Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Ubek" Bogdana Rymanowskiego (omówienie)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Wto Paź 30, 2012 2:35 pm    Temat postu: "Ubek" Bogdana Rymanowskiego (omówienie) Odpowiedz z cytatem

"Ubek" Bogdana Rymanowskiego. Poznań 2012. ISBN 978-83-7785-087-9 (oprawa miękka), ISBN 978-83-7785-111-1 (oprawa twarda)



Książka stanowi relację z trwających kilka lat rozmów znanego dziennikarza TVN Bogdana Rymanowskiego z Januszem Molką (czy może Hansem Molke?) - działaczem "Solidarności" z Gdańska, który został zdemaskowany nie tylko jako tajny współpracownik SB, ale także jako funkcjonariusz policji politycznej PRL.

Całość liczy 324 strony plus skan niektórych dokumentów z akt osobowych Janusza Molki oraz bibliografia i indeks nazwisk.

Pierwszych 35 stron to kilka scen z życia tytułowego "ubeka", mających zaciekawić czytelnika i skłonić go do uważnej lektury całości. Następnie relacje z rozmów (nie tylko z samym Molką, ale także z kilkudziesięcioma osobami, które znały go w tamtym czasie) przedstawiono wg porządku chronologicznego wydarzeń, których dotyczą, poczynając od grudnia 1970 roku, gdy Molka liczył 16 lat (strona 45) a kończąc na kwietniu 2010 roku, gdy - bezpośrednio po Katastrofie Smoleńskiej - odbyła się jedna z ostatnich rozmów autora z Molką (strona 275-276). Oprócz relacji z rozmów autor w skrócie przypomina najważniejsze wydarzenia z historii Polski, które ułatwiają zrozumienie kontekstu wydarzeń, poruszanych w rozmowie. Całość podzielono na pięć rozdziałów, z których każdy dotyczy innego etapu w życiu głównego bohatera: rozdział pierwszy - "Figurant", drugi - "Agent", trzeci - "Funkcjonariusz", czwarty -"Zdemaskowany", piąty - "Skruszony". Ostatnie kilkadziesiąt stron książki (rozdział szósty - "Rachunek sumienia"), to trzy dłuższe końcowe rozmowy z byłym cennym agentem SB - Pawłem Mikłaszem, b. podpułkownikiem SB - Antonim Rzeźniczkiem (rozmowa odbyła się w Wielki Piątek 2012 roku!) i z samym Molką a także kilka krótkich wypowiedzi osób, które znały Molkę z czasów opozycyjnych i których wypowiedzi znajdują się także we wcześniejszych rozdziałach książki. Spis treści uzupełniają: prolog, epilog, postscriptum i podziękowanie.

Książka napisana jest bardzo sprawnie, czyta się ją dobrze, co dodatkowo jest ułatwione przez podzielenie jej na krótkie podrozdziały o niewiele mówiących tytułach, np. rozdział drugi dzieli się na: "Gdańsk", "Przysiek-Gdańsk-Warszawa", "Gdańsk".

***

Moja ocena całości materiału zebranego w książce jest niejednolita. Moim zdaniem najbardziej wartościowa część książki dotyczy okresu tzw. transformacji ustrojowej, tj. lat 1988-1990 (strony od 170 do 243). Obraz tego okresu, kreślony przez Rymanowskiego w oparciu głównie o relację Molki, jest radykalnie odmienny od tego, który jest lansowany w dotychczasowej historiografii. Gdy idzie o ten okres Molka podaje także najwięcej szczegółów a jego historia jest najłatwiejsza do zweryfikowania, co oznacza, że ma największy walor dokumentalny. To, o czym pisze Rymanowski, pasuje też do mojej wiedzy na ten temat, opartej o pamięć własną i relacje innych osób. Oto kilka fragmentów.

"Jancelewicz: Siedziałem na plebanii u Brygidy i redagowałem biuletyn strajkowy NZS. Dzień w dzień o dwudziestej przychodził Janusz [Molka], odbierał makietę pisma, a rano wydrukowany biuletyn hulał już po mieście. Bez pomocy SB byłoby to niemożliwe" (str. 171).

"Molka: Atmosfera w kawiarni [chodzi o kawiarnię Niespodzianka na placu Konstytucji w Warszawie, gdzie znajdowała się nieformalna siedziba sztabu wyborczego Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie w wyborach 4 czerwca 1989 roku] była niepowtarzalna. Pamiętam długie kolejki aż po plac Zbawiciela, w których ludzie stali po "Gazetę Wyborczą". W kawiarni kręcił się Ryszard Zając, handlujący książkami we własnym kiosku [Wg Wikipedii Ryszard Zając w latach 1985–1987 był zakonnikiem w Zakonie Braci Mniejszych. W latach 1987–1989 był działaczem opozycji, redaktorem i wydawcą nielegalnego pisma „Bajtel", pracownikiem podziemnego Wydawnictwa Prasowego „Myśl”. Za 1987 rok w kategorii "gazet – wolnych ptaków" wydawane przez niego pismo bezdebitowe otrzymało Nagrodę im. „Po prostu”, nielegalnego wówczas Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W 1989, podczas wyborów parlamentarnych, był kierownikiem Biura Wyborczego Warszawskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. We wrześniu 1989 odbył staż dziennikarski w Fundacji "Science Com" w Nantes (Francja) oraz w sekcji polskiej Radia France Internationale w Paryżu. W 1990 był współredaktorem "Bez Cenzury", kolumny opozycyjnej w „Trybunie Śląskiej” oraz audycji w katowickiej TVP. W latach 90. zaangażował się po stronie SLD i środowisk antyklerykalnych, udzielał się m. in. na łamach tygodnika „NIE”. Był posłem SLD na Sejm RP II kadencji w latach 1993–1997. W 2001 był etatowym pracownikiem tygodnika „Fakty i Mity”]. Realizował wytyczne "kolegów", którzy niekoniecznie byli sympatykami OKP. Przewalały się tam ogromne ilości gotówki, której nikt nie księgował. Szefem poligrafii był Paweł Mikłasz [TW "Jan Lewandowski"]. To jego ludzie wydrukowali słynny plakat "W samo południe" z Garym Cooperem,, który nosi w klapie znaczek "Solidarności". Posłużyła do tego maszyna typu Romayor, która obsługiwał wiecznie pijany drukarz, nasz agent" (str. 187-188).

"Molka: Polecenie podpułkownika Rzeźniczaka było jasne: "Będziesz prowadził kampanię wyborczą Jana Józefa Lipskiego". Całą ekipę zorganizował Mikłasz. Prócz mnie było w niej pięciu agentów, jeden dużego formatu, nazwijmy go "panem W.". (...) Przeciw liderowi PPS wystąpił kandydat prawicy, Jan Pająk [przewodniczący struktur NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”], popierany przez miejscowego biskupa (...). Lipski nie mógł być pewien wygranej. Bezpieka postanowiła pomóc. Molka: Byłem kimś w rodzaju ochroniarza Lipskiego. W środowisko jego poparcia zaangażowało się środowisko późniejszych autorytetów moralnych. Poznałem Kazimierza Kaczora i Zofię Kucównę, którzy jechali ze mną do Radomia, aby wspierać lidera socjalistów. Deklamowali patriotyczne wiersze, "ubogacając" wystąpienia Jana Józefa. Jeździliśmy samochodem, który prowadził W. Zabieraliśmy ogromne ilości plakatów i rozklejaliśmy na murach. Dostało się tez Pająkowi. Sam zrywałem plakaty wiszące na jego lokalu wyborczym (...). Radomska operacja kończy się pełnym sukcesem. W wyborczej dogrywce Lipski pokonuje Pająka, zdobywając mandat senatora w drugiej turze. Nie ma pojęcia o wsparciu, jakie otrzymał od tajnych służb" (str. 188-190).

"Molka: O umówionej godzinie zjawiłem się w pokoju numer czterysta pięćdziesiąt w nowym domu poselskim (...). Był to pokój Z. (...) oficjalnie parlamentarzysty Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, nieoficjalnie agenta Służby Bezpieczeństwa. Z. miał zakończyć swoją działalność w PPS i skupić się na operacjach wewnątrz OKP. Ja miałem przejąć jego rolę w PPS (...). Dał mi klucze do sejmowego pokoju i zapewnił, że mogę z niego korzystać, kiedy tylko zechcę. Byłem tak bezczelny, że przyjmowałem w nim kolegów z Gdańska. Kiedy przyjechał kapitan Domański [oficer SB z Gdańska, który prowadził Molkę]. Gdy zobaczył, dokąd go prowadzę opadła mu szczęka" (str.194-195).

"Molka: (...) Szpotański [Janusz Szpotański, znany satyryk, autor poematu "Cisi i gęgacze", za który w 1968 roku został skazany na 3 lata więzienia] nie był wyjątkiem. Mikłasz najpierw się z nim zaprzyjaźnił, a potem uzależnił go od pomocy finansowej. Podobna taktykę stosował wobec innych opozycjonistów. Na imieninach u Mikłasza bywała cała warszawka (...). Dzięki zyskom z druku podziemnych wydawnictw Paweł miał na garnuszku całą masę działaczy. Osaczając "dobrocią", wkupywał się w ich łaski. Dawał im pieniądze, a później na nich donosił (...). Bardzo bliskim znajomym Mikłasza był Jan Lityński (...) Paweł z Jankiem byli ze sobą bardzo związani. Mikłasz otoczył Lityńskiego swoją "siatką" z Wałbrzycha, w której byli G. i Z. Był taki okres, gdy Paweł wprost utrzymywał Janka, załatwiając mu jakąś fikcyjną posadę. Sytuacja Lityńskiego była bardzo niewygodna (...). Lityński: Osobiście sporo mu zawdzięczam. To dzięki Pawłowi Mikłaszowi wylądowałem na strajku w kopalni "Manifest Lipcowy" w 1988 roku. On zorganizował mi transport. Pomagał nie tylko mnie" (str. 201).

"Molka: Pomyślałem, że byłoby dobrze podrzucić im trochę spreparowanych i zmanipulowanych informacji, tak by dezorganizować działania związku. Operacja miała opierać się na zaufaniu, jakim darzy go Grzegorz Bierecki, mający zawsze otwarte drzwi do gabinetu Lecha Kaczyńskiego (...). Molka: Jeden raz udało mi się jednak wpuścić w maliny Lecha Kaczyńskiego. Zrelacjonowałem mu w fałszywy sposób przebieg strajków na Śląsku. Słuchał mnie uważnie, a ja umiejętnie sączyłem w niego półprawdy i kłamstwa" (str. 207-208). "To był rozrywkowy Sejm. W pokojach wódka lała się strumieniami. Kontynuowaliśmy to, co wcześniej praktykowałem z Edmundem Krasowskim w Gdańsku. W jego sejmowym pokoju poznałem Jarosława Kaczyńskiego (...). Nie stronił od alkoholu" (str. 198-199).

Informacje nt. bliskich kontaktów Janusza Molki z braćmi Kaczyńskimi (w przeciwieństwie do informacji podanych wcześniej) są wprawdzie trudne do zweryfikowania (mamy tylko jednoźródłową i dość ogólnikową relację, czy może przechwałkę samego Molki), jednak jego bliskie kontakty z Grzegorzem Biereckim są faktem, który potwierdza zarówno sam Bierecki, jak i inne osoby. "Bierecki: Przedstawiał siebie jako ważny łącznik między Gdańskiem a Warszawą. Przechwalał się, że jest w szczególnie zażyłych stosunkach ze środowiskiem KOR, szczególnie z Janem Lityńskim. Powoływał się na informacje od niego. Wielokrotnie słuchałem opowieści o ich wspólnym pijaństwie (...). [Molka] był w stanie załatwić prawie wszystko. W każdej chwili gotów był podejmować ryzyko. Dostarczał ogromne ilości bibuły z wydawnictwa Myśl Pawła Mikłasza. Nie było żadnych problemów ze zorganizowaniem powielacza czy deficytowego wówczas papieru (...). Molka: Piłem z Bierackiem non stop. Dwa, trzy razy wybawiałem go od poważnego mordobicia w restauracjach. Przeżyliśmy razem niejedna przygodę (...). Leszek Biernacki: Janusz [Molka] z Grzegorzem [Bierackim] wypili morze wódki (...). To była nierozłączna para (...). Mariusz Popielarz: Razem jeździli "maluchem" Bierackiego. Miałem nawet pretensje do Grześka [Bierackiego], że faworyzuje Molkego. Trzymał z nimi Przemek Gosiewski, który przyjechał do Gdańska w 1984 roku. Czuł się tutaj trochę jak na obcej ziemi i szybko znalazł się pod wpływem ich obu" (str. 103-104).

Faktem jest także bliska znajomość Janusza Molki z Edmundem Krasowskim. "Krasowski poznał Molkę na początku 1988 roku (...). Kiedy szukał dobrego drukarza, przebywający w Gdańsku Jan Lityński polecił mu Janusza. Kanał wypalił. Krasowski robił makiety pisma, Molka je drukował. Nigdy nie było żadnej ingerencji w teksty" (str. 175). "Jesienią 1988 roku (...) Januszowi Molce, reprezentującemu studencki biuletyn z Gdańska, wywiadów udzielają opozycyjne tuzy: Tadeusz Mazowiecki, Zbigniew Bujak i Bronisław Geremek. Rozmowy ukazują się w gazetce Niezależnego Zrzeszenia Studentów i stają się hitem. Molka: Geremek przyjął mnie w swoim domu. Wszystko nagrywałem oficjalnie na magnetofon kasetowy. Wywiady trwały dwie, trzy godziny. Natychmiast po skończonej rozmowie taśmy trafiały do SB, gdzie sporządzano z nich stenogramy. Moich szefów szczególnie zainteresowała rozmowa z Bujakiem. Utknęła ona u generała Sylwestra Paszkiewicza i ciężko było ja wyciągnąć. W gazetce ukazała się z poślizgiem, dopiero po kilku dniach" (str. 177).

Faktem jest także to, że obaj bracia Kaczyńscy mieli zaufanie do Janusza Molki, o czym świadczy relacja Krzysztofa Kozłowskiego, która przytacza Rymanowski. Wprawdzie relacja ta pochodzi z książki wydanej w roku 2009 (a więc już po ujawnieniu przeszłości Molki), jednak - o ile wiem - nigdy później żaden z braci Kaczyńskich nie zaprzeczył publicznie tym informacjom. Kozłowski podaje: "W lipcu [1990 roku] przyszedł do mnie ktoś, powiedzmy pan X. [z innych fragmentów książki Rymanowskiego wynika, że w Sejmie kontraktowym zasiadało trzech kolegów Molki z gdańskiej opozycji: Krzysztof Dowgiałło, Czesław Nowak i Edmund Krasowski (zob. str. 198), pierwszy związany później z UW a dwaj kolejni - z PC], z plikiem listów polecających od szefa "Solidarności" Trójmiasta, szefa Regionu Mazowsze, od Jana Józefa Lipskiego, od pewnego senatora z Gdańska i od jego brata bliźniaka, senatora z Elbląga. Wszyscy byli za - bo pan X. organizował w latach 80. osłonę kontrwywiadowczą Lecha Wałęsy, odpowiadał za łączność miedzy Trójmiastem a Mazowszem, nie miał żadnych wpadek" (str. 16).

Ten okres w życiu Mojki kończy się w momencie, gdy złożył on podanie o pracę w UOP. Został wówczas zdemaskowany jako agent i oficer SB a jego podanie, mimo protekcji wielu ważnych osób (o czym wyżej), zostało odrzucone. Powody odmowy nie są jasne. Mojka twierdzi, że otrzymał propozycję współpracy z UOP, jako jej agent i propozycje tę odrzucił. Konstanty Miodowicz i Wojciech Brochwicz, którzy mieli Mojce złożyć taką ofertę, przeczą temu. Podobnie (obecni także przy tej rozmowie): Andrzej Milczanowski (ówczesny szef UOP) i Wiktor Fonfara (były esbek, ówczesny szef Biura Śledczego MSW). Jednak przy okazji potwierdzają oni fakt o wiele bardziej istotny, gdyż nie mający charakteru jednostkowego. Fakt, który do tej pory był znany z wiedzy nieoficjalnej, ale nigdy oficjalnie go nie potwierdzono. "Sporadycznie dochodziło do przerejestrowania tajnych współpracowników SB na agentów UOP - przyznaje [Miodowicz]" (str. 309). "[Rymanowski pyta] - Były przypadki werbowania agentów SB na współpracowników UOP? [Milczanowski odpowiada] - No cóż, nie bardzo wypada mi na ten temat mówić. Powiem tak: nie widziałbym w tym nic złego. To jest oczywiste" (str. 310).

Obraz transformacji ustrojowej w Polsce, jaki wyłania się z tych relacji, jest przygnębiający. Amatorszczyzna, naiwność i zwykła głupota tej części pozycji, która dogadała się z komuną w Magdalence i przy Okrągłym Stole, aż bije po oczach. I nie jest to hipoteza, czy subiektywna ocena, ale obraz zbudowany w oparciu o liczne wiarygodne i weryfikowalne fakty, które przytacza Rymanowski w książce.

W tej sytuacji do rangi symbolu urasta zdjęcie zamieszczone na portalu Gazety Wyborczej 5 czerwca 2009 roku. Na zdjęciu widać wyraźnie Tadeusza Mazowieckiego a przed nim uśmiechniętego... Janusza Molke ze znaczkiem "Solidarności" w klapie. Obaj (przyszły pierwszy solidarnościowy premier i rozpracowujący to środowisko agent SB a zarazem jej oficer) podnoszą rękę w znaku zwycięstwa. Starzy opozycjoniści, jeszcze sprzed Sierpnia, Wujec (z lewej) i Lityński (z prawej - widać jedynie jego czoło), zajmują mniej znaczące miejsca przy Mazowieckim. Jest 4 czerwca 1989 roku. W Polsce zaczyna się kończyć komunizm... Więcej - http://wyborcza.pl/51,76842,6689263.html?i=4#ixzz2Ahj98GUH

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Sro Paź 31, 2012 11:34 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

***

Pierwsza część książki Rymanowskiego (od strony 44 do strony 169) dotyczy działalności Janusza Molke w Gdańsku w okresie od 1970 do 1987 roku. Te fragmenty książki wydają mi się dużo mniej wiarygodne od omówionych wyżej. Trudno powiedzieć, czy jest to wina Rymanowskiego, który pochodzi z Krakowa, pracuje w Warszawie i zapewne nie zna bliżej gdańskich realiów i który być może uznał te lokalne realia za mało interesujące dla czytelnika swojej książki, czy też jest to wina Molki, który o "złotym okresie" swojej działalności nie chciał opowiadać w szczegółach. Dość, że gdy idzie o ten okres otrzymujemy opowieść pełną niedomówień i ogólników, podlanych sosem kategorycznych ocen "ubeka", które trudno uznać za przekonujące w takim stopniu, jak w przypadku omówionych wcześniej fragmentów książki. Być może gdyby Bogdan Rymanowski był bardziej dociekliwy, to Molke podałby więcej szczegółów a jego relacje dotyczące tego okresu byłyby równie interesujące, jak te, które dotyczą lat 1988-1990.

Gdy idzie o lata 1983 (Molke został - wg papierów - zwerbowany przez SB 31 maja 1983 roku) - 1987 książka ma dość schematyczna konstrukcję. Poznajemy więc zwykle wersję Molki, dotyczącą, jakiegoś wydarzenia, czy jakiejś znajomości, następnie mamy wypowiedź działaczy opozycji na ten sam temat i przechodzimy dalej. Molka mówi ogólnikowo, ale podkreśla swoją skuteczność, wszechwiedzę i perfekcję w rozpracowaniu opozycji, jego koledzy z drugiej strony potwierdzają fakt znajomości i współpracy z Molką, również nie wchodzą w szczegóły, ale zapewniają o swoim profesjonalizmie konspiracyjnym, przestrzeganiu przez siebie reguł ostrożności i bagatelizują działania Molki. Robią tak kolejno: Grzegorz Bierecki (" Nie miał dostępu do listy uczniów uczęszczających na kurs. Była ona wyłącznie w moich rękach, dobrze tego pilnowałem" - str. 102), Andrzej Paczkowski ("Owszem rozmawialiśmy o polityce, ale przecież nigdy nie ukrywałem swoich poglądów. Nie wiem, czy mówiłem mu o tym, kto nas finansuje. Zresztą nie była to jakaś straszna tajemnica" - str. 110), Edward Krzemień ("Jego opowieści, że w moim mieszkaniu ukrywał się Bujak, to fantazje (...). Przez dwa tygodnie mieszkał u mnie na Ursynowie Janek Lityński. Na pewno Molke nie mógł o tym wiedzieć, bo mu się nie zwierzałem" - str. 121), Bogdan Borusewicz ("Nie miałem do niego zaufania. Przeganiałem go" - str. 131), Krzysztof Dowgiałło ("Nie zwierzałem się Januszowi ze swej konspiracyjnej roboty. Był po prostu kolegą, który przychodził pogadać" - str. 134), Donald Tusk (" Moim zdaniem SB nie wiedziała, że my robimy "Przegląd"" - str. 138), Ewa Kubasiewicz ("Mimo zaufania, którym go obdarzyłam, nigdy nie opowiadałam mu o tym, co robię, a byłam wówczas przecież po uszy zaangażowana" - str. 149). Autor książki nie próbuje nawet rozstrzygnąć, która strona jest bliższa prawdy, nie drąży szczegółów, nie prowadzi dziennikarskiego śledztwa, nie sięga do papierów wytworzonych przez SB, tylko podąża dalej, przedstawiając kolejny wątek. Przydatność takiego materiału dla historyka jest niewielka.

Omówię to na jednym przykładzie, którym interesowałem się nieco bliżej. Chodzi o Solidarność Walczącą w Trójmieście, która jest przedstawiana przez historyków z IPN (myślę na przykład o obszernym tekście Łukasza Kamińskiego i Grzegorza Waligóry w tomie 2. opracowania "NSZZ Solidarność 1980-1989", Warszawa 2010, strony od 453 do 504), jako przykład radykalnej struktury SW, w ramach której "późną jesienią 1985 roku (...) utworzono ściśle zakonspirowaną grupę zdolną do prowadzenia działań sabotażowych. Gromadzono broń i materiały wybuchowe, podejmowano również udane próby produkcji broni" (op. cit. str. 464). Wersje tę podtrzymują i rozbudowują byli działacze: SW Andrzej Kołodziej i Roman Zwiercan w książce "Solidarność Walcząca. Oddział trójmiasto. 1982-1990" , Kościerzyna 2012. Mamy tam osobny podrozdział zatytułowany "Przygotowania do stawiania czynnego oporu" (strony od 166 do 188), zawierający wypowiedzi Kornela Morawieckiego ("Byliśmy więc w latach 80. jedyna podziemną organizacją biorącą poważnie pod uwagę możliwość czynnej walki" - strona 167), a także zdjęcia i schematy różnego rodzaju broni i materiałów wybuchowych. Na czele SW w Trójmieście stali: Ewa Kubasiewicz, Marek Czachor, Andrzej Kołodziej oraz Roman Zwiercan. Wszyscy oni pojawiają się w książce Bogdana Rymanowskiego, jako osoby rozpracowywane przez Janusza Molkę.

"Opozycja zdobyła (...) broń, dzięki której nie czuła się całkowicie bezradna. Był nią nasłuch częstotliwości, z których korzystała esbecja. Funkcjonariusze posługiwali się rutynowa grypserą, a używane przez nich zwroty były łatwe do rozszyfrowania. Nasłuch pozwalał zorientować się, gdzie w danej chwili są esbecy i kogo próbują osaczyć. Nasłuch prowadziła komórka "Solidarności Walczącej" oraz grupa kilku pań, będących już na emeryturze (...). W kontrwywiadowcze działania opozycji Molke wciągnął Antoni Wręga. Molka: Był gadatliwy. Gdy się napił, język latał mu jak łopata (...). Wkrótce Molka dowiedział się o przerzuconych z Zachodu skanerach, które namierzały częstotliwości powyżej 100 MHz, wykorzystywanych przez służby specjalne PRL (...). Molka: Wręga dał mi dwa takie urządzenia, miałem nasłuchiwać i notować. Chodziłem więc z tym skanerem po ulicach i słuchałem. Ale wcześniej przekazałem je naszej technice, aby SB mogła je gruntownie prześwietlić" (str. 97-98).

"Na Kołodzieja naprowadził go [Molkę] syn Kubasiewicz, Marek Czachor. Pewnego dnia Molka zagadnął go, że prowadzi studia nad techniką, jakiej używa Służba Bezpieczeństwa. Czachor: Wspomniałem o tym Kołodziejowi, ale z zastrzeżeniem, że to pewnie nic ciekawego, raczej amatorszczyzna. Niemniej zostawiłem mu namiar na Janusza. I to był mój błąd. Kołodziej złapał przynętę. Działacz "Solidarności Walczącej" skontaktował się z Molką i zaczął go odwiedzać. Molka: Przychodził Kołodziej, włączał ten swój skaner, aby sprawdzić, czy nie ciągnie za sobą ogona. A w eterze nic. Kompletna cisza. Była cisza, bo zarządziłem, że ma być cisza. Andrzej nigdy nie wylewał za kołnierz. Parę razy go upiłem. Gdy wychodził ode mnie pijany, ledwo trzymał się na nogach, ale nikt nie próbował go zwijać. Zero reakcji. Wie pan dlaczego? Bo byłem cenniejszy dla bezpieki niż Kołodziej (...). [W 1987 roku] esbecja w znacznym stopniu rozbija oddział "SW" w Trójmieście (...). Do więzienia trafiają Roman Zwiercan i wspomniany Kołodziej. Odtworzeniem struktur próbuje zając się Marek Czachor. Czachor: Chciałem wydrukować plakat w obronie Andrzeja [Kołodzieja]. Byłem jednak kompletnie odcięty od poligrafii, bo materiały do druku przekazywałem bezpośrednio Kołodziejowi. Wiedziałem, że Janusz [Molke] ma dostęp do drukarni. Kiedy poprosiłem o pomoc zgodził się i dostarczył mi plakaty. Jako tymczasowy szef "SW" w Trójmieście używałem pseudonimu Michał Kaniowski. Janusz zapytał mnie: "To ty jesteś Kaniowski, nie?". Zaprzeczyłem, ale nie sądzę, żeby mi uwierzył. Ulotki w obronie aresztowanego przez SB Andrzeja Kołodzieja wydrukowała Służba Bezpieczeństwa" (str. 149-150).

Tematu broni i materiałów wybuchowych, którymi dysponowała komórka SW w Gdańsku Rymanowski nie porusza. Ale jeden z jego rozmówców, ważny agent SB, Paweł Mikłasz, wypowiada następujące słowa: "Powiem panu coś. Molke miał za zadanie wrobić "Solidarność" w broń, żeby pokazać, że jest organizacją terrorystyczną" (strona 272). Z kolei Edmund Krasowski podaje: "W sierpniu 1988 roku Janusz namawiał młodych chłopaków, żeby iść z kamieniami na komendę milicji. Podobnie było 11 listopada, gdy prowokował do uderzenia w posterunek przy Miodowej"

Część przytoczonych wyżej faktów jest prawdziwa, gdyż potwierdzają je działacze Solidarności Walczącej z Trójmiasta. Prawdą są więc bliskie kontakty wymienionych wyżej działaczy SW z Molką. Prawdą są ich wpadki w roku 1987. Prawdą jest nawet, że ulotki w obronie Andrzeja Kołodzieja wydrukowała Służba Bezpieczeństwa (Roman Zwiercan: "Wiemy z doświadczenia, że nawet ubecy drukowali dla nas" - "Solidarność Walcząca w Trójmieście. Materiały z konferencji zorganizowanej z okazji 25-lecia", Warszawa 2012, strona 42). Trudno jednak na podstawie przytoczonych tu faktów przesądzić o skali rozpracowania trójmiejskiej Solidarności Walczącej przez Służbę Bezpieczeństwa. Czy Molka się przechwala i przecenia swoje wpływy i możliwości, czy też działacze trójmiejskiej SW nieświadomie grali role rozpisane dla nich przez Służbę Bezpieczeństwa i suflowane im przez agenta bezpieki? A może prawda leży gdzieś pośrodku? Bez szczegółowych badań na ten temat (których nie podjął ani Rymanowski w swojej książce, ani historycy z IPN, ani byli działacze SW) każda z tych hipotez jest uprawniona.

Z tego punktu widzenia książkę Bogdana Rymanowskiego, w tej części, można jedynie uznać za zachętę do dalszych badań historycznych, które - w przeciwieństwie do tych, prowadzonych do tej pory - winny cechować się szczegółowością, drobiazgowością i precyzją. Idzie tu nie tylko o historię trójmiejskiego oddziału Solidarności Walczącej, ale także o historię innych trójmiejskich struktur opozycyjnych, które penetrował Molka, a mianowicie struktur "Solidarności" a zwłaszcza NZS. Zachętą do tego typu badań mogą być słowa pułkownika SB Antoniego Rzeźniczka, które przytacza Rymanowski: "Na terenie Gdańska Molka był dobry, ponieważ funkcjonował w swoim naturalnym środowisku (...). W całym kraju były tylko cztery takie przypadki, żeby agent bezpieki został po jakimś czasie jej funkcjonariuszem. To była rzecz absolutnie wyjątkowa" (str. 276). Poznanie szczegółów tej historii jest dla pełnego i prawdziwego obrazu trójmiejskiej opozycji koniecznością.

***

Ogólnikowość książki Bogdana Rymanowskiego powoduje, że szereg stwierdzeń i opinii Molki, przytoczonych w książce "Ubek", pozostaje gołosłownymi i nieuprawnionymi. Moim zdaniem Bogdan Rymanowski powinien zrezygnować z ich przytaczania, gdyż mimowolnie stał się narzędziem w rękach swego rozmówcy, narzędziem służącym do dezinformacji czytelników oraz do szkalowania ludzi, którzy walczyli z systemem. Oto kilka przykładów.

"Molka: Widziałem na własne oczy, jak niektórzy działacze oszukiwali na kasie. Sam ich zresztą do tego zachęcałem. Widziałem, jak w dużych oficynach podziemnych znikały wielkie pieniądze. Niejeden z opozycjonistów był cynicznym kanciarzem, który rabował związkowe pieniądze a potem szlajał sie po drogich knajpach. Ze zrozumiałych względów nie podaje nazwisk. Niektórzy z nich należą do finansowo-politycznej elity i zbyt wiele dziś mogą. W podziemiu, jak w każdym środowisku, dochodziło do przekrętów i zwykłych kradzieży. Molka: Jednemu z działaczy dałem kiedyś świetny słowacki plecak, a w nim mnóstwo książek. Kilka razy prosiłem go o zwrot, ale on wykręcał się sianem. Plecak już do mnie nie wrócił. Napisałem raport do przełożonych, aby zwrócili mi za niego pieniądze. W końcu kasę oddała mi SB, wykonywałem przecież "prace zlecone na rzecz >>Solidarności<<". To był istny Kafka" (str. 145).

"Molka: Bezcenne były informacje na temat dewiacji seksualnych. Gdy dowiedziałem się, że ktoś jest homoseksualistą, raportowałem o tym "górze". W podziemiu na porządku dziennym były zdrady małżeńskie. Gdy człowiek się ukrywa i jest osaczony, moralne hamulce puszczają. Esbeckie teczki pełne są tak zwanej obyczajówki. A to X. miał dziecko z ukrywającą go Z., o czym nie wiedziała żona. To znowu Y. lubił zabawiać się w hotelach z prostytutkami (...). Fachowcy od "techniki" potrafili wejść do każdego mieszkania i bez problemu zainstalować kamery w sypialni znanego opozycjonisty. W teczkach niektórych z nich, zajmujących dzisiaj eksponowane stanowiska, znajdują się zdjęcia z seksualnych orgii. Molka: Pocieszałem się, że nie jestem taki zły, skoro pracuję przeciwko dziwkarzowi, złodziejowi czy pijakowi. "Wsio Jewrej" [Wszyscy Żydzi], jak mawiają Rosjanie (str. 146).

"Molka: (...) Wyżsi oficerowie zapraszali znanych opozycjonistów, serwując im kawę z koniakiem. O żadnym protokołowaniu rozmów nie było mowy. To był tak zwany dialog. Słyszałem o nietuzinkowych postaciach opozycji, które prowadziły go przez wiele lat. Nie wymieniam nazwisk, bo chce jeszcze trochę pożyć w spokoju. Formalizowania tego rodzaju współpracy unikano jak ognia. To była przecież "towarzyska" rozmowa, powodowana troską o przyszłość ukochanej ojczyzny. Niektórym z tych osób bezpieka przypisała później status konsultanta" (str. 163-164).

"Kiedy pytam o wiarygodność archiwów SB, odpowiada bez zastanowienia. - Teczki w znakomitej większości są wiarygodne. Ciężko było stworzyć fikcyjna agenturę, gdyż przełożony oficera prowadzącego w każdej chwili mógł zażądać spotkania kontrolnego z agentem. Ze mną takie spotkania odbywał pułkownik Ring, szef gdańskiej SB. Każdą otrzymana informację mogli zweryfikować. Esbecy to byli fachowcy, nie wytwarzali gównianych dokumentów. Molka swój wywód kończy opinią, że bezpieka jako jedyna instytucja zachowała sprawność na tonącym statku, jakim pod koniec lat 80. był już PRL. - Nie byłoby to możliwe, gdybyśmy pracowali na fałszywych papierach. Kto mówi, że jest inaczej, ma trupa w szafie - dodaje z przekonaniem" (str. 179).

" - Wiedzieliśmy, że ideologicznie komuna już dawno się skończyła. To my podtrzymywaliśmy cały ten burdel przy życiu. Byliśmy kroplówką ustroju. Wszystko wokół mnie wydawało się wtedy takie ułomne i skarlałe, jak na obrazie "Ecce Homo" Hieronima Boscha. Ryje powykrzywiane, mutanty, kurwy, malwersanci, odwetowcy i szpiedzy CIA. Byłem przekonany, że nas, "rycerzy bezpieki", otacza paskudny, ohydny świat (...). Wbrew pozorom, schyłkowy PRL był straszny. Społeczeństwo toczyła gangrena, a jej zasięg był większy, niż się nam wydaje. Państwo z każdym mogło zrobić wszystko. Pozbawić pracy, rodziny, mieszkania. Przemielić i zetrzeć na proch. Wielu się zeświniło i nie chcemy przyjąć tego do wiadomości. Wie pan dlaczego? Bo było gorzej, niż można sobie wyobrazić. Zadowalamy się półprawdami albo kłamstwami o powszechnym oporze społecznym. Budujemy pomniki ludziom, którzy na to nie zasługują. Nie wiem po co, ale na pewno nie w imię prawdy historycznej" (str. 290).

Gdy z Maciejem Gawlikowskim pisaliśmy książkę "Gaz na ulicach" również wykorzystywaliśmy wypowiedzi byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa oraz Wojskowej Służby Wewnętrznej, z którymi rozmawiał Maciek. Trzech z nich udzieliło obszernych wypowiedzi: porucznik SB Zdzisław Celban, który rozpracowywał krakowską KPN w latach 1981-1987, kapitan SB Andrzej Mleczko, który był zastępcą naczelnika Wydziału V krakowskiej SB oraz major komunistycznego WP Bronisław Ryczek, który rozpracowywał krakowską KPN z ramienia WSW. Przyjęliśmy zasadę że cytujemy tylko te ich wypowiedzi, które w jakiś sposób dawały się zweryfikować oraz, że interesują nas ich relacje o faktach a nie ich opinie o opozycji. Chodziło o to, aby nie dać się im wykorzystać w jakiejś grze, w których prowadzeniu mają oni duże doświadczenie

Postawa Bogdana Rymanowskiego, który zacytowane wyżej fragmenty jednak zamieścił w książce, jest tym dziwniejsza, że jego rozmówca w kilku wypowiedziach sygnalizuje, że był ideowym esbekiem, nadal utożsamia się ze Służbą Bezpieczeństwa a poza tym umie manipulować ludźmi i sprawia mu to dużą przyjemność.

"Molka: Miałem satysfakcję, że jestem lepszy od takich gości, jak Onyszkiewicz, Kaczyński czy Geremek. Wodziłem ich za nos. Ogrywałem ludzi, którzy byli na ustach całego kraju. Potrafi pan wyobrazić sobie to uczucie? To była prawdziwa wojna mózgów. Taka wielopiętrowa rozgrywka" (str. 19). "Wówczas byłem ideowym ubekiem. Nienawidziłem solidaruchów" (str. 295). "Teraz za zdrajcę uważają mnie koledzy z bezpieki. Ale w tym drugim przypadku o zdradzie nie ma mowy" (str. 19).

I jeszcze jedno. Rymanowski cytując te różne gołosłowne i krytyczne opinie Molki na temat opozycji nie zaznacza swojego dystansu do tych wypowiedzi. Podaje je tak, jakby się z nimi w pełni utożsamiał i uważał je za wiarygodne. Niekiedy nawet nie są to cytaty, ale zdania pisane jako komentarz autora! Wydaje się to być świadomym zabiegiem dziennikarskim, rodzajem prowokacji, gdyż Rymanowski konsekwentnie cały czas unika wartościowania Molki czy dystansowania się wobec jego wypowiedzi. Dopiero pod koniec książki, w podrozdziale zatytułowanym "Postrscriptum" (str. 317 i nast.) autor ujawnia swoją ocenę "ubeka" jako człowieka i tam pojawiają się oceny negatywne ("nie ma żadnego usprawiedliwienia dla krzywd, które wyrządził"), ale także - co budzi moje zdumienie - oceny pozytywne ("To, co robi on dzisiaj zasługuje na szacunek"). Do tej kwestii wrócę jeszcze w końcowej części recenzji.

***

Spośród tych wszystkich ogólnych opinii Molki pod jedną mógłbym się podpisać bez zastrzeżeń, choć i ona nie znajduje w książce jakiegokolwiek uzasadnienia. W tym zakresie wystarcza jednak wiedza powszechnie dostępna.

"Przed sierpniem `80 każde zatrzymanie i przeszukanie wymagało akceptacji Tadeusza Fiszbacha, ówczesnego sekretarza PZPR w Gdańsku. Podobnie było na szczeblu centralnym, takie sprawy wałkowano na Biurze Politycznym. Do 1980 roku opozycja była nieliczna, więc personaliami zajmowano się na samej "górze". Po 1989 roku przeprowadzono u nas podobny zabieg jak w Norymberdze. Dla mnóstwa Niemców było wygodne, że tylko NSDAP i jej agendy obciążono zbrodniami. Reszcie Niemców dało to podstawę do prowadzenia kampanii "to przecież nie my". Komunie również się upiekło. Warszawski salon zaakceptował ludzi takich jak Miler, Kwaśniewski, Oleksy i całą te bandę. Zapomina się, kto wydawał rozkazy. To była "matka nasza" - partia (...)Ustawiając SB w roli chłopca do bicia, pozwala się wysokim działaczom PZPR brylować na salonach. Niech pan pamięta, że w tym kraju rządziła partia, jej władze centralne, które miały sowieckiego mocodawcę. Służba Bezpieczeństwa do końca wykonywała polecenia PZPR i była kontrolowana przez partyjny aparat. Wewnątrz samej SB były organizacje partyjne, a z zewnątrz komitety wojewódzkie. Była ścisła koordynacja i podległość (...). Dawni konspiratorzy mają syndrom bezpieki. Ich bezpośrednim wrogiem - co zrozumiałe - był agent i funkcjonariusz. Lecz bezpieka była tylko mieczem, a ręką, która go trzymała, była partia" (str. 297-298).

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Czw Lis 01, 2012 2:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

***

Trzecia część książki Bogdana Rymanowskiego (poczynając od strony 247), to próba (psycho)analizy Janusza Molki przeprowadzona według schematu znanego nam z powieści Dostojewskiego "Zbrodnia i kara". Cała książka zresztą zmierza do takiego finału, o czym świadczy już jej podtytuł: "Wina i skrucha". Moim zdaniem to jest najsłabsza część "Ubeka". Prawdopodobnie autor uznał, że warstwa historyczna książki będzie dla większości czytelników nie dość interesująca i zdecydował się "podlać" całość "sosem" rodem z XIX-wiecznych powieści sentymentalnych, pisanych przez kobiety. W gatunku tym zdarzały się wprawdzie arcydzieła, jak "Wichrowe wzgórza" Emily Brontë, ale ta płaszczyzna "Ubeka" bliższa jest raczej kiczowatej powieści Heleny Mniszkówny "Trędowata".

Mamy więc deklaracje samego Molki o tym, że zrozumiał, że żałuje i że potępia tamten okres swojego życia.

"Byłem skurwysynem. Oddanym sługa reżymu. Ideowym i ofiarnym ubekiem. Człowiekiem bezwzględnym i cynicznym" (str. 12). "Nie jestem dumny z tego, co robiłem. Wstydzę się tego" (str. 289). "Moje życie, to studium upadku człowieka" (str. 294)." Pracowałem w formacji obrzydliwej" (str. 298).

Mamy deklaracje jego znajomych, dawnych opozycjonistów, którzy opowiadają o nawróceniu Molki i deklarują swoje przebaczenie.

"[Elżbieta] Murawska: Całe moje chrześcijaństwo nie byłoby warte funta kłaków, gdybym go odepchnęła (...). Takiego człowieka łatwo jest zranić i spowodować, że zamknie się w sobie. Janusz nazwał rzeczy po imieniu i zapewnił, że nie wykorzystał tego, o czym rozmawialiśmy. Ja mu wierzę" (str. 247).

"[Beata] Szmytkowska: To, co mówi, jest szczere. Taka postawa wymaga odwagi i zasługuje na szacunek. Nie każdego na to stać" (str. 252).

"Andrzej Paczkowski: Nie był wylewny, ale przeprosiny odebrałem jako autentyczne (...). Wybaczenie nie przyszło mi ciężko, bo osobiście nic złego mi nie zrobił" (str. 252).

"Magda Czachor: (...) Znowu prosił o wybaczenie. Powiedziałam mu, że zakładam jego dobrą wolę. Ale jeżeli zdradzi nas po raz drugi, to będzie koniec. Powiedziałam, że jak patrzę mu w oczy, to widzę w nich coś dobrego. I nawet się serdecznie uściskaliśmy" (str. 254).

"Marek Czachor: Poczucie winy Janusza wydaje się być autentyczne. Sporo wycierpiał, a teraz ściąga na siebie całe odium nieujawnionej agentury" (str. 282).

Problem jednak w tym, że Molka w niektórych przypadkach nie prosi o przebaczenie, on jego żąda. Gdy jedna z jego dawnych ofiar, Janina Wehrstein nie chce z nim rozmawiać, Molka dzwoni do niej ponownie i krzyczy do słuchawki: "- Dlaczego nie chce mi pani przebaczyć? To jest przecież chrześcijańska powinność!" (str. 250). Podobną relację przedstawia Marek Czachor: "Zadzwonił do mnie, wyrażając pretensje do mojej mamy, bo stwierdziła, że mu nie ufa. Po pierwsze, powiedziałem, że takich rzeczy jemu mówić nie wypada. Po drugie, wydało mi się to nieautentyczne. Nie spodobał mi się jego ton. Tak, jakby domagał się wybaczenia także od naszych krewnych. A to przecież sprawa indywidualna" (str. 255).

Problem w tym, że Molka nie chce powiedzieć całej prawdy o swojej pracy w SB. Na wiele pytań Bogdana Rymanowskiego odmawia odpowiedzi.

"[Molka do Rymanowskiego]- Znamy się trochę i chyba pan wie, że jak mówię "nie", to znaczy "nie". - Nie chce pan powiedzieć dlaczego? - Tak, dokładnie. Prawidłowe ujęcie tematu" (str. 66).

"Gdy pytam o tajnych współpracowników, Molka jest nadzwyczaj powściągliwy. Na każdym kroku udowadnia, że nie zasypiał na szkoleniach i potrafi trzymać gębę na kłódkę (...). - Ujawni pan agentów - pytam. - Pewnych nazwisk nigdy nie wymienię. - Nadal obowiązuje pana omerta? - Bo nie upadłem jeszcze na głowę" (str. 177).

"Wiem, że pewni ważni agenci ulokowani w "Solidarności" odbywali spotkania z oficerami wywiadu sowieckiego. To było na przełomie lat 1989 i 1990. Na alei Szucha było sowieckie przedstawicielstwo handlowe, gdzie odbyło sie wiele takich rozmów. Nie będę mówił o nazwiskach. To są zbyt poważne sprawy, a ja chcę jeszcze trochę pożyć" (str. 213).

To, co mówi o swojej pracy w SB, nawet dzisiaj, nasycone jest niechęcią czy wręcz nienawiścią do swych dawnych ofiar, czego zresztą nie ukrywa.

"Molka [o naukach swego duchowego nauczyciela - kapitana SB Antoniego Domańskiego - który był jego oficerem prowadzącym]: Postrzegał opozycję jako zbiorowisko mętów. Cóż to za patrioci, mówił, skoro jeden to dziwkarz, drugi złodziej, trzeci pedał, a czwarty cholera wie co. Tłumaczył, że opozycjoniści, to interesowni kolesie, chodzący na pasku amerykańskiego wywiadu. Nie walczą o niepodległość, tylko o stołki. A ja, gorliwy neofita, łykałem te prawdy i na kolegów z podziemia zacząłem patrzeć podobnie. Ten wydał znaczki na własną rękę i wziął pieniądze dla siebie. Inny ma kochankę, która utrzymuje ze związkowej kasy. Zacząłem w nich dostrzegać same zło. Nasiąknąłem ubeckim punktem widzenia" (str. 87-88).

"Byłem ideowym ubekiem. Nienawidziłem solidaruchów" (str. 295).

"Chwała tym, którzy wytrwali. Lecz było ich niewielu" (str. 291).

O swoich dawnych zwierzchnikach z SB zawsze wypowiada się z szacunkiem i aprobatą, czego nie można powiedzieć o jego wypowiedziach na temat działaczy opozycji. Oficerowie SB - w relacji Molki - to ludzie niezwykli: "wyjątkowo utalentowani", jak kapitan Antoni Domański (str. 87), "inteligentni", jak pułkownik Antoni Rzeźniczek (str. 147), Molka wspomina ich "z rozrzewnieniem", jak pułkownika Wacława Króla (str. 107).

Bogdan Rymanowski z jednej strony nie ukrywa tych wszystkich wypowiedzi Molki, które stawiają pod znakiem zapytania autentyczność jego "nawrócenia" i skruchy, ale z drugiej jednoznacznie opowiada się za wersją, wedle której Molka rzeczywiście zmienił się wewnętrznie i obecnie jego postawa "zasługuje na szacunek". Pada nawet określenie "Janusz Molka jest czarnym charakterem, ale i postacią tragiczną" (str. 318). Rymanowski popada przy tym w sporą przesadę, uciekając się do biblijnych analogii.

"Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada co czyni? - zapytał Nikodem kapłanów i faryzeuszów, kiedy ci chcieli pochwycić Jezusa. Nawet oni poczuli się zawstydzeni, ponieważ wiedzieli, że nie można potępiać człowieka, zanim nie dojdzie do jego przesłuchania, przytoczenia faktów oraz wysłuchania świadków oskarżenia i obrony" (str. 318-319).

Podobny ton kaznodziejski pojawia się zresztą już na wstępie "Ubeka", który rozpoczynają dwa cytaty z Ewangelii, odgrywające jakby rolę motta. "I poznacie prawdę, a prawda waz wyzwoli" oraz "Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy" (str. 7).

Moim zdaniem autor mógł darować sobie efekciarski i fałszywy (moim zdaniem) list Molki do Czesława Kiszczaka (str. 264-266), czy też swoje niestosowne refleksje związane z Molką zaraz po Katastrofie Smoleńskiej ("Kilka godzin później, już po lekturze listy dziewięćdziesięciu sześciu ofiar tragedii, uświadomiłem sobie, że bezpowrotnie utraciłem szansę na uzyskanie relacji kilku ważnych świadków tej historii. Rozmowy z nimi odkładałem na później. To był błąd. W czasach konspiracji wszyscy czworo - Kaczyński, Rybicki, Gosiewski, Gęsicka - współpracowali z Januszem Molką. Niektórzy nawet bardzo blisko. Dobrze go znali. Mogliby o nim bardzo dużo powiedzieć. Niestety to już niemożliwe" - str. 267).

Moim zdaniem trafna wydaje się opinia Grzegorza Biereckiego, cytowana w książce. "Nie chce się z nim spotykać. Mam wrażenie, że chciałby jakoś wyłudzić to przebaczenie. W ten sposób dałbym mu poczucie kolejnej wygranej. Żeby wybaczenie miało sens, musi być powiązane ze skruchą i pokutą (...). Nie wierze w jego wewnętrzną przemianę. Myślę, że nadal jest w orbicie służb. Jego osoba i historia mogą być używane do kompromitowania innych" (str. 258).

Przede wszystkim jednak uważam, że próba osądzenia Molki w tej książce jest zbędna i niepotrzebna. Aby taki "sąd nad Molką" był rzetelny a nie zdawkowy potrzebowalibyśmy dużo więcej danych, a tych brakuje. M.in. potrzebowalibyśmy więcej informacji o rodzinie i środowisku Molki, w którym dorastał a także o nim samym. Niektóre ze skąpych informacji, które podaje na ten temat Rymanowski są niepokojące: ojciec ewidencjonowanych przez SB jako TW, żona zatrudniona w milicji (s. 300), brat ojca - oficer komunistycznego wojska (str. 42), Molka używający w czasach PRL niemieckiego brzmienia swojego nazwiska - Molke (str. 41), noszący na palcu esesmański pierścień (str. 22), fascynujący się III Rzeszą (str. 295) i głoszący antysemickie hasła (str. 51), starania Molki o pracę w MO po zakończeniu studiów (str.58). Rymanowski wspomina też kilkakrotnie o jakiejś tajemnicy, której ujawnienie przedstawiłoby Molkę w korzystniejszym świetle (str. 50, 78, 304 i 320), jednak tajemnicy tej nie ujawnia. To po co w ogóle o tym pisać?

Molkę i innych podobnych mu komunistycznych zbrodniarzy powinny osądzić sądy III Rzeczpospolitej. Powinny zapaść sprawiedliwe i surowe wyroki, a ludzie ci powinni odbyć (przynajmniej część) kary. Przy podejmowaniu decyzji o ich ew. przedterminowym warunkowym zwolnieniu powinno brać się pod uwagę m.in. to, czy szczerze ujawnili wszystkie okoliczności swej zbrodniczej działalności. Powinni też być poddani resocjalizacji, aby zrozumieli na czym polegało zło, które czynili. Powinni wreszcie zadośćuczynić krzywdy wyrządzone swoim ofiarom i zostać pozbawieni korzyści majątkowych, które uzyskali dzięki pracy w przestępczej instytucji, jaką była SB. Po spełnieniu tych warunków skrucha Molki i innych "ubeków" oraz ich prośby o wybaczenie miałyby sens. Dziś, gdy Molka mieszka nadal w warszawskim mieszkaniu, przydzielonym mu przez komunistyczne MSW, gdy od dawna jest na milicyjnej, uprzywilejowanej emeryturze i jeździ na wycieczki w Alpy, jego żądania przebaczenia skierowane do ofiar, z których wiele żyje zapewne w nędzy, są kpiną z zasad, na jakich oparte jest chrześcijaństwo. Nie ma i nie powinno być taniego przebaczenia, które oferuje Molce Rymanowski! Ocenę szczerości nawrócenia Molki pozostawmy Panu Bogu na Sądzie Ostatecznym.

Moim zdaniem, lepiej byłoby, gdyby książka "Ubek" została napisana w innej konwencji, a mianowicie jako obraz kilkunastu ostatnich lat PRL pokazanych z perspektywy byłego funkcjonariusza Służba Bezpieczeństwa i z zaznaczeniem, że jest to obraz skrzywiony i niepełny a więc fałszywy. Tylko tyle i aż tyle. Bez taniego osądzania i łatwego wybaczania. Bogdan Rymanowski zdecydował inaczej i - moim zdaniem - popełnił błąd.

***

"Ubek" dowodzi, jak wielki potencjał tkwi w badaniach historycznych opartych o relacje ustne, także relacje osób z drugiej strony barykady. Dopóki ci ludzie żyją i jeszcze co nieco pamiętają, jest czas, aby z nimi rozmawiać. I nie chodzi tutaj o jedną, choćby i kilkugodzinną rozmowę. Aby zebrać wartościowy materiał z relacji ustnej, trzeba - tak jak Bogdan Rymanowski - spotkać się ze swoim rozmówcą kilkadziesiąt razy i powoli zdobyć jego zaufanie.

Oczywiście metodologia Rymanowskiego także pozostawia wiele do życzenia. Była już o tym mowa, że nie dość precyzyjnie konfrontował relacje Molki z relacjami innych osób i prawie w ogóle nie korzystał z innych źródeł, w tym z materiałów SB (poza teczką dotyczącą samego Janusza Molki, która jednak została już "wyczyszczona"; np. zachował się tylko jeden meldunek Molki a za okres 7 lat współpracy musiało ich być kilkadziesiąt, jeżeli nie kilkaset).

Popełniał też Rymanowski błędy przy zbieraniu materiałów. Jeden z tych błędów sam opisuje z rozbrajająca szczerością (str. 85-86). Otóż zdobył telefon oficera prowadzącego Molkę, kapitana SB Antoniego Domańskiego. Zapewne mógł też zdobyć jego adres. Zamiast pojechać od razu na spotkanie i próbować jak najwięcej dowiedzieć się w czasie pierwszej rozmowy (nasze doświadczenie, a szczególnie doświadczenie Maćka Gawlikowskiego, potwierdza starą zasadę śledczą, że najważniejsze jest pierwsze przesłuchanie - wtedy przesłuchiwany mówi najwięcej), Rymanowski... zadzwonił do Domańskiego i umówił się na spotkanie "w miarę wolnego czasu". Po kilku tygodniach zadzwonił ponownie i - jak było do przewidzenia - żadnych szans na rozmowę już nie było. To przykład poważnej fuszerki i nauka dla innych zwolenników zbierania ustnych relacji - tak się tego nie robi!


***

Pomimo tych wszystkich uwag krytycznych, które wymieniłem wyżej, uważam, że "Ubek" to cenna lektura i każdy, kto interesuje się najnowszą historią Polski powinien ją bardzo uważnie przeczytać, zachowując jednak dystans i konieczny krytycyzm, do przytoczonych w książce wypowiedzi tytułowego bohatera.

Książka Bogdana Rymanowskiego to kolejna wartościowa praca dotycząca historii PRL lat 80., która powstała poza IPN-em. Zamiast narzekać na błędy, które popełnił dziennikarz Bogdan Rymanowski przy pisaniu "Ubeka", lepiej poszukać odpowiedzi na pytanie, czemu żaden profesjonalny historyk nie zrobił tej roboty lepiej.

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Lis 01, 2012 9:35 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

BOGDAN RYMANOWSKI Czułem się jak ubek przesłuchujący ubeka

dodano
27 października, 8:56
autor
Marcin Wikło

"O istnieniu Janusza Molki dowiedziałem się z książki Sławomira Cenckiewicza "Oczami bezpieki". Szukałem z nim kontaktu, bo wyczułem interesujący temat i… miałem nieco szczęścia. Dokładnie w tym samym czasie Molka odezwał się do dra Cenckiewicza z pretensjami, że pokazał go w swojej książce w złym świetle i niesprawiedliwie." mówi Bogdan Rymanowski o tym, jak powstała książka "Ubek". "W swojej pracy był metodyczny i dokładny. Jako TW „Romkowski”, a potem inspektor „Nowak” był jednym z najlepiej ulokowanych tzw. źródeł manewrowych SB w środowisku gdańskiej opozycji. Nie tylko informował o każdym ruchu kolegów, ale organizował prowokacje i prowadził skomplikowane gry operacyjne."

Molka (vel Molke) to człowiek, który donosił na Lecha Kaczyńskiego, Aleksandra Halla, Donalda Tuska, Arama Rybickiego, Grzegorz Biereckiego; który inwigilował "Solidarność Walczącą", a potem był etatowym esbekiem rozpracowującym posłów i senatorów opozycji wybranych 4 czerwca 1989. Jeden z najcenniejszych agentów resortu Kiszczaka. Przeszedł drogę od kapusia do kadrowego resortu. To jeden z zaledwie czterech takich przypadków wśród 70 tysięcy TW pracujących dla SB w latach 80.

"Były ubek przyjął moją propozycje rozmowy, spotykaliśmy nieregularnie, co tydzień, co miesiąc, czasem nie widzieliśmy się przez pół roku. Czasem dzwonił do mnie tuz po spotkaniu, żeby coś doprecyzować, albo dodać. Trwało to prawie 6 lat. Efektem tych rozmów jest książka "Ubek - wina i skrucha" opowiada Bogdan Rymanowski w rozmowie z portalem wNas.pl. Rozmawialiśmy z nim na piątkowej premierze książki w warszawskim Traffic Clubie.

Marcin Wikło: Jakie emocje wzbudzał w tobie na początku waszych spotkań Janusz Molka, były funkcjonariusz, ubek więcej niż gorliwy, można nawet powiedzieć, że twórczy w tym, co robił?

Bogdan Rymanowski: Traktowałem go bardzo nieufnie. To znaczy, ja wiedziałem, że to jest świetny dziennikarski temat, że to jest postać, z której warto wyciągnąć rzeczy, które będą ważne dla nas wszystkich, ale myśmy się tak naprawdę boksowali. Tak się docieraliśmy, nawet nie wiem, czy się w końcu dotarliśmy, wiele rozmów kończyło się kłótnią. On się obrażał, że ja mu zadaję jakieś pytanie, mówił, że przecież umawialiśmy się inaczej, "niech pan nie drąży"… A ja próbowałem poszerzać możliwości dotarcia do prawdy. To było ciągłe zmaganie się, ja czułem się jak ubek przesłuchujący ubeka. Jak osoba, która stosowała różne chwyty, ale tylko i wyłącznie po to, żeby z niego coś wyciągnąć. Nie po to, żeby nim pogardzić, albo go unicestwić, bo nie mam takich intencji. Starałem się pokonywać pewne bariery, aby on we mnie zobaczył, może nie przyjaciela, ale dziennikarza, który nie jest do niego nastawiony od samego początku źle. To się oczywiście wiązało z nawiązaniem pewnej relacji. Bywało, że po spotkaniu bombardował mnie telefonami, żeby coś dodać, albo o coś zapytać. Próbował ze mnie zrobić powiernika swojego nieszczęścia. Bo on jest głęboko nieszczęśliwym człowiekiem. Wielokrotnie powtarzał te same słowa, że "on już nie może wytrzymać", że on "jest trupem", że "zrobił najgorszą rzecz, ale chciałby być lepszy".

A dlaczego zdecydował się powiedzieć to, co powiedział właśnie tobie?

Z pewnością miało to znaczenie, że jestem dziennikarzem TVN-u, bo jest w nim nie tylko pragnienie ekspiacji, ale także potrzeba bycia w centrum. Już w jednej z pierwszych rozmów powiedział mi, że gdyby mu dali szanse, to on by dzisiaj był profesorem i myślę, że tu akurat miał rację. Byłby wybitnym profesorem historii na jednym z uniwersytetów, bo on ma ogromna wiedzę.

Czyli na początku on Cię ciekawił, a potem?

Potem było zobowiązanie. Nie wiem, jak to zabrzmi, ale było we mnie zobowiązanie, bo ja myślałem, że tej książki nie skończę. Ona się ciągnęła, ciągnęła, ja traciłem serce do tej książki. Często miałem myśli: "kurcze, czy ja mogę mu zaufać?". Potem zaczął się kolejny etap, czyli rozmowy z ludźmi, na których donosił. Myślę, że gdyby nie zielone światło od kilku osób, którzy powiedzieli, że wierzą w jego przemianę to ja bym tej książki nie zrobił, bo ja bym miał ciągle w tyle głowy pewne zastrzeżenia. Po pierwsze, że ja nie mogę ufać UB-ekowi, bo drugie, dlaczego ja mu mam pozwalać ocieplić swój wizerunek, dlaczego pozwalam mu się rozgrzeszyć? Skoro nie zrobili tego ludzie, którzy mają do tego prawo, bo ja takiego prawa nie mam. A niektórzy, powiedziałbym nawet herosi, ludzie o pięknej karcie opozycyjnej, po spotkaniu z nim powiedzieli: "Janusz, okej, ale zrób to i to". W jakimś sensie oni mi też pomogli, pomogli mi go otworzyć. Bo to oni mu stawiali warunki. Opowiedz, opowiedz to wszystko, co zrobiłeś! Bo chcemy, żebyś powiedział prawdę o tamtej rzeczywistości. I on w jakimś sensie znalazł we mnie osobę, której może to opowiedzieć, żeby zadośćuczynić tym, których skrzywdził.

A czy po tych opowieściach, jego i ich, masz wrażenie, że wiesz o Januszu Molce wszystko?

Nie. Myślę, że to jest człowiek, który nie obnażył się przede mną do końca. Ja mam pewne przypuszczenia, ja mam pewne swoje wrażenia, z którymi nie chciałbym się dzielić publicznie, ale nie ma na to dowodów i nie chciałbym go skrzywdzić. Ale to jest człowiek, który obnażył się w stopniu, którego chyba nie było w III RP. Nie znam takiej drugiej postaci, która powiedziała by tak wiele, ale tez nie wszystko. Na pewno nie wszystko.

Dlaczego?

Pierwsza i podstawowa przyczyna jest taka, że nikt nie jest w stanie obnażyć się do końca. My mamy problem z odkryciem się, kiedy idziemy do spowiedzi, do księdza, a co dopiero obcej osobie, dziennikarzowi, który może to wykorzystać przeciwko niemu. Ja cały czas próbowałem go naciskać, żeby przekraczać kolejne bariery prawdy o nim, ale na pewno nie powiedział wszystkiego.

A na ile jesteś pewien, że on z tobą nie grał? Że ta cała "spowiedź" nie jest jego ostatnią, wielką mistyfikacją?

Tylko jaki miałby cel? Bo ja się zastanawiałem nad tym, jaki on miałby cel w tym, żeby przyznać, że to, co robił było złe. Czyli inaczej niż jego koledzy, którzy z perspektywy czasu mówią: "ale przecież myśmy pracowali w państwowej instytucji, my byliśmy legalną ekipa, która miała umocowanie w prawie i nie zrobiliśmy niczego złego". On się nie tłumaczy w ten sposób, że historia się tak potoczyła… On nie ma żadnego łatwego usprawiedliwienia. Poza tym myślę, że on czuje się człowiekiem przegranym, więc dzisiaj nie ma już kontaktów, nie realizuje żadnego planu. Nie wiem, co mógłby uzyskać, gdyby grał? Bo na pewno ma coś takiego, co mnie zawsze w ludziach dziwi, że chce opowiedzieć o sobie. Jak słuchacz, który dzwoni do radia i opowiada o sobie, to mnie zawsze zastanawia, po co? To jakieś wewnętrzne wariactwo, potrzeba dzielenia się z innymi swoimi przeżyciami. On bardzo chciałby po tej książce dostać takie świadectwo wybaczenia od tych, którzy mu nie wybaczyli. Bo jest kilka postaci, jak choćby senator Grzegorz Bierecki, który twierdzi, że ubek zawsze pozostanie ubekiem i nie ma mowy o żadnym wybaczeniu.

Dużo więcej jest takich osób?

Ja oczywiście nie rozmawiałem ze wszystkimi, ale gdyby tak liczyć arytmetycznie, to jakieś 60 procent mu wybacza, a 40 nie. Ale mam na przykład taką relację pani Janiny Wehrstein, która pomagała skrzywdzonym i więzionym. On do niej dzwonił dwa razy, rzuciła słuchawką. Ale powiedziała też, że gdyby od tego zależało jego życie, to ona by mu być może wybaczyła. W tej książce jest parę przykładów ludzi, którzy dają mu jeszcze jedną szansę, ale w sumie to jest bardzo smutna i ponura książka. Jak się tak patrzy, do czego jest zdolny człowiek… Ale jeżeli możemy mówić o jakimś takim światełku w tunelu, to tylko kwestia tej pewnej nadziei, że nawet największy sukinsyn może stać się kiedyś człowiekiem.

A jak sądzisz, czy ta książka powstałaby, gdyby Janusz Molka nie był człowiekiem przegranym, gdyby istniał teraz gdzieś w polityce, biznesie albo w mediach?

Myślę, że nie. Sam fakt, że do tej pory nikt, kto zrobił karierę nie wyszedł i nie powiedział publicznie: "tak, przepraszam was wszystkich, byłem agentem". To jest ostateczny dowód na to, że jego sytuacja jest taka, a nie inna. On jest przegrany. Gdyby nie był przegrany, to raczej nic by go nie skłoniło do takich opowieści. No chyba, żeby był mega odważny… Ale, paradoksalnie, on tez ryzykuje. On był do tej pory osoba, która była znana stosunkowo małej grupie ludzi. Dzisiaj, dając swoje nazwisko, przestaje być anonimowym ubekiem. I naraża się na wszystkie konsekwencje tego, że ludzie będą go lokalizowali jako UB-eka. Więc to tez jest jakaś odwaga, nie mogę powiedzieć, że jej nie ma. To bardzo skomplikować postać, do dziś nie jestem w stanie rozszyfrować jego psychiki.

Jesteś człowiekiem związanym z telewizją, dlaczego o Molce nie nakręciłeś filmu, tylko zdecydowałeś się a książkę?

Forma telewizyjna, zwłaszcza dzisiejszej telewizji to jest forma bardzo powierzchowna. Taka bardzo reaktywna. Ja zajmuje się bieżąca polityką i czasami mam wrażenie, że uciekają mi ważne rzeczy. Ze nie mogę porozmawiać z bohaterem danego dnia, politykiem dłużej niż 10 minut. Wiem, że taka rzeczywistość przecieka mi przez palce i nie ukrywam, że ta książka była tez dla mnie odskocznia od takiej "bieżączki politycznej" i próbą podejścia do takiego "prawdziwego" rzemiosła dziennikarskiego. Spróbowania czegoś co jest czymś więcej niż tylko prostą, łatwą, przyjemna rozmówką. Ja te książkę pisałem bardzo długo i nie było to dla mnie łatwe.

A czy będzie do tej opowieści jakiś epilog? Spodziewasz się jakichś reakcji teraz, po publikacji?

Myślę, że może być epilog. To znaczy, ja się spodziewam dużego odzewu opozycjonistów, którzy z tej książki dowiadują się o tym, co on im zrobił. Bo często do końca tego nie wiedzą. Ja nie informowałem ich, co on mówi, i jego często tez nie informowałem, co oni mówią. Więc te dwie strony, czytając tę książkę dowiadują się o sobie więcej.

Jak krótko można scharakteryzować Janusza Molkę?

Człowiek, który czynił zło, zrozumiał to, że czynił zło i stara się odzyskać nowe życie dla siebie. Bo on jest człowiekiem między światem żywych a umarłych. On jest zawieszony, Myślę, że autentycznie cierpi, to jest w nim. Ale zasłużył sobie na to, bo robił straszne rzeczy. I to będzie go prześladowało do końca życia. Sam o sobie mówi, że jest trupem. Bo nie może liczyć na niczyje zaufanie. Jak się raz przekroczyło pewien próg, jak się raz zdradziło, to każde nowe spotkanie, czy każde nowe zawiązanie przyjaźni może być odbierane z nieufnością. Strasznie pokiereszowany człowiek, który próbuje wyzwolić się z piekła, które sam sobie zgotował. Pokiereszowany na własne życzenie.

Temu zawieszeniu nie ma się co dziwić. Najpierw zdradził swoich przyjaciół z opozycji, teraz zdradza kolegów ubeków…

On podkreśla, że zdradził tylko przyjaciół z opozycji, a opowieść o kulisach pracy bezpieki to nie jest żadna zdrada. Byli ubecy tak to odczytują, ale dla niego jest to powrót do świata normalnych przyzwoitych ludzi. Po takim zbłądzeniu to nie jest łatwe, ja nawet nie wiem, czy w ogóle możliwe.

Rozmawiał Marcin Wikło


http://wnas.pl/artykuly/216-bogdan-rymanowski-czulem-sie-jak-ubek-przesluchujacy-ubeka-nasz-wywiad
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski



Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 492

PostWysłany: Sob Lis 03, 2012 4:30 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Początkowy fragment rozmowy Mazurka z Bogdanem Rymanowskim.

Cytat:
Roz­mo­wa Ma­zur­ka: Bogdan Rymanowski, dziennikarz telewizyjny

Czego nie powiedział ci Janusz Molka?

Na pewno wielu rzeczy.

Ciekawych?

O tym, jak głęboka jest jego wiedza, świadczą rzucane niby mimochodem nazwiska bardzo znanych autorytetów ze świata polityki czy mediów, które były współpracownikami SB, ale kupiły sobie nietykalność, idąc na współpracę z UOP.

Znasz te elektryzujące nazwiska?

Nie wszystkie, ale i tak nigdy ich nie ujawnię. Bardzo przepraszam, ale nie jestem szaleńcem....


Całość - http://www.rp.pl/artykul/10,948294-Jak-pijesz-z-esbekami--patrzysz-na-swiat-jak-oni.html

Niestety, Bogdan Rymanowski przejął bardzo brzydki zwyczaj, charakterystyczny np. dla Kaczyńskiego i Macierewicza - "Wiem straszne rzeczy, ale nie powiem".

To po co o tym mówić?

Dla mnie jest to dość infantylna maniera, stosowana w sprawach lustracyjnych od 20 lat, zupełnie jałowa intelektualnie...

W rozmowie jest także drugi duży zgrzyt, gdy Mazurek (tym razem) mówi o opcji zerowej, którą zastosował Macierewicz właśnie przy likwidacji WSI. Otóż bardziej adekwatne wydawałoby mi się zaznaczenie, że Maciarewicz był tym ministrem spraw wewnętrznych, który (podobnie jak wszyscy inni po 1989 roku) NIE zastosował opcji zerowej w odniesieniu do cywilnych specsłużb, a lista byłych ubeków, którzy byli w najbliższym otoczeniu Antoniego Macierewicza w 1992 roku jest długa. Jest wśród nich zarówno esbecki "specjalista" od KPN - pułkownik SB Anklewicz, jak i kilku pracowników osławionego Biura Studiów SB. A tymczasem Mazurek wyjeżdża z Macierewiczem i opcją zerową.
To prymitywna propaganda czy bezmyślność jednego z najlepszych piór Rzeczpospolitej?

_________________
Mirek Lewandowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Wto Gru 18, 2012 8:24 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Leszek Biernacki na fb o książce "Ubek":
Cytat:

Byłem dzisiaj na "Humanie" na spotkaniu z Bogdanem Rymanowskim o jego książce "Ubek". Mogłem tylko raz zabrać głos i choć mówiłem kilka chwil, to chyba nie powiedziałem najważniejszej rzeczy. Nie tyle z roztargnienia, co po prostu niezbyt mogłem zebrać myśli po emocjonalnych wypowiedziach Mariusza Popielarza i Andrzeja Michałowskiego.

Doceniłem otwarcie się agenta, który najwyraźniej szczerze opowiedział jaką on i jego esbeccy koledzy byli szmatami.

Ale książka nie traktuje tylko o tym. Sprawia wrażenie, że pokazuje prawdziwą historię pewnych fragmentów opozycji. Z tego powodu wskazałem, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na autorze, który musi za wszelką cenę starać się weryfikować usłyszane opowieści pod kątem historycznym.

Po pierwsze nie dopuszczalne jest przenoszenie pewnych faktów na lata wcześniejsze. Książka natomiast sprawia wrażenie, jakby to, co w niej jest opisane dotyczyło całych lat stanu wojennego aż do lat przełomu. Molce mogły się mylić fakty, a i jego ocena rzeczywistości po prostu była spaczona ubeckim widzeniem świata. Miał od wyrywkowy obraz opozycji i to dopiero w drugiej połowie lat 80, a najlepszy gdy już praktycznie wszystko było jawne - czyli w 1988 i 1989 r. Nawet jeśli wchodził w jakieś środowisko to część osób nie chciała mieć z osobą o takim charakterze styczności - jak ja czy Mariusz Popielarz. Autor książki tego nie uwzględnił, nie dochował należytej staranności. Stąd ogromną wadą tej książki, o której nie zdążyłem powiedzieć, jest fałszywy obraz, więcej - jest sponiewieranie gdańskiego NZS. Tak jakby Zrzeszenie od początku do końca było rozpracowane przez SB.

Książka "Ubek" robi naszemu Zrzeszeniu wiele szkody. Przekreśla wiele lat twardej postawy wielu chłopaków i dziewczyn, którzy się nie przestraszyli mimo wielu aresztowań i rewizji. Zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego wpadło kilku chłopaków od nas z UG. Czarek Godziuk został "uhonorowany" najwyższym w Polsce wyrokiem dla studenta - 6 lat. Nikt z nich nie pękł, nic nie powiedział. SB poza nimi nikogo nie mogła złapać. Gdyby mieli agentów, gdyby kogoś z nich złamali nasz NZS skończył by się tak jak w Białymstoku, gdzie zatrzymano wszystkich organizatorów podziemnego Zrzeszenia na tajnym spotkaniu już na początku stanu wojennego. SB nie mogła sobie z nami dać rady. Od końca 1983 r. sprowadzona z MSW z Warszawy specjalna ekipa do 1985 r. prowadziła specjalną akcję "Promień", która miała na celu rozpracowanie i sparaliżowanie działalności NZS na UG, a co za tym idzie w Trójmieście. Część dokumentów tej operacji zachowało się w IPN i ich kopie dostał Romek Ossowski. Wynika z nich, że SB nie mogła do niczego dotrzeć, a przede wszystkim gdzie Romek się ukrywa. Z tego powodu z pewnością podjęli inne przeciwko nam operacje, jak szkalowanie zaangażowanych w działalność opozycyjną osób. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1987 r. - i to tylko z powodu niezrozumiałego postępowania Grzegorza Biereckiego, który na spotkanie NZS przyprowadził swojego mentora od robienia pieniędzy i antykomunizmu Janusza Molke. Ten fakt nie może jednak przekreślać całego okresu wcześniejszego, a ta książka to robi. Tak jakby nic nie warta była nasza działalność i konspiracja...


Polemika Jarosława Podsiadły:

Cytat:
Tak jak Leszek i Mariusz byłem na promocji książki Bogdana Rymanowskiego "Ubek". Moje wrażenie po przeczytaniu tej książki są zupełnie inne, zresztą tak samo jak obecnych na tej promocji Magdy i Marka Czachorów a także Jacka Jancelewicza.

Zanim jednak przejdę do tej kwestii chciałem delikatnie zwrócić uwagę, iż drogi Leszku przywołanie przykładu Czarka Godziuka, nie jest akurat tutaj najlepszym przykładem i to tylko z jednego powodu Cezary został aresztowany w grudniu 1981 r. a skazany w lutym roku następnego, a więc jeszcze przed podjęciem przez Molke współpracy.

Wracając do tego opinii wspomnianych wcześniej Magdy, Marka i Jacka wszyscy oni zgodnie stwierdzili, iż spełnił swoje zadanie w sposób perfekcyjny, jeśli chodzi o NZS, a mianowicie wbił klin pomiędzy jego członków - co zresztą skutkuje do dzisiaj. Naprawdę czy nam się to podoba czy też nie esbecja, jeśliby tylko chciała to obróciłaby odrodzoną i posklejaną po 13 grudnia 1981 opozycję w pierzyny.

Pamiętać należy o jednym, że mówiąc o "relacji" SB - opozycja, mówimy o "zetknięciu się" potężnej machiny opartej na sieci agentury budowanej (i modyfikowanej rzecz jasna) od roku 1944 - kiedy powstała esbecja - z działaczami antykomunistycznego podziemia, którzy co musimy powiedzieć sobie szczerze byli amatorami, laikami jeśli chodzi o znajomość działań związanych z prowadzeniem gry operacyjnej.

Nie stało się tak (tzn. nie rozwalono NZS) doszczętnie po przez aresztowania i zamykanie punktów poligraficznych dlatego, że esbecja po prostu przyjęła inną taktykę.

Chodziło po pierwsze o osłabienie organizacji po przez wbicie klina po między jej członków (co też się udało) dzięki czemu zostaje ona wewnętrznie osłabiona i jako tak potencjalnie staje się łatwiejsza do sterowania.

Po drugie chodziło o pełna kontrolę przepływu finansów bez których żadna działalność nie mogłaby istnieć.

Swego czasu miałem możliwość robienia wywiadu z Januszem Molke który powiedział według mnie bardzo ważne słowa: "SB była przedmiotem a nie podmiotem. wykonywała ona ściśle dyrektywy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej", a więc tych którzy dzierżyli ster władzy, które były właśnie takie wejść, kontrolować, przejmować - od czasu do czasu trochę ponękać np. aresztowaniami- takie też właśnie a nie inne były metody działań SB.

Co do opisywanej przez Ciebie Leszku sytuacji Romka Ossowskiego jestem więcej niżeli pewien, że gdyby tylko PZPR powiedziała znaleźć i aresztować tego człowieka z wszelką cenę, przy użyciu wszelkich możliwych sposobów tak by się stało. To że czegoś esbecja nie robiła to nie znaczy że nie robiła bo była tak głupia i nie miała dotarcia do danych struktur a dlatego, że takie miała wytyczne z góry.

Jako przykład podam coś takiego SB miała bardzo małą ilość TW wśród młodzieży szkół średnich - od razu nasuwa się taka myśl no nie miała bo byliśmy tak świetnie zakonspirowani- a guzik prawda po prostu zgodnie z tym co narzuciła esbecji góra nie mogła ona werbować na TW osób nieletnich - co też wynikało z prawa o zatrudnieniu osób niepełnoletnich (czyli tzw. pracowników młodocianych) - ot i cała filozofia. Gdyby jednak tylko wierchuszka z PZPR powiedziała rozbijcie tych "gówniarzy" w czorty tak by się stało. Nie było rozkazu nie było działania.

Na koniec dodam że ta książka nie miała traktować o NZS a o Januszu Molce- agencie, który działał w machnie łamiącej niszczącej ludzi opozycji, o tych wszystkich których zdradzał i przeciwko którym występował częstokroć mieniąc się ich przyjacielem.


Odpowiedź Leszka Bierackiego:

Cytat:
Jarku (...), partia żądała od SB stanowczych działań by ukrócić niepokoje i działalność opozycyjną na UG. Dostawali białej gorączki, że samorząd studentów realizował NZS, czyli moją wizję działalności i pisali nawet do władz centralnych, że byli działacze NZS opanowali samorząd i dlatego tę formę samorządności uczelnianej należy zlikwidować. Esbecja robiła kipisze w akademikach, w DS 10 siedzieli u nas przez kilka dni próbując zastraszyć i zdobyć jakiekolwiek informacje. Dysponowali bowiem tylko informacjami od TW ulokowanych blisko nas, ale nie wśród nas. Natomiast partia w KW PZPR oceniała w latach 1984-1986, że praktycznie jedynym i najważniejszym ośrodkiem oporu na Wybrzeżu nie jest stocznia lecz UG (...).

Co do podanego przeze mnie przykładu Czarka Godziuka. Nie wiem jak Ty czytałeś książkę, ja ją odebrałem zupełnie inaczej. Są w niej porozsiewane uwagi na temat opozycji i działań SB bez wskazania jakich okresów lat 80. to dotyczy. O Biereckim jest mowa, że to był mózg podziemia. Ja ciebie przepraszam, ale dla mnie podziemie było w stanie wojennym a nie w okolicach Okrągłego Stołu - a i tak to jakże gruba przesada. Jest to jeden, ale chyba najbardziej jaskrawy przykład przekłamań historycznych tej książki. Operowanie takimi nieostrymi określeniami jak podziemie, nie rozróżnianie stany wojennego od końcówki lat 80 rzutuje na to, że na cały NZS można patrzeć oczami Molkego, tak jakby był on od zawsze w ogniu wydarzeń i od niego zależały nasze decyzje. On z innych ludzi zrobił swoje marionetki i to wtedy, gdy praktycznie wszystko było już jawne - tzn. po strajku w maju 1988, który nie przygotowali ludzie związani z Biereckim, którzy to przecież dążyli do jak najszybszego zakończenia strajku (na czele z Biereckim, Gosiewskim i Galus). Nie nas owinął sobie wokół palca, lecz tych, którym dawał zarobić, z którymi pił wódkę.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum