Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W. Gauza - Kto przyprawił Moczulskiemu gębę

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> "LEWA WOLNA, CZYLI NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Sie 16, 2009 7:57 am    Temat postu: W. Gauza - Kto przyprawił Moczulskiemu gębę Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Kto i kiedy przyprawił Moczulskiemu „gębę”

Już dawno zabierałem się do naświetlenia genezy poglądu o aktach wystąpień „antysemickich” Leszka Moczulskiego, współzałożyciela ROPCiO i potem KPN, czołowego publicysty politycznego „Opinii”, „Drogi”, „Gazety Polskiej” i innych pism opozycyjnych. Odkładałem ciągle tą sprawę trochę z braku czasu a trochę w nadziei, że może ktoś inny to zrobi lepiej. Na to jednak się nie zanosi. Przyczyny tego mogą być dwie: Jedna, to nieznajomość pewnych zdarzeń, faktów i osób. Druga, to strach przed ruszaniem tematu, który jest źle widziany przez bardzo mocny (po „okrągłym stole”) obóz postalinowski i bermanowski.

7 października 1978 roku ukazał się artykuł w „The Economist”, gdzie doniesiono, że na Ogólnopolskim Spotkaniu (10 czerwca 78 r. w Zalesiu Górnym) Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO), z formacji tej został wykluczony L. Moczulski, któremu zarzucano „działalność antysemicką”. Donos ten został złożony do korespondenta „The Economist” przez KOR, a stał za tym, według wszystkich znaków, Andrzej Czuma, który potwierdza to w 2007 roku w wywiadzie udzielonym W. Muszyńskiemu. W wywiadzie tym Czuma podaje, że drugim powodem wykluczenia Moczulskiego z redakcji „Opinii” było to, że zauważył „jego kontakty ze środowiskiem moczarowskim”, co wówczas oznaczało – w świetle propagandowych prawd obozu bermanowsko-fejginowskiego – że Moczulski miał kontakt z PZPRowskimi antysemitami, którzy brali udział w marcowej nagonce w 68 r. – ergo: Moczulski jest jednym z nich.

Wcześniej jednak miało miejsce publiczne pomówienie ROPCiO o powiązania z SB. Ponieważ to nie chwyciło, uderzono w kluczową osobę, że to ona ma powiązania z bezpieką.

Była propagandzistka reżymowa a później Radia „Wolna Europa”, Alina Grabowska, należąca do tego samego obozu postalinowsko-pomarcowego 68 r., znalazłszy się w Izraelu,przypomniała publicznie, jak załatwia się osoby nielubiane, albo niewygodne politycznie. W Polsce – pisze Grabowska (zob. „Kultura” paryska, nr. 1/292-2/293, 1972, str. 234) – nazywa się to po prostu „opluskwianiem”. Co to jest „opluskwianie”? – Jeżeli aparat partyjny dochodzi do wniosku, że artykuł dziennikarza X albo książka pisarza Y zbytnio otwierają czytelnikom oczy, to odpowiedni propagandzista otrzymuje zlecenie, żeby autora X albo Y opluskwić. W atakach na nich pomija się wówczas treść artykułu czy książki, natomiast rusza nagonka na osobę autora. Że pije i zdradza żonę. Ze ma nieślubne dziecko i nie płaci podatków za psa. Ze kupił sobie samochód. Ze pobił staruszkę na ulicy. Dodajmy tu jeszcze, że ma kontakty z SB, że kopał leżących i bezbronnych, że uprawiał propagandę antysemicką, etc. Warto to sobie zapamiętać, czytając dalej.

O powiązaniach Moczulskiego z Bezpieką, Mikołajska powiadomiła „poufnie” Andrzeja Czumę. A usłyszała to od znajomych. Kto to byli ci „znajomi”, nie trudno odgadnąć: „wybitni intelektualiści”, „naukowcy”, „docenci i profesorowie”, „filozofowie”, czyli „kwiat inteligencji polskiej”, do którego to obozu należała „wybitna aktorka”, Halina Mikołajska. Do tego samego obozowiska przynależy również „wybitny historyk”, Adam Michnik, który
w taki sam sposób dowiedział się od tych samych znajomych, że Moczulski pisał teksty propagandowe w „Stolicy” po marcu 1968 roku wymierzone w Michnika i ludzi jego formacji, podczas gdy oni siedzieli w areszcie, co przyjął „jako kopanie leżących i bezbronnych”. (Zobacz: „Krytyka” nr. 1-2, 1978, A. Michnik, „Reminiscencje niesentymentalne”, str. 42-46). Nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby Michnik „ujawnił” to wcześniej, np. w roku 1972, 1974 albo w 1976. Pisze przecież, że dowiedział się o roli Moczulskiego w „Stolicy” po marcu 68 r., po wyjściu z więzienia. Nasuwa się tutaj pytanie - dlaczego uczynił to dopiero w 1978 roku, gdy Moczulski odgrywał czołową rolę w ROPCiO? Może dlatego, żeby dopomóc A. Czumie w rozbiciu ROPCiO, formacji konkurencyjnej do KORowszczyzny?

Kopanie leżących i bezbronnych było w roku 1968 świństwem, czymś obrzydliwym, moralnie nie do przyjęcia, zasługującym na wieczne potępienie. Można by to uznać i zgodzić się z tym, ale pod warunkiem, że nie wydarzyło się coś bardziej obrzydliwego, bardziej paskudnego, krwawego, dzikiego i moralnie odpychającego, co Michnik zazwyczaj przemilcza, albo pochwala, uważając za sprawiedliwe i konieczne. Chodzi tu o bestialskie mordowanie polskich patriotów, tortury, fizyczne i psychiczne znęcanie się nad ludźmi bezbronnymi i leżącymi w kazamatach UBeckich, przez tych właśnie, którzy po latach rozboju i dokonanych zbrodni, z majorów i pułkowników UB, G.Z. Informacji Wojskowej, KBW i milicji, przenieśli się na uniwersytety PRLowskie, by wprowadzać tam marksizm-leninizm i przekształcać się potem w „docentów”, „naukowców”, „socjologów i historyków”, „filozofów”, to znaczy w tak zwany po ichniemu – „kwiat inteligencji polskiej”, który stał się „ofiarą pogromu” po marcu 1968 roku.

Mało kto dzisiaj pamięta, albo nie wie, w jaki sposób produkowano Polakom nowe zastępy „inteligencji” po II wojnie światowej, zwłaszcza w latach 1945 – 1956. Warto to sobie przypomnieć, bo pomoże to nam lepiej zrozumieć wiele rzeczy, np. jak doszło do „okrągłego stołu”, jakie siły polityczne do tego doprowadziły, jakie tam zasiadły i jakie miały cele.

W latach 1944 – 1945 wraz z wojskami sowieckimi przybyła do Polski armia komunistów w płaszczach oficerskich, wyszkolonych w Związku Sowieckim agentów NKWD, przystosowanych do zajęcia czołowych stanowisk w aparacie terroru komunistycznego w okresie „utrwalania władzy ludowej”. Duża ich część po wykonaniu krwawej roboty i
zabrudzeniu rąk polską krwią, zaczęło zmieniać stanowiska z kilku przyczyn. Aby zatrzeć ślady swej terrorystycznej i zbrodniczej działalności, to jedno. -„Ja byłem historykiem. A on adwokatem. A tamten filozofem – rozumie pan?”. Kim był przedtem? Takich pytań się nie stawia. A drugie, jako sprawdzeni i wypróbowani komuniści nadawali się (można było na nich polegać) do duchowego i kulturalnego przerabiania Polaków na człowieka sowieckiego. Po 1948 roku, kiedy to rozprawiono się z „frakcją nacjonalistyczną” Gomułki i Spychalskiego, rozpoczęło się przemieszczanie terrorystów-oficerów z UB, Z.G. Informacji Wojskowej i KBW do redakcji gazet PZPRowskich, radia, wydawnictw, cenzury i innych ośrodków propagandy komunistycznej, na rozmaite stanowiska, do strzeżenia tam czystości ideologicznej. Przemieszczani zostali też na uniwersytety, z zadaniem wprowadzenia nieobecnego tam marksizmu. Henryk Skolimowski pisze w swej książce pt. „Polski marksizm” (Wyd. „Odnowa”, Londyn 1968 r., str. 98), że owi pułkownicy i majorzy „przeszli do filozofów wprost z wojska”. Pamiętając, że „wojskiem” był wówczas G.Z. Informacji Wojskowej, KBW, Ludowe Wojsko i nie mniej UB, nie trudno pojąć, jacy to byli „naukowcy”.

Przykładem takich „wybitnych naukowców” październikowych a zwłaszcza marcowych jest Z. Bauman, W. Brus, B. Baczko i cały szereg innych, których można wymienić parę setek. Zmarły niedawno L. Kołakowski, startował do filozofów w Łodzi, wychowany z pistoletem za pazuchą pod skrzydłami tamtejszego szefa UB, Mieczysława Moczara. Był potem jednym z czołowych wdrożeniowców marksizmu na uniwersytetach.

Po częściowym ujawnieniu w 1956 roku terrorystycznej i zbrodniczej działalności komunistów, czerwoni zbrodniarze przekształcili się w „liberałów” i „rewizjonistów”. I tak zaczęli „naukowo” i „intelektualnie” ukazywać się Polakom. Czynią to zresztą do dzisiaj, przedstawiając sceptyków i krytyków jako „oszołomów”, „ciemniaków”, tudzież jako „antysemitów”.

Jednym z takich, którzy przebyli drogę od majora UB do „naukowca” był późniejszy „historyk”, major UB a potem pułk. Ludowego Wojska, Józef Lewandowski. Po marcu 68 r. wyemigrował do Szwecji, bo USA nie dawało wiz wjazdowych komunistom. Osiadł w Upsali przy boku innego zbrodniarza komunistycznego, Stefana Michnika, brata Adama.

W Wikipedii na stronie „Polscy Żydzi”, znajduje się skromna informacja przy nazwisku „Józef Lewandowski”. Dowiadujemy się tam, że był „uczestnikiem walk podczas II wojny światowej, oficer Wojska Polskiego”. Stopnia (przez skromność?) nie podaje się. Potem czytamy już, że był „absolwentem UW” i że doktoryzował się w 1961 r. Dalej, że pracował w Instytucie Historii PAN i w Wojskowej Akademii Politycznej (WAP), czyli pełnił funkcję politruka, co w praktyce oznaczało, że był sowietyzatorem wojska polskiego. Usunięcie człowieka, z taką przeszłością, od pełnienia wymienionych funkcji w Polsce musiało być wówczas rzeczywiście dużym „nieszczęściem” dla Polaków.

W drugiej połowie lat 1960-tych zaczęły ukazywać się publikacje historyczne, które odbiegały swą treścią od jedynie słusznej naukowo stalinowsko- bermanowskiej linii politycznej, której reprezentantem był, między innymi, Józef Lewandowski. Autorką jednej z takich publikacji - według Lewandowskiego, bardzo złej politycznie – była książka Bożeny Krzywobłockiej. Ale Krzywobłocką można jeszcze było obejść łukiem. Gorzej z Moczulskim i jego „Wojną Polską”. Napisać coś takiego w ówczesnym klimacie politycznym bez skonsultowania się z „ekspertem” w tej dziedzinie, historykiem J. Lewandowskim, i na dodatek odbiegającego tak daleko od linii politycznej, ustalonej przez stalinowskich politruków historycznych, to już nie tyle skandal, co grzech wołający o pomstę... do Bermana i Stalina. Ale ten drugi dawno nie żył, a pierwszy był już zerem politycznym w PRL. Byłemu UBekowi i politrukowi pozostało tylko opluskwienie Moczulskiego.

Dokonał tego na łamach „Kultury” paryskiej w 1973 roku (zobacz: „Kultura”, nr. 7/310-8/311, str.185), wyrażając niezadowolenie z powodu analizy „Wojny polskiej” dokonanej przez Pawła Zarembę, wówczas redaktora RWE. P. Zaremba przedstawił wtedy „Wojnę polską” jako coś ciekawego, coś nowego w sytuacji panującego w PRLu łgarstwa historyczno
- politycznego. Jego analiza ukazała się potem w wychodzącym w Londynie piśmie „Na Antenie”, gdzie były publikowane ważne audycje RWE. Omówienie tej książki wypadło pozytywnie dla Moczulskiego, ale wywołało złe odczucia u Lewandowskiego, który pisze – cytuję:

Bardziej natomiast głowię się nad swoimi odczuciami czytając w „Na Antenie” Pawła Zaremby analizę „Wojny polskiej” Leszka Moczulskiego. Samej pracy nie czytałem a recenzja zdaje się logicznie zbudowana. Przypuszczam, że książka usprawiedliwia sąd Zaremby o gorącym patriotyzmie, inspirującym książkę Moczulskiego. Jednakże prawdy polskie są, niestety, zawsze dość powikłane a Moczulski jest dla mnie przykładem takich powikłań. Moczulski w latach sześćdziesiątych był filarem równie patriotycznego (w formie) jak i antypatriotycznego (w treści) tygodnika „Stolica”. Tygodnik ten, spełniający dość istotną rolę w kalkulacjach Moczara, miał pozyskać dla „obozu partyzantów” grupy co naiwniejszych, niepogodzonych z Polską Ludową. Było to w okresie, gdy na inspirowanych
zebraniach publicznych gen. Rómmel potrząsał prawicą Zbigniewa Załuskiego z okrzykiem: Panie pułkowniku, Pan jest dobrym Polakiem!.

Moczulski w tym czasie odegrał dość istotną rolę, jako atakujący za „niepatriotyczność” czołowych przedstawicieli polskiej liberalnej, czy też rewizjonistycznej inteligencji. Kto chce, znajdzie jego ówczesne artykuły, mnie się grzebać nie chce.

Przypomina mi się tylko obrazek, gdy Moczulski wraz z grupą kilkunastu dość podejrzanie wyglądających panów organizował „patriotyczną” manifestację przeciwko Mrożkowi na przedstawieniu „Śmierci porucznika” w Warszawie.


Teraz lepiej widać, skąd się wziął u A. Czumy, H. Mikołajskiej, A. Michnika i u innych z jego obozu pogląd na związek Moczulskiego z „moczaryzmem” oraz jego „antysemickie” wystąpienia, zasiane w „The Economist” i wśród Polaków w kraju i na emigracji. Brakuje tu tylko jeszcze sugestii, że Moczulski zdradzał żonę, torturował inaczej politycznie myślących, nie płacił podatku za psa i okradł starą babcię-emerytkę.

Jak już wcześniej wspomniałem, J. Lewandowski, po wyjeździe z PRLu, wylądował w Upsali (Szwecja) obok Stefana Michnika i wielu innych „marcowców 68”. Stamtąd opluskwił w 1973 roku L. Moczulskiego na łamach „Kultury” paryskiej. Potem była cisza. Opluskwiacz ten zajmował się czymś innym. Pięć lat później, w 1978 roku, kiedy Moczulski pojawił się na opozycyjnej scenie politycznej, niedawny oficer UB, pułkownik LWP a potem już historyk, Lewandowski, „przypomniał” Stefanowi Michnikowi, aby ten „przypomniał” swemu bratu Adamowi, że Moczulski jest „ubabrany”.

Tutaj mała dygresja. W świetle powyższego, nie powinno być trudno zrozumieć byłych misjonarzy KPPowskich i katechetów stalinowskich, stojących murem za KORem i potem KSS”KOR”em. Natomiast nie sposób pojąć, co chciał osiągnąć Andrzej Czuma, Wojciech Ziembiński, Adam Wojciechowski, Kazimierz Janusz i inni, rozbijając Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela w czerwcu 1978 r., przyłączając się do ludzi obozu bermanowszczyzny. Trudno tutaj doszukać się jakiejś wspólnoty ideowej, albo innych czynników uzasadniających ich przeskoczenie na postalinowską stronę barykady. Żaden z ówczesnych rozbijaczy ROPCiO nie znalazł się później w szeregach „konstruktywnej opozycji” i przy „okrągłym stole”. Żaden z nich nie zrobił kariery politycznej w postkomunistycznym układzie, jak np. ludzie z wokół Michnika i Kiszczaka.

Można by w tym miejscu zakończyć tę sprawę, gdyby nie miała innych interesujących stron. Pragnę zwrócić uwagę tylko na jedną: mentalność tych ludzi, ich zachowywanie się w pewnych sytuacjach. Skunks, żeby się obronić, smrodzi na wszystkie strony. Ludzie wywodzący się ze złowrogiego obozu bermanowszczyzny, opluskwiają. Ujawniła to publicznie A. Grabowska a pułk-historyk J. Lewandowski przedstawił w praktyce. Ale nie tylko on. W ostatnich latach zademonstrowali nam to bojowcy z tego obozowiska, kiedy opluskwili Jana Kobylańskiego, prezesa USOPAŁ, przypisując mu... szmalcownictwo i inne najgorsze rzeczy.

Czytając „odczucia” J. Lewandowskiego, które wyraził w związku z „Wojną polską” L. Moczulskiego, normalny człowiek ma problem pojąć wiele prostych, jednoznacznych, nie budzących wątpliwości ludzkich zachowań.

Nie sposób, na przykład, pojąć – w obliczu zbrodni komunistycznych dokonanych na Polakach przez UB, Informację Wojskową, KBW i inne organa pomocnicze czerwonych rzezimieszków i bandziorów, których twórcami, organizatorami i kierownikami byli między innymi Jakub Berman i Mieczysław Moczar, a wykonawcami J. Lewandowski – wyższość etyczną, moralną i kulturalną bermanowszczyzny nad moczaryzmem. Obaj byli budowniczymi totalitaryzmu stalinowskiego w Polsce, aktywnymi członkami i uczestnikami aparatu ucisku i terrorystycznego systemu, mającego za zadanie zniszczyć wszystko, co polskie, a w to miejsce wprowadzić, sowieckie, bolszewickie i bizantyjskie.

Normalny na umyśle człowiek nigdy nie będzie w stanie zrozumieć – biorąc pod uwagę ogrom krzywd wyrządzanych Polakom i podłości, jakich doznali w czasie utrwalania tzw. „władzy ludowej”, czyli reżymu komunistycznego w Polsce – dlaczego Ukrainiec-Moczar jest gorszy od Żyda-Bermana. Obaj byli przecież agentami Stalina i jego NKWD. Obaj mieli jednakowo splamione ręce krwią Polaków. Berman jako Żyd, Moczar jako Ukrainiec, obaj jednako Polakom obcy i znienawidzeni.

Inny „pomarcowiec” z 68 roku, były pracownik KC PZPR, Leon Szulczyński, (prawdziwego nazwiska nie znam ), przyznaje na łamach „Kultury” paryskiej (nr. 1/256 – 2 /257, 1969r., str. 117) – cytuję:

Terror fizyczny, za czasów stalinowskich szeroko w więzieniach polskich i w Urzędach Bezpieczeństwa stosowany, zniesiony dopiero w 1955 r., w obliczu nadciągającego „polskiego Października”, był za czasów Moczara złagodzony, choć nie rzadko zdarzały się wypadki pobicia przez policję w czasie przesłuchania.

W obliczu tych faktów trudno jest pojąć, dlaczego czerwoni zbrodniarze z bandy Moczara są be, a tacy sami z bandy Bermana i Różańskiego są cacy. Może tylko dlatego, że Józef Lewandowski przynależał duszą i ciałem do obozu Bermana?

Władysław Gauza
Sierpień 2009


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Sro Sie 19, 2009 7:22 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Sie 17, 2009 9:27 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oświadczenie Komisji powołanej na III Ogólnopolskim spotkaniu uczestników ROPCiO w Zalesiu Górnym z 29 października 1978 roku w celu zbadania zarzutów finansowych wysuniętych przez A. Czumę wobec L. Moczulskiego:



Oświadczenia Karola Głogowskiego i Bogusława Studzińskiego z 24 i 23 października 1978 roku w związku z kłamliwymi informacjami powtórzonymi przez "The Economist" za pewnym informatorem krajowym:



List uczestników KOR do Jerzego Giedroycia z 13 sierpnia 1979 roku dyskredytujący RPPS:



Wywiad Władysława Gauzy z Leszkiem Moczulskim w "Czasie" z 4 sierpnia 1979 (niestety brak środkowej strony), w którym Leszek Moczulski wypowiada się na temat relacji KOR - ROPCiO:



Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Sie 22, 2009 6:38 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

List Andrzeja Mazura do Rady Konsultacyjnej i Zespołu Redakcyjnego miesięcznika "Opinia" z 24 listopada 1978 roku:





List Andrzeja Mazura do Bogusława Studzińskiego z 27 listopada 1978 roku:





Władysław Gauza:
Cytat:

Te dwie kopie listów A. Mazura wysłałem Panu z myślą o ich opublikowaniu, ponieważ są wymienione w książce G. Waligóry, pt. "ROPCiO" (str. 185). Zostały one zaopatrzone tam tendencyjnym komentarzem - negatywnym wobec grupy Moczulskiego. Czytelnik, nie znając treści tych listów, zdany jest na to, co twierdzi Waligóra.


Fragment książki Grzegorza Waligóry, o którym wspomina Władysław Gauza (jeżeli kliknąć na tekst, to można go powiększyć):

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Sie 24, 2009 7:27 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Władysław Gauza:
Cytat:
Na stronach 203 - 206 Waligóra omawia, bardzo oględnie, sytuację w tej części ROPCiO, która poparła Czumę. A. Mazur omawia tę samą sytuację bardziej detalicznie w swym liście do J. Giedroycia z 15 sierpnia 1979 r. (Dok. nr. 8).


Fragment książki Grzegorza Waligóry, o którym wspomina Władysław Gauza:





List Andrzeja Mazura do red. J.Giedroycia z 15 sierpnia 1979 r. :







Dokument ze zbiorów Władysława Gauzy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Stanislaw Siekanowicz



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 10

PostWysłany: Czw Wrz 10, 2009 10:14 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ciekawa analiza i wiele trafnych spostrzezen. Niektore z nich moge potwierdzic z autopsji, gdyz w latach 1977-80 mialem bliskie kontakty w Warszawie z osobami zarowno ze srodowiska KOR-u jak i ROPCiO.
Mam jednak mieszane uczucia czytając przytoczone tu obszerne teksty Andrzeja Mazura. Wydaje mi sie, ze bezpieka miala swoj dodatkowy udzial w tych roznych intrygach, poniewaz - o czym pan Gauza najwidoczniej nie wiedzial - Andrzej Mazur byl glownym agentem w łodzkim srodowisku ROPCiO i Ruchu Wolnych Demokratow czyli TW pseudonim "Waclaw"; zachowaly sie jego liczne raporty dla SB. Wyglada mi na to, ze spelnial takze role agenta wplywu, a nie tylko donosiciela.
Polecam tekst Antoniego Dudka, rzetelnego historyka, ktorego trudno posądzic o antypatie do KPN:
http://www.dziennik.pl/opinie/article25599/ROPCiO_kuznia_opozycji.html?service=print
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej Gawlikowski



Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 388

PostWysłany: Pią Wrz 11, 2009 5:24 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Stanislaw Siekanowicz napisał:
w latach 1977-80 mialem bliskie kontakty w Warszawie z osobami zarowno ze srodowiska KOR-u jak i ROPCiO

Może da się Pan namówić na jakieś wspomnienia? Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Stanislaw Siekanowicz



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 10

PostWysłany: Sob Wrz 12, 2009 6:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

O tym co robilem w skali lokalnej we Wroclawiu i Gorzowie to juz napisalem dla wydawanego w Gorzowie "Rocznika Historyczno-Archiwalnego". Natomiast w skali kraju nie wyroznilem sie niczym szczegolnym, zatem wydaje mi sie, ze byloby to z mojej strony zgrywanie sie na bohatera.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej Gawlikowski



Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 388

PostWysłany: Sob Wrz 12, 2009 2:01 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie chodzi o wznoszenie sobie pomnika, a o ciekawe obserwacje, opisy sytuacji, które za chwilę odejdą w niebyt wraz z postępami Alzheimera Wink
Ten "Rocznik" jest w sieci?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> "LEWA WOLNA, CZYLI NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum