Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Edmund Bałuka - "Czekam już tylko na śmierć"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Wrz 01, 2008 9:06 pm    Temat postu: Edmund Bałuka - "Czekam już tylko na śmierć" Odpowiedz z cytatem

Z nadesłanego z zagranicy listu:

Cytat:
Wczoraj wieczorem wrocilem z Polski. Odnalazlem i spotkalem sie z Edmundem Baluka.

Mieszka on na Saskiej Kempie w Warszawie, tel. 022 xxx xx xx. W czerwcu ukonczyl 75 lat.

Jest on czlowiekiem schorowanym, osamotnionym, zapomnianym. Baluka ma tylko opiekunke.

Jego dzieci i znajomi nie interesuja sie nim. Rozmawialem z nim przeszlo 8 godzin i w rozmowie powiedzial kilka razy, ze on czeka tylko na śmierc. Prosze nie zrozumiec mnie, ze chce narzucic utrzymywanie kontaktu z Edmundem, a dziele sie tym, co widzialem i slyszalem.

Nadmieniam, ze Baluka nie posiada komputera.

Serdecznie pozdrawiam

xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Wrz 01, 2008 9:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Unikając szablonu. Wokół biografii Edmunda Bałuki
Eryk Krasucki*
2007-01-19, ostatnia aktualizacja 2007-01-19 12:57
Nie ma co owijać w bawełnę - z Edmundem Bałuką mamy dziś nie lada kłopot. Nigdy nie należał do aniołów. Mówiono i pisano o nim rzeczy przeróżne. Wiele z tego było prawdą, do wielu spraw rękę przyłożyli ludzie nieżyczliwi lub wprost wrodzy.
To zresztą problem nienowy, z którym zmagali się piszący o Bałuce wcześniej. Warto przypomnieć znakomity artykuł "Robotnicy" Bronisława Sulika, w którym, opisując liderów stoczniowego sprzeciwu z 1971 r., zauważył: "Na nowym etapie na czoło wysunąć się musieli ludzie niespokojni, o temperamencie awanturniczym - w niepejoratywnym tego słowa znaczeniu. ( ) Przywódcami strajku styczniowego w Szczecinie zostali outsiderzy, a między nimi ludzie z historią konfliktu z prawem, pozbawieni możliwości działania w warunkach normalnych". Potraktujmy to jako punkt wyjścia do opisu losów zwykłego robotnika, któremu zwyczajność nie była dana; albo inaczej, który od normalności stronił, jak tylko mógł, nie chcąc pogodzić się z tym, że obwarowano ją tak wieloma zastrzeżeniami.

***

Edmund Bałuka urodził się 4 czerwca 1933 r. w Machnówce koło Krosna, w ubogiej chłopskiej rodzinie. Tyle wiemy na pewno. Resztę uzupełnia barwny opis samego Bałuki, w którym ważne miejsce zajmuje konflikt z księdzem katechetą, mający wpłynąć w znacznym stopniu na jego późniejszy światopoglądowy wybór. W opowieściach pojawiają się również wujowie Bałuki, od których po raz pierwszy usłyszał słowo "socjalizm". Znajdziemy w nich jeszcze pradziadka, atamana kozackiego, po którym nasz bohater miał odziedziczyć geny niepokorności. Wszystko to układa się w pewną całość, wyznacza logikę późniejszej jego drogi. Ale tu historyk musi być ostrożny. Nazbyt wiele w tym oczywistości, a skądinąd wiadomo, że droga do przywództwa styczniowego strajku w Szczecinie była bardziej kręta. Znajdziemy na niej marynarską przygodę na statkach państwowych armatorów, pobicie milicjanta, próbę nielegalnego przekroczenia granicy, nieudane małżeństwo, ale i zwykłą pracę w gdyńskim porcie. W 1962 r. Bałuka trafił do Szczecina, gdzie jako dźwigowy, a potem ślusarz pracował w Stoczni Szczecińskiej. W 1968 r. został mistrzem na Wydziale Malarni (W-7). Mamy więc do czynienia z klasyczną drogą robotnika, wolno pnącego się po szczeblach zawodowej hierarchii. Nic nie wskazywało na to, że za kilka miesięcy partyjni dyrektorzy będą go nazywać "carem samozwańcem", a robotnicy docenią jego wiecowe zdolności. W jednej z notatek bezpieki można przeczytać, że "do wydarzeń grudniowych 1970 r. Bałuka niczym się nie wyróżniał, był człowiekiem mało znanym, nie przejawiał żadnej działalności, nie należał do żadnych organizacji politycznych, społecznych i związkowych". On sam w wywiadach prasowych i rozmowach zaprzecza tej opinii. Miał udzielać się podczas zebrań związkowych oraz zorganizować strajk swej grupy mistrzowskiej przeciwko drastycznemu podwyższeniu norm pracy. Śladów potwierdzających tę relację w dokumentach nie udało się odnaleźć.

***

Z całą pewnością zasadniczym zwrotem w biografii Bałuki były wydarzenia grudnia 1970 r. Wtedy to, wyrażając niezgodę na porozumienie zawarte przez Ogólnomiejski Komitet Strajkowy Mieczysława Dopierały, stanął na czele mniejszej grupy protestacyjnej, która miała zmusić władze do cofnięcia decyzji o podwyżce cen żywności. Celu tego osiągnąć się wówczas nie dało. Zbliżały się święta, robotnicy byli zmęczeni - niewyobrażalne napięcie musiało znaleźć gdzieś ujście. Ale ten działający przez dwa dni komitet strajkowy miał swoje niebagatelne znaczenie dla dalszego biegu wypadków. Uchwycenie różnicy między komitetami strajkowymi Dopierały i Bałuki wydaje się więc sprawą zasadniczą. Tworzyła się nowa jakość, w której szeregowi robotnicy brali sprawy w swoje ręce, tracąc z wolna zaufanie do partyjnych przywódców strajku, którzy przy maksimum dobrej woli musieli kierować się lojalnością nie tylko wobec braci robotniczej, ale też wobec czynnika partyjnego. W zaistniałych warunkach było to trudne do pogodzenia. Z tej perspektywy strajk w styczniu 1971 r. był wydarzeniem bezprecedensowym, zarówno w skali regionu, jak i kraju. Jego genezę i przebieg ciekawie opisał swego czasu Adam Zadworny w tekście "Wyprały Gierkowi koszulę", zamieszczonym w szczecińskiej "Gazecie" 24 stycznia 2001 r. Zresztą oddajmy głos samemu Bałuce, który w 1971 r. udzielił obszernej wywiadu włoskiemu dziennikowi "La Stampa": "Zastrajkowaliśmy w styczniu, ponieważ strajki grudniowe nie przyniosły oczekiwanych zmian w stoczni. Odsunięto wprawdzie kilku kierowników, ale wielu odpowiedzialnych za błędy i represje pozostało na stanowiskach. Aby przypodobać się władzom, fałszywie informowali oni Warszawę o sytuacji robotniczej. Zabarykadowaliśmy się więc w stoczni i zażądaliśmy przyjazdu Gierka".

W tym suchym oświadczeniu znajdziemy wszystkie elementy decydujące o wyjątkowości styczniowego protestu: niezgodę na dalsze kłamstwa partyjnej propagandy, próbującej stworzyć wrażenie, że władza odzyskała pełnię zaufania robotników; decyzję o podjęciu strajku okupacyjnego, a nie wychodzenia na ulice, co prawdopodobnie uchroniło przed kolejną masakrą; w końcu postulat spotkania z najwyższymi władzami partyjnymi i państwowymi, które dotąd nie miały w zwyczaju podejmować dialogu z robotnikami na ich terenie i na ich warunkach. Nie ulega wątpliwości, że determinacji Bałuki i jego zdolnościom strajk z 1971 r. w największym stopniu zawdzięczał swój sukces. Rzecz oczywista, u jego boku stali ludzie równie zdeterminowani. Wspomnieć warto przede wszystkim Lucjana Adamczuka - pracującego na etacie stoczniowego socjologa - który był bodaj główną siłą intelektualną strajku. To spod jego pióra wyszedł list do Gierka, to również on redagował postulaty Komitetu Strajkowego. Dziś o Adamczuku niemal zupełnie zapomniano, bo i nie pasuje on do robotniczego wizerunku - odróżniał się wykształceniem, inna była też jego późniejsza droga. Trzeba jednak pamiętać, że Bałuka długo pozostawał pod jego silnym wpływem, a wiele jego przemyśleń dotyczących zmian systemowych brało się z rozmów, które prowadzili. To wyraźnie niepokoiło bacznie obserwującą ich Służbę Bezpieczeństwa, w 1972 r. powstał nawet plan ograniczania wpływu Adamczuka na Bałukę, który zakładał m.in. pogłębianie antagonizmów między nimi i izolację obu od wpływu na nastroje w stoczni.

***

Wspominam o roku 1972, bowiem on wyznacza kres aktywności Bałuki w ramach struktur związkowych. A ta była rzeczywiście znacząca. Choć ludzie Komitetu Strajkowego, przekształconego w styczniu 1971 r. w Komisję Robotniczą, szybko zostali zneutralizowani przez odpowiednią politykę władz, to Bałuka długo cieszył się prawdziwym szacunkiem. Został wybrany na sekretarza Rady Zakładowej, dzięki czemu mógł realizować założone cele, wśród których na pierwszym planie był postulat realizacji żądań wysuwanych podczas styczniowego strajku. Chodziło przede wszystkim o uniezależnienie związków zawodowych od nadzoru partyjnego i usprawnienie procedur wyborczych na kolejnych stopniach samorządu zakładowego. Co ciekawe, w trakcie kampanii wyborczej do Sejmu 1972 r. zakwestionowano również obowiązujący system typowania kandydatów do parlamentu. Skala tych postulatów może pokazywać, w jakim kierunku szły pomysły modernizacji istniejącego systemu samorządowego i związkowego. Pośrednio dowiadujemy się również o tym, jak dużym nimbem musiał cieszyć się Bałuka wśród stoczniowców. Bez ich poparcia nie miałby żadnych szans na tak otwarte wyartykułowanie swoich postulatów. Władze i policja polityczna miały tego pełną świadomość, próbując właściwie od stycznia 1971 r. podważyć jego pozycję. Grano przy tym różnymi kartami. Chciano powierzyć mu m.in. stanowisko dyrektora Fabryki Narzędzi w Szczecinie-Dąbiu, na co ostatecznie nie przystał; zgodził się natomiast na pełnienie funkcji przewodniczącego Zarządu Okręgowego Związku Zawodowego Metalowców w Szczecinie. Przez cały czas SB prowadziła ścisłą obserwację Bałuki, czekając na jakiekolwiek potknięcie, nie zapominając przy tym o prowadzeniu działań dezintegrujących. Można dodać, że odbywało się to nie bez sukcesów. Wielu mówiło, że za biurko i wysoką pensję Bałukę kupiono. Jak wynika z jego wypowiedzi, był on świadomy tego, jaką grę podejmuje. Okazało się, że wobec potężnego aparatu państwowego samotny, odizolowany od grupy robotnik nic nie znaczy.

***

Uderzenie przyszło w październiku i listopadzie 1972 r., wkrótce po dwóch ważnych kongresach związkowych w Warszawie i Katowicach, w których Bałuka brał udział jako delegat ze Szczecina. Na VII Kongresie Centralnej Rady Związków Zawodowych on jeden głosował przeciwko statutowi, który potwierdzał faktyczną podległość związków zawodowych wobec partyjnych oczekiwań, co szczególnie musiało zaboleć Gierka, bardzo przywiązanego do idei jedności i jednomyślności. Natomiast podczas katowickiego kongresu Związku Zawodowego Metalowców do wystąpienia Bałuki nie doszło. Do dziś trudno powiedzieć, co tak naprawdę się wówczas wydarzyło. Relacje są sprzeczne - nie wiadomo, czy Bałuka był pijany, czy też sam zrezygnował z przedstawienia postulatów szczecińskiej załogi w wyniku manipulacji, jakiej dokonać miało prezydium zjazdu. Mniejsza o to, istotne, że katowicki zjazd wyraźnie nadszarpnął reputację Bałuki, który musiał tłumaczyć się przed robotnikami ze swego postępowania. To było właśnie to potknięcie, na które czekała władza. Dyrekcja Stoczni Szczecińskiej niemal natychmiast wnioskowała o jego zwolnienie. Bałuka miał w listopadzie zniknąć ze stoczni. Próbował jeszcze bronić się, przedstawiając szczegóły katowickiego zjazdu, ale to tylko pogorszyło jego sytuację. Został oskarżony o zorganizowanie nielegalnego zebrania. SB mogła czuć się w pełni usatysfakcjonowana, choć obawiano się reakcji na zwolnienie Bałuki i kilku wspierających go osób.

***

Nic szczególnego jednak się nie wydarzyło. W raporcie pisanym w początkach grudnia 1972 r. czytamy: "Na żadnym z wydziałów fakt zwolnienia Bałuki nie spowodował zakłóceń produkcji i innych niezadowoleń. Aktywność jego zwolenników w stoczni wyraźnie zmalała". Taki obrót spraw był dużym zaskoczeniem dla zwolnionego, poczuł się wyraźnie zawiedziony. Liczył na akcję protestacyjną w jego obronie, nie uwzględniając chyba, że z miesiąca na miesiąc jego pozycja była systematycznie podkopywana. W jakimś stopniu sam się do tego przyczynił, będąc mało odpornym na pokusy życia i władzy. Wydawało się, że legenda styczniowego strajku została zupełnie obezwładniona. To nie był jednak koniec działań tajnej policji, która myślała już nad następnym krokiem - "wyprowadzeniem Bałuki ze Szczecina". Rozważano wysłanie go za granicę, uwzględniając przy tym plusy i minusy tego rozwiązania. Po tej pierwszej stronie szczecińscy funkcjonariusze zapisali m.in. "całkowitą utratę resztek prestiżu, który posiada wśród załogi stoczni" oraz "kompromitację polityczną jego i grupy jego warcholskich zwolenników". Obawiano się natomiast, że Bałuka pozostający za granicą dzięki swojej wiedzy o wydarzeniach grudnia 1970 i stycznia 1971 r. będzie "osobą atrakcyjną dla zachodnich ośrodków dywersji politycznej". Czas miał pokazać, że zarówno oczekiwania, jak i obawy analityków bezpieki okazały się trafne.

"Wyprowadzenie" Bałuki nastąpiło w marcu 1973 r. Stała za tym skomplikowana kombinacja operacyjna zatwierdzona na szczeblu warszawskiej centrali. Uczestniczyli w niej zarówno pracownicy SB, dyrekcja Polskiej Żeglugi Morskiej, w której zatrudniono zwolnionego stoczniowca, jak i agenci, często zaprzyjaźni z Bałuką i jego rodziną. Jeszcze przed wyjazdem za pośrednictwem agentury udało się SB dotrzeć do bezcennego archiwum Komisji Robotniczej, bez jednoczesnego odkrywania wiedzy zdobytej dzięki tej lekturze. Pilnowano jedynie, żeby materiały te nie przedostały się na Zachód.

***

Trudno powiedzieć, czy 2 marca 1973 r. o godz. 10, gdy m/s "Siekierki" odbijał od kei w Świnoujściu, zamustrowany na nim Bałuka miał świadomość tego, że do Polski wróci dopiero w 1981 r. Wydaje się, że decyzję o opuszczeniu statku na Wyspach Kanaryjskich w Las Palmas podjął spontanicznie, nie była ona wynikiem działań operacyjnych. Z dokumentów widać, że bezpieka przygotowywała nieco inny scenariusz.

W Hiszpanii Bałuka starał się o azyl polityczny, którego ostatecznie tam nie dostał. Po jakimś czasie został przewieziony do Madrytu, skąd wysłał pierwszą wiadomość do kraju. W krótkim liście z 18 marca 1973 r. pisze: "Najdroższa Janeczko, Najdroższe Dzieci. Jestem w Madrycie. To jeszcze nie cel podróży. Ufajcie mi i pamiętajcie o mnie". Tą informacją żona Bałuki podzieliła się z zaprzyjaźnionymi stoczniowcami. Z drugiej strony do stoczni dostały się inspirowane przez SB informacje o tym, że Bałuka "zdezerterował i zdradził". Była to szczegółowo opracowana akcja, zsynchronizowana z sekretarzem organizacyjnym KW PZPR w Szczecinie. Jej cel to pacyfikacja nastrojów w stoczni, wzmocnienie kierowniczej roli partii w związkach zawodowych oraz dyskredytacja Bałuki jako poplecznika rewizjonistów. Kiedy kilka dni później organy bezpieczeństwa otrzymały informację, że uciekinier spotkał się z człowiekiem współpracującym z Radiem Wolna Europa, wydano decyzję o wszczęciu śledztwa prokuratorskiego z art. 132 kk, mówiącego o "wejściu w porozumienie z obcą organizacją w celu działania na szkodę PRL". Zaczęło się wieloletnie śledztwo, którego finałem była rozprawa dopiero w 1983 r. przed Sądem Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy. Za to i inne wskazane w akcie oskarżenia przestępstwa Bałuka otrzymał pięcioletni wyrok. Był on swoistym podsumowaniem jego wieloletniej działalności w kraju i za granicą.

***

Mam tu na myśli przede wszystkim aktywność Bałuki we Francji, Belgii i Wielkiej Brytanii. Warto przypomnieć choćby brytyjski film "Three Days in Szczecin", którego scenariusz napisał Bronisław Sulik, a w pracach nad którym Bałuka czynnie uczestniczył. Nie można zapomnieć o jego licznych odczytach dla Polonii i wszystkich zainteresowanych tym, co w na przełomie 1970 i 1971 r. wydarzyło się na Wybrzeżu. Mniej lub bardziej intensywne były kontakty Bałuki z Radiem Wolna Europa i paryską "Kulturą". Bez wątpienia najważniejszym emigracyjnym osiągnięciem Bałuki było wydawanie od kwietnia 1977 r. pisma "Szerszeń", w którym jako motto przyjęto następującą myśl: "Walka o władzę mas klasy robotniczej może być dokonana tylko przez klasę robotniczą". Socjalizm nie był dla Bałuki pustym hasłem, wierzył w klasę robotniczą i w to, że będzie ona motorem sprawczym rewolucji przeciwko monopolowi PZPR. Radykalizm trzynastopunktowego programu "Szerszenia", przejęty następnie przez stworzoną w 1980 r. Polską Socjalistyczną Partię Pracy (PSPP), był w warunkach PRL swoistą utopią. Czytając go uważnie, można stwierdzić, że jego realizacja jest zresztą niemożliwa w jakimkolwiek ustroju zakładającym istnienie państwa. Nie ulega wątpliwości, że powstał on pod wpływem zaprzyjaźnionych z Bałuką francuskich trockistów, którzy finansowali w znacznej mierze wydawanie i przerzut "Szerszenia" do kraju.

Wybuch "Solidarności" przywitał Bałuka z radością. Liczył na to, że powstaną wreszcie silne związki zawodowe. Kibicował wcześniej wszelkim inicjatywom mającym charakter opozycyjny, przede wszystkim Komitetowi Robotników i Wolnym Związkom Zawodowym. Wrócił do kraju w kwietniu 1981 r. - z fałszywym francuskim paszportem i w nieco komicznym przebraniu - i przez jakiś czas, dopóki nie otrzymał gwarancji nietykalności, ukrywał się w stoczni. W wywiadzie dla szczecińskiej "Jedności", odpowiadając na pytanie o przyczynę powrotu właśnie w tym momencie, mówił: "Proszę pana, jeżeli ktoś wybiera się na grzyby, to nie robi tego w grudniu, tylko wtedy, kiedy one rosną. Ja wybrałem się teraz właśnie dlatego, że zbliża się taki okres". Szybko jednak okazało się, że "Solidarność" nie spełnia oczekiwań Bałuki. Byli to zupełnie inni ludzie niż ci, z którymi współpracował w 1971 r. Właściwie Polska była już inna. Swoim rozczarowaniem dzielił się Bałuka w wywiadach prasowych i rozmowach z bliskimi. Jego pomysł na partię socjalistyczną z prawdziwego zdarzenia zupełnie nie chwycił. Zgłosiła się jedynie garstka zainteresowanych. Potem był stan wojenny i internowanie, w końcu proces i wyrok. To zresztą materiał na osobną historię. Bałuka wyszedł z więzienia na mocy amnestii w sierpniu 1984 r. Dyrekcja stoczni odmówiła mu powrotu do pracy. Próbował jeszcze działań w Komitecie Obrony Praworządności, ale naprawdę niewiele mógł zrobić. Zniechęcony do osób z opozycji i marazmu, jaki nastał w tych kręgach w połowie lat 80., wiosną 1985 r. wyjechał ponownie z Polski.

Wrócił w 1989 r. Próbował podjąć działalność polityczną, ale wszystko spełzło na niczym. Nie przystawał i nadal nie przystaje do jakiegokolwiek szablonu. Nie chciał odcinać kuponów od swej przeszłości, kiedy nadarzyła się po temu możliwość w początkach polskiej transformacji, a niedawno odmówił przyjęcia medalu przyznanego mu przez prezydenta Kaczyńskiego. Żyje w Warszawie na Saskiej Kępie, jest schorowany i bardzo zgorzkniały, choć z wielką chęcią opowiada o swojej przeszłości. Chciałby jeszcze kiedyś zobaczyć Szczecin, ale jak mówi, zbyt wiele wspomnień wiąże się z tym miastem. A szczecinianie? Chyba coraz mniej osób pamięta o Edmundzie Bałuce.

* historyk, pracownik Biura Edukacji Publicznej IPN w Szczecinie


http://miasta.gazeta.pl/szczecin/1,40765,3861784.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ARCHIWUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum