Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Punkt równowagi - opinie polityczne
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Lis 15, 2009 5:22 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Pasmo sukcesów, czyli katastrofa
Rafał A. Ziemkiewicz 14-11-2009,

(...)
"Bez Wydziału Prasy KC i cenzury, na zasadzie pospolitego ruszenia, lider PO dysponuje rzeszą pracowników mediów, którzy każdą klęskę i zaniechanie przedstawiają jako sukces"

Jakkolwiek bowiem rozumieć pojęcie pijaru, polega on na eksponowaniu pożądanych treści i tuszowaniu niepożądanych, a nie na kompletnym odwracaniu kota ogonem i kłamstwach w żywe oczy. Tymczasem od Peerelu nie było w polskich mediach takiego festiwalu propagandy sukcesu, jaki trwa od momentu dojścia do władzy przed dwoma laty Donalda Tuska. Bez Wydziału Prasy KC i cenzury, na zasadzie pospolitego ruszenia, dysponuje lider PO rzeszą pracowników mediów, którzy każdą jego klęskę i zaniechanie przedstawiają jako sukces albo odwracają od niej uwagę publiczności z nie mniejszą skutecznością, niż podwładni towarzysza Szczepańskiego przekonywali obywateli Peerelu, że ich państwo rośnie w siłę, a im samym żyje się dostatniej.

W istocie na półmetku rządów Tuska trudno znaleźć jakiekolwiek sukcesy poza odziedziczonymi po poprzednikach albo wynikłymi z okoliczności zupełnie od działań rządu niezależnych. Do załatwienia – też zresztą częściowego i kunktatorskiego – sprawy emerytur pomostowych zmusiła rząd przyjęta przez Sejm przed laty ustawa.

Utrzymanie przez Polskę wzrostu PKB, minimalnego, ale i tak w czasie kryzysu najwyższego w Europie, to raczej zasługa polskich przedsiębiorców, przywykłych radzić sobie w nieprzyjaznych warunkach i bez bankowego kredytu. Rząd może chwalić się tylko tym, iż nie zrobił niczego, co by ich sytuację dramatycznie pogorszyło. Ale też, choć wiele obiecywał, nie zrobił nic, żeby im ulżyć.

Na rocznicę premierostwa Tusk jako główne swoje sukcesy wskazywał na parlamentarną komisję „Przyjazne państwo”. Trudno jednak wskazać jakieś istotne jej dokonanie. Likwidacja zezwoleń budowlanych była zwykłym (często przyjdzie przy omawianiu osiągnięć PO używać tego określenia) propagandowym picem, gdyż dotychczasowe zezwolenia po prostu przemianowano na „zgody”, jeszcze bardziej komplikując procedurę ich udzielania.

Podobnym oszustwem okazało się rzekome ograniczenie liczby kontroli w firmie; za sprawą jednego słowa w ustawie, być może w komisji przeoczonego, a być może przywróconego przez kogoś specjalnie, ograniczono tylko liczbę kontroli „jednoczesnych”. Nadal jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by kontrolerzy każdej z 49 powołanych do gnębienia polskiej przedsiębiorczości instytucji wchodzili do firmy natychmiast po wyjściu z niej poprzednich, przez co w pełnej zgodzie z prawem można każdego biznesmena zmusić do uległości pod groźbą całkowitego zniszczenia.

Nawet obiecywane od lat i w końcu otrąbione triumfalnie „jedno okienko” (zdaniem większości przedsiębiorców, nie najbardziej, wbrew medialnej kreacji, ważne dla ich działalności) okazało się, jak niedawno opisali to nasi reporterzy, znajdować się w czterech urzędach; wymagany prawem slalom pomiędzy nimi uproszczony został tylko pozornie.

Obietnice ulżenia przedsiębiorcom należą do tych, o których partia Tuska po dojściu do władzy całkowicie zapomniała. Do tej kategorii należy zaliczyć także reformy służby zdrowia oraz finansów. Tę pierwszą zapowiadano w programie wyborczym PO bardzo konkretnie: zlikwidujemy NFZ i wprowadzimy na rynku ubezpieczeń oraz usług medycznych mechanizmy konkurencji. Niczego podobnego Tusk nawet nie próbował zrobić. Skończyło się na czysto propagandowym „białym szczycie”, z którego nic nie wynikło, i na projekcie – chyba w końcu szczęśliwie poniechanym – obligatoryjnej prywatyzacji samorządowych placówek medycznych, co w warunkach monopolu NFZ oznacza tylko transfer „przymusowych pieniędzy” do prywatnych kieszeni.

O stanie służby zdrowia na półmetku rządów Tuska wszystko mówi ostatnia odsłona naszego dorocznego rankingu szpitali. Te placówki, które mają najlepsze wyniki i są najlepiej oceniane przez ekspertów i pacjentów, zarazem mają największe długi. NFZ bowiem, o którego likwidacji po wyborach PO nigdy się już nie zająknęła, dzieli pieniądze (które, przypomnijmy założenia reformy, miały „iść za pacjentem”) według zasad urawniłowki – w tej sytuacji dobry ordynator to dla szpitala katastrofa, opłaca się mieć takiego, który sprawi, iż pacjenci będą woleli uciekać na drugi koniec Polski. Spektakularnym przejawem godnego filmów Barei absurdu, jaki panuje w usługach medycznych pod rządami minister Kopacz, była kara finansowa nałożona na jednego z ordynatorów za to, że przyjmował do leczenia „nadlimitowych” pacjentów, zamiast kazać im konać na ulicy.

Trudno jednak powiedzieć, czy zapominanie przez Tuska o danych wyborcom obietnicach nie jest i tak mniejszym złem. Gdy bowiem obietnice te spełnia, skutki są jeszcze gorsze. Chyba największą spowodowaną przez obecny rząd katastrofą, której skutki będziemy odczuwać jeszcze długo i która – odpukać – może mieć fatalne skutki dla naszej suwerenności, jest kompletna destrukcja armii. Polskie siły zbrojne przypominają dziś wojsko konającej Rzeczypospolitej Obojga Narodów za Sasów: kilka tysięcy doborowych żołnierzy na Dzikich Polach, czyli w Afganistanie (zmuszonych dokupywać sobie sprzęt za prywatne pieniądze), i reszta, nadająca się tylko na parady i pogrzeby.

Stutysięczna na papierze polska armia praktycznie nie ćwiczy (wojskowy pilot rosyjski z jednostki liniowej lata kilkanaście godzin tygodniowo, polski kilka godzin rocznie). Po pierwsze ćwiczyć nie ma za co. Po drugie ćwiczyć nie ma kto – na jednego oficera przypada bowiem 1,4 szeregowca. To właśnie skutek spełnienia ważnej dla Tuska obietnicy wyborczej: zlikwidowania poboru. Pobór zlikwidowano, bo uznano, że przyniesie to głosy uradowanej tym faktem młodzieży. Ale armii zawodowej nie utworzono.

W efekcie mamy kuriozum na skalę światową – armię z poboru bez poborowych. Co jest ona warta, spektakularnie pokazało zamieszanie po wizycie wiceprezydenta Bidena, kiedy to ambasador USA powiedział, iż polski rząd obiecał mu zwiększenie naszego kontyngentu w Afganistanie. Zanim wiadomość tę rząd zdementował, rozeszło się, iż znalezienie dodatkowego 1000 żołnierzy jest w tej chwili po prostu niemożliwe. Armia teoretycznie stutysięczna jest więc w stanie wystawić „prawdziwego” wojska nie więcej niż 3 tysiące.

Jako premier Donald Tusk działa według zasady sformułowanej przez Lecha Wałęsę, którego zresztą upatrzył sobie na politycznego patrona – ja rzucam pomysł, a wy, moi podwładni, go łapcie. Przy czym pomysł jest chwytliwy, ma się podobać, a podwładni niech się potem głowią, co zrobić, aby stworzyć pozór spełnienia złożonej przez szefa obietnicy. Ten modus operandi doprowadził nie tylko do degrengolady armii, ale też do praktycznego zniszczenia publicznego radia, a rychło także publicznej telewizji. Premier zapowiedział, że nie będzie abonamentu, to nie będzie – a że nie stworzono innego mechanizmu finansowania mediów publicznych, tym lepiej. W końcu, w przeciwieństwie do mediów komercyjnych, których lojalność można sobie zagwarantować w drodze wzajemnej wymiany przysług, publiczne mogą się dostać (i dostały się) w ręce politycznych wrogów; lepiej więc je zagłodzić.

Innym, bardzo widowiskowym, przykładem skutków takiego sposobu rządzenia jest skandal z prywatyzacją stoczni. Rozpaczliwe miotanie się urzędników próbujących za wszelką cenę spełnić zapowiedź znalezienia „katarskiego inwestora”, szukających owego inwestora w Google’u i ustawiających pod szemranego handlarza bronią przetarg samo w sobie mówi o rządach Tuska więcej niż opasła politologiczna analiza.

Niczym w sławnej powieści Lema „Kongres futurologiczny”, w której ludzie zamiast pracować nad rzeczywistą poprawą swego bytu pracowali tylko nad stworzeniem odpowiedniej mieszanki halucynogenów dających im wrażenie, że odnoszą sukcesy, cała aktywność premiera i piramidy jego podwładnych ukierunkowana jest tylko na wytworzenie przeświadczenia, że problemy są pomyślnie rozwiązywane i wszystko idzie ku lepszemu.

Tu znowu przykładem służy kwestia publicznych finansów. Rząd Tuska nie podjął najmniejszej próby ich naprawienia, za to minister Rostowski okazał się mistrzem kreatywnej księgowości. Zapowiedziany właśnie „plan konsolidacji i rozwoju finansów publicznych” to po prostu, jak ujął to były wiceminister finansów Stanisław Gomułka, „sztuczki”, podobnie jak uporczywe upychanie długów pod dywan przez przeksięgowywanie ich na ZUS czy samorządy, a zaproponowana nowego rodzaju „kotwica” wydatków publicznych ma po prostu posłużyć ominięciu konstytucyjnych progów ostrożnościowych, którego to zamiaru rząd już właściwie nie skrywa.

W finansach wróciliśmy do praktyk Grzegorza Kołodki, który z jednej strony gołosłownie zapewniał, że nie ma i nie będzie żadnych kłopotów, z drugiej zaś usiłował łatać budżet wpływami z abolicji podatkowej – nie mniej wątpliwej niż pomysły obecnego rządu, by państwo położyło rękę na pieniądzach odprowadzanych do OFE albo na jednoprocentowych odpisach od podatku dochodowego na rzecz organizacji pożytku publicznego.

Te listę można by wydłużać w nieskończoność. Nie będę tego czynił, ale nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednym fatalnym w skutkach przejawie polityki stwarzania pozorów. Rząd Tuska wiele robi, aby zyskać symboliczne wyrazy uznania dla polskiej pozycji w świecie. W imię owych symboli rezygnuje ze spraw realnych. Wielkimi wizerunkowymi sukcesami rządu miały być: uzyskanie dla Jerzego Buzka na pół kadencji stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, zgromadzenie na Westerplatte przywódców zachodnich państw czy powierzenie Lechowi Wałęsie pchnięcia pierwszej z kostek symbolicznego domina podczas obchodów rocznicy obalenia muru berlińskiego.

Symbole mają oczywiście w polityce międzynarodowej swe znaczenie, ale musi za nimi iść cokolwiek więcej. Tymczasem stanowisko zajmowane przez Buzka żadnego praktycznego znaczenia nie ma, na Westerplatte dialog pomiędzy Moskwą a Berlinem toczył się wysoko ponad naszymi głowami, a rola przeznaczona Wałęsie miała osłodzić nam fakt, że to obalenie muru, a nie „Solidarność”, uważane jest za przełomowe wydarzenie historyczne. Gdy Wałęsa mówić zaczął – w typowym dla siebie kabotyńskim stylu, ale akurat w zgodzie z najlepiej pojętym polskim interesem – że to polski papież i „Solidarność” zmieniły świat, a nie Gorbaczow, jak zgodnie z bieżącymi potrzebami politycznymi chcą wierzyć Niemcy i reszta zachodniej Europy – po prostu mu przerwano i odebrano mikrofon.

I znowu nic nie symbolizuje lepiej, do jakiego stopnia nasza rzekomo wzrastająca pozycja w Europie i świecie opiera się „na farbie”. Profesor Brzeziński ujął to brutalnie: skoro Ameryka (i Europa też) widzi, że Polacy są łasi na komplementy, to prawią im komplementy. Ale to przecież tylko komplementy. Gdy dochodzi do spraw realnych, dostajemy kolejne brutalne lekcje, gdzie widzi świat nasze miejsce. Ostatnia to sposób, w jaki potraktowano w Unii naszą – wydawałoby się zdroworozsądkową – pozycję, aby kandydaci do unijnych urzędów tworzonych w związku z traktatem lizbońskim przedstawili publicznie swe programy.
(...)
Władza Tuska opiera się na pozyskiwaniu rozmaitych sitw i lobbies, które polityk ten zdołał przekonać, iż ochroni ich interesy i, najogólniej mówiąc, uprzywilejowaną pozycję. Dziennikarze propagandyści, będący głosem owych sitw i lobbies, są częścią zapłaty za tę ochronę. Niektórzy udają, że wierzą w to, co piszą, inni udają, że są zdolni krytykować obie strony, podobnie, jak i wśród propagandystów Peerelu co wybitniejsi lubili manifestacyjnym dąsem na partię zaznaczać swój dystans do niej.
(...)
Nie chcę mnożyć retorycznych pytań, co i jak salonowi propagandyści by pisali, gdyby to rząd PiS tolerował podsłuchiwanie przez specsłużby dziennikarzy, majstrował przy emeryturach, rozmontowywał konstytucyjny mechanizm zabezpieczający przed nadmiernym zadłużaniem państwa, odmawiał zakupu szczepionek przeciw grypie etc. Wystarczy stwierdzić jedno: kłamliwe media stały się częścią systemu władzy. Bez ich gorliwości w fałszowaniu faktów, w usprawiedliwianiu nieudolności rządu argumentami w stylu „a PiS bije Murzynów” oraz „prezydent i tak by wszystko zawetował”, w przysłanianiu prawdziwych skandali wyssanymi z palca (tego rodzaju, że Kaczyński zapowiedział kupno komórki u ojca Rydzyka albo że nagrywa poranne wywiady dla radia, zamiast udzielać ich na żywo) – propagandowa maszynka rządu Tuska kręcić by się nie mogła.
(...)
Z każdym dniem coraz bardziej oczywiste się staje, że im dłużej polityk ten będzie cynicznie poświęcał wszystko, z najbardziej żywotnymi interesami Polski włącznie, dla zachowania popularności i władzy, tym gorzej dla nas wszystkich. Także dla tych pracowników mediów, którzy z taką gorliwością świadczą mu propagandowe usługi.
Rzeczpospolita


Całość - http://www.rp.pl/artykul/61991,391757_Pasmo_sukcesow___czyli_katastrofa.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Gru 20, 2009 6:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Rozczarowanie i wyczekiwanie


W najnowszym, świątecznym numerze „Polityki” opublikowane zostały wyniki interesującego sondażu przygotowanego przez OBOP. Padają w nim pytania o preferencje polityczne w nadchodzących wyborach prezydenckich i parlamentarnych, a także przyszłą optymalną koalicję rządzącą. I co się okazuje? Największy odsetek respondentów, od jednej trzeciej do ponad połowy badanych udziela odpowiedzi: „trudno powiedzieć”, względnie oczekuje innej oferty. Ten sondaż oddaje miarę rozczarowania Polaków obecnym stanem klasy politycznej, którą nazywam pokoleniem ’89, bowiem to właśnie w tym przełomowym roku, bądź wkrótce potem większość jej prominentnych przedstawicieli wkroczyła na scenę polityczną. Od lewicy po prawicę polską polityką od bez mała dwudziestu lat rządzi tych samych kilkunastu facetów, a ich osobiste porachunki, uprzedzenia i rozmaite fobie już dawno stały się ważniejsze od rzeczywistych problemów ustrojowych, demograficznych czy infrastrukturalnych Rzeczpospolitej. Problemów o których niemal codziennie piszą gazety, a które od lat leżą odłogiem, choć pozornie próbowały im stawić czoła kolejne rządy różnych orientacji.

Polska polityka utknęła w martwym punkcie i nie trzeba być politologiem by to dostrzec. Przywództwo rozumiane jako dostrzeganie wyzwań i ich rozwiązywanie w interesie wspólnoty zakończyło się wraz z wejściem Polski do UE, kiedy klasie politycznej udało się załatwić ostatni szeroko akceptowany cel jaki postawiliśmy sobie po upadku komunistycznej dyktatury. Jednak kryzys narastał już wcześniej, co dobrze pokazały losy rządu Jerzego Buzka – ostatniego w dotychczasowych dziejach III RP, który próbował przeprowadzić jakieś szersze reformy. Niestety w większości źle wybrane i jeszcze gorzej przeprowadzone.

Pociąg, którym pokolenie ’89 podróżuje wciąż jeszcze się porusza, od pewnego czasu napędzany jest jednak głównie paliwem z dotacji budżetowych dla obecnych w parlamencie partii politycznych oraz społecznym poczuciem bezalternatywności dla ich oferty. Taki stan może trwać jeszcze wiele lat. Jak długo? Doświadczenie historyczne uczy, że dopóty, dopóki wspomniane wyżej wyzwania cywilizacyjne nie postawią obecnego establishmentu przed przysłowiową ścianą, spod której będzie już tylko ucieczka w jednym kierunku – na polityczną emeryturę. Wygląda na to, że na długiej liście wstrząsów, które mogą w przyszłości przeorać polską politykę, najbliższe wydaje się załamanie systemu energetycznego, przez niektórych ekspertów prognozowane na okolice roku 2012. Wtedy też, w zachęcającej atmosferze ciemności, w której pogrążyć się mogą kolejne polskie miasta, być może pojawią rzeczywiści, a nie pozorni zmiennicy obecnych polityków. Pytanie tylko czy uda im się stworzyć koalicję na rzecz rzeczywistych zmian, która spełni oczekiwania aż 71 proc. badanych przez OBOP, oczekujących już dziś na formację polityczną, będącą nowością nie tylko z nazwy, ale i z postaci liderów.


http://antoni.dudek.salon24.pl/145367,rozczarowanie-i-wyczekiwanie


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lut 06, 2010 10:25 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Gru 25, 2009 5:55 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

O Lechu Kaczyńskim - trochę pokrętny tekst w Rzepie ("zawsze był po stronie tych, którzy domagali się niepodległości dla Polski" - autor jednak nie doprecyzował, czy ma na myśli współpracę z KOR czy Okrągły Stół i Magdalenkę ; a może chodzi o bliską współpracę z Lechem Wałęsą w latach 1990-91 i wyniesienie go do prezydentury? Smile ).

Jednak nie ta pokrętność zdecydowanie pro-PiSowskiej Rzepy zwraca uwagę, lecz słowa krytyki pod adresem Prezydenta. Jeżeli nawet Rzepa piórem swojego komentatora wali w ten sposób, to daje to do myślenia...

Cytat:
Cztery lata Lecha Kaczyńskiego
Dominik Zdort 23-12-2009,

Polska ma od czterech lat prezydenta, który nie zatacza się po pijanemu na grobach oficerów zamordowanych przez NKWD. W chwilach trudnych potrafi – wbrew opinii międzynarodowej – zachować się godnie i zdecydowanie, jak było w czasie agresji rosyjskiej na Gruzję.

Jest wrażliwy na zagrożenia dla polskiej suwerenności. I może nie wstydzić się swojej biografii, bo w czasach PRL nie robił kariery w totalitarnej partii, a SB nie uznawała go za swojego tajnego współpracownika. Wręcz odwrotnie – zawsze był po stronie tych, którzy domagali się niepodległości dla Polski i demokracji dla Polaków. Lech Kaczyński nie jest Aleksandrem Kwaśniewskim i to jest jego ogromna zaleta. Ale czy to rzeczywiście oznacza, że jest dobrym przywódcą państwa?

W ciągu czterech lat Kaczyński nie potrafił przekonać Polaków, że jest prezydentem ponadpartyjnym. Nie podjął próby zbudowania obozu szerszego niż ugrupowanie, z którego się wywodzi. Wręcz odwrotnie – podkreślał swoje związki z PiS i usuwał ze stanowisk ludzi, którzy wykazywali niezależność. Zraził do siebie wiele środowisk, nie tylko tych, na konflikt z którymi był skazany (korporacje prawników, lekarzy czy profesorów), ale nawet i tych, którzy liczyli na zmiany, jakie miała przynieść IV RP. Pokazał, że nie rozumie wolnego rynku, grając na populistycznych nastrojach, wetując zmianę ustawy kominowej, krytykując pomysł podatku liniowego.

A przy tym wszystkim wielokrotnie ulegał humorom, potwierdzając opinię, że jest kapryśny i pamiętliwy.
Obrażał się na tych, na których w demokracji obrażać się nie wolno – na media. To prawda, że większość dziennikarzy była mu niechętna i wyolbrzymiała każde jego potknięcie. Ale Kaczyński tych, którzy go nie lubili, zniechęcił do siebie ostatecznie. Tych, którzy byli gotowi oceniać go bez uprzedzeń, odepchnął żądaniem bezkrytycznej lojalności.

W ten sposób w ciągu czterech lat sprawowania urzędu prezydent roztrwonił ogromną część zaufania, którym go obdarzyli wyborcy. W 2005 roku w pierwszej turze głosowało na niego 33 proc., w drugiej 54 proc. Obecnie może liczyć w sondażach na zaledwie 13-procentowe poparcie. Daje mu to trzecie miejsce. Za Włodzimierzem Cimoszewiczem. Na tę pozycję Lech Kaczyński niestety sam zapracował.


http://www.rp.pl/artykul/9158,410485_Dominik_Zdort___Cztery_lata_Lecha_Kaczynskiego.html


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lut 06, 2010 10:23 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Gru 28, 2009 11:41 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie podzielam entuzjastycznego stosunku do Balcerowicza mojego ulubionego publicysty - Rafała Ziemkiewicza. Transformacje gospodarcza Balcerowicza oraz prywatyzację Janusza Lewandowskiego oceniam bardzo krytycznie. Obaj ci politycy realizowali politykę ekonomiczną będącą konsekwencją Okrągłego Stołu i służącą przede wszystkim interesom czerwonej nomenklatury oraz współpracującej z nimi nowej klasy aferałów. W jednym tylko zgadzam się z hagiografami obu tych postaci - z pewnością Balcerowicz i Lewandowski symbolizują transformację ustrojową początku lat 90. i reprezentują środowiska odpowiedzialne w największym stopniu za obecny zły i niesprawiedliwy stan gospodarczy i społeczny III RP.

Fragment artykułu na ten temat Grzegorza Kołodki, opublikowanego w Rzepie (pomijam nieznośne autoreklamiarskie fragmenty tego tekstu):

Cytat:

(...)
Tak zwany plan Sachsa – Balcerowicza, inspirowany w dużej mierze przez George'a Sorosa, opierał się na neoliberalnym myśleniu typowym dla konsensusu waszyngtońskiego: radykalna liberalizacja, szybka prywatyzacja i twarda polityka finansowa. Był natomiast wyzuty z kulturowych i instytucjonalnych aspektów ustrojowych przemian oraz z dostatecznej troski o ich stronę społeczną. Co gorsza, sam "plan" liberalizacji i stabilizacji był nie tylko błędnie skonstruowany, ale również źle przeprowadzony. Wystarczy wspomnieć (o czym inni z okazji 20-lecia wolą zapominać) nadmierną skalę dewaluacji złotego; zbyt długie utrzymywanie sztywnego kursu 9500 złotych za dolara; prowadzące do recesji obłożenie przedsiębiorstw państwowych nadmiernie restrykcyjnym podatkiem od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń (tzw. popiwek); zastosowanie skokowo, wielokrotnie podniesionych stóp procentowych także do starych kredytów; za daleko posuniętą liberalizację handlu zagranicznego.

Pomijam tutaj inne kosztowne błędy, tak różne, jak likwidacja dobrze funkcjonującego Funduszu Rozwoju Kultury czy też celowe zniszczenie pegeerów, które przecież można było przekształcić w wielkotowarowe farmy kapitalistyczne.

Koszty takiej polityki były dużo większe niż nieuniknione, rezultaty zaś dużo mniejsze niż możliwe. PKB od połowy 1989 do połowy 1992 roku spadł o 20 proc., produkcja przemysłowa tylko w roku 1990 załamała się o jedną czwartą (!), wyłoniło się masowe bezrobocie rosnące aż do katastrofalnego poziomu ponad 3 mln osób. Deficyt budżetowy w roku 1992 przekraczał 6 proc. PKB. W kategoriach prakseologicznych to fatalny błąd, skoro można było uzyskać dużo więcej znacznie mniejszym kosztem (co zresztą zamierzały osiągnąć, choć nie potrafiły zrobić, rządy premierów Mazowieckiego i Bieleckiego).

Szokowa terapia to zatem wielkie niepowodzenie, które dziś – po dwu dekadach – usiłuje się w neoliberalnej propagandzie pokazywać jako sukces.
(...)
Można było uniknąć wielu ewidentnych błędów zawartych w pakiecie stabilizacyjnym sprzed 20 lat, wykorzystując tendencję do sukcesywnego obniżania się stopy inflacji w kolejnych miesiącach po uwolnieniu cen żywności w sierpniu 1989 roku (stopa inflacji od września do grudnia była coraz niższa). Należało natychmiast, z początkiem roku 1990, skomercjalizować przedsiębiorstwa państwowe i wyeksponować je na tzw. twarde ograniczenia budżetowe (podobnie jak firmy prywatne), zamiast dyskryminować (bez wątpienia z motywacji ideowo-politycznej, a nie ze względów praktycznych) wybiórczością polityki finansowej.

Należało zakotwiczyć kurs złotego na koszyku walut, a nie na dolarze amerykańskim, dewaluując złotego nie o około 50, lecz jakieś 30 – 35 proc. (co proponowaliśmy w Instytucie Finansów, którym kierowałem). Wiele i szczegółowo pisałem na ten temat już wówczas, gdyż już wtedy było wiele rozsądnych propozycji, alternatywnych wobec narzuconego społeczeństwu i nieudanego szoku bez terapii. Warto zajrzeć do analiz, ocen, argumentacji, propozycji z tamtego okresu, bo po czasie łatwo być mądrym, choć i to nie wszystkim się udaje…

Minęło 20 lat, PKB na głowę jest wyższy o około 80 proc., acz mógłby być już większy o jakieś 180 proc., gdyby nie błędy początku lat 90. i ich końca cechującego się niepotrzebnym przechłodzeniem gospodarki. Teraz po raz trzeci pod wpływem tej samej szkodliwej neoliberalnej doktryny politycznej i ekonomicznej tracimy czas i nie wykorzystujemy szans wynikających z globalizacji, integracji i transformacji. Wprowadzenie Polski do wspólnego obszaru walutowego euro i, tym samym, euro do obiegu w Polsce zostało de facto odłożone na dalszy plan.

Błędy polityki finansowej – zwłaszcza zaniechanie uruchomienia specjalnego pakietu fiskalnego ożywiającego koniunkturę w obliczu światowego kryzysu gospodarczego – zawęziły bazę podatkową. Stopniała ona do tego stopnia, że deficyt budżetowy – wbrew wcześniejszym z uporem głoszonym zapewnieniom rządu o jego zmniejszeniu – podwoił się i obecnie wynosi ponad 6 proc. PKB zamiast wymaganych przez kryteria z Maastricht 3 proc. Doprowadzić na przestrzeni dwu dekad po trzykroć do recesji lub stagnacji oraz załamania budżetu to nie lada sztuka. Nadwiślański neoliberalizm ją posiadł… Narastający dług publiczny jest istotnym i coraz większym obciążeniem dla gospodarki narodowej. Ze swej natury jest to duże obciążenie dla nas wszystkich. W jednym jedynym 2010 roku z budżetu państwa, kosztem podatnika, trzeba wydatkować około 35 miliardów złotych z tytułu już istniejącego zadłużenia. Innymi słowy, w 2010 roku na barkach każdego Polaka ciąży prawie tysiąc złotych obligatoryjnych wydatków tylko z tego powodu, że w przeszłości państwo wydawało więcej, niż było w stanie ściągnąć do wspólnej kasy.
(...)
Dalsze zadłużanie miałoby ekonomiczny sens, gdyby pozyskiwane w jego wyniku środki były inteligentnie wydatkowane na współfinansowanie celów rozwojowych, zwiększając w ten sposób bazę podatkową i zmniejszając skalę nierównowagi budżetowej w przyszłości. Niestety, tak w ostatnich latach nie jest, tak też i nie będzie podczas kilku następnych. Obecny, rosnący deficyt budżetowy nie służy finansowaniu rozwoju w przyszłości, lecz jest rezultatem błędów popełnionych w niedawnej przeszłości.
(...)


Całość - http://www.rp.pl/artykul/9157,411644_Kolodko__Od_szoku_do_terapii.html


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lut 06, 2010 10:22 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Sty 15, 2010 2:52 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rafał Ziemkewicz na Interii:

Cytat:
Wielka Orkiestra Zimowej Pomocy

Pewnie nie wszyscy wiedzą, co to była za akcja "Zimowa pomoc", więc wyjaśnię, iż urządzano ją regularnie w latach trzydziestych. Z wielkim, bezprzykładnym rozmachem - tego dnia na ulicach w całym kraju kwestowali celebryci (nie było jeszcze fenomenu muzyki popularnej, więc rej wiedli gwiazdorzy filmowi i sportowcy), arystokraci i damy z najlepszego towarzystwa, przywódcy państwowi, odbywały się rozmaite festyny, z których cały dochód, oczywiście, przeznaczany był na szczytny cel akcji, pomoc zimową.

W najlepszym tonie było w tym dniu zjadać tylko jeden posiłek, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wrzucać kwestarzom do puszek; "drugie danie dla biednych". Wszystko to bardzo mocno wspierały media - nie było jeszcze telewizji, ale radio stanowiło już potęgę, a w wyższych warstwach społecznych nie wypadało nie czytać gazet.
czytaj dalej

Media owe bardzo starannie podkreślały szczytny cel całego przedsięwzięcia - przypomnienie społeczeństwu o ubogich i potrzebujących, o tych, którzy sobie nie radzą, popadli w rozmaite nieszczęścia, niezbędne jest im wsparcie. O tym, że nie wolno ich zostawiać bez tego wsparcia, bo przecież jesteśmy jedną wspólnotą, ein volk.

Bardzo szczytna akcja, prawda? Bez dwóch zdań. Ale jakoś się jej nie wspomina ani nie chwali. Z prostej przyczyny - niestety, odbywała się ona w Niemczech nazistowskich, a główną gwiazdą, która się przy tej charytatywnej i niezwykle szczytnej w deklarowanych celach akcji lansowała, był ich fuhrer, Adolf Hitler.

Uprzedzając ujadanie sfory idiotów, tropiących czujnie za "pisowskością", uprzedzam od razu - nie mam zamiaru, i dla każdego czytelnika z odrobiną rozumu jest to, jak sądzę, oczywiste, uwłaczać Jerzemu Owsiakowi i jego akcji przez porównywanie ich z nazistami.

Byłoby to równie sensowne, jak nurzać w nazizmie każdego, kto domaga się budowy autostrad, dbałości o zdrowie i wychowanie fizyczne młodzieży poprzez popularyzowanie sportu (na przykład poprzez budowę boiska przy każdej szkole) czy walki z okrucieństwem wobec zwierząt, które to sprawy należały, obok wrażliwości społecznej, do najbardziej eksponowanych elementów nazistowskiego programu.

W ogóle nie chodzi tu o Owsiaka, któremu, owszem, pozycja narodowego autorytetu moralnego, omalże ersatzu papieża-Polaka cokolwiek pada na mózg, czego dowodem jego ataki na dyrektora szpitala na Niekłańskiej czy krytyczne media - ale to nie mój problem, osobiście i tak się dziwię, przy tych dawkach uwielbienia, że odbiło mu stosunkowo późno i słabo.

Chodzi o to, jak Owsiaka i wszystkich, którym się on podoba, używa - użyjmy słowa z żargonu antyglobalistów - system. System, państwo, establishment, układ, mniejsza o nazwę, wszyscy wiedzą, o co chodzi.

Bardzo mi się podobała WOŚP, gdy była to spontaniczna akcja zorganizowanych przez popularnego didżeja fanów podwórkowego rocka. Zespoły grają, dzieciaki zbierają pieniądze, okazując serce i ucząc się działalności społecznej. Super pomysł. Ale to było dawno i nieprawda.

Bardzo szybko akcja Owsiaka stała się akcją państwową. Publiczna telewizja, studio i epatowanie widzów liczeniem zebranej mamony, zupełnie, jakby ktoś świadomie kopiował teledysk "Jesus, He Knows Me" Collinsa. Ze spontanicznej akcji zrobiono medialny cyrk, wymagający stałego bicia rekordów.


Co roku serduszko numer 1 musi pójść drożej, co roku ogólny rezultat zbiórki musi być lepszy od zeszłorocznego. Prywatna, spontaniczna dobroczynność tego nie zapewni. Więc w sprawę trzeba było włączyć sponsorów, firmy, kupujące sobie charytatywną reklamę - z każdego opakowania z serduszkiem przeznaczamy złotówkę na Owsiaka, kupując nasze badziewie wspierasz Orkiestrę!

Zaprzęgnięto też do roboty samorządy - w każdej wsi i przysiółku trzeba zorganizować koncert, na to się pieniądze muszą znaleźć. Przy tym wszystkim szybko zanikło jakiekolwiek poczucie sensu; gdyby pieniądze wydane na fajerwerki dać bezpośrednio służbie zdrowia, pożytek byłby pewnie większy. No, ale nie byłoby widowiska, a wszak o nie tu chodzi.

A przecież nie zebrana suma powinna tu być ważna. Twarde dane dowodzą, że, wbrew szerzonej legendzie, pieniądze z WOŚP to i tak kropla w morzu wydatków i potrzeb służby zdrowia (proszę zajrzeć choćby na blog Łukasza Fołtyna - powołam się akurat na niego, bo to wszak nie żaden prawicowiec, tylko wręcz przeciwnie). Więc rzecz nie w kasie, a w zaangażowaniu.

Ale to zaangażowanie właśnie zdominowane czy już wręcz zastąpione zostało przez inercję, zarządzenie, państwowy nakaz - a na pierwszy plan wysunięto cyferki. Trzydzieści pięć milionów!!! Trzydzieści dziewięć milionów!!! Trzydzieści dziewięć milionów osiemset tysięcy siedemset dziewięćdziesiąt dzieeeeeeewięęęęęęć!!!!

Nie ma nigdzie na świecie nic takiego, jak Orkiestra, chwali się Owsiak. Fakt, nie ma - analogia historyczna, której użyłem na wstępie, jest jedyną. Tylko co z tego wynika? Że my jesteśmy normalni, a Ameryka, Niemcy, Australia i wszyscy w ogóle - pozbawieni serc, głupi, zacofani?

A może odwrotnie? Nie ma w krajach cywilizowanych nic takiego jak Orkiestra, bo są tam setki, tysiące mniejszych organizacji charytatywnych, które trafiają z pomocą dokładnie tam gdzie trzeba, bez wydawania pieniędzy na blichtr i widowisko, bez pompy i przepychu, i nie w propagandowym zrywie raz do roku, tylko na co dzień.

Nie ma nic takiego, bo nie ma w normalnych krajach potrzeby urządzania takiego charytatywnego cyrku, podnoszenia zbierania datków na dobroczynność do roli substytutu ideologii i usprawiedliwienia Bóg wie czego, chyba po prostu faktu, że w tym kraju jest jak jest i od lat nikt nic nie umie poprawić.

Ja nie mówię, żeby nie dawać Owsiakowi pieniędzy (choć sam chętniej wspieram Caritas) - proszę, dawajmy. Dzięki temu państwo trochę zaoszczędzi na zakupach aparatury i może paru chorych na raka pożyje dłużej, bo nie będzie trzeba im w ramach oszczędności odbierać chemioterapii.

Ale nie dawajmy sobie robić wody z mózgu. Ten doroczny cyrk nie jest żadnym dowodem naszej szczególnej ofiarności czy solidarności. Wręcz przeciwnie. Jest dowodem, że jesteśmy państwem chorym i chorym społeczeństwem. Normalne i zdrowe państwa nie urządzały nigdy takich imprez. Urządzały je natomiast takie, w których, jak w podanym przykładzie, szczytnością celów maskowano fakt, jak to ujął poeta: "że się przy tym kręcą ciemne młyny".


http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/wielka-orkiestra-zimowej-pomocy,1424922,2789


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lut 06, 2010 10:19 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ryszard Bocian



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 200

PostWysłany: Pią Sty 15, 2010 8:37 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jako bardzo małoletni filatelista - wywieziony z ziem "włączonych do USSR" na ziemie"przyłączone do III Rzeszy" - miałem masę znaczków niemieckich, zwanych w naszym środowisku "hitlerami". I wśród nich były (zresztą świetne graficznie) - przywieszki na pomoc zimową właśnie. No i Ziemkiewicz to wyszukał Owsiakowi :) He, he!

Ziemkiewicz coraz lepszy! Dzięki za włączenie go na stałe do Polonusa!

Pozdr.

R. Bocian
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Sty 16, 2010 3:54 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Piotr Lisicki - naczelny "Rzeczpospolitej":

Cytat:

Zmiana wizerunku nie wystarczy
(...)
Do tej pory Kaczyński nie potrafił, sądzę, powiedzieć najważniejszej rzeczy: po co mu ta prezydentura. Cztery lata temu stał na czele obozu politycznego, który miał całościową wizję przebudowy państwa, podkreślał wagę suwerenności, pokazywał spójną wizję przyszłości i odpowiadał na oczekiwania większości. Co z tej wizji zostało? Jaki wielki projekt udało się przez te lata zrealizować? Co istotnego potrafił zbudować? Jaką instytucję? To samo pytanie można postawić inaczej: jakie jest trwałe polityczne dziedzictwo tej prezydentury, dziedzictwo, do którego będzie można przez lata nawiązywać?

Nie widzę odpowiedzi na te pytania
. A bez ich znalezienia trudno mi uwierzyć, by Kaczyński mógł sprawić niespodziankę i wygrać.


Całość - http://www.rp.pl/artykul/9158,420204_Lisicki__Zmiana_wizerunku_nie_wystarczy.html


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lut 06, 2010 10:17 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Sty 18, 2010 5:19 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na blogu Antoniego Dudka:

Cytat:

Komedia konstytucyjna

Kiedy w końcu ubiegłego roku Donald Tusk wystąpił z propozycjami istotnych zmian w konstytucji (m.in. likwidacja wyboru prezydenta w głosowaniu powszechnym i znaczące ograniczenie kompetencji tego urzędu), przez krótką chwilę miałem nadzieję, że pojawił się cień szansy na zlikwidowanie jednego z przekleństw współczesnej Polski czyli dwugłowej egzekutywy. W końcu Tusk, sondażowy faworyt tegorocznych wyborów głowy państwa, dawał swoja propozycją sygnał, że gotów jest do samoograniczenia. Jednak bardzo szybko się z tych radykalnych propozycji wycofał, rzekomo pod wpływem rozmów z prawnikami-konstytucjonalistami. Nie musiał się aż tak spieszyć, bo jego główny adwersarz, który najwyraźniej wciąż wierzy w reelekcję brata, wystąpił oczywiście z propozycjami zmierzającymi w przeciwnym kierunku, czyli wzmacniającymi konstytucyjną pozycję prezydenta.

Rezultat działań obu panów jest łatwy do przewidzenia. Zamiast poważnej debaty nad reformą ustroju, który najzwyczajniej źle funkcjonuje (i to niestety nie tylko w powodu groteskowych sporów o krzesło w Brukseli, co jeszcze byłoby do zniesienia), będziemy mieli klasyczną nawalankę słowną w Sejmie, z której oczywiście nic nie wyniknie. Może poza jednym: zwiększy się po raz kolejny odsetek Polaków przekonanych, że obecni liderzy całej naszej klasy politycznej nadają się jedynie do wymiany. I to będzie prawdopodobnie jedyny optymistyczny wniosek z parodii debaty konstytucyjnej, której kolejny odcinek jest nam serwowany.


http://antoni.dudek.salon24.pl/150613,komedia-konstytucyjna


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lut 06, 2010 10:15 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Sty 24, 2010 10:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Święto serca czy pieniądza
Krzysztof Świątek 24-01-2010,

Zawsze kiedy zaczyna się kwestionować niezwykłą szlachetność akcji Jerzego Owsiaka, pojawia się chór zakrzykujących: "Dzięki sprzętowi kupionemu przez Orkiestrę ratuje się chore dzieci". Tylko czy cel powinien uświęcać środki? A warto też pamiętać, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy nie jest przedsięwzięciem w 100 proc. charytatywnym. Dobrych kilka milionów złotych każdego roku przeznacza nie tylko na organizację całego finału i funkcjonowanie samej fundacji, ale też na imprezę rockową Przystanek Woodstock.

Pijanych jest mniej

Jeżeli w ubiegłym roku na Przystanku Woodstock zmarł młody mężczyzna, a jako oficjalną przyczynę jego śmierci lekarz podał "niewydolność krążeniowo-oddechową", jeżeli w ubiegłych latach policja zatrzymywała grupy młodych ludzi jadących na tę rockową imprezę z narkotykami, to dystans wielu Polaków do WOŚP staje się zrozumiały. Powstaje pytanie: czy zebranych środków nie można by wykorzystać lepiej, bez przeznaczania ogromnych sum na organizację samych finałów oraz kontrowersyjnej wielkiej biby w lecie, która według pomysłodawców stanowi podziękowanie dla darczyńców, a o której sam Owsiak mówił w "Rzeczpospolitej": "Wiem, że piją masowo, ale jest dużo mniej pijanych niż na pierwszych Przystankach".

Podczas tegorocznego finału na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wpłacono ok. 36 mln zł. Dla porównania – w 2008 roku dzięki cichej, nieroztrąbionej przez media akcji rozprowadzania świec na stoły wigilijne, z której pieniądze przekazywane są na dożywianie dzieci, Caritas zebrał 19 mln zł. A jest to tylko jedna z wielu kampanii społecznych tej organizacji. To dowód na to, że nie trzeba organizować wielkiego happeningu, by skłonić ludzi do dobroczynności.

Podczas finału WOŚP jak zwykle "się działo" – było głośno, hucznie, a także wyjątkowo natarczywie. Grupy młodych atakowały w autobusach, tramwajach, metrze. Ten, kto w dniu finału nie ma przyklejonego czerwonego serduszka, staje się wrogiem chorych dzieci. To, co powinno być spontanicznym darem serca, okazuje się finansowym przymusem. Do tego koncerty i setki ludzi do ich obsługi, happeningi, medialny show.

Ponad milion na Woodstock

Organizacja finału w 2008 roku kosztowała, według sprawozdania finansowego zamieszczonego na stronie internetowej WOŚP, ponad 1,7 mln zł. Wydatki na Przystanek Woodstock pochłonęły dalsze prawie 2 mln zł (dokładnie 1 mln 933 tys. zł). Roczne koszty funkcjonowania samej fundacji wyniosły w 2008 roku ponad 2 mln zł. Już pięć lat temu wiele osób zbulwersowała wypowiedź dyrektora Orkiestry, który podkreślał: "Na 27 mln zł zebranych podczas ostatniego finału tylko 1 mln 200 tys. kosztowało nas zorganizowanie Przystanku Woodstock. Te pieniądze spokojnie otrzymujemy z procentów".

"Ostatni raz dałam na Orkiestrę. Czyli pan Owsiak zarabia poprzez WOŚP na organizację Woodstocku? Fajnie... Szkoda tylko, że ludzie, którzy dają pieniądze na pomoc dzieciom, nie wiedzą, że odsetki z tych środków przeznaczane są nie na dzieci, ale na imprezkę, która kosztuje, bagatela, 1,2 mln złotych. Kpina"
– pisała jedna z internautek na portalu Onet.pl.

W 2008 roku owych procentów na Przystanek Woodstock nie wystarczyło, bo z odsetek fundacja uzyskała, według informacji zamieszczonych przez nią samą, niecałe 1,2 mln zł. Oczywiście, każda organizacja, także dobroczynna, potrzebuje ludzi do jej prowadzenia. Ale czy w fundacji charytatywnej musi pracować dwoje specjalistów ds. marketingu i promocji, trzy osoby w biurze prasowym, dwie panie grafik, cztery księgowe, a do tego pan zajmujący się flotą samochodową?

Lokaty i nieruchomości

Jeśli w ostatnim sprawozdaniu finansowym można przeczytać, że wśród aktywów trwałych Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy znajdują się "budynki, lokale i obiekty inżynierii lądowej i wodnej" o wartości ponad 7,6 mln zł, to rodzi się pytanie, czy nadal chodzi o akcję charytatywną, z której pieniądze są natychmiast przekazywane, zgodnie z wiarą darczyńców, na ratowanie chorych dzieci, czy też o duży koncern, który opracowuje gigantyczną kampanię promocyjną i strategię lokowania znaczących funduszy – część na lokatach, część w nieruchomościach, reszta jako rezerwa celowa.

Warto przy okazji obalić jeszcze jeden mit. Że oto dzięki sprzętowi Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy fenomenalnie poprawia się kondycja polskich szpitali i w ogóle służby zdrowia. Wystarczy zestawić dwie liczby: 36 milionów złotych z tegorocznej zbiórki z rocznymi potrzebami Narodowego Funduszu Zdrowia, które wynoszą ok. 50 miliardów złotych. Zakup kilku ambulansów, inkubatorów czy kardiomonitorów w jakiejś mierze pomoże szpitalowi, ale i tak nie uchroni go przed likwidacją, gdy wpadnie w tarapaty finansowe.

Owsiak polityczny

Szkodliwa społecznie wydaje się sama idea jednorazowej, corocznej dobroczynności. Powstaje ułuda, według której dzięki temu, że wrzucamy do puszki 2 złote, stajemy się dobrymi ludźmi, uczestnikami wielkiej charytatywnej wspólnoty serc. A co przez resztę roku? Róbta co chceta? To wykoślawione hasło św. Augustyna, który nawoływał: "Kochaj i rób co chcesz". Ale kochaj nie jeden dzień w roku, ale przez 365 dni. Z pewnością Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy wyzwoliła u wielu pozytywne odruchy serca, ale niektóre aspekty tej akcji wymagają przemyślenia.

Łukasz Warzecha w swoim blogu w Salonie24.pl we wpisie "Na czym polega oszustwo Owsiaka" zwrócił uwagę na środowiska, które wspierają dyrygenta WOŚP: "Mamy do czynienia z często stosowaną metodą tworzenia iluzji pozapolityczności osoby i przedsięwzięcia, które pozapolityczne wcale nie są. Owsiak nie jest osobą "pozaideologiczną", stojącą w jakiś sposób poza sporem politycznym. Przeciwnie – jest osobą o bardzo wyrazistych poglądach, które uzewnętrzniają się od czasu do czasu w postaci zapowiedzi "dawania "z baśki"" tym, którzy ośmielają się badać życiorys Wałęsy, w wypowiedziach na temat Radia Maryja albo w usuwaniu sprzed wejścia na Przystanek Woodstock wystawy antyaborcyjnej".

Autorytet dla młodych

Jakiś czas temu tygodnik "Polityka", na podstawie przeprowadzonej przez siebie ankiety, okrzyknął Jerzego Owsiaka największym żyjącym autorytetem Polaków. I dziś, jeżeli zabiera on głos w sprawach niedotyczących charytatywności, to właśnie ex cathedra. Jeżeli nie jest wskazane, by w głośnej publicznie kwestii wypowiedział się czynny polityk, zawsze może to zrobić Jerzy Owsiak jako rzekomo politycznie niezaangażowany. Kiedy ukazała się książka Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i historia", dyrygent WOŚP atakował: "Jestem pacyfistą, ale mogę teraz "z baśki" przyłożyć. Niech tylko Wałęsa wskaże komu".

Potem w wywiadzie dla magazynu "Playboy" zarzekał się: "Co mógłbym zmienić jako polityk? Z fundacją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy robimy więcej dla odbudowy więzi społecznych niż wszyscy politycy razem wzięci".

W ubiegłym roku podczas Przystanku Woodstock aktywiści ruchów pro-life umieścili w miejscu publicznym (co warto podkreślić) plakaty z hasłem "Wybierz życie", zestawiające zdjęcia z aborcji z aktami ludobójstwa. W nocy wystawa została zniszczona. Jerzy Owsiak mówił o niej: "Jest bardzo agresywna, prowokująca i zła. Została postawiona nielegalnie. Co roku trafia nam się jakiś idiotyzm. A potem telewizja puszcza na dole pasek upierdliwie mówiący o jednym nieistotnym fakcie".

Środowisko, które hołubi Jerzego Owsiaka, wmawia nam usilnie, że to autorytet, szczególnie dla młodych. Dyrygent Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jest im po prostu niezwykle przydatny. A, jak mawiała pisarka Maria von Ebner-Eschenbach: "Nieomylny środek zdobycia autorytetu u ludzi – być dla nich użytecznym".

Autor jest publicystą i zastępcą redaktora naczelnego "Tygodnika Solidarność"
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/9157,424282_Swiatek__Swieto_serca_czy_pieniadza.html


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sob Lut 06, 2010 10:13 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Lut 06, 2010 10:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Fragment rozmowy Roberta Mazurka z ks. Kazimierzem Sową:

Cytat:
(...)
- Nie działa ksiądz na styku religii, biznesu i polityki?
- A działam?

- OK, porozmawiajmy o tym. Najpierw o religii.
- Jestem kapłanem archidiecezji krakowskiej i mimo że nie jestem wikarym, to w ostatnich miesiącach ochrzciłem ileś tam dzieci, pobłogosławiłem kilka ślubów, odprawiam codziennie mszę świętą, zdarza mi się powiedzieć do ludu słowo boże…

- Koloratki ksiądz nie nosi.
- To nie jest obowiązek, ale rzeczywiście bulwersuję tym wielu zacnych, wspaniałych katolików.

- Co za kpina!
- Dla mnie funkcjonowanie w koloratce czy bez jest sprawą drugorzędną.

- Skoro to dla księdza drugorzędne, a dla innych nie, to może należałoby uwzględnić czyjąś wrażliwość i ją zakładać?
- Są takie sytuacje, gdy obecność w koloratce jest czymś normalnym, a nawet pożądanym. Gdy biorę udział w oficjalnym spotkaniu, debacie czy programie telewizyjnym, czuję się w obowiązku dać czytelny sygnał i tam można mnie zobaczyć w koloratce. Ale jeśli spotykam się z kimś towarzysko albo biznesowo, to moja obecność w koloratce byłaby pretensjonalna.

- Od lat jest ksiądz etatowym dyrektorem, był udziałowcem spółki – działalność biznesowa pełną gębą.
- Niektóre role były wymuszone. Udziałowcem spółki byłem bardzo krótko, kiedy próbowaliśmy ratować Radio Plus. To była dla mnie zresztą sytuacja dyskomfortowa, bo nie skończyła się szczęśliwie, a radio w tej formie, którą proponowaliśmy, nie odniosło sukcesu, w końcu upadło. Dziś jestem pracownikiem najemnym.

- Umówmy się, że nie takim zwyczajnym, tylko twórcą nowego kanału telewizyjnego. W wywiadach mówi ksiądz o produkcie, a dziennikarze przepytują nie z dziesięciorga przykazań, ale z sukcesu, targetu, start-upu i break-upu.
- Zgoda, można powiedzieć, że działam na granicy biznesu.

- I z naszej triady pole trzecie – polityka. Jest ksiądz sympatykiem…
- … spełnię pańskie marzenia i dopowiem – Platformy Obywatelskiej.

- To było tylko pytanie do publicysty, marzenia o partii zostawiam księdzu. Ma tam ksiądz wielu przyjaciół.
- Między innymi dlatego jestem sympatykiem Platformy Obywatelskiej, że mam tam przyjaciół, z którymi łączą mnie wieloletnie i bliskie więzy. Myślę tu o Pawle Grasiu, Tomku Arabskim czy Sławku Nowaku. Mój brat jest z rekomendacji PO członkiem zarządu województwa małopolskiego. Poza tym tak się złożyło, że bardzo wielu moich znajomych z dawnych czasów jest związanych z projektem, jakim jest działalność partyjna…

- Nawet używa ksiądz tego języka – „projekt”.
- Celowo.

- Kto z kim przestaje… Imieniny księdza gromadzą kwiat polityków PO.
- Nawet w pewnym tygodniku o nich wspomniano (śmiech). Ale oczywiście na imieninach ludzie nie spotykają się z powodu przynależności partyjnej, ale sympatii osobistych.

- Pamiętam teksty publicysty „Wprost” Kazimierza Sowy…
- Ale zauważył pan, że w pewnym momencie wycofałem się z bieżącej publicystyki politycznej?

- Wcześniej był ksiądz publicystą bardzo żarliwie wspierającym PO. Czym więc się różni zaangażowanie polityczne o. Rydzyka od zaangażowania ks. Sowy?
- Różnica jest zasadnicza – mnie nigdy nie przyszłoby do głowy kreowanie pewnych zjawisk z przekonaniem, że to najlepszy pomysł na życie religijne, działalność biznesową czy politykę.

- Jak każdy człowiek jest ksiądz przekonany, że dokonuje najlepszych wyborów, prawda?
- Tak, ale to są najlepsze wybory dla Kazka Sowy, a nie dla wszystkich ludzi. Nigdy nie uważałem, że moje poglądy w jakiejkolwiek sferze życia są najlepsze dla innych. Mam ten komfort, że nie głoszę kazań politycznych i swymi receptami nie próbuję zbawiać świata, zmieniać go.

- Ależ chce ksiądz! Przecież jako publicysta przekonywał ksiądz do swoich racji, starał się zmienić poglądy ludzi. Jak każdy biznesmen kreuje ksiądz rzeczywistość biznesową, tworzy stacje radiowe, telewizyjne i wreszcie wypowiada się na temat polskiego Kościoła, próbuje zmieniać jego oblicze.
- Powtórzę, że zasadnicza różnica między mną a o. Tadeuszem Rydzykiem polega na tym, że ja nie próbuję wmówić ludziom, że wszystko, co robię, jest dla nich najważniejsze. A rzeczywistość polityczną opisywałem, nie kreowałem.

- Jednak gdy czytam abp. Życińskiego, to mam problem. Bo czy po kolejnym ostrym politycznym kazaniu mogę polemizować z publicystą Życińskim, czy jednak winienem szacunek i posłuszeństwo arcybiskupowi?
- A nie może pan tego połączyć i szanując arcybiskupa, nie zgadzać się z jego poglądami? To rzecz, która jest w polskim dyskursie rzadka, ale można nie zgadzać się z poglądami biskupa i pozostać wiernym synem Kościoła. Czasem sam mam kłopot z tym, że świeccy nie podejmują polemiki z ewidentnie niemądrymi wypowiedziami księży.

- Ale czy zaangażowanie polityczne nie szkodzi Kościołowi? Duchowny powinien być zaangażowanym publicystą politycznym?
- Jeśli mówimy o prezentowaniu swoich wyborów politycznych, to my nie wskazujemy konkretnych partii, nie jesteśmy jednoznaczni w ocenianiu polityki.

- Żarliwie antypisowskie tyrady abp. Życińskiego czy peany na cześć PO w wykonaniu księdza nie są jednoznaczne?! Są tak samo niestosowne jak występy o. Rydzyka.
- My nie piszemy scenariuszy politycznych na potrzeby konkretnych ludzi, na potrzeby którejś partii, co można znaleźć w Radiu Maryja.

- Kłaniają się podwójne standardy. Zaangażowanie Rydzyka złe, zaangażowanie Życińskiego i Sowy – dobre.
- Ja nigdy nie łączyłem działalności duszpasterskiej z publicystyczną, nie skąpałem w święconej wodzie żadnego politycznego przepisu na to, co powinno dziać się w Polsce.

- A kiedy po mszy dla rządu Tuska opowiadał ksiądz w wywiadach, jak ministrowie czytali modlitwę wiernych i czytania, to nie skrapiał ich ksiądz wodą święconą?
- To była normalna działalność duszpasterska: odprawianie mszy świętej, zwłaszcza mszy niemal prywatnej, w zaciszu małej kaplicy, nie jest publicystyką.

- Ale wywiady już nią są.
- Ale ja swoich wyborów politycznych dokonuję jako obywatel Sowa, skreślając pana X czy Y na kartce wyborczej, a nie jako ksiądz na ambonie. To mi wystarcza.

- Ksiądz swych poglądów nie skrywa.
- Jeśli są racje, które uważam za właściwe, to podejmuję spór z tymi, którzy głoszą poglądy niewłaściwe. Bo uważam, że trzeba podejmować dyskusję.

- Jaką dyskusję? Dla księdza Platforma Obywatelska jest bezdyskusyjnie najlepsza i zawsze ma rację.
- Fakt faktem, że uważam, iż jest to najlepsza przestrzeń polityczna dwudziestolecia wolnej Polski. Platforma to projekt polityczny, w którym odnajduję najwięcej rzeczy pasujących mnie jako obywatelowi tego kraju. Choć także za wiele rzeczy bym ich zganił.

- Jakich?
- Są za mało liberalni w sprawach gospodarki, są kunktatorscy, nie podejmują działań, do których nawet są przekonani, bo wydaje im się, że jeszcze trzeba czekać, ale to kwestia bieżącej polityki, i to moja ocena jako wyborcy. Na szczęście nie ma lepszego niż Platforma pomysłu i mają mój głos.

- Ksiądz oczywiście słucha regularnie Radia Maryja?
- Bardzo rzadko.

- To fenomen. Nie słuchając, potrafi ksiądz swobodnie o radiu dyskutować.
- Nie mówiłem, że nie słucham, tylko że słucham bardzo rzadko. Wyobrażam sobie życie bez Radia Maryja.

- Ale nie bez komentowania go.
- Znam jego program na tyle, by oddzielić tematykę religijną od politycznej.

- Skoro sam ksiądz go niemal nie słucha, to wiedzę o nim czerpie z drugiej ręki, tak?
- Radio Maryja jest medium dość powtarzalnym i to, co prezentuje teraz, nie różni się bardzo od tego, co emitowało w latach 90. Poza tym słucham go w kluczowych momentach, gdy coś się dzieje.

- Ireneusz Krzemiński, by móc krytykować Radio Maryja, zadał sobie trud jego gruntownego przesłuchania.
- Czytałem jego książkę „Czego uczy nas Radio Maryja” i nie zmieniła ona mojej oceny tej rozgłośni, bo wcale nie była tak jednostronna. Cieszę się, że Radiu Maryja nie wychodzą projekty polityczne, w które się angażuje, ale cóż może być kontrowersyjnego w katechezie czy modlitwach lub mszach tam transmitowanych? Nawet telefony do „Rozmów niedokończonych” to lustro, w którym odbija się rzeczywistość, i nie wzbudzają we mnie grozy. Nigdy nie uważałem, że Radio Maryja jest siedliskiem antysemityzmu w Polsce, że jest medium ludzi niepiśmiennych, prymitywnych.

- Ale z tą pozytywną opinią ksiądz się nie zdradzał.
- Nikt mnie o to nie pytał.

- Jako publicysta nie musi ksiądz mieć specjalnej okazji, sam mógłby ksiądz napisać o sympatyczniejszej twarzy Radia Maryja.
- Nie napisałem takiego tekstu, bo to radio w powszechnej świadomości funkcjonuje tylko z okazji rocznicy lub kiedy pojawi się na antenie jakiś niewyważony pomysł ojca dyrektora. I o tym często mówię, bo uważam, że wiele zachowań ojca dyrektora jest po prostu głupie i zasługuje na krytykę, a mój osobisty pogląd na temat Radia Maryja jest od lat krytyczny.

- Rozumiem, że przywiązanie do prawdy każe księdzu krytykować radio, gdy tylko znajdzie się powód. Ale czemu owo umiłowanie prawdy nie nakazuje księdzu napisania apologii Radia Maryja.
- Apologii?

- To po grecku obrona.
- Rozumiem, byłem na tej lekcji greki.

- Skoro twierdzi ksiądz, że nie takie radio straszne, jak go malują, to czemu o tym ksiądz nie pisze?
- Moje poczucie umiłowania prawdy, jak pan to pięknie ujął, nie zobowiązuje mnie do bycia pierwszym obrońcą Radia Maryja, ale zapewniam, że gdyby ktoś chciał odebrać temu radiu koncesję, to w pierwszej linii, razem z o. Rydzykiem, bym przeciwko temu protestował.

- Mam jednak wrażenie, że zniszczenie tego radia sprawiłoby księdzu osobistą satysfakcję.
- Nie, absolutnie nie, bo wiele osób byłoby nieszczęśliwych, a ja nie chcę ich unieszczęśliwiać. Radio Maryja jako inicjatywa medialna zawsze może liczyć na słowa mojego szczerego uznania. Na gruncie tego, co się wydarzyło w mediach katolickich, to ewenement, bo pomysł ten zrealizowano od początku do końca.

- Słyszę słowa menedżera doceniającego sukces…
- … konkurenta. Tak właśnie jest.

- A jako człowiek nie odczuwa ksiądz dyskomfortu, gdy postponuje się słuchaczy Radia Maryja?
- W jaki sposób?

- Pokazując owe moherowe berety jako symbol największego obciachu, prymitywów, którym trzeba zabrać dowód.
- To ktoś inny robi krzywdę tym ludziom, nie ci, którzy się śmieją: „Zabierz babci dowód”. Widzi pan, ci ludzie zostali wykorzystani przez o. Rydzyka. Jest grupa słuchaczy, którzy ślepo wierzą we wszystko, co płynie z Torunia, w każdy wybór, każdą decyzję, bo podjął ją o. Tadeusz.

- I w tych, jakże radosnych, sympatycznych kpinkach ze starszych pań nie dostrzega ksiądz niczego stygmatyzującego?
- Nie dostrzegam niczego, co by tych ludzi obrażało i nie widzę stygmatyzacji konkretnych osób. Uważam, że to dozwolona figura retoryczna, której się używa.

- Może ci ludzie nie wiedzą, że są tylko figurą retoryczną i odbierają to jako szyderstwo z nich, a ksiądz staje się jednym z szyderców?
- Ale ja nie chcę bronić tych ludzi przed ojcem dyrektorem. Skoro sami wybrali rolę jego forpoczty, jego zastępu – to świetnie, ich sprawa, nie widzę powodu, by ich bronić. Ci ludzie dali się zmanipulować i dziś ponoszą tego konsekwencje.

- I w tym, co ksiądz mówi, nie ma niechęci do nich?
- Jeśli jest jakaś niechęć, to do człowieka, który nimi manipuluje. Traktuję ich jako zbiorową ofiarę o. Rydzyka. To nie jest tak, że oni są skazani wyłącznie na przekaz o. Rydzyka, że nie mogą spojrzeć na świat z innej strony.

- Gdyby uwierzyli, jak ks. Sowa, w narrację Platformy i TVN, byliby miłymi staruszkami, a tak to wataha, którą trzeba dorżnąć.
- Ja takich słów nie używałem.

(...)


Całość - http://www.rp.pl/artykul/61991,430007_Dyzurny_liberalny_katolik.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Lut 15, 2010 2:28 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kaczyński wraca do haków
Marek Magierowski 14-02-2010,

(...)
Trudno zrozumieć kolejny atak Jarosława Kaczyńskiego na ministra spraw zagranicznych w stylu "Są-Pewne-Fakty-o-Których-Wiem-Ale-Nie-Mogę-Ich-Ujawnić". Ta taktyka nie tylko nie przystoi poważnemu politykowi, lecz po prostu się nie sprawdza.
(...)
Przywódca PiS wrócił zatem do dawnej retoryki, która "utwardza" tradycyjny elektorat tej partii, ale nie pozwala zdobywać nowych terenów. Dziś Jarosław Kaczyński opowiada o hakach na Sikorskiego, a w tym samym czasie Donald Tusk organizuje huczne konferencje prasowe, na których opowiada o swojej wizji państwa, nowelizacji konstytucji czy naprawie finansów publicznych. Abstrahując od tromtadracji i miałkości propozycji obecnego szefa rządu, obraz, jaki przebija się do większości społeczeństwa, jest następujący: Tusk to rzeczowy, myślący perspektywicznie polityk, państwowiec wizjoner, niewdający się w codzienne pyskówki. Kaczyński z kolei to człowiek, który pojmuje politykę jako brudną grę, w której chodzi wyłącznie o to, kto komu wyrwie władzę przy okazji następnych wyborów.
(...)
Uznawany niegdyś za arcymistrza politycznej rozgrywki Jarosław Kaczyński nie może zdobyć się na coś, co jest solą współczesnej polityki: na zmianę. Im więcej "haków", tym większe szanse, iż Donald Tusk pobije rekord kanclerza Helmuta Kohla, który rządził Niemcami 16 lat.

Skomentuj na blog.rp.pl/magierowski


Całość - http://www.rp.pl/artykul/9133,433866_Marek_Magierowski__Kaczynski_wraca_do_hakow_.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lut 25, 2010 1:11 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ciekawa rozmowa Karnowskiego z Jadwigą Staniszkis w Trójce. Niestety - tylko w pliku dźwiękowym. Polecam! B. ciekawe rozważania nt szans prezydenckich Radosława Sikorskiego, Bronisława Komorowskiego i Lecha Kaczyńskiego - http://www.polskieradio.pl/trojka/salon/default.aspx?id=140065
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Mar 07, 2010 1:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z bloga Antoniego Dudka:

Cytat:
2010-03-06
Nuda polityki

(...)
Powyższe dane ilustrują bodaj najważniejszą z przyczyn znużenia Polaków polityką, czyli kryzys przywództwa. Nie jest to zjawisko występujące wyłącznie w naszym kraju, co skłoniło niektórych politologów oraz publicystów do głoszenia tezy o zjawisku postpolityczności, która jakoby cechuje demokracje XXI wieku. W świecie postpolityki pierwsze skrzypce mają grać postpolitycy, czyli sformatowane przez spin-doktorów i rozmaitych doradców od PR marionetki, recytujące przed kamerami wyuczone wcześniej formułki i dbające głównie o dobór właściwej koszuli, krawata, a zwłaszcza sposobu gestykulacji. Oczywiście byłoby dowodem całkowitego oderwania od rzeczywistości twierdzenie, że tego rodzaju zjawisko nie ma miejsca, rzecz jednak w tym, że heroldzi postpolityki przeceniają znaczenie supremacji marketingu jako przyczyny zniechęcenia obywateli. Rzeczywista przyczyna tkwi bowiem w tym, że promowany towar, czyli w tym przypadku polska klasa polityczna, jest już tak wyjałowiona, zblazowana i cyniczna, że nawet najwybitniejsi spin-doktorzy mają problem z wmówieniem nam, że mamy do czynienia z gronem ludzi kompetentnych, uczciwych i oddanych pracy dla dobra Polski.
Nie jest sprawą przypadku, że gdy z kolei w maju 2009 r. spytano Polaków o największe porażki minionego dwudziestolecia, to tuż za bezrobociem i stanem służby zdrowia wymienili oni poziom moralny elit politycznych. Od lat zawodowy polityk i utożsamiany z nim działacz partyjny okupują ostatnie miejsca w rankingach społecznego prestiżu, sąsiadując tam z robotnikiem niewykwalifikowanym. Można wprawdzie argumentować, że sami jesteśmy sobie winni, skoro co kilka lat wybieramy do parlamentu w wolnych przecież wyborach dość podobny zestaw ludzi, ale prawda o współczesnej polskiej demokracji coraz bardziej przypomina słynną formułę Henry Forda, głoszącą, że klient może kupić dowolny kolor produkowanego przez niego samochodu, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny. Cechą wspólną wszystkich obecnych dziś w parlamencie ugrupowań, pozostaje bowiem nie tylko to, że albo już były u władzy, albo też właśnie ją sprawują, ale nade wszystko fakt, że nie potrafiły podnieść zarówno standardów moralnych, jak i jakościowych polskiej polityki.
(...)
Prędzej czy później ktoś będzie się musiał zabrać za kolejne po 1989 r. wielkie sprzątanie Rzeczpospolitej. Im później to nastąpi, tym więcej będzie do zrobienia.
„Kawa”, 2009, nr 1.


http://antoni.dudek.salon24.pl/161623,nuda-polityki
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Mar 19, 2010 4:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Niemoralna propozycja
Robert Mazurek 18-03-2010,
(...)

Łykanie – jak tuczone gęsi strawę – największych nawet bzdur serwowanych przez polityków nie ma oczywiście partyjnych barw, tyle że jedni chętniej łykają je od pana T., inni od pana K. Mechanizm jest jednak ten sam. I tylko od nas, dziennikarzy, zależy, czy się utrwali, czy przeminie niczym choroba wieku dziecięcego naszej, za przeproszeniem, demokracji. Dlatego dla wszystkich zszokowanych odkryciem Tomka Sekielskiego kolegów po fachu mam propozycję, całkiem serio, choć złożoną w felietonie – tę kampanię potraktujmy inaczej. Rozliczajmy zdecydowanie i po równo z dokonań rządzących i prezydenta, opozycję parlamentarną i kandydata niezależnego. Ostro, bez taryfy ulgowej dla tych, których lubimy bardziej.

To jak, chłopaki, wchodzicie w to?


http://www.rp.pl/artykul/9158,449166_Mazurek__Niemoralna_propozycja.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Mar 19, 2010 5:08 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z bloga Antoniego Dudka:

Cytat:
(...)
Krytycy aktualnej dominacji PO i PiS przekonują, że grozi nam utrwalenie tego stanu na długie lata. Taka sytuacja ma rzeczywiście miejsce w wielu krajach, skądinąd w większości bogatszych od Polski. Chociażby w sąsiednich Niemczech, gdzie od kilkudziesięciu lat chadecy wymieniają się z socjaldemokratami, w roli głównej siły rządzącej, a zdarza się im nawet (jak w poprzednim gabinecie Angeli Merkel) tworzyć koalicję.

Nie wydaje się jednak, by ten scenariusz miał się zrealizować w Polsce. Po pierwsze dlatego, że wbrew pozorom obu partii nie dzielą tak wyraźne różnice jak chociażby wspomniane SPD i CDU w Niemczech, a na dłuższą metę Polacy nie obejdą się bez znaczącego ugrupowania odwołującego się do wartości lewicowych nie tylko w wymiarze społeczno-gospodarczym (co dziś skutecznie czyni PiS marginalizując SLD), ale i światopoglądowym. Po drugie, ani PO, ani też PiS, nie przeszły dotąd operacji wymiany lidera, co dla każdej partii jest najtrudniejszym testem spójności wewnętrznej. Dopiero jeśli Platforma przetrwa odejście Tuska, a PiS Jarosława Kaczyńskiego, będzie można powiedzieć, że mamy do czynienia z trwałymi bytami politycznymi. Po trzecie, PO i PiS zrezygnowały, jak dotąd, z takiej zmiany ordynacji wyborczej, która – poprzez system większościowy – utrwaliłaby ich dominację. I wreszcie, co wydaje się najważniejsze, stale rośnie liczba wyborców, którzy rozczarowali się zarówno do Donalda Tuska, jak i Jarosława Kaczyńskiego, a już wcześniej do SLD i PSL. Dlatego pozostaje tylko kwestią czasu, kto i kiedy (już w 2011, czy dopiero w 2015) zdobędzie ich zaufanie i po raz kolejny ostro zakręci partyjną ruletką. Może to być zarówno zwycięzca tegorocznych wyborów prezydenckich (zwłaszcza gdyby miał nim zostać Radek Sikorski), jak i zamożny biznesmen, który uzna, że warto posiadane środki zainwestować w nową formację polityczną.


http://antoni.dudek.salon24.pl/164324,partyjna-ruletka
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Następny
Strona 2 z 12
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum