Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawda selektywna "Aleksandra Ściosa"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ORNAMENTATORZY
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Paź 10, 2008 9:31 am    Temat postu: Prawda selektywna "Aleksandra Ściosa" Odpowiedz z cytatem

Zanim przeczytasz niniejszy tekst warto zapoznać się z zapisem dyskusji na blogu Aleksandra Ściosa

http://www.polonus.mojeforum.net/nieudana-proba-dyskusj-na-blogu-aleksandra-sciosa-s24-temat-vt274.html

-----------------------------------------------------------------

Z osobą występującą na Forum Frondy (FF) pod nickiem „Kuraś” umówiliśmy się, że przeprowadzimy rodzaj intelektualnej gry czy zabawy, której wynik dla każdego z nas jest - w momencie jej rozpoczynania - nieznany.

Przedmiotem tej gry jest rzetelność analiz dokonywanych na swoim blogu przez osobę, która występuje pod nickiem „Aleksander Ścios – w.s.media”.

Robocza hipoteza moja brzmiała, że analizy „Ściosa” są nierzetelne.

Robocza hipoteza „Kurasia” temu przeczyła.

Kuraś wskazał wybrana przez siebie analizę „Ściosa”, a ja miałem za zadanie spróbować podważyć jej rzetelność. Arbitrem w naszej intelektualnej zabawie są internauci, którzy oceniając siłę przedstawianych argumentów mogą wyrobić sobie zdanie nt. rzetelności i wiarygodności „Ściosa”.

Nasza rozmowa z "Kurasiem" jest tutaj (ja posługuje sie nickiem "Mirosław"):

http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=2011905#p2014888

„Kuraś” wybrał analizꔌciosa” z 16 czerwca 2008 roku zatytułowaną 'KUROŃ i „BOLEK” – PIERWSZY „ZAMACH STANU”' http://cogito62.salon24.pl/79636,index.html

Oto pełna treść tej "analizy":

Cytat:

KUROŃ i „BOLEK” – PIERWSZY „ZAMACH STANU”

Przed pięcioma laty młody historyk IPN-u Robert Spałek zamieścił w biuletynie „Pamięć i sprawiedliwość” (nr.2 (4) 2003r) interesujący artykuł pt. „Gracze” – Komitet Obrony Robotników w propagandzie PRL, stereotypach oraz dokumentach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych”. W oparciu o materiały z archiwum MSW, pozostałe po sprawie o kryptonimie operacyjnym „Gracze” – będące zapisem rozpracowania działalności Komitetu Obrony Robotników, autor przedstawił historię tej organizacji od roku 1977 do chwili oficjalnego rozwiązania w roku 1981.

Na stronach 102-103 tego opracowania możemy przeczytać o niezwykle interesującym wydarzeniu z roku 1980, które w kontekście zapowiadanej publikacji, na temat agenturalnej współpracy Wałęsy, nabiera szczególnego charakteru. Mowa próbie pozbawienia Wałesy władzy nad NSZZ „Solidarność”. Zdarzenie to jest tym ciekawsze, że osobą, która opiera swój plan działania na przeszłości „Bolka” i chce dokonać „zamachu stanu” jest Jacek Kuroń.

Spałek pisze:

„Jacek Kuroń od pierwszych chwil po opuszczeniu aresztu 1 września 1980 r. podważał pracę doradców. Na urodzinach Mirosława Chojeckiego „obrzucił Mazowieckiego stekiem wyzwisk”. Dokumenty SB wyraźnie poszerzają krąg osób nieufnych wobec niego. Młodzi inteligenci z Ruchu Młodej Polski w wizytach Kuronia na Wybrzeżu dopatrywali się prób usunięcia ich z „Solidarności”. Zaniepokojony tymi przyjazdami był Krzysztof Wyszkowski , organizator i szef bazy poligraficznej Związku, który spodziewał się, że Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA może przejąć kierowaną przez niego sieć. (…)

„W dokumentach SB zapisano bowiem, że Kuroń i Bogdan Borusewicz „postanowili wydalić Wyszkowskiego z NSZZ”. I dalej: „Wpływ na podejmowane [przez kierownictwo „Solidarności”] decyzje KSS »KOR« zamierza zapewnić sobie poprzez powierzenie B[ogdanowi] Borusewiczowi funkcji sekretarza NSZZ”. Podobna wiadomość dotarła do samych zainteresowanych. Wybuchła wielka awantura, Kuroń opisał ją we wspomnieniach. W czasie narady RMP Krzysztof Wyszkowski zadzwonił do Tadeusza Mazowieckiego z informacjà, że Kuroń z Borusewiczem przygotowują zamach stanu. „Ma on polegać na tym, że Borusewicz przejmie jako dyrektor »Solidarność« w Gdańsku”, a Kuroń zostanie „szefem ogólnopolskim, bo chodzi o to, by korowcy zostali dyrektorami”. To wywołało wielką wściekłość niedoszłego „dyrektora”. Publicznie, przy ludziach z RMP, dał temu wyraz. Wyszkowski zareagował zdziwieniem, a swoje postępowanie tłumaczył tym, że słyszał jak Kuroń mówił , iż „może Bogdan mógłby – z jego organizacyjnym talentem – zostać szefem komisji związków zawodowych”.


Konsekwencje pomówienia (nieporozumienia) były znaczące. Gdy wiadomość o przygotowywanym „zamachu” na kierownictwo NSZZ „Solidarność” dotarła do Mazowieckiego, narobiła szkód większych niż wcześniejsze spory o poszerzenie grona ekspertów. Wzajemny kontakt jeszcze się pogorszył. Co więcej, usztywnił się także Wałęsa. „Od tej pory – pisze Kuroń – zaczęła w Lechu narastać nieufność wobec mnie”. Konflikty wewnątrz opozycji były wygraną władz. Praca Służby Bezpieczeństwa w znacznej mierze nastawiona była na to, by „wykorzystywać i pogłębiać istniejące rozbieżności pomiędzy poszczególnymi grupami antysocjalistycznymi, operacyjnie inspirować rywalizację´ poszczególnych grup o dominacje wpływów na NSZZ [...]”

Robert Spałek, powołuje się na dokumenty z archiwum MSW:

AIPN, 0204/1205, t. 16, Konflikty i rozbieżności w łonie KSS „KOR”, 11 X 1980 r., k. 246

AIPN, 0204/1205, t. 16, Meldunek operacyjny..., [11 X 1980 r.], k. 251.

Wkrótce po tej publikacji, w nr.2(6)2004r.( str.401-407) tego samego biuletynu „Pamięć i Sprawiedliwość” Krzysztof Wyszkowski zamieścił sprostowanie do cytowanego powyżej fragmentu opracowania, twierdząc, że jego nazwisko znalazło się w pracy historyka w „fałszywym i uwłaczającym kontekście.” Z relacji Wyszkowskiego wyłania się inny scenariusz zdarzeń, związanych z „zamachem”:

„Jednak pełny przebieg wydarzeń z początku września 1980 r. wart jest dokładnego omówienia i zbadania przez zawodowych historyków. W tym miejscu pragnę przypomnieć, że Jacek Kuroń przyjechał do Gdańska z planem dokonania puczu wewnątrz rodzącego się ruchu. Warto też wiedzieć, że w naradzie, podczas której Kuroń przedstawił plan puczu, uczestniczyli: Bogdan Borusewicz, Joanna Duda-Gwiazda, Andrzej Gwiazda, Lech Kaczyński, Jerzy Kmiecik, Andrzej Kołodziej, Bogdan Lis, Helena ¸Łuczywo, Jerzy Sikorski, Anna Walentynowicz, Błażej Wyszkowski i Krzysztof Wyszkowski.

Plan puczu wyglądał, najogólniej biorąc, następująco:

1. Ogłoszenie Lecha Wałęsy agentem SB i usuniecie go z funkcji przewodniczącego MKZ.

2. Odejście wszystkich członków Prezydium MKZ do pracy zawodowej.

3. Przekazanie kierowania związkiem aparatowi złożonemu z działaczy ze środowiska Kuronia (np. Bogdan Borusewicz miał zostać dyrektorem biura MKZ, Helena ¸Łuczywo redaktorem naczelnym pisma „Solidarność”, a Jacek Kuroń oficjalnie miał pozostać przy zdobytej za sprawą zręcznej mistyfikacji funkcji członka zespołu doradców, ja natomiast miałem pozostać szefem wydawnictw).

4. Zrzeczenie się przez związek swych statutowych uprawnień na rzecz planowanych „zgodnie z rozwiązaniami przyjmowanymi w pierwszych latach powojennych” rad zakładowych, a sam Kuroń miał zająć się „oceną nowych stanowisk pracy […] dla stwierdzenia, czy spełniają one wymogi bezpieczeństwa i higieny, […] żądaniem] takich zmian w prawie pracy, aby przywrócić równorzędność pozycji pracownika i pracodawcy”.

5. Zrzeczenie się przez Związek na rzecz rad zakładowych również prawa do strajku, które miało rzekomo stanowić wielkie niebezpieczeństwo anarchizacji produkcji oraz niekontrolowanych konfliktów z władzami

Jacek Kuroń chciał, by zebrani przyjęli jego plan i następnego dnia, korzystając z posiadania większości głosów w Prezydium MKZ Gdańsk, zaczęli go realizować. Jestem dumny z tego, że stawiając Kuroniowi opór przez cały czas nocnej narady, już nad ranem dostrzegłem wreszcie prawdziwy cel jego dążeń i rzuciłem mu w twarz oskarżenie, że mówi o dobru robotników, ale chodzi mu tylko o władzę Kuroń zapadł się w fotelu i nic nie odpowiedział

Z tekstu Spałka natomiast dowiedziałem się, że zamiast rezygnacji z puczu zaplanował zemstę: „Kuroń i Bogdan Borusewicz postanowili wydalić Wyszkowskiego z NSZZ”.


Słusznie też Krzysztof Wyszkowski, jest oburzony tym fragmentem publikacji Roberta Spałka, w którym zwraca on uwagę na wykorzystywanie przez SB wewnętrznych konfliktów:

„Uwagi o dezintegracyjnych celach SB, sąsiadujące z wcześniejszym opisem czy wręcz wynikające z niego, mogą sugerować esbeckie inspiracje w moich działaniach. Umieszczając taki komentarz, Spałek zachował się nie jak historyk pracujący w szanowanej instytucji, ale jak felietonista brukowej gazety”

Nie ten jednak aspekt obu publikacji jest dla mnie najważniejszy.

Dowiadujemy się, bowiem, że już w roku 1980 istniało w środowisku ówczesnej opozycji przekonanie o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. Było ono na tyle sile, że Jacek Kuroń nie wahał się wykorzystać tej informacji do odsunięcia Wałęsy od pełnienia funkcji związkowych i pozbawienia go wpływu na Związek. Jak wynika z relacji Wyszkowskiego, jedynie jego reakcji zawdzięcza Wałęsa, że nie został wówczas ogłoszony agentem bezpieki.

Niemniej interesująca jest postawa Jacka Kuronia, który proponując nocny „zamach stanu” chce przejąć władzę nad ruchem „Solidarności” i wepchnąć go w ramy struktur państwa komunistycznego. Rezygnacja z prawa do strajku i innych uprawnień statutowych „Solidarności” oraz powołanie „rad zakładowych” zmieniłoby związek na wzór leninowskich „rad pracowniczych”. Jeśli weźmie się pod uwagę, że o planach Kuronia miał nie wiedzieć nestor KSS „KOR” prof. Edward Lipiński oraz sposób, w jaki Kuroń chciał dokonać puczu, można postawić zasadne pytanie o źródło inspiracji takich działań. Czy wynikały one wyłącznie z ambicji politycznych przejęcia przez KOR (Kuronia) władzy nad Związkiem, czy też były działaniami inspirowanymi z zewnątrz?







Doświadczenia kolejnych lat dowiodły, że aspiracje środowiska Jacka Kuronia, by przejąć rolę głównej siły opozycyjnej nigdy nie osłabły i znalazły swój punk kulminacyjny podczas przygotowań do obrad „okrągłego stołu”. Można powiedzieć, że plan Kuronia został zrealizowany w latach 1988-89, choć wówczas zrezygnowano już z usunięcia Wałęsy, powierzając mu rolę papierowego „przywódcy narodu”. Jeśli w roku 1980 Kuroń ograniczał swoje pierwotne plany do kwestii związkowych, pracowniczych, o tyle osiem lat później, jego środowisko zdołało narzucić całemu społeczeństwu polityczny wymiar „ugody okrągłego stołu” i przypieczętowało pakt z komunistami.

Interesujące jest, że do chwili obecnej, bohaterowie wydarzeń, z jesieni 1980 roku nie ujawniają jego kulisów. Krzysztof Wyszkowski w cytowanej publikacji wyjaśnia przyczynę swojego zachowania:

„Przez lata uważałem, że sprawa puczu nie powinna zostać ujawniona, naiwnie sądząc, że władze (SB) nic o niej nie wiedzą i, kierując się obawą o możliwość wykorzystania tych brudów przez propagandę komunistyczną, nie mówiłem o niej publicznie. Dzisiaj natomiast, po prawie ćwierwieczu od wydarzeń z września 1980 r., powinno się je należycie zbadać i wyjaśnić. Uczestnicy narady milczeli w trakcie omawiania spisku i milczą aż do dzisiaj. To wieloletnie milczenie zrobiło wrażenie zmowy i Jacek Kuroń mógł myśleć, że nikt nie będzie chciał mojej relacji potwierdzić. Dzisiaj jestem przekonany, że historycy IPN, dysponując wiarygodnymi dokumentami i mając możność prowadzenia rozmów, są w stanie dokładnie sprawę przebadać i wykazać prawdę. Dlatego przekazuję swoje wyjaśnienia do sprawdzenia badaczom IPN i ich profesjonalnemu warsztatowi. Swoim czynem nie chwaliłem się publicznie, ale też nigdy mi przez myśl nie przeszło, że znajdzie się polski historyk, który będzie potępiał mnie za to, z czego jestem dumny.”

Myślę, że dziś, dla większości społeczeństwa rzetelne wyjaśnienie wydarzeń związanych z „zamachem stanu” z roku 1980, nie byłoby rzeczą interesującą. Cóż, bowiem, powie ktoś, może mieć wspólnego ze współczesnością, epizod sprzed 28 lat? Czemu miałby być ważny, skoro nie wyjaśniono dotąd tyle ważniejszych zdarzeń najnowszej historii?

Gdy jednak przyjrzeć się pewnej logice zachowań ludzi, wywodzących się ze środowiska KOR, związanych z osobą Jacka Kuronia czy Adama Michnika, nietrudno dostrzec, że celem ich dążeń było przejęcie „rządu dusz”. Michnik, na co wskazuje w swojej pracy Robert Spałek, choć zarzucał Kuroniowi „zapędy dyktatorskie”, określał go mianem „przywódcy narodowego na miarę Piłsudskiego, którego działalność ma charakter bezprecedensowy”. O postrzeganiu roli Wałęsy przez Michnika i Kuronia Spałek pisał:

„Jednocześnie Wałęsa dość szybko zaczął być postrzegany przez KOR jako czynnik gwarantujący względna stabilność i umiar polityczny. Współpraca okazała się korzystna dla obu stron. W październiku 1981 r., już po I Zjedzie NSZZ „Solidarność”, Adam Michnik nie ukrywał, że „wraz z Kuroniem „gra na Wałęsę” i tym samym obowiązuję ich pewien dworski układ” (ibidem, t. 16, Meldunek operacyjny..., 17 X 1981 r., k. 14). Wałęsa natomiast nie zapomniał o pomocy, jaką otrzymywał od Komitetu w okresie bezrobocia, a jego liderów cenił za doświadczenie, mądrość i bezpośredniość ; zob. m.in. L. Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1989, s. 186. „

R. Spałek . str.103

Osoba Lecha Wałęsy była i nadal jest traktowana przez środowisko michnikowskiego „salonu” jako ‘użyteczne narzędzie”, przydatne o tyle, o ile służy celom, stanowionym przez te środowisko. Jak kukiełka w rękach sprawnego prestidigitatora, raz odgrywa rolę zdrajcy, by wkrótce pojawić się na scenie jako bohater. W roku 1980 dla Jacka Kuronia , przywódca strajku Lech Wałęsa był agentem bezpieki, którego należało się pozbyć, dokonując nocnego „zamachu stanu”.

W 28 lat później najbliższy przyjaciel Kuronia i kontynuator jego politycznych wizji – Adam Michnik, urządza żałosne, medialne widowisko w obronie tego samego Wałęsy, nawołując „wszystkich obywateli o przeciwstawienie się wymierzonej przeciwko Lechowi Wałesie kampanii nienawiści i zniesławień, która niszczy polska pamięć narodową”.

Czyją „pamięć narodową” – chciałoby się zapytać?

Jeśli „intelektualiści III RP” mają na uwadze pamięć ogłupionego, oszukiwanego od lat społeczeństwa – zgoda. Ukazanie historycznej prawdy o „przywódcy narodu” zniszczy tę „pamięć dla idiotów”, wytworzoną przez samozwańczą elitę.

Co jednak stanie się z pamięcią Adama Michnika, który przecież musi wiedzieć, co na temat Lecha Wałęsy sądził jego przyjaciel – „przywódca narodowy na miarę Piłsudskiego”? Czy tej pamięci Michnik już bronić nie zamierza? Czy broniąc dziś Wałęsy, będzie w stanie przyznać, że jego przyjaciel – Kuroń, oskarżając Wałęsę o współpracę z SB był „gwałcicielem prawdy”i „policjantem pamięci” – jak chętnie nazywa historyków IPN- u? A może był człowiekiem „inspirowanym” z zewnątrz i próbując dokonać puczu, wykonywał czyjeś dyrektywy?

Jak Adam Michnik i środowisko jego wyznawców, mogą wytłumaczyć społeczeństwu ten swoisty dualizm, który pozwala „intelektualnym elitom” narodu traktować prawdę jak narzędzie, a własne społeczeństwo jak przedmiot historii?

Nie mam złudzeń, że Michnik, czy ktoś z jego wyznawców, rozdzierający dziś szaty nad „krzywdą Lecha Wałęsy” zechce rozwiązać tę historyczną i etyczną zagadkę. Przodujący „intelektualiści” III RP nie zaprzątają sobie głowy tak przyziemnymi dylematami, a okłamując przez lata innych, sami stali się ofiarami schizofrenicznej pamięci.

Zdarzenie sprzed 28 lat, stanowi jeszcze jeden dowód, że Wałęsa jest zakładnikiem własnej przeszłości i jeśli nie zdobędzie się na akt cywilnej odwagi, pozostanie w historii Polski, jako przykład postaci tragicznej i marionetkowej. Gra „Bolkiem” trwa nadal.


Źródła:



http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/236/3736/nr_2_42003_8211_cena_2900_zl.html

http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/236/3738/nr_2_62004_8211_cena_2600_zl.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,5233880.html?skad=rss

http://bi.gazeta.pl/im/9/5235/m5235689.pdf


Wszystkie pogrubienia pochodzą od AŚ.

Przerwa w środku tekstu pochodzi ode mnie (rozdziela istotną i nieistotną część tekstu - zb. dalej)

Podkreslenie tekstu pochodzi ode mnie - ML


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Pon Paź 13, 2008 3:52 pm, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Paź 10, 2008 9:35 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Początkowo pomyślałem, że zadanie, które mnie czeka – w stosunku do wybranej przez „Kurasia” analizy „Ściosa” - jest niewykonalne. Na pierwszy rzut oka analiza robi solidne wrażenie i jest udokumentowana czterema źródłami, do których nicki podaje „Ścios” swoim zwyczajem – czyli na końcu tekstu, bez zamieszczania przypisów. Z tych czterech źródeł dwa wyglądają niezwykle poważnie – są to publikacje zawarte w piśmie IPN, który nosi nazwę „Pamięć i Sprawiedliwość (w skrócie - „PiS”).

Swoją drogą, ciekawe, czemu pismo to nie nosi nazwy np. „Pamięć Obywatelska” (w skrócie „PO”), albo „Kwartalnik Pamięci Narodowej” (w skrócie KPN)? Czy nazwa pisma nie nasuwa podejrzeń, że jest to także manifest polityczny historyków Instytutu Pamięci Narodowej?

„Przyjdzie mi uznać – przynajmniej tę – analizę „Ściosa” za rzetelną” - pomyślałem. Zaznaczam przy tym, że moim zdaniem bardziej wiarygodne jest przyznanie się do porażki, czy do błędu, niż brnięcie w wątpliwe wnioskowanie i bronienie nieprzekonujących tez (jak czyni to „Ścios” w innej swojej analizie, ocierającej się o oszczerstwo i powszechnie uznanej za nieprzekonującą http://cogito62.salon24.pl/96768,index.html )

Oto tezy „Ściosa”, które wg autora, wynikają z obu publikacji IPN (to, że AŚ wmawia czytelnikowi, iż poniższe tezy wynikają z obu publikacji świadczy zdanie:
Cytat:
„Nie ten jednak aspekt obu publikacji jest dla mnie najważniejszy”
, a także podkreślanie w dalszej części tekstu w jednym wypadku, że pewien wniosek wynika z tego co pisze Wyszkowski, ergo – pozostałe wnioski wynikają – wg AŚ - z obu tekstów: i Wyszkowskiego, i Spałka):

1)
Cytat:
już w roku 1980 istniało w środowisku ówczesnej opozycji przekonanie o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy.”


2)
Cytat:
Jacek Kuroń nie wahał się wykorzystać tej informacji do odsunięcia Wałęsy od pełnienia funkcji związkowych i pozbawienia go wpływu na Związek


3)
Cytat:
Niemniej interesująca jest postawa Jacka Kuronia, który proponując nocny „zamach stanu” chce przejąć władzę nad ruchem „Solidarności” i wepchnąć go w ramy struktur państwa komunistycznego. Rezygnacja z prawa do strajku i innych uprawnień statutowych „Solidarności” oraz powołanie „rad zakładowych” zmieniłoby związek na wzór leninowskich „rad pracowniczych”. ”


Na podstawie tych tez AŚ formułuje bardzo poważną hipotezę, że Kuroń był inspirowany przez SB (lub inną tajną służbę, działającą na rzecz komunistów):

Cytat:
Jeśli weźmie się pod uwagę, że o planach Kuronia miał nie wiedzieć nestor KSS „KOR” prof. Edward Lipiński oraz sposób, w jaki Kuroń chciał dokonać puczu, można postawić zasadne pytanie o źródło inspiracji takich działań. Czy wynikały one wyłącznie z ambicji politycznych przejęcia przez KOR (Kuronia) władzy nad Związkiem, czy też były działaniami inspirowanymi z zewnątrz?


To jest – m. zd. - najważniejsza część "analizy" AŚ.

Reszta jego tekstu to banana konstatacja, że Adam Michnik broni obecnie Lecha Wałęsy (uwierzytelnieniu tej oczywistej tezy służą aż dwa źródła podane przez AŚ: artykuł z GW oraz list w obronie Lecha Wałęsy – również ze strony GW - podpisany przez Michnika i całą masę innych osób, których nie lubimy: Bartoszewski, Frasyniuk, Geremek, Kozłowski, Mazowiecki, Szymborska itd.) oraz osobista filipika „Ściosa” przeciwko Michnikowi (może liczyć tutaj na naszą życzliwość, bo kto z nas lubi tego wstrętnego Michnika? :) ).

Analizę rzetelności tej drugiej części „analizy” „Ściosa” sobie odpuszczam. Zawiera ona głównie subiektywne oceny AŚ (z dużą ich częścią się zgadzam, Michnika i całej jego „kompaniji” podpisanej pod listem w obronie Wałęsy nie darzę zaufaniem, a w sprawie sporu o przeszłość Wałęsy uważam, że jest oczywiste, iż Wałęsa na początku lat 1970. współpracował z SB, co jednak nie przekreśla jego późniejszych zasług – szczegóły są tutaj http://www.polonus.mojeforum.net/-quotsb-a-lech-walesa-quot-temat-vt87.html )

W dalszej części zajmę się więc pierwszą częścią tekstu AŚ – do akapitu zaczynającego się od słów: „Niemniej interesująca” włącznie. Ta część tekstu zawiera fundamentalne wnioski, hipotezę zawierającą bardzo poważne oskarżenie na tych wnioskach opartą i – wg AŚ - opiera się na dwóch poważnych źródłach, jakimi są artykuły zamieszczone w pismach IPN.

cdn
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pią Paź 10, 2008 10:30 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jest zrozumiałe, że cytując jakiś obszerniejszy tekst nie jesteśmy w stanie podać go w całości. Rzetelność jednak wymaga, aby cytować fragmenty w kontekście, w jakim podaje je autor i nie interpretować ich wbrew intencjom autora.

Jaki obraz Kuronia wyłania się z cytatów z artykułu Roberta Spałka, które w swojej „analizie” zamieszcza AŚ? Oto widzimy Kuronia, który „od pierwszej chwili po opuszczeniu aresztu” występuje przeciwko Tadeuszowi Mazowieckiemu i innym doradcom Lecha Wałęsy, zwalcza młodych inteligentów z Ruchu Młodej Polski, wraz z Borusewiczem spiskuje przeciwko Wyszkowskiemu, chcąc dokonać „zamachu stanu”. Proszę porównać, czy przesadzam i przeczytać pierwsze trzy wytłuszczone przez AŚ akapity.

Zadałem sobie trud i przeczytałem cały artykuł Roberta Spałka poświęcony KOR. O czym naprawdę pisze autor?

Przede wszystkim wyraża swój dystans do materiałów eSBeckich, które poddaje analizie:

Cytat:
„oczywiste wydaje się jednak, iż jest to materiał posiadający „skazę immanentną”, występującą na każdej stronie maszynopisu, rękopisu, a nawet pokwitowania czy rachunku. Twórcom i odbiorcom tych dokumentów przyświecać bowiem strategiczny cel, którym zawsze była walka z opisywanym podmiotem. Takie „zorientowanie na cel” wypaczało opis i przyczyniało się do ułomnego widzenia Świata. Dlatego też dokumenty MSW to w dużej mierze „teczki pełne nieprzyzwoitości”. Wielokrotnie nieprzyzwoitości prawdziwych, ale ściśle wyselekcjonowanych i dość dowolnie zestawionych ze sobą – tworzących swego rodzaju „zapis” na ludzi, prezentujący głównie ciemną stronę ich natury. Przy czym, co warte podkreślenia, wybór i sposób ujęcia owego „zapisu” to także lustro odbijające mentalność esbecką w pełnej krasie[1]. Pełne zaufanie do omnipotencji funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa bywa groźne. W III Rzeczpospolitej kilkakrotnie udowadniali to politycy, którzy z dokumentów MSW (tzw. teczek) uczynili narzędzie rozgrywek i walk partyjno-personalnych[2].Ocena wiarygodności tych źródeł pozostaje kwestia sporną, a dyskusja prowadzona publicznie prowadzi czasem do zadziwiających paradoksów. (...)
Poglądy historyków na faktograficzną wiarygodność źródeł MSW są różnie akcentowane. Pełna zgoda panuje co do jednego: przy pracy nad tymi źródłami wymagana jest rzetelna krytyka (z zasady oczywiście wymagana zawsze)(...). Z jednej strony – i tu wartość raportów, relacji, opisów jest bezcenna – są one kroniką wydarzeń prawdziwych, i to co najważniejsze, często kroniką odnotowująca podstawowe fakty proste. Z drugiej strony fakty te przypominają trochę klocki, które funkcjonariusze SB mieli możliwość przekładać, wyrzucać i uzupełniać wedle woli. Korzystając z własnej „licentia poetica”, wpływali na ostateczny kształt dokumentów.”

[1] Andrzej Paczkowski wskazuje na dwie cechy tej mentalności: „Pierwsza to widzenie ludzi od najgorszej strony. Spontaniczne poszukiwanie haka na każdego. Druga to przekonanie o własnej
wszechwiedzy i omnipotencji. ≫My jesteśmy wielkimi specjalistami. Wszystko widzieliśmy i wszystko wiemy≪ (”Przesłuchania jeszcze nie było. Z prof. Andrzejem Paczkowskim rozmawia Paweł Paliwoda”, „Życie”, 14–15 XI 1998). W marcu 1982 r. Adam Michnik tak pisał na ten temat: „Przecież nie spotkałem jeszcze nigdy człowieka, który by nie czuł się oszukany przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa, jeśli miał z nimi do czynienia. Dla tych ludzi [...] jesteś tylko materiałem do obróbki. Oni maja swoja specyficzna antropologi´: wierzą, że każdego człowieka można przekonać, to znaczy przekupić lub przestraszyć. [...] każde Twoje potknięcie, Twój upadek – nadają sens ich życiu. Twoja kapitulacja nie jest dla nich po prostu sukcesem zawodowym – jest racja ich istnienia” (A. Michnik, „Szanse polskiej demokracji” Londyn 1984, s. 9–10).

(s. 79 – 81)


Podkreśla, że w roku 1980 KOR był traktowany nieufnie zarówno przez władzę komunistyczną, jak i Kościół katolicki oraz robotników, co było przez SB umiejętnie podsycane. Dominujący dzisiaj obraz sympatycznych stosunków na linii KOR – komunistyczne władzę nie odpowiada historycznym realiom przełomu lat 70. i 80. i ukształtował się dopiero po roku 1989:

Cytat:
Ta powszechna nieufność wobec KOR, jak widać wyrażana w praktyce przez różnorodne reprezentacje społeczeństwa (niemal cały aparat władzy, większość hierarchów i księży Kościoła katolickiego, radykalne skrzydło „Solidarności”, a w pewnych sytuacjach także niezależnych intelektualistów), była podsycana przez władze aż do upadku PRL
(...)
Korowcy zbierali owoce tej schematycznej i w gruncie rzeczy prostackiej propagandy zarówno u schyłku PRL, jak i w III RP. Najpierw okazało się, że członkowie PZPR ulegli temu, co sami przez lata głosili. Jesienią 1988 r. jedną z kluczowych kwestii, o którą rozbijało się doprowadzenie do tzw. rozmów okrągłego stołu, było weto strony rządzącej wobec udziału w tych dyskusjach Michnika i Kuronia. Udało się porozumieć co do dziesięciu innych osób, ale te dwa nazwiska „politycznych wywrotowców” działały na aparat jak płachta na byka[39]. Po latach opisał ten mechanizm Jerzy Urban – rzecznik rządów gen. Jaruzelskiego i Mieczysława F. Rakowskiego: „Para ta pełniła funkcję politycznego diabła”, co „stworzyło tak mocny stereotyp zła, że rozmowy przy okrągłym stole odwleczone zostały duży kawał czasu, gdyż wydawało się możliwe negocjowanie z każdym, tylko nie z tymi dwoma”[40]. Paradoks tej sytuacji polegał na tym, że już wkrótce po 1989 r., po przejściu władzy przez obóz „Solidarności”, część przedstawicieli opozycji demokratycznej zaczęła negować wartość dotychczasowych wyborów m. in. Kuronia i Michnika, a także umniejszać, z czasem podważać, ich rolę w procesie odzyskiwania niepodległości[41].

Szybko pojawił się też nowy stereotyp korowca – kogoż, kto w tajemnicy, za plecami społeczeństwa porozumiał się z elita postpeerelowska. Taki obraz Komitetu został „wdrukowany” w podświadomość znacznej części społeczeństwa, a lista związanych z nim absurdów stale się wydłuża[42]. Jednocześnie grono dawnych członków i sympatyków ruchu ma oczywiście własna, subiektywna wizję wydarzeń, która wpisuje się w biała legendę KOR i ja współtworzy[43].”

[41] Jak dalece posunięte były te zarzuty, świadczy wypowiedź Jana Olszewskiego – kiedyż jednego z najściślej współpracujących z KOR adwokatów: „Adam Michnik był wytypowany do roli kogoż, kto dostarcza alibi. W więzieniu, do którego został wsadzony w stanie wojennym, ma książki, pisze, przekazuje stamtąd publikacje. To jest taki, jak gdyby dysydent okazowy” (J. Olszewski, Prosto w oczy. Z Janem Olszewskim rozmawia Polak-Pałkiewicz, Warszawa 1997, s. 200).
[42] W dwudziesta rocznicę rewolty czerwcowej jeden z liderów ursuskiej „Solidarności” powiedział: „Różowe hieny polityczne z części KOR żerujące na robotnikach, Kościele i Ojczyźnie miały tylko jeden cel – dorwać się po naszych grzbietach do władzy. Kuroń, Michnik i towarzysze, zapiekli w zoologicznej nienawiści do polskości, cynicznie rozgrywali nasze nieszczęście, krew i naiwność. Deklarowali faryzeuszowska pomoc, by podstępnie wkupić się w nasze polskie, katolickie, robotnicze środowisko” (cyt. za: A. Domosławski, op. cit., s. 17).

(s. 86-87)


Spałek podkreśla znaczenie Kuronia w tym czasie oraz fakt jego intensywnej inwigilacji przez SB, która kreuje Kuronia na wcielenie wszelkiego zła. Podkreśla pozytywną rolę Kuronia i tłumaczy przyczyny, dla których SB go demonizowała:

Cytat:
Spośród osób zaangażowanych w działalność opozycyjną centralną postacią w omawianych dokumentach jest Jacek Kuroń. Wyłania się z nich jako wcielenie wszelkiego zła i przyczyna zamętu także w samej opozycji (co przy uwzględnieniu niektórych cech jego charakteru i temperamentu nie jest zaskakujące). Ten obraz jest szczególnie charakterystyczny dla okresu posierpniowego. Zresztą źródła MSW – co w końcu nie dziwi – w coraz większym stopniu zajmują się wówczas „Solidarnością” niż KOR, którego działania w tym momencie były już głównie formalne. Kuroń poddany był pełnej inwigilacji, jego wypowiedzi skrupulatnie odnotowywano – funkcjonariusze jeździli za nim na wszystkie publiczne spotkania. Tygodniowe raporty zaczynają się od informacji na temat tego, co zrobił i powiedział Kuroń.”
(s. 89)


Cytat:
Konflikty międzyludzkie to wymarzony materiał dla służb policyjnych, a korowcy nie byli ludźmi z brązu. Ta grupa nigdy nie była jednolita ani jednomyślna, przechodziła wiele mniejszych i większych kryzysów – personalnych, ambicjonalnych czy związanych z odmiennymi wizjami formuły działania. Konflikty były stałym elementem spotkań i pracy[85].”

(s. 97)


Cytat:
To, co mogło być uznawane przez niektórych za wadę, w tamtym momencie historii niosło ze sobą korzyści. MSW najbardziej obawiało się właśnie Jacka Kuronia. W przełomowych momentach funkcjonariusze śledzili go niemal krok w krok.„
(s.99)


„Zamach stanu”, o którym pisze AŚ w tekście Spałka przedstawiony jest w szerszym kontekście. Oto tekst Spałka bezpośrednio poprzedzający cytaty Ściosa:

Cytat:
Zapewne korowcy uznawali, że wiedza więcej o sposobach prowadzenia wielkiej polityki niż robotnicy, którzy w większości (poza działaczami Wolnych Związków Zawodowych) znaleźli się w zupełnie nowej sytuacji. Zresztą szybko – w sposób naturalny – pojawiło się wielu chętnych do przewodzenia środowiskom robotniczym. Ruch, który powstał, zaczął nagle zmieniać bieg historii. Strategia oporu i przemian ustrojowych, konstruowana przez Komitet na lata, straciła rację bytu. Ale korowcy mieli wówczas bezcenne doświadczenie, a ich sztandarowe hasło „zamiast palić komitety – zakładajcie własne” zaczęło się pośrednio materializować. 11 października 1980 r. powstał jedenastostronicowy policyjny dokument Działalność KSS „KOR” podsumowujący okres ponad trzech miesięcy: od lipca do początku października, w którym ów proces walki o zakres wpływów na rodząca się „Solidarność” został uchwycony. Według opinii autorów raportu w tym czasie „w centrum zainteresowania KSS ≫KOR≪ znalazła się sprawa konfliktów między KSS ≫KOR≪ a grupa ekspertow [104] T[adeusza] Mazowieckiego przy M[iędzyzakładowym] K[omitecie] S[trajkowym][105] w Gdańsku, na tle rywalizacji o wpływy na NSZZ”. Prowadzono na ten temat w Komitecie liczne dyskusje. Zdania były podzielone, ale większość za wartość nadrzędna uznała utrzymanie jedności szeroko rozumianej opozycji demokratycznej. Podkreślano zresztą ambicjonalny charakter sporów, do których dochodziło przede wszystkim pomiędzy Kuroniem a Mazowieckim. Nie zmieniło to jednak zasadniczej opinii KOR o sterowaniu grupa Mazowieckiego przez Sekretariat Episkopatu. Jan Józef Lipski zastanawiał się nawet, czy nie jest to wyraz dążenia do organizacji wolnych związków zawodowych typu chadeckiego. Stanowisko to potwierdziła po części wizyta Wałęsy u prymasa (7 września), który „wyraził krytyczne stanowisko o KSS ≫KOR≪”, a jednocześnie zarekomendował przewodniczącemu Tadeusza Mazowieckiego. Wobec takiego rozwoju sytuacji Kuroń był zdecydowany „wszelkimi metodami” walczyć o wpływy w gdańskim Międzyzakładowym Komitecie Założycielskim, albowiem przekładały się one, jego zdaniem, na „wpływ polityczny na cały kraj”[106]. Jan Józef Lipski napisał, że w owym czasie „antykorowskie postawy i nastroje nie były bynajmniej rozpowszechnione”, a jedynie „często i hałaśliwie dochodziły do głosu”. W rzeczywistości było inaczej. Widać to już nawet częściowo we wspomnieniach Jacka Kuronia[107]. Niechęć Mazowieckiego i reszty ekspertów do KOR – o czym wspominaliśmy wcześniej – była bardzo duża. Komitet to była w ich mniemaniu czysta polityka, a Kuroń – jej emanacja. Wróg numer jeden dla władz, były więzień polityczny z sześcioipółletnim stażem. Niechęć była odwzajemniona.”


Opuszczony przez AŚ fragment tekstu Spałka zawiera pozytywne oceny Kuronia wobec działaczy RMP, co przeczy obrazowi, który wyłania się z raportów SB:

Cytat:
Kuroń dystansu działaczy RMP nie dostrzegał – mając na myśli ten sam okres, napisał o wzajemnych kontaktach tak: „Trzeba tu dodać, że nigdy nie spostrzegłem u nich ani krztyny partykularnych interesów, i wówczas, i potem zachowywali się wobec korowców i chłopców z ≫Solidarności≪ wyjątkowo lojalnie”[113]. Jeśli chodzi o jego kontakty z Wyszkowskim i ich odzwierciedlenie w aktach SB, to w tym wypadku wersje z obydwu źródeł są bardziej zgodne.”


AŚ pomija tez fragment tekstu następujący bezpośrednio po podanych przez niego cytatach – fragment, który przeczy tezie o przygotowywanym „zamachu stanu”:

Cytat:
Kuroń postanowił za wszelka cenę trwać w gronie najbliższym Lechowi Wałęsie. Od samego początku uznał za niezbędna pewna kontrolę poczynań przewodniczącego i ekspertów. Już 5 września niepokoił się faktem, że „cała sprawę na Wybrzeżu trzyma w swoich rękach Wałęsa, co [...] nie jest najlepszym rozwiązaniem” [118]”


Obraz, który wyłania się z tekstu Spałka jest więc zupełnie inny od tego, który sugeruje AŚ. Za plecami Wałęsy trwała normalna w takich warunkach walka o władzę i o wpływy. Przy czym Kuroń w tej walce kierował się nie tylko osobistymi ambicjami, ale także uzasadnionymi obawami o to, że przywódcom ruchu brakuje doświadczenia.

Niech każdy sam oceni, czy AŚ rzetelnie zacytował fragmenty artykułu Spałka, czy tez wyrwał je z kontekstu i zmanipulował? Czy jednowymiarowy i jednoznacznie negatywny obraz Kuronia, który kreuje AŚ odpowiada złożonemu, lecz w sumie pozytywnemu obrazowi tego polityka, który wyłania się z tekstu Spałka?


Pogrubienia podane wyżej pochodzą ode mnie.

cdn.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Paź 12, 2008 10:49 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jednak najpoważniejszy zarzut wobec AŚ w związku z omawianą "analizą" nie dotyczy wyrwania z kontekstu cytatów z artykułu Roberta Spałka tak, że ich sens jest sprzeczny z poglądami autora.

Najpoważniejszy zarzut dotyczy tego, że AŚ - jak to już zaznaczyłem wyżej - formułuje w swojej "analizie" trzy sensacyjne wnioski oraz jedną bardzo daleko idącą hipotezę (czy sugestię - odnośnie inspirowania Jacka Kuronia przez SB) na podstawie - jak twierdzi - obu podanych przez siebie źródeł, tj. na podstawie tekstu Wyszkowskiego oraz artykułu Spałka.

Tymczasem artykuł Spałka nie daje żadnych podstaw do wniosków, które sformułował Ścios.

1)
Cytat:
"już w roku 1980 istniało w środowisku ówczesnej opozycji przekonanie o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy"


W artykule Spałka nie nawet cienia aluzji nt. współpracy Lecha Wałęsy z SB!

2)
Cytat:
„Jacek Kuroń nie wahał się wykorzystać tej informacji do odsunięcia Wałęsy od pełnienia funkcji związkowych i pozbawienia go wpływu na Związek „


Przede wszystkim Spałek nie twierdzi, że Kuroń chciał odsunąć Wałęsę, ale że chciał uzyskać wpływ na działania Wałęsy.

Cytat:
"Kuroń postanowił za wszelka cenę trwać w gronie najbliższym Lechowi Wałęsie. Od samego początku uznał za niezbędna pewna kontrolę poczynań przewodniczącego i ekspertów. Już 5 września niepokoił się faktem, że „cała sprawę na Wybrzeżu trzyma w swoich rękach Wałęsa, co [...] nie jest najlepszym rozwiązaniem”

Spałek podaje, że Kuroń chciał osiągnąć swój cel (uzyskanie wpływu na Wałęsę) przez odsunięcie Wyszkowskiego:

Cytat:
„W dokumentach SB zapisano bowiem, że Kuroń i Bogdan Borusewicz „postanowili wydalić Wyszkowskiego z NSZZ”. I dalej: „Wpływ na podejmowane [przez kierownictwo „Solidarności”] decyzje KSS »KOR« zamierza zapewnić sobie poprzez powierzenie B[ogdanowi] Borusewiczowi funkcji sekretarza NSZZ”.


Spałek nie twierdzi, że Kuroń wykorzystał informację o agenturalnej przeszłości Wałęsy, gdyż - jak już pisałem - o takiej agenturalnej przeszłości Spałek w ogóle nie wspomina.

3)
Cytat:
„Niemniej interesująca jest postawa Jacka Kuronia, który proponując nocny „zamach stanu” chce przejąć władzę nad ruchem „Solidarności” i wepchnąć go w ramy struktur państwa komunistycznego. Rezygnacja z prawa do strajku i innych uprawnień statutowych „Solidarności” oraz powołanie „rad zakładowych” zmieniłoby związek na wzór leninowskich „rad pracowniczych”. ”


Spałek nigdzie nie pisze o tym, że Kuroń chciał wepchnąć "Solidarność" w ramy państwa komunistycznego oraz zmienić związek na wzór leninowski. To licentia poetica AŚ. Motywy działania Kuronia Spałek opisuje inaczej:

Cytat:
„Zapewne korowcy uznawali, że wiedza więcej o sposobach prowadzenia wielkiej polityki niż robotnicy, którzy w większości (poza działaczami Wolnych Związków Zawodowych) znaleźli się w zupełnie nowej sytuacji. Zresztą szybko – w sposób naturalny – pojawiło się wielu chętnych do przewodzenia środowiskom robotniczym. Ruch, który powstał, zaczął nagle zmieniać bieg historii. Strategia oporu i przemian ustrojowych, konstruowana przez Komitet na lata, straciła rację bytu. Ale korowcy mieli wówczas bezcenne doświadczenie, a ich sztandarowe hasło „zamiast palić komitety – zakładajcie własne” zaczęło się pośrednio materializować."


AŚ jednoznacznie sugeruje, że Kuroń był inspirowany przez SB:

Cytat:
„Jeśli weźmie się pod uwagę, że o planach Kuronia miał nie wiedzieć nestor KSS „KOR” prof. Edward Lipiński oraz sposób, w jaki Kuroń chciał dokonać puczu, można postawić zasadne pytanie o źródło inspiracji takich działań. Czy wynikały one wyłącznie z ambicji politycznych przejęcia przez KOR (Kuronia) władzy nad Związkiem, czy też były działaniami inspirowanymi z zewnątrz?”


Artykuł Spałka nie daje żadnych podstaw do takich sugestii. Przeciwnie - historyk IPN napisał wyraźnie, że Kuroń w tym czasie był uważany przez SB za uosobienie wszelkiego zła:

Cytat:
„Spośród osób zaangażowanych w działalność opozycyjną centralną postacią w omawianych dokumentach jest Jacek Kuroń. Wyłania się z nich jako wcielenie wszelkiego zła i przyczyna zamętu także w samej opozycji (co przy uwzględnieniu niektórych cech jego charakteru i temperamentu nie jest zaskakujące). Ten obraz jest szczególnie charakterystyczny dla okresu posierpniowego. Zresztą źródła MSW – co w końcu nie dziwi – w coraz większym stopniu zajmują się wówczas „Solidarnością” niż KOR, którego działania w tym momencie były już głównie formalne. Kuroń poddany był pełnej inwigilacji, jego wypowiedzi skrupulatnie odnotowywano – funkcjonariusze jeździli za nim na wszystkie publiczne spotkania. Tygodniowe raporty zaczynają się od informacji na temat tego, co zrobił i powiedział Kuroń.”


-----------------------------------------------------------------------


Sposób wykorzystania przez Ściosa wiarygodnego źródła, jakim jest artykuł historyka IPN, przypomina więc znany w czasach PRL dowcip nt. Radia Erewań:

P: Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają Mercedesy?
O: Prawda, ale z małymi poprawkami: nie w Moskwie tylko w Leningradzie, nie Mercedesy tylko rowery i nie rozdają tylko kradną.

Sensacyjne wnioski i daleko idąca sugestia zawarte w analizie Ściosa, nie są więc wiarygodnie udokumentowane (jak sądzi czytelnik po pierwszej lekturze tej "analizy") czterema źródłami, z których dwa pochodzą z IPN a dwa z GW. Jedynym źródłem, które daje podstawy do takich wniosków i do takiej sugestii jest list Wyszkowskiego. Ale to akurat nie jest sensacyjne. Gdyby na podstawie dzisiejszych tekstów Wyszkowskiego można było dojść do jakichkolwiek innych wniosków, niż te, do których doszedł AŚ - to byłaby sensacja. Ścios miał tego świadomość. Dlatego "podparł się" jeszcze trzema innymi źródłami, w tym artykułem historyka IPN. Taka drobnostka, że źródła te nie dają żadnych podstaw do tych wniosków Sciosowi nie przeszkadzała. Wyrwał z kontekstu cytaty, opuścił niewygodne fragmenty, dołożył coś od siebie i zachwyceni czytelnicy jego bloga zaczęli natychmiast "lać wazelinę":


Cytat:
@autor

Tekst dobry, na miejscu i jak na moje odczucia związane z "tamtym" okresem spójnie logiczny. Właśnie brakowało Mi podejścia w jakim celu rozgrywany był Wałęsa skoro środowisko WZZ-ów raczej nie miało wątpliwości co do Jego przeszłości.
Tutaj istotną role odgrywał czas a raczej jego upływanie. Nikt w zasadzie nie miał wątpliwości że "komuna" tak zupełnie drugi raz zaskoczyć się już nie da.
Teraz jakoś łatwiej przychodzi mi do głowy, czemu takie trudności były na początku z Wałęsą i czemu Gwiazdowie etc., choć Go popierali, jednocześnie dość wyraźnie mu nie ufali. Nie ufali bo wiedzieli kim jest, popierali bo ruchem mógł zawładnąć ktoś inny.
W myśl zasady lepszy rozpoznany wróg niźli całkiem obcy.
2008-06-16 19:43roko


Cytat:
@autor

Działalność niejakiego Kuronia wpisuje się w pewien schemat, którego częścią wspólną jest walka o powrót do władzy stalinistów.

- "List otwarty do partii", który nieprzypadkowo powstał po wyjściu Różańskiego, Fejgina i Romkowskiego z więzienia - stalinowscy mordercy rozpoczęli batalię o powrót do władzy.

- wydarzenia z marca 1968r. - wiadomo z meldunków Maleszki (TW Ketman, Return), że Kuroń starał się wykorzystać protest młodzieży przeciwko zdjęciu Dziadów do własnych celów politycznych

- przejęcie KORu, organizacji stworzonej przez Macierewicza i Naimskiego.

- próba puczu w Solidarności w 1980r.
2008-06-16 20:06antoni

Cytat:

Autor

Z tych wszyskich materiałow jakie ukazały sie dotychczas jednoznacznie wynika, ze cała z miane ustrojową zaplanowali i sterowali oficerowie służby bezpieczeństwa.A ci tzw. działacze opozycyjni to tylko sterowani wykonawcy.Nawet ci co nie podpisywali zadnych papierów wykonywali nie wiedząc polecenia centrali MSW.
Trzeba przyznać że plan był przygotowany perfekcyjnie, i należy się uznanie autorom i wykonawcom.
2008-06-16 21:21tadeusz


Cytat:
@ autor

Doskonały, inteligentny tekst.

Co do książki: ja muszę jechac do najbliższego miasta, co wykonałam natychmiast, ponieważ rano już telewizja oznajmiła, że książki jakby nie ma.
Pani w księgarni (zaprzyjaźniona) zrobiła wielkie oczy i powiedziała, że w/g jej inforomacji książka ukaże się... w lipcu.
Nic nie rozumiem.
2008-06-16 22:09mona


Cytat:
Podział ról

Co jeszcze uderza w przypomnianym przez Pana incydencie - to podział ról, jakie miały przypaść w przypadku puczu- potem te przydzielone przez jakąś "Obrigkeit" role były konsekwentnie kontynuowane. Cudowny przykład pani Łuczywo : z ojca, dziada i pradziada zasłużony przydział....O samym Kuroniu nie wspominając.
2008-06-16 23:16Joanna Mieszko-Wiórkiewicz


Cytat:
Pasjonujące - jak zwykle

(do czego Autor już nas przyzwyczaił!)

Na marginesie - trzeba pamiętać, że Kuroń był "zawodowym rewolucjonistą" i miał niespożyte siły w tworzeniu scenariuszy mających zrewoltować społeczeństwo i wynieść rewizjonistów do władzy. Społeczeństwo było mu potrzebne instrumentalnie, aby dostarczyć moc socjologiczną niezbędną do dokonania przewrotu. Społeczny koszt operacji był w zasadzie drugorzędny. Taka jest moja ocena Kuronia.

Pozdrawiam -
2008-06-17 00:58hrabia Pim de Pim


ITD, ITP

Oczywiście każdy z "wazelniarzy" w nagrodę zostaje pogłaskany przez Ściosa po głowie. I tak to się kręci...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Paź 19, 2008 6:32 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Już po napisaniu powyższych słów znalazłem w piśmie wydawanym przez IPN Pamięć i Sprawiedliwość nr 4 (2/2003) - a więc w tym samym, w którym opublikowano artykuł Spałka, na który powoływał się Ścios - pracę ŁUKASZA KAMIŃSKIEGO (ur. 1973) – adiunkta w Instytucie Historii Uniwersytetu Wrocławskiego oraz kierownik Referatu Badań Naukowych Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu. Tytuł: "Władza wobec opozycji 1976 - 1988". Na stronach 20-21 znajduje sie taki oto fragment, który uznać można za gwóźdź do trumny Aleksandra Ściosa jako tzw. autorytetu w dziedzinie badań historycznych. Pogrubienia pochodzą ode mnie:

Cytat:

Jednym z najważniejszych kierunkow działań podejmowanych przez aparat bezpieczeństwa w ramach „operacyjnej ochrony” NSZZ „Solidarnośc” było przeciwdziałanie opanowaniu Zwiazku przez „ekstremę”, a przede wszystkim ograniczenie wpływow działaczy KSS „KOR”. Obawiano się, iż nadadza oni Zwiazkowi antykomunistyczne oblicze polityczne, będa podsycac nastroje antysowieckie, a nawet – że będa tworzyc „grupy dywersyjno-sabotażowe” na wypadek interwencji ZSRR. Działaczom KSS „KOR” przeciwstawiano tonujaca rolę Kościoła: „Analiza wskazuje, że oddziaływania kleru i świeckiego aktywu katolickiego na ≫Solidarnośc≪ maja charakter konstruktywny. Zasadnicze niebezpieczeństwo dla kształtowania się oblicza ≫Solidarności≪ wynika z pozycji i wpływow zdobytych przez KSS ≫KOR≪ w tym zwiazku oraz popularyzowania politycznego i gospodarczego programu J[acka] Kuronia”. Zalecano rozmaite działania, by wyeliminowac ich z władz Zwiazku, m.in. przy pomocy agentury. W wielu wojewodztwach SB prowadziła „długofalowe gry [operacyjne] skierowane na odsuwanie elementow ekstremalnych od wpływu na ≫Solidarnośc≪”. Obawy przed „ekstrema” były tak daleko posunięte, że w lutym 1981 r. opracowano nie tylko plan działań na wypadek odsunięcia Lecha Wałęsy od przywodztwa w „Solidarności”, ale także ochrony go przed ewentualnym zamachem ze strony rywali. Co ciekawe, jednocześnie podejmowano także działania operacyjne zmierzajace do ograniczonego wzmocnienia grupy opozycyjnej wobec Wałęsy, aby pokazac mu jej siłę i skłonic do większej ustępliwości wobec władz50.

W walce o zminimalizowanie wpływow opozycji przedsierpniowej w Związku uczestniczyły także inne struktury władzy. Już w połowie września podjęto zmasowana kampanię propagandowa skierowana przeciwko członkom KSS „KOR”; 23 września 1980 r. aresztowano Leszka Moczulskiego, a następnie innych działaczy Konfederacji Polski Niepodległej. 30 października prokurator generalnyPRL Lucjan Czubiński rozesłał prokuratorom wojewodzkim „do umiejętnego wykorzystania w pracy politycznej i zawodowej” swoje słynne Uwagi o dotychczasowych zasadach ścigania uczestnikow nielegalnej działalności antysocjalistycznej51. Proba ograniczenia zasięgu przemian była długotrwała walka obozu władzy o niedopuszczenie do legalizacji Niezależnego Zrzeszenia Studentow oraz NSZZ „Solidarnośc” Rolnikow Indywidualnych.


Przypisy:

46 Por. H. Głębocki, „Solidarnośc” w grach SB 1981–1989 (przeglad wybranych problemow), „Arcana” 2003, nr 2, s. 81.

47 P. Piotrowski, Struktury Służby Bezpieczeństwa..., s. 56; T. Ruzikowski, op. cit., s. 130.

48 Por. G. Majchrzak, Poczatki „ochrony” NSZZ „Solidarność” przez Służbę Bezpieczeństwa (wrzesień 1980 – kwiecień 1981), niniejszy numer „Pamięci i Sprawiedliwości”.

49 Ibidem.

50 Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej [dalej: AIPN], 0236/277, t. 1, Operacyjna ochrona Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych przed wykorzystaniem ich przez elementy antysocjalistyczne do wrogiej działalności politycznej, styczeń 1981 r., k. 239–248; ibidem, Propozycje na telekonferencję 6 XII 1980 r., k. 311; ibidem, Telekonferencja, 2 IV 1981 r., k. 318; S. Cenckiewicz - Od „Klanu” do „Renesansu”. Operacje Służby Bezpieczeństwa wobec kierownictwa „Solidarności” w latach 1980–1982, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” 2002, nr 12, s. 38–39; G. Majchrzak, Truciciele z Solidarności, „Polityka” 2003, nr 43, s. 80–82.

51 AAN, KC PZPR, XIA/1319, Uwagi o dotychczasowych zasadach ścigania uczestnikow nielegalnej działalności antysocjalistycznej, październik 1980 r., k. 2–14.


Jak więc widać, SB nie dążyła do obalenia (jak sugerował Ścios) lecz do utrzymania Wałęsy na czele ruchu solidarnościowego, a celem SB nie było zwiększenie wpływów Jacka Kuronia na działania tego ruchu (jak sugerował Ścios) - wręcz przeciwnie!

Gdybym był Ściosem a rebour to bym zasugerował, że to nie Kuroń, ale ten, kto blokował działania Kuronia zmierzające do przejęcia kontroli nad ruchem mógł działać z inspiracji SB!

--------------------------------

Uważam, że niniejszym zdemaskowałem całkowicie rzetelność pseudoanaliz osoby, ukrywającej sie pod nickiem "Aleksander Ścios".

Uważam też, że niniejszym jest jasne, dlaczego Ścios usuwa moje wypowiedzi pod swoimi tekstami na swym blogu w salonie 24 - manipulator i kłamca obawia się demaskacji!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Nie Paź 26, 2008 8:45 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

O tym, jak absurdalne są wnioski i sugestie "Ściosa" i Wyszkowskiego pod adresem Jacka Kuronia świadczyć może jeszcze jedna okoliczność. Otóż Andrzej Czuma twierdzi, że działania Jacka Kuronia w roku 1978 mające na celu niedopuszczenie do porozumienia miedzy KOR a ludźmi, którzy później założyli ROPCiO wspierał Antoni Macierewicz.

Cytat:
Przed zawiązaniem RO prowadziliśmy negocjacje z Jackiem Kuroniem, Antkiem Macierewiczem, Anielą Steinsbergową, Ludwikiem Cohnem. Czasem porozumienie wydawało się bliskie, ale było widać, że Jackowi Kuroniowi chodzi o taką wspólnotę, w której on mógłby realizować swoje rozwiązania. Bardzo go w tym wówczas wspierał Antek Macierewicz.


http://www.polonus.mojeforum.net/tutaj-post-vp984.html#984

Ciekawe jakie wnioski na tej podstawie wysnułby "Ścios". No bo jeżeli Kuroń był inspirowany przez SB (co sugerują "Ścios" i Wyszkowski) a Kuronia bardzo wspierał Antoni Macierewicz, to ...

No właśnie. :)

W żadnym razie nie twierdzę, nie sugeruję itd jakichkolwiek związków między Antonim Macierewiczem a SB. To absurd.! Pokazuję jedynie do jakich absurdalnych wniosków prowadzi "spiskowe" rozumowanie oparte na prawdziwych faktach wyrwanych z kontekstu i zinterpretowanych ze złą wolą.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sob Mar 28, 2009 11:59 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Scios jaki jest kazdy widzi

Na poczatku przeczytalem kilka wpisow a ptem sobie dalem spokoj. Zdaje sie, ze oberwalo mi sie bluzgami gdzies po drodze.

Schemat jest zawsze taki sam: "Agent/aferzysta/TW/Sbek wszedl do sklepu z warzywami. Tego samego dnia w tym sklepie byl X- czlonek UW/PO/PSL/UD/KLD. Czy byla to przypadkowa wizyta? Wydaje sie na podstwawie znanych danyh, ze wrecz przeciwnie...." Niepotrzebne skreslic o dane nie pytac. Gdy sie juz zbudowalo ten szkielet mysli mozna doklejac do niego dalsze konstrucje i pieprzyc glupoty

bulgotnik Bagienny



http://galopujacymajor.salon24.pl/394186.html#comment-3661076
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej Gawlikowski



Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 388

PostWysłany: Pią Maj 13, 2011 4:31 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Musiały się dwa odłamy jednej sekty ostro pokłócić, żeby padło publicznie kim jest "Aleksander Ścios" - jeden z większych manipulantów prawicowej blogosfery.
Gdzie się służby kłócą, tam wióry lecą Wink

Cytat:
(...) Tu jest inaczej, nieufność powstaje tylko i wyłącznie na bazie insynuacji: najpierw Targalskiego (podpisujacego się jako Darski), który po prostu znalazł sobie sposób na zniechęcenie czytelników do NE jako konkurenta Niezalezna.pl po prawej stronie mediów; a nastepnie insynuacji pułkownika Piotra Bączka podpisującego się jako A. Ścios, który ma zadanie rozbijać każdą inicjatywę obywatelską dziejącą się poza PiS. (...)
Łażący Łazarz
13.05.2011, 13:47:29


http://lazacylazarz.nowyekran.pl/post/14153,rada-blogerow-pierwsze-koty-za-ploty#comment_104512
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Sob Maj 14, 2011 7:22 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

I jeszcze jeden wpis ŁŁ na ten temat:

Cytat:
Jest pułkownikiem mianowanym przez Antoniego Macierewicza.
Wiem to z pewnych źródeł ale nie będę zdradzał informatorów. Potwierdza to także porównawcza analiza tekstów tych "dwóch" osób, aż 4 notki Ściosa poświęcone personalnie obronie Piotrza Bączka (linki podawałem). Ponadto pytania zadawane Ściosowi na temat jego prawdziwej tożsamości najpierw były wykasowywane a potem wywołały bardzo nerwową reakcję. Najsmutniesze w tym wszystkim że pułkownik Bączek broniący interesów (jak sie okazało) głownie swojej koterii ma wielki krąg wyznawców, którzy wierzą, że mu chodzi o Polskę. Gdyby tak było, priorytetem Ściosa byłoby szukanie sojuszników dla PiS by wspólnie odsunać Tuska pod władzy i wtrącic go za kratki. Zamias tego zajmuje się rozbijaniem przyjaznego stronie konserwatywno-prawicowej środowiska wolnej myśli obywatelskiej - co pewnie bardzo cieszy onetowców, szefów WP.PL, TVN24 czy Radia Zet. Tu mamy wywołany przez niego czarny PR i wściekłe ataki na NE (najdynamiczniej rozwijającego się portalu) ze strony wszystkich innych serwisów, a po stronie lemingo-lewackich mediów cisza, wspomaganie wzajemne i picie sobie z dzóbków. Albo bardzo krótkowzroczny jest Pan Ścios-Bączek, albo programowo działa na szkodę Polski a na rzecz wąskiej grupy polityków pragnacych zachowania status quo na listach wyborczych.

http://lazacylazarz.nowyekran.pl/post/14153,rada-blogerow-pierwsze-koty-za-ploty#comment_105091

Oczywiście to jeszcze niczego nie rozstrzyga. Jeżeli jednak Piotr Bączek nie wystąpi na drogę sądową przeciwko Łażącemu Łazarzowi (a jego dane nie są dla blogowiczów tajemnicą), to hipoteza, że Ścios to Piotr Bączek stanie się jeszcze bardziej prawdopodobna.

Sprawa jest poważna, bo w okresie, gdy Aleksander Ścios swoimi komentarzami w blogosferze, insynuował różnym politykom powiązania z SB, WSI oraz sowieckim i rosyjskim wywiadem (poczynając od Jacka Kuronia czy Bronisława Komorowskiego), to pułkownik Piotr Bączek jeszcze był albo dopiero co przestał być szefem Zarządu I (Analiz) w SKW (Służba Kontrwywiadu Wojskowego) a także jeszcze był lub dopiero co przestał być pracownikiem Biura Bezpieczeństwa Narodowego (do 2010), które obsługuje Radę Bezpieczeństwa Narodowego - konstytucyjny organ doradczy Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w zakresie wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa państwa. Z tytułu swojej pracy w SKW a także w BBN pułkownik Piotr Bączek miał dostęp do wielu tajemnic państwowych. Czy Aleksander Ścios w swoich publikacjach internetowych i książkowych nie wykorzystywał tajnych informacji do których dostęp miał pułkownik Bączek?

Jest też faktem, że Piotr Bączek był także dziennikarzem Gazety Polskiej a także, że był podejrzany o przekazywanie tajnych informacji autorom programu "Misja Specjalna".

Elokwencję i inteligencję Piotra Bączka lepiej można poznać, gdy się go obejrzy się i posłucha w telewizji - http://video.google.com/videoplay?docid=2151778271894197710#

Jak widać oficerowie SB to były tępe i prymitywne buce a dobór kadr, którego dokonywał minister Macierewicz niewiele od tego modelu odbiegał.

Przypomnę także, że Piotr Bączek to nie jest jedyny funkcjonariusz specsłużb, który grasuje w środowisku okołoPiSowskim. Innym jest Jacek Guzowski, o którym była już mowa na forum - http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1620

Ilu jeszcze oficerów spesłużb i ich agentów jest czynnych w środowisku PiS? Strach się bać...

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pon Maj 16, 2011 7:19 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bełkot Ściosa na jego blogu. Jak łatwo mozna było przypuszczać ŁŁ jest agentem "ciemnych sił".

Cytat:
Pod tekstem „TRZECIA SIŁA” - DROGA DONIKĄD” zapowiedziałem jego kontynuację oraz dokończenie cyklu artykułów na temat „trzeciej drogi” i środowiska stojącego za portalem Nowy Ekran.

Przepraszam tych, którzy oczekiwali kolejnych odsłon. Dalszego ciągu. nie będzie.

Zdecydowałem o zaniechaniu tego wątku po zapoznaniu się z reakcjami blogerów publikujących na NE i w wielu innych miejscach Internetu. Nadto cenię własny czas oraz czas moich życzliwych czytelników, by nie poświęcać go ludziom, którzy dobrowolnie zamykają oczy na sprawy oczywiste, chcą odgrywać rolę „naiwnych - użytecznych” lub nie mają odwagi dostrzec jak haniebnie zostali oszukani. Nie odczuwam również potrzeby przekonywania kogokolwiek, że uczestnictwo w projekcie ”sierot po Lepperze” oraz przebywanie w towarzystwie ideowych spadkobierców Moczara jest nie do pogodzenia z elementarną uczciwością. Ludziom, którzy sądzą inaczej lub posiłkują się sofizmatami dla ukrycia własnej próżności czy koniunkturalizmu - nie mam nic do powiedzenia. Również dlatego, że sprawa dalszego funkcjonowania portalu NE i przyszłość projektów politycznych tego środowiska nic mnie nie obchodzi. Wskazałem na nie, ponieważ stanowiły wręcz modelowy przykład powoływania „nowych inicjatyw” przez grupy interesów wywodzące się z komunistycznej oligarchii. Komu z nimi po drodze – jego sprawa.
W dwóch poprzednich tekstach o fałszywej „idei trzeciej siły” podałem dość faktów i racjonalnych argumentów, by trafiły do przeciętnie rozumnego odbiorcy. Nie stosowałem wartościujących ocen ani personalnej krytyki. Żaden z podanych faktów nie został zanegowany lub podważony. Atakowano mnie natomiast za rzeczy których nie napisałem, w sposób nieuczciwy i daleki od przedmiotu sprawy.

Każda z informacji znajdujących się w moich publikacjach jest łatwa do zweryfikowania, bowiem wbrew pomówieniom idiotów nie korzystam z żadnej „wiedzy tajemnej”. By to wiedzieć i sprawdzić wystarczy podstawowa znajomość obsługi wyszukiwarki internetowej lub otwarcie linków pod moimi artykułami.

Cieszę się że teksty wywołały dyskusję na temat „trzeciej drogi” i zostały przyjęte jako forma ostrzeżenia. Dostrzegam, że było ono skuteczne, skoro skłoniło wiele osób do refleksji, a innych do podjęcia konkretnych decyzji. Mam nadzieję, że tym łatwiej będzie rozpoznać podobne „prawicowe” inicjatywy w przyszłości.

Uznałem, że nie ma potrzeby kontynuacji tego tematu z jeszcze jednego powodu. Natychmiast po publikacji tekstu „TRZECIA SIŁA” - DROGA DONIKĄD” człowiek podpisujący się jako Łażący Łazarz – redaktor naczelny Nowego Ekranu począł rozpowszechniać rewelacje, jakoby pod pseudonimem Aleksander Ścios skrywał się Piotr Bączek - były dziennikarz, doradca Antoniego Macierewicza, członek Komisji Weryfikacyjnej WSI, pracownik BBN. Poświęciłem ŁŁ zaledwie jedno zdanie w tekstach na temat „trzeciej drogi”. Brzmiało ono : „Postulat tworzenia „drugiej prawdziwej opozycji” – obecny choćby w tekście Łażącego Łazarza -„redaktora naczelnego Nowego Ekranu” - sformułowany na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, wydaje się blisko współbrzmieć z koncepcjami politycznymi forsowanymi w środowisku Pro Milito”.

Przyznaję, że niesłusznie zlekceważyłem łgarstwa „redaktora naczelnego”, traktując je jako objaw nienawistnego bełkotu kogoś, komu pokrzyżowałem plany. Są to pomówienie tylko pozornie absurdalne, bo za ich rozpowszechnianiem kryje się groźny zamysł. Z tej przyczyny nie można ich przemilczeć.

Zamieszczę próbkę tekstu ŁŁ, by zobrazować sposób argumentacji i istotę stawianego Ściosowi – Bączkowi „zarzutu”. Fragment ten mówi więcej o osobie ŁŁ, niźli obszerne analizy :

„Uderzenie nastapiło dość szybko ze strony wpływowego pułkownika Piotra Bączka (podpisujacego się jako Ścios) dziennikarza i oficera służb specjalnych, który dzialając w interesie wąskiej grupy bojacej się naruszenia dwupartyjnego status quo (stawką są miejsca na listach PiS) zrobił z NE to czym niszczył wcześniej ludzi i rozbijał wiele innych inicjatyw - zarzucając agenturalność. To świetny sposób na skłócanie prawicy. Mamy więc sytuację gdy służby specjalne SKW udając niezależnego blogera zarzucają agenturalność komuś tam za pomoca insynuacji i manipulacji tego typu: piszemy prawdę o jakiejś organizacji dotyczacą jej agenturalności, potem: piszemy prawdę o jakimś człowieku i jego (choćby bardzo formalnym) zetknięciu sie z kimś z tej agenturalnej organizacji a potem piszemy, że to znaczy tyle, że ten człowiek też jest agentem i wszystkie jego działania są agenturalne, jego podwładni mu służą i w ogóle wszystko jest podejrzane, fe, śmierdzi i najlepiej być od tego z daleka. Potem jedna i druga małokumata mądrala to kupuje (podobnie jak dziennikarze zachodni - kłamstwa bolszewickie) i głosi jako prawda objawiona”.

Jak zapewne wiele osób pamięta, Piotr Bączek był jedną z ofiar afery marszałkowej, szczegółowo opisywanej na moim blogu. 13 maja 2008 roku ABW dokonała przeszukania w mieszkaniach Leszka Pietrzaka – członka Komisji Weryfikacyjnej WSI, Piotra Bączka oraz dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Włączenie w zakres ówczesnej kombinacji operacyjnej WSW/WSI osób związanych z Komisją Weryfikacyjną stanowiło akt represji i miało posłużyć do uwiarygodnienia zarzutów korupcyjnych związanych z rzekomym przeciekiem informacji z aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI. W następstwie tych działań, Piotr Bączek i Leszek Pietrzak (podobnie jak wielu innych członków Komisji) zostali pozbawieni pracy i obrzuceni oszczerstwami. Przez następne miesiące członkowie Komisji Weryfikacyjnej stali się przedmiotem medialnej nagonki oraz doświadczali zainteresowania ze strony „nieznanych sprawców”; byli zastraszani, inwigilowani, stawali się ofiarami rozmaitych „incydentów samochodowych”. Również niedawno Piotr Bączek – dziś doradca Zespołu Parlamentarnego PiS ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, został zaszczycony przekazem ze strony „nieznanych sprawców”, gdy na płocie przed swoim domem znalazł powieszoną wiewiórkę.

Przed kilkoma dniami w tekście „SOWA IDZIE NA WOJNĘ” zwróciłem uwagę, że w środowisku oficerów byłych WSI rozpoczęto akcję zmierzającą do podważenia procesu likwidacji i weryfikacji tej służby, do postawienia przed sądem osób dokonujących weryfikacji (liczne zawiadomienia o rzekomych przestępstwach członków Komisji Weryfikacyjnej) oraz sporządzenia nowego kontr - raportu, w którym działalność formacji zostanie przedstawiona zgodnie z wolą „pokrzywdzonych”. Nie można również wykluczyć, że w ofensywę środowiska WSI wpisany jest plan dyskredytacji Antoniego Macierewicza, a uderzenie w szefa parlamentarnego zespołu PiS ds.zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej koresponduje z polityczny „zapotrzebowaniem” grupy rządzącej.

Użycie przez ŁŁ „zarzutu” o Ściosie – Bączku, a przede wszystkim rodzaj zastosowanej przezeń retoryki jednoznacznie wskazuje na proweniencję tej koncepcji i obnaża środowisko, którego myśli ŁŁ jest przekaźnikiem. Ilustruje również, kto i dlaczego jest tam postrzegany jako wróg. Nie trzeba przywoływać innych dowodów, by zrozumieć, kto stoi za osobą redaktora naczelnego NE i czyim inspiracjom podlega ten człowiek. Nie ma zatem konieczności dalszego uzasadniania, że za projektem Ryszarda Opary skrywają się „oficerowie LWP” oraz członkowie stowarzyszeń Sowa i Pro Milito.

Warto jednak wziąć po uwagę, że mamy do czynienia ze szczególnie haniebnym i groźnym zabiegiem. Prostackie kłamstwa „prawicowego blogera” ŁŁ stwarzają bowiem celowo nowy obszar zagrożenia dla osoby samego Piotra Bączka. To nie przypadek.. Po rzekomym zidentyfikowaniu Ściosa, to właśnie Bączek może stać się obiektem kolejnych działań „nieznanych sprawców” i doświadczać rozmaitych „aktów zainteresowania” ze strony środowisk, które chciałby dokonać rozprawy ze Ściosem. Warto pamiętać, że swoje kłamstwa ŁŁ rozpowszechnia w czasie, gdy przygotowywany jest końcowy raport zespołu ds. zbadania przyczyn tragedii smoleńskiej, w którym Piotr Bączek pełni rolę doradcy.
Jest jeszcze jedna charakterystyczna i groźna cecha tych pomówień. Ponownie przytoczę fragment wypowiedzi ŁŁ, w którym odpowiada na pytanie, skąd wie jakoby Bączek występował jako Aleksander Ścios.

Następuje odpowiedź:
„To w kregach bliskich GP znany fakt. Jako RedNacz mam teraz wieksze możliwości niż bloger bo sam współracuję z innymi mediami i róznymi środowiskami. Jednak personaliów osoby co mnie o tym poinformowała Ci nie podam. Poczytaj sobie teksty Bączka, zwróć uwagę na język, akapity, cudzysłowy, ulubine wyrażenia - i bedziesz tez miała jasnosć. A Ty Seawolf załóż gazetę prawicową a Ścios zaraz Ci sie ujawni, pisze w tylu miejscach i z tyloma podpisuje kontrakty. Przecież nie jako Ścios Wink”.
Pomińmy nonsensowny „dowód z analizy tekstu”. Pada tu jednak bardzo wyraźna sugestia, że do „zdemaskowania” Ściosa -Bączka przyczynił się przeciek z „kręgów bliskich” redakcji „Gazety Polskiej”. Wiadomo również, że ŁŁ rozpowszechnia informacje jakoby posiadał wiedzę z dokumentacji umów autorskich. To już rzecz poważna, która będzie miała dalsze konsekwencje.

Taka konstrukcja uzasadnienia kłamstwa zdradza nie tylko - kim w rzeczywistości jest ów ŁŁ, ale zmierza wyraźnie do pomówienia redakcji „Gazety Polskiej” i rzucenia podejrzeń na osoby z tego kręgu. Jeśli nawet ŁŁ jest zaledwie prymitywnym oszczercą lub półgłówkiem wymyślającym brednie w celu usprawiedliwienia własnych kombinacji, obrał niebezpieczną strategię obrony. Niech ludzie, którzy nadal traktują NE” jako portal blogerski, a w jego „redaktorze naczelnym” upatrują „prawicowego guru”, mają świadomość w jakim przedsięwzięciu uczestniczą i co ich czeka u kresu „trzeciej drogi”.

http://cogito.salon24.pl/303129,kto-buduje-trzecia-sile
http://cogito.salon24.pl/305425,trzecia-sila-droga-donikad
http://pomidorowa.nowyekran.pl/post/13887,ne-s24-scios-i-takie-tam

http://seawolf.nowyekran.pl/post/14352,prawda-czasu-prawda-ekranu


http://bezdekretu.blogspot.com/2011/05/kres-trzeciej-drogi.html

========================================

Nie wiem czemu, ale okoliczność, że Bączek jest "doradcą Zespołu Parlamentarnego PiS ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej" nie dziwi, a za to wiele wyjaśnia. Tandem Macierewicz-Bączek to absolutne mistrzostwo świata gdy idzie o spiskowe teorie, nieudolność i odlot. Po prostu PiS nie mógł lepiej wybrać! Smile . Proponuję, aby stanęli na czele sztabu wyborczego tej partii w najbliższych wyborach a sukces będzie murowany!

================================

I jeszcze finezyjny wpis Maryli (Elżbiety Schmidt) zacytowany przez Ściosa:

Cytat:
By zakończyć ten wątek, postawię sprawę jasno.
Tylko idiota bądź kompletny ignorant mógłby uwierzyć, że Ścios to Piotr Bączek.
Trafnie i dobitnie określiła zdolności ŁŁ pani Maryla z Blogmedia24 pisząc " ŁŁ gówno wie, a chamstwo zalewa mu rozum".

Trafnie, bo każdy w miarę rozumny człowiek, znający realia III RP wie, że gdyby niżej podpisany był doradcą Antoniego Macierewicza i członkiem Komisji Weryfikacyjnej WSI, zostałby bezwzględnie ujawniony już po miesiącu pisania pod pseudonimem.
Wielomiesięczna inwigilacja osób związanych z Komisją i SKW (w przypadku Bączka wiele innych czynności operacyjnych)wykluczałaby możliwość tego rodzaju sytuacji. Ujawnienie, że były pracownik SKW pisze pod pseudonimem i ujawnia kulisy obecnego układu - byłaby niebywałą gratką dla służb Donalda Tuska.
Z tego właśnie względu insynuacje ŁŁ są niezwykle groźne, choć nadal niewiele osób zdaje się to rozumieć.

ALEKSANDER ŚCIOS


http://cogito.salon24.pl/306926,kres-trzeciej-drogi#comment_4400028

======================================

Przykład "występów" "Maryli" - http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=955

Macierewicz, Ścios, Bączek, Maryla, Elżbieta Schmidt - mocna ekipa!

============================================

Argument Ściosa, że nie może być Bączkiem, bo ujawniłyby to "służby Donalda Tuska" jest, jak często u Ściosa, "logiczny inaczej" Smile .

Otóż "służby Donalda Tuska" ujawniłyby prawdziwą tożsamość Ściosa tylko wtedy, gdyby uważały ją za niebezpieczną i/lub gdyby Ścios działał wbrew ich planom. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Zasługi Ściosa (podobnie jak zasługi Bączka) w dzieleniu środowisk okołoPiSOwskich są niepodważalne. Ma on (czy też mają oni) istotny wkład w spychaniu PiS na pozycje psychopatyczne zarówno w sferze podejrzliwości i łatwości insynuowania powiązań różnych osób z różnego rodzaju służbami (polskimi i obcymi). Mają też poważny wkład w wykorzystywaniu katastrofy smoleńkiej do formułowania pozbawionych podstaw zarzutów o zamach.

Gdyby nie było Ściosa/Bączka, to "służby Donalda Tuska" powinny go (ich) wymyślić. Gdyby nie byli oni pożytecznymi idiotami, to musieliby by być agentami.

Dowód, że służby nie ujawniają porawdziwej tożsamości róznych "blogartów" grasujących w sieci wokół PiS jest przykład funkcjonariusza Jacka Guzowskiego, który występuje jako "Jacek" i mimo, że jego tożsamość jest znana, nie został ujawniony przez "służby Donadla Tuska".

To, że wielu zwolenników PiS nie widzi nic złego w tym, że na ich środowisko mają istotny wpływ funkcjonariusze tajnych służb to swoiste kuriozum, zwłaszcza, że nie kto inny, jak właśnie to środowisko, zarzuca drugiej stronie powiązania ze służbami i stara się je ujawniać.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej Gawlikowski



Dołączył: 11 Cze 2008
Posty: 388

PostWysłany: Czw Maj 19, 2011 12:18 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tekst Bączka jakby wzorowany na przyciężkawym stylu "Ściosa" Smile
Jakoś przebrnąłem przez to nudziarstwo, ale nie znalazłem nigdzie podstawowej informacji - takiej oto, że Bączek podaje do sądu "Łażącego Łazarza" (personalia są publicznie znane, adres do doręczeń również).
Czemu? Zgadnij, kotku... Smile

http://niezalezna.pl/10761-kombinacja-operacyjna-%E2%80%9Elazacy-lazarz%E2%80%9D
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Maj 19, 2011 2:14 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wklejam, bo po pewnym czasie może być niedostępny. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na początkowy fragment tego wywodu. Bohaterstwo i heroizm Bączka są równie potężne jak jego skromność. A równać się z jego bohaterstwem i skromnością może tylko jego profesjonalizm, widocznym goły okiem, gdy przeczyta się któryś z jego tekstów. Szkoda, że Bączek odrzucił liczne oferty pracy w mediach lub w administracji i po obaleniu komuny w 1990 roku pod Salą Kongresową udał się na wewnętrzną emigrację, bo III RP byłaby dzisiaj innym państwem. Na szczęście Antoni Macierewicz uratował Bączka i ten młody człowiek może nadal pracować dla kraju, tym razem odkrywając prawdę o smoleńskim zamachu i ujawniając kolejnych agentów wrażych służb.

Cytat:
Kombinacja operacyjna „Łażący Łazarz”

„Piotr Bączek jest blogerem Aleksandrem Ściosem, Bączek jest pułkownikiem służb specjalnych i ma zadanie skłócić przed wyborami nie tylko prawicę, ale zniszczyć również rodzące się inicjatywy obywatelskie” – takie i inne „rewelacje” przeczytałem ostatnio na kilku portalach internetowych.

Autorem tych „njusów” był znany bloger „Łażący Łazarz”. Potem przez kilka dni słuchałem pytań: „czy jesteś Ściosem”, „dochrapałeś się pułkownika”?

Zanim odniosę się do kwestii mego „pułkownikostwa”, blogowania pod pseudonimem Aleksander Ścios oraz rozbijania „inicjatyw obywatelskich”, nakreślę od siebie parę słów o tym demonicznym pułkowniku, który niszczy obecnie „inicjatywy obywatelskie” (jak to sformułowanie przypomina słowo wytrych rodem z PRL).

Od dziennikarza do weryfikatora

Prawdą jest, że przez szereg lat byłem dziennikarzem. Jednak pięć lat temu odszedłem z tego zawodu, dlatego wiele osób może nie pamiętać mnie z tamtego okresu. Swoją przygodę z tym zawodem rozpoczynałem pod koniec lat 80. w młodzieżowej, studenckiej i niepodległościowej prasie podziemnej, podkreślam słowo „podziemnej”. Byłem związany ze środowiskiem Federacji Młodzieży Walczącej Mariusza Romana, młodzieżówki Polskiej Partii Niepodległościowej Romualda Szeremietiewa oraz legendarnego MRKS Krzyśka Wolfa i Edka Mizikowskiego (m.in. kolportowałem pismo „CDN” i tam również ukazał się mój pierwszy tekst, chyba w 1986 r. lub 1987 r.). Byliśmy twardą, antysystemową opozycją, protestowaliśmy przeciwko umowom „okrągłego stołu”, wyborom kontraktowym, namaszczeniu przez „konstruktywną opozycję” „Jaruzela” na głowę państwa (czy ktoś jeszcze pamięta ówczesne hasła: „znajdzie się pała, na d… generała”, „PRON cię wzywa”), czy abolicyjnej dla komunistów „grubej kresce” premiera Tadeusza - „siły spokoju” – Mazowieckiego. Na początku 1990 r. demonstrowaliśmy pod Salą Kongresową przeciwko transformacji PZPR w SdRP, a „nasz rząd” wysłał na nas policjo-milicję. Z drugiej strony kształtowaliśmy się w duchu katolickiej nauki społecznej – np. w 1989 r. współorganizowałem w Warszawie pierwszą legalną demonstrację przeciwko obowiązującej wtedy ustawie z 1956 r. o dopuszczalności zabijania dzieci nienarodzonych. Z perspektywy lat stwierdzam, że ten sprzeciw przeciwko „magdalenkowym” umowom i „grubej kresce” uchronił mnie przed „heglowskim ukąszeniem” III RP, nie znalazłem się w „GW”, tym bardziej nie było dla nas miejsca w administracji państwowej. W prasie legalnej debiutowałem w 1991 r. – „Tygodnik Centrum”, „Nowy Świat” – pierwszym w oficjalnym obiegu wywiadem z profesorem Mirosławem Dakowskim o aferze FOZZ. Potem, aż do lipca 2006 r., współpraca i praca w kilku tygodnikach, najważniejsze etapy to „Gazeta Polska” i „Głos”. Moją ulubioną formą była , jak to sam określam, „publicystyka analityczna”. Przy skromnych wtedy źródłach – brak IPN, powstający dopiero internet, źródła dziennikarskie bojące się utraty pracy –starałem się uchwycić problemy III RP. Wzorowałem się na najlepszych autorach tego stylu z lat 80. – Józefie Darskim z podziemnej „Orientacji na prawo”, Ludwiku Dornie z „Głosu”, Józefie Mackiewiczu, ale też ich oponentach z obozu narodowego. Nie wymyśliłem więc żadnego oryginalnego „pióra” czy stylu, języka, sformułowań, które można bez trudu rozpoznać.

Prawdą jest, że znam ministra Antonioniego Macierewicza, i co więcej, o zgrozo dla niektórych, byłem jego pracownikiem. Nie jest żadną tajemnicą, że miałem ten zaszczyt, że byłem jego współpracownikiem, z kilkoma przerwami, od 1996 r. Byłem asystentem, dziennikarzem „Głosu”, redaktorem naczelnym tygodnika „Głos”, a w 2006 r. przez kilka tygodni także rzecznikiem prasowym min. Macierewicza.

Prawdą jest również, że byłem członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. Zostałem nim w lipcu 2006 r., wtedy też odszedłem z funkcji szefa działu „IV Rzeczpospolita” Gazety Polskiej. Do dziś pamiętam lipcowe popołudnie, kiedy oznajmiłem zdumionemu T. Sakiewiczowi, że odchodzę z redakcji. Jeszcze bardziej zdziwił się, kiedy na jego pytanie: „Dlaczego? Gdzie?”, odpowiedziałem: „Nie mogę tego teraz powiedzieć”. Komisja Weryfikacyjna starała się bowiem jak najdłużej nie ujawniać personaliów członków. Konsekwencja mojego wyboru było całkowite zerwanie wszelkich kontaktów z „Gazetą Polską”, co przez pewien czas było zagadką dla moich koleżanek i kolegów z redakcji. Niekiedy zastanawiam się, śladem myślenia pisarza Phillipa K. Dicka, co stałoby się, gdybym został w „Gazecie Polskiej” i nie podjął społecznej pracy w Komisji.

W maju 2008 r. w wyniku prowokacji, przeprowadzono w moim domu rewizję. ABW szukała u mnie tzw. „Aneksu do raportu z weryfikacji” oraz dowodów na korupcję w Komisji. Miałem stać swoistymi „drzwiami” służb specjalnych do min. Macierewicza. Prowokacja zakończyłaby się sukcesem, gdybym przechowywał przynajmniej jeden niejawny dokument lub chociaż jego kopię (co w starych służbach było praktyką nagminną i przez przełożonych przyzwalaną). Wtedy można byłoby skompromitować weryfikatorów i oskarżyć ich o wynoszenie tajnych dokumentów i handel nimi. W związku z rewizją w moim domu SKW zawiesiła mi certyfikat dostępu do tajemnic, z tego też powodu musiałem zrezygnować z pracy w sejmowej komisji śledczej ds. nacisków (jednak w czerwcu 2010 r. SKW potwierdziła ważność certyfikatu).

Na marginesie dodam tylko, że nieprawdziwe były również sugestie mediów, że członkowie Komisji otrzymywali pensję w wysokości 20 tysięcy zł miesięcznie, a potem sowite odprawy i posady w najlepszych spółkach. Członkowie Komisji pracowali społecznie, otrzymywali jedynie diety na obiad, ustawodawca nie przewidział bowiem pensji za tę harówę, a po 2007 r. ci „wrogowie rządu miłości i marychy” byli często, jako pierwsi wyrzucani z kolejnych miejsc pracy.

Prawdziwa jest także informacja, że pracowałem w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Od października 2006 r. byłem szefem Zarządu Studiów i Analiz, który trzeba było – tak, jak kilka innych biur SKW – stworzyć od podstaw. Szukaliśmy nowych ludzi, ale staraliśmy się również wykorzystać te pozytywne, niewielkie „promile” ze starych służb, zerwaliśmy z dotychczas panującą zasadą analizy typu „kopiuj, wklej”. O efektach tych zmian niech świadczy fakt, że w grudniu 2010 r. ZSiA, jako jedyny Zarząd SKW, został zlikwidowany, ponieważ nawet po odejściu tylu ważnych osób nie pasował do systemu służby: „czy się stoi, czy się leży kilka tysięcy się należy”. Natomiast ja z SKW zostałem zwolniony w grudniu 2007 r., kiedy nowy szef służby płk Grzegorz Reszka (grał fana Pink Floydów, których także lubię) natychmiast zdymisjonował mnie, razem z grupą kilku dyrektorów, z dotychczasowej funkcji i wręczył wypowiedzenie. Nie otrzymałem żadnej propozycji, z SKW nie wiąże mnie już żadna umowa, oficjalna lub niejawna, podobnie jak z innymi specsłużbami.

Prawdą jest również, że po SKW pracowałem w BBN, a teraz jestem doradcą parlamentarnego zespołu ds. tragedii smoleńskiej.

Na tym jednak prawdziwe enuncjacje niejakiego „Łażącego Łazarza” kończą się.

Kłamstwa niejakiego „Łażącego Łazarza”

Nie jestem i nie byłem pułkownikiem SKW, innych służb mundurowych lub wojska (chociaż wiekowo znajduję się już w grupie generałów).
Nie byłem i nie jestem współpracownikiem specsłużb. W okresie 2006 – 2010 byłem dwukrotnie lustrowany, podlegałem również w tym zakresie postępowaniom sprawdzającym.
Nie prowadzę działalności politycznej, nie jestem posłem.
Nie prowadzę także działalności rozłamowej wśród innych „inicjatyw obywatelskich”.
Nie jestem Aleksandrem Ściosem i nie znam Aleksandra Ściosa.
Nie publikowałem w prasie pod innym pseudonimem, nie prowadziłem nawet bloga, co świadczy raczej o moim zacofaniu cywilizacyjnym niż demonicznej przebiegłości „wpływowego pułkownika służb specjalnych”.

Oczywiście niejaki „Łażący Łazarz” podważy moje oświadczenie. Być może ogłosi nawet, że ten „wpływowy pułkownik Bączek”, dalej manipuluje opinią blogerską, ukrywa swoje prawdziwe oblicze, by zrealizować niecne plany zniszczenia wspomnianych „inicjatyw obywatelskich”, które mogą uratować nasz kraj. Niektórzy zwolennicy niejakiego „Łażącego Łazarza” nawet stwierdzą: „dlaczego mamy wierzyć Baczkowi, który przecież pracował w służbach i tam nauczył się kręcić bączki”. Otóż istnieje wiarygodny i obiektywny dowód – pierwszy wpis na blogu Aleksandra Ściosa pochodzi z 5 grudnia 2007 r. (godzina 8:15). Natomiast płk Grzegorz Reszka (to ten co lubi Pink Floydów) zwolnił mnie z SKW również 5 grudnia 2007 r.. Każda osoba zatrudniona w służbach specjalnych znajduje się pod wnikliwą kontrolą. Kontrola ta staje się bardziej dociekliwa i uporczywa, jeżeli osoba kontrolowana zaczyna stwarzać zagrożenie dla służby, władzy i elity rządzącej. Tymczasem ja jeszcze przez kilka miesięcy znajdowałem się pod tą „opieką” i to nie tylko SKW. Musiałbym być skończonym idiotą, gdybym w tym okresie prowadził antyrządowego bloga. Co więcej, służby specjalne nie wytropiły tej „wrażej” działalności antyrządowej. Przypomnę tylko, że w okresie od grudnia 2007 do przynajmniej lata 2008 byłem bardzo dokładnie inwigilowany przez ABW i SKW w związku z prowadzoną wtedy prowokacją przeciwko Komisji Weryfikacyjnej. Potem byłem sprawdzany przez SKW, która odebrała mi dostęp do informacji niejawnych. Przez 2 lata służba prowadziła postępowanie sprawdzające, które dopiero w czerwcu 2010 r. zakończyło się zwróceniem mi certyfikatu dostępu do informacji niejawnych. Dlatego rzekoma moja działalność blogerska zostałaby skrzętnie ujawniona przez służby już w tamtym czasie i natychmiast wykorzystana, przynajmniej medialnie (np. „weryfikator-bloger walczy z rządem za państwowe diety – 23 złote”), jeśli nie procesowo.

Pompowanie „łażącego”autorytetu

Dlaczego zajmuję niejakim „Łażącym Łazarzem”, tłumaczę się, wykazuję, że nie jestem „wielbłądem”, tracę czas, wynajduję argumenty, próbuję przekonać innych?

Pogłoski o tym, że jestem postrzegany jako Aleksander Ścios, docierały do mnie od kilku lat, bagatelizowałem je, z zasady nie dementowałem ich, znając regułę „dementi jest potwierdzeniem prawdziwości”. Słowem, miałem inne problemy.

Co stało się takiego, że zdecydowałem się przerwać milczenie?

Bynajmniej nie dlatego, żeby odciąć się od Aleksandra Ściosa, wręcz przeciwnie. Uważam jego „publicystykę analityczną” za bardzo ważną, wypełniającą lukę w spacyfikowanych mediach.

Porównanie mnie do jego osoby nie degraduje mnie ani nie wyróżnia.

Nie czyniłbym tego tak drobiazgowo, nie zajmowałbym się tymi „łażącymi” dywagacjami (dotychczas „Łażący Łazarz”, ani mnie grzał, ani ziębił), gdyby nie kilka spraw – jego kłamstwa są kolejnymi atakami na moją osobą, które wprost odbieram jako pogróżki. Po drugie, „Łażący Łazarz” przez kilka miesięcy stał się opiniotwórczą osobistością, która dąży do tworzenia ruchu społecznego. Jednak każda „inicjatywa obywatelska”, która była budowana na kłamstwie, okazywała się „zamkiem na piasku”. Jestem również jedyną osobą, która pod swoim nazwiskiem może zaświadczyć, że „Łażący Łazarz” ordynarnie kłamie. Aleksander Ścios chce pozostać anonimowy, dlatego jego stwierdzenia mogą być nieustannie podważane. W moim przypadku „Łażący Łazarz” nie może tak postąpić.

Podejrzewam, że niejaki „Łażący Łazarz” utożsamiając Bączka ze Ściosem miał inny cel. Jaki? Żeby odpowiedzieć na to pytanie przypomnijmy sobie twórczość „Łażącego Łazarza”. O niejakim „Łażącym Łazarzu” usłyszałem w czerwcu 2010 r., po jego dwóch publikacjach na temat tragedii smoleńskiej – „Gruppenführer KAT” oraz „Głowa zdrajcy”. Przypomnę, że „Łażący Łazarz” przeanalizował dostępną dokumentację i wskazywał na winnych największego dramatu powojennej Polski. Dzięki tym i kolejnym „smoleńskim” tekstom niejaki „Łażący Łazarz” stał się gwiazdą blogerską, zyskał rozgłos ponadinternetowy, wręcz autorytet w tej tematyce. Jego publikacje cieszyły się wielką popularnością, chociaż obecnie warto je przeanalizować jeszcze raz, ale pod zupełnie innym kątem, mianowicie jakich wątków zabrakło w tych tekstach?

Dość szybko „Łażący Łazarz” wykorzystał tę popularność – poinformował, że zbiera fundusze na nowy projekt, bardzo szybko dotarł do anonimowych sponsorów, zorganizował nowy portal (Nowy Ekran), skupił wokół siebie społeczność blogerską, twierdził, że dąży do ujawnienia całej prawdy o tragedii smoleńskiej, wysuwał coraz to bardziej śmiałe hipotezy (być może niektóre nawet prawdziwe), by w końcu ogłosić konieczność powstania nowego ruchu, środowiska, które wesprze Prawo i Sprawiedliwość w nadchodzących wyborach. Jednocześnie na Nowym Ekranie ukazał się m.in. wywiad propagujący generała Tadeusza Wileckiego. W ciągu kilku miesięcy stworzono autorytet, którego rzeczywiste cele były nieznane dla ogółu.

W miarę upływu czasu pojawiły się informacje na temat przeszłości i związków sponsorów nowego projektu medialnego. Jednak niejaki „Łażący Łazarz” nie odpowiedział na te informacje w sposób spokojny i wyważony, ale wściekle zaatakował blogerów (szczególnie Aleksandra Ściosa), próbujących dociec, kto stoi za sponsorami i czy mają oni jakieś niejasne powiązania.

Łażące kręcenie „bączka”

W tym momencie zamiast merytorycznej odpowiedzi niejaki „Łażący Łazarz” zakręcił przysłowiowego „bączka” na portalu. Nagle pojawiła się w jego wpisach moja skromna osoba, o której to można było przeczytać w różnych miejscach m.in.:

„Uderzenie nastapiło dość szybko ze strony wpływowego pułkownika Piotra Bączka (podpisującego się jako Ścios) dziennikarza i oficera służb specjalnych, który działając w interesie wąskiej grupy bojącej się naruszenia dwupartyjnego status quo (stawką są miejsca na listach PiS) zrobił z NE to czym niszczył wcześniej ludzi i rozbijał wiele innych inicjatyw - zarzucając agenturalność. To świetny sposób na skłócanie prawicy. (…)
Nie wiem kim Ty jesteś, ale jeżeli słyszę, że bloger A.Ścios to w rzeczywistości pułkownik służb specjalnych Piotr Bączek, zadaniowany [zwracam uwagę na użyte sformułowanie „zadaniowany”, stosując metodę analizy leksykalnej tekstów niejakiego „Łażącego Łazarza” można stwierdzić, że miał on do czynienia ze służbami specjalnymi, gdyż wyrażenie to jest zapożyczone z języka tego środowiska – PB] do rozmontowywania wszelkich inicjatyw obywatelskich za pomocą insynuacji o agenturalność (by po prawej stronie była tylko jedna opcja) to wszystko zaczyna mi sie pięknie składać. Wystarczy zresztą porównać teksty Bączka w Głosie [swoją drogą dlaczego niejaki „Łażący Łazarz zapomniał o moich tekstach w Gazecie Polskiej” – PB] i teksty blogera Ściosa, by mieć jasność, że to to samo pióro. Blogerzy powinni wiedzieć o takich rzeczach. (…)
Sporo tych bączków Ściosa. Składam jak Pan widzi 2 do 2 nie gorzej od samego pana pułkownika. Tyle tylko, że nie atakuję na zamówienie lecz staram się zrozumieć skąd idzie atak na mnie i NE. I dlaczego. (…)
Tu jest inaczej, nieufność powstaje tylko i wyłącznie na bazie insynuacji: najpierw Targalskiego (podpisującego się jako Darski), który po prostu znalazł sobie sposób na zniechęcenie czytelników do NE jako konkurenta Niezalezna.pl po prawej stronie mediów; a następnie insynuacji pułkownika Piotra Bączka podpisującego się jako A. Ścios, który ma zadanie rozbijać każdą inicjatywę obywatelską dziejącą się poza PiS. (…)
Jest [tzn. Bączek] pułkownikiem mianowanym przez Antoniego Macierewicza. Wiem to z pewnych źródeł ale nie będę zdradzał informatorów. Potwierdza to także porównawcza analiza tekstów tych "dwóch" osób, aż 4 notki Ściosa poświęcone personalnie obronie Piotra Bączka (linki podawałem). Ponadto pytania zadawane Ściosowi na temat jego prawdziwej tożsamości najpierw były wykasowywane a potem wywołały bardzo nerwową reakcję. Najsmutniejsze w tym wszystkim że pułkownik Bączek broniący interesów (jak sie okazało) głownie swojej koterii ma wielki krąg wyznawców, którzy wierzą, że mu chodzi o Polskę. (…)
Albo bardzo krótkowzroczny jest Pan Ścios-Bączek, albo programowo działa na szkodę Polski a na rzecz wąskiej grupy polityków pragnących zachowania status quo na listach wyborczych. (…)
Wybacz, ale nie uważamy by pisanie Ściosa/Bączka - działającego w imieniu tylko jednej frakcji PiS - powinno mieć wpływ na projekt, który jeśli sie uda, uważam za ratunek dla Polski i sposób na odsunięcie Tuska od władzy. Masz wyczucie socjologiczne, więc powinnaś wiedzieć, że takie innowacyjne projekty aktywizacyjne mogą dziś sie powieść".

Słowem ten Bączek, według „Łażącego Łazarza”, to jakaś demoniczna postać, „pułkownik trzymający nitki życia politycznego”, niczym dr Jekkyl i pan Hyde współczesnej Polski.

Zadaniowany bloger

Rozpętała się dyskusja na temat Ścios-Bączek, inni blogerzy Nowego Ekranu również doszukiwali się związków pomiędzy Bączkiem i Ściosem. W tekście „Prawda Nas Wyzwoli” stwierdzono m.in.: Niezbędne - w imię prawdy, w imię pełnej jasności intencji i przyjętych celów inicjatyw obywatelskich organizowanych przez NE – wydaje się udzielenie jednoznacznej odpowiedzi, czy wymieniany przez redaktora naczelnego NE Piotr Bączek ps. 'Aleksander Ścios' to ten sam Piotr Bączek - członek Komisji Weryfikacyjnej WSI, wieloletni współpracownik Antoniego Macierewicza, redaktor wydawanego od ponad trzydziestu lat pisma "Głos". (…) Jeśli redaktor naczelny NE miał na myśli zupełnie inną osobę, przypadkowo noszącą takie same imię i nazwisko jak przedstawiony powyżej Piotr Bączek - w imię przywoływanej na wstępie potrzeby prawdy - niezbędne wydaje się szersze przedstawienie tej osoby, dla pełnej wiedzy i jasności, jacy ludzie starają się stanąć na drodze zamierzeniom NE i skupionych wokół niego środowisk.

Także na innych portalach pojawiły się wpisy, powołujące się na „Łażącego Łazarza”, np. „Mnich Zarazy” na blogu Aleksandra Ściosa stwierdził: „Niepokojące jest to, że o naszym gospodarzu mówi się, że nie jest zwykłym blogerem ale osobą zadaniowaną [i znowu to specsłownictwo – PB] do rozbijania nowo powstających ruchów na prawicy. Konkretnie, że pułkownik Piotr Bączek ma wykonywać tą robotę. Mnie osobiście niepokoją takie pogłoski bo często czytam p. Aleksandra Ściosa (choć dawno już nie komentowałem) I nieraz polecałem swoim znajomym”.

Natomiast na portalu niepoprawni.pl niektórzy uczestnicy dyskusji dobrze oceniali publikacje „Łażącego Łazarza” na mój temat – blogerka „Ciri” pisała m.in.: „Jak myślisz, jak Łazarz miał udowodnić, że nie jest wielbłądem? Musiał ujawnić Ściosa, bo niestety - powiem dosadnie - jak ktoś Cię po jajach kopie, to chyba mu nie powiesz - stary tak nie można - tylko mu oddasz :)
Sorry za dosadność. Ale tak to wygląda z mojego punktu widzenia. Przypominam, że nie jestem facetem :)
(…) I nie dziw się, że reaguje jak reaguje - nie ma nic gorszego, jak mieć czysty plan i intencje (sprawdzone i nie podlane sosem służb) i zostać niesłusznie pomówionym przez swoich. Coś o tym wiem. (…) W samym PiS najprawdopodobniej jeszcze jest agentura, dlaczego więc GP miała być od nich wolna. Pytanie tylko jaka i dokąd prowadzi”.
Natomiast sam „Łażący Łazarz” oświadczył, że dobrze uczynił uosabiając Ściosa z Bączkiem: „powtarzam, oficerów służb specjalnych wprowadzających czytelników w błąd, że są niezależnymi blogerami etykieta nie dotyczy. Należy ich demaskować i tyle. Inaczej zawsze będziemy wszyscy manipulowani”.

Nie znam i nie znałem osobiście „Łażącego Łazarza”, podejrzewam również, że nie miałem nawet wątpliwej przyjemności chwilowego obcowania z tym osobnikiem. Nie komentowałem jego tekstów, w żaden sposób nie odnosiłem się również do jego osoby. Był dla mnie anonimową osobą. Jego atak nie był więc podyktowany osobistymi animozjami. Raczej był to wykalkulowany, wyrafinowany zabieg socjotechniczny, skierowania agresji, nienawiści wobec przedstawiciela określonego środowiska, To, że „obiekt ataku” nie jest osobą powszechnie znaną sprzyjał temu, gdyż wielu czytelników mogło uwierzyć w kłamstwa „Łażącego Łazarza”, że Bączek rozbija prawicę, niszczy „inicjatywy obywatelskie”, że jest „wpływowym” i „zadaniowanym” człowiekiem służb specjalnych. Musi jednak zastanawiać fakt, dlaczego „Łażący Łazarz” zaatakował Aleksandra Ściosa, którego utożsamił ze środowiskiem, które niedawno weryfikowało WSI, a obecnie zajmuje się tragedią smoleńską. Rzekomy związek Bączek - Ścios uznał za dyskwalifikujący dla tego znanego blogera. Stałem się „czarnym ludem”, którym postraszeni zostali czytelnicy „Łażącego Łazarza” – Ścios to Bączek, a Bączek to „zadaniowany” człowiek specsłużb. „Łażący Łazarz” nie wyjaśniał jednak czytelnikom jakie to były służby, pod czyim kierownictwem, w jakim okresie, nie wspominając już o tym, że z tych służb wyleciałem na przysłowiowy bruk, ostro hamując zębami, by nie wpaść w przepaść.

Był to podwójny zabieg „oczernienia” – Aleksandra Ściosa, ale i mnie. Dla mnie „Łażący Łazarz” nie przewidział żadnego prawa do obrony, czy choćby repliki. „Łażący Łazarz” uznał mnie za wroga, nawet nie konkurenta politycznego. Jest to o tyle dziwne, że działam w parlamentarnym zespole ds. tragedii smoleńskiej i wydawałoby się, że autor tekstów o tragedii smoleńskiej nie powinien dobierać argumentów w taki sposób, zohydzać osoby, której nawet nie zna. Taki zabieg mogła zrobić tylko osoba, której zależy na podważeniu prac tego zespołu, nawet poprzez oczernienie Bogu ducha winnego doradcy, który w istocie zajmuje się spinaczami - liczył się tylko efekt końcowy, mniejsza o metody.

Parlamentarny zespół dla „Łażącego Łazarza” stał się takim „czarnym ludem”, widoczne to jest np. w stosunku do posła A. Macierewicza. Dziwnym jak na osobę, która deklaruje, że zajmuje się wyjaśnianiem tragedii smoleńskiej. Oto z jednej strony publikuje artykuły demaskujące rząd Tuska, tworzy internetowy ruch protestu, ale z drugiej strony promuje generała Tadeusza Wileckiego, atakuje prawicowych blogerów i parlamentarny zespół, nie wspominając już o tajemniczych sponsorach.

Jak wytłumaczyć tę dychotomię i nagły atak „antybączkowych” parkosyzmów tej słownej agresji „Łażącego Łazarza”? Dlaczego kłamał na mój temat? Może brak wiedzy, wzajemne intrygi, dążenie do sławy za wszelką cenę? Inną możliwą odpowiedzią na te pytania jest stwierdzenie, że niejaki „Łażący Łazarz” uczestniczył (może nawet nieświadomie) w swoistej „kombinacji operacyjnej” wpływowych przedstawicieli środowisk biznesu, polityki, mediów, specsłużb. Kombinacji zbliżonej do prowokacji przeciwko Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. Działania te wzorowane, na PRL-owskich grach operacyjnych komunistycznych służb specjalnych, mogły dążyć do wykreowania nowego ruchu politycznego, który w przyszłości mógłby stać się partnerem PiS-u, a nawet zastąpić tę partię. Za taką interpretacją przemawia fakt, że niejaki „Łażący Łazarz” aktywnie uczestniczy, jak podaje infosfera, w oddolnych inicjatywach ruchu smoleńskiego. Może jest tylko przysłowiowym „użytecznym idiotą”, który naiwnie realizował odgórny plan skanalizowania niezadowolenia społecznego w pewnej enklawie, przejęcia społecznego ruchu smoleńskiego i zdyskredytowania innych.

Może…, ale czy tak inteligentna osoba jak „Łażący Łazarz” może postępować tak głupio?

PIOTR BĄCZEK
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz Hajduk



Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 25

PostWysłany: Pią Maj 20, 2011 1:00 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bączek napisał m.in.: Niektórzy zwolennicy niejakiego „Łażącego Łazarza” nawet stwierdzą: „dlaczego mamy wierzyć Baczkowi, który przecież pracował w służbach i tam nauczył się kręcić bączki”. Otóż istnieje wiarygodny i obiektywny dowód – pierwszy wpis na blogu Aleksandra Ściosa pochodzi z 5 grudnia 2007 r. (godzina 8:15).


Pierwszy wpis jako autor AŚ zamieścił kilka tygodni wcześniej, dokładnie 20 października 2007 r. o godz. 19.53. Tytuł mininotki "Wybór".
http://cogito.salon24.pl/77515,wybor

To było dzień przed wyborami parlamentarnymi. W dzień wyborów, 21 października 2007 r., Ścios zamieścił pięć wpisów.

http://cogito.salon24.pl/77516,z-nietzschego
http://cogito.salon24.pl/77517,pkw
http://cogito.salon24.pl/77518,tworczosc-legislacyjna-pkw
http://cogito.salon24.pl/77519,krycie-z-lewa
http://cogito.salon24.pl/77520,poczatek-konca-po


W sumie przed 5 grudnia 2007 r. notek było jeszcze 22, z czego większość wykonana w godzinach popołudniowych i wieczornych.

Zadziwiająco długi jest ten komentarz Bączka.

Nie wiem czy Ścios to pseudonim Bączka, ale jakoś tak się złożyło, że temu nie zaprzeczył.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> ORNAMENTATORZY Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum