Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Długie ramię Moskwy" Sławomira Cenckiewicza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Pon Lis 05, 2012 8:33 pm    Temat postu: "Długie ramię Moskwy" Sławomira Cenckiewicza Odpowiedz z cytatem

"Długie ramię Moskwy" - Sławomir Cenckiewicz, Poznań 2011



Sławomir Cenckiewicz swoimi kolejnymi publikacjami zdobył sobie tak mocną pozycję w polskiej historiografii, że każda kolejna jego książka zasługuje na uważną lekturę i analizę. Szczegółowość i dokładność jego badań, ogrom wykorzystywanej bazy źródłowej a także tematyka dotycząca najnowszej historii Polski powoduje, że na kolejne jego dzieła czekamy z niecierpliwością. I oto w rok po "Annie Solidarność" doczekaliśmy się na "Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943-1991 (wprowadzenia do syntezy)". Książka liczy 535 stron.

Autor w obszernym wprowadzeniu (strony 17-37) charakteryzuje treść książki i jej konstrukcję w sposób następujący (str. 33-34):

Cytat:
Konstrukcja książki ma charakter chronologiczny i składa się z siedmiu rozdziałów.

Pierwsze trzy rozdziały — Ludowe Wojsko (nie)Polskie, Wywiadowcze korzenie i początki oraz „Kadry są najważniejsze": instruktorzy i ich agenci (1944-1956), są chronologiczno-rzeczowym wprowadzeniem do rozdziałów (IV-VII) opisujących dzieje wywiadu wojskowego w latach 1945-1991.

W zamierzeniu autora ramy czasowe rozdziałów IV-VII mają odpowiadać najważniejszym okresom w dziejach wywiadu wojskowego. Rozdział IV zatytułowany Walka z reakcją (1945-1956) opisuje pierwszy okres funkcjonowania wywiadu aż do przełomu roku 1956 r. Najobszerniejszy, ze względu na rozpiętość czasową narracji (25 lat), jest rozdział V — Na Zachód marsz... (1956-1981). Podczas tego ćwierćwiecza Zarządem II kierowało kolejno sześciu szefów: płk Tadeusz Jedynak (1955-1956), gen. Grzegorz Korczyński (1956-1965), gen. Włodzimierz Oliwa (1965-1971), płk Bolesław Szczepaniak (1971-1973), płk/gen. Czesław Kiszczak (1973-1979) i pik/gen. Edward Poradko (1979-1981). W tym czasie wywiad był nieustannie reformowany, czego najbardziej widocznym przejawem była częsta zmiana jego struktury organizacyjnej. Mimo wszystko był to stosunkowo najmniej burzliwy okres w dziejach Zarządu II, co nie oznacza, że osiągnął on w tym czasie jakieś spektakularne sukcesy wywiadowcze. Tych zresztą nie miał w całym okresie swojego istnienia.

W zupełnie innej sytuacji znalazł się wywiad wojskowy za czasów płk./gen. Romana Misztala (1981-1990), a później gen. Stanisława Żaka (1990-1991). Dramaturgię sytuacji oddaje tytuł rozdziału VI — Pożar (1981-1987). Był to okres największego kryzysu w dziejach wywiadu wojskowego, który wynikał przede wszystkim z jego znacznej dekonspiracji spowodowanej kilkoma poważnymi dezercjami. Najważniejszą z nich była prawdopodobnie ucieczka kpt. Jerzego Sumińskiego, który w 1981 r. wyjechał do Wiednia, gdzie zgłosił się do ambasady Stanów Zjednoczonych, prosząc Amerykanów o azyl polityczny. Sumiński służył w kontrwywiadzie i jako oficer Wydziału VI Szefostwa WSW zajmował się „ochroną kontrwywiadowczą" wywiadu wojskowego. Wiedza, którą dysponował Sumiński i którą przekazał Amerykanom (również w postaci wykradzionych dokumentów), była bardzo rozległa. Odpowiadał on bowiem za zabezpieczenie kontrwywiadowcze strategicznych jednostek organizacyjnych Zarządu II, w tym m.in.: Oddziału I (niemiecko-skandynawski), Oddziału IV (romański), Oddziału XIII (Agenturalny Wywiad Operacyjny), Kartoteki Operacyjnej, Wydziału Łączności Specjalnej i Wydziału Współpracy z Państwami Układu Warszawskiego.

W rozdziale VII — „Rewolucja wojskowa" Misztala (1987-1991) — podjęto z kolei próbę opisania wywiadu wojskowego w schyłkowej fazie jego istnienia. Ówczesne niedobory budżetowe, dekonspiracje i brak sukcesów wywiadowczych skierowały uwagę Zarządu II w stronę kapitału państwowego i biznesu. Najbardziej spektakularną formą tej aktywności była opisana w tym rozdziale sprawa wykorzystania współpracownika Oddziału „Y" Grzegorza Żemka ps. „Dik" w operacjach finansowych związanych z powołanym w 1989 r. Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.

Będąc przekonany, że ostateczny kres środowiska wywiadu wojskowego PRL nastąpił dopiero w 2006 r. z chwilą likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, zdecydowałem się na napisanie również quasi-rozdziału zatytułowanego Życie po życiu (1991-2006). Jest on przeglądem najważniejszych wydarzeń związanych z funkcjonowaniem WSI. Nie jest natomiast opisem likwidacji i weryfikacji tych służb z lat 2006-2007 oraz związanych z tym następstw.

Całość monograficzną uzupełnia 26 wykresów i tabel rozmieszczonych w różnych częściach książki. Wśród tabel sumarycznych warto zwrócić uwagę na wykaz oficerów Armii Czerwonej pełniących służbę w różnych strukturach komunistycznego wywiadu wojskowego w latach 1943-1958 (...)

Do książki dołączono także dwa aneksy. Pierwszy z nich zawiera szczegółowy zakres działania komórek organizacyjnych Zarządu II w latach 1983-1990, drugi zaś to słownik ważniejszych pojęć stosowanych w wywiadzie wojskowym PRL. Znajdujący się na końcu słownik pojęć i terminów wywiadowczych powinien nieco ułatwić lekturę książki, której treść — niestety — nacechowana jest specyficznym językiem wojskowych tajnych służb.


Całość uzupełnia monumentalna bibliografia (26 stron!) oraz indeks nazwisk.

***


Ostatnio zmieniony przez Administrator dnia Wto Lis 06, 2012 10:20 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Wto Lis 06, 2012 8:23 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Sławomir Cenckiewicz znany jest z emocjonalnego stosunku do przedmiotu swoich zainteresowań a także z manifestowania swoich politycznych przekonań, co znajduje wyraz w jego publikacjach. Kłóci się to z wyobrażeniem o bezstronnym naukowcu, który dokonuje chłodnej analizy opisywanych zjawisk. Nie inaczej jest i tym razem, co - niestety - może utrudniać lekturę, zwłaszcza u osób, które nie podzielają emocji i poglądów politycznych autora. Moim zdaniem ma to też niekorzystny wpływ na treść książki i może podważać zaufanie do obiektywizmu autora.

Książka jest dedykowana
Cytat:
Śp. Prezydentowi Rzeczypospolitej Lechowi Kaczyńskiemu (1949-2010) inicjatorowi likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, będących kontynuacją wywiadu wojskowego PRL
.

Liczba różnego rodzaju publikacji wydanych po 4 kwietnia 2010 dedykowanych Lechowi Kaczyńskiemu niebawem dorówna liczbie wydawnictw dedykowanych Janowi Pawłowi II, co wywołuje coraz bardziej powszechną irytację (podobnie, jak w przypadku większości dzieł dedykowanych Polskiemu Papieżowi). Zwłaszcza, że - inaczej niż w przypadku Polskiego Papieża - zasługi i wielkość Lecha Kaczyńskiego są dyskusyjne. Jeszcze bardziej drażniące może być przypisywanie Lechowi Kaczyńskiemu wątpliwych zasług - w tym wypadku "inicjatora likwidacji WSI" - w sytuacji gdy likwidacja tych służb była wspólnym postulatem obu głównych partii w Sejmie (PO i PiS). To, co partie te podzieliło później, była ocena sposobu, w jaki tej likwidacji dokonano (trochę analogicznie, jak z uchwałą lustracyjną w Sejmie I kadencji, która została uchwalona głosami kilku partii, w tym KPN, a późniejszy ostry spór dotyczył nie samej zasady, ale sposobu jej realizacji przez Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza).

Pisząc we wstępie o Ludowym Wojsku Polskim Sławomir Cenckiewicz nie kryje swojej krytycznej oceny tej formacji, jako narzędzia zniewolenia Polski przez komunistów po II wojnie światowej. Jednak gdy autor opisuje mit LWP jako rezerwuaru sił "narodowych i patriotycznych", który był upowszechniany w PRL, nie sposób nie zadać sobie pytania, jak z tej perspektywy należy postrzegać słynna koncepcję "Głosu", ogłoszoną pod koniec stanu wojennego (nr 43, z maja-czerwca 1983), która postulowała porozumienie Kościoła, Solidarności i ... komunistycznego wojska właśnie! Przypomnijmy:

Cytat:
Co pozostaje? Co jest trwałe? Na czym można budować, jeśli by się chciało?(...) Najtrwalszą polską instytucją jest Kościół katolicki (...). Solidarność powstała jako państwo związkowe. Nie widać obecnie możliwości legalnego odtworzenia jej w tym kształcie, ale ciągle stanowi klucz do problemu niepodległości polskiej pracy (...). Trafnie mówił o tym w grudniu 1982 Lech Wałęsa: „Wszyscy, którzy uczestniczyli w Sierpniu, uczestniczą w nim nadal i musimy mieć tego świadomość”(...). Czy po stronie władzy istnieją jakiekolwiek elementy trwałe, niezbędne społecznie, zakorzenione w życiu narodowym (…)? Aby rozstrzygnąć tę kwestię warto zastosować procedurę redukcyjną, zastanowić się, bez jakich instytucji nie można sobie wyobrazić niepodległej Polski (…). Otóż można sobie wyobrazić Polskę bez partii komunistycznej, policji politycznej typu sowieckiego, czyli SB, PRON-cia, WRON-y, PAX-u... (…) Na zajmowanym przez nas obszarze Europy nie można natomiast wyobrazić sobie niepodległej Polski bez polskiego wojska (...). Także w przyszłej, niepodległej Polsce – a wszyscy wierzymy, że jej dzień kiedyś nadejdzie – walczące o nią i broniące jej wojsko polskie będzie, bo inaczej być nie może, bezpośrednią kontynuacją, także personalną, obecnej armii (…). Trudno sobie wyobrazić odzyskanie niepodległości przez Polskę czy też zmniejszenie zakresu jej podległości bez udziału wojska. Wojsko będzie niezbędne każdemu państwu polskiemu i w znacznej mierze będzie to armia ukształtowana w systemie komunistycznym. Czyż wobec tego pozyskanie – jak się to formułuje – wojska do prac narodowych i niepodległościowych nie jest jedyną drogą wyjścia? (…)

http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=003083043001

Na każdej stronie książki Sławomira Cenckiewicza znajdziemy kolejny dowód na to, że koncepcja "Głosu" była co najmniej przejawem gigantycznej naiwności. Naiwności, dodajmy, która była już widoczna w realiach 1983 roku i jej dostrzeżenie już wówczas nie wymagało specjalnej przenikliwości (czego dowodem publikacje w prasie podziemnej tego okresu). Była to koncepcja tak kuriozalna a zarazem zgłoszona przez tak poważne podziemne pismo, że - abstrahując od sympatii politycznych gdańskiego historyka - trudno doprawdy zrozumieć, czemu autor "Długiego ramienia Moskwy" o tym nie wspomina pisząc o "micie LWP".

Podobne refleksje nasuwają się, gdy na początku "Wprowadzenia" postawiony zostaje problem późnej likwidacji WSI:

Cytat:
Jak to się stało, że dopiero w siedemnastym roku budowania demokratycznej Polski rozmontowano tę postsowiecką redutę, zlokalizowaną w najdalej na wschód położnym kraju zachodniej części Europy.


No właśnie! W tym kontekście spodziewałbym się jakiejś wzmianki o układach z Magdalenki, o porozumieniach Okrągłego Stołu oraz o odrzuceniu przez Sejm w styczniu 1992 roku projektu ustawy o Restytucji Niepodległości. Owszem, każde z tych wydarzeń ściśle wiążą się z Osobą, Której Książka Jest Dedykowana, ale czy pytanie postawione na wstępie (choć bez pytajnika), może pozostać bez jakiejkolwiek odpowiedzi?

To tylko kilka przykładów pokazujących w jaki sposób dzisiejsze poglądy polityczne autora utrudniają mu przedstawienie pełnego obrazu opisywanej rzeczywistości czy też postawienie przysłowiowej "kropki nad i" przy dokonywaniu naukowej analizy. Gdy książka dotyczy pierwszych dekad Polski Ludowej problem ten nie jest widoczny, inaczej jednak gdy omawiana jest dekada ostatnia...

***

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Wto Lis 06, 2012 4:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

We "Wprowadzeniu" autor wyjaśnia także ważne kwestie terminologiczne, na co zwracam uwagę, bo sam często spotykam się z problemem używania nazw "LWP" oraz "PRL".
Cytat:

Na kartach książki konsekwentnie używam terminu „Ludowe Wojsko Polskie" (LWP), który nigdy nie stał się oficjalną nazwą armii komunistycznej Polski. W okresie powojennym pojęcie to stosowano głównie w celach propagandowych, by odróżnić powstałe w 1943 r. formacje zbrojne od armii Polski niepodległej (przedwojennej i wojennej oraz tzw. drugiej konspiracji). Paradoksalnie z podobnych względów, przede wszystkim z szacunku do suwerennych tradycji oręża polskiego, posługuję się terminem „LWP" w niniejszej pracy. Z podobnych powodów używam czasem formuły „Zarząd II Sztabu Generalnego LWP", zamiast „Zarząd II Sztabu Generalnego WP".

Mając świadomość, że Polska Rzeczpospolita Ludowa (PRL) istniała formalnie w latach 1952-1989, dla okresu wcześniejszego (1944-1952) starałem się używać pojęcia „Polska Ludowa". zamiast „Rzeczpospolita Polska", która kojarzy się z tradycjami Polski niepodległej.


W związku z tą ostatnią kwestią mamy do czynienia z drobną niekonsekwencją (i to w samym podtytule pracy). Otóż określenie "wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943-1991" jest wewnętrznie sprzeczne, gdy idzie o końcową datę, chyba, że autor określenie "Polska Ludowa" odnosi także do okresu transformacji ustrojowej (1989-1991?), ale ta kwestia nie została we "Wprowadzeniu" wyjaśniona.

***

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Wto Lis 06, 2012 8:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pierwsze trzy rozdziały książki, zgodnie z zapowiedzią autora, stanowią jedynie wprowadzenie do właściwej treści książki i czyta się je bardzo łatwo. Są tu zebrane i przypomniane znane już fakty, dotyczące początków LWP i wywiadu wojskowego oraz dotyczące ich funkcjonowania w latach 40. i 50.

Sławomir Cenckiewicz przypomina dominująca rolę sowieckich oficerów w "odrodzonym wojsku":

Cytat:
W latach 1943-1945 w polskiej armii Stalina służyło blisko 20 000 Sowietów. Pełnili najważniejsze funkcje w Sztabie Głównym WP (ok. 70% stanowisk). W 100% opanowali stanowiska szefów oddziałów, zaś w 86,5% zastępców szefów oddziałów i szefów wydziałów (str. 45-46).


Cytat:
Sowieci traktowali "polski wywiad" jak część składową GRU (str. 50).


Cytat:
Naczelne Dowództwo WP tworzyli doświadczeni współpracownicy sowieckich tajnych służb (Michał Rola-Żymierski, Zygmunt Berling, Aleksander Zawadzki, Marian Spychalski) oraz generał Armii Czerwonej (Władysław Korczyc). Również 1. i 2. Armia WP dowodzili Sowieci - gen. Stanisław Popławski i gen. Karol Świerczewski (str. 63).

Wywiad wojskowy, podobnie zresztą jak całe wojsko, tylko nazwą przypominał przedwojenna "dwójkę".


Omawiając kadry wywiadu LWP w latach 40. i 50. autor opisuje w sposób bardziej szczegółowy osobę płk. Wacława Komara, "wywodzącego się ze środowiska przedwojennych polsko-żydowskich komunistów", agenta GPU/NKWD i zwiadowcy w Brygadzie im. Jarosława Dąbrowskiego w wojnie hiszpańskiej" (str. 67 i nast.), który w 1945 roku zastąpił sowieckiego instruktora Oddziału II Sztabu Generalnego (czyli wywiadu wojskowego). W 1947 roku Komar przyspieszył proces "polonizacji" wywiadu wojskowego a równocześnie - zgodnie z ówczesnymi tendencjami sowieckimi - stanął na czele wywiadu cywilnego, czyli Wydziału II MBP (str. 71). Jednak w 1949 roku, w wyniku stalinizacji wojska (ministrem obrony narodowej został sowiecki marszałek Konstanty Rokossowski), zaczęła narastać krytyka polityki kadrowej Komara (str. 74-75). W 1950 roku Komar został odwołany a w 1952 - aresztowany. W operacji tej uczestniczył m.in. kpt. Czesław Kiszczak (str. 77).

Sławomir Cenckiewicz polemizuje w tym miejscu z poglądem niektórych historyków, którzy

Cytat:
w przyczynach represji wobec Komara i jego ludzi (często żydowskiego pochodzenia) dopatrują się wyłącznie antysemityzmu, który wiążą ze zmiana kursu Stalina wobec Żydów po 1948 r., z tzw. sprawą Rudolfa Slanskiego w Czechosłowacji i spiskiem lekarzy kremlowskich (1951-1952).
(...)
Wiemy obecnie, że skala nadużyć finansowych w LWP w pierwszych latach jego funkcjonowania była znacznie szersza, dotyczyła wielu oficerów (różnej narodowości) i wykraczała poza ramy wywiadu (str. 82-82).


Kolejnymi szefami wywiadu wojskowego byli oficerowie GRU: gen. Konstantyn Wasilijewicz Kasznikow" (str. 86) oraz płk Fiedor Tichonowicz Wiedmin (str. 87). W 1951 roku zmieniono nazwę wywiadu wojskowego z Oddziału II na Zarząd II Sztabu Generalnego. Pod koniec 1955 roku, w związku z rozpoczynającą się destalinizacją, na czele wywiadu wojskowego stanął płk Tadeusz Jedynak (str. 87). Wreszcie po Październiku szefem Zarządu II Sztabu Generalnego LWP został gen. Grzegorz Korczyński, który w czasach stalinowski był aresztowany i skazany na dożywocie (str. 88). Cenckiewicz przypomina szokujące, kryminalne fakty z jego biografii, m.in. udział w mordowaniu Żydów w czasie II wojny światowej (str. 89). Dopiero w październiku 1958 roku z Zarządu II odszedł ostatni sowiecki oficer...

Cytat:
W ten sposób dobiegł końca kilkunastoletni proces tworzenia i bezpośredniego kierowania wywiadem wojskowym przez oficerów GRU (...).

Odtąd zasada obowiązującą w Zarządzie II było jednak ukończenie odpowiednich kursów GRU przez oficerów sprawujących lub przewidzianych do objęcia najważniejszych stanowisk w strukturach wywiadu wojskowego PRL (...).

Proces kształcenia kadry LWP w Związku Sowieckim rozpoczął się już w 1944r, od połowy lat 50. była to praktyka niemal powszechna, ale w szczególny sposób zintensyfikowano ją w połowie lat 70., kiedy służbę w LWP rozpoczynało nowe pokolenie oficerów, które wiek dorosły osiągnęło już w Polsce Ludowej". Stopniowo zastępowali oni oficerów, których ideowe korzenie sięgały KPP, GL/Alf czy wojsk Berlinga i Świerczewskiego. Nieprzypadkowo kolejni szefowie Zarządu II — gen. Włodzimierz Oliwa (1965-1971), płk Bolesław Szczepaniak (1971-1973, gen. Czesław Kiszczak (1973-1979), gen. Edward Poradko (1979-1981), gen. Roman Misztal (1981-1990), a także niektórzy szefowie tajnych służb wojskowych po 1990 r. — ukończyli specjalistyczne kursy operacyjno-strategiczne w Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRS".

U ten sposób, po latach dominacji oficerów sowieckich, pogłębiał się proces „polonizacji" wojskowych specsłużb PRL. W kolejnych latach ukształtowano strukturę i kadry wywiadu wojskowego, które stały się gwarantem sowieckich wpływów i dominacji nad Wisłą (str. 91-93).


***

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Wto Lis 06, 2012 10:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rozdział 4 (str. 101-126) omawia szczegółowo strukturę i działalność wywiadu wojskowego Polski Ludowej w latach 1945-1956.

Gdy idzie o działalność na terenie USA autor wiele uwagi poświęca płk. Alef-Bolkowiakowi (str. 111-115).

Dla mnie jednak najciekawsze są te fragmenty tego rozdziału, które dotyczą Europy Zachodniej (str. 119-126). Przyznam się ze wstydem, że nie wiedziałem nic o tym, iż w 1945 roku komuniści podjęli próbę przejęcia kontroli nad polską armią na Zachodzie.

Cytat:
We wrześniu 1945 r. marsz. Michał Rola-Żymierski mianował oficera GRU gen. Karola Świerczewskiego dowódca Polskiej Armii na Zachodzie "celem przejęcia dowództwa formacyj i jednostek polskich za granicą i zorganizowania ich powrotu do Ojczyzny". Do Londynu udała się grupa wysokich oficerów LWP. „Czerwonoarmiejcy" — gen. Świerczewski i jego zastępca płk Wiktor Grosz — zabrali ze sobą przedwojennych oficerów, którzy przeszli na stronę komunistów — gen. Izydora Modelskiego, Stefana Mossora. Grosz, Modelski i Mossor wchodzili zresztą w skład Polskiej Misji Wojskowej w Londynie, w której znalazło się również grono przedwojennych oficerów, m.in. płk Józef Kuropieska, ppłk Eugeniusz Zadrzyński i kpt Mieczysław Fleszar. Komunistów spotkał wielki zawód — władze brytyjskiej podjęły decyzję o demobilizacji PSZ i opowiadały się za powrotem polskich żołnierzy do Polski, nie zgodziły się na przejęcie kontroli nad PSZ przez „czerwonych generałów". Już w październiku 1945 r. komuniści byli zmuszeni uchylić dekret mianujący Świerczewskiego dowódcą Armii Polskiej na Zachodzie. W ten sposób samozwańczy dowódcy PSZ zostali zmuszeni do powrotu.


Na szczególną uwagę zasługuje także opis działań płk. Józefa Kuropieski (attache wojskowy w Wielkiej Brytanii), które doprowadziły do nawiązania współpracy z wysokimi oficerami PSZ, z których najbardziej znany był gen. Stanisław Tatar. W rezultacie Polska Ludowa przejęła dużą część funduszy i majątku władz RP na uchodźstwie (chodzi zwłaszcza o tzw. złoto FON). Był to "najbardziej spektakularny sukces wywiadu wojskowego Polski Ludowej w latach 1945-1956".

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Sro Lis 07, 2012 1:53 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gdy idzie o rozdział 5 (lata 1956-1981), to dla mnie najbardziej interesujące nie wydały się te fragmenty, które dotyczyły faktów, np. ucieczek na Zachód kolejnych funkcjonariuszy Zarządu II, jak płk. Monaty (str. 135), por. Barankiewicza (str. 137), płk. Tykocińskiego (str. 139), płk. Kozłowskiego (str. 171 i nast.), kpt. Sumińskiego (str. 219 i nast.), płk. Niwińskiego (str. 222) czy szczegółów wywiadowczej kariery gen. Kiszczaka (str. 186 i nast.).

Należy jednak odnotować, że autor polemizuje z mitem na temat rzekomych sukcesów Kiszczaka i jego ekipy na polu wywiadowczym:

Cytat:
Kiszczak zostawił po sobie dość rozbudowany aparat wywiadowczy (głównie w kraju) z bardzo ambitnymi planami i nową strukturą działania, który jednak pod jego dowództwem nie mógł pochwalić się większymi sukcesami (...). Mógł mieć za to satysfakcję, że służba z której odchodzi, jest mu w istocie w dalszym ciągu podporządkowana dzięki ulokowanym w niej ludziom z WSW.


Ze spraw mniej ważnych, warto odnotować jedno zdanie znajdujące się w tym rozdziale, w przypisie 116 (str. 169):

Cytat:
O sowieckiej geostrategii nuklearnej w interesujący sposób pisze L. Moczulski: "Geopolityka. Potęga w czasie i przestrzeni". Warszawa 1999, s. 489-496.


Dodajmy, że nie jest to pierwsza pochlebna opinia czy pozytywny fakt dotyczące Leszka Moczulskiego, które zostały przemycone w książkach Sławomira Cenckiewicza. Więcej tego typu wzmianek znajduje się w "Annie Solidarność". Tym bardziej zdumiewający jest biogram Moczulskiego w tej ostatniej książce, którego nie powstydziłby się Wojciech Sawicki albo Grzegorz Wołk. Skąd takie rozdwojenie u Sławomira Cenckiewicza? Trudno powiedzieć. Przypuszczam, że z jednej strony walczy w nim wielka i rzadko dziś spotykana uczciwość badacza i naukowca a z drugiej - wspomniane już wyżej emocje, związane z jego politycznymi poglądami i sympatiami.

***

W rozdziale 5. największą uwagę przykuwają zebrane przez autora informacje na temat szczegółów pracy operacyjnej wywiadu wojskowego. Sławomir Cenckiewicz dotarł do rewelacyjnych danych, znanych nam do tej pory głównie z filmów szpiegowskich i literatury sensacyjnej.

Oto obszerny fragment rozdziału 5., rozpoczynający sie od analizy materiałów szkoleniowych GRU (które obowiązywały w latach 60. w Zarządzie II):

Cytat:

W wywiadzie strategicznym termin „nielegalna rezydentura" oznacza tajną organizację wywiadowczą, podległą bezpośrednio Centrali, wraz z całym składem osobowym zamieszkującym za granicą na podstawie dokumentów państw kapitalistycznych [podkreślenie — S.C.]. Nielegalnymi rezydenturami mogą kierować „wywiadowcy-nielegałowie" zamieszkujący w interesującym nas państwie jako obywatele państw kapitalistycznych oraz dobrze wyszkoleni i cieszący się zaufaniem agenci, którzy występują pod własnym nazwiskiem i z własnymi dokumentami tożsamości lub przybranymi nazwiskami i cudzymi dokumentami. Tych ostatnich nazywa się „agentami-nielegałami".

Wytyczne GRU w dość precyzyjny sposób regulowały kwestię doboru kadr) i agentury wykorzystywanej w działalności nielegalnych rezydentur:

W związku z różnorodnością przykrycia stosowanego w pracy nielegalnych rezydentur oraz wobec specyfiki tej pracy, która jest nadzwyczaj wszechstronna i urozmaicona, wymogi stawiane nielegałom odnośnie do płci, wieku, zdrowia, stanu rodzinnego oraz narodowości znacznie różnią się od dość ostrych wymogów stawianych z reguły oficerom centralnego aparatu wywiadu strategicznego oraz legalnych rezydentur. W związku z tą okolicznością znacznie szerszy jest krąg osób, które można werbować do pracy w nielegalnych rezydenturach, ponieważ mogą to być zarówno mężczyźni, jak i kobiety, osoby młode i starsze, zdrowe i ułomne, żonaci i mężatki, stanu wolnego, obywatele własnego kraju lub obcokrajowcy [podkreślenie — S.C.]. Wobec tego przy doborze kadr do pracy w nielegalnych rezydenturach wywiad wojskowy daje pierwszeństwo osobom wojskowym, lecz nie ogranicza się tylko do żołnierzy, a angażuje również takich obywateli, którzy nie posiadają wykształcenia wojskowego, lecz nadają się do tej odpowiedzialnej pracy.

Odrębny problem stanowiła kwestia werbowania kobiet:

Konieczność szerszego zaangażowania kobiet do pracy w nielegalnych rezydenturach w porównaniu z tym przedsięwzięciem w legalnych rezydenturach wynika z następujących względów:
— szereg sposobów przykrycia może mieć zastosowanie tylko w stosunku do kobiet (np. gospodynie domowe, właścicielki lub personel obsługi gabinetów kosmetycznych, manikiurzystki, sprzedawczynie kwiatów, słodyczy, przedmiotów perfumeryjnych itp.);
— kontrwywiad mniej podejrzewa kobiety o współpracę z wywiadem niż mężczyzn, a zespół mieszany — kobieta i mężczyzna — mniej rzuca się w oczy niż zespół mężczyzn lub pojedynczy mężczyzna;
— legalizacja kobiet w państwach kapitalistycznych jest znacznie łatwiejsza niż legalizacja mężczyzn;
— w okresie pokoju, a w szeregu państwach również w okresie wojny, kobiety nie podlegają poborowi do wojska.


Uwagę wywiadu skupiały także osoby starsze i obarczone kalectwem:

Wykorzystywanie w pracy wywiadowczej równolegle z osobami w wieku średnim i młodym osób starszych jest celowe z wielu przyczyn. Starsze osoby mają więcej doświadczenia życiowego, mniej są skłonne do wykroczeń, mniej wywołują podejrzeń odnośnie do ich działalności wywiadowczej w otoczeniu i [w stosunku do] kontrwywiadu, a najważniejsze jest to, że istnieje mniejsze prawdopodobieństwo powoływania ich do wojska. Ten ostatni czynnik jest o tyle ważny z punktu widzenia zapewnienia gotowości mobilizacyjnej sieci zwiadowczej, iż do pracy w nielegalnych rezydenturach jest celowym angażowanie również ludzi niezdolnych do służby wojskowej ze względów zdrowotnych (brak oka, ręki, nogi itd.), ponieważ w tym przypadku organ wywiadowczy ma pewność, że tych ludzi nie może wyłączyć z pracy wywiadowczej żadna mobilizacja w danym kraju [podkreślenie — S.C.].

W połowie lat 60. (...) ppłk Mirosław Wojciechowski (...) przyznał, że przerzut nielegałów na terytorium "głównych przeciwników" ("gławnyj protiwnik") - Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, jest wręcz niemożliwy ze względu na tamtejszy reżim kontrwywiadowczy:

[i]Uplasowanie nielegała w obecnym okresie za pomocą tradycyjnych metod (najczęściej wykorzystywanie tożsamości fikcyjnej lub osoby nieżyjącej) jest praktycznie niemożliwe. Chodzi tu oczywiście o takie uplasowanie, które w perspektywie stworzy możliwości wywiadowcze (praca na eksponowanym stanowisku, w wojsku, aparacie państwowym, przy tajnych dokumentach itd.).

Osoby ubiegające się o tego typu pracę muszą wypełnić sześćdziesięciostronicową ankietę personalną (USA), podając wszystkie szkoły i miejsca dotychczasowej pracy wraz z nazwiskami przełożonych, kolegów, adresy zamieszkania itd.
Dane z ankiety sprawdzane są następnie przez kilka miesięcy przez FBI.

W tej sytuacji „luka w życiorysie" człowieka dorosłego jest nie do ukrycia, co niemożliwym czyni plasowanie nielegała metodami tradycyjnymi.


W związku z tym w kwietniu 1966 r. ppłk Wojciechowski zaproponował bardziej skomplikowaną, a przez to skuteczniejszą metodę pozyskiwania i przerzutu nielegałów wzorowaną na doświadczeniach GRU [W rozmowie z autorem ppłk Wojciechowski zaprzeczył, jakoby z kimkolwiek (a zwłaszcza z Sowietami) konsultował swoje propozycje dotyczące nielegałów (...)]. Miała polegać na podstawianiu tożsamości nielegałów [Jednym z nielicznych, którzy w Polsce zwracali uwagę na problem „matrioszek", czyli wyszkolonych sobowtórów-dublerów podstawionych przez sowieckie służby w miejsce autentycznych osób, był znany historyk P. Wieczorkiewicz. Do tych rozważań zainspirowała go w dużej mierze relacja gen. Piotra Jaroszewicza, którą po jego tragicznej śmierci ujawnił w swojej książce dziennikarz Bohdan Roliński. Dotyczyła ona przede wszystkim „matrioszki" Bolesława Bieruta. W książce przywołano również relacje Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej o tym, co na temat „matrioszek" wiedział gen. Karol Świerczewski (...). Po raz pierwszy sugestię na temat „matrioszki" Bieruta (przedstawionego jako Bolesława Rutkowskiego) zawarł w swojej książce mjr Aleksander Orłów, oficer OGPU, rezydent wywiadu sowieckiego w Hiszpanii (...). W komunistycznej kulturze masowej i propagandzie działalność nielegałów stała się tematem bardzo popularnych seriali filmowych poświęconych II wojnie światowej. W 1973 r. w ZSRS wyemitowano po raz pierwszy 12-odcinkowy serial "Siedemnaście mgnień wiosny", który opowiadał historię sowieckiego nielegała Maksyma Maksymowicza Issajewa, który jako Otto von Stirlitz przeniknął do centrali Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Film był kolaudowany przez szefa KGB Jurija Andropowa. W PRL natomiast w 1968 r. wyemitowano 18-odcinkowy serial "Stawka większa niż życie", który traktuje o Polaku — sowieckim nielegale - Stanisławie Kolickim ps. „J-23". Ze względu na swoje podobieństwo do oficera Abwehry - Hansa Klossa — Kolicki zostaje pod niego podstawiony („matrioszka") i działa w Abwehrze, utrzymując łączność z centralą wywiadu sowieckiego w Moskwie. W tym mym kontekście warto zwrócić uwagę na popularność w PRL książki znanego nielegała sowieckiego Konona Trofimowicza Mołodogo (1922-1970) występującego na Zachodzie jako Gordon Arnold Lonsdale (tożsamość zmarłego w 1943 r. Kanadyjczyka o fińskich korzeniach). Jego wspomnieniowa książka w 1967 r. została wydana drukiem w PRL w nakładzie ponad 40 tys. egzemplarzy przez wydawnictwo Śląsk w popularnej serii z Sową(...).] pod porwane na Zachodzie dzieci:

Dlatego operacje plasowania należy przeprowadzić o wiele staranniej, rzec by można, w sposób organiczny, zaczynając od uchwycenia (wytypowania) tożsamości przyszłego nielegała w okresie stosunkowo wczesnej młodości. Innymi słowy, należy wybrać do wykorzystania tożsamość młodego człowieka (lat 14) rzeczywiście żyjącego [podkreślenia — S.C.].

Stany Zjednoczone, szczególnie wielkie ośrodki miejskie, stanowią swego rodzaju dżunglę społeczną. Jest tam wiele bezdomnych dzieci i młodzieży. Należy wytypować z tego środowiska młodego człowieka i nielegalnie przywieźć go do Polski, a na jego miejsce nielegalnie wywieźć naszego człowieka posługującego się tożsamością wywiezionego. Takich bezdomnych osobników łatwo jest wyrwać ze środowiska (nie mają rodziny, nie wyjeżdżali za granicę, nie wyrabiali paszportów). Nie mając perspektyw godziwego życia, skłonni są iść na wszystko, do awanturnictwa włącznie.

W oparciu o nagrane opowiadania przywiezionego będzie można przeszkolić kandydata na nielegała i wtransportować do USA.

Zakładam, że osobnik przywieziony z USA ma 14 lat. Dodając do tego 2-3 lata szkolenia kandydata na nielegała, otrzymujemy 16-17 lat. Jeżeli kandydat na nielegała jest człowiekiem drobnym i wątłym, może mieć z powodzeniem o 2-3 lata więcej, niż wskazuje na to przechwycona tożsamość. W efekcie nasz nielegał w chwili wyjazdu za granicę miałby około 19-21 lat.

W tym wieku wielu ludzi przygotowywanych jest już do samodzielnego życia, a tym bardziej osoby starannie dobrane i przeszkolone. Dwu- lub trzyletnią „przerwę w życiorysie" z okresu młodości spędzonej na włóczędze łatwo będzie ukryć.


Powyższe propozycje były zgodne z wytycznymi i praktyką stosowaną przez GR w kwestii działalności nielegałów w warunkach pokoju. W sowieckim podręcznik GRU — "Zasady, typowanie, szkolenie, przerzut i legalizacja nielegałów" — czytamy:

Ze względu na dość łatwą legalizację niełegałów w okresie pokoju w postaci studentów wyższych zakładów naukowych, można i należy angażować do pracy w nielegalnych rezydenturach bardzo młodych ludzi, w wieku 18-20 lat [podkreślenie — S.C.], posiadających wymagane cechy osobiste.

W dokumentach wywiadu wojskowego z tego czasu wspomina się nawet o wcześniejszym przerzucie 18-letniego nielegała do Stanów Zjednoczonych, którego prowadzenie jednak pozostawiało wiele do życzenia.

Nad nowatorską propozycją kierownictwa Oddziału V dyskutowano na specjalnej naradzie zwołanej w maju 1966 r. przez gen. Oliwę. Pojawiła się wówczas wątpliwość związana z ewentualną próbą skontaktowania się nielegalnie sprowadzonego ze Stanów Zjednoczonych nastolatka z ambasadą amerykańską. Obawiaj no się, że mógłby on próbować wydostać się z PRL. Wojciechowski tłumaczył w jaki sposób trwale związać porwanego chłopca z Zarządem II:

Zgadzamy się, że nawet małe prawdopodobieństwo kontaktu nielegalnie przywiezionego obcokrajowca z macierzystą ambasadą stanowi wielkie ryzyko, do wykluczenia którego należy konsekwentnie dążyć. Najskuteczniejszą do tego drogę (obok stworzenia dobrych warunków egzystencji) widzimy w skompromitowaniu obcokrajowca wobec władz jego kraju. Na naradzie podniesiono, jako okoliczność niekorzystną, sprawę różnej klasyfikacji czynu w Polsce i kraju rodzinnym obcokrajowca. Właśnie biorąc to pod uwagę, należy dążyć do spowodowania dokonania czynu przez obcokrajowca najsurowiej klasyfikowanego w jego ojczyźnie. W przypadku Stanów Zjednoczonych do czynów takich należą zabójstwa z premedytacją, a w następnej kolejności handel narkotykami [podkreślenie — S.C.]. Weźmy kwestię zabójstwa. Nie musimy wcale prowokować obcokrajowca do popełnienia takowego. Wystarczy postawić go w okolicznościach, w których będzie przekonany, że takiego czynu rzeczywiście dokonał.

W dalszej części swojego wywodu ppłk Wojciechowski kreśli hipotetyczną sytuację:

Statek wiozący nielegalnie obcokrajowca z USA zawija po drodze do jednego z portów Ameryki Łacińskiej. Chłopiec wraz z opiekującym się nim marynarzem wychodzą na ląd. Zwiedzają port, zaglądają do kilku barów, wypijają 2-3 whisky. W pewnym momencie marynarz lekko zaniepokojony powiada, że są chyba śledzeni i po chwili potwierdza obawy, opisując chłopcu chodzącego za nimi osobnika. Wracając o zmroku do portu, napotykają przy nabrzeżu, w bezpośrednim sąsiedztwie statku, opisanego osobnika (wysoki, krótko podstrzyżony, żuje gumę). Podekscytowany przygodą ucieczki i dalekiej podróży po obcych krajach, zamroczony alkoholem chłopiec widzi w stojącym na nabrzeżu osobniku koniec frapującej przyszłości. Rozmowa z osobnikiem rozwiewa resztę wątpliwości i poinstruowany uprzednio przez marynarza chłopiec, korzystając z nieuwagi Jankesa, na dany znak popycha go do wody. Osobnik niknie pod wodą, wypływa na chwilę na powierzchnię i idzie na dno. Marynarz z chłopcem chronią się na statku, który po kilku godzinach odpływa bez przeszkód [podkreślenie — S.C.].

Po takim umiejętnie wyreżyserowanym zajściu (w świadomości chłopca będzie to zabójstwo funkcjonariusza FBI), praktycznie można wykluczyć z jego strony próby kontaktowania się z ambasadą amerykańską.

Pragniemy jeszcze raz podkreślić, że opisanej wyżej sytuacji nie traktujemy dosłownie, a jedynie jako kierunek poszukiwań okoliczności wykluczających próby powrotu do rodzinnego kraju przywiezionych nielegalnie do Polski obcokrajowców.


Zaprezentowana propozycja związania na całe życie nieletniego obywatela Stanów Zjednoczonych z tajną służbą wydaje się nieco naiwna i na dłuższą metę raczej nieskuteczna. Być może w oficjalnym obiegu dokumentów, które i tak jakimś cudem waty do naszych czasów, postanowiono nie stawiać kropki nad i. Logiczną konsekwencją stosowania podobnych kombinacji przez sowieckie tajne służby była bowiem fizyczna likwidacja porwanego, którego mógł w przyszłości zastąpić nielegał). W każdym razie istnieją przesłanki, by sądzić, że owe propozycje wchodziły w fazę realizacji już w czasie ich prezentacji na naradzie z szefostwem Zarządu II. Trudno powiedzieć, czy przemawia za tym fakt, że Wojciechowski uznał, iż zadanie tzw. typowania tożsamości powinno zostać zlecone konkretnemu oficerowi działającemu na odcinku amerykańskim (mjr. Feliksowi Cembrzyńskiemu) który — jak można by domniemywać — orientował się w problematyce związanej z porwaniami. Szczegóły przerzutu wytypowanych w Ameryce dzieci, a później podstawienia tożsamości i odtransportowania za ocean nielegałów, miała z kolei uzgodnić Centrala Zarządu II z Polskimi Liniami Oceanicznymi (które operacyjni pozostawały w zainteresowaniu Oddziału V).

Wojciechowski rzucił też pomysł wytypowania przyszłych agentów nielegalnych w krajowych domach dziecka, których opieką i wychowaniem mieli się niej zająć wojskowi wywiadowcy. To oni mieliby w przyszłości zostać „dublerami" porwanych w Stanach Zjednoczonych dzieci:

Można i należy ich typować w rozsianych po całym kraju domach dziecka [podkreślenie - S.C.]. Są łatwi do wyrwania ze środowiska (brak rodzin), wcześniej dojrzewają psychicznie na skutek trudnych warunków materialnych.
Wśród tych dzieci znajduje się wiele wybitnie zdolnego, przedsiębiorczego i samodzielnego elementu.


W odrębnej notatce ppłk Mirosław Wojciechowski tłumaczył stopień zaawansowania prac Oddziału V w tej kwestii:

W chwili obecnej Oddział V posiada już kilka kandydatur wychowanków domów dziecka (lat 15-16) charakteryzowanych przez wychowawców jako wybitnie zdolnych [podkreślenia — S.C.]. Dla sprawdzenia tych charakterystyk proponujemy przeprowadzić z pomocą psychologa WSW testy psychotechniczne. Zakwalifikowanych kandydatów oddać następnie na wychowanie do specjalnie w tym celu wytypowanych rodzin (jeden przykład możemy już podać).

Mamy tu na względzie rodziny bezdzietne lub takie, których dzieci dorosły i odeszły „na swoje". Winny to być rodziny kombatanckie o żywych tradycjach walk o wolność, zdolne do zaszczepienia młodym ludziom miłości do ojczyzny i gotowości do ofiar. Przybrani rodzice muszą być inteligentni, aby drogą osobistego oddziaływania uczynić wychowanka niejako spadkobiercą tradycji rodziny, umiejętnie podsuwać odpowiednią literaturę, w tym i wywiadowczo--beletrystyczną właściwie dawkowaną. Oczekujemy, iż młodzi ludzie wyrosną na nielegałów-oficerów. Wiąże się to oczywiście z nakładami ze strony Zarządu w wysokości uzależnionej od dotychczasowej stopy życiowej (standardu) przybranych rodziców.

W przypadku niemożliwości uplasowania wychowanków na mocnej legendzie, co jesteśmy skłonni wykluczyć, będzie można ich wykorzystać w każdy inny sposób od nielegałów przerzuconych przez kraje pośrednie do oficerów kadrowych włącznie.


Koncepcje Oddziału V zostały zaakceptowane przez kierownictwo wywiadu zarówno przez zastępcę szefa Zarządu II ds. operacyjnych płk. Wacława Jagielnickieso, jak i samego gen. Oliwę. Wprawdzie ten ostatni uznał niektóre propozycje za nieco sensacyjne, ale zezwolił na ich zastosowanie „tytułem próby". W dokumentacji Zarządu II znajdujemy wykaz 23 wytypowanych domów dziecka, co może świadczyć o realizacji działań, których finałem mogło być wykorzystanie dublerów lub przynajmniej poszukiwanie nowego typu oficerów wywiadu. Co ciekawe, wszystkie z wytypowanych sierocińców usytuowane były w pas przygranicznym w południowo-zachodniej części kraju (w okolicach Jeleniej Góry, Legnicy, Wałbrzycha i Kłodzka), który podlegał Śląskiemu Okręgowi Wojskowemu.
O wdrożeniu planu Oddziału V świadczy też informacja, którą znajdujemy w jednym z dokumentów z grudnia 1966 r., poświęcona:

rozpracowaniu jednego obywatela obcego z tożsamością nadającą się do wykorzystania dla przygotowywanego przez nas nielegała.

W innym dokumencie, dotyczącym agentury i nielegałów, wymienia się konkretną osobę, w ten sposób ją charakteryzując:

Czujko Aleksander — sierota, wychowanek domu dziecka, planowany do pracy nielegalnej na terenie Włoch [podkreślenie — S.C.].

Potwierdzać to może również dokument sporządzony znacznie później, a podsumowujący działalność pionu nielegalnego po 1965 r. Na jego podstawie można wnioskować, że w tym czasie przerzucono na Zachód nielegała, który:

posługiwał się dokumentami innej osoby (wtórnika3) urodzonej w kraju kapitalistycznym.

Z materiałów Zarządu II z późniejszego okresu wynika, że po 1965 r. zwiększyła się liczba przerzuconych za granicę nielegałów, choć wielu z nich zerwało łączność z Centralą bądź musiało zostać wycofanych z powodu dekonspiracji. W latach 1966-1967 wytypowano i rozpracowywano czterech nowych kandydatów, z których trzech byłoo studentami Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Istotne braki w dokumentacji dotyczącej nielegałów wciąż nie pozwalają ocenić rzeczywistej skali działań zainicjowanych w drugiej połowie lat 60. Pamiętać należy, że zawsze był to szczególnie elitarny i chroniony tajemnicą krąg osób, który zamykał się raczej w grupie kilkunastu delegatów, nie licząc obsługujących ich oficerów z Centrali. Wydaje się jednak, że w dziedzinie wywiadu nielegalnego w większym stopniu skupiano się na szkoleniu oficerów-nielegałów aniżeli agentów-nielegałów, których legalizacja na Zachodzie nastręczała wielu trudności. W perspektywie kilku następnych lat (1971-175) Zarząd II miał być przygotowany do wytypowania i przeszkolenia 10 oficerów-nielegałów i przerzutu ich na Zachód (średnio dwóch w ciągu jednego roku). Zanim ukazała się drukiem niniejsza książka, zdecydowałem się opublikować w prasie jej fragment poświęcony nowatorskim propozycjom ppłk. Mirosława Wojciechowskiego w sprawie nielegałów. Krótko po tym napisał do mnie sam Wojciechowski, w ten sposób tłumacząc sens swoich propozycji z 1966 r.:

Jeden z rozdziałów, zatytułowany "Porywanie dzieci w Ameryce", mówi odokumencie mego autorstwa, w którym w istocie nie ma nic o kradzieży (podkreślenia w tekście pochodzą od M. Wojciechowskiego] dzieci. Kradzież to jedynie domniemanie. Tam jest mowa o ofercie dla młodych ludzi — odrzuconych, z marginesu społecznego, bez przyszłości. O urządzeniu ich w innym państwie, w innej rzeczywistości, zapewnieniu wykształcenia i pracy za cenę tożsamości niewiele dla nich wartej. Atuty, jakie by posiedli w nowym wcieleniu, nie czyniły ich bynajmniej bezbronnymi. Nazwanie tych zabiegów kradzieżą, czy np. tworzeniem szansy, czy jeszcze inaczej, jest sprawą oceny. Zdanie owych młodych ludzi — czy mieli szansę, czy nieszczęście — byłoby tu nader pomocne. Niezależnie od etycznej oceny tego procederu i jakby go nie nazwać, zgodnie z literą dokumentu — nie była to kradzież dzieci. O ich dalszych losach — za chwilę.

Kolejny rozdział, noszący tytuł "Fizyczna likwidacja?", mówi o „logicznej konsekwencji" stosowania przez komunistyczne służby podobnych zabiegów, czyli likwidacji prawowitych właścicieli tożsamości — bo „tak postępowały służby sowieckie pod koniec lat 20." To skłania do kolejnego wniosku — „być może w oficjalnym obiegu dokumentów" polskiego wywiadu wojskowego „postanowiono nie stawiać kropki nad i", czyli przemilczeć dalsze losy ofiar — nieuchronną fizyczną ich likwidację.

Tak postępowały sowieckie służby. Podobne praktyki uprawiały wywiady innych państw, w istocie kontrwywiady. Taka bywa, niestety, natura tych służb. Ale tak wcale być nie musi. I choć owe służby były szczelne, w odróżnieniu od polskiego, dziurawego i spenetrowanego wywiadu, wieści z nich wyciekały. W dokumentach wywiadu PRL śladów podobnej operacji nikt nie znajdzie. Ja także nic nie wiem na temat „niestawiania owej kropki nad i". Ale moje twierdzenia nie są dowodem. Wspominam o tym jedynie dla porządku.

O przemilczeniach najbardziej ryzykownych i gatunkowo ważnych operacji, w dokumentach ówczesnego polskiego wywiadu wojskowego, trudno raczej mówić. Było tam wiele asekuranctwa. Na wszystko trzeba było mieć masę podkładek do „teczki chroń d...". Śladów takiego „legalizmu" nie sposób ukryć. On niepomiernie mnoży papiery.
Zaledwie kilka lat po (fizycznym) odejściu szefów i doradców radzieckich, tradycje samodzielnego działania nie były utrwalone. Poza tym ówczesnemu państwu nie zaglądała śmierć w oczy, jak za czasów przedwojennej „dwójki". Jednym słowem: „Spoko, towarzysze, w razie co, Związek Radziecki czuwa".

Praktyka operacyjna wymaga kalkulacji niebezpieczeństwa, jakie grozi Centrali, a szczególnie państwu w przypadku wsypy lub zdrady agenta.

„Porwany w Ameryce chłopiec" pochodził z marginesu i biedy. Zaznał wielu upokorzeń. W nowej rzeczywistości znalazł się w elicie. W szanującym go (nie mówmy: cackającym się z nim) środowisku. Praktycznie nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Czy warto mu się buntować w świetle perspektyw po powrocie do kraju macierzystego — praca sprzedawcy w supermarkecie albo inna robota o podobnym statusie, najlepiej z ograniczonymi kontaktami — tak na wszelki wypadek.

A co z agentem w Ameryce? Wyjechał ze zgrzebnego PRL-u. Zobaczył świat pełen blichtru. Byłoby błogo, gdyby nie strach przed dekonspiracją. I te nękania Centrali: „ruszaj się", „poznaj nowych ludzi", „wnikaj w środowisko", „za dużo wydajesz". Odpędzana pokusa w tyle głowy powraca: „poddać się; ochronią, urządzą i sen będzie spokojny". Zdrada jest o wiele bardziej prawdopodobna niż bunt „chłopca z Ameryki". A wsypa w rzemiośle szpiegowskim zdarza się. A bywają i klęski nielegałów. O jednej Pan Redaktor wspomina.

Likwidacja młodego człowieka — obywatela USA — zwiększa wielokrotnie, niepomiernie szkody w przypadku dekonspiracji agenta w Ameryce.

Cena wsypy lub zdrady takiego agenta — „bliźniaka po tożsamości chłopca z Ameryki" byłaby o wiele większa niż następstwa buntu tego ostatniego. W takim przypadku Departament Stanu i prasa zapytają: „Gdzie jest chłopiec z Ameryki?" „Chcemy z nim rozmawiać". „Chociaż go pokażcie". A jego nie ma na tym świecie!
W przypadku „nieodwracalnego" buntu delikwenta — bardziej opłacało się wypuścić go z kraju i zwinąć swojego agenta za granicą. Koszty duże, ale obliczalne. Natomiast w przypadku zdrady lub wpadki agenta za granicą koszty likwidacji prawowitego właściciela tożsamości byłyby nieobliczalne. Polska to nie Związek Radziecki. PRL zabiegała o reputację na arenie międzynarodowej i Klauzulę Najwyższego Uprzywilejowania w Stanach Zjednoczonych, j o kredyty C[ommodity] C[redit] Cjprporation] itp.

Tyle uwag na marginesie „niedopowiedzianej", w dokumentach wywiadu I wojskowego, likwidacji prawowitych właścicieli przejętych tożsamości.

Obok prób budowy agentur na serio, w wywiadzie wojskowym budowano j także agentury „lipne". Poniżej ilustracja zjawiska.

Wywiad wojskowy (cywilny także) zakładał na Zachodzie lukratywne firmy: sklepy, apteki i inne małe interesy. Bywały i większe jak obdarowywanie I licencjami na handel polskimi towarami, np. węglem. Owe firmy miały służyć I jako rezydentury, skrzynki kontaktowe i inne „pomoce naukowe" dla wywiadu.

Zaskakująco duża część ustanowionych przez Centralę „właścicieli", po I urządzeniu się, zrywała z nią kontakty. A tak się dziwnie składało, że wiele osób, na które rejestrowano firmy, było bliskimi rodzinami, pociotkami itp. powiązanymi z oficerami wywiadu lub innymi ważnymi ludźmi w Polsce. Brak determinacji ówczesnego polskiego wywiadu wojskowego w kwestii fizycznej eliminacji niewygodnych osobników także i z tego mógł się brać. Duża część I skazanych na odstrzał to byliby „swoi".

Zarząd II trafił w Ameryce na ślad dezertera, pułkownika Pawła Monata. Nigdy nie sprawdzano, czy to dobry trop. Dlaczego? Może dlatego, że odnalezionego trzeba by było zlikwidować, a do tego nikt się nie kwapił. Może były inne powody zaniechania.

Może w tamtych czasach w Zarządzie II w ogóle nie bywało planów likwidacji. Wnioski te są równie uzasadnione, jak założenie, że w „oficjalnych dokumentach" Zarządu II, postanowiono „nie stawiać kropki nad i", czyli nie pisać o niecnych zamysłach likwidacji.


To, co najciekawsze w relacji ppłk. Wojciechowskiego, to fakt, iż nie zaprzecza on, że zaproponowany przez niego plan związany z nielegałami został wprowadzony w życie. W rozmowie z autorem niniejszej książki Wojciechowski przekonywał, że gdy wyjechał do Szwecji (w 1967 r.), jego plany nie były w zasadzi kontynuowane. Tym bardziej że krótko po powrocie ze Sztokholmu odszedł z Zarządu II. „Nie miał kto tego wszystkiego pilnować" — mówił.


***

Z innych spraw, omówionych w rozdziale 5. warto zwrócić uwagę na opisywana przez Cenckiewicza pracę werbunkową wywiadu wojskowego w środowisku studenckim, w wyniku czego oferty współpracy z wywiadem wojskowym otrzymali m.in. późniejsi członkowie najwyższych władz PZPR Stanisław Ciosek (str. 166) i Manfred Gorywoda (str. 167).

Zaskakujące są ujawnione przez Cenckiewicza informacje nt. finansowania córek marszałka Spychalskiego z funduszy Zarządu II (str. 182 i nast.) oraz informacje o innych nieprawidłowościach w funkcjonowaniu Zarządu II:

Cytat:
Poprawy sytuacji na wywiadowczym froncie jednak nie było, za to mnożyły się kolejne kłopoty dotyczące często kadry Zarządu II, którą trawiły korupcja, prywata, pijaństwo i konflikty z prawem. Poziom ogólnego wykształcenia oficerów, a nawet znajomości reguł i rzemiosła wywiadowczego pozostawiały wiele do życzenia. Analizując dokumenty legalizacyjne, kierownictwo wywiadu zauważyło, że niektórym oficerom działającym pod przykryciem (OPP) w instytucjach państwowych wystawiano dyplomy w rażący sposób nieodpowiadające ich rzeczywistym kwalifikacjom, co groziło dekonspiracją. Nieco później natomiast na śmietniku znaleziono tajne dokumenty legalizacyjne Zarządu II. Innym razem z kolei okazało się, że tajny adres szkoły GRU w Moskwie, w której dokształcają się pracownicy Zarządu II, znalazł się na rozdzielniku wysyłkowym publikacji rozsyłanych przez Centralny Kolportaż Wojskowy LWP.


Warto brać pod uwagę te dane, gdy różne osoby, wypowiadające się dziś o działalności specsłużb PRL podkreślając ich rzekomą wszechmoc i wszechwiedzę oraz rzekomą pełną kontrolę na opozycją w Polsce ("przecież sami siebie nie oszukiwali"). Mówić tak mogą tylko zupełni laicy, ludzie nie dysponujący elementarną wiedzą na temat realiów funkcjonowania służb specjalnych PRL. Wszelkiego rodzaju teorie spiskowe bazujące na rzekomo perfekcyjnie funkcjonujących komunistycznych służbach specjalnych służą z reguły usprawiedliwieniu własnej małej aktywności w czasach walki z komuną i deprecjonowaniu tych, którzy w tę działalność byli bardziej zaangażowani.

***

I na koniec jeszcze jeden obszerniejszy cytat z książki "Długie ramię Moskwy". Dotyczy on działalności wojskowych służb specjalnych w sprawach krajowych.

Cytat:
Starając się neutralizować zagrożenia w tzw. instytucja! przykrycia (m.in. w „Interpresie", Komitecie ds. Radia i Telewizji, PLL LOT, MS MHZ), wywiad wojskowy stał się ważnym uczestnikiem zakulisowych gier w szeroko pojętym obozie władzy PRL. Zdobyte ze swoich źródeł informacje na tei rozwoju sytuacji w różnych obszarach życia społeczno-politycznego kraju szef wywiadu przesyłał ministrowi obrony narodowej gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu (od lutego 1981 r. premier) i szefowi Sztabu Generalnego WP gen. Florianowi Siwickiemu. Podobnie czyniła WSW kierowana przez gen. Czesława Kiszczaka. Tym samym kierownictwo armii posiadało własny, niezależny od partii i MSW kanał pozyskiwania bieżących informacji na temat sytuacji w kraju, co w jeszcze większym stopniu wzmacniało pozycję wojskowych skupionych wokół „centrum państwa prerogatywnego" (Komitetu Obrony Kraju) w marszu po władzę. Generał Poradko informował swoich przełożonych o nastrojach i postawach pracowników radia i telewizji, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a nawet Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i partię. Od tego czasu Zarząd II będzie swego rodzaju sondą Jaruzelskiego umieszczoną w różnych instytucjach państwowych i środowiskach zawodowych, które starał się na bieżąco kontrolować. Było to zresztą zgodne ze scenariuszem wypracowanym w Moskwie, który ujawnił przed laty były wysoki oficer KGB i współpracownik wywiadu brytyjskiego Oleg Gordijewski:

KGB pokładało znacznie więcej zaufania w kierownictwie wojska niż w kierownictwie partii. Większość polskich oficerów była wyszkolona w sowieckich akademiach wojskowych, a wielu wyższych stopniem było weteranami polskich jednostek utworzonych w czasie wojny w Związku Radzieckim. Centrala liczyła, że kiedy armia przywróci porządek i skruszy „Solidarność", możliwe będzie dokonanie czystki w partii i wybranie Komitetu Centralnego, na którym Moskwa będzie mogła polegać.

Kandydatem KGB na przywódcę puczu był generał Wojciech Jaruzelski, członek Biura Politycznego PZPR i długoletni minister obrony. [...] W Centrali uważano, że zanim został pierwszym sekretarzem partii, umówił się wcześniej z Moskwą, że przeprowadzi wojskowy zamach stanu i rozpoczął do niego przygotowania. Ostateczne plany puczu zostały uzgodnione podczas dwóch sesji tajnych rozmów w Warszawie [podkreślenia — S.C.], które przeprowadzili generał Kriuczkow oraz dowódca sił Układu Warszawskiego marszałek Wiktor Kulików.


Podana przez Sławomira Cenckiewicza informacja, że WSW prowadziło działalność operacyjną na terenie Polski, potwierdza ustalenia, których dokonaliśmy z Maciejem Gawlikowskim w książce "Gaz na ulicach", dotyczące inwigilacji krakowskiej KPN przez WSW ("Gaz na ulicach", część druga, str. 267-269). Cenckiewicz dokonał swych ustaleń analizując "od góry" wywiad wojskowy i WSW, my zaś - zbierając informacje "od dołu". Fakt, że dochodzimy do podobnych wniosków potwierdza prawidłowość naszych analiz. A jest to ważna informacja (dotycząca nie tylko krakowskiej KPN, ale także innych środowisk opozycyjnych w PRL, działających od końca lat 70.) gdyż wskazuje na konieczność dalszych badań pod tym kątem. A przecież akta WSW, choć dostępne już w IPN, są o wiele słabiej znane, niż akta SB. Na odkrycie czeka więc zapewne jeszcze niejedna tajemnica i niejedna sensacja.

Z drugiej strony należy stanowczo potępić próby wykorzystywania obecnej niewiedzy w tej dziedzinie do oczerniania innych osób, formułowania (w sposób cyniczny, utrudniający ew. proces sądowy) insynuacji, będących w istocie narzędziem prymitywnej walki politycznej, tak, jak to czyni np. Witold Gadowski w swej ostatniej książce:

Cytat:
Opowiem ci o Kacprze Pieniężnym (…). Młody chłopak, w latach osiemdziesiątych był działaczem opozycji. Wpadł z ulotkami i zgodził się na współpracę z Wojskową Służbą Wewnętrzną. Wykonywał dla nich różne mało ważne zadania. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku, na nartach w Zakopanem, spotkał generała Ogorzelskiego. Generał polubił go i polecił przekazać mu pieniądze na założenie hurtowni kosmetycznej. Po dwóch latach hurtowania rozrosła się do rozmiarów ogólnopolskiej firmy. Wtedy Ogorzelski jeszcze raz wezwał do siebie Pieniężnego i nakazał mu udział w sprywatyzowaniu kilku dużych firm. (…) Jedna firma produkowała kable, a druga silniki lotnicze. Obie posiadały spore grunty. Pieniężny obłowił się w łatwy sposób, sprzedając ziemię z kilkusetprocentowym przebiciem. W dwutysięcznym roku Ogorzelski zabrał go ze sobą do Brazylii. (..) Kiedy Ogorzelski w dwutysięcznym roku zjawił się tam z Lwowskim i młodym Pieniężnym, ten ostatni dostał zadanie zakupienia w Brazylii wielkich połaci ziemi. Dostał na to dolary, które do tej pory tkwiły, jako niewyprane, na tajnych kontach dawnego Funduszu Budowy Gospodarki. Tak rozwinął się brazylijski biznes słynnego dziś Pieniężnego.


Przepaść dzieląca Cenckiewicza od Gadowskiego dotyczy nie tylko warsztatu badawczego, ale przede wszystkim jest różnicą klasy. Jeden i drugi sympatyzują z tym samym obozem politycznym. Obu cechuje gorący polityczny temperament. Ale pierwszy pozostaje przy tym profesjonalistą i nie przekracza granicy przyzwoitości.

Nie jest przypadkiem, że w czasach staropolskich oszczercy musieli wejść pod stół i "odszczekiwać" swoje kłamstwa a kodeks honorowy Boziewicza wykluczał oszczerców ze społeczności ludzi honorowych. Dlatego zapewne czytelnicy chętnie kupują i czytają udokumentowane analizy Sławomira Cenckiewicza, zaś gniotów Gadowskiego zapewne nie będzie można sprzedać nawet w "taniej książce".

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Czw Lis 08, 2012 10:19 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W rozdziale 6. (lata 1981-1987) znajdujemy przede wszystkim kontynuację i pogłębienie wątków omówionych w rozdziale 5.

Po pierwsze - trwała fala ucieczek na Zachód kolejnych oficerów WSW (str. 230-233). Sławomir Cenckiewicz wymienia nazwiska 3 oficerów (gen. Dubicki, płk Ostaszewicz, płk Kukliński), 3 współpracowników Zarządu II (Potrzebowski, Grzeliński i Resich) oraz 2 dyplomatów związanych w przeszłości z wywiadem wojskowym (Spasowski i Rurarz). Przy tej okazji nastąpiła potężna dekonspiracja wielu pracowników "wojskówki".

W ttym czasie nie tylko dezercje powodowały dekonspirację, ale także inne zdarzenia. Autor omawia szczegółowo napad na ambasadę PRL w Bernie w Szwajcarii Polskiej Powstańczej Armii Krajowej. W wyniku tej akcji służby zachodnie przejęły cenną dokumentacje operacyjną Zarządu II (zob. str. 246-251).

W związku z tymi licznymi przypadkami dekonspiracji autor podaje zaskakującą informację.

Cytat:
Naczelnik GRU raz jeszcze przypomniał zasadę stosowaną przez sowiecką "wojenną razwiedkę" o dalszym wykorzystaniu doświadczonych oficerów wywiadu mimo ich dekonspiracji (str. 229)


Ciekawe, czy cywilna bezpieka stosowała podobną zasadę? Warto brać pod uwagę taką ewentualność przy analizowaniu różnych sytuacji, z jakimi mieliśmy do czynienia w czasach PRL!

Liczba "dezerterów i zdrajców" w WSW była zresztą znacznie dłuższa (zob. str. 244), co dowodzi niskiego morale w Zarządzie II. Klimat, który tam panował w latach 80. przypominał zapewne nastroje w służbach specjalnych III Rzeszy od 1944 roku - świadomość nadchodzącej klęski, brak woli walki i koncentracja wysiłków na ratowaniu własnej d...

Ciekawe, czy w służbach cywilnych (SB) było inaczej? Z relacja Janusza Molki (zob. "Ubek" Bogdana Rymanowskiego) wynika, że nie. Na pewno nie mieliśmy tutaj przypadków dezercji i zdrady. Jednak materiały, które zebraliśmy z Maciejem Gawlikowskim do kolejnych tomów z cyklu "ROPCiO i KPN w Krakowie" wskazują, że alkoholizm był poważnym problemem także w służbach cywilnych. Zdarzały się też pojedyncze przypadki braku woli walki. Zapewne jednak morale SB stało na zdecydowanie wyższym poziomie, niż morale wywiadu wojskowego (jeżeli czarny obraz kreślony przez Sławomira Cenckiewicza w jego książce jest prawdziwy).

***

W sytuacji upadku morale trudno się dziwić, że wywiad wojskowy nadal nie notował specjalnych sukcesów, co kontrastowało z wynikami wywiadu cywilnego w tym okresie.

Cytat:
Znacznie większymi sukcesami na tym polu mógł się pochwalić Departament I MSW. który dla LWP (w rzeczywistości dla Armii Czerwonej) zrobił bodaj więcej niż Zarząd II (str. 236-237).


W tym kontekście autor omawia sukcesy Mariana Zacharskiego (str. 237). Zapewne drugą przyczyną braku sukcesów wywiadu wojskowego PRL (obok niskiego morale) był niski poziom jego profesjonalizmu, o czym autor również wspomina w omawianej książce...

***

Charakterystyczne, że w tym czasie głównym zadaniem wywiadów wszystkich państw bloku sowieckiego było pozyskiwanie zachodnich technologii (str. 235).

Cytat:
Sam Michaił Gorbaczow podkreślał, że "głównym obszarem sowieckiego wywiadu winno być szpiegostwo naukowo-techniczne". str. 288


Wskazuje to, jak bardzo dotkliwe dla całego bloku były sankcje zachodnie, utrudniające krajom sowieckiego imperium dostęp do nowych technologii. A przypomnijmy, że to Polska dała właśnie Zachodowi powód do wprowadzenia tych sankcji, które odegrały wielką rolę w upadku światowego komunizmu! Powodem tym były: Karnawał Solidarności 1980-1981, jego stłamszenie 13 grudnia 1981 i potężne demonstracje uliczne 1982 roku, które dowodziły, że polskie społeczeństwo nie akceptuje rządów wojskowej junty czerwonych generałów. Wszystko to przekonało zachodnią opinie publiczną do zaakceptowania sankcji ekonomicznych przeciwko Sowietom, które w dalszej perspektywie doprowadziły do upadku komunizmu. Wydaje się, że w dyskusji na temat przyczyn tego, co stało się w latach 1989-1991 zbyt często zapomina się o tej roli polskiej opozycji, podkreślając kluczowe znaczenie polityki Reagana.

***

Autor szczegółowo omawia reorganizację Zarządu II w 1983 roku (od str. 262), której głównym celem było powołanie Oddziału "Y" (str. 282). Jednak efekty jego pracy w latach 1983-1986 były mizerne (str. 296). W 1987 roku Wywiad wojskowy znalazł się w impasie (str. 316). Chciałoby się rzec - "jak cała PRL".

***

W omawianym okresie wywiad wojskowy jeszcze bardziej niż w okresie poprzednim koncentrował się na sprawach krajowych. Ten aspekt książki Sławomira Cenckiewicza wydaje mi się najbardziej sensacyjny i najważniejszy. Do tej pory nie było bowiem świadomości (a wysuwane hipotezy nie miały wystarczającego oparcia w wiedzy źródłowej), że WSW, w tym wywiad wojskowy, rozpracowywał ugrupowania opozycyjne, również na terenie kraju!

Autor podaje wiele dowodów świadczących o zaskakująco dużej skali tego zjawiska.

Cytat:

Szef Zarządu II [płk Misztal] przyznał również, że w czasie „kryzysu polskiego" wywiad wojskowy stopniowo zaczął się koncentrować na sprawach krajowych, stając się (ten sposób ważnym źródłem informacji dla Jaruzelskiego:

Z największą uwagą śledziliśmy i na bieżąco informowaliśmy kierownictwo partyjno-państwowe i wojskowe o wszelkich formach oddziaływania na sytuację w Polsce ze strony reakcyjnych kół politycznych, służb specjalnych i ośrodków wojny psychologicznej, pozostających w kontakcie i wspierających ekstremę „Solidarności" i inne wrogie ugrupowania w Polsce.

[i]Zadania te łączyliśmy z operatywnym wykonywaniem zadań wynikających z konieczności rozpoznawania wewnętrznej sytuacji w kraju i przewidywania dalszego rozwoju sytuacji
[podkreślenia — S.C.].

Te nowe zadania, których dotychczas nigdy nie wykonywaliśmy, spowodowały, że nawiązaliśmy bardzo ścisłą współpracę ze służbami kontrwywiadu wojskowego i ministerstwa spraw wewnętrznych zarówno na terenie kraju, jak i za granicą.

Stosownie do zwiększonych i zmienionych potrzeb rozszerzyliśmy zakres i formy działalności informacyjnej; zorganizowaliśmy specjalne grupy operacyjne opracowujące informacje bieżące i okresowe dla kierownictwa polityczno-państwowego i wojskowego, a także dla naszych attache wojskowych o rozwoju sytuacji wewnętrznej w Polsce oraz reakcjach Zachodu na zachodzące wydarzenia.

Ograniczenia stanu wojennego zmusiły nasze oddziały operacyjne do podjęcia szeregu dotychczas niestosowanych bądź stosowanych w ograniczonym zakresie przedsięwzięć. Przeprowadziliśmy analizę źródeł informacji za granicą i w kraju w aspekcie możliwości ich jak najefektywniejszego wykorzystania; postawiliśmy w stan gotowości oficerów pracujących pod przykryciem i część współpracowników, przeprowadziliśmy z nimi spotkania, stawiając zadania zgodne z wymogami zmienionej sytuacji. [podkreślenia — S.C.] (str. 245-246)


Cytat:
Wywiadowcy sporządzili listę osób (co jakiś czas aktualizowaną), które niezwłocznie powinny zostać usunięte z MSZ. Przygotowane przez Zarząd II charakterystyki zawierały zarówno oceny polityczne, jak również „komprmateriały" dotyczące życia intymnego, pochodzenia i cech charakteru [...].

Zaangażowanie wywiadu wojskowego w proces oczyszczania aparatu państwowego z ukrytych „wrogów socjalizmu" nie dotyczyło wyłącznie dyplomacji, ale obejmowało w zasadzie wszystkie dziedziny życia społecznego. Dzięki wywiadowcom premier PRL, a jednocześnie od października 1981 r. I sekretarz PZPR gen. Jaruzelski (za pośrednictwem wiceministra obrony narodowej, nadzorującego wywiad szefa Sztabu Generalnego i zastępcy Biura Politycznego KC PZPR gen. Siwickiego) uzyskiwał meldunki na temat aktualnej sytuacji w środowisku dziennikarskim (zwłaszcza w radio i telewizji) [W tym kontekście warto przypomnieć, że do 1983 r. redaktorem naczelnym Polskiej Agencji Informacyjnej „Interpress", a od 1983 do 1986 r. przewodniczącym Komitetu ds. Radia i Telewizji był ppłk Mirosław Wojciechowski (wymieniony w powyższych notatkach), były oficer Zarządu II. W relacji złożonej autorowi Wojciechowski podkreślił, że w tym czasie nie miał „żadnych kontaktów ze służbami", choć dodawał: „Wyjątek stanowią rutynowe rozmowy jako szefa instytucji z »opiekunami obiektu«... i wódki z kilkoma byłymi kolegami po fachu. Wbrew obiegowej opinii z wywiadu się wychodzi. To nie zawsze jest dożywocie"[...] Co ciekawe, w 1985 r. Biuro Studiów SB MSW zainteresowało się ppłk. Wojciechowskim w związku z krytyczną oceną jego pracy w Radiokomitecie. Oddelegowany do Biura Studiów SB z WSW płk Stanisław Stępień pisał m.in., że ppłk Wojciechowski „zatrudnia na kierownicze stanowiska osoby o wątpliwej reputacji politycznej", „stosuje destrukcyjne przedsięwzięcia w sprawie obsady personalnej placówek zagranicznych, kieruje się osobistymi animozjami (np. przedwczesne odwołanie aktywnego korespondenta, współpracownika Zarządu II Sztabu Gen[eralnego]", „rozpowszechnia, że ma rzekomo wielkie zasługi polityczne, że doprowadził do wizyty papieża w Polsce i miał w tej dziedzinie zasadnicze zasługi"], w agendach gospodarczych PRL i centralach handlu zagranicznego, a nawet w wojewódzkich organizacjach partyjnych, w których dochodziło do wielu konfliktów pomiędzy komisarzami a doświadczonymi aktywistami PZPR w kwestii kierowania partią. Szczególną i w dostarczaniu tego typu informacji odgrywały jednostki terenowe Zarządu i współpracownicy i oficerowie działający pod przykryciem w różnych instytucjach państwowych. Mieli przekazywać informacje o „osobach skompromitowanych w środowiskach pracy" i reakcjach „poszczególnych osób" i „środowisk" na „działania wojska". Ponadto płk Misztal oddelegował 32 oficerów Zarządu II do pomocy komisarzom wojskowym wprowadzonym do najważniejszych zakładów pracy i instytucji (m.in. MSZ, MHZ) w ośmiu województwach [...]. Doszło nawet do sytuacji w której jeden z wysokich oficerów Centrali świeżo upieczony absolwent kursu przy Akademii Dyplomatycznej w ZSRS płk Bolesław Izydorczyk — zaczął występować w typowych dla tego czasu telewizyjnych i radiowych pogadankach. W ten sposób środowisko wywiadu wojskowego uczestniczyło w procesie militaryzacji partii i całego aparatu państwowego PRL. Za to wszystko dziękował im później minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak:

Funkcjonariusze i żołnierze naszego resortu, wspólnie z żołnierzami ludowego Wojska Polskiego, wystąpili w obronie żywotnych interesów społeczeństwa i władzy ludowej.

Udaremnili próby demontażu socjalistycznego państwa, zatrzymali pochód sił kontrrewolucyjnych [...].

Kolejny raz potwierdziło się braterskie współdziałanie żołnierzy ludowego Wojska Polskiego z funkcjonariuszami SB i MO.


Dzięki Kiszczakowi "wywiadowcy" (i "kontrwywiadowcy") z LWP "kolonizowali" również MSW [Kiszczak zaczął ściągać do MSW oficerów WSW i innych formacji LWP. Przykładem jest powierzenie funkcji dyrektora jednego z najważniejszych pionów SB - Departamentu III MSW, swojemu koledze z WSW, płk. Henrykowi Dankowskiemu (ur. 1929 r). W 1985 r. awansowany do stopnia generała brygady Dankowski został zastępcą szefa SB, wiceministrem spraw wewnętrznych. W latach 1989-1990 gen. Dankowski był 1. zastępcą ministra spraw wewnętrznych. Warto dodać, że w 1976 r. ukończył kurs specjalny KGB w Moskwie [...]. W 1984 r. z WSW do MSW pr; także płk Stanisław Stępień (ur. 1931 r.). Pracował najpierw w Departamencie III, a w elitarnym Biurze Studiów SB MSW, gdzie zajmował nawet stanowisko zastępcy dyrektora (w latach 1985-1989). W latach 1989-1990 zastępca dyrektora Departamentu Studiów i Analiz MSW (...). Z kolei w 1983 r. Kiszczak uczynił swoim doradcą w MSW płk. Ludwika Mochejskiego z WSW i Zarządu II (w okresie sprawowania funkcji attache wojski w Turcji). W 1987 r. kolejnym doradcą szefa MSW został płk Ryszard Iwańciow, zastępca szefa Zarządu II i attache w Indiach].
Rola Kiszczaka wykraczała zresztą poza formalnie pełnioną funkcję ministra spraw wewnętrznych. W rzeczywistości nadzorował nie tylko cywilną bezpiekę, ale także wywiad i kontrwywiad wojskowy, którymi kierowali ludzie związani z nim od lat. (str. 258-262)
.

Cytat:
[Szef Zarządu II] miał zapewne świadomość tej wywiadowczej beznadziei, którą starał się wpisać w pierwsze od wielu lat kłopoty sowieckich służb specjalnych [Chodzi m.in. o zdradę płk. O. Gordijewskiego, dekonspirację Ronalda Williama Peltona z NSA, która po raz pierwszy od ponad 20 lat poważnie ograniczyła sukcesy radiowywiadu GRU (SIGINT), a także coraz większe trudności finansowe i obniżający poziom nowych kadr wywiadowczych. Jednocześnie w tym samym czasie kontrwywiady państw zachodnich przeprowadziły wiele operacji wymierzonych w agendy KGB na Zachodzie.] Pozostawało mu pocieszać się coraz wyższym poziomem znajomości języków obcych w Zarządzie II, sukcesami w rozpracowaniu solidarnościowego podziemia [Misztal z dumą podkreślał rolę oficerów Zarządu II w złamaniu w 1986 r.„systemów kodowania i szyfrowania stosowanych przez wrogie ugrupowania opozycyjne" w kraju. „Możliwość odczytania treści korespondencji prowadzonej między wrogimi ośrodkami w kraju i za granicą pozwala organom MSW skuteczniej kontrolować wrogą działalność" — pisał szef wywiadu wojskowego w 1988 r. Z niektórych dokumentów Zarządu II wynika, że system łączności pomiędzy „Solidarnością" w kraju a jej sojusznikami na Zachodzie rozpracowywano od pierwszych dni stanu wojennego. Świadczy o tym m.in. podróż ppłk. Henryka Dunala do Brukseli, Hagi i Londynu 12 XII 1981 r., której jednym z celów było rozpoznanie „kanałów łączności »Solidarności« z Zachodem".], stałym wsparciem udzielanym „sąsiadom" (Departamentowi I MSW) [Zarząd II wspierał m.in. działania Departamentu I MSW przeciwko Stolicy Apostolskiej, choć, jak wynika z notatek funkcjonariuszy służb cywilnych, oficerowie wywiadu wojskowego przekazywali informacje głównie ustnie [...]. Oddział "Y" interesował się również duchownymi, którzy byli informatorami Departamentu I MSW w Watykanie. Świadczy o tym m.in. notatka szefa Oddziału „Y" ppłk. Zbigniewa Worożbita [...] na temat osobowych źródeł informacji Departamentu I MSW w Watykanie (wymienia się w niej 15 źródeł, w tym 13 z nazwiska, m.in. o. Konrada Hejmę i ks. Janusza Bolonka) [...] Zarząd II włączył się również w sprawę Eligiusza Naszkowskiego (b. działacza „Solidarności", TW ps. „Grażyna" oraz kadrowego funkcjonariusza Biura Studiów SB MSW i Departamentu I MSW, który w 1985 r. zbiegł na Zachód). 26 XII 1988 r. Naszkowski zgłosił się do przedstawicielstwa PLL LOT w Wiedniu z żądaniem przekazania kopi dla konkretnego pracownika MSW. Był również widywany w siedzibie Orbisu w Wiedniu. Jego działania Departament I uznał za niebezpieczną prowokację (podejrzewano o to CIA. Dlatego zdecydowano się poinformować Zarząd II i podjąć wspólnie działania dla ochrony rezydentur wywiadowczych na Zachodzie [...].], wdrażaniem nowinek technicznych do działalności wywiadu i rosnącym w siłę aparatem krajowym Zarządu II. Wciąż przybywało przecież współpracowników (na początku 1988 r. 497 osób) i rozrastała się agentura pomocnicza (412). Ponadto kolejny już rok oficerowie pod przykryciem (OPP) szturmowali MSZ (51), MHZ (25), PLL LOT j żeglugę handlową (PŻB, PŻM i PLO — 4). Kiedy w 1987 r. Misztal złożył braterską wizytę nowemu naczelnikowi GRU gen. Władlenowi Michajłowiczowi Michajłowowi, to przyznał, że począwszy od 1981 r., działalność operacyjna Zarządu II (zwłaszcza w zakresie agentury i nielegałów) załamała się, a liczne próby naprawy tego stanu rzeczy nie przyniosły oczekiwanych rezultatów [Podczas wizyty w Moskwie gen. R. Misztal, wzorem poprzednich lat, skupił się przyczynach słabości Zarządu II. Opowiadał więc o zdradach oficerów i dyplomatów (Sumiński, Ostaszewicz, Spasowski i Rurarz), ostrym reżimie kontrwywiadowczym, walce Zachodu z Polską i konfrontacyjnej polityce Reagana. Niemal w tym samym czasie pion nielegalny służb cywilnych odnotował wiele sukcesów, choć należy od razu dodać, że działał w zupełnie innym obszarze (częściowo w środowiskach emigracyjnych i polonijnych) aniżeli wywiad wojskowy. Zdołał jednak uplasować cenną agenturę i oficerów kadrowych) w ważnych obiektach wywiadowczego rozpracowania i zdobyć wiele cennych informacji (w tym technologii, także wojskowych objętych embargiem). W sprawozdaniu z realizacji zadań przez Wydział XIV Departamentu I MSW w roku 1988 wymienia się konkretne osiągnięcia w rozpoznaniu sytuacji w Watykanie, Episkopacie Polski, Kościele niemieckim oraz w środowiskach politycznych RFN. W sprawozdaniu sporo miejsca poświęcono polskiej emigracji. Czytamy w nim m.in.: „W mijającym roku udało nam się"dobrze uplasować agenta ps. »Martin«. Zdobył on zaufanie [Jerzego] Milewskiego i jego najbliższych współpracowników. Pozwala nam to na pogłębioną kontrolę prowadzonych B[iuro] I[nformacyjne] [NSZZ] S[olidarność] działań, rozpoznanie jego głównych kierunków i pociągnięć oraz bieżącą znajomość sytuacji kadrowej Biura". I dalej: „Podtrzymujemy kontakt osobisty oficera »N« z P[iotrem] Jeglińskim. Poczyniono postępy w rozpracowaniu kanałów łączności między ośrodkiem Jeglińskiego a ugrupowaniem opozycyjnym »Spotkania«". „Do istotnych osiągnięć należy zaliczyć wprowadzenie oficera »N« do struktur >>rządu londyńskiego<< oraz ekspozytury Polskiej Partii Niepodległościowe]". Inny fragment sprawozdania: „Na polecenie szefa Służby Wywiadu i Kontrwywiadu t[owarzysza] Władysława] Pożogi oficer »N« przez pół roku działał w strukturach nielegalnych Solidarności Walczącej. Jego sprawna działalność pozwoliła na rozeznanie struktur kuriersko-kolporterskich SW i ujawniła Służbie Bezpieczeństwa kilka punktów kolportażu oraz konkretne Osoby zaangażowane w działalność kurierską i kolporterską nieznane SB" [...].]. W końcu 1987 r. cały nielegalny aparat wywiadowczy Zarządu II liczył 129 agentów (ale czynnych jedynie 42, zamrożonych — 18, w rezerwie — 18, bez łączności — 51) [...]. Co ciekawe, agentura Zarządu II w większości nie była uplasowana w obszarze wojskowym. Większość (110) funkcjonowała poza wojskiem (tzw. agenci nieobiektowi). [...]

Przyczyny takiego stanu rzeczy dość przekonująco podsumowywał płk Dronicz, w ten sposób charakteryzując rządy gen. Misztala w Zarządzie II:

[i]Rozpoczynając działalność w mrocznych latach stanu wojennego, tak starał się ustawić pracę instytucji, by za wszelką cenę ratować walący się ustrój [PRL. Wierzył, iż połączone siły specjalne MSW i WSW oraz Zarządu II zdołają postawić tamę fali odradzającej się demokracji w Polsce. [...] Zacieśniono współpracę z MSW i WSW, a zwalczanie demokratycznej opozycji Iw ramach tzw. spraw polskich wysunięto na plan pierwszy jako priorytetowe zadanie całego aparatu wywiadowczego. Powstała specjalna komórka zajmująca się tą tematyką. Tajny współpracownik w ugrupowaniu opozycyjnym był bardziej ceniony niż niejeden agent na Zachodzie, zaś broszury „Solidarności" wydawane w kraju lub za granicą wyżej ceniono niż tajne instrukcje dotyczące uzbrojenia i sprzętu wojskowego armii państw NATO [podkreślenia — S.C.].

Do wspierania kontrwywiadu wojskowego rzucono wszelkie środki techniczne i specjalistów, jakimi dysponował wywiad wojskowy. Zaangażowano m.in. komórki deszyfrażu, namiaru radiowego, ośrodek komputerowy, wydział techniki operacyjnej. Wykorzystywano także kadrę wywiadu (podobnie jak oficerów MON) do uczestnictwa (po cywilnemu) w różnych imprezach organizowanych przez „Solidarność". Było to tzw. zabezpieczenie polegające na tworzeniu dodatkowego pierścienia okalającego manifestantów, współdziałającego z MO, ZOMO i SB. Tym samym gen. Misztal pragnął udowodnić najwyższym władzom partyjno-rządowym przydatność służb specjalnych LWP na pierwszej linii walki o utrzymanie socjalizmu, a przy okazji popisać się swoim osobistym oddaniem.

Była to najciemniejsza karta w historii wywiadu wojskowego.
Gen. Misztal do niebywałych rozmiarów rozszerzył współpracę ze służbami specjalnymi „bratnich" krajów. Było w tym więcej dekonspiracji niż rzeczywistych korzyści służbowych. Wzrósł kontyngent polskich słuchaczy na różnego typu kursach wywiadowczych przy Akademii GRU w Moskwie. Kursy te nie miały nic wspólnego z edukacją. Były prowadzone na żenująco niskim poziomie. Już wtedy było wiadomo, że Rosjanom chodziło wyłącznie o rozpracowanie naszych oficerów. Niezwłocznie po przekroczeniu progu internatu każdemu z kursantów robiono serię zdjęć (jak FBI w filmach gangsterskich) oraz każdego zmuszano do odbicia linii papilarnych palców obu rąk! Dalszy proces rozpracowania był zgodny z radziecką szkołą. Kobiety i alkohol niektórym uprzyjemniały ten proceder. W ten sposób kontrwywiad armii sowieckiej aktualizował i zakładał nowe teczki personalne na kadrowych pracowników wywiadu „bratnich armii". O tych praktykach doskonale wiedział gen. Misztal i nigdy nie zaprotestował. Dziś teczki te mają szczególnie] wysoką cenę [...] i mogą być wykorzystywane do szantażu byłych kursantów,! którzy aktualnie zajmują wysokie stanowiska nie tylko w armii. Gen. Misztal wsławił się przede wszystkim wprowadzeniem do wywiadu niezliczonej rzeszy członków rodzin z nomenklatury wojskowej, partyjnej i esbeckiej. Czujnie obserwował losy swoich protegowanych, zapewniając im właściwy rozwój zawodowy i nominacje na zastrzeżone stanowiska. Kiedy już brakowało odpowiednich stanowisk zagranicznych, Misztal potrafił przekonać MSZ, by zwiększyło etaty w attachatach wojskowych lub powołało całkiem nowe, i to ściśle „pod" określone osoby. Radzono sobie nawet z plasowaniem na placówkach dzieci czerwonej nomenklatury, niezwiązanych w żaden sposób z wywiadem (str. 317-322).

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pon Lis 12, 2012 7:03 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rozdział 7 książki "Długie ramie Moskwy" dotyczy lat 1987-1991.

Na wstępie Sławomir Cenckiewicz przypomina określenie "rewolucja wojskowa" Jadwigi Staniszkis, wyłożone w jej klasycznej książce "Postkomunizm".
Cytat:
Przybliżając pojęcie „rewolucji wojskowej", Jadwiga Staniszkis pisze: „Pojęcie »rewolucji wojskowej" zostało użyte przez historyków dla pokazania związku między innowacjami w technice militarnej (oraz w doktrynie i organizacji sił zbrojnych) a reformami w państwie i gospodarce. Ogniwo łączące stanowiła konieczność znalezienia nowego sposobu finansowania modernizującej się armii. Odpowiedzią na to wyzwanie była ewolucja — po krótkim okresie absolutyzmu — bądź ku wolnemu rynkowi i demokracji (gdy możliwe było sięgnięcie do zasobów zewnętrznych, jak kolonie, i/lub efektywniejsze wykorzystanie czynników zewnętrznych, np. poprzez reformę praw własności), bądź w kierunku militarno-biurokratycznej autokracji (gdy, ze względu na splot okoliczności historycznych i uwarunkowań społecznych, głównym sposobem zdobywania środków stała się wewnętrzna kolonizacja). Znaczenie terminu »rewolucja wojskowa« w mojej teorii wychodzenia z komunizmu jest zbliżone. Chodzi mi mianowicie o uchwycenie zależności między rozwojem techniki wojskowej w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych (i związaną z tym reinterpretacją doktryn militarnych — najpierw w USA, w postaci tzw. doktryny Schlesingera z 1974 roku, a następnie w ZSRS, w drugiej połowie dekady) a radykalnymi zmianami politycznymi (w przypadku Chin — także ekonomicznymi). Zmiany te wprowadziły do systemu komunistycznego moment nieciągłości na wielu poziomach równocześnie i uruchomiły proces niezależny od intencji polityków" (str. 331).


Autor cytuje także "Ontologię socjalizmu" Jadwigi Staniszkis:
Cytat:
Polska może być potraktowana jako swoiste laboratorium rozkładu formacji i jej przechodzenia w nową jakość. [...] Co więcej, wydaje się, że rozkład dokonuje się jakby za przyzwoleniem centrali imperium: polska sytuacja pozwala bowiem zidentyfikować zagrożenia (które mogą ewentualnie pojawić się w skali całego obozu, jeżeli inne kraje wejdą w podobną fazę kryzysu) i przygotować z wyprzedzeniem środki zaradcze; równocześnie Polska nie jest krajem na tyle silnym, by nie można było siłą przywrócić „porządku". Na przykładzie Polski można też dostrzec skutki zwlekania z reformami i w tym sensie stanowi ostrzeżenie dla innych krajów.
(...)
Po roku 1987 przedstawiciele biurokratyczno-wojskowego establishmentu już w skali masowej zaczęli przekształcać kontrolowane przez siebie agendy w wyłączone układy nastawione na prywatne formowanie kapitału [podkreślenia — S.C.]. Główni aktorzy „odgórnej rewolucji" przejmowali kluczowe obszary materialnej metawymiany. W Polsce i w Rumunii, gdzie inicjatorem „kontrolowanego przejścia" (w odpowiedzi na kryzys komunizmu, połączony z rewolucją militarną w ZSRS) była część aparatu państwowego, a przede wszystkim — część technicznego i wywiadowczego zaplecza wojska, te właśnie podmioty opanowały banki czy handel zagraniczny. Między innymi po to, aby w nowych warunkach zachować chociaż część kontroli nad gospodarką, w tym nad manewrem otwarcia na świat. W ZSRS, gdzie celem „odgórnej" rewolucji była przede wszystkim neutralizacja militarnego segmentu establishmentu, sfera materialnej metawymiany przypadła aparatom KGB i Komsomołu oraz republikańskim i lokalnym władzom administracyjnym i partyjnym.

Polityka instytucjonalizacji postkomunistycznego porządku była zróżnicowana. Standardy instytucjonalne (w tym standardy bezpieczeństwa ekonomicznego), kultura organizacyjna, doświadczenia i wyobrażenia wyniesione z poprzednich ról i struktur, modyfikowały zachowania w obszarze metawymiany. Regionalny wariant „rewolucji wojskowej" wpłynął więc wyraźnie na przebieg budowania w tym danym rejonie postkomunistycznego porządku. [... ]

W Polsce i w Rumunii „odgórnej rewolucji" przewodził segment militarno-biurokratyczny, w naszym kraju szczególnie rozbudowany ze względu na stan wojenny i wieloletnie rządy generała Jaruzelskiego. Odróżniało to zasadniczo ten manewr od „rewolucji wojskowej" w Związku Sowieckim, przeprowadzonej przeciwko segmentowi wojskowo-biurokratycznemu. Ma to dalekosiężne skutki dla postkomunistycznego porządku. Kształtujący się w Polsce fenomen „menedżerskiego korporatyzmu" (przy słabym politycznym centrum państwa i słabym społeczeństwie) jest jedną z konsekwencji specyficznej, z udziałem służb specjalnych wojska, polskiej drogi od komunizmu. Podobnie jak walka o koncepcję „zorganizowanych rynków" i nowe formy etatyzmu na styku społeczeństwa i państwa.
(str. 332-333).


Z jednej strony Sławomir Cenckiewicz potwierdza trafność zarysowanego wyżej socjologicznego modelu zmian w Polsce.

Cytat:
Materiały źródłowe wykorzystane w niniejszej książce zdają się potwierdzać hipotezy badawcze Staniszkis. Wiele elementów w zarysowanym przez mą i można dostrzec w pomysłach i działaniach Zarządu II, który zwłaszcza dostatnich dwóch dekadach swojego funkcjonowania coraz więcej uwagi poświęcał sprawom krajowym, rozbudowując sieć współpracowników i OPP i instytucjach. Proces opisywany przez Jadwigę Staniszkis został usankcjonowany przez stan wojenny, który go jednocześnie zdynamizował ze względu a rolę, jaką w obozie władzy zaczęli odgrywać wojskowi. „Arbitraż wojska" — jak ujął to kiedyś płk Stanisław Kwiatkowski — zagwarantował „osłonę" dla całego pakietu przeobrażeń gospodarczych, politycznych i własnościowych, które w ciągu dekady lat 80. przeprowadzili komuniści pod wodzą gen. Jaruzelskiego. Warto zauważyć, że właśnie w okresie zmiany stosunków własnościowych i uruchomienia—zwłaszcza w drugiej połowie lat 80. — procesu przepływu kapitału z sektora państwowego do rąk prywatnych zasadnicze funkcje kontrolne pełnili wojskowi (str. 333).


Z drugiej jednak strony autor zdaje się dystansować od tych tez Jadwigi Staniszkis, które dostrzegają w tych działaniach dominacją elementów świadomych i zamierzonych. Jednym zdaniem to, co dla Staniszkis jest skutkiem działań z góry zaplanowane, dla Cenckiewicza wydaje się efektem przypadkowych zbiegów okoliczności, nie do końca uświadamianych przez osoby, które w tych zmianach uczestniczyły.

Cytat:
Kryzys całego bloku sowieckiego i coraz większa zapaść gospodarcza z jednej strony, a z drugiej „symbiotyczne więzi" na styku prywatnych interesów wykorzystujących bazę materiałowo-kapitałową sektora państwo skierowały uwagę wielu pracowników Zarządu II Sztabu Generalnego w stronę biznesu. Wywiadowcy mieli ku temu podstawę (dobrą legendę) w postaci wytycznych i normatywów kierownictwa Zarządu II, które zwłaszcza w czas kryzysu, oszczędności budżetowych i kurczącego się funduszu operacyjnego zalecało „prowadzenie działalności finansowej i gospodarczej" z wykorzystaniem Central Handlu Zagranicznego i firm polonijnych. Ale proces, który w wąskiej interpretacji historyka wynika poniekąd z pragmatyzmu pewnej grupy wojskowych, trzeźwej oceny kondycji ekonomicznej Polski Ludowej, sytuacji w całym imperium sowieckim i możliwości operacyjnych wywiadu, dla socjologa analizującego sytuację i trendy w bloku sowieckim po części jawi się jako przemyślana i zaplanowana w Moskwie „rewolucja wojskowa". Jej „wybuch" związany był z korektą sowieckiej doktryny wojennej autorstwa zafascynowanego rozwojem technologicznym i możliwościami dezinformacji marsz. Nikołaja Ogarkowa. Według socjologicznego modelu „rewolucja wojskowa" miała być spowodowana nieznaną dotąd skalą rozwoju techniki wojskowej, który uległ przyspieszeniu od lat 70., jak również wymianą kadr, awansem społecznym i politycznym ludzi związanych z sektorem militarnym „kolonizującym" różne segmenty państwa (str. 330-331).


Nie ukrywam, że punkt widzenia Sławomira Cenckiewicza w tej sprawie wydaje mi się bardziej przekonujący. W wielu analizach Jadwigi Staniszkis dostrzegam bowiem tendencje do nadinterpetacji przypadkowych zjawisk i przedstawiania ich jako zaplanowanych z góry działań, wynikających z głębokiej analizy aktorów odgrywających swoje role na politycznej scenie. Zapewne nieraz sami zainteresowani ze zdumieniem dowiadują się od pani profesor, jakie to przemyślne i skomplikowane cele chcieli osiągnąć i jak bardzo wyrafinowane było to, co dla nich samych było proste i nieskomplikowane. Najlepiej świadczą o tym następujące słowa gen. Kiszczaka (z 1983 roku), które cytuje autor:

Cytat:
Sprzyjamy do pewnego stopnia rozwojowi spółek i przedsiębiorstw z udziałem kapitału polonijnego. Na dzisiaj spółki te pomagają przywrócić nam równowagę rynkową. Są także korzystnym dla nas sposobem ominięcia barier i restrykcji kredytowo-handlowych stosowanych wobec nas przez Zachód, a zwłaszcza przez Stany Zjednoczone. Przynoszą tez określone korzyści operacyjne [podkreślenie - S.C.]


W każdym razie trafne są następujące wnioski Sławomira Cenckiewicza:
Cytat:
Kapitał i potencjał ludzki wywiadu wojskowego PRL nie pozwalały na prowadzenie zaawansowanych operacji wywiadowczych, ale były wystarczające do "kolonizacji" komunistycznego państwa (str. 334).


***

Opisując realizację powyższych celów przez Zarząd II autor opisuje skrótowo działalność firm polonijnych, podkreślając aktywność na tym polu także służb cywilnych (str. 336-338 oraz 354). Niestety nie poznajemy zbyt wielu szczegółów na ten temat ["niepełna podstawa źródłowa (lub jej niedostępność)"], co pozostawia wrażenie niedosytu. Wydaje się, że nawet bez dostępu do akt wytworzonych przez SB czy WSW analiza tego typu działań mogłaby być dużo bardziej szczegółowa w oparciu o "biały wywiad" a więc ogólnie dostępne informacje na temat tego typu firm działających w latach 80. Analiza składu personalnego kierownictwa takich spółek powinna umożliwić ustalenie ich powiązań z wywiadem cywilnym lub wojskowym PRL. Być może jednak tego typu analiza będzie zawarta w przygotowywanej książce Sławomira Cenckiewicza oraz Adama Chmieleckiego poświęconej aferze FOZZ ("Tajne pieniądze. Wywiad wojskowy PRL w labiryncie biznesowych gier").

***

Sensacyjnie czyta się te fragmenty "Długiego ramienia Moskwy", które dotyczą nielegalnego przejmowania przez ludzi z wywiadu wojskowego ... spadków zagranicznych, w celu zdobycia środków finansowych (oficjalnie na działalność wywiadowczą, ale zapewne także na swoje osobiste potrzeby - biorąc pod uwagę niedostatki w kontroli finansowej nad tego typu nielegalnymi operacjami).

Cytat:
Już w 1970 r. rezydentura „Kolumb" w Waszyngtonie zainteresowała się tym zagadnieniem. Zaczęto analizować prasę pod kątem gromadzenia informacji o zmarłych w Stanach Zjednoczonych Polakach. Była to zresztą operacja skoordynowana z MSZ, kto Wydział Spadków Departamentu Konsularnego zamieszczał w prasie polonijnej ogłoszenia o poszukiwaniu spadkobierców po konkretnych osobach, które zmarły w Stanach Zjednoczonych, Anglii i we Francji. W ten sposób w czerwcu 1971 r. wywiad zwrócił uwagę na niewielki spadek (ok. 6 tys. dolarów) po zmarł w 1968 r. w Ithaca (stan Nowy Jork) Piotrze Lesieniu (Peter Lesien). Powstał wówczas wstępny plan przejęcia kwoty spadkowej:

Cytat:
Wykorzystując fakt posiadania telefonu i ubezpieczenia społecznego przez spadkodawcę, ustalić dokładne miejsce jego zamieszkania w chwili śmierci (książka telefoniczna z 1968 r.), datę i miejsce urodzenia oraz przebieg pracy (z karty ubezpieczenia społecznego znajdującej się prawdopodobnie w firmie ubezpieczeniowej w m[ieście] Ithaca). Legenda: „poszukiwanie wujka, który od 2 lat nie daje o sobie znaku życia. Brak wiadomości, gdzie ostatnio mieszka. Przed kilku laty mieszkał w Ithaca, ale obecnie w książce telefonicznej brak je nazwiska. Na jednym z posiadanych dokumentów z 1968 r. jest numer ubezpieczenia społecznego. O wujka niepokoją się inni krewni".

Jeżeli urzędnik odpowie, że wujek zmarł, poprosić o jego kartę lub zapytać dla ustalenia, gdzie ostatnio mieszkał. Niezależnie od wywiadu w firmie ubezpieczeń społecznych, po ustaleniu ostatniego miejsca zamieszkania, udać się do zarządzającego domem, w którym zmarł spadkodawca w celu ustalenia o nim bliższych danych oraz uzyskania po nim jakichś pamiątek (listy, dokumenty).

Przeprowadzenie powyższego wywiadu zrealizować siłami „Kolumba" („Sonia", która podałaby się za siostrzenicę).

[...]
Proceder ten był kontynuowany również później. Potwierdzają to dokumenty Zarządu II z 1982 r., w których wymienia się kilka konkretnych operacji związanych z przejmowaniem spadków na terenie Francji. Wiadomo tez, że 19 kwietnia 1985 r. gen. Roman Misztal wydał wytyczne w sprawie przejmowania przez Oddział "Y" "bezdziedzicznych spadków zagranicznych" (str. 340-341).


***

Następnie autor dużo miejsca poświęca aferze FOZZ (str. 345-363), czego jednak nie chcę tutaj referować, w oczekiwaniu na zapowiedzianą, osobną książkę na ten temat, współautorstwa Sławomira Cenckiewicza. Oj, będzie się działo!

***

Końcowy fragment rozdziału 7. to opis działań wokół wywiadu wojskowego w okresie transformacji ustrojowej 1989 - 1991. Przypomnijmy, że był to okres rządów pierwszych "solidarnościowych" premierów, którzy przejęli władzę w wyniku rozmów w Magdalence i przy Okrągłym Stole: Tadeusza Mazowieckiego oraz Jana Krzysztofa Bieleckiego, a także okres krótkiej prezydentury Jaruzelskiego oraz początek prezydentury Wałęsy, w którego kancelarii główną rolę odgrywał Jarosław Kaczyński (szef kancelarii).

Cytat:
Coraz częściej, początkowo nawet za formalnym przyzwoleniem naczelnika GRU, dochodziło do oficjalnych kontaktów pomiędzy kierownictwem Zarządu II a Agencją Wywiadu Obronnego (Defense Intelligence Agency — DIA) Stanów Zjednoczonych [Do pierwszych kontaktów z Amerykanami doszło wiosną 1989 r. Na przełomie lutego i marca 1989 r. gen. R. Misztal otrzymał zaproszenie na spotkanie z szefem I US Army Intelligence (wywiad wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych). Do spotkania zachęcał go naczelnik GRU gen. Władlen Michajłow (...). Później podobnych kontaktów na różnych szczeblach (także z udziałem pracowników rezydentury „Kolumb" w Waszyngtonie) było więcej. W październiku 1989 r. rezydentura w Stanach Zjednoczonych, opierając się na relacji ppłk. Pottsa z Biura Łącznikowego Sił Powietrznych Departamentu Obrony, poinformowała, że kontakty oficerów wywiadu PRL z armią Stanowi Zjednoczonych próbuje storpedować FBI. Według tej wersji służba cywilnego kontrwywiadu (stanowiącego część FBI) miała w tym celu przygotować prowokację w stosu do kpt. Michała Roszczyna, jednego z oficerów rezydentury, któremu podstawiona osoba I miała przekazać tajne materiały. Do podobnych prowokacji ponoć dochodziło już wcześniej. Ofiarami FBI mieli się stać oficerowie rezydentury ZSRS i CSRS w Waszyngtonie 9...).]. W tym samym czasie doszło również do zacieśnienia współpracy Departamentu I MSW z CIA. W latach 1989-1990 pomiędzy reprezentantami obu służb (m.in. John Palevich, Paul Redmond i płk Aleksander Makowski, płk Ryszard Tomaszewski) toczyły się poufne rozmowy (najpierw w Lizbonie i Rzymie, a później w Warszawie), których stawką była przyszłość funkcjonariuszy wywiadu PRL. Toczyły się one za wiedzą kierownictwa resortu spraw wewnętrznych. W wyniku tych rozmów Departament II został skreślony z listy wrogich wywiadów, a ludzie komunistycznego wywiadu (zwłaszcza z zasłużonego dla Sowietów Wydziału Naukowo-Technicznego, który zdobywał w przeszłości zachodnie technologie) zaczęli tworzyć służby odrodzonej Polski i kierować nimi [(...) Zbigniew Siemiątkowski powiedział, że w 1989 r. Amerykanie podjęli decyzję o „przejęciu służb krajów postradzieckich". Poza służbami PRL plan ten miał dotyczyć także wywiadów węgierskiego i czechosłowackiego].
(...)
W tym czasie doszło do dalszego ochłodzenia relacji polsko-sowieckich w rezydenturach, gdzie ustały nawet relacje towarzyskie z oficerami GRU. (...) Mimo próśb i zabiegów oficerów Zarządu II, aby podtrzymać współpracę z agendami wywiadu wojskowego ZSRS, rezydenci GRU wyraźnie zaczęli unikać bliższych kontaktów z Polakami. Kontynuowano natomiast współpracę na szczeblu kierowniczym obu służb. (...) Wciąż podtrzymywano także proces szkolenia kadry Zarządu II na kursach specjalnych w ZSRS, który przetrwał nawet rozwiązanie Układu Warszawskiego w lipcu 1991 r. (str. 365-372).


W 1990 nastąpiły kosmetyczne zmiany w wojskówce.
Cytat:
W połowie kwietnia 1990 r. minister obrony narodowej gen. Florian Siwicki podjął decyzję o reorganizacji Zarządu II, a w zasadzie o integracji służb wojskowych. Zgodnie z duchem czasu postanowiono pozbyć się skompromitował w PRL szyldów Zarządu II i WSW. Zdecydowano się więc na „odnowę" polegającą de facto na połączeniu służb wywiadowczych i kontr wywiadowczych w jedną strukturę — Zarząd II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Generalnego. Nie przeprowadzono choćby tak płytkiej weryfikacji kadr wojskowych, jaką zrobił w tym czasie Urząd Ochrony Państwa. Brak weryfikacji oficerów umożliwił utrzymanie w różnych instytucjach państwowych sieci oficerów i współpracowników służb wojskowych, a także gwarantował bezpieczeństwo archiwów Zarządu II i WSW.
Lifting tajnych służb wojskowych był jedną z ostatnich aktywności Siwickiego w MON (str. 374).


Zmianom tym towarzyszyły także zmiany kadrowe.
Cytat:
W kwietniu 1990 r. przy wsparciu Jaruzelskiego, w resorcie obrony narodowej zatrudniono w randze wiceministrów współpracowników premiera - Janusza Onyszkiewicza i Bronisława Komorowskiego (...). "Nasi" w MON - jak powszechnie mówiono wówczas o solidarnościowych wiceministrach obrony narodowej - akceptując ewolucyjny charakter przemian w armii, wpisali się w stanowisko wypracowane przez ludzi Jaruzelskiego (str. 372).


Dodajmy w tym miejscu, że "nasi" w MON zachowywali się podobnie jak "nasi" w innych resortach, realizując założenia wypracowane w Magdalence i przy "Okrągłym Stole" (czego autor niestety nie podkreśla).

Cytat:
W połowie roku Jaruzelski zadecydował, że „odejdzie razem a »swoimi« ministrami". W lipcu 1990 r. nowym szefem MON został rekomendowany przez Jaruzelskiego absolwent uczelni sowieckich wiceadm. Piotr Kołodziejczyk (...). Ostatni szef kontrwywiadu zdążył jeszcze skopiować (sfilmować) kartotekę WSW i przekazać ją Sowietom. Tymczasem (...) gen. Buła wydał też
Cytat:
ustne polecenie likwidacji zasobów archiwalnych Szefostwa WSW. Podobne działania podjęto w terenowych organach WSW (str. 374 -376).


Wojskówka rozpoczęła więc palenie akt niemal rok po powstaniu solidarnościowych rządów i z pewnym opóźnieniem w stosunku do służb cywilnych (które jednak także paliły akta już w czasie, gdy premierem był Tadeusz Mazowiecki)!

Zgodnie z ówczesnymi zapisami konstytucyjnymi duży wpływ na armię miał prezydent. Do grudnia 1990 był to Jaruzelski, ale potem urząd ten pełnił Lech Wałęsa. W książce brak jest dowodów na to, że ówczesny szef kancelarii Lecha Wałęsy - Jarosław Kaczyński - podejmował, czy inicjował jakiekolwiek działania, których celem byłaby inna postawa "naszych" w MON. Przeciwnie, to właśnie w tym czasie nastąpiło zblatowanie Wałęsy z wojskówką.

Cytat:
Już w czasie kampanii prezydenckiej 1990 r. ponoć doszło do zbliżenia środowiska służb wojskowych i otoczenia Lecha Wałęsy. Służby miały przekazać sztabowi wyborczemu Wałęsy informację o rzekomej chorobie psychicznej Stanisława Tymińskiego, której przeciwko niemu użyto. Informacja ta miała pochodzić z materiałów Wojskowej Komisji Uzupełnień [szefem sztabu wyborczego Lecha Wałęsy w 1990 roku był Jacek Merkel] (str. 379)
.

A przecież na początku prezydentury Wałęsy doszło do utworzenia WSI.

Cytat:
Jesienią 1991 r., czyli już po rozwiązaniu Układu Warszawskiego, przeprowadzono w służbach wojskowych kolejne zmiany, które na kilkanaście lat (do 2006 r.) określiły strukturę wywiadu i kontrwywiadu Wojska Polskiego. Rozkazem ministra obrony narodowej Piotra Kołodziejczyka z 22 sierpnia 1991 r. utworzono Wojskowe Służbowe Informacyjne. Główną nowością tej reformy było wyprowadzenie służb wojskowych (wywiadu i kontrwywiadu) spod kompetencji Sztabu Generalnego i podporządkowanie ich bezpośrednio ministrowi obrony narodowej. Istotna rolę w przygotowaniu tej zmiany odegrała Kancelaria Prezydenta Lecha Wałęsy i związany z nią kontradmirał Wawrzyniak z MON, który 30 września 1991 r. został pierwszym szefem WSI (str. 377 -379)
.

Przypomnijmy jeszcze raz, że szefem kancelarii prezydenta Wałęsy był w tym czasie Jarosław Kaczyński. Jednak jego nazwisko w kontekście powstania WSI nie pada. Brak jest jednak jakichkolwiek źródeł dowodzących, że szef kancelarii nie miał z tą reformą nic wspólnego, ani tym bardziej, że reforma ta nastąpiła wbrew jego woli. W ogóle problem ten jest w książce nieobecny! Pojawia się natomiast (trochę Deus ex machina) nazwisko Mieczysława Wachowskiego.

Na koniec dwa cytaty dobrze opisujące sytuację w armii pod koniec 1991 roku.

Cytat:
Klimat tamtego czasu trafnie oddaje relacja pamiętnikarska płk. Stanisława Dronicza: „W dziejach LWP i WP po stanie wojennym, nawet po powołaniu cywilnych ministrów obrony, w celu przywrócenia dobrego imienia niesłusznie represjonowanym, nigdy nie interweniowały sądy honorowe, zebrania oficerskie lub środowiska, w których spotkała ich krzywda. Jeżeli do wojska nadchodziły postulaty wyjaśnienia sprawy i rehabilitacji skrzywdzonych, to pochodziły z zewnątrz od posłów, intelektualistów lub działaczy politycznych. Każdy, kto w naszym wojsku był represjonowany z powodów politycznych, musiał odczuć chłód, a niekiedy nawet wrogość środowiska, w którym służył. Nie było to spowodowane jakąś wyjątkową cechą charakteru ludzi mundurowych, lecz obawą, że ich również może spotkać podobny los. Między innymi spowodowane to było tym, iż osoby dopuszczające się represji wobec tych, których później zrehabilitowano, najczęściej pozostawały na wysokich stanowiskach służbowych. Nikt im nigdy za tzw. błędy i wypaczenia niczego nie wypominał. Szczególną odrazę w wojsku wzbudziły alianse i sfraternizowanie wiceministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego oraz prezydenta Lecha Wałęsy z najbardziej gorliwymi oficerami z okresu stanu wojennego. Ich ostentacyjna sympatia do niedawnych przeciwników zniweczyła w wojsku to, co być może jest w nim najcenniejsze: godność i honor. Wojskowi, którzy mieli odwagę przeciwstawiać się rozpasaniu totalitarnej władzy komunistów i nieprawidłowościom w wojsku, gdy Polska stała się niepodległym oraz demokratycznym krajem, przekonali się, że są niepożądani. Zabiegi generalicji, zwłaszcza tej dwu-, a nawet trzygwiazdkowej, o względy Mieczysława Wachowskiego ośmieszały najwyższe kręgi hierarchii wojskowej. Nie był ich przełożonym, nie łączyła ich wspólna przeszłość, a jednak garnęli się do niego niczym muchy... Ta wielka ostentacyjna sympatia do osoby Wachowskiego miała tylko jeden cel (doskonale widoczny dla wszystkich wojskowych) — chodziło o względy prezydenta, jego łaskę, awans lub odznaczenie" (str. 379).


Cytat:
Kosmetyka przeobrażeń w Wojsku Polskim z lat 1990-1991 (i później) pozwoliła oficerom byłego Zarządu II zachować dominującą pozycję w wywiadzie wojskowym odrodzonej Rzeczypospolitej. Po wielu latach wiernej służby Moskwie, bez jakiejkolwiek procedury weryfikacyjnej, od teraz mieli tworzyć suwerenną służbę wywiadu. Realizacja tego pomysłu nie mogła się udać. W rzeczywistości powstała struktura będąca prostą kontynuacją służb wojskowych PRL (str. 380).


Obydwa wnioski wydaja się trafne, jednak poszukiwania osób odpowiedzialnych za ten stan rzeczy pozostawiają poczucie niedosytu. Czy rzeczywiście winę za to ponoszą głownie Wałęsa i Komorowski (jak zdaje się wynikać z tej części książki) a ówczesny szef kancelarii Prezydenta, uczestnik rozmów Okrągłego Stołu, czy też jego Brat - uczestnik rozmów w Magdalence, są bez winy?

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Pon Lis 19, 2012 4:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kolejna część książki Sławomira Cenckiewicza nosi tytuł "Życie po życiu (1991-2006)" i opisuje okres funkcjonowania wywiadu wojskowego pod nową nazwą - WSI. Autor nie ukrywa swojego krytycznego stosunku do tych służb i daje do zrozumienia, że ich specyfika była konsekwencją filozofii ukształtowanej w czasie rozmów w Magdalence i przy Okrągłym Stole (choć te nazwy znowu nie padają).

Cytat:
Powstały we wrześniu w 1991 r. Zarząd II Wywiadu Wojskowych Służb Informacyjnych był w dużej mierze kopią komunistycznego Zarządu II Sztabu Generalnego WP. Dawne struktury, kadra i aparat wywiadowczy (sieć współpracowników) bez jakiekolwiek weryfikacji zostały przejęte przez WSI. Tadeusz Mazowiecki przyznał kiedyś, że brak weryfikacji w służbach wojskowych to m.in.:
Cytat:
efekt jego uzgodnień z ówczesnym szefem Ministerstwa Obrony Narodowej generałem Florianem Siwickim [podkreślenie — S.C.]. Przecież nie mogliśmy robić wszystkiego naraz.


W rzeczywistości zaniechania te były nie tylko konsekwencją nieformalnych uzgodnień z komunistami, ale również wynikały z faktu, że elity solidarnościowe nie miały większego pojęcia o sprawach związanych z siłami zbrojnymi. Dominowało w nich naiwne przekonanie o patriotyzmie oficerów LWP. Wyrazem tego było chociażby marginalne potraktowanie problematyki wojskowej przy okrągłym stole. Kwestia ta pojawiła się jedynie w trakcie dyskusji podzespołu do spraw młodzieży i to raczej w kontekście indoktrynacji politycznej żołnierzy zasadniczej służby wojskowej.

Nowe-stare służby wojskowe pozostawały w zasadzie poza kontrolą polityczną i społeczną. Podobnie jak w czasach PRL aż do 2003 r. działalność tajnych służb nie była uregulowana ustawowo. Działały one na podstawie rozkazu ministra obrony narodowej z sierpnia 1991 r., mimo że tego samego roku Rada Ministrów uwiązała się przygotować odpowiedni projekt ustawy regulujący działalność służb wojskowych.
(...)
Gwarancję kontynuacji zapewniała przede wszystkim komunistyczna kadra oficerska, która w dużej mierze zdominowała całe WSI. Ukształtowana w PRL mentalność, międzypokoleniowe związki z ruchem komunistycznym, poczucie wojskowej odrębności i elitarności, aktywność w PZPR i jej przybudówkach, zaangażowanie w walkę z "Solidarnością, antyzachodni i prosowiecki sposób myślenia o tajnych służbach i świecie, serwilizm wobec politycznych zwierzchników, wspólnota biografii i zasób ekskluzywnej wiedzy składały się na specyfikę środowiska WSI. (str. 385-387)


Następnie autor opisuje kilka zagadnień dotyczących funkcjonowania WSI na przykładach kilkunastu ich funkcjonariuszy, jak w szczególności:
- płk Lipert (str. 389),
- gen. Bolesław Izydorczyk (str. 389),
- kmdr Kazimierz Głowacki (str. 390),
- płk Aleksander Makowski (str. 394),
- Andrzej Nierychło (str. 390),
- gen. Jerzy Jarosz (str. 399),
- płk Konstanty Malejczyk (str. 404),
- płk Tadeusz Rusak (str. 407),
- gen. Marek Dukaczewski (str. 412),
- płk Mieczysław Tarnowski (str. 414).

Z tego dość licznego grona najbardziej pozytywnie wypada obraz płka Rusaka (notabene z Krakowa), który kierował WSI w okresie rządów AWS (1997-2001).

Cytat:
Pierwszym reformatorem służb wojskowych był płk Tadeusz Rusak, który kierował WSI w okresie rządów Akcji Wyborczej „Solidarność" i Unii Wolności (1997-2001). Nowy szef dysponował doświadczeniem i to dla wielu wydawało się wystarczającą gwarancją uporządkowania spraw związanych z WSI. Przez siedem lat Rusak kierował krakowską delegaturą UOP (1990-1997), nie pracował i wojskowych, a jako żołnierz LW P nie kształcił się w ZSRS. Nie ukrywał też swojego krytycznego stosunku do WSI. Miał kiedyś nawet odwagę powiedzieć, że „kondycja tych służb budziła przerażenie". Przez większość kadry WSI były traktowane jak „ciało obce" i nasłany przez „sąsiadów" cywil z zadaniem podporządkowania służb wojskowych Urzędowi Ochrony Państwa. Pozostał żołnierze WSI porównywali czasem płk. Rusaka do Andrzeja Milczanowskiego, gdyż podobnie jak szef MSW uważał, że tajne służby suwerennej Polski można budować wspólnie z odpowiednio dobranymi ludźmi dawnego reżimu wspieranymi przez zaciąg nowej kadry. Rusak wiedział, że środowisko WSI nie było monolitem. Konkurowały w nim różne frakcje i koterie powiązane z politykami, urzędnikami MON i generalicją ze Sztabu Generalnego. Jedne z najpoważniejszych skupiały się wokół czołówki WSI — „marynarzy" (Wawrzyniak, Głowacki) i „pancerniaków" (Malejczyk, Izydorczyk). Obie nie akceptowały Rusaka. Podczas uroczystości nadania mu stopnia generała brygady w 2000 r. inni generałowie mieli mówić do siebie: „Skandal". Naraził się im szczególnie, kiedy po odkryciu w szafie pancernej jednego z żołnierzy materiałów świadczących o udziale oficerów WSI w nielegalnym handlu bronią i związkach z terrorystą Monzert al-Kassarem, w 2000 r. złożył zawiadomienie do prokuratury wojskowej. Sprawa uderzała w znaczną część kadry kierowniczej WSI z lat 1991-1996 i ludzi Sztabu Generalnego WP, których lojalność wobec cywilnych zwierzchników zaczęła budzić wątpliwości (str. 407-408).


Jednak nawet w przypadku tej osoby autor cytuje obszernie fragmenty artykułu, przedstawiającego go w krytycznym świetle:

Cytat:
Prawie dwa lata po objęciu przez Rusaka stanowiska szefa WSI tygodnik „Nie" oskarżył go o współpracę z WSW. Marek Barański pisał: „Na początku kariery w PRL Rusak służył w 25. Pułku X Sudeckiej Dywizji Pancernej w Opolu. Ze względu na dyslokację i zadania, dywizja była pod dobrą osłoną kontrwywiadowczą. W Opolu działał nawet samodzielny oddział kontrwywiadu WSW. Rusak był dowódcą kompanii. [...] Do dziś panuje wśród kadry uparte przekonanie, że do szefa dywizyjnego kontrwywiadu, nieżyjącego już płk. Brylonka, Rusak zgłosił się na ochotnika. Ochotników WSW nie angażowała. Dobierano żołnierzy starannie, pilnie ich uprzednio obserwując. Ponieważ jednak Sudecka Dywizja była jednostką szczególną, służbom specjalnym nigdy nie było za dużo wiadomości o jej jawnym i ukrytym życiu. Pułkownik Brylonek oferty Rusaka nie odrzucił. Wkrótce nadarzyła się okazja, żeby Rusak potwierdził czynem swoją ochotę do współpracy z WSW. W jednostce prowadzono sprawę pewnego podoficera, który podejrzewany był o szpiegowanie na rzecz RFN. Facet był na oku, bo miał rodzinę w Niemczech. Rusak, jako dowódca kompanii, znał go, wiedział, jak się zachowuje, co mówi, jaka jest jego sytuacja domowa. W osaczaniu tego podoficera odegrał swoją rolę. Jak usłyszeliśmy, następcy płk. Brylonka hołdowali porządkowi w papierach, nadali więc Rusakowi odpowiedni status operacyjny. Jak mi mówiono, Rusak informował o prywatnym życiu oficerów, szczególnie tych, którzy mogli mieć rodzinne kontakty z Francja i RFN. Przyjmował zadania do wykonania i składał meldunki. Najczęściej pisał odręcznie, co jego oficer prowadzący lubił najbardziej. To stary sposób przywiązywania człowieka do służb specjalnych. Rusak, jak wszyscy współpracownicy, miał dwie teczki: teczkę pracy i teczkę osobową. Rozmowy odbywano z nim w lokalu konspiracyjnym, ale gdy zachodziła pilna potrzeba także na terenie jednostki. Spotkanie wywoływano umówionym hasłem telefonicznym lub znakiem przekazywanym na ulicy. Choć to wszystko brzmi dziś bardzo tajemniczo, uprzedzono mnie jednak, że w gruncie rzeczy są to banalne techniki pracy z byle agentem". Zob. M. Barański, Szef szpiegów, „Nie", 1999, nr 41. Oskarżenia te nie zostały później źródłowo i naukowo zweryfikowane (str. 407-408).


***
Warto także zacytować fragment książki poświęcony innemu szefowi WSI, gdyż jego osoba jest kojarzona z jednym z byłych działaczy KPN.

Cytat:
[Inny przypadek, dotyczący jednego z szefów WSI kmdr. Kazimierza Głowackiego, opisał w swoich wspomnieniach gen. Marian Zacharski, należący w latach 90. do kierownictwa Urzędu Ochrony Państwa:
Cytat:

Co o nim wiemy? Ano tyle, że o jego dziwnych zachowaniach podczas pobytu na placówce w Londynie, już w nowych czasach, dostawaliśmy często niepokojące wieści. Służby jednego z państw z nami zaprzyjaźnionych wielokrotnie miały możliwość obserwowania jego przyjacielskich kontaktów z rosyjskimi członkami rezydentury w Londynie [podkreślenie moje - S.C.]. Radzono nam wprost, że byłoby lepiej, gdybyśmy coś z tym fantem zrobili/ Nasz wpływ na obsadę stanowisk w WSI był jednak żaden (...). [(...) Funkcję attache wojskowego PRL/RP w Londynie kmdr K. Głowacki pełnił w latach 1986-1990 (str./ 390-391)


Związek Kazimierza Głowackiego z KPN jest taki, że Tadeusz Stański, jeden z członków pierwszego kierownictwa KPN, który odszedł z Konfederacji w roku 1984 około ćwierć wieku później utrzymywał stosunki biznesowe z Głowackim, na co zwróciła uwagę Magdalena Figurska.

Cytat:
Jeden z inicjatorów utworzenia FN, od roku 2006 prezes firmy TWM Pustola w Warszawie ma wspólnika, (wiceprezes i udziałowiec tej firmy), komandora Kazimierza Mariana Głowackiego, szefa WSI w latach 1996-1997.

Szczegółowy opis jego działalności – w raporcie Macierewicza.

Jak ustalili dziennikarze „Rzeczypospolitej”, Głowacki, (oddział Y, kursant GRU), był współodpowiedzialny (razem z gen. Konstantym Malejczykiem) za nielegalny handel bronią dokonywany przez WSI. http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_061129/opinie_a_2.html
Oprócz tego, Kazimierz Marian Głowacki jest działaczem Ruchu Społecznego „Praca – Pokój – Sprawiedliwość”, lewackiej organizacji, której organem jest „Przegląd Socjalistyczny” (prezes A.Ziemski).

Fakt współpracy, również gospodarczej, działacza KPN-u i opozycji niepodległościowej, z dawnym funkcjonariuszem PRL-u, o kontrowersyjnym życiorysie, pozostaje w wielkim dysonansie z zasadami moralnymi, jest głęboko naganny i podważa wiarygodność całej Formacji, wspaniałego przedsięwzięcia, które popierałam i byłam gotowa społecznie pomagać w jego rozwoju.

http://porozumienie.mojeforum.net/temat-vt78.html?postdays=0&postorder=asc&start=0

Cała sprawę wykorzystano do nagonki na KPN, chociaż wymienianie w tym kontekście nazwy KPN jest sporym nadużyciem (zob. więcej na ten temat w tekście "KPN odpowiada za kompromitację FN i PON?"- http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1055&highlight=figurska .

Więcej o Głowackim napisano w Gazecie Polskiej - http://naszeblogi.pl/15769-kmdr-kazimierz-glowacki-mroczna-przeszlosc-bylego-szefa-wsi

Cytat:

Wywiad wojskowy PRL organizował porwania nieletnich obywateli państw kapitalistycznych, by ich dokumenty i tożsamość nadać nielegałom. W procederze tym, w zakresie w jakim kradziono tożsamość obywatelom PRL udział brał przyszły szef WSI Kazimierz Głowacki
(...)
Proceder ten, jak się okaże, był wykorzystywany w komunistycznym wywiadzie wojskowym jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku także na terenie Polski, i uczestniczyli w nim pierwsi szefowie WSI. Do tej grupy oficerów wywiadu wojskowego zaliczyć można byłego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych w latach 1996-97 – Kazimierza Głowackiego.

Do wywiadu Głowacki został zwerbowany w 1968 roku i służył w nim do końca jego istnienia tj. do 1991 roku. Po jednorocznym kursie specjalistycznym, został w niedługim czasie skierowany do pracy na kierunku USA. W latach 1979 – 1983 pełnił w Kanadzie funkcję zastępcy attache wojskowego, w latach 1986–1990 - attache wojskowego w przy Ambasadzie PRL w Wielkiej Brytanii. Z kolei w okresie 1983–86 zajmował stanowisko zastępcy szefa osławionego Oddziału Y komunistycznego wywiadu wojskowego. Przypomnijmy, że to właśnie oficerowie tego Oddziału byli odpowiedzialni za udział w najgłośniejszej aferze finansowej początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, znanej jako afera Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.

Po utworzeniu Wojskowych Służb Informacyjnych Głowacki pełnił w nich kolejno funkcję zastępcy, szefa służby Kontrwywiadu Wojskowego (1991-95), a następnie szefa WSI (1996-97). Ze służby odszedł 1999 r. w stopniu kontradmirała.

Głowacki jak wielu jego kolegów z wywiadu wojskowego PRL, którzy po transformacji ustrojowej objęli kierownicze stanowiska w WSI, odbył wcześniej sowiecki specjalistyczny kurs operacyjny w GRU. Ukończył szkolenie GRU w sierpniu 1985 r. tuż przed wyjazdem na placówkę do Wielkiej Brytanii. Do roku 1991 nie miał żadnej styczności z zadaniami służby kontrwywiadu wojskowego (wówczas realizowanych w ramach Zarządu III WSW). Pod rządami Głowackiego służby kontrwywiadu WSI nie prowadziły żadnej poważnej procedury antyszpiegowskiej oraz nie zatrzymały żadnej osoby podejrzanej o współpracę z rosyjskim wywiadem.
(...)
W książce M. Jędrzejko, i inni zatytułowanej „Generałowie i admirałowie III Rzeczypospolitej” o Głowackim napisano, , iż należy cyt.: „do najwybitniejszych postaci powojennego wojskowego kontrwywiadu o wielkim wkładzie w przygotowanie wojskowych służb specjalnych do integracji z NATO oraz kontrwywiadowczej osłony Sił Zbrojnych”. W konfrontacji z merytoryczną i miażdżącą opinią byłego Szefa SKW, a także byłego funkcjonariusza jedynki na temat zdolności WSI do wykonywania kontrwywiadowczych zadań, określanie Głowackiego jako najwybitniejszej postaci powojennego kontrwywiadu wojskowego, tego typu dyrdymały można określić tylko jako naigrywanie się z inteligencji przeciętnego czytelnika, oraz potraktować je ironicznym uśmieszkiem.

W Raporcie Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej WSI w rozdziale poświęconym podsumowaniu penetracji WSI przez rosyjskie służby specjalne, wykazano całkowitą niezdolność WSI do prowadzenia efektywnej pracy kontrwywiadowczej. W dokumencie podkreślono, iż przez cały okres swego istnienia WSI nie zatrzymały żadnego szpiega rosyjskiego. Wszystkie sukcesy na tym polu były wynikiem działania służb cywilnych. Jako przyczynę tego stanu rzeczy Raport wskazuje na „infiltrację WSI przez wschodnie służby specjalne, których bazę werbunkową i informacyjną mogli stanowić oficerowie szkoleni na wschodzie”.

W zbiorze ogólnym IPN znajduje się teczka spraw różnych Oddziału Y, a w nim dokumentacja rozpracowywania przez Kazimierza Głowackiego Stanisława Urbana urodzonego w Wielkiej Brytanii, który w latach 1984-86 odbywał zasadniczą służbę wojskową w 20. dywizjonie artylerii rakietowej. Faktycznie Stanisław Urban miał służyć w zespole estradowym dywizji, gdzie miał grać na gitarze. Przygotowany przez Głowackiego plan rozpracowywania zakładał przejęcie i wykorzystanie dokumentów Stanisława Urbana i jego osobowości w celu wyposażenia w nie nielegała, bądź zwerbowanie Urbana jako nielegalnego pracownika wywiadu.

W dokumencie datowanym z dnia 15 czerwca 1984 r. zatytułowanym „Plan Rozpracowania” przygotowanym przez ówczesnego komandora Głowackiego oraz zatwierdzonym przez Szefa Oddziału Y – płk. Henryka Dunala, znalazła się szokująca informacja, iż komunistyczny wywiad wojskowy rozpoczął rozpracowywanie Stanisława Urbana, gdy miał on 14 lat (1974 r.), pod kątem prowadzenia obserwacji „odnośnie jego rozwoju intelektualnego i ogólnego” oraz mającym na celu „ustalenie jego predyspozycji, cech charakteru, powiązań z zagranicą i innych danych”. Wywiad wojskowy gromadził już wówczas informacje o figurancie oraz jego najbliższej rodzinie, a także zarejestrował kandydata jako figuranta w kartotece wywiadu oraz Biura „C” Służby Bezpieczeństwa (1975 r.).

W 1984 roku, kiedy Stanisław Urban odbywał zasadniczą służbę wojskową, wywiad wojskowy w osobie kmdr Kazimierza Głowackiego przystąpił do fazy intensywnego rozpracowania mającego na celu osiągnięcie głównego celu, tj. kradzieży tożsamości figuranta bądź pozyskanie go do współpracy w charakterze nielegalnego pracownika wywiadu. W tym celu Głowacki przedsięwziął liczne czynności operacyjne. Zebrano informacje o figurancie w oparciu o rezydenturę wywiadu „PARK” w Wlk. Brytanii (Konsulat PRL w Londynie), założono inwigilację korespondencji nadchodzącej z zagranicy do rodziny Urbanów, zebrano dane o kandydacie i jego rodzinie w ich miejscach zamieszkania, ustalono cechy charakteru figuranta na podstawie opinii z okresu szkoły i miejsca pracy.

Ponadto zlecono Wojskowej Służbie Wewnętrznej stałą obserwację i inwigilację figuranta w jednostce wojskowej, w której odbywał służbę wojskową. Kmdr Głowacki do rozpracowywania figuranta włączył oficerów Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego. Na zlecenie Głowackiego ppłk. Władysław Staluszka, pod legendą nauki gry na gitarze jednego ze swoich synów, miał zapoznać się ze Stanisławem Urbanem oraz ustalić jego zapatrywania polityczne, plany na przyszłość, zamiłowania, skłonności, nawyki i wady oraz powiązania towarzyskie w krajach kapitalistycznych. Ponadto ustalono z szefostwem AWO ekstraordynaryjny system obiegu notatek operacyjnych oraz zasady i tryb rozliczania kosztów ponoszonych podczas operacji.

Z zachowanej szczątkowej dokumentacji nie wiemy, jaki finał przybrał proces pozyskiwania dla nielegała tożsamości i dokumentów głównego figuranta. Z notatki datowanej na styczeń 1986 roku możemy się zorientować, że w wyniku zainteresowania się osobą Stanisława Urbana ze strony ppłk. Aleksandra Lichockiego z WSW (obecnie oskarżonego wraz z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim w procesie o powoływanie się na domniemane wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI), wywiad wojskowy mógł zrezygnować z dalszego opracowywania figuranta, bowiem niedługo potem nakazano wyrejestrować Stanisława Urbana z ewidencji operacyjnej wywiadu oraz Biura „C SB. WSW rozpracowywało figuranta wywiadu wojskowego, bowiem Stanisław Urban manifestował wrogą postawę wobec ustroju socjalistycznego oraz miał nosić się z zamiarem ucieczki na zachód.

Odnaleziona dokumentacja zadaje kłam twierdzeniom wielu wątpliwych „ekspertów” (głównie byłych funkcjonariuszy SB), jakoby w organach bezpieczeństwa PRL istniał zakaz werbunku nieletnich oraz rozpracowywania pod kątem ich pozyskania. Dla tych ludzi nie było żadnych świętości.

Kazimierz Głowacki jak wielu jego kolegów z dawnego Oddziału Y wywiadu wojskowego, pomimo podeszłego już wieku (lat 71) odnalazł swoje miejsce w biznesie. Szczegóły jego aktywności opisywała „Gazeta Polska”. Wraz byłym działaczem ruchu antykomunistycznego KPN i PPN Tadeuszem Stańskim, przyjacielem Romualda Szeremietiewa, prowadzi obecnie warszawską spółkę TWM-Pustola Sp. z o.o. Córka Stańskiego – Zuzanna przez ponad rok była asystentką Głowackiego w firmie Bryza Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie przy ul. Hożej 35/18. W siedzibie Bryzy odbywają się co miesiąc spotkania stowarzyszenia o nazwie Formacja Niepodległościowa (FN). Powołali je w 2008 r. działacze kilkunastu zasłużonych organizacji antykomunistycznych, m.in. KPN, Polskiej Partii Niepodległościowej, NZS, ROPCiO i „Solidarności Walczącej”. „Podejmujemy tę działalność, ponieważ nie godzimy się na to, aby jedynym dowodem naszej walki okazały się ubeckie donosy lub świadectwa ludzi złamanych i uwikłanych z komunizmem” – napisano w deklaracji założycielskiej FN. Liderami tego ruchu są Romuald Szeremietiew oraz Tadeusz Stański.

Z kolei w latach 2002–2004 Głowacki zasiadał również w radzie nadzorczej spółki Trilium Trade Oil, z którą związane były takie osoby jak Zbigniew Kulig (z firmy Pollex, znanej z afery paliwowej), Siergiej Stankiewicz i Aleksiej Kalioujnyi (Rosjanie z państwowego koncernu Łukoil) oraz Michał Buksiński (biznesmen robiący interesy m.in. z byłymi oficerami SB z Chełma). Głowacki jest współwłaścicielem spółek Bryza i Giełda Modlin, zasiada w Radzie Nadzorczej spółki GLOB KON-WIT, oraz w zarządach wspominanych spółek TWM-Pustola i Bryza.

Maria Argus



***

W związku z pochwałami pod adresem Rusaka trudno nie zadać sobie pytania o to, jak wyglądała kwestia funkcjonowania WSI w okresie rządów Jana Olszewskiego (pierwszych 5 miesięcy 1992 roku). W tym zakresie jednak znowu natrafiamy na brak obszerniejszych informacji.

Ze stwierdzenia, że pierwszym reformatorem WSI był Rusak wynika logicznie, że w okresie rządów Jana Olszewskiego próby reformy (czy tym bardziej likwidacji) WSI nie podjęto. Zapewne dałoby się to jakoś wytłumaczyć ( i trudno być zdziwionym, skoro w najbliższym otoczeniu Antoniego Macierewicza byli byli esbecy), ale ponieważ nie ma w ogóle takie wyraźnego stwierdzenia, to i tłumaczyć nie ma czego.

Z cytowanego wcześniej stwierdzenia (zawartego na str. 369), że "ostatnie kursy dla oficerów wywiadu PRL/RP (już WSI) ponoć były organizowane w latach 1992-1993" zdaje się wynikać, że takie kursy trwały również w okresie rządów Olszewskiego, ale znowu brak jest wyraźnego potwierdzenia tych domysłów. A sprawa jest istotna, skoro za jedną z zasług tego rządu uważa się zgłoszenie polskich aspiracji do przystąpienia do NATO. A do NATO z kadrą szkolącą się w Moskwie to raczej nie bardzo należało się wybierać. Albo więc nasz akces do NATO nie był zgłaszany na poważnie, albo też był zgłaszany przez osoby nie mające elementarnej kompetencji.

Duże poczucie niedosytu pozostawia także informacja zamieszczona w książce, na temat lustracji.

Cytat:
Wprawdzie treść uchwały [chodzi o uchwałę lustracyjną Sejmu uchwaloną 28 maja 1992 roku - ML] zobowiązywała ministra spraw wewnętrznych jedynie do ujawnienia informacji na temat urzędników i parlamentarzystów współpracujących z "Urzędem Bezpieczeństwa i Służbą Bezpieczeństwa w latach 1945-1990", ale zbiory kartoteczne służb wojskowych mogły okazać się przydatne również przy odtwarzaniu sieci agenturalnej służb cywilnych. Kolejne wysiłki okazały się daremne. Według Woyciechowskiego na wieść o lustracji kierownictwo WSI "zaplombowało archiwum i kartotekę" oraz "wzmocniło ochronę budynków". W ten sposób archiwa komunistycznych służb wojskowych zostały zamknięte na długie lata (str. 401-402)


Po pierwsze - nic nie wiadomo, aby przygotowania lustracyjne zespołu Antoniego Macierewicza, prowadzone od kilku miesięcy obejmowały lustrację w oparciu o akta byłej WSW i warto może byłoby zapytać o przyczynę tego zaniechania, zwłaszcza w kontekście informacji zawartych w książce na temat tego, czym w swej istocie był wywiad wojskowy.

Po drugie - trudno o bardziej dobitny obraz nieudolności tego rządu, gdy dowiadujemy się, że podległe rządowi służby "plombują archiwa" i "wzmacniają ochronę budynków"! Pojawia sie pytanie o to, czy to pies kręcił ogonem, czy może odwrotnie? Czy nie było tak, że lustrację (opartą wyłącznie o

Po trzecie - co rząd zrobił, aby uzyskać dostęp do tych dokumentów przez poprzednie 5 miesięcy? Próbował, ale się nie udało? Nie próbował? W obu wypadkach należałoby odpowiedzieć na pytanie - dlaczego?

Zaniechania rządu Jana Olszewskiego srogo zemściły się na nim samym i jego zapleczu politycznym.

Cytat:
Po upadku gabinetu Jana Olszewskiego WSI zaczęły intensywnie rozpracowywać i inwigilować środowiska centroprawicowe będące do niedawna zapleczem rządu. W niektórych przypadkach była to kontynuacja działań rozpoczętych jeszcze w 1991 r. Wspierano w ten sposób "sąsiadów" z UOP, którzy prowadzili zawaansowane działania operacyjne wobec przeciwników politycznych prezydenta i rządu. W latach 1991-2003 na celowniku WSI znaleźli sie m.in.: Jarosław Kaczyński, Jan Parys, Romuald Szeremietiew, Antoni Macierewicz, Mariusz Marasek, Radosław Sikorski, Czesłąw Bielecki, Józef Szaniawski i Piotr Woyciechowski, a nawet były szef tych służb gen. Marian Sobolewski [(...) Inwigilowani byli także pracownicy MON - płk Stanisław Dronicz, Bronisław Komorowski i Maciej Rayzacher, choć z nieco innych powodów (m.in. ze względu na działalność biznesową). (...)] Jako powody rozpracowania wymieniono m.in, krytyczny stosunek do prezydenta Wałęsy, występowania przeciwko rządowi Hanny Suchockiej i prezentowanie opinii o powiązaniach WSI ze służbami specjalnymi byłego ZSRS. W ślad za zainteresowaniem liderami centroprawicy inwigilowano partie polityczne i organizacje społeczne: Porozumienie Centrum, Ruch Trzeciej Rzeczypospolitej, Ruch dla Rzeczypospolitej, Polską Partię Niepodległościową, Partię Wolności (następczynię "Solidarności Walczącej") i Federację Młodzieży Walczącej (str. 403-403).


Poniższe zestawienie osób i partii politycznych inwigilowanych w latach 1991-2003 jest niepełne, gdyż pomija np. KPN, która z całą pewnością również była w tym czasie inwigilowana (informacje na ten temat docierają do nas z drugiej ręki, ale mamy także inne dowody, o czym więcej napiszemy w książce o KPN w Krakowie). Tu jednak trudno mieć pretensje do autora książki. Po prostu ani Sławomir Cenckiewicz, ani inni historycy nie mają dostępu do pełnej informacji na temat metod, skali i zakresu inwigilacji partii politycznych w latach 90. przez UOP i WSI. Politycy PiS (Jarosław Kaczyński) składali kiedyś publiczne deklaracje, że wszystkie te materiały zostaną upublicznione, jednak obietnicy tej nie dotrzymali (choć gdyby chcieli, mogli to zrobić w latach 2005-2007). Trudno się temu dziwić! Wiedza publicznie dostępna traci walor skutecznego narzędzia politycznego. A przecież to Sławomir Cenckiewicz podkreśla w swojej książce "instrumentalne wykorzystywanie wiedzy i materiałów wytworzonych przez służby specjalne PRL" (str. 418), co było - dodajmy - cechą wszystkich ugrupowań sprawujących władzę po 1989 roku, nie wyłączając PiS-u. A politycy PiSu mieli interes , aby do opinii publicznej przedostały się wyłącznie ogólne informacje o inwigilowaniu ich (i ich sojuszników) przez UOP i WSI i absolutnie nie mieli interesu, aby do opinii publicznej dotarło, że inwigilowana była także, znienawidzona w PiSie, KPN. W taki oto sposób, niemal na naszych oczach, solidarnościowi politycy skutecznie fałszują najnowsza historię!

***

Szeroko omówiono w książce aferę związaną z płk. Tarnowskim. Niestety dopiero przy okazji tej afery politycy o rodowodzie solidarnościowym uświadomili sobie konieczność likwidacji WSI...

[quote]Sejmowa Komisja do spraw Służb Specjalnych uznała później, że winę za zamieszanie wokół płk. Tarnowskiego ponosi nie tylko gen. Dukaczewski, ale również płk Rusak. W dezyderacie skierowanym do premiera Marka Belki posłowie komisji napisali:
Cytat:
W 1999 r. na zapytanie Rzecznika Interesu Publicznego dotyczące M. Tarnowskiego (wówczas zastępcy szefa UOP) szef WSI płk Tadeusz Rusak udzielił odpowiedzi negatywnej, mimo iż w dyspozycji Wojskowych Służb Informacyjnych znajdowały się materiały archiwalne mogące świadczyć o agenturalnej przeszłości M. Tarnowskiego [podkreślenia — S.C.].

W połowie 2003 r. szef WSI gen. Marek Dukaczewski uzyskał informację o zapisach archiwalnych znajdujących się w IPN (od 2001 r.) wskazujących na współpracę M. Tarnowskiego z WSW, o których zobowiązany był niezwłocznie przekazać informację stosownym organom, w szczególności Rzecznikowi Interesu Publicznego, czego nie uczynił.

Postępowanie WSI w sprawie M. Tarnowskiego Komisja ocenia jako niewłaściwe, naruszające przepisy i godzące w dobre imię wojskowych służb specjalnych. Utrudniło ono pracę Rzecznika Interesu Publicznego i prawidłowe prowadzenie postępowań lustracyjnych. W tym zakresie właściwa prokuratura owadzi śledztwo.

W związku ze stwierdzonymi nieprawidłowościami Komisja zwraca się i Prezesa Rady Ministrów z prośbą o objęcie szczególnym nadzorem Wojskowych Służb Informacyjnych.
Nie kryjąc oburzenia sprawą „dzikiej lustracji" Tarnowskiego, gen. Rusak zaatakował Dukaczewskiego, zarzucając mu kierowanie siecią współpracowników WSI na szczytach władzy:

Cytat:
Współpracowników na wyższych stanowiskach w państwie niż stanowisko Tarnowskiego jest w WSI mnóstwo [podkreślenia — S.C.]. O nich jakoś generał Dukaczewski milczy. Dlaczego? Bo WSI nadal wykorzystuje wpływy tych ludzi. [...]. Kilkadziesiąt osób, które są kadrowymi oficerami WSI, zajmuje wysokie stanowiska w państwie. [...] W tym kilkanaście z nich znajduje się w otoczeniu premiera i prezydenta. Są to zarówno stanowiska podlegające lustracji, jak i z niej wyłączone.


Indagowany przez „Rzeczpospolitą" o konkrety gen. Rusak doprecyzował:
Cytat:
Osoba o inicjałach G.R. Ten człowiek był i nadal jest jednym z najbliższych współpracowników wszystkich „czerwonych premierów". Kilka osób będących oficerami WSI znajduje się w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego [podkreślenie — S.C.].


Słowa Rusaka poruszyły świat polskiej polityki, tym bardziej że „Rzeczpospolita" od razu rozszyfrowała inicjały „G.R.", informując, że może chodzić o s zespołu doradców premiera Leszka Millera Grzegorza Rydlewskiego [G. Rydlewski zaprzeczył swoim związkom z WSI, a oskarżenia te nieś stały nigdy publicznie zweryfikowane.]. Zaniepokojony tym Dukaczewski oświadczył, że zachowanie Rusaka jest „reakcją na stwierdzone nieprawidłowości w funkcjonowaniu WSI" w latach 1997-2000. Politycy, eksperci i publicyści zastanawiali się nad przyszłością WSI. Dopiero wówczas pogląd na temat likwidacji służb wojskowych stał się pełnoprawnym argumentem w debacie publicznej o służbach specjalnych. (str. 415-416)


***

W ostatniej części książki wielokrotnie pojawia się imię i nazwisko obecnego Prezydenta RP, często w kontekście negatywnym.

Cytat:
W innym dokumencie WSI z 2000 r. na temat Izydorczyka czytamy:
Cytat:
Pomimo jednak zaistnienia wielu negatywnych przesłanek zebranych w toku prowadzonego w roku 2000 przez B[iuro] B[ezpieczeństwa] W[ewnętrznego] postępowania sprawdzającego szef WSI gen. T[adeusz] Rusak [u]wskutek, jak sam stwierdził, "nacisków szefa MON ministra B[ronisława] Komorowskiego" wydał gen. B[olesławowi] Izydorczykowi certyfikat bezpieczeństwa NATO do dokumentów NATO oznaczonych klauzulą "ściśle tajne" (...) [podkreślenie - S.C.] (str. 390)


Cytat:
Szeremietiew był inwigilowany przez WSI od lat 90., również jako wiceminister w gabinecie Jerzego Buzka. "Zleciłem WSI objęcie działaniami Zbigniewa F[armusa] (asystenta wiceministra) i Romualda Sz[eremietiewa]" - przyznawał w 2004 r. Bronisław Komorowski, który w rządzie Buzka był wiceministrem i ministrem obrony narodowej. Doprowadziło to później do postawienia Szeremietiewowi zarzutów prokuratorskich, które ostatecznie się nie obroniły w sądzie (str. 410)


Cytat:
Na tle wielu wypowiedzi posłów opozycji tradycyjnie wyróżniał się wiceszef Sejmowej Komisji Obrony Narodowej Bronisław Komorowski, którego stanowisko w sprawie WSI było zbieżne z poglądami postkomunistów. Nie dawał wiary w rewelacje gen. Rusaka i apelował o rozsądek w projektowaniu przyszłości WSI:
Cytat:
Nie można rozważać reformy WSI pod wpływem artykułu prasowego. Trzeba najpierw sprawdzić fakty podane w artykule.
(str. 417)


Cytat:
JUż w lutym 2001 r. nadzorujący WSI wiceminister obrony narodowej Bronisław Komorowski zwrócił się do prezesa IPN Leona Kieresa z prośbą, by przekazywane przez wojsko archiwalia traktowane były "stosownie do posiadanej klauzili". Chodziło w istocie o wymuszenie na IPN deklaracji, że utrzyma klauzule tajności nadane wcześniej przez WSI, przez co historycy nie mieliby do nich dostępu
.

Cytat:
Pod koniec maja 2006 r., dzięki inicjatywie prezydenta Lecha Kaczyńskiego zniecierpliwionego opieszałością premiera Kazimierza Marcinkiewicza Sejm przegłosował ustawy o likwidacji i weryfikacji WSI oraz o powołaniu w ich miejsce Służby Wywiadu Wojskowego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Za ustawą głosowało aż 367 posłów a 45 było przeciw. Likwidację WSI poparły kluby PiS, PO, Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin, PSL, Narodowego Koła Parlamentarnego i posłowie niezależni. Przeciw ustawie głosowało 44 posłów SLD i jeden poseł PO (Bronisław Komorowski) (str. 423).


W tym kontekście lepiej zrozumiałe stają się słowa Sławomira Cenckiewicza wypowiedziane w czasie gali rozdania nagród w Konkursie Książka Historyczna roku:

Cytat:
Chciałbym podziękować profesorom z jury za odwagę nominowania mojej książki. Warto to podkreślić, bo ta książka dla głównego patrona tej nagrody pewnie jest trudną lekturą

Zob. http://www.gaznaulicach.pl/2012/11/decyzja-czytelnikow-gaz-na-ulicach-ksiazka-historyczna-roku-2012-w-kategorii-popularnonaukowej/

***

Ostatnia część książki nosi tytuł "Zakończenie i podsumowanie"

Cytat:
Wywiad wojskowy PRL daleki był od profesjonalizmu GRU. Pomijając pierwszą dekadę działania, kiedy Sowieci tworzyli dopiero zręby wywiadu wojskowego Polski Ludowej, wydaje się, że w latach 1956-1990 nie dorównywał on nawet służbom wywiadowczym NRD, Czechosłowacji czy Bułgarii.
(...)
Na gruncie międzynarodowym Zarząd II nie był w stanie sprostać jakiemukolwiek poważniejszemu przedsięwzięciu wywiadowczemu. W uznanej przez Moskwę za absolutny priorytet dziedzinie pozyskiwania zachodnich technologii, wzorców uzbrojenia i sprzętu wojskowego peryferyjna agentura głównych oddziałów operacyjnych Zarządu II mogła dostarczyć jedynie wzory uzbrojenia
znajdujące się na wyposażeniu pojedynczego żołnierza.

Przyczyny takiego stanu rzeczy były zapewne złożone. O braku wyników wywiadowczych decydowały zarówno błędy w selekcji i doborze kadr, słabość procesu wiązania i szkolenia współpracowników/agentury, niedobory finansowe, jak przystające do możliwości wywiadu planowanie i chęć niemal natychmiastowego osiągania efektów. Charakterystyczną cechą wojskowych wywiadowców był też widoczny brak samodzielnego myślenia i swoisty oportunizm.
(...)
Czy liczne zdrady oraz związana z tym dekonspiracja struktur, metod działania, oficerów, współpracowników i agentury przyczyniły się do niskiej jakości pracy wywiadu, czy też odwrotnie - były one skutkiem negatywnej selekcji kadr (w wojsku i do wojska), niesprzyjającej profesjonalizmowi ideologicznej służalczości oraz biznesowego karierowiczostwa polegającego na wykorzystywaniu aktywów operacyjnych, do prywatnych interesów? Jest faktem, że zdrady i dezercje wysoki rangą oficerów towarzyszyły Zarządowi II Sztabu Generalnego WP niemal przez okres działania.
(...)
Porażki i coraz większa słabość aparatu zagranicznego Zarządu II związana chociażby z przeciwdziałaniem zachodnich kontrwywiadów wpłynęły na zainteresowanie wywiadu sprawami wewnątrzkrajowymi. Od lat 70. Zarząd II zaczął sukcesywnie penetrować państwo, rozbudowując sieć współpracowników i oficerów pod przykryciem w różnych jego instytucjach. W warunkach stanu wojennego - rządów wojskowych, zamknięcia granic, izolacji Polski Ludowej na arenie międzynarodowej, proces ten uległ dodatkowemu pogłębieniu, a nawet przyspieszeniu
(...)
Przez wiele lat byłem skłonny wierzyć tym wszystkim, którzy powtarzali, że wyjąwszy politruków z Głównego Zarządu Politycznego, większość oficerów Ludowego Wojska Polskiego była polskimi patriotami. Badania nad wywiadem wojskowym PRL, które rozpocząłem w 2006 r., nakazały negatywnie zweryfikować te zapewnienia. Analizując przez lata tysiące dokumentów, materiałów operacyjnych i akt personalnych oficerów, doszedłem do przekonania, że LWP było niemal w pełni zsowietyzowane. Ta książka jest ostatecznym pożegnaniem z mitem o „patriotach w mundurach" z LWP. Prowadzone przeze mnie studia obaliły przy okazji również mit profesjonalizmu środowiska wojskowych tajnych służb PRL oraz to że członkowie PZPR zostali jakoby wyłączeni z działań operacyjnych wywiadu wojskowego. Zaprzeczają temu wspomniane na kartach tej publikacji przykłady Manfreda Gorywody, Stanisława Cioska, Ireneusza Sekuły, Józefa Oleksego i innych działaczy partyjnych (str. 429-434)
.

Z końcową opinią Sławomira Cenckiewicza nt patriotyzmu oficerów LWP trudno się nie zgodzić. Do podobnych wniosków doszliśmy z Maciejem Gawlikowskim przy pisaniu książki "Gaz na ulicach" (część druga, str. 268-269):

Cytat:
Należy zwrócić uwagę na powszechną, lecz błędną opinię o Ludowym Wojsku Polskim, a w szczególności o Wojskowej Służbie Wewnętrznej (WSW).

Wojsko brało udział w pacyfikacjach zakładów pracy w grudniu 1981, m.in. w pacyfikacji HiL. Uczestniczyło też w pacyfikacji niektórych późniejszych demonstracji ulicznych.

WSW kojarzy się zwykle z Żandarmerią Wojskową, która ścigała żołnierzy, którzy bez przepustki opuścili swoją jednostkę. Tymczasem relacje osób, które miały kontakt z WSW, dowodzą, że była to niezwykle brutalna i bezwzględna policja polityczna.

Wojciech Słowik: Mój, dziś już świętej pamięci, ojciec, który sam utrzymywał naszą sześcioosobową rodzinę, był pułkownikiem w Ludowym Wojsku Polskim (choć nie był w PZPR). Na niego była w wojsku wywierana niesamowita presja. Z tego względu po 13 grudnia 1981 przywiązywałem wielką wagę do konspiracji. Wiedziałem, że gdyby mnie złapali, to ojca natychmiast zwolnią z pracy.

Poprzez ojca mogłem z bliska obserwować pracę w wojsku oficerów WSW i przyznam, że to byli skurwysyni tacy sami jak z SB, albo gorsi. Co tydzień kadra oficerska miała odprawę, która trwała od dwóch do trzech godzin. Pamiętam jak jeszcze w 1979 roku, ojciec przyszedł po takiej odprawie do domu i powiedział, że mama musi zdjąć dekoracje, które powiesiła w oknach przed przyjazdem papieża, bo oficerowie WSW będą chodzić i sprawdzać okna oficerów. Jeżeli ktoś będzie miał dekoracje, to będą bardzo surowe konsekwencje. A w czasie mszy papieskiej na Błoniach w czerwcu 1979, wszyscy oficerowie mieli być na dyżurze telefonicznym w domu, bo WSW miało sprawdzać, czy przypadkiem nie poszli na mszę.

To były wyjątkowe kanalie. Mój ojciec był wspaniałym człowiekiem. Presja, jakiej go poddawali, była niszcząca. Pamiętam, że jak w 1986 roku, przed 3 Maja, SB zatrzymała prewencyjnie moją siostrę na 48 godzin, to w wojsku długo maglowali mojego ojca. Wrócił do domu blady i siny. Powiedzieli mu, że Małgosia jest w KPN i że będą z tego straszne konsekwencje dla niego. Na szczęście wszystko rozeszło się po kościach, bo to już był 1986 rok.

Dziś się cały czas podkreśla złowrogą rolę ubeków, a zapomina się o całej armii takiego samego typu ludzi, tyle że w mundurach Wojska Polskiego.

Miałem też bezpośredni kontakt z WSW. W 1983 roku składałem podanie o paszport, bo chciałem wyjechać na pielgrzymkę w Niemczech i spotkanie młodzieży z ruchu Taize. Dostałem wezwanie do oficera kontrwywiadu. I on chciał mnie zwerbować. Przy czym traktował mnie, skoro byłem synem oficera LWP, jak „swojego”. Nie proponował mi współpracy – miał dla mnie gotowe zadania. Ponieważ mu odmówiłem, to dostawałem potem odmowy paszportu niemal do końca lat 80. Dopiero w 1988 roku dostałem zgodę na wyjazd (a i tak później mnie wzywali oficerowie z kontrwywiadu i wypytywali).


Bardzo krytyczną opinię o LWP ma także Marek Bik: Dla mnie wojsko było gorsze od bezpieki. Jak mnie bezpieka przesłuchiwała jeszcze w 1980 roku [w związku ze sprawą Badylaka], to pytała mnie: kogo znamy i jakie mamy kontakty. Natomiast nie negowano tego, że zbrodni katyńskiej dokonali Sowieci.

Potem miałem wielokrotnie kontakt z oficerami wojskowymi: prokuratorami, sędziami, a także oficerami w czasie służby wojskowej. Ich cechowała jedna rzecz – posłuszne wykonywanie rozkazów. Jakby dostali rozkaz, aby beczeli i czcili kozła, to by go wykonali. Zresztą wielu z nich obecnie to robi – ludzie wyszkoleni przez GRU świetnie się odnajdują pod sztandarami w kościołach... Dla wojskowych nie istnieje jakakolwiek ideologia, istnieje tylko rozkaz. W czasach PRL wojsko tępo i posłusznie broniło sojuszy.


I jeszcze wspomnienie Jerzego Dobrowolskiego: Pamiętam, że po powrocie do domu z demonstracji w Rynku Głównym – musiało to być zimą 1982 – zastałem na zadymionych gazem łzawiącym schodach żołnierza z „czerwonych beretów”. Okazało się, że uciekł z jednostki (przy ul. Wrocławskiej), po pobiciu przez kaprali. Chciał dostać się na dworzec i pojechać do rodziny. Razem z matką postanowiliśmy mu pomóc. Dostał moje ubranie i przeprowadziłem go bezpiecznie do pociągu mimo szukających go patroli WSW. Mieszkałem wtedy w pobliżu dworca, więc topografię wszelkich przejść, zakamarków miałem w małym palcu. Rozmowy z tym żołnierzem pozwoliły mi na wyrobienie sobie prawdziwego obrazu LWP, a szczególnie losu, jaki może czekać w nim niepokornych.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum