Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna polonus.forumoteka.pl
Archiwum b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum www.konfederat.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nieznane fakty dotyczące Jarosława Kaczyńskiego

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 11:38 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Chyba najbardziej szczegółowe omówienie tego, co faktycznie robił Jarosław Kaczyński po wprowadzeniu stanu wojennego, autorstwa Rafała Kalukina. Wartościowy tekst, bo dworscy dziennikarze PiSu (zwłaszcza bracia Karnowscy) w w kolejnych wywiadach-rzekach z Kaczyńskim omijali wszelkie niewygodne dla niego fakty i okoliczności.

Cytat:
Jarosław Kaczyński - Opozycjonista bez przydziału
02 stycznia 2013 10:00, ostatnia aktualizacja 12:20

"Jarku, dlaczego obrażasz brata, siebie, nas?” – zapytał na blogu Piotr Piętak, wiceminister z rządu Kaczyńskiego, a za pierwszej Solidarności jego współpracownik. To była reakcja na wywiad, którego w przeddzień rocznicy stanu wojennego Jarosław Kaczyński udzielił „Gazecie Polskiej”. Opowiadał, co robił po 13 grudnia 1981 r. Według Piętaka prezes upiększa swą opozycyjną kartę. To spięcie sprowokowało pytanie: jakie są opozycyjne zasługi Jarosława Kaczyńskiego?

„Obudziłem się w południe i poszedłem do kościoła w kompletnej nieświadomości” – opowiadał Jarosław Kaczyński w 1991 roku. „Słyszałem tylko, jak mama ma pretensje do ojca, że nie zapłacił rachunku, bo telefon jest wyłączony. W kościele panował potworny tłok, ale akurat tego dnia był u nas Obraz NMP. Kazanie ks. Boguckiego wydało mi się też jakieś dziwne. I powoli zacząłem się orientować, co się stało”.

A stało się wiele. Od dwunastu godzin obowiązywał dekret o stanie wojennym. Radio i telewizja powtarzały wystąpienie gen. Jaruzelskiego. Ale w warszawskim domu Kaczyńskich nie włączano z rana telewizora. Wyciągnięty ze swojego sopockiego mieszkania brat Lech był już w drodze do obozu internowania w Strzebielinku.

Jarosław wychodzi z kościoła i rozpoczyna wędrówkę po Warszawie. Najpierw idzie do siedziby Związku Literatów Polskich. Chaos, nikt nic nie wie. Potem do mieszkania Urszuli Doroszewskiej, redaktorki drugoobiegowego „Głosu”. Pusto, więc wraca do domu.

Kim był wtedy Jarosław Kaczyński? 32-letnim doktorem prawa i jednym z warszawskich opozycjonistów. W orbitę Komitetu Obrony Robotników wciągnął go kolega matki z Instytutu Badań Literackich, Jan Józef Lipski. Działał w Biurze Interwencji KOR zorganizowanym przez Zbigniewa i Zofię Romaszewskich. Jeździł w teren radzić prostym ludziom, jak sobie radzić z komunistyczną opresją. Bywał u Jacka Kuronia, gdzie zbierała się elita warszawskiej opozycji. Zamknięty w sobie i drażliwy, niezbyt dawał się lubić. Od głównego nurtu dzieliło go bardzo wiele: tradycje rodzinne, doświadczenia życiowe, inspiracje.

Łatwiej mu było znaleźć wspólny język z kręgiem Antoniego Macierewicza, jednego ze współzałożycieli KOR, który pod koniec lat 70. – po ostrym konflikcie z Michnikiem – coraz wyraźniej orientuje się w stronę opozycyjnej prawicy, wydając drugoobiegowe pismo „Głos”, m.in. z Ludwikiem Dornem, Piotrem Naimskim i Urszulą Doroszewską. Kaczyński też tam publikuje, ale wciąż pozostając postacią z drugiego planu i bez wyraźnego środowiskowego przydziału. Niemniej, gdy powstanie Solidarność i ludzie „Głosu” powołają przy Regionie Mazowsze Ośrodek Badań Społecznych, znajdzie się tam miejsce również dla Jarosława Kaczyńskiego.

Ale serce ruchu bije nie w Warszawie, a w Gdańsku. Lech należy do grona działaczy mających bezpośredni dostęp do Lecha Wałęsy. A tylko tacy się naprawdę liczą. Jerzy Borowczak, jeden z organizatorów sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej: – Początki Solidarności, chyba październik 1980 r. Jesteśmy na plebanii u ks. Jankowskiego. Dzwonek do drzwi. Przychodzi Kaczyński i pyta, czy jest brat. Nie wiedziałem, że Leszek ma brata, więc myślę sobie: jaki brat, to jakieś żarty? Wchodzę do drugiego pokoju, a tam siedzi Leszek. Identyczny jak tamten. Zgłupiałem.

Bezpieka uznała, że realne zagrożenie dla władzy stanowi tylko Kaczyński z Gdańska. „Byłem zszokowany, że mnie nie internowano” – wyzna po latach Jarosław. Co nie oznacza, że o nim zapomniano.

W poniedziałek 14 grudnia 1981 r. rano wraz z kolegą z Ośrodka Badań Społecznych jedzie pod Hutę Warszawa. Potem do siedziby PAN w Pałacu Staszica. Wieczorem do domu. Nazajutrz wczesnym rankiem przyjdzie po niego bezpieka.

Notatkę z rozmowy, która odbyła się 15 grudnia w Pałacu Mostowskich, sporządził funkcjonariusz SB ppłk Kijowski. Dokument, wraz z innym z teczki, upubliczni po latach sam Jarosław Kaczyński.

Esbek o Kaczyńskim: „Jego wygląd jest niedbały. Twierdził, że nie interesują go sprawy materialne, kobiety, nie zależy mu w przyszłości na posiadaniu rodziny. Ma flegmatyczne usposobienie, wygląd książkowego mola. Pozuje na myśliciela Solidarności. Mimo pewnej demonstracyjnej rezygnacji z życia, kariery, stwierdzam, że jest osobą raczej ambitną. (...) Obruszył się, gdy stwierdziłem, że pozycja jego brata Lecha jest w Solidarności znacznie wyższa od tej, którą on reprezentuje. Nie przypadły mu do gustu uwagi typu, że na taką pozycję i rolę w środowiskach inteligenckich, jaką mają np. Michnik, Macierewicz czy Geremek, to trzeba zapracować, zasłużyć”.

Przebieg rozmowy będzie po latach budził kontrowersje. Kaczyński twardo odmówi podpisania tzw. lojalki, ale już podpis pod oświadczeniem o odmowie podpisania złoży. A przede wszystkim – wbrew opozycyjnym regułom – podejmie rozmowę z esbekiem.

O czym rozmawiali? O Solidarności, choć Kaczyński stawiał sprawy jednoznacznie: że to władza dążyła do konfrontacji, a nie związek. I o Ośrodku Badań Społecznych – ogólnie, unikając nazwisk, choć był przez esbeka podpuszczany: „Wykorzystując sprzyjającą sytuację, poruszyłem działalność A. Macierewicza, tj. »prawdziwych Polaków« [chodzi o nacjonalistyczną grupę działaczy Solidarności, która w 1981 r. zbliżała się do kręgu „Głosu” – przyp. red.] i obecności w niej osób narodowości żydowskiej, tj. Ludwika Dorna. Potwierdził, że L. Dorn jest Żydem, jednocześnie na moją złośliwą uwagę, że dziwne jest, iż Żydzi nie są chłopami czy robotnikami, odparł, iż są zdolniejsi od Polaków i dlatego plasują się w środowisku inteligenckim”.

„Wieczorem mnie wypuścili, i było to dla mnie bardzo niemiłym zaskoczeniem. Nie ukrywam, że nieprzyjemnym, bo przecież działałem cały czas. Uważałem zresztą, że jestem w sytuacji dużo gorszej niż internowani. Miałem absolutny imperatyw, że muszę działać, i sądziłem, że w efekcie pójdę siedzieć, co było gorsze od internowania” – opowiadał „Gazecie Polskiej”.

Macierewicz jest internowany, ale ukrywający się Ludwik Dorn wraz ze współpracownikami kontynuuje wydawanie „Głosu”. Na początku 1982 r. Kaczyński publikuje w nim pod pseudonimem artykuł, w którym rozważa tezę, że po zdławieniu Solidarności system będzie ewoluował ku „neostalinizmowi”. Ale jego przygoda z „Głosem” nie potrwa długo. „Zorientowałem się, że to środowisko jest hermetyczne, tworzy krąg wtajemniczonych przyjaciół z młodości i niespecjalnie chce współpracować z osobami z zewnątrz” – opowie po latach. I pewnie nie żałował, że tak się stało, gdyż środowisko Dorna i Macierewicza wkrótce skręci na manowce, publikując w czerwcu 1983 r. (trwał jeszcze stan wojenny!) absurdalny tekst postulujący porozumienie wojska, Kościoła i Solidarności.

Kolejny przystanek Kaczyńskiego to – wedle jego relacji – Międzyzakładowy Robotniczy Komitet Solidarności. MRKS był porozumieniem tajnych komisji związkowych, znanym z radykalnie antykomunistycznej linii. Co Kaczyński tam robił – nigdy bliżej nie wyjaśnił. „Pisywałem do ich wydawnictwa” – opowiadał.
Ale Marek Rapacki, naczelny wydawanego przez MRKS pisma CDN, powątpiewa: – Z nazwiskiem Kaczyńskiego w tamtym czasie nigdzie się nie zetknąłem. Co oczywiście nie wyklucza tego, że coś tam robił. Działaliśmy przecież w warunkach konspiracji.

Bez wątpienia przyszły premier nadal utrzymuje kontakt ze środowiskiem KOR. – Wspólnie z Anką Kowalską przejęłyśmy wtedy po internowanym Jacku Kuroniu zadanie informowania zagranicznych dziennikarzy o tym, co się dzieje w Polsce – opowiada Ewa Milewicz. – Jarosław często do mnie przychodził i pytał, czy jest coś do roboty. Wysyłałam go w różne miejsca, żeby zbierał informacje. Nie pamiętam, aby odmawiał.

Wkrótce Kaczyński zwiąże się bliżej z Ruchem Młodej Polski, który opierając się na tradycji Narodowej Demokracji, budował tożsamość nowej prawicy. Liderem Ruchu w Warszawie był Tomasz Wołek, naczelny drugoobiegowych pism „Polityka Polska” i „Solidarność Narodu”.

– Gdy wyszedłem z ukrycia, przyszedł do mnie i zgłosił akces – opowiada Wołek. – Trochę go już znałem, więc go przyjąłem. Opublikowałem jego tekst, ogólnie słuszny, ale napisany ciężkim, prawniczym językiem.

Ale w RMP Kaczyński też długo nie wytrwał. Opowiadał potem o Wołku: „Trochę mnie drażniło jego dążenie do dominacji. W tym przypadku trafiła kosa na kamień”. O innych działaczach RMP zaś, że „zajmowali się głównie debatami” i że „nie do końca rozumiał ich polityczny plan”. Rozstał się z nimi, gdy zorientował się, że postawili krzyżyk na Solidarności.

Środowisko RMP faktycznie uznało, że potencjał tkwiącej w podziemiu Solidarności dramatycznie się kurczy i nadszedł czas, by tworzyć zręby nowych formacji politycznych. Wołek: – To oznacza pracę formacyjną, na długie lata. Podejrzewam, że Kaczyńskiego to nie interesowało. Zresztą miał pewnie świadomość, że tworzymy zwarte środowisko, w którym liderem nigdy nie będzie. Rozstanie było eleganckie. Podziękował za współpracę i poinformował, że właśnie pojawiła się możliwość współpracy z bratem, który opuścił obóz internowania.

Jedynym miejscem, do którego Jarosław trafił w stanie wojennym i pozostał dłużej, był Komitet Helsiński. Współuczestniczył w pisaniu głośnych raportów o łamaniu praw człowieka w Polsce. Jego drogi z Komitetem rozeszły się po 1989 r., gdyż lansował niepopularne w tych kręgach hasła twardej polityki karnej.

Bezpieka w stanie wojennym przyglądała się poczynaniom Jarosława Kaczyńskiego. Już w sierpniu 1982 r. uznała, że „nie prowadzi wrogiej działalności”, sprawę rozpracowania więc zakończono i teczkę (założoną jeszcze w 1976 r.) przekazano do archiwum.

Po uwolnieniu Lecha w październiku 1982 roku drzwi do głównego nurtu solidarnościowego stanęły otworem przed Jarosławem. Opowiadał, że pierwsze kontakty z Tymczasową Komisją Koordynacyjną (czyli kierownictwem podziemnej Solidarności) nawiązał jeszcze w 1983 r. Oczywiście przez brata. Dostał wtedy podziemne stypendium.

Bogdan Lis, jeden z liderów TKK, po raz pierwszy spotkał go na posiedzeniu Komisji na początku 1984 r. Władza szykowała proces jedenastu czołowych działaczy opozycji. Uwięzionym oferowano jednak amnestię w zamian za podpisanie deklaracji o porzuceniu działalności politycznej.

– Kaczyńscy przekonywali, że uwięzieni powinni podpisać i wyjść na wolność. Bo inaczej pójdą na wiele lat siedzieć – wspomina przywódca podziemia Zbigniew Bujak. – Doszło do ostrej dyskusji, bo my się z tym nie zgadzaliśmy. Czułem, że tamtych i tak zaraz wypuszczą. A podpisanie deklaracji byłoby niszczące dla autorytetu Adama Michnika czy Jacka Kuronia.

Sprawa upadła, gdy okazało się, że nikt, nawet Jacek Kuroń, nie zdoła skłonić Adama Michnika do pertraktacji. Całą jedenastkę po kilku miesiącach wypuszczono. „Dopiero po fakcie zdałem sobie sprawę, że postąpiłem wtedy niezbyt mądrze” – wyzna po latach Kaczyński.

Bujak: – Kaczyńscy używali humanitarnych argumentów. Później, gdy ich lepiej poznałem, zastanawiałem się, czy przy okazji nie chodziło im o wsadzenie na minę potencjalnej konkurencji.

To, że bracia grali na siebie, jest oczywiste. W 1986 r. Kaczyńscy domagają się powołania sekretariatu TKK, co – jak później Lech wyjaśni historykowi Andrzejowi Friszkemu – „umacnia pozycję moją i brata, przy czym nie jesteśmy zwolennikami wojny z Warszawą [czyli wywodzącym się z KOR nurtem opozycji – przyp. red.], natomiast nie oddajemy jej całej władzy i niewątpliwie wspieramy Wałęsę”.

Tym sposobem myślenia o polityce Jarosław już niedługo zaskoczy opozycyjne elity. W maju 1988 r., gdy z ramienia Wałęsy bracia wspomagać będą strajk w Stoczni Gdańskiej, nagle objawi się jako w pełni dojrzały lider polityczny, przedkładający precyzyjną analizę ponad moralizatorstwo, planujący swe posunięcia na kilka kroków do przodu.

Zbliżała się już wolna Polska, a wraz z nią startowała jedna z najbardziej spektakularnych karier politycznych ostatniego ćwierćwiecza.

Korzystałem m.in. z książek: „Odwrotna strona medalu” Teresy Bochwic, „O dwóch takich... Alfabet braci Kaczyńskich” Piotra Zaremby i Michała Karnowskiego, „Solidarność podziemna 1981-1989” pod redakcją Andrzeja Friszkego.


http://historia.newsweek.pl/jaroslaw-kaczynski---opozycjonista-bez-przydzialu,99863,1,1.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Ireneusz Głażewski



Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 382

PostWysłany: Wto Sty 29, 2013 1:22 pm    Temat postu: drobna wstawka Odpowiedz z cytatem

Ten temat nie jest raczej szczególnie ciekawy dla osób zainteresowanych KPN-em bowiem w kilka tyg. odwiedziło go raptem kilka osób.
To i moja uwaga -obiecuję- będzie dość lakoniczna
Administrator napisał:
Chyba najbardziej szczegółowe omówienie tego, co faktycznie robił Jarosław Kaczyński po wprowadzeniu stanu wojennego, autorstwa Rafała Kalukina. Wartościowy tekst, bo dworscy dziennikarze PiSu (zwłaszcza bracia Karnowscy) w w kolejnych wywiadach-rzekach z Kaczyńskim omijali wszelkie niewygodne dla niego fakty i okoliczności.



Moją ulubioną książką dot. polityki była pozycja "Bez wahania" gdzie Dudek & Gawlikowski zadawali czasami bardzo trudne pytania Moczulskiemu..., ale tam i pytający byli dość rzetelni i nie uzależnieni od bohatera wywiadu bardziej przenikliwi no i wertowany życiorys o niebo ciekawszy Cool
...wystarczy przejrzeć choćby pobieżnie

pozdro
IGła

PS
Fakty te są znane i to niejednemu; może jedynie nie były znane opinii publicznej, ale w sumie co to za różnica...?
Kiedyś (zapewne koniec lat 80-tych) uczestniczyłem w takim marszu przeciw ślepowronowi czy jakoś tak. Byli też działacze z innych ugrupowań, PPS, PPN bodajże.
Gdzieś na Pl. Zamkowym podeszła do nas starsza (ale nie stara) kobieta z mętnym wzrokiem i powiedziała, że niepotrzebnie protestujemy, bo Jaruzelski jest najwybitniejszym Polakiem i ona chciała by wypić wodę, w której ten "mąż" mył nogi (sic!) :F
Próbowaliśmy jej wyjaśnić to i owo jednak bezskutecznie...
A co to wszystko ma do powyższego tekstu...?
Tacy ludzie jak owa "dama" zrobili sobie bożka z ===> JarKacza i nawet gdyby się teraz okazało, że wydał SB-cji brata lub, że przyznał by się, że jest gejem to go nie opuszczą w wyborczej potrzebie, bo wiadomo, że reszta (wraz z SP, PJN itd) to żydomasoneria w najlepszym wypadku :rotfl:

Cóż... nie kryję, że od pewnego czasu niebezpodstawnie drażni mnie nieco "demokratyczna rzeczywistość". Nie mieszam się jednak do tego, a jedynie z rzadka coś skomentuję tu i ówdzie.
Moje wypowiedzi należy odczytywać jako upublicznione żale frustrata, któremu coś tam się nie powiodło, gdyż nie umie dać łapówki komu trzeba i nie jest pokornym cielęciem, które ssie kilka "matek" Embarassed

_________________
ka?dy ?piewa razem z nami:
"precz, precz, precz z komunistami"
Jakub Sienkiewicz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Site Admin


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 9123

PostWysłany: Czw Sty 31, 2013 9:58 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Rajmund Kaczyński. Ojciec braci

Cezary Łazarewicz

10 lipca 2012

O ojcu Jarosława i Lecha Kaczyńskich dziś wiadomo przede wszystkim to, że zmarł siedem lat temu. O jego pamięć nigdy nie zadbała najbliższa rodzina. Nie chciała zadbać.

Jadwiga zapraszała koleżanki z Instytutu Badań Literackich na służbowe prywatki do mieszkania na warszawskim Żoliborzu. Wystarczyło przebić się przez ścianę papierosowego dymu nad fotelem, by z bliska zobaczyć jej męża Rajmunda. Był szczupły, niezbyt wysoki, cichy i lekko stłamszony. Takim zapamiętały go jej przyjaciółki.

– Jadwiga sugerowała nam, że nie był to ten rycerz na białym koniu, na którego czekała całe życie, ale raczej przypadkowe małżeństwo – wspomina jedna z przyjaciółek. – W tej rodzinie zawsze więcej mówiło się o siostrze Jadzi, Marii, i o jej mężu, czyli wujku Stanisławie Miedzy-Tomaszewskim, niż o Rajmundzie.

O mężu Jadwigi, ojcu Lecha i Jarosława Kaczyńskich, koleżanki z IBL wiedziały wtedy bardzo niewiele. Że był kiedyś ranny w Powstaniu Warszawskim, że pracował na Politechnice Warszawskiej i że nie zrobił wielkiej kariery.

– Czuć było, że Jadwiga nie przepada za nim, więc tego drażliwego tematu się raczej nie poruszało – mówi przyjaciółka. Gdy zmarł w 2005 roku, został wymazany z pamięci. – Tak jakby nigdy nie istniał – dodaje. – Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, dlaczego wokół matki, która nie brała nawet udziału w powstaniu, bracia stworzyli legendę wojenną, a o ojcu zupełnie zapomnieli?

Grób Rajmunda Kaczyńskiego na Powązkach. Fot. Grzegorz Petka
Grób Rajmunda Kaczyńskiego na Powązkach. Fot. Grzegorz Petka

Pseudonim Irka
Mieszkający od wielu lat w Australii Jerzy Fiedler, pseudonim Grot, pamięta Rajmunda jeszcze sprzed wojny. Chodzili razem do liceum matematyczno-fizycznego w Baranowiczach, które Rajmund skończył w 1939 roku.

Jego ojciec – Aleksander Kaczyński – był ważnym urzędnikiem kolejowym. Po ślubie z pochodzącą spod Odessy Franciszką osiedlił się w Grajewie na Podlasiu. To tam w roku 1922 urodził się Rajmund (miał jeszcze brata i siostrę, którzy zmarli w dzieciństwie). Gdy pięć lat później kolej państwowa zaoferowała Aleksandrowi Kaczyńskiemu stanowisko naczelnika ekspedycji węzła, rodzina przeniosła się do Baranowicz, największego miasta województwa nowogródzkiego, ważnego ośrodka gospodarczego, siedziby garnizonu wojskowego i oddziału Korpusu Ochrony Pogranicza.

Fiedler spotkał Rajmunda w Warszawie w 1940 roku i trochę się zdziwił, ale ten wyjaśnił, że po wkroczeniu Sowietów rodzina w obawie przed zsyłką na Sybir uciekła do stolicy. – Tylko że on tutaj nie znał nikogo – mówi Fiedler. Zaproponował koledze przystąpienie do armii podziemnej. Rajmund od razu się zgodził. Powiedział, że teraz będzie „Irką”. Skąd ten pseudonim? Bo tak nazywała się jego ukochana.

Energiczny, zdecydowany, służbista. Takim zapamiętał Rajmunda Jacek Cydzik, pseudonim Ran, który w roku 1943 prowadził tajne kursy dla podchorążych. Rajmund się wyróżniał, więc „Ran” powierzył mu dowództwo drużyny (7 drużyna, III pluton, kompania K-1 pułku „Baszta”).

Potem decyzji trochę żałował, bo atmosfera w drużynie „Irki” nie była najlepsza. Podwładni wciąż się na niego skarżyli. – Nawet w wojsku nie co dzień wyzywa się ludzi od skurwysynów – mówił przed laty „Ran”. – Ale swoich ludzi wyszkolił dobrze – dodawał.

Fiedler mówi, że ojciec braci Kaczyńskich miał pewien feler charakteru: – Rajmund lubił narzucać swoją wolę, bo uważał, że tylko on ma rację. Wciąż się wykłócał o najdrobniejsze rzeczy.

1 sierpnia 1944 r., kiedy wybiła godzina „W”, Kaczyński poprowadził swoją drużynę na jednostkę kawalerii SS stacjonującą na torze wyścigów konnych na Służewcu. Za poprowadzenie tego szturmu dostał później Krzyż Walecznych. Ale w zasadzie na tym skończył się jego udział w powstańczych walkach.

Niemcy odstrzelili mu kciuk prawej ręki. Bardzo krwawił, więc przekazał dowodzenie i wycofał się za mur wyścigów. Opatrywała go Helena Wołłowicz, ps. Rena, ciotka Bronisława Komorowskiego. Po latach opowiadała, że nie było po nim widać strachu. Z ręką na temblaku doczekał kapitulacji Mokotowa. Trafił do obozu przejściowego w Skierniewicach. Tu znów spotkał się z Fiedlerem, który wspomina: – Stąd mieli nas wysłać do obozów jenieckich.

Ale Rajmund powiedział, że do żadnych Niemiec nie pojedzie, i pokazał „Grotowi” furmankę zbierającą z ulic nieboszczyków. – Ja stąd z nimi wyjadę – powiedział.

– Położył się na furmance i kazał przykryć trupami – opowiada Fiedler. – Ryzykując rozstrzelanie, wydostał się na wolność, a my pojechaliśmy do obozów.

Po tej ucieczce (po latach otrzymał za nią order Virtuti Militari) Rajmund krążył po Polsce. Pojechał na krótko do Krakowa, potem do Łodzi, gdzie po wojnie, przed powrotem do Warszawy, skończył studia na Politechnice Łódzkiej.

Z 320 żołnierzy kompanii K-1 powstanie przeżyło nie więcej niż 30. Trzymali się zawsze razem. Co roku spotykali się 1 sierpnia na cmentarzu Powązkowskim, a potem – pod czujnym okiem UB – szli się napić do restauracji w hotelu Warszawa. – Nie widywałam Rajmunda na tych spotkaniach, ale może dlatego, że studiował wtedy w Łodzi – mówi łączniczka R. z kompanii K-1.

Inni sądzą jednak, że to dlatego, iż czuł już respekt przed władzą i nie chciał się narażać.

– Miał dość konspiracji i nielegalnych działań – mówi Fiedler, „Grot”. – Dlatego tak bardzo mu się nie podobało, że jego chłopcy zaczęli się potem kręcić koło tej opozycji.

„Kiedy zaczęła się nagonka na Armię Krajową, było rzeczą prawdopodobną, że dosięgnie i jego – napisał na dziennikarskim portalu Studio Opinii jego znajomy ze studiów, który nie chce ujawnić nazwiska. – Koledzy doradzili jako osłonę – zapisanie się do partii. Z pozyskania Rajmunda Kaczyńskiego, człowieka z opinią uczciwego i sympatycznego, Oddziałowa Organizacja Partyjna była zadowolona. Nie był ani lizusem, ani donosicielem”.

Łączniczka R. uważa jednak, że informacja o wstąpieniu Rajmunda do PZPR jest nieprawdziwa i krzywdząca. W kwestionariuszach osobowych z lat 60., jakie udało mi się odnaleźć, Kaczyński senior w rubryce przynależność partyjna konsekwentnie wpisywał: „bezpartyjny”. Jego nazwisko nie pojawia się ani w dokumentach komitetu uczelnianego PZPR Politechniki Warszawskiej, gdzie pracował, ani we wspomnieniach najstarszych pracowników uczelni. Zaprzecza też prof. Wiesław Gogół, który z Kaczyńskim pracował od końca lat 50. w Instytucie Techniki Cieplnej Politechniki Warszawskiej.

Z drugiej strony, z całą pewnością Rajmund nie był też kimś, komu wpadłby do głowy pomysł obalania komunizmu. Uczelniana organizacja partyjna systematycznie wystawiała mu dobrą opinię. Był człowiekiem zaufanym. Dzięki temu mógł już w latach 60. wyjeżdżać na zagraniczne kontrakty do Anglii, Belgii, Holandii, RFN, Włoch i Libii. Władze PRL doceniały i nagradzały lojalnych pracowników – w latach 70. Rada Państwa przyznała Rajmundowi Kaczyńskiemu Złoty Krzyż Zasługi.

Zła przeszłość

Wcześniej jednak – zanim Rajmund dostał w 1958 roku etat na Politechnice Warszawskiej – trudno mu było gdzieś zagrzać dłużej miejsce. W Głownie pod Łodzią był konstruktorem w zakładach samochodowych, w warszawskich Państwowych Zakładach Optycznych – kierownikiem od remontów, w Miastoprojekcie – kierownikiem zespołu projektowego. Rozkręcał też prywatny biznes, ale szybko zbankrutował. Próbował się zahaczyć na uczelni jako asystent, prowadził zajęcia na kursach.

W 1948 roku, podczas balu karnawałowego na Politechnice Warszawskiej, poznaje pięć lat młodszą od siebie Jadwigę Jasiewicz, studentkę polonistyki na UW. W tym samym roku biorą ślub, rok później przychodzą na świat bliźniaki. – Nie przeraziłam się jakoś, że to dwójka. Od razu bardzo te dzieci pokochałam i starałam się być blisko nich – mówiła po latach.

Jest rok 1949. Rajmund z rodziną wprowadza się do malutkiego mieszkania teścia przy Suzina, ale jednocześnie umawia się z właścicielem zrujnowanej kamienicy przy ulicy Lisa-Kuli 8, że wyremontuje ją w zamian za wynajęcie całego piętra. 80 metrów – na Warszawę metraż wówczas gigantyczny. Taka przynajmniej jest wersja Jadwigi Kaczyńskiej. Według anonimowego znajomego Rajmunda, tego, który opublikował list na portalu Studio Opinii, było jednak zupełnie inaczej. Rajmund w pierwszej połowie lat 50. organizował na polecenie partii skrócone studia dla towarzyszy z wyższych – partyjnych i państwowych – sfer. Jeden z nich, z bardzo wysokiego szczebla, zainteresował się losem młodego naukowca ze „złą przeszłością” i załatwił mu komunalne mieszkanie w willi.

W 300-stronicowym wywiadzie rzece „O dwóch takich...” bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy niewiele miejsca poświęcili ojcu. Tylko na jednym zdjęciu widać Rajmunda. Jarosław zapamiętał, że tata panicznie bał się o ich zdrowie i ciągle wysyłał chłopców do lekarza. Lech też zapamiętał nadopiekuńczość, ale również jego stanowczy charakter.

– Ojciec całe dnie spędzał w pracy i miał mniejszy wpływ na moje życie – przyznał Lech. – Miałem pewne trudności w kontaktach z nim.

Jerzy Fiedler, który z bliska obserwował rodzinę Kaczyńskich, twierdzi, że pomiędzy ojcem i synami nie było silnej więzi.

– Oni byli blisko matki i ona była dla nich numerem jeden – mówi. – Rajmunda nie słuchali i ciągle się z nim kłócili. Narzekał, że nie ma na nich wpływu. A im byli starsi, tym bardziej się od niego oddalali.

Nie był świętoszkiem

Na politechnice Kaczyński nie zrobił naukowej kariery. Gdy w 1987 roku odchodził na emeryturę, w jego dokumentach zapisano, że rozprawę doktorską ma na ukończeniu, ale nigdy nie udało mu się jej skończyć. To dlatego – jak tłumaczy prof. Wiesław Gogół – że faktycznie pracę naukową rozpoczął dopiero w drugiej połowie lat 70. A gdy już wybrał temat pracy, to okazał się tak trudny i zawiły, że musiał prosić o pomoc koleżankę matematyczkę. Zamykali się na wiele godzin w pokoju 104 na pierwszym piętrze instytutu i pracowali do późna. Zamiast doktoratu powstały plotki o ich gorącym romansie.

Prof. Gogół: – Na pewno nie był świętoszkiem i nigdy nie krył zainteresowania kobietami, ale o swoich przygodach nikomu nie opowiadał. Profesor przyznaje jednak, że jeśli takie plotki docierały do rodziny, to mogły być bolesne. Rósł więc mur między Rajmundem a Jadwigą i synami.

We wszystkich charakterystykach, które pozostały w archiwum politechniki, można przeczytać superlatywy: „bierze udział w pracach społecznych”, „energiczny, zdolny, sumienny, zaangażowany”. „Jest jednostką o wysokich wartościach społecznych i moralnych”. I jeszcze jedno powtarzające się zdanie: „Ma odwagę bronić własnych poglądów”.

Prof. Gogół precyzuje: – Ze wszystkimi się kłócił i nikt nie był w stanie go przekonać do swoich racji.

Polował na słabe punkty rozmówców, by się z nimi w czymś nie zgodzić i by te różnice rozdmuchiwać. W Instytucie Techniki Cieplnej mówiono, że z Dziewiątką (tak nazywano Kaczyńskiego z powodu obciętego kciuka) się nie zadziera i że lepiej zejść mu z drogi.

Gdy synowie Rajmunda stali się znani i zaczęli pojawiać się w mediach, prof. Wiesław Gogół spojrzał na nich innymi oczami.
– To tak jakby cechy Rajmunda podzielić na pół i rozdzielić je między dwie osoby – mówi. – Lech wziął z niego dobroć, życzliwość i wyrozumiałość, a Jarosław zadziorność, nieustępliwość i intelekt.

Dowody na istnienie

W wir życia kombatanckiego Rajmund rzucił się dopiero w latach 90., już w wolnej Polsce. Systematycznie chodził na spotkania kompanii K-1 pułku „Baszta”. W każdą rocznicę kapitulacji powstańczego Mokotowa jeździł na rocznicowe spotkania do Chojnowa, na działkę Haliny Wołłowicz, z którą się bardzo przyjaźnił od czasów powstania. Ubolewał tylko, że koledzy przychodzą na te spotkania z żonami i dziećmi, a on wciąż sam. Jednak nikogo z rodziny nie mógł na nie zaciągnąć. Jadwiga przyznawała w wywiadach, że ją nudzą powstańcze opowieści. „Ileż razy można słuchać?” – mówiła. Jarosław twierdził natomiast, że konspiracyjne opowieści mamy – choć ta w powstaniu nie wzięła udziału, bo jej w Warszawie nie było – bardziej przemawiały do niego i robiły na nim większe wrażenie.

Być może dlatego rolę bohatera powstania w hucznych obchodach 2004 roku, odbywających się pod patronatem prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, odgrywała właśnie Jadwiga, a nie Rajmund. Nie wiadomo nawet, czy Rajmund był na otwarciu Muzeum Powstania Warszawskiego, ale na pewno nie było go na uroczystym bankiecie w ratuszu. Gdy Jerzy Fiedler zapytał prezydenta Warszawy o swego kolegę, ten odparł, że ojciec nie przyszedł, bo źle się poczuł.

Koledzy Rajmunda mówią, że był człowiekiem z zadrą w sercu. Niby był dumny z synów, ale ciągle miał do nich pretensje. Gdy rok przed śmiercią odwiedził swoją koleżankę z kompanii K-2 Zofię Kowalewską-Jastrzębską, Rajmund rzucił nieoczekiwanie o szansach PiS w nadchodzących wyborach: – Boże, uchroń Polskę przed moimi synami narwańcami.

Nie zdążył zobaczyć ich ani w pałacu prezydenckim, ani w Kancelarii Premiera. Zmarł na raka płuc w kwietniu 2005 r., kilka miesięcy przed wielkim wyborczym zwycięstwem PiS i Lecha Kaczyńskiego. Umarł w rodzinnym domu przy ul. Mickiewicza na Żoliborzu. Pogrzeb na warszawskich Powązkach był skromny. Żadna gazeta nie napisała słowa o pogrzebie Rajmunda. W dwóch największych dziennikach warszawskich nie ma ani jednego nekrologu zamówionego przez najbliższą rodzinę. – Ponoć Jarek nie chciał, żeby stało się to pretekstem do grzebania w życiorysie ojca – mówi przyjaciółka Jadwigi.


http://polska.newsweek.pl/rajmund-kaczynski--ojciec-braci,93806,1,1.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum polonus.forumoteka.pl Strona Główna -> SPRAWY BIEŻĄCE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum