Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W. Gauza - Kilka refleksji po lekturze...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> "LEWA WOLNA, CZYLI NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Maj 14, 2011 2:02 pm    Temat postu: W. Gauza - Kilka refleksji po lekturze... Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Kilka refleksji po lekturze artykułu Tadeusza Nowakowskiego „Nadaktywny, czy po prostu agent” (Nowa Gazeta Polska z 3 kwietnia 2011).

Dużo ludzi w Polsce pamięta zapewne jeszcze dzisiaj, jakie to było be „zaglądanie” po „okrągłym stole” do życiorysów byłych UBeków, SBeków, aktywistów PZPRowskich i nomenklaturowców. Rozpętano wówczas napastliwą propagandę głoszącą tezę, że „zaglądanie” do cudzych życiorysów i „grzebanie” w nich jest czymś obrzydliwym i podłym. Zaś ludzi, którzy wyrażali zainteresowanie przeszłością i rodowodem twórców i budowniczych czerwonego reżymu, ich zbrodniami i działalnością przestępczą – wyzywano od głupców, oszołomów, ludzi bez kultury, prymitywami itp. Wtedy to właśnie ukuto termin „oszołoma”. W tej moralizatorskiej propagandzie przodowała "Gazeta Wyborcza”, „Polityka”, „Tygodnik Powszechny” i im podobni entuzjaści „okrągłego stołu” , Kiszczaka („człowiek honoru”) i Jaruzelskiego („odpieprzcie się od generała”). Nie za długo potem okazało się, że „zaglądanie” do czyichś życiorysów i „grzebanie” w nich jest czynnością „obrzydliwą” i „głupią”, ale tylko w przypadku życiorysów czerwonych bandziorów spod znaku KPP-PPR-PZPR, którzy mają ręce zbabrane krwią Polaków.

Natomiast grzebanie w życiorysach Polaków bez korzeni KPPowskich i bez rodowodu DBM (Duchowych Braci Michnika) jest dozwolone a nawet wskazane. Dowodzą tego równie ostatnie publikacje Tadeusza Nowakowskiego w tzw. „Nowej Gazecie Polskiej”, gdzie zaczął zaglądać i grzebać w życiorysach niektórych byłych działaczy KPN i ROPCiO. My tej filozofii i mentalności nie uznajemy. W Europie reguły gry i zachowań obowiązują jednako wszystkich. Dlatego i my mamy prawo zajrzeć do niektórych życiorysów i pogrzebać w nich. Zobaczymy, kto w końcu zostanie pogrzebany.

Zaczniemy od L. Garczyńskiego-Gąssowskiego. Według dostępnych informacji był pismakiem w jakiejś PRLowskiej gazecie wychodzącej w Krakowie. Pojawił się w Szwecji gdzieś w okolicach roku 1974. Chciał bardzo pozostać na Zachodzie, ale nie miał szans dostania azylu politycznego. Znalazł się w łapach emigracji pomarcowej, jak zresztą większość Polaków po przybyciu do Szwecji w latach 70. i początkach 80. Jako ojciec dziecka urodzonego w Szwecji, otrzymał pozwolenie na pobyt w tym kraju. W pewnym okresie redagował pismo „Jedność-Arka”, wydawane w Sztokholmie. Współpracował ściśle z tak zwaną „grupą kontaktową z opozycją demokratyczną”. Warto tu dla przykładu (i informacji) wymienić parę nazwisk aktywistów tej „grupy kontaktowej”. Jakub Swięcicki, (syn aktywisty PZPRowskiego o tym samym nazwisku). Józef Lebenbaum, (do kwietnia 1968, dziennikarz-propagandzista PRLowski w łódzkim „Głosie Robotniczym”). Natan Tenenbaum, (do marca 68 redaktor „Naszego Głosu”, pisma Stowarzyszenia Żydów w Polsce). M. Kaleta z Malmo, R. Szulkin, J. Dajczgewand, Andrzej Koraszewski z Lund, to tylko niektórzy i najgłośniejsi w tym środowisku.

Andrzej Koraszewski został w marcu 68 r.wyrzucony z PZPR. Po czym wyjechał do Izraela, ale przypuszczalnie nie mógł się tam znaleźć, bo wylądował w Szwecji i osiadł w Lund na południu tego kraju. Zasłynął tam jako ekspert od kolektywnego seksu. Specjalizował się w pisaniu paszkwili i publicznym atakowaniu Tomasza Strzyżewskigo. To w odwecie za to, że T. Strzyżewski był tak źle wychowany, że nie podarował mu wywiezionych z PRLu dokumentów cenzury, na podstawie których mógłby zrobić pracę doktorską. Takie zachowanie T.S. wskazywało, według Koraszewskiego, na to, że Strzyżewski jest agentem SB. Kiedy spostrzegł, że za dobrze na tej działalności nie wyjdzie, ogłosił się rzecznikiem „nurtu racjonalistycznego” i razem z J. Święcickim i L. Garczyńskim-Gąssowskim zaczął racjonalizować Polaków w Szwecji.

Według niego prawdziwość i wiarygodność kandydata na racjonalistę podnosił wydatnie rodowód KPPowski i PZPRowski. A. Koraszewski wrócił po „okrągłym stole” do Polski z misją racjonalizowania Polaków w Kraju. Po powstaniu internetu założył portal http://www.racjonalista.pl/ , gdzie kontynuuje swoją działalność misyjną.

Dużo o ludziach tej kategorii, ich osobowości, mentalności, filozofii i obliczu politycznym mówią poglądy. Te poglądy pokazują nam, do jakiej stadniny ludzie ci przynależą.

W wydawanym w Sztokholmie kwartalniku „Jedność”, na początku lat 80-tych wspomniany L. Garczyński-Gąssowski informował Polaków, że – cytuję: "W tym czasie było w Polsce dużo ludzi związanych z rządzącymi, którzy też widzieli nadciągający krach i próbowali mu zapobiec poprzez próby informowania „najwyższych czynników”. Powstało początkowo anonimowe konserwatorium Doświadczenie i Przyszłość. W skład DIP-u wchodzili w większości ludzie partyjni – naukowcy i technokraci, zajmujący nie najważniejsze, ale liczące się stanowiska. DIP mógł się rozwinąć tylko w atmosferze fermentu, jaką stworzył KOR i dlatego DIP w jakimś sensie ochraniał KOR przed zakusami twardogłowych towarzyszy; a sam DIP otoczony został dyskretną opieką zespołu „Polityki”(Rakowski)". Informację L. G.-Gąssowskiego że opozycja KORowska była związana organizacyjnie z komunistami u władzy, potwierdził Seweryn Blumsztajn (zob.„Biuletyn Informacyjny „Solidarności” paryskiej nr 24 z 14 czerwca 1982 r.), który informuje nas o tym w następujący sposób: "Konserwatorium DiP powstało jesienią 1978 r., w jego skład weszło wielu znanych intelektualistów zarówno związanych z opozycją demokratyczną jak i z establishmentem. Uczestnikiem pierwszego zebrania DiP był m.in. obecny vice-premier M.F.Rakowski".

Te ówczesne informacje, kto kogo popierał, kto z kim trzymał, kto kogo ochraniał i kto z kim był powiązany sygnalizowały, że sprawy idą w złym kierunku: porozumienia się ponad głowami Polaków jednych komunistów (odsuniętych od władzy) z komunistami dzierżącymi władzę. Obawy były uzasadnione, czego dowodem jest „okrągły stół” i Magdalenka. Już w 1989 roku wyszło na jaw, kto z kim był naprawdę powiązany i kto czyją był agenturą. R. Nowaka wśród tych agentów nie było.

W wychodzącym w Szczecinie, w okresie tzw. karnawału „Solidarności”, piśmie „Jedność” (zob. nr z 20 listopada 1981 roku) ukazał się artykuł pt. „Życie dla nadziei”. Z tego tekstu dowiadujemy się, że to ze Szwecji napływała od najwcześniejszych lat pomoc materialna dla opozycji. Pomoc ta napływała w postaci – cytuję: „pieniędzy, powielaczy, nielegalnych wydawnictw” itp. Dalej dowiadujemy się z tejże „Jedności” z jakimi organizacjami i instytucjami na Zachodzie utrzymuje kontakty grupa J. Święcickiego i z kim współpracuje, kto tworzy tę grupę itp. A więc omawianą „Grupę kontaktową” z „opozycją demokratyczną” tworzą m.in. – cytuję: „Natan Tenenbaum, Jakub Święcicki, Józef Dajczgewand, Ryszard Szulkin, Maria Urbańska, B.i M. Wyszomirscy, Marian Kaleta z Malmo i Andrzej Koraszewski”. Dalej dowiadujemy się (i SB również), że „siostra Józka Dajczgewanda, Maryla Swiętek-Honseu ze swoim mężem Andrzejem w Danii”. 23 dni później, 13 grudnia 81 r., Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Trudno zaprzeczyć, że wymieniony numer szczecińskiej "Jedności” znalazł się wcześniej na biurku pewnego wydziału Departamentu I MSW. Donieśli na siebie do SB, a dzisiaj za pomocą T. Nowakowskiego próbują to przypisać R. Nowakowi, podłączając go do zastępcy naczelnika Wydziału XI Departamentu I MSW. Jest przecież rzeczą oczywistą, że mając takie informacje od „Grupy kontaktowej” w Szwecji, SB i inne służby specjalne PRLu spoglądały na transporty ze Szwecji i Danii ze wzmożoną podejrzliwością i poświęcały im szczególną uwagę.

Nowakowski próbuje dzisiaj obarczyć winą za wpadki transportów szwedzkich R. Nowaka i innych emigrantów polskich, którzy nie chcieli maszerować pod ich dyktando. Próbują po 30-latach za pomocą Nowakowskiego skonstruować nić łączącą R. Nowaka z funkcjonariuszem MSW, Sławomirem Petelickim, który rzekomo miał prowadzić Nowaka jako informatora. W związku z tym pisze Nowakowski – cytuję: „Do jego zadań (tzn. Nowaka – dopisek mój W.G.) miały należeć obserwacja środowiska polonijnego w Szwecji, ze szczególnym uwzględnieniem przedstawicieli KPN i KSS KOR oraz Biura „Solidarności” w Sztokholmie”.

Przytoczyłem to zdanie Nowakowskiego, bo jest tak chytrze i zarazem przewrotnie skonstruowane, że dla ignoranta historycznego i dla czytelnika pozbawionego zmysłu krytycznego, może brzmieć prawdopodobnie. Są tutaj też momenty przypominające gadanie słynnego „Radia Erewań”.

Możliwe, że R. Nowak był prowadzony przez S. Petelickiego. Ale dopóki nie mam dowodów, tak jak nie ma na to Nowakowski i jego kamrat Garczyński-Gąssowski, to R. Nowak jest niewinny. Ja natomiast mam dowody na to, że R. Nowak był informatorem, ale moim i za moim pośrednictwem był również informatorem wielu starych emigrantów polskich na Zachodzie, którzy byli zainteresowani niektórymi zbrodniarzami UBeckimi, którym udało się ujść karze. Kilku z nich udało mi się zdemaskować na Zachodzie, np. mjr. UB, Artur Kowalski, czy ppłk. Szafar. W marcu 68r., pierwszy wyjechał jako „dziennikarz”, drugi jako „redaktor”. Pierwszy był przed wyjazdem sekretarzem redakcji i propagandzistą „Trybuny Ludu”, drugi „Panoramy”. Dalej, „obserwacja środowiska polonijnego w Szwecji”. Po pierwsze, nie polonijnego, ale KPP-owsko-UBeckiego. A to jest chyba duża różnica? Po marcu 68 r. znalazło się na Zachodzie, m.in. w Szwecji i Danii wielu wyższych oficerów UB, znienawidzonej Informacji Wojskowej, majorów i pułkowników, a nawet znalazł się też i jeden gen. KBW. Wyjeżdżali z Polski jako „pułkownicy LWP”, WAP-u (instytucja od sowietyzowania wojska polskiego), jako „dziennikarze”, „historycy” (np.były mjr. UB Józef Lewandowski), „naukowcy (np. major UB, B.Baczko, czy ppłk. Z. Bauman). Prof. J.Eisler potwierdza to, kiedy pisze, że rozpoznanie, kto był kim przedtem jest „o tyle trudne, że wielu ludzi emigrowało jako pracownicy naukowi, dziennikarze, urzędnicy państwowi, artyści itp. Wszelako część z nich przed 1956 r. zajmowała się czymś zupełnie innym, np. pracą w UB.” (Zob. Jerzy Eisler, „Polski rok 1968, str. 135). Kto to powiedział, że zbrodniarzy i bandziorów hitlerowskich należy ścigać i karać, a spod znaku KPP nie? Jest chyba zrozumiałym, dlaczego wielu AK-owców i NSZ-owców na emigracji było zainteresowanych tymi zbrodniarzami komunistycznymi.

Po drugie, Nowakowski, usiłując namącić ludziom w głowach, dorzuca, że R.Nowak miał obserwować „ze szczególnym uwzględnieniem przedstawicielstw KPN i KSS-KOR oraz Biura „Solidarności” w Sztokholmie”. To zestawienie organizacji opozycyjnych, gdzie KPN jest uplasowane przed KSS-KOR i Biurem „Solidarności” w Sztokholmie jest nowością. Takiego zestawienia nigdy przedtem nie było. Postawienie KPNu na wyróżnionym miejscu ma wywołać u czytelnika wrażenie, że w latach 1978 – 1983 istniała sielankowa współpraca KPNowców z KORowcami i „marcowcami” i że maszerowali w jednym szeregu przeciw reżymowi komunistycznemu. Mamy również i tu do czynienia z chytrą manipulacją. Prawda jest całkiem inna.

Zanim przejdę do ukazania jak było w tym czasie naprawdę, muszę dla uzupełnienia zacytować jeszcze jedno twierdzenie Nowakowskiego i tylko dlatego, żeby zilustrować jego bełkot. Pisze on, że „Miał on (R.N. – dop. mój W.G.) także zbierać informacje na temat emigrantów, którzy wyjechali do Skandynawii dzięki pomocy osób działających w opozycji na terenie kraju.”

W „Kulturze” paryskiej, (nr. 1/412-2/413, styczeń-luty 1982, str. 220), ukazał się list czytelnika ze Sztokholmu, W. Nowika, który pisze, że w Szwecji znajduje się wielu uchodźców politycznych, autentycznie prześladowanych w PRL, także po powstaniu „Solidarności” (jak z tekstu wynika, chodzi o działaczy KPN). Ludzie ci – pisze p. Nowik – cytuję: "Po wydostaniu się z Polski wskutek zagrożenia – nie zawsze z legalnym paszportem – nie mają szans na uzyskanie azylu politycznego w Szwecji gdyż tu wyrobiono im zawczasu opinię... terrorystów, czyniących największą grandę w dziejach opozycji polskiej (słowa wyjęte z autentycznej ekspertyzy podsuniętej władzom imigracyjnym o uchodźcach polskich związanych z KPN-em)". Tutaj nasuwa się pytanie: Kto taką „ekspertyzę” mógł podsunąć szwedzkim władzom imigracyjnym. W „Kulturze” paryskiej (nr. 7/394-8/395, lipiec-sierpień 1980 r., str.235) znajdujemy informację, że reprezentantem Polskiej Grupy Etnicznej w Radzie d/s Imigracji przy Rządzie Szwedzkim był Jakub Święcicki. J. Święcicki był w tych latach jednym z dwóch oficjalnych członków KSS-KOR na Zachodzie. W. Nowika, autora listu do „Kultury” paryskiej, nie znam osobiście. Wiem tylko, że razem z R. Nowakiem założyli później czasopismo pt. „Słowo Sztokholmskie”, by móc się bronić przed atakami DBM-ów szwedzkich. Z powyższych informacji wynika jasno, kto zbierał informacje o emigrantach i kto donosił. A przy tym, kto kogo bezpardonowo zwalczał.

Biuro „Solidarności” w Sztokholmie warto też wspomnieć w tym kontekście. Na początku lat 1980-tych (nie pamiętam dokładnie, czy był to rok 1981 czy 1982) telewizja szwedzka doniosła o nieudanym „puczu pałacowym” w „Centralnym Biurze Informacyjnym Solidarności” w Sztokholmie, dokonanym przez „grupę Jakuba Święcickiego”. Chodziło w tym o wyeliminowanie z „Biura” działacza „Solidarności” Regionu Mazowsze, Stefana Trzcińskiego, który był popierany przez Szwedzkie Związki Zawodowe i przejęcie kontroli nad działalnością Biura. Skandal i kompromitacja, jaką grupa Święcickiego wówczas wywołała, była znana w całej Skandynawii, ponieważ telewizja szwedzka (dwa główne kanały) była oglądana (tak jest zresztą do dzisiaj) w Norwegii i Danii. Zareagował na to również red. "Kultury”, J. Giedroyć, który – nie wymieniając przezornie nazwisk, żeby jeszcze więcej nie kompromitować KORowców – skrytykował to wydarzenie, informując, że „szalały mafijność, głupota i histeria”. Odnotować tutaj należy, że R. Nowak palców w tym nie maczał. Na tym skandalu zyskał wówczas reżym. Pierwsze skrzypce grał Jakub Święcicki. Jaką rolę odegrał w tym funkcjonariusz MSW, S. Petelicki, który wówczas rezydował w Sztokholmie?

Na koniec słów kilka o „teczkach” i „TW”.

Maj 1992 rok. „- Spotkali się w święto o piątej przed kinem, miejscowy idiota (J. Korwin-Mikke z UPR) z tutejszym kretynem (A. Macierewicz z ZCHN) w Warszawie i wykoncypowali sobie, że na czele z J. Olszewskim staną się właścicielami PRL-bis” – tak skomentował noc teczek po 4 czerwca 1992 roku jeden z byłych opozycjonistów warszawskich. Nie zgadzałem się z jego poglądem wówczas i potem, kiedy redaktor naczelny „Stańczyka” (Nr 2/93) stwierdził, że Korwin-Mikke wraz z kołem poselskim UPR „odegrali rolę pożytecznych idiotów”. Biorąc pod uwagę okoliczności czasowe i sytuację polityczną, wątpliwym było, żeby Korwin-Mikke był takim idiotą politycznym. Już w czasie stanu wojennego kreował szefa kolaborantów moskiewskich w Polsce, W. Jaruzelskiego, na gen. A. Pinocheta. A trzy lata temu odkrył się całkiem, kiedy wystąpił publicznie w obronie interesów ekonomicznych UBekistanu PRLowskiego. Sprawa szła o obniżenie niewspółmiernie wysokich emerytur UB-eków i SB-eków. To przecież osłabiłoby siłę ekonomiczną rozmaitych UB-SB-eckich klik, koterii i szajek a w konsekwencji i elektorat polityczny pewnych formacji politycznych, pełniących funkcję ochroniarzy postkomunistycznych bandziorów i złodziei w tzw. „III RP”.

Nie zgadzam się też z poglądem, że A. Macierewicz był skończonym kretynem, choć patrząc z boku można by taki wniosek wyciągnąć. Mówi się, że każdy z „solidaruchów” miał swojego pułkownika SB. Coś w tym musi być, bo Macierewicz też miał swojego. Inny obserwator ówczesnych czerwcowych wydarzeń pisał, „że kiedy ekipa tropicieli agentów sporządzała swoje listy, to w gabinecie obok Macierewicza urzędował bez zakłóceń pułk. SB Adam Dębiec, wsławiony brutalnością w stanie wojennym i potem łowca opozycji, fachowiec, którego nie chciał się pozbyć z UOP żaden z ministrów solidarnościowych, z Macierewiczem włącznie...”.

Czerwoni generałowie i pułkownicy SB, przy wydatnej współpracy J. Korwin-Mikke i A. Macierewicza, sprytnie rozegrali na swoją korzyść negatywny dla nich rozwój sytuacji politycznej: Osłabili dwie niekomunistyczne formacje polityczne (UPR i ZChN) do tego stopnia, że już się nigdy nie podniosły. Rozbili też trzecią (KPN), która zniknęła ze sceny politycznej „III RP”. Upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu: Wyrzucili z sejmu (jaki ten sejm był, to był, ale był) trzy formacje polityczne, u których nie można było doszukać się rodowodu komunistycznego. Bowiem danie im przyzwolenia na dłuższą obecność w parlamencie i na igraszki polityczne, stanowiło duże zagrożenie dla starych czerwonych lisów. Siedząc bowiem sobie przez całą kadencję, a może (nie daj Boże) i dwie, nauczyliby się za wiele, zdobyliby trochę doświadczenia politycznego i przeobraziliby się w kadry polityczne, widzące interes państwa polskiego nie poprzez siatkę poglądów byłych czerwonych misjonarzy i naganiaczy Polaków, najpierw na Wschód a potem na Zachód.

To byłoby niebezpieczne dla sprawowanej przez nich władzy, która zawsze oparta była na siłach zewnętrznych i przez te siły gwarantowana.

Drugą pieczeń, jaką wówczas upiekli na tym samym ogniu, to wskazanie polskiej gawiedzi politycznej kierunku, w którym ma rzucać kamieniami i w którym pluć i szczekać. Dostali „agentów” i „tajnych współpracowników” (TW) SB-eckich, na których mają skupiać uwagę, zostawiając w spokoju byłych UB-eków, SB-eków, generałów, pułkowników, aktywistów PZPRowskich i nomenklatrurę, żeby nie zakłócano im rozkradania i rozgrabiania Polski przez parę dziesiątek lat, potrzebnych do rozmycia i zamazania źródeł błyskawicznego wzbogacenia się.

Oczywiście, nie ma powodu, żeby bronić SB-eckich TW i różnej maści innych ich agentów, którzy swym postępkiem wywołują moralne obrzydzenie i tym zasługują na jakąś karę. Ale należy przy tym pamiętać, że to nie „tajni współpracownicy” wydawali rozkazy strzelania do robotników Poznania, na Wybrzeżu, kopalni ”Wujek” i na ulicach Lubina. To nie oni bili robotników Radomia i znęcali się nad bezbronnymi ludźmi. To nie tajni współpracownicy SB-eccy mordowali skrytobójczo księży i co aktywniejszych opozycjonistów (S.Pyjas np.). I wreszcie, to nie TW zamordowali gen. Fieldorfa, rotmistrza Pileckiego i tysiące innych patriotów polskich w czasie istnienia bandyckiego reżymu

Ludzie, którzy ulegli UBekom/SBekom i podpisali jakiś papier o współpracy, to są ofiary czerwonej bandy rzezimieszków spod znaku KPP-PZPR. Ludzie, którym tak pośpiesznie przykleja się łatki „TW” i wytyka przy każdej okazji, że byli gdzieś tam zarejestrowani w SB, zasługują na współczucie, a nie na ciągłe opluwanie.

Ci, którzy dzisiaj tak chętnie rzucają na nich kamieniami a jednocześnie dają spokój byłym pułkownikom Ubeckim i SBeckim, aktywistom PZPRowskim i nomenklaturze, służą byłym czerwonym bandziorom, którym bardzo zależy, żeby na nich nie zwracano uwagi; żeby mieli spokój. Nie tak dawno byliśmy świadkami jak rozmaita gawiedź dziennikarska i parapolityczna rzucała kamieniami na bp. Wielgusa. Pułk. SB, Adam Dębiec, nie został ruszony ani razu od czasu „nocy teczek” Macierewicza i Korwin-Mikkego.

A tak na marginesie: W normalnym demokratycznym i praworządnym państwie, A. Macierewicz – za takie sporządzenie listy, jak to zrobił – stanąłby przed Trybunałem Stanu. W PRL-bis nie. Dlaczego nie? Jakie siły za nim stały???

Na koniec warto może przypomnieć sobie, na co zwrócił uwagę profesor prawa i marszałek Sejmu, Wiesław Chrzanowski, w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” (Nr. 135, z czerwca 1992 roku, str.3). Wywiad ten przedrukowała wychodząca w Londynie „Myśl Polska” (Czerwiec 1992, str.3), za którą cytuję poniżej fragment. Wywiad ten nosi tytuł: „Nie to miał zrobić Macierewicz” i tak się zaczyna:

Majowa uchwała zobowiązywała ministra spraw wewnętrznych do poinformowania m.in. o tym, kto z wysokich urzędników państwowych oraz parlamentarzystów był „współpracownikiem UB i SB w latach 45-90”. Jak pan marszałek jako profesor prawa ocenia tę uchwałę?
- Uchwała jest lakoniczna. Bezpieczniej by było, gdyby przewidywała pewną procedurę.

Odwoławczą?
- Także odwoławczą. Ale przede wszystkim – wyjaśniającą. Naprzód trzeba ustalić, kto był agentem, a kto nie, sformułować zarzut. Dopiero wtedy można mówić o odwoływaniu się. Inaczej wracamy do zarzuconych metod stosowanych w PRL. To, co powiedział funkcjonariusz UB czy SB z góry uznawano za w stu procentach prawdziwe.

Czy zdaniem Pana marszałka minister Macierewicz przekazał Sejmowi listę współpracowników UB i SB?
- Na to pytanie odpowiedział były premier Jan Olszewski w sobotnim wywiadzie dla „Nowego Swiata”. Stwierdził on tam, że uchwały Sejmu nie można było wykonać, a więc zaakceptował inną formę proponowanąprzez ministra: przedstawił Sejmowi informację o materiałach archiwalnych znajdujących się w MSW. Praktycznie więc, nie było to wykonanie uchwały przez ministra spraw wewnętrznych.

Ale w czwartkowym telewizyjnym wystąpieniu premier Olszewski mówił nie o ujawnieniu materiałów archiwalnych, lecz o „dawnych współpracownikach komunistycznej policji”, o „tajemnych powiązaniach ludzi”.
- Zeby kogoś ogłosić współpracownikiem UB i SB, trzeba to naprzód z dużą troską i dokładnie ustalić. Gdyby okazało się, że potrzebne jest w takiej sprawie śledztwo, to oskarżenie jest tej doniosłości, że trzeba takie śledztwo prowadzić. Jeśli się bowiem nie prowadzi żadnej weryfikacji osób umieszczonych na liście, to taki sposób wykonania uchwały Sejmu jest na rękę właśnie agentom.

Dlaczego?
- Bo zamazuje sytuację. Jeśli się do jednego worka wrzuca i złodzieja, i przypadkowego świadka, i pokrzywdzonego, to powstaje chaos. Nie wiadomo, kto jest złodziejem, a kto jego ofiarą. Poza tym nawet prawo karne przewiduje gradację przestępstw. Nie wiem, czy minister spraw wewnętrznych taką gradację miał na uwadze. Wyobraźmy sobie, że młody człowiek chciał pojechać na zagraniczne stypendium, SB mu powiedziało: „dostanie pan paszport, jeśli później ujawni pan swoje zagraniczne kontakty”. Ow młody człowiek obiecuje, ale potem niczego nie mówi. Wina, o ile w ogóle jest, podlegać musi ocenie. Tego nie można robić ot tak, na chybcika.

Panie marszałku jest Pan jedną z niewielu osób, która zna obie listy. Czy uważa Pan, że są na nich agenci?
- Mogą się tam znajdować zarówno agenci, jak i ich ofiary. Nie mam tytułu do wydawania osądu. Wiem, że nie można domniemywać winy każdego, kogo jakiś funkcjonariusz zapisał w aktach SB (...) .


Władysław Gauza
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> "LEWA WOLNA, CZYLI NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum