Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Punkt równowagi - opinie polityczne
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Lip 27, 2010 1:29 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Autorka tych słów nie jest politykiem i sprawa nie dotyczy polityki (choć jest wygrywana politycznie). Jednak treść wypowiedzi bardzo pasuje do profilu tego wątku:

Cytat:
"Nie było drugiego Katynia. Ta mitologia nie jest potrzebna"

- Pamięć o moim ojcu nie powinna być niczyją własnością. 10 kwietnia nie było drugiego Katynia. Ta mitologia nie jest potrzebna. My wiemy, czym pachnie takie angażowanie historii w politykę - mówiła na antenie TVN24 Izabela Sariusz-Skąpska, córka Andrzeja Sariusza-Skąpskiego, prezesa Federacji Rodzin Katyńskich, który zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154 na podsmoleńskim lotnisku Siewiernyj.

Pytana, czy została zaproszona do udziału w spotkaniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej stwierdziła, że "nie". - To mnie nie dziwi, mój ojciec nie był politykiem - zaznaczyła. Ponadto, to co zbulwersowało kobietę, to zachowanie niektórych posłanek: "widziałam kolorowe bluzeczki pań posłanek, jakby szły na plażę".

- Ja żyje od 21 lat w państwie prawa i wierzę w struktury - mówiła Sariusz-Skąpska dodając, iż obecnie trwa śledztwo i potrzeba czasu, by w sposób "normalny" wyjaśnić przyczyny katastrofy.

Córka prezesa FRK zaapelowała o to, by rodzinom dać czas na żałobę. - Awantury polityczne w tej sprawie nie pomagają - zauważyła.

Sariusz-Skąpska powiedział także, iż z opowiadań swoich bliskich zna sposób zachowania Antoniego Macierewicza w Smoleńsku, jak i w drodze powrotnej w pociągu specjalnym jadącym do Polski.

- Nie chcę opowiadać o tym. Wiem, że bulwersowało to ludzi. Byli wstrząśnięci, że politycy na żywo manifestują swoje histeryczne emocje - stwierdziła i zaznaczyła, iż niektórzy z jadących pociągiem "formułowali już oskarżenia".

(RZ)


http://wiadomosci.onet.pl/2202174,11,nie_bylo_drugiego_katynia_ta_mitologia_nie_jest_potrzebna,item.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lip 28, 2010 5:38 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Paranoidalna polityka PiS
Jan Lityński 27-07-2010,

Przyznaję się. Dałem się nabrać Jarosławowi Kaczyńskiemu. W trakcie kampanii wyborczej, kiedy wiele osób twierdziło, że przybrał fałszywą maskę, udając przemianę z politycznego awanturnika w polityka spokojnego, gotowego do współpracy, broniłem go. Naprawdę wierzyłem, że ta jego przemiana pod wpływem katastrofy smoleńskiej jest autentyczna. Wydawało mi się, że rozmiar tragedii i szok z nią związany rzeczywiście go zmieniły.

Okazało się, że rację mieli ci, którzy twierdzili, iż to tylko maska założona na potrzeby kampanii wyborczej. Nie opadł jeszcze kurz po niej, a prezes PiS już maskę zrzucił. Powrócił stary Jarosław Kaczyński.

Widać wyraźnie, że nic nie zrozumiał z lekcji, jaką dostał w wyborach. Ponownie zaczął przemawiać agresywnym językiem, a do pierwszego szeregu wrócili tacy politycy jego partii jak Antoni Macierewicz. Pomysł, by to on kierował zespołem mającym wyjaśniać przyczyny katastrofy smoleńskiej, jest paranoidalny – jak zresztą cała polityka PiS w ostatnich tygodniach. Macierewicz od lat skutecznie zatruwa polską politykę, ale do tej pory mimo wszystko nie odgrywał pierwszoplanowej roli w PiS. Teraz natomiast to on ma się zajmować najważniejszą dla partii sprawą.

Kaczyński zamiast na umiarkowanie i kompromis postawił na walkę. Stąd uczynienie z katastrofy smoleńskiej głównego tematu. To dlatego w ostatnich dniach obserwowaliśmy kolejny spektakl pod nazwą walka o krzyż. To właśnie ci „obrońcy krzyża” stają się najważniejszym adresatem polityki Kaczyńskiego. PiS stara się obudzić wszystkie lęki i nienawiści Polaków. Obawiam się, że może mu się to udać.

Do tego dochodzi odsunięcie tych umiarkowanych polityków, którzy przyczynili się do uzyskania przez Kaczyńskiego bardzo dobrego wyniku w wyborach prezydenckich. Joanna Kluzik-

-Rostkowska czy Paweł Poncyljusz to umiarkowane rodzynki w morzu PiS-owskiego radykalizmu. To dzięki nim Kaczyński zdobył w wyborach setki tysięcy nowych głosów. PiS dostało szansę na nowe otwarcie. Wśród Polaków poprawiła się opinia na temat partii i jej lidera. Można powiedzieć, że PiS wyszło z narożnika i uzyskało zdolność koalicyjną.

Zamiast otrzymać nagrodę, ci politycy zostali odsunięci, a na ich miejsce awansowano sprawdzonych starych towarzyszy albo politycznych radykałów.

Zresztą z Prawa i Sprawiedliwości od dawna odchodzą nieliczni umiarkowani politycy i tacy, którzy mają odrobinę zdrowego rozsądku. Nawet dla Ludwika Dorna, który co prawda umiarkowany nie jest, ale potrafi na wiele spraw spojrzeć rozsądnie, zabrakło w partii miejsca.

Przyjęta przez Kaczyńskiego strategia jest samobójcza i zamyka PiS drogę do jakiejkolwiek współpracy z partiami centrowymi. O koalicji nawet nie ma co wspominać. To sprawia, że Kaczyński świadomie skazuje się na polityczny margines. I dobrze, że tak się stanie, gdyż poziom paranoi w tej partii przybiera coraz groźniejsze rozmiary i jej ewentualne dojście do władzy mogłoby być dla Polski dużo niebezpieczniejsze niż w 2005 roku. Nie wierzę jednak, by ludzie dali się jeszcze kiedyś nabrać Jarosławowi Kaczyńskiemu. Na szczęście.

—not. js


http://www.rp.pl/artykul/9157,514149_Litynski__Paranoidalna__polityka_PiS.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lip 28, 2010 5:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Więcej chaosu niż perfidii
Piotr Gursztyn 27-07-2010,

Ogólnonarodową debatę, czy Jarosław Kaczyński naprawdę się zmienił (wyszło na to, że nie), zastąpiła kolejna debata: czy jego nowe postępowanie jest przemyślaną strategią, czy też działaniem nieracjonalnym?
(...)
Wiadomo też, że otarcie się o zwycięstwo – coś, co zresztą zaskoczyło otoczenie Kaczyńskiego – było możliwe jedynie dzięki pozyskaniu wyborców centrowych. To oczywistość. Jednocześnie okazało się, że stały elektorat PiS nie zastrajkował przeciw łagodnej retoryce swojego kandydata. Bo gdzie zresztą miałby pójść? Śledząc np. fora internetowe, widać było wyraźnie, że najwierniejsi zwolennicy Kaczyńskiego doskonale rozumieli istotę jego manewrów. Oczekiwali od swojego kandydata sukcesu, a nie pryncypialnego głoszenia bliskich im idei.Nawiasem – podobne zjawisko było widać po drugiej stronie. Bronisław Komorowski wszak nie zraził swoich zwolenników – mowa tu o najbardziej zdeklarowanych wyborcach PO – ani nominacją dla Marka Belki, ani pozyskaniem poparcia Włodzimierza Cimoszewicza.

Zatem coś, co nazywane jest strategią PiS, polega na trwonieniu dorobku z czasów kampanii. Znanych jest kilka wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, które skierował do swojego najbliższego otoczenia, o tym, że ważniejsza niż partyjne sondaże jest dla niego sprawa katastrofy smoleńskiej. Wynika z nich, że Kaczyński ma świadomość tego, iż nowy kurs oznacza straty dla PiS.

Dlaczego zatem się na to godzi? Bo wraca do tego, co było przed 10 kwietnia. Partii "ciasnej, ale własnej". Gdzie już nie musi "użerać" się z ludźmi w typie apodyktycznego Ludwika Dorna czy pryncypialnego Marka Jurka. Już wtedy coraz bardziej otaczał się ludźmi, którzy przyjmowali jego słowa jako polecenia, a nie dyskutowali z nim. Grupa "sztabowców" to niemal bez wyjątku ludzie, którzy nie pasują do zuniformizowanej korporacji, jaką stają się wszystkie polskie partie.

Wątek smoleński jest też kluczowy. Już 10 kwietnia Kaczyński wypowiadał wobec współpracowników ostre słowa na temat odpowiedzialności za katastrofę. W czasie kampanii milczał. Dlaczego? Bo to była kampania. Ale nie jest odhumanizowanym Predatorem, który wszystko podporządkowuje zwycięstwu. Przecież już kiedyś mówił o ZOMO, zarzucał chamstwo Andrzejowi Lepperowi, by potem odnowić koalicję. Już w chwili wypowiadania tamtych słów było wiadomo, że nie będzie miał z nich pożytku. Ale, dla własnej satysfakcji, z quasi-publicystycznego temperamentu, i tak je wypowiadał.

Gotów jestem się założyć, że usłyszymy z jego strony jeszcze nieraz słowa szkodliwe dla niego samego.
(..)
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/514431.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lip 29, 2010 8:30 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Janke - w Rzepie ostatnio był najtrzeźwiejszy. Kolejny jego tekst nacechowany umiarem i rozsądkiem.
Ciekawe, kiedy głównym rzepowym "talibom" (Semce i Wildsteinowi) wróci rozsądek?

Cytat:
Jeszcze słabsza Polska
Igor Janke 28-07-2010,

Po 10 kwietnia 2010 r. zapanował w Polsce specyficzny nastrój – najpierw był wstrząs, przerażenie i smutek, a potem przyszła także refleksja. Nad tym, jak traktowaliśmy człowieka pełniącego najwyższy urząd w państwie, ale także nad tym, jak traktowaliśmy samo państwo. Padło wiele słów o niesprawnej machinie państwowej, pustej polityce i marnych mediach unikających poważnej dyskusji, nastawionych wyłącznie na polityczno-cyrkową rozrywkę. I wydawało się, że przeszliśmy rodzaj jakiegoś katharsis. Zrozumieliśmy, iż zabrnęliśmy w ślepy zaułek, i zaczęliśmy odczuwać potrzebę zmiany. Nie zmiany jednej partii na drugą, ale zmiany jakości życia publicznego.

W moim najgłębszym przekonaniu to ta właśnie marna, pusta polityka, niekończące się wojny o nic, głupie media, niesprawne urzędy, otępiali urzędnicy, brak zasad i procedur – wszystko to razem wzięte doprowadziło prezydencki samolot do katastrofy. W rzeczywistości zapewne złożyło się na nią ileś mniej lub bardziej brzemiennych w skutki ludzkich pomyłek i zaniechań – zarówno po polskiej, jak i po rosyjskiej stronie. Ale te pomyłki i zaniechania były tylko efektem niesprawności państwa.

Katastrofa była ostatecznym efektem tego, że my wszyscy – od zwykłych wyborców poprzez dziennikarzy, urzędników po polityków – sami sobie zbudowaliśmy takie państwo i przez wiele lat pozwalaliśmy na to, by tak źle funkcjonowało.

Pozwoliliśmy na to, by aparat sprawiedliwości nie spełniał naszych oczekiwań. By nie można było wyjaśnić podstawowych spraw z naszej historii, by można było nie osądzić win twórców stanu wojennego czy zbrodni dokonanych na Stanisławie Pyjasie, Grzegorzu Przemyku i innych opozycjonistach. By urzędnicy, policjanci, sędziowie budowali własne państwa w państwie, by Krzysztof Olewnik mógł zostać zakatowany, a jego rodzina czuła się bezbronna wobec gangsterów i aparatu państwowego, który tych gangsterów wspierał. By Roman Kluska i inni przedsiębiorcy mogli być niszczeni przez struktury mafijne oplatające państwowe instytucje. I by najważniejsi politycy oraz media mogli pluć na głowę państwa przy rechocie zachwyconej publiki.

Dla mnie katastrofa prezydenckiego samolotu stała się symboliczną ilustracją stanu naszego państwa.

Po 10 kwietnia przez chwilę mi się wydawało, że wszyscy zaczęliśmy to rozumieć. I że wszyscy chcemy zacząć nasze państwo i siebie samych traktować poważnie. Kampania prezydencka, choć niezbyt treściwa, dawała nadzieję. Kandydaci zaczęli bowiem mówić trochę innym językiem. Deklarowali też chęć uprawiania lepszej polityki.

Tak wielką nadzieję mieliśmy chyba jeszcze tylko w 2005 roku. Dziś nikt już co prawda nie liczył na to, że dwa wielkie obozy polityczne zaczną ze sobą współpracować. Ale mieliśmy przynajmniej nadzieję, że zaczną nas, wyborców, traktować poważnie. Mieliśmy nadzieję – ja ją miałem – że media poczują, iż oprócz zarabiania pieniędzy istnieje coś takiego jak misja i odpowiedzialność.

W październiku 2008 roku napisałem w "Rz" tekst pod tytułem "Zmasakrować prezydenta" . Była to analiza tego, jak Platforma Obywatelska ustami Janusza Palikota, wspierana przez część mediów, dewastuje wizerunek prezydenta RP. Niewiele czasu musiało minąć od śmierci Lecha Kaczyńskiego, by poseł z Lublina z błogosławieństwem swojej partii kończył dzieło niszczenia nieżyjącego już człowieka.

Donald Tusk, gdy było mu to na rękę, bez mrugnięcia okiem potrafił wyrzucać ludzi z partii i rządu. Teraz nie kiwnął nawet palcem. Palikot wypowiada się w sposób coraz bardziej przerażający, a Donald Tusk i jego koledzy milczą. Nawet jeśli niektórzy z nich napomykają, że nie bardzo "odpowiada im styl wypowiedzi Janusza Palikota", to nie robią nic, by położyć temu kres. Dlaczego? Bo działalność posła z Lublina jest dla nich wygodna. Za ten stan rzeczy odpowiadają wszyscy członkowie Platformy Obywatelskiej.

Z drugiej strony Prawo i Sprawiedliwość – wbrew deklaracjom prezesa z kampanii wyborczej – postanowiło pójść na wojnę, którą wypowiedział im Palikot. Jarosław Kaczyński zrobił dokładnie to, czego poseł chciał. I co tak bardzo odpowiada Platformie.

Warto przypomnieć słowa prezesa PiS z pierwszego wywiadu w kampanii wyborczej udzielonego blogerom z Salonu24: "Zobaczyliśmy to wszystko, co w społeczeństwie jest dobre. Co było zawsze, ale co tym razem zostało pokazane bardzo mocno na zewnątrz. Tym czymś jest poczucie wspólnoty. Jest szansa na to, by sporne sprawy teraz zostały załatwione dzięki porozumieniu. Mam nadzieję, że my wszyscy tej szansy na porozumienie nie zmarnujemy. (...) W tej chwili warunki do współpracy z rządem wynikające ze społecznego nastroju są znacznie lepsze, niż były dotychczas. (...) Teraz w społeczeństwie jest większa potrzeba kompromisu. I musimy do niego dążyć. Ważne jest to, by rozmowy polityczne do tego prowadziły. By ten nastrój społeczny zmienił się w zdolność do uznania argumentów drugiej strony i znalezienia wyjścia z tych wszystkich sytuacji, w których doszło do blokady. A takich miejsc jest sporo".

Te słowa u wielu ludzi obudziły nadzieję, co pokazał też bardzo dobry wynik wyborczy Jarosława Kaczyńskiego. Miejsca wspólne szybko jednak zniknęły. Pojawiły się za to oskarżenia i ataki, które nie przybliżą nas do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, ale na pewno doprowadzą do podniesienia temperatury sporu.

Zamiast poszukiwania wspólnych miejsc, mamy stających naprzeciwko siebie Janusza Palikota i Antoniego Macierewicza. Jeden z nich jest bezwzględnym i cynicznym graczem, drugi – umie niemal w każdej sprawie wywołać konflikt, nie doprowadzając jej zresztą do końca. Rozwiązanie WSI nie było majstersztykiem, tak jak nie była nim pamiętna uchwała lustracyjna z czasów rządu Jana Olszewskiego. A proszę pamiętać, że jestem zwolennikiem rozwiązania WSI i przeprowadzenia lustracji.

Po trzech miesiącach wróciliśmy zatem do punktu wyjścia. Mamy wojnę o to, kto kogo bardziej upokorzy, a nie o to, kto zrealizuje swoją wizję państwa. Wojnę pustą, wyniszczającą polską politykę i życie publiczne, a na dodatek nieposuwającą żadnej ze spraw do przodu. Wojnę, którą rozpoczęła Platforma Obywatelska, ale którą dziarsko podjął PiS. 10 kwietnia niczego nie nauczył polskich polityków. To smutne.

Najbardziej jednak wstrząsające jest dla mnie zachowanie mediów. Tych samych, które po 10 kwietnia umiały odnaleźć godne zdjęcia pary prezydenckiej. Ale kiedy można już było zdjąć czarno-białe fotografie zmarłych, na portalach szybko zagościła dobrze znana – i coraz bardziej ponura – twarz Janusza Palikota. Są takie portale i takie programy telewizyjne, w których poseł z Lublina gości niemal co dzień. I każda taka wizyta jest nagłaśniania. Każda bzdura, każde obelżywe słowo staje się newsem, hitem dnia.

Przejmujący jest dla mnie widok maszerującego przez Sejm Palikota i pędzącej za nim bezmyślnej – właśnie tak koledzy dziennikarze: bezmyślnej – sfory młodych mężczyzn i kobiet z mikrofonami w rękach, którzy z jego warg gotowi są spijać każde słówko.

Pewien znajomy polityk powiedział mi niedawno: "Polska polityka dziś to stojący naprzeciwko siebie Palikot i Macierewicz. Rosjanie nie mogli wymarzyć sobie lepszej sytuacji". Ten smutny obraz uzupełnia jeszcze gromadka wpatrzonych w nich reporterów. Rosyjskie służby mogą naprawdę otwierać szampana.

Taka jest Polska po 10 kwietnia. I będzie taka dalej, bo wszystkim się to opłaca: stacjom telewizyjnym, radiowym, portalom, opłaca się Platformie Obywatelskiej, a pewnie jakoś także PiS (choć dlaczego PiS, tego akurat nie rozumiem). Do następnej katastrofy.
Rzeczpospolita


http://www.rp.pl/artykul/514924.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lip 29, 2010 3:25 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

26 lipca 2010
Wirus „Smoleńsk”

Byłem dziś na zebraniu Klubu Ronina. Grupuje on dziennikarzy i inteligentów związanych raczej z PiSem. Bardzo dobrze, że istnieje – bo stanowi przeciwwagę dla Salonu – związanego z b. Unią Demokratyczną i (mimo bolesnego dla nich rozłamu) sympatyzującego z PO. Są tam ludzie zacni, poważni, na ogół mądrzy – i szczerzy patrioci. Często się z niektórymi zgadzałem, z niektórymi nie zgadzałem – ale zawsze przyjemnie mi się dyskutowało.

Tym razem tematem dyskusji była katastrofa nad Smoleńskiem. I stwierdziłem, że ludzie ci – (chyba co do sztuki!!) zapadli na jakąś niesłychanie widać zaraźliwą odmianę grypy: smoleńskiej.

Wszyscy – starannie zresztą unikając konkretów – wyrażali przekonanie, że „prawda kiedyś wyjdzie na jaw” - a ta „prawda” to to, że na pewno maczali w tym paluchy Ruskie.

Jakakolwiek argumentacja odbijała się jak od betonu. Gdy tłumaczyłem, że przecież zrobienie sztucznej mgły nad lotniskiem (pomijając absurd techniczny) było nonsensem, bo samolot właśnie z tego powodu zamiast lądować i się rozbić (wedle przemyślnego planu Ruskich) odleciałby do Witebska – już po ćwierci sekundy usłyszałem tryumfalne: „No właśnie o to chodziło! Aby odleciał – i śp.Lech Kaczyński skompromitował się spóźniając trzy godziny na uroczystości w Katyniu!!"

Rozumiecie Państwo: Ruskie w zupełnej tajemnicy montują jakąś potężną aparaturę (po katastrofie w kwadrans sprawnie zdemontowaną i ukrytą) wytwarzającą sztuczną mgłę na obszarze kilkunastu kilometrów kwadratowych (bo przecież gdyby pokrywała samo lotnisko, to każdy pilot natychmiast pojąłby, że ma do czynienia z interwencją Ruskich albo UFO... ) - po to, by Prezydent III Rzeczypospolitej spóźnił się trzy godziny!!!

Teza jednak jest taka: „Kaczyński musiał zginąć, bo się im postawił w Gruzji”. Pomijając fakt, że JE Michał Saakashvili żyje i (wbrew moim przepowiedniom) trzyma się nawet na stołku, to nawet o.Tadeusz Rydzyk pytał: „Ale dlaczego robiliby to u siebie? By być podejrzani??”. Dziś o.Tadeusz też jest już zarażony tym tajemniczym wirusem.

Uległy mu tak tęgie umysły, jak Józef Orzeł, Marcin Wolski i Bronisław Wildstein – a to, co wygadywał p.Tomasz Sakiewicz, NaczRed „Gazety Polskiej”, biło wszelkie rekordy szaleństwa. Tłumaczył np., że Jego Redakcja „prowadzi własne, niezależne śledztwo” - i wynika z niego, że szczątki samolotu wyglądają inaczej, niż powinny wyglądać, gdyby samolot rozbił się z taką prędkością, jak się przyjmuje!!! A w dodatku wypadek nastąpił najprawdopodobniej o innej godzinie, niż się podaje!!! O kwadrans później.

Z czego wynikałoby, że Ruskie najpierw doprowadziły do katastrofy, w kwadrans pozbierały szczątki i rozsypały w to miejsce przygotowane szczątki innego samolotu!!!

To naprawdę: wysoka gorączka. Nauce nie są znane żadne antybiotyki działające na grypę – smolenkę.

Trzeba chyba spokojnie poczekać, aż wyzdrowieją!

W każdym razie: gdybym nagle zaczął twierdzić, że Ruskie ściągnęły "Tupolewa" na ziemię potężnym magnesem - to proszę mnie izolować!
JKM (23:56)


http://korwin-mikke.blog.onet.pl/Wirus-Smolensk,2,ID411360815,n
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Lip 31, 2010 9:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Otrzeźwienia w Rzepie ciąg dalszy...

Cytat:
Powrót z krainy niebytu
Paweł Lisicki 30-07-2010,

Wielkie nieba! Lewica w Polsce zmartwychwstaje. Pogrzebana na dobre, teraz daje znaki życia. Zaczęło się od kampanii prezydenckiej, w której to skazany na pożarcie Grzegorz Napieralski dał z siebie wszystko i zdobył 14 proc. poparcia

Niewiele to jednak więcej, niż SLD miał rok temu wyborów do Parlamentu Europejskiego. O ile przeto dla Napieralskiego to zwycięstwo, bo dzięki temu nie dość, że przetrwa, to jeszcze oczyści partię z wrogów jawnych i ukrytych, o tyle dla lewicy to nie przełom.
(...)
Napieralski ma na pewno kilka atutów. Pierwszy i banalny to nuda. Polscy wyborcy są znużeni ciągłą walką PiS z Platformą, Jarosława Kaczyńskiego z Bronisławem Komorowskim i Donaldem Tuskiem. Szukają zatem czegoś nowego.

Po drugie sądzę, że znacznemu osłabieniu uległy dotychczasowe bariery uniemożliwiające odrodzenie SLD. Coraz mniejsze znaczenie mają jej komunistyczne korzenie. Sam Grzegorz Napieralski, tak jak Bartosz Arłukowicz, nie należał do PZPR. Dla wyborców okres PRL albo nie ma znaczenia, albo budzi pewną nostalgię.

Skutecznej dekonstrukcji dokonał tu Jarosław Kaczyński. Odrzucając pojęcie „postkomunizm”, dowartościowując Józefa Oleksego, chwaląc Edwarda Gierka, podważył sens antykomunizmu. Na dodatek nie wydaje się, by Napieralski zamierzał umierać w obronie honoru dawnych towarzyszy.

Podobnie tracą znaczenie inne względy. Pamięć o aferze Rywina zupełnie się rozmyła. Dawno zapomniano już o samej jej istocie, a tym bardziej o udziale w niej działaczy SLD. Całkowicie wyczerpał się reformatorski zapał, który w 2005 roku w reakcji na stopień zepsucia państwa pozwolił na zwycięstwo PiS i PO. Zamiast przeprowadzać wielkie reformy, obie formacje wdały się w bój na śmierć i życie.
(...)
Wszystko to nie znaczy oczywiście, że lewica odzyska władzę. Wydaje się jednak, iż Napieralski ma na to szanse.
Rzeczpospolita

http://www.rp.pl/artykul/61991,515889_Lisicki__Powrot__z_krainy__niebytu.html
=====================================
No właśnie! Jarosławie Kaczyński dziękujemy Ci, za to, że wzorem swojego dawnego idola, odbudowałeś "lewą nogę" w III RP!

Myślę, że historycy opisujący za pół wieku znaczenie polityczne Wałęsy i Kaczyńskiego po 1989 roku podkreślą głównie tę ich "zasługą" - wyciągnęli pomocną dłoń do postkomunistycznej lewicy, wyciągając ją z niebytu!

Wałęsa w ten sposób umocnił postkomunizm w Polsce, zaś dzięki Kaczyńskiemu będziemy mieli za parę lat małżeństwa gejów z prawem do adopcji dzieci, eutanazję i aborcję na życzenie i - co nie daj Bóg - klona Zapatero na fotelu premiera.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Lip 31, 2010 7:28 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Subotnik Ziemkiewicza:

Cytat:

Tusk ma nosa. Coraz dłuższego
31 lipca 2010

Wróciłem jak raz w porę, aby obejrzeć w telewizji (o błogosławiony czasie wakacji – dwa tygodnie bez żadnego kontaktu z tym przekaziorem!), jak premier na konferencji wciska kit, wykręcając się najbezczelniej ze swych niedawnych obietnic.

Może gdybym tu siedział cały czas i bombardowany był jak inni rządową propagandą dzień po dniu (o błogosławiony… a, już to pisałem) użyłbym jakiegoś mniej kategorycznego stwierdzenia. Ale chwila oddalenia wyostrza obraz. Wyjechałem na urlop mając jeszcze w oczach Tuska, jak miesiącami rozsnuwał przed Polakami miraże „dobrych zmian”, które przyniesie oddanie całej władzy nad państwem w ręce jego sitwy. Czy ktoś to jeszcze pamięta? Wielkie reformy, do których Platforma pali się od lat, wreszcie ruszą, groza zawalenia się finansów publicznych, o której mówią od lat wszyscy eksperci i przed którą coraz wyraźniej przestrzegają Polskę instytucje międzynarodowe, wreszcie zostanie zażegnana, a to dzięki Zgodzie, jaka zapanuje pomiędzy rządem a prezydentem po długo oczekiwanym odebraniu opozycji ostatniej możliwości wpływu na bieg spraw – prezydenckiego weta.

Nie jestem tak głupi, żebym choć przez moment wierzył, iż Tusk rzeczywiście rozpocznie jakiekolwiek reformy. Choć, przyznam, nie spodziewałem się też, że zupełnie otwarcie powie, iż nie ma najmniejszego zamiaru ich podejmować, i że zrobi to tak szybko, po kilku zaledwie tygodniach. Nie jestem więc specjalnie zaskoczony, a nawet odczułem, słuchając słów premiera, coś w rodzaju podziwu. Podziwu, że można kota ogonem wykręcać z taką swadą i tak bezczelnie.

Jak bowiem odniósł się nasz ukochany przywódca do własnych zapowiedzi z ostatnich miesięcy? Bez cienia zażenowania, bez jednego drgnienia głosu oznajmił, że owe „dobre zmiany”, owe „wielkie reformy”, byłyby skrajnością. Skrajnością! Jedną z dwóch – drugą byłby brak reform. A on wymyślił „drogę środka”, co, jak wiadomo, dla umysłów prostych od razu brzmi fajnie, są one albowiem tresowane w ludowej mądrości „prawda zawsze leży pośrodku”.

Byłoby więc, snuł nasz narodowy uwodziciel, skrajnością reformować, tak jak byłoby skrajnością nie reformować. Jeśli nie reformować, to państwo się zawali, więc źle. Ale jeśli popaść w drugą skrajność, i reformować, to się wyborcy od nas odwrócą i władzunię stracimy, a to byłoby wszak dla państwa tragedią jeszcze gorszą. Więc będziemy „drogą środka” – reformować tylko troszkę. Częściowe reformy, nowa nowość. Coś jak częściowy poród.

Mówiąc inaczej − jak statek ma w dnie dziurę, przez którą wali woda, to można nic nie robić, i to skrajność, i można ją zatkać, i to też skrajność, a można próbować ją po cichutku przytkać starymi gaciami, i to właśnie, według premiera, jest rozwiązanie optymalne, bo statek będzie wodę nabierać trochę wolniej, a krzątanina przy dziurze nie zakłóci beztroski na pokładach pasażerskich.

Jak w praktyce ma wyglądać to zatykanie dziury gaciami? Mniej więcej tak, jak to już raz próbował robić szaman od finansów Millera, profesor Kołodko. Tu uskrobać milion, tam dwa, i byle do następnych wyborów. Wówczas, przypomnę, sposobem tego ciułania miały być drobne podwyżki podatków i „abolicja podatkowa”, która miała jednorazowo znieść do budżetu parę baniek z tzw. szarej strefy. Rostowski szuka groszy w jednoprocentowej „czasowej” podwyżce VAT, w iskaniu z firm rozmaitych dotychczasowych zniżek i odliczeń, jako to ulg na paliwo czy na kratki, w sprzedawaniu różnych resztówek i zachowków − a, no i oczywiście zmniejszone mają być wydatki na wojsko. Czyli chyba żołnierze będą mieć, jak ponoć przed wojną dzieci Poleszuków, jedną parę butów na trzech i wychodzić z koszar na zmianę, bo wszystkich mniej drastycznych oszczędności na wojsku już dokonano, łamiąc zresztą bezceremonialnie prawo (ale co tam nieżyciowe prawo, jak się jest kochanym przez ponad połowę narodu).

I to po to potrzebna była Tuskowi władza całkowita – dla podniesienia VAT o jeden procent i skubnięcia po parę baniek tu i tam? Po to była cała ta draka, te ryczące autorytety moralne? Nikt w mediach takich pytań nie zadaje. Przytłaczająca większość ich funkcjonariuszy, jak się wydaje, zgadza się z premierem, że popularka jest ważniejsza niż jakiekolwiek reformy, i jednoczy się z nim zarówno w poczuciu przynależności do uprzywilejowanej kasty, która za wszelką ceną musi swe przywileje zachować, co gwarantuje jej tylko obecna władza, jak i w błogim przekonaniu, że jakoś to będzie − tyle lat państwo gnije i się nie zawaliło, to i się nie zawali jak pognije dalej jeszcze przez jakiś czas.

Gnije nie tylko państwo, gnije i władza, która nawet mając teoretycznie w ręku wszystko, w istocie nie jest w stanie zrobić nic, poza przekrętami, będąc zakładnikiem rozmaitych sitw, lobbies i mafii (o tym mechanizmie pisałem już wielokrotnie i na pewno będę pisał jeszcze, więc chwilowo poprzestanę na stwierdzeniu faktu; Tusk może panować, nie może rządzić, i jest to oczywistym skutkiem jego własnych politycznych wyborów).

Gnije też opozycja. W chwili, gdy premier malowniczo wypina się na własne obietnice, gdy Sekuła idzie na pełną chamówę w ukręcaniu łba aferze i ratowaniu przed odpowiedzialnością kolesiów, gdy prokuratury i sądy uwalniają od odpowiedzialności morderców Przemyka i puszczają w spokoju mafiozów z byłej WSI przyłapanych w połowie poprzedniej dekady na handlu bronią (wiedział generał Dukaczewski, po co chłodzi szampana!), gdy w sprawie tragedii smoleńskiej oficjalne czynniki zupełnie już bezczelnie ogłaszają, że kluczowe dowody nigdy nie zostaną ujawnione − to czym się zajmuje PiS? „Obroną krzyża” na Krakowskim Przedmieściu. Czyli walką z najoczywistszym, najgłębiej w ludzkich duszach zakorzenionym odruchem, który nakazuje oddzielać czas żałoby od czasu zwykłego.

Też pisałem to już wielokrotnie, ale widać trzeba powtarzać. Nieszczęście, które sprawia, że Tusk może mieć gdzieś i walące się finanse państwa i inne objawy rozkładu, nie przejmować się aferami swych totumfackich ani niczym w ogóle, polega na tym, że polska scena polityczna podzielona została – tak to Polak widzi – pomiędzy rządzącą mafię i opozycyjną sektę. I w takim podziale większość twardo wybiera mafię. Bo mafia jest obliczalna: dasz gangsterowi haracz, to ci pozwoli żyć. Natomiast sekciarz jest postrzegany jako nieobliczalny, i nawet jeśli nie ma dowodów, że coś horrendalnego zrobił czy tylko planuje, to może to zrobić, może wszystko zrobić w każdej chwili i każdemu, do każdego się przywalić o wszystko, taka jest inkwizytorska natura. Inkwizytor zaburza ludziom tak ważne dla nich poczucie bezpieczeństwa; dlatego dopóki wybór tak wygląda, gangster będzie zawsze mniejszym złem. Ostatnie wybory, w których PiS przegrał w warunkach dla siebie optymalnych, jakie już nigdy się nie powtórzą, są tego ostatecznym dowodem.

Więc jeśli PiS robi wszystko, aby umocnić swój obraz jako sekty, i ogranicza się do oskarżania mafii, że jest mafią, jakby o tym kto jeszcze nie wiedział – to skutecznie pracuje na to, aby gnicie państwa trwało jak najdłużej i aby zgnilizna wżarła się w państwo do imentu, do każdej gminy. Premier, prawdę mówiąc, nie musiał się fatygować tłumaczeniem rodakom, że obiecane „dobre zmiany” byłyby skrajnością i że jeszcze lepszy od nich będzie brak zmian. Mógł posłać Nowaka i spokojnie grać w piłkę. Jeszcze przez jakichś czas, dopóki któraś z konstrukcyjnych belek niespodziewanie nie okaże się tak przegniła, że po prostu dach mu się zawali na łeb. Co może nastąpić dopiero za kilka lat, a może jutro. Pocieszmy się, że przynajmniej nie będzie się wtedy mógł przeistoczyć z uwodziciela w tyrana i podeprzeć wojskiem, bo dla oszczędności zupełnie już zlikwiduje.

http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/07/31/tusk-ma-nosa-coraz-dluzszego/#comments
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Sie 03, 2010 7:47 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Dreszcz z 10 kwietnia

Nie wiem, co się stało z częścią polskiej prawicy. Co się stało z jej zdrowym rozsądkiem? Gdzie jest jej instynkt samozachowawczy? Jedni mówią o męczennikach, inni o poległych pod Smoleńskiem, jeszcze inni o ofierze złożonej przez naród albo o zbrodni. Zamiast analizy króluje mętna mistyka. Sypią się metafory, padają podniosłe hasła i slogany. Niektórzy politycy PiS ogłosili, że nie zważając na nic, będą dziś bronić krzyża, miejsca pamięci o śp. Lechu Kaczyńskim na Krakowskim Przedmieściu. Działają pod wpływem szczególnej atmosfery, która uniemożliwia racjonalny namysł.

Dwa tygodnie temu wspominałem o osobliwej wersji smoleńskiego mesjanizmu, zgodnie z którą katastrofa była udziałem w ofierze Chrystusa.

Teraz okazuje się, że dla niektórych stała się chwilą fundującą polską niepodległość.

Poeta i pisarz Wojciech Wencel pisze: „Wydarzyło się coś, co zbliża nas do powstania warszawskiego znacznie skuteczniej niż wspomagane gadżetami opowieści o młodzieńczej przygodzie. To katastrofa smoleńska, która odsłoniła kruchość granicy między życiem a śmiercią i biegunowość polskiego losu, rozpiętego między wegetacją bez znaczenia a autentyczną wielkością. To ona wprowadziła do naszej zbiorowej wyobraźni egzystencjalne i patriotyczne albo-albo. Dreszcz, który przeszył nas 10 kwietnia 2010 roku, jest tym samym dreszczem, który odczuwali powstańcy. (…) 66 lat temu mieliśmy struktury umożliwiające podjęcie walki o wolność. Kiedy wybiła godzina W, powstańcy wiedzieli, co robić, jak się zorganizować. Dziś mamy chaos w państwie kierowanym przez serdecznych przyjaciół Władimira Putina”.

Inny publicysta, Jan Pospieszalski, zauważył w swoim, opublikowanym skądinąd w „Rz”, tekście: „Katastrofy smoleńskiej i tego, czego doświadczyliśmy jako wspólnota po 10 kwietnia, nie da się wymazać czy usunąć tak, jak wymienia się kafle na trotuarze. (…) dopóki nie zostanie ujawniona cała prawda o tym, co stało się rankiem 10 kwietnia pod Smoleńskiem, nowy lokator pałacu powinien wiedzieć, że w tym miejscu będą gromadzić się ludzie, nie tylko po to, by troszczyć się o pamięć. Będą przychodzić, by domagać się wyjaśnienia tej tragedii. Wtedy zawsze można się odwołać do rozwiązania siłowego, a biorąc pod uwagę dziwną słabość prezydenta elekta Bronisława Komorowskiego do środowiska peerelowskich resortów siłowych, wcale nie należy tego wykluczać”.

Mógłbym mnożyć przykłady takich wypowiedzi. Bardzo emocjonalnych, przejmujących. Tworzą nastrój oporu i sprzeciwu. Rezultatem jest przekonanie, że każdy, kto żywi wątpliwości wobec tezy o katastrofie jako spisku, staje się podejrzany. Staje po tej samej stronie co generał Jaruzelski i Kiszczak. Jest kapłanem złych sił, błaznem, sprzedawczykiem i Bóg wie kim jeszcze. Prawdziwa Polska odsłoniła się w dreszczu, jaki przeszył serca Polaków 10 kwietnia. To wtedy znowu dosięgło Polaków prawdziwe przeznaczenie, to wtedy odsłonił się przed nimi istotny sens rzeczy. Dla niektórych autorów 10 kwietnia stał się momentem przebudzenia świadomości narodowej, nagłym doznaniem podobnym oświeceniu albo łasce wiary. Wreszcie odnaleźli sens. Zobaczyli, że za zwykłym, banalnym życiem, codziennym borykaniem się ze słabościami państwa i jego niewydolnością kryje się coś wielkiego. Coś absolutnego.

To nagłe doznanie oświecenia pozwala im też jasno widzieć to, czego inni, zwykli ludzie, jeszcze nie spostrzegli. Wszystkiemu musi być winny spisek. Zgodnie z tym punktem widzenia katastrofa smoleńska była zamachem Moskwy. Zapewne z udziałem i zgodą polskiego rządu. Motyw sprawców? Kiedy o niego pytam, spotyka mnie niedowierzanie. Przecież to oczywiste: była nim zemsta na prezydencie Kaczyńskim za jego poparcie dla Gruzji. Nic nie pomaga twierdzenie, że ryzyko takiej operacji jest zupełnie niewspółmierne do ewentualnych zysków.

Z jednej strony rzekoma chęć zamachu, która mogłaby zdestabilizować ład światowy, z drugiej polski prezydent, bez realnej władzy i bez szans na zwycięstwo w wyborach. Ale to zwolennikom „pełnej prawdy” o Smoleńsku nie przeszkadza. O dziwo, nawet skądinąd nie zawsze poważny polityk, jak Janusz Korwin-Mikke zauważył to zjawisko, które nazwał napadem smoleńskiej grypy. Trafne.

Zamiast widzieć ludzkie błędy, bałagan, niechlujstwo, złą organizację, tromtadrację; zamiast próbować wyciągnąć wnioski na przyszłość, tak aby podobna katastrofa nigdy się nie powtórzyła, autorzy takich wypowiedzi dzień po dniu przegrywają walkę o rozum, pławią się w cierpiętnictwie i pseudomartyrologii.

Najgorsze jest wszakże co innego. Używając skrajnego języka, radykalizując retorykę, uniemożliwiają faktyczne rozliczenie odpowiedzialnych za katastrofę oraz za opornie prowadzone śledztwo.


http://blog.rp.pl/lisicki/2010/08/02/dreszcz-z-10-kwietnia/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Sie 04, 2010 7:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Im gorzej, tym lepiej

Pan premier zauważył nagle ze zdziwieniem, a na ten sygnał ocknęli się zbiorowo jego podwładni z administracji i mediów, że Rosja w sprawie smoleńskiego śledztwa pogrywa sobie w kulki. Że bez dokumentów, których nie chce nam przekazać, i wyjaśnień, których odmawia, polskie śledztwo jest zwyczajną fikcją

Jest to doprawdy wzruszające, gdy widzi się takich mocarzy po prawie czterech miesiącach odkrywających w trudzie to, co każdy prostaczek wiedział od razu: że oddanie wszystkiego Putinowi oznaczało, iż katastrofa tupolewa “wyjaśniona” zostanie w tym samym stylu co zatonięcie “Kurska”.

Cztery miesiące temu premier uznał, że domaganie się od Rosji uszanowania obowiązującej między naszymi krajami umowy byłoby krokiem “zimnowojennym”, a jego rząd zapędził się w wiernopoddaństwie w absurd, z mocą wsteczną uznając kilka dni po kraksie samolot specjalnego pułku lotniczego za maszynę cywilną.

Co się zmieniło od tego czasu? Zapewne sondaże. Najwyraźniej rządowi piarowcy zorientowali się, że dalszego wciskania ciemnoty o międzynarodowym drużstwie Polacy mogą już nie wytrzymać. Więc teraz rządzący i ich propagandyści usiłują rozpaczliwie okazać godność, a jednocześnie wzruszyć serce premiera Rosji aluzyjnymi napomnieniami, że demonstracyjne poniżanie Tuska i jego śledczych (o archeologach już nie wspominając) wzmacnia PiS.

Tylko że Putin nie należy do peowskich lemingów, które tak łatwo utrzymywać w wiecznym strachu przed Kaczyńskim. Przeciwnie, Tusk wyrósł – z punktu widzenia Kremla – zanadto, więc kompromitowanie go i dyskretne wzmacnianie Kaczyńskiego jest jak najbardziej w interesie Moskwy. Im dalej od zakończenia wojny polsko-polskiej, im więcej awantur takich jak wojna na żwirowisku pod Pałacem Prezydenckim, tym lepiej.


http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/08/03/im-gorzej-tym-lepiej/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Sie 04, 2010 7:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Zdziczenie bez granic
(...)
Wiem, miało nie być o Palikocie, profesor Piotr Winczorek w "Rzeczpospolitej", a Bartłomiej Sienkiewicz w "Tygodniku Powszechnym" słusznie napominają, że polska realna polityka powinna się odnosić do całkiem czego innego. Co jednak poradzić, że Palikot to jedno z głównych narzędzi uprawiania polityki nieprawdziwej, a jednak bardzo skutecznej. A palikotyzm staje się w dodatku zjawiskiem nie tylko politycznym, ale i kulturowym. Palikotoidzi zaczynają straszyć w polskich mediach niczym zombi.

Dlatego może nawet nie tę scenę z "Quo vadis", ale słowa Petroniusza dedykowałbym dziś wielu, bardzo wielu. Janina Paradowska rozbawiona rozważaniami Janusza Palikota o Przemysławie Gosiewskim, którego widział we Włoszczowie, ma rozlicznych naśladowców. Oto Donata Subbotko w skądinąd cudownym wywiadzie z Palikotem w "Gazecie Wyborczej" (poseł oznajmia bez żadnej reakcji ze strony dziennikarki, że tatuś nauczył go nie kłamać), pyta nagle: "Nawiedza pana duch Lecha Kaczyńskiego?". Na co winiarz z Biłgoraja odpowiada dowcipnie, że nie, tylko Schetyna go nawiedza, ostatnio bardzo blady.

Z kolei "Rzeczpospolita", zajmując się kampanią reklamową "Zimny jak Lech", pyta o tę reklamę etyczkę i polityczkę Magdalenę Środę. Ta najwyraźniej nie ma wątpliwości, że w tej słynnej już reklamie chodzi o zabawę zmarłym prezydentem (rzecz skądinąd była sporna). Oznajmia jednak, że to słuszna kara dla niego: dlaczego za życia nie reagował na reklamy seksistowskie?

To zdziczenie nie ma najwyraźniej granic. To, że Palikot wprowadził całkiem nową kategorię politykowania: żarty najpierw z życia rodzinnego, z na ogół wymyślonych (tak, tak, pani Subbotko, nauki tatusia nie były tak skuteczne, jak pani sądzi) nałogów i przypadłości seksualnych, a wreszcie ze zmarłych, niewarte jest dyskusji. Zatrute strzały

Co prawda Jacek Żakowski i Katarzyna Kolenda-Zaleska będą twierdzić do upadłego, że Palikot robi to samo co tabuny polityków, zwłaszcza prawicowych, przed nim, ale debata z nimi wydaje się stratą czasu. Jak ktoś widzieć nie chce, nie zobaczy. Ta dyskusja wygląda w taki oto sposób. Najpierw dziennikarka TVN zasępiona oznajmia, że Kaczyński, przemawiając mocnym językiem, postępuje źle, ale można to jeszcze zrozumieć, bo stracił bliskich. Potem dodaje, że Janusz Palikot jest niby jeszcze gorszy, bo on nikogo z rodziny nie stracił.

Ale na końcu przypomina sobie o "ruskiej trumnie" i innych słownych występkach polityków PiS i wszystko staje się jasne: Palikot ma sto twarzy, a imię jego Prawo i Sprawiedliwość. Proponuję ci, Kasiu, następujący eksperyment. Wymień sobie po kolei wszystkie słowne ekscesy PiS i połóż na jednej szali, a potem wyobraź sobie, że ktoś inny dotyka kogoś z twojej najbliższej rodziny. Kogoś, kto zmarł. Tylko po to, aby ugodzić tym ciebie. Naprawdę nie widzisz różnicy?

Będę przez moment brutalny, skoro inni są. Czy ktoś poważny zastanawiał się nad wizytami ducha profesora Bronisława Geremka? A przecież mógł odwiedzić, używając wyobraźni dziennikarki Subbotko, niejednego. Czy Donaldowi Tuskowi grzebano w relacjach ze zmarłą niedawno mamą? Nie, żegnano ją, także w prasie dalekiej od PO, wzruszającymi wspomnieniami. A braciom Kaczyńskim nie oszczędzono, zajrzyjcie do blogu Palikota, ani żartów z matki, ani szyderstw z ojca.

Rzecz w tym, że winiarz z Biłgoraja wprowadził tak naprawdę całkiem nowy, także dla Platformy Obywatelskiej, język. Sto spiskowych teorii Antoniego Macierewicza, które przywoła w odpowiedzi Żakowski, pasuje do tego nowego języka jak pięść do oka. One pochodzą z polityki dawnej (Eryk Mistewicz powiedziałby: XIX-wiecznej), za to zatrute strzały winiarza to produkt tandetnego ekshibicjonizmu rodem z "Big Brotherów" i innych show. To wiek XXI. W każdym razie to co w nim najmarniejsze i najbardziej godne pogardy.

Chichoty i rechoty

Mnie jednak bardziej od klasyfikowania jego metod intrygują tabuny palikotoidów. Czyli owych wszystkich przeważnie niemłodych intelektualistów i dziennikarzy (a częściej dziennikarek) uwolnionych nagle ze wszelkich ograniczeń. Z kultury, z empatii, współczucia i dobrego smaku. Zupełnie jak ci starsi mieszczanie z "Odlotu", pierwszego amerykańskiego filmu Milosza Formana, którzy razem z hipisami zaczęli nagle podrygiwać na stole. Różnica jest taka, że nasi wyzwoleni pląsają pod muzyczkę Palikota w tańcu śmierci.

Naprawdę myślicie, że wytrzymacie? Robert Mazurek przypomniał redaktor Paradowskiej jej zmarłego męża jako potencjalny temat chichów tylko z powodów pedagogicznych. Próbując wykazać, zapewne zresztą bezskutecznie, jak niestosowne były jej uwagi o Gosiewskim. Ale kto zaręczy pani Środzie czy pani Subbotko, że nie znajdą się prawdziwi żartownisie? Tacy, co pociągną żart do końca. Którzy sięgną po ich bliskich.

Nawet Palikot nie wydaje mi się na to całkiem uodporniony. W Internecie trwa już na całego debata na temat jego ojca alkoholika i szmalcownika. Prawda? Nieprawda? A jakie to ma znaczenie? Lech Kaczyński nie był pijany przed śmiercią, a jednak winiarz musiał – zdaniem Kory Jackowskiej i innych – zadać stosowne pytanie.

Nawet przewaga medialna zwolenników Palikota nie jest dla nich gwarancją wystarczającą. Przecież Internet to medium wszechogarniające, upowszechni wszystko. No więc pytajmy: Palikota, Korę, panią Środę. O ich bliskich, o zmarłych, o uczucia. Wszyscy ci ludzie mają przecież rodziny, dzieci. Biłgorajczyk także ma. Wytrzymają? Może niektórzy tak. Ale wszyscy? Nie sądzę.

Nie wiem tylko, gdzie nas to zaprowadzi. Ale tego pytania nikt sobie na razie, w powodzi chichotów przechodzących w rechotanie, nie stawia.


http://www.rp.pl/artykul/517628_Zaremba__Zdziczenie__bez_granic.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 05, 2010 6:30 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Polska droga do zapateryzmu

Krzyki, przepychanki, kordony policji, ludzki tłum gęstniejący z minuty na minutę. Procesja księży i harcerzy, która ostatecznie musiała zrejterować, napotykając to błagania, to drwiny i wyzwiska. Krzyż przed pałacem pozostał. Jedni mówią o zwycięstwie obywateli nad bezduszną władzą, inni, z większą słusznością, o anarchii, rozkładzie państwa i uleganiu szantażowi.

Zastanawiam się jednak, czy najważniejszym rezultatem walki o krzyż nie będzie otworzenie w Polsce drogi dla zapateryzmu. Czy obrazki z Krakowskiego Przedmieścia nie przyczynią się do wzrostu siły radykalnej, antychrześcijańskiej lewicy, której głównym postulatem stanie się walka z Kościołem i publiczną obecnością religii. I czy, paradoksalnie, winowajcami nie będą w pierwszej mierze Jarosław Kaczyński, który udzielił wsparcia protestującym, a z drugiej Bronisław Komorowski, który odpowiada za nieprzemyślaną i nieskuteczną organizację przenosin.
(...)
Dla obu partii krzyż okazał się przeto, śmiem twierdzić, poręcznym instrumentem walki. I choć sam krzyż jako symbol religijny został niejako w tę wojnę uwikłany, to właśnie religia i Kościół mogą ponieść największe straty. Dlaczego? Dlatego, że obrona krzyża, a ściślej jej sposób, towarzysząca temu agresja i łamanie reguł wywołały wśród większości wyborców, mniemam, strach. Strach przed Kościołem, strach przed fanatyzmem religijnym, strach przed rzekomym zawłaszczeniem przestrzeni publicznej przez oszalałych religiantów. Strach przed tym, że lada moment w Polsce zaczną rządzić ludzie, którzy z różańcem w dłoniach narzucą swą wolę siłą. Strach tym silniejszy, że wobec demonstrantów demokratycznie wybrane władze miejskie i państwowe okazały się bezsilne.
(...)
Jedyną siłą zatem, która istotnie zyska na wojnie o krzyż, będzie, obawiam się, nowa lewica. To ona może się stać w oczach coraz większej grupy wyborców gwarantem państwa gotowego walczyć z groźbą fanatyzmu. To ona okaże się umiarkowana i spokojna. Mimo swej rzeczywistej skrajności, mimo totalnej ideologizacji zacznie robić wrażenie partii rozsądku. Strach przed agresją obrońców krzyża może wywołać niewspółmierną reakcję.

Nieodgadnione są wyroki losu. Wygląda na to, że w Polsce sprawcami odrodzenia lewicy a la Zapatero będą jej najzagorzalsi przeciwnicy. Będą jak Molierowski pan Jourdain, który nie wiedział o tym, że mówi prozą.

http://blog.rp.pl/semka/2010/08/04/moje-ad-vocem-w-sprawie-proby-przeniesienia-krzyza/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 05, 2010 6:33 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Podczas mszy św. poprzedzającej pielgrzymkę abp Nycz mówił o znaczeniu krzyża w życiu człowieka, nawiązując do hasła tegorocznej pielgrzymki: "Przez krzyż".

- Nie wolno używać krzyża do tego, by dzielić ludzi, (...), by w jakimś sensie wyznaczać przestrzenie i tereny "to jest moje, a to nie jest moje". Nie wolno wreszcie używać krzyża do tego, by w jakimś sensie swoje ludzkie, nieraz pokrętne cele, osiągać przy pomocy Chrystusowego Krzyża - powiedział.

Jak dodał, byłoby to "wielką instrumentalizacją tego świętego znaku, na którym Chrystus zawisł, by złożyć ofiarę za nas i za nasze grzechy".

Jednocześnie metropolita warszawski podkreślił, że krzyż ma prawo być obecny nie tylko w sferze prywatnej życia człowieka, m.in. dlatego, że "religijności człowieka nie da się zamknąć".

- Człowiek religijny, a więc związany z Bogiem, jest związany wtedy, kiedy żyje w rodzinie, ale także wtedy, kiedy uczestniczy w życiu społecznym i ma prawo do tego, by towarzyszył mu ten święty znak, jakim jest krzyż.

http://fakty.interia.pl/polska/news/pielgrzymka-rusza-krzyz-zostaje-przed-palacem,1514969
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Sie 06, 2010 10:29 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
3 x 15 = 1, czyli syndrom Mawrodego

(...)
Nie mam wątpliwości, że Tuskowi w jego uwodzeniu mas obrazowanszcziny i młodych leszczyków, aspirujących do bycia "wykształconymi, lepiej sytuowanymi i z wielkich miast", udało się już z sukcesem wspomnianą granicę przekroczyć. To znaczy, że będą go teraz bronić fanatycznie i demonstracyjnie wielbić, choćby im nawet publicznie pokazał język i powiedział, że są bandą frajerów, których wystrychnął na dudka i wydukał na strychu. A tego przecież nigdy publicznie nie przyzna.

Komisja hazardowa - przecież to kpina w żywe oczy z jakiejkolwiek przyzwoitości. Wbrew oczywistym faktom, wbrew zdrowemu rozsądkowi, bez cienia zażenowania zaklepano sprawę, większością głosów uznając kłamstwo za prawdę. Nawet im się nie chciało wysilić na jakąkolwiek kanciarską finezję. Po co?

Media tzw. publiczne - skończyły się bajki o "odpolitycznianiu", skończyło się kokietowanie twórców i producentów (a kimże oni niby, żeby się dzielić takim łupem?), podzielili se jak pizzę - dwa kawałki dla PO, dwa dla SLD, jeden dla PSL.

No i numer najlepszy - wielka reforma finansów publicznych. Tu już narodowy uwodziciel zachował się z taką otwartością, że nie wiem, co by mógł bardziej - chyba po prostu narobić zakochanym masom na głowy. W pewnym sensie zresztą tak właśnie zrobił. Trzy lata powtarzał o tych wielkich zmianach, jakich Polska potrzebuje, trzy lata zaprzysięgał się, że władza mu potrzebna tylko dla reform, że płonie żądzą reformowania, tylko Kaczyński mu nie pozwala, że musi mieć prezydenturę, żeby reformować, żeby "przeprowadzić wielkie, ważne, potrzebne państwu" zmiany.

A teraz wystarczyły trzy tygodnie - i de kwas. Zmiany? Jakie znowu zmiany? Posztukujemy budżet trochę tu, trochę tam, i aby do wyborów, żadnych zmian nie trzeba, kto wam takie głupoty opowiadał o jakichś zmianach? Reformy? Będą, oczywiście, reformy. Cała rewolucja październikowa. Każdy, kto ma odrobinę rozumu wie, że nie może być żadnych reform bez uprzedniego uzdrowienia finansów publicznych - ale na tych z rozumem rząd nie liczy.

I proszę zobaczyć ten tłum lemingów. Afera hazardowa? Nie było żadnej afery, a zresztą każda władza ma swoje afery. Media? Media są odpolityczniane, bo wywalają pisowców, brawo. Podatki? Ależ co to niby za podwyżka, raptem jeden procent, parę groszy, nikt na tym nie straci. Wytresowane przez media ofiary tuskowszcziny wierzą żarliwie we wszystko. Nawet w to, że jednoprocentowa podwyżka VAT to właśnie obiecane przez Tuska podatki "3 razy 15".

Nie wspomnę już o "śledztwie" smoleńskim, na okoliczność którego Putin przeczołgał naszych pożal się Boże przywódców w tę i nazad pod dywanem, a oni się cieszą, bo, zdaje się, wiedzą, że to i tak dla ich wizerunku lepsze, niż gdyby ujawniono prawdę.

Nie wspomnę też o kompletnej degrengoladzie armii, bo to akurat wydaje mi się jednym z zamierzonych sukcesów rządu, obok reform oświatowych pani minister Hall. Tak, jak pani minister Hall, forsując rozdawanie dyplomów analfabetom przyszłościowo rozmnaża najwierniejszy elektorat swojej partii, tak pan minister Klich "profesjonalizując" wojsko przyszłościowo likwiduje zagrożenie tej bandy oszustów i nieudaczników ewentualnym puczem wojskowych - bo jak nie ma wojska, to nie może być puczu.

To oczywiście nie oznacza, że gdy już Tusk zrujnuje Polskę do cna i przyjdzie czas go odstawić, nie zrobi tego właśnie wojsko. Tylko nie będzie to już wojsko polskie, nawet z nazwy.

Ciężko mi się po wakacyjnym odpoczynku brać za komentowanie wydarzeń politycznych, bo nie szkoliłem się na psychiatrę. A tu by trzeba właśnie kogoś takiego.

Rafał A. Ziemkiewicz


http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/3-x-15--1-czyli-syndrom-mawrodego,1515589,2789
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Sie 08, 2010 8:06 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
W odpowiedzi Jarosławowi Kaczyńskiemu
Paweł Lisicki 08-08-2010,

(...)
Przeczytałem otóż, że napisałem "bzdury, i to bzdury wierutne, odrażające", że "z powodu oportunizmu czy radykalnego braku odwagi pewni ludzie, którzy głoszą mocno idee katolickie, a mają czasem duże kłopoty z wcielaniem ich we własnym życiu, posuwają się do bzdur, kłamstw, tego rodzaju obrzydliwości", że, ponownie, jestem "hiperoportunistą". Jak na to odpowiedzieć?

Mógłbym posłużyć się językiem prezesa, w końcu i ja znam trochę inwektyw, ale, prawdę powiedziawszy, w wiejskich bitkach, gdzie po kolana w błocie stoi naprzeciw siebie dwóch biedaków i okładają się cepami ile wlezie, a gapie z uciechą biją brawo, nie gustuję. Jarosław Kaczyński musi sobie poszukać innego partnera do takich zmagań.
(...)
Jak (...) wytłumaczyć fakt, że przez kilka miesięcy po katastrofie głoszenie owej prawdy zawiesił na kołku? Tłumaczył, bardzo szlachetnie, że nie chciał, by tragedia smoleńska stała się przedmiotem kampanii. Tylko jakoś mało mnie to przekonuje.

Bo mam wrażenie, że prezes nie wspominał o obecnych oskarżeniach wobec rządu i Bronisława Komorowskiego po prostu z wyrachowania. Albo sam zrozumiał, albo też dał się przekonać, na jedno wychodzi, że dla zdobycia władzy musi pokazać inną twarz, posługiwać się innym, łagodnym językiem. Czy to nie oportunizm? A może gorsza od niego obłuda?
(...)
Napisałem, że w sporze o krzyż Kaczyńskiemu chodzi nie o symbol religijny. Napisałem też, że PiS tylko pozornie godzi się na tablicę upamiętniającą wszystkie ofiary katastrofy; chodzi mu o pomnik lub obelisk, który będzie wyrażał wielkość Lecha Kaczyńskiego.

I dokładnie to powiedział prezes PiS: "Przede wszystkim jednak nie można zapominać, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Chodzi o to, by nie powstał pomnik, pomnik, który siłą rzeczy będzie pomnikiem Lecha Kaczyńskiego (...) Jestem przekonany, że pamięć o Lechu Kaczyńskim się przebije, i że zostanie On należycie uczczony nie tylko w Warszawie, ale i w całym kraju – zresztą pierwsze jego pomniki już powstają – i że walka z pamięcią o Nim zakończy się klęską".

Zauważyłem również, że elementem budowania owej wielkości jest niewyrażone wprost przekonanie, że śp. prezydent zginął nie w nieszczęśliwym wypadku, ale w czymś, co nazwałem "prawie-zamachem". Dzięki temu można o nim mówić jako o poległym, męczenniku itd. Jest to niby-zamach lub prawie-zamach, bo jak dotąd brakuje przesłanek, które by uzasadniały twierdzenie, że jest to po prostu zamach.

Dokładnie to zdaje się mówić prezes PiS. Wprawdzie najpierw oburza się, jakżeby inaczej, że piszę bzdury, ale potem dodaje: "My nie rozstrzygamy tego, jakie były przyczyny smoleńskiej katastrofy. Ale też żadną miarą nie mamy zamiaru z góry wykluczać, że nie doszło do zamachu. Takie wykluczanie jest niczym innym jak tylko skrajnym tchórzostwem".

Jeśli takie wykluczanie zamachu okazuje się "skrajnym tchórzostwem", to niewątpliwie aktem odwagi będzie poszukiwanie dowodów na prawdziwość zamachu. Im bardziej uparcie ktoś będzie doszukiwał się śladów spisku, tym okaże się w oczach prezesa bardziej odważny.
(...)
Takim używaniem krzyża – pełni on rolę zastępczą wobec pomnika Lecha Kaczyńskiego i jednocześnie mobilizuje obrońców rzekomo zagrożonej religii – Kaczyński chcąc nie chcąc wikła Kościół w wojnę.
(...)
Zastawiając pułapkę na PiS Platforma sama w nią wpadła. W oczach opinii publicznej wykazała się słabością i nieudolnością wobec agresji tłumu. Dlatego sądzę, że na wojnie o krzyż może zyskać tylko SLD. Tylko on będzie mógł twierdzić, że w przeciwieństwie do fanatyków z jednej strony i słabeuszy z drugiej, będzie gwarantem niereligijnego państwa. Kaczyński i Komorowski otworzyli drogę dla nowej, antychrześcijańskiej lewicy.

To, co zaprezentował w wywiadzie prezes PiS, robi wrażenie jakby nie potrafił dostrzec społecznych skutków swoich działań.
(...)
Jest też prawdą, uważam, że w czasie swej prezydentury był atakowany przesadnie, brutalnie, często bez zdania racji i wyłącznie po to, by go upokorzyć. Nawet jeśli spora część krytyki była uzasadniona niewydolnością państwa, błędami jego zaplecza politycznego, a także jego własnymi słabościami, to i tak wytworzono wokół niego atmosferę śmieszności i pogardy. Aż zęby zgrzytały z bezsilności.

Tylko że między tą atmosferą a konkretną katastrofą pod Smoleńskiem, jak bardzo by to bezdusznie nie brzmiało, nie ma związku. Z krzywd i niesprawiedliwości, jakie spotkały za życia Lecha Kaczyńskiego, nie da się wywieść tezy o zamachu i zbrodni. Brak tego związku między przyczyną – niegodnym traktowaniem, a skutkiem – śmiercią w wypadku pod Smoleńskiem, można ukrywać albo odwołując się do mętnej retoryki parareligijnej, albo do spisku. Z tą pierwszą nie da się racjonalnie dyskutować, na ten drugi żadnych dowodów nie znaleziono.

Wszystko to razem prowadzi do wniosku, że obecna działalność Jarosława Kaczyńskiego sprowadza się do naprawienia krzywd, zniewag i niesprawiedliwości, które dotknęły śp. prezydenta. To droga donikąd. Polityka nie może ograniczać się do upamiętniania i zadośćuczynienia, do ciągłego rozpamiętywania ran przeszłości. Życie, prędzej czy później, upomni się o swoje.


Całość - http://www.rp.pl/artykul/243943,519785_Lisicki___W_odpowiedzi_Jaroslawowi_Kaczynskiemu_.html

======================================

I jest jeszcze u Lisickiego fragment, w którym sformułowano w sposób bardzo precyzyjny najmocniejsze trzy argumenty na rzecz tezy, że Lech Kaczyński był najbardziej wybitnym z dotychczasowych prezydentów.
1)
Cytat:

Przede wszystkim w czasie rozmazanych tożsamości i atrofii myśli państwowej chciał i próbował prowadzić suwerenną politykę. Wiedział, czym jest podmiotowość narodu i starał się zapewnić Polsce godne i samodzielne miejsce w Europie.

2)
Cytat:

Głęboko też rozumiał, jaką wartością jest narodowa pamięć, a to, co robił dla jej podtrzymania, dla zapewnienia honorów i uznania zasług walczących o polską niepodległość, nie powinno zostać zapomniane.
3)
Podobnie jak chęć oczyszczenia państwa z przeklętego dziedzictwa komunizmu.


Do każdego z tych argumentów mam jednak uwagę.

Ad. 1)
"Chciał i próbował", ale nieudolnie. W rezultacie efekty jego działań są mizerne. Najlepiej widać to na przykładzie Ukrainy - popierany przez Lecha Kaczyńskiego Juszczenko przegrał sromotnie wybory, zaś brak stanowczości Zmarłego Prezydenta w walce o pamięć o pomordowanych na Wołyniu doprowadził do rozpętania wielkiej antyukraińskiej nagonki, i to przez ludzie z jego własnego środowiska (ks. Isakowicz).

Ad. 2)
Narodową pamięć podtrzymywał dość wybiórczo. Traktował niechętnie środowiska niepodległościowe i antykomunistyczne ostatniej dekady PRL (KPN lekceważył ostentacyjnie a jej jubileusz wykorzystał do próby upokorzenia jej członków). Nie przyznał też Orderu Orła Białego dwóm najwybitniejszym przywódcom opozycji niepodległościowej: Leszkowi Moczulskiemu i Kornelowi Morawieckiemu. Pominął także Romualda Szeremietiewa i Tadeusza Stańskiego.
Były tez przykłady traktowania polityki historycznej, jako narzędzie załatwiania bieżących interesów (np. odznaczenia dla ponad setki NZS-owców, co słusznie wywołało skandal).
Rzeczywista rola historyczna niektórych autorytetów, które wspierał Lech Kaczyński (np. Anny Walentynowicz) wydawały się nieporównywalnie mniejsza od tej, jaką nadawał jej Zmarły Prezydent. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że tak na prawdę chodziło o to, aby dokuczyć Lechowi Wałęsie.

Ad. 3)
W dziedzinie dekomunizacji skończyło się - podobnie jak w przypadku pktu 1) - na słowach. Przypomnę zamieszanie wokół nowelizacji ustawy lustracyjnej (projekt, który popierał Zmarły Prezydent był sprzeczny z jego wcześniejszymi deklaracjami). Likwidacja WSI to wspólne dzieło PO-PiS (chyba jedyny trwały rezultat tej niedoszłej koalicji), odebranie przywilejów emerytalnych ubekom - to zasługa PO...
Świadectwem fiaska polityki Lecha Kaczyńskiego w tej dziedzinie była zapowiedź zaproszenia Jaruzelskiego do samolotu w podróż do Moskwy 9 maja br.

Być może więc te trzy argumenty wystarczają do uznania, że Lech Kaczyński był najbardziej wybitny, z dotychczasowych prezydentów III RP, ale m.zd. nie pozwalają na przyznanie, że był prezydentem wybitnym...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sie 12, 2010 7:58 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wojna patosu z karnawałem
Piotr Bratkowski 11-08-2010,

(...)
Podziały zradykalizowały się, a ich dwie strony odmawiają już sobie wzajem nie tylko szacunku, ale i legitymacji do uczestnictwa w życiu politycznym. Po jednej stronie – zdrajcy i łajdaki. Po drugiej – przepełnione nienawiścią oszołomy lub – wedle wersji alternatywnej – cynicy, którzy zaprzęgli śmierć do doraźnej, brutalnej rozgrywki politycznej. Pośrodku zaś – większość Polaków, którym po zbiorowej traumie odebrano możliwość godnego, wspólnego (i być może w jakimś sensie uzdrawiającego) przeżycia żałoby.

Już bowiem kilka dni po smoleńskiej katastrofie (co najmniej od emisji filmu "Solidarni 2010") stało się jasne, że tej żałobie próbuje się narzucić język ekskluzywny. Ekskluzywny – czyli przeznaczony dla wybranych i zarazem wykluczający z uczestnictwa w tym rytuale wszystkich pozostałych. Ekskluzywny – a więc ignorujący ponadpartyjny wymiar tej zbiorowej tragedii, sprowadzający ją do śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego (i – choć głównie początkowo – jego małżonki) i służący ustanowieniu jego świeckiego kultu.

Aby tak się stało, należało jednak dodać tej tragedii sens, którego nie miała. Nadać jej jakąś celowość, wpisać w polską kulturę i tradycję. Pokazać, że ofiara nie była przypadkowa i daremna, lecz stanowiła kolejne ogniwo w wyzwoleńczej walce Polaków. Zamienić śmierć tragiczną (jakby ona nie była wystarczającym powodem do zbiorowej żałoby) na "męczeńską". A skoro była walka – musieli się w niej pojawić spiskujący wrogowie. A skoro było męczeństwo – musieli być i oprawcy. W taki oto sposób odgrzebano trupa polskiego mesjanizmu, tym razem w wersji posmoleńskiej.

Ten scenariusz jednak, choć dla wielu był uwodzący, nie mógł jednak na dłuższą metę i w społecznej makroskali przynieść sukcesu. Bo błędy i nadużycia w jego konstrukcji mogły pozostawać mało widoczne, tylko dopóki posmoleńskie emocje były w apogeum.
(...)
Śmierć prezydenta Kaczyńskiego była również tyleż tragiczna, co przypadkowa. Mimo że nastąpiła na terytorium Rosji i w dodatku w drodze na uroczystości katyńskie, w sposób oczywisty nie miała żadnego związku z katyńską zbrodnią. Ani też z działalnością polityczną prezydenta.
(...)
Tuż po katastrofie smoleńskiej wielu Polakom się nie śniło, że po upływie czterech miesięcy będą się śmiać z dowcipów o "zimnym Lechu". Zabawiać się w internetową grę, w której "obrońcy krzyża" strzelają do Komorowskiego, Napieralskiego i Zapatero, albo nawet faktycznie przychodzić na nocne, ludyczne happeningi przed Pałacem Namiestnikowskim.

Są wśród nich ludzie, którzy głęboko przeżyli tragedię pod Smoleńskiem, w tym także śmierć Lecha Kaczyńskiego, nawet jeśli nie byli jego politycznymi entuzjastami. Ludzie, którzy wcale nie byli przeciwnikami PiS, a już na pewno – entuzjastami Platformy Obywatelskiej. Dziś często pytają publicznie o zdolność do samokontroli Jarosława Kaczyńskiego lub zastanawiają się nad granicami jego cynizmu. I upatrują w Januszu Palikocie nadzieję na przywrócenie Polsce mentalnej normalności.

Okazało się bowiem, że aby być pełnoprawnym uczestnikiem posmoleńskiej żałoby, trzeba było przyjąć za swoje wszystkie bzdury wypowiadane przez – czasem samozwańczych, czasem ukrytych – mistrzów ceremonii tego rytuału. Uznawać za zdrajców wszystkich, którzy Lecha Kaczyńskiego nie dość kochali i choć go szczerze żałują, nie potrafią w nim dostrzec męża opatrznościowego Polski. A za orędowników prawdy jedynie tych, którzy w katastrofie smoleńskiej dopatrują się spisku Rosjan i liberałów. I przyjąć za swoją dominującą narrację tej żałoby, nienawistną wobec wszystkich myślących inaczej. Ta ludowa (chcę wierzyć) początkowo narracja, swym tonem kojarząca się z językiem inspirowanych przez władze PRL komunistycznych nagonek (i nawet czasem przeciw tym samym osobom skierowana), zyskuje na naszych oczach coraz silniejszą sankcję liderów Prawa i Sprawiedliwości.

To nie tylko polityka, także – żeby tak rzec – wrażliwość estetyczna. Znaczna część Polaków najzwyczajniej w świecie nie potrafi strawić przeszarżowania estetycznego, do jakiego doszło podczas tworzenia smoleńskiego mitu. Im więcej w nim patosu, tym mocniejsza tendencja do przekształcenia całej tej historii w absurdalny happening. Im więcej krzyża, tym więcej "zimnego Lecha".

Pojednania być nie mogło. Trudno było się jednak spodziewać, że cztery miesiące po Smoleńsku Polacy podzielą się na zbiorowiska odmawiające sobie wzajem prawa do istnienia. I mówiące tak różnymi językami, że już nawet trudno między nimi o porządną kłótnię.

Autor jest publicystą "Newsweeka"


http://www.rp.pl/artykul/521125_Bratkowski__Wojna_patosu_z_karnawalem_.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 4 z 12
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum