniesie, jak robił to tyle razy, już w latach 90.
(...)
Rzeczpospolita

http://www.rp.pl/artykul/9157,543154-Radykalny-Kaczynski---cyniczny-Tusk.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Paź 20, 2010 8:27 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Smoleńsk - niepotrzebna prawda
Piotr Skwieciński 19-10-2010,
"Nasz Dziennik" w czołówkowym tekście powiązał zabójstwo Eugeniusza Wróbla z katastrofą smoleńską. Podobno były wiceminister transportu był "gotów do polemiki" z raportem MAK.

Niefrasobliwość gazety, która pozwoliła sobie na spekulacje oparte wyłącznie na fakcie, iż zabity był specjalistą lotniczym, musi dziwić. Zdumiewa zwłaszcza w kontekście tekstu "Gazety Polskiej", która obwieściła, że zmarły w katastrofie smoleńskiej oficer BOR już po wypadku dzwonił do żony. Co okazało się bzdurą.

Obie te sprawy łączy nie tylko dziennikarska beztroska. Są też efektem głębokiego przekonania, że Polska jest w mocy rosyjskiej agentury, a więc każdy fakt, który tę wizję mógłby w najmniejszym choć stopniu potwierdzić, musi być prawdziwy.

Tezę "Naszego Dziennika" podchwycił Antoni Macierewicz, szef pisowskiego zespołu ds. katastrofy. A nawet twórczo rozwinął – gazeta "tylko" sugerowała związek między zabójstwem a katastrofą, Macierewicz zaś stwierdził, że wiceminister "był związany ze śledztwem". Co więcej, powiedział, że Wróbel to "przynajmniej druga, jeśli nie więcej, ofiara czy też osoba, która ginie w bardzo dramatycznych i niejasnych, podejrzanych okolicznościach, a której rola w tym śledztwie mogłaby być kluczowa". Druga? A kto był pierwszą? Czy w tej sprawie można się ograniczyć do aluzji?

Macierewicz wypowiada się w sposób, który łagodnie można określić nieodpowiedzialnym. Robi to, bo zna prawdę (Polska w mocy agentury), a ta prawda jest dla niego tak oczywista, że fakty potwierdzać ją po prostu muszą…

To niedobrze. Bo postrzegając PO jako inkarnację PPR z lat 40-ych, a PiS jako coś pomiedzy ówczesnym PSL a partyzantką, popada się w absurd. A to utrudnia dotarcie do prawdy tam, gdzie może ona być istotnie skrywana (np. gdy chodzi o zachowanie rosyjskich kontrolerów). Tylko czy prawda o Smoleńsku, niezredukowana do prostackiej wizji propagandowej ("ląduj, dziadu!" lub "zamach Ruskich"), jest jeszcze komuś potrzebna?
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/551646.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Paź 20, 2010 8:33 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z bloga Marka Jurka:

Cytat:
Gdy został zamordowany prezydent Gabriel Narutowicza, w obliczu (rozważającego odwet) oburzenia lewicy – został powołany ponadpartyjny rząd gen. Władysława Sikorskiego. Gdy we Francji dwanaście lat później policja strzelała do demonstrujących kombatantów, w obliczu (rozważającego odwet) oburzenia prawicy – został powołany rząd autorytetów, na czele z b.prezydentem Gastonem Doumergue. Tradycja polityczna Zachodu zna metody wyprowadzania narodów z kryzysów politycznych. W Polsce, dziękować Bogu, nie ma kwestii odwetu, trwa natomiast pogłębiający się rozpad moralnych fundamentów Państwa: szacunku i solidarności.

Najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji jest powołanie rządu zaufania społecznego, który (zajmując się jednocześnie walką z kryzysem finansów) podejmie pracę jeśli nad przywróceniem zaufania społecznego w życiu publicznym. W gruncie rzeczy (mówiłem o tym parę miesięcy temu w wywiadzie dla Jacka Nizinkiewicza) należało go powołać już po katastrofie smoleńskiej. Takiego rządu z pewnością nie będą chciały centrale dominujących partii (choć w jego skład powinni wejść ich politycy, zdolni do myślenia w kategoriach szacunku i solidarności). Kto powinien i mógłby podjąć działania na rzecz powołania takiego gabinetu i udzielić tym pracom wsparcia. Prezydent Rzeczypospolitej, odpowiedzialne media, opinia publiczna. Pytanie jednak – czy jesteśmy jeszcze zdolni do podejmowania takich narodowych przedsięwzięć?


http://blog.marekjurek.pl/index.php/2010/10/20/jest-wyjscie-z-kryzysu/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Paź 27, 2010 8:47 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Staniszkis jakby mijała fala fascynacji Kaczyńskim. Coraz wyraźniej przechodzi ona na "nasze" pozycje i powoli ma dość PO-PiSOwskiej wojny domowej, przez którą tracimy czas jako państwo.

Cytat:
Staniszkis: PO rządzi emocjami, Kaczyński żyje w stresie

Konrad Piasecki: Apelowała pani do polityków: "wybaczajcie i proście o wybaczenie". Ma pani wrażenie, że posłuchali?

Jadwiga Staniszkis: - Nie. Myślę, że ta spirala się nakręca, uczestniczą w tym także media. Wydawało mi się, że każdy powinien po prostu zrobić sam rachunek sumienia i zmienić styl. I zacząć mówić o czymś innym. Nie robić wokół tego dalszej takiej nadbudowującej się spirali.

Po jednej stronie mamy - jak twierdzą niektórzy - trochę aktorski, ale inni twierdzą, że prawdziwy - akt skruchy czy jakieś nieśmiałe przeprosiny, po drugiej żądania: "pokażcie więcej, zróbcie więcej, to za mało". Uważa pani, że PiS nie przedobrzy w tej sytuacji?

- Albo można powiedzieć, czy Platforma - na przykład prezydent - nie przedobrzy?

Albo czy prezydent nie przedobrzy...

- Bratobójczy szaleniec... Uważam to pojawianie się na pogrzebie - uważam, że po prostu należy przyjrzeć się mechanizmom, które to nakręcają, zobaczyć, ku czemu to zmierza. Bo jednak naprawdę liberalny model demokracji jest zagrożony. Te segmenty się już tak okopują w sferze polityki i mediów. Bo na dole coraz więcej na przykład grup samorządowców zaczyna działać poprzez komitety, bo nie chce dać się wpisać w tę spiralę i powstaje system, w którym elity będą wyłaniane przez segmenty, które się już nie mogą dogadać. I w krajach Trzeciego Świata to prowadzi albo do wojen domowych albo do rozpadu. My jesteśmy jednak krajem liberalnej demokracji, która jest niszczona.

Niszczona przez bardzo silną polaryzację i przez bardzo silne emocje polityków?

- Przez zarządzanie, moim zdaniem przez emocje autentyczne, ale też przez świadome zarządzanie przez partię rządzącą - Platformę - tymi emocjami. Także po to, żeby ukryć bardzo dramatyczne wybory i przygotowywane przez nią decyzje na przykład zawarte w tej liście ustaw tak zwanych okołobudżetowych.

Pani mówi "zarządzanie emocjami", ale z drugiej strony jak spojrzymy na klasę polityczną, to najwięcej emocji jednak kipi w Prawie i Sprawiedliwości. Najwięcej emocji powoduje i największą ilością emocji epatuje Jarosław Kaczyński.

- Wie pan, jeżeli Jarosław Kaczyński słyszy, jak wpychany do samochodu ten zabójca, ten morderca, mówi: "chciałem zabić Jarosława Kaczyńskiego", a potem z mediów i od polityków Platformy dowiaduje się, że to praktycznie on w siebie mierzył, nakręcając to.

- Jeżeli potem poseł Niesiołowski - bo ktoś pytał o niego 2 godziny przed zamachem, choć cieć tam u niego w biurze na fotografii nie rozpoznał, że to był tenże zamachowiec - mówi "8 kul byłoby w mojej piersi, gdybym był wcześniej", a był jednym z tych, który tę spiralę nakręcał, no to wie pan - nawet spokojny człowiek by się zdenerwował.

- Ja jestem spokojna, a Jarosław Kaczyński żyje w okropnym stresie. Choć moim zdaniem powinien się przełamać, bo opozycja musi zacząć mówić o problemach realnych. Bo potem będą dwa tygodnie nagle na uchwalenie budżetu i ustaw okołobudżetowych, i dowiemy się o kapitalizacji rent, czyli przerzuceniu całego problemu na pracowników. Nie będziemy mieli czasu, żeby analizować, jak wydawano środki unijne. Nie będziemy mieli czasu na pytania, dlaczego tak wiele środków poszło w dziale wspierania innowacyjnej gospodarki na wspieranie wielkich korporacji zachodnich, wcale nie innowacyjnych - centrum logistyczne Jysku czy pół miliarda na przetwarzanie danych medycznych, na czym korzystają głównie zachodnie koncerny farmakologiczne.

Ale jeśli jest tak, jak pani mówi, może się wydawać, że Jarosław Kaczyński daje sterować własnymi emocjami, bo to jednak on tę spiralę od pierwszych godzin po tragedii łódzkiej nakręca. I on jest aktywny.

- Zabito jego człowieka!

Zgoda, ale mógłby powiedzieć: "wybaczam i proszę o wybaczenie, podaję rękę i kończę ten spór".

- Próbował, próbował!

Odrzucał zaproszenia. Prezydent go zapraszał, on powiedział "nie, zaproszenia nie przyjmuję", zażądał od prezydenta podpisania deklaracji łódzkiej.

- Do wyjaśnienia tragedii smoleńskiej, naprawdę, ja też to rozumiem, że tak się zachowuje prezes Kaczyński. Bo przecież choćby przez moment przeleciała przez media, zresztą TVN24, taka dłuższa wypowiedź profesora Włodzimierza Marciniaka. Mojego szefa, najlepszego specjalisty od spraw Rosji, który spędził tam wiele lat. I cóż opowiadał o MAK-u? Że jest to struktura de facto nielegalna, bo od 1997 r. miała być zastąpiona przez komitet państwowy, powstała w czasach Jelcyna, Primakowa, związana ze służbami.

- Pani Anodina w stopniu generała - ostatnia, która obciąży układ, bo jest częścią tego układu i nawet Putin próbował to 2 lata temu skontrolować i nie udało się. To wszystko mówił Marciniak i w tym zamęcie po prostu nikt, nawet PiS, tego nie podjął.

A może świetnie byłoby gdyby to komisja Macierewicza o takich rzeczach mówiła, a nie zajmowała się wyciekiem paliwa, który się okazuje kałużą, a Macierewicz już wie, że to był niesprawny silnik tupolewa.

- Oczywiście. oczywiście, że powinna się tym zająć komisja Macierewicza, ale powinno powstać pytanie, kto doradził rządowi Tuska, żeby skierować to do tego komitetu.

Uważa pani, że te emocje, które bez wątpienia dzisiaj w politykach grają, przenoszą się niżej. To znaczy, że Polacy czują tak silne emocje, jak czują je politycy?

- Szczęśliwie nie. Ja wczoraj wróciłam ze Szczekocin. Pozdrawiam Szczekociny. Byłam w zespole szkół na pięknym spotkaniu z młodzieżą, z nauczycielami i wróciłam wczoraj późno wieczorem. I tam ludzie myślą o przyszłości Polski, dyskutują nad poważnymi problemami. Tam na przykład ze zrozumieniem i ze smutkiem przyjmowano taką informacją, którą tam przedstawiłam, że po kryzysie, jak mówi Międzynarodowa Organizacja Pracy z Genewy, w Polsce ubyło 10 proc. stanowisk w przemyśle, odeszła część firm wysoko-technologicznych, ale wypchnięto, rząd Tuska wypchnął, pracowników na tak zwane samozatrudnienie do sektora prywatnego. Dalej funkcjonują oni wewnątrz przemysłu, przerzucając całe ryzyko na nich. To zarządzanie ryzykiem jako ostatnia rezerwa, zdejmowanie z państwa i z pracodawców, a przerzucanie na pracowników i to w stopniu niespotykanym w krajach cywilizowanych.

Czyli Szczekociny nienawiścią polityków się nie przejmują?

- Szczekociny wiedzą, a w Warszawie wygląda jakby się myślało tylko o własnej ochronie albo w czyją pierś ten, nie wiem co tam było, kałasznikow czy cokolwiek, wymierzony...

Walther.

- Walther przedwojenny wymierzony... i nie mówi się o problemach, a w tej chwili rząd Tuska wykorzystuje to, żeby dokonywać, przygotowywać rozstrzygnięcia, które są dramatycznie złe.

źródło informacji: RMF


http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/wywiady/news/po-rzadzi-emocjami-kaczynski-zyje-w-stresie,1549947
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Lis 08, 2010 9:30 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
PiS zamyka się w sobie
Dominik Zdort 05-11-2010,

Partia to ja – mógłby dziś, po usunięciu Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak z PiS – powiedzieć Jarosław Kaczyński

Pewnie zawsze w ogromnej mierze tak było – zarówno Porozumienie Centrum, jak i Prawo i Sprawiedliwość były ugrupowaniami mocno scentralizowanymi.

Nie sposób jednak nie zauważyć, że obecny PiS różni od tego, który w 2005 roku pokonał PO i którego kandydat – Lech Kaczyński – zwyciężył z Donaldem Tuskiem. Nie ma już w nim Marka Jurka, Ludwika Dorna, Kazimierza Marcinkiewicza czy Pawła Zalewskiego – każdy z nich opuścił partię w innej sytuacji, ale z podobnych powodów. Nie mogąc się dogadać nie z większością kolegów, ale z prezesem.

PiS z roku 2005 był partią przyciągającą różne grupy społeczne – od rozczarowanych lewicowców przez umiarkowanych konserwatystów po radykałów domagających się ustrojowej rewolucji w Polsce. Głoszącą jedno przesłanie, ale różnymi głosami, odwołującą się do wielu grup społecznych. Zdolną do przejęcia i sprawowania władzy. Taką jak współczesne ugrupowania zachodnie z głównego nurtu – nachyloną ideowo w jednym kierunku, ale ogólnonarodową. Mogącą stanowić przeciwwagę dla podobnie skonstruowanej Platformy Obywatelskiej.

Nowy PiS nie będzie partią skrajną czy faszyzującą, jak chcieliby najbardziej zajadli jego przeciwnicy. Będzie natomiast partią bezideową i nieciekawą, bo usuwając niepokornych, prezes Kaczyński z pozostałych polityków PiS może uczynić tylko potakiwaczy. Będzie ugrupowaniem coraz bardziej marginalnym, bo zamkniętym w sobie i zajętym tylko jedną sprawą – walką o wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej.
(...)
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/243943,559935-Zdort--PiS-zamyka-sie-w-sobie-.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Gru 17, 2010 11:02 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Od sukcesu do sukcesu

Miłościwie nam panujący raczył był nie tak dawno rozwiązać problem tzw. dopalaczy. Pamiętamy to jeszcze? Pewnego wieczora premier zadumał się, jak to źle, że nikczemni ludzie handlują niedozwolonymi używkami, wezwał na nocną naradę swoich ministrów i kazał im działać stanowczo, choćby i "na granicy prawa".

Z dnia na dzień całkowicie niezależne od rządu media naprodukowały niusów o licznych przypadkach zatruć dopalaczami, a nawet zgonów (kto tam dziś wie, że żaden z tych naprędce wystruganych "newsów" nie został potem przez lekarzy potwierdzony - a w paru wypadkach okazało się wręcz, że szło o ludzi żadnych dopalaczy nie zażywających), potem ruszyły do boju inspekcje sanitarne, a na końcu hufce legislacyjne.

Ten ostatni element akcji był najważniejszy. Pan premier swą niezłomną wolą przełamał bowiem panującą w legislaturze niemożność: oto Sejm, deliberujący miesiącami bezpłodnie nad tyloma ważkimi problemami, w ekspresowym tempie wyprodukował ustawę, która zyskała jednogłośne poparcie, bo sterroryzowana przez media (podkreślam raz jeszcze: całkowicie od rządu niezależne i komercyjne) opozycja nie ośmieliła się wyrazić żadnych zastrzeżeń.

A teraz cichutko przemknął po skrajach szpalt gazet - oczywiście nie podchwycony przez żadne telewizje - news o tym, że po wejściu w życie owej ekspresowej ustawy policja straciła podstawę prawną do ścigania wszelkiej przestępczości narkotykowej. Stało się to na mocy klasycznego dla III RP mechanizmu "lub czasopisma".

W pośpiesznej pic-ustawie znalazło się sformułowanie, iż produkcja i wprowadzanie w obrót narkotyków podlega ściganiu na mocy prawa administracyjnego, co sprawiło, że przestały one być przestępstwem, a stały się tzw. deliktem administracyjnym. A policji i prokuraturze nie wolno ścigać deliktów administracyjnych, nie wolno w takich sprawach zakładać spraw operacyjnych i wykonywać czynności śledczych. Walka z mafią stała się na mocy nowej ustawy dziedziną zastrzeżoną dla sanepidu. Pokażcie mi drugi taki kraj na świecie!

Zresztą, jak kilka dni później przemknęło przez łamy gazet jeszcze bardziej niezauważenie, sanepid też nie może narkotyków ścigać, bo potrzebuje do tego rozporządzenia ministra zdrowia, wprowadzającego przepisy wykonawcze do pic-ustawy. A takiego rozporządzenia ministerstwo dotąd nie urodziło, i nikt nie wie, kiedy zdoła tego wyczynu dokonać. Na razie więc - hulaj dusza, narkotyki, tak usilnie zwalczane w krajach zachodnich, stały się branżą nieoczekiwanie spokojną i bezpieczną.

Przypadek? Słabo wierzę w przypadki, które generują łatwe miliony dla mafii.

Rząd, oczywiście, dostrzegł powagę sytuacji, i zadziałał tak, jak zwykł działać w poważnych sytuacjach: pijarowsko. Na żółte i czerwone paski, tudzież na pierwsze strony gazet (przypominam: niezależnych od rządu), gdzie ani słowem nie wspomniano o faktycznych skutkach ustawy, trafiła informacja o raporcie wykazującym, jak bardzo udało się rozwiązać problem dopalaczy. Z raportu tego wynika, że młodzi ludzie przestali kupować podejrzane substancje w smart-shopach, a więc, generalnie, warto było i się udało.

Może za dużo piszę o sukcesach rządu? No, ale jakże nie napisać, skoro na żółtych i czerwonych paskach trąbiono o tym przez dwa dni - o wielkim sukcesie rządu w Brukseli... Komisja Europejska zmniejszyła polski dług publiczny, i to jednym cięciem! Uzyskaliśmy bowiem zgodę na to, żeby nie wliczać do długu zobowiązań tzw. OFE. Tym samym dług - na papierze - zmalał znacząco. Nie aż tak, żeby rząd przerwał starania o usunięcie z konstytucji tzw. progów oszczędnościowych, ale znacząco.

(O co chodzi z tymi progami? O to samo, ci przy "naprawianiu" bezpieczników drutem, albo przy wyłączaniu w kopalni czujników metanu, żeby nie przeszkadzały. O praktyczną realizację filozofii, że najważniejsze jest zadowolenie żyjących tu i teraz.)

Komentując na gorąco, starałem się wykazać, że to żaden sukces. Ale rzeczywistość i tak okazała się śmieszniejsza, niż mi przyszło do głowy: okazało się, że w ogóle żadna zgoda nie miała miejsca. Okazało się, że pan Barosso w telefonicznej rozmowie tylko "wyraził intencję" dążenia do uzyskania zgody na proponowane przez Polskę zwolnienie jej ze standardów europejskiej księgowości. Co to znaczy "wyrazić intencję"? W języku dyplomacji tyle co: spławić namolnego petenta ogólnikowym "postaramy się coś zrobić". Do spuszczenia Tuska, ponoć tak szanowanego w Europie, taka ogólnikowa obietnica w zupełności wystarcza.

Ale, proszę zauważyć - wieść o sukcesie chodziła na czerwonych i żółtych paskach, a szczegóły znajdzie ewentualnie ktoś zainteresowany, jeśli pogrzebie w gazetach lub sieci. "Gazeta Wyborcza" (raz jeszcze zaznaczam: całkowicie niezależna od rządu) o redukcji długu doniosła wielką czcionką na pierwszej stronie. O tym, że to tylko "intencja" nie napisała w ogóle; po co "wykształciucha" denerwować, niech się wykształciuch cieszy, że "słuszną linię ma nasza władza".

Najciekawsza jest jednak informacja, którą w całym zamieszaniu wypuszczono jakby mimochodem. Otóż staramy się nie tylko o odliczenie w statystyce od długu publicznego zobowiązań funduszy emerytalnych; staramy się też o zgodę Komisji Europejskiej na podniesienie granicy dopuszczalnego deficytu budżetowego z 3 na 4,5 procenta PKB. Oznacza to ni mniej ni więcej, tylko że wielka rządowa strategia wejścia do strefy euro poszła się czochrać - bo 3 procent to maastrichtowskie kryterium, którego przestrzeganie przez kilka lat przed akcesją jest jej absolutnie niezbywalnym warunkiem.

Nigdy nie byłem tak głupi, żeby wymyślone przez premiera na poczekaniu, w drodze na mównicę podczas krynickiego forum wejście do strefy euro w roku 2012 traktować poważnie. Ale przez parę miesięcy Polacy bombardowani byli przez media (znowu trzeba podkreślić - całkowicie niezależne od rządu) hasłami, jaki to pewny sposób na kryzys, jak ważna sprawa, jaka słuszna linia. Teraz pan Rostowski półgębkiem przyznaje w wywiadzie, że do euro się nie wybieramy, a żółte i czerwone paski nic, na pierwszych stronach gazet - ani słowa. Rząd szedł do euro - słuszna linia! Rząd rezygnuje z euro - jeszcze słuszniejsza linia! Grunt to pamiętać, że władza zawsze ma rację, bo jest władzą jedynie słuszną, i nie wgłębiać się w szczegóły.

A najśmieszniejsze jest to, że wprawdzie z aspiracji do strefy euro zrezygnowaliśmy jednoznacznie, choć cichcem - ale obietnica Tuska, że Polska będzie współfinansować "mechanizm ratunkowy" dla eurobankrutów pozostaje w mocy. Niby co nas obchodzi fundusz stabilizacyjny dla waluty, do której i tak nie zamierzamy przystąpić - ale przecież nie honor się wycofać z obietnicy danej Europie. Zresztą Europa może i pozwoli nam na pakowanie łba coraz głębiej w pętlę długów, bo co jej tam, ale na wykręcanie się z finansowych zobowiązań wobec niej - pewnie już nie.

Rafał A. Ziemkiewicz


http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/od-sukcesu-do-sukcesu,1572649,2789
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Kwi 16, 2011 5:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kowal: Kaczyński blokuje rozwój prawicy
Sobota, 16 kwietnia (09:45)

Agnieszka Burzyńska: Paweł Kowal europoseł, polityk PJN, dzień dobry.

Paweł Kowal: Dzień dobry, witam.
(...)
A pan rozumie swoich dawnych kolegów z PiS-u? O co chodzi z tym co się dzieje przed pałacem prezydenckim? Kiedyś była obrona krzyża, teraz mieliśmy obronę namiotów, w końcu nawet obronę parasola.

Nie wiem na ile oni mają dzisiaj na to wpływ, dlatego że takie sytuacje społeczne mają swoją dynamikę.

Ale akceptują to, przyklaskują temu.

Myślę, że należy jak najszybciej wrócić do takiego sposobu mówienia o spuściźnie Lecha Kaczyńskiego nie tylko jako prezydenta jednej partii , ale wciągać do tej dyskusji, do konferencji, do komitetu budowy pomnika polityków, ludzi dobrej woli z wszystkich stron życia politycznego. Myślę, że trzeb wrócić na właściwe tory jeśli chodzi o pamięć o Lechu Kaczyńskim.

To ma być też rola Bronisława Komorowskiego?

Nie sądzę, żeby było mu tak zręcznie od razu wejść w tę rolę, natomiast w Polsce jest bardzo dużo ludzi dobrej woli, którzy bez uwikłania się w te spory ostatniego roku mogą taką rolę odgrywać i myślę, że dzisiaj trzeba takich ludzi szukać i uznać, że trzeba to jakoś zacząć od nowa. Ponieważ chyba dalej w tę uliczkę, którą brniemy, iść nie należy na pewno.

A da się to do nowa?

Wszystko można zawsze od nowa. Szczególnie, kiedy chodzi o państwo i kiedy chodzi o jakieś ważne rzeczy. I powinniśmy mieć do tego zdolność.

Czy już dotarło do pana, że porwaliście się z motyką na słońce.

Nie, wydaje mi się, że jest jakieś oburzenie o te poduszki. W Polsce wszyscy się nauczyli im ostrzej tym lepiej, a myśmy tak z tymi poduszkami, widzę że to niektórych bardzo zabolało.

Nie. Chodzi o Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska, którzy całkowicie zagospodarowali emocje Polaków. I tam już nie ma miejsca na nikogo. Pan jest człowiekiem rozsądnym i chyba pan to widzi.

Nie, trzeba pracować. Jak się zakłada sklep to się nie ma efektu. To jest coś takiego jakby ktoś założył sklep i po 3 miesiącach chciał kupić za to luksusową willę.
(...)
Widział pan sondaże przeprowadzone już po obchodach zdominowanych przez okrzyki: "Tusk zdrajca", "Putin morderca"?

Nie, jakoś ja się tak nie ekscytują sondażami. Pewnie pani mi pomoże.

PiS w górę, Platforma w górę, PJN nie wchodzi do Sejmu. To zaskoczenie czy nie?

Należało się spodziewać, że takie zwarcie... Czasami mam wrażenie, że te partie się już po prostu umówiły, bo to jest - muszę powiedzieć - nie do wytrzymania. Natomiast te sondaże oczywiście... Poparcie przez co drugiego Polaka dla Platformy jest raczej mało wiarygodne. Myślę, że jeżeli chodzi o wniosek dla PJN, to trzeba pracować, a nie oglądać codziennie rano sondaży.

Tylko ja też pytam o wniosek z tego, co robi PiS. Pytam, czy przypadkiem to nie obala koncepcji, iż Jarosław Kaczyński, twardy i miotający oskarżenia, daje siłę przede wszystkim Donaldowi Tuskowi. Może pora przyznać, że Ziobro i Kurski mieli rację.

Tak, te partie się napędzają i nie mam, co do tego żadnych wątpliwości. Jest tylko pytanie, czy się na to umawiają.

Ale ja pytam o skuteczność tego, bo widać, że to przynosi efekty.

One się napędzają, oddziałują na emocje społeczne w jakimś stopniu, natomiast okres katastrofy był szczególny i nie projektowałbym go na wybory. Jednak widać, że dzisiaj Polacy słuchają, co jest do nich... i ten poziom ogólników, ten poziom... tych ludzi w polityce, którzy obiecywali laptop każdemu dziecku, a dzisiaj dzieci nas pytają o te laptopy i jakoś tych laptopów nie ma. Tych ludzi, którzy mówili, że będzie inaczej, że cena gazu będzie lepsza i bezpieczniejsza, a jest jedna z najwyższych w Europie.

Wciąż mają świetne wyniki. A powtórzyłby pan słowa swojej liderki, że prezes PiS-u to mieszanina bólu, rozpaczy i zimnej politycznej kalkulacji? I, że w ogóle powinien odejść ze sceny politycznej?

Ja lubię wypowiadać się za siebie, ponieważ każdy ma swój sposób ekspresji. Ja akurat nie lubię tego psychologizującego opisu polityki.

To co pan myśli o Jarosławie Kaczyńskim? Kim jest dla pana Jarosław Kaczyński w tej chwili?

Jest jednym z polityków w Polsce, który miał bardzo dobrą koncepcję prawicy 10 lat temu. Dzisiaj trochę chyba blokuje rozwój prawicy, ale nie widzę takiego sensu, żebym musiał recenzować Jarosława Kaczyńskiego, także z tego względu, że wyszedłem z Prawa i Sprawiedliwości, pamiętam o tym i w ogóle wszystkim radzę, żeby odciąć tę przeszłość grubą kreską, powiedzieć sobie: niczego nie żałujemy, nie braliśmy udziału w złych rzeczach i robić nowe.

To jest zastanawiające, że pan unika oceny konkurenta politycznego.

Myślę, że bardzo dużo ludzi mnie rozumie. To jest na gruncie takiego normalnego życia absolutnie zrozumiałe. Jak się jakiś etap w życiu kończy, trzeba zacząć nowe, odnosić się do tego nowego, mówić do ludzi, a nie rozmawiać między politykami i doradzać im. Jarosław Kaczyński doskonale wie, co ma robić. To mu przyniesie sukces albo wręcz przeciwnie. Moim zdaniem, dzisiaj nie zmierza do sukcesu. I tyle.
(...)
RMF


http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/wywiady/news/mam-wrazenie-ze-pis-umowilo-sie-z-po,1625963
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Kwi 16, 2011 6:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Poza granicami debaty
Michał Szułdrzyński 12-04-2011, ostatnia aktualizacja 12-04-2011 18:57

Ewa Stankiewicz, dziennikarka, reżyser i lider stowarzyszenia Solidarni 2010, w wywiadzie dla portalu Fronda domaga się postawienia Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu "za oddanie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej Rosji".

– Zdrajcy stanu nie mogą rządzić Polską ani minuty dłużej – mówi.

Stankiewicz to niezwykle utalentowana artystka, która potrafi godzić wielką wrażliwość z doskonałym warsztatem filmowca. Jej "Trzech kumpli" czy "Solidarni 2010" to nie tylko dobre filmy, ale też manifestacja odwagi autorki nieobawiającej się poruszania nawet najboleśniejszych problemów. Prawdą jest też, że śledztwo nie jest prowadzone należycie, że rząd i prezydent mają kłopot, co zrobić z pamięcią o Lechu Kaczyńskim.

Jednak Ewa Stankiewicz, oskarżając Tuska o sprzedaż Moskwie polskiej suwerenności, nazywając go zdrajcą i wzywając niemal do obalenia legalnie wybranych władz RP, stawia się poza granicami demokratycznego dyskursu. A przy okazji traci wiarygodność jako dziennikarz – bo staje się stroną w sporze, który relacjonuje.

Stankiewicz mówi, że "sytuacja jest o wiele poważniejsza niż w latach 80., w stanie wojennym". W podobnym tonie wypowiadał się wczoraj w Radiu TOK FM Roman Kuźniar. – Nawet w pierwszym okresie stanu wojennego nie było tak silnej nienawiści – stwierdził doradca prezydenta Komorowskiego i dodał "z pełną odpowiedzialnością", że Jarosław Kaczyński "z pewnością pójdzie do piekła".

To dwie strony tego samego medalu: politycznej zajadłości, która uniemożliwia jasną ocenę sytuacji. Ludzi, którzy mówią takie rzeczy, trudno traktować poważnie.
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/9158,641990_Szulrzynski--Poza-granicami-debaty.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Kwi 18, 2011 7:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zdaje się, że w Rzepie jedynym nieoszalałym członkiem redakcji pozostaje Michał Szułdrzyński. Kolejny rozsądny tekst tego publicysty. Tym razem jego antybohaterem jest Aleksander Ścios.

Cytat:
Jak wyplenić zaprzańców?
Michał Szułdrzyński 17-04-2011,

Jeśli ktoś chciałby utwierdzić się w przekonaniu, że części "obozu smoleńskiego" wcale nie chodzi o prawdę na temat katastrofy TU154M, ale wyłącznie o władzę, powinien przeczytać tekst Aleksandra Ściosa w "Gazecie Polskiej" z 13 kwietnia, zatytułowany "Wyplenić zaprzańców". Ścios, jeden z ideologów swojego obozu, pisze, że "tragedię trzeba wykorzystać, by na zawsze wyplenić zaprzańców i pozbawić władzy miernoty". Cały jego artykuł jest historiozoficzną egzegezą śmierci Lecha Kaczyńskiego, gęsto przetykaną cytatami z Józefa Mackiewicza i Fiodora Dostojewskiego.
(...)
Niezależnie od tego, na ile cytat z Mackiewicza jest tylko metaforą, retoryka Aleksandra Ściosa musi brzmieć niepokojąco. Co oznacza już samo tytułowe "wyplenić zaprzańców"? Co autor ma na myśli, gdy przeciwników politycznych nazywa marionetkami Rosji czy "bękartami nieznającymi swego miejsca na ziemi"?

Można nie zgadzać się z Donaldem Tuskiem, można – a nawet należy – ostro krytykować jego rząd, wytykać mu błędy i zaniechania, można protestować przeciw skandalicznym zaniedbaniom w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, ale nie zmienia to faktu, że jest liderem parlamentarnej większości i szefem polskiego rządu. Ścios jednak posuwa się znacznie poza granice racjonalnej krytyki: odmawia prawomocności wyłonionej w wyborach władzy, lekceważy wręcz samą demokratyczną procedurę wyłaniania władz. Należałoby więc zapytać autora tekstu z "Gazety Polskiej", jak wyobraża sobie swój własny scenariusz dla Polski? Bo jego manifest brzmi jak wezwanie do wypowiedzenia demokratycznej umowy społecznej, do rewolucji.

„Gazeta Polska" uznawana jest nie bez racji za pismo blisko związane z Prawem i Sprawiedliwością i Jarosławem Kaczyńskim. Pozostaje mieć nadzieję, że głos Aleksandra Ściosa to prywatne zdanie "smoleńskiego" publicysty, że program polityczny zarysowany przez publicystę nie jest programem PiS i jego prezesa. Wszak Prawo i Sprawiedliwość – ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami – jest stronnictwem politycznym działającym w strukturach demokratycznego państwa polskiego, a lider PiS nigdy sobie nie pozwolił na wezwania choćby zbliżone do retoryki Ściosa.

Przypomnijmy: od długiego czasu grono rozhisteryzowanych przeciwników PiS podkreśla, że partia Kaczyńskiego jest antysystemowa i antydemokratyczna, powinna więc zostać wyeliminowana z życia publicznego. Teraz Aleksander Ścios nie tylko przemówił językiem bliskim wypowiedziom Stefana Niesiołowskiego, ale przy okazji dał przeciwnikom partii, z którą sympatyzuje, doskonały argument.
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/9133,644604-Szuldrzynski--Jak-wyplenic-zaprzancow-.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Kwi 19, 2011 9:49 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Dreyfus vs. Dreyfus
Piotr Skwieciński 19-04-2011,
(...)
Michał Szułdrzyński słusznie zwraca uwagę na Ściosa, bo w jego twórczości najbardziej chyba otwarcie i konsekwentnie objawia się to, co w ideologii obozu smoleńskiego jest najbardziej... użyjmy może określenia – ekstrawaganckie. W poprzednim tekście w swoim blogu Ścios wywodzi np., iż już co najmniej od 2008 roku wszystkie niepodobające mu się (dodajmy: mnie również) posunięcia rządu Tuska, typu działań anty-IPN-owskich czy skierowanych przeciw historykom Cenckiewiczowi i Gontarczykowi, były realizacją inspiracji, ba! – wręcz instrukcji Putina.
(...)
Tę logikę odnajduję obecnie w Polsce po obu stronach barykady. A w wypadku obozu smoleńskiego wygląda to często mniej więcej tak:

Przecież to jasne jak słońce, że Rosja zagraża Polsce. Przecież to jasne jak słońce, że PO jest wrogiem PiS – a nie ma Polski poza PiS. Więc PO jest wrogiem Polski. A skoro Rosja jest wrogiem Polski i Platforma jest wrogiem Polski, to jest to jeden wróg. PO i Moskwa to jedno. To obecni platformersi najpierw nie zdekomunizowali Polski, potem ją rozkradali, teraz są przeciwnikami tradycjonalnego patriotyzmu i mainstreamowymi liberałami. Czyli zdradzili wszystko, co polskie. Czyli są po prostu zdrajcami. Tusk jest zdrajcą.

Jest zdrajcą obiektywnie – ludność jednak jest za głupia, nie rozumie wyrafinowanych konstrukcji. Więc trzeba do niej prosto.

A Smoleńsk stwarza szansę mówienie do ludności prosto, unaocznienia jej podziału, którego dotychczas nie dostrzegała w pełni. Ale w tym celu trzeba mówić prosto – zdrajca.

I trzeba mówić: zamach. Bo tylko jeśli był zamach, to my jesteśmy Polską, spadkobiercami powstańców, a druga strona jest moralnie zdelegalizowana. Bo tylko jeśli był zamach, to zdrajca jest w pełni zdrajcą. Bo tylko zamach pozwala do końca unaocznić, jak zgniła jest III RP.

A jeśli to nie był zamach...? Nie, to musiał być zamach. Jeśli nawet nie zabili naszego prezydenta subiektywnie, zgodnie z prozaicznym, potocznym rozumieniem rzeczy, to trzeba odmówić uznania tego faktu. Bo przecież byli do tego zdolni. Bo przecież zabiliby go, jakby mogli. A na innym planie zabijali go codziennie. Bo przecież to zdrajcy. Więc w wyższym interesie Polski leży, żeby ludność uznała fakt zamachu.

A że jacyś tam inteligenci dzielą włos na czworo? To są ci, o których Piłsudski powiedział, że brzydzą się dla Polski w gównie babrać. A my się nie brzydzimy.

Albo według innej poetyki: Mówicie, że towarzysz X nie jest zdrajcą i agentem? Że tylko inaczej myśli? Ech, towarzyszu... Wątpliwości wobec linii partii wiodą nieuchronnie do rozbieżności z partią. Rozbieżność z partią prowadzi do działalności frakcyjnej, a działalność frakcyjna – do rozbijactwa.

Rozbijactwo zaś to już równia pochyła – oznacza realizację interesów imperialistów. A jeśli ktoś realizuje interesy imperialistów, to obiektywnie jest ich agentem, prawda? Obiektywnie.

A jak jest agentem obiektywnie, to za chwilę będzie subiektywnie.
(...)
Szerzej – atmosfera przypomina – i aktywiści obu obozów bardzo się o to starają – lata 30. Kiedy to wielu nie najgłupszych i nie najgorszych ludzi dało sobie wmówić, że jeśli jest się przeciw faszyzmowi, to nie ma alternatywy – trzeba być z komunistami. Lądowali w partiach komunistycznych, a po chwili w różnych Armiach Ludowych. Inni z kolei dali sobie wmówić, że żeby ochronić Europę przed bolszewizmem nie ma innego sposobu, niż się sprzymierzyć z Hitlerem – i lądowali w różnych legionach SS Walonien czy Charlemagne.

Ta rzekomo żelazna logika podziału okazała się ułudą. Stawiam dolary przeciw orzechom, że tak będzie i teraz. Chciałoby się zaapelować: trochę wstrzemięźliwości, panowie i panie, bo kiedyś będzie wam głupio.
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/9133,645644-Skwiecinski--Dreyfus-vs--Dreyfus.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 5 z 12
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum