Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Punkt równowagi - opinie polityczne
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Kwi 20, 2012 2:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
O czym tu gadać
Piątek, 20 kwietnia (09:12)

Jako dziennikarz opozycyjny to ja mam łatwe życie, muszę przyznać uczciwie. Nie mam problemu z tematem - cokolwiek tak akurat znajdzie się pod ręką, na pewno będzie pasować. Ale jak muszą się czuć pracownicy "Gazety Wyborczej", TVN-u, "Polityki", Tok FM i Zet, czy innych temu podobnych, to sobie wolę nie wyobrażać. Ich życie - przynajmniej życie zawodowe - musi być równie potworne jak, by przywołać znaną fraszkę, życie kury, zmuszanej by znosić kanciaste jajka.

O czym oni mogą pisać albo mówić? O kolejach to lepiej nie. Jak przyznał szef jednej z kilkudziesięciu kolejowych spółek (gdzie kucharek sześć, tam wszystko idzie wspaniale w porównaniu z sytuacją, gdy kucharek jest blisko sześćdziesiąt), aby przywrócić nasze linie kolejowe do stanu pierwotnego, czyli z czasów Gierka, a nawet Gomułki, trzeba by na dzień dobry włożyć w nie 40 miliardów złotych. No a takich pieniędzy nie ma, oczywiście. Dobra, to, powiedzmy, zwalić można na poprzednie rządy, przecież nasz "Tusku musisz", ucieczka i ostoja przed groźnym Kaczorem, rządzi zaledwie od pięciu lat.

Ale te pieniądze miały być z Unii, i były - tylko że światły rząd PO-PSL nie umiał ich wziąć! Z oferowanych przez Unię środków na modernizację infrastruktury i taboru "absorbował" zaledwie 3 procent! Bo starych kolejarzy mających o czymkolwiek pojęcie, peowska "spółdzielnia" wylała, jako "pisowców", a specjaliści, których zatrudniła z koteryjno-towarzyskiego klucza, niekumate i tych brukselskich kwitów wypełniać nie umieją. Nie zostaje nic innego, niż modlić się żeby maszyniści mieli refleks i odwagę zatrzymania pociągu, kiedy nie zgadzają im się sygnały na semaforach, i czekać ponuro, aż któremuś ich w końcu zabraknie.

Tak, o tych "trzystu miliardach z Unii lepiej ludziom nie przypominać, zresztą sam pan Lewandowski, twarz tej obietnicy, przyznał szczerze, że te spoty wyborcze były "durne raczej"... (a co mu tam, może tak gadać - on już załapał się, emeryturę też mu wypłaci Unia, i to jaką). Więc o czym by tu... O Bonim, Boni wszak, powiadają na mieście, coś tam jeszcze umie. Czym się ten Boni zajmuje? Cyfryzacją... Hm, w rankingu informatyzacji (robi taki jedna z agend ONZ) spadliśmy o kolejnych parę miejsc, na pozycję 42., o kilka oczek za Kazachstanem. Unia właśnie się wkurzyła i zablokowała nam 1,2 miliarda na informatyzacyjne projekty, póki się nie skończą wieczne afery i bardak wokół nich. A pół miliarda wydane na zakończony właśnie kompromitacją projekt wdrożenia elektronicznych dowodów osobistych prawdopodobnie trzeba będzie oddać do unijnej kasy...

Słowa "kasa" to w ogóle lepiej nie wymawiać. Pan minister Rostowski bożył się, że deficyt budżetu w 2012 nie przekroczy 30 miliardów, a po marcu jest już 22,6 miliarda... O całościowym zadłużeniu można powiedzieć tylko tyle dobrego, że nikt nie zna jego rozmiarów. Władza skomplikowanymi zabiegami księgowymi ukryła je nawet przed samą sobą. Gdyby je znała, nie mogłaby spokojnie spać i wpadałaby w histeryczny dygot na widok każdej ulicznej latarni.

Ale i bez tego strach... Autostrady na Euro? Ależ już nikt nawet nie udaje, że którakolwiek będzie "przejezdna". No to co, powiada pani Gronkiewicz Waltz, będą po Euro, ale przecież kibice dolecą samolotami... No, ale pani prezydent Warszawy to wypadek szczególny, kliniczny, skądinąd przeczący obrzydliwym seksistowskim stereotypom, jakoby to blondynki były mądre inaczej. Rzecz przecież nie tylko w autostradach, z których schodzą nieopłaceni podwykonawcy (nie płacono im, żeby na papierze wykazać, że koszty budowa nie są wcale aż tak horrendalne, jak wyliczała opozycja - tylko że oni też nie w ciemię bici, i wiedzą, że jak nie wydrą Tuskowi z gardła zapłaty przed Euro, to już jej nigdy nie zobaczą). Rzecz w tym, że Euro miało być impulsem dla wielkiej modernizacji, a okazuje się dopinanym na siłę, kosztem wielkiej mobilizacji, nikomu na plaster niepotrzebnym fajerwerkiem, po którym przyjdzie liczyć straty i głowić się, co teraz zrobić z niepotrzebnymi już, a cholernie drogimi w utrzymaniu stadionami.

Czy ktoś tam jeszcze w ekipie Tuska uchodził za kompetentnego? Tak, pani Bieńkowska. Ale odkąd Unia wstrzymała nam kasę na "innowacyjną gospodarkę", nie zostawiając na przygotowanych przez jej resort projektach przysłowiowej suchej nitki, jakoś już i ona niechętnie pcha się przed kamery...

Polityka zagraniczna? Proszę mnie nie rozśmieszać, Polska w ogóle przestała się liczyć, nawet Litwa demonstracyjnie pokazuje nam miejsce na wycieraczce. Wojsko? Wojsko mamy jak w XVIII wieku, parę tysięcy niedoinwestowanych żołnierzy na Dzikich Polach, czyli w Afganistanie, a w kraju - opustoszałe koszary i pajęczyny na poligonach. Zamiast armii zawodowej - wciąż armia z poboru, tylko już bez poborowych. Zostało tylko parędziesiąt tysięcy trepów i wojskowych biurokratów. Jak była powódź, to z jednostek wojskowych wysyłano na pomoc jedną, dwie amfibie, nie dlatego, że więcej nie było - bo stoją pod plandekami - tylko że jednostki nie miało już w wojsku dla nich obsługi.

Reformy państwa, "dobre zmiany"... Cholera, Tusk obejmując władzę, odziedziczył po Kaczorze 300 tysięcy urzędników, a teraz jest oficjalnie 500 tysięcy, a - jak twierdzi "Dziennik Gazeta Prawda" - naprawdę, dzięki stosowanym przez władzę kruczkom prawnym przy zatrudnianiu, nawet dwa razy tyle. Co przy okazji tłumaczy, dlaczego nie ma pieniędzy na nic, od emerytur po teatry, ale lepiej, żeby ludzie tego wyjaśnienia nie znali. Polacy mieli wracać z Irlandii i innych krajów? Kiedy "Tusku musisz" nam to obiecywał, był ich tam milion, a teraz są już dwa... "Prawdziwa walka z korupcją"? Wystarczy powiedzieć dwa słowa: Julia Pitera... Prywatyzacja służby zdrowia? Długi "sprywatyzowanych"przychodni rosną jeszcze szybciej niż przed tą światła operacją. Za zamykanie sklepów z "dopalaczami" przyjdzie zaraz wypłacać właścicielom sute odszkodowania...

Nie, w ogóle o żadnych obietnicach Tuska lepiej nie przypominać. Bo trzeba by przyznać, że w pierwszych wyborach obiecywał, że zrobi to, to i tamto, i nie zrobił nic, a w drugiej zaprzysięgał się, że byle go wybrać, to tego, tego i tamtego nie będzie trzeba - i teraz właśnie to robi, z dumną miną cierpiącego za odwagę przeprowadzania "niepopularnych reform".

Po przejedzeniu trzystu miliardów unijnych dotacji, co najmniej pięciuset miliardów pożyczek, po prezencie z niebios, jakim była niepowtarzalna koniunktura, łatwy kredyt dla obywateli (którzy sami zapożyczyli się na większe jeszcze sumy niż budżet), mimo nieobecności w kraju 2 milionów najbardziej aktywnych zawodowo obywateli, bezrobocie przekracza 13,5 procenta, w tym wśród młodych ponad 25 proc.! (W grupie wiekowej 50+, mówiąc nawiasem i a propos "emerytalnej" propagandy, podobnie).

Nie, o gospodarce lepiej nie wspominać. Czego by się tu tknąć... energetyka, alarmują jej pracownicy i eksperci, właśnie weszła w stan rozsypywania się, jak koleje. W przyszłym roku trzeba ze starości odłączyć Elektrownię Szczecin, potem posypią się następne bloki, i wkrótce, jak za komuny, będziemy mieli "stopnie zasilania", wyłączenia miast, aż do włączania prądu tylko w pewnych godzinach. No cóż, i na to przez ostatnich pięć lat władza nie miała czasu, zajęta pielęgnowaniem swoich sondażowych słupków i szczuciem "młodych, wykształconych, z dużych miast" na "lud smoleński".

No, i to wreszcie mamy odpowiedź na męczące nas pytanie, o czym tu mają pisać i mówić prorządowe media. O strasznym Kaczyńskim, podpalającym Polskę i grożącym wojną! O jeszcze straszniejszym Rydzyku, obrońcy multipleksu! O groźnym tłumie spod smoleńskiego krzyża! O, zaiste, nie ma co dłużyć listy "sukcesów" Tuska, niech sobie chętni zrobią to sami w domu, wiadomo i tak, że czego się nie tkną, palce zagłębią im się w wiadomej wstrętnej substancji. Lepiej o tym wszystkim nie myśleć, tylko szczuć, szczuć i judzić na PiS, ile wlezie, i jeszcze bardziej. Śmieszyć, tumanić, przestraszać! Lemingi uwielbiają być rajcowane w ten sposób!

No, więc cóż się dziwić, że nic innego oni wszyscy nie robią?

Rafał Ziemkiewicz


http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz-mysli_nowoczesnego-endeka/news/o-czym-tu-gadac,1787217

=============================

Trzeba jednak przyznać, że media miałyby trudniejsze zadanie, gdyby PiS zajmował się problemami współczesnej Polski (które wylicza wyżej Rafał Ziemkiewicz), a nie paranoją smoleńską. Bo psim obowiązkiem opozycji jest także mówienie o tych wszystkich sprawach, o których nie chcą mówić media (na co słusznie zwraca uwagę Ziemkiewicz). Więc ten system (nieudolny rząd - stronnicze media - histeryczna opozycja) wzajemnie się uzupełnia i napędza. Trudno krytykować jeden segment tego systemu zapominając o pozostałych dwóch.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Maj 06, 2012 8:19 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jest w tym tytule dużo racji. Trzeba zapamiętać to, co dzisiaj mówi Moskwa i Berlin nt. bojkotu mistrzostw na Ukrainie i przypomnieć przed rokiem 2014. Szkoda, że igrzyska w Pekinie już za nami.

Wzywanie przez Zachód do bojkotu ME na Ukrainie to Himalaje hipokryzji. Dobrze, że rząd (o dziwo) do tego się przyłącza (choć polski komisarz - Janusz Lewandowski - owszem). Szkoda, że do apeli Moskwy i Berlina przyłącza się największa polska partia opozycyjna, tak uczulona na to, aby duzi, nie rozkazywali mniejszym oraz opowiadająca kiedyś o kondominium rosyjsko-niemieckim... I co teraz - kto wysługuje się obcym?

Cytat:
Parafianowicz: Bojkotujcie igrzyska w Soczi

Apele o bojkot Euro 2012 na Ukrainie, odwoływanie obecności na szczycie środkowoeuropejskim w Jałcie czy straszenie zablokowaniem umów unijnych są kwintesencją braku zrozumienia tego, co dzieje się nad Dnieprem.

Publikacja: 4 maja 2012

Jeśli ktoś z kancelarii federalnej Angeli Merkel albo holenderskiego rządu myśli, że Wiktor Janukowycz przestraszy się i zdecyduje o wypuszczeniu Julii Tymoszenko, grubo się myli. Zresztą jestem przekonany, że takich papieży głębokiej analizy ani w Berlinie, ani w Hadze nie ma. Gra wokół Euro i umów unijnych, które niedawno parafował Kijów, jest czystą polityką.

Nawet za rządów popularnych na Zachodzie pomarańczowych demokratów: Tymoszenko i Juszczenki – Niemcy i Holandia były w awangardzie ukrainosceptyków. Przez kilka lat skutecznie blokowały pomarańczowych, którzy chcieli związać swój kraj z NATO poprzez przyjęcie tzw. planu działań na rzecz członkostwa (MAP). Wówczas to była decyzja polityczna, nie merytoryczna. I gdyby nie opór Niemców i Holendrów, Ukraina byłaby dziś bliżej Zachodu, a Tymoszenko nie siedziałaby w kolonii karnej. Ale na szczytach NATO wyszukiwano kolejne preteksty, z powodu których Ukraińcy powinni czekać na MAP. Na kilka miesięcy przed planowaną decyzją NATO w tej sprawie (grudzień 2008) wybuchła wojna w Gruzji (sierpień 2008) i kwestia dwóch kolorowych republik Gruzji i Ukrainy w sojuszu odeszła do lamusa.

Dziś te same kraje pod sztandarami walki o słuszną skądinąd sprawę wzywają do bojkotu Euro. Jeśli tak, niech Berlin i Haga bojkotują również zaplanowane na 2014 rok zimowe igrzyska w rosyjskim Soczi. Przecież Michaił Chodorkowski wciąż pozostaje w łagrze. Siepacze związani z FSB zabijają dziennikarzy, a wywiadowcy SWR za granicą trują swoich przeciwników radioaktywnym polonem. Zamiast bojkotu Berlin, Haga i Wiedeń popierają jednak jak najbliższe stosunki Moskwy z UE i NATO. Budują razem z Gazpromem gazociągi. Dla armii rosyjskiej, która najechała Gruzję, fundują nowoczesne centra dowodzenia. Warto przy tym pamiętać, że póki co – mimo całej swojej knajackiej natury – Janukowycz to nie Putin.


http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/614575,parafianowicz_bojkotujcie_igrzyska_w_soczi.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Cze 02, 2012 3:11 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dobry, trzeźwy tekst.

Cytat:
Smoleńsk na czarno-biało
Piotr Skwieciński 31-05-2012,

Zamieszanie, które powstało w związku z podjętą przez wojskowych prokuratorów nieskuteczną próbą spotkania się z prof. Wiesławem Biniendą, służy źle perspektywom ustalenia prawdy w sprawie katastrofy smoleńskiej i sprowadzenia do rozsądnych wymiarów polsko-polskiego politycznego konfliktu.

Łagodnie mówiąc, nie buduje też wiarygodności samego naukowca. Profesor długo zachowywał się powściągliwie, unikał politycznych komentarzy, raczej nie atakował oponentów. W efekcie coraz więcej ludzi, początkowo wobec tezy o zamachu bardzo sceptycznych, zaczęło wsłuchiwać się w jego argumenty i traktować je poważnie. Zwłaszcza że z tezami Biniendy niewielu polemizowało, przez co wybrzmiewały coraz dobitniej, wchodziły w informacyjną próżnię i w oczach coraz większego odsetka odbiorców zyskiwały rangę prawdy, a co najmniej równouprawnionej interpretacji zdarzeń.

Stopniowo jednak profesor zaczął zachowywać się inaczej. Ujmująca postawa wycofanego naukowca zaczęła ustępować miejsca temperamentnemu polemiście, który w zasadzie przestał ukrywać swoją bardzo zdecydowaną opinię nie tylko na temat przyczyn i przebiegu katastrofy, ale i strony przeciwnej - czyli władz państwowych i komisji Millera. To zrozumiałe, zwłaszcza że Binienda, co naturalne, obracał się w kręgu swoich krajowych sojuszników, czyli zespołu Antoniego Macierewicza i środowiska „Gazety Polskiej", i w równie naturalny sposób przesiąkał ich poglądami i zachowaniami. Trudno jednak nie dostrzec, że o ile taka zmiana pomaga budować tożsamość środowisk „smoleńskich", o tyle na sporą liczbę osób, nie utożsamiających się ani z obozem „pancernej brzozy", ani z obozem „pancernego tupolewa", działa raczej odstręczająco.

A tym bardziej odstręczający był efekt dość żenującej zabawy w kotka i myszkę z wojskową prokuraturą, w którą niestety zaangażował się Binienda. Trudno innymi słowy określić spektakl, w którym profesor stawiał żądania obecności przy swojej ewentualnej rozmowie z prokuratorami amerykańskiego dyplomaty (rozumiem, że jako zabezpieczenie przed możliwością wyrządzenia mu przez rozmówców jakiejś strasznej krzywdy...), a także odbycia się spotkania poza terenem prokuratury. A po zgodzie prokuratury na te warunki (prokuratorzy zgodzili się wręcz na dowolnie określone przez naukowca miejsce i czas spotkania) milczy i odlatuje do USA.

Wszystko to jest drastycznie sprzeczne z dotychczasową artykułowaną przez środowiska smoleńskie linią krytyki władz, według której podstawowym wobec nich zarzutem było przemilczanie Biniendy i niewspółpracowanie z polonijnymi ekspertami.

Okołosmoleński Internet natychmiast zaczął tworzyć dookoła tej sprzeczności zasłonę dymną, sugerował jakieś zagrożenie dla profesora, niemalże możliwość jego aresztowania (bo prokuratura zaproszenie do profesora wysłała poprzez kierowcę samochodu Żandarmerii Wojskowej...). Bardziej wyrafinowaną argumentację na rzecz tezy, iż profesor na zaproszenie prokuratury nie powinien się stawiać, przedstawił natomiast Antoni Macierewicz. Zadeklarował on obawę, że efektem spotkania byłoby nadanie Biniendzie statusu świadka, a w ślad za tym zobowiązanie go do zachowania tajemnicy, czyli do milczenia. Innymi słowy demonicznym planem prokuratury wojskowej miałoby być zamknięcie profesorowi ust.

Prokuratura jednoznacznie stwierdziła, że nie miała tego rodzaju projektów. Powstaje też pytanie, jak niby miałoby wyglądać zakneblowanie ust profesorowi, który przecież żyje w Ameryce.

Ważniejsze jednak jest coś innego. Powstaje otóż pytanie następujące: jeśli niemożliwe jest ani przyjęcie przez Biniendę jakiegoś formalnego statusu w toczącym się postępowaniu, ani nawet samo jego spotkanie z prowadzącymi śledztwo (złożona przez szefa biura zespołu parlamentarnego propozycja spotkania prokuratorów z Biniendą na posiedzeniu prezydium tego zespołu nie była poważna, bo oznaczałaby uczestnictwo prokuratorów w show o jednoznacznie politycznym charakterze), to w jaki sposób - zdaniem zespołu, ale również samego profesora - prokuratura mogłaby wykorzystać jego wiedzę, dorobek i ustalenia? Jak uzyskać - przecież według zespołu pożądany - efekt współdziałania władz śledczych z Biniendą? Jaka procedura jego współpracy z prokuraturą byłaby z punktu widzenia zespołu i naukowca akceptowalna?

Narzuca się, niestety, przykra interpretacja tej sytuacji: z punktu widzenia parlamentarnego zespołu jakakolwiek forma współpracy Biniendy z prokuraturą jest zagrożeniem, do którego nie można dopuścić. Bowiem dla polityków tej opcji oznaczałaby ona fundamentalne zakłócenie ich narracji na temat Smoleńska i związanej z katastrofą obecnej sytuacji w Polsce. Zakłócenie oczywistości czarno-białego podziału.

Spora część zwolenników teorii zamachowej stanęłaby bowiem wobec szoku poznawczego. Jak to jest? Przecież tu jesteśmy my, wolni Polacy z posłem Macierewiczem i naszym profesorem Biniendą, a tam są oni - platformersko-komunistyczni zdrajcy, agenci i ich najemnicy. Zdrajcy, agenci i najemnicy, którzy nie dopuszczają do głosu naszego profesora, i między innymi po tym poznać, że to zdrajcy, agenci i najemnicy.

Gdyby do świadomości tych, którzy skłonni są do takiego postrzegania rzeczywistości, dotarła wiadomość, że Binienda współpracuje z prokuraturą (czy raczej: że prokuratura współpracuje z Biniendą), mogliby nie wiedzieć, co o tym myśleć. I klarowność wielkiego podziału zostałaby w ich oczach zakłócona. A ta klarowność to przecież podstawa politycznej taktyki opcji smoleńskiej.
(...)


całość - http://www.rp.pl/artykul/9157,884969-Smolensk-na-czarno-bialo.html?p=1
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lip 03, 2012 1:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Spektakl zakończony - kosztował Polskę 6 i pół procent PKB. Niemiecka prasa podsumowuje EURO2012.

„To była najdroższa impreza, którą kiedykolwiek tu świętowano. Polska wydała na nią 25 miliardów euro, 6 i pół procent swojego PKB" – pisze berliński dziennik Die Tageszeitung. „Polska chciała zabłysnąć. I liczono się z tym, że może to słono kosztować. Zdaniem London Institute of Capital Economics korzyści ekonomiczne z imprezy na razie trudno jest jednoznacznie oszacować: jeśli powstały miejsca pracy, to tylko tymczasowe, do tego słabo płatne. Długookresowo pozostają natomiast stadiony, drogi i trakcje kolejowe. Wartość tej nieprawdopodobnej w skali inwestycji, równej wydatkom na obronność czy kulturę, ma wymiar przede wszystkim emocjonalny. Chodzi o nastroje, o poczucie własnej wartości całego narodu, o wizerunek za granicą. Dla Niemiec Mistrzostwa Świata w 2006 roku były najlepszą reklamą turystyki na niespotykaną dotychczas skalę. A dla Polski? Letnia bajka się nie ziściła – ku temu zabrakło dobrej pogody, drużyna narodowa była zbyt słaba, a zakończenie występów polskiej reprezentacji w ME na ostatnim miejscu w grupie – zbyt gorzkie (…). I co świat zobaczył w Polsce? Głównie banalnie normalny, europejski kraj, który w modnych miejscach jest równie drogi, jak Berlin. Państwo, które uwolniło się od stygmatu członka bloku wschodniego i jest zaprzeczeniem niemal wszystkich będących w obiegu frazesów – za to każdy Polak zapłacił bezpośrednio lub pośrednio około 650 euro – ponad dwukrotnie więcej, niż przeciętny, miesięczny dochód w Polsce”.


http://www.dw.de/dw/article/0,,16068913,00.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lip 17, 2012 9:23 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Przerażający sukces rządu, czyli jak atomowa siła politycznego pijaru miesza w głowach

Publikacja: 16 lipca 2012, 09:51 Aktualizacja: 16 lipca 2012, 09:55

Rozbudowę infrastruktury przed Euro 2012 rząd próbował przedstawić jako sukces w gierkowskim stylu. Niby że były pewne problemy i niedoskonałości, ale generalnie się udało i wszystkim się żyje dostatniej. Fakt, że udało się na przykład otworzyć dla aut autostradę A2 do Warszawy, był przedstawiany tak optymistycznie, że przyćmił potężne opóźnienia na innych placach budów.

Najwyraźniej odtrąbienie zwycięstwa spowodowało, że kolejne budowy, które już przed Euro szły ślamazarnie, spowalniają jeszcze mocniej. Tak się dzieje i na autostradach, i na liniach kolejowych, a ostatnio także przy budowie terminala LNG. Na dodatek jest coraz mniej tych, którzy mogą budować.

Przy budowie autostrad wykrwawiło się już kilka potężnych firm, a nie wiadomo, czy wkrótce ta lista nie powiększy się o Polimex-Mostostal, który rozpoczął negocjacje z wierzycielami. Trudno powiedzieć, jak dużo maluchów i średniaków pociągnęły za sobą na dno te upadłe giganty.

Teraz niektóre przetargi trzeba będzie ogłaszać na nowo. Będzie drożej, bo przecież ceny zmieniły się w ciągu ostatnich kilku lat, a konkurencja – jak napisałem wyżej – maleje. Podatków zaś będzie mniej, bo bankruci ani nie płacą VAT, ani nie wypłacają pensji.

To wszystko powoduje, że jeśli w kwestii budowy infrastruktury mamy do czynienia z sukcesem, to jest to sukces po prostu przerażający. I trudno w takim razie trzymać kciuki za dalsze osiągnięcia rządu, bo jeszcze kilka takich sukcesów i wszyscy pójdziemy z torbami.

Marek Siudaj, kierownik działu branże i firmy


http://serwisy.gazetaprawna.pl/transport/artykuly/632932,siudaj_przerazajacy_sukces_rzadu_czyli_jak_atomowa_sila_politycznego_pijaru_miesza_w_glowach.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lip 17, 2012 5:17 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Prof. Antoni Dudek w Salonie 24:

Cytat:
Rzeczpospolita kolesi

Gorąco polecam wszystkim, którzy mają wolne 50 minut przesłuchanie rozmowy prezesa Krajowego Związku Rolników i Kółek Rolniczych Władysława Serafina z byłym prezesem Agencji Rynku Rolnego Władysławem Łukasikiem. Bez względu bowiem na to jakie będą losy ministra rolnictwa Marka Sawickiego, którego owo nagranie ma pogrążyć, daje nam wgląd w polską rzeczywistość AD 2012. Nie jest to bowiem w moim przekonaniu wyłącznie obraz praktyk stosowanych powszechnie w środowisku PSL. Tak jest niestety i gdzie indziej.

Czego tu nie mamy? Jest zatem prezes-słup publicznej spółki Elwarr, którym faktycznie steruje – z pensją obniżoną bohatersko przez eksprezesa Łukasika z 50 do 30 tys. złotych - dyrektor generalny Andrzej Śmietanko (przed laty minister rolnictwa w rządzie Pawlaka, później w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego i na służbie u Aleksandra Gudzowatego). Jest też oczywiście minister Sawicki, który twórczo rozwija pluralizm polityczny i zamiast – jak narzeka eksprezes Łukasik – wspierać peeselowców, stawia na działaczy zapomnianej już dziś partii o nazwie Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe:

„Wójciak, Kabaciński, Mielniczuk, ci dostali raptem w górę! Czyli SKL, no to kurde, o co chodzi? SKL wcisnął tutaj prawda, do Warszawy, do centrali [Agencji Rynku Rolnego] z dziesięć co najmniej osób na stanowiska, wiesz, takie co nic nie robią. Siedzą tacy i nic nie robią. I mamy wielu w terenie wicedyrektorów. I to niby poszło, że to Platforma, a to właściwie była nie Platforma, tylko z PiS-u. Bo SKL wiesz jak startuje? Zagórski z PiS-u, Oksiuta z Nysy z PJN, a niektórzy z list Platformy. Więc oni po wszystkich możliwych opcjach. I teraz niektórzy z wciśniętych do agencji to są, to są z PiS-u, nawet nie z PJN”.

Prawda, że piękne? Szczególnie wzruszający jest fragment, w którym eksprezes Łukasik wspomina o tym, jak usiłował dotrzeć do ministra z przedświątecznymi prezentami, ale ten nie znalazł dla niego czasu. Już to powinno natchnąć tak „doświadczonego” urzędnika (o czym sporo mówi), że jego akcje zniżkują. A jednak określa sposób swojego odwołania jako „chamski”. Ja zaś jako typowy dla obowiązującej nad Wisłą kultury politycznej.

Ktokolwiek wykonał to nagranie (a domyślić się tego oglądając początek i koniec nietrudno), dobrze uczynił, choć intencje miał mało chwalebne. Niechcący dał nam okazję – jak przed laty Michnik, Gudzowaty i Beger – zajrzeć za kulisy naszego życia publicznego. Zawsze lepiej jest wiedzieć więcej, nawet jeśli wnioski z tej wiedzy nie są zbyt optymistyczne.

Dlatego nie mam na zakończenie krzepiącego komentarza, że jak dojdzie do władzy…., to wreszcie „zrobi porządek” i będzie lepiej. Będzie jak zawsze.


http://antoni.dudek.salon24.pl/434574,rzeczpospolita-kolesi
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Lip 20, 2012 7:13 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Może prof. Staniszkis trochę późno doszła do trafnej, naszym zdaniem, diagnozy, ale za to potrafi ją wyrazić w bardzo plastycznym języku. To co w tym wywiadzie zasługuje szczególnie na uwagę, to nie krytyka Tuska (dość oczywista), ale stwierdzenie, że obecna opozycja nie jest w stanie zmienić istniejącego systemu. Pozostały jej jeszcze złudzenia co do Kaczyńskiego (krytykuje jedynie jego dupowatą świtę, ale przecież to on sam otoczył się ludźmi typu Macierewicz, Błaszczak, Brudziński, Hofman czy Czarnecki). Zapewne i to zauroczenie kiedyś minie... No i brakuje szerszej refleksji nt. prawdziwych źródeł tego, co jest, czyli Magdalenki i Okrągłego Stołu. Złudzenia, że ludzie, którzy w tym brali udział (jak Kaczyński i część otaczających go polityków, m.in. Mariusz Kamiński) mogą zmienić to, co wraz z czerwonymi i innymi różowymi zbudowali są szczególnie szkodliwe, gdyż to one powodują, że nie szukamy skutecznych rozwiązań...

Cytat:
Prof. Staniszkis: Tusk ma zdolność krętactwa z niewinną twarzą. Jest w stanie wmówić, że niczego nie wiedział
opublikowano: wczoraj, 15:13

- wPolityce.pl Stefczyk.info: Trwa burza związana z “taśmami PSL”. Sprawa spowodowała już dymisję ministra rolnictwa Marka Sawickiego. Mamy do czynienia z kryzysem władzy?

Prof. Jadwiga Staniszkis: Kryzys władzy to dla mnie przede wszystkim fakt, że Donald Tusk i jego ekipa nie rządzi krajem, nie realizuje długofalowej strategii rozwoju. Zamiast tego oni sprawiają wrażenie względnie dobrej sytuacji, w coraz większym stopniu przerzucając koszty na społeczeństwo. To nie rządzenie, a trwanie, przy jednoczesnym korzystaniu z wszystkich profitów władzy, które są stale konsumowane. Co gorsze, premier Tusk traktuje tę sytuację, jako trampolinę do dalszej kariery.

- Obecna sytuacja może pogrążyć rząd?

Obecna sytuacja nie jest pierwszą aferą. Mamy wciąż nie wyjaśnioną sprawę przeciekową w aferze hazardowej, z silnym podejrzeniem Donalda Tuska, mamy sprawę smoleńską, decyzję o wyborze sposobu prowadzenia śledztwa po katastrofie i kulisy podejmowanych decyzji, mamy sprawę wizyty premiera 7 kwietnia w Katyniu podczas wmurowania kamienia węgielnego pod cerkiew katyńską. To wszystko ludzie przełykają. Donald Tusk ma zdolność krętactwa z niewinną twarzą. Jest w stanie wmówić, że niczego nie wiedział. Z drugiej strony ma silny instynkt przetrwania i szybki refleks. Obecnie udaje, że robi wszystko, by sprawa afery “taśmowej” została wyjaśniona. Sądzę, że to pozwoli mu odrzucić od siebie odpowiedzialność za kolejny dowód, że ten rząd działa w sposób nie do przyjęcia.

- Jest szansa na wyciągnięcie odpowiedzialności w związku ze sposobem działania rządu?

Odpowiedzialność w tej ekipie nie istnieje. Myśmy nigdy nie słyszeli o odpowiedzialności urzędników i członków rządu. W mojej ocenie Donald Tusk to człowiek słaby, ambitny, pozbawiony dobrych doradców. Jednak ma dużą zdolność przetrwania i niestety obawiam się, że przetrwa i tę sytuację.

- Dlaczego tak się dzieje?

Ludzie już nie reagują na takie sprawy, uznają je za normę. Tuskowi sprzyja również kryzys, ponieważ ludzie coraz bardziej myślą o swoim indywidualnym przetrwaniu.

- Jak zmienić ten sposób myślenia?

Gdybym to wiedziała, mogłabym próbowała uruchamiać takie procesy. Mamy do czynienia z dramatem patologicznego indywidualizmu po okresie histerycznej wspólnotowości i przeżywania świata w kategoriach moralnych za czasów “Solidarności”. Obecnie widać powrót do tej obojętności, która dla większości społeczeństwa była demoralizującym sposobem życia w komunizmie. Ludzie wtedy przystosowywali się w ten sposób do rzeczywistości, obecnie przymykają oczy na złe rządzenie, jak długo nie dotykają ich one osobiście. Tusk tymczasem osiągnął skuteczną zdolność rozdrabniania kosztów.

- Co Pani ma na myśli?

To jak gotowanie żaby. Powoli podnosi się temperaturę, aż w końcu żaba nie jest już w stanie wyskoczyć i dopiero wtedy zaczyna odczuwać prawdziwy ból. Tak samo jest z naszym społeczeństwem. Stan obojętności i przerzucenie energii na indywidualną zaradność jest czymś patologicznym. Jeśli mamy patologiczną władzę i społeczeństwo, które nie reaguje, to mamy taką sytuację, jak obecnie.

- Opozycja będzie w stanie korzystać na błędach rządzących?

Ludzie chcą światełka w tunelu, choćby taniego optymizmu, jaki czasem daje im Tusk. Opozycja tymczasem jedynie zapowiada alternatywne wizje. Jarosław Kaczyński otoczony jest ludźmi, którzy nie działają na wyobraźnie, ani inteligencją, ani doświadczeniem, ani błyskiem, ani biografią. Otoczenie Kaczyńskiego nie ma tego czegoś, co mogłoby pociągnąć ludzi. To oznacza, że opozycja obecna nie jest czymś, co mogłoby wytrącić Polaków z tej patologicznej równowagi.

- To poważna sytuacja?

Bardzo poważna, szczególnie w połączeniu z rosnącymi problemami demograficznymi. Jeśli sytuacja się nie zmieni, za sto lat nas nie będzie. W sensie znaczenia kraju, nie będzie nas nawet wcześniej. Rozpływamy się. Indywidualne przetrwanie to za mało, żeby przetrwał kraj i społeczeństwo. Dlatego zła władza nie jest traktowana, jak fundamentalne zagrożenie. A tak właśnie powinna być traktowana.


http://wpolityce.pl/wydarzenia/32580-prof-staniszkis-tusk-ma-zdolnosc-kretactwa-z-niewinna-twarza-jest-w-stanie-wmowic-ze-niczego-nie-wiedzial
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lip 31, 2012 11:05 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Staniszkis: Opozycja jest na wakacjach

31.07.2012, 11:00

Donald Tusk straci czy zyska na aferze taśmowej?
Jadwiga Staniszkis: Na razie się wydaje, że Donald Tusk opanował sytuację. Ale upublicznienie nagrań, które pokazały jak naprawdę działają agencje i jak przekazywane są funduszę celowe, zwróciło uwagę mediów na funkcjonowanie Platformy Obywatelskiej w tym względzie. Przypomina mi się raport NIK-u o spółkach skarbu państwa. W dokumencie wskazano 180 sytuacji bardzo nagannych, także poza rolnictwem, tam gdzie działa Platforma.

Dokument był, a konsekwencje dla premiera żadne.
– Ciągle jest też otwarta sprawa braku reakcji premiera na te trzystustronicowe uzasadnienie decyzji prokuratury, która umorzyła w wymiarze karnym odpowiedzialność za tragedię smoleńską, mimo że wskazała i to po nazwiskach i stanowiskach na drastyczne naruszenie pragmatyki i procedur urzędniczych z wyraźną sugestią wyciągnięcia odpowiedzialności. To postępowanie dotyczyło urzędników państwowych, m.in. ministrów z kancelarii premiera.

Od afery do afery? Sugeruje pani, że premier przeczekuje jedną historię w nadziei, że zaraz pojawi się kolejna, o ktorej zacznie być głośno.
– Donald Tusk używa najnowszej afery, tej taśmowej, żeby odwrócić uwagę od tamtych problemów. Ale mam nadzieję, że media mu na to nie pozwolą.

Ale sprawa z PSL uderza też w Platformę.
– Owszem, afera taśmowa niesie dla premiera ryzyko. Ale może też okazać się przydatna w realizacji tego, co już od dłuższego czasu forsuje Jan Krzysztof Bielecki. A chodzi o stworzenie specjalnej komisji, tzw. komitetu nominacyjnego, który w zamyśle delegowałby do pracy w spółkach skarbu państwa fachowców a nie partyjnych nominatów. I co ciekawe, już raz plan ten był zablokowany, jak marszałkiem był Grzegorz Schetyna. Wtedy uznano, że to tworzenie takiej super nomenklatury. Teraz się do tego wraca. Być może ze względu na presję środowiska, które nie jest częścią aparatu partyjnego Platformy, ale jest jego fundamentem – i zależy mu, by wchodzić do tych spółek już nie przez partię – choć to jest już chyba ostatnie dobro wiążące się z władzą, które Platforma może dostarczyć.

Koalicji pali się grunt pod nogami. A opozycji nie widać.
– Jak się w tej sytuacji będzie zachowywała opozycja? Weźmy na przykład Ruch Palikota. Trudno tej partii mówić o nepotyzmie, jeśli sam Janusz Palikot własną teściową wprowadził na listy wyborcze. Ale generalnie jest to sytuacja, w której można by oczekiwać ofensywy programowej, a tego nie ma. Mimo że jest pięć tomów pism z pomysłami programowymi dotyczącymi głównie kwestii rodziny i kwestii pracy, także nowych rozwiązań podatkowych, to nie ma tam dostatecznej energii do zmian, nie można znaleźć sprężyny rozwoju.

Kiepska ta opozycja, skoro nie może wykorzystać takiej okazji.
- Opozycja musi się przedrzeć przez kurtynę mediów, a sprawa taśm Serafina tę kurtynę skutecznie uszczelnia. Mogłoby być głośno o opozycji, gdyby udało się pokazać choćby list Jarosława Kaczyńskiego do członków PiS i jego sympatyków, podsumowujący aktualną sytuację w Polsce w trzech wymiarach. Po pierwsze: stan państwa, bo na to wskazują te taśmy Serafina. Po drugie: kwestie kryzysu i tego, że nie ma absolutnie pomysłu w Platformie i rządzie Tuska, jak z nim walczyć. Po trzecie: przygotowanie się do odparcia ofensywy Donalda Tuska, który często w sposób nieodpowiedzialny chce dostosować polskie prawo do zmian traktatowych w samej Unii. I dlatego uważam, że to jest odpowiedni moment na ofensywę opozycji, a nie na wakacje! Ale tej ofensywy nie ma i dlatego Tusk może tę aferę z PSL tak na granicy ryzyka przetrwać.

Kolejna afera, która rozejdzie się po kościach.
– Afera hazardowa postawiła problem przecieku niewyjaśnionego do dzisiaj i jakoś to się udało przykryć kolejną sprawą.

Polacy szybko wybaczają premierowi?
– Są inne prawdziwe problemy niż te afery. Choćby reforma emerytalna, która nie rozwiązuje problemów ani demograficznych, ani rynku pracy. Być może nawet pogorszy sytuację, bo znosi instytucję babć i w sferze administracji państwowej będzie to zajmowanie miejsca przez urzędników znacznie mniej kompetentnych niż ta rzesza młodych wykształconych fachowców. Ale to też już zostało przykryte kolejną sprawą...

Ale oprócz Platformy są też inne partie, które powinny bić na alarm.
– Na ostatnim posiedzeniu Sejmu, gdy już wszyscy wyjeżdżali do domów, pojawiały się już sygnały tej nowej ofensywy Tuska, nowych zagrożeń.

I co? Jakaś reakcja?
– I jest milczenie. Niektórzy mówią – zaznaczę, że ja tak daleko się nie posuwam – że istnieje kartel polityczny, wiążący opozycję z władzą. W przypadku PiS ciągle mam wrażenie, że w tej partii jest grono, które nie chce wygrać, nie chce wziąć odpowiedzialności. Ludzie w większości o miernych kompetencjach mają synekury, których każdy by sobie życzył. Dlatego brak uderzenia, ten paraliż w decydującym momencie jest zaskakujący. Sam prezes Kaczyński też jest zablokowany tym paraliżem, choć moim zdaniem sposób komunikowania się przez te listy do działaczy i wyborców przebija trochę tę skorupę. Wszystko inne grzęźnie w tej inercji, która jest na rękę bardzo leniwym, traktującym politykę jako synekurę posłom opozycji. To samo także widać w SLD, które jest teraz całkowicie bierne.

Po aferze gruntowej mieliśmy wcześniejsze wybory. Nie czas na taką rewolucję?
– Nie do końca wiadomo, kto wypuścił te taśmy Serafina – czy Tusk się przed nimi broni, czy może nimi atakuje. Myślę, że afera nie została uruchomiona przez Platformę, tylko przez jakiś głębszy układ, który dyscyplinuje całą scenę polityczną. Tusk przy tej ordynacji wyborczej i przy tych notowaniach nie uzyskałby teraz większości, więc nie przeprowadzi tego, co – moim zdaniem – będzie próbował przeprowadzić jesienią, także ze względu na plany dotyczące własnej kariery, czyli rozpoczęcie procesów wchodzenia do Europy. Według mnie będzie to próbował zrobić wbrew Jackowi Rostowskiemu, za poradą Jana Krzysztofa Bieleckiego, którego kompetencje w porównaniu z Rostowskim czy Stanisławem Kluzą są mierne, ale to jest ważne dla osobistej kariery Tuska. On teraz nie może ryzykować. Chyba, że zmieni ordynację wyborczą na mieszaną, czyli większościowo proporcjonalną i dogada się z PiS. Wtedy Solidarna Polska i inne małe partie są wycinane, a wszystko biorą te dwie duże. Obawiam się jednak, że ten kartel polityczny, o którym wcześniej mówiłam, związany jest także z takimi rachubami. Osobiście jednak sądzę, że to jest wielki błąd. Tracimy czas. Ta Polska jest źle rządzona i dla rachub przetrwania tego układu politycznego nie można tego czasu tracić.


http://www.fakt.pl/Profesor-Jadwiga-Staniszkis-Opozycja-powinna-atakowac-teraz-Tuska-a-nie-milczec,artykuly,171158,1.html

=============================

Moim zdaniem trafna analiza, z dwoma wyjątkami.

Prof. Staniszkis nadal ma złudzenia co do Kaczyńskiego.

Boi się też nazwać wyraźnie ten kartel polityczny, który rządzi Polską od 1989 roku. A chodzi przecież o system wyrosły z Magdalenki i Okrągłego Stołu, który pasożytuje na zdrowej tkance społecznej i hamuje rozwój Polski.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 02, 2012 10:07 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

I jeszcze raz prof. Jadwiga Staniszkis.

Cytat:
Jadwiga Staniszkis: to idealna sytuacja na atak opozycji

Trzy obszary są kluczowe: rozkład państwa, brak wizji, co ma być sprężyną rozwoju Polski (PO zajmuje się tylko pełzającą kolonizacją społeczeństwa, PiS chce zmian zasad redystrybucji, nikt nie mówi o gospodarce realnej). I po trzecie polityka europejska . W tym porażający brak jasności co jest polską racją stanu. I brak procedur, przy ciągłym przekroczeniu ustaleń traktatowych przez tzw. wtórne prawo unijne.

Czy niedawna wizyta w Polsce przewodniczącego Bundesratu (zrzeszającego landy) miała na celu zaznajomienie polityków PO z zasadami federalizmu budżetowego? Zasadami, dodajmy, które kanclerz Merkel chce rozciągnąć na całą UE. I które silniej ograniczają niezależność w sferze rozwoju, niż integracja stricte polityczna? Marszałkowie Kopacz i Borusewicz, niezależnie od tego, czy coś zrozumieli, czy nie, i tak zrobią, co chce Tusk. Byłby to kolejny krok dla pogłębienia zależności Polski. Kroki wcześniejsze to - regionalizacja i brak całościowej koncepcji rozwoju Polski.

Nie należy tego mylić z nowoczesnym, otwartym, koniecznym umiędzynarodowieniem gospodarki. Bo Tuskowi raczej chodzi o funkcję zaplecza - ludnościowego, rolniczego i rynku zbytu dla gospodarki niemieckiej. I rolę korytarza transportowego. Rozwój nauki czy innowacje, nie mieszczą się w tej koncepcji. Nic więc dziwnego, że adiunkt (po doktoracie) zarabia w Polsce na poziomie płacy minimalnej. Taka polityka przyspiesza kolonialny drenaż mózgów!

Prawdopodobnie Tusk ogłosi jesienią początek wchodzenia Polski do strefy euro. Potrzebuje tego także dla własnej kariery w UE, choć to zredukuje, i tak skromną swobodę manewru. I przy obecnym kursie dorżnie społeczeństwo.

PiS milczy. Dlaczego? Czy dlatego, że dogaduje się w tej chwili z PO w sprawie zmian ordynacji wyborczej (na łączącą proporcjonalną i większościową) aby wydusić małe partie (szczególnie ziobrystów)? I podobne zmiany w ordynacji do Parlamentu Europejskiego? Czy też negocjuje swój udział w stanowiskach, w zamian za poparcie pomysłu stworzenia Komisji Nominacyjnej? Pomysłu dopinającego oligarchię, przez już nie tyle upartyjnianie gospodarki ile jej bezpośrednie powiązanie ze służbami i umiędzynarodowioną technokracją?

Milczenie PiS-u pokazuje, że jego aparat nie chce władzy (i odpowiedzialności) ale dożywotnych synekur. Dlatego w mediach w imieniu PiS-u wszędzie jest europoseł Czarnecki ze swoimi, już męczącymi, banałami. Dlatego wyrzucono ziobrystów bo wiara w "powrót" jest żenująca! A tych kilka procentów może zabraknąć.

PiS ma pomysły programowe i wielu wybitnych fachowców. Ale ich nie widać, a pomysły nie są zintegrowane w nową, całościową, alternatywną formułę. To wciąż tylko korekta obecnej katastrofy.

Polskie społeczeństwo wierzy w swoją zdolność przetrwania niezależnie od stanu państwa. Ale, powtarzam to do znudzenia, umiejętność ograniczenia potrzeb, zgoda na niższe standardy, czy przejście do szarej strefy to nie są recepty na rozwój. Energia społeczna jest nie tylko marnotrawiona ale wygaszana przez złe rządzenie. Dryfujemy: siła złotówki zależy w większym stopniu od wypowiedzi prezesa EBC niż od działań rządu.Trzeba bić na alarm! Ale polityczny kartel milczy!

Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski


http://wiadomosci.wp.pl/kat,88034,title,Jadwiga-Staniszkis-to-idealna-sytuacja-na-atak-opozycji,wid,14799324,wiadomosc.html?ticaid=1eea2

===================================

Staniszkis jednak zaczyna mówić otwarcie o politycznym kartelu, co oznacza, że przestaje w jego istnienie wątpić. I to należy docenić.

Niestety, nie wskazuje żadnej realnej drogi wyjścia.

Można powiedzieć, że to nie jej rola. Owszem. Tyle, że polityczny kartel także nie wskaże żadnej skutecznej recepty na zmianę porządku, który sam zbudował i którego jest beneficjentem. Co pozostaje? Chyba tylko nadzieja na społeczny wybuch. Tyle, że nie widać nikogo, kto mógłby stanąć na czele tego wybuchu i skierować go w celu przeprowadzenia sensownych zmian. Społeczny wybuch w takiej sytuacji będzie łatwy do zmanipulowania przez służby nasze lub obce...

Jednym słowem - dupa.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Sie 08, 2012 5:14 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rafał Ziemkiewicz w URze:

Cytat:
Większość mediów donosi na czołówkach, że „Amber Gold" mimo publicznie złożonej obietnicy właściciela nadal nie wypłaca pieniędzy.

Jak zwykle w takich wypadkach media mnożą pytania, na które wszyscy doskonale znają odpowiedź, a ci, co jej nie znają, domyślają się. Jak to możliwe, że firma w oczywisty sposób łamiąca prawo, przyznające na przyjmowanie lokat monopol bankom, funkcjonowała latami całkowicie swobodnie? Czy prawdziwe są oskarżenia, że firma zajmowała się nie żadnymi „lokatami w złoto", tylko praniem na ogromną skalę pochodzących z przestępstw pieniędzy? Dlaczego dopiero dziś zarzuty trafiają do prokuratury, skoro KNF podnosiła je już w 2009 roku? Dlaczego biegły rewident, który na zlecenie prokuratury zajął się sprawą na początku ubiegłego roku, do dziś nie wydał opinii, choć miał na to cztery miesiące? I dlaczego - dodałbym od siebie - skoro się nie wywiązał z powierzonego zadania, zleceniobiorca ani go nie ponaglał, ani nie zlecił analizy innemu biegłemu? Słowem, jak to w ogóle możliwe, że raz już skazany prawomocnym wyrokiem oszust rozwinął taką działalność, latami prowadził intensywną reklamę, a wszelkie oczywiste wątpliwości co do czystości jego interesów nie przebijały się do świadomości potencjalnych klientów (czytaj: ofiar)?
(...)
A z drugiej strony, jak cień blady przemyka po łamach informacja, że PiS szykuje na jesień kolejne „mocne wejście" − zmieni wizerunek i będzie mówić o gospodarce. Litości – znowu?! To już nawet zapowiedzi „rewolucji legislacyjnej" ze strony Tuska padają rzadziej i wydają się mniej żałosne


Całość - http://www.uwazamrze.pl/artykul/922948.html#.UCJr6gHbErY.facebook
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Sie 08, 2012 6:22 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:


Wyłudzają VAT. Budżet traci nawet 400 mln zł rocznie

Nawet 400 mln złotych rocznie może tracić budżet na wyłudzeniu podatku VAT w branży stalowej. Skala zjawiska jest tak duża, że zagraża działalności uczciwych dystrybutorów stali. Iwona Dybał, prezes Polskiej Unii Dystrybutorów Stali, podkreśla, że proceder wyłudzenia VAT-u jest niebezpieczny dla całej branży.

Uczciwie działające firmy nie są w stanie konkurować z podmiotami, które sprzedają wyroby tańsze o 23 procent. Dystrybutorzy informują, że stracili już około 50 procent rynku prętów zbrojeniowych.

Jak informuje Robert Wojdyna, prezes Konsorcjum Stali, na wyłudzaniu podatku traci całe społeczeństwo. Chodzi zarówno o budżet państwa, jak i pracowników firm dystrybuujących stal, którzy przez wyłudzanie VAT-u mają coraz mniej pracy.

Proceder polega na eksporcie, a następnie imporcie wyrobów stalowych. Robert Wojdyna tłumaczy, że eksporterzy odliczają sobie podatek VAT, a importerzy nie zgłaszają towaru, który następnie odsprzedają do Polski po niższej cenie.


http://biznes.interia.pl/wiadomosci/news/wyludzaja-vat-budzet-traci-nawet-400-mln-zl-rocznie,1830081

============================
Czy w Polsce PO-PSL istnieje jeszcze coś takiego jak służby specjalne? Liczne przypadki, w tym casus ten i Amber Gold pozwala w to wątpić. Zapewne są, ale zajmują się tym samym, czym politycy - rozkradaniem Polski a nie dbaniem o dobro wspólne.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 09, 2012 1:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Jadwiga Staniszkis: ten rodzaj kapitalizmu niszczy państwo
Jadwiga Staniszkis
WP.PL

Szybki refleks, mobilizacja, intelektualna czujność - pozwalająca zrozumieć i wyprzedzić zagrożenia. To właściwości kluczowe i dla sportowców i - dla polityków. Niestety tylko ci pierwsi, mogą liczyć na fair play. I obiektywizm mediów. I tylko w świecie sportu sukces wymaga lat ciężkiej pracy. Bo w polityce (a na pewno - w polskiej polityce) wystarczy oportunizm i intrygi. I jak pokazuje kariera Tuska - bezwzględność superambitnej przeciętności - pisze Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Wizja, trafna analiza, długi horyzont myślenia, stałe pogłębianie wiedzy o systemie - nie są konieczne. A nawet często wykluczają: patrz przypadek Rokity. A przecież podstawowe pojęcia z ekonomii politycznej postkomunizmu były wałkowane lata temu. I nic z tego nie wpłynęło na pragmatykę rządzenia. Mówi się co najwyżej o błędach osób, czy (PiS) nawołuje do komisji śledczej, nie dostrzegając systemowych fundamentów upartyjnienia państwa, i sektora publicznego.

Ja sama już na początku poprzedniej dekady pokazywałam (w książkach "Postkomunizm" i "Władza globalizacji") strukturalne różnice między "kapitalizmem politycznym" początków transformacji, a dominującym dziś "kapitalizmem sektora publicznego".

Ten pierwszy wykorzystywał kapitał społeczny z tytułu piastowania władzy (kontakty, informacja, możliwości tworzenia prawa pod konkretne interesy). A także - korzystał z możliwości quasi legalnego uwłaszczenia się na majątku państwowym i społecznym. Zaś "kapitalizm sektora publicznego" to korzyści nie tyle z tytułu własności ile - z zamówień publicznych i zarządzania groszem publicznym (w tym środkami europejskimi) przez osoby z nominacji partyjnej. W zamian za wysokie gratyfikacje osoby te tworzą kolejne kręgi klientelizmów (klasa polityczna). Ma to gwarantować reprodukcję władzy na wszystkich poziomach. Afiliacja partyjna jest tu zresztą niekiedy tylko przykrywką dla środowisk powiązanych na innych zasadach.

"Kapitalizm polityczny" niszczył rynek bo radykalnie różnicował szanse w rynkowej grze. A obecny "kapitalizm sektora publicznego" radykalnie niszczy państwo. Żadna partia nie jest w tej kwestii bez grzechu. Ale to co, bezkarnie robi dziś PO, przekracza wszystkie granice. A przy tym rząd PO wcale nie rozwiązuje wyzwań rozwojowych. Odwrotnie - ukrywa problemy, odsuwa je w czasie, przerzuca koszty na społeczeństwo co dodatkowy wygasza energię społeczną. Bądź wpycha w szarą strefę. Co z kolei zwiększa (przez własne nieczyste sumienie) przyzwolenie dla byle jakiego cwaniackiego państwa. I tak krąg się zamyka. Unia przymyka na to oczy. Lub wręcz chwali. Łatwiej będzie wtedy rozgrabić to, co zostaje. Podzielić na regiony. Wykorzystać dla własnej polityki.

A opozycja jedzie na wakacje!

Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski


http://wiadomosci.wp.pl/kat,88034,title,Jadwiga-Staniszkis-ten-rodzaj-kapitalizmu-niszczy-panstwo,wid,14827516,wiadomosc.html

==========================
Nie! Opozycja czeka na swoja kolej, zgodnie z dewizą okrągłostołowego porządku, która kiedyś nieopatrznie zdradził Jarosław Kaczyński - Teraz Kurwa My!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Sie 13, 2012 10:01 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie wiem, czy to jest tekst, który kwalifikuje się do tego wątku, gdyż jest zaskakujący i miejscami przerażający. Należy więc przyjąć, że albo Krzysztof Rybiński zwariował, albo sytuacja ekonomiczna świata i Polski jest zatrważająca...

Publikujemy jedynie fragmenty. Całość jest tutaj - http://biznes.interia.pl/raport/kryzys_w_usa/news/polska-obrala-kurs-na-gore-lodowa,1831057

Cytat:
Polska obrała kurs na górę lodową!

Poniedziałek, 13 sierpnia (06:00)

Roman Mańka, Gazeta Finansowa: Panie profesorze, mamy sierpień, Polacy wyjeżdżają na urlopy, są więc nieco rozkojarzeni. Jaką rzeczywistość zastaną we wrześniu, kiedy przestaną żyć letnim wypoczynkiem, a skoncentrują się na realnych problemach?

Krzysztof Rybiński: - Jesień i zima będą porami roku, które doprowadzą do otrzeźwienia polskiego społeczeństwa. Do tej pory Polacy żyli w oparach "zielonej wyspy", uważając, że zawsze będzie dobrze. Niestety, "trzęsienie ziemi" w światowej gospodarce, a w europejskiej w szczególności, czyli także w naszej, polskiej, spowoduje, że setki tysięcy, o ile nie miliony ludzi w naszym kraju obudzi się w nowej rzeczywistości, w której nie można będzie już zakupić kolejnej większej plazmy na kredyt czy liczyć na podwyżki wynagrodzeń. Wielu z Polaków straci pracę. Jednak to będzie tylko zapowiedź sytuacji czekającej nas w roku 2013, kiedy, moim zdaniem, do Polski przyjdzie pierwsza poważna recesja od 20 lat. To pozbawi ludzi marzeń i doprowadzi do znaczącego spadku poziomu życia olbrzymiej liczby rodzin w naszym kraju.
(...)
Mówi pan o symbolicznym głodzie czy konkretnym, realnym?

- Standard życia w Europie jest na tyle wysoki, że fizyczny głód nie dotknie bardzo wielu osób. Jednak w Polsce, gdzie mamy ciągle do czynienia z biednym społeczeństwem - nie mówię o Warszawie, tylko o tzw. Polsce B - może się zdarzyć, że sfera ubóstwa radykalnie się poszerzy i dzieci chodzące głodne do szkół będą częstym przypadkiem. To nie będzie chwilowe tąpnięcie koniunktury gospodarczej, tylko nadciągnie kilka naprawdę chudych lat.

Jak długo ta sytuacja będzie trwać?

- Jest już za późno, aby tego scenariusza całkowicie uniknąć. Ale jeżeli w porę obudzimy się z letargu i wyjdziemy z oparów "zielonej wyspy", powinniśmy być w stanie na czas przygotować środki obronne - aby uderzenie recesji w polskie rodziny nie było zbyt silne, a skala głodu dzieci z ubogich rodzin nie przybrała zbyt dużych rozmiarów. Jednak jeśli tego nie zrobimy, może naprawdę zdarzyć się nieszczęście. Wówczas recesja będzie trwać nawet dekadę.

Jakie ta sytuacja może mieć przełożenie na bezrobocie? Do jakiego poziomu wzrośnie nam liczba osób pozostających bez pracy?

- Gdyby Polska, tak jak w 2001 i 2002 r., nie była w Unii Europejskiej, co powodowało, że za pracą podróżowało się dużo trudniej, wówczas bezrobocie, podobnie jak wtedy, skoczyłoby do poziomu 20 proc. Ale ponieważ dzisiaj Polacy mają możliwość łatwiejszego wyjeżdżania z kraju do innych państw, myślę, że bezrobocie aż tak mocno nie wzrośnie. Wbrew tegorocznym prognozom, ono przekroczy 14 proc. na koniec obecnego roku, potem na przestrzeni 2013 i 2014 r. dojdzie do 16, co najwyżej 17. Jednak granicy 20 proc. nie przekroczy dlatego, że mnóstwo ludzi wyjedzie z Polski, szukając zatrudnienia gdzie indziej. Ale z tego nie ma co się cieszyć, bo ci ludzie opuszczą Polskę bezpowrotnie jako miejsce, w którym nie ma dla nich dobrych perspektyw i będą zakładali rodziny i płacili podatki w innych państwach.
(...)
- Gdybyśmy na przestrzeni ostatnich 20. lat wyciągnęli ze struktury społecznej Stanów Zjednoczonych jeden promil najbogatszych ludzi, który stanowią celebryci z Hollywood, prezesi wielkich firm i bankierzy (których osobiście nazywam "banksterami") i policzyli średnią dochodów społecznych bez ich udziału, to okaże się, że przeciętne amerykańskie gospodarstwo domowe nie zyskało niczego. Cała korzyść wzrostu gospodarczego trafiła do jednego promila najbogatszych Amerykanów.

- Niestety, w Polsce jest podobnie. Mamy system podatkowy, w ramach którego partner dużej kancelarii prawnej, biorąc pod uwagę procent jego dochodów, płaci mniejsze podatki niż kasjerka w Biedronce. Elity stworzyły system prawny umożliwiający im szybkie bogacenie się, natomiast jak trzeba kogoś "skubnąć" z pieniędzy, to chwyta się za portfele ludzi biednych. Do tej pory nie udało się zmniejszyć drastycznych różnic w poziomie życia pomiędzy najbogatszymi a najbiedniejszymi, zaś w najbliższych latach uderzenie recesji odczują przede wszystkim rodziny najuboższe.

Czyli na kryzysie bogaci jeszcze bardziej się wzbogacą, a biedni zbiednieją?

- Myślę, że najzamożniejsi też dużo stracą. Wyobraźmy sobie sytuację, w której ceny akcji spadną o połowę, wówczas majątek ludzi lokujących kapitał na giełdzie stopnieje w takich samych rozmiarach. Podobnie kiedy ceny domów spadną o 20 czy 30 proc. (a prawdopodobnie tak będzie), bogaci odczują, że wartość nieruchomości poszła w dół.

- Jednak ludzie zamożni gromadzą tak duże sumy pieniędzy, że oni mogą sobie pozwolić na utratę połowy majątku na giełdzie czy poprzez zmniejszenie wartości nieruchomości. Oni posiadają rezerwy w postaci ogromnych oszczędności i ich standard życia nie ulegnie radykalnej zmianie.

- Z kolei biedni, którym już dziś ledwie starcza do końca miesiąca, gdy poszybują w górę koszty zużycia energii, rachunków za wodę, opłat za czynsz czy odprowadzania śmieci, a do tego dojdą jeszcze rozmaite podatki, nie będą mieli co do garnka włożyć. To będzie dramat dla wielu ludzi!

Powiedział pan ponad pół roku temu, że kryzys zostanie ogłoszony w momencie, kiedy możni tego świata wytransferują pieniądze...

- (...) Cały mechanizm tzw. ratowania strefy euro polega właśnie na tym, żeby możnym tego świata pozwolić wytransferować pieniądze w bezpieczne miejsce, w taki sposób, żeby całość kosztów upadku systemu ponieśli podatnicy. A jak podpowiadają doświadczenia ekonomiczne, w tego rodzaju sytuacjach ciężar obciążeń podatkowych spada przede wszystkim na barki ludzi biednych, gdyż oni płacą dużo podatków; bogaci są w stanie tego uniknąć albo też odprowadzają kwoty relatywnie małe, poza pewnymi wyjątkami, jak na przykład w Szwecji. Niestety, w większości krajów system podatkowy został ustawiony w taki sposób, że bogaci mogą płacenia podatków unikać.

- Ponadto środki antykryzysowe dla Grecji, Portugalii, banków w Hiszpanii czy Włoch trafiają tam jedynie po to, aby banki czy finansiści z całego świata mogli je z powrotem zabrać. Czyli długi pozostaną w Grecji czy Hiszpanii, ale pieniądze globalne korporacje z innych państw albo z innych części świata zdążyły już wytransferować. Ten system załamie się wówczas, kiedy już nie będzie można dłużej się w to bawić, gdy wybuch społecznego gniewu będzie tak silny, że banksterzy się przestraszą. Ten moment nastąpi już niedługo. Nie wiem, czy dzieli nas od niego parę miesięcy czy kilka dni, ale początek końca już widać.

- Nie ma chyba ludzi, którzy udawaliby, że tej sytuacji nie dostrzegają, po tym co się stało w Hiszpanii, we Włoszech czy w Grecji. W Hiszpanii bankrutują poszczególne regiony; we Włoszech, Sycylia ogłosiła, że bez pomocy rządu sobie nie poradzi; kawałek Włoch już zbankrutował i bez wsparcia władz centralnych nie będzie mógł dłużej podołać sytuacji; Grecja za chwilę wyleci ze strefy euro - to już dzisiaj każdy widzi, że nie zrealizowano prawie żadnych zobowiązań i lada dzień Europejski Bank Centralny cofnie pomoc, a Grecja stanie się nie tylko formalnym, ale również faktycznym bankrutem. Tak więc ten moment nadchodzi. Siedem lat chudych niebawem się rozpocznie.

Z tego, co pan mówi wynika, że to nie są do końca żywiołowe, spontaniczne procesy, tylko jest w tym też element swego rodzaju spisku - światowej finansjery, "banksterów", jak pan ich nazywa. Czy istnieją potężne grupy interesów, które chcą po prostu na kryzysie i trudnej sytuacji zarobić?

- (...) Patrząc na obecny kryzys, nie wiem czy jest on rezultatem spisku 13 bankierów, czy też po prostu "banksterzy" na przestrzeni 30 lat zawłaszczali coraz więcej światowej gospodarki dla siebie, tworząc mechanizmy i opłacając uchwalanie przepisów prawnych, które dawały im coraz więcej władzy kosztem realnej gospodarki. To nie jest proces trwający tylko w ostatnich kilku dwóch, trzech czy pięciu latach; on rozpoczął się już w dekadzie lat 80.

- Z całą pewnością grupa osób, którą można nazwać "banksterami", realizowała swoją politykę w sposób przemyślany i wcale nie trzeba doszukiwać się spisku, aby opisać tę sytuację. Wystarczy rozpatrywać ich w kategoriach rosnącej siły - do tego stopnia, że byli w stanie dać politykom pieniądze na kampanie wyborcze; kupić sobie, mówiąc w cudzysłowie, odpowiednie prawo w krajach, które tworzą ogólnoświatowe regulacje. I w ten sposób doprowadzili do obecnego stanu, w ramach którego próbują jeszcze uratować się, obarczając podatnika kosztami utrzymania stworzonego przez siebie patologicznego systemu. Nie uda się! To na naszych oczach pada.

- Natomiast aktualne jest pytanie, na ile koszty tej sytuacji poniosą ci, którzy jej zawinili - czyli politycy i "banksterzy", bo to jest w gruncie rzeczy kompleks polityczno-bankowy, a na ile negatywne konsekwencje spadną na barki podatników. Osobiście od dwóch lat przestrzegam, że to w coraz większym stopniu może przycisnąć podatników. Jeżeli miałoby się tak stać, to my się z tego krachu i kryzysu prędko nie podniesiemy, bo podatnik uderzony takim obciążeniem przez długi czas nie będzie mógł się pozbierać.

Jednak Unia Europejska podejmuje wiele wysiłków, aby uratować strefę euro: uchwalono pakt fiskalny, na ostatnim szczycie podjęto uzgodnienia dotyczące unii bankowej. Czy pana zdaniem strefa euro wytrzyma, czy też skazana jest na nieuchronny rozpad?

- W obecnym kształcie strefa euro nie ma żadnych szans na przetrwanie. Otwartym tekstem mówiłem o tym już dwa lata temu, przy okazji problemów w Grecji; powtórzyłem to samo rok temu, kiedy pojawiły się kłopoty w innych państwach europejskich. Tyle błędów popełniono przez ten czas, że poczynając od południa Europy, strefę euro trzeba będzie okroić w przedziale od jednego do czterech krajów. To, co pozostanie, być może będzie miało szanse na przetrwanie, ale nie wiem, czy jest to scenariusz najbardziej prawdopodobny.

Dlaczego sytuacja stała się tak bardzo dramatyczna, że obszar wspólnej waluty, który uznawano za wielkie osiągnięcie zjednoczonej Europy, chyli się na naszych oczach ku upadkowi?

- "Euromatoły", jak od dłuższego czasu nazywam liderów strefy euro, popełniły ogromne błędy i niestety dalej brną w ślepą uliczkę. Jest już za późno, aby przejść przez kryzys bez dekonstrukcji strefy euro. Nie wiem, czy przed kłopotami zdoła się obronić Francja, gdy "grecka grypa" zaatakuje Hiszpanię, a zaraz potem Włochy. Zobaczymy...

A czy rozpad strefy euro będzie oznaczał również koniec Unii Europejskiej?

- Może tak się stać. Ale byłaby to wielka szkoda dlatego, że o ile koszty i korzyści z tytułu funkcjonowania strefy euro są z punktu widzenia przeciętnego Europejczyka dużo mniej czytelne, o tyle istnienie Unii Europejskiej niesie z sobą określone dobra. Możemy się poruszać po obszarze całej wspólnoty posiadając jedynie dowód osobisty, również obrót towarami odbywa się bez ceł. To wszystko wspiera wymianę handlową i dobrze służy ludziom.

- Byłoby szkoda, gdybyśmy stracili te korzyści, nie mówiąc już o konsekwencjach politycznych - historia uczy, że kiedy Europa nie była zjednoczona, to poszczególne kraje najczęściej wojowały ze sobą. Jednak osobiście na wojnach się nie znam, w tych sprawach lepszym "ekspertem" jest minister finansów Jacek Rostowski i on może się w tym kontekście wypowiadać.

Wielu ekspertów uważa, że Unia Europejska jest państwem przeregulowanym, socjalistycznym i nie sprawdza się w czasach szybkiej gospodarki?

- Oczywiście istnieją koszty funkcjonowania Unii Europejskiej. Biurokracja europejska w zbyt wielkim stopniu narzuca państwom członkowskim sposób postępowania, przy okazji generując tony regulacji prawnych, które często niszczą przedsiębiorczość, a już na pewno nie stanowią mocnej strony wzrostu gospodarczego. A zatem są koszty i korzyści utworzenia Unii Europejskiej, ale bilans funkcjonowania tej organizacji jest dodatni. Na pewno Polskę można uznać za jednego z beneficjantów wejścia do Wspólnoty. W przypadku strefy euro istnieje o wiele więcej wątpliwości.

A czy rząd Polski dobrze uczynił popierając Pakt Fiskalny i niejako godząc się na jakaś formę partycypowania w tym traktacie?

- Popieranie rozwiązań przesuwających nas w stronę zaistniałego bałaganu jest błędem. Dlatego osobiście uważam, iż należy się trzymać jak najdalej od mechanizmów implementowanych w strefie euro. Nie wiadomo przecież, czym to wszystko się zakończy. Werbalnie Pakt Fiskalny dotyczy jedynie strefy euro, ale w praktyce zawiera pewne procedury decyzyjne, które mogą nas objąć. Stąd trzeba się od tego bałaganu trzymać, jak najdalej.

- To samo wiąże się z unią bankową - należy się trzymać od niej na dystans. Żadnej unii bankowej! Polska nie powinna w to wchodzić ani w tym uczestniczyć. Między innymi po to, aby "euromatoły", które doprowadziły do kryzysu, nie nadzorowały polskiego sektora bankowego. My mieliśmy dużo lepszy nadzór i dużo więcej światłych nadzorców w obszarze bankowym niż Unia Europejska. W Polsce kryzysu nie było, bo nadzór nie pozwolił robić bankom głupstw upowszechnianych w Europie. A więc nie powinniśmy zgadzać się na sytuację, w ramach której nasze banki będę się łączyć z europejskimi.

- Tymczasem gdyby wprowadzono unię bankową, funkcjonowałoby jedno, wspólne dla wszystkich rozwiązanie, nadzorowane przez nadzorcę, który wcześniej doprowadził do kryzysu. Na to Polska nie może się zgodzić! Trzeba się trzymać jak najdalej od tego bałaganu! Pilnować przede wszystkim naszego interesu. Nie dawać 6 mld euro Funduszowi Walutowemu, żeby on mógł później pożyczyć te pieniądze Włochom czy Hiszpanom, bo one przepadną. Poczekajmy aż sytuacja się uspokoi.

A kiedy się uspokoi?

- Nie jutro, nie pojutrze. Kryzys może potrwać nawet dekadę.

Grozi nam czarna dekada?

- Dla Europy to może być czarna dekada. Zobaczymy, co się wykluje z obecnej sytuacji. Jeżeli strefa euro zostanie zmniejszona, a dysfunkcje usunięte, wówczas w interesie Polski będzie głębsza integracja z nowym, naprawionym obszarem gospodarczym. Jednak jeśli pełzający kryzys i recesja utrzymają się, to im dalej od tego zamieszania będziemy się trzymać, tym mniej ono nas będzie kosztować.

Jak pan ocenia politykę Narodowego Banku Polskiego w obliczu europejskiego kryzysu?

- Niezręcznie oceniać mi NBP, gdyż kiedyś pełniłem funkcję wiceprezesa tej instytucji. Jednak minęło już chyba wystarczająco dużo czasu, abym mógł się teraz wypowiedzieć. Powiem wprost: popełniono szereg błędów.

Na czym one polegały?

- Np. osobiście nie zgodziłbym się, aby przekazywać Funduszowi Walutowemu 6 mld euro z polskich rezerw dewizowych na pożyczki dla państw dotkniętych problemami gospodarczymi. To był błąd!

- Negatywnie oceniam również podwyżkę stóp procentowych. Mówiłem wielokrotnie, że takie posunięcie pogorszy kondycję rodzimych przedsiębiorców. Raz nawet stwierdziłem dosadnie, że jest to kop, który uderzy w "krocze" polskiej gospodarki. Od ponad roku otrzymujemy czytelne sygnały, że polska gospodarka może spowolnić, a przy wystąpieniu ekstremalnego scenariusza, nawet się załamać. Podwyższanie stóp procentowych w kontekście takiej sytuacji jest nieporozumieniem. Ten krok nie ma uzasadnienia nawet przy wzięciu pod uwagę okoliczności, w których inflacja wzrosła do 4,5 proc., bo wiadomo, że gdy nadciągnie recesja, poziom inflacji spadnie. Nie jest obecnie możliwy wariant, aby w warunkach recesji, wskaźnik inflacyjny był wysoki. Osobiście obniżyłbym stopy procentowe o mniej więcej 2 pkt, czyli z poziomu 4,7 do 2,5. Potrzebne jest działanie wyprzedzające, przygotowujące polską gospodarkę na potężne tąpnięcie koniunktury, które nadejdzie w przyszłym roku.

Czy kryzys, o którym mówimy, który zawita do Polski, będzie wynikiem jedynie zewnętrznego impulsu płynącego ze strony strefy euro, czy też wewnętrznych mankamentów istniejących w strukturze naszej gospodarki?

- Problemy gospodarcze będą funkcją obydwu tych czynników - zarówno międzynarodowych, jak i krajowych. O ile w 2009 r. za spowolnienie w gospodarce był odpowiedzialny czynnik zewnętrzny, a więc kryzys, który przyszedł ze Stanów Zjednoczonych do strefy euro, a stamtąd do Polski, tymczasem czynnik krajowy podtrzymywał koniunkturę, bo rząd dramatycznie zwiększył wydatki kosztem wzrostu długu publicznego; o tyle teraz uwarunkowania wewnętrzne będą ciągnęły gospodarkę w dół. Dzisiaj nie ma już ani jednego czynnika, który mógłby wspierać polską gospodarkę. Nawet w sferze polityki pieniężnej popełniono błędy poprzez podniesienie stóp procentowych.

- Nadciągający kryzys potrwa o wiele dłużej i będzie bardziej bolesny niż wydarzenia z 2009 r., po upadku Lehman Brothers. Obecnie impuls kryzysowy przyjdzie również z Zachodu, ale polski rząd, ponieważ w międzyczasie narobił długów, zmuszony zostanie do cięcia wydatków i podwyższania podatków. Będziemy mieli do czynienia z twardą polityką fiskalną wywołującą w krótkim czasie dekoniunkturę, która nałoży się na dekoniunkturę atakująca z zewnątrz. Dodatkowo dojdzie jeszcze czynnik wygasających środków unijnych.

W jaki sposób można ocenić skuteczność gospodarowania przez Polskę środkami z Unii Europejskiej?

- W przeciwieństwie do większości krajów korzystających z funduszy pomocowych, rząd polski skumulował wydatki przed EURO 2012. To w dużo większym stopniu niż gdziekolwiek indziej podbiło koniunkturę gospodarczą, ale teraz, kiedy przyjdzie kryzys, tąpnięcie będzie dużo głębsze. Powołując się na rządowe dane można stwierdzić, że wydatki ze wspólnego budżetu Unii Europejskiej wyniosły w ubiegłym roku 80 mld zł, w bieżącym będzie podobnie - prawie 80 mld, zaś w następnych dwóch latach nastąpi gwałtowny spadek do 40 mld, a niewykluczone, że jeszcze głębszy.

- Później nastąpi nowa perspektywa finansowania i stawiam tezę, chociaż nie śledzę unijnych negocjacji, nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, nie uczestniczę w tym procesie, jak choćby komisarz Lewandowski czy minister Bieńkowska, jednak jako makroekonomista twierdzę, że kryzys będzie tak ciężki, tak głęboki i tak długi, a w ślad za tym recesja również niesłychanie dokuczliwa, że środki, które Polska otrzyma w ramach nowej perspektywy finansowej, będą dużo niższe, niż dzisiaj się sądzi.

- Szacuję, że rozmiary finansowania ukształtują się na poziomie o połowę mniejszym, czyli wyniosą nie 300 mld zł, tylko dużo mniej. Oczywiście jakieś środki do nas wpłyną, bo Unia Europejska całkowicie nie porzuci polityki solidarnościowej, ale skala pomocy będzie znacznie skromniejsza. A już na pewno pieniądze nie zostaną przeznaczone na infrastrukturę - asfalt czy beton (o tym zapomnijmy), tylko na wspieranie innowacyjności. Niestety, w tej dziedzinie jesteśmy bardzo słabi.

Dlaczego tak się dzieje? Co powoduje, że polskie przedsiębiorstwa nie wprowadzają innowacji?

- Na przestrzeni dwóch ostatnich lat przeprowadziliśmy w ramach zespołów badawczych Uczelni Vistula kilka badań. Przeanalizowaliśmy kluczowe obszary polskiej gospodarki pod kątem innowacyjności. Okazało się, że pomimo wydania 10 mld euro środków unijnych, poziom innowacyjności w polskich przedsiębiorstwach zmalał. Instytucje obsługujące fundusze wspólnotowe dają łatwe pieniądze, z kolei firmy wyspecjalizowały się w ich pozyskiwaniu. Niestety, nie zawsze idzie to w parze z racjonalnym inwestowaniem. Np. w szkolnictwie wyższym wydano potężne środki, ale w efekcie tego transferu powstały jedynie piękne, wyposażone w klimatyzację aule, lecz nie uzyskano setek milionów czy nawet miliardów złotych wpływów z tytułu skomercjalizowanych innowacji.

- Dzieje się tak dlatego, gdyż miarą sukcesu polityki gospodarowania funduszami unijnymi nie były realne, namacalne efekty, lecz rozmiary wydanych pieniędzy. Rząd ogłosił wielki sukces, bo rozdysponowano wszystkie środki, w tym miliardy na asfalt, beton i klimatyzowane sale. Nabudowano mnóstwo różnego rodzaju obiektów, tymczasem liczba studentów, wg prognoz OECD, spadnie w 2025 r. nawet o 40 proc. Kto będzie studiował w tych wszystkich budynkach?! Niewykluczone, że niektóre uczelnie zaczną mieć problem z utrzymaniem nadmiernie rozbudowanej infrastruktury. Nie znajdą pieniędzy, aby eksploatować klimatyzacyję. I to jest właśnie patologia!

- Podobnie dzieje się z firmami. W jednym z moich raportów zamieściliśmy wywiad z prezesem "Intel Capital", wielkiego funduszu zarabiającego na inwestowaniu w innowacje, który mówi wprost, że większość polskich spółek pozyskujących pieniądze z funduszy unijnych, po prostu zbankrutuje. Stwierdził dosadnie, że w żaden z tych projektów swoich pieniędzy by nie włożył. To nie jest moja ocena, tylko fachowca w autoryzowanej publikacji, który zjadł przysłowiowe "zęby" na inwestowaniu w podmioty technologiczne i zarobił na tym olbrzymie pieniądze.

Była jakaś reakcja na ten raport?

- Owszem, decydenci obrazili się. Zamiast zrozumieć istotę problemu, woleli zademonstrować swoje niezadowolenie.

Słaba innowacyjność polskiej gospodarki to tylko kwestia złego gospodarowania pieniędzmi, barku temperamentu proinwestycyjnego czy też istnieją jakieś głębsze, bardziej złożone podstawy?

- Na to pytanie odpowiada drugi raport, który przygotowaliśmy w ramach zespołów badawczych Uczelni Vistula. Znacząca część polskiego prawa nie powstaje w interesie publicznym, lecz pod wpływem działania i na modłę rozmaitych grup nacisków. Niedawno ten dokument był nawet prezentowany na jednym z posiedzeń odpowiedniej komisji sejmowej. Myśli pan, że ktoś się tym zainteresował?! Że coś się wydarzyło?! Reakcja była taka, że z portalu internetowego legistan.pl pobrano 4,5 tys. egzemplarzy tego dość specjalistycznego raportu, a w ciągu jednego dnia pobrano chyba 3 tys. sztuk. Czyli coś jest na rzeczy, bo elita intelektualna się zainteresowała tym problemem. Ludzie inteligentni postanowili się zapoznać z naszym dokumentem. Ale ze strony decydentów było zero zainteresowania. Nie przeprowadzono na ten temat żadnej debaty, nie sporządzono jakiejkolwiek analizy. Tymczasem w mediach króluje matka tragicznie zmarłej Madzi, zaś spraw ważnych z punktu widzenia rozwoju państwa w ogóle się nie podejmuje.

- W Polsce zmarnowano ostatnie lata. Innowacyjności nie ma, a system legislacyjny, czyli proces stanowienia prawa, jest coraz bardziej patologiczny. Sytuacja wygląda identycznie, jak w moim ulubionym filmie pt. "Dzień świra" Jedna ze scen pokazuje polityków z flagami na głowach, szarpiących sukno - czyli Polskę - każdy chce wziąć dla siebie jak największy kawałek. W podobny sposób uchwalane jest w naszym kraju prawo - każde środowisko nacisku chce jak najwięcej przywilejów wyrwać dla siebie; grupy interesów szarpią przepisy coraz mocniej, a one coraz silniej trzeszczą i w efekcie powstają coraz większe dziury. W takich warunkach polska gospodarka nie przetrzyma dobrze kryzysu. Najbliższe lata będą bardzo złym okresem dla naszego kraju.

Prof. Zybertowicz twierdzi, że jednym z czynników ograniczających innowacje jest korupcja. Przedsiębiorcom bardziej opłaca się zainwestować milion w polityków, którzy przegłosują akt prawny dający konkretnej firmie przewagę na rynku, niż przeznaczyć miliard na implementowanie nowych technologii.

- Korupcja stała się dzisiaj nowoczesna. Minęły już czasy, kiedy ogłaszano konkurs i wygrywała go osoba, która wręczyła kopertę pod stołem, bądź zatrudniano wskazanego przez nią pociotka. Aczkolwiek ujawnione niedawno tzw. "taśmy Serafina" nawet dla doświadczonych ludzi i analityków musiały być szokiem.

Złośliwi twierdzą, że jest to potwierdzenie paradygmatu "zielonej wyspy" - wszystkie stanowiska w branży rolnej obsadzone są przez PSL.

- Wskazywanie tylko na PSL jest błędem. Tego typu praktyka jest powszechna we wszystkich partiach politycznych. W Polsce w sektorze publicznym istnieją tylko nieliczne miejsca, gdzie rekrutacja na określone stanowiska odbywa się wg kryteriów merytorycznych. A więc mamy do czynienia z nepotyzmem na niespotykaną skalę. Czystych form korupcji dokonywanej poprzez wręczaną kopertę jest obecnie bardzo mało, za to nepotyzm przyjmuje porażające rozmiary. Wydaje mi się, że koszty nepotyzmu są większe niż korupcji. Łapówkę w procesie kształtowania zatrudnienia wręcza się zazwyczaj raz, natomiast niekompetentny urzędnik pozbawia nas majątku na całe lata, bo podejmuje głupie decyzje.

Czy nepotyzm, rozdawnictwo stanowisk, wyjazdy służbowe (a w rzeczywistości prywatne), wyprowadzenie pieniędzy z budżetów różnych instytucji za pomocą "lewych" faktur są na tyle rozległymi zjawiskami, że mogą mieć istotny udział w obciążeniu finansów państwa?

- Poza sporadycznymi raportami Najwyższej Izby Kontroli nie posiadamy precyzyjnych analiz o skali marnotrawstwa środków publicznych, ale z całą pewnością straty z tego tytułu są dla polskiej gospodarki bardzo duże. Jednak nie ulegajmy wrażeniu, jakie tworzą rachuby prokuratorów. Często w mediach pojawiają się komunikaty o skontrolowaniu określonej instytucji i ujawnieniu nieprawidłowości w gospodarce finansowej opiewających na 20 mln. Z punktu widzenia budżetu państwa są to małe koszty, ale prawdziwe straty kumulują się w innym miejscu - po prostu w pewnych obszarach środki finansowe wydawane są bezsensownie, w sposób, który jest dramatycznie mało efektywny, a wręcz szkodliwy. Mamy przykład: 10 mld euro wpompowano w innowacje, tymczasem poziom innowacyjności uległ obniżeniu. Dane GUS ewidentnie ten fakt potwierdzają. Istniejący w Polsce system sprzyja marnotrawstwu pieniędzy.

Jednak czy skala tego zjawiska może przekładać się na miliardy złotych?

- Klucz do skalkulowania strat leży nie w bezpośrednich szacunkach sporządzanych w raportach pokontrolnych różnych instytucji, ale w niskiej efektywności wdrażanych projektów i negatywnych konsekwencjach błędnych decyzji. Gdybyśmy pieniądze inwestowali mądrzej, a innowacyjność naszych firm była większa, PKB Polski na przestrzeni ostatnich lat kształtowałby się na poziomie o kilkaset miliardów złotych wyższym. Podobnie tempo wzrostu eksportu i zarobków cechowałoby się większą dynamiką.

- W końcu należy zrozumieć, że kluczem do oszacowania skali marnotrawstwa nie jest złapanie za rękę przez prokuratora osoby wydającej wbrew prawu środki finansowe. To jest ważne, ale nie najważniejsze! W Polsce rozmaite służby koncentrują się jedynie na bezpośrednim wychwytywaniu przykładów bezprawnie wydawanych środków opiewających zaledwie na miliony, tymczasem w majestacie prawa marnotrawione są setki miliardów. Musimy przestawić nasze myślenie. Czasami lepiej jest nie wydać pieniędzy, niż pompować je w nieefektywne inwestycje.

Nieracjonalna gospodarka środkami finansowymi może zahamować rozwój gospodarczy?

- Koszty funkcjonowania tego systemu niebawem zapłacimy. Rachunek będzie bardzo wysoki i pójdzie być może w setki miliardów złotych, obciążających naszą gospodarkę w najbliższych latach. Jakiś czas temu mówiłem o złotej polskiej dekadzie, możliwej do zrealizowania pod warunkiem prowadzenia mądrej polityki. Jednak z drugiej strony, przestrzegałem jednocześnie przed dryfem rozwojowym, który może nastąpić, jeżeli państwo polskie będzie działać niefrasobliwie. Niestety, zrobiono straszne głupstwa.

W ciągu całego procesu transformacji?

- Negatywne działania nasiliły się gwałtownie w ostatnich latach. Oczywiście to trwa od początku demokratycznych przemian, ale teraz mamy do czynienia z kumulacją rozmaitych błędów. Badania polskiego prawa, które przeprowadziliśmy, pokazują, że pewne patologie się nasilają. Dziś coraz częściej dociera do mnie przekonanie, że kilka lat temu byłem zbyt optymistyczny w stawianych diagnozach. Przed nami nie stoi wybór pomiędzy złotą polską dekadą a dryfem rozwojowym. Możliwy jest jeszcze gorszy scenariusz: Polsce grozi stracona dekada, czyli nie dryf a cofnięcie w rozwoju gospodarczym. I wydaje mi się, że niebezpiecznie zbliżamy się do krytycznego punktu, od którego przez najbliższe 10 lat zaczniemy się cofać w rozwoju. To nie będzie dryfowanie, jakie przewiduje minister Michał Boni, na poziomie 2 czy 3 proc. PKB. Polska obrała kurs na górę lodową! My się po prostu możemy rozbić! Martwię się, że najgorszym wariantem dla naszego kraju nie jest już dryf. Możliwy jest jeszcze gorszy scenariusz.

Mówi się, że największym problemem, z którym będzie musiała się zmierzyć Polska, są negatywne tendencje demograficzne. Czy pana zdaniem reformy zaproponowane przez rząd okażą się wystarczającym posunięciem, czy też trzeba będzie sięgnąć po bardziej radykalne działania?

- W Polsce nie prowadzi się ani polityki demograficznej, ani tym bardziej prorodzinnej. Proszę sobie poczytać raporty demografów, bijących na alarm od wielu lat. Niestety, tego rodzaju trzeźwe analizy rzadko przebijają się przez szum medialny. Nie mamy polityki demograficznej i nie promujemy rozwiązań prorodzinnych. Co więcej: współczesne media, które w sferze sposobu na życie cechują się lewicowym obciążeniem obyczajowym, wyznaczyły kierunek antyrodzinny. Jako wzór do naśladowania propaguje się model singielki mieszkającej w apartamencie blisko jakiegoś parku w Warszawie i osiągającej satysfakcję z sukcesów zawodowych. To jest ideał życia współczesnej kobiety. Dziś deprecjonuje się rolę matki trojga dzieci, która musi ciężko pracować i ponieść wiele wyrzeczeń, aby pielęgnować rodzinę.

- Do tego w Polsce dochodzi jeszcze system podatkowy karcący ludzi myślących w kategoriach prorodzinnych. Obecnie polityka fiskalna państwa wspiera singli. Z kolei działania prorodzinne polegają na tym, że na wsi, gdzie mieszka mój teść, rodzi się w patologicznej rodzinie trzynaste dziecko, tylko po to, aby matka z ojcem zgarnęli "becikowe", zaś w stosunku do pierwszej szóstki urodzonych rodzice zostali pozbawieni już praw rodzicielskich. Takie są efekty wprowadzenia w Polsce polityki "becikowego".

- Oczywiście dobrze, że rząd w końcu postanowił dokonać pewnych zmian. Teraz będą funkcjonować mechanizmy zachęcające do prokreacji. Dodatkowe korzyści osiągną rodziny posiadające większą liczbę dzieci, zwłaszcza powyżej trzeciego i następnych. Ale to w dalszym ciągu są działania zbyt płytkie. W Polsce cały czas promowanym sposobem na życie jest model singla, a w najlepszym wariancie, rodziny decydującej się na jedno dziecko. To jest bardzo zła filozofia życia wytworzona przez lewicowe media.

- Tymczasem, gdy przyjdzie kryzys, jeszcze mniej rodzin zdecyduje się na potomstwo, bo nie będzie pieniędzy na opłacenie czynszu za mieszkania, a co tu dopiero myśleć o wyprawce do szkoły. Niestety, dzieci aktualnie bardzo dużo kosztują. Ktoś policzył, że inwestycja w jedno dziecko, od narodzenia do ukończenia studiów (również doktoranckich, bo obecnie ambicje są wyższe), pochłania grubo ponad milion złotych - licząc łącznie: utracony dochód i poniesione wydatki. Gdy dodatkowo jeszcze wzrosną koszty utrzymania, mało kogo będzie stać na dzieci. A więc w naszym kraju mamy do czynienia z polityką antyrodzinną. Polska za 40 lat stanie się małym krajem starych ludzi. Wg prognoz, w 2050 r. liczebność narodu spadnie do 32 mln.

Szacowano, że polski system emerytalny będzie w przyszłości generował deficyt budżetowy, czy w takim razie wprowadzone zmiany pozwolą na zbilansowanie budżetu?

- Reforma emerytalna została zniszczona w 2011 r. Część składki przesunięto z OFE do ZUS. To jest po prostu chowanie długu pod dywan. Rząd sam przyznał, że w wyniku przeprowadzonych zmian, długi ZUS przyrosną o 200 mld zł w dziesięć lat. W kontekście takich działań jeszcze bardziej prawdopodobny staje się scenariusz, że za jakieś 20 lat ZUS i budżet państwa nie będą w stanie wypłacić emerytur.

- Już w 2020 r., w strukturze demograficznej Polski, populacja ludzi aktywnych zawodowo i płacących składki zacznie się dramatycznie kurczyć, a osób w wieku emerytalnym będzie coraz więcej. Tymczasem państwo nie ma już dziś żadnych oszczędności, bo środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej rząd postanowił skonsumować. To, co miało stanowić zabezpieczenie na tzw. "czarną godzinę" już teraz zostało przeżarte. Gdy przyjdzie kryzys demograficzny, a stanie się to w okolicach roku 2020, w Polsce nastaną bardzo ciężkie czasy. Po prostu zabraknie pieniędzy na wypłatę emerytur. Osobiście kwotę zawartą w informacji, którą co jakiś czas otrzymuję z ZUS, o szacowanej wielkości mojej emerytury dzielę przez dwa. Każdemu obywatelowi radziłbym robić to samo. Trzeba zastanowić się, czy nie czeka nas głodowa emerytura i czy już dziś nie należy poprzez większe oszczędności odkładać na nią środki finansowe, nie licząc specjalnie na zabezpieczenie ze strony państwa.

Dużo jeździ pan po świecie. Wiem, że ostatnio był pan w Japonii i w Indiach. Jak tam wygląda sytuacja?

- Napisałem kiedyś na temat Japonii artykuł pt. "Kraj kwitnącej recesji". 20 lat temu miałem okazję pracować w Japonii jako informatyk. Gdyby porównać Japonię wczoraj i dziś, wydaje się, że obecnie tłok jest tam jeszcze większy, a w sklepach przebywa jeszcze więcej ludzi. Moi koledzy, z którymi kiedyś pracowałem, są aktualnie menedżerami - jeszcze więcej pracują, ale też mają więcej pieniędzy. Restauracje tętnią życiem - trudno było znaleźć wolne miejsce przy stoliku, bo wszędzie siedzą "sararimen", czyli ludzie w czarnych garniturach, pracownicy rozmaitych korporacji, którzy chcą po pracy porozmawiać i napić się trochę piwa lub sake. A więc w statystykach istnieje wielki dług publiczny, ale ludzie żyją tam pełnią życia.

- W Japonii żadnego kryzysu nie widać. Wprawdzie jest to kraj galopującej recesji, głębokiego długu publicznego, problemów demograficznych, ale dzięki temu, że oni już wcześniej wzbili się na wysoki standard rozwoju gospodarczego, to obecnie sobie świetnie radzą.

- Z kolei w Indiach na każdym kroku widać straszną biedę.

Mimo wysokiego wzrostu gospodarczego, jaki notują Hindusi?

- Paradoksalnie w Japonii nie ma wysokiego wzrostu; formalnie jest recesja, ale istnieje wysoki standard życia - ludzie są zadowoleni, kupują towary w sklepach.

- W Indiach sytuacja wygląda dokładnie na odwrót - mimo wysokiego wzrostu, społeczeństwo cierpi biedę i sytuacja jest bardzo zła. Tąpnięcie rupii do najniższego poziomu w historii pokazuje, że indyjska gospodarka jest w bardzo złym stanie, a obszar biedy może radykalnie się poszerzyć. Indie mają przed sobą trudny czas, jednak jest to kraj, w którym zjawiska korupcji oraz biurokracji są tak dalece zaawansowane, że trudno tam prowadzić biznes. A więc wszystko dzieje się w szarej strefie. Dane o spadającym wzroście, które otrzymujemy, pochodzą z białej strefy, zaś w szarej strefie, życie gospodarcze się kręci.

- Byłem również w Portugalii, gdzie jest kryzys i widziałem puste restauracje; i w Katarze, w którym dorobiono się ogromnych pieniędzy na eksploatacji gazu. Tam bogactwo oparte na surowcach naturalnych, na ropie i gazie jest w bardzo mądry sposób przekładane na inwestycje. Inwestuje się również w wiedzę, która z czasem może być motorem rozwoju gospodarczego.

- Ostatnio dużo podróżowałem po świecie. W różnych miejscach występuje inna sytuacja. Ale nadciągający kryzys pogodzi wszystkich. Przewiduję, że będzie to tak ciężkie doświadczenie dla globalnej gospodarki, że odczują to i Japończycy, i Hindusi, i Arabowie. A tym bardziej Europejczycy, którym recesja da się szczególnie we znaki. Już dzisiaj Portugalczycy uciekają do Brazylii za pracą, tymczasem sami przecież kiedyś ten kraj kolonizowali i przez lata to Brazylijczycy przyjeżdżali do Portugalii szukać zatrudnienia. To oznacza, że wszelkie prawidła znane nam z XX w. ulegają radykalnemu odwróceniu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Sie 15, 2012 1:27 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kolejna wypowiedź Staniszkis świadcząca o tym, że coraz ostrzej zaczyna ona krytykować system zbudowany w Polsce w 1989 roku w Magdalence i przy OS, którego najsilniejszym gwarantem dzisiaj są PO i PiS.

Cytat:
Staniszkis: PO przetrwa aferę z młodym Tuskiem dzięki bierności PiS

Jacek Nizinkiewicz: Czy Michał Tusk pogrąży premiera Donalda Tuska?

prof. Jadwiga Staniszkis: Sprawę Amber Gold i syna premiera Donalda Tuska powinno się rozpatrywać w planie państwa, instytucji, procedur i standardów. Młody Tusk jest tylko odpryskiem czegoś większego. Oglądałem konferencję Donalda Tuska i on rozdzielając role premiera i ojca nie rozumie, że jego syn został ściągnięty do interesu związanego z Amber Gold właśnie dlatego, że ma na nazwisko Tusk. A słowa likwidacji o KNF to kuriozum. Tusk wnosił sentymentalne wątki na konferencji. Trzymał się tego, że nie stwierdzono popełnienia przestępstwa w Amber Gold, a przecież złamano prawo bankowe i prawo o zarządach spółek. Konferencja premiera pokazała, że Tusk nie rozumie jak głęboki jest kryzys państwa. (...) W Polsce od początku transformacji prawo tworzy się pod konkretne interesy, czy pewne reguły gry ekonomicznej, jak np. wewnętrzną wymienialność złotego na samym początku transformacji czy narodowe fundusze inwestycyjne, które okazały się rabunkiem. To jest jeden w wymiarów kryzysu państwa. Prawo jest w Polsce pewną plasteliną do lepienia interesów.

Czyli ten proceder trwa w Polsce od ponad 20 lat, tylko teraz jedna ze spraw ujrzała światło dzienne?

Tak. I po raz kolejny okazuje się, że wszyscy okazują się bezkarni. Ten system skonstruował wiele dziedzin jako obszar wyłączony, w którym państwo nic nie może jak np. NFZ, spółdzielnie mieszkaniowe, czy cały szereg agencji i funduszy. Sprawa agencji i funduszy, co wyszło przy aferze taśmowej, to była w 1997 r. decyzja Sejmu, żeby stworzyć maszynkę wyprowadzającą fundusze publiczne na rynek, jako substytut niepowstającego kapitału krajowego. Ten mechanizm prywatyzacji, bo właścicielska rola państwa zanikła w miarę kolejnych inwestycji, został wbudowany w ten system. Stan państwa, to nie jest tylko kwestia złej woli, korupcji, nieuczciwości, ale instytucji i luk prawnych, które są świadomie prowadzone dla celów grupowych, albo dla patologicznie pojmowanej metody cichego wyprowadzania tych środków, czyli kolonizacji państwa przez państwo. Jeżeli się tego nie zbada i nie przetnie, to ta sytuacja będzie trwała, mimo że o sprawie Amber Gold zdążymy już zapomnieć.

Marcin Plichta powiedział, że Michał Tusk zdradzał mu tajemnice handlowe swojego pracodawcy, czyli Portu Lotniczego w Gdańsku. Plichta idzie na wojnę z Tuskami?

To widoczna próba sił. Służby czują się rozczarowane obecną ekipą. Zwracam uwagę na wywiad z gen. Gromosławem Czempińskim dla "Polska The Times", z którego wynika, że służby rozczarowały się Grasiem i Tuskiem. Konkurujące ze sobą partie są jak kartel, które zamiast walczyć ze sobą nie robią tego. Mamy partię opozycyjną, która ma radykalną retorykę i uznanie racji. PiS w wielu sprawach wymaga zaakceptowania pewnych zworników i konstrukcji intelektualnych, które pokazują, że to jest państwo mafijne, albo że to jest zdrada Putin-Tusk. Ludzie nie są na to gotowi. PiS utrwala władzę Platformy jak tylko może. Ostry konflikt służy paradoksalnie, reprodukcji władzy PO.

W imię czego?

W imię pewnego podziału synekur. W imię podziału sceny politycznej. W imię uzgodnień niedogadanych, ale realistycznych koncepcji funkcjonowania swoich aparatów.

Kim lub czym są te aparaty i dlaczego są tak trwałe?

Tego nie wiemy, ale od nich zależy choćby, który polityk pójdzie w górę. Sprawa Plichty i jego poczucia bezkarności i bezczelności, co wynika z poczucia, że ma jakieś kanty w kieszeni, byłaby dobrą okazją do wyjaśnienia, kto naprawdę rządzi w Polsce i co jest pod polityką. Polityk z wyższej półki w PO, powiedział mi niedawno, że wszyscy oni mają informacje o sprawach jak Amber Gold, ale nie mają do kogo z tym pójść. Sami ludzie PO nie mają zaufania do organów władzy.

A prokuratura, ABW, CBA?

Te instytucje są budowane przez upartyjnienie. Panuje atmosfera przyzwolenia na to. Ludzi na samym dole hierarchii wpycha się już w szara strefę. W PO jest atmosfera chodzenia na skróty. W Platformie panuje snobizm na pałace. Sikorski, Bielecki i wielu innych muszą mieć pałace…

Sikorski miał pałac na długo przed współpracą z PO.

To kwestia mentalności. Apetyty konsumpcyjne są od góry do dołu, tworzące zależność, że wszystko się straci za krytykę i odstąpienie od szeregu. Druga sprawa, to brak procedur, przez co nie ma możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności, jak przy ustaleniach Tusk-Putin. Na Pomorzu układ PO jest bardzo kompaktowy, towarzyski, rodzinny i partyjny, który trwa od wielu lat i tworzy m.in. naturalność zachowań jakie ma choćby Michał Tusk. I to uformowało samego premiera. Mają poczucie bezkarności. Wokół Tuska jest wiele niewyjaśnionych spraw, jak choćby sprawa przecieku przy aferze hazardowej. Jeszcze w lipcu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz mówił o Plichcie i jego żonie, że to są nowocześni Wałęsowie. To pokazuje przyzwolenie, które jest fundamentem bezkarności.

A co z opozycją?

PiS ma przyjęty model interpretacji z pominięciem faktów. Model interpretacji jest tak radykalny i nie łączący się z codziennymi faktami, że ludzie nie są w stanie zaakceptować wizji partii Kaczyńskiego.

Gdzie jest Jarosław Kaczyński?

Bierność PiS w tej sprawie jest szokująca. Bardzo mnie dziwi, że Kaczyński abdykował przy Amber Gold tak jak i przy aferze taśmowej. To duży błąd opozycji, że czeka do września z ofensywą programową i nie potrafi dynamicznie reagować na bieżące wydarzenia. Już Max Weber pytał, czy polityka jest zawodem czy powołaniem. Dla PiS polityka to fucha. Nie ma w nich pasji i misji. Ci którzy wiedzą więcej zdają sobie sprawę, że jest wspólny mianownik, który powoduje, że muszą dobrze funkcjonować z własną partia, ale i z tym mianownikiem. PO przetrwa aferę z młodym Tuskiem, tak jak przetrwali każdą aferę, między innymi dzięki bierności PiS.
(...) Jeśli PiS nie zmieni sposobu swojego działania na bardziej dynamiczny i analizujący sytuację, nie przez emocjonalne klisze, tylko opisując instytucje i mechanizmy, to władza Tuska się utrwali.
Rozmawiał: Jacek Nizinkiewicz


http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/staniszkis-po-przetrwa-afere-z-mlodym-tuskiem-dzie,1,5218063,wiadomosc.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Sie 22, 2012 12:17 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Staniszkis: W sprawie Amber Gold media zastępują organy państwa

22.08.2012, 07:39

FAKT: W jednym z wywiadów powiedziała pani, że "prawo jest w Polsce plasteliną do lepienia interesów". To smutny opis stanu naszego państwa.

Jadwiga Staniszkis: To było widoczne od początku transformacji i zawsze wiązało się z traktowaniem prawa jako lewara formowania kapitału, wyjątkowo słabego przy postkomunistycznym rozwoju. Tak było przy decyzjach pozwalających na wydrenowanie państwa i społeczeństwa z dewiz przez zasady polityki kursowej. Tak było przy kolejnych quasi aferach, jak sprawie rubla transferowego. Tworzono możliwości działania w pewnych lukach prawnych. Po 1997 roku tak zaczęły działać fundacje czy agencje dysponujące mieniem publicznym, ale mające prawo transferowania go na rynek i właściwie utraty nad nim kontroli w majestacie prawa. W sprawie Amber Gold istotne są także inne elementy. Jeżeli założymy, że była to piramida finansowa albo działanie, w którym od początku prezes Marcin P. wiedział, że nie będzie w stanie wywiązać się z umów, kluczowym czynnikiem powodzenia takich planów było zaufanie. To ono przyciąga klientów. I tutaj leży główna wina Michała Tuska. Zatrudniając się w spółce powiązanej z Amber Gold, zwiększał to zaufanie swoim nazwiskiem.

Trudno chyba mówić o tym, że syn premiera zwiększał zaufanie do interesów P. skoro o jego zatrudnieniu nie wiedział nikt aż do czasu, gdy upadły linie OLT Express. Wtedy jednak już żadne zaufanie klientów P. nie mogło pomóc.

No nie wiem, bo jednak młody Tusk występował tam jako pracownik public relations. Ale nie tylko on. Także samorządowe władze Gdańska, użyczając P. bardzo wartościowych nieruchomości w samym centrum starówki, tworzyły to wrażenie zaufania. Pytanie dlaczego? Jak to się stało, że tak długo miał on nad sobą parasol ochronny? Być może – to jest moja hipoteza – jakąś rolę odegrały tu służby, które dawały mu biznesowe fory. Czy przypadkiem rola służb w naszym państwie nie polega na tym, że działają pośrednio określając, który gracz ma większe szanse na sukces na rynku? Ciągle pozostaje przecież niejasne, skąd P. w ogóle miał takie pieniądze. Przecież ta jego pierwsza afera to było szukanie biednych ludzi. Oszukał ich na 150 tysięcy złotych, a tutaj nagle przeskoczył do milionów. Skąd je miał? Pojawia się w tle problem prania brudnych pieniędzy. I kolejny problem – jest zawiadomienie banku BGŻ w tej sprawie już w czerwcu, a w lipcu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz mówi o P. per "nowy Wałęsa". Jak to jest możliwe? Najłagodniejszym wytłumaczeniem jest brak przepływu informacji między strukturami państwa. Ale może jednak trzeba mówić o specjalnej ochronie? A jeśli mamy do czynienia z praniem brudnych pieniędzy to pytanie, jaki to był kapitał – krajowy czy zagraniczny? Czy P. oszukał także tych, którzy powierzyli mu te operacje? Może stąd to nagłe cięcie? Pamiętajmy, że to nie nastąpiło w efekcie informacji Komisji Nadzoru Finansowego. Że coś się stało najpierw z OLT Express, a potem w konsekwencji z Amber Gold. Tu pojawiają się następne pytania polityczne: czy przez to, że zakładnikiem tej sytuacji jest Michał Tusk nie chodziło przypadkiem o wpływ polityczny poprzez kanały kapitałowe. Może przez twierdzenie, że przekazał on P. jakieś tajemnice handlowe chodziło o skompromitowanie syna szefa rządu? Albo o uderzenie w samego premiera? Albo o jakąś rozgrywkę mającą na celu pokazanie tego układu gdańskiego. Jeżeli na te pytania się nie odpowie, trudno będzie zrozumieć co się wydarzyło. Najgorsze jednak, że każdy z tych wariantów wydarzeń kompromituje państwo.

Gdzie szukać przyczyn tych wydarzeń? Czy na pewno tej "plastelinie do robienia interesów", czyli złym prawie?

Ta sprawa to również głębsze zjawisko pewnej kultury politycznej. Wiele razy pojawiały się zarzuty wobec najbliższego otoczenia premiera: a to niedopatrzenie obowiązków, a to naruszanie procedur. Nie było nigdy żadnych konsekwencji. To buduje klimat bezkarności, który przyczynił się do zaangażowania się syna premiera w interes Marcina P. Przecież w normalnym państwie premier musiałby w takiej sytuacji ponieść jakąś odpowiedzialność polityczną. A w Polsce nie ponosi. To kolejny element, który buduje klimat panujący w państwie rządzonym przez Platformę. Przykładów jest wiele. A to rządzony przez Jacka Karnowskiego – sprawnego samorządowca, ale będącego w trakcie prześwietlania przez organy ścigania – Sopot zamieniany jest przez Donalda Tuska w nieformalną stolicę polskiej prezydencji. A to burmistrz Helu, który wraca do pracy, choć ma zarzuty karne. To pokazuje klimat i tworzy parasol ochronny nad pewnymi "świętymi krowami". W tym przypadku wszystko było pompowane przez kreowanie pana P. na bohatera Pomorza, do ostatniej chwili. Przecież wszyscy wiedzieli przynajmniej o jednym jego wyroku. Wystarczyło egzekwować istniejące prawo – gdyby prokuratura czy KRS działały zgodnie z nim, nie byłoby pewnie sprawy. Ale kryzys państwa u nas polega i na niejawnej roli służb, i lekceważeniu procedur od góry do dołu.

Politycy traktują je jak szatniarz z filmu Barei: "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi". Naginanie procedur i prawa jest praktycznie bezkarne.

Bo wzór idzie z góry. To się wiąże z głębszym problemem. W warunkach słabego państwa, sytuacje nadzwyczajne, w których nie stosuje się procedur, tworzą wrażenie kontrolowania sytuacji przez władzę. Ale dla mnie władza to jest zdolność rządzenia, rozwiązywania długofalowych problemów. Tego typu władzy rząd Tuska i on sam nie mają. Tym bardziej więc eksponują tę władzę osobistą, działają w sferze nieunormowanej i nie szanują istniejącego prawa, a także unikają tworzenia nowych procedur. Marcin P. to jest mały element wielkiego kryzysu państwa dotyczącego szerokiego obszaru zjawisk.

Przez kilka lat swojego premierowania Donald Tusk przyzwyczaił nas, że działa akcyjnie. Wyszła sprawa dopalaczy – to bierzemy się za ten rynek. Potem hazard, tzw. kastracja pedofilów. Teraz przy Amber Gold też pewnie będziemy mieli jakąś specustawę. Zamiast tworzyć spójny system prawa niszczymy go. Nie możemy się już sami zdecydować czy lepiej więcej wolności czy regulacji i wszechobecnego państwa.

Przede wszystkim tworzymy pozory. Bo albo prawo nie jest egzekwowane albo nie rozwiązuje problemów. Np. nie ma środków na kuracje dla pedofilów, walka z tym zjawiskiem to gra pozorów. Rząd Tuska działa także przez odsuwanie problemów. Kryzys finansów publicznych, demografia czy sytuacja na rynku pracy wymagają realnej polityki gospodarczej. To próbuje robić cała zachodnia Europa i Azja. A rząd u nas zyskuje na reformie emerytalnej dwa lata niepłacenia. Co to rozwiązuje? Nic. Problemu rynku pracy nie rozwiązuje. Urzędniczki, które na emeryturę pójdą dwa lata później będą przez ten czas blokowały miejsca pracy dla lepiej wykształconych młodych. Nasz brak recesji wynika nie z działań rządu, a istnienia czynników zewnętrznych i naszej szarej strefy. To nie jest rozwój, to się zresztą zaraz skończy. Widać w tym wszystkim bezradność premiera, który znowu dla tymczasowych korzyści może pójść w kierunku pseudorozwiązań.

Kwintesencją tego chorego systemu jest kompletna nieporadność opozycji. Rolę opozycji w sprawie Amber Gold wzięły na siebie media i widać wyraźnie, że jak długo one pociągną temat, tak długo będzie się nim zajmować państwo.

Uważam, że media zachowują się fantastycznie. Wy zastępujecie nie tylko opozycję – zastępujecie większość organów państwa. I to jest także porażające, bo media mają granice działania. Opozycja mogłaby zrobić więcej. Polityk powinien mieć w sobie wizję, którą chce realizować zawsze. Co to znaczy, że wystąpi z jakąś propozycją jesienią? To pokazuje, że szuflady są puste. W zoligarchizowanych partiach czeka się na komendę z góry. Poszczególni politycy nie mają autoryzacji więc nie występują. Niewykluczone, że inne partie są kartelem obrośniętym tym układem, który chronił także pana P.


http://www.fakt.pl/Staniszkis-w-sprawie-Amber-Gold-media-zastepuja-organy-panstwa,artykuly,173706,1.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Następny
Strona 9 z 12
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum