Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Różne

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> TEKSTY HISTORYCZNE LESZKA MOCZULSKIEGO
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Sro Lip 27, 2011 7:26 pm    Temat postu: Różne Odpowiedz z cytatem

Moim zdaniem - tekst, który robi duże wrażenie. W tej dziwnej rozmowie, w której pytający w pewnym momencie mówi więcej, niż ten, który powinien z racji funkcji i roli, rozmówcy mówią niemal otwartym tekstem i o tragedii Warszawy zdradzonej przesz Sowietów, i o planach Stalina sowietyzacji Polaków i węzłowych problemach, którymi żył nurt niepodległościowy. Jeden z ostatnich tekstów Moczulskiego w "Stolicy". Za kilka tygodni na konferencji prasowej ogłosił powstanie ROPCiO, stracił pracę i rozpoczął jawną działalność opozycyjną.

Cytat:
WSPÓŁCZESNOŚĆ I HISTORIA

Rozmowa ze ZBIGNIEWEM ZAŁUSKIM


Pamięta Pan wyraźnie ten obraz: gdzieś, za horyzontem, na bezchmurnym sierpniowym niebie — czarny tuman dymu płonącego miasta...

Czy mógłbym kiedyś zapomnieć? Pamiętam to lato czterdziestego czwartego. Najpierw było bardzo piękne. W lipcu wyruszyliśmy z moich stron rodzinnych. Marsz przez Lubelskie, w jakiejś wielkiej euforii zwycięstwa i wolności. Piaszczysty brzeg Wisły, taki jak w piosence. Drewniany, długi most, gdzieś pod Holendrami. Zachodni brzeg. I następna rzeka, Pilica. Przed jej nurtem nowe miejsce postoju. Na krótko, na parę dni — jak myśleliśmy. I gęstniejąca sieć okopów niemieckich przed nami. I wtedy całą jasną radość tego lata przysłoniły dymy płonącej Warszawy. Tak bliskiej — i tak dalekiej...

Lecz jednak doszliście.

Tak. Znów był wrzesień, słoneczny jak tamten wcześniejszy o pięć lat. Słyszę ciągle turkot furmanek z moimi moździerzami, gdy weszliśmy w ulicę Grochowską. Znów Wisła, za nią wysoka skarpa, płonące miasto. Tamte dni jawią mi się w oderwanych obrazach, pełnych huku, smak tynku w ustach — z walących się ścian. Był tylko jeden rozkaz, innego nikt by nie słuchał: na tamten brzeg...

Aż Wisła stała się czerwona od krwi.

Tak, aż Wisła stała się czerwona od krwi... A później, zaczęła się już zima, patrzyłem przez nożycową lornetkę z Parku Praskiego na Warszawę. Na naszych oczach dopełniał się jej los. Każdego dnia słychać było eksplozje, widać burzone domy.

Wreszcie jednak ruszyliśmy znów.

Tym razem po lodzie. Jak odległe było wówczas to piękne lato, gdy dopiero zbliżaliśmy się do Wisły... Lód łamał się pod naszymi moździerzami, saperzy musieli go wzmacniać. Potem poszliśmy łukiem, przez Służewiec, samym skrajem Warszawy.

Tak doszedł Pan do miasta, które nim odzyskało wolność, zostało zburzone. Jest Pan człowiekiem w jakiś sposób urzeczonym historią; kiedy do tego urzeczenia doszło? Czy w tym równie radosnym jak gorzkim momencie, gdy maszerowaliście obok ruin Warszawy, miasta, którego nie było dane wam ocalić? Czy później, w Kołobrzegu, lub u bram Berlina? A może wcześniej, gdy drogę zagradzały wam ogień i woda. albo jeszcze wcześniej, nim dostaliście do ręki karabin? A może nastąpiło to jeszcze w dzieciństwie? Wychowywał się Pan w Siekierzycach nad Konopelką w tej nazwie pobrzmiewa dobre pięćset lat naszej historii.

A może to wszystko razem?

Któż to wie... Wycofuję pytanie, bo nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi... Wspomniał Pan ostatnio, że każde następne pokolenie musi dostrzegać mądrość i hart swych dziadków i ojców, bo tylko wówczas może odpowiednio wyżej podnieść poprzeczkę. Proszę powiedzieć, choć domyślam się co Pan powie, jaki wpływ na wysokość tej poprzeczki ma rozumienie i świadomość własnej narodowej historii?

Bez tego nie można jej umieścić inaczej, niż tuż przy ziemi. Tylko historia może dać miarę porównawczą naszym współczesnym wysiłkom. Wszystko dzieje się w czasie i tylko w czasie jest porównywalne. Ale przecież historia nie tylko dlatego jest nam niezbędna. Chcę wrócić do formuły Lelewela: naród — to zbiorowa pamięć przeszłości.

Dodam cytat kogoś bardzo nam nieprzychylnego: odbierzcie im historię, a przestaną być Polakami.

Właśnie. Przez dwieście lat w tym kraju walczymy o cele wielkie: niepodległość, postęp społeczny, wolność ludzi, demokrację. Wszystkie te cele spaja w monolit rozumne, niebezkrytycznie, ale pełne szacunku poczucie naszej historii. Bez jej odczuwania nie możemy być narodem.

Przypominam sobie nasze rozmowy sprzed blisko piętnastu lat. Byliśmy wówczas w ogniu dyskusji o konstruktywną funkcję historii, wzorce narodowych postaw i kreatorskie walory tradycji. To wtedy może najgłośniej krzyczeli ci, którzy sądzili, że wielkie procesy społeczne mogą rozwijać się w oderwaniu od gleby, z której wyrosły, a więc — jak to eksponowano w ,Królu Ubu" — w Polsce, czyli nigdzie. Obawialiśmy się, jak te prześmiechy szyderców, czy raczej ludzi, którzy chętnie zobaczyliby Polaków odciętych od swych korzeni — wpłyną na dorastające wówczas pokolenie. Czy nasze obawy nie były jednak zbyt przesadne, czy nie pomniejszaliśmy siły narodowej odporności?

Może ma Pan rację. To prawda, że tamto pokolenie, które już dorosło i coraz wyraźniej zaczyna dominować nad rozwijającymi się w kraju procesami — posiada poczucie narodowej historii, ciągłości i narodowej tożsamości. Choć może jest to poczucie tylko instynktowne. Więcej w nim serca niż wiedzy. Tak. nasze obawy były chyba przesadne, ale pamiętać trzeba o trwających szkodach, które wyrządzili i na inny sposób wyrządzają dziś szydercy. Nie potrafili oni wprawdzie osiągnąć swoich celów, bo jakiej to trzeba by mocy piekielnej, aby odebrać duszę narodowi? Ale uczynili wiele złego — utrudnili drogę choćby części młodzieży do zrozumienia własnej tożsamości i istoty własnych obowiązków. Zresztą, walka nie jest bynajmniej zakończona. Raz po raz dają o sobie znać ci, dla których społeczne poczucie żywego związku z narodową przeszłością stanowi największą groźbę i przeszkodę.

Tak, ta walka nie jest jeszcze zakończona. Ciągle są aktualne te same wielkie cele. W tej walce o narodową świadomość wkraczamy, być może, w okres decydujący. Jakie elementy rozumienia naszej narodowej przeszłości są dla losów tej walki, pańskim zdaniem, najważniejsze?

Na pewno poczucie niezłomności. Przecież historia naszych ostatnich dwustu lat - to historia niezłomności. Takiej, na której żadna klęska nie jest w stanie pozostawić rysy. A także ofiarność, gotowość do poświęcania interesów partykularnych tym największym, narodowym.

Wspominając te ostatnie kilkanaście lat dyskusji i sporów, myślę, że dużo się w tym czasie nauczyliśmy. Kiedyś wiele spraw wydawało się nam zbyt proste — tak jak prosty jest żołnierski obowiązek. Ale chyba do reszty zrozumieliśmy, że to nie tylko działania zbrojne stanowią jedyne, czy też główne, narzędzie uzyskania niepodległości. Nawet więcej; zrozumieliśmy że same działania zbrojne nie mogą wystarczyć dla osiągnięcia tego celu. Stąd chyba bierze się nasze współczesne, o wiele pełniejsze niż kiedyś zrozumienie, że do najcenniejszego dorobku narodu polskiego należy nie tylko ofiarna walka o niepodległość, ale także konstruowanie Rzeczypospolitej — państwa wolności i demokracji. W języku polskim słowo suwerenność ma najwyższy wymiar. Kojarzy się jednak ono nie tylko z państwem, także z suwerennością ludu, narodu. Czy nie sądzi Pan, że także w działalności publicystycznej, literackiej, artystycznej leży przed nami jeszcze jedno wielkie pole działania, być może, w jakimś sensie ciągle pole niczyje?

Drążyła mnie ta kwestia, m. in. gdy pisałem książkę o roku czterdziestym czwartym. Jest to przecież nie tylko rok wojny, wyzwolenia — ale w równej mierze rok budowy, tworzenia, trudnego otwierania dróg do przyszłości...

Mnie też „czterdzieści cztery" kojarzy się z poszukiwaniem jutra...

Ale w ten sposób dochodzimy do historii nam najbliższej. Do ostatnich trzydziestu paru lat. Boję się, że nasze spojrzenie — dziś żyjących, działających ludzi (a wielka ich część urodziła się już po wojnie) na naszą rzeczywiście najnowszą historię jest niepełne, bardzo niedoskonałe, że lepiej potrafimy odczytać nauki historyczne płynące z lat wojny czy wręcz wieku XIX, niż z naszych czasów.

Jest to także i kwestia dystansu.

Oczywiście, tego dystansu nam brakuje. Ale to nie jest wystarczający powód, aby wstrzymać się przed rzetelnym pogłębionym spojrzeniem na ostatnie trzydzieści lat, aby poddać analizie źródła naszych sukcesów i porażek, aby zrozumieć, które procesy są najważniejsze. Choćby z braku dystansu nasze wnioski były niepełne, to jednak do czegoś dojdziemy. Więc: dojść musimy, te ustalenia są nam bardzo potrzebne.

I taki jest chyba konstruktywny wniosek z naszej rozmowy.

Rozmawiał LESZEK MOCZULSKI


"Stolica" nr 3 z 1977
http://www.djvu.com.pl/Warszawa/Stolica/1977_nr_01-52/Stolica_1977_nr_02_09.01_s_1-16/Publikacja.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> TEKSTY HISTORYCZNE LESZKA MOCZULSKIEGO Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum