Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W. Gauza - Konferencja w Ramsau bez kadzenia

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> "LEWA WOLNA, CZYLI NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Paź 23, 2009 9:50 pm    Temat postu: W. Gauza - Konferencja w Ramsau bez kadzenia Odpowiedz z cytatem

Cytat:
KONFERENCJA W RAMSAU BEZ KADZENIA

Ale mnożą się nam opozycyjni niepodległościowcy. Im dalej w czasie od „okrągłego stołu” w 1989 roku, tym więcej wychodzi ich z głębokiej konspiracji i z podziemia. Zdają relacje i piszą opowiadania, nieraz smutne, innym razem wesołe, jak przystało na weteranów. Tworzą mity i legendy. Kto tam dzisiaj, po ćwierćwieczu, będzie dochodził, jak to tam było naprawdę.

W II RP, gdzieś na początku lat 30. zorganizowano zjazd legionistów. Na trybunie stał marszałek J. Piłsudski i odbierał defiladę. Gdy zobaczył, ile ludzi maszeruje przed trybuną, westchnął, że gdyby miał na Oleandrach do dyspozycji tyle ludzi, to cała ta walka zbrojna najprawdopodobniej byłaby niepotrzebna.

Będąc ostatnio w Internecie, dowiedziałem się, że wyszła z konspiracji i ukazała się nam nowa grupa opozycyjno-niepodległościowa, żeby zdać nam relację z nieznanego dotąd odcinka walki o niepodległość Polski i wypełnić kolejną lukę w najnowszej historii. Lukę tą stanowiła nieznajomość bardzo ważnego wydarzenia historyczno-politycznego, jakim była „Konferencja polskich organizacji niepodległościowych w Ramsau, Austria” w maju 1989 roku, to jest na miesiąc przed ogłoszeniem przy „okrągłym stole” przez Jacka Kuronia, że Polska już odzyskała niepodległość i nie ma o co dalej się strzelać.

Relację tę znalazłem na stronie http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7999.html?postdays=0&postorder=asc&start=0 . Dramatyzmu i wielkości temu wydarzeniu dodaje dołączone tam opowiadanie pt. „Wyprawa alpejska”, którego autorem jest Waldemar Pernach. Z nazwiskiem tym spotykam się po raz pierwszy, ale to daje się wytłumaczyć tym, że Autor tkwił w głębszej konspiracji, bardziej niż wspomniany tam Jan Parys, o którym powiemy sobie więcej na końcu. Opowiadanie p. W. Pernacha ukazało się nie tylko na Forum SW Katowice, ale też i na prawica.net ( http://prawica.net/node/19379 )

„Wyprawa alpejska” jest o tyle interesująca, że ukazuje, jak szybko pewna grupa ludzi obudziła się z letargu, bo już na parę miesięcy przed „Magdalenką” i „okrągłym stołem”, i dokonała odkrycia, że państwu polskiemu potrzebna jest niepodległość i demokracja jako warunek wszechstronnego rozwoju. A więc odkryli to, co L. Moczulski i partia Konfederacja Polski Niepodległej głosiła już od 10-ciu lat. Organizatorzy „Konferencji w Ramsau” w 1989 roku zauważyli też, jako jedyni, niebezpieczeństwo porozumienia się pewnych elit opozycyjnych z komunistami u władzy. To niebezpieczeństwo sygnalizował L. Moczulski już w roku 1978, a zwłaszcza w 1979 i 1980, w swoich licznych wypowiedziach i wywiadach na łamach prasy emigracyjnej, np. w kanadyjskim „Czasie”, czy australijskich „Wiadomościach Polskich”. To samo czynił niżej podpisany w artykułach publikowanych w w/w i innych czasopismach emigracyjnych. Niebezpieczeństwo takie sygnalizował również J. Korwin-Mikke na łamach prasy związkowej w okresie tzw. „karnawału Solidarności” w 1981 r.

Mój profesor historii w ogólniaku pouczał nas: „Uczcie się historii, żebyście nie wynajdywali rzeczy dawno już wynalezionych; żebyście nie dokonywali odkryć, które zostały już odkryte. A jeśli chcecie się dowiedzieć, to słuchajcie i czytajcie, bo kto czyta, ten się dowie”.

Nie wspominałbym o tym, gdyby ludzie organizujący konferencję w Ramsau, a zwłaszcza podpisany tam Jerzy Grębski, (który jako Grembski brał udział w konferencji w Sundvollen k/Oslo w dniach 17 –18 lipca 1982 r., co wspomina) – nie zaprezentowali tak żenująco niskiego poziomu wiedzy historyczno – politycznej.

Oznajmiają nam na przykład, że mają już dosyć: „(...) powtarzanych haseł o „konieczności porozumienia się”, wsłuchiwaliśmy się z nadzieją w nowe głosy domagające się najpierw wolności dla Polski, a potem dopiero wolności zrzeszania się.(...).Pierwszym takim głosem optującym za suwerennością Polski było dla nas konspiracyjne pismo „Niepodległość”, które powstało w Warszawie w styczniu 1982 roku.”

Nie wiem, gdzie ci ludzie bywali, kiedy w Polsce istniała już i działała Konfederacja Polski Niepodległej oraz wiele komitetów i ugrupowań, na przykład Komitet na Rzecz Samostanowienia Narodu, podnoszących wysoko do góry sztandar niepodległości kilka już lat przed 1982 rokiem. Biorąc te fakty pod uwagę, wychodzi nam, że konspiratorzy z „Wyprawy alpejskiej” spali dość głęboko w latach 1978 –1989, dając wolną rękę grupie, którą krytykują za to, że – cytuję: „pracowała nad nową mutacją socjalizmu w porozumieniu ze starym aparatem władzy, nie była ideowo przygotowana do budowania niepodległej Polski”.

Tutaj chciałoby się zapytać nasz alpejski blok niepodległościowo-demokratyczny, co to była za „grupa” montująca „mutację socjalizmu ze starym aparatem władzy”? Kto do niej przynależał w Kraju i na Emigracji? Jak się nazywała i przez jakie osoby była reprezentowana? Takich i podobnych pytań nasuwa się bardzo dużo. Znalezienie odpowiedzi na nie jest bardzo ważne, choćby dlatego, żeby nie walczyć z duchami. Tego „alpejczycy” unikają z niezrozumiałych względów.

Jeżeli chodzi o „myśl polityczną” zaprezentowaną w pozostałych opracowaniach, to momentami ma formę niezrozumiałego bełkotu, ozdobionego frazesami politycznymi, historycznymi i patriotycznymi. Przyznaję, że takiej ilości politycznych niedorzeczności, zawartych w tekstach nowo objawionych konspiratorów nigdy nigdzie nie spotkałem. Weźmy dla przykładu tekst „Ramsau, przemilczana droga do niepodległości” z 20 października br., który tak zaczynają:

„Ugrupowania niepodległościowe od początku istnienia (gdzie? od kiedy? data? kto o nich słyszał? – pytania moje –W.G.) prezentowały jasne stanowisko odnośnie stosunku do komunizmu i jednoznaczny cel, jakim była niepodległość. W obliczu zbliżającego się upadku komunizmu, konsekwencją tych idei było nawiązanie bardziej bezpośredniej współpracy z Rządem w Londynie, (...)”. Proszę zauważyć, że to niejasne zagranie polityczne miało miejsce w czasie „okrągłego stołu”.

Dalej, już po bombastycznym wymienieniu, do jakich wniosków „alpejczycy” doszli, co uchwalili i jakie szumne organizacje i partie polityczne na tę okazję wymyślili – piszą: „Niepodległość przyszła niespodziewanie i dostała się w ręce tych, którzy jej nie oczekiwali i o nią nie walczyli”. (Tutaj znowu nasuwa się pytanie - kto w takim razie o tę niepodległość walczył?).

Po tym czytamy dalej:„Grupa, która pracowała nad nową mutacją socjalizmu w porozumieniu ze starym aparatem władzy, nie była ideowo przygotowana do budowania niepodległej Polski. Negatywne efekty tego odczuwa dziś państwo, społeczeństwo i naród. Zwycięstwo niepodległości zostało dokonane (samo się dokonało? – pytanie moje – W.G.). Przemilczanie formacji, która o to zwycięstwo zabiegała, było w interesie całego otoczenia politycznego.”

Nie bardzo wiadomo, jak to, co wyżej, rozumieć, ale z ogłoszonych i dostępnych dotąd opracowań alpejskiego bloku niepodległościowego wynika, że ugrupowanie to uplasowało się samo również w tym samym, cytowanym „całym otoczeniu politycznym”, którego nie lubi, bo gruntownie też przemilcza formacje takie, jak KPN czy KRSN (Wojciech Ziembiński). A więc można powiedzieć: „Przygarniał kocioł garnkowi...”

Na tym cytowanie kończę, bo szkoda na to czasu. Czytamy tam, że „skorzystano”, „przekazano”, „nie zachowano”, „nie zbudowano” „nie przedstawiono”, i tak dalej, itp. Czyli –ano, -ono, -ono, -ano... Nie brały w tym udziału żadne osoby? Pełne pomieszanie z poplątaniem. Jeżeli ktoś po analizie „alpejskich” tekstów parapolitycznych doznał wrażenia, że nic z nich nie pojmuje, to niech się tym nie przejmuje, bo nie jest osamotniony. Ja też niewiele z tego rozumiem o co im chodzi i do czego zmierzają.

Przypuszczalnie mają dwa zasadnicze cele. Pierwszy, to zaklęcie faktów historycznych z okresu 1978 – 1989 i poprzez zakrakanie ówczesnej rzeczywistości politycznej tak namieszać i naplątać, żeby przyszłym badaczom polskiej historii politycznej utrudnić rozpoznanie, jak to było naprawdę z tą walką o niepodległość. Drugim celem jest wywyższenie siebie na czołowych działaczy, którzy wnieśli najwięcej cegieł w budowę niepodległej i demokratycznej Polski, o czym mało kto dotąd wiedział... Na skutek tego, że byli przemilczani przez „całe otoczenie polityczne”.

Miałem już więcej nic nie cytować, ale nie mogę się zdecydować na zlekceważenie jeszcze jednej ciekawej „myśli politycznej”. W. Parnach w swym opowiadaniu „Wyprawa alpejska” głosi, że: „(...) doszło w maju 1989 roku do spotkania partii i ugrupowań niepodległościowych z kraju i podobnymi z zagranicy z przedstawicielami Rządu RP w Londynie. Spotkanie to było konsekwencją naszych poglądów i wybranej linii politycznej a głównym jego celem było zapoznanie Rządu z rzeczywistą sytuacją polityczną w kraju i zabieganie o jego pomoc w upowszechnianiu prawdziwych zamiarów opozycji niepodległościowej.”

Efektowna konstrukcja myślowa, nieprawda? Tyle, że w maju 1989 roku – kiedy doszło do „doniosłego” wydarzenia politycznego, jakim było spotkanie „alpejczyków” z przedstawicielami rządu londyńskiego, jako „konsekwencja” ich „poglądów i wybranej linii politycznej” – w Polsce sprawy zostały już ułożone przy „okrągłym stole” i przesądzone, do czego wydatnie przyłożył się ów rząd londyński. Poza tym rząd londyński był cały czas od 1977 roku informowany na bieżąco o rzeczywistej sytuacji politycznej w Kraju.

Wymieniony ośrodek londyński i jego walka o niepodległość i demokrację w Polsce w latach 1977 – 1989, to temat dość obszerny. Ograniczę się tutaj tylko do zwrócenia uwagi na fakt, że w praktyce politycznej rząd londyński realizował w wymienionym okresie politykę Amerykanów, wyznających zasadę Sonnenfelda, „że – Polska raz oddana w Jałcie pod but Moskwy, powinna pod tym butem gnić i nie buntować się, nie naruszać „status quo”, bo to może grozić wojną z Rosją, której sonnenfeldyzm chce za wszelką cenę uniknąć – w imię zasady bycia i tycia”. (zob. np. „Jutro Polski”, Londyn, 5 kwietnia 1981 r.).

W myśl tej polityki rząd londyński nie popierał ugrupowań niepodległościowych, a nawet je zwalczał, czego przykładem jest nieprzyjazna reakcja na powstanie w Polsce Konfederacji Polski Niepodległej, a wcześniej negatywny stosunek do ROPCiO. Rząd londyński popierał bezkrytycznie propagandowo i finansowo ugrupowania, które nie domagały się niepodległości i które potem ułożyły się z komunistami przy „okrągłym stole”. Natomiast formacje niepodległościowe były zwalczane propagandowo i blokowane finansowo (pieniądze szły tylko do KSS”KOR” i ich entuzjastom). Jako przykład ataków propagandowych niech posłuży obszerny tekst Tadeusza Folka, pt. „Krok wstecz”, zamieszczony w londyńskim „Tygodniu Polskim” (z 7 marca 1981 r.), wydawanym przez trust, na czele którego stał prezydent Edward Raczyński. Takich przykładów można przytoczyć więcej.

Tutaj, gwoli sprawiedliwości, trzeba zaznaczyć, ze nie wszyscy byli przeciw ugrupowaniom niepodległościowym i nie wszyscy idee niepodległościowe zwalczali. Wymienić tu należy Ministra Spraw Krajowych, Jerzego Zalewskiego, który bardzo naraził się rządowi londyńskiemu za to, że pozwolił sobie samowolnie ogłosić na londyńskim „Zjeździe Jedności z Walczącym Krajem” powstanie w Polsce 1 września 1979 roku Konfederacji Polski Niepodległej. Za to został zbesztany przez innych członków tego rządu. W świetle tych faktów, przybycie członków rządu dziesięć lat później na jakieś spotkanie z kilkoma osobami z Polski miało na celu podreperowanie zepsutej reputacji i ratowanie resztek honoru.

Barwnie też opisane zostało przybycie konspiratorów z Kraju i Emigracji na zbiórkę w Ramsau. „Celem wyjazdu był Wiedeń” – czytamy. I dalej: „Każdy wyjeżdża indywidualnie z zakazem komunikowania się w pociągu”. Czyta się to, jakby to działo się w czasie hitlerowskiej okupacji Europy. A faktem jest, że już w 1987 i 88 roku rozmaici znani opozycjoniści PRLowscy wyjeżdżali na Zachód, do USA i Kanady, gdzie występowali publicznie, m.in. w Londynie, Paryżu, czy Sztokholmie i nikt im w tym nie przeszkadzał, ani po powrocie nie wsadzał do więzień. Coś tutaj nie trzyma się kupy. Ale to nie ma znaczenia, bo – jak Autor krótko i specjalistycznie wyjaśnia: „Nasza konspiracja jest bardziej rygorystyczna, ma nas chronić jak najdłużej, jak najbliżej niepodległości”. Uff!

W innym miejscu z opisu „Konferencji w Ramsau” w 1989 roku dowiadujemy się, że ze strony krajowej brał w niej udział Romuald Szeremietiew, który był zarazem „Organizatorem wyjazdu i przewodniczącym „delegacji””. Wśród działaczy niepodległościowo-demokratycznych wymieniony jest (obok Szeremietiewa i Stańskiego - dlaczego tu brakuje M. Pstrąg-Bieleńskiego, który zakładał PPN z Szeremietiewem w Austrii?) – również Jan Parys, tzn. dr. Jan Parys, krótkotrwały minister obrony PRL-bis na początku lat 1990-tych. Ponoć bardzo ważna postać opozycji niepodległościowo-demokratycznej, o której powiemy sobie za chwilę.

Na konferencji w Ramsau uchwalono kilkanaście bardzo ważnych politycznych dokumentów końcowych o znaczeniu historycznym i światowym. Wysłano wiele listów do najprzedniejszych ówczesnych polityków w Europie (Mitterand i Thatcher) i w USA (Bush). Były też jakieś dokumenty do „Polaków w wolnym świecie”. Ponieważ są to dokumenty, które znajdują się w sferze moich zainteresowań, więc mam problem zrozumieć, dlaczego nigdzie dotąd nie potknąłem się o nie. Nawet dzisiaj, szukając ich śladów, przerzuciłem dwa razy, tam i z powrotem wiele materiałów propagandowych z tamtego czasu i cały rocznik (1989) „Kultury” paryskiej i nie znalazłem żadnej wzmianki na ten temat (jeżeli jest coś o tym w „Kulturze” paryskiej, to proszę mnie poprawić). Wygląda bowiem na to, że „dokumenty” te były bardzo dobrze ukryte w górach i śniegach alpejskich. Nie ma się co zatem dziwić, że przez dwadzieścia lat nikt o nich nie słyszał. Te okoliczności być może tłumaczą, dlaczego coś i ktoś, były całkowicie przemilczane przez „całe otoczenie polityczne”.

Najbardziej w tym wszystkim zaintrygowała mnie osoba dr. Jana Parysa. Nie mogłem sobie darować: Żeby przeoczyć tak czołową postać opozycji niepodległościowej i demokratycznej w Polsce przed 1989 rokiem?! Ale wytłumaczyłem sobie to tym, że też musiał tkwić w bardzo głębokiej konspiracji, tak głębokiej, że nikt o tym nie wiedział, oprócz jego samego. I to do chwili, kiedy Jerzy Osiatyński z UDecji wykreował go na ministra obrony PRLu-bis w grudniu 1991 roku, tj. dwa lata po „okrągłym stole”, po konferencji w Ramsau i po ogłoszeniu przez Kuronia przy „okrągłym stole” wiadomości, że „Polska już odzyskała niepodległość”.

W związku z powyższym wydarzeniem politycznym ukazał się w tygodniku „Wprost” (z 24 maja 1992 r., nr 21, str. 26 – 27) artykuł pt. „Manewry na kanapie”, gdzie zaprezentowana została postać tego konspiratora niepodległościowego. Czytamy tam: Kolega ze studiów ministra, który chce zachować anonimowość, uważa, że obecna działalność Parysa jest próbą „uatrakcyjnienia życiorysu”, gdyż nasz bohater zawsze cierpiał z powodu „banalności życia”, a równocześnie przez część kolegów postrzegany był jako „fajtłapa” i „maminsynek”. Pochodzi z rodziny prawniczej, wychowany był „dość rygorystycznie” i „pod kloszem”; zapewne lepiej sprawdzał się w nauce niż w działalności praktycznej. Ukończył Wydział Socjologii UW, w 1983 r. obronił doktorat, interesował się krajami Afryki, a szczególnie Ghaną. W oficjalnym życiorysie podkreśla udział w solidarnościowej opozycji, która była jednak na tyle zamaskowana, że dziś nie sposób znaleźć świadków. Koledzy z PAN mówią, że był apolityczny dopóty, dopóki w połowie lat osiemdziesiątych nie poznał swej żony. Inni uważają, iż uprawiał „wojnę kanapową” i ten poligon okupuje do dziś. Kontaktom z PPN i Romualdem Szeremietiewem zaprzeczał, twierdząc, że obecny wiceminister był „tylko sąsiadem”. Powiedzmy, że nie był to pierwszy lepszy sąsiad, skoro jego tekst figuruje w publikacji zbiorowej pod redakcją J. Parysa „Europa i Polska”, wydanej w 1988 r. przez Instytut Spraw Międzynarodowych w Berlinie, a Szeremietiewa widywano w” politycznym salonie” Małgorzaty Bocheńskiej.”

Tutaj muszę zrobić małą przerwę, żeby uwidocznić czytającym, co to był za „polityczny salon” Małgorzaty Bocheńskiej” (żony Parysa). Leszek Moczulski był tam źle widziany. Raz tam „wtargnął” – jak mówi szefowa salonu, „Matka Polka”, Małgorzata – i „ten gość nie wzbudził zachwytu”. Kto wzbudzał zachwyt i bywał serdecznie witany? - „Z otwartymi ramionami witani są za to w mieszkaniu na Saskiej Jan Olszewski, państwo Romaszewscy, Antoni Macierewicz, Wiesław Chrzanowski, Zdzisław Najder, Jerzy Jurek, Jerzy Osiatyński, Radek Sikorski.” (zob. ten sam „Wprost”, str. 22, „Gra w salonowca”). Najciekawsi goście „Saskiej 101” to – według gospodyni, Małgorzaty Parys z domu Bocheńska – to Leopold Unger, ... No?! No?! Kto to jest? Kim był przedtem, zanim był dziennikarzem, a dokładniej, sekretarzem w redakcji „Życia Warszawy”, „publicystą”, „eseistą” i jeszcze kimś tam? Wyjechał z PRLu po marcu 1968 r. Na sekretarzy redakcji w 1947 roku wprowadzano wypróbowanych (w walce z polskim podziemiem) towarzyszy, żeby nie zdarzyły się jakieś niezaplanowane „odchylenia od linii ...” Co tam w tym „politycznym salonie” robiono? „Śpiewano po polsku i po rosyjsku” – czytamy. Ale nie tylko to: „Wygłaszano odczyty”. Na przykład jednym z tematów był „ekumenizm”. Gościem był "rabin z Nowego Jorku". Gościł też tam Zdzisław Najder, znany jako TW „Zapalniczka”, szef zespołu doradców premiera Jana Olszewskiego. Wystarczy.

Zostawmy to na inną okazję i idźmy dalej: „Tak czy inaczej, kilka lat – od 1986 r. – Jan Parys spędził w Szwajcarii pracując w Instytucie i u ojca Bocheńskiego, a wkrótce po powrocie „został wymyślony” przez ministra J. Osiatyńskiego, szefa CUP. Karierę w administracji państwowej zaczął jako dyrektor gabinetu ministra, następnie został dyrektorem generalnym, nadzorującym politykę gospodarczo-obronną państwa;po zmianie rządu pozostał na stanowisku, a w styczniu 1991 r. wszedł w skład kolegium BBN. Uczestniczył w pracach Rady Przemysłu Obronnego i Komisji ds. Reformy Sił Zbrojnych; od sierpnia 1991 r. pracował w zespole opracowującym nową doktrynę obronną RP; w grudniu został wiceprzewodniczącym Klubu Atlantyckiego. Przesłuchiwany przez komisję sejmową,skrytykował dotychczasowe prace nad restrukturyzacją armii (nie przedstawiając własnej koncepcji), odrzucił tezę Leszka Moczulskiego o zagrożeniu wschodniej granicy i stwierdził – z czym trudno polemizować – że „więcej obaw budzą dziś chaotyczne procesy wewnętrzne kraju niż groźby ataku zewnętrznego”. Następnie kandydat wykonał ukłon w stronę KPN (sympatia do Strzelców), wyższej kadry wojska (ostrożnie z dekomunizacją) i Kościoła (zacieśnianie współpracy z duszpasterstwem wojskowym). Wkrótce po tym został ministrem, skończył z ukłonami i „rozpoczął kanonadę”, osiągając w cztery miesiące zdumiewające wyniki, które przeczą opinii, „że był fajtłapą, a został pantoflarzem”. Z najważniejszych zmian dokonanych w szczególności na poligonie personalnym należy wymienić: odwołanie do rezerwy Piotra Kołodziejczyka, odwołanie Bronisława Komorowskiego i powołanie Romualda Szeremietiewa, sąsiada i lidera kanapowej PPN, przyjęcie dymisji Janusza Onyszkiewicza i powołanie Radka Sikorskiego, który zdaniem znawców prawa wojskowego powinien za służbę w Afganistanie bez zgody władz polskich odsiedzieć 5 lat, odwołanie związanego z „Solidarnością” komandora Marka Toczka i powołanie – na szefa gabinetu – płk. Zygmunta Pytkę, dowódcę pułku ochraniającego akcję MO w kopalni „Wujek, (...)odwołanie Jerzego Ślaskiego, redaktora naczelnego – chwalonej przez J. Parysa – „Polski Zbrojnej”, żołnierza AK i WiN, odznaczonego Virtuti Militari i zastąpienie go Antonim Bartkiewiczem – sekretarzem redakcji „Sztandaru Młodych” we wczesnym okresie stanu wojennego, powołanie płk. Jana Grudniewskiego, delegata na ostatni zjazd PZPR i jednego z liderów „Viritim”, a w kampanii parlamentarnej kandydata na posła z listy Partii Wolności Kornela Morawieckiego, na zastępcę dowódcy I Dywizji Zmechanizowanej. Z dokładniejszego przeglądu rotowanej kadry wynika, że dzieli się ona na b. komunistów i byłych komunistów, którzy dostąpili łaski dekomunizacji, ponieważ są „nasi”.

To tyle na razie. Konkluzji nie wyciągam. Pozostawiam to zainteresowanym historią i polityką.

Władysław Gauza
23 października 2009
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> "LEWA WOLNA, CZYLI NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum